Ten wieczór w wieży Gryffindoru był z pewnością nerwowy.
Fred i George testowali swoje produky na pierwszakach, czego Hermiona nie
pochwalała. Posunęła się tak daleko, że zagroziła, że pośle kilka słów pani
Weasley, w co żaden z bliźniaków nie mógł uwierzyć. Pani Weasley w pewnością
wysłałaby im wyjca przy pierwszej możliwej dogodności. Hermiona zdecydowanie
brała swoją pozycję prefekta na poważnie, podczas gdy Ron wydawał się nieco
niechętny do mieszania się w sytuacje, które nie dotyczyły jego albo Harry’ego.
Ponieważ Harry spędził poprzednią noc w skrzydle
szpitalnym, to była pierwsza szansa, by wszyscy Gryfoni mogli swobodnie
porozmawiać z Harrym. Nie trwało to długo, bo Ron oświadczył, że ktokolwiek
będzie przeszkadzał Harry’emu, dostanie szlaban ze Snapem. To załatwiło sprawę.
Po tym oświadczeniu Ron nie stał się popularny, ale zostawiono Harry’ego w
spokoju. Hermiona, wciąż wściekła na Freda i George’a, wcześniej poszła do
łóżka, przez co Ron dał spokój zadaniom domowym niedługo później. Pomimo
swojego wyczerpania, Harry wiedział, że jeśli odłoży zadania domowe na później,
będzie tego żałował.
Na początek stawił czoło zadaniu z eliksirów, kończąc je
półtorej godziny później. Do tego czasu w pokoju wspólnym zostało tylko kilka
osób. Pocierając zmęczone oczy, Harry zaczął zadanie z historii magii,
zdeterminowany, by je skończyć. Było gotowe niemal dwie godziny później. Nie
będąc w stanie dłużej utrzymać oczu otwartych, Harry ruszył spać. Nastawił
budzik na tak wczesną godzinę, by mógł iść do skrzydła szpitalnego i wrócić,
zanim ktokolwiek zauważy. Rzucił również kilka zaklęć wyciszających wokół swojego
czterokolumnowego łóżka, żeby przypadkowo nie obudzić innych, gdyby miał
koszmar.
Według Harry’ego ranek nadszedł zbyt szybko. Wychodząc z
łóżka, ubrał się jak najciszej, po czym wyszedł z dormitorium i pobiegł do
skrzydła szpitalnego. Powiedzenie, że pani Pomfrey była niezadowolona ze stanu
Harry’ego było poważnym niedopowiedzeniem. Natychmiast rozpoznała jego
wyczerpanie i podała mu różne eliksiry, które nie wchodziły w konflikt z jego
przepisaną miksturą. Gdy Harry wyszedł ze skrzydła szpitalnego, czuł się o
wiele lepiej niż wcześniej i to od dłuższego czasu. Ból leczących się mięśni
zmalał i z pewnością czuł się teraz bardziej obudzony.
Podobnie jak dzień wcześniej, Harry usiadł przy stole
Gryffindoru w Wielkiej Sali, czekając aż wszyscy się obudzą. Wyciągnął swój
dziennik snów i spisał to, co zapamiętał ze swojego nocnego snu. Było w nim
kilka dziwnych rzeczy, ale przynajmniej nie widział ponownie cmentarza. Nie
działo się to co noc, ale wciąż każdego wieczora Harry się tego obawiał. Nie
znosił ciągłego patrzenia, jak Cedric jest mordowany. Nie znosił budzić się z
krzykiem. Nie znosił budzić się z krzykiem. Nie znosił budzić innych swoim
wrzaskiem.
Nie minęło dużo czasu, nim ludzie zaczęli przychodzić na
śniadanie. Odkładając swój dziennik snów, Harry wyjął książkę do zaklęć i
przeglądnął ją. Zanim Harry się zorientował, ktoś usiadł z hukiem po jego
prawej, a zaraz portem ktoś delikatniej opadł po jego lewej. Harry musiał
stłumić uśmiech, gdy Hermiona zaczęła nalewać sobie filiżankę kawy, podczas gdy
Ron napełnił talerz jedzeniem.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś, Harry? – zapytał Ron, zakrywając usta, by zapobiec ucieczce
ziewnięcia. – Poszedłbym z tobą.
Harry zamknął podręcznik do zaklęć i spojrzał na Rona z
uniesioną brwią. Ron wyglądał, jakby w każdej chwili mógł zasnąć.
- Nie, nie poszedłbyś – powiedział szczerze Harry. – Już
dłuższą chwilę jestem na nogach. Pani Pomfrey chciała się ze mną zobaczyć, żeby
się upewnić, że wszystko w porządku.
Hermiona natychmiast dotknęła jego ramienia.
- I wszystko w porządku, Harry? – zapytała. –
Powiedziałeś, że byłeś zmęczony…
- I spodziewałem się tego, biorąc pod uwagę, że w domu
robiłem sobie drzemki – przerwał jej spokojnie Harry. – Wszystko gra. Pani
Pomfrey chce tylko mieć na mnie oko przez resztę tygodnia. Chce być całkowicie
pewna, że to, co się stało w pociągu, nie opóźni mojego powrotu do zdrowia. –
Zasadniczo była to prawda. Poza tym z jego prawym bokiem było dzisiaj lepiej,
więc po co to wspominać i ich martwić?
- Co za ulga – powiedział Ron, po czym zaczął wpychać
jedzenie do ust.
Wielka Sala szybko wypełniła się uczniami i
nauczycielami. Spoglądając na stół nauczycielski, Harry musiał zauważyć
nieobecność pewnego wielkiego, przyjaznego mężczyzny o imieniu Hagrid.
Westchnął, chwytając kawałek tostu. Minęły niemal dwa tygodnie, od kiedy
słyszał coś od Hagrida, który był na misji dla profesora Dumbledore’a. Ostatnio
Harry słyszał od nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami, że „sprawy idą
wolniej niż się spodziewali” i że Hagrid zobaczy się z nim jak najszybciej to
będzie możliwe. Harry mógł tylko mieć nadzieję, że nic mu nie jest.
Pierwszymi zajęciami były podwójne zaklęcia. Profesor
Flitwick spędził przynajmniej piętnaście minut strasząc ich ważnością sumów, a
przez następną godzinę powtarzali zaklęcie przywołujące, ponieważ miały być na
egzaminie. Pod koniec zajęć, profesor Flitwick zadał im największe zadanie z
zaklęć, jakie kiedykolwiek dostali. W tym momencie Harry bardzo cieszył się, że
zeszłej nocy został do późna, dzięki czemu mógł dzisiaj wieczorem popracować
nad tym zadaniem.
Po zaklęciach piątoroczni Gryfoni mieli podwójną
transmutację. Po raz kolejny słuchali o ważności sumów (co już stawało się
irytujące). Gdy przemowa się skończyła, klasa zaczęła pracować nad zaklęciem
znikającym – trudną magią, która miała być na egzaminie z sumów. Przez resztę
zajęć wszyscy próbowali zniknąć dane im ślimaki. Hermiona zdołała zrobić to za
trzecim razem, a Harry za piątym, ale tylko im się udało. Oboje zarobili
dziesięć punktów dla Gryffindoru i nie dostali zadania. Wszyscy inni musieli
dzisiaj ćwiczyć.
Po szybkim obiedzie była opieka nad magicznymi
stworzeniami. Wczorajszy deszcz sprawił, że trawnik przesiąknął wodą, co
uczyniło podróż do chatki Hagrida przy Zakazanym Lesie interesującym
doświadczeniem. Wszyscy starali się unikać wielkich kałuż, ale niektórzy nie
mieli tyle szczęścia i mieli na ubraniach rozpaćkane błoto, na co narzekało
kilka dziewczyn (Parvati i Lavender były jednymi z nich).
Ponieważ Hagrida wciąż nie było, na jego zastępstwo była
profesor Grubbly-Plank. Stała jakieś dziesięć jardów od frontowych drzwi
chatki, a przed sobą miała stolik pokryty gałązkami. Gdy wszyscy przybyli,
zwołała klasę do porządku. Harry, Ron i Hermiona stali przy końcu długiego
stołu po lewej nauczycielki.
- Dzień dobry, klaso – powiedziała profesor
Grubbly-Plank. – Czy ktoś umie mi powiedzieć, jak nazywają się rzeczy przede
mną?
Hermiona natychmiast uniosła rękę. Malfoy zaczął się z
niej naigrywać, zdobywając tym chichoty od strony swoich kolegów ze Slytherinu.
Harry mógł tylko przewrócić oczami z irytacją, klękając, by bliżej się
przyjrzeć. Po bliższej inspekcji, Harry zauważył, że gałązki wcale nie były
gałązkami. Przypominały małe wróżki, ale wyglądały, jakby były zrobione z
drewna. Miały maleńkie ramiona i nogi, a na końcu każdej ręki miały płaską
głowę z małymi brązowymi oczkami. Harry już miał się odsunąć, gdy jeden z nich
poruszył się i wskoczył na lewe ramię Harry’ego, sprawiając, że kilku uczniów
krzyknęło z zaskoczenia.
- Uspokójcie się! – powiedziała ostro Grubbly-Plank.
Starając się zachować spokój, Harry wyciągnął rękę dłonią
do góry ku swojemu lewemu ramieniu i pozwolił stworzonku zeskoczyć na nią,
zanim wróciło na stół. Unosząc wzrok na profesor Grubbly-Plank, Harry zauważył,
że patrzyła na niego z zaskoczeniem, jak w zeszłym roku, gdy uspokoił
jednorożca. Naprawdę nie lubił tego spojrzenia. Dostawał je tylko wtedy, gdy
robił coś, czego normalni czarodzieje i czarownice nie powinni robić.
Profesor Grubbly-Plank w końcu skupiła uwagę na klasie i
rozrzuciła pełną garść czegoś wyglądającego jak brązowy ryż wśród podobnych do
patyków stworzeń.
- Panno Granger – powiedziała wreszcie. – Czym są te
stworzenia?
- To nieśmiałki – powiedziała natychmiast Hermiona. –
Strażnicy drzew, którzy normalnie żyją w pniach, z których robi się różdżki.
Jedzą korniki i jeśli są w stanie je zdobyć to jaja wróżek.
- Bardzo dobrze – powiedziała profesor Grubbly-Plank. –
Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Nieśmiałki żyją w drzewach, które mogą być
użyte do robienia różdżek. Gdy potrzebuje się liści albo drewna z drzewa, które
zamieszkuje nieśmiałek, mądrze jest mieć dla niego prezent dla rozproszenia,
jak na przykład korniki. Nie wydają się niebezpieczne, ale ich palce są bardzo
ostre. A teraz podejdźcie bliżej, weźcie nieco korników i nieśmiałka. Wystarczy
jeden na trzech uczniów. Przyjrzyjcie się im blisko. Pod koniec zajęć
spodziewam się od was szkiców wszystkich jego części ciała wraz z opisami.
Harry ponownie ukląkł i pozwolił nieśmiałkowi wskoczyć z
powrotem na jego ramię. Odwracając się do Rona i Hermiony, dostrzegł, że
dziewczyna ma już nieco korników w dłoni. Przeszli do kępki trawy z dala od
wszystkich innych. Hermiona wyjęła różdżkę i osuszyła ziemię, by mogli usiąść.
Harry zrobił to wolno, by nie zaskoczyć nieśmiałka.
- Um… Harry, mógłbyś może przekonać to do położenia się
na ziemi? – zapytała Hermiona.
Harry uniósł swoją prawą dłoń do lewego ramienia dłonią
do góry i nieśmiałek wszedł na nią. Powili opuścił rękę i przeniósł stworzenie
przed swoją twarz. Odwróciło się i przez długi moment patrzyli sobie w oczy.
Nagle Harry poczuł coś, czego nie potrafił wytłumaczyć. Czuł jak poczucie
spokoju i opiekuńczości miesza się z odrobiną strachu. Nieśmiałek bał się, co z
nim zrobią. Harry uśmiechnął się do stworzonka i pozwolił swoim uczuciom –
ciekawości i życzliwości – zmieszać się z tym, co czuł. Powoli Harry poczuł,
jak strach odpływa.
- Ona nie jest „tym”, Hermiono – powiedział cicho Harry,
powoli opuszczając nieśmiałka na ziemię i nie spuszczając z niego wzroku. – Boi
się, co możemy jej zrobić. Próbuję ją uspokoić, żeby była cierpliwa.
Nieśmiałek zsunął się z ręki Harry’ego na ziemię. Lewą
ręką Harry skinął na nią, by położyła się na ziemi, mając nadzieję, że
nieśmiałek zrozumie. Zrozumiała i powoli ułożyła się w pozycji leżącej, a jej
oczy nie opuściły ani na moment Harry’ego, który uśmiechnął się do niej i dał
jej nieco korników. Ron i Hermiona natychmiast zaczęli rysować, a Harry podążył
ich śladem. Nie zajęło im to dużo czasu, a potem zaczęli opisywać. Gdy
skończyli, Harry skinął na nieśmiałka, by wstała, po czym delikatnie położył ją
na ramię, gdzie cierpliwie czekała.
- Myślę, że to wszystko – powiedziała Hermiona z
uśmiechem, zwijając wypełniony diagram, po czym rozejrzała się po reszcie
grupy, która wciąż pracowała nad swoimi rysunkami i rozmawiała ze sobą. – Chyba
pierwsi skończyliśmy.
- Cóż, pomogło to, że mogliśmy porozmawiać z… eee… nią –
powiedział Ron, wzruszając ramionami, po czym spojrzał na Harry’ego z
zaciekawieniem. – Jak to zrobiłeś, Harry?
Harry wzruszył ramionami. Tym razem był całkowicie
szczery. Nie wiedział, skąd miał pewność, co robić. Po prostu czuł, że robi
dobrze.
- Nie potrafię tego wyjaśnić – powiedział, zwijając
diagram. – Bała się, że ją zranimy, więc starałem się ją zapewnić, że tego nie
zrobimy. To było takie samo jak w zeszłym roku z jednorożcem. Bał się nas. One
nie rozumieją naszej ciekawości nimi, ponieważ oni nie są ciekawi nas.
Hermiona przemyślała to przez moment, po czym skinęła
głową.
- Właściwie to ma sens – powiedziała. – Nigdy nie
myślałam w taki sposób. Te stworzenia są wyciągane ze swoich domów, żebyśmy
mogli się o nich uczyć. Może powinieneś o tym powiedzieć profesor
Grubbly-Plank, Harry. Nie sądzę, by ktokolwiek kiedykolwiek o punkcie widzenia
tych stworzeń. Pomyśl, jaką wielką pomocą byłbyś podczas zajęć!
Harry pokręcił głową.
- Nie ma mowy – powiedział stanowczo. – Widziałem wyraz
twarzy Grubbly-Plank. Coś takiego nie jest normalne. Nie potrzebuję więcej
uwagi. Chodźcie, zajęcia zaraz się skończą. Powinniśmy oddać zadania.
Wiedząc, że rozmowa dobiegła końca, Harry powoli wstał i
podszedł z Ronem i Hermioną do profesor Grubbly-Plank. Wręczyli jej swoje
zadanie, po czym zwrócili nieśmiałka na stół i po pożegnaniu, skierowali się w
stronę szklarni, gdzie wkrótce mieli zielarstwo. Dokładnie gdy dotarli pod
szklarnię rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli wychodzić. Wiedzieli, że to
czwarty rok, bo Ginny była jedną z pierwszych na zewnątrz.
- Cześć! – powiedziała Ginny z uśmiechem, gdy zobaczyła
Harry’ego, Rona i Hermionę. – Jak tam wasz dzień?
- Długi – odpowiedział kwaśno Ron. – Wszyscy dają nam
zadania.
Harry potrząsnął głową, pocierając oczy pod okularami, po
czym spojrzał z powrotem na Ginny.
- Innymi słowy, plotki, że piąty rok jest stresujący są z
pewnością prawdziwie – wyjaśnił. – Do zobaczenia na kolacji?
Uśmiech Ginny poszerzył się.
- Oczywiście! – zawołała, a następnie zaczęła przechodzić
dalej z resztą klasy. – Więc do zobaczenia! Bawcie się dobrze!
Ron prychnął.
- Bawcie się dobrze – wymamrotał. – Jak dla mnie jest
zbyt radosna.
- A ty zbyt humorzasty – stwierdziła Hermiona, prowadząc
do cieplarni. – Doprawdy, Ron, czy naprawdę musisz narzekać na wszystko.
Bardziej spodziewałam się usłyszeć coś od Harry’ego, przez sposób, w jaki
wszyscy go traktują, ale to ty byłeś cały dzień rozdrażniony. Dlaczego?
- Eee… bez powodu – powiedział skrępowany Ron, rzucając
torbę na ziemię. – Jest tyle pracy domowej. Dzisiaj mamy jeszcze do zrobienia
wczorajsze. Wiesz, ile czasu zajmie nam esej dla Snape’a? Mamy też historię,
zaklęcia i transmutację. Nie będę spał całą noc!
Harry i Hermiona wymienili spojrzenia, ale pozostali
cicho, jako że piątoroczni Gryfoni i Puchoni zaczęli wchodzić do szklarni. Kto
by pomyślał, że Ron będzie zestresowany drugiego dnia szkoły? Mimo że zwykle
tylko Hermiona wyrażała na głos opinię na temat zadań, Harry nie miał
wątpliwości, że on też byłby pewnie zestresowany, gdyby nie skończył zeszłej
nocy dwóch ze swoich zadań.
Gdy tylko zaczęły się zajęcia, profesor Sprout
powiedziała im o ważności sumów, zanim nakazała im pracować z nawozem ze
smoczego łajna, ulubionym profesor Sprout. Na koniec zajęć dostali do zrobienia
kolejny esej, zanim zostali wypuszczeni, przez co Ron był w nawet gorszym
humorze, niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe.
Głodni i świadomi czekającej ich długiej nocy, Harry, Ron
i Hermiona zjedli wcześniejszą kolację (z Ginny, która dołączyła do nich chwilę
przed tym, jak zaczęli jeść), po czym powrócili do wieży Gryffindoru. Ron i
Hermiona byli zszokowani, gdy usłyszeli, że Harry zrobił już dwa zadania i
uporali się z tymi pierwszymi, podczas gdy Harry zaczął swoją pracę z zaklęć.
Po wyciągnięciu kilku książek ze swojego kufra, Harry był w stanie dokończyć zadanie,
podczas gdy Ron i Hermiona niemal zrobili esej z eliksirów. Harry przystąpił do
eseju z zielarstwa, które nie było aż tak trudne jak z zaklęć, więc skończył je
w mgnieniu oka.
Ron dokończył dwa eseje i zadanie z zaklęć, po czym
stwierdził, że potrzebuje świeżego powietrza. Hermiona drgnęła, by zaoponować,
ale Harry uciszył ją spojrzeniem. Może nieco świeżego powietrza było dokładnie
tym, czego Ron teraz potrzebował. Ron nie cieszył się robieniem zadań tak, jak
Hermiona i nie leczył się z ran, jak Harry. W głębi duszy Harry wiedział, że
coś jeszcze się dzieje z jego najlepszym przyjacielem, ale nie wiedział, jak o
to zapytać.
Następny ranek przebiegł tak samo, jak poprzedni. Harry
obudził się wcześnie, został przebadany przez panią Pomfrey i skończył siedząc
w Wielkiej Sali i pisząc swój dziennik snów, zanim wszyscy przybyli. Jego prawy
bok bolał tylko od czasu do czasu, co niezmiernie ucieszyło pani Pomfrey. Do
jutra Harry będzie wolny od bólu, a przed końcem tygodnia pani Pomfrey
zapewniła Harry’ego, że będzie w stanie ponownie latać pod nadzorem. Jednak to
oznaczało, że Harry będzie uziemiony podczas kwalifikacji, o czym musiał
porozmawiać z Angeliną. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie będzie na niego zła z
tego powodu.
Zanim Ron i Hermiona usiedli obok niego, Harry zapisał
sen, który zdołał zapamiętać. To było dziwne. Trzecią noc z rzędu nie miał snów
o trzecim zadaniu. Te sny miały sens. Widzenie w kółko śmierci Cedrica, choć
trudno mu było sobie z tym poradzić, były przez niego uważane za normalne. Jego
ostatnie sny były tylko kolorami, zniekształconymi głosami i poczuciem
instynktu opiekuńczego z nutką strachu. Jeśli to nie było wystarczająco dziwne,
gdy tylko Harry się budził, uczucia zostawały, zanim całkiem zniknęły.
Hermiona powoli nalała sobie filiżankę kawy, a Harry
odłożył na bok dziennik snów.
- Bez obrazy, Harry, ale jak, do licha, umiesz być na
tyle obudzony, by robić zadanie? – zapytała ze zmęczeniem. – Śpisz mniej niż
my, a nie wyglądasz w najmniejszym stopniu na zmęczonego. Nikt nie jest w
stanie przejść tak szybko od tego, jaki byłeś dwa dni temu, do tego, jak
wyglądasz teraz.
Harry wzruszył ramionami na ten komentarz.
- Przyzwyczaiłem się do wczesnego wstawania – powiedział
bezceremonialnie. – Chyba po prostu potrzebowałem dnia na powrót do zdrowia po
tym, co się wydarzyło w pociągu. Nie miałem też żadnych koszmarów od powrotu
tutaj, więc naprawdę przesypiam całą noc. Wcześniejsze pójście wczoraj spać też
pomogły.
- Więc nie umiesz się doczekać piątkowych kwalifikacji,
Harry? – zapytał Ron, nakładając jedzenie na talerz.
- Ciężko powiedzieć – odparł szczerze Harry. – Będzie
ciężko kogokolwiek wybrać po tym, co osiągnął Oliver jako obrońca. Musiałem
sprostać temu, co osiągnął Charlie, gdy dołączyłem do drużyny. Nie jest łatwo
żyć w cieniu innych. Chyba bardziej martwię się, jak Angelina wywrze presję na
tej osobie niż o cokolwiek innego.
- Masz jakiś pomysł, jak będą wyglądać te testy? – zapytał
zaciekawiony Ron.
Harry potrząsnął głową.
- Cokolwiek Angelina planuje, nie mogę brać w tym udziału
– przyznał. Ron i Hermiona spojrzeli na niego ze zdezorientowaniem. Harry
musiał przyznać, że on nie uczestniczący w czymś związanym z Quidditchem był
tak prawdopodobny jak miły Malfoy. – Och, ja… eee… jestem uziemiony aż
przynajmniej do przyszłego tygodnia. Nakaz pani Pomfrey.
Hermiona posłała Harry’emu dodający otuchy uśmiech,
podczas gdy Ron wydawał się rozczarowany. Jako że pierwsze było dzisiaj
wróżbiarstwo, Harry i Ron opuścili Wielką Salę wcześniej, by dojść do wieży
Północnej. Byli jednymi z pierwszych, dzięki czemu Ron miał wiele czasu, by
wymyślić kilka snów do swojego dziennika snów. Większość zajęć wróżbiarstwa
spędzili na rozumieniu ukrytych znaczeń snów, zanim profesor Trelawney
przypomniała wszystkim o ciągłym pisaniu ich dzienników.
Transmutacja mijała wolno, a Harry i Hermiona zostali
oddzieleni od reszty klasy i poinstruowani tak, żeby mogli rzucać zaklęcie
znikające za pierwszym razem, podczas gdy wszyscy próbowali je rzucić po raz
pierwszy. Przed końcem zajęć, oboje wypełnili swoje zadanie, zdobywając kolejne
dziesięć punktów dla każdego.
Profesor McGonagall, Grubbly-Plank i Sinistra dali im
więcej zadania, co oznaczało, że piątorocznych Gryfonów czekała kolejna długa
noc. Tego wieczora Harry zdołał porozmawiać z Angeliną Jonhson o piątkowych
testach. Nie spodobały jej się rozkazy pani Pomfrey, ale zaakceptowała fakt, że
Harry nie ma wyboru co do uziemienia. Jak poprzedniej nocy, Harry odrobił pracę
domową z Ronem i Hermioną i jak wczoraj po zrobieniu kilku zadań Ron wyszedł,
twierdząc, że potrzebuje nieco powietrza.
Reszta tygodnia wydawała się płynąć w ten sam sposób dla
Harry’ego. Wstawał wcześniej, był badany przez panią Pomfrey, szedł na zajęcia,
otrzymywał zadania domowe, kończył je i szedł do łóżka. Zanim się zorientował,
piątkowe zajęcia się skończyły, co oznaczało, że musiał zjeść wcześniejszą
kolację, zanim spotka się z resztą zespołu na boisku.
Kiedy Harry przybył, Angelina już przygotowywała się do
kwalifikacji. Gdy skończył jej pomagać, przyszła reszta drużyny. Alicja Spinnet
i Katie Bell pomogły wyciągnąć ze schowka miotły dla uczniów. Fred i George
przyprowadzili tych, którzy starali się o wolną pozycję. Harry nie mógł
powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy zobaczył Rona wchodzącego na boisko. Więc to knuł.
Było dziesięciu kandydatów na pozycję obrońcy. Harry
obserwował z ziemi, jak jego koledzy z drużyny próbują każdemu strzelić gola.
Każdy obrońca miał dziesięć prób, co z łatwością zmniejszyło grupę do pięciu, a
potem do trzech. Ron wyglądał na całkowicie zdenerwowanego, ale za każdym razem
strzelono mu tylko trzy bramki. Miał podstawy, ale wydawało się, że nie do
końca czuje się dobrze na miotle. Po drugiej rundzie Harry wystrzelił czerwone
iskry, sygnalizując drużynie, że chce z nimi porozmawiać. Nastała ciemność,
przez co ich jedynym źródłem światła został księżyc będący niemal w pełni,
prześwietlający przez częściowo zachmurzone niebo.
Pierwsze wylądowały Angelina i Katie.
- Coś nie tak, Harry? – zapytała Katie z ciekawością.
- Mam pomysł – powiedział Harry chowając różdżkę do
kabury. Wiedział, że Weasleyowie są czystokrwiści i najprawdopodobniej nie
zrozumieją, o czym myślał, ale miał nadzieję, że to pomoże zdecydować, kto jest
najlepszy na tą pozycję. – Powiedzcie wszystkim, żeby wylądowali. Chcę czegoś spróbować.
Angelina spojrzała na niego z zaciekawieniem, po czym
zeszła z miotły i kazała wszystkim wylądować. Gdy byli już na ziemi, Harry
skinął Angelinie z podziękowaniem, po czym przejął pałeczkę. Pokazał Fredowi,
by podał kafla i bez słowa jak najmocniej rzucił go w stronę Rona. Kilka osób
krzyknęło zszokowane, po czym westchnęło, gdy Ron go złapał. Harry skinął na
Rona, by odrzucił piłkę i gdy tylko Harry miał ją w ręce, rzucił ją do jedynej
biorącej udział w kwalifikacjach dziewczyny, Vicky Frobisher. Złapała go, ale
nie tak pewnie, jak Ron. Gdy go odrzuciła, Harry pojrzał na Angelinę i
zobaczył, że zrozumiała, do czego zmierza. Nawet nie patrząc na finalistów,
Harry rzucił kafla trzeciemu, Geoffreyowi Hopperowi, który złapał go mocno.
- Istnieje wiele aspektów roli, którą każdy z was chce
grać w drużynie, ale ten jest najważniejszy – powiedział finalistom Harry. –
Waszym obowiązkiem jest powstrzymać kafel przed przejściem przez jeden z
okręgów bramkowych, bez względu na to, ile rzeczy będzie was rozpraszać. –
Harry skinął na Geoffreya, by odrzucił mu kafla, co ten natychmiast zrobił. Potem
Harry rzucał ją między Ronem i Vicky. Ron szybko się poruszał, łapał, a potem
odrzucał piłkę. – Rzadko będzie leciała prosto do was – dodał Harry. –
Będziecie musieli użyć każdej części waszego ciała, w tym waszej miotły, by
piłka nie przedostała się przez was.
Harry podał kafla Angelinie, po czym podszedł do
finalistów.
- Rozejrzyjcie się i unieście wzrok – powiedział i
poczekał, aż trójka to zrobi. – To wasze miejsce, wasze terytorium, o ten teren
się martwicie. Musicie go bronić każdym kosztem, bo w innym wypadku wasza
pozycja nie ma znaczenia. Sądzę, że pamiętacie Mistrzostwa Świata w Quidditchu.
Nawet mimo tego, że Krum złapał znicz, Bułgaria wciąż przegrała mecz, bo
Irlandia więcej zdobyła punktów. Właśnie dlatego obrońca jest tak ważny dla
drużyny.
Po kilku chwilach ciszy, Harry odwrócił się i wrócił do
swojej drużyny, zostawiając finalistów, by przemyśleli, co powiedział.
Całkowicie szczerze, Harry nie miał pojęcia, skąd mu się to wzięło, ale nie
zamierzał nikomu o tym mówić.
- Są cali twoi – powiedział cicho Angelinie, która
skinęła w odpowiedzi, po czym zrobiła krok do przodu.
- Harry ma rację – powiedziała Angelina. – Obrońca jest
niezwykle ważną pozycją. To dlatego jesteśmy tak ostrzy. A teraz wsiądźcie na
miotły, zrobimy jeszcze jedną rundkę, zanim podejmiemy decyzję.
Wszyscy poza Harrym wsiedli na miotły i wzbili się w
powietrze. Harry obserwował finałową rundę i był zadziwiony zmianą w
finalistach. Ron zawalił tylko w jednej próbie, podczas gdy Vicky i Geoffrey w
dwóch. To z pewnością będzie trudna decyzja. Wszyscy będą potrzebowali wiele
praktyki z drużyną przed pierwszą grą. Harry tylko się cieszył, że on nie jest
kapitanem. Nie uważał, by mógł podjąć tak trudną decyzję.
Wszyscy wylądowali na ziemi. Trójka finalistów czekała ze
zdenerwowaniem, gdy Angelina skinęła na drużynę, by do niej podeszli. Skupili
się piętnaście stóp od trójki pełnych nadziei kandydatów. Angelina wyglądała na
zmęczoną i zdenerwowaną, spoglądając na drużynę z nadzieją.
- Co myślicie? – zapytała. – Rozmawiałam z Vicky przed
kwalifikacjami i powiedziała mi, że dla niej priorytetem jest jej klub zaklęć.
Potrzebujemy obrońcy, który uzna drużynę za bezwzględny priorytet.
- Cóż, Hopper i Frobisher wydają się nieco bardziej
stabilni na swoich miotłach – zauważyła cicho Katie Bell. – Nie możemy mieć
kogoś, kto spadnie z miotły w połowie gry. Z drugiej strony, Ron ma swoją
własną miotłę. Nie musi używać szkolnych, które wyglądają, jakby jeden tłuczek
miał je wykończyć.
- Ron właśnie dostał własną miotłę – wyjaśnił George. – Nie
miał wiele czasu, by ćwiczyć przez ostatnie kilka dni. Jeśli chcesz kogoś
zaangażowanego w Quidditch, Ron jest twoim graczem. Wie wszystko o grze.
- Sądzę, że to właśnie próbował zaznaczyć Harry, gdy
rzucił w nich kafla, stojąc na ziemi – powiedziała Alicja. – Z praktyką każdy
może poradzić sobie z miotłą. Pytaniem jest, z kim na tej pozycji będziemy czuć
się najwygodniej?
Wszyscy spojrzeli na Angelinę, czekając na odpowiedź.
Fred, George i Harry nie mogli nic powiedzieć o Ronie, więc zostawili decyzję
trójce dziewczyn. Angelina, Katie i Alicja zebrały się razem i przez kilka
minut rozmawiały ze sobą. Fred, George i Harry dali im miejsce i podeszli do
finalistów, którzy wyglądali na dość zdenerwowany. Ron spojrzał na Harry’ego po
wyjaśnienie, co się dzieje, ale otrzymał tylko dyskretne potrząśnięcie głową.
- Co się dzieje? – zapytał Geoffrey.
- Angelina musi się naradzić, zanim podejmie swoją
decyzję – powiedział Fred z szerokim uśmiechem. – Nie powinno zająć to dużo
czasu.
Nie minęło długo, zanim Angelina, Katie i Alicja podeszły
z pełnymi ulgi wyrazami na twarzach. Podjęły decyzję i wszyscy to wiedzieli.
- Po pierwsze, chcę waszej trójce podziękować za
przyjście ty dzisiaj – powiedziała Angelina finalistom. – Wszyscy jesteście
utalentowani, ale możemy wybrać tylko jednego. Proszę, zrozumcie to, że decyzja
bazuje na umiejętnościach. Nowym obrońcą w drużynie Quidditcha Gryffindoru
zostaje Ron Weasley.
Oczy Rona rozszerzyły się w szoku, gdy natychmiast
członkowie drużyny i inni finaliści zaczęli mu gratulować. Gdy w końcu szok
minął, Ron miał na twarzy największy możliwy uśmiech, gdy Fred i George klepali
go z dumą po plecach. Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu na widok trójki
braci. To było niesamowite, że mimo wszystkiego, co się działo i różnic między
nimi, rodzina Weasleyów wciąż była tak blisko, jak to tylko możliwe. Pomimo
swoich beztroskich masek, które przed wszystkimi zakładali Fred i George, byli
równie troskliwi i dumni ze swojej rodziny, jak pan i pani Weasley.
Tej nocy w pokoju wspólnym Gryfonów była impreza, ale nie
minęło wiele czasu, nim wszyscy poszli spać. Wiele osób było wyczerpanych
wielką ilością zadań domowych i chcieli tylko zażyć dobrego nocnego odpoczynku.
Z pewnością był to długi pierwszy tydzień dla wszystkich, zwłaszcza uczniów z
piątego i siódmego roku. Wszyscy nie potrafili doczekać się weekendu, ale nie
było wątpliwości, że nie będzie ani trochę relaksujący.