Uzdrowiciel Sandrilas przyszedł wczesnym rankiem na obchód i oświadczył, że Harry w końcu może wstać i chodzić o własnych siłach. Dał mu schemat eliksirów wzmacniających i trochę środka odbudowującego mięśnie i powiedział, że do dwunastej może być wypisany ze szpitala. Ale chciał zobaczyć Harry’ego na kolejnej wizycie w przyszłym tygodniu, w piątek, w swoim biurze, które znajdowało się na Gargoyle Street, dwie ulice od świętego Munga.
-
Jeśli wcześniej będziesz miał jakieś pytania, nie wahaj się skontaktować przez
kominek, zwykle jestem w swoim biurze między ósmą a siódmą. Jeśli będę z
pacjentem, zostaw dla mnie wiadomość Brendzie, mojej sekretarce. – Poklepał
Harry’ego po ramieniu w przyjazny sposób. – Uważaj na siebie, panie Potter, i
nie walcz w najbliższej przyszłości z czarnoksiężnikami. Och, i spróbuj nie
doprowadzić Severusa do szaleństwa.
Harry
roześmiał się.
-
Dobrze, proszę pana. I dziękuję, za wszystko. Jest pan niesamowitym lekarzem.
Sandrilas
wyglądał na zadowolonego.
-
Dziękuję, Harry. Do zobaczenia za tydzień, o dziesiątej trzydzieści.
Po
odejściu psycho-uzdrowiciela, Severus zasugerował, by Harry wziął prysznic, a
potem zamówi śniadanie.
Harry
zeskoczył z łóżka i udał się do łazienki, czując się teraz tak dobrze, że
zaklęcia wspomagające nie reagowały na niego i mógł wziąć prysznic i ubrać się
bez uczucia bycia obserwowanym lub pomagających mu upiornych palców.
Kiedy
skończyli śniadanie, Harry poczuł się dziwnie zmęczony, więc Severus nakazał mu
się zdrzemnąć. Severus również drzemał na wygodnym fotelu obok okna, kiedy
zastukała w nie sowa. Snape natychmiast się obudził, wyciągnął różdżkę, a potem
odprężył się, gdy zobaczył, gdzie jest i co go obudziło. Wsunął różdżkę z
powrotem do kieszeni i zbeształ się za to, że wciąż reaguje bojowo. Potem otworzył
okno.
Sowa
podleciała prosto do niego.
-
Warrior, mam dla ciebie wiadomość.
-
Dziękuję, Aventurine – powiedział Severus znośnym ptasim językiem. Niektórzy
animadzy rozwijają zdolność mówienia językiem swoich form, nawet będąc w
ludzkiej postaci. Severus odkrył to, kiedy Freedom stał się Harrym i półtora
miesiąca w swojej jastrzębiej formie, był w stanie rozumieć i mówić w języku
ptaków. Poza tym z sowami z Hogwartu utrzymywał więcej niż przelotną znajomość,
ponieważ wszystkie uważały teraz jego i Freedoma za bohaterów i snuły własne
opowieści o ich przygodach, a następnie opowiadały je swoim pisklakom.
Powiedziała mu o tym Hedwiga, co Severus uznał za nieco dziwne i poniżające.
Wziął
kopertę, którą podała mu sowa i w nagrodę wyczarował żywą ryjówkę, ponieważ
sowy najbardziej lubiły żywą zdobycz, podobnie jak jastrzębie. Aventurine wziął
smakołyk i odleciał. Severus otworzył wiadomość i stwierdził, że była od
Albusa.
Drogi Severusie,
Przeglądam swoje biuro i
sprzątam rzeczy osobiste, ponieważ, jak wiesz, w przyszłym roku nie wrócę do
Hogwartu. Znalazłem kilka rzeczy, które mogą cię zainteresować i mam do ciebie
prośbę. Proszę, przyjdź z Harrym, jak tylko będziesz w stanie. Mam nadzieję, że
on ma się dobrze.
Pozdrawiam,
Albus
Severus
włożył notkę do kieszeni i zastanowił się, czego starzec mógł od niego chcieć.
W przeszłości, gdy Albus mówił, że potrzebuje przysługi, zwykle oznaczało to
niebezpieczną misję. Ale teraz, gdy Voldemort nie żył, podobnie jak prawie
wszyscy śmierciożercy, nie było już żadnych misji, na które mógłby wysłać
swojego mistrza szpiegów. Prawdopodobnie
chce mi pokazać, jak używać jakiegoś mugolskiego urządzenia albo zapytać mnie o
mugolskie zwyczaje, czy coś w tym rodzaju. Severusowi to nie przeszkadzało,
raczej podejrzewał, że będzie miał co najmniej jeden powód do śmiechu, widząc
czystokrwistego Gryfona, próbującego „iść w mugolskość” i stać się jak każdy
inny człowiek.
Jednak
najpierw trzeba było zalegalizować adopcję i umówić się na spotkanie z
Ministrem Magii. I musieli unikać żądnych informacji reporterów, ponieważ od
śmierci Voldemorta, dziennikarze ciągle namawiali go na udział w ekskluzywnych
wywiadach dla takiej czy śmakiej gazety, wtykając nos w jego prywatne sprawy i
próbując zrobić to samo z Harrym. Tylko że Harry przez pierwsze dwa tygodnie
był w śpiączce i dlatego nie dało się go przepytać. Jednak teraz… oblezą go jak
pchły bezdomnego psa.
Severus
był zaskoczony, że nie próbowali wtargnąć do sali szpitalnej, ale podejrzewał,
że Sandrilas miał z tym sporo wspólnego, bo nie wydawał się bardziej przepadać
za reporterami niż Severus. Profesor był za to wdzięczy, bo dało mu to tak
potrzebny spokój i ciszę oraz czas na nawiązanie więzi ze swoim dzieckiem.
Ponieważ Harry zgodził się na adopcję, Severus odkrył, że zrobił się jeszcze
bardziej opiekuńczy i czuły niż wcześniej. Teraz, gdy czuł się bezpieczny, że
Harry go nie odrzuci ani nie porzuci, był w stanie wyrazić swoje najgłębsze
uczucia wobec chłopaka i naprawdę traktować go jak syna.
Spojrzał
na śpiącego Harry’ego, a potem sam odpłynął, upewniając się, że wszystko jest w
porządku.
-
Jest pan pewny, że przeczytał pan i zrozumiał wszystkie warunki i zgadza się
pan na to z własnej, nieprzymuszonej woli, panie Potter? – zapytała po raz
trzeci sympatyczna wiedźma z departamentu Opieki nad Dziećmi.
Harry
walczył z chęcią prychnięcia z niecierpliwością i powiedział z szacunkiem:
-
Tak, jestem pewny. Chciałbym, aby Sev był moim adopcyjnym ojcem, a ja legalnie
jego synem.
-
I nie masz żadnych krewnych, którzy by się temu sprzeciwili?
-
Żadnych – powiedział jej Harry. Dursleyowie dawno się go pozbyli, a on pozbył
się ich.
-
No dobrze. Podpisz tutaj – wskazała na dół ostatniej strony umowy adopcyjnej.
Harry
wziął czerwone pióro i zamaszyście napisał swoje imię – Harry James Potter. Będzie to ostatni raz w takiej formie, ponieważ
miał przyjąć również nazwisko Snape’a i będzie już na zawsze znany jako Harry
James Potter-Snape.
-
Teraz pan, panie Snape. – Czarownica podała Severusowi pióro i mężczyzn
podpisał się obok Harry’ego.
Następnie
poświadczyła swoim własnym nazwiskiem, Amanda
Deirdre Hawkins w miejscu oznaczonym jako „świadek”, a pergamin zajaśniał i
wszyscy poczuli mrowienie wiążącego, magicznego kontraktu, który właśnie został
zawarty.
-
Ostatnia rzecz, zanim stanie się to oficjalne. – Amanda wyjęła z szuflady mały
scyzoryk i powiedziała: – Wyciągnijcie ręce, dłońmi do góry.
Wykonali
polecenie, a ona nakłuła po jednym z ich palców, aż pojawiła się mała kropelka
krwi.
-
Teraz złączcie dłonie i dociśnijcie do siebie swoje palce.
Severus
ujął mniejszą dłoń Harry’ego w swoją i przycisnął kciuk do kciuka chłopca.
Poczuł nagłe mrowienie w ramieniu, znak, że zaklęcie zostało aktywowane.
-
Teraz powtarzajcie za mną: Poprzez krew
adoptuję cię i czynię moją rodziną na wszystkie dni naszego życia. Mój dom jest
twoim domem i na wieki witam cię w nim z otwartymi ramionami. Jesteśmy jednym –
krwią, kośćmi i ciałem.
Obaj
powtórzyli inkantację wyraźnym, dźwięcznym tonem i poczuli jak coś podobnego do
ognia przepływa przez ich ramiona i napełnia ich ciepłem oraz spokojem, jakiego
nigdy wcześniej nie czuli. I to wszystko.
Kiedy
Severus puścił rękę Harry’ego, Harry spojrzał na swój kciuk i nie dostrzegł
śladu małego nacięcia. W jakiś sposób magia przywołana podczas Adopcji Krwi
zagoiła małe skaleczenie. Uśmiechnął się do Severusa, który objął go krótko.
-
Gratuluję, panie Snape, nowego syna. I panu również, panie Potter, nowego ojca.
-
Właściwie od teraz chcę być znany jako pan Potter-Snape – poprawił Harry.
Amanda
posłała mu szeroki uśmiech.
-
Gratuluję, panie Potter-Snape. Życzę panom radości i niech Merlin sprawuje nad
wami opiekę.
Wręczyła
Severusowi kopię dokumentów adopcyjnych i zaświadczenie, po czym wyszedł z
Harrym.
Severus
poczuł ulgę, że adopcja przebiegła gładko. Spodziewał się, że wpadnie jakiś
dziennikarz z aparatem i zacznie robić zdjęcia, ale na szczęście żadnemu nie
udało się ich znaleźć.
Kiedy
Harry w końcu został wypuszczony ze szpitala, gdy tylko wyszedł na chodnik,
został napadnięty przez reporterów, wpychając mu w twarz aparaty fotograficzne,
pióra i podkładki, chcąc uzyskać wywiad i reportaże. Severus chwycił go mocno
za ramię i teleportował się tak szybko, jak tylko potrafił, pozostawiając prasę
w niepewności co do tego, gdzie udał się wraz z Pogromcą Voldemorta.
Ale
Severus wiedział, że wkrótce zostaną ponownie odnalezieni, więc chciał
zakończyć sprawy w Ministerstwie i wrócić do Hogwartu. Kiedy już zobaczy, czego
chce Albus, będzie mógł zabrać syna do domu, na Spinner’s End.
-
Chodź, Harry. Zobaczymy, czy Minister jest wolny i na kiedy się z nim umówić –
powiedział Severus, pociągając nastolatka za sobą.
-
Dlaczego uciekamy, Sev?
-
My nie… uciekamy, po prostu idziemy energicznie. Im szybciej zakończymy nasze
sprawy, tym szybciej będziemy mogli iść do Albusa, a potem wrócić do domu.
-
I łatwiej będzie uniknąć tych nieznośnych dziennikarzy – stwierdził mądrze
Harry.
-
Właśnie tak, pisklaku.
Zjechali
windą na sześćdziesiąte piętro i udali się wyłożonym boazerią korytarzem do
biura Ministra. Severus zapukał raz i czekał, aż sekretarka ich przyjmie.
Weszli
do biura, które było urządzone w odcieniach lawendy i złota, tradycyjnych barw
monarchii, a na każdej ścianie wisiał obraz przedstawiający jakieś słynne
wydarzenie. Severus, ku swojemu rozgoryczeniu, zobaczył siebie i Harry’ego,
walczących z Voldemortem. Wspaniale.
Teraz jesteśmy sławni. Cholera jasna!
Sekretarka,
szczupła trzydziestokilkuletnia czarownica, podniosła wzrok znad biurka i
sapnęła.
-
Wielki Melinie! Severus Snape i Harry Potter! – zapiszczała, jakby byli
aniołami z wysokości. – Czym mogę służyć?
-
Chcemy umówić się na spotkanie z Ministrem Knotem – wyjaśnił Severus.
-
W ważnej sprawie ekologicznej – powiedział Harry.
-
Och, rozumiem! Normalnie nie miałabym problemu z umówieniem was na spotkanie,
ale przyszły tydzień jest cały zajęty. Bardzo mi przykro, może w następnym
tygodniu, na przykład we wtorek? – Wyglądała na załamaną.
Harry
poczuł się źle z tego powodu i powiedział:
-
Niech się pani nie martwi, w porządku. Minister jest zajętym człowiekiem.
Następny wtorek brzmi nieźle. Prawda, Severusie?
-
Pasuje mi. O której godzinie?
Sprawdziła
kalendarz.
-
Co powiecie na wtorkowy poranek? Około godziny dziesiątej trzydzieści lub
jedenastej?
-
Dobrze – powiedział Harry. Był trochę zawiedziony, że Minister nie mógł
poświęcić ani chwili nawet bohaterom czarodziejskiego świata. Ale przynajmniej
byli umówieni.
-
Więc do zobaczenia. Och, czy moglibyście to dla mnie podpisać? – Nieśmiało
wyciągnęła książeczkę z autografami.
Obaj
z rozmachem podpisali się, po czym wyszli i aportowali się tuż przy bramie
szkoły.
Potem
zmienili ciało na pióra i przelecieli resztę drogi do zamku, do gabinetu
dyrektora, wykorzystując duże okno wykuszowi, z którego zawsze korzystał Fawkes
i które zawsze było otwarte, by mógł przez nie wylatywać i wlatywać.
Harry
cieszył się krótkim lotem i szansą na ponowne rozprostowanie skrzydeł, a kiedy
wleciał przez okno i wylądował tuż przed biurkiem dyrektora, zmienił się z
powrotem w Harry’ego, Dumbledore uniósł wzrok znad pakowanych pudełek i
uśmiechnął się. Warrior wleciał i zrobił to samo sekundę później.
-
Witam, moje jastrzębie! – powitał ich stary czarodziej, dawny błysk w jego
oczach powrócił pomimo zmiany statusu. – Harry, mój chłopcze, jak się czujesz?
Uzdrowiciel Sandrilas wypuścił cię ze szpitala?
-
Tak, proszę pana – powiedział Harry, uśmiechając się. Pomyślał, że były
dyrektor wygląda dobrze, biorąc pod uwagę to, przez co przeszedł i z czego
zrezygnował. – Pan też dobrze wygląda. I mam do przekazania dobrą wiadomość –
przerwał i spojrzał na Severusa, który uśmiechnął się lekko i skinął głową.
-
Dobrą wiadomość? Z chęcią posłucham.
-
Zostałem adoptowany. Przez Severusa. I teraz jestem jego synem, Harrym
Potter-Snapem – oznajmił dumnie Harry.
Albus
wręcz promieniował światłem z oczu i uśmiechu.
-
Gratulacje, Harry! I tobie też Severusie! Obaj powinniście być dumni i
zachwyceni, jak ja jestem! Powinniście wybrać się na obiad, by to uczcić. Może
do Trzech Mioteł!
Severus
odchrząknął.
-
Albusie, choć nie mam nic przeciwko temu, wysłałeś mi wiadomość, że chcesz mi
coś pokazać i poprosić o przysługę, czyż nie? Może najpierw to załatwimy? –
Owinął lekko rękę wokół ramion Harry’ego i ścisnął delikatnie.
-
Och, tak, oczywiście. Zobaczmy… co ja zrobiłem z tą teczką…? – Stary czarodziej
zaczął przeszukiwać różne pudełka rozwalone na podłodze za biurkiem. – Ach,
tak! Tutaj! Severusie, to twój stary podręcznik z kilkoma odręcznymi notatkami
na marginesach. Pomyślałem, że możesz go chcieć, może na pamiątkę. – Podał
Severusowi starą, widocznie często używaną i raczej zniszczoną kopię
podręcznika do eliksirów zatytułowanego Eliksiry
dla zaawansowanych.
Severus
wziął go i delikatnie przekartkował, podręcznik przywołał miłe i nieco mniej
miłe wspomnienia.
-
Dziękuję, Albusie. – Potem odwrócił się do Harry’ego. – Proszę. Myślę, że
przyda ci się przewaga w przyszłorocznych zajęciach, a to ci pomoże, synu.
Przeczytaj go uważnie i nie próbuj żadnego z zaklęć na marginesie, chyba że
najpierw ze mną o nim porozmawiasz.
Harry
wziął książkę i przejrzał ją. Była podniszczona, ale Harry mógł stwierdzić, ze
zawiera wiele przydatnych wskazówek i trików pozwalających na zrobienie
lepszych eliksirów, zwyczajnie patrząc na małe notatki, które Severus zapisać
przy jednym z przepisów. Bardzo mu to pomoże. Uśmiechnął się do ojca.
-
Dzięki, Sev. – Nadal było mu łatwiej zwracać się do profesora po imieniu, niż w
jakiejś formie słowa „ojciec”. Ale może kiedyś to się zmieni.
Albus
przeszukał pudełko i znalazł kopertę z imieniem Lily Evans.
-
Harry, to jest dla ciebie. Chciałem ci to dać dawno temu, znalazłem je w
ruinach Doliny Godryka, ale zapodziałem je i znalazłem dopiero przy sprzątaniu
biurka.
Harry
wziął kopertę. Wewnątrz znajdowało się kilka zdjęć Lily jako dziecka i młodej
kobiety, na większości z nich była z małymi Petunią i Severusem, kilka miała z
Severusem, który szedł obok niej, a na jednym trzymali między sobą złoty
kociołek i uśmiechali się. W kopercie znajdował się też złoty medalion w
kształcie kociołka, naciągnięty na zieloną wstążkę. Była na nim data 1974. Był
tam też złożony kawałek pergaminu z przepisem na eliksir. Przepis był na
miksturę zwaną Eliksir Niekończącego się
Snu.
Severus
spojrzał ponad ramieniem Harry’ego na zdjęcia oraz medalion i poczuł, jak jego
serce zaczyna bić szybciej. Bardzo dobrze pamiętał ten rok, kiedy Slughorn nominował
ich do prestiżowego Konkursu Złotego Kotła Młodego Mistrza Eliksirów. I jak,
mimo bycia najmłodszymi uczestnikami, zwyciężyli w tym konkursie. Zachowała go, nawet po ślubie z Potterem. I
te zdjęcia… Pamiętam, jak zrobiliśmy to w parku, a to na jej podwórku, a to
zrobiliśmy nad jeziorem w jakiś czerwcowy dzień…
-
Sev, patrz! – Harry pokazał mu zawartość koperty. – Za co przyznano tę nagrodę?
-
To nagroda Złotego Kociołka dla najlepszych twórców eliksirów w wieku szkolnym
– wyjaśnił Severus. – Razem z Lily byliśmy najmłodszymi uczestnikami w tamtym
roku i nikt nie spodziewał się, że wygramy, ponieważ trzeba było uwarzyć
miksturę na zaawansowanym poziomie, własnego autorstwa, a my byliśmy dopiero w
czwartej klasie. Ale daliśmy radę uwarzyć Eliksir Niekończącego się Snu –
eliksir mający na celu na kilka dni wprowadzenie pijącego w rodzaj śpiączki,
nie tak silnej i ryzykownej jak w przypadku wywaru żywej śmierci, ale dobrej
dla tych, którzy odczuwali okropny ból od ran i zaklęć takich jak Cruciatus.
Dzięki niemu wygraliśmy konkurs, a to zdjęcie zostało zrobione zaraz po
ogłoszeniu wyników – wskazał na zdjęcie siebie i Lily, trzymających złoty kociołek.
– Nadal mam kocioł i certyfikat, Lily zdecydowała zatrzymać medal. – Nadal
pamiętał, jak bardzo był zaskoczony i zadowolony i jak Lily objęła go i
pocałowała z zachwytu. To był ich pierwszy pocałunek, całkiem niewinny,
szczęśliwy i pełen zwycięstwa, którego nigdy nie zapomniał.
-
Droga, słodka Lily… Pamiętam… - wymamrotał i zamrugał, by odpędzić łzy.
Harry
objął go ramieniem.
-
Chciałbym pamiętać.
Severus
spojrzał na swojego nowego syna.
-
Pewnego dnia podzielę się z tobą wspomnieniami o niej, a wtedy może lepiej ją
poznasz.
-
Świetny pomysł! – zaaprobował Albus.
-
Dziękuję, że mi je pan dał, dyrektorze. Włożę je do mojego albumu ze zdjęciami
– obiecał Harry.
Albus
dobrodusznie skinął głową. Potem usiadł i przejrzał kilka oficjalnie
wyglądających dokumentów leżących na biurku, po czym gestem nakazał obu
czarodziejom, by usiedli. Już nie promieniał uśmiechem. Teraz na brodatej
twarzy miał poważny wyraz.
-
A teraz przejdźmy do powodu, dlaczego was tu wezwałem, Severusie. Jak wiecie,
muszę zrezygnować ze stanowiska dyrektora ze względu na mój… err… stan. –
Odchrząknął. – Długo i intensywnie zastanawiałem się nad wyznaczeniem mojego
zastępcy, ponieważ tradycyjnie jest to obowiązkiem ustępującego dyrektora.
Minerva się nie kwalifikuje, ponieważ przechodzi na emeryturę i wyraziła chęć
odwiedzenia regionu Highlands, gdzie się urodziła, by spędzić czas z rodziną.
Następnie rozważałem Filiusa, ale on mnie poinformował, że chociaż lubi uczyć,
byłby kiepskim administratorem. Muszę się z tym zgodzić.
-
Więc kogo wybierzesz? Chyba nie Sybillę albo Pomonę? – zapytał Severus, czując
rosnące podejrzenie w piersi. Stary
głupcze, nawet się nie waż!
Albus
potrząsnął głową, chichocząc.
-
Nie, nie. Bardzo je kocham, ale nie mogłyby kierować szkołą i wstawiać się u
Ministra. Ostatecznie mogłem dokonać tylko jednego wyboru, mogłem wybrać tylko
jednego czarodzieja, który zna tę szkołę tak jak ja, z góry na dół, i który
swoim poświęceniem i wiedzą pokazał, że ceni sobie instytucję nauczania oraz
kocha tę szkołę jak drugi dom, ma zdolności organizacyjne i utrzymania porządku
zarówno wśród uczniów, rodziców, jak i w Zarządzie. Czarodzieja, który również
ma reputację bohatera. Ciebie, Severusie. Jesteś moim wyborem na następnego
dyrektora Hogwartu.
Severus
nie odzywał się przez kilka chwil. Doszedł do wniosku, że tak właśnie mogło
być. Ale nie czuł się całkiem… odpowiedni na to stanowisko. Nie ufał sobie w
taki sposób, jak ufał mu Dumbledore.
-
Albusie, ja… jestem zaszczycony, że wybrałeś mnie na takie… stanowisko. Ale nie
wiem, czy jestem gotowy, by je zaakceptować. Potrzebuję czasu… żeby to
przemyśleć. Czy powiedziałeś już komuś o swojej decyzji?
-
Nie, Severusie. Na razie jest to między nami. Ale muszę przedstawić swój wybór
do końca tygodnia. Więc, proszę, Severusie, nie czekaj za długo na decyzję.
Mówiłem poważnie. Jesteś najlepszym człowiekiem na to stanowisko. Sądzę, że
dobrze sobie poradzisz, może nawet lepiej niż ja.
-
Bzdura, Albusie!
Wtedy
przemówił Harry.
-
Zgadzam się z profesorem Dumbledorem, Sev. Wiesz, jak sprawić, by ludzie cię
słuchali. Nawet uparci czarodzieje i bezczelne bachory takie, jak ja. To
właśnie powinien robić dyrektor. Zmuszać innych do słuchania, wykonywania
poleceń i sprawiać, żeby czuli się bezpieczni.
-
Harry ma rację.
-
Pomyślę o tym – powiedział stanowczo Severus. – Może pójdziemy teraz na obiad?
-
Tak. Jestem głodny – powiedział Dumbledore. – Chociaż obawiam się, że będziemy
musieli iść, ponieważ nie mogę już latać.
-
W porządku. Wszystkim nam przydają się ćwiczenia – powiedział Mistrz Eliksirów,
po czym przytrzymał drzwi swojemu byłemu pracodawcy.