Oryginalny tytuł: Our
Very Own Sirius Black
Autor: NotEven Here
Zgoda: Czekam
Pairing: Syriusz
Black/Remus Lupin
Podsumowanie: Wydziedziczony
przez rodzinę, Syriusz znajduje niespodziewane pocieszenie w znajomym miejscu.
Ostrzeżenie: slash,
choć w sumie nie obrazowy,
Tłumaczenie: Ginger
(wybaczcie za błędy, nadal szukam dobrej bety)
Część I
- Cholera – mruknął
Syriusz, gdy górna część bramy Potterów zaczepiła się za jego koszulkę. Mrużąc
oczy w ciemności, szarpnął, warknął pełne wulgaryzmu upomnienie i wreszcie
wyrwał tkaninę na wolność. Gdy tylko brama została zamknięta i zatrzaśnięta za
nim, przejechał ręką po swoich zdeterminowanych oczach i spojrzał na cichy dom.
Tylko błysk lampy starał się z nim witać. A ponieważ było grubo po północy, nie
spodziewał się niczego innego.
Prawdopodobnie w ogóle
nie powinien przychodzić, ale jego stopy zdradziły go i był już w połowie drogi
tutaj, zanim to zrozumiał. Nie żeby Potterowie mieliby coś przeciwko temu –
przynajmniej nie mieli nigdy przedtem. Ale wcześniej Syriusz nigdy nie opuścił
Grimmauld Place na stałe.
Uciążliwe, bezwartościowe dziecko…
Z pożegnalnymi słowami
matki odbijającymi się echem w jego głowie, Syriusz ruszył kamienną ścieżką i
wspiął się na trzy stopnie do frontowych drzwi. Mógłby wejść, powiedział sobie.
Robił to już wcześniej, czyż nie? Bez ostrzeżenia, tak, ale nigdy w środku
nocy. I nigdy w pierwszym dniu letnich wakacji.
To nie ma znaczenia,
powiedział sobie, ale nawet głos w jego głowie zaczął się trząść. Chwycił
różdżkę w bolącą pięść, ale nie podniósł jej do gałki. Wciąż stał niemy i
zdezorientowany, gdy drzwi otworzyły się szerokim ruchem.
- Syriusz? – Głos pana
Pottera, zamroczony snem, wypełnił nieruchome powietrze.
Nie będąc w stanie
zwolnić uścisku na różdżce, Syriusz przycisnął ją do biodra, odpowiadając
chropowato:
- Tak, proszę pana.
Brwi pana Pottera
złączyły się razem.
- Wszystko w porządku?
– zapytał cicho, właśnie wtedy, gdy zaprosił gestem Syriusza przez próg.
Syriusz tępo skinął
głową.
- Nie masz płaszcza…
Syriusz spojrzał na
swoją klatkę piersiową i zastanowił się, dlaczego nie było mu zimno. Nawet
jeśli to był czerwiec, był środek nocy.
- Przepraszam –
powiedział ochryple. Pan Potter skrzywił się z zakłopotaniem.
- Wejdź do środka –
mruknął, prowadząc Syriusza w kierunku długiej sofy z ręką między jego
łopatkami. Syriusz posłuchał nacisku, skrzywił się, gdy jego tyłek opadł na
poduszkę. Przez te godziny, które przeszedł.
Wzrok pana Pottera
wyostrzył się na widok grymasu.
- Ktoś cię skrzywdził?
– zapytał, tak szczerze, jak robił wszystko; na dodatek delikatnie. A w szarych
oczach pojawiła się dostrzegalna ulga, gdy Syriusz pokręcił głową. To się nie
liczy, jeśli chodzi o jego brata.
- To był długi spacer –
czuł się zobowiązany, by wyjaśnić. – Nie zdawałem sobie sprawy…
Siwiejące brwi złączyły
się.
- Szedłeś całą drogę z
Londynu?
Odwracając się od
zaintrygowanego spojrzenia, Syriusz wzruszył ramionami.
- Błędny Rycerz zabrał
mnie część drogi…
Podskoczył, gdy ręka
opadła na jego własną.
- Syriuszu – poprosił
pan Potter. Ścisnął go chcąc podnieść na duchu i Syriusz uniósł oczy. – Co się
stało?
- Musiałem odejść. Nie…
nie wiedziałem, gdzie indziej iść.
- Dobrze zrobiłeś
przychodząc tu – zapewnił go pan Potter. – Choć, powinieneś użyć Fiuu.
Szesnastoletni chłopiec nie powinien sam wędrować po ulicach o tej porze.
Twarz Syriusza ogrzała
się na tą łagodną naganę.
- Nie mogłem.
Zaskoczenie pojawiło
się w życzliwych oczach.
- Dlaczego nie?
Słowa wymknęły się
Syriuszowi, przynajmniej słowa, które sprawiły, że pojawił się jakiś sens. Ale
jak miał wytłumaczyć, że mógłby ponownie spotkać się z matką? Nie mógł znieść
zobaczenia jej uśmiechu, gdy chwaliła się swoim nie bezwartościowym synem przed
resztą rodziny.
Była tak dumna, jakby
Regulus właśnie został mianowany Prefektem Naczelnym, a nie wprowadzony w
szeregi Voldemorta.
- Regulus w końcu to
zrobił. – Gardło Syriusza ponownie się napięło, ale przełknął to. – Przyjął
Znak i w ogóle. Widziałem to. Cała rodzina widziała; Bellatrix też i ten głupol
o twarzy szczura, którego dopiero co poślubiła. Nawet jego brat ma. Wszyscy się
tym ekscytują.
- Och, Syriuszu…
- Jak to możliwe, że
mogą być tacy głupi? – chciał wiedzieć Syriusz, zaciskając ponownie ręce w
pięści. – Czarny Pan to, Czarny Pan tamto. Czczą jakiegoś faceta, który
oczywiście jest stuknięty. Nawet mój ojciec, który nie jest w najmniejszym
stopniu głupi. Poza tym, daje wiary tym bzdurom, że jesteśmy lepsi od mugoli.
Czysta krew jest najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszałem!
Syriusz nagle zacisnął
wargi, gwałtowny rumieniec zapłonął mu na policzkach, gdy zrozumiał, co właśnie
powiedział. Ale zanim zdążył przeprosić za wybuch – i wulgaryzm, - pan Potter
objął go ramieniem.
- Oczywiście, że tak –
powiedział cicho i jednocześnie stanowczo, poklepując ramię Syriusza. – Jestem
z ciebie dumny, że to zrozumiałeś, Syriuszu. Twoi rodzice powinni się wstydzić
za wspieranie Regulusa w stawaniu się częścią tego potwornego reżimu. Zrobiłeś
bardzo dobrze przychodząc tutaj – powiedział znowu, ale Syriusz ledwie go
usłyszał.
Jestem z ciebie dumny, powiedział pan Potter. I powiedział to bez myśli,
jakby duma z Syriusza Blacka była najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
- Twoja ręka…
Szybko przywrócony do
rzeczywistości, Syriusz tym razem na dobre się skrzywił, gdy pan Potter
delikatnie zacisnął palce na różdżce.
- Co zrobiłeś?
- Wpadłem z Regulusem w
małą bójkę.
Brwi pana Pottera
uniosły się.
- Powiedziałem, co
myślę o jego nowym tatuażu i nie docenił tego – wyjaśnił Syriusz. Nie wyjaśnił,
że Stworek docenił to w jeszcze mniejszym stopniu. Miał dość Maści Na Siniaki,
więc to i tak nie miało znaczenia.
Pan Potter już
wyciągnął różdżkę. Skrzywił się, gdy machnął nią nad kostkami Syriusza – teraz
wszystkie były głęboko fioletowe.
- Nie są złamane –
westchnął w końcu, - ale potrzebujesz maści. I eliksiru na ból?
Skinął głową, zanim
Syriusz zdążył odpowiedzieć.
- Siedź tu. Wrócę za
momencik. – Pogładził włosy Syriusza, zanim wstał i odwrócił się do kuchni.
Syriusz patrzył za nim, chłonąc zdecydowane kroki póki straszne węzły w jego
brzuchu nie zapłonęły gorzej niż całą noc.
Jego własny ojciec
widział obtarte kostki, tak jak i podbite oko; nie poświęcił im drugiego
spojrzenia.
Zaciskając zęby na
pozostałe swędzenie wspinające się w górę jego gardła, Syriusz obserwował ogień,
które świecił szmaragdem tylko w przypadku, gdy gość chciał przez niego
przejść.
Ciche kroki pana
Pottera zbliżyły się. Syriusz szybko rozluźnił szczękę i przyjął ofiarowany
eliksir przeciwbólowy bez protestu.
- Nie powinno boleć –
mruknął pan Potter, siadając i obejmując posiniaczoną rękę Syriusza w swoje
dłonie. – Będę szybki…
Syriusz zamrugał gwałtownie,
gdy jego rany zostały obmyte tak starannie, jak zawsze.
- Będziesz musiał z tym
spać – powiedział pan Potter, uważnie owijając okład wokół posiniaczonych
kostek. Przymocował go zaklęciem i poprosił o drugą rękę.
- Tylko ta jedna.
Pan Potter spojrzał na
niego przy tym ochrypłym proteście. Jego oczy złagodniały.
- Nie masz żadnych
więcej urazów? W ogóle? – zapytał, a Syriusz pokręcił głową. – Regulus nie
dosięgną cię nawet jednym ciosem?
- Dosięgnął – ustąpił
Syriusz, wiedząc, że pan Potter nie zrezygnuje. – Zadbał o kilka zadrapań.
Pan Potter zacisnął
usta.
- W porządku, ale jeśli
czegoś potrzebujesz, powiesz mi od razu.
Syriusz pokiwał głową.
- Tak, proszę pana…
dzięki.
- Oczywiście, możesz
zostać tu, jak długo zechcesz. Przypuszczam, że twoi rodzice nie wiedzą, że tu
jesteś?
Syriusz wątpił, że byli
nawet świadomi tego, że odszedł. Nie żeby się martwili.
- Poślę im notkę,
dobrze? – spytał pan Potter przez ciszę.
I choć było to
standardowe pytanie – od lat, - Syriusz pokręcił głową.
- Syriuszu…
- Proszę, nie. Oni nie…
- Przełknął ślinę i spróbował jeszcze raz. – Nie chcą wiedzieć. Oni nawet nie…
- Poddał się przez zbyt obolałe gardło. Potem milczeli, gdy Syriusz patrzył na
zieloną poświatę w palenisku; mógł poczuć spojrzenie pana Pottera.
- Jesteś głodny? –
zapytał go w końcu. – Podejrzewam, że wszystko zdarzyło się przed obiadem?
Syriusz spojrzał na
niego; teraz to było łatwiejsze.
- Poczekam do śniadania
– powiedział, mimo że jego żołądek skręcał się cały wieczór. Był wystarczającym
kłopotem.
- Jadłeś?
- Nie, proszę pana,
ale…
- Więc chodź –
powiedział pan Potter stanowczo, już wstając i wskazując na Syriusza, by zrobił
to samo. – Mieliśmy na obiad wspaniałą zapiekankę z mięsa mielonego i
ziemniaków oraz pikantne ciasto, a wiem, że jest ono twoim ulubionym. Jeśli go
nie zjesz, James to zrobi.
Pan Potter uśmiechnął
się. Robiąc wszystko, by to odwzajemnić, Syriusz zaakceptował rękę na swoim
ramieniu i pozwolił panu Potterowi poprowadzić się do kuchni.
^^^
Gdy następnego ranka
Syriusz otworzył oczy, zajęło mu chwilę, by się zorientować, gdzie się
znajduje. Oczywiście, ten pokój nie był w żadnym stopniu podobny do jego
własnego. Zbyt wesoły, by być pokojem jakiegokolwiek Blacka. Nawet sufit był
pogodny.
- Leniwy, Łapo; taki
jesteś.
Syriusz odwrócił głowę.
James, uśmiechając się, odchylał się na krześle przy biurku.
- Już prawie południe –
powiedział i odrzucił czytaną książkę na biurko. – Masz szczęście, że mama tak
bardzo cię lubi; nigdy nie pozwala spać mi po dziewiątej.
Ziewając szeroko,
Syriusz uniósł się na łokciach i zerknął na Jamesa.
- To trochę straszne,
że patrzyłeś, jak śpię.
- Byłem pod ścisłym
zakazem budzenia cię. Tata zagroził, że mi wklepie, jeśli za mocno zamrugam w
twoim kierunku.
Syriusz zrobił minę.
- Nieprawda.
- Na początku, nie – powiedział
James z uroczystym skinięciem głową. – Powiedział, że zabierze mi miotłę na
tydzień, ale udało mi się namówić go na klapsa.
Na jego twarz wpłynął
powolny uśmiech.
- Jesteś stuknięty,
kumplu.
- Co, do cholery,
miałbym robić przez tydzień bez mojej miotły?
- Dla odmiany wytężać
mózg?
- Nie ma szans. Lily
nie zaszczyciłaby mnie spojrzeniem bez tego. – Zgiął rękę, szczerząc się do
wywracającego oczami Syriusza. – Choć, Łapciu, ściśnij mocno a zobaczysz.
Parskając, Syriusz
odepchnął go.
- Nie, dzięki. A
właściwie, kiedy Evans na ciebie spojrzała?
- No dobra – przyznał
James, - jeszcze nie spojrzała, ale spojrzy.
– Poderwał się z krzesła z hukiem. – Więc muszę utrzymać mięśnie w dobrej
formie, prawda?
- Tak – zgodził się
Syriusz. – Bo dziewczyny zwyczajnie gardzą facetami z mózgiem.
- Może i masz rację.
Dobra, w porządku. Zajmę się jednym i drugim – powiedział James z dramatycznym
westchnięciem, opadając na łóżko i szturchając niecierpliwie nogę Syriusza.
- Mimo to nie mogę tego
robić, gdy ty się wylegujesz. Wstawaj,
leniwy draniu!
Jęknął, gdy Syriusz
zrzucił go na podłogę szybkim kopniakiem.
- Cholerny…
- No kto? – zaśmiał się
Syriusz.
- Sukinsyn – narzekał
James pod nosem, wstając na nogi. – Zero wdzięczności, mówię ci. Siedziałem tu
godziny, cicho jak należy.
Syriusz usiadł w pełni,
podwijając nogi, gdy James ostrożnie usiadł.
- Trzeba było mnie
obudzić. Twój tata by się nie dowiedział.
- Chcesz, żebym okłamał
własnego ojca, Syriuszu? Jestem w szoku.
- Bo to byłby twój
pierwszy raz? – zapytał słodko Syriusz.
- Oczywiście.
Syriusz wyszczerzył
się, opierając o wezgłowie. To dużo lepsze niż wstawanie na Grimmauld Place.
Jego szczęście zmniejszyło się lekko, gdy zauważył, że James nagle siada na
baczność. Wyprostował plecy i nawet się nie skrzywił; okład pracował nad
leczeniem.
- Więc, kto cię
uderzył?
- Regulus – odparł
Syriusz z tą samą przymusową niedbałością. Oczywiście, to nie było powodem
posiniaczonej ręki, ale jakoś nie miał potrzeby tego wyjaśniać. – Głupek
przyjął Znak.
Oczy Jamesa zaokrągliły
się jak spodki.
- Cholera. Naprawdę?
- Najwyraźniej była tam
cała kupa Ślizgonów, między innymi Snape i większość szóstego i siódmego roku.
Bella pałała wiadomościami; poręczyła za Rega czy jakkolwiek to działa, całując
dupę Voldemorta. Nigdy nie widziałem tak szczęśliwej matki.
Tak samo oszołomiony
wiadomością jak Syriusz, James pokręcił głową.
- Nie sądziłem, że
kiedykolwiek naprawdę to zrobi. I Snape?
Syriusz wzruszył
ramionami.
- Reg zrobił listę
wszystkich nowych rekrutów, a Snape zdecydowanie był wśród nich. Nie mogę
powiedzieć, że jestem zaskoczony. Rzucał mroczne czary praktycznie zanim
wsiedliśmy do pociągu, jako pierwszaki.
- Wiem, ale… - James
zamachał rękami, najwyraźniej nie mogąc znaleźć słów i zamiast tego zamilkł. –
Co się stało? – zapytał w końcu.
- Po prostu nie mogłem
znieść bycia tam, wiesz? – powiedział Syriusz, koncentrując się na odwijaniu
opatrunku.
- Więc jesteś tu na
jakiś czas? – zapytał James z nieskrytym oczekiwaniem w głosie. Syriusz
spojrzał na niego, uśmiechając się jak tylko potrafił.
- Tak, na jakiś czas. –
Póki się nie zorientuję, gdzie idą osoby, które zostały wydziedziczone.
- No, dobrze –
powiedział James stanowczo, teraz patrząc na niego groźnie. – Przede wszystkim
trzeba było po prostu wrócić z nami do domu. Cholerne dranie…
Oburzone przekleństwo
wywołało ciepło w piersi Syriusza, gdy odklejał okład od skóry i starał się nie
wyglądać na zbyt zadowolonego.
- Może powinieneś po
prostu zostać tu całe lato; mama i tata nie będą mieli nic przeciwko.
Syriusz spojrzał na
niego szybko, zauważając, że jego najlepszy kumpel intensywnie wpatruje się w
niego w zamyśleniu.
- Znaczy, jaki sens
jest tam wracać? – zapytał James. – Po prostu zrobią coś innego równie
głupiego. A jeśli połowa Slytherinu jest śmierciożercami, to nie chcesz tam być,
prawda?
- Połowa moich krewnych
to śmierciożercy – zauważył Syriusz. – W każdym wypadku będziemy musieli pójść
do szkoły ze Ślizgonami. Nie jestem pewny, dlaczego Dumbledore na to pozwala.
Nie wiedział, dlaczego
kłócił się o powrót do domu, podczas gdy nie miał żadnego zamiaru wracać – w
rzeczywistości nie było sposobu, by mógł wrócić.
- W każdym razie nie
zdecyduję teraz – powiedział lekceważąco. Zwłaszcza, że już podjęto decyzję za
niego. Jego matka wypaliła jego nazwisko z drzewa genealogicznego, podczas gdy
on stał tam i patrzył.
Zaciskając zęby,
Syriusz odwrócił się i zsunął z łóżka. Włożył opatrunek do kosza i rzucił przez
ramię coś w rodzaju uśmiechu.
- Zechcesz się zmyć,
Rogacz? Dasz gościowi trochę prywatności na przebranie się? Chyba że masz jakieś
fantazje…
- Ej, nawet nie kończ
tej myśli, zboczeńcu! – jęknął James zeskakując z łóżka. – To nie tak, że nie
ucieszę się widząc cię nago, rozumiesz, ale to jeszcze trochę za wcześnie.
Syriusz już ściągał
koszulkę przez głowę James pisnął raczej dziewczęco i wypadł z pokoju, wołając:
- Moje oczy! Moje oczy!
Tym razem uśmiechając
się naprawdę, Syriusz zamknął drzwi trącając je łokciem i zaczął grzebać w
swoim kufrze.
Gdy wyszedł, James
czekał na niego, opierając się o ścianę na korytarzu.
- No, nie wyglądaj tak
uroczo – zacmokał James. – Choć myślę, że niebieski to nie jest najlepszy
kolor.
- To pokazuje, jak
wiele wiesz – mruknął Syriusz, wsuwając różdżkę do kabury. – Tak się składa, że
Lunatyk powiedział mi w zeszłym tygodniu, że niebieski podkreśla moje oczy.
- Och, nie! – James
spojrzał na niego. – Lunatyk tak powiedział, co?
Syriusz skrzywił się na
niego.
- Tak, powiedział. I
co?
James uśmiechnął się,
ale zamiast kontynuować temat, zbiegł szybko po schodach.
- Zobaczcie, kto się w
końcu obudził! Nasz własny Syriusz Black! – Wziął ciastko z tacy, którą jego
mama wyciągała z pieca, z serią och, aj, auć, gdy próbował znaleźć chłodne
miejsce.
- No naprawdę, James –
westchnęła.
Ale on po prostu
pocałował ją w policzek i powiedział biorąc ogromny gryz:
- Cóż mogę poradzić na
to, że jesteś genialną kucharką, mamo?
- Nie ja je zrobiłam –
powiedział, choć uśmiechając się. James posłał uśmiech równie wesołej skrzatce,
która kroiła chleb na ladzie.
- W takim razie,
dzięki, Tilly!
- Tilly jest
najbardziej zadowolona robiąc herbatniki dla młodego pana i jego przyjaciela –
powiedziała spokojnie.
- Dziękuję – powiedział
Syriusz, gdy mama Jamesa zaproponowała mu ciasteczko.
- Jak spałeś? –
zapytała, odstawiając tacę, by odgarnąć jego długie włosy z oczu. – Jesteś
strasznie blady; mam nadzieję, że nie będziesz chory po tej nocnej przechadzce.
- Przyszedłeś tu? – James wytrzeszczył na niego oczy, po czym odwrócił
się do ojca, który siedział przy stole w kuchni. – Nie mówiłeś mi, że tu
przyszedł.
- Nie wiedziałem, że
wszystko, co robi Syriusz, jest twoją sprawą.
- Oczywiście, że jest,
tato. – James potargał włosy ojca w drodze do swojego krzesła. – Teraz
powinieneś to wiedzieć.
Pan Potter zaczesał
swoje ciemne włosy na miejsce i spojrzał na syna rozbawionym spojrzeniem.
- Będę o tym pamiętać. Na
razie jednak cisza i pozwól Syriuszowi mówić.
Syriusz uśmiechnął się,
chcąc złagodzić niepokój w czterech spojrzeniach.
- Nie czuję się chory.
I zawsze śpię tu dobrze. Materace są kapitalne.
- Nawet lepsze niż w
Hogwarcie – zgodził się James, przyjmując szklankę soku dyniowego od ojca.
Drugą pan Potter napełnił dla Syriusza, który zsunął się na miejsce obok
Jamesa.
- Zdjąłeś opatrunek –
powiedział, mrużąc oczy, gdy spoglądał uważnie na rękę Syriusza. – Co z nią?
Syriusz pomachał
palcami.
- Jest jak nowa.
Uśmiechając się, pan
Potter zaoferował mu tacę z kanapkami.
- Jedzcie – powiedział,
patrząc zarówno na obu chłopców, - a potem może weźmiecie po południu miotły na
zewnątrz? – Mrugnął do Syriusza. – Nie miałem pojęcia, że James może tak długo
siedzieć cicho.
- Hej – zaprotestował
James. – Siedzę godzinami na lekcjach, prawda?
- Ale nie cicho –
mruknął Syriusz do soku.
James kopnął go pod
stołem, a pan Potter roześmiał się.
^^^
- Dobrze, że nie potrzebuję
mięśni, by imponować panienkom – sapnął Syriusz parę godzin później, gdy on i
James leżeli na trawie, a ich miotły krzyżowały się nad ich głowami.
- Ale potrzebujesz ich,
by grać w Quidditcha, prawda?
- Byłem w zespole od
trzech lat; kto chciałby mnie teraz wykopać? – odparował Syriusz. Jego nogi i
ręce były jak z galarety. Jeśli kiedykolwiek wstanie z tego skrawka zieleni, to
będzie cud.
- Nowy kapitan? –
zaproponował James. – Kimkolwiek jest.
Syriusz spojrzał na
przyjaciela; uśmiechnął się słysząc ten tęskny głos.
- Twoją jedyną
konkurencją jest Podmore i to, jak spędza większość czasu płaszcząc się przed
twoją egzystencją.
James nieprzekonany
pchnął Syriusza za ramiona.
- Och, zamknij się, to
nie prawda. A co z tobą? Czemu nie chcesz być kapitanem? Byłbyś lepszy niż
Podmore.
- Jaki w tym sens?
Remus już i tak pozwala nam korzystać z łazienki Prefektów.
- Prawda.
- A poza tym – Syriusz
uśmiechnął się złośliwie, - szata kapitana marnowałaby się na mnie. Ty i twoje
mięśnie potrzebujecie jej, by zaimponować Lily.
James uśmiechnął się
powoli.
- Byłaby pod wrażeniem,
co nie?
- Niewątpliwie.
James usiadł,
wzdychając.
- Będzie musiała być w
jakimś momencie. Nie mam już pomysłów.
- Nadal nie masz ochoty
spróbować planu Remusa?
- Przestać być
aroganckim gnojkiem? Brałem to pod uwagę…
- Przestać rzucać
klątwy na Snape’a. – Syriusz usiadł obok Jamesa. – Mając na uwadze to, że teraz
jest częścią… - zrobił minę, - elity Voldemorta, powinniśmy chyba tak zrobić.
- A co, kiedy on
przeklnie nas?
Syriusz wzruszył
ramionami; zwykle dyskusja o Snape’ie i jego klątwach – które w ciągu
ostatniego roku stały się dużo bardziej pomysłowe, - oznaczała radosne
planowanie zemsty. Teraz wydawało się to raczej bezcelowe.
I zbyt niebezpieczne.
- Bella omawiała jakiś
trening z jednym z moich kuzynów… brzmiało strasznie.
James uniósł brwi.
- Jak starsznie?
- Coś w stylu
zmieniania każdego w puszyste króliczki, które wylęgały się z czekoladowych jaj
– prychnął Syriusz. – Co myślisz?
Ale James się nie
uśmiechnął.
- Masz na myśli
Niewybaczalne?
- Raczej jak
najskuteczniej zabić mugoli. Lub zdrajców krwi.
James spojrzał na
niego.
- Dyskutowali o tym w
twojej obecności.
To nie był pierwszy
raz. Ale ponieważ James wyglądał raczej chorobliwie blado, Syriusz postanowił
się nie przyznawać.
- Ona jest szalona,
kumplu.
James nie wyglądał na
zapewnionego.
- Dlatego odszedłeś?
- Tak, między innymi.
Oczy Jamesa zwęziły
się, ale zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, Syriusz zerwał się na równe
nogi.
- Latamy czy nie? Nie
zbudujesz mięśni siedząc jak leń.
James nie był zbyt
skory, by dołączyć. Skinął jednak głową, ledwie byli obok siebie, już szybko
wsiadali na miotły.
- Ścigamy się do
tamtych drzew?
Syriusz zrobił minę
wyrażającą chęć konkurencji, a James policzył do trzech i obaj odbili się od
ziemi.
Wrócili na trawę
dopiero, gdy wzmocnione wołanie Tilly na obiad dotarło do ich uszu.
Z szybko falującymi
klatkami piersiowymi, podnieśli swoje miotły, zatrzymali się, by oddać je
skrzatce, gdy zagoniła ich do środka.
- Mistrz Potter
sugeruje, by młodzi panowie umyli się i ubrali – oznajmiał, gdy zdjęli buty i
zrzucili lekkie płaszcze, które pani Potter kazała im ubrać.
- Zaraz, zaraz –
narzekał James. Tilly pozbierała ich rzeczy i przegoniła ich do wnętrza
korytarza. – Sugeruje, do cholery – mruknął, gdy byli poza zasięgiem słuchu i
wchodzili po schodach.
Podczas gdy James
rozkoszował się gderaniem, Syriusz dał nura przed niego i do toalety,
zostawiając krzyczącego w proteście Jamesa. Korytarz był pusty, gdy ponownie
wyszedł, już stosunkowo czysty, ale nadal zaczerwieniony od wiatru. Słyszał, że
James krząta się w innej toalecie na drugim końcu korytarza; zanucił pod nosem.
Syriusz wszedł do
pokoju, który pan Potter pokazał mu tego ranka. To był pierwszy raz, gdy nie
był zakwaterowany z Jamesem, ale to chyba tylko dlatego, że pojawił się w
środku nocy.
Jego kufer, który
został powiększony zanim wpadł do łóżka, leżał w kącie. Jego dobry nastrój
szybko zniknął, gdy przyjrzał się jego zawartości, swojemu całemu
teraźniejszemu dobytkowi.
Choć nie wiedział, jak
miało wyglądać to całe wydziedziczenie, był pewny, że jego rodzice nie kupiliby
już mu spodni i zestawu do Quidditcha.
Nie nadajesz się, by byś Blackiem, powiedziała jego matka, jako pewien rodzaj
deklaracji, gdy zwęglona tkanina zwijała się na krawędziach.
Prawdopodobnie nie
podjęła kroków, by powstrzymać go przed dostępem do rodzinnego skarbca;
formalne wydziedziczenie oznaczałoby spędzenie sporo czasu w Wizengamocie, a
było to coś, czego w tych dniach jego rodzina starała się nie robić, a gobliny
nie uznawały czarodziejskich tradycji.
Ale nawet, gdyby mógł
używać ich pieniędzy, nie było mowy, że zamierzał to robić. Nie teraz.
Wołanie pani Potter
zniechęciło Syriusza do użalania się nad sobą. Użył prostujących zaklęć na
spodnie i koszulę – jak również na szaty. Wciąż szarpał się z krawatem, schodząc
po schodach.
Idący za nim James,
szturchnął go między łopatkami, by go pospieszyć.
- Dotknij mnie jeszcze
raz, Potter, a wylądujesz na tyłku.
- Naprawdę? – zapytał
James, a Syriusz niemal widział jego chytry uśmieszek. Zwolnił wystarczająco,
by zirytować i uśmiechnął się do siebie, gdy łokieć wbił się w jego plecy.
Obracając się, złapał zaskoczonego Jamesa wokół szyi i poczochrał go z
wyszczerzem.
- Spadaj! – wycharczał
James przez śmiech, na próżno próbując odsunąć Syriusza. - … Spa… daj, głupku!
- Nie, póki nie
przyznasz, że jestem silniejszy od ciebie. Jak również mądrzejszy, skoro cię
trzymam.
- Nigdy!
- Myślę, że lepiej jak
będziesz trzymał się Quidditcha, staruszku – Ahhh!
Zatrzymany przez kostkę
wbitą pod jego kolano, Syriusz przewrócił się i zrzucił ich obu z ostatniego
stopnia i w splątanej, chichoczącej masie wpadli na podłogę kuchni.
- A co tu się dzieje? –
Twarz pana Pottera pojawiła się nad nimi – do góry nogami. – Nowy manewr w
Quidditchu?
- Syriusz zamierza
startować na kapitana – powiedział usłużnie James, pozwalając ojcu, by podniósł
go za łokieć.
Pani Potter spojrzała
ponad ramieniem męża.
- Naprawdę? – spytała
zaskoczona.
- Nie, jeśli nie
zabiorą Remusowi odznaki – powiedział Syriusz, podnosząc się na nogi.
- Ach – mruknęła, jakby
to była najbardziej naturalna przyczyna. Syriusz uśmiechnął się i odwrócił, by
podążyć za Jamesem, zatrzymując się nagle, gdy pan Potter położył mu rękę na
ramieniu.
- Pomóc ci trochę z
krawatem?
- Och. Racja,
przepraszam…
Pan Potter uśmiechnął
się. Chwycił końce krawata i dzięki praktyce z łatwością związał go i
wygładził.
- No i jest.
Poklepał ramię Syriusza
i zajął miejsce przy stole. Ignorując irytujące drapanie w gardle, Syriusz
dołączył do rodziny.
^^^
Gdy tylko obiad został
zjedzony, a obaj Syriusz i James zostali pokonani przez pana Pottera w szachy,
dwaj chłopcy przenieśli się na górę, gdzie leniwie przerzucali między sobą
kafla.
- Idziemy jutro na
Pokątną? – spytał James, posyłając piłkę w kierunku łóżka. – Tata już wyraził
zgodę.
Myśląc o woreczku
galeonów – resztkach z poprzedniego semestru, Syriusz zmarszczył brwi. Co, do
diabła, miał zamiar robić dla pieniędzy? Same książki będą kosztować tak dużo,
ile jest w tym pieprzonym woreczku.
- Nie chcesz?
Syriusz wygładził czoło
i odesłał kafla.
- Tylko, jeśli spędzimy,
co najmniej, godzinę u Zonka.
James uśmiechnął się
ironicznie.
- Możemy przywlec
Petera; przetestujemy na nim kilka nowych produktów.
- Szkoda, że pełnia
jest za dwa dni – dumał Syriusz, przyciągając chwyconego kafla do piersi i
ugniatając go opuszkami palców. – Jego mama nigdy go nie puści.
- Nie bądź tego taki
pewny, kolego.
Syriusz uniósł brew.
- Nigdy tego nie zrobi.
Nie wiem, co ona myśli, że Remus robi w Hogwarcie, bez niej, przytrzymującej go
w łóżku.
- Oczywiście myśli, że
żyje pod szatą Pomfrey. Podaj kafla!
Przepłynął gładko przez
pokój, a James musiał się naciągnąć, by go złapać, przy okazji spadając z
biurka.
- Nie zabawne, kapcanie
– narzekał James, pocierając biodro.
- Twoja koordynacja
jest kiepska – parsknął Syriusz. – Dobrze, że nie jesteś szukającym.
Ciche pukanie oderwało
ich uwagę od niegrzecznego gestu Jamesa.
- Wszystko tu w
porządku? – spytał pan Potter, wkładając głowę przez ramę drzwi. Spojrzał na
syna, który wciąż w połowie leżał na ziemi. – Znowu Quidditch?
- Tak – powiedział
James, unosząc kafla, by go pokazać. Pan Potter wyrwał go z jego uścisku i
rzucił do Syriusza.
- Macie gościa –
powiedział. Cofnął się, otworzył szerzej drzwi i odsunął na bok.
Zmarszczone w
zdezorientowaniu brwi Syriusza natychmiast zmieniły się w uśmiech, gdy tylko
gość wszedł do środka.
- Lunatyk, staruszku!
Remus uśmiechnął się na
radosny okrzyk Jamesa. Przeniósł wzrok na Syriusza, unosząc brwi.
- Tylko James cieszy
się, że mnie widzi?
- Jestem nieco
zaskoczony, to wszystko – odparł Syriusz, wciąż z uśmiechem. – Czemu
zawdzięczamy tę niespodziewaną wizytę?
- Muszę mieć powód?
- Oczywiście, że nie –
powiedział mu James. – Poza tym, pomożesz kumplowi wstać, prawda? Syriusz nie
gra fair, wiesz.
Remus podał Jamesowi
rękę.
- A ty tak?
- On jest czegoś takiego
świadom, Rogacz!
- Nie chodźcie za
długo, chłopcy – pan Potter przerwał ripostę Jamesa. – Remusie, upewnij się, że
wyłączyłeś światła na parterze zanim wyjdziesz, dobrze?
- Tak, proszę pana.
Pan Potter uśmiechnął
się.
- Dobranoc.
Gdy tylko drzwi się zamknęły,
Syriusz złapał za jedną ze szlufek Remusa i pociągnął go w stronę łóżka.
- Więc, jak uciekłeś? –
chciał wiedzieć, gdy Remus wylądował obok niego z cichym uhh.
Remus wygładził zgiętą
koszulkę, a jego uśmiech był tak przebiegły jak jeden z tych od Jamesa.
- Moi rodzice chodzą
spać wcześnie, zwłaszcza, gdy jestem w domu podczas pełni.
- Lunatyku Lupinie,
dlaczego – wycedził Syriusz, - mówisz nam, że wykradłeś się z domu?
Remus uniósł brew, a
jego oczy błysnęły psotnie.
- Wstrząśnięty,
Syriuszu?
- Ja bardziej
oszołomiony, osłupiały i przerażony – wtrącił James.
- Przerażony? –
powtórzył Remus, coraz bardziej rozbawiony. – Myślałem, że to poprzesz.
- Wina, Lunatyku,
poczucie winy – powiedział James, kładąc dłoń na sercu. – Twoi rodzice będą ci
robić kłopoty i chcesz, żeby wisieli nad moją głową?
- Twoją głową?
- Cóż, to dzięki mojemu
zaproszeniu przeniosłeś się przez kominek, czyż nie? – powiedział James ku
zaskoczeniu Syriusza, powracając na swoje miejsce na biurku.
- Nie wiedzą nawet, że
wyszedłem – zapewnił ich Remus, podczas gdy Syriusz rzucił Jamesowi pytające
spojrzenie, unosząc brwi i znacząco marszcząc czoło. James wzruszył ramionami,
wytrzeszczając oczy w stylu „czego się spodziewałeś?”
I właśnie z tego wyrazu
twarzy, Syriusz zdał sobie sprawę, jak James musiał być zaniepokojony – i jak
bardzo on sam był niedoświadczony w ukrywaniu swoich uczuć. Remus był tu jako pomoc
psychiczna. Nie żeby Syriusz miał coś przeciwko łamiącemu reguły Remusowi, choć
nieszczególnie chciał, by Lunatyk opiekował się jego umysłem.
Albo by Remus w ogóle
się nim opiekował, do czego to doszło.
- Więc, jakie
nielegalne działania knujecie? – zapytał Remus. – Mam nadzieję, że coś bardziej
ekscytującego niż wykradanie się?
-Jesteśmy tak nudni jak
para Krukonów – westchnął James.
- Niewątpliwie nie?
- James siedział cicho
przez, co najmniej, dwie godziny – potwierdził Syriusz.
- Trzy – poprawił
James. – Oglądanie śpiącego Syriusza nie jest tak ekscytujące, jak się wydaje –
dodał, mrugając do Remusa; musiał uskoczyć przed kaflem wymierzonym w jego
głowę.
- Idziemy rano do Zonka
– powiedział Syriusz.
- Jeśli chcesz
dwukrotnie ryzykować tyłkiem – dodał James.
Remus westchnął.
- Myślę, że zauważą,
jeśli nie będę na śniadaniu.
- Cóż, chcę być wyspany
dla naszych testów… Petera – wyjaśnił James Remusowi, - więc idę do łóżka.
- Jest zaledwie ósma –
zauważył Syriusz, przechylając głowę w kierunku zegara na półce.
- Jestem wykończony –
powiedział James. Ziewnął nazbyt szeroko, zsuwając się z biurka. – Całe to
budowanie mięśni mnie wykończyło. Jutro musimy popracować nad mózgiem.
- Wyjaśnię później –
powiedział Syriusz do Remusa.
- Lily? – zgadł, a
Syriusz prychnął.
- Jest nieco
przewidywalny, co nie?
- Nie jestem
przewidywalny!
- Oczywiście, że nie –
powiedział Syriusz uspokajająco. – I nie masz też obsesji.
Tym razem niegrzeczny
gest został rzucony przez ramię, ale w połowie drogi z pokoju, James zatrzymał
się i przyszpilił Remusa przenikliwym spojrzeniem.
- Tata musiał pytać,
czy twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś… Dobry Boże, Lunatyku, okłamałeś go? – Pokręcił głową z wyrazem
zdumienia na twarzy. – W końcu to zrobiliśmy, Łapo; w końcu go zdeprawowaliśmy.
Wciąż się uśmiechał,
wyślizgując się z pokoju.
- W końcu – mruknął
Syriusz, rzucając Remusowi spojrzenie z ukosa. – Myślę, że zapomniał, ile razy
okłamałeś profesora któregokolwiek trzeba
było okłamać w tym momencie, by uratować naszą skórę.
Uśmiechając się, Remus
powiedział:
- To dlatego, że był
zbyt zaangażowany emocjonalnie, by to później pamiętać.
- Prawda – uśmiechnął
się Syriusz ironicznie. – Nie mogę uwierzyć, że się wymknąłeś – powiedział,
patrząc, jak Remus zdejmuje buty i ustawia je starannie przy łóżku. – Twoja
mama się zezłości.
- Nie martw się tym –
powiedział Remus, przesuwając się do tyłu tak, że siedzieli ramię w ramię. –
Jak na pierwsze wykroczenie, to dość łagodne, nie sądzisz?
- Pierwsze? – powtórzył
Syriusz z powątpiewaniem. – McGonagall musiał napisać do twoich rodziców, co
najmniej, sto razy.
- Tak, ale to zawsze
było w stylu: „Remusowi będzie lepiej służyć towarzystwo mniej złośliwych przyjaciół.”
Nie za bardzo zdaje sobie sprawę, jak zachwyca ich takimi listami – wilkołak ma
przyjaciół; nie mogliby być szczęśliwsi.
- Nie jesteś
„wilkołakiem” – Na wzruszenie ramion Remusa, Syriusz zapytał: - Nazywa nas
złośliwymi? – Zmarszczył nos z niesmakiem. Remus zachichotał.
- Mogłem tu ubarwić.
Syriusz odchylił głowę,
by lepiej przyjrzeć się twarzy Remusa.
- Coraz więcej kłamstw,
Luni?
- Nie chciałbym, żebyś
myślał, że was nie lubi.
- McGonagall nas
uwielbia; tylko udaje, że nie – przyznał Syriusz.
- Nieźle udaje.
Syriusz szturchnął
kolano Remusa swoim.
- Twoje zdeprawowanie
czyni cię bezczelnym. – Uśmiechnął się, gdy Remus odtrącił jego kolano. –
Powinieneś przekonać mamę, byś mógł uporać się rano z Zonkiem.
- Nie ma nadziei. Ona
nie całkiem zdaje sobie sprawę, jak radzę sobie w Hogwarcie.
Syriusz westchnął.
- I zbyt martwiłbyś się
jej zmartwieniem, by mieć jakąś zabawę.
- Yhym – zgodził się
Remus. – Przypuszczam, że mogłem odziedziczyć ten gen po matce.
- Mogło być gorzej –
powiedział mu Syriusz z półuśmiechem. – Nie jestem pewny, czy kiedykolwiek chcę
wiedzieć, co ja odziedziczyłem po mojej.
- Nie jesteś ani trochę
do niej podobny, Syriuszu – powiedział Remus głosem spokojnym i zdecydowanym.
Wiedząc, że to powinno
go uspokoić, Syriusz wzruszył ramionami i spuścił wzrok na swoje ręce, leżące
niespokojnie na kolanach.
- Wydziedziczyli mnie,
wiesz – wyszeptał, a gdy tylko wypowiedział te słowa, nawet nie marzył, by mógł
je cofnąć. Dziwny rodzaj ulgi uspokoił napięcie w piersi na ciche westchnięcie
Remusa.
- Taa – mruknął
Syriusz. – A to dziwne uczucie, być wydziedziczonym. Nienawidzę być w domu, a
więc powinienem być dumny, prawda? Bo nigdy nie muszę tam wracać. Nie mogę tam
wrócić. – Wziął rozedrgany oddech. – Wypaliła moje imię z drzewa rodzinnego; na
moich oczach.
Remus wziął niespokojną
rękę Syriusza, chwycił ją i jakoś palące uczucie złagodniało w gardle Syriusza.
Rzucił mu szybkie spojrzenie; uśmiech Remusa był smutny, jego brązowe oczy
łagodne.
- Nie potrafię dobie
wyobrazić, jakie to musiało być straszne. I oczywiście, że się ze sobą kłócisz.
Są twoją rodziną.
- Jakąś tam rodziną –
zadrwił Syriusz, zamiast poddawać się przeszywającemu bólowi w pobliżu mostka.
- To nie jest straszne,
że chcesz być przez nich akceptowany, Syriuszu.
Nie potrafiąc być nieruchomo,
Syriusz zabrał rękę i odgarnął włosy z oczu, zanim objął zgięte kolana.
- Oni są szaleni,
Remus. I po jakiego diabła Regulus przyjął Znak? Jak on może słuchać tego
gówna, które rozpowiadają Snape i cała reszta o mugolach; Snape’a, który
uwłacza dziewczynie, którą podobno się interesuje.
- Cóż – mruknął Remus,
- był nieco podenerwowany…
- Nie ma znaczenia, co
jest jego wymówką – przerwał mu szorstko Syriusz. – Myśli, że Lily jest od
niego gorsza, nawet jeśli się mu podoba. Voldemortowi zajęłoby około pięciu
sekund zabicie jej. To chore.
- Masz rację – zgodził
się Remus. – Ale Regulus dokonał wyboru – zrobił to dawno temu, Syriuszu. Nie
możesz zrobić nic, by to zmienić.
Syriusz położył nos na
rzepkach Remusa i patrzył na jego spodnie aż tkanina się rozmazała.
- Byliśmy kiedyś
kumplami, Lunatyku.
- Wiem…
Syriusz patrzył na jego
zamglone spodnie przez dłuższą chwilę.
- Mówiłem ci
kiedykolwiek o bazie, którą zrobiliśmy w ogrodzie? – spytał, odwracając głowę w
stronę Remusa i kładąc policzek na jego kolanach; Remus potrząsnął głową. –
Spędziliśmy na tym wiele godzin. Pojedynkowaliśmy się i tworzyliśmy mapy.
Uśmiechnął się,
przypominając to sobie, a Remus uśmiechał się razem z nim.
- Myśleliśmy, że możemy
zrobić jedną z Londynu do Bhutanu i zaczarować ją, by nas tam zabrała.
Chcieliśmy spotkać Drunka, Grzmiącego Smoka…
Przełykając ciężko,
Syriusz zacisnął usta.
- Naprawdę głupie –
mruknął w końcu.
Ręka spoczęła na jego
plecach.
- To nie jest w ogóle
głupie.
Syriusz nie mógł się
zdecydować, czy się zgodzić.
- Chciałem zrobić to
wszystko, co robiłem – powiedział, unosząc głowę, by spojrzeć na kafla wciąż
leżącego na biurku. – Nawet wtedy matka pytała mnie, dlaczego nie mogę być
bardziej jak on. Więc nie wiem, dlaczego jestem zaskoczony, że wypaliła mnie z
gobelinu. Merlinie – westchnął, chowając twarz w rękach, - była tak zadowolona,
Remus.
Palce Remusa poklepały
go chaotycznie po plecach.
- Nie zrobiłeś nic, by
na to zasłużyć. Nie zrobiłeś – powiedział stanowczo, kiedy Syriusz pokręcił
głową. – Nie możesz jej zadowolić, bo nigdy nie będziesz taki, jak ona. Jesteś
dla nich za dobry, Syriuszu.
Syriusz wbił palce w
skronie, chcąc w to uwierzyć.
- Mówiła tylko, że
muszę przyjąć Znak, bo wiedziała, że nie mógłbym powiedzieć tak – wyszeptał. –
Wiedziała to.
Ręka Remusa uspokajała.
Jego głos zatrząsł się, gdy zapytał:
- Chciała, byś dołączył
do Voldemorta?
- Wymagała tego –
powiedział Syriusz ochryple, na próżno próbując powstrzymać falę bólu
wzrastającą w jego piersi. – Powiedziała, że gdy nadejdzie czas będę prawdziwym
Blackiem i jeśli nie pójdę za przykładem brata… - Wziął oddech póki nie
przestał palić. – Wtedy nie byłbym tam mile widziany. – Wydał z siebie gorzki
śmiech bez tchu. – Jakbym kiedykolwiek był. A Regulus po prostu tam stał;
pieprzony drań nawet na mnie nie patrzył.
Syriusz oparł głowę o
ścianę i ponownie zacisnął dłonie na kolanach.
- Prawdopodobnie kutas
był rozradowany. Każdusieńki knut z Gringotta jest teraz jego.
- Wiesz, że to coś, o
co nie musisz się martwić – powiedział Remus, dołączając do niego przy ścianie.
- Nie? Myślisz, że
nadaję się do przestępczego życia, prawda? – Jak na próbę humoru, wyszło
żałośnie. Remus i tak się uśmiechnął.
- W rzeczywistości
myślę, że jest odwrotnie. Ale Potterowie nie pozwolą ci głodować.
Patrzą na wprost,
Syriusz nie odpowiedział.
- Nie mogę tutaj
zostać, Lunatyku.
- Dlaczego nie?
Syriusz wzruszył
ramionami.
- Bo to nie do
przyjęcia. Odwiedzanie ich to jedno, ale nie mogę po prostu rzucić się na
kanapę Jamesa i ogłosić, że się wprowadzam.
- Nie powiedziałeś im,
że odszedłeś na stałe?
Syriusz odwrócił głowę
na tyle, by zobaczyć zaskoczenie Remusa.
- Oczywiście, że nie –
odpowiedział sam sobie Remus z dezaprobatą, - albo James by mi powiedział.
- Co dokładnie ten
głupek ci powiedział?
- Nie zmieniaj tematu –
zbeształ go Remus, uderzając go w nogę. – Dlaczego nie powiedziałeś panu
Potterowi, gdy przybyłeś? Albo Jamesowi?
Syriusz uderzył kilka razy głową o ścianę.
- Nie wiem. To nie jest
do końca łatwa rzecz do powiedzenia, prawda? – Żaden z nich nie wspomniał, że
łatwo było powiedzieć to Remusowi. Może Remus tego nie zauważył. Na chwilę
ucichł. Syriusz spojrzał na niego; nie rozumiał spojrzenia, które posłał mu
Remus.
- Rodzice Jamesa będą
chcieli, byś tu został.
Niby dlaczego?
Remus zmarszczył brwi.
- Nie zamierzają wyrzucić
cię na ulicę.
- Moja matka to
zrobiła.
- Twoja matka jest
podła – powiedział Remus patrząc na niego wilkiem. – I doskonale wiesz, że
Potterowie cię uwielbiają. I nie w takim sensie, jak McGonagall.
Uśmiech rozciągnął się
na ustach Syriusza.
- Mimo to, Remi, fakt,
że mnie uwielbiają, nie oznacza, że chcą, bym tu mieszkał.
- To właśnie to znaczy.
Chcesz słownik?
- Potterowie
przenicowują Syriusza – taka jest słownikowa definicja, hymm?
- Tak – powiedział
stanowczo Remus. – Właśnie tak.
Nawet rozbawienie nie
wystarczyło. Kilka kolejnych głuchych dźwięków przerwało milczenie.
- Nie muszę się tym
martwić przez, co najmniej, kolejne dwa lata. Nie ma prawa przeciwko porzucaniu
własnych dzieci?
- Przypuszczam, że jest
– powiedział Remus, pochylając głowę w zamyśleniu. – Tego właśnie chcesz? Jeśli
twoja matka nie robiłaby kłopotów, wróciłbyś?
- Boże, nie –
powiedział Syriusz, a dreszcz nie był do końca przesadzony. – Ale nie
powiedziałbym nie na odrobinę sprawiedliwości.
- Tak, oczywiście.
Syriusz westchnął.
- Nawet bez zemsty,
Lunatyku? Może właśnie to odziedziczyłem po matce. Miewa wtedy taki radosny
błysk w oczach. Spójrz…
- Nie rób tego,
Syriuszu.
Syriusz zamilkł na
ciche słowa – kompletnie pozbawione humoru.
- W żadnym stopniu nie
jesteś taki, jak oni – powtórzył Remus, pochylając się lekko, a Syriusz mógł
poczuć przelotne gorąco na twarzy. – Jesteś do przesady lojalny, a tego twoja
rodzina nie może o sobie powiedzieć i jesteś dużo bardziej życzliwy, niż ci się
wydaje. Jak wiele razy mnie ochroniłeś? Albo Jamesa i Petera, choć nawet
wątpię, że sobie to uświadamiasz. Nie musiałeś zostać animagiem, ale zrobiłeś
to, bo wiedziałeś, że tego potrzebuję. Cokolwiek mogłeś odziedziczyć od
rodziców, znalazłeś sposób, by nie pozwolić, żeby to cię określało.
Złapany między okropny
wstyd i ostrożną euforię, Syriusz nie mógł znaleźć odpowiedzi, nawet dowcipnej.
Remus wziął oddech i
zacisnął wargi, chwilkę zanim trącił kolanem Syriusza. Jego oczy były
jaśniejsze niż zwykle.
- Wszystko jasne?
Odzyskują głos, Syriusz
zmrużył oczy z namysłem.
- Jasne i może mógłbym
zmienić moje poprzednie zdanie; demoralizacja zrobiła cię bezczelnym i despotycznym.
- To nauczyłem się od Jamesa.
- Cóż – zadeklarował
Syriusz z szerokim gestem, - w takim razie, powiedz mi. Jakie jeszcze wielkie mądrości
masz dla mnie? A jeśli mógłbyś ograniczyć się do miejsca, gdzie znalazłbym
pokój za cenę kilku używanych magazynów Quidditcha, byłbym bardzo wdzięczny.
Oczy Remusa zmrużyły
się w rozbawieniu, a Syriusz dostrzegł, że uśmiecha się szeroko.
- Powróżę ci z ręki…
pobawię się w jasnowidza, mogę? – Otworzył dłoń Syriusza, owijając jego palce
wokół swoich własnych i śledząc ścieżkę w dół najdłuższej linii.
Wstrząs przeszedł przez
palce Syriusza. Przebiegł w górę jego ramienia i skradł mu oddech.
- Tu pisze, że powiesz
panu Potterowi, że nie wracasz do domu. Rano, nie później.
Oczy Remusa teraz
tańczyły, ale usta Syriusza były niezaprzeczalnie suche i nie mógł poruszyć
językiem. Uśmiech Remusa osłabł.
- Naprawdę uważam, że
powinieneś im powiedzieć – rzekł, teraz bardziej poważnie. – Zabrałbym cię do
domu, ale myślę, że rodzice mogliby się raczej martwić, że mógłbym cię zjeść
niż gdzie miałbyś spać… - Zamrugał, patrząc, jak Syriusz śmieje się, wyrwany
nagle z oszołomienia.
- Nie sądzę, żebyś jadł
ludzi, Remus, bądźmy poważni – zachichotał. – Gdyby tak myśleli, nie wysłaliby
cię do Hogwartu. Poza tym, byłem już w twoim domu.
Relaksując się, Remus
wzruszył ramionami.
- Jesteś całkowicie
mile widziany w moim domu, choć musiałbym zmagać się z zazdrością Jamesa. Nie wspominając
o pani Potter; prawdopodobnie będzie płakać.
Syriusz stłumił
szczeniacką chęć wytknięcia języka, a zamiast tego, westchnął.
- Nie grasz fair, Luni.
- Nigdy nie
twierdziłem, że będę. W takim razie będziesz rozsądny i powiesz im?
- Tak – odparł Syriusz,
tylko w połowie z kwaśnym wyrazem twarzy. To naprawdę nie miało jakiegokolwiek
znaczenia, póki Remus uśmiechał się z takim zadowoleniem.
^^^
Syriusz został
bezceremonialnie wyrwany ze snu, gdy kilka godzin później coś nieznacznie
połaskotało go w brodę. Poruszył się, po czym znieruchomiał. Remus półleżał na
jego piersi i to jego potargane włosy go obudziły.
Jak udało im się zasnąć
w tej dziwnej stercie – albo w ogóle jak zasnęli, to było pytaniem wartym
odpowiedzi. A Syriusz przypuszczał, że może nawet rozstrzygnąć, co to znaczy,
że jego serce bije tak nierówno. Nie sądził, że to dlatego, że przeszkadzał mu
rozciągnięty na nim Remus – po prawdzie, może przeciwnie, co było zdecydowanie
bardziej niepokojącą częścią tej sceny.
Jednak nie dano mu
czasu na zastanowienie się nad którymkolwiek z tych pytań. Szum ryczącego na
dole kominka wyrwał Remusa ze snu. Znieruchomiał, naśladując reakcję Syriusza,
po czym bardzo powoli uniósł głowę.
Popatrzyli na siebie, a
Remus wyglądał na tak kompletnie oszołomionego, jak czuł się Syriusz. Tyle
tylko, że Remus wyglądał również na nieco zaniepokojonego. Zanim któryś z nich
mógł uchwycić coś odpowiedniego do powiedzenia, gorączkowy głos przerwał ciszę.
- Remus! Nie ma go w
łóżku…
- Cholera! – szepnął
Remus, podnosząc się i gramoląc z łóżka, przy okazji niemal zabijając Syriusza.
– Cholera, cholera, cholera, cholera – powtarzał kompletnie nieremusową mantrę.
– Gdzie są moje cholerne buty?
Kompletnie oszołomiony
i zaspany, Syriusz otarł ręką oczy i sięgnął po różdżkę. Mrucząc zaklęcie, by
włączyć lampę, przechylił się przez krawędź łóżka i pomacał ręką dookoła tylko
przez sekundę.
- Tutaj – powiedział,
wręczając mu buty. – Uspokój się, Lunatyku – powiedział cicho, gdy Remus
bezskutecznie próbował się w nie wbić.
- Uspokoić się? –
powtórzył Remus z niedowierzaniem. – To wrzeszczała moja matka… mój tata mnie
zabije.
- Nikt cię nie zabije…
proszę, daj mi je – Syriusz wyjął buty z niezgrabnych palców Remusa i lekko
pchnął go w ramię. – Usiądź i pozwól mi to zrobić. – Szybko rozwiązał sznurówki
butów, podczas gdy Remus się na niego gapił.
- Która godzina… o
cholera, jest trzecia!
- Dobra, może jest
trochę późno – powiedział Syriusz, czując się dziwnie rozsądznie przy tym całym
problemie. – Po prostu włóż buty i zaraz wyjaśnimy…
- Wyjaśnimy? –
wychrypiał Remus, wsuwając nogi do butów i nie zatrzymując się, by je zawiązać,
zamiast tego podnosząc się na nogi i kierując do drzwi. – Podejrzewana
niewydolność serca mojej mamy, aughhh!
Zrywając się na
zduszony okrzyk, Syriusz wypuścił sfrustrowany oddech, gdy tylko zobaczył
przyczynę. Na korytarzu stał James, gapiąc się na nich.
- Hymm… chyba słyszałem
twoją matkę.
- No co ty nie powiesz?
– mruknął Remus i minął go, zanim James mógł poczynić jakieś kolejne
błyskotliwe obserwacje.
James chwycił ramię
Syriusza, gdy ten odwrócił się, by podążyć za Remusem.
- Co…?
- Nie teraz –
powiedział Syriusz pod nosem. Z niewielkim wysiłkiem wyrwał rękę i ruszył w
pogoń za Remusem.
Kroki Remusa zwolniły,
gdy do niego podeszli, i zatrzymał się całkowicie, gdy pan Potter pojawił się
na dole schodów; jego zmartwienie natychmiast zmieniło się w zaskoczenie.
Wypalił wzrokiem Syriusza, mała zmarszczka na jego czole uniosła się, a żołądek
Blacka zrobił fikołka.
Bez zwracania się do
nich, pan Potter powiedział przez ramię:
- Jest tutaj, Melindo,
– zanim odwrócił się z powrotem do schodów, tym razem patrząc ponad Syriuszem,
zauważając pełną poczucia winy minę Jamesa.
- Remus – powiedziała
pani Lupin drżącym głosem, wbiegając do środka, tuż przed panią Potter.
- Mamo – zaczął Remus,
podchodząc bliżej, ale nie pozwoliła mu mówić, zamiast tego biorąc jego twarz w
dłonie.
- Wszystko w porządku?
– chciała wiedzieć.
Remus przytaknął. Ulga
zalała jej twarz i przytuliła go mocno. Remus się nie opierał; poklepał ją po
plecach, mamrocząc:
- Nic mi nie jest,
mamo, naprawdę.
- Nie mieliśmy pojęcia,
gdzie jesteś – powiedziała, nadal drżąco, gdy go odsunęła.
- Wiem, wybacz…
- Byliśmy chorzy ze
zmartwienia – pani Lupin opuściła ręce, biorąc szybki oddech. – Twój ojciec… -
Wyjęła różdżkę z kieszeni szlafroka i szybkim zaklęciem, wysłała mu Patronusa.
– Poszedł przeszukać lasek – wyjaśniła. Schowała różdżkę i westchnęła. –
Byliśmy rozgorączkowani, Remus – powiedziała z nutką nagany w głosie.
- To moja wina, pani
Lupin.
Oczy wszystkich zwróciły
się na Jamesa, który unosił się teraz stopień nad Syriuszem.
- Ja eee… poprosiłem
go, żeby przyszedł.
- To nie była jego wina
– zaznaczył Remus szybko, ale zanim ktokolwiek mógł coś powiedzieć, rozległo
się ogłuszające pop zza drzwi, potykające się na schodach kroki i głośne
pukanie. Pan Potter otworzył drzwi.
Na ganku stał pan
Lupin, wyglądający na tak rozgorączkowanego jak jego żona. Jego oczy biegały
dookoła, póki nie padły na Remusa, a wtedy wziął gwałtowny oddech.
- Jest cały i zdrowy –
zapewniła pani Lupin; owinęła ramię wokół barków Remusa.
- To prawda –
powiedział Remus szybko. Pan Lupin zacisnął ciasno usta i na gest pana Pottera,
wszedł do domu.
- Naprawdę przepraszam
– powiedział cicho pan Potter. – Nie wiedziałem, że nie daliście Remusowi
pozwolenia. – Jego wzrok znowu śmigał między trzema chłopakami, zatrzymując się
na Jamesie, który przesunął się i wyglądał, jakby chciał być wszędzie, byle nie
tu.
Ale nawet odważnie…
albo głupio, powiedział ponownie:
- To moja wina.
A ponieważ Syriusz był
niemal tak głupi jak James, zebrał odwagę, by to znieść i powiedział:
- Po prostu próbował mi
pomóc… myślał, że potrzebuję kogoś do rozmowy, eee… - Czy mogło to zabrzmieć
bardziej idiotycznie? – Kogoś do rozmowy, eee… o pewnych rzeczach w domu? –
Odchrząknął i zażyczył sobie, by co najmniej jedna osoba przestała się na niego
gapić. – Jeśli to jest czyjąś winą, to moją.
- Cóż, czyjakolwiek to
jest wina… - powiedział pan Potter, przyszpilając wzrokiem najpierw Syriusza,
potem Jamesa, - załatwimy to rano, więc teraz wasza dwójka do łóżek.
- Ale tato…
Zwężone spojrzenie pana
Pottera pożarło protest Jamesa. Westchnął głęboko i odwrócił się. Syriusz
odwrócił wzrok od spojrzenia Remusa, ale zanim całkowicie się odwrócił,
zatrzymał go napięty głos pana Lupina.
- Czy mógłbym zamienić
słówko z Syriuszem, Charles?
Żołądek Syriusza
szarpnął się, a stojący tuż nad nim James rzucił mu grymas przez ramię.
- Z Syriuszem? –
powtórzył za nim pan Potter. – Cóż, tak, jeśli Syriusz nie ma nic przeciwko…
Czując lekki niepokój, Syriusz
odwrócił się, mając nadzieję, że nie widać tego po nim. Remus z matką byli w
połowie drogi do salonu, ale odwrócił się, gapiąc na ojca.
- Tato…
Pan Lupin spojrzał na
niego i choć Syriusz nie sądził, by wyglądał na szczególnie złego, Remus nie
kontynuował. Twarz pana Lupina złagodniała.
- Idź z matką –
powiedział cicho. Ramiona Remusa opadły, ale skinął głową.
Nie odrywał wzroku od
Syriusza, choć zaczął już schodzić po schodkach. Z brawurą, której nie czuł,
Syriusz uśmiechnął się i mrugnął. Przynajmniej Remus wyglądał na trochę
bardziej spokojnego.
Syriusz ruszył za panem
Lupinem do biura.
Wiedząc, że w takich
sytuacjach przeprosiny sprawdzają się najlepiej, tak gorliwie, jak tylko mógł,
Syriusz powiedział:
- Przepraszam, że
państwa przestraszyliśmy. Remus nie miał takiego zamiaru.
Brwi pana Lupina
uniosły się.
- Cóż, doceniam twoje
przeprosiny, ale nie jestem zły.
- Och.
Pan Lupin uśmiechnął
się.
- Mogę śmiało
powiedzieć, że nie byłem szczęśliwy znajdując puste łóżko mojego syna w środku
nocy, ale nie jestem zły, zwłaszcza nie na ciebie, Syriuszu. Wiem, że Remus
ceni cię bardzo wysoko i jeśli masz w domu problem… - Urwał, niezręcznie
skręcając dłonie, przyciągając nimi uwagę Syriusza. – Właściwie to chciałem ci
podziękować.
Syriusz spojrzał na
niego w osłupieniu.
Pan Lupin wyprostował
poły swojego szlafroka.
- Melinda i ja –
powiedział cicho, - nie zamierzaliśmy wysyłać Remusa do Hogwartu. Jestem pewny,
że o tym wiesz, prawda?
Nie mając pojęcia,
dokąd to zmierza, Syriusz pokiwał głową.
- Jego stan sprawiał,
że wszystko było trudniejsze i oboje czuliśmy ogromną ulgę, gdy staliście się
mu bliscy, a potem wzięliście na siebie zostanie animagami… - pan Lupin
odchrząknął, ale wciąż brzmiał ochryple. – Teraz to dla niego łatwiejsze, a dla
nas to ulga nie do opisania. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni; tak jak Jamesowi i
Peterowi.
Dużo czasu zajęło
Syriuszowi odzyskanie głosu.
- Nie ma za co, proszę
pana. To znaczy, nie było to strasznie trudne. A Remus nas potrzebował, więc… -
wzruszył ramionami.
Pan Lupin ścisnął jego
ramię.
- Wiem – powiedział
cicho. Łącząc brwi, wymamrotał: - Najlepiej jeśli wrócimy. Remus prawdopodobnie
jest bardziej niespokojny niż to uzasadnione.
Syriusz musiał
uśmiechnąć się na to.
- Jak zawsze.
Pan Lupin odpowiedział
tym samym. Gestem wskazał Syriuszowi, by wyszedł pierwszy, a Syriusz zrobił to,
bez drżących nerwów. W przedpokoju został tylko pan Potter.
- Wszystko w porządku?
– zapytał.
- Absolutnie – zapewnił
go pan Lupin.
Ramiona pana Pottera
rozluźniły się.
- W takim razie
odprowadzę cię, John. Syriuszu – dodał, wskazując głową w stronę schodów, - do
łóżka.
Syriusz posłuchał,
schylając głowę na widok wciąż zmarszczonych brwi pana Pottera i ruszył na
górę. A choć dom znowu był spokojny, lampy zgasły – i usłyszał świst kominka
zabierającego tatę Remusa, - nie potrafił zasnąć.
Ale jeśli pozostawał
bardzo nieruchomo, mógł jeszcze poczuć głowę Remusa na swojej piersi. Nawet
mógł poczuć jego zapach – co to za zapach? Pergamin i stopione świece,
stwierdził z uśmiechem. Pergamin pomarszczony przez cały czas, który Remus nad
nim spędzał, pochylając się, usuwając i dodając słowa godzinami. Pisząc
genialne rzeczy, które jakoś nie wydawały się należeć do Remusa. Cichego,
ułożonego Remusa.
Syriusz uchylił oko,
gdy drzwi się otworzyły. Ściemnione światło rzuciło cienie na twarz Jamesa, gdy
wkradł się do pokoju. Opadł na łóżko i klepnął Syriusza po plecach.
- Wiem, że nie śpisz.
- Może spałem –
narzekał Syriusz.
James to zignorował.
Światło z jego różdżki unosiło się zbyt blisko i Syriusz jęknął ponownie,
odwracają się.
- Czego chcesz?
Oczy Jamesa zwęziły
się; równa imitacja jego ojca.
- Co to, do diabła, było?
Syriusz poprawił koc i
nawet nie próbował udawać, że nie rozumie.
- Zasnęliśmy. To nie to
co myślisz.
- Nie to… - James
potrząsnął głową. – Czyli to nie… - skinął niejasno.
- Nie, co?
- Ty i Remus –
zaakcentował James i westchnął. – Myślałem, że jesteście razem. Wiesz, nie mam
nic przeciwko, ale przynajmniej powinniście mi powiedzieć w pierwszej
kolejności.
Syriusz popatrzył na
niego.
- Czy ty masz nie po
kolei w głowie?
- Nie sądzę. Czemu?
Syriusz podniósł się.
- Jak mogłeś myśleć, że
jesteśmy razem?
James zerknął na niego
zza okularów.
- Och, w porządku –
wycedził, przewracając oczami. – Jestem kompletnie szalony. W ogóle się nim nie
interesujesz.
- Ja… - Syriusz zamknął
powoli usta. Interesować się Remusem? Nie. Remus był przyjacielem. Ale
przyjaciel nie mógł kraść mu oddechu tylko go dotykając, a zapach stopionych
świec, którymi pachniał przyjaciel nie powinien pozostawać w jego nozdrzach.
Nie powinien nawet wiedzieć, czym pachnie przyjaciel.
James uśmiechnął się do
niego ironicznie.
- Sam do tego
doszedłeś, prawda?
- Wynoś się z mojego
łóżka.
James ułożył się
wygodniej.
- Wiesz, Łapo, to
genialne – dumał. – Tyle że teraz będziesz chciał szaty Kapitana i jesteśmy
stworzeni do tego rodzaju rywalizacji, na której jest budowana historia.
Oczywiście, zamierzam wygrać.
- Oczywiście – zadrwił
Syriusz tak kwaśno, jak nie mógłby z Remusa.
- Ale nadal będziesz
mógł korzystać z łazienki Prefektów, a prawdę mówiąc…
- Jeśli dokończysz to
zdanie, natychmiast przeklnę ci jajca.
- Dobrze – powiedział
James, unosząc ręce w geście poddania. – Tylko mówię… genialnie, prawda?
I mimo woli Syriusz
uśmiechnął się. Ale zamiast odpowiedzi, stwierdził:
- Jeśli nie chcesz
przez kilka tygodni być bez miotły, wracaj do łóżka.
James oklapł.
- Tata mnie zabije,
zdajesz sobie z tego sprawę.
- No cóż, nie
powinieneś mówić Remusowi, żeby się wymknął.
- Nie mówiłem! – James
skrzywił się. – Nie zrobiłbym tego.
- A co myślałeś, że
zrobi, głupku? Mówiąc mu, że stoję gdzieś na klifie…
- Cóż, stałeś – uparcie
twierdził James. – A tak przy okazji, już nie stoisz, więc myślę, że Remus
dobrze się spisał, nie?
- Idź sobie.
James prychnął.
- Dobra, dobra, pójdę,
ale dopiero, gdy przyznasz mi rację. A jeśli to mi się dostanie, to co cię to
obchodzi? Chyba że… jak źli byli rodzice Remusa? Groził ci jego tata
przeklnięciem, czy coś?
- Nie. Właściwie to mi
dziękował.
- Za co?
Syriusz uśmiechnął się
do siebie.
- Za zostanie
animagiem.
- No, to mi się podoba
– mruknął James. – A co ze mną?
- To był mój pomysł.
- Och, jak miło. Ogólnie
rzecz biorąc pominął mnie, tylko dlatego, że wpatrywał się w ciebie.
To było coś, czego
Syriusz nie przemyślał. Nie żeby miał jakikolwiek czas, by cokolwiek
przemyśleć.
- Zamierzasz dać mi
spać? A może chcesz zostać i opowiedzieć mi dobranockę?
- Och, powinieneś
wiedzieć, że opowiadam świetne – pokręcił nosem James.
- Wiem. Wynocha.
James w końcu wstał,
ale nie bez klepnięcia Syriusza lekko w ramię.
- Wspaniale, kumplu,
zobaczysz.
Wymknął się ponownie,
zostawiając Syriusza, który zastanawiał się, co miał do diabła, zrobić z tym
odkryciem. Ta rosnąca fala przerażenia, która ściskała mu pierś. To było coś
wyzwalającego choć… coś mile widzianego, czego Syriusz nie mógł całkiem uchwycić.
Miał spore doświadczenie z pocałunkami – randkom lub dwoma, - ale ani razu nie
oczekiwał takiego uczucia.
Bezmyślnie, potarł
wargi palcami, zastanawiając się, jakie to mogłoby być czuć usta Remusa. Ta
myśl wywołała mrowienie w żołądku i jednocześnie zaćmienie umysłu. Chciał
pocałować jednego ze swoich najlepszych przyjaciół. I na pewno cieszyłby się
mając ciężar Remusa na swojej piersi.
Uśmiechając się jak
głupek w sufit, Syriusz pozwolił strachowi i obawie mieszać się, aż pomyślał,
że jego pierś może eksplodować.
^^^
Syriusz przebiegł
wilgotnymi dłońmi po siedzeniu spodni, gdy następnego ranka on i James ruszyli
w dół schodów. Całe to dziwne, bulgoczące oczekiwanie Remusa zostało
przygniecione przez natychmiastowy lęk, że Potterowie powiedzą, że został
wyrzucony.
Bez względu na to, co
powiedział Remus, Syriusz nie mógł być pewny, że chcą, by został. Ale ponieważ
obiecał Remusowi, że im powie, zrobi to.
Nie pomogło też to, że
był w połowie przekonany, że pan Potter włączy go w kazanie Jamesa.
- Nie martw się –
powiedział James pod nosem. – Powiem mu, że to nie twoja wina.
Syriusz spojrzał na
niego, wdzięczny za to. Nie obchodziło go, że rodzice Jamesa są na niego
rozgniewani; w ogóle go to nie obchodziło.
- Po prostu będziemy
musieli na chwilę popracować mózgiem – powiedział, chcąc go zachęcić. James
skrzywił się i z westchnięciem, przeszli przez kuchnię i do jadalni.
Pan Potter był przy
stole. Spojrzał na nich znad Proroka.
- Dzień dobry.
Powitania obu chłopców
były jednakowo stonowane. James wciąż obserwował ojca, nawet gdy Tilly ustawiła
przed nim talerz. Zapach bananowych naleśników – ulubionych Jamesa, - wypełnił
pomieszczenie.
Pani Potter uśmiechnęła
się do nich po drugiej stronie stołu. Syriuszowi udało się zmusić do
niewielkiego uśmiechu w odpowiedzi i podziękował Tilly, kiedy talerz pojawił
się przed nim. Gazeta zaszeleściła, gdy pan Potter złożył ją i odłożył na bok.
- Dziękuję, Tilly –
mruknął, po czym odwrócił się do Jamesa, który nabijał zęby widelca na puszyste
ciasto. – Rozumiem, że nie chcesz opóźniać naszej dyskusji?
- Tato, posłuchaj –
powiedział James, - wiem, że to było głupie, ale nie powiedziałem dokładnie
Remusowi, żeby wyszedł… bez mówienia komukolwiek…
- To nie była jego wina
– Syriusz czuł się zmuszony, by dodać; wiercenie Jamesa sprawiło, że miał
ochotę uciec od stołu. – Próbował mi pomóc…
- To już wyjaśniłeś –
przerwał mu pan Potter cicho; Syriusz przeniósł dłonie na kolana i zamilkł. – I
nie mam zastrzeżeń, co do tego. Jednak kwestionuję to, że Remus skłamał mi i
wymknął się, co pewnie musiał zrobić, by opuścić dom – powiedział do Jamesa. –
Mylę się?
- Nie – westchnął
James.
- Muszę przyznać, że
rodzice Remusa są nazbyt niespokojni, jeśli o niego chodzi – powiedział pan
Potter, powtarzając westchnięcie Jamesa. – Ale żaden rodzic nie chce obudzić
się w środku nocy i zauważyć, że nie ich dziecka.
James spuścił wzrok.
- Wiem.
- Nie chcę, by to się
znowu powtórzyło, James. Zwłaszcza, nie dlatego, że czujesz, że Syriusz
potrzebuje pomocy. – Zerknął krótko na Syriusza, zanim skupił ponownie uwagę na
Jamesie, który czujnie czekał. – Twoja matka i ja jesteśmy całkowicie zdolni do
rozwiązania problemów, które macie. A jeśli czułeś, że Syriusz musi porozmawiać
z Remusem, mogliśmy to zorganizować.
James zmarszczył brwi
tak zaskoczony zmianą w wykładzie, jak Syriusz.
- Co do ciebie,
Syriuszu – ciągnął pan Potter, zaskakując Syriusza, - chciałbym z tobą
porozmawiać po śniadaniu.
Syriusz czuł, że jego
uszy robią się gorące, ale przytaknął.
- Dobrze, proszę pana.
- Syriusz nie wiedział,
że Remus przyjdzie – sprzeciwił się James, a jego oczy przemykały między jego
ojcem a Syriuszem.
Pan Potter skinął
głową.
- Wyjaśniłeś to
zupełnie jasno, James. Nie ma żadnych kłopotów… - Uśmiechnął się lekko, unosząc
widelec i nóż, - choć ponieważ nie pójdziesz dzisiaj na Pokątną, zakładam, że
on również nie będzie chciał.
- Aww, tato…
- Chyba nie chcesz,
żebym zabrał ci miotłę?
James zacisnął wargi,
ciężko wypuścił powietrze przez nos i osunął się na krześle.
- Nie – wymamrotał w
odpowiedzi na uniesione w pytającym geście brwi ojca.
Pan Potter wyciągnął
rękę i zmierzwił włosy syna.
- Ty i Syriusz
znajdziecie jakieś inne figle, gdy tylko przestaniecie myśleć o Znoku, nie mam
co do tego wątpliwości.
James westchnął.
- Tak, chyba tak. –
Posłał ojcu krzywy uśmiech. – Ale nie planowaliśmy żadnych figli, wiesz o tym.
- Mmm – było jedyną
odpowiedzą pana Pottera, nie całkiem niedowierzającą, ale bardzo temu bliską;
James uśmiechnął się ironicznie i ponownie uniósł widelec.
- Chciałbyś syrop,
James? – spytał pan Potter, wyglądając na zadowolonego, że sprawa została
zakończona. – Syriusz?
Syriusz skinął głową,
przejął dzban pełen ciepłego syropu, gdy James pytał ojca, jakiego rodzaju
sprawy wysłuchiwał dziś Wizengamot. Syriusz patrzył, jak syrop rozlewa się po naleśnikach,
zbyt niespokojny, by przyłączyć się do rodzinnej paplaniny.
Pan Potter powiedział,
że nie był w tarapatach, więc może to obietnica, którą złożył Remusowi
sprawiła, że czuł się, jakby jego wnętrzności zostały zjedzone przez mole, choć
nie miał pojęcia, dlaczego po prostu nie powiedział im tego teraz.
- Syriusz?
Spojrzał w górę,
dostrzegając, że pan i pani Potter patrzą na niego z niepokojem.
- Źle się czujesz? –
zapytała pani Potter.
James spojrzał znad
swojego kęsa i zmarszczył brwi.
- Eee, nie – powiedział
Syriusz, posłusznie unosząc swój widelec. – Jestem trochę zmęczony, to wszystko
– wyjaśnił i wziął gryz naleśnika. Nikt nie wyglądał na przekonanego, ale
zostawili w spokoju tą maskaradę, wszyscy oprócz Jamesa, który ściągnął brwi
obiecując, że Syriusz wyjaśni wszystko bezpośrednio po śniadaniu.
Po licznych
bezsmakowych gryzach, Syriusz odprężył się, gdy pan Potter potrząsnął głową do
Tilly oferującej kawę, zaraz po tym, jak potrawy zniknęły. Odsunął krzesło i
skinął na Syriusza, by podążył za nim do biblioteki.
Pan Potter usiadł obok
niego na jednej z wygodnych kanap, ściągając brwi.
- Wysłałem list do
twoich rodziców – zaczął bez wstępów. Syriusz mocno przyciągnął łokcie do boków
i przytaknął, myśląc, że to prawdopodobnie gorsze niż bycie zbesztanym.
- Wiem, że nie
sądziłeś, że to konieczne, ale może… - pan Potter zacisnął usta. Kiedy ponownie
zaczął, jego głos był zaniepokojony, - wiem, że powiedziałeś, że nikt cię nie
zranił, ale jestem zaniepokojony. Cokolwiek mi powiesz, możesz mi zaufać, że to
nie opuści tego pokoju, Syriuszu – powiedział delikatnie. – Jeśli coś się stało
i boisz się, że…
- Nie boję się –
przerwał mu Syriusz, prawie z takim samym napięciem. Pan Potter przestał mówić,
a jego twarz wyrażała wyczekiwanie; Syriusz powiercił się. – To nie było nic
takiego, proszę pana. Nie żeby oni nigdy nie… eee, cóż, mam na myśli, że oni
teraz nie… przedtem nie… - Poddał się i westchnął krótko z frustracji. – To
Stworek zranił mnie w rękę.
To było wystarczająco
bezpieczne, by to przyznać.
- Stworek?
Syriusz wzruszył
ramionami.
- Zawsze lubił
Regulusa.
Pan Potter spojrzał na
niego, zaciskając usta.
- Czy twoi rodzice
kazali mu to zrobić? – spytał w końcu, zaciśnięte usta przeczyły spokojowi w
jego oczach.
- Nie – powiedział
Syriusz szczerze.
- I to wszystko, co się
stało? Po tym odeszłeś?
Kłamstwo wciąż wydawało
się łatwiejsze. Ale Syriusz pokręcił głową, a potem zastanawiał się, dlaczego
pan Potter się napiął. I wtedy zdał sobie sprawę, że musi wiedzieć – musiał w końcu wysłać list. Jego matka
musiała mu powiedzieć, że Syriusz nie jest już mile widziany na Grimmauld
Place.
Syriusz spojrzał w bok
na rosnące na półkach starodruki. Oczywiście, pan Potter nie był bardziej
przejęty tą rozmową niż on.
- Myślę, że mam
wystarczająco galeonów na kolejne kilka tygodni. Jeśli uda mi się znaleźć pracę
na lato, to przetrwają do rozpoczęcia semestru, a Remus powiedział, że mogę
zostać z nim…
- Syriusz, o czym ty,
do licha, mówisz?
Syriusz zatrzymał się w
połowie wędrówki wzrokiem dostrzegając, że pan Potter gapi się na niego.
- Ja…
- Co masz na myśli,
mówiąc, że masz dość galeonów, by przetrwać kilka tygodni? I, do licha,
dlaczego miałbyś musieć zatrzymać się u Lupinów?
Syriusz zrobił niejasny
gest, czując, że jego gardło boli mocniej niż gdy pojawił się na progu Potterów.
- Ja… Zostało mi
jedynie trochę galeonów z poprzedniego semestru. Nie wydałem dużo, ale myślę,
że powinienem być bardziej ostrożny. To znaczy, nie sądzę, że formalnie mnie
wydziedziczą…
Urwał, gdy pan Potter
uniósł rękę.
- Chcesz mi powiedzieć
– zapytał cicho, - że twoi rodzice wydziedziczyli cię, dlatego, że walczyłeś ze
swoim bratem?
Teraz pan Potter
wyglądał na naprawdę oniemiałego i Syriusz zaczął myśleć, że zbyt wiele
zakładał. Więc zaczął od początku, potykając się w słowach i ogólnie robiąc z
osła.
- Po tym wszystkim
wróciłem do salonu – wymamrotał, w tym momencie koncentrując się na rękach.
Słowa jego matki, stłumione, znowu z niego szydziły. – Poszedłem na górę… Nie
wiedziałem, co robić i… nie wiem, po prostu skurczyłem mój kufer i odszedłem.
Cisza była ogłuszająca.
A kiedy pan Potter
spytał o to, co nieuniknione, Syriusz skrzywił się; odważył się spojrzeć w
górę. Twarz pana Pottera miała dziwny odcień czerwieni, jakby zapomniał o
balsamie na oparzenia. I dostrzegł, że odpowiedź na pytanie, dlaczego nie powiedział o tym wcześniej
okazała się dużo trudniejsza.
- Nie wiem… Nie
sądziłem, że to ma większe znaczenie. To znaczy – dodał pospiesznie, gdy brwi
pana Pottera się uniosły, - myślałem, że mógłbym zatrzymać się tu na kilka dni,
a potem, jeśli rodzice Remusa woleliby, żebym nie zostawał z nimi…
- Kilka dni? – Powtórzenie nie pomogło
karmazynowemu zabarwieniu na policzkach pana Pottera. – Gdy mówiłem, że możesz
zostać tu, jak długo chcesz, to miałem na myśli, a teraz, w tych
okolicznościach, zostaniesz z nami na lato i poczynimy potrzebne formalne
umowy, a jeśli chodzi o pieniądze, nie są…
- Nie musicie państwo
tego robić. – Syriusz nie cierpiał tego, że jego żołądek jest taki ciężki;
nawet bardziej nienawidził tego kłucia w gardle. – Jeśli Lupinowie nie będą
chcieli, bym został w ich domu, może choć pozwolą mi używać tej starej szopy,
która jest na obrzeżach ich posiadłości, a gdy tylko znajdę pracę…
- Teraz mnie posłuchaj,
młody człowieku, nie będziesz mieszkał w szopie.
Syriusz zamknął usta.
- Masz szesnaście lat –
kontynuował pan Potter. – Nie poradzisz sobie samemu na ulicy. I z pewnością
nie będziesz spał w gnijącej ruderze, która kiedyś była domem bydła.
Pan Potter westchnął,
gdy Syriusz nie mógł znaleźć na to odpowiedzi.
- Bardzo mi przykro, że
to się stało, Syriuszu – pogładził włosy chłopaka. – To, co zrobiła twoja matka
jest niewybaczalne, oczekiwać, że weźmiesz udział w czymś tak ohydnym, a potem…
- Zacisnął wolną rękę w pięść, w jakiejś wewnętrznej walce, a do splątanych
emocji Syriusza dołączyła konsternacja; to była kolejna rzecz, której nie
rozumiał.
- Jeśli tego chcieli od
ciebie – powiedział pan Potter ponuro, - to najlepsze, co mogłeś zrobić, to
odejść.
Syriusz przytaknął.
Wiedział, że zrobił dobrze, ale to nie wyjaśniało pustki w jego piersi.
- Co… - Nie chciał, by
to miało znaczenie. – Co matka napisała w jej liście?
Pan Potter patrzył na
niego długi moment z zaciśniętymi wargami, po czym w końcu ścisnął lekko kark
Syriusza.
- Sowa nie przyniosła
odpowiedzi.
Tym razem Syriusz
przytaknął automatycznie. Oczywiście, że matka nie odpowiedziała. Spaliła go z
drzewa genealogicznego.
- Nie musisz się niczym
martwić – mówił pan Potter. – Mimo wszystko, jesteśmy rodziną. – Jego uśmiech
był zbyt wymuszony, ale Syriusz nie uważał, że to naprawdę jest o nim. – Dorea
będzie zadowolona, że tu zostaniesz na lato. I oczywiście, ty i James
pójdziecie razem kupić książki, a w sierpniu pani Potter będzie chciała zakupić
ci nowe szaty i mundurki na nowy rok. Czy jest teraz coś jeszcze, czego
potrzebujesz? Coś, czego nie zabrałeś ze sobą? Cóż, jeśli pomyślałeś o
wszystkim – powiedział stanowczo, gdy Syriusz pokręcił głową, - ty i James
możecie iść jutro na Pokątną. Być może, jeśli rodzice Remusa pozwolą, możecie
go też zaprosić. Jeśli chcecie, może też Petera?
- Eee, pewnie – mruknął
Syriusz, pocierając ręce o spodnie. Jego dłonie były zimne.
- W takim razie, w
porządku. Jeśli chcesz zamieszkać z Jamesem, oczywiście nie ma sprawy, ale
myślę, że wolisz mieć swój własny pokój. Może nawet chciałbyś ozdobić go jakimiś
plakatami, które ci się podobają? Może Armatami, tylko po to, by rozdrażnić
Jamesa? – Uśmiechnął się, tym razem z większym humorem. Syriusz bardzo próbował
odpowiedzieć na jego uśmiech.
Uśmiech pana Pottera
szybko zniknął.
- Wiem, że to trudne.
Będziemy robić wszystko, by to ułatwić. I jesteśmy bardzo zadowoleni, że tu
jesteś. Chcę, żebyś to zrozumiał.
- Tak, proszę pana –
powiedział Syriusz szorstko. – Wiem.
Pan Potter poklepał go
po kolanie.
- Może ty i James
wyjdziecie polatać? Porobić trochę tych figli, eh? – Wstał z Syriuszem,
ściskając go za ramiona. – Będę na zewnątrz.
Uśmiechnął się, a
Syriusz, nie wiedząc, jak wypowiedzieć wszystko, co się kryje w jego sercu,
wsunął ręce do kieszeni i wymamrotał:
- Dzięki.
- Nie musisz mi
dziękować, Syriuszu. To robi rodzina.
Nie każda rodzina.
- I tak dziękuję. –
Zanim pan Potter mógł odpowiedzieć, Syriusz pochylił głowę i wyszedł. James
wciąż był przy stole, słabo imitując kogoś, kto czyta poranną gazetę. Poruszał
brwiami w kierunku Syriusza, przerywając w połowie potrząsanie nimi, gdy
Syriusz nie wyszczerzył się.
- O co chodzi?
Wtedy nadszedł pan
Potter, z pergaminem w ręce, uśmiechnął się do chłopaków i wszedł do
biblioteki. Pan Potter powiedział coś zbyt cicho do Syriusza, by James to
usłyszał, po czym drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
- Wielki sekret? –
zapytał James.
Syriusz nerwowo ruszył
już do drzwi.
- Chcesz polatać?
- Zawsze.
Ich wyjście powstrzymał
wybuch głosu pana Pottera dochodzący zza drzwi do biblioteki.
- To niewybaczalne!
- Nie mogę uwierzyć, że
to zrobiła – doszedł ich głos pani Potter, tak samo zrozpaczony, ale nie tak
głośny.
- Ta kobieta zawsze
była okropna, ale wyrzucać Syriusza… wypalać go z rodzinnego drzewa i nawet nie
odbierać listu… zachowywać się tak, jakby nigdy nie istniał…
- Może nadal coś pisze.
- Cholerne stopy sowy
były prawie spalone!
- Ciii, Charles…
Chłopcy cię usłyszą.
Nastała cisza. A potem:
- Merlinie dopomóż,
jeśli ona zraniła tego dzieciaka, Doreo…
Kolejna brzęcząca,
okropna cisza. A Syriusz nadal stał w drzwiach, z drgającymi palcami. James
stał obok niego, patrząc na zamknięte drzwi.
W końcu zapytał cicho:
- Naprawdę cię
wyrzuciła? – Odwrócił głowę, gdy Syriusz nie odpowiedział.
- Taaa.
James nie powiedział
nic i Syriusz czekał na złość lub żal – pewnego rodzaju banał. Ale James tylko
się uśmiechnął. Położył dłoń na potylicy Syriusza i lekko go pchnął.
- Chodź – mruknął.
Syriusz uspokojony w
jednym kroku znalazł się przy nim i obaj wyszli na zewnątrz.
Część II
Pan Potter wyciągnął
głowę ze szmaragdowych płomieni. Uśmiechał się, gdy usiadł na piętach.
James wyszczerzył się
tryumfalnie.
- Widzisz?
- Tak – zgodził się
jego ojciec, kręcąc głową z rozbawieniem. – Lupinowie zdawali się was
spodziewać.
- Oczywiście. Czyż nie
mówiliśmy ci?
- Mówiliście, ale
biorąc pod uwagę…
- To nie ja skłamałem,
tato – powiedział James, wciąż się szczerząc, gdy oferował panu Potterowi
pomocną rękę. – Nigdy bym nie skłamał.
- Jestem o tym
absolutnie przekonany – powiedział pan Potter sucho.
- Powiedz mu, Syriuszu.
- Ej – zbeształ go pan
Potter, chwytając ramię Jamesa i odwracając go w stronę schodów, - nie każ
Syriuszowi dla ciebie kłamać. Idź na górę się spakować.
James z rozmachem wyjął
szczoteczkę z kieszeni.
- Już zrobione.
Pani Potter i Tilly
wyjrzały z kuchni, obie niosąc plecaki.
- Tu je mamy –
powiedziała, wręczając jeden Syriuszowi. – Czyste ubrania, kosmetyki.
- Przeszukałaś nasze
szuflady, mamo? – narzekał James. Zrobił minę.
- Cicho. I pamiętajcie
by zachowywać się jak najlepiej – powiedziała, zbliżając się, by poprawić krzywy
kołnierz Jamesa. Westchnął i przekrzywił głowę, by mogła go wygładzić. –
Żadnych psot – powiedziała kategorycznie. – Pan i pani Lupin są tak drażliwi.
- Obiecujemy – powiedział
James uroczyście. – Żadnych psot.
- Można było pomyśleć –
pani Potter westchnęła, - że będziesz chciał zostać w domu na kilka dni, zanim
znowu gdzieś popędzisz. Strasznie za tobą tęskniliśmy.
- Wiem, mamo –
powiedział James uspokajająco. – I obiecuję, że gdy wrócimy do domu, wpędzimy z
tobą mnóstwo czasu. Pozwolimy ci nawet zabrać nas do Madam Malkin. – Zerknął
ponad głową matki. – Prawda, Syriuszu?
Los gorszy od śmierci.
Ale Syriusz skinął
posłusznie.
- Oczywiście.
- Czy to nie będzie
piękne?
- Przypuszczam, że tak
– zdecydowała pani Potter, teraz się uśmiechając.
James wyszczerzył się i
pochylił się, by pocałować policzek matki. Wyglądając na zdecydowanie bardziej
radosną, pani Potter odwróciła się, by zanalizować Syriusza.
- Nadal jeszcze jesteś
zbyt chudy – oznajmiła. – Zatrzymamy się na obiad, gdy kupimy nowe szaty. –
Wspięła się na palce i pocałowała jego policzek. – Bądź grzeczny.
Uśmiechając się lekko,
Syriusz skinął głową.
- Będę.
- Ty też – powiedziała
do syna. Dała mu całusa i odsunęła się, by umożliwić im wejście do kominka.
- Zachowujcie się –
powiedział pan Potter poważnie.
- Będziemy, tato. – Z
tymi słowami, James rzucił zielony proszek i krzyknął adres domu Remusa.
Syriusz próbował
ignorować mrowienie w brzuchu z nerwów, gdy stanął w płomieniach. A gdy tylko
sieć ich wypluła, jego oczy już skanowały gabinet. Jego ramiona opadły; nie
było Remusa. Jego matka czekała z założonymi rękami. Westchnęła z ulgą.
- Remus będzie
zadowolony, że jesteście. Zaraz wrócę. – Wyszła szybko z pokoju.
Na jednym z krzeseł
Lupinów, siedział również Peter, wyglądający na tak nie na miejscu, jak Ślizgon
w czerwieni i złocie.
- Co tak długo? –
poskarżył się, gdy tylko wyszli z paleniska. James strzepał popiół z włosów w
kierunku Petera.
- Lecieliśmy okrężną
drogą przez Hogwart. McGonagall naprawdę oszałamiająco wygląda w stroju
kąpielowym.
Peter zmarszczył nos.
- Zaraz zwrócę obiad.
- Syriusz już zwrócił –
powiedział James wesoło. – Gdzie Remus?
- Na zewnątrz.
Pani Lupin wróciła ze
stosem koców. Podała je Jamesowi, który uśmiechnął się do niej ośmielająco.
- Bądźcie ostrożni,
wszyscy – powiedziała cicho.
- Zawsze jesteśmy –
zapewnił ją Syriusz. – Chodźmy – powiedział do Petera i Jamesa. Idąc przodem,
ocenił zachodzące słońce, dając im jakieś trzydzieści minut. Spojrzał na
Jamesa, który skinął głową.
Syriusz zamknął oczy i
wziął głęboki oddech, pociągając magię z rdzenia, aż poczuł, jak wibruje w jego
palcach. Powoli pchnął ją na skraj swojej skóry, a gdy to zrobił, poczuł
głęboką, pełzającą magię, biegnącą przez jego krew, rozchodzącą w jego
mięśniach, napinającą je, póki wszystko nie zajaśniało bielą.
Łapa potrząsnął głową,
odbierając nową perspektywę, chłodną trawę pod łapami, letnie powietrze. Rogacz
parsknął koło niego, kręcąc swoim wielkim porożem na tle pomarańczowego nieba.
A przewijający się między ich nogami, drgający ogon, był Glizdogonem. Stanął
między łapami Łapy i cała trójka wpatrywała się w bardzo szarą szopę.
Kopyta Rogacza wgniotły
trawę, grzebiąc w ziemi. Na ten sygnał, przeszli przez pole i weszli do szopy.
Serce Łapy przyspieszyło, gdy zobaczył Remusa, leżącego na podłodze i zawiniętego
w koc.
Lupin spojrzał w górę i
mały uśmiech przedarł się przez błyszczący pot.
- Zrobiliście to.
Łapa trącił rękę Remusa
nosem. Remus uśmiechnął się i przeczesał palcami jego futro.
- Cieszę się. – Trzymał
rękę na ramieniu Łapy, gdy pies opadł koło niego. Glizdogon skulił się na
skraju koca Remusa, podczas gdy Rogacz stał na straży.
Razem czekali na
pełnię.
^^^
- Remus?
Znalezienie skrawka
ramienia, który nie byłby zakrwawiony, okazało się dość trudne. Bezmyślnie,
Syriusz odsunął spoconą grzywkę z czoła Remusa. Jego oczy zatrzepotały,
otwierając się.
- Słońce wstało jakieś
dziesięć minut temu, Luni. A James mnie nazywa leniem…
Wargi Remusa wygięły
się, ale skrzywił się, nim skończył uśmiech.
- Masz paskudną ranę na
piersi – powiedział cicho Syriusz. – Staraj się nie ruszać.
Z jakiegoś powodu,
szkarłat zabarwił policzki Remusa i chłopak chwycił koc leżący w okolicy jego
pasa, ale po pełni księżyca siła była tylko wspomnieniem.
- Zrobię to… - Syriusz
podciągnął koc do góry, unosząc sardonicznie brew, kiedy schował go pod brodą
Remusa. – Lepiej?
Remus zwilżył wargi i
przytaknął.
- Przepraszam… po
prostu mi zimno.
Syriusz wyjął różdżkę i
machnął nią przed nosem Remusa.
- Rzucić zaklęcie
ogrzewające?
- Już w porządku, moi
rodzice zaraz tu będą… - wzrok Remusa przeniósł się na drzwi, - i nasz
uzdrowiciel.
Uśmiechając się,
Syriusz zapytał:
- Chcesz się mnie stąd
pozbyć, Luni?
Oczy Remusa
przeskoczyły z powrotem do Syriusza.
- Nie, oczywiście, że
nie, to tylko…
- Remus.
Cichy głos Syriusza
zatrzymał potok słów.
- Wiem, że robiliśmy to
tylko kilka razy – powiedział Syriusz, robiąc wszystko, by jego głos był
rozluźniony, - ale to nie ma dla nas znaczenia; dla żadnego z nas.
Dopiero po chwili Remus
przytaknął.
- Wiem.
- Więc się odpręż,
kumplu. To tylko my.
Przełykając, Remus
ponownie skinął głową.
- Racja – powiedział
tonem, który przekazał Syriuszowi, że nie jest przekonany. Znowu odwrócił
wzrok. – Syriuszu, posłuchaj – powiedział, a napięcie w jego głosie sprawiło,
że jego szczęka się zacisnęła, - przepraszam za… cóż, tamtą noc. Zabawne, że
wcale nie chciałem zasnąć. – Zachichotał w napięciu. -… Było trochę niewygodnie.
Syriusz spojrzał na
niego. Niewygodnie?
Oczy Remusa błyszczały
lękiem, jego twarz była wymizerniała i blada – i tym razem Syriusz nie sądził,
by to miało związek z pełnią. Przynajmniej nie do końca. I za co były te
przeprosiny? Bo myślał, że Syriuszowi było niewygodnie? Albo ponieważ to Remus
tak się czuł?
Niepewny, jak
zareagować, Syriusz uśmiechnął się krzywo.
- Nie martw się –
powiedział, odchrząkując. – Nie spałeś do późna, to wszystko. Wydaje mi się, że
twoja matka dobrze wie, co robi, wysyłając cię do łóżka przed zmierzchem.
Remus uśmiechnął się
blado.
Drzwi do szopy
otworzyły się i oboje odwrócili głowy. Z dziwną mieszaniną ulgi i niechęci, Syriusz
wstał. Pani Lupin uklękła obok syna, już zamartwiając się kocem i żądając
zapewnienia, że wszystko w porządku; Remus nie wspomniał o ranie na piersi.
- Dziękuję – powiedział
cicho pan Lupin, biorąc Syriusza za ramię i odciągając go. – Zeszłej nocy był
dużo spokojniejszy – wymamrotał. – A fizycznie… - uśmiechnął się do Syriusza. –
Wszystko jest łatwiejsze. – Ponownie zacisnął dłoń na ramieniu Syriusza, jego
oczy znów powróciły do syna. – Nasz uzdrowiciel jest w drodze. Jestem pewny, że
Remus ci o nim powiedział?
Syriusz był wdzięczny,
że przytaknięcie wystarczyło.
- Był z nami, od kiedy
Remus został ugryziony – powiedział mimo wszystko pan Lupin. – Mamy szczęście,
że posiadamy kogoś zaufanego. – Odwrócił się do Syriusza. – Jeśli chcecie,
idźcie coś zjeść, chłopcy.
Syriusz znowu
przytaknął. Pan Lupin poklepał go po ramieniu i dołączył do żony. Nerwy
sprawiły, że jego palce zadrżały zbyt mocno, ale Syriusz podszedł do
pozostałych Huncwotów i trącił kostkę Jamesa palcem u nogi.
- … nie ruszę się…
- Ruszysz albo Łapa
będzie miał przekąskę.
- Jest za wcześnie na
pogróżki – narzekał James, ale uchylił oko. Poczochrał ręką głowę i w końcu
klepnął Petera. – Wstawaj, głupku, albo Łapa cię zje.
- Nie krępuj się, do
cholery.
- No, chłopaki –
powiedział Syriusz, zmieniając ton, mając nadzieję, że jego rozleniwieni kumple
zrozumieją, - Remus musi zobaczyć się z uzdrowicielem.
Słowa były dobrze
dobrane.
Peter i James usiedli,
oboje zerkając na Remusa, który starał się powstrzymać łzy matki.
- Jest ranny? – zapytał
James, przyjmując rękę Syriusza, po czym wyświadczając przysługę Peterowi.
- Kilka cięć.
Spojrzenie Jamesa
wyostrzyło się.
- Uzdrowiciel zadba o
wszystko – zapewnił ich pan Lupin, nadal klęcząc koło Remusa. – Nie mogę
przestać wam dziękować, chłopcy. Już powiedziałem Syriuszowi… - James wbił
łokieć w żebra Syriusza, -… ale oboje jesteśmy bardzo wdzięczni.
- W ogóle nie mam nic
przeciwko – powiedział James, a Peter przytaknął. – Będziemy czekać na ciebie
za trzy dni na Pokątnej, Lunatyku. – James spojrzał na Syriusza. – Myślisz, że
zwrócimy mamie dość czasu?
- Wątpię, stary –
Syriusz przepuścił Jamesa i Petera, zatrzymując się w drzwiach. Wtedy Remus
spojrzał w górę, łącząc ich spojrzenia; Syriusz dostrzegł, że sam się uśmiecha.
Gdy twarz Remusa złagodniała, zastanowił się, czy jego serce jest przeznaczone
do sprintu, za każdym razem, gdy Remus się do niego uśmiechnie.
- Tata nie spodziewa
się nas przez kolejne kilka godzin – James odwrócił uwagę od drzwi.
Syriusz zamknął
skrzypiące stare wejście i zmierzył Jamesa wzrokiem.
- Mam nadzieję, że
myślisz o czymś lepszym niż Quidditch…
- Lepszym niż
Quidditch!
- Przez ostatnie dni
nie robiliśmy nic innego tylko graliśmy.
- To nie moja wina, że
mieliśmy szlaban na Pokątną – powiedział James, wciąż wyglądając na bardzo obrażonego.
- Właściwie to była twoja wina.
- Cóż, jeśli chcesz
spojrzeć na to w praktyczny sposób…
- Jak dostaliście
szlaban na Pokątną? – zapytał Peter z zainteresowaniem. – Wysadziliście kogoś w
powietrze?
- Wysadzić kogoś? –
powtórzył James. – Nigdy. Umiesz w ogóle powiedzieć, kiedy kogoś wysadziliśmy?
- Mnie! W zeszłym
tygodniu!
- Och, racja –
powiedział James, gładząc się po brodzie.
- Po prawdzie –
powiedział Syriusz, wsuwając ręce do kieszeni i uśmiechając się pięknie, - nie
do końca wysadziliśmy cię. Nawet my nie jesteśmy tak zaawansowani w rzucaniu
Reparo.
- Moje spodnie –
pokreślił Peter, robiąc minę. – Rozerwaliście moje spodnie na kawałki.
- Cóż, tak, myślę, że
tak…
- I nawet nie użyliśmy
zaklęcia Reparo, prawda? – spytał James, zaciskając usta w rozczarowaniu.
Spojrzał na Syriusza. – Dlaczego?
- Kawałki były zbyt
małe… myślę, że rozpadły się na kilka.
Skutecznie rozproszony
od szlabanu na Pokątną, Peter skrzywił się.
- Mogłeś zdmuchnąć moje
kawałki. Kto słyszał o takim sposobie używaniu Zaklęcia Wybuchającego?
- Cóż, zadziałało,
prawda? – odparował James; tej samej logiki użył w zeszłym tygodniu. – Będziesz
mi dziękował, gdy ktoś będzie próbował cię przekląć.
- Wygram pojedynek
przez zdmuchnięcie czyichś spodni? – zapytał Peter kwaśno.
- Ich kawałków, kumplu,
ich kawałków.
Peter rozważył to.
- Słuszna uwaga.
- Dobra, skoro wszystko
wyjaśnione – powiedział dobitnie Syriusz do Jamesa, - to jaki jest twój
genialny plan?
- Czy powiedziałem, że
to plan? Czy w ogóle powiedziałem, że mam
plan?
- Nie powiedział –
powiedział Peter kiwając głową i wskazując kciukiem w kierunku Jamesa. Syriusz
przewrócił oczami. – Powiedział, że mamy trochę czasu do zabicia. Cóż, ty i
James macie tylko kilka godzin. Ja mam cały dzień; rodzice poszli do Marbury
odwiedzić babcię.
Kontynuował, zaś James
porównywał, jak mało obchodzi go babcia w porównaniu do kawałków Petera, ale
Syriusz przestał słuchać. Widział Remusa przez małe okienko z boku szopy. Mógł
go również usłyszeć, bo okna nie miały szyb od lat.
Był tam teraz
uzdrowiciel, pomagając Remusowi siąść i machając nad nim różdżką.
- Nie, nie, naprawdę
nie boli…
- Nie musisz być
odważny, Remus. Oczywiście, że to boli…
- Jesteś ciągle z nami,
Łapo? – zapytał James.
Syriusz odwrócił się
niechętnie.
- Tak. – Odgarnął z
oczu włosy. – Więc jaki jest plan?
- Mógłby zawierać
jajka? – zapytał Peter. – Bo jestem głodny. Kilka kiełbasek byłoby w porządku.
- Śniadanie? – jęknął
James. – To nasz genialny plan?
- Bycie szczurem jest
męczące, wiesz.
- Jajka są w domu
Jamesa – wtrącił Syriusz, zanim James mógł rzucić jakąś błyskotliwą ripostę. –
Dlaczego nie pójdziecie, a ja zostanę póki Remus nie będzie ogarnięty. – Nie
miało znaczenia, czy Remus może nie chcieć mieć nic do czynienia z tym, co
wywołuje ból w klatce piersiowej Syriusza; byli Huncwotami w pierwszej
kolejności.
Braciami krwi. To
wszystko psuje.
- Nie potrzebuje nas. A
ja potrzebuję śniadania – żołądek Petera zaburczał, dodając coś od siebie.
- Cóż, jeśli ty
zostajesz, ja też – powiedział James.
Peter westchnął.
- Chcę do łazienki. I
chcę ciasto, jeśli Lupinowi jakieś mają.
- Przynieś mi też! –
zawołał James, gdy Peter potoczył się dalej. Pomachał przez ramię w
potwierdzeniu.
- Myślisz, że wszystko
z nim w porządku? – zapytał James, gdy Syriusz odwrócił się do obskurnego okna.
- Tak mi się wydaje –
wymamrotał Syriusz. – Uzdrowiciel cały czas mu mówi, że zaraz wyda ostatni
oddech.
- Remus chce go skarcić
– przestrzegł James. Syriusz przytaknął, dochodząc już do takiego wniosku tylko
z pełnego zapału układu ust Remusa i pozornie spokojnego brązu jego oczu.
- A ja myślałem, że
Pomfrey jest irytująca… - Syriusz spojrzał przez ramię, gdy coś trąciło go w
plecy. Uniósł brew. – Nie powinieneś być człowiekiem?
Rogacz trącił go
ponownie i odsunął się tańcząco. Syriusz spojrzał na niego, złapany między
konsternacje a rozbawienie. Jak na odwrócenie uwagi było to mało pomysłowe.
Zwłaszcza, że Syriusz rzadko widywał Rogacza ludzkimi oczami. I nigdy nie
widział, by tańczył.
- Zatem to jest jelenie
zainicjowanie pojedynku? Śmierć przez poroże i w ogóle?
Rogacz prychnął; tupnął
niecierpliwie kopytem.
- W porządku, w
porządku – roześmiał się Syriusz. W następnej sekundzie odbił się jako Łapa i
zatrzymał się tak szybko, że potknął się o swoje przerośnięte łapy i wylądowali
na stercie na zimnej trawie. Pan Potter stał w połowie drogi między domem a
szopą, mając usta otwarte z szoku.
Szok na widok czarnego,
podobnego do ponuraka psa, to wszystko, powiedział sobie Łapa, gdy tylko się
pozbierał.
I jelenia, dodał jego mózg usłużnie gdy Rogacz zamarł tuż za nim. Jeleń wyglądał
jak bliźniak Patronusa pana Pottera.
- Ej, znalazłem całe
ciasto, Rogacz! Wiśnie i… - Peter zagapił się między ich a pana Pottera. – Eee…
Dzień dobry, panie Potter. Ja tylko, eee… myślałem… naprawdę lubię ciasto
wiśniowe – dokończył, opuszczając rękę z ciastem.
Pan Potter nawet nie
spojrzał na Petera. Ruszył naprzód, nie mniej zszokowany i tylko z początkami
złości na brzegach ust.
- Jamesie Charlesie
Potterze – powiedział, a jego głęboki głos szeleszczący jak poranna rosa, - w
imię Merlina, co to jest?
Ani jeleń ani pies się
nie poruszyli. Syriusz dlatego, że ten poziom przerażenia zdawał się wyłączać
działanie jego kończyn.
- James – powiedział pan Potter ostro, po czym odetchnął głęboko. –
Jakkolwiek surrealistycznie to zdanie brzmi, widziałem jak się przemieniałeś.
Jestem całkowicie zdolny do rzucania Zaklęcia Zmiany w Człowieka* - ostrzegł,
gdy napotkał ciszę.
Poddając się porażce,
Syriusz zmienił się. Poczuł trzask magii Jamesa za nim, gdy jego kumpel zrobił
to samo.
- Niespodzianka? – zaćwierkał
Peter zza pana Pottera.
- Zamknij się, Pet –
powiedział Syriusz, ponieważ James pozostał niemy pod wpływem zmarszczonych
brwi ojca.
Pan Potter potrząsnął
głową, teraz bardziej skonsternowany niż zły.
- Próbuję zrozumieć,
dlaczego ukrywaliście to?
Biorąc pod uwagę to,
jak James był niezwykle otwarty w stosunku do rodziców, ból w głosie pana
Pottera nie był trudny do zrozumienia.
- To nie dokładnie tak
– zaczął James. I choć naprawdę nie mieli wyboru, słowa przychodziły mu z
ubolewaniem. – Trudno to wytłumaczyć…
- Teraz powoli, Remus…
nie jesteśmy na wyścigu, drogi chłopcze.
Pan Potter odwrócił się
na dźwięk głosu uzdrowiciela.
Jego ostre westchnięcie
sprawiło, że James i Syriusz odwrócili się gwałtownie. Lupinowie i uzdrowiciel
gapili się na nich. Czerwone szramy całkowicie przecinające bezbarwną twarz
Remusa; wyglądała gorzej w świetle. I szaty kurczowo owinięte wokół trzęsących
się ramion fruwały wokół bosych nóg.
- Charles – zaciął się
pan Lupin, gdy pan Potter zażądał:
- Co tu się dzieje?
- To tylko mały wypadek
– powiedział uzdrowiciel szorstko. – Nie ma się czym niepokoić.
- Nie ma się czym… - pan
Potter zrobił krok do przodu. – Remus czy wszystko w porządku?
- Wszystko z nim będzie
dobrze – powiedział uzdrowiciel. – Jeśli pozwolisz, zabierzemy go do środka…
- Chwileczkę –
sprzeciwił się pan Potter, blokując uzdrowicielowi drogę ucieczki. – Jaki
wypadek powoduje tak głębokie rany i sprawia, że chłopak nie może chodzić bez
pomocy?
- To całkiem łatwo
wyjaśnić…
- To proszę to zrobić –
przerwał mu pan Potter, marszcząc brwi. – Wiem, że Remus jest dość często
chory, ale to…
- Słuchaj – przerwał
zirytowany uzdrowiciel, - zdrowie Remusa nie jest twoją sprawą. Gdybyś mógł
teraz odsunąć się…
- Charles – pan Lupin w
końcu odzyskał głos, - wiem, że to wydaje się dziwne, ale zapewniam cię, że nie
dzieje się nic podejrzanego. Remus ma skłonności do nocnych wędrówek i czasem
sam siebie rani – uśmiech pana Lupina był napięty. – Naprawdę musimy zabrać go
do środka.
Orzechowe oczy pana
Pottera uważnie przestudiowały drugiego mężczyznę. Ze skinięciem, odsunął się
na bok. Nadal z napiętymi ustami, pan Lupin podziękował i razem z żoną i synem
między nimi odszedł, a Remus wyglądał na tak niespokojnego, jak po tym, gdy
James i Syriusz odkryli jego sekret.
Peter wydał z siebie
dziwny odgłos, który mógł być próbą odchrząknięcia.
- Ja po prostu… zjem w
środku – wymamrotał, gdy pan Potter spojrzał na niego. Oddalił się chyłkiem za
Lupinami.
Minął długi moment
zanim pan Potter odwrócił się. James skrzywił się, gdy zobaczył zmarszczone
brwi jego ojca.
- Remus zranił się tak
mocno, że potrzebował uzdrowiciela – powiedział pan Potter cicho, - a ty i
Syriusz jesteście na zewnątrz przemienieni?
James przeniósł
spojrzenie na Syriusza, póki Black nie spuścił wzroku.
- Co się stało, James?
– zapytał pan Potter. –Remus zranił się, gdy lunatykował?
- Tato…
- Odpowiedz, James.
Syriusz poczuł, że
determinacja Jamesa kruszeje. Nigdy nie miał zamiaru tak bardzo okłamywać ojca.
Choć Syriusz nie mógł go winić, zaczął się przygotowywać. Zamrugał gdy James
wychrypiał:
- Tak, ojcze.
Spojrzał w górę,
zauważając, że James i pan Potter patrzą na siebie, a poczucie winy sprawiło,
że twarz Jamesa zesztywniała. Zaciskając razem usta, pan Potter odwrócił się do
Syriusza.
- Rano twój wuj Alphald
wysłał mi sowę. Dlatego przyszedłem. Jedną wysłał do ciebie; a także jedną do
mnie z pytaniem, czy może się z tobą zobaczyć tak szybko, jak to możliwe.
- Och. – Zbyt
zaskoczony, by zaoferować coś więcej, Syriusz przytaknął. Trudno było patrzeć
na rozczarowanie w oczach pana Pottera, ale wydawało się tchórzliwe odwrócić
wzrok. Zwłaszcza, że to James się poświęcił.
- Jak tylko wrócimy –
powiedział stanowczo pan Potter, - pójdziemy do Ministerstwa. Musicie być
zarejestrowani.
- Ale…
Pan Potter odwrócił
się. James przełknął, ale tym razem zrobił to po widocznej dezaprobacie i
powiedział:
- Nie możemy. To
znaczy, nie musimy…
- Musicie – przerwał
pan Potter niezwykle szorstkim głosem. – Gdyby ktoś odkrył, że jesteście
niezarejestrowanymi animagami, bylibyście w poważnych kłopotach.
Obaj to wiedzieli.
James starał się nie patrzeć na Syriusza, w taki sposób, jak zawsze to robił
pod podejrzliwym spojrzeniem McGonagall.
- Panie Potter…
- Co mogłoby zmusić was
do zachowania sekretu? – chciał wiedzieć pan Potter. – To jest nielegalne, a
nie jakiś dziecinny wybryk, za który będziecie mięli szlaban przez tydzień. To
ma związek z Remusem, prawda? – zapytał, teraz ciszej, obserwując ich wiercące
postawy. A gdy nie nadeszła żadna odpowiedź, postukał Jamesa pod brodą. – Co
się dzieje?
Natychmiast policzki
Jamesa spłonęły szkarłatem, ale nawet ostrzeżenie nie mogło zmusić go do
odpowiedzi. Żołądek Syriusza skręcił się ze współczuciem.
Pan Potter westchnął i
chwycił Jamesa za szyję, pochylając nieco,
by napotkać jego niechętne spojrzenie.
- Jeśli Remus prosił
cię, byś zatrzymał to w sekrecie… wiem, jak wam na nim zależy, ale jeśli ktoś
go rani, zatrzymywanie tego dla siebie mu nie pomoże, naprawdę.
James pokręcił głową.
Jego głos był napięty do granic wytrzymałości.
- Nikt go nie rani, tato…
Pan Potter zamknął oczy
i odwrócił się do Syriusza.
- Jeśli coś wiesz,
Syriuszu…
- Nie pozwolilibyśmy
zranić Remusa – powiedział cicho Syriusz. To przekonanie, gdzieś w jego
wnętrzu, zaskoczyło go. Pan Potter patrzył na niego przez dłuższy czas, zmuszając
Syriusza, by się nie kręcił. Ta kontrola nie była inna niż kontrola McGonagall,
powiedział sobie, po czym szybko mianował siebie kłamcą.
Pan Potter odetchnął.
- Jeśli to nie ma nic
wspólnego z Remusem to idziemy do Ministerstwa. A potem wasza dwójka spędzi
następne kilka tygodni w domu. Chodźcie. Już – dodał, gdy James i Syriusz się
nie poruszyli.
James wahał się tylko
tyle by rzucić Syriuszowi spojrzenie, zanim ruszył za ojcem – spojrzenie, które
powiedziało Syriuszowi, że James nie ma zamiaru się poddać, nie przy czymś tak
ważnym. Ale to spojrzenie powiedziało mu, że nie ma sensu się teraz kłócić.
I Syriusz mógłby krok w
krok za Jamesem, co byłoby prawdopodobnie bystre. Ale twarz Jamesa była tak
zesztywniała, tak przepełniona niepokojem, jak nigdy przy jego ojcu. To był
rzadki wyraz twarzy, jaki James miał w jakiejkolwiek sprawie.
Więc Syriusz nie
podążył za Jamesem. Zrobił coś kompletnie głupiego i włożył ręce w kieszenie, w
sposób, jaki jego matka najbardziej nienawidziła i powiedział cicho:
- Nie możemy pójść do
Ministerstwa.
Brwi pana Pottera
uniosły się powoli.
- To nie podlega
dyskusji, Syriuszu.
- Wiem o tym, proszę
pana – zgodził się Syriusz, ignorując Jamesa, z zapałem kręcącego głową. – Ale
nie możemy powiedzieć nikomu więcej, że staliśmy się animagami. I wiem, że mamy
szesnaście lat i nie można nam ufać w podejmowaniu takich decyzji, ale to jest
jedna z tych ważnych rzeczy, że naprawdę nie mamy wyboru. Obiecuję, że nikt nie
rani Remusa – dodał, gdy pan Potter otworzył usta, by zaprotestować. – A z
wyjątkiem tego, że nie zarejestrowaliśmy swoich animagicznych form, nie robimy
nic nielegalnego. Nie mógłby pan zwyczajnie nam zaufać?
Generalnie, Syriusz
pomyślał, że brzmiał na doskonale dojrzałego i jak ktoś, komu można wyjątkowo
zaufać. Raczej nie jak dokładny obraz Syriusza Blacka, ale czyż pan Potter nie
powiedział tylko kilka dni temu, że jest z niego dumny? Zadowolony, że to może
uratować zarówno Jamesa i Remusa od niebezpieczeństwa, Syriusz wybił spojrzenie
w pana Pottera, obserwując wojnę toczącą się w piwnych oczach. A potem bez
słowa uznania, czy czegoś innego, pan Potter odwrócił się i ruszył dalej – w
stronę domu Remusa.
- Tato? – zawołał
James. – Gdzie idziesz?
Ale pan Potter nie
odpowiedział. James ruszył do przodu, tylko pół kroku za ojcem, a Syriusz nie
miał innego wyboru, tylko musiał iść za nimi, gdy potworne motyle roiły się w
jego brzuchu.
Dłuższe kroki pana
Pottera nadgoniły ich krótsze, zostawiając ich na tyle daleko z tyły, że James
brutalnie uderzył Syriusza w ramię.
- Co to, do cholery,
było? – syknął. – Nie widziałeś, że kręcę głową?
- Nie możemy nikomu
wyjawić naszych form – odsyknął Black, irytacja uderzyła w niego tak mocno, jak
ręka Jamesa. – Komuś zajęłoby pięć sekund połączenie kropek, gdyby nas zobaczył
na zewnątrz…
- Wiem o tym…
- Więc po kiego diabła
na mnie warczysz?
- Ponieważ mój tata
chciał się zezłościć, idioto – odparował James z kolejnym uderzeniem, które
sprawiło, że zęby Syriusza zacisnęły się i prawdopodobnie zaczęłaby się mniej
niż przyjazna szamotanina, gdyby James nie kontynuował, - chciałem mu dać czas
na ochłonięcie. Nie sądzisz, że wiem, kiedy mój własny ojciec chce mnie zabić?
A teraz on idzie do Lupinów, by zrobić Merlin jeden wie, co…
Czując się tak, jakby
był skopany i bez pojęcia, dlaczego, Syriusz przytaknął sztywno.
- Racja. To było
głupie. – Ruszył do przodu, zanim James mógł odpowiedzieć. Nie żeby miał jakiś
powód, by iść za panem Potterem. Albo jakiś pomysł, co pan Potter zamierza
zrobić, gdy tylko wyrwie drzwi Lupinów.
Poza tym, tylko James
mógłby być zmuszonym do zgłoszenia swojego statusu animaga. Nie było nikogo,
kto mógłby zmusić Syriusza. A gdyby odmówił, był niemal pewny, że pan Potter
nie wydałby go. Nie, jeśli to oznaczało, że byłby w jakiś kłopotach, które
zaangażowałyby magiczne prawo ścigania.
Nagle został wyrwany ze
swoich bezsensownych myśli, gdy pan Potter zastukał w tylne drzwi. James wtedy
dogonił Syriusza, przeszedł koło niego i szybko powiedział:
- Tato, myślę, że
zajmują się Remusem…
Drzwi zaskrzypiały
otwierając się. Pan Lupin zmarszczył brwi na ich widok.
- Charles? – spojrzał
między Syriuszem a Jamesem. – Czy chłopcy czegoś zapomnieli?
- Czy wiesz – mówił pan
Potter, zanim mięli szansę odpowiedzieć, - jaka jest kara za zaniedbanie
rejestracji jako animag?
Syriusz mógł zobaczyć,
że twarz pana Lupina blednie, nawet w cieniu drzwi.
- Nie wiem, o co ci
chodzi.
- Nie byłeś świadomy
tego, że James i Syriusz mięli animagiczne formy? – zapytał pan Potter głosem
obcym i niebezpiecznym.
- Ja…
- Przemieniali się na
twoim podwórku, a jednak odmawiają rejestracji… powiedzieli, że to kwestia, czy
im ufam – kontynuował pan Potter. – Ale myślę, że jeśli mój syn popełnia
przestępstwa, za które grozi Azkaban, mam prawo wiedzieć, dlaczego.
- Charles…
- Nie pozwolę, by ani
James ani Syriusz zostali zranieni – uciął pan Potter ochrypły protest. – Chcę
wiedzieć, co się dzieje, John. Chcę to wiedzieć teraz.
Oczy pana Lupina
biegały między nimi, rozgorączkowane i niezdecydowane. Stracił równowagę, gdy
drzwi szerzej się otworzyły. Remus miał szeroko otwarte i zapadnięte oczy, gdy
przeszedł pod ramieniem ojca.
- Remus…
- Wszystko w porządku,
tato – szepnął Remus. Serce Syriusza zamarło w połowie uderzenia, gdy oczy
Remusa się na nim zatrzymały. – On ma rację… Nikt nie powinien być ranny z
mojego powodu. – Potrząsnął głową, gdy Syriusz otworzył usta, w jakiś sposób
wiedząc, że Syriusz chce go poprawić.
Remus odwrócił się od
pana Pottera, który obserwował go ostrożnie. Uśmiech Remusa był blady.
- Przepraszam za to
wszystko. Nie chciałem, by robili dla mnie coś nielegalnego, ale po prostu
starali się mi pomóc.
- Jak? – zapytał pan
Potter, teraz łagodnie.
- To nie to, co pan
myśli – mruknął Remus. – Próbowali mi pomóc, bo…
- Remus, nie…
- Pan Potter zachowa
tajemnicę, tato – powiedział Remus, wyciągają rękę, by ścisnąć ramię ojca. Pani
Lupin dołączyła do nich, ale nie protestowała, tylko krótko skinęła głową na
spojrzenie Remusa. A wtedy Remus spojrzał na pana Pottera. – Jestem
wilkołakiem.
Zajęło absurdalnie dużo
czasu, zanim pan Potter zareagował – w trakcie, którego jego twarz przeszła
kilka przemian.
- Zostałem ugryziony,
jak byłem mały – zakwilił teraz niepewnie Remus. – Wilkołaki inaczej reagują na
zwierzęta. Podczas pełni księżyca…
Pan Potter spojrzał na
niego, gdy Remus przestąpił z nogi na nogę, po czym zwrócił swoją wściekłość na
rodziców Remusa.
- Czy mam rozumieć –
powiedział niskim głosem, - że zachęciliście Syriusza i Jamesa do zostania
animagami, by mogli spędzać pełnię księżyca z wilkołakiem?
- Tato, oni nie…
Pan Potter uciął
Jamesowi, przecinając ręką powietrze.
- Jak śmiesz. – Słowa
wstrząsnęły. – Jak śmiesz im na to pozwalać! I nie obchodzi mnie, jak inaczej
wilkołak się zachowuje albo jak bardzo się upierasz, że ich nie zrani. To mój
syn!
- Wiem o tym – szepnął
pan Lupin. Chwycił Remusa za łokieć. – Nigdy nie chciałem, by byli w
niebezpieczeństwie. Ale zrobili to na własną rękę i to pomaga…
- Pomaga? W czym?
- Pomaga Remusowi nie
rozrywać się na kawałki – wypalił Syriusz, zanim zdołał się powstrzymać; serce
biło mu w uszach. Pan Potter odwrócił się, a Syriusz zrobił krok w tył.
- A co gdyby to ciebie
rozerwał na kawałki? Albo Jamesa?
- On nigdy by…
- Jest wilkołakiem,
Syriuszu! Nawet by nie wiedział, co robi!
- Tato…
- Nie – powiedział pan
Potter. – Zabraniam tego. Nie pozwolę na to, nawet jeśli to Remus. – Chwycił
nadgarstek Jamesa. – Wychodzimy. Syriusz…
Syriusz wyrwał się z
uścisku pana Pottera i utkwił oczy w twarzy Remusa. Jego blade policzki dopiero
zaczęły zakwitać karmazynowym wstydem. I ten błysk w oczach Remusa.
- Nie – powiedział
Syriusz, nie dbając, jak rani odmową. – Nie rozumie pan…
- Rozumiem
wystarczająco…
- Nie, nie rozumiesz!
Jak, do cholery, potrafisz zrozumieć?
Oczy pana Pottera
rozszerzyły się, a Syriusz mógłby poczuć zaskoczenie Jamesa, ale zmusił się:
- Nie masz pojęcia, jak
on się czuł, miesiąc po miesiącu, samemu. A teraz, w końcu ma nas i nie
obchodzi mnie, co myślisz, że wiesz, nie masz pojęcia, jak on się czuje albo my
z nim. Nie jesteś tam. Jesteś taki sam, jak każda inna nietolerancyjna osoba, stojąc
tutaj i wydzierając się na niego, gdy nic nie zrobił ani tobie, ani nikomu
innemu. Nie masz żadnego prawa i nie obchodzi mnie, że ci się nie podoba, ale
nie zamierzam go opuszczać.
Szczęka pana Pottera
zacisnęła się; jego pierś unosiła się i opadała przy oddechach, gdy ciężko próbował
zachować kontrolę.
- Zrobisz to, co ci
kazałem – rzekł.
- Więc dobrze, możesz
się po prostu odwalić.
Słowa wystrzeliły bez
jego zgody, jedyna reakcja na podobne słowa do jego matki; lata, kiedy
upewniała się, że wykonywał jej rozkazy, nie zważając na dumę Syriusza.
Ale w przeciwieństwie
do jego matki, twarz pana Pottera zobojętniała, ale nie na tyle, by Syriusz nie
mógł zobaczyć bólu w jego oczach. Wtedy Syriusz dostrzegł wyraz twarzy Jamesa,
gdy przeszedł pod ramieniem ojca. Tak przerażony, jak James wydawał się
wyglądać – tylko tego pierwszego razu, gdy widzieli dokładnie, co Remus sobie
robi podczas pełni. Jego oczy przemykały między nimi, a jego usta rozchyliły
się trochę.
Niepokój przeciął
brzuch Syriusza. Gorący wstyd, który potem powoli wpłynął na jego szyję i
twarz. Cofnął się i dostrzegł przerażenie Jamesa odbijające się na twarzy
Remusa.
Tylko kolejna rzecz,
którą Syriusz spieprzył.
Tłumiąc znajomy lęk,
odwrócił się w stronę lasu. Nie miał pojęcia, gdzie idzie, nie miał celu,
żadnego końcowego punktu, ale poszedł, ignorując ostry krzyk pana Pottera,
odsuwając gałęzie z twarzy i zmuszając nogi do pozostanie w pozycji pionowej
nad połamanymi gałęziami i śliskimi liśćmi, póki wokół niego nie było niczego,
oprócz zieleni.
^^^
Syriusz patrzył na omszałe
patyki pokrywające leśną ziemię, z pochyloną głową zwisającą apatycznie między
jego kolanami. Jakim był zidiociałym głupkiem, że uciekał do lasu, niczym jakiś
dzieciak wiejący z domu.
Nawet nie miał domu.
Cholera, zawsze to
robił. Zawsze wszystko pieprzył. Nawet nie miało znaczenia, że nie chodziło mu
o to, nie tym razem. Miał to na myśli dość często – przynajmniej, gdy chodziło
o jego rodziców albo czasami profesora lub dwóch. Ale tym razem…
Ścisnął dłońmi pięty i
przełknął gulę z gardła. W każdym razie nie oczekiwał, że zostanie z Potterami;
opuścił dom wiedząc, że będzie bez stałego łóżka do września. To zaledwie dwa
tygodnie.
Trzask gałęzi poderwał
głowę Syriusza. Pan Potter westchnął, gdy napotkał jego spojrzenie.
- Masz pojęcie, jak
długo cię szukałem? – zapytał, a jego głos zabrzmiał zbyt głośno w izolującej
ciszy, do której Syriusz się przyzwyczaił.
Odsunął na bok kilka
gałęzi, aż był na tyle blisko, by Syriusz mógł zobaczyć zmarszczki wokół jego
oczu. Syriusz odwrócił wzrok na widok dezaprobaty i skupił się na liściach koło
jego stóp, póki się nie rozmyły. Przełknął ponownie, ale kiedy przemówił, jego
głos nadal był ochrypły.
- Odejdę, jak tylko
dostanę swoje rzeczy… mogę odejść z tego miejsca, jeśli Tilly przyniosłaby mi
kufer.
Szeleszczące kroki
zatrzymały się, ale głos pana Pottera był blisko, gdy zapytał:
- O co ci, do licha,
chodzi? Nie odchodzisz.
Syriusz spojrzał w
górę, gdy kłoda została przesunięta; pan Potter siedział koło niego.
- Ale…
- Ale co? – zapytał pan
Potter, wycofując się z obserwowania go. Syriusz zamrugał na to przypatrywanie
się i w końcu pan Potter kontynuował, - Myślałeś, że wszystko, co mówiłem
wczoraj, było nieważne? Że okłamałem cię, gdy powiedziałem, że twój dom jest z
nami tak długo, jak tego chcesz?
Syriusz spojrzał na
niego; nie mógł zrozumieć nic z tego, co Potter mówił.
- Ale ja…
- Powiedziałeś do mnie
kilka niewybaczalnych rzeczy, Syriuszu, których zapewniam cię, nie cenię w
żadnym stopniu.
Syriusz był zbyt
odrętwiały nawet by się wzdrygnąć.
- Ale to nie znaczy, że
dłużej nie jesteś mile widziany w naszym domu. – Chwycił jedno z kolan
Syriusza.
A Syriusz nie miał
zamiaru mówić tego, ale słowo pojawiło się, wychrypiane i żałosne,
- Dlaczego?
- Ponieważ tym jest
rodzina.
- Nie jesteście moją
rodziną – powiedział Syriusz surowo, - więc nie rozumiem, dlaczego wam zależy.
- Bardzo mi zależy,
Syriuszu. A jeśli o mnie chodzi, jesteś
częścią naszej rodziny, rozumiesz?
Pochylił się, ale
Syriusz odskoczył.
- Moja matka
nienawidziła mnie od kiedy pamiętam – wychrypiał. – Moja własna matka, która
wypaliła mnie z drzewa rodzinnego, jakbym tam nie należał, jakbym nie miał
prawa w ogóle tam być i to jest moja rodzina, nie wy i dlatego nie, nie
rozumiem, w ogóle nie rozumiem… - przełknął, nie będąc w stanie nic więcej
powiedzieć i choć pokręcił głową i próbował się wyrwać, pan Potter i tak objął
go i pociągnął do siebie.
- Och, Syriuszu… -
Delikatna ręka zaczęła gładzić jego włosy. – Ciii… już dobrze… już w porządku…
Czując panikę, Syriusz
znowu pokręcił głową i próbował odepchnąć pana Pottera, ale silne ramiona nie
ruszyły się, nieruchome i Syriusz w końcu przestał walczyć. Jego plecy wciąż
były napięte, gotowe do wykręcenia się, gdy tylko pan Potter pozwoli, ale to trwało
zbyt długo.
Pan Potter po prostu
siedział, przeczesując jego włosy i mówiąc, że ma się nie martwić, aż potrzeba
ucieczki wyparowała z mięśni Syriusza i niemal przychylił się do uścisku. I
nadal pan Potter nie odepchnął.
- Wiem, że trudno ci
zrozumieć – powiedział łagodnie, - bo twoi rodzice są opłakanym przykładem
tego, jak powinna wyglądać rodzina, ale to właśnie rodzina oznacza…
przynajmniej dla mnie. Dorea i ja myśleliśmy o tobie, jako o synu od lat. I
wiem, że to nie to samo, że chciałbyś,
by twoi rodzice byli odpowiednimi rodzicami – westchnął. – Przykro mi, że nie
potrafią być tymi, których potrzebujesz, Syriuszu. Ale jeśli nam pozwolisz,
Dorea i ja możemy być tym dla ciebie, a James kocha cię jak brata.
Syriusz pozwolił słowom
wsączyć się, chcąc im wierzyć. Nie chodziło o Jamesa; tak długo, jak to
dotyczyło Syriusza, byli braćmi.
Ale nikt nigdy
wcześniej nie twierdził, że go kocha. A pana Pottera nie obchodziło, że Syriusz
był powalony, powiedział, że chce, by był częścią ich rodziny. Pan Potter nawet
przyszedł po niego.
Pozwolił popłynąć łzom
i ukoić ból w piersi. I mimo, że nie mógł znaleźć pomysłu na odpowiedź, pan
Potter nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało. Ścisnął Syriusza za szyję.
- Będzie dobrze –
powiedział cicho. – Obiecuję.
To nie sprawiło, że ból
odszedł, ale w jakiś sposób pomogło.
A kiedy w końcu Syriusz
sprzeciwił się uściskowi, pan Potter poklepał go po plecach i pozwolił mu się
odsunąć. Syriusz szybko przetarł policzki ręką. Przyjął chusteczkę pana Pottera
i uśmiech, który nadszedł razem z nią.
Zacisnął pięści na
tkaninie, tym razem wytrzymując piwne spojrzenie bez większego wysiłku.
Wiedział oczywiście, że to nie jest jeden z jego rodziców, ale nadal wydawało
się obce nie znaleźć w nim żadnej zjadliwości, żadnej pogardy.
- Przepraszam –
dostrzegł, że szepcze, coś, z czego dawno temu zrezygnował z mówienia rodzicom.
Pan Potter położył dłoń
na jego głowie.
- Dziękuję za to, ale
miałeś rację. Choć następnym razem wolałbym, byś wyrażał swoje uczucia w mniej
obraźliwy sposób. I jeśli kiedykolwiek znowu tak uciekniesz – dodał z wygiętą
brwią, - będę z ciebie bardzo niezadowolony.
- Dobrze, proszę pana.
– Syriusz przyjął upomnienie szybkim skinięciem głowy i miał nadzieję, że jego
uszy nie są tak czerwone, jak to czuje. Pan Potter posłał mu mały uśmiech.
- Nigdy nie uważałem
się za uprzedzonego człowieka – kontynuował, krzywiąc się. – Przesiedziałem na
większej ilości sesji Wizengamotu niż zależałoby mi opowiadać, pracując nad
przepisami, które chroniłyby nie tylko wilkołaki, ale wszystkiego rodzaju
czarodziejów, których społeczeństwo uważa za wygnańców. Byłem oszalały ze
zmartwienia. Myśląc o tobie i Jamesie… że coś wam się stało, gdy zmieniliście
się w animagów podczas pełni, to zbyt niebezpieczne. Nie podoba mi się to.
- Wiem – powiedział
Syriusz. – Ale powinien pan zobaczyć, co się dzieje z Remusem bez nas. Rozrywał
się każdej pełni. Teraz tego nie robi, nie, gdy tam jesteśmy i możemy się z nim
komunikować. – Biorąc oddech, starał się wyjaśnić. – Kiedy jest tam z nami,
jest po prostu jednym z nas, zwykłym zwierzęciem. Remus nie jest potworem.
- Nie jest – zgodził
się pan Potter cicho. – Ale nadal mi się to nie podoba.
Syriusz wstrzymał
oddech, czekając, aż zabroni im chodzić z Remusem podczas pełni – było to coś,
na co Syriusz nie mógł się zgodzić.
Pan Potter pomasował
skronie i westchnął głęboko.
- Nie zamierzasz mnie
słuchać mnie, jeśli zabronię ci robić to ponowie, prawda? Ty i James?
I Syriusz mógł tylko
szczerze odpowiedzieć:
- Nie, proszę pana.
- I zdajecie sobie
sprawę, że nierejestrowanie swoich form w Ministerstwie jest nielegalne? I tak,
rozumiem, że nie chcecie tego, by chronić Remusa – dodał, gdy Syriusz otworzył
usta, by powiedzieć za dużo. – Możecie spędzić trochę czasu w Azkabanie.
- Wiem. Naprawdę sporo
o tym myśleliśmy. – A ta myśl cholernie go przerażała. – Ale Remus nas
potrzebuje.
Pan Potter rozważał to
przez długi czas.
- Remus jest wart
ryzyka. – Pomasował czoło. – Rozumiem to… Zastanawiam się, czy ty rozumiesz? – Podniósł
rękę. – Wiesz, dlaczego tak mocno czujesz, że nie możesz go opuścić?
Syriusz przechylił
głowę.
- Mówiłem panu… jest
całkiem sam…
- I sam się rani –
dodał pan Potter miękko. – Wiem i współczuję tego, tak jak wiem, że James musi.
Ale czy uważasz, że twoje współczucie do Remusa biegnie nieco głębiej… z jakiś
powodów?
Syriusz popatrzył na
niego i gdy zalało go zrozumienie, jego policzki natychmiast poczerwieniały.
Pan Potter uśmiechnął
się.
- Nie chcę cię
zawstydzać. Razem z Jamesem mieliśmy podobną dyskusję na temat Lily, jeśli ci
to pomoże. Jego uczucia do niej są również nieco oczywiste.
Bez żadnej nadziei na
znalezienie słów, Syriusz tylko pokiwał głową. Najpierw James, teraz pan
Potter. Co oznacza, że pani Potter też prawdopodobnie wie. I Tilly.
Ze swoim sercem
pomiędzy butwiejącymi liśćmi, Syriusz zastanawiał się, czy Remus w jakiś sposób
wiedział. A jeśli tak, dokąd to prowadziło?
Zdając sobie sprawę, że
wygląda jak idiota, Syriusz podniósł głowę.
- Jest w porządku –
powiedział, starając się wzruszyć ramionami. – Znaczy, nie jesteśmy… - Zamachał
palcami. – Czymś tam.
- Ach. Dobrze –
powiedział pan Potter uspokajającym tonem, który sprawił, że Syriusz pomyślał,
że był śmiesznie przejrzysty, - skoro tak, rozumiem, dlaczego to jest dla
ciebie tak ważne. Również dla Jamesa. Ale musisz mi obiecać, że obaj będziecie
ostrożni i chcę usłyszeć od was o najbliższych pełniach w każdym miesiącu.
- Ale myślałem, że pan
powiedział…
- Że mi się to nie
podoba? Nie, absolutnie nie. Ale czasem, jako rodzic, trzeba pozwolić dzieciom
robić rzeczy, na które się nie zgadzasz. W tej sprawie elegancko się poddaję.
Nie ważne, jak bardzo mnie to przeraża. Gdybyście potrafili wymyślić jakiś
sposób, by powiadomić mnie w awaryjnej sytuacji, byłoby idealnie – ciągnął w
zamyśleniu. – I w żadnym wypadku pani Potter nie może wiedzieć.
- Dobrze – zgodził się
Syriusz, kiwając głową. Mógłby sobie wyobrazić wyraz jej twarzy.
- Mam nadzieję, że
Remus zrozumie, że zwyczajnie byłem zaniepokojony – westchnął pan Potter. – Jednak
nadal jestem dość zły na jego rodziców. I nie jestem całkiem zadowolony, że ty
i James nie przyszliście do mnie – powiedział, a jego uniesiona brew wyrażała
to bardzo jasno. – Zwłaszcza, że nie mieliście żadnych kłopotów powiedzieć
rodzicom Remusa.
Syriusz spuścił na
chwilę oczy, trącając patyk palcem u nogi.
- Wiem… nie chcieliśmy
ukrywać tego przed panem, ale wiedzieliśmy, że byłby pan zdenerwowany. Ale nie
powiedzieliśmy rodzicom Remusa – dodał pośpiesznie, chcąc nagle, by było to
jasne. – Remus powiedział im w chwili obłędu, ale naprawdę nie moglibyśmy mieć
mu tego za złe.
- Nie – zgodził się
cicho pan Potter. – Biedny chłopak wystarczająco już przeszedł.
- Zrozumie.
Usta pana Pottera
uniosły się w małym uśmiechu. Potargał włosy Syriusza podniósł się i zapytał:
- Możemy znaleźć drogę
powrotną? James się o ciebie martwi i śmiem twierdzić, że boi się również o
własną skórę.
Syriusz przerwał
otrzepywanie tyłka.
- Nie martw się –
zachichotał pan Potter. – Rozważę wszystkie fakty zanim wydam wyrok.
Jakkolwiek zachęcająco
to brzmiało, Syriusz nie kłócił się. Schylił się pod parasolem gałęzi, które
pan Potter odsunął na bok i razem zaczęli długą powrotną drogę do domu Remusa.
^^^
Nastrój obu ojców był
chłodny, choć bardziej od strony pana Pottera. Tata Remusa miał te same nerwowe
linie wokół oczu, jakie zawsze miał jego syn. Poszło łatwiej, gdy pan Potter
zapewnił ich, że nie wyda sekretu Remusa, co nie było zaskoczeniem dla
Syriusza. James ostatecznie nauczył się znaczenia lojalności do rodziców.
- Remus będzie
wdzięczny, że Syriusz jest bezpieczne – zapewnił ich pani Lupin, gdy pan Potter
zaoferował swoje przeprosiny. – Chciał na ciebie czekać – wyjaśniła, - ale
wziął już eliksir nasenny, a nie pozwoliłabym, by eliksir przeciwdziałał.
- Nie, nie – Syriusz
odparł jej przeprosiny. – Najważniejsze, że odpoczywa. – A Syriusz potrzebował
czasu, by zdecydować, co Remus może czuć, zanim ponownie się spotkają.
Uśmiechnęła się i
poklepała go po ramieniu.
- Przyślę go do was
pojutrze, jeśli będzie czuł się lepiej. Jeśli tak może być? – Skierowała to
pytanie od pana Pottera.
- Oczywiście. Mam
nadzieję, że rozumiecie, że po prostu się martwiłem. Remus jest zawsze mile
widziany w naszym domu.
Pan Lupin całkiem się
zrelaksował.
- Dziękuję. – Zawahał
się; spojrzał na żonę. – Przepraszamy, że zatrzymaliśmy ich przemiany w
sekrecie, ale to niemożliwe wiedząc… i jeśli ktoś powiedziałby Ministerstwu…
- Rozumiem – powiedział
pan Potter cicho. Jego uśmiech złagodził zmartwione linie na twarzy pana
Lupina. – Proszę pozdrowić od nas Remusa. Będziemy czekać na niego w
poniedziałek.
Rozstali się w znacznie
mniejszym napięciu, a gdy pan Potter pociągnął Syriusza bliżej do deportacji,
chłopak dostrzegł, że jego oczy błądzą do okna sypialni Remusa, chcąc by był w
nim Remus. Po pierwsze byli przyjaciółmi. I jeśli tylko tym mogli być, mógł z
tym żyć.
Prawdopodobnie.
Świat zawirował nim
mógł się zdecydować.
- W porządku? – zapytał
pan Potter, zanim się cofnął. Aportacja nigdy nie przeszkadzała Syriuszowi,
jednak w przeciwieństwie do niego, James nigdy nie wydawał się robić tego bez
stracenia równowagi. Albo obiadu.
James chodził po
salonie, gdy przyszli.
- Rety – eksplodował,
gdy pan Potter zamknął drzwi. – Gdzieś ty poszedł? Do Hogwartu? Myślałem, że
zjadł cię gnom
- Nie ma gnomów na podwórku
Remusa – odparował Syriusz. – Idiota – dodał pod nosem. James skrzywił się.
- Cóż, nie musiałeś tak
uciekać. Tata był oszalały.
Syriusz spojrzał na
pana Pottera, który wieszał swój płaszcz na haczyk.
- Przepraszam –
wymamrotał Syriusz.
- Wszystko w porządku.
I myślę, że James był tak samo zmartwiony.
Syriusz odwrócił się do
przyjaciela, który wciąż był naburmuszony i oburzony.
- Przepraszam –
powtórzył. Grymas Jamesa pogłębił się na chwilę, ale potem uderzył Syriusza w
czoło płaską dłonią i wzruszył ramionami.
- Po prostu nie bądź
takim głupkiem w przyszłości.
Syriusz uśmiechnął się.
- To niezbyt
prawdopodobne, wiesz.
- Wiem – skrzywił się
James, szybko zmieniając miejsce, aż siedział na podłokietniku jednej z długich
sof. – Nadal jesteś wściekły? – zapytał
ojca.
- Wściekły? Czy
kiedykolwiek widziałeś mnie wściekłego?
James wzruszył
ramionami, odpychając brawurę. Pan Potter westchnął.
- Nie jestem wściekły –
obiecał. – Głównie jestem rozczarowany. Nie powiedziałem ci wczoraj, że chcę,
byś przyszedł do mnie, gdybyś miał problem? Obawa o przyjaciela, który okazuje
się być wilkołakiem też się kwalifikuje.
- Zabiłbyś nas.
- Nigdy bym tego nie
zrobił.
- Mogłeś zamknąć nas w
naszych sypialniach aż nie będziemy dorośli.
- James.
- W porządku – przyznał
James. – Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Chciałem, ale nie zrobiłem tego,
bo myślałem, że mógłbyś wydać Remusa czy coś. Myślałem, że powiedziałbyś nam,
że nie możemy.
- Kontynuowalibyście
to, gdybym tego zabronił? – podważył pan Potter. Raniona Jamesa opadły. – Jeśli
i tak byście mnie zignorowali, dlaczego mi nie powiedzieliście?
James przyglądał się
kwiatowemu wzorowi sofy.
- Wiedziałem, że byś
się martwił – mruknął w końcu. – Wiem, że to niebezpieczne i byliśmy
kompletnymi idiotami, ale nie pozwolilibyśmy iść Remusowi samemu. Słyszałeś
Syriusza. Kiedyś rozrywał się na kawałki.
Błagalny głos, głos,
którego James używał tylko do rozmowy z ojcem, zawsze sprawiał, że wydawał się
młodszy, jak siedmiolatek, którego Syriusz pierwszy raz spotkał Esach i
Floresach – lata przed Hogwartem. Nadal działał doskonale, nawet jeśli pan
Potter miał znacznie więcej siwych włosów.
- A teraz się nie rani?
James mógłby skłamać,
sprawiając, że cała sprawa byłaby łatwiejsza. Spojrzał na Syriusza, unosząc
brwi w przeprosinach, choć nie było takiej potrzeby.
- Nie tak jak kiedyś –
odpowiedział James zgodnie z prawdą. – Tylko kilka ran. Obiecuję, że nie
jesteśmy w niebezpieczeństwie. Możemy komunikować się ze sobą, słyszeć swoje
myśli. Remus jest po prostu wokół nas, to ciężko wyjaśnić.
Pan Potter skinął
głową.
- Myślę, że rozumiem.
Czytałem również o badaniach i wydaje się, że wilkołaki reagują zupełnie
inaczej na inne zwierzęta. Ale tak, jak powiedziałem Syriuszowi, nadal mi się
to nie podoba.
James czekał, skręcając
palcami kolana jego spodni.
- Powiedziałem mu, że
rozumiem, dlaczego musicie to robić – dodał pan Potter, teraz rezygnująco. –I
znajdziemy sposób, by było to bezpieczniejsze. Mam nadzieję, że zdajesz sobie
sprawę, że nie będę spał każdej pełni. – Potrząsnął głową, prawdopodobnie
dlatego, że James w ogóle nie ukrywał swojego uśmiechu. – To nie znaczy, że nie
masz kłopotów.
James przytaknął,
poważniejąc.
- Wiem. Naprawdę mi
przykro, że ci nie powiedzieliśmy.
- Tak, wiem o tym.
Chodź tu.
James ostrożnie się
podporządkował. Gdy tylko dotarł do ojca, pan Potter chwycił go za ramiona.
- Zdajesz sobie sprawę,
że udało ci się zarówno przerazić mnie i sprawić, że jestem ogromnie dumny? –
spytał cicho. – W tym samym momencie. Niezłe osiągnięcie.
Coś ukuło Syriusza w
pierś, gdy patrzył, jak pan Potter pociąga do siebie Jamesa, a James uśmiecha
się w ramię ojca. Odepchnął od siebie to uczucie tam, gdzie jego miejsce i
czekał na nieuniknione.
- Twoja miotła będzie
raczej samotna w nadchodzącej przyszłości.
James jęknął, odsuwając
się.
- Tato…
- Twoja również,
Syriuszu – powiedział pan Potter, ignorując prośbę. Oczekując już tego, Syriusz
miał nadzieję na nie rozczarowujący pokaz.
- Tak jest.
- Tak jest? – powtórzył
James, robiąc minę. – No proszę, tato. Nie mógłbyś dać nam w tyłek i mieć to z
głowy? – Zignorował Syriusza poruszającego ustami: „Nam?”. – Potrzebuję miotły. Obiecuję że nigdy więcej nie będę miał
przed tobą sekretów…
- Albo kłamał? –
przerwał pan Potter. – Pamiętasz, że powiedziałeś mi, że Remus zranił się
podczas epizodu lunatykowania?
- Eee, cóż… Nie mógłbym
ci równie dobrze powiedzieć, że jest wilkołakiem, prawda?
- Nie podoba mi się
bycie okłamywanym, James. Nie muszę ci tego mówić.
- Wiem, tato, ale miotła, naprawdę? Jak będziemy ćwiczyć
Quidditch? McGonagall nie mianuje mnie kapitanem jeśli nie będę pamiętał, jak
latać.
- Nie dramatyzuj,
James. – Pan Potter odsunął go na bok w drodze do biurka w rogu, gdzie trzymał
pocztę; podał Syriuszowi szczelny list.
- List twojego wuja. –
A do Jamesa dodał stanowczo, - Kilka tygodni bez miotły cię nie zrujnuje.
- Ale może. Syriusza
też. Naprawdę, możesz dać nam podwójne klapsy.
James pomachał ręką na
otwarte w proteście usta Syriusza.
- Tato, no proszę…
Pan Potter nawet nie
podniósł wzroku znad listu, który otwierał.
- Jęcz dalej, a kara
będzie podwójna.
James zamknął usta. I
tylko na wypadek, gdyby zmienił zdanie i znalazł nowy argument, Syriusz chwycił
kumpla za nadgarstek i pociągnął go.
- Jesteś szalony – syknął Syriusz, ciągnąc go na
górę.
Nadal trzymany przez
palce Syriusza, James zawiesił głowę w dłonie.
- Moja cholerna miotła.
Syriusz przewrócił
oczami i niezbyt delikatnie pchnął Jamesa przez próg do pokoju, gdzie trafił na
łóżko Syriusza i kontynuował jęczenie o jednej
prawie tak pięknej rzeczy jak Lily Evans, podczas gdy Syriusz przeczytał
notkę wuja, po czym układał odpowiedź, zgadzając się na herbatę z Alphaldem
tego samego popołudnia.
Część III
Następnego ranka,
Syriusz otarł ociekające czoło, gdy przechodził przez ogród Potterów. Miał dość
bezmietlnego Jamesa, którego zostawił tuż po śniadaniu, powodując niepokój pani
Potter, która zachęciła go szybkim uściskiem.
James zamachał ręką w
jego kierunku, podczas gdy grzebał w owsiance.
A teraz, gdy Syriusz
wędrował przez trawnik, mógł obaczyć Jamesa, który był poza domem. Siedział na
szczycie jednego z drzew w ogrodzie, patrząc w chmury.
- Hej! – zawołał
Syriusz. – Wiesz, że naprawdę nie latasz!
Wzdrygając się, James
spojrzał w dół przez liście.
- Co to, do diabła, jest?
Syriusz wyszczerzył
się.
- Motocykl. – Poklepał
skórzane siedzenie. – Piękny, prawda?
- Pię… - James zsunął
się w dół z miejsca, spadając cicho na trawę i krążąc wokół motocykla ze
zmarszczonymi brwiami z zastanowienia. – Kurcze, Syriusz, to jakiś pokręcony
rower…
- To nie rower, cioto.
To motocykl. Nie stój tak. Pomóż mi go przesunąć.
- Przesunąć? Co
zamierzasz z nim robić?
Syriusz wskazał mu
głową, by chwycił tylni koniec, co James niechętnie zrobił.
- Będę na nim jeździć –
powiedział Syriusz, parskając, gdy manewrowali koło drzewa.
- Eee… dlaczego?
- Ponieważ jest
genialny. – Syriusz przewrócił oczami. – Zeszłego lata w Londynie widziałem
kilku jeżdżących mugoli… byli niemal tak szybcy, jak nowy Nimbus, choć nie tak
cisi.
- Nie sądzę, by
McGonagall pozwoliła ci latać na motocyklu podczas meczu, kumplu.
Syriusz klepnął
szczerzącego się przyjaciela.
- Motocykle nie latają.
- Szkoda, bo tata
zakazał nam tylko mioteł.
- Wiesz – sapał
Syriusz, gdy szli pod małą górkę, - nie lubię wyjawiać ci tego, Rogacz, ale
stajesz się okropnym nudziarzem.
- Nieprawda! To ty
zeszłej nocy gderałeś, że nie możemy latać.
- Tak, ale znalazłem
coś innego równie genialnego, prawda? – odparował Syriusz tryumfalnie, gdy
weszli do lśniącej szopy zacienionej przez małą kępkę drzew jabłoni.
James posłał
motocyklowi wątpliwe spojrzenie.
- To jest według ciebie
genialne? Masz zamiar spędzić lato pchając dookoła rower?
- Motocykl. I nie bądź
głupkiem. Jego się nie pcha. Jeździ sam… jak auto. Ci Mugole to geniusze.
- Więc czemu go
pchaliśmy?
Syriusz przebiegł
dłonią po kierownicy.
- Potrzebuje czegoś, co
nazywa się benzyna. Skończyła się w połowie drogi. Choć działa i jest szybki.
Pokochasz go.
James podniósł głowę,
obserwując, jak Syriusz przykucnął, by zbadać srebrne rurki – zmęczony rury,
albo przynajmniej kobieta powiedziała, że są wyczerpane; może po prostu
chodziło jej o to, że są stare.
- Gdzie go dostałeś?
- Od kobiety na skraju
wsi. Walczyła z kilkoma pudłami… czyściła garaż. Zaoferowałem jej pomoc.
- Słynna Blackowa
rycerskość?
Syriusz wzruszył
ramionami na dokuczający ton.
- Była stara. Tak czy inaczej, nie chciała
motocykla i powiedziała, że wyglądam jak ten rodzaj chłopca, który powinien
jakiś mieć. Nie wiem co to dokładnie znaczy…
James przyglądał mu się
zza okularów.
- To musiał być
komplement skoro dała ci tą rzecz. Chyba, że jest to jakiś rodzaj mugolskiej
śmiertelnej pułapki – powiedział z nutą złośliwego uśmiechu.
Syriusz skrzywił się.
- Czy nie powinieneś
być Huncwotem, poszukiwaczem przygód?
- Huncwotem, a nie
majsterkowiczem bawiącym się mugolskimi śmiertelnymi pułapkami. Jak, do diabła,
zamierzasz znaleźć… jak to nazwałeś? Benzynę.
- Nie zamierzam. –
Syriusz wysunął różdżkę z kabury i wyszczerzył się. – Nie jesteśmy w niczym
najlepsi w klasie, wiesz.
- Z wyjątkiem Lily –
poprawił go James, ale z takim błyskiem w oku, że Syriusz odpuścił. – Co masz
na myśli? – chciał wiedzieć, dołączając do klęczącego Syriusza.
- Tu jest gdzieś silnik
– powiedział Syriusz, wskazując jedną ze srebrnych części. – Powiedziała, że
działa wspaniale, więc liczę, że on całość poruszy, a tu… - Wskazał różdżką. -
… jest klucz, który obracasz i motocykl jest głośniejszy niż Filch w jego
najlepszych momentach…
- Naprawdę na nim
jeździłeś?
Syriusz uśmiechnął się,
w końcu znajdując w głosie Jamesa emocje, na które ta sytuacja zasługiwała.
- Nie bardzo daleko,
ale tak. To lepsze niż miotła.
- Nic nie jest lepsze
od miotły… no, może seks.
Syriusz przewrócił
oczami.
- Gdyby faktycznie
dziewczyna…
- Evans.
- Gdyby faktycznie Evans zgodziłaby się cię przelecieć,
założę się, że przehandlowałbyś na to swoją miotłę.
James rozważył to.
- Powiem ci, gdy się
dowiem – zdecydował w końcu. – Ale do tego czasu, nie ma możliwości, by
motocykl choć zbliżył się do bycia w powietrzu.
Syriusz przygryzł
zębami róg wargi. Naprawdę nie było nic lepszego niż moknąć w chmurach.
Tygodnie bez miotły dla niego całkiem ekscytujące. Ale ten motocykl… był szybki. Wystarczająco szybki, by wiatr
powiał w jego włosach, sprawiając, że serce biło.
Wystarczająco szybki,
by sprawić, że zapomni o wszystkim innym.
Uśmiechnął się powoli.
- A co, jeśli
moglibyśmy zaczarować go, by latał?
Brwi Jamesa uniosły
się.
- Myślisz, że
potrafilibyśmy? Oczywiście, że tak – odpowiedział sam sobie, już wyjmując
różdżkę. – Zmodyfikowany urok latający powinien zadziałać, prawda?
- Ten sam, który jest
używany do produkcji mioteł, ale musiałby być dużo mocniejszy…
- Nigdy nie mieliśmy
problemów w mocnymi zaklęciami – wyszczerzył się James. – To nasza specjalność,
powiedziałbym.
- Kawałki Petera
zgodziłyby się z tobą.
James roześmiał się.
- Dowiedzmy się, co
sprawi, że motocykl zadziała, co nie?
Wdzięczny za coś do
robienia oprócz myślenia – o jego rodzinie, o nieco fałszywej radości jego wuja
Aphalda na wieść o wydziedziczeniu, a przede wszystkim o Remisie, - Syriusz
wyszczerzył się.
^^^
- To twoja wina –
gderał James. Dzień był na to zbyt ciepły. Ostanie dwa dni były na to za
ciepłe. – Mówiłem ci, żebyś zaczarował tą cholerną rzecz, by była niewidzialna.
- Nie miałem szansy.
Twój tata był podejrzliwy o każdy nasz ruch, od kiedy dowiedział się, że Remus
jest wilkołakiem. Przynajmniej go nie skonfiskował.
- Tylko dlatego, że nie
ma pojęcia, że próbujemy sprawić, by latał.
- Nie sprzeciwiał się
zaczarowaniu go, by działał bez benzyny…
- Czego nie robi.
Syriusz odsunął
wilgotny kosmyk z twarzy nadgarstkiem.
- Gdybyś był cierpliwy.
Udało mi się go uruchomić, prawda?
- Moim cholernym
zaklęciem.
Krzywiąc się, Syriusz
przesunął nowo zamontowaną przyczepę jednym mocnym kopniakiem.
- Merlinie, jesteś
irytujący. To nie jest pierwszy raz, gdy zabrano ci miotłę.
Zamiast odpowiedzieć,
James odetchnął i utkwił wściekłe spojrzenie w domu.
Syriusz przestał
próbował wetknąć zatyczkę do baku i usiadł na piętach, studiując spojrzenie
przyjaciela.
- Co z tobą?
James przycisnął kilka
owadów na jego spodniach i nie odpowiedział. Odrzucając na bok flanelę, Syriusz
zatrzymał się na skrawku trawy i szturchnął ramię Jamesa.
- Wezmę to do siebie,
jeśli mi nie odpowiesz.
James spojrzał na niego
z ukosa, westchnął i oklapł.
- Widziałem wczoraj
Lily.
- Z jej mamą? – Syriusz
zniknął na ostatnią godzinę zakupów, dziękując, że zabrał się z panem Potterem
na herbatę do rozległej rezydencji Alphalda. Pan Potter nie chciał puścić go
samego. – Nie próbowałeś już jej zaimponować mózgiem, prawda? Tylko kilka dni…
- Była z Finneganem.
Uśmiech Syriusza złamał
się.
- Och.
- Trzymała go za rękę –
powiedział James ponuro. Oderwał kępkę trawy i wysłał ją pod wiatr.
- To nie potrwa długo –
powiedział Syriusz stanowczo. – Finnegan jest tak mądry jak trol. A jego uszy
są zbyt duże.
James uśmiechnął się,
ale nie długo. Oparł brodę na kolanach.
- Czuję się czasem
niemożliwie, wiesz? Nawet nie wiem czemu nadal próbuję. Nie jest jedyną
dziewczyną, sam to powiedziałeś. Alicja Longbottom pocałowała mnie na ostatniej
imprezie w wieży.
- Nie mówiłeś mi, że to
było jak całowanie ryby?
James zrobił ręką
szeroki gest porażki.
- Ryby też ludzie.
- Nie jestem pewny, czy
potrafisz coś poradzić na to, jak ludzie na ciebie działają.
Unosząc ciemne brwi,
James spytał:
- Kiedy stałeś się taki
mądry?
- Doświadczenie, stary.
– Zwinął nogi jak precle i przyznał: - Nie jestem pewny, czy Lunatyk docenił
zasypianie z moim łokciem w jego przeponie.
James zmarszczył brwi.
- Skąd wiesz?
- Wspominał, jak było
niewygodnie – powiedział Syriusz, mrużąc oczy w słońcu.
Zanim marszczący brwi
James mógł znaleźć głos, doszedł do nich dźwięk zamykanych tylnich drzwi.
Kręgosłup Syriusza wyprostował się. Remus i pan Potter przemierzali trawnik w
ich kierunku. Remus kiwał głową na coś, co mówił pan Potter. Pan Potter
uśmiechnął się i poklepał ramię Remusa.
Syriusz zobaczył
spojrzenie Jamesa, ale nie potrafił odpowiedzieć, nie z rojem motyli
fruwających w jego brzuchu. Taka sama reakcja; to ciepło wspinające się po jego
szyi, nieregularne bicie serca. Jego ciało najwyraźniej nie obchodziło, czy
Remus zamierza odpowiedzieć tak samo.
Nagle poczuł
współczucie do Jamesa.
- Jak idzie z
zaklęciem?
- Nie idzie –
odpowiedział James, ponieważ Syriusz nie potrafił. Machnął na Remusa. – Kilka
dni snu uczyniło z tobą cuda.
- Pochlebny jak zawsze.
– Rozbawiony uśmiech Remusa złamał się, gdy napotkał spojrzenie Syriusza i
chwilę zajęło Syriuszowi zrozumienie, że na niego patrzy.
- Twoja matka wypuściła
cię wcześnie – powiedział z uśmiechem, wstając i otrzepując palce od trawy. –
Za dobre zachowanie?
- Bez waszej dwójki,
zachowywanie się jest o wiele łatwiejsze. – Dokuczliwy ton absolutnie nie
pomagał motylom Syriusza; Remus nie wydawał się trzymać urazy za niezręczny
kontakt trzy noce temu. Linie wokół jego oczu pogłębiły się na moment i Syriusz
zapomniał, że nie byli sami.
- Powinienem się
obrazić, taak? – James złamał to złudzenie. Remus odwrócił swoje pomarszczone
oczy od Syriusza i spojrzał z dezaprobatą na Jamesa.
- Co z tobą?
- Evans – zastąpił go
Syriusz, gdy James tylko westchnął. Remus i pan Potter identycznie zmarszczyli
czoła.
- Myślałem, że masz
genialny plan zdobycia jej – powiedział Remus.
James skrzywił się.
- Nieco trudny, gdy
kręci się koło Finnegana… ze wszystkich ludzi Puchona.
- Taak – dodał Syriusz,
popierając go. – Czy ona nie wie, że jego uszy są za duże?
Tym razem westchnienie
Jamesa było bardzo samotne.
- Już, już – mruknął
pan Potter, - nie ma powodu, by przewidywać najgorsze. Nawet nie wiesz, czy
Lily jest na poważnie z tym chłopakiem.
- Trzymała go za rękę.
Pan Potter uśmiechnął
się.
- Ja trzymałem za rękę
wiele dziewczyn, zanim chwyciłem twoją matkę. A teraz choć ze mną do środka –
powiedział, oferując synowi ramię. – Popadanie w depresję nie pomoże.
- Ale nie zaszkodzi –
mruknął James, ale pozwolił ojcu, pociągnąć się. Choć nie od razu za nim
poszedł. Zamiast tego odwrócił się do Syriusza i spytał:
- Potrzebujesz z tym
pomocy? – Wskazał na motocykl, ale Syriusz wiedział, że chodzi mu o Remusa.
Syriusz spojrzał na
Remusa, znajdując tą samą ekspresje i ciepło w brązowych oczach; decyzja była
prosta, nawet jeśli przerażająca.
- Dzięki, zadziałamy na
własną rękę – powiedział.
Jedno zezujące oko
Jamesa sprawiło, że się uśmiechnął.
- Bądźcie bardzo
ostrożni, chłopcy – powiedział pan Potter nad głową Jamesa. – Krzyczcie, jeśli
będziecie mięli kłopoty.
- I nie róbcie niczego
genialnego beze mnie – dodał James.
- Nawet o tym nie marz
– powiedział mu Syriusz.
James skinął głową z
wielką powagą. Odwrócił się, poklepał ramię Remusa i ruszył krok w krok obok
ojca. Pan Potter położył mu rękę na ramieniu, gdy szli z powrotem do domu.
- To jest twoja
najnowsza psota, tak? – zapytał Remus, badając motocykl bardziej jak James
wczoraj. Syriusz podążał za jego ruchami, sposobem, w jaki jego koszula
rozciągnęła się na jego plecach, gdy pochylał się, by spojrzeć na różne
mierniki. Remus spojrzał w górę, a Syriusz zamrugał; odchrząknął.
- To motocykl.
Remus uśmiechnął się.
- Wiem. Był na obrazku
w jednym z mugolskich magazynów, które kupiłeś zeszłego lata.
- Och. Prawda –
powiedział Syriusz, zaskoczony, że Remus to zapamiętał.
- Gdzie go dostałeś?
- Buchnąłem z czyjegoś
podwórka.
Brwi Remusa momentalnie
uniosły się w górę.
- Oczywiście, że tego
nie zrobiłem – powiedział Syriusz, uśmiechając się, gdy Remus trącił go łokciem
w bok, by mógł przysiąść na siedzeniu. – Nieco stara pani mi go dała;
powiedziała, że do mnie pasuje. – Remus zmarszczył czoło. – Pomogłem jej
przenieść kilka pudeł, - rozwodził się Syriusz. – Wiesz, że jestem bardzo
uroczy.
- To dlatego nie
zostałeś wydalony – zgodził się Remus z błyszczącymi oczami. – Co zamierzasz z
tym zrobić? Poza używaniem tego jak jakiegoś rodzaju tronu?
- To nie wystarczy? –
Syriusz uśmiechnął się, a Remus przewrócił oczami; nawet krzty wdzięczności. A
Syriusz nie był Gryfonem bez powodu. – Więc dobrze – powiedział, obracając się
i przerzucając nogę nad siedzeniem. – Chcesz się przejechać?
Remus za nim brzmiał na
zduszonego.
- Myślałem, że nie
dopracowaliście zaklęcia latającego? – Skinął niejasno w stronę kuchni, gdy
Syriusz zmarszczył kwestionująco brwi. – Tata Jamesa mi powiedział.
- Technicznie, nie
potrzebuje zaklęcia – wyjaśnił Syrusz. – Działa na benzynie… mugolskiej
energii. Wskakuj, a ci pokażę.
- Ja…
Syriusz ocenił plamy
koloru na policzkach Remusa i zdecydował, że to nie był niesmak i mrugnął.
- Chodź, Remus, trochę
przygody dobrze ci zrobi.
- Miałem dość przygód
na całe życie, dziękuję bardzo – odparował Remus. Jeśli już, jego policzki były
ciemniejsze.
- Więc chodź, bo ja
tego chcę.
Remus otworzył usta,
prawdopodobnie, by przypomnieć Syriuszowi o momentach, gdy robił coś z tego
powodu, ale zamiast tego zapytał:
- Gdzie mam usiąść?
Ignorując przypływ
przyjemności rosnący w nim, Syriusz starał się utrzymać swój uśmieszek pod
kontrolą.
- Odczepiliśmy
przyczepkę. Więc będziesz musiał siąść za mną.
Remus zawahała się
przez pół oddechu, zanim zamknął przestrzeń między nimi. Syriusz wbił w ziemię
nogi, by ustabilizować motocykl. Słyszał szybki oddech Remusa, po czym robił
wszystko, by się nie hiperwentylować, gdy noga Remusa musnęła jego tyłek i
znalazła się za jego udami; tak samo jak druga.
Cholera.
I choć Syriusz był
niemal pewny, że wybuchnąłby, gdyby więcej Remusa było wciśnięte w niego,
siedzenie Remusa było zbyt niepewne.
- Obejmij mnie w talii
– powiedział cicho. Obejrzał się przez ramię, gdy Remus się nie poruszył i
uśmiechnął się na jego skamieniały wyraz twarzy. – Nie gryzę, Luni.
Wyciągnięty z
oszołomienia, Remusa skinął stanowczo i wsunął ręce, owijając je wokół
Syriusza. Ignorując oszałamiający wzrost tempa bicia jego serca, Syriusz
chwycił dłonie Remusa i przyciągnął go, aż Remus przylegał mocno do jego
pleców. Jego oddech połaskotał szyję Syriusza.
- Nie chcę, żebyś spadł
– mruknął.
Jego oddech odwrócił
się przeciwko niemu, gdy ręce Remusa przycisnął go mocniej. Zamykając oczy i
modląc się, że pamięta, jak to robić, Syriusz przekręcił klucz. Silnik ryknął,
a Remus podskoczył za nim, co niemal wyrwało Syriuszowi serce z piersi.
- Cholera…
Wyrywając się z
chwilowej paniki, Syriusz roześmiał się.
- Wybacz… trochę
głośno. Gotowy?
- Tak… - Nerwowe
drżenie nie mogło ukryć wyczekiwania.
Uśmiechając się
szeroko, Syriusz chwycił kierownicę i zawołał przez ramię:
- Nie puszczaj – gdy
kopnął podpórkę pod nimi. Spanikowany krzyk Remusa koło jego ucha mieszał się
ze śmiechem, gdy pędzili w kierunku dróżki.
Ale umysł Syriusza
skupił się na wszystkim, tylko nie na prędkości. Czuł Remusa, jego dłonie
zaplątane w jego koszulkę, palce wbijające się w jego żołądek. Twarz Remusa
była w jego włosach i na moment, Syriusz chciał, by siedzieli odwróceni do
siebie. Tylko że podobało mu się to uczucie; Remus potrzebował go, trzymając go
w taki sposób.
To była ochrona, tylko
nie był pewny, kto tu kogo chroni.
Nic innego nie miało
znaczenie i zdał sobie sprawę, że zawsze czuł się tak, jak teraz, gdy był z
Remusem. Tylko oni istnieli i nie obchodziło go, że jego rodzina go
nienawidziła, że nigdy może nie być kimś więcej niż odrzuconym synem Blacka.
Remus myślał, że może i
to właśnie się liczyło.
Domy i drzewa świstały
obok nich, gdy pędzili zakurzonymi drogami. Remus pochylał się z nim, gdy
naciskał więcej gazu. Remus cieszył
się z tego.
Chcąc więcej, Syriusz
zapytał, a motocykl dotrzymał słowa. Czując się wolnym pierwszy raz od
dłuższego czasu, krzyknął radośnie. Śmiech Remusa wibrował w jego szyi.
- To jest genialne!
Syriusz wyszczerzył
się.
- Będzie nawet lepiej,
gdy pofrunie!
Celowa pauza.
- Pan Potter cię
zabije!
- Wiem!
Ręka postukała go w
brzuch, ale ostrzeżenie sprawiło tylko, że uśmiech Syriusza się poszerzył. Był bardziej zdeterminowany, by sprawić, by
zaklęcie latające działało. Nie ma wątpliwości: nieskończenie lepsze niż
miotła.
Ale gdy tylko
przejechali koło stawu, gdzie James i Syriusz lubili brodzić, przypomniał
sobie, że motocykl miał ograniczenia; zdecydowanie musiał udoskonalić to
zaklęcie.
Nie chciał się
zatrzymać, ale chcąc uniknąć długiej pieszej podróży do domu Potterów, gdy
zabraknie paliwa, Syriusz krzyknął do Remusa kolejne ostrzeżenie, by się
trzymał. Starannie odwrócił kierownicę – lata rdzenia sobie z miotłą. W
następnym momencie nie byli już na drodze i krążyli koło stawu.
Zwolnił, z wyczuciem
czasu, gdy zatrzymali się i motocykl zadławił się tuż koło płaczących wierzb,
które Syriusz uwielbiał, jako dziecko.
- Cholernie
spektakularne – oświadczył, adrenalina wciąż krążyła w nim.
Remus nie od razu
zwolnił uścisk i wydawało się, że próbuje złapać oddech. Zaniepokojony Syriusz,
odwrócił głowę i znieruchomiał, gdy jego policzek musnął policzek Remusa.
- W porządku? – zapytał
cicho.
Remus przytaknął.
- Będzie dobrze… myślę,
że po drodze zgubiłem brzuch.
Syriusz zachichotał.
- Posiedź chwilę. –
Zadrżał, gdy Remus odetchnął.
A potem bardzo powoli,
Remus odwinął palce od koszuli Syriusza, ale nie mógł wstać z siedzenia bez
chwycenia ramienia Syriusza, co zrobił bez wahania. Gdy tylko Remus stał
pewnie, Syriusz zeskoczył.
- Przynajmniej masz
jakiś kolor na policzkach – powiedział, przechylając głowę, by dokładnie
przyjrzeć się zaczerwienionej twarzy Remusa. Remus przyłożył dłoń do policzków.
- Brzmisz jak moja
mama.
- Ćwiczyłem.
- Gdyby wiedziała, że jeździłem
na mugolskim motocyklu, zabiłaby mnie. Albo raczej ciebie.
Machając beztrosko,
Syriusz powiedział:
- Twoi rodzice mnie
uwielbiają. Mówiłem ci, jestem uroczy.
Uśmiech Remusa
powrócił.
- I wcale nie
zarozumiały.
- Zdecydowanie nie. –
Ten uśmiech zamierzał zniszczyć jego zdrowie. Żeby zdekoncentrować samego
siebie, zapytał: - Ale matki na bok, jest spektakularny, co nie?
- Bardzo.
Syriusz uśmiechnął się
promiennie.
Chichocząc Remus
wskazał na motocykl.
- Pan Potter naprawdę
cię zabije, jeśli rzucisz na niego zaklęcie latające. Zakładam, że już miałeś
niezłe kłopoty za incydent z animagią?
- Nie ogromne. Zamknął
nasze miotły.
- To wszystko?
- Nie wystarczy? –
drażnił Syriusz. Remus odwrócił się z powrotem do niego ze śmiechem w oczach.
Jednak spoważniał i pokręcił głową.
- Przepraszam za to…
- Ostatnio lubisz
przepraszać.
Remus zacisnął wargi.
Nie wiedząc, co sprawi wzięcie takiej taktyki, Syriusz i tak kontynuował
udawanie nonszalancji.
- Najpierw za zaśnięcie
na mnie, a teraz za incydent z ani magią, z czego nic nie było naprawdę twoją
winą.
- Cóż… - Remus zrobił
nieokreślony gest; jego policzki znowu zaczerwieniły się, a Syriusz uznał, że
raczej cieszy się widząc speszonego Remusa. Chciał więcej.
Tylko mała zmiana w
jego postawie i między nimi było bardzo mało miejsca.
- Oczywiście, jeśli nie…
- powiedział cicho, - chciałeś zasnąć w moim łóżku.
- Ja… - teraz Remus był
ciemnoczerwony, a jego były oszołomione, gdy się w niego wpatrywał. – Nie… -
wyjąkał w końcu, -… oczywiście, że nie.
- Naprawdę myślisz, że
było niezręcznie? – Syriusz usłyszał jak pyta, jakby jego mózg i usta już nie
były połączone, ale gdy tylko słowa się wydostały, nie chciał ich cofnąć.
- Ja… - A potem Remus
wyprostował się, ale jego głos zabrzmiał jak pisk, - A ty?
Pytanie za pytanie.
Dość tego.
- Nie.
Ulga i szok nie powinny
mieszać się tak dobrze, ale Remusowi się to udało. Był przerażająco blisko, za
blisko.
Albo nie wystarczająco
blisko.
Odzyskując głos i decydując
nie być zawstydzonym, Syriusz mruknął:
- Chciałbym spróbować
czegoś…
Jeszcze jedne krok i
się dotykali. Serce Syriusza biło tak szybko, że był pewny, że Remus może je
usłyszeć.
Ale kiedy otoczył
ramionami Remusa, Remus wziął drżący oddech, a Syriusza dłużej nie obchodziło,
jak wiele zdradzał. Pociągnął Remusa i zażądał tego pocałunku.
Koniec.
*Nie wiedziałam, jak to
inaczej nazwać, moja wyobraźnia poległa (ang. Homorphous Charm)