Po długiej rozmowie z Syriuszem i Remusem, Harry wrócił do wieże Gryffindoru bardzo późno, co oznaczało, że musiał poczekać na rozmowę z Ronem i Hermioną, aż następnego ranka wyjdą ze śniadania na zielarstwo. Okropna pogoda weekendu zniknęła i została zastąpiona dziwną mgłą, która tak często była widziana w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Ron i Hermiona ze zdumieniem wysłuchali całej historii, nie mówiąc ani słowa, póki Harry nie skończył.
Zajęli
miejsce wokół jednego ze szpiczastych pędów wnykopieńka, które były projektem
na ten semestr, i włożyli rękawice ochronne. Reszta klasy zajęła swoje miejsca,
co oznaczało, że każda rozmowa musiała być ograniczona do szeptu.
-
To dość przerażające, jeśli się nad tym zastanowić – powiedział cicho Ron. –
Ale nie rozumiem, dlaczego Dumbledore ci to wszystko pokazuje. Czy nie lepiej
by było nauczyć cię zaklęć?
Harry
włożył ochraniacze na szczękę.
-
Syriusz to robi – powiedział, wzruszając ramionami, po czym oparł dłonie po
bokach pędu. – Dumbledore nie robiłby tego, gdyby nie miał jakiegoś powodu. Na
razie będę musiał uzbroić się w cierpliwość. Jesteście gotowi? – Ron i Hermiona
skinęli głowami. Zamykając oczy, Harry skoncentrował się na wysłaniu
uspokajających fal otuchy, podczas gdy Ron i Hermiona skupili się na zbieraniu
strąków. Poczuł, że pęd jest napięty i mocniej skoncentrował się za zapewnianiu
go, że nie jest w żadnym niebezpieczeństwie. Brzmiało to głupio, gdy się nad
tym zastanowić, ale teoretycznie powinno działać. Czuł, jak pęd się rozluźnia i
odetchnął z ulgą.
Klepnięcie
w ramię wyrwało Harry’ego z transu. Otworzył oczy i zobaczył, że Hermiona
ściska nieprzyjemnie pulsujący zielony przedmiot wielkości grejpfruta. Podał
jej miskę, po czym chwycił coś ostrego, by przebić przedmiot, podczas gdy
Hermiona włożyła strąk do środka. Podał dziewczynie miskę z zawartością i
poruszył się, by wrócić do pędu, jednak zatrzymał go głos Hermiony.
-
Właściwie uważam, że to fascynujące – powiedziała poważnie Hermiona.
To
była ostatnia rzecz, jakiej Harry się spodziewał.
-
Fascynujące, Hermiono? – zapytał. – Możesz to określić jakkolwiek, ale nie fascynujące. Był potworem, zanim
choćby skończył jedenaście lat. Lubił ranić ludzi.
Hermiona
spojrzała na Harry’ego ze współczuciem.
-
Nie o to mi chodziło, Harry – powiedziała. – Uważam, że warto wiedzieć jak
najwięcej o Voldemorcie. To idealny sposób, by odkryć jego słabości, nie
uważasz? Zgadzam się z tobą. Szokujące jest, gdy się człowiek dowie, że był
taki nawet za młodu.
Harry
spojrzał na Hermionę ze współczuciem.
-
Wybacz – powiedział, po czym znów położył ręce na pędzie, zamknął oczy i skupił
się na wysyłaniu uspokajających fal. Tym razem jednak nie zadziałało. Harry i
Ron musieli walczyć z długimi i kłującymi pnączami, które wzbiły się w
powietrze. Podczas gdy Ron ponownie uderzał pnącze, Harry szybko zanurzył rękę
w otworze i jak najszybciej wyciągnął kolejny strąk. Kiedy to zrobił, pęd
schował się z powrotem do wnętrza pnia, przez co wyglądał on jak martwa bryła
drewna.
-
A jak tam wczorajsza impreza u Slughorna? – zapytał Harry, wrzucając strąk do
innej miski.
Hermionie
udało się przebić strączek, napełniając miskę bulwami, które wiły się jak
bladozielone robaki.
-
Och, było całkiem zabawnie – powiedziała, ściągając gogle. – Slughorn był
rozczarowany, że musiałeś to przegapić… znowu i ciągle o tobie mówił, nim zajął
się McLaggenem. Dał nam naprawdę dobre jedzenie i przedstawił nas Gwenog Jones.
-
Gwenog Jones? – zapytał zszokowany Ron, ściągając własne gogle. – Tą Gwenog
Jones? Kapitan Harpii z Holyhead?
Hermiona
skinęła głową, wyciskając resztę bulw ze swojego strączka.
-
Właściwie pomyślałam, że jest trochę zadufana w sobie – powiedziała rzeczowo. –
Ciągle tylko mówiła o tym, jak wiele zrobiła dla drużyny, a potem zaczęła
wypytywać McLaggena i Ginny o ciebie, Harry. Chyba ich szukająca nie jest
najlepsza, więc zastanawiała się, czy rozważyłbyś profesjonalną grę w
Quidditcha.
Harry
prychnął.
-
Nie dziękuję – powiedział, przebijając własnego strąka. – Widziałem, jak
wszyscy traktują Viktora. Nie mam na tyle cierpliwości, żeby sobie z tym
radzić.
Hermiona
ponownie pokiwała głową, jakby nie spodziewała się, że Harry powie jej
cokolwiek więcej.
-
Cóż, Slughorn urządza przyjęcie bożonarodzeniowe i naprawdę chce, żebyś na nim
był – powiedziała, rzucając mu współczujące spojrzenie, po czym ponownie
założyła gogle i gestem nakazała Ronowi, żeby zrobił to samo. – Myślę, że
zamiera nawet porozmawiać z Syriuszem i Radą GD, żebyś nie miał wymówki, żeby
nie przyjść.
Harry
jęknął, ściskając swój strąk. Dlaczego Slughorn nie mógł zostawić go w spokoju?
Odsuwając miskę na bok, pomógł Ronowi i Hermionie wyciągnąć ich trzeciego i
ostatniego strąka, a następnie podał miskę Ronowi, który nie wyglądał na
szczęśliwego w najmniejszym stopniu.
-
Zgaduję, że to po prostu kolejna impreza tylko dla ulubieńców Slughorna,
prawda? – zapytał ze złością Ron, próbując przebić strąk.
Harry
i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym Hermiona odpowiedziała:
-
Właściwie to tak – stwierdziła. – Tylko dla Klubu Ślimaka.
Ron
ścisnął mocniej strąk. Harry wiedział, jak uchwyt Rona zsuwa się, więc szybko
odsunął od chłopaka miskę, nim stało się coś obrzydliwego.
-
Klub Ślimaka – wymamrotał z obrzydzeniem Ron. – Kto przy zdrowych zmysłach
nazwałby tak klub?
Harry
szybko przebił strąk, starając się zrobić jak najmniej hałasu. Silne fale
zazdrości i gniewu dochodziły od Rona, niemożliwe do zignorowania. Fale
irytacji Hermiony wtopiły się w już obecne emocje. Harry wiedział, że zbliża
się kłótnia i naprawdę nie chciał się dać złapać w jej środek.
-
Posłuchaj – powiedziała Hermiona z irytacją. – Nie wymyśliłam tej nazwy…
Ron
prychnął.
-
Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Może pójdziesz z McLaggenem i zostaniecie Królem i Królową Ślimaków. Jestem
pewien, że Slughornowi by się to bardzo spodobało.
Harry
skrzywił się, ściskając strąk. To nie była najmądrzejsza rzecz, jaką Ron mógł
powiedzieć. Harry wiedział, że powinien powiedzieć coś, co ich powstrzyma, nim
przerodzi się to w pojedynek na wrzaski, ale szczerze wątpił, by naprawdę go
posłuchali.
Twarz
Hermiony była jaskrawoczerwona.
-
Właściwie to tym razem mamy pozwolenie przyprowadzić gości i miałam poprosić
ciebie, ale skoro uważasz, że to takie głupie, nie będę się tym nawet
przejmować! – powiedziała sztywno.
Harry
powstrzymał jęk. Po raz kolejny Ron strzelił gafę, jak wiele razy wcześniej.
Ciekawe, jak Ron to naprawi. Hermiona i Ron nigdy szybko nie wybaczali i nie
zapominali, zwłaszcza sobie nawzajem. Między nimi zapadła nieprzyjemna cisza.
Harry nigdy wcześniej nie czuł się aż tak nie na miejscu, jak teraz. Desperacko
chciał ich zostawić, ale nie było dokąd pójść, bez zwracania na siebie uwagi.
Ron
jako pierwszy przerwał ciszę.
-
Naprawdę chciałaś zaprosić mnie? – zapytał zszokowany.
Hermiona
spiorunowała go wzrokiem.
-
Tak, chciałam – powiedziała ze złością, – ale jest jasne, że wolałbyś, żebym
poszła z McLaggenem, więc teraz to nie ma znaczenia, prawda?
Nim
Ron odpowiedział, nastąpiła dość niekomfortowa cisza.
-No,
nie chciałbym tego – powiedział cicho Ron.
Nie
powiedzieli na ten temat ani słowa przez resztę zajęć. Harry nie mógł przestać
czuć się jak piąte koło u wozu. Nie był tym zaskoczony, biorąc pod uwagę czas,
który spędzali razem. Stało się codziennością to, że byli razem, martwiąc się o
ostatnią rzecz, która zraniła Harry’ego. Myśląc o tym, Harry był zaskoczony, że
jeszcze się nie spotykali. Ale co by to oznaczało dla ich przyjaźni? Co by się
stało, gdyby coś poszło nie tak? Co gdyby Harry był zmuszony wybierać między
Ronem a Hermioną?
Nie myśl o tym teraz. Jeszcze
się nie spotykają.
Harry
szybko był zmuszony odłożyć na bok umysłu troskę o Rona i Hermionę, ponieważ
zbliżył się czas pierwszego meczu Quidditcha w tym sezonie. Dean robił, co
mógł, by dorównać poziomowi Katie, a reszta robiła wszystko, by mu w tym pomóc.
Ponieważ był rezerwowym ścigającym, Dean nie miał jeszcze okazji nauczyć się
wszystkich sztuczek. Nie zajęło mu to dużo czasu, ale kiedy Dean zdawał się
dopasować do Ginny i Demelzy, Ron zaczął mieć problemy.
Podobnie
jak w poprzednim roku, Ron miał problemy z nerwami i brakiem pewności siebie,
zwłaszcza gdy zbliżały się mecze. Nie pomogło to, że po drugiej stronie boiska
był Cormac McLaggen, blokujący kafla za kaflem. McLaggen z pewnością był dobry
i wiedział o tym. Znał Quidditch i próbował „udzielać rad”, ale Harry ostrzegł
go, by trzymać się swojej pozycji, w przeciwnym razie zostanie usunięty z
drużyny. To wydawało się sprowadzić ego McLaggena z powrotem na ziemię, co
stało się cotygodniowym zadaniem.
W
pewnym sensie Harry czuł się zepchnięty do roli przyzwoitki. Musiał trzymać
McLaggena w szeregu, pałkarzy na dobrej drodze, a Rona powstrzymać przed
wyładowaniem frustracji na wszystkich. Kilka razy musiał wkroczyć Harry i
powiedzieć Ronowi, by zrobił sobie przerwę, nim wybuchnie. W takich chwilach
Harry cieszył się, że był empatą. Naprawdę nie wiedział, czy byłby w stanie
znieść płaczącą Demelzę albo wściekłą Ginny.
Po
dość katastrofalnym treningu Harry został osaczony przez sfrustrowanego i złego
Rona.
-
Używałeś tego na mnie, prawda? – zapytał Ron ściszonym tonem, gdy reszta
drużyny ruszyła do zamku. – Używałeś tego na mnie podczas każdych treningów!
Harry
przesunął dłonią po twarzy, walcząc o zachowanie spokoju. Naprawdę nie chciał
teraz kłócić się z Ronem.
-
Wolałbyś, żeby drużyna się rozpadła, bo nie złapałeś kafla? – zapytał. – Poza
tym, biorąc pod uwagę to, jak emanujesz złością, nie miałem wielkiego wyboru.
Muszę martwić się o cały zespół, nie tylko o ciebie. Wiem, że jesteś
zdenerwowany, ale nie możesz pozwolić, by to wpływało na twoją grę. Skup się na
złapaniu kafla. Jeśli jakiegoś miniesz, nie martw się tym. Skup się na złapaniu
następnego. Tylko tyle możesz zrobić.
Ron
skrzywił się i zaczął iść za drużyną do zamku.
-
To nie takie łatwe – powiedział gorzko. – Nie jestem taki, jak ty, Harry. Nie
mogę po prostu ignorować tego, co mówią inni.
Harry
westchnął z frustracją. Mógł się domyślić, że Ron obawia się o swoje miejsce w
drużynie, ale przyznanie tego mogłoby oznaczać, że też o tym z nim rozmawiano.
-
A co mówią wszyscy inni? – zapytał.
-
Mówią, że jedynym powodem, dlaczego nie zostałem postawiony na pozycji
rezerwowego jest to, że jestem twoim najlepszym przyjacielem – wypluł Ron. –
Masz pojęcie, jak trudno jest się skoncentrować po usłyszeniu czegoś takiego?
-
Nie, wcale – powiedział nonszalancko Harry, gdy dotarli do schodów. – Co ja
mogę wiedzieć o ludziach, szepczących o tobie cały dzień i noc, pytających, czy
dasz rady sprostać przypisywanej ci reputacji? Powiedz mi, Ron. Jakie to
uczucie być pod niewyobrażalną presją?
Ron
odwrócił wzrok z zażenowaniem.
-
Wybacz, Harry – powiedział szczerze. – Nie myślałem.
Harry
poprzestał na tym. W milczeniu dotarli na drugie piętro. Harry mógł wyczuć, że
złość Rona została zastąpiona zwątpieniem i wiedział, że będzie musiał coś
zrobić, nim to wymknie się spod kontroli. Naprawdę nie chciał przenosić
McLaggena z pozycji rezerwowego. To byłby ostateczny cios dla poczucia własnej
wartości Rona i prawdopodobnie dla ich przyjaźni. W takich chwilach Harry
nienawidził być kapitanem drużyny. Takiej frustracji naprawdę nie potrzebował.
Odwracając
się w stronę gobelinu, ukrywającego skrót do wieży Gryffindoru, Harry szybko
został wyrwany z myśli przez intensywne fale czegoś, czego nie potrafił opisać.
Potknął się i upadłby, gdyby Ron go nie złapał. Było to ciepłe, powodujące
mrowienie i odurzenie, ale zniknęło w chwili, gdy Ron zawołał go po imieniu z
niepokojem. Odzyskując zmysły, Harry rozejrzał się i odkrył, że siedzi na
podłodze, a wokół niego klęczą Ron, Ginny i Dean.
-
Co się stało, Harry? – zapytała zmartwiona Ginny. – Czy to blizna?
Harry
potrząsnął głową i poruszył się, by wstać, więc Ron i Dean szybko mu pomogli.
-
To nic – powiedział prędko, zmuszając się, by nie patrzeć na Deana i Ginny.
Nagle jasno do niego dotarło, jakie uczucia wyczuł, ale nie zamierzał nic mówić
na środku korytarza i w obecnym towarzystwie. Dean i Ginny nie byli świadomi
jego empatii, a Ron z pewnością będzie przesadzał, gdy usłyszy, co jego siostra
robiła.
Niestety
Ron nie potrzebował pomocy Harry’ego, by dojść do tego wniosku.
-
Co wy tu w ogóle robiliście? – zapytał podejrzliwie. Na widok rumieńców Deana i
Ginny, Ron zobaczył czerwień. – Całowaliście się? – krzyknął Ron. – W miejscu
publicznym?
Ginny
szybko odwróciła się do Rona, a jej oczy zwęziły się ze złości. Harry wiedział,
że nie było dobrze. Temperament Weasleyów był siłą, z którą trzeba się było
liczyć, a dwójka Weasleyów przeciwko sobie było proszeniem się o katastrofę.
Czuł, jak pulsuje między nimi gniew i frustracja. Z pewnością nie zamierzali
powiedzieć czegoś, co mogłaby usłyszeć cała szkoła. Wiedząc, że zapłaci za to
później, Harry wyciągnął różdżkę machnięciem nadgarstka, uciszył Ginny i Rona,
po czym ich rozbroił. Ron i Ginny odwrócili się do niego, gotowi zaatakować,
ale Harry skierował na nich różdżkę.
-
To nie jest dobre miejsce na rodzinne spory – powiedział stanowczo Harry,
chowając do kieszeni różdżki Ginny i Rona. – Dean, weź Ginny. Ja zajmę się
Ronem. Jestem pewny, że znajdziemy dla nich jakieś prywatne miejsce, żeby mogli
się tam pozabijać. – Skinął na Deana i Ginny, by ruszyli przodem przez skrót,
po czym ruszył za nimi, mocno trzymając dłoń na ramieniu Rona. Intensywność
gniewu Rona dusiła go, ale starał się ignorować to tak bardzo, jak tylko mógł.
Harry przyspieszył. Im szybciej dotrą do celu, tym lepiej.
Docierając
na korytarz na siódmym piętrze, Harry ruszył przodem, podszedł do portretu
Grubej Damy i szybko podał jej hasło: „Błyskotki”, po czym wciągnął Rona do
Pokoju Wspólnego. Kiedy się w nim znaleźli, Ron zrobił ruch, jakby chciał
złapać swoją różdżkę, zmuszając Harry’ego do wykręcenia mu ramienia tak szybko,
że powalił Rona na kolana. Ron otworzył usta, by krzyknąć z bólu, jednak nie
rozległ się żaden dźwięk.
-
Ron, jesteś moim najlepszym przyjacielem, jesteś dla mnie jak brat – powiedział
cicho Harry. – Mówię ci to jako brat, przestań zachowywać się jak nadopiekuńczy
kutas i posłuchaj kogoś, kto nie chce, żebyś zrobił z siebie głupka.
Nie
mówiąc nic więcej, Harry puścił jego ramię i pociągnął Rona na nogi. Mógł
poczuć na sobie piorunujące spojrzenie Rona, gdy pociągnął go na piętro do ich
pokoju. Kiedy dotarli do dormitorium, Harry łagodnie wepchnął Rona do środka i
skinął na Deana, by zrobił to samo z Ginny. Zdjął zaklęcie wyciszające, ale
zatrzymał ich różdżki.
-
Teraz możecie na siebie wrzeszczeć i rano nikt nie wykorzysta tego przeciwko
wam – powiedział Harry do Rona i Ginny. – Zatrzymam wasze różdżki, póki nie
skończycie. Chodź, Dean.
Dean
zamknął drzwi i podążył za Harrym na dół, do Pokoju Wspólnego, gdzie opadli na
kanapę obok Hermiony.
-
Oni się pozabijają – powiedział ponuro.
Hermiona
nawet nie podniosła wzroku znad swojego eseju, ale Harry mógłby przysiąc, że
dostrzegł, jak walczy ze śmiechem.
-
Czy w ogóle chcę wiedzieć, co się stało? – zapytała.
Harry
i Dean wymienili spojrzenia.
-
Ginny nie spodobało się to, że Ron traktuje ją jak małą dziewczynkę –
powiedział cicho Dean. – Chyba często to słyszała od swoich innych braci.
Jednak Ron jest najgorszy. Naprawdę myśli, że ma prawo mówić jej, co może, a
czego nie może robić.
Hermiona
spojrzała na Deana z namysłem, po czym przeniosła wzrok na Harry’ego.
-
A co ty myślisz, Harry? – zapytała z zaciekawionym uśmiechem. – Od lat jesteś
honorowym Weasleyem i masz pewną perspektywę, której nie mają osoby z zewnątrz.
Harry
rzucił Hermionie ostrzegawcze spojrzenie, po czym wzruszył ramionami. Kątem oka
widział, jak Dean czeka nerwowo.
-
Nie chcę, żeby została skrzywdzona, ale znam Ginny wystarczająco dobrze, by
wiedzieć, że nie zrobi niczego, chyba że by tego nie chciała – powiedział
szczerze Harry i dostrzegł, ze Dean rozluźnia się. – Ufam jej i to ma
znaczenie. Jeśli coś się stanie, wiem, że się obroni, choć gdy teraz o tym
myślę, może nie byłoby złym pomysłem nauczenie GD o punktach nacisku i
samoobronie.
Cisza
zapadła w Pokoju Wspólnym, gdy głośny głos Rona odbił się od ścian. Na
szczęście był zbyt zniekształcony, by rozpoznać słowa. Dean skorzystał z okazji
i pobiegł do miejsca, gdzie siedzieli Seamus i Neville. Głos Rona zniknął i
został zastąpiony wrzaskiem Ginny. Dało się wyróżnić tylko słowa „Flegma” oraz
„ciotka Muriel”.
-
Sądzę, że to genialny pomysł – powiedziała Hermiona, starając się skupić na
czymś, co nie było kłócącym się rodzeństwem Weasley. – Może wtedy Ron
zostawiłby Ginny w spokoju. Podczas wakacji był dla niej naprawdę wredny. W
Norze było spore napięcie. Wszyscy się o ciebie martwili i… umm… Ron nie znosił
tego dobrze… a była tam Ginny, więc…
Harry
jęknął, ukrywając twarz w dłoniach. Im więcej słyszał o czasie, gdy był z dala
od czarodziejskiego świata, tym większe poczucie winy odczuwał za to, co
zrobił. W tamtym czasie nie myślał o nikim poza sobą. No i widzisz, do czego to doprowadziło.
-
Jestem zaskoczony, że wciąż się do mnie odzywa – powiedział w końcu Harry.
Hermiona
uśmiechnęła się ze współczuciem, wyciągnęła rękę i położyła ją na dłoni
Harry’ego.
-
To nie twoja wina, Harry – powiedziała szczerze. – Teraz wiemy, przez co
przechodziłeś. Tak, czuliśmy się skrzywdzeni i przerażeni, ale w głębi duszy
wiedzieliśmy, że nie zrobiłbyś czegoś tak drastycznego, gdybyś nie czuł, że nie
masz innego wyboru. Ginny nie obwinia cię za to, jak zachowywał się Ron.
Właściwie to jest wdzięczna. że nie zachowujesz się jak kolejny nadopiekuńczy
brat.
Harry
wzruszył ramionami z dyskomfortem. Szczerze powiedziawszy nie myślał o tym. Do
tego wieczora Ginny i Dean byli tak dyskretni, że Harry zapomniał, że w ogóle
się spotykali.
-
Chcę tylko, żeby była szczęśliwa, a jeśli Dean ją uszczęśliwia to mogę jedynie
życzyć mu powodzenia – powiedział Harry. – Będzie go potrzebował.
-
Harry! – skarciła go Hermiona.
-
Co? – zapytał Harry defensywnie. – Spróbuj się zmierzyć z szóstką
nadopiekuńczych braci i dwójką rodziców! Gdyby jej coś zrobił, nikt nie byłby w
stanie go znaleźć bez zaklęcia lokalizującego i łopaty.
Hermiona
stłumił chęć śmiechu i skinęła głową na stwierdzenie Harry’ego. Pomimo tego,
jak bracia Weasley mogli zatruwać życie Ginny, nikt nie miał wątpliwości, że
gdyby tego potrzebowała, otrzymałaby przytłaczającą ilość wsparcia.
Kłótnia
Rona i Ginny zakończyła się trzaśnięciem drzwi, więc Harry i Hermiona musieli
sprawdzić szkody. Jednak zanim Harry wszedł do dormitorium, by zwrócić różdżkę
Rona, zobaczył, że chłopak był już w łóżku z zaciągniętymi zasłonami, które
blokowały widok. Nie było dobrze. Oznaczało to, że Ginny miała ostatnie słowo w
kłótni. Harry odłożył cicho różdżkę na stolik nocny Rona i wrócił do Pokoju
Wspólnego. Miał przeczucie, że jutrzejszy dzień nie będzie dobrym dniem.
^^^
Potwór
został uwolniony i nikt nie był bezpieczny przed jego gniewem. Ron całkowicie
ignorował Ginny i Deana, atakując wszystkich innych. Hermiona otrzymała
większość ataków, przez co Harry znowu musiał kontrolować sytuację. Najgorsze
było to, że Harry potrafił wyczuć, jak wiele bólu Ron powodował. Jego empatia
wydawała się działać aż za dobrze, sprawiając, że Harry’emu ciężko było
powstrzymać się przed przeklęciem Rona za bycie absolutnym dupkiem. Przed
końcem dnia poddał się, jeśli chodziło o utrzymanie pokoju i trzymał się boku
Hermiony. Ron emanował zbyt wieloma negatywnymi emocjami, by Harry mógł myśleć
jasno.
Treningi
Quidditcha były jeszcze bardziej nie do zniesienia. Ron wykorzystywał każdą
okazję, by zezłościć Ginny. Były momenty, gdy Harry był zmuszony uziemić Rona i
polegać jedynie na McLaggienie, co tylko mocniej zdenerwowało Rona. Na ostatnim
treningu przed pierwszym meczem Harry musiał zatrzymać McLaggena i powiedzieć
mu, żeby się przebrał z resztą na wypadek, gdyby Ron „nie pasował” do drużyny.
To była jedna z najtrudniejszych decyzji w życiu Harry’ego. Wiedział, że
narażał swoją przyjaźń z Ronem, ale nie robiąc nic narażał swoją drużynę. Jeśli
musiał odsunąć Rona z gry, by ten zrozumiał, co robił innym, to Harry nie miał
innego wyboru.
Idąc
samotnie do szkoły, Harry próbował wymyślić sposób, jak wszystko naprawić nim
dojdzie do katastrofy. Musiał być jakiś sposób, by poprawić humor Rona,
zmniejszyć napięcie między Ronem a… cóż… wszystkimi innymi i wygrać jutro przeciwko
Ślizgonom. To z pewnością nie było
zadanie przypisane kapitanowi. Mam wystarczająco własnych problemów. Nie
potrzebuję problemów wszystkich dookoła.
Harry
wszedł do zamku wciąż głęboko w myślach i bezmyślnie ruszył w kierunku klatki
schodowej. Chciałby, żeby Ron na jeden dzień został empatą, żeby mógł poczuć,
jak krzywdzi ludzi… Hermionę i Ginny. Podążał za radą Syriusza i Remusa,
pozwalając Ronowi uczyć się na własnych błędach, ale to naprawdę wymykało się
spod kontroli. Jak długo osoba mogła trzymać się swojego zdania, nie
zauważając, co robi innym ludziom?
Jego
myśli zakończyły się nagle, kiedy poczuł, jak coś uderza go w plecy, posyłając
go do przodu na twardą posadzkę. Jego całe plecy zabolały, gdy Harry powoli
okręcił się, machając nadgarstkiem, żeby się uzbroić. Uszło z niego całe
powietrze, sprawiając, że obraz nieco się zamazał. Mógł poczuć ciepło swoich
naszyjników, co go ostrzegło, że Syriusz i Remus wiedzieli, że coś jest nie
tak. Harry zamrugał kilka razy i był w stanie rozpoznać napastnika. Podchodził
do niego Draco Malfoy z różdżką skierowaną w Harry’ego i ironicznym uśmiechem
na twarzy.
-
Czekałem na to, Potter – warknął Malfoy. – Zapłacisz za to, co zrobiłeś mojemu
ojcu… skoro twój mały fanklub nie może cię tu ochronić.
Ciche
fale złości, bólu i desperacji otarły się o Harry’ego. Nie był zaskoczony, że
Malfoy szukał zemsty. Był tylko zdumiony, że Malfoy czekał tak długo na
wykonanie ruchu.
-
Nic nie zrobiłem twojemu ojcu, Malfoy – powiedział Harry, prześlizgując się do
tyłu, by zwiększyć między nimi odległość. – Twój ojciec podjął własne decyzje. Wybrał, by dołączyć do Voldemorta. Wybrał pozostanie lojalnym temu półkrwi
hipokrycie. Jeśli chcesz kogoś obwiniać o działania swojego ojca, wiń jego
samego albo nawet Voldemorta za to, że go porzucił.
Twarz
Malfoya wykręciła się w złości.
-
Myślisz, że jesteś taki idealny –
wypluł. – Idealny Potter nie może
zrobić błędu. Wybraniec. – Wkradła
się zazdrość, mieszająca się z innymi emocjami Malfoya. – Ulubieniec
Dumbledore’a. Pupilek Ministerstwa. Szczerze, Potter, jak wiele innych
pseudonimów potrzebujesz? Jak wiele ludzi musi się przed tobą kłaniać?
Harry
nie mógł powstrzymać przewrócenia oczami z irytacją, powoli wstając. Naprawdę
nie chciał do wszystkiego innego dokładać problemów Malfoya z zazdrością.
-
Słuchaj, Malfoy, naprawdę niewiele mogę zrobić z tym, co inni o mnie myślą,
więc sugeruję, żebyś wymyślił coś, za co możesz zrzucić winę na mnie, co
naprawdę jest moją winą – powiedział Harry, powstrzymując frustrację. – Nie
potrafię kontrolować tego, co robi Ministerstwo, jak również tego, komu kłania
się twój ojciec.
-
Zamknij się! – krzyknął Malfoy, robiąc krok do przodu, a jego różdżka lekko
zadrżała. – Nic nie wiesz o moim ojcu. NIE WIESZ NIC!
Bez
ostrzeżenia różdżka Malfoya wyleciała z jego dłoni w górę schodów i w
wyciągniętą dłoń Hermiony. Obok niej stała Ginny z różdżką w dłoni i wyrazem
furii na twarzy. Nic nie zostało powiedziane, gdy dwie Gryfonki powoli zeszły
po schodach. Pewność i furia Malfoya szybko zmieniły się w nerwowość. Był teraz
przyparty do muru przez trójkę dobrze znanych członków Gwardii Defensywnej bez
własnej broni.
-
Wszystko w porządku, Harry? – zapytała Hermiona, docierając na dół schodów.
Harry skinął głową. Dało się słyszeć odgłos biegnących kroków, ostrzegając, że
ktoś (najprawdopodobniej Syriusz) nadchodzi. – Atak na ucznia, Malfoy. Jako
Prefekt znasz zasady i wątpię, że nadchodzący nauczyciel da ci odejść z
ostrzeżeniem.
Malfoy
prychnął w kierunku Hermiony, po czym spiorunował Harry’ego wzrokiem pełnym
obrzydzenia. Biegnące kroki nabrały głośności i stały się bliższe.
-
Wciąż nie potrafisz walczyć we własnych bitwach, co, Potter? – wypluł Malfoy. –
Polegasz na tym, że szlamy, zdrajcy krwi i mieszańcy wykonają za ciebie robotę?
Syriusz
wybrał ten moment, by do nich dotrzeć. Rzucił szybkie spojrzenie na scenę przed
nim i zapytał:
-
Co tu się dzieje?
Po
chwili ciszy pierwszy poruszył się Harry.
-
Tylko rozmawiałem z Malfoyem o tym, jak to wszystko, co się dzieje na świecie
jest moją winą, Syriuszu – powiedział swobodnie, chowając różdżkę. Harry
wiedział, że Syriusz nie uwierzy w nic poza prawdą, zwłaszcza, gdy chodziło o
Malfoya. Wszyscy w zamku dobrze wiedzieli o ich rywalizacji oraz zazdrości
Malfoya.
Syriusz
popatrzył na Harry’ego przez chwilę, po czym skinął głową i opuścił różdżkę.
-
Rozumiem – powiedział, po czym spojrzał bezpośrednio na Malfoya. – Chyba masz
spotkanie z profesor McGonagall, Draco, chyba że chcesz utrzymać to w rodzinie.
Mimo wszystko adoptowałem Harry’ego, więc technicznie oznacza to, że jesteście
spokrewnieni.
Malfoy
zbladł z przerażenia. Był między młotem a kowadłem. Profesor McGonagall była
bardzo troskliwa względem swoich Gryfonów, ale nie mogło się to równać z tym,
jaki opiekuńczy był Syriusz względem Harry’ego. Twarz Malfoya szybko wykrzywiła
się i złożył ramiona na piersi.
-
Nie możesz mi nic zrobić albo stracisz swoją małą posadkę – powiedział z
ironicznym uśmiechem.
Syriusz
spiorunował Malfoya wzrokiem, po czym złapał go za ramię.
-
W takim razie gabinet McGonagall – powiedział surowo, po czym spojrzał na
Harry’ego. – Potrzebujesz zobaczyć się z Poppy? – Harry pokręcił głową. –
Dobrze. Idź do wieży Gryffindoru. Porozmawiamy o tym jutro. – Syriusz spojrzał
na Hermionę i Ginny, czekając, aż Hermiona poda mu różdżkę Malfoya. – Zostańcie
z nim.
Hermiona
i Ginny skinęły głowami, obserwując, jak Syriusz pociąga Malfoya w kierunku
gabinetu McGonagall. Gdy Syriusz zniknął z pola widzenia, Harry jęknął z
frustracją i zaczął wchodzić po schodach. Naprawdę tego teraz nie potrzebował.
Nie miał wątpliwości, że Syriusz zacznie swoją kampanię „Hogwart nie jest
bezpieczny dla Harry’ego”, ale faktem było, że Harry wiedział, że Malfoy nie
zrobiłby niczego szkodliwego. Malfoy wydawał się bardziej niż czegokolwiek
innego potrzebować pokrzyczeć na kogoś. Nie mógł wyjaśnić, skąd to wiedział, po
prostu tak było. Malfoy potrzebował kogoś, kogo mógłby obwinić za problemy w
jego życiu, a Harry był najlogiczniejszym wyborem.
-
Wszystko w porządku, Harry? – zapytała Hermiona, doganiając go. – Jeśli
zostałeś ranny…
-
Wszystko gra – nalegał Harry ze zmęczeniem. Ból pleców był teraz tylko tępym
uczuciem. Czymkolwiek Malfoy go uderzył, miało to tylko przyciągnąć jego uwagę,
nic więcej. – Syriusz po prostu znowu przesadza. Nawet najmniejszy siniak
wymaga wizyty u pani Pomfrey.
-
Czy możemy go winić za to, że taki jest? – zapytała Ginny po lewej stronie
Harry’ego, doganiając go. – Moje pytanie brzmi, skąd wiedział, że masz kłopoty?
Harry
wyciągnął swoje naszyjniki spod koszulki i pokazał je Ginny.
-
Są zaczarowane, by zaalarmować Syriusza i Remusa, gdy jestem w tarapatach –
powiedział, po czym wsunął wisiorki pod koszulkę. – Nie ważne, jak małych…
-
Albo jak dużych – powiedziała rzeczowo Hermiona. – Zgadzam się z Ginny. Nie
możesz winić Syriusza za to, że chce, żebyś był bezpieczny, Harry. To był jeden
z powodów, dlaczego Syriusz nie chciał, żebyś chodził sam. Nie mogę uwierzyć,
że Ron wrócił bez ciebie! Jego egoistyczne zachowanie musi się skończyć! Trwa
już za długo! Ch-Chyba czas wysłać list do pani Weasley.
Harry
popatrzył na Hermionę z przerażeniem, podczas gdy Ginny wyszczerzyła się.
-
Och! – wykrzyknęła. – Możesz sprawić, żeby wysłała mu wyjca? Mama nigdy nie ma
problemu z powiedzeniem Ronowi, że zachowuje się jak palant.
To
wcale nie brzmiało dobrze.
-
Nie sądzisz, że jeśli pani Weasley nakrzyczy na niego to tylko pogorszy
sytuację? – zapytał nerwowo Harry. – Co mu w ogóle powiedziałaś, Ginny?
Ginny
wzruszyła ramionami.
-
Powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy – stwierdziła niejasno. – Jest po prostu
zazdrosny, że my się z kimś całowaliśmy, a on nie.
Harry
zatrzymał się. Naprawdę nie podobało mu się to, co słyszał.
-
Co ma z tym wspólnego całowanie kogoś? – zapytał. – I o co chodzi z tym „my”?
Wasza kłótnia miała dotyczyć problemów Rona z tobą i Deanem.
Ginny
westchnęła poirytowana, po czym ruszyła dalej, a Harry i Hermiona podążyli jej
śladem.
-
Słuchaj, rozumiem, że wy nie chcecie, żeby ludzie wiedzieli o waszym życiu
osobistym – powiedziała, gdy dotarli na korytarz na siódmym piętrze, - ale
wszyscy wiedzą, że całowałaś się z Viktorem, Hermiono, a ty Harry, że całowałeś
Cho.
-
Nie nazwał bym tego całowaniem – zaprotestował Harry. – Ona mnie pocałowała, a
ja byłem zbyt zszokowany, żeby coś z tym zrobić. – Po prawdzie było to żenujące
doświadczenie, o którym raczej wolałby zapomnieć. Cho Chang była naprawdę dobrą
przyjaciółką. Nie mógł się zmusić, by postrzegać ją jako coś więcej.
Ginny
przewróciła oczami i machnęła ręką.
-
Ale technicznie całowałeś – powiedziała bezceremonialnie. – Chodzi o to, że Ron
jest idiotą. Nie mamy szans jutro wygrać, skoro nas atakuje przy każdej okazji.
Gdybym wiedziała, że będzie zachowywał się tak dziecinnie, powiedziałabym już
coś tego lata, żeby mama mogła na niego nawrzeszczeć. To jego własna wina, że
nigdy się z nikim nie całował. To on siedział w pokoju całą noc podczas Balu
Bożonarodzeniowego, ponieważ nie miał odwagi poprosić jakiejś dziewczyny, żeby
z nim poszła.
-
Ginny, nie pomagasz – powiedziała szybko Hermiona. – Jak ci powiedziałam
wcześniej, nigdy nie powinnaś była wciągać nas w kłótnię. Rona prawdopodobnie
czuje się samotny i wyładowuje się na nas wszystkich. Musimy wymyślić sposób,
żeby Ron się obudził i zdał sobie sprawę, że nie ma znaczenia to, czy się z
kimś całowało, czy nie. I ty musisz
przeprosić, Ginny.
-
Ja? – wykrzyknęła zszokowana Ginny. – Dlaczego ja mam przepraszać? Nie zrobiłam
nic złego. To Ron powinien mnie przeprosić; nazywał mnie prostytutką i innymi
przymiotnikami, którym nie odważyłabym się powtórzyć. Myślałam, że ty
zrozumiesz to lepiej niż ktokolwiek inny. – Nim można było cokolwiek
dopowiedzieć, Ginny przyspieszyła do portretu Grubej Damy, pozostawiając
Harry’ego i Hermionę w oszołomionej ciszy.
Gdy
tylko wejście w portrecie zamknęło się za Ginny, Hermiona prychnęła z irytacją.
-
Świetnie! – wykrzyknęła, zaczynając chodzić w kółko. – Właśnie tego
potrzebowałam, żeby dwójka Weasleyów była na mnie zła! Dlaczego w ogóle
próbuję.
Fale
niepokoju wylewające się z Hermiony niemal go dusiły.
-
Hermiono, masz rację – powiedział bezradnie Harry. – Ginny i Ron są po prostu
zbyt uparci, żeby zaakceptować to, że się mylą. Nigdy się nie przeproszą.
Musimy wymyślić, jak poprawić nastrój Rona, żebym nie musiał go jutro wyrzucić
z drużyny.
Hermiona
prychnęła.
-
Szczęśliwej drogi – powiedziała sarkastycznie. – Jestem zaskoczona, że po tym
wszystkim, co wywinął, wciąż jest w drużynie.
Harry
uszczypnął grzbiet swojego nosa z frustracją, aż zorientował się, co powiedziała
Hermiona. Miała rację. Potrzebował szczęścia,
żeby Gryffindoru odniósł jutro zwycięstwo. Na szczęście miał butelkę szczęścia
bezpiecznie zapakowaną w kufrze.
-
Hermiono, jesteś genialna – powiedział radośnie Harry, pociągając ją do
gwałtownego uścisku. – Masz rację! Będziemy jutro potrzebować szczęścia!
Hermiona
wysunęła się z ramion Harry’ego i spojrzała na niego zmieszana.
-
Dlaczego cię to tak cieszy? – zapytała.
Harry
szybko rozejrzał się na wypadek, gdyby ktoś podsłuchiwał, jak również sięgnął,
by poczuć czy w pobliżu nie ma jakiś zbłąkanych emocji. Kiedy nie wyczuł nic
poza dezorientacją i zmartwieniem Hermiony, Harry zrobił krok w jej stronę, nie
będąc w stanie powstrzymać szerokiego uśmiechu.
-
Felix Felicis – powiedział prosto. – Cały czas mieliśmy sposób, jak to wszystko
odwrócić.
Hermiona
popatrzyła na Harry’ego z niedowierzaniem.
-
Harry! – skarciła go. – To nielegalne! Słyszałeś profesora Slughorna!
Harry
szybko zakrył jej usta i rozejrzał się pospiesznie.
-
Próbujesz wszystkich ostrzec, że tu jesteśmy? – zapytał cicho. – Wiem, że
używanie go podczas imprez sportowych jest nielegalne. Musimy tylko sprawić, że
Ron uwierzy, że trochę wypił. To podbuduje jego pewność siebie i miejmy
nadzieję zapomni o tym całym bałaganie z Ginny. – Na widok niepewnego
spojrzenia Hermiony, Harry położył dłonie na jej ramionach i popatrzył jej
błagalnie w oczy. – Proszę, powiedz, że mi w tym pomożesz, Hermiono. To dla
dobra fizycznego i psychicznego wszystkich w Gryffindorze.
-
Nie waż się tego robić, Harry! – powiedziała Hermiona przyciszonym głosem. Mimo
że jej ton był surowy, nie był tak mocny jak chwilę temu. – Nie waż się
wywoływać u mnie poczucia winy! To jest złe i wiesz o tym! – Odwróciła się, jej
ciało było całkiem zesztywniałe. Harry wiedział, że mentalnie rozważała jego
prośbę, ponieważ Ron najwięcej na nią naskakiwał. – Co chcesz, żebym zrobiła? –
zapytała w końcu Hermiona.
-
Po prostu bądź sobą – stwierdził Harry z uśmiechem. – Podczas śniadania udam,
że dolałem czegoś do picia Rona. Ty musisz mnie przyłapać i próbować
powstrzymać Rona od wypicia tego.
Hermiona
spojrzała na Harry’ego sceptycznie.
-
No nie wiem, Harry – powiedziała niepewnie. – Nie rozumiem, jak to miałoby
wszystko naprawić. Co jeśli odwróci się to przeciwko nam?
Harry
wzruszył ramionami. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Była szansa, że to
odwróci się przeciwko nim. Była szansa, że Ron nigdy więcej się do nich nie
odezwie, ale nie różniło się to od obecnej sytuacji. Ron nie rozmawiał z nimi
poza okazjonalnymi sarkastycznymi komentarzami i to była jedyna rzecz, o której
myślał, która mogła coś zmienić.
-
Jestem gotów podjąć ryzyko – powiedział w końcu Harry. – Jeśli to się odwróci
przeciwko nam, powiedz Ronowi, że cię do tego zmusiłem. Wezmę na siebie winę.
Hermiona
ze złością spiorunowała Harry’ego wzrokiem.
-
Od kiedy jesteś w stanie mnie do czegoś zmusić, Harry Potterze? – zapytała,
kilkukrotnie trącając Harry’ego palcem w pierś. – Podejmuję własne decyzje i
wybieram pomóc ci z tym półmózgim planem, który pewnie sprowadzi na ciebie kłopoty.
Harry
przez moment patrzył na Hermionę z zaskoczeniem, po czym skinął głową.
-
Więc w porządku – powiedział, nie będąc w stanie wymyślić nic innego do
powiedzenia. – Idziemy?
Hermiona
skinęła głową, po czym weszła z Harrym przez portret Grubej Damy. Z każdym
krokiem Harry mógł mieć tylko nadzieję, że zrobił dobrze i że jutro nic nie
pójdzie źle, ponieważ szczerze nie potrafił wymyślić nic innego. Jedyną inną
opcją było podanie Ronowi Felix Felicis, co mogło doprowadzić do wielu
problemów. Gdy jutro przebrniemy przez
mecz, porozmawiam z nim. Powiem mu, że musi ruszyć do przodu.
Tak.
Na pierwszym miejscu było wygranie meczu Quidditcha, by uniknąć złości całego
domu Gryffindoru.
^^^
Następnego
ranka Harry i Hermiona obudzili się i zeszli na śniadanie bardzo wcześnie.
Hermiona kręciła się lekko, podczas gdy Harry ciągle sprawdzał, czy w jego
kieszeni jest wciąż zabezpieczona butelka Felix Felicis. Mógł wyczuć niepewność
otaczającą Hermionę i wiedział, że miała pewne przemyślenia na temat oszukiwania
Rona, ale nie było szans na wycofanie się, skoro dała Harry’emu słowo. Harry
nienawidził widzieć jej w takim stanie i zastanawiał się, czy to nie był zły
pomysł prosić ją o pomoc, ale nie potrafił sobie wyobrazić, żeby miał sobie
jeszcze radzić ze złością Hermiony.
Wielka
Sala była niemal pusta, kiedy do niej weszli, ale nie pozostało tak na długo.
Spoglądając w sufit, Harry dostrzegł, że niebo było czyste i błękitne. To
dobrze. Powoli przybyli podekscytowani Gryfoni, każdy życzył Harry’em
powodzenia podczas jego pierwszego meczu jako kapitan. Następnie przybyli
członkowie GD, w tym Cho Chang, która powiedziała Harry’emu, żeby lepiej
wygrał, żeby mogli się zmierzyć w finałach. Ponownie Gryfoni i Krukoni byli
faworytami do wygrania Pucharu Quidditcha. Malfoy nigdy nie wrócił do drużyny
Ślizgonów po swoim zawieszeniu w zeszłym roku, a ostatnim dobrym szukającym
Puchonów był Cedric Diggory.
W
końcu nadszedł Ron z resztą drużyny, otrzymując wiele nieprzyjemnych odgłosów
ze strony Ślizgonów i głośne oklaski ze strony Gryfonów. Gdy usiedli, cała
drużyna wyglądała na bardzo nerwową. Ron usiadł obok Harry’ego, zatracony we
własnym zdenerwowaniu. Nie zauważył nawet jak Lavender wyraża swoje powodzenia czy cokolwiek innego. Harry
wiedział, że to był czas działać.
-
Co powiesz na coś do picia, Ron? – zapytał swobodnie Harry. – Herbatę, kawę,
sok dyniowy? – Ron tylko wzruszył ramionami. Harry wykorzystał okazję, by
trącić Hermionę łokciem, kiedy w jedną dłoń wziął kielich Rona, a drugą
wyciągnął Felix Felicis. Ostrożnie wciągnął kielich pod stół i udał, że wlewa
do niego trochę eliksiru, po czym odłożył kielich z powrotem na stół i napełnił
go sokiem dyniowym. – Proszę, Ron. Lepiej to wypij. Potrzebujesz czegoś w
żołądku, żebyś nie zemdlał podczas gry.
-
Harry! – syknęła Hermiona na tyle głośno, żeby Ron ją usłyszał, gdy chwycił
kielich i uniósł do ust. – Co zrobiłeś?
-
Nic – powiedział Harry przez zęby, ale zauważył, że Ron spogląda na niego kątem
oka. Hermiona spiorunowała go wzrokiem, po czym uniosła się lekko i poruszyła,
by chwycić kielich. – Nie pij tego, Ron! – powiedziała ostro. Oczy Rona zwęziły
się. Hermiona spojrzała na Harry’ego z niedowierzaniem. – Wlałeś coś do tego
napoju – powiedziała. – Nie mogę w to uwierzyć!
Harry
spojrzał na nią niewinnie, a Ron i Hermiona wiedzieli, że robił tak tylko
wtedy, gdy rzeczywiście coś zrobił.
-
Nie wiem, o czym mówisz – powiedział, chowając butelkę z eliksirem do kieszeni.
Hermiona
zagapiła się na niego.
-
Widziałam cię! – nalegała, po czym spojrzała z powrotem na Rona. – Ron, nie pij
tego!
Ron
spiorunował ją wzrokiem, po czym opróżnił kielich jednym łykiem.
-
Nie jesteś moją matką, Hermiono – powiedział zirytowany. – Przestań mną
rządzić.
Hermiona
popatrzyła na Rona z niedowierzaniem, po czym usiadła; jej ramiona opadły w
porażce i bólu. Słowa Rona zraniły ją. To było jasne. Harry westchnął i sięgnął
pod stołem, by chwycić ją za rękę. Zamykając oczy, próbował wysłać jej fale
zapewnienia i współczucia. Próbował wysyłać emocje tylko kilka razy, ale to
było w kierunku zwierząt z lasu. Ludzie zawsze byli bardziej skomplikowani, ale
wiedział, że zadziałało, kiedy usłyszał, jak Hermiona sapnęła i lekko ścisnęła
jego rękę.
Otwierając
oczy, Harry zauważył wdzięczny uśmiech Hermiony, po czym odwrócił się do Rona.
-
Chyba powinniśmy ruszać – powiedział, puszczając dłoń Hermiony i wstając. Ron
jęknął i podniósł się. Harry wykorzystał okazję, by uśmiechnąć się do Hermiony,
po czym wyszedł z Ronem. Wykonała swoją część. Reszta należała do niego.
W
momencie, gdy wszedł na pokrytą szronem trawę, Harry spojrzał w niebo i
uśmiechnął się.
-
Chyba mamy szczęście, że pogoda jest tak dobra – powiedział nonszalancko. Ron
nie skomentował, ale uniósł wzrok, po czym rozejrzał się. Nie było żadnego
wiatru. Nie było też zbyt zimno. Był idealny dzień na Quidditcha.
Gdy
dotarli do przebieralni, Ginny i Demelza podbiegły do nich z uśmiechami na
twarzach.
-
Nie uwierzycie w to! – wykrzyknęła Ginny. – Ścigający Ślizgonów, Vaisey, nie
będzie dzisiaj grał! Wczoraj przyjął tłuczka na głowę! Mamy szczęście, czy jak!
Harry
nie mógł prosić o lepszą wiadomość albo lepszy komentarz Ginny. Uśmiechnął się,
po czym naciągnął szkarłatne szaty. Ron robił to samo, wydając się być
zagubiony w myślach. No dalej, Ron.
Poskładaj to w całość. Masz wszystkie wskazówki. Harry zaczął myśleć, że
Ron był zbyt pochłonięty swoim zdenerwowaniem, by rzeczywiście myśleć o tym, co
dziś rano zostało wypowiedziane.
Ron
był w połowie zakładania rękawic obrońcy, gdy odwrócił się i spojrzał z pewnym
zdziwieniem na Harry’ego.
-
Dolałeś czegoś do mojego soku dyniowego? – zapytał podejrzliwie. Harry
popatrzył na niego z niedowierzaniem. – To raczej dziwne, że Vaisey dzisiaj nie
gra. Jest ich najlepszym strzelcem.
Harry
popatrzył jeszcze chwilę na Rona, po czym wstał.
-
Zaraz zaczynamy – powiedział spokojnie. – Lepiej załóż buty.
Gryfońska
drużyna Quidditcha weszła na boisko w akompaniamencie krzyków i gwizdów. Z
drugiej strony stadionu czekała na nich ślizgońska drużyna. Wokół było tak
wiele ekscytacji, że ciężko było ją zignorować. Potrząsając głową, Harry
próbował skupić się na własnych emocjach, gdy stanął przez ich sędzią, panią
Hooch, która była gotowa wypuścić tłuczki, kafla i znicza ze skrzyni. Urquhart,
kapitan Ślizgonów, również podszedł, nie spuszczając z Harry’ego wzroku wypełnionego
nienawiścią.
-
Kapitanowie, podajcie sobie ręce – powiedziała surowo pani Hooch. Urquhart
chwycił dłoń Harry’ego i próbował ją zmiażdżyć, ale okręcając nadgarstek, Harry
chwycił dłoń kapitana Ślizgonów pod niewygodnym kątem, czyniąc to niemożliwym.
– Na miotły. – Wszyscy wykonali polecenie. – Na mój gwizdek… trzy… dwa… jeden…
Rozległ
się gwizdek, więc Harry i reszta odbili się mocno od zmrożonej ziemi i
odlecieli. Ścigający Gryfonów natychmiast przyjęli znajomą ofensywną pozycję,
nad którą pracowali przez ostatnie tygodnie. Harry szybko skupił swoją uwagę na
szukaniu znicza. Pozwolił, by wszystko z niego spłynęło, ufając, że jego zmysły
i empatia ostrzegą go przed niebezpieczeństwem. Skup się na tym, co możesz kontrolować. Zrobił wszystko, co mógł,
by zwiększyć pewność siebie Rona. Reszta należała do rudzielca.
Harry
był tak skupiony na znalezieniu znicza, że ledwie słyszał komentatora, którym
był Zachariasz Smith, gracz Puchonów i członek GD. Wiedział, że Smith wziął
jako osobistą obrazę to, że Gryfoni wygrali przeciwko Puchonom, więc mógł
zgadywać, że jego komentarze nie były na korzyść Gryfonów. Harry mógł mieć
tylko nadzieję, że Ron nie weźmie do siebie tego, co powie Smith, bo inaczej
będą mieć problem.
Na
szczęście Harry nie musiał się tym martwić. Po pół godzinie gry, Ron wykonał
całkiem sporo niezwykłych obron, o których Harry normalnie myślałby, że są
niemożliwe. Gryfoni prowadzili sześćdziesiąt do zera, a Ginny prowadziła, jeśli
chodziło o wbijanie punktów. Harry skupił swoją pełną uwagę na poszukiwaniu
znicza, ale wydawało się, że gdzieś się ukrywa. Nie zauważył go ani raz, tak
jak szukający Ślizgonów, Harper. Harry wykorzystał okazję, by powoli przelecieć
się wokół boiska w nadziei, że zobaczy błysk złota, którym mógł być znicz.
Musiał gdzieś być. Musiał go tylko znaleźć.
I
zobaczył go. Ślad złota unoszący się obok trybun Krukonów. Harry wystartował
bez namysłu. Siła wiatru wokół uciszyła wszelkie inne odgłosy. Im bardziej się
zbliżał, tym lepiej mógł rozróżnić trzepot skrzydeł znicza. Już niemal był,
kiedy znicz odleciał w prawo. Harry podążył za nim. Spoglądając szybko przez
ramię, Harry zobaczył, że Harper próbuje za nim podążać, ale zostawał w tyle.
Wrócił wzrokiem do znicza, skręcając w lewo ułamek sekundy za piłką. Był coraz
bliżej… bliżej… bliżej…
-
HARRY!
Harry
instynktownie zanurkował, by uniknąć tłuczka nadlatującego z lewej, ale nie był
dość szybki. Tłuczek uderzył ogon miotły, sprawiając, że Harry stracił
równowagę. Jego nogi przeleciały nad jego głową, a uścisk nieco zsunął. Harry z
desperacją podciągnął miotłę w górę, by złapać się odpowiednio. Spoglądając
szybko za siebie, zobaczył, że Harper uniknął tłuczka. Harry podciągnął się na
miotle i zobaczył, że znicz zniknął z jego pola widzenia.
Nie
minęło wiele czasu, gdy Harry zobaczył ponownie znicz, tym razem wysoko na
niebie. Ponownie wystartował, a Harper podążył tuż za nim. Tłuczki latały z
lewej i prawej, ale Harry szybko ich unikał, ale dostrzegł, że jego Błyskawica
nie reaguje tak szybko, jak zwykle. Zostałby ponownie uderzony, gdyby ostro nie
pociągnął miotły w górę, sprawiając, że zrobił fikołka w powietrzu. Leciał
teraz obok Harpera… szyja w szyję… obaj sięgali znicza… znicz był przy
koniuszkach ich palców…
W
akcie desperacji Harry podskoczył w górę, owinął palce wokół znicza i wylądował
owinięty jedną nogą wokół miotły. Szybko zmienił pozycję i uniósł znicz, by
wszyscy go mogli zobaczyć. Rozległ się gwizdek, sygnalizujący koniec meczu.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy zauważył ogłuszające wiwaty
dochodzące z tłumu. Harry szybko wylądował i natychmiast został otoczony przez
resztę drużyny, gratulując mu spektakularnego chwytu.
Gdy
tylko Harry zobaczył uśmiechniętą twarz Rona, w końcu pozwolił sobie na relaks.
Był to pierwszy uśmiech na twarzy Rona od tygodni. Ron radośnie klepnął
Harry’ego po plecach, gdy szli do szatni z resztą drużyny, zapominając o
wrogości. Dean ogłosił, że w Pokoju Wspólnym odbywa się impreza i w końcu
ludzie wyszli, zostawiając Rona i Harry’ego samych. Byli prawie gotowi do
wyjścia, kiedy weszła Hermiona z nerwowym wyrazem twarzy.
-
Gratulacje – powiedziała cicho Hermiona, powoli zbliżając się do Harry’ego. –
Oboje graliście naprawdę dobrze.
Ron
spojrzał na Harry’ego.
-
Tak – powiedział cicho Ron. – I wszyscy wiemy, czemu.
Harry
i Hermiona spojrzeli na Rona z zaciekawieniem.
-
Graliśmy dobrze – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – To wszystko. – Wyciągnął
butelkę Felix Felicis wciąż zabezpieczoną woskiem i podał mu ją. – Nic ci nie
podałem, Ron. Chcieliśmy, żebyś tak myślał. Broniłeś wszystko, ponieważ czułeś,
że masz szczęście i miałeś pewność siebie, żeby to zrobić. Zawsze miałeś
talent. Musiałeś tylko poradzić sobie z nerwami.
Ron
popatrzył na Harry’ego i Hermionę z niedowierzaniem, oddając Harry’emu eliksir.
-
Naprawdę nic nie było w moim soku dyniowym? – zapytał, po czym spojrzał na
Hermionę. – A ty mi pozwoliłaś powiedzieć do siebie takie rzeczy? – Na widok
uśmiechów Harry’ego i Hermiony, Ron pociągnął obu do gwałtownego uścisku. –
Zrobiłem to sam! – Nie mówiąc nic więcej, Ron puścił Harry’ego i Hermionę, po
czym wyszedł w pośpiechu z szatni.
Harry
i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym wzruszyli ramionami. Twarz Hermiony
wyglądała na lekko zarumienioną.
-
Cóż, poszło dobrze – powiedziała niespokojnie. – Chyba powinniśmy iść na
imprezę.
Podnosząc
Błyskawicę, Harry zauważył, że została uszkodzona przez tłuczek. Nie było to
mocne uszkodzenie, którego nie naprawiłyby zaklęcia naprawiające i szybka
obróbka.
-
Chyba Syriusz i Remus czekają, aż porozmawiam z nimi o ostatnim wieczorze –
powiedział Harry z żalem. Naprawdę nie czekał na tą dyskusję.
-
Och! – wykrzyknęła Hermiona. – Rozmawiałam z Syriuszem przed rozpoczęciem
meczu. Powiedział, że możesz iść na imprezę, ale chce, żebyś dziś wieczorem
przyszedł do Kwater Huncwotów na rozmowę. Powiedział też, że Malfoy dostał dwa
tygodnie szlabanu za zaatakowanie cię. – Posłała Harry’emu współczujące
spojrzenie. – Syriusz również powiedział, że spotka się z tobą przed portretem
Grubej Damy, ponieważ nie można ufać Ronowi, że skoncentruje się na kimś poza
sobą.
Harry
jęknął, przesuwając dłonią po twarzy. Świetnie.
Po prostu świetnie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował był Syriusz, który
wszędzie by za nim podążał. Jeśli będzie
to robił jako Midnight, przed końcem pierwszego dnia będzie miał dość psich
smaczków.
-
No to chodźmy – powiedział w końcu Harry i skinął na nią, by wyszli z
przebieralni. – Nie mogę uwierzyć, że zostanę zbesztany w dniu, kiedy wygrałem
mecz i wyleczyłem Rona z jego ponurości.
Hermiona
wyszczerzyła się, gdy szli razem do zamku.
-
Chyba dla kłopotliwych uczniów nie ma odpoczynku – powiedziała, wzruszając
ramionami. – I co masz na myśli mówiąc, że ty
wyleczyłeś Rona? Też się do tego przyczyniłam, dziękuję ci bardzo.
Harry
spojrzał na nią i uśmiechnął się.
-
Masz rację, Hermiono – powiedział szczerze. – Nie zrobiłbym tego bez ciebie.
Kiedy
w końcu dotarli do wieży Gryffindoru, Harry został powitany wielką ilością
oklasków. Wszyscy chcieli pogratulować Harry’emu dobrze wykonanej roboty,
jednak Harry nie widział nigdzie Rona. Zignorował wytrwałych braci Creevey i
irytującą Romildę Vane, która ciągle piorunowała wzrokiem Hermionę. Harry w
końcu odsunął się i dołączył do Hermiony, która też wydawała się szukać Rona. W
końcu zostali powitani przez Ginny, która miała na ramieniu Arnolda, swojego
Pufka Pigmejskiego, oraz najdziwniejszy uśmieszek na twarzy.
-
Zakładam, że szukacie Rona – powiedziała od niechcenia Ginny. – Hipokryta jest
tam. – Wskazała na róg pokoju, w którym z pewnością był Ron, ale nie sam. Była
z nim Lavender Brown, obejmowali się ramionami. – On naprawdę nie ma pojęcia,
co robi. Wygląda tak, jakby ją zjadał. No cóż. To był dobry mecz, Harry.
Powiedzenie,
że Harry był zszokowany, było niedopowiedzeniem. Cieszył się, że wokół było
zbyt wiele ludzi, więc nie mógł wyczuć tego, co czuł Ron, ponieważ naprawdę nie
chciał wiedzieć. Co Ron sobie myślał? Lavender Brown? Od kiedy jakkolwiek się
nią interesował? Hermiona wydawała się myśleć to samo, co on, ale zareagowała
całkowicie inaczej. Na jej nagły ruch, Harry odwrócił się i zobaczył, że
wybiega z Pokoju Wspólnego. Wszystkie myśli o uczestnictwie w przyjęciu
zniknęły, gdy za nim podążył.
-
Hermiono! – powiedział współczująco, sięgając w stronę jej ramienia, ale
przyspieszyła kroku. – Hermiono, zaczekaj!
Hermiona
nie zatrzymała się, póki nie dotarła do pierwszej klasy, otworzyła ją i weszła
do środka. Harry poszedł za nią, ale gdy tylko wszedł do klasy, nie wiedział,
co robić. Nie musiał sięgać daleko, by poczuć szok, ból i poczucie krzywdy,
które towarzyszyły Hermionie. Wiedział, że coś się działo między Ronem i
Hermioną, ale tak naprawdę nie rozwinęło się, ponieważ Ron przyjął postawę
„jestem kretynem, poradzę sobie z tym”.
-
Przykro mi, Hermiono – powiedział cicho Harry, opierając miotłę na ścianę. – Ja…
ja…
Hermiona
pociągnęła na nosie i roześmiała się drżąco.
-
Muszę być teraz dla ciebie otwartą księgą – powiedziała drżącym głosem, gdy
podeszła do biurka i usiadła na nim. Nie spojrzała mu w oczy. Harry wyczuł
wstyd mieszający się z innymi emocjami. Patrzył, jak wyciąga różdżkę i zaczyna
wyczarowywać małe, ćwierkające, żółte ptaszki. – To był tylko szok. Nie
spodziewałam się, że… tak szybko naprawi sprawy z wszystkimi.
Harry
westchnął, machając nadgarstkiem, by chwycić różdżkę i dołączył do Hermiony na
biurku. Wiedział, że to jej sposób radzenia sobie z sytuacją i zdecydował, że
przynajmniej mógł być przy niej, gdy go potrzebowała.
-
Przypuszczam, że to, jak dzisiaj grał, polepszyło opinię wszystkich na jego
temat – powiedział Harry, wzruszając ramionami i zaczynając wyczarowywać własne
żółte ptaszki. Po krótkiej chwili ciszy, Harry spojrzał na nią. – Czy Ron wie,
że go lubisz?
Hermiona
prychnęła.
-
Wątpię – powiedziała, gwałtownie machając różdżką, by wyczarować kolejnego
ptaka. – Rzadko widzi to, co ma przed sobą.
-
Niewiele ludzi widzi – stwierdził Harry, usuwając stado ptaków i chowając
różdżkę do kabury. – Bardzo niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, nim nie
jest za późno, Hermiono. Wiem, że jestem ostatnią osobą, która powinna dawać
rady na temat związków, ale jeśli go lubisz to dlaczego mu tego nie powiesz?
Ramiona
Hermiony opadły i opuściła różdżkę.
-
A jeśli on nie czuje tego samego? – zapytała tak cicho, że Harry musiał się
wysilić, by ją usłyszeć. – Co jeśli coś pójdzie nie tak i nasza przyjaźń
zostanie zniszczona? Musiałbyś wybierać, a nie mogę ci tego zrobić… nie mogę
nam tego zrobić.
Harry
objął ją ramieniem i pociągnął bliżej, opierając jej głowę o swój bark. Nie
wiedział, co na to odpowiedzieć. Wybierać między Ronem a Hermioną? Oboje byli
jego najlepszymi przyjaciółmi. Każdy wnosił coś wyjątkowego do grupy. Ron
wnosił humor, Hermiona zdrowy rozsądek, a… cóż… Harry próbował zrozumieć, co on
wnosił poza niekończącymi się przygodami. Nie chciał między nimi wybierać, ale
naprawdę czy mógł pozwolić, by Hermiona nie próbowała relacji z Ronem z jego
powodu?
-
Chcesz tego, Hermiono? – zapytał w końcu Harry. – Gdybyś miała nie brać pod
uwagę niczego poza swoimi własnymi uczuciami, spróbowałabyś dać temu szansę?
-
A ty? – odparowała Hermiona.
A to było dziwne pytanie. Mógł na nie odpowiedzieć na
dwa sposoby… poważnie lub dowcipnie. Harry zdecydował się być dowcipny.
-
Nie, chyba bym się nie zdecydował – powiedział z całą powagą i zauważył, że
ramiona Hermiony opadają. – Ron naprawdę nie jest w moim typie. Jestem pewny,
że jest świetnym gościem, ale nie widzę siebie z własnym bratem. To po prostu
złe na wielu poziomach.
Hermiona
dźgnęła słabo Harry’ego w żebra, jednocześnie zaśmiała się drżąco.
-
Nie wierzę w ciebie – powiedziała i ponownie go trąciła. – Jesteś okropny,
Harry. Naprawdę.
Oboje
podskoczyli, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, ujawniając dwie roześmiane
postacie. Fale beztroski i zażenowania otarły się o Harry’ego, gdy Ron wszedł
do środka, pociągając Lavender za rękę. Śmiech Rona szybko ucichł na widok
Harry’ego i Hermiony siedzących na biurku i przytulonych do siebie. Jednak
Lavender zachichotała jeszcze gwałtowniej niż wcześniej. Zauważając fale złości
i bólu dochodzące od Hermiony, Harry zeskoczył z biurka i wyciągną rękę do
Hermiony, by jej pomóc zejść. Przyjęła ją, nie spoglądając na twarz Harry’ego,
a ćwierkające ptaszki wciąż krążyły nad jej głową.
-
Chyba czas na nas – powiedział Harry do Hermiony. – Co powiesz na odwiedzenie
Syriusza i Remusa? – Hermiona skinęła głową. – Może uda ci się wyciągnąć mnie
od wykładu, który Syriusz przygotował dla mnie za zeszły wieczór? –
zaproponował. – Nie masz pojęcia, jak nużący potrafi być Syriusz, gdy myśli, że
jestem w niebezpieczeństwie.
-
O czym ty mówisz, Harry? – zapytał zdezorientowany Ron. – Co się stało wczoraj?
Hermiona
w końcu spojrzała na Rona, a jej oczy zwęziły się ze złości.
-
Wczoraj Harry został zaatakowany przez Malfoya – powiedziała sztywno, -
ponieważ ktoś był kretynem i
zignorował obietnicę, by nigdy nie zostawiać Harry’ego samego. A teraz Harry
musi spróbować przekonać Syriusza, że Hogwart jest dla niego wystarczająco
bezpieczny, by mógł zostać w szkole. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.
Ron
szybko spojrzał na Harry’ego z przerażeniem, ale Harry uniknął jego wzroku. Nie
chciał kolejnej kłótni i nie podobało mu się to, że Hermiona pogorszyła
rzeczywistą sytuację, ale wiedział, ze zaprzeczenie słowom Hermiony nie byłoby
najmądrzejszym posunięciem. Musiał ją odciągnąć od Rona, nim powie coś, czego
będzie żałowała.
-
Chodźmy, Hermiono – powiedział łagodnie Harry. – Możemy nawet porozmawiać z
Remusem o naszym zadaniu z eliksirów, jeśli mach ochotę.
Hermiona
przesunęła wzrok na Harry’ego, po czym skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
Harry podążył jej śladem, po drodze chwytając miotłę. Wszystkie pozytywne
emocje Rona zostały zastąpione ogromnym poczuciem winy. Harry nienawidził tego
uczucia. Wiedział, że Ron prawdopodobnie zasługuje na to, żeby się tak czuć z
powodu tego, jak wszystkich traktował, zwłaszcza Hermionę, ale to nie
oznaczało, że nie współczuł Ronowi.
Byli
niemal przy drzwiach, gdy Hermiona szybko odwróciła się i skierowała różdżkę w
Rona.
-
Oppugno! – krzyknęła, sprawiając, że wszystkie ptaszki, krążące wokół jej
głowy, zaatakowały Rona, po czym wyciągnęła Harry’ego z pokoju, nim Harry mógł
zrobić coś, by to powstrzymać.
Harry
z nią nie walczył. Wiedział, że Hermiona rzadko zachowywała się w taki sposób,
chyba że była naprawdę wściekła. Gdy tylko dotarli do klatki schodowej, Harry
odzyskał zmysły i pociągnął Hermionę bliżej, nie dbając o to, kto może ich
zobaczyć. Hermiona została skrzywdzona i tylko to było ważne. Nie wiedział, jak
jej pomóc przez to przebrnąć, ale był gotowy zrobić wszystko, co tylko mógł. To
zdecydowanie było dla niego nowe terytorium i bardzo cieszył się, że,
przynajmniej w tej chwili, był zbyt zajęty, by myśleć o lubieniu kogoś.