Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 23 listopada 2024

PDJ - Rozdział 49 – Sprzeciwiając się Ministrowi

Trzy dni później

Ministerstwo Magii:

- Minister się teraz z wami zobaczy, panowie – powiedziała nowa recepcjonistka Knota, wskazując im bariery ochronna otaczające drzwi do biura.

Harry poczuł, jak przebiega przez niego mrowienie magii, gdy wszedł do środka za Severusem i stanął przed biurkiem Ministra, dużym, czarnym, z drzewa tekowego. Knot siedział na sporym, tapicerowanym fotelu z zakrzywionymi podłokietnikami, który przypominał Harry’emu tron. Po części spodziewał się, że Minister będzie miał na sobie czerwoną szatę i koronę. Zamiast tego Knot miał na sobie drogi, dopasowany garnitur i pasujący melonik z dyskretną zieloną opaską wokół ronda. Płaszcz wisiał na oparciu krzesła, a siwiejące włosy miał zaczesane do tyłu.

Przypominał Harry’emu łagodnie uśmiechającego się wujka, chociaż chłopak nie zapomniał o niechęci Knota do działania, gdy Voldemort powrócił, co prawie kosztowało ich wojnę. Zamiast tego wolał chować głowę w piasek i udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Chociaż przynajmniej nie prześladował Harry’ego, gdy Umbdrige zmarła w szkole w dziwnych okolicznościach. To już coś. Choć Harry był pewny, że Knotowi nie spodoba się to, co ma do powiedzenia.

Knot odchrząknął i posłał im swój opatentowany uśmiech polityka, od którego Severusowi chciało się wymiotować. Widział, że Minister nie był zachwycony wizją dzisiejszej rozmowy i przypuszczał, że został do niej przymuszony przez Albusa. Nawet bez swoich mocy, Dumbledore wciąż miał siłę przebicia. Albo przypomniał o spłacie przysługi i Korneliusz to uhonorował. Mimo to Mistrz Eliksirów  wcale nie ufał temu mężczyźnie. Miał tylko nadzieję, że ich wysłucha.

- Proszę, Severusie, Harry, nie ma potrzeby czaić się w progu niczym nieprzyjemny zapach – zaprosił ich Knot machnięciem ręki, chichocząc z własnej próby żartu.

Severus uśmiechnął się do niego blado, a Harry odzwierciedlił ten wyraz twarzy. Obaj czarodzieje, ubrani w swoje najlepsze ubrania, stanęli przed biurkiem Ministra.

- Dzień dobry, proszę pana – powtórzył Harry, chociaż część jego chciała zwyczajnie wyrzucić z siebie: „Mam nadzieję, że spotkanie z tym, z kim pan się spotykał rano było udane, bo z pewnością zajęło panu całkiem sporo czasu. Nie ma to jak prokrastynacja, gdy prowadzi się rząd, co?” Ugryzł się jednak w język i usiadł na miejsce wskazane przez Knota, czyli na brokatowym krześle po prawej.

Severus usiadł po lewej Harry’ego, jak zwykle chłodny i opanowany. Na miejscu znów była jego nieprzenikniona maska.

Knot złożył ręce na biurku i spojrzał na nich pytająco.

- Czy mogę zapytać, co było takie ważne, że musieliście umówić ze mną prywatne spotkanie? Nie żebym miał coś przeciwko rozmowie z dwoma bohaterami czarodziejskiego świata. – Zachichotał ponownie.

Harry spojrzał na Severusa, chcąc pozwolić mu mówić jako pierwszy. Knot wydawał się szanować szczupłego czarodzieja bardziej niż Harry’ego, być może dlatego, że Severus był dorosły. Severus spojrzał ostro na Ministra i powiedział cicho:

- Ministrze, jesteśmy tu, by omówić kilka spraw o ogromnym znaczeniu, które odkryliśmy podczas naszej podróży, kiedy szukaliśmy i niszczyliśmy horkruksy stworzone przez Voldemorta.

- Rozumiem. Kontynuuj.

- Kiedy szukaliśmy horkruksów, zostałem ciężko ranny i umarłbym, gdyby nie pomogła nam czarodziejska rodzina. Nazywają się Witherspoonowie i mieszkają w północnej Anglii, w specjalnej społeczności czytających. Głową rodziny jest czarodziej Jace Archimedes Witherspoon II, znany również jako Jasper. Wynalazł genialną metodę komunikacji, wykorzystując swój talent, którą razem z Harrym używaliśmy podczas naszej wyprawy. Nazwał ją Amuletami Komunikacji, a kiedy już zostaną aktywowane przez niego, można je ze sobą połączyć i zapewnić natychmiastową komunikację pomiędzy osobami, które je noszą. Razem z Harrym mamy po jednym i okazały się nieocenione, gdy musieliśmy wezwać Zakon, by pomógł nam w ostatecznej bitwie, znacznie szybciej niż przez sieć Fiuu czy list, jedyna szybsza rzecz to byłoby czytanie w myślach. To również bardziej prywatny sposób i nie da się go wyśledzić, więc wszystko, co omawia się za pomocą amuletu, na pewno pozostanie między rozmówcami. Jasper zapytał nas, czy przedstawimy panu ten patent i czy wyrazi pan zgodę na wypuszczenie jego wynalazku na użytek społeczeństwa. Pragnie udostępnić ten genialny wynalazek reszcie czarodziejskiego świata, ale nie może tego zrobić, jeśli najpierw nie autoryzuje pan jego patentu.

Severus wyciągnął papiery Jaspera i podał je Ministrowi.

- Czy zechciałby pan małą demonstrację działania amuletów?

Knot zastanowił się.

- Tak, chciałbym przekonać się na własne oczy. Wydaje mi się, że pamiętam tego Jaspera Witherspoona. Bardzo wytrwały i mądry człowiek. Ale z drugiej strony jest czytającym, a oni są znani ze swojego intelektu.

- Harry, pożycz na chwilę Ministrowi swój amulet – nakazał Severus.

Harry zdjął amulet i podał go drugiemu czarodziejowi, który przyjrzał mu się z ciekawością, po czym założył go na szyję. Knot spojrzał na Severusa.

- Co teraz? Mam się gdzieś teleportować, żeby to przetestować? Jak duży ma zasięg?

- Odległość nie stanowi przeszkody dla amuletu, Ministrze – wyjaśnił Severus. – Jasper mówi, że zaprojektował je tak, aby można było ich używać na dowolną odległość, nawet przez oceany. Wystarczy, że trzymając amulet pomyśli się, co się chce powiedzieć, a myśli zostaną natychmiast przesłane do posiadacza sparowanego amuletu. Może przejdzie pan do drugiego pokoju i go wypróbuje?

Knot kiwnął głową, wstał i przeszedł do swojej sali konferencyjnej, trzymając amulet w pulchnej pięści.

Kilka chwil później amulet Severusa zaczął się świecić, więc chwycił go i usłyszał myśl Knota.

- Witaj, Severusie. Słyszysz mnie? Dziwnie się czuję, używając myśli w ten sposób, ale to zdecydowanie szybsze.

Severus odpowiedział szybko:

- Witam, Ministrze. Tak, słyszę pana głośno i wyraźnie. Przez amulet nie dostanie się zniekształconych wiadomości ani się ich nie traci.

- To cudowne! Po prostu fenomenalne! – Knot wrócił po chwili, promieniejąc. – To rzeczywiście wspaniały wynalazek! Mógłbym porozmawiać z dwoma tuzinami osób w czasie potrzebnym do wypicia filiżanki herbaty.

- W takim razie podpisze pan patent i pozwoli pan Jasperowi zrobić ich więcej? – zapytał Harry, nie będąc już w stanie dłużej milczeć.

- Bardzo bym chciał, mój drogi Harry, jednak małą przeszkodą jest to, że Jasper Witherspoon jest czytającym. – Oddał amulet Harry’emu.

Harry zmarszczył brwi. Nienawidził uprzedzeń, właśnie one pozwoliły Voldemortowi zdobyć taką pozycję w czarodziejskim świecie i wciąż go skażały.

- I co z tego, proszę pana? Bycie czytającym pozwoliło mu wynalezienie amuletu. On i jego żona Grace, którzy uratowali nasze życia, pracują nad nimi razem. Dlaczego miałoby mieć znaczenie to, że czytający je wynalazł?

Knot posłał Harry’emu współczujące spojrzenie i uśmiechnął się konspiracyjnie do Severusa, który ledwie to odwzajemnił.

- Severusie, rozumiesz, jak świat boi się czytających z powodu tego, co się stało ostatnim razem. Ludzie bali się Szpierów, że zostaną przejęci i obawiali się, że żadna z ich myśli nie będzie ich.

- Ale Jasper nie jest Szpierem, Ministrze. Jest szanowanym czytającym i nigdy nie zrobiłby tego, co oni. Przestrzega Kodeksu – bronił swojego przyjaciela Harry.

- Ministrze, jeśli zgodzi się pan uznać prawa patentowe Jaspera, będzie on mógł wyprodukować więcej amuletów, w tym kilka specjalnie dla pana. Jeśli ludzie zobaczą, że ich Minister popiera amulety, dużo osób kupi choć jeden, a to może być początkiem dla zupełnie nowego magicznego trendu, a pan, Korneliuszu Knot, może wyznaczyć ten trend.

- Naprawdę? – Korneliusz wyglądał na zadowolonego, naprawdę podobało mu się uznanie i bycie w centrum uwagi. – Ale jesteście pewni, co do czytających?

- Tak, Ministrze. Społeczność czytających, w której mieszka Jasper, chroniła nas, dopóki nie byliśmy w stanie wrócić do naszej wyprawy. Pokonali Szpiera wynajętego przez Voldemorta, by nas powstrzymać i przynajmniej jesteśmy im winni podziękowania, ponieważ gdyby nie oni, Voldemort nadal pozostawałby na wolności, siejąc spustoszenie. Czy to nie jest najlepszy sposób na pokazanie światu, że czytający są złymi pożeraczami umysłów, jak się o nich myśli i że istnieją przyzwoici czytający, którzy tworzą tak wspaniałe wynalazki jak Amulet Komunikacji? Proszę pana, żeby rozważył pan prośbę Jaspera. Jest honorowym czarodziejem, a jego amulet nie zasługuje na zapomnienie.

Knot wyglądał na rozdartego i Severus widział, że słabnie. Nie mógłby przepuścić okazji, żeby dobrze wyglądać i zaistnieć w gazetach. Uwielbiał, gdy prasa go za cokolwiek chwaliła.

- Z pewnością wspomni się o fakcie, że sam Minister Magii wspiera wynalazek i jakie daje korzyści panu i wszystkim, którzy dla pana pracują. Może być pan nawet znany jako pierwszy Minister, który wypromował genialny wynalazek, który zrewolucjonizował świat, jaki znamy. Byłby pan sławny.

Knot wyglądał na podekscytowanego niczym dziecko na Boże Narodzenie.

- Wyobraźcie to sobie! Podoba mi się to! Dobrze, podpiszę dokumenty i wyślę je do Komisji Czarodziejskich Wynalazków. Gdzie one są?

- Tutaj – Harry wskazał na jego biurko.

- Ach, oczywiście. – Knot chwycił pióro i szybko podpisał dokument. – Natychmiast napiszę do Jaspera i dam mu znać, że dla siebie chcę coś wyjątkowego.

- Dobrze, proszę pana. Jestem pewny, że pan tego nie pożałuje – powiedział Severus. – A teraz druga sprawa. Harry, powiedz Ministrowi, co się stało, kiedy szukaliśmy horkruksa zaklętego w berło – zachęcił Severus.

Harry zaczął opowiadać Ministrowi, jak byli ścigani przez wilkołaki i musieli przedostać się do Rumunii, do Mrocznego Lasu, gdzie znajdował się horkruks.

Knot zesztywniał, gdy tylko Harry wspomniał Las i powiedział cicho:

- Weszliście tam? To bardzo niebezpieczny las. Widzieliście tam coś? Słyszałem historie…

My też, pomyślał ze złością Harry.

- Nie wszystkie plotki są prawdziwe, proszę pana. Ale niektóre… niektóre są prawdziwe. Jak wilczaki. Czy wie pan, czym są?

Knot zrobił się bardzo blady, prawie jak duch.

- Ja… tak, słyszałem o nich. Są w połowie ludźmi, w połowie wilkołakami. – Jego życzliwy uśmiech zniknął, zastąpiony przez wstręt. – Wilczaki są wynaturzeniem. Nie można im pozwolić się mieszać z prawdziwym społeczeństwem.

Harry poczuł, jak eksploduje w nim gniew. Usłyszenie, jak obrzuca się jego ukochaną Meadowsweet i przyjaciela Darkmoona takimi obelgami powodowało ból w jego wnętrzu. Przyjaciele, którym zaufał, którzy uratowali życie jego oraz Severusa, wszyscy zaczynając od zadziornego Vlada do zadziornej uzdrowicielki, wszyscy uznani za wynaturzenie, niegodne do życia w społeczeństwie, doprowadzało go to do wściekłości.

Otworzył usta, żeby krzyknąć na Ministra, kiedy but Severusa mocno uderzył w jego kostkę. Stłumił okrzyk i popatrzył gniewnie na drugiego mężczyznę, nim przypomniał sobie prośbę, by Severus go kopnął, gdyby tracił kontrolę.

Wciągnął powietrze i zaczął szybko odliczać w głowie. Trzymaj się, Harry. Po prostu się uspokój.

Severus przemówił, również wściekły uwagami Ministra, ale lepiej panował nad temperamentem.

- Z całym szacunkiem, Ministrze, muszę powiedzieć, że się pan myli. Wilczaki to dzieci, nastolatki o specjalnych mocach i wspólnej historii pełnej nieporozumień, prześladowania, jak również nadużyć. Pomogli nam w naszej podróży, ratując nasze życie więcej niż raz. Ich przywódca, Darkmoon, kazał nam złożyć przysięgę, byśmy zapytali pana, czy rozważy pan podniesienie magicznej bariery, która więzi ich w Mrocznym Lesie.

- Nie! Absolutnie nie! Oszalałeś, Snape? To niebezpieczne, szalone bestie! Nie można im ufać. Żadnemu. Umieszczono je tam, żeby ludzie byli przed nimi bezpieczni, a ty chcesz, żebym je po prostu… uwolnił?

- Ministrze, zapewniam pana, że nie są bardziej niebezpieczny niż jakikolwiek dorastający animag. Założyli własne społeczeństwo, które ma hierarchię i chcą jedynie być traktowani z szacunkiem i uwagą. Na litość Merlina, Ministrze, to dzieci, nie potwory.

Knot robił się coraz bardziej żółty, jakby zaraz miał się pochorować.

- To nie są dzieci! Nasze dzieci nie mogą się zmieniać w wilki i pożerać ludzi dla sportu. Nie rośnie im futro i nie wyją do księżyca.

- To, że są zmiennokształtni nie oznacza, że są źli! – wybuchnął Harry, ignorując kopnięcie Severusa w drugą kostkę. – Nie spędził pan z nimi czasu! Nie wie pan, jacy są naprawdę.

- I też nie chcę ich spotkać, panie Potter – przerwał mu Knot. – Czy pana futrzani przyjaciele powiedzieli wam, że ich ojcami były żarłoczne wilkołaki, które pożerały ludzkie mięso i piły ludzką krew? Że byli częścią stada Fenrira Greybacka, którego pomogłeś zniszczyć?

- Nic nie poradzą na to, kim się urodzili. To ofiary gwałtu. Nie zasługują na to, żeby sądzić ich za grzechy ich ojców. Nienawidzą ich, walczyli przeciwko nim, by pomóc nam przed nimi uciec. Nigdy by do nich nie dołączyli, Darkmoon pomógł nam nawet zniszczyć horkruksa! Meadowsweet dwa razy uratowała mi życie, tak jak życie Severusa. Nie zasługują na to, żeby ich zamykać w lesie za to, co mogliby zrobić albo tylko ponieważ są inni.

Knot spojrzał gniewnie na Harry’ego.

- Panie Potter, jest pan za młody, by pojąć, czym są wilkczaki. Są przebiegli i nikczemni, okrutni zabójcy bez sumienia. Jak mogą nimi nie być, skoro ich ojcowie to krwiożercze potwory?

- Nawet ich pan nie spotkał! – syknął Harry.

- Ani nie mam na to ochoty.

- Nie, po prostu woli pan zamknąć niewinnych zmiennokształtnych w lesie, by zginęli – warknął Harry. – Wie pan, że dwójka rzeczywiście umarła. Nie miał pan prawa… porywać ich i wpychać do jakiejś klatki. Oni też byli kiedyś dziećmi, a ich matki je kochały.

Knot zrobił się bardzo czerwony.

- Powinny ich utopić przy porodzie i oszczędzić sobie bólu. Jedno z tych tak zwanych dzieci prawie oderwało ramię mojego ochroniarza!

- A jakie klątwy rzucili na wilczaki, Korneliuszu? – wtrącił się Severus. – Gdybym oberwał, powiedzmy, zaklęciem parzącym albo wiążącym, też byłbym na tyle wściekły, żeby rzucić ci się do gardła.

- To, co pan zrobił, było złe – warknął Harry, wściekły na głupotę Knota. – Byli dziećmi, sierotami takimi jak ja i powinno się było im dać szansę. Wysłanie ich do dziczy, by umarli było okrutne i niegodziwe. Nie przeszkadza to panu?

- To jest ich miejsce. To dzikie stworzenia i tak należy je traktować.

- Jeśli są tacy dzicy to dlaczego w ogóle budowali miasto na drzewie? Nazwali je Sylvanor. Dlaczego powitali nas jak przyjaciół po tym, jak zniszczyliśmy horkruksa? A skoro już o tym mowa, Darkmoon go zniszczył, ponieważ ja byłem nieprzytomny, tak jak Severus. A matka Darkmoona nie była ofiarą ataku wilkołaka, wiedziała o tym, że jej mąż nim jest i nie przeszkadzało jej to. Ma pan u niego dług, Ministrze. Pomógł pokonać Voldemorta na równi ze mną i Severusem. Uwolnij ich, żeby spłacić dług.

Knot wyglądał na przerażonego.

- Uwolnić ich? Po co? Żeby rozmnożyli się? Wykluczone!

- Dlaczego? – zapytał chłodno Harry. – Bo boi się pan, co ludzie powiedzą? Ponieważ nie sądzę, by ludzie byli zbyt szczęśliwi, gdy odkryją, że niemal popełnił pan ludobójstwo, mordując niewinne dzieci, nie ważne, że w połowie wilki!

- Jak śmiecie mnie o coś takiego oskarżać! – krzyknął ze złością Knot.

- Śmie, ponieważ to prawda – wtrącił Severus głosem jedwabistym od groźby. – Porwałeś te dzieci z ich domów, niektóre od rodzin i wziąłeś na siebie rolę sędziego, ławy przysięgłych i kata. Założyłeś, że są złe, opierając się na tym, kim byli ich ojcowie, usprawiedliwiałeś swoją zbrodnię, wmawiając sobie, że robisz to dla dobra świata czarodziejów – chroniąc go przed złymi wilczakami.

- Widzisz, rozumiesz mnie, Severusie… - zaczął Korneliusz.

- Nie, Ministrze. Nie rozumiem – oznajmił chłodno Snape. – Bo z zimną krwią nakazałeś zniszczenie dzieci. Nigdy bym tego nie zrobił.

Knot zrobił się szkarłatny.

- Nie pouczaj mnie, Severusie Snape! Ty byłeś śmierciożercą, nie myśl, że o tym zapomniałem!

- Ach. I będziesz mnie teraz prześladował za głupi błąd, który popełniłem, gdy byłem niewiele starszy niż Harry? – odparował Severus. – Spędziłem życie, odpokutowując za to i myślę, że moja pomoc w zabiciu Voldemorta wszystko zeruje. Teraz daję ci tą samą szansę, Korneliuszu. Szansę na naprostowanie tego i naprawienie błędu. Byłbyś głupcem, gdybyś jej nie przyjął.

Ich oczy napotkały się i spojrzenia zderzyły ze sobą. Ale Knot nie mógł długo znieść przenikliwego spojrzenia i musiał odwrócić wzrok.

- Nie było w tym żadnego błędu, Severusie Snape. Zrobiłem to, co musiałem, by ocalić swoich ludzi.

- Och? Nie rozumiem, jak piętnaście nastolatków może okazać się takim strasznym zagrożeniem dla całej populacji czarodziejów. Bo jeśli nim są, Korneliuszu, my wszyscy, którzy uczymy w Hogwarcie, musielibyśmy codziennie żyć w strachu, że nasi uczniowie przejmą kontrolę nad szkołą.

- Nie kpij ze mnie, Snape. Nadal mogę wnieść zarzuty przeciwko tobie za twoją małą… niedyskrecję.

Harry stracił kontrolę.

- Ty cholerny tchórzu! – wypluł. – Uratował twój tyłek, tak jak wszystkich innych, obronił przed Voldemortem i śmierciożercami i ryzykował własne życie, a ty mu grozisz? Gdyby nie my, całowałbyś rąbek szaty Voldemorta… albo byłbyś martwy!

Severus położył dłoń na ramieniu Harry’ego.

- Dość, pisklaku! Pamiętaj o manierach. – Ostrzegawczo ścisnął ramię Harry’ego.

- Tak, młody człowieku, słuchaj starszych. Nie jestem Albusem Dumbledorem, żeby mówić do mnie tak lekceważąco, jestem Ministrem Magii, a ty…

Nagle oczy Harry’ego zmieniły się w złote oczy jastrzębia.

- W tej chwili o wiele bardziej szanuję wilczaki niż ciebie! – warknął. – One przynajmniej nie próbują się ukrywać przed prawdą. Gdyby to, co zrobiłeś, był takie dobre to dlaczego nie powiadomiłeś o tym wszystkich? Powiem ci, dlaczego. Bo wiedziałeś, że to złe. Myślałeś, że mogłeś to ukryć i nikt nigdy się nie dowie. Ale odkryliśmy twój brudny sekrecik i teraz czas to przyznać. Bo inaczej nie jesteś lepszy od Greybacka.

Knot wyglądał, jakby zaraz miał dostać zawału.

- Jak śmiesz… natychmiast opuść to biuro, Potter, ty nieznośny bachorze!

- Z przyjemnością. Do widzenia! – warknął Harry, po czym wstał i wymaszerował z pokoju, jego kontrola nad magią topniała i musiał wyjść, zanim wysadzi w powietrze biuro Knota.

Ten człowiek był cholernym idiotą!

- Spotkanie skończone! – powiedział Knot Severusowi. – Do widzenia, panie Snape!

- Korneliuszu, popełniasz ogromny błąd. Rozważyłbym to ponownie – powiedział mu Severus, a w jego głosie był lód i mrok.

- Nie mam nic do ponownego do rozważenia. Stało się i nie cofnę tego.

- Twój wybór. Konsekwencje spadną na twoją głowę – powiedział Snape.

- Mogę z nimi żyć – stwierdził sztywno Knot.

- Zobaczymy – powiedział ponuro Severus, po czym wyszedł z biura. Głupiec! Nie masz pojęcia z czym masz do czynienia. Nie masz pojęcia.

Przeszedł szybko korytarzem, szukając swojego wściekłego pisklaka.

W końcu znalazł Harry’ego w atrium, gdzie znajdowała się fontanna z posągiem czarodzieja. Chłopiec stał z zaciśniętymi pięściami, wpatrując się w wodę, która bulgotała niczym gorący gejzer.

- Harry.

Chłopak odwrócił się powoli, by stanąć twarzą w twarz ze swoim opiekunem, pewien, że Snape nakrzyczy na niego za utratę kontroli.

- Przepraszam, Severusie. Nie powinienem był tracić nad sobą panowania, ale po prostu… nie mogłem tego dłużej znieść… - Wciągnął powietrze i zwiesił głowę, czując, jak ogarnia go rozpacz. – Naprawdę schrzaniłem, co? Minęła nasza ostatnia szansa na uwolnienie wilczaków. Cholera!

- Niekoniecznie – sprzeciwił się Snape.

Harry podniósł wzrok i zobaczył, że drugi czarodziej wyglądał na bardziej kalkulującego niż wściekłego. Wyglądało na to, że jego ostrożny mentor miał plan w zanadrzu.

- Sev, o czym myślisz? Dlaczego nie wytykasz mi tego, co się stało?

- Ponieważ teraz to by w niczym nie pomogło. I ponieważ miałem ochotę zrobić dokładnie to samo. Knot to naprawdę tępak i głupek.

- I dupek.

- To oczywiste. Myślę sobie… myślę, że musimy trochę pokierować dobrą ręką Ministra. Uderzyć go tam, gdzie najbardziej zaboli.

- Czyli gdzie?

- W jego reputację. Naprawdę boi się, że to wyjdzie na jaw. Nie przyzna tego, ale czułem, jak falami napływa z niego napięcie. Za tydzień ma się ubiegać o reelekcję, a taka tajemnica może go zrujnować.

- Świetnie, ale co nam to da?

- Jaki jest najszybszy sposób zrujnowania czyjejś reputacji, Harry? Powinieneś być w stanie odpowiedzieć na to pytanie bez mrugnięcia okiem, skoro ci się to przydarzyło.

Harry zmarszczył brwi. Znał odpowiedź na to pytanie, tak dobrze ją znał… Potem pstryknął palcami.

- Wypuszczasz artykuł w gazecie.

- Bardzo dobrze, pisklaku. Próbowaliśmy grać zgodnie z zasadami i daliśmy Knotowi szansę naprawienia swojego błędu poza okiem innych. Odrzucił ofertę. Teraz złożymy mu taką nie do odrzucenia.

Harry roześmiał się cicho.

- Brzmisz jak Ojciec Chrzestny z filmu, Sev.

Severus uśmiechnął się przebiegle.

- Chodź, Harry. Musimy się szybko zobaczyć z odpowiednimi osobami.

Harry zrozumiał, podszedł i chwycił Severusa za ramię, a na jego twarzy pojawił się niesamowity uśmiech taki jak ten Severusa Snape’a.