Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

33PTW - Serce z lodu



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Ice heart
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 33/50
Opis: Remus i Syriusz prowadzą nieprzyjemną rozmowę z Regulusem.


Regulus słyszał plotki, że jego brat i kochanek brata wrócili do miasta. Jakiś czas temu się wynieśli, ale coś sprowadziło Syriusza i Remusa z powrotem. Przełknął boleśnie, gdy pomyślał, co to oznacza.
Westchnął. Bez względu na to, jak bardzo chciałby, żeby było inaczej, nie mógł unikać spotkania do końca życia. Niestety, to kiedy się zobaczą, było wyjęte spod jego kontroli. Był w połowie poważnej rozmowy z Lucjuszem Malfoyem, gdy usłyszał głos w jakiś sposób rozpoznawalny, ale nie był pewny, kiedy go słyszał w przeszłości.
- Łapciu, nie – nakazał surowo głos.
Remus uniósł wzrok i dostrzegł Syriusza i Remusa. Łapcia było pseudoniem dla innego pseudonimu – Łapy. Nigdy nie odkrył, jak Syriusz zdobył tak niezwykły pseudonim, ale to nie miało znaczenia.
Szare oczy Syriusza wwiercały się w oczy Regulusa, które miały dokładnie taki sam odcień. Syriusz podszedł do niego, a Malfoy gdzieś zniknął.
Syriusz nie czekał,  by na niego wyskoczyć.
- Jak stałeś się przyjacielem kogoś tak niebezpiecznego?
Regulus obojętnie wzruszył ramionami.
- To nie twoja sprawa.
- Mój młodszy brat współpracuje z Malfoyem, ze wszystkich ludzi. Sądzę, że to jest moja sprawa.
Regulus spiorunował go wzrokiem.
- Nie było cię tu. Straciłeś swoje prawa do tego, by obchodziło cię, z kim rozmawiam i co robię.
Remus zrobił krok w ich stronę.
- Wiemy, że jesteś zły. Sądzisz, że Syriusz cię porzucił.
- Ponieważ to zrobił – odparował Regulus.
- Musiałem odejść – błagam Syriusz. – Teraz tu jestem. Pozwól sobie pomóc.
Oczy Regulusa zwęziły się.
- Nie chcę, ani nie potrzebuję twojej pomocy. Radziłem sobie całkiem dobrze bez ciebie. Dlaczego  miałbym nagle chcieć, żebyś wpadł i grał mojego Starszego Brata?
- Regulus… - zaczął Syriusz, ale Regulus powstrzymał go, odwracając się tyłem do pary.
- Dla mnie jesteś martwy – wymamrotał, po czym odmaszerował. Musiał znaleźć Malfoya.
Syriusz i Remus spojrzeli na siebie.
- Łapciu, przykro mi – wymamrotał Remus.
Syriusz skinął głową.
- Cóż, Reg może myśleć, że mnie nie potrzebuje, ale nie poddam się. Jestem jego bratem i nie mogę zwyczajnie przestać nim być.
Remus wziął go za rękę.
- Zrobię wszystko, co tylko, by ci pomóc – obiecał.
Syriusz spojrzał na swoje stopy, a jego umysł już wirował pomysłami, które mogły mu pomóc przełamać się przez lód, który wydawał się teraz otaczać serce Regulusa.



sobota, 21 kwietnia 2018

CP - Rozdział 3 - Ujawnione sekrety



Następny dzień minął powoli. Fred i George przyparli do muru ich sponsora i pokazali mu, co myśleli o ich sklepie z żartami. Harry tylko obserwował, jak bliźniacy wymieniają mu ich wynalazki, starając się go nie przytłoczyć. Wiedział, że Fred i George Weasleyowie byli kreatywni, ale nigdy nie pomyślał, że osiągną tak wiele w tak krótkim czasie. Byli niezwykle dumni, pokazując mu ich Uszy Dalekiego Zasięgu – przedmiot, który pozwalał podsłuchiwać rozmowy. Harry zapisał sobie w umyśle, żeby powiedzieć Syriuszowi i Remusowi o tym wynalazku. W tych ścianach odbywało się wiele rozmów, które miały być prywatne.
Trzymanie swoich spraw w sekrecie okazało się trudniejsze, niż Harry sądził, że będzie. Nie był przygotowany na ciekawość swoich przyjaciół, choć powinien. Od czasu zakończenia roku szkolnego unikał ich pytań na temat tego, co się z nim stało, ponieważ nie był gotów, by o tym z nimi rozmawiać. Wraz z Syriuszem i Remusem radził sobie z poczuciem winy, złością i depresją. Dlaczego miałby ponownie to ujawniać, skoro chcieli tylko zaspokoić swoją ciekawość?
Harry wiedział, że to głównie upartość Hermiony. Miała serce w dobrym miejscu, ale pewnych rzeczy nie dało się rozwiązać za pomocą książek, gdzie szukała odpowiedzi przy każdym problemie. Rodzeństwo Weasley niechętnie słuchało wszystkiego, co kazali im rodzice, chyba że usłyszeli coś innego, co robiła Hermiona. Ponieważ Hermiona była mugolskiego pochodzenia, wiedziała dokładnie, czym są pikające odgłosy i poinformowała Weasleyów, że maszyna monitoruje pracę serca Harry’ego. Z powodu strachu, nastolatki przyparły do muru panią Weasley, żądając odpowiedzi na pytanie, co jest nie tak z Harrym.
- To nie pytanie do mnie – powiedziała im pani Weasley. – Pamiętajcie, co powiedzieli wam Syriusz i Remus. Harry wciąż dochodzi do siebie po tym, co się stało. Jeśli Syriusz i Remus uznają za konieczne dodatkowo pilnować Harry’ego, to ich decyzja. Wszyscy jesteście gośćmi w ich domu. Najlepiej będzie, jeśli to zapamiętacie.
Postawa pani Weasley zszokowała wielu. Ta zwykle pełna energii kobieta zwykle usuwała się w cień, gdy chodziło o Syriusza i Remusa, tylko dodając coś od siebie, gdy mężczyźni nie zgadzali się z czymś, co dotyczyło Harry’ego. Jej upór ujawniał się tylko podczas posiłków. Nalegała, by pomagać Harry’emu i Remusowi w gotowaniu, a obaj czarodzieje bardzo chętnie jej na to pozwolili. Było tak wiele gąb do wykarmienia, że im więcej pomocy w kuchni, tym lepiej.
Nowoprzybyli poprzedniego tygodnia spotkali również Stworka. Skrzat domowy rodziny Blacków również zmienił się nieco podczas ostatniego miesiąca. Syriusz powiedział Harry’emu, że Stworek jest szalony i tylko uciążliwy, ale po pierwszych kilku dniach odpoczynku w łóżku, skrzat wszedł do sypialni Harry’ego, mamrocząc o swojej pani. Harry wiedział od Syriusza, że panią Stworka była pani Black, matka Syriusza i wziął na siebie pytanie Stworka, jaka kobieta była. To zaskoczyło skrzata, ale ponieważ Harry został adoptowany przez członka rodziny Blacków, Harry był technicznie jej częścią, co oznaczało, że Stworek musiał go słuchać.
Stworek opowiadał Harry’emu o pani Black w sposób, w jaki tylko posłuszny sługa mógł opowiadać. W rodzinie Blacków było bardzo niewiele czarodziejów i czarownic, którzy przeciwstawili się Voldemortowi. Stworek dorastał w domu Blacków, wierząc we wszystko, co mu powiedzieli, bez względu na to, jak bardzo było to skrzywione. Ponieważ Syriusz uciekł z domu, gdy jeszcze był w Hogwarcie, Stworek uważał, że Syriusz zdradził swoją matkę i dlatego nienawidził go z wielką namiętnością. Dziwne było to, że nie traktował w taki sam sposób Harry’ego. Mimo że Harry był przeciw Voldemortowi, Stworek traktował go sprawiedliwie, ponieważ chłopiec był zainteresowany tym, by dowiedzieć się czegoś o linii rodowej Blacków.
To nie oznaczało, że Stworek traktował w taki sposób przyjaciół Harry’ego. W rzeczywistości, stary skrzat domowy nazywał Weasleyów zdrajcami krwi a Hermionę szlamą (czyli obrzydliwym określeniem czarownic i czarodziejów mugolskiego pochodzenia). Usłyszawszy to, zarówno Harry i Syriusz skarcili skrzata domowego, nakazując mu trzymać się z daleka od gości. Od tego czasu, Stworek nie był widziany przez nikogo.
„Ukochany” portret pani Black był kolejną częścią domu Blacków, który zaskoczył Hermionę i nastoletnich Weasleyów. Fred i George schodzili po schodach, rozmawiając głośno, gdy ku ich zaskoczeniu, kurtyny na ścianie otworzyły się, ujawniając portret starej kobiety, która popatrzyła na nich ze złością, po czym zaczęła na nich krzyczeć. To sprowadziło uwagę wszystkich w domostwie.
Pani Weasley i Remus przybyli pierwsi i próbowali zaciągnąć kotary, ale bez efektów. Zaraz nadbiegli Harry i Syriusz, a za nimi Ron, Hermiona i Ginny. Zauważając Harry’ego, Remus odciągnął zdezorientowaną panią Weasley z drogi.
- Wystarczy, babciu! – krzyknął na nią Harry. Fakt, że chłopiec, który przeżył, nazywa ją w taki sposób, sprawił, że starsza pani zemdlała, pozwalając Remusowi zaciągnąć kotary portretu.
Interesujące było wyjaśnienie tego Weasleyom. Kiedy Harry dowiódł, że pani Black nie jest tak naprawdę jego babcią, pani Weasley westchnęła z ulgą. Większość członków Zakonu wiedziała, żeby przechodzić cicho obok portretu pani Black, więc nikt z nich nie widział, jak Harry ją ucisza. Syriusz i Remus próbowali uciszać ją podczas pierwszego tygodnia, gdy Harry się wprowadził i miał odpoczywać. Słysząc krzyki pani Black, Harry wyszedł z pokoju i usiadł na szczycie schodów, obserwując ze zdezorientowaniem. To wtedy pani Black zauważyła Harry’ego, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Harry słyszał, że Syriusz nazywa ją „mamą”, więc tylko uśmiechnął się i powiedział: „Cześć, babciu”. Pan Black straciła przytomność, pozwalając Syriuszowi i Remusowi zaciągnąć kotary. Od tego czasu, żeby uciszyć panią Black wystarczyło, by Harry nazwał ją babcią, ponieważ nie byli w stanie zdjąć portretu ze ściany.
Przed końcem tygodnia, Harry doszedł do wniosku, że trzymanie Hermiony i Weasleyów od spotkań Zakonu było trudniejsze do zrobienia niż się zdawało. Ostrzegł Syriusza o Uszach Dalekiego Zasięgu podczas jednej z sesji treningowych, więc podjęto środki ostrożności, ku wielkiej irytacji Freda i George’a. Nie będąc w stanie niczego podsłuchać, nastolatki odchodzili do swoich pokoi na noc, a przynajmniej tak twierdzili. Będąc zbyt zmęczonym, by z tym walczyć, Harry poszedł do łóżka. Przeżył dwie godziny treningu tego ranka i z pewnością odczuwał to teraz.
Wczołgując się do łóżka, Harry poczuł, jak zaklęcia wokół pokoju ożywają, jak każdej nocy. Cichy, pikający głos wypełnił jego uszy, gdy naciągnął na siebie okrycie. Zamykając oczy, pozwolił sobie zastanawiać się, jak zawsze. Skupiając się na czymś, co nie pozwalało mu zasnąć przez godziny. Nie minęło wiele czasu, nim Harry odpłynął, a aura pokoju zgasła w ciemności.
Problemem było to, że to nie była spokojna ciemność. Silne emocje zdawały się wypełnić powietrze. Była w nim złość, nienawiść, rozpacz i wściekłość. Te Harry umiał rozpoznać. Były tak silne, że niemal bolesne. Otoczony ciemnością, Harry podwójnie sprawdził swoją kaburę na różdżkę, jednak przypomniał sobie, że już ją zdjął. Po prostu świetnie. Utknąłem w tym… miejscu, bez broni.
Odległy głos przebił się przez powietrze. Naciągając się, by coś usłyszeć, Harry podświadomie zrobił krok w stronę głosu. Jeśli ktoś tu był, może znał drogę na zewnątrz. A może byli tam śmierciożercy, którzy chcą cię zabić. Harry musiał jęknąć z irytacją, gdy ten pomysł przebiegł przez jego umysł. Musiał przyznać, że przy obecnym stanie rzeczy, bardziej prawdopodobne było, że ten głos należał raczej do wroga, niż przyjaciela.
Nagły ból przeszedł przez bliznę Harry’ego, sprawiając, że upadł na kolana. Chwytając się za głowę, Harry próbował go zignorować i skupić się na głosie, który stawał się coraz bardziej wyraźny, ale nie mógł sobie z tym poradzić. Zaczął panikować. Blizna bolała go tylko, jeśli Voldemort był w pobliżu albo jeśli Harry miał wizję o Czarnym Panie, ale to było niemożliwe. Voldemort miał być w śpiączce!
Chyba że to sen, zorientował się Harry. Czy to oznacza, że Voldemort się obudził?
Jeśli to rzeczywiście był sen, czy nie mógł się zwyczajnie obudzić? Ból wzmógł się, sprawiając, że krzyknął, trzymając się za głowę. Czuł, jak serce wali mu w piersi. Jak się obudzić, zwłaszcza z czegoś takiego? Rozkazanie sobie tego nie zadziała. Głos stawał się głośniejszy, całkowicie go otaczając. Był w pewien sposób zniekształcony, ale zdecydowanie wyczuwało się z nim złość.
- Zemsta… zabij… ich… wszystkich…
Harry zmusił się do wstania i odbiegnięcia od głosu. Brzmiał zbyt podobnie do tego, który słyszał na drugim roku. Nie zaszedł daleko, zanim coś uderzyło go w plecy, sprawiając, że poleciał do przodu. Harry wylądował na twardej ziemi z hukiem. Ból przebiegł przez jego pierś, gdy próbował zmusić się do oddechu. Odwracając się na plecy, Harry popatrzył w ciemność, nie będąc w stanie zobaczyć wiele więcej. Powoli powróciła do niego zdolność oddychania, ale tylko w krótkich westchnięciach. Ignorując ból, Harry usiadł i stanął twarzą w twarz z ostatnią osobą, którą spodziewał się zobaczyć.
Cedrica Diggory’ego.
Harry popatrzył na siedemnastolatka w szoku, nie będąc w stanie znaleźć słów. To było niemożliwe. Cedric był martwy. Harry widział, jak to się stało. Widział, jak Crouch używa morderczego zaklęcia, tej nocy, na cmentarzu. To sen… to musi być sen. To nie jest prawdziwe. Zdając sobie sprawę, że Cedric czeka, Harry zaryzykował.
- Cedric? – zapytał nerwowo.
Cedric uśmiechnął się.
- Hej, Harry – powiedział, wyciągając rękę i pomagając Harry’emu wstać. – Nie należysz tutaj. Musisz się obudzić. Twój ojciec chrzestny niezbyt dobrze radzi sobie z rozpaczą. – Cedric wyciągnął rękę i chwycił ramię Harry’ego. – Bądź silny, Harry.
Zanim Harry mógł odpowiedzieć, poczuł się tak, jakby był wyciągany z ciemności. Ból piersi i blizny powoli zmalał. Odgłosy wypełniły jego uszy. Ktoś mówił mu, żeby się obudził, trzymając go przy swojej piersi. Otwierając oczy, Harry jęknął, unosząc lewą dłoń i chwytając rękaw trzymającej go osoby. Minęła chwila, zanim Harry oczyścił umysł i zorientował się, że to Syriusz go trzyma.
- Harry? – zapytał Syriusz ostrożnie. – Obudziłeś się?
Harry jęknął kolejny raz, kiwając głową. Syriusz zacieśnił uścisk wokół niego, ukrywając twarz w jego włosach. Harry tylko pozostał nieruchomo, zbyt zmęczony, by choćby pomyśleć o ruchu. Chciał tylko ponownie zasnąć, ale stwierdził, że jest trzymany w całkowicie niekomfortowej pozycji. Jego górna część ciała została wykręcona, tak że kolano jego ojca chrzestnego wbijało się w jego żebro.
- Syriuszu, proszę, puść go – powiedział cicho Remus. – Pani Pomfrey musi przebadać Harry’ego. Musi zbadać jego serce.
To wystarczyło, by Syriusz zwolnił uścisk i ułożył Harry’ego na łóżko, chwytając go tylko za rękę. Oczy chłopca były częściowo otwarte, gdy zamazana twarz pani Pomfrey pojawiła się w polu jego widzenia. Machnęła nad nim różdżką parę razy, skupiając się na jego piersi. Harry znał już tę rutynę. Cokolwiek się stało, musiało uaktywnić zaklęcia wokół jego pokoju.
Nic dziwnego, że Syriusz był tak oszalały.
Gdy tylko pani Pomfrey skończyła, naciągnęła okrycie na pierś Harry’ego i położyła dłoń na jego czole.
- Zadziwiające, ale nie ma dalszych szkód na sercu pana Pottera – ogłosiła. – Poza niewielkim wyczerpaniem, nie mogę dostrzec żadnych dolegliwości.
Syriusz wypuścił wstrzymywany oddech. Hary otworzył nieco szerzej oczy, patrząc na zamazanego Remusa, który usiadł na krawędzi łóżka koło głowy Harry’ego i spróbował przygładzić jego rozmierzwione krótkie włosy. Było to beznadziejne działania, ale jasne było, że Remus nie robi tego dlatego, że włosy chłopca muszą być przygładzone. Jak Syriusz, Remus musiał się upewnić, że Harry jest cały i wciąż oddycha.
- Dobrze – rozległ się głos profesora Dumbledore’a. – Syriuszu, Remusie, myślę, że o temacie reszty spotkania dowiecie się z innego źródła. – Gdy Syriusz i Remus skinęli głowami w odpowiedzi, Dumbledore wyszedł z pokoju, a zaraz za nim wszyscy, którzy zostali przy drzwiach.
W momencie, gdy drzwi się zamknęły, Syriusz i Remus zdawali się rozpaść. Syriusz pochylił się i owinął ramiona wokół piersi Harry’ego, podczas gdy Remus ukrył twarz we włosach chłopca. Mając wolną rękę, Harry owinął ją wokół Syriusza i zaczął powoli gładzić go po plecach. Przypomniał sobie słowa Remusa: Nigdy w życiu nie byłem tak przerażony. Nie potrafił sobie wyobrazić, przez co przechodzili mężczyźni, gdy włączył się alarm, więc pozwolił im zostać, gdy powoli odpływał.
Harry nauczył się, że czasami lepiej pozwolić im samodzielnie rozprawić się z tym, co czuli, ponieważ był zobowiązany usłyszeć o tym jutro… i pojutrze… i kolejnego dnia… i następnego…
^^^
Następny ranek był przynajmniej pełen napięcia. Pierwszy raz od początku wakacji, pani Weasley sama przygotowała śniadanie. Nikt nie mówił o tym, co się stało noc wcześniej, ku wielkiej irytacji Rona, Hermiony, Ginny, Freda i George’a. Usłyszeli alarm, a zaraz za nim kilku członków Zakonu, przebiegających obok ich pokoi do Harry’ego. Wystawili  głowy ze swoich pokoi, dostrzegając Billa, biegnącego z powrotem w kierunku schodów, podczas gdy krzyki Syriusza wypełniły ich uszy. Błagał, żeby Harry się obudził.
Skryli się w swoich pokojach, gdy usłyszeli, że Bill z kimś wbiegają po schodach. Wyszli ponownie słysząc krzyki Harry’ego. Fred i George musieli powstrzymać Rona i Hermionę przed pobiegnięciem do sypialni Harry’ego, gdy krzyki ustały. Nigdy nie słyszeli, żeby Harry tak głośno krzyczał albo żeby było w tym tak wiele bólu. Pani Weasley chwilę później wyszła na korytarz i zaprowadziła ich do łóżek, twierdząc, że wszystko jest pod kontrolą. Weszli do pokoi, ale nikt nie poszedł do łóżka.
Niemal kwadrans potem, usłyszeli kroki i ciche głosy, mijające ich drzwi. Przez resztę nocy nie słyszeli nic więcej, ani też następnego ranka. Wszyscy dorośli podczas śniadania milczeli na temat tej sprawy i wydawało się, że uznali ich filiżanki kawy i herbaty za całkowicie interesujące. Ron nawet pytał o noc, zanim poddał się z frustracją. Po chwili nieprzyjemnej ciszy, pani Weasley poinformowała nastolatków, że Harry miał koszmar, ale nie powiedziała nic więcej oprócz tego, by dali dziś Harry’emu i jego opiekunom nieco więcej przestrzeni.
Ron i Hermiona nie przyjęli tego zbyt dobrze. Cały Zakon Feniksa nie wpada do czyjegoś pokoju, gdy ma się zwykły koszmar. Pani Pomfrey nie zostaje wezwana do zwykłego koszmaru. Coś było nie tak z Harrym. To by wyjaśniło, dlaczego Syriusz i Remus są tak troskliwi, ale dlaczego Harry nic nie powiedział? Czy już im nie ufał?
Wszedłszy do kuchni na obiad, Ron i Hermiona zatrzymali się w przejściu, widząc, jak pani Weasley i Remus nakładają nieco jedzenia na tacę, rozmawiając cicho. Remus wyglądał na wyczerpanego, przez co Ron i Hermiona zaczęli się zastanawiać, czy w ogóle spał poprzedniej nocy.
- Jesteś pewny, że nic mu nie jest? – zapytała cicho pani Weasley. – Gdy zaczął krzyczeć…
- To było straszne, wiem – powiedział Remus, przecierając oczy. – Harry naprawdę nie wie, co się stało. Powiedział, że ból blizny spowodował u niego krzyk. Harry ma wysoką tolerancję na ból. Nie chcę myśleć, jak bardzo musiało go boleć, by uzasadnić krzyki. Już posłałem wiadomość Dumbledore’owi. Jeśli Voldemort… - pani Weasley i Ron wzdrygnęli się, – obudził się, Harry może być w większym niebezpieczeństwie, niż sobie kiedykolwiek wyobrażaliśmy.
- A Syriusz? – zapytała pani Weasley.
Remus potrząsnął głową.
- Syriusz nie chce odejść od boku Harry’ego – przyznał. – Sądzę, że będziemy musieli coś z nim zrobić, żeby powstrzymać go przed pójściem z Harrym do Hogwartu. Myśleliśmy, że to koniec. Tak ciężko pracowaliśmy, żeby Harry uwierzył, że śmierć Cedrica nie była jego winą. – Widząc zdezorientowany wyraz twarzy pani Weasley, Remus wziął głęboki oddech, by się uspokoić. – Zeszłej nocy Cedric był w koszmarze Harry’ego. To prawdopodobnie dlatego tak trudno mu sobie z tym poradzić. Bardzo trudno jest widzieć kogoś w swoim śnie, a potem obudzić się i przypomnieć, że nie żyje.
Pani Weasley zakryła usta w szoku, a jej oczy wypełniły się łzami.
- Biedny chłopiec – powiedziała drżącym głosem. – Przeszedł przez tak wiele. Nigdy nie sądziłam, że jest tak źle. Dzisiaj się wszystkim zajmę. Razem z Syriuszem spędźcie cały ten dzień z nim. Jeśli czegoś będziecie potrzebowali, czegokolwiek, dajcie znać mi albo jednemu z dzieciaków. Czy zatrzyma się tu dzisiaj Poppy?
Remus skinął głową.
- Chce być absolutnie pewna, że nie doszło do kolejnych szkód, które mogłyby przedłużyć jego powrót do zdrowia – powiedział, podnosząc tacę. – Harry oczywiście twierdzi, że nic mu nie jest. Przysięgam, że Harry jest tak podobny do rodziców, że to nie jest śmieszne. Musieliśmy przywiązać Jamesa do łóżka w skrzydle szpitalnym, po kontuzji podczas Quidditcha, żeby mógł zostać uzdrowiony. Lily tylko zaprzeczała, jakoby cokolwiek miało jej być. Dosłownie musieliśmy ją zaciągnąć do św. Munga, ponieważ tak bardzo wymiotowała, ale tylko się dowiedzieliśmy, że jest w ciąży z Harrym.
Pani Weasley uśmiechnęła się do Remusa, jednak grymas zniknął, gdy zauważyła dwójkę nastolatków stojących w drzwiach. Trąciła Remusa, po czym skinęła na wejście.
- Jak wiele słyszeliście? – zapytała, gdy Remus odwrócił się i zobaczył Rona i Hermionę.
- Wystarczająco – powiedział Ron przez zaciśnięte zęby, piorunując wzrokiem Remusa i swoją matkę. – Co jest nie tak z Harrym? Dlaczego nikt nam nie mówi? Dlaczego to taki wielki sekret? My też się o niego troszczymy!
Remus westchnął i odłożył tacę.
-Wiemy o tym – powiedział spokojnie. – Harry nie chciał, żebyście wiedzieli, ponieważ nie chciał, żebyście traktowali go tak, jakby miał umrzeć w każdym momencie. – Zauważył, jak oczy nastolatków rozszerzają się na ten komentarz. – Czego nie zamierza robić – dodał Remus szybko. – Pojedynek z Voldemortem… - zignorował wzdrygnięcie Rona i pani Weasley, – wyrządził Harry’emu więcej szkód, niż pierwotnie myśleliśmy. Dochodzi do siebie, ale powoli. W tym momencie jego serce nie może znieść wiele stresu i to dlatego zeszłej nocy usłyszeliście alarm. Został nastawiony, by nas ostrzec, gdy szybkość uderzeń jego serca sięga pewnego poziomu.
- Więc to, co się stało wczoraj, wydarzyło się już wcześniej? – zapytała ze strachem Hermiona.
- Kilka razy – przyznał Remus, ponownie podnosząc tacę z jedzeniem. – A teraz przepraszam, nastolatek i mężczyzna, który uważa się za nastolatka, czekają na swój obiad.
Ron i Hermiona zeszli z drogi, żeby Remus mógł wyjść z kuchni. Idąc ostrożnie po schodach, Remus próbował wymyślić sposób, w jaki powiedzieć Harry’emu, że jego przyjaciele się dowiedzieli. Wiedział, że to kwestia czasu, zanim Ron i Hermiona odkryją, że nie wszystko jest tak „w porządku”, jak pozwala im wierzyć Harry, ale Remus miał nadzieję, że to Harry im to powie.
Wchodząc do pokoju chłopca, Harry musiał się uśmiechnąć na widok Harry’ego, leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami, jednocześnie bezmyślnie głaszczącego „Midnighta”. Wielki czarny pies opierał głowę o brzuch Harry’ego, pozwalając chłopcu drapać się za uszami. Remus musiał potrząsnąć głową. Zdumiewające, jak Syriusz wie dokładnie, czego Harry potrzebuje, bez ani jednego słowa.
Remus podszedł do łóżka Harry’ego, wyrywając i „Midnighta”, i Harry’ego z myśli. Z trzaskiem, Syriusz usiadł na łóżku zamiast „Midnighta” z chciwym wyrazem twarzy.
- Jedzenie! – powiedział radośnie Syriusz. – Czyli dzisiaj Molly gotuje?
- Stąd nadmiar jedzenia – rzekł Remus, odkładając tacę i podając talerz i widelec Syriuszowi. – Czujesz się na tyle dobrze, by usiąść do jedzenia, Harry?
Choć Harry nie był naprawdę głodny, wiedział, że Syriusz i Remus nie pozwolą mu z tego powodu ominąć posiłku.
- Postaram się trochę zjeść – powiedział, opierając się o wezgłowie. – Jak tam na dole?
Remus podał Harry’emu talerz, po czym podciągnął krzesło i usiadł, po czym wziął własną porcję jedzenia.
- Cóż, po prawdzie jest całkiem cicho – powiedział w końcu. – Nie widziałem bliźniaków ani Ginny, więc nie wiem, co knują. – Wziął porcję do ust i spojrzał nerwowo na Syriusza, co Black zauważył. – Jednak wpadłem na Rona i Hermionę.
Harry również zauważył wymianę spojrzeń między Huncwotami i westchnął z rozczarowaniem.
- Dowiedzieli się, prawda? – zapytał cicho, spuszczając wzrok. – Wiedzą o wszystkim.
Remus odłożył talerz z jedzeniem i przysunął krzesło bliżej łóżka. Uścisnął uspokajająco dłonią ramię Harry’ego.
- Tak, wiedzą o stanie twojego serca – przyznał. – Podsłuchali, jak rozmawiałem z Molly i zażądali odpowiedzi. Nigdy nie powiedziałem im wszystkiego, tylko tyle by zaspokoić ich ciekawość. – Nie otrzymawszy odpowiedzi, Remus zdecydował kontynuować. – Martwią się o ciebie, szczeniaku. Zeszłej nocy słyszeli alarm. Słyszeli, jak krzyczysz. Co mieli zrobić? Zapomnieć o tym?
Harry wpatrywał się w swój talerz, nie będąc w stanie unieść wzroku na opiekunów. Wiedział, że dowiedzą się wcześniej czy później. Miał tylko nadzieję, że to będzie raczej później, gdy nie będzie tak ściśle monitorowany. Zareagują zbyt gwałtownie, jak wszyscy inni.
- Co mam im powiedzieć? – zapytał Harry.
- Sugeruję prawdę – zaproponował łagodnie Remus, – przynajmniej na temat stanu twojego serca, ponieważ już wiedzą, że istnieje problem. Będziesz musiał zdecydować, co im teraz powiedzieć. Wiesz, co my na ten temat myślimy, szczeniaku, ale musisz robić to, co dla ciebie dobre. Ufasz nam, ale nie będziemy z tobą w Hogwarcie, a Ron i Hermiona będą. Ron będzie w stanie ci pomóc w nocy, jeśli będziesz mieć koszmar.
Harry westchnął i potarł oczy pod okularami.
- Ale co jeśli komuś powiedzą? – zapytał cicho. – Nie chcę, żeby cała szkoła się dowiedziała, że nie mogę samemu spać w nocy, bo moje serce może odmówić posłuszeństwa. W Hogwarcie sekrety nie są już sekretami. Tam nic o mnie nie pozostaje sekretem.
- Więc pozwolisz, żeby twój lęk przed czymś, co może się stać albo nie, decydował o twoim życiu? – zapytał Syriusz. – Nie podoba mi się to, Rogasiątko, ale muszę przyznać, że Lunatyk ma rację. Nie możemy fizycznie być z tobą w Hogwarcie – chyba że, oczywiście, coś się stanie, wtedy będziemy tam zanim się zorientujesz. – Remus odchrząknął, ostrzegając Syriusza, że zboczył z tematu. – Eee, chodzi mi o to, że nie możemy fizycznie być z tobą, ale twoi przyjaciele tak. Jeśli będą wiedzieć, jakie ważne jest trzymanie tego w tajemnicy przed Voldemortem, prawdopodobnie będą bardziej ostrożni, żeby nic nie wypaplać.
Rozległo się pukanie do drzwi, zaskakujące całą trójkę. Rozmowa ucichła, gdy drzwi się powoli otworzyły i Ron i Hermiona wsunęli do środka głowy.
- Eee, czy moglibyśmy przez malutką chwilę porozmawiać z Harrym? – zapytał nerwowo Ron, stając z Hermioną w progu. – Obiecujemy, że go nie zdenerwujemy.
Syriusz i Remus spojrzeli na Harry’ego, po czym chwycili talerze i wstali w tym samym czasie. Wyglądało to tak, jakby toczyli między sobą rozmowę bez słów zwykłym spojrzeniem.
- Będziemy na zewnątrz – powiedział Syriusz do Rona i Hermiony z nutką ostrzeżenia w głosie. – Jeśli alarm się włączy, nie będziecie mogli przebywać w pobliżu Harry’ego przez resztę wakacji.
Ron i Hermiona skinęli nerwowo głowami, odsuwając się na bok, by Syriusz i Remus mogli wyjść. Gdy tylko drzwi się zamknęły, niekomfortowa cisza wypełniła pokój. Oboje mieli wiele do powiedzenia, ale nie byli pewni, jak zacząć rozmowę.
- Więc jak się czujesz? – zapytała w końcu Hermiona.
Harry wzruszył ramionami.
- Lepiej – powiedział szczerze. – Z jakiegoś powodu wciąż jestem zmęczony. Syriusz i Remus nakazali mi odpoczywać w łóżku cały dzień. Chyba bardzo ich wczoraj przestraszyłem. Naprawdę sądziłem, że cały ten bałagan się skończył. Od kilku tygodni nie miałem tak strasznych koszmarów.
Hermiona pierwsza podeszła i usiadła w nogach łóżka Harry’ego, a Ron podążył tuż za nią.
- Ale wciąż masz koszmary? – zapytała łagodnie. Sądząc po wyrazie twarzy Hermiony, Harry mógł powiedzieć, że walczyła z ciekawością. – Są… są o tym, co się stało? – spytała cicho Hermiona.
Harry kiwnął głową, odwracając wzrok.
- Nie możecie w żaden sposób zrozumieć, jak to było tamtej nocy – powiedział cicho. – Byłem pewny, że umrę, tak jak Cedric. To, co widziałem… prawdopodobnie będzie mnie nawiedzać do końca mojego życia. Pojedynek z kimś takim, jak Voldemort… - Ron wzdrygnął się, ale Harry to zignorował – nie jest czymś, co bym polecał. Syriusz i Remus bardzo mi pomogli, ale wiem, że wciąż widzą we mnie tego czternastolatka, który wrócił tamtej nocy, poobijanego i bliskiego śmierci. Wiem, że nie jestem jeszcze całkowicie zdrowy, ale nie mógłbym znieść, gdyby moi przyjaciele również patrzyli na mnie w ten sposób. Jestem coraz silniejszy. To tylko zajmuje więcej czasu, niż początkowo myślałem.
Ron spuścił wzrok na okrycie.
- Co się wydarzyło? – zapytał cicho. Jasne było, o czym mówi Ron. Pytał, co się stało, że wszyscy zachowują się tak, jakby Harry był strasznie delikatny.
- Jednej nocy miałem koszmar i zacząłem krzyczeć – odpowiedział szczerze Harry. – Przyszli Syriusz i Remus i próbowali mnie obudzić, ale nie mogli. Moje serce nie mogło znieść takiego stresu i wpadło w szok. Przestało bić na niemal dziesięć minut, według pani Pomfrey. To dlatego jest tu założonych tyle zaklęć i czarów, żeby nie stało się coś takiego ponownie… i nie stało się. Każdego ranka biorę eliksir i poza kilkoma łagodnymi epizodami, nic mi nie było. Rozumiecie, że nikt się nie może o tym dowiedzieć, prawda?
Ron i Hermiona skinęli głowami.
- Nic nie powiemy, Harry – powiedziała pewnie dziewczyna. – Możesz nam ufać. – Przez chwilę zdawało się, że Hermiona zastanawia się, czy zadać pytanie, czy nie. Po raz kolejny jej ciekawość wygrała. – Czy Sam Wiesz Kto naprawdę jest w śpiączce, Harry? – zapytała. – Fred i George podsłuchali coś takiego swoimi Uszami Dalekiego Zasięgu/
Harry westchnął ze zmęczeniem, po czym skinął głową.
- Częściowo to jest powód, dlaczego nie wolno mi opuszczać tego domu – powiedział, pocierając nerwowo kark. – Zakon sądzi, że poplecznicy Voldemorta będą starali się mnie złapać, żeby odkryć „co zrobiłem ich mistrzowi”, co jest bzdurne. – To oczywiście było kłamstwo, ponieważ Harry wiedział od Dumbledore’a, że śpiączka była wynikiem magicznego wybuchu, którego doświadczył podczas pojedynku z Czarnym Panem, ale Harry nie był jeszcze gotowy na rozmowę z Ronem i Hermioną o swoich wybuchach. – Nic mu nie zrobiłem.
- Cóż, możemy zrozumieć, dlaczego nam nie powiedziałeś, Harry – powiedział Ron, brzmiąc na nieco przytłoczonego wszystkim, czego się dowiedział. – Też pewnie nie chciałbym o tym rozmawiać. Więc… co możemy zrobić, żeby pomóc? Znaczy, wiem, że nie umiemy… no…
- Wiem, co masz na myśli, Ron – powiedział Harry z uśmiechem. Musiał przyznać, że tęsknił za otwartą rozmową ze swoimi przyjaciółmi, bez martwienia się, że powie coś złego. – Sądzę, że naprawdę potrzebuję, żebyście traktowali mnie normalnie. Wszyscy traktują mnie, jakbym był zrobiony ze szkła, a to tylko przypomina mi, że coś jest nie tak. Nie potrzebuję przypomnienia o tym dwadzieścia cztery godziny na dzień.
- Damy radę – powiedziała Hermiona, kiwając głową. – Ale wiesz, że oni traktują cię tak tylko dlatego, że się o ciebie troszczą, prawda?
Po raz drugi pukanie do drzwi zakończyło rozmowę. Trójka nastolatków odwróciła głowy, dostrzegając, że drzwi otwierają się i wchodzi pai Pomfrey, a zaraz za nią Syriusz i Remus. Niosła małą torbę, z którą Harry był już całkiem zaznajomiony. Wewnątrz były różnorakie eliksiry i niemal każdy smakował okropnie. Harry nauczył się już kilku trików, żeby złagodzić ich smak, ale wciąż spróbował ich za dużo.
- Jak się pan dzisiaj czuje, panie Potter? – zapytała pani Pomfrey, kładąc swoją torbę na stoliku nocnym. Zauważyła jego talerz i to, jak niewiele z niego zjadł. – Widzę, że wrócił pana brak apetytu. Czy jest coś jeszcze? Bóle w piersi? Skurcze mięśni? Ból głowy? Problemy z oddychaniem?
Harry potrząsnął głową.
- Jestem tylko zmęczony – przyznał. Ponieważ widywał tą kobietę przynajmniej raz w tygodniu, wiedział, że lepiej jej nie okłamywać. Zawsze zdawała się wiedzieć, kiedy kłamie. Albo może jestem tak strasznym kłamcą, rozmyślał Harry.
- To zrozumiałe, panie Potter – powiedziała pani Pomfrey, wyciągając różdżkę i machnęła nią nad Harrym. Po kilku chwilach, odłożyła różdżkę i otworzyła torbę. – Wydaje się, że zeszłej nocy był to tylko drobny epizod. Masz całkiem wielkie szczęście, że nie ma większych zniszczeń. Ufam, że już wziąłeś swój eliksir?
Harry skinął głową, obserwując, jak kobieta wyciąga kilka fiolek różnokolorowych eliksirów. Kątem oka, Harry dostrzegł, jak Ron i Hermiona kręcą się nerwowo przy nogach jego łóżka. Wyraźnie nie podobało im się to, że wczorajsze wydarzenie było uważane za drobne. Spoglądając na Syriusza i Remusa, Harry nie mógł nie zauważyć ich zmęczonych spojrzeń, przez co zaczął się zastanawiać, czy w ogóle w nocy spali. Prawdopodobnie nie. Najpewniej zbyt się bali, że coś się stanie, jeśli zasną.
-Póki co, panie Potter, sugeruję, żeby odpoczywał pan przez resztę dnia – powiedziała pani Pomfrey, wyrywając Harry’ego z myśli. – Zostawię panu na dzisiejszą noc eliksir bezsennego snu; zna pan już rutynę. Jutrzejsze działania zostawiam pana opiekunom. – Przez chwilę patrzyła na Syriusza i Remusa przez ramię, po czym zwróciła spojrzenie na Harry’ego. – Mam też kilka eliksirów uspokajających, rozluźniających mięśnie i kilka dawek pana przepisanej mikstury. Proszę się nie bać ich użyć, jeśli będą potrzebne, panie Potter.
- Dobrze, proszę pani – powiedział Harry, a pani Pomfrey zamknęła torbę i ją uniosła. Nie miał żadnego zamiaru zażywać dodatkowych eliksirów, ale nie miał zamierzał jej tego mówić. Ostatnie, czego chciał to uzależnienie od eliksirów, skoro za mniej niż miesiąc cała szkoła będzie na niego patrzeć. Tam nie mógłby wziąć mikstur na ich oczach. To byłaby wyraźna wskazówka, że coś jest z nim nie tak.
Gdy pani Pomfrey pożegnała się i wyszła, Remus podszedł do Harry’ego i wyjął mu talerz z ręki. Unosząc wzrok na Lunatyka, Harry zobaczył uspokajający uśmiech, zanim mężczyzna skinął na niego, by się położył.
- Jestem pewny, że wasza dwójka będzie mogła porozmawiać z Harrym później – powiedział Remus do Rona i Hermiony, gdy głowa Harry’ego opadła na poduszkę. – Teraz potrzebuje odpoczynku.
Ron i Hermiona również pożegnali się i wyszli. Obserwując zamykające się drzwi, Harry nie mógł nie odczuć pewnego rodzaju ulgi. Przyjęli to lepiej, niż Harry sądził. Myślał, że będą wściekli, że będą czuli się zranieni, że coś przed nimi ukrywał. Oczekiwał, że Ron i Hermiona będą chcieli wiedzieć wszystko, co się stało. Zamknąwszy oczy, Harry musiał się zastanowić, jak dobrze w rzeczywistości zna przyjaciół. Wydawali się tak innymi ludźmi od tych, których znał zaledwie miesiąc temu. Może nie był jedyną osobą, która się zmieniła.


sobota, 14 kwietnia 2018

ZS - Rozdział 6 - Szlabany i sny



Mimo nocnego czuwania, Severus zdołał wstać o siódmej trzydzieści. Po wzięciu prysznica i ubraniu się, podał jastrzębiowi kolejne eliksiry i upewnił się, że ptak zje mielonego królika zmieszanego z miodem z miski oraz wypije wodę, po czym wezwał Twixie, by przyniosła mu jego własne śniadanie. Jastrząb i Mistrz Eliksirów jedli w przyjaznej ciszy, po czym Severus założył ptaku kaptur i kazał mu się zdrzemnąć – sam miał niedokończone sprawy, którymi musiał się zająć. Opuścił odpływającego myszołowa i skierował się do biura.
Była ósma trzydzieści, a zostało mu kilka esejów do ocenienia, jak również przygotowanie rozkładu szlabanów, zanim pojawi się trójka złoczyńców. Severus wiedział, że przybędą szybko – nie odważyliby się narażać na jego złość, nie pojawieniem się.
Cała trójka wkroczyła do biura w momencie, gdy zegar wybił dziewiątą, wyglądając, jakby spędzili całą noc całkiem obudzeni w stanie niszczącego nerwy przerażenia. Severus nie miał co do tego wątpliwości, jednak nie czuł do nich współczucia. Mieli szczęście, że był w całkiem niezłym nastroju, dzięki temu, że jastrząb przeżył.
- Siadajcie, panowie – rozkazał lodowato.
Trójka, blada i nieco zielona, opadła na krzesła przed biurkiem niczym kamienie.
Severus wskazał różdżką na drzwi, zatrzasnął je bezdźwięcznie i zamknął na klucz. Machnął nią raz i aktywował osłony dające prywatność. Potem zaczął piętrzyć się nad trzema łobuzami, jak mściwy ptak drapieżny nad zdobyczą, zmuszając ich do wciśnięcia się jak najdalej w ich krzesła.
Jego różdżka zniknęła – przynajmniej tak wydawało się trzem trzęsącym się chłopakom, choć w rzeczywistości Snape wykonał błyskawiczną sztuczkę ręką i wsunął ją do rękawa.
- Więc, panie Malfoy. Uznał pan za dopuszczalne wślizgnięcie się do mojego laboratorium po godzinach i ukradnięcie składników z moich osobistych zbiorów, czy to prawda?
Draco przełknął ciężko, zastanawiając się, jak długo będzie jeszcze członkiem Slytherinu. Albo Hogwartu. Albo ludzkiej rasy, ponieważ Snape był na tyle wściekły, żeby zamordować go samym spojrzeniem.
- Profesorze, to nie był tylko mój pomysł. Crabbe pomyślał, że dobrym pomysłem będzie przygotowanie eliksiru, żeby zrobić żart Weasleyowi, najlepszemu kumplowi Pottera…
- Co masz na myśli, że to był mój pomysł, Malfoy? – krzyknął drugi chłopiec. – To ty byłeś na niego zdenerwowany za to, że powiedział, że twój ojciec liże tyłek Czarnego Pana, nie ja!
Draco spiorunował wzrokiem swojego partnera w zbrodni.
- No i? To ty miałeś książkę, Vince!
- Wystarczy!
Głos Snape’a trzasnął nad nimi jak bicz i wszyscy podskoczyli.
- Tak lub nie. Panie Malfoy, proszę odpowiedzieć na pytanie.
- T-tak, profesorze. A-ale, profesorze, tak naprawdę nie kradliśmy, zamierzaliśmy…
- Oszczędź mi swoje żałosne wymówki, chłopcze! Zostaliście złapani na gorącym uczynku przez moje osłony. To haniebne! Nie tylko jesteście winni kradzieży, ale też naruszenia mojej prywatności oraz celowego zranienia mojego zwierzaka. A może będzie pan utrzymywał, że to też był wypadek, panie Malfoy? – wypluł zirytowany nauczyciel, a jego ciemne oczy błyszczały dziko. – Może to był tylko pech, że wpadł pan na żerdź, mój jastrząb stracił przytomność i nie zauważył pan tego, ponieważ był pan zbyt skoncentrowany na ucieczce z moich kwater, tak?
Draco wiedział, że jest zgubiony.
- P-pana zwierzaka? A-ale nigdy wcześniej nie miał pan żadnego, profesorze…
- A jakie to ma znaczenie? – Severus pochylił się, póki jego nos niemal nie dotknął Malfoya, który wyglądał, jakby miał się zmoczyć – tak potężne było niezadowolenie Snape’a. – Czegoś takiego spodziewałbym się po szaleńczym idiotyzmie Gryfonów, nie członków mojego własnego Domu, którzy powinni lepiej wiedzieć, że nie należy okradać mnie, waszego Opiekuna Domu. Sądziliście, że się nie dowiem? Naprawdę jesteście tak tępi?
Cała trójka potrząsnęła głowami na nie. Nagle Severus odwrócił się, jego dłonie zacisnęły się w pięści i przeszedł całą długość biura, pozornie po to, by w jakiś sposób ochłodzić temperament, gdy w rzeczywistości był znacznie spokojniejszy niż się wydawał. Wciąż był wściekły na trójkę uczniów, ale nie na tyle, by ich udusić.
Pozwolił, by byli dręczeni przez niekończące się trzy minuty, po czym odwrócił się, jego czarne szaty zafalowały imponująco i wskazał w nich jednym palcem.
- Gdybyście byli w innym Domu, panowie, już tego ranka pakowalibyście się i wsiadali do pierwszego pociągu, a wasze kariery w tej szkole byłyby skończone.
Usta Draco otworzyły się.
- Wydaliłby pan nas z powodu żartu?
- Żartu? Żartu? Okradliście swojego Opiekuna Domu, niemal zabiliście mojego chowańca, a ośmielacie się nazwać to żartem? Czymś, co można zamieść pod dywan i o tym zapomnieć? Albo śmiać się na ten temat w dormitorium? – Oczy Snape’a były jak bliźniacze baseny magmy o północy. – Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni, Malfoy!
Crabbe żałował, że nie może przekląć języka Draco za każdym razem, gdy blondyn otwierał usta, głębiej wykopując swój grób.
- Merlinie, Draco, ty dupku, zamknij się, do diabła! – syknął do drugiego chłopca. – Nie chcę dzisiaj umierać.
-Nie ośmieliłby się nas skrzywdzić… nasi ojcowie…
- Zostaną poinformowani o waszej małej eskapadzie, gdy tylko będę w stanie położyć pióro na pergaminie, panowie. Do waszych domów zostaną napisane listy, informujące o waszym haniebnym zachowaniu, które jest sprzeczne z każdym czystokrwistym kodem postępowania. Otrzymają dwa listy, jeden od was i potwierdzający ode mnie.
Nagle Draco stracił swoją wyższość i zaczął skomleć.
- Profesorze Snape, nie! Nie może pan… mój ojciec mnie zabije…
- Proszę, profesorze… - zaczął Goyle. – Pilnowałem tylko drzwi, nawet niczego nie dotknąłem…
- Tchórz! – krzyknął Crabbe. – Nie próbuj wyglądać na cholerne niewiniątko, Greg! – Rzucił wzrokiem na Snape’a. – Proszę pana, niech pan nie karze im mówić…
Snape, choć wiedział doskonale, jak rygorystyczne są kody, których trzymały się rodziny śmierciożerców, nie ustąpił. Normalnie nigdy nie poinformowałby ślizgońskich rodzin o ich złych czynach, woląc zajmować się samodzielnie taką dyscypliną, ale w tym wypadku zrobił wyjątek.
- Powinniście byli o tym pomyśleć, panowie, zanim podążyliście za panem Malfoyem do mojego laboratorium, czyż nie? Ale zamiast tego zachowaliście się jak puchońskie owce i gryfońscy idioci, więc teraz zapłacicie za swoje zachowanie.
- Tak jest – wymamrotali z ponurymi minami Crabbe i Goyle, rzucając Malfoyowi wściekłe spojrzenie.
 - Powtarzam, wszyscy powinniście być wydaleni – w tej instytucji nie tolerujemy złodziejstwa i zanim z wami skończę, będziecie żałować, że nie przełamałem waszych różdżek. Od teraz macie szlaban ze mną, Filchem i Hagridem aż do końca semestru. Będziecie odpracowywać szlabany osobno, pięć wieczorów w tygodniu i będzie zawierał unieważnienie przepustki do Hogsmeade i, w przypadku pana Malfoya, zakaz gry w Quidditcha. – Draco zaskomlał, a Snape to zignorował. – Będziecie odrabiać w następujący sposób – najpierw wyszorujecie i zdezynfekujecie Sowiarnię, bez magii i używając mugolskich rzeczy do czyszczenia – mydła, wody i szczoteczek do zębów – pod nadzorem pana Filcha. Będziecie także pomagali Hagridowi w opiece nad zwierzakami, robiąc wszystko, cokolwiek wam powie, włączając w to przerzucanie obornika i karmienie sklątek tylnowybuchowych, dzięki czemu zrozumiecie, co oznacza odpowiednia opieka nad innym żywym stworzeniem, zamiast pozostawiać go, by uderzył się aż do nieprzytomności – tu Severus wbił w Malfoya ostre jak brzytwa spojrzenie.
- Profesorze, ten cholerny ptak mnie ugryzł! – zawył Draco. – Prawdopodobnie będę miał bliznę na całe życie! – uniósł swój obandażowany palec.
- Oszczędź mi dramatyzmu, chłopcze. Nigdy nie zostałby pan ugryziony, gdyby trzymał się pan z daleka od mojego laboratorium. Jastrząb został sprowokowany, podejrzewam tak jak hipogryf na pana trzecim roku, więc niech pan nie oczekuje ode mnie żadnego współczucia! – warknął Severus. – Pana zachowanie jest niewybaczalne, Malfoy, a tym razem dowie się pan, że pana rodzina nie ochroni pana przed konsekwencjami. Gdyby mój jastrząb zginął, oberwałbym pana ze skóry, zrozumiano?
Draco szybko pokiwał głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć słowa, bo spojrzenie Snape’a było okropne.
- Dobrze – warknął Snape. – Będziecie również pracować ze mną przy zbieraniu pewnych rzadkich składników do eliksirów, a kilka z nich wymaga zwierzęcych odchodów, jajników ropuch, oczu raków, dwurzędu i ropy czyrakobulwy. Niektóre mogą wymagać wycieczki lub dwóch do Zakazanego Lasu. Te zadania potrwają do końca semestru. Macie też być w pokoju wspólnym do dziewiątej, żadnych spotkań towarzyskich, ucząc się tylko do zgaśnięcia świateł. Panie Crabbe, ponieważ przynajmniej próbował pan pomóc mojemu zwierzakowi, zamiast zostawić go na pewną śmierć, jak pan Malfoy, zostanie pan zwolniony z kary tydzień wcześniej – to łaska.
- CO? – wrzasnął Draco, nie będąc w stanie się powstrzymać. – To niesprawiedliwe, profesorze!
- Cisza, panie Malfoy! Moja kara nie jest sprawą dyskusyjną. Pan, ponieważ pan wymyślił całą eskapadę i naraził mojego ptaka, będzie służył przez dwa tygodnie jako nieoficjalny skrzat domowy Slytherinu, sprzątając pokój wspólny, dormitoria oraz będzie pan przynosił przedmioty całego Domu, który cały dowie się o pana wyczynie i zobaczymy, czy to nauczy pana szacunku do zasad i prywatności Opiekuna pana Domu. Podczas tego okresu, nie będzie pan widziany, słyszany, ani nikt ze Slytherinu nie będzie z panem rozmawiał. Będzie tak, jakby pan nie istniał. Nie jest pan ponad wszystkimi, panie Malfoy, bez względu na to, czy jest pan synem Lucjusza i moim chrześniakiem. Lepiej szybko się tego naucz.
Przywołał trzy kawałki pergaminu z biurka i podał je chłopcom.
- Oto wasz terminarz szlabanów. Dokładnie się go trzymajcie, bo jeśli spóźnicie się jedną minutę, następnego dnia będziecie odrabiać dodatkową godzinę szlabanu. Dziś wieczorem przynieście mi po zajęciach swoje listy. O ósmej będziemy mieli spotkanie Domu. To wszystko, panowie. Jesteście wolni.
Trójka skarconych chłopców wypadła z biura jak wychłostane szczeniaki, choć gdy tylko drzwi się zamknęły, Snape mógł słyszeć, jak ich głosy podnoszą się w kłótni.
- Mówiłem ci, że nie powinniśmy tego robić – jęczał Goyle.
- Och, wypchaj się, Goyle! – splunął Malfoy.
- A może ty się wypchasz, Malfoy? – warknął Crabbe. – To i tak głównie twoja wina, zarozumiały idioto. Mówiłem ci, żebyś nie dotykał tego jastrzębia! A teraz przez ciebie, mój tata rozerwie mnie na strzępy, gdy wrócę do domu, nie wspominając o tym, co profesor już zrobił!
- Zamknij się, Crabbe! Przynajmniej ty nie musisz grać cholernego skrzata domowego przed całym Domem. Będę miał szczęście, jeśli uda mi się wykonać cały szlaban, bo jeśli wszyscy w Domu się dowiedzą, nie dadzą mi żyć… - jęknął Draco.
Pomimo swojej surowej postawy, Snape był bardzo szanowany przez swoje węże, więc występek Malfoya nie będzie przez nich tolerowany i uznają to za zniewagę honoru ich Opiekuna. Życie Malfoya będzie całkowicie nieprzyjemne, pomyślał z satysfakcją Snape, po czym skończył ocenianie esejów i skierował się do gabinetu dyrektora, by poinformować Dumbledore’a o wymierzonej dyscyplinie, a także przedyskutować z nim możliwy stan psychiczny Pottera.
Jako nauczyciel miał obowiązek poinformować dyrektora o wszelkich podejrzeniach niestabilności psychicznej i depresji, które mogły doprowadzić do samobójstwa ucznia, bez względu na to, czy był Ślizgonem, czy nie, i chociaż nie znosił Pottera, nie mógł zignorować trudnej sytuacji chłopca. Dumbledore musiał być świadom, ale po tym, to, co zrobi z tą informacją, było jego sprawą.
Severus wciąż miał nadzieję, że ten cholerny dzieciak wyjdzie z ukrycia i przestanie doprowadzać szkołę do szaleństwa swoimi wybrykami. Jedynym momentem, gdy widział tak poruszonego dyrektora, było po incydencie z wilkołakiem we Wrzeszczącej Chacie na jego szóstym roku, gdy obawiał się ujawnienia stanu Lupina. Wargi Severusa zacisnęły się, gdy przypomniał sobie, w jaki sposób dyrektor rozczulał się nad losem wilkołaka, nakazując Severusowi trzymać buzię na kłódkę albo ktoś inny może zaryzykować wydalenie. Nie powiedziano ani słowa o bliskiej śmierci Severusa w zębach wspomnianego wilkołaka. Wtedy Severus uświadomił sobie, że ani odrobinę nikogo nie obchodzi – Black, Potter i Pettigrew nie zostali ukarani za swoją złośliwą głupotę, a Dumbledore’a dręczyło tylko to, czy jego drogocenny Gryfon jest bezpieczny. To była kropla przelewająca czarę, rzecz, która rozdarła wrażliwy stan emocjonalny Severusa na kawałki, a gdyby nie Hagrid, Mistrz Eliksirów nie stałby w tym miejscu.
- Kwachy – wymamrotał do kamiennego gargulca, który strzegł schodów do biura dyrektora. Gargulec prześlizgnął się na bok, więc Severus wkroczył na ujawnioną klatkę schodową. Poinformuje Dumbledore’a o swoich podejrzeniach, a potem zajmie się swoimi sprawami – nie było wątpliwości, że Dumbledore nie zignoruje Pottera, swojego ukochanego Złotego Chłopca, w taki sposób, jak kiedyś Snape’a. Nie, gdy Potter wróci z miejsca, gdziekolwiek był, co z pewnością zrobi dziś wieczorem, Dumbledore będzie grał ubóstwiającego dziadka i powita w domu marnotrawnego zbawiciela czarodziejskiego świata z otwartymi ramionami, wciskając mu cytrynowe dropsy, pomyślał kwaśno Severus. Zapewne zorganizuje wspaniałe przyjęcie powitalne, będzie świętować jego powrót i nikt nie powie ani jednego złego słowa na temat tego, że ten cholerny książę piekielnie wszystkich przeraził. Dokładnie jak jego ojciec, Potter nie może zrobić czegoś złego. W przeciwieństwie do mnie, skoro za moje pojedyncze błędziki potępiano mnie cały czas. Podążyłem za Lucjuszem, Averym i Mulciberem przez pragnienie, by w końcu gdzieś należeć, by nie być wyrzutkiem, nie dlatego, że naprawdę kiedykolwiek wierzyłem w te bzdury o czystości krwi. Ale zaoferowali mi coś, czego nikt inny nigdy mi nie dał – miejsce, gdzie mogłem należeć, a tylko sześć miesięcy potem zorientowałem się, że chcieli tylko wykorzystać moje doświadczenie z eliksirami i moją magię, to wszystko. To wtedy dowiedziałem się, że mam tylko jednego prawdziwego przyjaciela, który nigdy mnie nie zdradził, więc poszedłem do Hagrida, wyznałem swój idiotyzm i powiedział mi, żebym porozmawiał z Dumbledorem.
To były początki jego dni jako szpiega, roli, którą grał do dzisiaj. Niewdzięcznie niebezpieczne zadanie, za które nie ma żadnej nagrody poza jedną – zniszczeniem Voldemorta. I jeśli cholerny chłopiec, który przeżył nie osiągnie tego, cel będzie niemal niemożliwy do wypełnienia, pomyślał z irytacją Severus. Zapukał do drzwi biura Dumbledore’a.
- Wejdź, mój chłopcze.
Severus przeszedł przez próg, zastanawiając się, czy dyrektor ma osłony na drzwiach biura, które powiadamiają go, kim jest gość, zanim drzwi zostaną otworzone. Albo to, albo starzec mógł widzieć przez ściany i podczas gdy Dumbledore był potężny, Snape wątpił, czy posiadał takie umiejętności. Wyczuł, że większość uczniów i nauczycieli uważa, że do dyrektora pasuje zmysł jasnowidzenia. Ale Severus wiedział, że to założenie było kłamstwem, inaczej wiedziałby, jak przygnębiony i samotny był Snape, gdy miał szesnaście lat, jak Potter teraz. Dumbledore mógł być mądry, ale Snape dawno przestał wielbić ziemię, po której starzec kroczył.
- Ach, Severus. Czy jest coś, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?
Severus skinął głową, myśląc: oczywiście, w innym wypadku, dlaczego miałbym tu być?
- Tak. Po pierwsze przyszedłem cię poinformować, że trójka członków mojego Domu będzie odrabiała przygotowawczy szlaban ze mną, Filchem i Hagridem. – Potem przeszedł do opisywania tego, na czym zostali złapani i kim byli. Zgodnie z przewidywaniami, dyrektor wydawał się całkiem zadowolony tym, że Severus znalazł zwierzaka.
- To bardzo dobrze, mój chłopcze. Zawsze mówiłem, że potrzebujesz chowańca, który by ci towarzyszył. Zbyt długo byłeś samotny, Severusie.
Bycie samemu jest bezpieczniejsze, Snape zmarszczył brwi, ale tylko skinął głową.
- Jest jeszcze jedna sprawa, którą musimy przedyskutować, dyrektorze. Odnośnie twojej zaginionej gwiazdy.
Albus usiadł bardziej prosto, a jego mgliste spojrzenie zostało zastąpione skupionym i pełnym nadziei.
- Odkryłeś, gdzie jest Harry? Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?
Ponieważ Potter nie powinien być jedynym uczniem, o którego się martwisz, Mistrz Eliksirów musiał przygryźć wargę, by powstrzymać się od warknięcia. Jest jeszcze dwustu dziewięćdziesięciu dziewięciu innych.
- Nie, Albusie, nie odkryłem, gdzie ukrywa się ten nieszczęsny bachor. Zamiast tego przyszedłem do ciebie z teorią, dlaczego Potter zniknął. Hagrid ostatnio poinformował mnie, że zauważył, że Potter wydaje się nieco przygnębiony i zdenerwowany po powrocie z wakacji.
- Harry? Przygnębiony? – Brwi Dumbledore’a uniosły się aż po linię włosów. – Nie zauważyłem.
Ani nie zauważysz, ponieważ jesteś zbyt zajęty planowaniem następnych ruchów w grze, zamiast jej kawałkami, pomyślał kwaśno Severus.
- Hagrid rozpoznał objawy. Ja także – powiedział bez ogródek. – Zachowanie Pottera raptownie zmieniło się od początku semestru.
- Tak, powiedziałeś, że zachowywał się na twoich zajęciach.
- To wielka anomalia.
- No już, Severusie, chłopiec wie, jak się zachowywać, zwyczajnie nie wiesz, jak na to zareagować – zaczął Dumbledore.
- Albus, jest różnica między świadomym wyborem, by się zachowywać a apatią. Potter unikał też przyjaciół – oświadczył Severus. Nie mógł uwierzyć, że Albus jest tak niepamiętny. Szybko wyszczególnił inne ostrzegające objawy, jak również fakt, że Potter nie pojawił się do teraz w wieży Gryffindoru.
- Ale uważasz, że jest gdzieś na błoniach?
- Tylko to jest logiczne. Mógł iść tylko do Hogsmeade, ponieważ jest zbyt młody na aportację, nawet
jeśli osłony zostały zdjęte. Jego miotła wciąż jest w jego posiadaniu, więc nigdzie nie odleciał.
- Co sądzisz o porwaniu?
- Możliwe, choć Potter jest tak irytujący, że nikt nie wytrzymał z nim przez więcej niż dwie godziny – powiedział Severus lekceważąco. – I zanim to zasugerujesz, nie, śmierciożercy go nie mają. To bym wiedział.
- Więc dlaczego nie wrócił?
- Nie jestem w stanie zrozumieć powodów, dlaczego tak hormonalny nastolatek, jak Potter, robi różne rzeczy. Chciałem tylko, żebyś był świadom faktu, że Potter może być niestabilny emocjonalnie. – Wstał, obowiązek wykonany.
- Masz ochotę na herbatę? Cytrynowego dropsa?
- Nie, dziękuję. Muszę już iść, dyrektorze. Mój zwierzak potrzebuje mojej uwagi. Dobrego dnia.
Wypadł z pokoju, zostawiając raczej zszokowanego Albusa Dumbledore’a, który zastanawiał się, czy jego nauczyciel eliksirów ma rację w ocenie swojego najmniej lubianego ucznia.
Ale Snape nie poszedł natychmiastowo do swoich kwater, a zamiast tego skierował się do Hagrida, by poinformować gajowego, że Potter wciąż się ukrywa, jak również zobaczyć, czy wielkolud będzie chętny do opieki nad jastrzębiem, choć bardzo bolało go oddawanie ptaka.
Hagrid był wyraźnie zaniepokojony nieobecnością Pottera, a próbując uspokoić nerwy, Severus po raz kolejny wykonał serię czarów lokalizujących i wykrywających z takim samym rezultatem jak wcześniej.
Hagrid potrząsnął głową.
- Po prostu tego nie rozumiem. Dlaczego zwyczajnie nie wróci?
- Może pokłócił się z Weasley i Granger albo o Granger, i się dąsa – rzucił Snape. To byłoby podobne do Pottera – dąsanie się jak czterolatek o dziewczynę, tak jak jego ojciec walczył o Lily, bez względu na swoją godność.
Hagrid potrząsnął głową.
- No nie wiem, Severusie. To zwyczajnie nie podobne do Harry’ego.
- Pff! Może i tak jest, ale mam do ciebie inną prośbę. – Opowiedział Hagridowi o kryzysie jastrzębia, który miał miejsce zeszłej nocy i jego obawach związanych z tym, czy jest w stanie troszczyć się o zwierzaka. – Ja nie… nie chcę, żeby był zmuszony, a z moim obecnym harmonogramem zajęć… jak również innymi obowiązkami… może nie jest ze mną bezpieczny.
Hagrid spojrzał uważnie na drugiego mężczyznę, wyczuwając wewnętrzną walkę Mistrza Eliksirów – tęsknota za towarzyszem walczyła ze strachem, że kolejna rzecz, którą kochał, zostanie mu odebrana.
- Jesteś pewny, że tego chcesz, psorze? Do teraz dobrze się nim zajmowałeś. Tak dobrze, jak ja bym to robił.
- Nie chodzi o to, czego ja chcę, tylko o to, co jest najlepsze – powiedział Severus, starając się utrzymać swoją powierzchowność.
- A najlepsze dla ciebie to samotność?
- Wiesz, jaki jestem, Hagridzie. Gdy następnym razem zostanę wezwany, nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek słabości albo…
- Severusie, dbanie o inne stworzenie nie jest słabością. W przyjaźni jest wielka siła, nieważne czy chodzi o człowieka czy stworzenie. I jeśli zostaniesz wezwany, zajmę się twoim jastrzębiem do twojego powrotu.
- Byłoby lepiej, gdybyś go wziął.
Ale Hagrid potrząsnął stanowczo głową.
- Jeśli ponownie uratowałeś mu życie, psorze, jest do ciebie przywiązany. Nawet gdybym chciał, nigdy nie będzie ze mną szczęśliwy. Będzie usychał za tobą z tęsknoty, a to nie będzie dobre dla jego powrotu do zdrowia. On cię potrzebuje – dodał miękko. – Zaryzykuj ponownie, Severusie. On cię nie zostawi, jastrzębie są na zawsze lojalne.
Severus zacisnął wargi w wąską linię, nagle podniósł się z krzesła przy stole gajowego i przeszedł przez jednopokojową chatkę. Czy Hagrid miał rację? Jeśli jastrząb się do niego przywiązał, jak zakładał gajowy, byłoby okrutne odmawiać ptakowi wyboru. Nieszczęśliwy zwierzak nie będzie zdrowiał i może nawet umrzeć z tęsknoty – niektóre ptaki mogły życzyć sobie własnej śmierci, a Severus nie po to spędził całą noc walcząc ze śmiercią, tylko po to, by jastrząb sam się zniszczył.
Jakoś podczas tej długiej nocy, jastrząb zdołał prześlizgnąć się przez jego ostrożnie ustawione bariery i dotknął jego serca – serca, które sądził, że jest martwe i wypalone dawno temu przy grobie pewnej rudowłosej czarownicy. I choć każdy instynkt krzyczał do niego, żeby wypuścić jastrzębia, żeby zaangażowanie pozostawiło go bezbronnego, dając przeciwnikom broń przeciwko niemu – nie mógł tego zrobić. Mimo że nie chciał tego przyznać, Hagrid miał rację. Jastrząb go potrzebował, a on potrzebował jastrzębia. Jesteś głupcem, Severusie! Głupim, sentymentalnym głupcem!, zbeształa go zjadliwie pewna część jego umysłu.
Mimo że przeklął się za słuchanie odruchu jego samotnego serca, odwrócił się do Hagrida i skinął powoli głową.
- W porządku. Jastrząb zostaje. Na razie.
Broda Hagrida rozdzieliła się w autentycznym uśmiechu zadowolenia i mężczyzna poklepał chudego czarodzieja tak mocno po plecach niemal sprawiło, że Snape prawie uderzył w stół.
- No to się cieszę, Severusie! Nie pożałujesz tego. Zaufaj mi.
Snape ukrył skrzywienie i prychnął. Niech cię, Hagridzie! Ale wewnętrznie mały kawałek jego serca radował się.
W międzyczasie jastrząb, który kiedyś był Harrym Potterem odpłynął i śnił na wygodnej żerdzi w kwaterach Mistrza Eliksirów. Eliksir Uspokajający, który Severus tego ranka podał ptakowi przed wyjściem służył, by wysłać ptaka w dziwny podobny do snu stan, choć zamiast zwykłych jastrzębich snów – wznoszenia się w powietrze, opadania na jakiegoś pechowego gryzonia albo pożerania smacznego zająca, przemieniony czarodziej śnił o tym, co kiedyś się wydarzyło.
- Chłopcze! Podnieś swój leniwy tyłek i zacznij robić śniadanie! Muszę uczestniczyć w spotkaniu Kobiecego Doradztwa! – zawołała piskliwym głosem kobieta o wychudzonej twarzy, więc drgnął w swoim ubitym, mrocznym gnieździe i zmrużył oczy, gdy drzwi do komórki zostały otwarte. – Wstawaj i rusz się, leniwy bachorze! Chyba że chcesz, żeby wuj cię do tego przekonał?
- Już idę, ciociu Petuniu!
I wyskoczył, niemal uderzając głową o framugę drzwi, by wpaść do kuchni i zacząć codzienną rutynę obowiązków.
Potem scena zniknęła i została zastąpiona inną.
- Harry, jeszcze nie skończyłeś swojego zadania? – zapytała mała dziewczyna o krzaczastych włosach, jej twarz była ściągnięta dezaprobatą. – Esej dla Snape’a jest na jutro, a nie napisałeś ani stopy.
- Ach, przestań, Hermiono – nakazał wysoki rudzielec. – Bez względu na to, czy go zrobi czy nie, Snape da mu za niego zero, tłusto włosy długonosy dupek.
- Niekoniecznie, Rolandzie. Gdybyście obaj dokładali więcej wysiłku w swoje zadania, zamiast lenić się i rozmawiać obsesyjnie o Quidditchu, może profesor Snape P od czasu do czasu.
- Och, dobra. Jakby to kiedykolwiek miało się stać. Snape oceniający sprawiedliwie Gryfonów. Snape musiałby zmienić się mózgami z normalną osobą, żeby to się kiedykolwiek stało. Albo zmienić tą bryłę lodu w jego piersi na prawdziwe serce – zadrwił Ron.
Hermiona sapnęła.
- Rolandzie Weasley! Jak możesz tak mówić?
- Ponieważ to prawda. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle jest człowiekiem…
Jastrząb poruszył się niespokojnie. A co ze mną? Czym ja jestem?
Nagle scena znów się zmieniła, a tym razem usłyszał zimny, syczący głos, nakazujący:
- Zabij niepotrzebnego!
- NIE!
Ale było zbyt późno.
- Avada Kedavra!
Zielone światło wybuchło i uderzyło w pierś oszołomionego Cedrica, po czym chłopak upadał, upadł na ziemię, jego oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
- Nie! Cedric!
Jastrząb rzucił się na żerdzi, wydając ostre, pełne lamentu, dźwięki.
- Krwi wroga, odebrana siłą.
I poczuł ostre szarpnięcie sztyletu, przecinającego jego ciało, a krew skapała do kamiennej misy, podczas gdy wszyscy wokół niego, ciemne postacie w ohydnych, pobielanych żelaznych maskach obserwowały i śmiały się kpiąco.
Walczył, ale liny wiązały go, był bezradny, odrzucił głowę i krzyknął…
Kree-eear!
Jastrząb obudził się, trzęsąc się ze strachu przed jakąś bezimienną grozą, jego bursztynowe oczy zakręciły się w oczodołach. Co dziwne, ciemność, która wcześniej go pocieszała, teraz sprawiła, że czuł się nieswojo, więc uniósł szpon, próbując zdjąć kaptur. Muszę widzieć!
Jego szpony poszarpały skórę, ale kaptur był dobrze zapięty i nie chciał zejść. Ciche odgłosy wydobyły się z młodego jastrzębia, podczas gdy jego pazury chwytały za zaczarowaną skórę.
Taki widok napotkał Severus, gdy wrócił od Hagrida po obowiązkowej filiżance herbaty i bułeczce jagodowej.
Przez chwilę, czarodziej patrzył na to z niedowierzaniem, po czym ruszył, by uspokoić poruszonego ptaka.
- Spokojnie, już spokojnie. Co jest nie tak?
Jastrząb rozluźnił się nieco, słysząc znajome ciche stąpanie i jedwabisty głos. Porzucił drapanie kaptura i odwrócił się w kierunku głosu Mistrza Eliksirów.
- Odpręż się. Nigdy wcześniej nie walczyłeś z kapturem – uspokajał go wysoki mężczyzna, delikatnie gładząc jastrzębia i odpinając kaptur.
Jasne, bursztynowe oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Jastrząb wydawał się czuć ulgę… jeśli takie wrażenie mogło się zobaczyć w ptasich oczach.
Znowu widzę, dzięki Merlinowi!, pomyślał jastrząb i z jakiegoś powodu od razu poczuł się lepiej.
Severus wciągnął rękawicę, która spoczywała na haku poniżej żerdzi, rozwiązał linki i zacmokał językiem.
- Zachowujesz się jak zaskoczony zając. Co się, do licha, z tobą dzieje? – Wyciągnął nadgarstek i jastrząb wszedł na niego.
Przerażenie. Zielone światło. I Cedric… umierający…
Zaskoczony Severus obserwował, jak młody jastrząb pełza w górę jego ramienia i kuli się w zgięciu jego łokcia.
Severus łagodnie uniósł drugą rękę i podrapał ptaka w tył głowy.
- Jesteś bardzo dziwnym jastrzębiem, wiesz o tym? Żeby tulić się do mnie, ze wszystkich ludzi. – Jastrząb ukrył głowę w miękkich szatach, fukając cicho.
Mistrz Eliksirów potrząsnął głową ze zdumieniem. W książce o sokolnictwie nie mówiono nic o jastrzębiach cierpiących na lęk separacyjny.
- Gdybym nie wiedział lepiej, powiedziałbym, że miałeś zły sen lub coś w tym stylu. Ale to śmieszne, jastrzębie nie mają koszmarów. Nie sądzę, że jesteś w stanie przypominać sobie rzeczy w ten sposób, w końcu jesteś tylko ptakiem, a większość ptaków nie jest znana ze swojej inteligencji – Au!
Jastrząb uniósł głowę od ramienia Snape’a i zaskrzeczał z oburzeniem.
- Za co to było, do diabła? – warknął czarodziej, pocierając uszczypnięcie na ramieniu. Ptak skubnął go, choć nie na tyle mocno, żeby przerwać skórę.
Nazwałeś mnie głupim! Nie jestem głupi, miałem tylko zły sen, syknęło sokole.
- Na litość Merlina, zachowujesz się, jakbym cię obraził. A może jesteś zwyczajnie głodny?
Jastrząb kłapnął znacząco dziobem. Oba, niemądry dupku.
- Przestań. Jesteś nadwrażliwy – burknął profesor i potarł ręką grzbiet jastrzębia, wygładzając potargane pióra. – Może nie jesteś takim ptasim móżdżkiem, hymm? Nie możesz, skoro jesteś moim chowańcem. Zrozum, ze wszystkich jastrzębi w Brytanii, tylko ja mogłem utknąć z przeczulonym, temperamentnym podlotkiem, który jest zbyt mądry, jak na ptaka.
Jastrząb spojrzał mu prosto w oczy i zaskrzeczał.
Pasujemy do siebie.
Severus poczuł, że kącik jego ust wykrzywia się w górę w niechętnym, krzywym uśmiechu.
- Ach, podejrzewam, że będziemy się dogadywać. – Przywołał resztę królika, na które wcześniej rzucił zaklęcie konserwujące i rzucił urok, by pokroić go w małą kostkę, którą potem nakarmił, kawałeczek po kawałeczku, swojego nowego zwierzaka.
Ku jego zaskoczeniu, jastrząb delikatnie brał kawałki z jego dłoni bez przygryzania jej.
- Huh. Wygląda na to, że twój poprzedni pan, kimkolwiek był, nauczył cię przynajmniej niektórych manier.
Tak. Nie zostałem wychowany w stodole, pomyślał czerwono-ogoniasty jastrząb, rzucając czarodziejowi oburzone spojrzenie, po czym ochoczo wrócił do łykania swojego obiadu, choć jego część zaczęła się zastanawiać, czym jest stodoła.
Po wszystkim, Severus pomógł ptakowi wrócić na żerdź, żeby jastrząb mógł wyczyścić dziób i potrzeć nim o drewno, w jakiś sposób go piłując – było to instynktowne zachowanie, chroniące przed zarośnięciem dzioba. Ale gdy skończył, jastrząb jasno się wyraził, że chce usiąść na pięści Severusa, więc Mistrz Eliksirów zgodził się, pozwalając jastrzębiowi usiąść na swoim ramieniu, podczas gdy on sam pracował przy biurku, pisząc trzy zestawy listów, dotyczących złego zachowania Ślizgonów.
Ciche skrobanie pióra o pergamin było całkiem kojące, więc jastrząb odpłynął, jego głowa opadła na plamistą pierś i wtulił się w kurtynę czarnych włosów.


Wybaczcie, że tak rzadko cokolwiek publikuję. Ostatnio mam wiele nauki i innych rzeczy na głowie i ciężko mi cokolwiek tłumaczyć czy pisać. Mam nadzieję, że w maju to się zmieni. Zaczynam wtedy praktyki, co oznacza mniejszą ilość kolokwiów i nieco więcej czasu dla siebie ;) Życzcie mi powodzenia, żeby przetrwać ten miesiąc! :D

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

32PTW - Dzień Świstaka



Autor: HP Slash Luv
Oryginał: Groundhog Day
Zgoda: jest
Rating: +15
Pairing: Wolfstar
Ilość części: 32/50
Opis: Remus powtarza w kółko znaczący dzień.

Gdy Remus się obudził, pomyślał o tym, co stało się poprzedniego dnia. Syriusz był…
Nie mógł nawet dokończyć tej myśli. Prawda zbyt mocno łamała mu serce.
Poczuł, jak coś, albo ktoś, poruszył się za nim, a Remus znieruchomiał. Z pewnością nie mógłby wziąć kogoś do łóżka tego samego dnia, gdy zginął jego kochanek, prawda?
Albo może był na tyle pijany, że stracił zdrowe zmysły.
Osoba pocałowała jego szyję, a ten dotyk był tak znajomy, że Remus odkrył, że wstrzymał oddech, spoglądając przez ramię w znajomo szare oczy.
- Syriusz? – zapytał nieufnie.
Syriusz popatrzył na niego z zabawnym wyrazem twarzy.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha, Luni.
Remus całkowicie odwrócił się do niego i zarzucił ramiona na szyję Syriusza.
- Miałem najokropniejszy sen w moim życiu. Nie, nie sen. Koszmar! Byłeś martwy i… - urwał, nie będąc w stanie powstrzymać szlochu.
Syriusz zwyczajnie trzymał go.
- To był tylko sen.
Remus chciał się zgodzić i nie kwestionować swojego szczęścia, że to był tylko koszmar, ale coś go powstrzymywało. To było tak prawdziwe. Coś było nie tak.
Przez cały dzień dokuczała mu myśl, że coś było nie w porządku. Obserwował wszystko bystrymi oczami. Wszystko, co Syriusz robił tego dnia, robił w koszmarze Remusa. Jednak to z pewnością tylko zbieg okoliczności.
Ale potem nadeszły do nich informacje od Dumbledore'a o zajściu w departamencie Tajemnic.
Remus czuł się zamrożony. Dokładnie jak jego koszmar...
I w jakiś sposób Remus wiedział, że jego koszmar staje się rzeczywistością. Próbował namówić Syriusza, by nie szedł, ale jego kochanek był troskliwy i lojalny, a Harry był w niebezpieczeństwie. Nie było sposobu na powtarzanie Syriusza, gdy chodziło o uratowanie kogoś, kogo kocha.
Remus podążył za nim ze złym przeczuciem. Starł się nie spuszczać wzroku z Syriusza, gdy walczył ze śmierciożercami, a potem zobaczył Bellatrix i bez wahania, pobiegł w jej kierunku. Jeśli mógł ją zatrzymać, Syriusz nie zostanie wepchnięty za zasłonę.
Oszołomił ją i uśmiechnął się radośnie. Jego koszmar nie stanie się prawdą. Ale potem kolejny zamaskowany śmierciożerca wystrzelił mordercze zaklęcie w Syriusza, która uderzyła jego dokładnie w środek klatki piersiowej.
Remus patrzył, jak Syriusz upada na ziemię.
Krzyk cierpienia Harry'ego dorównał krzykowi Remusa.
To koniec.
Syriusz umarł.
Dlaczego?
Kiedy Remus się obudził, jego policzki były mokre od łez, ale niemal nie był zaskoczony, gdy poczuł za sobą czyjeś ciało. W rzeczywistości, niemal się go spodziewał.
Jakoś się zorientował, że ten dzień się powtarza.
Nie wiedział, jak zakończyć to koło. Może miał uratować Syriusza, a gdy mu się uda, nadejdzie kolejny dzień. Remusowi podobał się ten pomysł, ponieważ to oznaczało, że ostatecznie będzie miał Syriusza z powrotem.
Tego dnia, opracowywał plany możliwych sposobów zatrzymania Syriusza w domu, gdy nadejdzie wezwanie Dumbledore’a. A kiedy zawiodły – jak się spodziewał – myślał o sposobach, jak chronić Syriusza przed wepchnięciem zza zasłonę i wszystkimi innymi klątwami, które mogły w niego uderzyć.
Może mógłby zmusić Syriusza, by walczył tam, gdzie Remus, a zamiast tego, wilkołak mógłby iść po Harry’ego. To była możliwość.
A kiedy tego dnia dotarli do Ministerstwa Magii, zamienili się miejscami. Remus zdołał rozbroić Bellatrix, ale Syriusz został przejęty przez dwójkę śmierciożerców i nie przeżył.
Dzień wciąż się powtarzał. Cały czas i w kółko.
A Remus był w kropce. Czuł się tak, jakby pogrążał się w rozpaczy i nie było nikogo, kto mógłby go z niej wyciągnąć.
Próbował nawet powiedzieć Syriuszowi, co się działo. Wiedział, że jeśli jego kochanek dowie się o swojej nieuchronnej śmierci, może będzie się trzymał z daleka od departamentu Tajemnic.
Mimo to, poszedł tam.
- Remus, przykro mi, że umrę, ale nie mogę nie iść, Harry może umrzeć, a ja nie mogę tego zaryzykować. Nienawidzę tego, że musisz przez to przechodzić, ale nigdy nie odwrócę się od mojego chrześniaka.
Podczas jednego z powtarzających się dni, gdy minęły już niemal dwa miesiące, Remus w końcu porozmawiał z Dumbledorem.
- Dlaczego to się dzieje? Bez względu na to, co robię, nie potrafię uratować Syriusza? Dlaczego?
Zwykle błyszczące niebieskie oczy Dumbledore’a wydawały się teraz bardzo smutne.
- Remus, sądzę, że ten dzień się powtarza, żeby cię czegoś nauczyć i chyba twoje myśli biegną w złym kierunku.
- Co mogę się takiego nauczyć, może poza faktem, że bez względu na to, co zrobię, nie mogę uratować Syriusza?
- Może właśnie tego masz się nauczyć – wypowiedział mądrze Dumbledore.
Remus zamarł i pomyślał nad tym. Pierwszej nocy, zanim zaczął się powtarzać dzień, Remus zażyczył sobie pewną rzecz w kierunku rozgwieżdżonego nieba. Chciał, żeby ten dzień się powtórzył, żeby mógł ocalić Syriusza. Zapomniał o tym pośród całego zamieszania, ale może to życzenie się spełniło.
Ale jeśli nie mógł ocalić Syriusza, może Dumbledore miał rację o lekcji, której musiał się nauczyć.
- Kocham go – mruknął smutno.
Dumbledore dobrotliwie położył mu rękę na ramieniu.
- Wiem o tym, Remusie, ale nie możesz go przy sobie zatrzymać. Może musi umrzeć tego dnia. Może jego śmierć pomoże ukształtować przyszłość w bardzo ważny sposób.
Remus pociągnął nosem.
- Jednego dnia, powiedział mi, że jeśli zostanie to Harry może umrzeć i to dlatego musi iść. Sądzi pan, że ma rację?
- To możliwe – przyznał Dumbledore.
- Jak mam go tam puścić? – zapytał Remus, a jego oczy wypełniły łzy, które w rzeczywistości nie spadły.
- Zawsze będziesz miał jego wspomnienie w swoim sercu, ale sądzę, że to jest czas, żebyś zaakceptował to, że musi tego dni umrzeć i nic tego nie zmieni.
Później tego dnia, gdy czekał na wezwanie z departamentu Tajemnic, Remus spojrzał na Syriusza, który nerwowo krążył po salonie.
- Syriusz? – odezwał się Remus, zebrawszy myśli.
Syriusz spojrzał na niego.
- Chciałem tylko powiedzieć, że bez względu na to, co się dzisiaj stanie, kocham cię.
Syriusz wyglądał na zdezorientowanego, ale to dlatego, że nie wiedział, jak ten dzień miał się skończyć. Podszedł do wilkołaka i owinął ramiona wokół zbyt chudej talii.
- Też cię kocham. I zawsze będę. Aż do śmierci.
Remus przełknął krzyk bólu, który chciał się z niego wydostać i spróbował się uśmiechnąć.
A kiedy poszli do departamentu Tajemnic, by pomóc w walce, Remus nie zmienił nic, co się działo podczas pierwszego razu. Remus poszedł do swojego śmierciożercy, a Syriusz by pomóc Harry’emu. A kiedy Bellatrix wepchnęła go za zasłonę, Remus podbiegł i chwycił nastolatka, by go powstrzymać przed skoczeniem za ojcem chrzestnym.
I tej nocy, poszedł do łóżka z ciężkim sercem.
Kiedy się obudził następnego dnia, nie poczuł za sobą nikogo i wiedział, że pętla czasu zniknęła.
Ukrył twarz w poduszce i zapłakał za wszystkim, co stracił. To zwyczajnie niesprawiedliwe.