Po bardzo krótkim czasie, Ron już chrapał w dalekim
łóżku, ale Harry nie potrafił zasnąć. Nie znosił kłamać opiekunowi, ale gorsze
od tego byłoby, gdyby zawiódł mężczyznę. Profesor zrobił wszystko, co obiecał,
będąc lepszym opiekunem, niż Harry kiedykolwiek marzył, ale Harry nadal
nawalał. To nie tak, że jego profesor umieścił na nim ogromne brzemię; jedyne,
co musiał to zachowywać się i nie robić głupich rzeczy, ale nie mógł sobie z
tym poradzić. Może Dursleyowie mieli rację, nazywając go bezwartościowym dziw…
Harry powstrzymał się i spojrzał nerwowo na wyjście.
Jego opiekun jeszcze nigdy nie spełnił groźby, że umyje
mu usta mydłem, ale Harry zorientował się, że to nie jest najlepszy moment, by
kusić mężczyznę. Reszta piekącego ciepła już dawno opuściła jego tyłek, ale
siła dwóch klapsów dała mu jasno do zrozumienia, że jego profesor był naprawdę
przerażony. Harry nie chciał, by był jeszcze o coś zły tego wieczora, jednak nie
mógł nic na to poradzić.
Harry westchnął. Jego profesor nie zasłużył na tak
kłopotliwego podopiecznego. Harry powinien próbować pomagać mężczyźnie, a nie
robić rzeczy, które denerwowały kadrę i nierozsądnie straszyły jego profesora.
Dursleyowie powiedzieli, że jest bezwartościowy; co jeśli mięli rację?
Myślenie o Dursleyach sprawiło, że Harry poczuł się
gorzej. Tak wiele zawdzięczał profesorowi, więcej, niż człowiek mógłby zrobić.
Wcześniej nikt nigdy nie martwił się o Harry’ego lub podkreślał, że jego życie
jest cokolwiek warte. Nikt nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby być dobrą osobą,
a co dopiero, że chce robić dobre
rzeczy. Wuj Vernon często mawiał:
- Pieczący tyłek nauczy cię, by nie być tak dziwacznym,
chłopcze! – A potem upewniał się, że tyłek Harry’ego nie był tylko ciepły, ale spalony. Leżąc na brzuchu na cienkim
materacu pod schodami, tłumiąc płacz, gdy delikatnie potarł piekący tyłek,
Harry często zastanawiał się, ile razy będzie musiał znosić takie traktowanie,
zanim dziwactwo zostanie z niego wybite. Ponieważ nigdy naprawdę nie dowiedział
się, jak robił te dziwaczne czynności, które doprowadzały do najgorszych
cięgów, Harry nie mógł zrobić nic więcej oprócz próbowania ukojenia ukaranej
skóry i mieć nadzieję, że w końcu bicie wygna z niego dziwaczność.
Och, profesor groził i karcił go jak szalony i nawet
realizował kary, kiedy było to konieczne – jak dzisiaj, - ale nigdy nie miał
tego pełnego satysfakcji spojrzenia, które mięli Dursleyowie, kiedy uderzyli
tyłek Harry’ego szczotką do włosów albo zamknęli go do komórki. Nie cieszyli
się tak bardzo z powodu tego, że ranili Harry’ego (cóż, poza Dudleyem), ale
bardziej dlatego, że czuli się szlachetnie, że dali mu bolesną i/lub
nieprzyjemną lekcję. Przełożony przez kolana ciotki lub wuja, patrząc w dywan i
jęcząc, gdy straszne ukłucie zakwitło na jego tyłku, zawsze modlił się o kogoś,
kto nie karałby go, by mu udowodnić, jak był zepsuty, ale pomóc mu przypomnieć
sobie, że naprawdę był lepszą osobą, niż jego zachowanie to sugerowało.
Vernon i Petunia zawsze karały go z ponurą pewnością, że
ich wysiłki są po części daremne; Harry był przeznaczony do tego, że marnie
skończy i choć mogli być w stanie opóźnić nieuniknione przez srogie lanie,
finał i tak pozostanie taki sam. To nadawało jakiś straszny rodzaj przekonania
ich klapsom i ponurą satysfakcję w ich zdecydowanych uderzeniach. Wykonywali
swoje obowiązki, ale los Harry’ego był przesądzony.
Natomiast profesor Snape oczekiwał od Harry’ego Wielkich
Rzeczy, w tym (ale nie wyłącznie) dobrych ocen, doskonałego pisania referatów i
stale rosnącej magicznej wiedzy. Kiedy karcił Harry’ego albo – niechętnie, -
karał, wyraźnie dawał do zrozumienia, że robi to, ponieważ czuje, że Harry nie
spełniał oczekiwań, co do jego potencjału. Harry nigdy wcześniej nie usłyszał, że
ma jakikolwiek potencjał poza wyrośnięciem na pijanego darmozjada i był
zdeterminowany udowodnić Snape’owi, że ma rację, a swoim krewnym, że się
mylili. Również desperacko chciał być dobrym podopiecznym i nie dawać Snape’owi
żadnego powodu do żałowania tego, że zaakceptował rolę opiekuna.
A jednak, pomimo dobrych intencji, po raz kolejny
nawalił.
Harry pociągnął nosem. Nie znosił denerwować profesora,
ani dzisiaj, ani nigdy. Próbował tylko nie popsuć Halloween profesora Snape’a,
a mimo to, co zrobił? Zniszczył święto całej kadry, ryzykował życie swoich
najlepszych przyjaciół, przez niego Ron dostał lanie za kłamstwo, niemal został
pobity na śmierć przez trolla… Harry spróbował zagłuszyć płacz. Nie ważne, jak
bardzo się starał, wydawało się, że nie mógł trzymać się z dala od kłopotów, a
starając się tak bardzo, bardzo mocno, nie być ciężarem, tylko wszystko
dziesięć razy pogorszył.
^^^
Po ukaraniu chłopców, Snape wyszedł z pokoju Harry’ego i
ruszył prosto do swojego składziku. Po wypiciu dwóch Eliksirów Uspokajających w
krutkim czasie, w końcu poczuł się tak, jak zwykle. Co za okropny bachor! Czy
on próbował się zabić? A potem,
praktycznie powodując u Snape’a zawał serca, wyzdrowiał w mgnieniu oka – do
momentu, gdy on i ta ruda zmora, która przykleiła
się do Snape’a, chichotali zamiast
blednąć ze strachu na wieść o nadchodzącej karze!
A potem musiał leczyć tyłek Weasleya i – ponieważ nikt
inny by tego nie zrobił, - zorganizować małemu smarkaczowi funkcjonującą
różdżkę… Czy te upokorzenia nigdy się nie skończą? Nie pozwoliłby przyjacielowi
Harry’ego tułać się bez broni, nie po tym, jak podsłuchał, jak Hermiona mówi
Minervie, że Harry zachęcał pozostałą dwójkę do ucieczki, podczas gdy on zajmie
trolla w desperackiej walce.
Troll. Jedenastoletni bachor był gotów wyzwać do walki
dorosłego TROLLA w obronie własnych przyjaciół. Czy ktoś jeszcze się
zastanawia, dlaczego nie chciał pozwolić Weasleyowi łazić bez różdżki? Kiedy
rozbudowane poszczucie opiekuńczości Harry’ego było tak nadaktywne?
Dlaczego w ogóle Snape został obciążony najmłodszym
chłopakiem Weasleyów? McGonagall nigdy
nie powinna powierzać nie tylko jednego, ale dwóch cennych lwów Nietoperzowi z
Lochów, chyba że – tak jak te małe szczeniaki, - uznała, że nie ma się czym
martwić. Wiedział, że to się może stać. Jego reputacja była zszargana i ta w
klasie również będzie, gdy tylko nie będzie nic, co powstrzyma niebezpiecznych
wybryków kretyńskich uczniów.
Uśmiechnął się złośliwie, gdy przypomniał sobie minę
bachora Weasleyów, kiedy usłyszał, że ma zakaz na słodycze przez cały tydzień.
Hmmm. Być może to wystarczy, by się upewnić, że rudzielec nadal będzie o nim
myślał „tłusty głupek”.
Co dziwne, odebranie ukochanej miotły Harry’ego nie było
aż tak satysfakcjonujące, jak oczekiwał. Rzeczywiście poczuł bardzo dziwne
ukłucie, gdy mina Harry’ego zrzedła. To pewnie tylko konsekwencja jego
wcześniejszego spanikowanego biegu przez zamek – opóźnione tętno, czy coś
takiego. Przecież to nie tak, że nie zasługiwał na to tak, jak zasłużył na te
klapsy.
Snape poruszył się niespokojnie, gdy pomyślał o
uderzeniach. Tak, chłopak zarobił na te klapsy – Harry dobrze wiedział, że
złamał zasady, a książki były jednogłośne na temat jednolitych konsekwencji, -
ale Snape nie zamierzał bić bachora tak mocno. Był zwyczajnie przerażony tym,
na jakie niebezpieczeństwo mały potwór nieuważnie się naraził… Severus
zastanawiał się, czy powinien wkraść się do pokoju chłopaka i zaaplikować mu
jakiś balsam na siniaki na tyłek, kiedy spał. Z Weasleyem było niewątpliwie w
porządku, ale Harry był taki chudy… A tak surowo uderzając z pewnością
dodatkowo podkopał jego poczucie bezpieczeństwa. Czyż nie obiecał chłopcu, że
nie uderzy go tak mocno, by zranić? A potem natychmiast odwrócił się i złamał
słowo.
Potrząsnął głową. Albus był szalony. Nie miał szans tego
zrobić. Dumbledore będzie musiał znaleźć nowego opiekuna. Kogoś, kto potrafiłby
kontrolować swój temperament i nie powodowałby u chłopca kolejnego urazu.
Severus podniósł się na nogi, zdecydowany, by sprawdzić,
co z bachorem. Jeśli dzieciak zasnął – bez wątpienia domagając się od siebie
snu, - od razu zafiuka do Albusa. Jeśli Potter nadal nie śpi, zmusi go do
przyjęcia mieszanki mikstur leczniczych i Eliksiru Słodkiego Snu, a potem
skontaktuje się z dyrektorem.
Ledwie wszedł do pokoju, potwierdziły się jego najgorsze
obawy. Weasley leżał na łóżku, chrapiąc głośno, podczas gdy Harry wypłakiwał
się niemal bezgłośnie w poduszkę. Czując miażdżący ciężar winy osiadający na
jego ramionach, Snape podszedł do chłopca i poklepał go po plecach.
Harry wzdrygnął się gwałtownie, a Snape przeklął na to,
co zinterpretował jako skulenie się ze strachu.
- Chodź ze mną, Potter – wyszeptał. – Obudzisz Weasleya.
Harry pociągnął nosem i zsunął się niechętnie z łóżka.
Jak mógł spojrzeć profesorowi Snape’owi w twarz po tym wszystkim, co zrobił?
Jego profesor był dla niego taki dobry, nawet sprawdził, by się upewnić, że
potrafi zasnąć! Harry poczuł głęboki wstyd przez swoje kłamstwo.
- Siądź tu, Potter – nakazał Snape, gdy tylko weszli do
salonu. – Zaraz podam ci eliksir.
Harry spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie potrzebuję go – stwierdził, przecierając rękawem
oczy.
Snape prychnął.
- Użyj chusteczki, niewychowany dzieciaku! – Przywołał
jedną i podał mu ją.
Harry zatrąbił na nosie i wytarł się.
- Przepraszam – wymamrotał. – Ale nie potrzebuję
eliksiru.
- Jeśli nie możesz spać, bo jesteś przestraszony lub
obolały to zdecydowanie musisz przyjąć eliksir, głupi bachorze! – odparł Snape,
ukrywając poczucie winy za gniewnym tonem.
Harry był zdezorientowany. Dlaczego profesor miałby
myśleć, że jest przestraszony lub obolały?
- Ale ja nie jestem.
- Ah, tak? Więc dlaczego szlochałeś w poduszkę? – zapytał
Snape.
Harry zarumienił się.
- Nie szlochałem
– bronił się.
- Nadal oczywiście jesteś przemęczony przez dzisiejsze
wydarzenia – oświadczył Snape. – Jeśli czujesz zbyt wielki ból, by siedzieć,
połóż się na brzuchu na kanapie, a ja…
- Zbyt wielki ból? – powtórzył Harry tępo. – Dlaczego
miałbym… och. Nie, wszystko gra. Nie uderzył pan aż tak mocno. Znaczy, tak,
tyłek mnie trochę piekł, ale teraz już jest okej.
- Nie jest w porządku, a ja nie doceniam bycia
okłamywanym. Jesteś czymś wyraźnie zdenerwowany – skrzywił się Snape. – O co
chodzi?
Harry spuścił wzrok, a jego oczy ponownie napełniły się
łzami. Profesor był dla niego taki miły! Nie zasługiwał na to.
- Potter! – Pomimo wściekłego tonu Mistrza Eliksirów,
palce, które uniosły podbródek Harry’ego były łagodne. – Powiesz mi, co się
dzieje w tej chwili albo będziesz głęboko żałował swojej bezkompromisowości.
Harry pociągnął nosem i uśmiechnął się jednocześnie. Czuł
się tak dobrze, mając kogoś, kto się o niego troszczył i całe to żołądkowanie
się i wściekanie profesora nie mogło ukryć oczywistego niepokoju.
- Przepraszam.
- A za co w szczególności? Jest wiele rzeczy, do których
możesz się odwoływać, więc musisz być bardziej konkretny – wycedził Snape, ale
jego czoło nadal było pomarszczone z niepokoju.
Harry czuł gromadzące się łzy.
- Wszystko schrzaniłem – wykrztusił. – Nie chciałem po
prostu rujnować pana dnia i próbowałem się upewnić, że tego nie zrobię, ale w
końcu i tak wszystko zrujnowałem!
Snape westchnął głośno. Dlaczego dzieci były tak
emocjonalnymi małymi kreaturami? Wciągnął Harry’ego na kanapę i usiadł,
owijając jedną rękę wokół ramion chłopaka – tylko po to, by się upewnić, że
potwór nie ucieknie, zapewnił się.
- O czym ty mówisz? – zapytał gniewnie. – Tylko dlatego,
że zgodziłeś się towarzyszyć pannie Granger do biblioteki, gdy ona nie chciała
uczestniczyć w uczcie, nie oznacza…
- To nie było tak! – wypalił Harry. – Ona poszła ze mną. To był mój pomysł. Nie chciała żebym był całkiem sam, a
ponieważ naprawdę nie miała ochoty
iść na ucztę, nie było to dla niej trudne.
Wściekłe spojrzenie Snape’a było naprawdę przerażające.
- Skłamałeś?
Harry oklapł.
- Yhym – wyszeptał. – Znaczy, dokładnie to nie skłamałem.
Po prostu nic nie powiedziałem, gdy Hermiona… eee… dała panu mylne wrażenie.
- Naprawdę sobie wyobrażasz, że jest to różnica, którą
zaakceptuję? – zapytał Snape.
- Nie, proszę pana. – Harry spojrzał na swoje bose stopy.
Snape podążył za jego wzrokiem i wydał z siebie
nieartykułowane parsknięcie frustracji, po czym przywołał nowe kapcie Harry’ego
z baraniej skóry.
- Głupi dzieciaku! Chcesz złapać śmiertelne
przeziębienie? Musisz nosić kapcie w lochach!
Harry skrył uśmiech. Tak, to był jego profesor. Nawet gdy
Harry właśnie został złapany na wielkim kłamstwie, profesor Snape nadal
bardziej martwił się o jego zdrowie niż był zły za zachowanie.
- Przepraszam.
- Jeszcze będziesz przepraszał, Potter – warknął
profesor. – Nie będę tolerował kłamstwa. W tym przypadku, być może bardziej
zawiniła panna Granger, a zatem otrzyma bardziej surową karę, ale ty…
Harry przerwał mu z sapnięciem czystego przerażenia.
- Nie! Proszę, profesorze! To nie była jej wina… tylko
próbowała mi pomóc. Proszę jej nie karać. Naprawdę, to wszystko moja wina!
Snape zmierzył zrozpaczonego młodzika wzrokiem, a jego
umysł skrzętnie pracował.
- Hymmm. Dobrze, panie Potter. Potargujmy się. Tym razem
nie ukarzę panny Granger za to przewinienie. – Harry osunął się z ulgą. –
Jednakże, jeśli kiedykolwiek dowiem się, że mnie okłamałeś – odnośnie
czegokolwiek, - nie tylko ukarzę cię za łganie, ale również ukarzę pannę
Granger i obiecuję, że dotkliwość jej kary będzie niedościgniona w historii
Hogwartu. – Widzisz? Nie tylko te małe
bachory potrafią być melodramatyczne.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się, ale przytaknął z ulgą.
- Dobrze, proszę pana. Dziękuję. – Zawahał się. – Czy…
czy to znaczy, że muszę mówić panu o wszystkim?
Snape spierał się ze sobą przez moment, ale w końcu zdecydował
się być rozsądny.
- Nie. Możesz grzecznie odmówić odpowiedzi na pytanie,
ale nie możesz kłamać. Zrozumiano?
- Tak, proszę pana.
- Więc możemy uważać tę sprawę za zamkniętą… póki co.
Harry uniósł gwałtownie głowę. A co z jego karą? Jego profesor obiecał nie
karać Hermiony za kłamstwo, ale co z jego
kłamstwem? Harry przygryzł na moment wargę, zastanawiając się, czy powinien
wytknąć mężczyźnie zaniedbanie, ale w końcu postanowił siedzieć cicho. To nie
tak, że chciał uniknąć zasłużonej kary, ale wiedział, że jego profesor nie
lubił wytykania błędów. Może dla obu będzie lepiej, jeśli zignoruje pominięcie?
Snape odetchnął w duchu. Twarz bachora była obrzydliwie
łatwa do odczytania, ale okazało się, że w końcu rozwinął w sobie instynkt
samozachowawczy i nie zamierzał upominać się o wciąż zasłużoną karę. Zadowolony
z dowodu na ślizgońskie cechy bachora, zacisnął bezwiednie dłoń na ramieniu
chłopaka.
Harry z wdzięcznością pochylił się do uścisku. Był takim
szczęściarzem. Jak wiele dzieciaków miało tak wyrozumiałych opiekunów?
- W porządku, panie Potter – powiedział w końcu Snape. –
Ale dlaczego nie chciałeś iść na ucztę? Teraz już ustaliliśmy, że to ty
zdecydowałeś się ją opuścić. Chcę wiedzieć, dlaczego… i ma to być prawda!
Harry wtulił się mocniej w mężczyznę.
- Zwyczajnie nie chciałem iść na dużą imprezę. Nie
dzisiaj.
Snape spojrzał na niego zaciekawiony.
- Dlaczego nie? Nie oczekuj, że uwierzę, że panna Granger
przekonała cię do porzucenia lizaków i czekolady, choć mogłoby to być
wspaniałe.
Harry skrzywił się.
- Nie! Ale, no…
- Prawda, Potter – pouczył Snape.
- Hermiona dała mi książkę o Vold… Nim. A w niej było napisane, że moi rodzice umarli w Halloween.
Więc ja… po prostu nie sądziłem, że to dobry dzień na pójście na ucztę. – Harry
zaryzykował spojrzenie na profesora, błędnie odczytując zastygniętą w bezruchu
twarz mężczyzny i wpadając w panikę. – Ale nie chciałem zniszczyć jej nikomu
innemu! Wiem, że wszyscy uwielbiają ucztę i pan musi pilnować Ślizgonów, i to
dlatego niczego nie powiedziałem, bo nie chciałem, by ktoś był zdenerwowany lub
by robił zamieszanie. – Ramiona Harry’ego opadły. – Ale tak się stało, bo nie
umiem nic zrobić dobrze. Przepraszam.
- Nie bądź głupi! – skarcił go automatycznie Snape, ale w
duszy miotał się w szoku. Przed chwilą uderzył, pouczył i ukarał dziecko za
chęć szanowania dnia śmierci jego rodziców. Ponieważ był zbyt nieuważnym
opiekunem, by połączyć dzień z rocznicą morderstwa Potterów, to udręczone małe
dziecko znalazło się w niemożliwej sytuacji i musiało kłamać i wymknąć się, aby
nie być zmuszonym do wzięcia udziału w święcie. Severus nawet planował
zaangażować go w swój coroczny rytuał zapalania świecy ku pamięci Lily, zanim
pójdzie do łóżka, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, by porozmawiać o tym dniu
z dzieckiem Lily.
- Przepraszam – powtórzył Harry, a łzy ponownie popłynęły
po jego policzkach. – Nie powinienem opuszczać uczty. To nie tak, że chociaż
pamiętam rodziców, a pan jest świetny. Ale po prostu pomyślałem, że w tym roku
mógłbym pomyśleć o tym, jak… jakby to było, gdyby… - urwał, szlochając. Teraz
profesor Snape naprawdę znienawidzi go za bycie niewdzięcznym małym dziwakiem,
ale on zwyczajnie czuł się tak bezpiecznie w Hogwarcie, i tak lubił bycie
częścią czarodziejskiego społeczeństwa i uwielbiał dowiadywać się o rodzicach,
którzy byli tu uczniami i miał teraz sweter swojej mamy… Pierwszy raz czuł, że
są dla niego rzeczywiści i pomyślał, że byłoby miło, gdyby spędził trochę
czasu, myśląc o nich. Ale zamiast tego skłamał, sprowadził na wszystkich
kłopoty, niemal został zabity i teraz profesor będzie zakładać, że ponieważ
Harry tęskni za rodzicami, Snape nie podoba mu się jako opiekun.
Snape wyrwał się z mentalnego samobiczowania. Jak zwykle,
musiał zignorować swoje własne potrzeby i skupić się czyichś – w tym wypadku,
histeryzującego bachora.
- W porządku, Potter. Cicho. Już cicho. – Niezgrabnie
poklepał chude ramiona chłopaka, powodując tym więcej łez i smarków.
Minęło kilka dobrych minut zanim Harry dał się przekonać,
że Snape nie był na niego wściekły, nie nienawidzi go, nie jest smutny, nie
chce zaprzestać bycia jego opiekunek i rozumie niechęć Harry’ego do
uczestnictwa w uczcie. Dopiero wtedy Harry uspokoił się na tyle, by myśleć w
miarę spójnie.
Snape wyrzucił zmoczoną chusteczkę i przywołał świeżą.
- Jak sobie wyobrażałeś uczczenie pamięci swoich
rodziców? – zapytał cicho.
Harry pociągnął nosem w nową chusteczkę.
- Nie byłem pewny. Naprawdę nie wiem o nich wiele, a
książka Hermiony nie mówiła wiele więcej.
-Hymm. – Snape nie lubił być uznawanym za troskliwego,
ale nie był bez serca. Oderwał się od Harry’ego – właściwie, w jaki sposób bachor znalazł się na moich kolanach? – i
podszedł do kominka. – Minervo, przyjdź tu, proszę – rozkazał, gdy tylko
starsza czarownica zamrugała sennie w jego stronę.
Chwilę później, czarownica stała w jego ogniu, wiążąc
pasek na swojej szacie w szkocką kratę i przyglądając się czarodziejom z
zaciśniętymi ustami.
- Co to ma znaczyć, Severusie? Masz pojęcie, która
godzina?
Harry patrzył na to przerażony. Dlaczego profesor
sprowadził tu jego Opiekunkę Domu? Chciał wyrzucić Harry’ego? Domagać się, by
wzięła go natychmiast do Wieży, wyjaśniając, że niewdzięczni podopieczni nie
mogą spać w jego kwaterach?
Snape wziął ją na bok, podczas gdy Harry czekał z
niepokojem i napięciem.
- Jesteśmy idiotami – powiedział, marszcząc brwi.
Minerva uniosła swoje.
- Och, przepraszam bardzo!
- Który dzisiaj jest, Minervo? Data?
- Oczywiście, że jest Halloween. 31października. Co…
- A co się stało tego dnia w Dolinie Godryka?
Minerva sapnęła, gdy zrozumiała, o co mu chodzi.
- Och, mój boże!
- To dlatego nie chciał uczestniczyć w uczcie, ale nie
zamierzał nikomu powiedzieć, bo się bał, że popsuje komuś radość z uroczystości
– Głos Snape’a był szyderczy, ale Minerva dostrzegła cierpienie skrywane za
wściekłym tonem.
- Och, mój drogi. – Położyła dłoń na jego ramieniu. – Czy
wszystko gra?
- Ze mną?! – Severus spojrzał na nią. – Straciłaś rozum?
To nie o mnie powinnaś się martwić tylko o swoje cenne lwiątko. To on przeżył
dzisiaj coś traumatycznego – najpierw przez trolla, a potem przeze mnie.
Minerva zerknęła na kanapę. Harry obserwował ich nerwowo,
ale nie przegapiła tego, że był wygodnie rozwalony na poduszkach, ciasno
owinięty w nowy szlafrok, miał na nogach kapcie i zdawał się bardziej martwić o
swojego opiekuna niż o cokolwiek innego.
- Nie wygląda, jakby był w szoku – zauważyła.
Spojrzał na nią z wściekłością. Zidiociali Gryfoni!
- To, że – przed chwilką – w końcu przestał płakać,
lamentować i chować się za meblami, nie oznacza, że jest z nim w porządku –
warknął. – Wcześniej byłem dla niego bardzo ostry.
Minerva wzruszyła lekko ramionami.
- Severusie, jakkolwiek zrozumiała jest jego motywacja,
dzieciak skłamał i celowo opuścił ucztę bez zezwolenia. Zrobił też bardzo
głupio, gdy dowiedział się, że troll chodzi sobie po zamku i niemal dał się
zabić. Harry doskonale wie, że zasłużył na karę za swoje działania.
Snape zacisnął zęby na objaw niewrażliwości wiedźmy.
- Minervo! Dałem mu klapsa! I zabrałem na tydzień miotłę!
- I dobrze! – powiedziała energicznie. – Dzięki temu w
przyszłości pomyśli dwa razy zanim tak źle się zachowa. Mam nadzieję, że dałeś
podobną karę panu Weasleyowi?
Snape spojrzał na nią zbyt oszołomiony, by zrobić coś
oprócz skinięcia głową.
- Żadnych deserów przez tydzień.
McGonagall uniosła brew.
- Jesteś zły,
Severusie. Jestem pewna, że pan Weasley na długo zapamięta tę karę. Zanim wyjdę
powinnam prosić cię o jakieś sugestię odnośnie panny Granger. Ale póki co,
pytam się, dlaczego tu jestem? Tylko po to, żebyś mógł wyznać swoje
wyimaginowane złe uczynki?
Zgryźliwe pytanie pomogło Snape’owi wrócić do równowagi.
Spiorunował ją wzrokiem.
- Poprosiłem, żebyś tu przyszła, by powiedzieć Har…
Potterowi o jego rodzicach. Ci jego morsopodobni krewni opowiedzieli mu tylko
kłamstwa, a ja raczej nie jestem dobrą osobą do częstowania chłopaka, eee,
bachora, gryfońskimi wspomnieniami. Jednak, takie działanie wydaje mi się
dobrym sposobem na uczczenie ich pamięci. Kto
sobie wyobrażał, że Severus Snape jest tak sentymentalny?
- Wspaniale. Panie Potter – powiedziała, odwracając się
do chłopca z uśmiechem, - twój opiekun powiedział mi, że chciałbyś upamiętnić
śmierć swoich rodziców poprzez wysłuchanie kilku opowieści o ich czasach
szkolnych.
Harry przeniósł oczy na Snape’a z wyrazem zdumienia na
twarzy, który szybko zmienił się w uwielbienie. Snape zakaszlał, zaczerwienił
się i patrzył wszędzie tylko nie na uśmiechającą się złośliwie McGonagall.
Nagle Harry zorientował się, że nie odpowiedział swojej Opiekunce i szybko
odwrócił się do niej.
- Tak, proszę pani. Proszę?
- Bardzo dobrze. Jak może wiesz, twoi oboje rodzice byli
w moim Domu. Będę szczęśliwa mogąc podzielić się z tobą kilkoma wspomnieniami,
i oczywiście twój opiekun też może. Wiesz, że znał twoją matkę, nawet zanim
przybyli do Hogwartu?
Harry ponownie spojrzał na Severusa i uśmiechnął się.
- Tak, proszę pani. Pamiętam, jak dyrektor kilka tygodni
temu mówił o tym reporterce. – Urwał, gdy uderzyła w niego pewna myśl. – Ale
proszę, dzisiaj bez smutnych opowieści, dobrze? – poprosił, drżącym głosem.
Minerva zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
Snape usiadł spokojnie obok chłopca i wyjaśnił równym
głosem.
- Potter odnosi się do faktu, że dzisiejszego wieczora
wolałby nie słyszeć o przykładach niedojrzałego zachowania jego ojca, jak
również o jego skłonnościach do znęcania się nad słabszymi. Niech się pan nie
martwi, panie Potter, jestem pewny, że profesor McGonagall nie będzie miała trudności
ze znalezieniem przyjemnych historii.
W tym momencie profesor McGonagall jednak dostrzegła, że
miała trudność, by nie zemdleć z czystego niedowierzania. Czy to naprawdę był
Severus Snape, mężczyzna, który bez dwóch zdań mógłby wygrać Turniej Trójmagiczny,
gdyby jednym z zadań było Żywienie Urazy? Minerva już dawno pogodziła się z
wiedzą, że Severus nigdy nie będzie w stanie prowadzić cywilizowanej rozmowy o
Jamesie Potterze; wściekłość i nienawiść, z jaką Huncwot traktował go w czasach
szkolnych była w nim zbyt głęboko zakorzeniona. A jednak nagle teraz rozmawiał
o nim spokojnym tonem i nic nie wskazywało na to, że tak jak w ciągu dekady
będzie się burzyć tak, jak za każdym razem, gdy zostało wymienione imię Jamesa.
Spojrzała na Harry’ego, który tulił się do Snape’a ze
spojrzeniem pełnym czci na twarzy. Mistrz Eliksirów powarkiwał i krzywił się w
stronę chłopaka, mimo że jego ręce delikatnie przyciągnęły Harry’ego do jego
boku i poprawiały szatę. Minerva zamrugała, starając się uwierzyć w to, co widziała.
Wiedziała, że sztywne poczucie honoru Snape’a – gdy tylko łuski opadną z jego
oczu, - zapewni ochronę dla chłopca i będzie traktował go z pedantyczną
ostrożnością. Była pewna, że dobrze zadba o fizyczne potrzeby Harry’ego, choć
zakładała, że chłód Severusa i zimny sposób bycia spowodują powstanie między
nimi bariery. Ani przez moment nie brała pod uwagę tego, że Severus może
skorzystać z tej relacji.
Jednak tuż przed nią był dowód: Severus naprawdę próbował
pokazać szczere uczucie, którym darzy chłopaka i nawet fakt, że zaprosił ją do
swoich prywatnych kwater był ogromnym przełomem dla mężczyzny uwielbiającego prywatność.
Nigdy nie myślała, że zobaczy Severusa tak… spokojnego. Wydawało się, że cała gniew i gorycz zostały
przytłumione. Och, nadal był zgryźliwy i kąśliwy, odeszła ta krawędź brzytwy,
która tak często raniła go oraz wszystkich dookoła. Fakt, że potrafił
potwierdzić to, jak traktowali go Huncwoci bez syczenia oraz wybuchu złości był
jasnym dowodem.
Minerva usiadła po drugiej stronie kanapy zajmowanej
przez Harry’ego.
- Może chcesz usłyszeć, jak twoja matka zdecydowała się
zabrać z mugolskiego świata ubezpieczenia dla skrzatów domowych. Znasz
mugolskie cukierki nazywane „pixy stix”?
Kilka godzin później Harry, całkowicie wiotki i głęboko
śpiący, był przewieszony przez kolana profesora. Profesorowie opowiadali mu
historię za historią, malując wspaniale zróżnicowany obraz dwójki młodych
ludzi, wesołych, bystrych i uwielbiających zabawę. Zasnął z uśmiechem na
ustach, czując, że jest bezpieczny i kochany, gdy tak leżał na opiekunie i
słuchał głębokiego głosu mężczyzny odbijającego się w jego klatce piersiowej.
- Wielkie nieba – westchnęła McGonagall. – Myślałam, że
nigdy nie zaśnie. Nie mogłeś podsunąć mu trochę Bezsennego Snu?
Snape spojrzał na nią groźnie.
- Nie będę mu podawał leków dla własnej wygody –
powiedział urażony.
McGonagall zaśmiała się miękko.
- O jejku, Severusie. Tak łatwo cię rozdrażnić.
Prychnął z oburzeniem. Głupi Gryfoni. Kto może liczyć na
zrozumienie ich poczucia humoru?
- W porządku, Severusie, zanim wyjdę, powiedz mi, jak
ukarałeś moje dwa lwiątka, żebym mogła upewnić się, że się do nich stosują.
- Przez tydzień będą pod ścisłą kontrolą i muszą napisać
esej na trzy stopy o błędach, które zrobili, decydując się na opuszczenie
biblioteki. Ponadto, jak już wiesz, oboje w tym czasie mają szlaban na ich
ulubione czynności.
McGonagall skinęła głową.
- Doskonale.
- A jaką pokutę wyznaczyłaś pannie Granger?
- Żadną. – Na widok zszokowanego wyrazu twarzy Snape’a,
McGonagall wyjaśniła. – Zabrałam ją do Poppy, by uleczyła jej nadgarstek i
podała pannie Granger pół dawki eliksiru Bezsennego Snu. Nie miało sensu
karcenie dziecka, które jest zbyt oszołomione, by słuchać. Powiedziałam pannie
Granger, że rano omówię z nią karę – uważam, że kilka godzin zamartwiania się o
karę jest najbardziej efektywną formą tortury.
Snape spojrzał na nią z podziwem. Nie zdawał sobie sprawy
z tego, że McGonagall potrafi być tak złośliwa.
- Imponujące.
Posłała mu koci uśmieszek.
- Dziękuję. Wyznaczę jej tą samą kontrolę i esej, co ty
chłopcom, ale nie jestem pewna, co ze szlabanem na ulubioną czynność. Mimo
wszystko, jej ulubioną rozrywką są takie rzeczy, do których nie chciałabym jej
zrazić. Powinnam zabronić jej chodzić do biblioteki? A może uczestniczyć w zajęciach?
Harry wymamrotał coś przez sen i chwycił się szaty
Snape’a. Oczy McGonagall zalśniły, gdy zobaczyła, jak Severus chwyta i uspokaja
dzieciaka, ale zdołała się powstrzymać od komentarza.
- Jakieś sugestie?
Snape pomyślał przez chwilę, gdy przypomniał sobie
rozmowę sprzed kilku tygodni.
- A co powiesz na to, by zamiast zabronić jej jakiejś
czynności, zmusić ją do udziału w innej? – Na widok nierozumiejącego wzroku
Minervy, sprecyzował. – Czy to nie aby panna Granger rozpatrywała Quidditch
jako bezużyteczną stratę czasu, ku wielkiej irytacji jej przyjaciół? Wyznacz
jej esej na cztery stopy o grze oraz obowiązkowe uczestnictwo we wszystkich
meczach i treningach przez kolejny tydzień.
Minerva wybuchła śmiechem.
- Och, Severusie, jesteś nikczemnym człowiekiem! Panna
znienawidzi każdą sekundę tego zadania, zwłaszcza, gdy będzie musiała poprosić
pana Weasleya o pomoc. – Snape napuszył się na tą pochwałę. – A gdy zrozumie
zasady gry, lepiej będzie mogła uczestniczyć w działaniach Domu, rozmowach z
innymi uczniami… To wspaniały pomysł! A co do jutrzejszego meczu – spojrzała na
Harry’ego, - zakładam, że nie będzie mógł w nim uczestniczyć?
- Właśnie tak – powiedział Snape ostrożnie, wyczekując
wielkiej walki z gryfońską Opiekunką.
Ku jego zaskoczeniu, Minerva westchnęła tylko i
przytaknęła.
- To i tak postawiłoby go w niezręcznej sytuacji. Może to
nawet dobrze i będzie w stanie zagrać przeciw Pochonom i Krukonom –
powiedziała, pocieszając samą siebie. – W takim razie pozwolisz Harry’emu na
oglądanie meczu, żeby mógł go wytłumaczyć pannie Granger? Jeśli nie będzie z
nią jednego z chłopców, sama jej obecność nie zdziała wiele, a Ron otrzymał
specjalne pozwolenie na spędzenie gry na ławce Gryfonów razem z braćmi.
Snape zmarszczył brwi, patrząc na dzieciaka i jednocześnie
zastanawiając się, kiedy zaczął gładzić jego potargane włosy.
- On został ukarany, Minervo – zaczął surowo.
- I właśnie dlatego nie będzie mógł zagrać w meczu –
zgodziła się. – Ale czy mógłby uczestniczyć w grze w ramach specjalnej
dyspensy? Będzie tam cała kadra, więc to jest oficjalna metoda szkoły do
nadzorowania ucznia.
Snape prychnął, ale zadręczyło go wspomnienie
przygnębienia Harry’ego, kiedy ten dowiedział się, że ma szlaban na latanie
przez tydzień.
- Och, w porządku – powiedział niechętnie. – Ale tylko
dlatego, że będzie pomagał Granger w jej karze.
- Wspaniale! – Minerva podniosła się na nogi i skierowała
do kominka. – Och i jeszcze jedno, Severusie – masz jakiś pomysł, czym jest
„trwała dokumentacja” albo, dlaczego wspomnienie o niej tak przeraża pannę
Granger?
CDN…
Dziękuję za każdy komentarz ;)