Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 21 listopada 2021

MH - Rozdział 26 – W jedności siła

Po raz pierwszy od dłuższego czasu skrzydło szpitalne w Hogwarcie było całkowicie pełne. Większość ludzi po prostu odsypiała emocjonalny stres, ale sporo było rannych. Remus Lupin dochodził do siebie po uszkodzeniu mięśni, które spowodował Fenrir Greyback. W oka mgnieniu będą jak nowe. Bill Weasley wciąż cierpiał po ataku Greybacka na jego twarz i prawdopodobnie nigdy już nie będzie taki sam. Cho Chang miała złamaną nogę i głębokie cięcie na plecach, ale jej obrażenia były już opatrzone. Mogła wyjść zaraz po przebudzeniu. Ernie Macmillan odsypiał wstrząs mózgu, Dean potrzebował wyleczyć złamany obojczyk, a Colin Creevey musiał poczekać, aż odrośnie mu kilka kości w ramieniu.

Potem były dwa łóżka osłonięte parawanami dla prywatności.

Najdalsze łóżko wciąż zajmowało ciało Albusa Dumbledore’a, przykryte prześcieradłem. Nikt jeszcze nawet nie próbował przenieść ciała, częściowo dlatego, że wciąż byli w szoku, a częściowo dlatego, że nie wiedzieli, co zrobić. Nikt nie chciał wystąpić naprzód i podjąć decyzji, gdzie będzie ostateczne miejsce spoczynku Dumbledore’a. Nikt nie chciał myśleć, że dyrektor Dumbledore będzie miał miejsce ostatniego spoczynku.

Następne miejsce zajmował nastolatek, który nie odniósł żadnych poważnych obrażeń fizycznych. Miał jednak więcej bandaży i był podłączony do większej ilości urządzeń niż ktokolwiek inny w skrzydle szpitalnym. Obrażenia Harry’ego Pottera były niemal podsumowaniem jego ostatnich kilku lat w Hogwarcie: fizyczne, emocjonalne i magiczne wyczerpanie oraz łagodny wstrząs mózgu. Miał też skaleczenia i siniaki na całym ciele, od których pani Pomfrey się wzdrygała. Aby pomóc Harry’emu wyzdrowieć, w jego grzbiet dłoni włożono igłę, która była połączona z rurką prowadzącą do dużej kolby zawierającej niebieskawy eliksir. Eliksir był mieszaniną mikstury regenerującej i odżywczej opracowanych w zeszłym roku, by pomóc komuś szybciej dojść do siebie po magicznym i fizycznym wyczerpaniu.

Taka mikstura pozwoliła też Harry’emu obudzić się we wczesnych godzinach porannych przed wszystkimi innymi. W oknach widać było promienie wschodzącego słońca, niezwykle oświetlając w skrzydle szpitalnym. Harry zdezorientowany otworzył oczy i zamrugał ze zmęczeniem na rozmazany obraz wokół niego. Jego ciało krzyknęło w proteście, gdy sięgnął do stolika nocnego po okulary. Wydawało się, że znalezienie ich zajęło mu niewiarygodnie dużo czasu, ponieważ każdy ruch wysyłał dodatkową iskrę bólu w górę jego ramienia i kręgosłupa. Powstrzymując jęk bólu, Harry założył okulary i zamrugał, gdy wszystko stało się wyraźne.

Po jego lewej stronie znajdował się parawan, po jego prawej kolejny, za krzesłem, które było obecnie zajmowane przez śpiącego Syriusza. Harry wpatrywał się w swojego ojca chrzestnego zdezorientowany, nim ogarnęły go wspomnienia tego, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Tak trudno było uwierzyć, że tak wiele mogło wydarzyć się w ciągu jednej nocy. Tak trudno było uwierzyć, że niecałe dwadzieścia cztery godziny temu Harry skupiał się głównie na egzaminach końcowych. Już nie. Teraz Harry martwił się, jak przeżyje bez Dumbledore’a w swoim życiu. Dumbledore zawsze służył pomocą, nigdy nie krytykując żadnego z błędów, które Harry popełnił przez te lata.

Wzdychając ze znużeniem, Harry usiadł powoli, krzywiąc się przy każdym ruchu. Jego trening uzdrowicielski kazał mu słuchać jego ciała i pozostać nieruchomym, ale była to ostatnia rzecz, jaką Harry chciał teraz zrobić. W łóżku nie miał do roboty absolutnie nic poza myśleniem, co oznaczało powtarzanie w kółko w umyśle poprzedniej nocy. Harry ostrożnie wyciągnął igłę z grzbietu dłoni i usunął kilka dziwnie wyglądających łatek z ramion, po czym wysunął się z łóżka. Jego stopy dotknęły zimnej, kamiennej podłogi, posyłając iskry bólu wzdłuż jego nóg. Chwytając się łóżka dla podparcia, Harry powoli podszedł do nóg jego łóżka, a jego ciało zdawało się robić silniejsze z każdym krokiem. Zamknął oczy i w myślach podziękował Hogwartowi. Za dobrze go znał.

Zanim podszedł do parawanu, Harry był w stanie stać i się nie podpierać. Jego oczy rozszerzyły się na widok ilości zajętych łóżek. Pan i Pani Weasley spali w złączonym łóżku obok łóżek zajmowanych przez Rona, Ginny i Hermionę. Żadne z nich nie wydawało się być ranne, co było ulgą. Wzrok Harry’ego padł na Billa Weasleya po drugiej stronie pomieszczenia. Skulił się w miejscu na widok twarzy Billa i natychmiast poczuł, że jego nogi niosą go bliżej.

Wypełniła go potrzeba zrobienia czegoś. Ledwo zdawał sobie sprawę, że Fleur śpi przy łóżku Billa, a kiedy do niego dotarł i przyjrzał się dobrze pociętej twarzy najstarszego z rodzeństwa Weasley, pokrytej okropnie pachnącym, zielonym żelem. Harry powoli uniósł ręce i trzymał je tuż nad twarzą Billa. Ciepło wypełniło go wraz z tym, które wydawało się przenikać z podeszew jego stóp i rozchodzić się w górę, a jego oczy powoli się zamknęły. Harry od razu wiedział, że Hogwart mu pomaga i pozwolił, by ciepło przeniosło się w kierunku jego dłoni. Lekko opuszczając ręce, Harry pozwolił sobie wpaść w trans i skoncentrował się na leczeniu. Poczuł zatrute rany na twarzy Billa i nakłonił skórę do zagojenia się.

Przez chwilę Harry myślał, że usłyszał westchnienie, ale był zbyt skupiony na przepływającej przez niego magii. Czuł, jak rany się zamykają i zaczął odczuwać coś głębszego, coś znajomego. To było prawie coś, co Harry czuł, kiedy leczył Remusa, ale nie tak skoncentrowanego. Bill był zarażony, ale nie był prawdziwym wilkołakiem. Ten wilk był bardzie stonowany, ale wydawał się mieć te same ochronne popędy, co Lunatyk.

- HARRY!

Oczy Harry’ego otworzyły się, a intensywne ciepło zniknęło, zastąpione pustką, którą normalnie odczuwał po wyleczeniu rozległych ran. Zakołysał się i natychmiast poczuł otaczające go ramiona. W ciągu kilku sekund nogi Harry’ego poddały się, powodując, że wraz z trzymającą go osobą opadli na podłogę. Wtedy Harry zobaczył, że pani Pomfrey podbiega do Billa, który usiadł i spojrzał na Harry’ego z przerażeniem.

Pomieszczenie wypełniło westchnienie, gdy wszyscy wpatrywali się w twarz Billa. Zamiast groteskowych nacięć były zaczerwienione blizny, które najprawdopodobniej nigdy nie znikną. Bill powoli sięgnął i dotknął swojej twarzy, jego palce przejechały po każdej bliźnie. Wzrok Billa przeniósł się na Fleur, która wydała z siebie podekscytowany pisk i wskoczyła w ramiona Billa. Z obojga spływały fale ulgi i szczęścia, gdy oboje płakali sobie w ramiona. Nikt nie miał odwagi im przerwać.

Pani Pomfrey prychnęła z irytacją, obiegła łóżko i uklękła przed Harrym.

- Nie wiem, co sobie myślałeś, Harry – powiedziała, sprawdzając jego puls. Co ci mówiłam o nadmiernym wyczerpywaniu swoich rezerw magicznych? Wciąż dochodzisz do siebie po ranach odniesionych ostatniej nocy!

Ramiona zacisnęły się wokół Harry’ego, gdy znajomy głos wypełnił jego uszy.

- Nie teraz, Poppy – ostrzegł Syriusz przez zaciśnięte zęby. – Możesz na niego nakrzyczeć później. Szybko musimy wymyślić, co powiemy.

Harry powoli pokręcił głową.

- To nie ja – uparł się. – Coś ciągnęło mnie do Billa. Nie mogłem tego powstrzymać. – Dobra, to było częściowo kłamstwo, ale wokół było zbyt wiele osób, by w ogóle wspominać o swoim połączeniu z Hogwartem. Przynajmniej w ten sposób nikt nie pomyśli, że Harry miał kontrolę nad tym, co się stało.

- To wystarczy – mruknął Syriusz i pomógł Harry’emu wstać. – Wracaj do łóżka, dzieciaku. Myślę, że nam wszystkim pomoże kilka kolejnych godzin snu.

Dłoń przesunęła się wzdłuż ramienia Harry’ego. Unosząc wzrok, Harry zobaczył, że Ron patrzy na niego ze współczującym uśmiechem. Syriusz podążył jego śladem i chwycił Harry’ego pod drugie ramię, co było nieco niezręczne z powodu różnicy wzrostu, nawet gdy Ron się zgarbił. Gdy tylko Harry odszedł od łóżka Billa, państwo Weasley podbiegli do syna. Pokój wypełniły szepty, gdy Harry został włożony do łóżka. Świetnie. Właśnie tego potrzebowałem. Pewnego dnia nauczysz się najpierw myśleć, a potem działać, Harry.

- Wystarczy! – oznajmiła pani Pomfrey, docierając do łóżka Harry’ego. – To skrzydło szpitalne, nie Wielka Sala! – Cisza wypełniła pomieszczenie, dzięki czemu pani Pomfrey skupiła się na Harrym. Natychmiast włożyła igłę z powrotem w grzbiet jego dłoni, po zdezynfekowaniu jej machnięciem różdżki. – Zostaniesz w tym łóżku co najmniej przez następne dwadzieścia cztery godziny, Harry – powiedziała surowo, po czym ściszyła głos. – Wiedziałeś, że lepiej tego nie robić. Rany pana Weasleya można było opatrzyć później.

Harry wpatrywał się w sufit, starając się zignorować troskę i rozczarowanie, które krążyły wokół pani Pomfrey. Nie rozumiała. Pomaganie ludziom było tym, co robił. Ale nie mogłem pomóc profesorowi Dumbledore’owi. Nie mogłem tego zatrzymać. Tak, Dumbledore odmówił pomocy, ale nie o to chodziło. Chodziło o to, że to nie wystarczyło. Niezależnie od tego, co zrobił zeszłej nocy, i tak ktoś umarł. Jego umiejętności nie liczyły się na nic, ponieważ zawsze istniało coś potężniejszego, co mogło je skontrować. Ta świadomość przerażała go bardziej niż chciał przyznać.

- Proszę wracać do łóżka, panie Weasley – powiedziała surowo pani Pomfrey. – Żadnych kłótni. – Ron niechętnie wyszedł, pozwalając Syriuszowi i pani Pomfrey zbliżyć się do Harry’ego. Pani Pomfrey zaczęła machać nad nim różdżką, podczas gdy Syriusz przesunął się w jego pole widzenia. – Żadnych dodatkowych obrażeń, Syriuszu – powiedziała cicho. – Jednak chcę, żeby otrzymywał ten eliksir jeszcze przez co najmniej cztery godziny. Ponieważ dyrektor… nie możemy po prostu ryzykować.

Syriusz westchnął i skinął głową, przeczesując palcami włosy Harry’ego.

- Wiem, że cierpisz, Harry – powiedział cicho. – Proszę, porozmawiaj ze mną.

Harry powoli przeniósł wzrok na Syriusza.

- On naprawdę odszedł – stwierdził cicho.

Wzrok Syriusza opadł na podłogę, gdy skinął głową.

- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał, siadając na skraju łóżka Harry’ego i biorąc go za rękę. Harry pokręcił głową, rozglądając się nerwowo. – Słuszna uwaga, Harry – powiedział cicho Syriusz. – Porozmawiamy o tym później z Lunatykiem, dobrze? – Harry skinął głową. – Powinienem cię poinformować, że Scrimgeour przyjdzie kiedyś, żeby porozmawiać, ale to dopiero wtedy, gdy poczujesz się na siłach.

Harry westchnął z frustracją, zamykając oczy. Naprawdę nie chciał w tej chwili zajmować się kampanią Scrimgeoura pod tytułem „Wspieraj Ministerstwo”. Prawdopodobnie myśli, że zgodzę się być teraz jego marionetką, skoro Dumbledore… Harry potrząsnął głową i wyrzucił tę myśl z głowy. Nie miał zamiaru marnować czasu na możliwe intrygi, przechodzące przez umysł Ministra Magii. Dostanie przez to tylko migreny.

Gdy Harry powoli zasypiał, państwo Weasley odwiedzili go, szybko mu dziękując i pocałowali go w czoło. Następną rzeczą, jaką Harry wiedział były odległe głosy powoli przywracające mu przytomność. Ktoś trzymał jego prawą rękę, podczas gdy ktoś inny powoli przeczesywał palcami jego włosy. Głosy napływały i znikały jak fale uderzające o brzeg i cofające się. To sprawiło, że niezwykle trudno było zrozumieć, co zostało powiedziane, ale Harry odkrył, że naprawdę go to nie obchodzi. Spanie wydawało się w tej chwili wyjątkowo dobrym pomysłem.

- Nie mogę uwierzyć, że „Prorok Codzienny” ma to zdjęcie.

- Przynajmniej przyznają, czyja to zasługa. Scrimgeour nie może teraz zaprzeczyć. To Harry ochronił Hogwart, nie aurorzy. Macie pomysł, co zajęło im tak dużo czasu?

- W tym samym czasie miał miejsce atak na mugolskie miasto. Jest na czwartej stronie, ponieważ „Atak na Hogsmeade” zajmuje pierwsze trzy strony. Czterech śmierciożerców złapanych i kolejna czwórka zabita, w tym Fenrir Greyback.

Cisza.

- Jaki werdykt?

- Jego poziomy magiczne się normują. Nie był tak podatny na eliksir, jak się spodziewałam.

- Co to znaczy?

- Jego ciało walczyło z eliksirem, Syriuszu. To nie jest powszechna reakcja, ale była taka możliwość.

- A skąd tyle o tym wiesz, Lunatyku?

- Razem z Poppy badaliśmy ten eliksir, odkąd został wynaleziony, dla dobra Harry’ego. Wiedzieliśmy, że to tylko kwestia czasu, zanim będzie go potrzebować. Harry nigdy nie odmawiał, gdy ktoś potrzebował pomocy.

- Myślisz, że wczoraj w nocy próbował uleczyć Dumbledore’a.

- Nie zdziwiłoby mnie to. Były na to wszystkie znaki. Poppy, czy nie mówiłaś, że wygląda na to, że trucizna została jakoś zmodyfikowana.

- Niekonieczne zmodyfikowany, Remusie. Umiejętności Harry’ego nie zmieniają dolegliwości. Sądzę, że po prostu dał systemowi odpornościowemu Albusa potężne wzmocnienie, by opóźnić działanie trucizny. Albus nie powinien się z kimś pojedynkować, zwłaszcza z tuzinem śmierciożerców. Harry z pewnością zrobił wszystko, co w jego mocy, ale tylko opóźnił nieuniknione. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się obwiniał…

Cisza.

Ręka wsunęła się pod jego ramiona i z łatwością wyprostowała górną część jego ciała. Harry powoli zamrugał, jednak szybko zamknął oczy widząc intensywny blask, który wypełniał otoczenie. Jego głowa dryfowała w morzu dezorientacji, gdy powoli opuszczano go na górę poduszek, podpierając górną część jego ciała pod wygodniejszym kątem. Na jego twarz zostały wsunięte jego okulary, gdy przyzwyczajał się do jasnego światła słonecznego, mrugając. Powoli wszystko wróciło do normy i Harry mógł dostrzec, że jego łóżko było otoczone przez ludzi. Pani Pomfrey, Syriusz i Remus byli po lewej, podczas gdy Ron, Hermiona i Ginny po lewej. Pan i pani Weasley, Tonks, Bill i profesor McGonagall stali w nogach łóżka. Każdy miał zaniepokojony wyraz twarzy, gdy pani Pomfrey szybko przebadała Harry’ego kilkoma machnięciami różdżki.

- Można się było spodziewać ospałości przy ilości eliksirów, które ci podaliśmy – powiedziała pani Pomfrey, chowając różdżkę do kieszeni. – Za kilka godzin powinno wszystko wrócić do normy. Jednak do tego czasu zostaniesz w łóżku, Harry. Jeśli masz z tym problem, znam kilka zaklęć, które cię do niego przywiążą.

Harry westchnął ze zmęczeniem i skinął głową. Naprawdę w tej chwili nie miał nastroju do kłótni.

- Co się dzieje? – zapytał cicho.

Syriusz usiadł i chwycił dłoń Harry’ego.

- Pomyśleliśmy, że powinniśmy cię poinformować o wszystkim, zanim przybędzie Scrimgeour – powiedział. – „Prorok Codzienny” w jakiś sposób zdobył zdjęcie, jak walczyłeś ze śmierciożercami i umieścił je na pierwszej stronie, żebyśmy nie mogli ukryć tego, co zdarzyło się poprzedniej nocy. Scrimgeour wie, że przyczyniłeś się do zwycięstwa i będzie zadawać pytania.

Harry z frustracją uszczypnął grzbiet nosa.

- Jakie pytania? – zapytał. – Jeśli chodzi o to, gdzie poszliśmy…

- Wtedy powstrzymamy się od odpowiedzi – przerwał mu spokojnie Remus. – Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Jednak pojawią się pytania dotyczące bramy głównej i niektórych zniszczeń w Hogsmeade. Naoczni świadkowie twierdzą, że coś potężnego wydawało się z tobą walczyć, zanim przybyliśmy.

Harry wpatrywał się w Remusa zdezorientowany, nim coś sobie uświadomił. Nie było naocznych świadków poza śmierciożercami. Więc jak „Prorok Codzienny” uzyskał te zdjęcia? Ktoś musiał być w Hogsmeade, ale jeśli to prawda, dlaczego Harry nie wyczuł tej obecności? Najprawdopodobniej przybyli po rozpoczęciu walki. Byłem zbyt zajęty próbą przetrwania, żeby ich zauważyć.

- Z tego, co jestem świadomy, nie było tam nikogo innego – powiedział gładko Harry, napotykając spojrzenie Remusa. – Byłem raczej wtedy dość zajęty.

Syriusz i Remus wymienili spojrzenia, po czym skupili się na Harrym.

- Tak właśnie myśleliśmy – powiedział uspokajająco Remus. – Chcieliśmy się tylko upewnić. Scrimgeour jest obecnie pod dużą presją z tego powodu. Niewielu ludzi czuje się komfortowo z faktem, że tylko grupa nastolatków stała między śmierciożercami a ich dziećmi. Najprawdopodobniej będzie dość porywczy i będzie domagać się odpowiedzi na pytania, których nie ma prawa zadać.

- Czy nie zawsze tak robi? – zapytał gorzko Harry. – Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?

Hermiona ścisnęła ramię Harry’ego ze współczuciem.

- Wszyscy wiemy, jak bardzo troszczyłeś się o profesora Dumbledore’a – powiedział cicho.

Harry odetchnął głęboko, odwracając wzrok.

- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym przesunął spojrzenie na Remusa. – Kiedy przyjdzie Scrimgeour?

- Za kilka godzin – rzucił ostrożnie Remus, po czym spojrzał na profesor McGonagall. – Moglibyśmy porozmawiać na osobności?

- Oczywiście, Remusie – powiedziała ze współczuciem profesor McGonagall. – Ufam, że spotkamy się później.

Remus skinął głową i przeniósł spojrzenie na Weasleyów. Zrozumieli aluzję i niechętnie wyszli, ale dopiero gdy ścisnęli pocieszająco nogi Harry’ego. Bill wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zdecydował się skinąć Harry’emu głową z wdzięcznością, po czym wyszedł za rodzicami. Ron i Hermiona wahali się, czy wyjść, ale surowe spojrzenie Syriusza powstrzymało wszelkie protesty. Ron i Hermiona szybko wciągnęli w nieco niezręczny grupowy uścisk, po czym niechętnie wyszli. Pani Pomfrey również wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Cisza wypełniła pokój, gdy Remus usiadł w nogach łóżka Harry’ego, jego zranione ramię wciąż było zabandażowane. Syriusz wyglądał na bardzo zestresowanego i jakby potrzebował kilku godzin snu. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, co dokładnie działo się przez ostatnie kilka godzin i ile z tego zostanie mu przekazane. Teraz pojawiło się tak wiele niepewności. Czy bez Dumbledore’a jako dyrektora Hogwart zostanie otwarty? Czy wszyscy zostaną odesłani do domów, gdzie będą kulić się ze strachu, zamiast uczyć się, jak się bronić? Dumbledore by tego nie chciał za nic w świecie.

- Harry – powiedział Syriusz, podnosząc znajomo wyglądający medalion, wiszący na złotym łańcuszku. – Poppy mi to dała. Był ukryty w szatach Dumbledore’a.

Biorąc medalion, Harry przyglądał mu się uważnie, prawie jak sparaliżowany. Był mniejszy, niż Harry sądził, że będzie i wydawało się, że czegoś mu brakuje. Odwracając go, Harry zdał sobie sprawę, co było. Brakowało wężowego „S”, które rzekomo było znakiem Slytherina. Zamykając oczy, Harry próbował sięgnąć zmysłami, ale nic nie poczuł, nawet od Hogwartu. To potwierdziło strach, który wypełniał go. To nie był medalion Slytherina. To nie był horkruks. To był zwykły medalion.

Zawrzały w nim gniew i frustracja, gdy ścisnął mocno medalion w pięść. Nie mógł w to uwierzyć. Wszystko, przez co przeszli zeszłej nocy, było na nic! Dumbledore zginął na daremno! Nie mogąc utrzymać wszystkiego w środku, Harry rzucił medalion w parawan, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział, czy chce krzyczeć, płakać czy coś zaatakować. Po prostu wiedział, że teraz wszystko wydawało mu się jeszcze bardziej beznadziejne.

Ramię owinęło się wokół Harry’ego i trzymało go, gdy jego ciało zaczęło się trząść.

- W porządku, dzieciaku – powiedział uspokajająco Syriusz. – Po prostu wyrzuć to z siebie. Wiemy, że to boli, ale musisz pamiętać, że Dumbledore wiedział, co robi. Wiedział, że jest szansa, że to się stanie. To był wybór Dumbledore’a, Harry.

- Ale to wszystko na nic! – zaprotestował ze złością Harry. – To nawet nie jest prawdziwy horkruks!

- Nie jest, Harry – powiedział cicho Remus, sprawiając, że Syriusz i Harry odsunęli się od siebie i spojrzeli na niego. W jednej ręce Remus trzymał medalion, a w drugiej stary skrawek pergaminu. Jego brwi zmarszczyły się w skupieniu, gdy męczył się rozszyfrowaniem, co na nim było. – To nie jest horkruks, ale to jest wskazówka. „Do Czarnego Pana, wiem, że zanim to odczytasz, będę już dawno martwy, ale chcę, byś wiedział, że to ja odkryłem twoją tajemnicę. To ja wykradłem twojego prawdziwego horkruksa i postanowiłem go zniszczyć. Zmierzę się ze śmiercią w nadziei, że kiedy trafisz na godnego siebie przeciwnika, będziesz znowu śmiertelny. R.A.B.”

Syriusz wyrwał Remusowi pergamin z ręki i przyjrzał mu się uważnie. Jego twarz powoli zbladła, oczy zamknęły, a ramiona opadły. Niedowierzanie i poczucie winy wylewały się z niego w przytłaczających falach, przez które Harry’emu trudno było oddychać. Ramiona owinęły się wokół Harry’ego i odciągnęły go od Syriusza, ale fale pozostały, topiąc go w rozpaczy.

- Syriuszu! – skarcił go Remus. – Kontroluj się! Zobacz, co robisz Harry’emu!

Harry odetchnął z ulgą, gdy emocje niech się cofnęły, pozwalając mu jasno myśleć. Syriusz wpatrywał się w niego przepraszająco z tak wielkim bólem w oczach, że Harry zaniemówił. Harry widział to spojrzenie tylko wtedy, gdy Syriusz mówił o poważnych błędach, które popełnił w przeszłości.

- O co chodzi, Syriuszu! – zapytał Harry z wahaniem. – Wiesz, kim jest R.A.B?

Syriusz odwrócił wzrok i skinął głową.

- Rozpoznaję pismo – powiedział cicho. – Napisał to mój brat. Regulus Arcturus Black. To go zabiło. Wiedział… mogliśmy wiedzieć, z czym mamy do czynienia…

- Syriuszu – ostrzegł Remus. – Regulus dokonał swoich własnych wyborów. Przynajmniej wiemy, że Voldemort go nie ma ani nie wie, co Harry i Dumbledore robili ostatniej nocy. Teraz musimy się tylko dowiedzieć, gdzie Regulus mógł ukryć prawdziwego horkruksa… co zrobimy, gdy wszystko się uspokoi.

To z pewnością był jakiś sposób patrzenia na tą sytuację. Harry wiedział, że nie mogą rozwodzić się nad popełnionymi błędami, ale tak trudno było zachować pozytywne nastawienie po tym, gdy tak wiele poszło nie tak. Śmierć Dumbledore’a otworzyła Harry’emu oczy na jeden wstrząsający fakt: nikt nie był bezpieczny przed zranieniem. Każdy z nich mógł być zabity w każdej chwili tej wojny. To absolutnie przeraziło Harry’ego. Nie zapomniał zeszłego roku, gdy myślał, że Remus umarł i to wystarczyło, by dać mu kopa. Im szybciej skończy się ta wojna, tym lepiej dla jego rodziny.

Zapora została zniszczona. Przez resztę popołudnia Harry rozmawiał z Syriuszem i Remusem o poprzedniej nocy i o tym, co przyniesie najbliższa przyszłość. Trzeba było podjąć decyzje, które mogły nie zostać zaakceptowane przez tych, którzy nie znali całej sytuacji. W obecnym czasie profesor McGonagall pełniła rolę dyrektorki, a profesor Slughorn miał przejąć obowiązki profesora Snape’a jako opiekuna Slytherinu. „Zdrada” Snape’a z pewnością była drażliwym tematem, zwłaszcza gdy Harry przekazał to, co powiedział mu Dumbledore. Syriusz wciąż był bardzo sceptyczny, podczas gdy Remus utrzymywał postawę „zobaczymy, co będzie”. To wszystko było dowodem, żeby Harry wiedział, że nie może powiedzieć Syriuszowi o tym, czego dowiedział się o przeszłości Snape’a. Mieli zbyt rozległą przeszłość, by rozważać tu racjonalność.

Harry musiał jeszcze zdecydować, czy zastosuje się do słów Dumbledore’a czy do tego, co chciały od niego jego złość i wściekłość. Nie ruszyłby szukać Snape’a, czy coś podobnie głupiego. Jednak następnym razem, gdy się z nim zmierzy, Harry wiedział, że Snape będzie potrzebował niesamowicie przekonującej obrony swoich działań. Harry nigdy nie mógłby zaufać Snape’owi, ponieważ wiedział, że prawdopodobnie Dumbledore był jedyną osobą, której Snape był lojalny. Wraz ze śmiercią Dumbledore’a Snape musiał dokonać wyboru i ten wybór przesądzi o wszystkim. Jak możesz znać prawdę, skoro twoje życie przez tak długi czas koncentrowało się na kłamstwie?

Parawany zostały usunięte, kiedy ciało Dumbledore’a zostało zabrane, by przygotować je do pogrzebu, który miał się odbyć w ciągu najbliższych kilku dni. Hagrid, Moody, pan Weasley i profesor McGonagall otoczyli unoszące się ciało aż do nieznanego miejsca, pozostawiając Harry’ego z uczuciem niesamowitej pustki. Nie sądził, żeby był gotów myśleć o tym, że nigdy więcej nie zobaczy profesora Dumbledore’a.

Cała Gwardia Defensywna odwiedziła go tuż przed obiadem, wszyscy dumnie nosząc blizny z poprzedniej nocy. Dzięki artykułowi w „Proroku Codzienny” cały czarodziejski świat dowiedział się, że Gwardia Defensywna Harry’ego Pottera odegrała ogromną rolę w zwycięstwie w Hogsmeade. Obecni członkowie otrzymywali listy z Ministerstwa, dziękujące im za wkład, podczas gdy osoby niebędące członkami ponownie błagały o przyłączenie się do grupy. Członkowie z siódmego roku wspomnieli nawet, że otrzymywali propozycje pracy, by mogli wziąć udział w szkoleniu aurorskim, co nie było zaskakujące. Ostatnia noc była oznaką tego, co Harry powiedział Scrimgeourowi kilka miesięcy temu. Zwyczajnie nie było wystarczającej liczby aurorów, by bronić wszystkich.

Podczas kolacji w skrzydle szpitalnym Harry, Syriusz i Remus zostali ostrzeżeni przez panią Pomfrey, że w końcu przybył Scrimgeour. Obecnie przemawiał do uczniów w Wielkiej Sali i najprawdopodobniej przyjdzie do skrzydła szpitalnego po kolacji, kiedy Remus miał spotkać się z profesor McGonagall. Syriusz oczywiście nie zamierzał opuścić Harry’ego, co niekoniecznie było czymś dobrym. Dla Syriusza był to długi dzień, co oznaczało, że jego temperament był bardziej wybuchowy niż zwykle.

Po kolejnym żmudnym badaniu przeprowadzonym przez panią Pomfrey, Harry został uznany za wystarczająco zdrowego, by wyjść… rano. Po słabych falach rozbawienia Harry mógł stwierdzić, że w tej chwili cieszyła się swoją pracą. Robiła to, ponieważ wiedziała, że nie znosił zostawać w skrzydle szpitalnym. Syriusz i Remus też nie byli pomocą. Wydawali się zgadzać, że jeszcze jedna noc z dala od tego bałaganu będzie dobra dla Harry’ego.

Kiedy z korytarza dobiegły głosy, Remus życzył Harry’emu powodzenia i wyszedł na spotkanie z McGonagall. Pani Pomfrey posłała Harry’emu współczujący uśmiech, po czym wycofała się do swojego biura, zostawiając Harry’ego i Syriusza samych. Gdy mijały sekundy, Harry robił się coraz bardziej nerwowy i odwrócił się, by spojrzeć przez okno na zachodzące słońce. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że znajdowali się obecnie w punkcie zwrotnym. Musiał dokonać własnego wyboru. Nie mógł zrobić tego sam. Teraz to wiedział. Potrzebował pomocy. Zakon potrzebował pomocy.

Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, wyrywając Harry’ego z zamyślenia. Syriusz natychmiast wstał z różdżką w gotowości, ale od razu ją opuścił, gdy zobaczył stojącego w drzwiach Rufusa Scrimgeoura, którego żółte oczy wpatrywały się w Syriusza. Bez słowa Scrimgeour zaczął kuśtykać w kierunku łóżka Harry’ego, jego laska stukała głośno w całym pomieszczeniu. Syriusz pozostał na miejscu, blokując Harry’ego przez Scrimgeourem. Harry wciąż patrzył przez okno, próbując zablokować fale napięcia, odbijające się od ścian.

- Black – powiedział szorstko Scrimgeour, docierając do łóżka. – Z tego, co słyszałem, jesteś częściowo odpowiedzialny za szkolenie, jakie przeszła Gwardia Defensywna.

Syriusz schował różdżkę do kieszeni i założył ręce na piersi.

- Pomagałem tylko w treningu fizycznym – powiedział sztywno.

Scrimgeour skinął głową ze zrozumieniem.

- Jest to coś, co obecnie wielu aurorów przeocza – stwierdził. – Wykonałeś świetną robotę, Black. Pomogłeś także udowodnić, jak wielu z nas się myliło. Dzieci mogą coś zmienić w tej wojnie. Potrzebują tylko szansy, żeby to zrobić.

Scrimgeour przesunął się w nogach łóżka, żeby mieć wyraźny widok na Harry’ego.

- Moje kondolencje, panie Potter, z powodu pańskiej straty – powiedział szczerze. – Może i nie zgadzam się z Dumbledorem, ale wszyscy wiedzieliśmy, jakim był wspaniałym czarodziejem.

Harry milczał, czekając na nieuniknioną propozycję.

- Chciałbym cię też pochwalić za ciężką pracę w przygotowaniu Gwardii Defensywnej – kontynuował Scrimgeour. – Jestem pewien, że słyszałeś już, że kilku z nich zaoferowano stanowiska w Ministerstwie, by pomogli w wojnie. Rozmawiałem z profesor McGonagall o pozostałej części semestru. W Hogwarcie będą stacjonować aurorzy, tak jak w pociągu w podróży z powrotem na stację King’s Cross.

- Co z przyszłym rokiem? – zapytał cicho Harry.

Scrimgeour westchnął przeciągle.

- To tak naprawdę zależy od rodziców i rady – powiedział. – Bez Dumbledore’a jako dyrektora…

- Hogwart to wciąż Hogwart – przerwał mu stanowczo Harry, odwracając się twarzą do Scrimgeoura. – To najbezpieczniejsze miejsce, w którym można być, póki ludzie nie nadużywają tego przywileju. Czy naprawdę pan myśli, że dzieci będą bezpieczne w domu? Każdy uczeń z GD znajduje się teraz na liście wrogów Voldemorta. Jedyny sposób na przetrwanie to uczenie ich tutaj, w Hogwarcie.

Scrimgeour przysunął krzesło i usiadł.

- Co pan proponuje, panie Potter? – zapytał biznesowym tonem.

Harry westchnął, pocierając oczy pod okularami. Dlaczego wpadam w takie sytuacje?

- Trzeba zwiększyć bezpieczeństwo w Hogwarcie, sprawdzać uczniów pod kątem Mrocznego Znaku i prawdopodobnie zatrudnić aurora na nauczyciela – powiedział w końcu. – Jeśli profesor McGonagall będzie dyrektorką, zostały dwa wolne miejsca. Proszę znaleźć kogoś utalentowanego w obronie i transmutacji.

- Słusznie – powiedział Scrimgrour, powoli kiwając głową. – Porozmawiam z profesor McGonagall. Przypuszczam, że jeden z twoich opiekunów na którymkolwiek stanowisku nie wchodzi w rachubę.

Harry patrzył na Syriusza przez dłuższą sekundę, po czym ponownie spojrzał na Scrimgeoura. Nie było już miejsca na dumę.

- Panie Ministrze, pomimo naszych różnic w opiniach, chcemy tego samego – powiedział szczerze Harry. – Chcemy śmierci Voldemorta. Tu nie chodzi o mnie, wizerunek Ministerstwa ani nawet o pana. Ta wojna dotyczy szalonego mordercy, który robi wszystko, co w jego mocy, by zniszczyć świat, jaki znamy. – Odwrócił się z powrotem do okna i popatrzył przez nie. – Jestem winien Dumbledore’owi dokończenia jego pracy.

Zapadła długa cisza, nim Scrimgeour odchrząknął.

- Zgadzam się, panie Potter – stwierdził. – Co ma pan na myśli?

Oddychając głęboko, Harry poczuł, jak dłoń chwyta jego własną. Dzięki, Syriuszu.

- Można powiedzieć, że rozejm – powiedział Harry, spuszczając wzrok. – Podam panu część prawdy o tym, co robił Dumbledore przez ostatni rok i co ja będę robił za niego. W zamian Ministerstwo nie będzie ingerować w to, co będę robił i zrobi wszystko, by faktycznie przygotować społeczność czarodziejów do tej wojny.

Scrimgeour spojrzał na Harry’ego podejrzliwie.

- Prosisz o wiele, a mało dajesz – powiedział szorstko.

Harry nie zamierzał się zachwiać, gdy napotkał spojrzenie Scrimgeoura.

- Przyjmuje pan albo nie – powiedział stanowczo.

Zapadła długa cisza, nim Scrimgeour skinął głową.

- No dobrze – powiedział twardo. – Daję ci słowo, że Ministerstwo pomoże w pana staraniach, panie Potter, i zrobi wszystko, co w jego mocy, by przygotować całą społeczność czarodziejów do wojny.

Harry skinął głową i wypuścił uspokajający oddech.

- Zanim skończyła się pierwsza wojna, Voldemort szukał sposobów, by stać się nieśmiertelnym – powiedział cicho. – Voldemort boi się śmierci bardziej niż czegokolwiek innego. Odkrył sposób na zapewnienie sobie przetrwania, gdyby jego ciało zginęło. Profesor Dumbledore starał się temu zapobiec. Ja będę próbował temu zapobiec.

Scrimgeour wpatrywał się w Harry’ego z niedowierzaniem.

- Jest pan pewny? – zapytał. Harry skinął głową. Scrimgeour wypuścił długi oddech, powoli kręcąc głową. – Jak mogę panu pomóc, panie Potter?

Harry zerknął na Syriusza, który patrzył na niego z dumą, po czym odwrócił się do Scrimgeoura.

- Potrzebuję, by aurorzy Tonks i Shacklebolt mi w tym pomagali – powiedział ostrożnie. – Zadanie, które muszę wykonać jest niebezpieczne i czułbym się lepiej, gdyby kilku wyszkolonych aurorów nam pomagało. – Scrimgeour otworzył usta, ale Harry uniósł rękę, by go uciszyć. – Ufam Tonks i aurorowi Shackleboltowi. Byli przy mnie w przeszłości i wiem, że w razie potrzeby pójdą za mną w bitwę.

Scrimgeour w zamyśleniu potarł podbródek.

- Zgadzam się co do Tonks, ponieważ jest częścią twojej rodziny – powiedział, – i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by Shacklebolt został przeniesiony do twojej obrony. Jeśli chodzi o Ministerstwo, chcemy, żeby teraz aurorzy za tobą chodzili. Oczywiście, nikt nie będzie podejrzewał, jeśli aurorzy przyjdą do mnie, gdybyś potrzebował coś przekazać. Czy mam rację, zakładając, że Black i Lupin będą częścią tej grupy? – Harry skinął głową. – Dobrze – powiedział Scrimgeour, wstając. – Będę pana informował na bieżąco, panie Potter. Ufam, że zrobi pan to samo.

Harry skinął głową, czując, jak ciężar na jego ramionach się podnosi.

- Dziękuję, proszę pana – powiedział z uśmiechem ulgi.

Scrimgeour skinął głową, pożegnał się i wykuśtykał ze skrzydła szpitalnego. Harry i Syriusz obserwowali go w ciszy. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Syriusz pociągnął Harry’ego do mocnego uścisku.

- Jestem z ciebie taki dumny, dzieciaku – wyszeptał Syriusz do ucha chłopaka. – Dumbledore też by był.

Harry mógł mieć tylko nadzieję, że Syriusz miał rację.

^^^

Pogrzeb Dumbledore’a zaplanowano na następny poranek. Wszystkie zajęcia i egzaminy zostały przełożone na inny dzień, by wszyscy mogli uczestniczyć w żałobie. Aurorzy czekali, by sprawdzić każdą czarownicę i każdego czarodzieja, którzy chcieli uczestniczyć w pogrzebie, za pomocą czujników tajności. Krążyły plotki, że ludzie są nawet sprawdzani pod kątem Mrocznego Znaku, ale nikt tego nie potwierdził ani temu nie zaprzeczył.

Cała Gwardia Defensywna czekała, aż Harry zostanie zwolniony ze skrzydła szpitalnego. Wydawało się, że GD wznowili swoje stanowiska ochrony Harry’ego przed każdym możliwym zagrożeniem. Ron i Hermiona postawili na oferowaniu cichego wsparcia, które zwykle było uspokajającą ręką Rona na ramieniu i pocieszającym uściskiem Hermiony. Oboje zdawali się rozumieć, że teraz nie był czas na zadawanie pytań lub rozmawianie o tym, co mogło zostać podsłuchane. Wciąż krążyły plotki o tym, jak Harry i Dumbledore zostali osaczeni przez śmierciożerców w środku nocy i większość z nich wydawała się skupiać wokół Voldemorta.

Scrimgeour wrócił na śniadanie, siedząc na krześle profesora Snape’a i rozmawiając cicho z profesor McGonagall. Madame Maxime z Beauxbatons przybyła i siedziała obok zrozpaczonego Hagrida, mocno ściskając jego dużą dłoń. Nie mając nastroju do jedzenia, Harry rozejrzał się po korytarzu, jego wzrok padł na rodziców, którzy przybyli do swoich dzieci, absolwentów pocieszających młodszych uczniów, których najprawdopodobniej nie znali oraz urzędników Ministerstwa rozlokowanych po dużym pokoju. Wszyscy mieli na sobie szaty lub czarne szkolne stroje, które dodawały ponurego nastroju. Harry’emu trudno było się skoncentrować przez wszystkie odbijające się wokoło emocje. Wokół było tyle smutku zmieszanego z żalem, rozpaczą, niepewnością i przerażeniem. Wyglądało na to, że szok w końcu minął, pozwalając wszystkim dokładnie zrozumieć, co śmierć Dumbledore’a oznaczała dla czarodziejskiego świata.

Profesor McGonagall powoli wstała i czekała, aż rozmowy ucichną.

- Już prawie czas – powiedziała stanowczo, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. – Proszę iść za waszymi Opiekunami Domów na błonia. Gryfoni, proszę za mną.

Wszyscy powoli wyszli z Wielkiej Sali. Harry trzymał pochyloną głowę, podążając za Ronem i Hermioną. Pomimo ciepłego dnia, Harry zadrżał, przechodząc przez Salę Wejściową. Nigdy wcześniej nie był na pogrzebie, ale wiedział, że jest to w zasadzie formalne wydarzenie, podczas którego ludzie żegnają się ze zmarłymi. Było to coś, czego nie był pewny, czy jest w stanie to zrobić. Wiedział, że profesor Dumbledore zginął. Po prostu nie wiedział, czy potrafi się pożegnać. O wiele łatwiej było pomyśleć, że był po prostu na naprawdę długiej podróży.

Docierając do dołu kamiennych schodów, Harry poczuł rękę na ramieniu i spojrzał w górę na Syriusza i Remusa. Odciągnęli Harry’ego od Gryfonów i poprowadzili w stronę jeziora, gdzie stały w rzędach setki krzeseł. Pośrodku znajdowało się przejście, które dzieliło krzesła na dwie grupy. Przed krzesłami stał duży, marmurowy podest, na którym najwyraźniej miało być złożone ciało Dumbledore’a. Harry zdusił szloch, a łzy wypełniły mu oczy. Nie był na to gotowy. Dlaczego nikt tego nie widział?

Ramię owinęło się wokół niego i przytrzymało nieruchomo.

- Wiem, dzieciaku – powiedział Syriusz ze współczuciem. – Chodź, Minerva chce, żebyś usiadł z przodu, ponieważ byłeś najbliższy rodzinie Dumbledore’a. – Na widok zaskoczenia na twarzy Harry’ego, Syriusz uśmiechnął się. – Była tam, kiedy umarł, Harry. Słyszała, jak nazywasz go „dziadkiem”.

Harry nie spuszczał wzroku z trawy, gdy Syriusz i Remus poprowadzili go w stronę krzeseł. Powietrze wypełniły szepty, gdy przechodzili do pierwszego rzędu. Syriusz wzmocnił uścisk i przyciągnął Harry’ego bliżej. W pierwszym rzędzie czekali na nich członkowie Zakonu, w tym Szalonooki Moody, Tonks, Charlie i Kingsley Shacklebolt. Tonks natychmiast mocno objęła Harry’ego i pocałowała go w policzek. Harry wypuścił drżący oddech, gdy Tonks odsunęła się i przesunęła się do boku Charliego, wsuwając dłoń w jego. Moody i Shacklebolt przywitali Harry’ego skinieniem głowy, ale ich oczy nie mogły ukryć płynących z nich silnych emocji. Obaj mężczyźni byli zdeterminowani, by podtrzymać swój wizerunek, mimo że śmierć Dumbledore’a wyraźnie na nich wpłynęła.

Gdy rozmowy zaczęły ucichać, Harry usiadł między Syriuszem i Remem, nie odwracając wzroku od marmurowego podestu. Ledwie zauważył personel Hogwartu i Scrimgeoura, przechodzących obok niego, by zająć pierwszy rząd krzeseł po przeciwnej stronie i tylko wypuścił drżący oddech, gdy profesor McGonagall zatrzymała się, by ścisnąć uspokajająco ramię Harry’ego. Niewyraźnie słyszał dziwny dźwięk dochodzący z jeziora, ale nie zawracał sobie głowy patrzeniem, co to takiego. Zauważył jednak Hagrida, idącego w stronę marmurowego podestu z czymś owiniętym w fioletowy aksamit, lśniący złotymi gwiazdami. Ponieważ Hagrid był tak ostrożny, Harry wiedział, że pod aksamitem kryło się ciało Dumbledore’a.

Gdy Hagrid położył ciało Dumbledore’a na podeście, łzy spłynęły po twarzy Harry’ego. Syriusz owinął rękę wokół ramion Harry’ego, podczas gdy Remus chwycił dłoń Harry’ego, delikatnie pocierając ją kciukiem. Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Hagrid wracał na swoje miejsce, ocierając wielkie łzy, spływające mu po twarzy. Harry nie mógł się zmusić do spojrzenia na aksamit, który przybrał postać leżącego pod nim ciała. Wypuszczając drżący oddech, Harry zamknął oczy i po prostu słuchał.

Ktoś przeszedł koło niego i zatrzymał się tuż przed marmurowym podwyższeniem. Zapadła krótka cisza, zanim zaczął mówić. Harry po prostu pozwolił, by słowa wlatywały jego jednym uchem, a wylatywały drugim. Żadne słowa nie zmienią tego, co myślał o Dumbledorze. Wiedział, że wszyscy postrzegają Dumbledore’a jako potężnego czarodzieja, jako przywódcę. Dla Harry’ego, Dumbledore był kimś, kto musiał podjąć trudne decyzje, kiedy nikt inny nie chciał ich podjąć. Dumbledore robił to, co uważał za najlepsze wyjście, nawet jeśli od czasu do czasu popełnił błąd. Zasadniczo Dumbledore był człowiekiem, jak wszyscy inni.

Tak jak ja.

Cisza była znakiem, że przemówienie się skończyło. Harry powoli otworzył oczy i spojrzał w górę na niskiego mężczyznę z kędzierzawymi włosami w prostych, czarnych szatach, który wracał na swoje miejsce. Harry powoli przeniósł wzrok na ciało Dumbledore’a i sapnął. Tuż nad nim pojawiły się iskierki światła, które zapaliły się w jasne, białe płomienie, zdające się otaczać ciało Dumbledore’a. Kilka osób krzyknęło w szoku, gdy płomienie rosły wyżej i wyżej. Harry natychmiast chwycił różdżkę, by spróbować to powstrzymać, ale został powstrzymany przez Syriusza i Remusa. Biały dym wypełniał powietrze i wydawał się tworzyć dziwne kształty. Przez chwilę Harry’emu wydawało się, że widział lecącego feniksa. Jego podejrzenia potwierdziły się, gdy usłyszał śpiew ptaka. Czerwone płomienie wybuchły tuż nad białymi i Fawkes pojawił się, zataczając koło, po czym wylądował na ziemi przed Harrym.

Harry powoli opadł na kolana, gdy biały ogień zniknął, ukazując biały, marmurowy grobowiec jako ostatnie miejsce spoczynku Dumbledore’a. Jego spojrzenie przeniosło się z Fawkesa na grobowiec i z powrotem na feniksa, po czym otworzył ramiona i pozwolił ptakowi wskoczyć mu na kolana. Harry owinął ramiona wokół Fawkesa i ukrył twarz w jaskrawoczerwonych piórach. Nie wiedział, jak długo siedział, trzymając feniksa, gdy ich łzy płynęły w harmonii. Harry wiedział tylko, że nie był jedynym, który stracił członka swojej rodziny.

Fawkes stracił brata.

^^^

Pozostałe dni w Hogwarcie dla wielu mijały powoli. Widziano teraz aurorów, patrolujących korytarze, których poinstruowano, by zgłaszali wszelkie podejrzane działania profesor McGonagall. Syriusz przejął stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią, a Remus pomagał profesor McGonagall z transmutacją, gdy ona dostosowywała się do obowiązków dyrektorki. Tonks została przydzielona do ochrony Harry’ego, a Shacklebolt miał do niej dołączyć, kiedy zostanie przeszkolony jego zastępca.

Harry został przeniesiony z wieży Gryffindoru do Kwater Huncwotów „ze względów bezpieczeństwa”, chociaż Harry wiedział, że tak naprawdę jest to dlatego, że Syriusz i Remus wciąż martwili się tym, jak ciężko zniósł śmierć Dumbledore’a. Prawdę mówiąc, Harry wiedział, że najprawdopodobniej cierpiałby z powodu koszmarów, gdyby Fawkes nie zaczął spać obok Harry’ego każdej nocy. Z jakiegoś powodu obecność Fawkesa sprawiła, że Harry poczuł, że część Dumbledore’a wciąż przy nim jest.

Ron i Hermiona spędzali każdą możliwą chwilę z Harrym w Kwaterach Huncwotów, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Harry w końcu powiedział im o wszystkim, co wydarzyło się tej nocy oraz ujawnił ostatnie sekrety, które przed nimi miał. Spodziewali się umiejętności leczenia po tym, co się stało z Billem, ale z pewnością byli zszokowali, gdy dowiedzieli się o powiązaniach Harry’ego z Hogwartem. Hermiona skarciła się za to, że nie rozpoznała znaków, po czym pobiegła do biblioteki pobadać sprawę. Ron tylko wzruszył ramionami i powiedział:

- Tylko tobie, Harry. To mogło się zdarzyć tylko tobie.

Ron poinformował Harry’ego, że pani Weasley już zaakceptowała Fleur po konfrontacji w skrzydle szpitalnym z powodu obrażeń Billa. Ślub wciąż był zaplanowany na sierpień, ponieważ rany Billa już nie istniały, dzięki mocy uzdrawiania Harry’ego. Harry próbował wyjaśnić Ronowi, co czuł w związku z wilczą stronę Billa, ale Ron wyglądał na tak zdezorientowanego jak zwykle. Według Rona, Bill wciąż był Billem. Po prostu miał od czasu do czasu ochotę na krwisty stek.

Jedna z trudniejszych dyskusji dotyczyła planów na przyszłość. Ron i Hermiona byli zszokowani, gdy się dowiedzieli, że Harry nie wróci z nimi do domu. Harry spędzi lato w Hogwarcie i skupi się na znalezieniu pozostałych horkruksów. Hogwart miał najbardziej wszechstronną bibliotekę w historii czarodziejów, której obecnie potrzebowali. Istniała również możliwość, że Hogwart będzie mógł pomóc, co było znacznie łatwiejsze, gdy nie było semestru. Ron i Hermiona natychmiast zaproponowali, że zostaną i pomogą, ale natychmiast ich zatrzymał, gdy wspomniał o ich rodzicach. W końcu Ron i Hermiona zgodzili się porozmawiać z rodzicami i miejmy nadzieję, że będą mogli przyjechać do Hogwartu po ślubie Billa.

Po raz kolejny ucztę pożegnalną ozdobiły czarne proporce na ścianie za stołem nauczycielskim zamiast kolorów zwycięzcy Pucharu Domów. Dzisiejszy wieczór był hołdem dla profesora Dumbledore’a. Harry spojrzał na puste krzesło na środku stołu i wypuścił drżący oddech. Prawie widział, jak Dumbledore tam siedzi z migoczącymi oczami, po czym wstaje, mówi coś, co absolutnie nie miało sensu i rozpoczyna ucztę. Harry zamrugał, by odgonić łzy i ponownie spojrzał na krzesło, by znów zobaczyć, że jest puste. Zmusił się do spojrzenia na swój talerz. Tak trudno było patrzeć na miejsce, w którym Dumbledore był nie tak dawno temu i zaakceptować, że już nigdy tam go nie będzie. To był główny powód, dla którego Harry unikał gabinetu Dumbledore’a jak zarazy. Było tam po prostu zbyt wiele wspomnień.

Profesor McGonagall wygłosiła końcowo roczne przemówienie, które ujawniło, że Hogwart rzeczywiście będzie otwarty w przyszłym roku dla tych, którzy chcieli wrócić. Wspomniała również, że za każdy rodzaj „kwestionowanej magii” stosowane będą surowe zabezpieczenia i kary. Większość uczniów odczuła ulgę, ponieważ pojawiły się plotki o zamknięciu Hogwartu. Teraz pytanie brzmiało, ilu rodziców pozwoli wrócić swoim dzieciom.

Nadszedł następny ranek i uczniowie w mgnieniu oka spakowali swoje kufry na podróż pociągiem do domu. Harry zszedł do holu wejściowego, by pożegnać się z przyjaciółmi. Został pociągnięty do większej ilości uścisków, niż sądził, że to możliwe, zwłaszcza przez uczniów z siódmego roku. Cho i Katie nalegały, by Harry skontaktował się z nimi, gdyby czegoś potrzebował, ponieważ były mu to winne za cały trening. Pożegnanie Rona i Hermiony było trudne, ale Harry obiecał, że będzie ich informował i skontaktuje się z nimi, jeśli będzie potrzebował pomocy.

Kiedy Hogsmeade opuścił ostatni powóz ciągnięty przez testrale, Harry odwrócił się i zobaczył stojących na schodach Syriusza, Remusa, Tonks, Shacklebolta i profesor McGonagall, którzy na niego czekali. Pomimo całego swojego stresu, profesor McGonagall nalegała, by być częścią misji Harry’ego, nawet jeśli jako doradczyni. Harry miał wrażenie, że był to jej sposób na zrobienie czegoś z tym, co przydarzyło się jej przyjacielowi i mentorowi przez tyle lat.

- To co, Harry – powiedziała z zaciekawieniem profesor McGonagall. – Możemy zabrać się do pracy?

Co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj.

- Tak, pani profesor – powiedział Harry, kiwając głową. – Proszę prowadzić.

Profesor McGonagall uśmiechnęła się lekko i odwróciła, by poprowadzić wszystkich do swojego gabinetu przy sali transmutacji. Mieli tak wiele obszarów do omówienia. Harry ostatnio popełnił błąd, kiedy został złapany nieprzygotowany. Nie zamierzał ponownie znaleźć się w takiej sytuacji. Nie miał wiedzy i doświadczenia profesora Dumbledore’a, więc musiał robić wszystko po swojemu. Harry miał tylko nadzieję, że ów sposób zadziała i dzięki temu profesor Albus Dumbledore będzie z niego dumny.

sobota, 20 listopada 2021

PDJ - Rozdział 26 – Przekonując Hedwigę

To był wspaniały, słoneczny dzień, idealny, by wznosić się na prądach i latać, aż poczuje zmęczenie, pomyślał tęsknie Harry, wychodząc przez frontowe drzwi domku Witherspoonów. Nie był to dzień na kłótnie ze swoim chowańcem. Mimo to Harry był pewien, że zbliżała się kłótnia. Zagryzając wargę, zmienił się w jastrzębia, dochodząc do wniosku, że zawsze łatwiej było mu rozmawiać z Hedwigą jako Freedom, mimo że miała tendencję traktować go jak swojego pisklaka. Jako jastrząb był bardziej pewny siebie i mniej podatny na ugięcie się pod naciskiem autorytetów, tak jak to robił, gdy był człowiekiem. Zastanawiał się przez chwilę, dlaczego tak się dzieje i zdecydował, że to dlatego, że Dursleyowie w młodym wieku wyszkolili go do posłuszeństwa autorytetom. Ale kiedy obudził się w laboratorium Snape’a jako jastrząb, zapomniał o wszystkich lekcjach, których nauczył się jako człowiek, więc był bardziej agresywny, skłonny do kłótni i znacznie bardziej niezależny. Ale który był prawdziwym Harrym? Jastrząb czy człowiek? Długo i ciężko myślał o tym po przemianie i zdecydował, że oba aspekty to on – niezależny i bezczelny Freedom oraz cichy, nieśmiały nastolatek.

Ale teraz potrzebował jastrzębia, nie człowieka, więc zmienił się we Freedoma. Gdy tylko zmienił skórę na pióra, skoczył w niebo i wzbił się w powietrze w dwóch uderzeniach skrzydeł. Łapiąc strugę wiatru, poszybował nad chatą, szukając sowy śnieżnej. Instynkt podpowiadał mu, że Hedwiga nie oddaliłaby się za daleko od domu, chowańce zwykle chciały znajdować się blisko wybranego przez siebie czarodzieja, a poza tym była na nieznanym terytorium i zostałaby blisko bezpiecznego miejsca.

Rzeczywiście po około minucie zauważył charakterystyczne biało-szare nakrapiane upierzenie. Hedwiga spala w zagłębieniu dużej jarzębiny, drzemiąc w ciągu poranka, jak to miała w zwyczaju, gdy polowała całą noc. Freedom zawahał się, bo budzenie Hedwigi zawsze było ryzykowne, nigdy nie wiadomo było, czy obudzi się zdenerwowana, czy nie. Mimo to był nagły wypadek i nie odważył się zwlekać z przełamaniem klątwy nad Severusem.

Pełen determinacji myszołów zsunął się bezgłośnie po prądzie powietrznym i wylądował obok sowy śnieżnej.

- Hedwigo? Proszę, obudź się. Muszę z tobą porozmawiać.

Sowa śnieżna poruszyła się, strząsając pióra, a jej głowa uniosła się kilka cali od jej puszystej piersi.

- Ktooo?

- Hedwigo, to ja, Freedom. Muszę z tobą porozmawiać, to naprawdę ważne. – Utrzymywał cichy ton, sowy miały doskonały słuch i nie było potrzeby krzyczeć jak źle wychowana wrona lub maldecorvae.

Jedno wielkie, żółte oko otworzyło się i Hedwiga powoli przesunęła się, by spojrzeć prosto na Freedoma.

- Tak? Co jest? Co się tym razem stało?

- W końcu go skończyłem. Eliksir.

Drugie oko Hedwigi otworzyło się i teraz wpatrywała się w niego obiema kulami.

- Jaki eliksir?

- Eliksir do zniszczenia sztyletu. Eliksir rozpuszczający klątwy.

- Co z Severusem? Jak do siebie dochodzi?

Freedom zawahał się, po czym odpowiedział ze smutkiem:

- Nie dochodzi do siebie. Na razie jest pod wpływem zaklęcia zastoju, póki nie zdołam zniszczyć sztyletu i złamać klątwy, zanim klątwa zniszczy jego. To jedyny sposób, żeby wyzdrowiał.

- Klątwa sztyletu dotknęła również jego – powiedziała ponuro Hedwiga.

- Tak, chyba tak. Jak to się stało, że nie wpłynęła na ciebie?

- Zaczęło, Freedom. Chociaż nie dotknęłam go bezpośrednio, niosłam go na kamienny kopiec wystarczająco długo, by usłyszeć jego głos w moim umyśle i poczuć, jak próbuje zerwać więzy między mną a tobą. To się nie udało, ale zdenerwowało mnie to i zaniepokoiło, to dlatego ostatnio do ciebie nie przyszłam. Chciałam mieć pewność, że działam z własnej woli.

- Och. Czy na pewno wszystko w porządku?

- Tak, pisklaku. Nic mi nie jest. Ten twój eliksir, czy jest wystarczająco silny, żeby na zawsze zniszczyć Sztylet Niezgody?

- Tak. Zrobiłem go dokładnie tak, jak uczył mnie Sev w Sylvanorze. – Freedom zaczął nerwowo skubać i czyścić piórka.

- Czy oczyszczałeś swój umysł?

- Tak. Każdej nocy, ale to nie pomaga przy koszmarach.

- Jakich koszmarach?

- W których Severus umiera.

- Ach. Wydawałoby się, że odzyskałeś sumienie. Czy powiesz mi, co się stało, że zaatakowałeś swojego mentora? Czarodziej, którego znałam, wolałby raczej odciąć sobie prawą rękę niż skrzywdzić przyjaciela, a tym bardziej swojego opiekuna.

Freedom zawahał się. To był moment, którego się obawiał.

- Byłem… opętany przez sztylet, Hedwigo, i nawet się nie zorientowałem. Przychodził do mnie w snach, udając, że to mała dziewczynka uciekająca przed złym czarodziejem. Oczywiście wtedy tego nie wiedziałem. Myślałem tylko, że to mała dziewczynka w tarapatach. Prosiła mnie, żebym ją chronił, a ja się zgodziłem.

- I dałeś się złapać w sidła – zahukała Hedwiga.

Freedom zadrżał, przypominając sobie, jak przekonujący był sztylet przebrany za bezradną dziewczynkę – dziewczynkę w niebezpieczeństwie. Zręcznie wpadł w pułapkę.

- Ale nie chciałem tego, Hedwigo! Nawet nie wiem, jak to dotarło do mojej głowy. Byłem chroniony, gdy znaleźliśmy ten cholerny przedmiot.

Sowa śnieżna zastanawiała się przez chwilę.

- Z tego, co zrozumiałam o sztylecie, działa swoje zło najlepiej, kiedy skóra dotknie metalu. Dlatego nigdy nie pozwoliłam, by moje szpony go dotknęły, podniosłam go szmatką, którą okrył go Severus. Czy kiedykolwiek dotknąłeś sztyletu swoją skórą?

- Ja… nie pamiętam. Z wyjątkiem gdy go podniosłem tuż przed tym, jak… pchnąłem nim Severusa – przyznał Freedom, zdolny do wypowiedzenia słów w formie jastrzębia lepiej, niż w ludzkiej. Jako człowiek był przytłoczony poczuciem winy i łzami, ale jastrzębie nie czują się winne jak człowiek oraz nie mają kanalików łzowych.

- Nigdy wcześniej nie dotknąłeś sztyletu? Myśl!

- Próbuję! Przestań na mnie krzyczeć! – warknął z irytacją Freedom.

- Myśl mocniej! – rozkazała władczo sowa śnieżna. – To jest ważne. Chcesz uratować Severusa czy nie?

- Oczywiście, że chcę! Jak śmiesz sugerować inaczej?

- Jak śmiem? Jeśli dobrze sobie przypominam, widziałam, jak stoisz nad nim z zakrwawionym sztyletem. Skąd mam wiedzieć, że nadal nie jesteś pod jego wpływem?

- Nie jestem, dobra! Gdybym był, dlaczego marnowałbym czas na warzenie tego eliksiru? Musisz mi tylko zaufać, Hedwigo.

- Lepiej powiedzieć, niż zrobić – powiedziała sowa ze smutkiem. – Spróbuj sobie przypomnieć, pisklaku. – Jej ton był teraz mniej szorstki i bardziej zachęcający. Kochała młodego czarodzieja całą sobą i prawie złamało jej serce zobaczenie, jaki był tamtej pamiętnej nocy, zagubiony w ciemności po popełnieniu jednej z najgorszych zbrodni – zabiciu swojego mentora. Podejrzewała, że sztylet zatopił w nim swoje szpony, ponieważ była pewna, że nie jest on z natury złym człowiekiem, ani też nie było łatwo doprowadzić go do gniewu i przemocy. Mimo to działała, by ocalić życie swojego przyjaciela, chociaż skrzywdzenie Harry’ego było czymś, na co musiała się przygotować. Ale tamtej nocy to nie był Harry, to było stworzenie sztyletu. Jak mogę się upewnić, że to nie jakaś sztuczka? Jak mogę znów mu zaufać?

Freedom wiedział, że Hedwiga nieufnie podchodzi do jego motywów, co go zasmuciło, bo kiedyś miał bezgraniczne zaufanie śnieżnej sowy. Sztylet naprawdę zasiał niezgodę między trójką towarzyszy, jak ostrzegała sama nazwa. Czy znów będą mieli całe zaufanie, co wcześniej? Freedom wrócił myślami do dnia, w którym odkryli w sierocińcu sztylet. Dnia, kiedy inferiusy zaatakowały z zaskoczenia spod podłogi, przez co rozlał cenny eliksir rozpuszczający klątwy. Przypomniał sobie bitwę i to, jak inferiusy zbliżały się do Severusa, ponieważ trzymał sztylet, który zobowiązały się chronić. Wtedy Harry powiedział Severusowi, żeby rzucił mu sztylet, żeby spróbować odciągnąć trochę inferiusów, więc Severus rzucił sztyletem nad głową i zdołał go złapać… ale coś się stało w chwili, gdy złapał sztylet…

Ale ręka mi się trochę ześlizgnęła z powodu rękawic i sztylet… przeciął mi twarz… to tylko małe cięcie, nic wielkiego… ledwie je poczułem… ale nawet płytkie cięcie mogło dać mu dostęp do mojego umysłu… och, Merlinie!

Freedom poderwał głowę.

- Hedwigo, już pamiętam! To było wtedy, gdy walczyliśmy z inferiusami w sierocińcu… - szybko zrelacjonował wydarzenia swojej sowie.

- Więc… tak mu się to udało. Z tego, co wywnioskowałam, być może sztylet chciał ci się wyślizgnąć, szukał pierwszej dostępnej osoby do swoich złych celów, a ty już na niego czekałeś.

- Jak dojrzała gęś na skubanie – powiedział z goryczą Freedom.

- Nie bądź dla siebie zbyt surowy. Nie jesteś pierwszym, kogo usidlił. Ale może będziesz ostatnim.

- Więc przyniesiesz mi sztylet? Proszę, Hedwigo. Muszę go zniszczyć. Tylko wtedy uratuję Severusa. On nie może umrzeć, Hedwigo. Nie po tym wszystkim, co przeszliśmy. Nie pozwolę na to. Proszę, pomóż mi – błagał Freedom, choć nie było to łatwe dla dumnego drapieżnika.

Hedwiga milczała przez kilka długich chwil.

- Ja… no nie wiem. Wierzę, że z własnej woli nie dźgnąłbyś Severusa, ale faktem jest, że sztylet wpłynął na ciebie w dużym stopniu i nawet jeśli twierdzisz, że jesteś od niego wolny, skąd mogę wiedzieć, że to prawda? Skąd mam wiedzieć, że nie jest to podstęp, by dostać sztylet w swoje ręce i użyć go do dokończenia tego, co zacząłeś? Sztylet Niezgody jest legendą wśród sów. Nazywamy go Przeklętym Złotym Szponem i każda sowa wie, żeby się go wystrzegać.

Freedom zawiesił głowę.

- Przysięgam ci na wszystko, co mi drogie, że nie jestem już sługą sztyletu.

- Ach, Freedom. Gdybym tylko mogła ci zaufać.

- Możesz, do cholery! Sądzę, że sztylet wpłynął też na ciebie i sprawił, że zaczęłaś mnie podejrzewać. On uwielbia robić problemy między przyjaciółmi. Zaufaj mi, Hedwigo. Zawsze to robiłaś.

Hedwiga spojrzała na niego posępnie.

- To było zanim prawie zabiłeś swojego mentora przeklętym sztyletem. Potrzebuję czasu. Żeby pomyśleć.

- Nie mam czasu, Hedwigo! Nie wiem, jak długo Sev może zostać pod peleryną zastoju i chcę jak najszybciej zniszczyć ten cholerny sztylet.

- Przykro mi, ale nie mogę ryzykować, że znowu zostaniesz opętany. Jeśli mam go dla ciebie zabrać z kryjówki, nie mogę mieć wątpliwości, że zniszczysz tą przeklętą rzecz. Całkowicie, kompletnie i nieodwracalnie. A teraz… nie jestem pewna, czy ci ufać.

- Posłuchaj, jeśli mi nie zaufasz, czy przynajmniej posłuchasz jednego z Witherspoonów? Byli ze mną cały czas, gdy tu byłem, obserwując, jak robię eliksir.

Hedwiga nie wyglądała na przekonaną.

- Czy poręczą za ciebie?

- Tak myślę. Pozwól mi pójść i zapytać. – Po tych słowach Freedom wyleciał z jarzębiny i okrążył domek, po czym wylądował i wszedł do środka, by porozmawiać z Jacem i jego matką. Grace była animagiem, pustułką i być może uda jej się namówić Hedwigę na przyniesienie sztyletu, a Jace obserwował od początku do końca, jak warzył cały eliksir i mógł ręczyć za jego determinację i poświęcenie w przygotowaniu.

Ale zatrzymał się w progu domku, zdając sobie sprawę, że żaden z Witherspoonów nie znał prawdy o tym, co się stało tamtej nocy. Był zbyt zawstydzony i bał się przyznać do prawdy, bojąc się przyznać do prawdy, bojąc się, że kiedy dowiedzą się, co zrobił, wyrzucą go, nie chcąc chronić w domu mordercy. Albo prawie mordercy.

Przez chwilę wpadł w panikę. Jak mam im powiedzieć? Znienawidzą mnie. Nie zrozumieją. Jak mogę przyznać, że byłem opętany i niemal zabiłem Severusa, że nie było żadnego śmierciożercy, który uciekł?

Przez kilka długich chwil stał na ganku, trzymając dłoń na klamce, czując, jak jego żołądek ściska się z nowego niepokoju i strachu. Muszę im powiedzieć. Nie mam wyboru. Zbierając całą swoją osławioną gryfońską odwagę, bladą i niejasną w porównaniu z jego przerażeniem i strachem, przekręcił klamkę i wszedł do domku.

Znalazł Grace, siedzącą przy kuchennym stole, sączącą kawę i czytającą Proroka. Jace ziewał i właśnie kończył dużą miskę owsianki oraz słyszał, jak Jasper czyta Jilly w pokoju. Minął ich w drodze do kuchni, ale byli tak pochłonięci książką, że nawet go nie zauważyli, a on był tak skupiony na znalezieniu Jace’a, że prawie nie zwracał na nich uwagi.

Zatrzymał się w kuchni i pozostał tam, przestępując z nogi na nogę. Poczuł się jak jastrząb przed bronią myśliwego albo jeleń złapany w reflektory samochodu, sparaliżowany strachem i niezdolny do myślenia.

Z niesamowitą intuicją, którą posiadali czytający, oboje Witherspoonów jednocześnie uniosło wzrok.

- Harry, coś się stało? – zapytała Grace z oczami pełnymi współczucia.

- Znalazłeś swoją sowę? – zapytał Jace. – Nic jej nie jest?

- Tak, nic jej nie jest. To przez nią tu jestem. – Wypuścił wstrzymywany oddech. – Ja… mam wam coś do powiedzenia. Nie spodoba wam się to i prawdopodobnie potem mnie znienawidzicie, ale proszę, wysłuchajcie mnie.

- Może usiądziesz? – zaprosiła Grace.

Harry podszedł do krzesła, chociaż czuł się tak, jakby jego nogi należały do kogoś innego. Usiadł. Potem zaczął szybko mówić, zanim zawiodą go nerwy.

- Wiecie, jak powiedziałem wam, że to sztylet dźgnął i prawie zabił Severusa? I wszyscy myśleliście, że zrobił to śmierciożerca? Cóż, to nie jest prawda. Prawda jest taka… że to ja zaatakowałem Severusa sztyletem. Kontrolował mnie… Nigdy bym tego nie zrobił, gdyby… gdyby nie wszedł do mojej głowy, gdzie zawładnął moimi snami, a potem mną w prawdziwym życiu. Gdy byłem… pod jego wpływem… prawie zabiłem profesora Snape’a.

Czekał na westchnienie oburzenia, na to, jak Grace wstanie i wyrzuci go z domu, na to, jak Jace nazwie go plugawym, morderczym zdrajcą.

Zamiast tego zapadła cisza.

Harry powoli uniósł wzrok i spojrzał na dwójkę czarodziejów. Grace nie wyglądała na oburzoną, ani zniesmaczoną, ani nawet złą. Jej niebieskie oczy były ciemne ze smutku. A Jace… Jace wyglądał niemal tak, jakby czuł ulgę. Harry nie mógł pojąć, dlaczego. Wciąż czekał, aż wydarzy się coś złego.

W końcu odezwał się Jace.

- Wiem, Harry. Wiedziałem już od kilku dni.

- Jak? Obiecałeś, że nie będziesz czytać mi w myślach – krzyknął defensywnie Harry.

- I nie czytałem – rzucił spokojnie Jace. – Mówisz przez sen. Zwłaszcza, kiedy śnisz. Tamtej nocy… śniłeś o tym, co się stało… i to mnie obudziło. Ciągle przepraszałeś profesora Snape’a… i powiedziałeś, że tego nie chciałeś… że sztylet cię zmusił… wtedy się dowiedziałem.

- I nic mi nie powiedziałeś?

- Nie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. No i… jestem Ślizgonem. Nie wtykam nosa w nieswoje sprawy, zwłaszcza jako czytający. Pomyślałem, że gdybyś chciał, żebym wiedział, powiedziałbyś mi.

Harry był oszołomiony. Gdyby to Ron albo Hermiona podsłuchali go, jak mówi coś takiego… oboje przez cały następny dzień by przy nim byli, chcąc wiedzieć, co się stało. Nigdy nie byliby w stanie powstrzymać swojej ciekawości albo być cicho przez tak długo. Powiedział to Jace’owi, na co Ślizgon roześmiał się.

- Bo są Gryfonami. Większość Gryfonów nie jest w stanie utrzymać czegoś w tajemnicy nawet za cenę życia. Ale Ślizgoni pójdą do grobu z sekretem, jeśli jest to konieczne.

Harry niemal uśmiechnął się. Severus był doskonałym przykładem tej cechy. Kto wiedział, ile sekretów Mistrz Eliksirów trzymał w swoim sercu? Spojrzał na Grace.

- Ty też nie wyglądasz na zaskoczoną. Jace ci powiedział?

- Nie musiał, Harry – stwierdziła cicho Grace. – Wyczuwałam, że nosisz w sobie wielki ciężar. Widziałam to w twoich oczach. Oczy są oknami duszy.

- Więc widziałaś we mnie mordercę, prawda?

- Nie, Harry. Widziałam młodego chłopaka, tonącego w rozpaczy i poczuciu winy, a jednocześnie zdeterminowanego, by pomóc komuś, na kim bardzo mu zależy. Kiedy wspomniałeś o sztylecie, mogłam tylko zgadywać, co się stało. Jak ci wcześniej powiedziałam, Sztylet Niezgody ma długą i krwawą historię osłabiania niewinnych. Jestem pierwszej rangi zaklinaczką, o sztylecie dowiedziałam się dawno temu podczas nauki, podobnie jak wszyscy, którzy mają mój talent, byśmy nie próbowali stworzyć czegoś takiego. Przez te wszystkie dusze, które sztylet zepsuł, w pewien sposób stał się samoświadomy. Wiedział, co robi, gdy wybrał ciebie na swoje naczynie dla swoich morderczych pragnień, dziecko. Najbardziej kocha psuć niewinnych, zabierając to, co było czyste i niszcząc to chciwością, urazą i nienawiścią. Ale nie udało mu się, Harry.

Zamrugał.

- Ale… jak możesz tak mówić? Uniosłem sztylet i dźgnąłem Severusa.

- Ale nie zabiłeś go – zauważyła Grace. – Gdybyś był całkowicie marionetką sztyletu, Severus już by nie żył tamtej nocy. Ale coś w tobie oparło się i sztylet nie mógł sprawić, byś zabił swojego mentora. A gdy tylko zorientowałeś się, co zrobiłeś, odrzuciłeś zatrute słowa sztyletu, prawda?

- Hedwiga zmusiła mnie do puszczenia sztyletu. Nie mogłem go puścić.

- A co wtedy zrobiłeś, Harry Potterze? Czy natychmiast próbowałeś chwycić sztylet? A może próbowałeś uratować swojego mentora?

- Ja… próbowałem uratować Severusa. Ale wciąż jestem skażony sztyletem, Grace.

- Tak, ale nie w sposób, w jaki byłbyś, gdybyś uległ całkowicie. Dotknęło cię zło, ale nie naznaczyło jako własnego.

- Skąd możesz to wiedzieć? – krzyknął Harry w udręce. – Jak możesz być pewna? Sam nawet nie wiem.

- Z powodu Jilly – odpowiedział Jace. – Kiedy wspięła się na twoje kolana i cię przytuliła, czytała cię empatycznie. I gdybyś był taki, jak mówisz, nigdy nie zbliżyłaby się do siebie na bliżej niż dziesięć stóp. Może mieć tylko dwa lata, ale pozna złą osobą, gdy ją wyczuje. Nie da się ukryć zła przed empatą. Oni zawsze wiedzą.

Harry spojrzał na niego sceptycznie.

- Kiedy spotkała kogokolwiek złego?

- Na peronie 9 i 3/4. Moi rodzice zabrali ją, żeby się ze mną pożegnała i ponieważ nie mogli zostawić jej samej. I wpadliśmy na peronie na Lucjusza Malfoya. Jilly spojrzała na niego i zaczęła krzyczeć. Nazwała go złym człowiekiem i nie chciała nawet na niego patrzeć. Jilly nigdy nie reaguje tak na ludzi, kilka chwil wcześniej się śmiała, machając do innych, póki ojciec Draco na nas nie wpadł. I wiesz, kim on jest, prawda?

- Śmierciożercą.

- Twierdzi, że nie jest, ale ufam mojej córce nad tym, co powie ta przebiegła żmija – stwierdziła Grace, a jej niebieskie oczy były wzburzone. – Kiedy zapytałam Jilly, dlaczego płacze i krzyczy, powiedziała, że ten zły człowiek ją przestraszył, że przez niego poczuła chłód i ciemność. To dość dokładne określenie aury mrocznego czarodzieja, jak na dwulatkę. Ale ty taki nie jesteś, Harry.

- Ale sztylet mnie opętał!

- Tak, ale tylko na kilka chwil. I musiał użyć podstępu, żebyś skrzywdził Severusa, bo nie zgodziłbyś się dobrowolnie. A to czyni różnicę.

- Jesteś pewna?

- Tak. Gdybyś był tym mrocznym czarodziejem, za którego się uważasz, moje osłony powstrzymałyby cię przed wejściem do mojego domu. A wszedłeś bez problemu.

Po raz pierwszy od tamtej strasznej nocy Harry poczuł, jak zaczyna w nim kiełkować ziarno nadziei.

- N-naprawdę w to wierzysz?

- Nie wierzę, Harry. Ja to wiem. Zło nie może żyć, jeśli się je narzuci sercu.

- Czy… powiesz to Hedwidze? Ponieważ nie da mi sztyletu, póki mi nie zaufa, że ponownie nie wpadnę pod jego urok.

- Oczywiście. Gdzie ona jest?

- Na zewnątrz, w jarzębinie.

Grace przybrała formę pustułki i wyleciała przez okno.

Pustułka dotarła do Hedwigi zanim wyszli na zewnątrz i chociaż Jace nie rozumiał ptasiej mowy, Harry nie miał z tym problemów i przetłumaczył mu, co mówią.

- Cześć, Hedwigo i witaj w moim domu. Jestem Dawnfire.

- Miło cię poznać, Dawnfire. Wybacz, że wcześniej się nie przedstawiłam – powiedziała Hedwiga.

- Miałaś dużo do przemyślenia.

- Tak, po tym wszystkim, co się stało, to cud, że nie straciłam piórek.

- Przyszłam porozmawiać z tobą w imieniu twojego czarodzieja.

- Powiedział ci, co zrobił?

Pustułka pokiwała głową.

- Powiedział raczej, do czego zmusił go sztylet.

- Chce, żebym mu przyniosła sztylet z miejsca, gdzie go ukryłam i pozwoliła mu go zniszczyć. Ale… boję się. A co jeśli znowu na niego wpłynie?

- Nie ufasz swojemu czarodziejowi?

- Ja… kiedyś ufałam. Ale teraz… nie wiem. – Hedwiga brzmiała na zagubioną i zdezorientowaną. – Twierdzi, że sztylet nie ma go już w niewoli, ale jak ma zaryzykować?

- Poręczę za niego. Posłuchaj, skrzydlata siostro, a zrozumiesz, dlaczego. – Dawnfire powiedziała Hedwidze to, co przekazała Harry’emu.

- To wszystko są ważne punkty, ale wciąż jestem niespokojna – przyznała Hedwiga. – Kiedyś nigdy nie zwątpiłabym w jego serce, ale teraz…

- Jego serce jest takie samo, jak kiedyś. Niezłomne i lojalne. Moja córka zajrzała w niego i nie znalazła mroku.

Sowa sapnęła z niedowierzaniem.

- Ufasz w takiej sprawie dziecku?

- Nie ma lepszego sędziego charakteru niż empata – odpowiedziała pogodnie Dawnfire.

Hedwiga zastanawiała się jeszcze kilka minut, po czym skinęła głową i powiedziała:

- Przyniosę sztylet, powiedz Harry’emu, żeby przyniósł eliksir na trawnik, gdy wrócę. Myślę, że najlepszym sposobem na upewnienie się, że nie podda się ponownie sztyletowi jest jeśli zniszczę go samodzielnie.

- Nie sądzę… - zaćwierkała pustułka, ale Hedwiga już odleciała. Dawnfire pisnęła cicho i zleciała, stając się ponownie Grace. – Harry, Hedwiga zgodziła się przynieść sztylet. Chce, żebyś przyniósł tu kociołek z eliksirem.

- Po co?

- Bo sama chce zniszczyć sztylet.

- Nie! – wykrzyknął Harry. – To moje zadanie i ja je wykonam. Muszę to zrobić. W innym wypadku nigdy się od niego nie uwolnię. Nigdy nie będę wiedział… czy byłem wystarczająco silny, by przełamać jego panowanie nade mną. Nie mogę tak żyć, Grace. Sztylet niemal mnie zniszczył… niemal zniszczył Severusa… i naszą relację… Nie, jeśli ktoś zniszczy Sztylet Niezgody, będę to ja.

Wyprostował się na całą swoją wysokość, a w jego oczach pojawiła się determinacja i duma, którą da się zobaczyć u niewielu dorosłych czarodziejów.

- Nie jestem pionkiem. Nigdy więcej nim nie będę. – Wezwał kociołek z eliksirem machnięciem ręki. Gdy tylko opadł on na ziemię, podszedł do niego, po czym wezwał kolejny przedmiot ze swojej torby.

Jego rękawice blokujące klątwy wpadły w jego wyciągnięte dłonie i założył je na nie. W jego działaniach nie było teraz wahania. Wiedział, że robi to, co całkowicie słuszne. Hedwiga chciała dobrze, ale nie rozumiała głębi jego winy i potrzeby odkupienia. Ani jego potrzeby całkowitego i na wieki unicestwienia ducha sztyletu.

Jace wytrzeszczył oczy.

- Potrafisz magię bezróżdżkową?

- Trochę. Severus obiecał, że nauczy mnie więcej, gdy wrócimy do domu… - urwał, czując, że się dławi. Jeśli po tym wszystkim nadal będę miał u niego dom. Jeśli wciąż mnie będzie chciał. Nie myśl o nim, Harry. Nie myśl o tym, jak wyglądał, o krwi na ziemi ani o tym, jak wygląda teraz, uwięziony w czasie. Nie myśl o tym. Teraz liczy się zniszczenie sztyletu. Musisz skupić się na tym. Zamknął oczy i wziął trzy głębokie, oczyszczające wdechy. Oczami umysłu znów zobaczył księżniczkę w rubinowej tiarze i złotej sukni. A potem celowo wymazał ją ze swojego umysłu. Żegnaj księżniczko, nie dam się więcej wykorzystać. Skończyłem z tobą. Żadnych więcej złowrogich sztuczek, teraz widzę, czym jesteś i nie dam się zmanipulować twoimi kłamstwami. Ostrożnie uniósł tarcze wokół swojego umysłu. Potem otworzył oczy.

Grace patrzyła na niego wszystkowiedząco, podobnie jak jej syn.

- Założyłeś całą swoją zbroję? – zażartowała.

- Tak – powiedział, posyłając jej półuśmiech. Tarcze i jego determinacja były niczym zbroja przeciwko nikczemnym pchnięciom sztyletu, chroniące jego psychikę przed ugodzeniem.

Teraz nie pozostało im nic innego jak czekać na Hedwigę.

Merlinie, jak on nienawidził czekać! Minuty wydawały się ciągnąć w nieskończoność, w mgnieniu oka stając się godzinami. Zakołysał się lekko na piętach, czując jak jego dłonie zaczynają się pocić w rękawicach. Zmusił się do spokoju. Da radę, musiał to zrobić. Sztylet musiał być zniszczony jego ręką.

Obok niego Jace przeszukiwał niebo w poszukiwaniu sowy śnieżnej, ale niebo pozostawało puste, poza chmurami. Czekajcie, czy ta chmura się poruszyła? Tak… Hedwiga wracała, trzymając w szponach płaski pakunek. Leciała powoli, ale celowo w ich kierunku.

Harry też ją widział, więc wskazał palcem na kociołek i wyczarował nad nim niewielką tarczę. Potem czekał, aż Hedwiga znajdzie się nad jego głową, po czym zawołał:

- Hedwigo, przynieś mi sztylet. To ja muszę wrzucić go do kotła.

Sowa zawisła, sycząc z wzburzeniem.

- Nie! Nie taki był plan, Harry. Nie śmiem ci dać sztyletu. A co, jeśli znów cię opęta? Pozwól mi to zrobić.

- To nie twoje zadanie, Hedwigo. Jest moje. Przypomnij sobie przepowiednię. Niezłomne i prawe serce wszystko pokona? Muszę to zrobić, Hedwigo. Zaufaj mi. Nie jest tak jak poprzednim razem. Teraz wiem, czego się obawiać.

Ale sowa uparcie trzymała sztylet. Czuła, jak wibruje on pod jej szponami, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa i namawiając ją, żeby go nie puszczała.

- Harry, pozwól mi go zniszczyć. Zanim w pełni się obudzi i znów cię usidli.

- Zaufaj mi, Hedwigo. Powinnaś wiedzieć, że nigdy świadomie nie skrzywdziłbym Severusa. I wiem, do czego jestem zdolny. Żeby złamać uścisk sztyletu na mnie, ja muszę go zniszczyć. Ręka, która trzymała broń musi ją zniszczyć.

- On ma rację – powiedziała nagle Grace. – Tak się łamie najgorsze klątwy.

- Już raz trzymał sztylet i patrz, do czego to doprowadziło. Naprawdę chce pani ryzykować, że to się powtórzy, pani Witherspoon? Co jeśli wpadnie w szał i spróbuje zabić pani syna? Albo pani córkę?

- Nie zrobi tego. Zaufaj swojemu czarodziejowi, sowo. Został uwiedziony w mrok, nie wybrał go.

Hedwiga zaskrzeczała z frustracji.

- A jeśli my też go osłonimy? – powiedział Jace. – Jesteśmy czytającymi, a ten sztylet kontroluje umysły ludzi, podobnie jak kiedyś Władcy Umysłu. Ale czytający pokonali ich, ponieważ nie mogli przejść przez nasze tarcze. Ponieważ wiedzieliśmy, jak je połączyć. Prawda, mamo?

- Mój syn ma rację. Jeśli połączymy nasze tarcze i spleciemy je z tarczami Harry’ego, sztylet nie będzie w stanie przeniknąć do jego umysłu – powiedziała Grace.

Harry otworzył usta, by zaprotestować. Cicho, dziecko. Zrobimy to tylko wtedy, gdy będzie groźba, że sztylet cię opęta. Do tego czasu będziemy cię tylko monitorować – posłała mu Grace.

- Dobrze – powiedział na głos. – Niech tak będzie.

Hedwiga rozważyła to. To była trudna decyzja. Czy odważy się ponownie umieścić w zasięgu swojego czarodzieja przedmiot, który zasiał tyle niezgody? Ale może z pomocą czytających… Och, Harry. Kiedyś ci ufałam. Czy mogę ci znowu zaufać? Zajrzała głęboko w jego szmaragdowe oczy, które wpatrywały się prosto w nią.

Zobaczyła w nich żelazną determinację, żal, udrękę i siłę celu, która wszystko przeważała. Były to oczy wojownika, którego zamiarem było pokonanie wszystkich przeciwności i wygrania. Nie było w nich śladu tęsknoty czy zła.

Prawe i niezłomne serce. Zaufaj mi.

Czuła, jak sztylet porusza się i zaczyna ją skłaniać, by go wzięła i jak najdalej odleciała. Ukryj mnie. Uratuj mnie. Nie dawaj mnie mu.

To właśnie sprawiło, że ostatecznie zdecydowała. Sztylet się bał i próbował również wpłynąć na nią. Ale nie była pionkiem tak samo, jak jej czarodziej. Zlekceważyła naglenie.

- Bardzo dobrze. Zrobię, co chcesz. Łap!

Puściła sztylet, który przeleciał w powietrzu.

Harry złapał go prawą ręką, po czym usunął zaklęcie nad kociołkiem.

Gdy tylko jego palce zacisnęły się na sztylecie, poczuł, jak zła obecność w nim budzi się i ociera o jego tarcze, skomląc i błagając, by ją wpuścił. Nie zostawiaj mnie! Proszę! Harry! Jest zimno, ciemno i się boję, zawołał sztylet głosem dziewczynki z jego snów.

Harry wzdrygnął się, po czym wzmocnił tarcze. Tym razem to nie zadziała. A teraz zamknij się i wynoś z mojej głowy! Nie jesteś bezradnym dzieckiem, jesteś wcieleniem zła.

Tak? Ale obiecałeś mnie chronić, Harry, zaszlochał sztylet. Skłamałeś! Okłamałeś mnie!

Nie, to ty mnie okłamałeś! – zagrzmiał cicho. – Oszukałeś mnie, żebym zabił mojego mentora.

Huh. Ten stary profesor ze swoimi zasadami i przepisami? Kto ich potrzebuje? Jest tak sztywny z tą swoją dyscypliną jakby miał kij w dupie! Przyjął cię tylko dlatego, że musiał. Naprawdę wierzysz, że cię kocha? Syna swojego rywala? Gryfońskiego bachora? Otwórz oczy i zobacz prawdę, Harry. Jesteś tylko ciężarem, który musi znosić. Jak tylko będziesz pełnoletni, wystawi cię za drzwi. Krzyżyk na drogę, Potter!

Mylisz się. Severus mnie kocha.

Czy kiedykolwiek ci to powiedział? Nie. Jak myślisz, co powie, gdy się obudzi? Myślisz, że ci wybaczy? Po tym, jak prawie go zabiłeś?

Harry zadrżał, pot spłynął mu po czole. Sztylet wydobywał wszystkie stare niedoskonałości, wszystkie jego wątpliwości i lęki. Wśród nich był strach, że Severus go odrzuci i będzie tak, jak wcześniej – bez prawdziwego domu i rodziny.

- Nie słuchaj go, Harry – wysłała mu Grace.

- Severus zrozumie. Nigdy by cię nie opuścił. Zaufaj mu – wysłał mu pocieszająco Jace.

Harry przypomniał sobie te wszystkie momenty, gdy Severus ryzykował dla niego życie i wszystkie te chwile, gdy był przy nim, gdy nikt inny nie zauważył, że był w potrzebie. Przypomniał sobie, jak Severus nazwał go we Włoszech swoim dzieckiem i mówił, że zawsze będzie miał przy nim dom, bez względu na wszystko. Tak, Severus mógł być na niego zły, gdy się obudzi, ale nigdy by go nie odrzucił. Nie po tym, przez co przeszli i dla siebie zrobili.

To jest sztylet… robi, co tylko może najlepiej. Próbuje rozerwać nasze więzi. Ale nie pozwolę na to. Nigdy więcej! Znam cię, widzę, czym jesteś – oszustem, naciągaczem, kłamcą z niewinną twarzą – i odrzucam cię! Jesteś tylko przerażoną duszą, kryjącą się w cieniu, bojącą się stawić czoła światłu, niezdolną do zrozumienia, co łączy ludzi – miłość, lojalność i zaufanie. Ale przede wszystkim miłość.

Zebrał całą miłość i pchnął nią w sztylet, a duch w nim kurczy się i wycofuje w ciemność z zawodzeniem.

Wtedy Harry uniósł sztylet i wrzucił go do kociołka.

Eliksir spienił się i zmienił kolor na głęboką czerń, bulgocząc z siłą przeklętego przedmiotu, a Harry mógłby przysiąc, że słyszał, jak sztylet wyje w agonalnej furii, gdy eliksir go rozpuszczał. Smród z kotła był tak okropny, że cała trójka czarodziejów wycofała się, kaszląc i mając odruchy wymiotne, a nawet Hedwiga podfrunęła, by przysiąść wysoko w koronie jarzębiny.

Z kotła wynurzyły się kłęby zielonoczarnego dymu i zaczął dziko wirować.

Harry patrzył z napięciem, ponieważ nigdy wcześniej nie darzyło się to żadnemu z innych horkruksów. Z drugiej strony żaden z pozostałych nie miał w sobie rdzenia z takim samym poziomem zła.

Kocioł zadrżał, a część eliksiru, który teraz był cuchnącą, czarną mazią, wysunęła się poza jego krawędź i z sykiem wylądowała na ziemi.

TRZASK!

Kociołek rozpadł się na dwie części.

- Wielki Merlinie! – krzyknął Jace.

Kaszląc, Harry przemienił się we Freedoma i przeleciał nad resztkami kociołka, próbując coś zobaczyć przez gęsty, gryzący dym.

Grace przywołała wietrzyk, a gdy dym rozwiał się, Freedom zobaczył, jak resztki eliksiru powoli wsiąkają w ziemię i nie było widać ani błysku złota, ani migotania rubinu. Sztylet Niezgody już nie istniał.

Freedom wzleciał wysoko w powietrze, prosto w kierunku wschodzącego słońca.

Potem odwrócił się i zamknął skrzydła, nurkując z ogromną prędkością w ziemię, wydając okrzyk zwycięstwa.

Kreee-eearr! Severus żyje!