Zanim Harry wyszedł z łazienki, pokonały go zmartwienia.
Dlaczego był na tyle głupi, by to powiedzieć? Z pewnością nie była to rzecz,
którą mówią głośno szanujący się mężczyźni powyżej trzeciego roku życia. Fakt,
że profesor nie krzyknął z obrzydzeniem i nie odepchnął go - jak zrobiliby
Dursleyowie, - było wystarczającą oznaką tego, co czuł profesor, wraz z jego
wcześniejszym milczącym wyznaniem. Harry naprawdę musiał się nauczyć, jak nie
wygadywać takich rzeczy. Był tak zażenowany, że wyszeptał tylko ciche
dowodzenia do Snape'a i Rona, zanim uciekł z komnat.
Cóż. To było to. Snape patrzył za małym bachorem z mieszaniną ulgi i bólu. Oczywiście miał rację. Dzieciak był zdezorientowany i zwyczajnie wyrzucił z siebie słowa, nie mając pojęcia o tym, co mówi. Nie miały żadnego znaczenia, o czym świadczyło szybkie odejście chłopaka w perspektywie dołączenia do kolegów z klasy. Najwyraźniej bachor był zbyt szczęśliwy na myśl o ucieczce od jego obecności i nie czuł ani chęci ani obowiązku, by zwlekać.
Dobrze. Bardzo dobrze. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była kolejna komplikacja. Naturalnie chłopak zarezerwował swoje łagodniejsze uczucia dla Molly - i jego kundla chrzestnego, gdy ci dwaj się spotkają. Snape był Złym Nietoperzem, osobą trzymającą w ryzach, okropnym draniem, który właśnie zabronił chłopcu pierwszego meczu Quidditcha. Snape prychnął. Jak mógł sobie wyobrażać, że chłopak będzie szczery? Prawdopodobnie czuł tylko ulgę, że Snape nie dał mu gorszej kary za wybuch, co ci nikczemni mugole zrobiliby bez wahania. Słowa były motywowanie przez samą ulgę, nic więcej.
Snape skinął stanowczo głową, nie zważając na dziwne spojrzenie Rona. Był zadowolony. Tak. To właśnie czuł. Przyjemność i ulgę. To było to. Nie rozczarowanie, czy ból. Mimo wszystko wiedział, że nie umie kochać. Jak absurdalnie byłoby czuć zdenerwowanie, gdy dopiero co ukarany za wybuch bachor okazał się bełkotać histerycznie. Nie denerwował się, gdy chłopak wykrzykiwał obelgi; czemu się zezłościł, gdy dzieciak - w bardzo ślizgoński sposób - spróbował odwrotnej taktyki.
Otrząsnął się. Żadnych więcej introspekcji. Czuł Ulgę i Zadowolenie. Mógł udawać, że chłopak nigdy tego nie powiedział. Nic się nie zmieniło i nie zmieni.
- Choć, Weasley - warknął tak, jakby rudzielec nie czekał cierpliwie przez dziesięć minut, podczas gdy profesor był zamyślony. - Nie marudź.
W drodze do wieży, zakłopotanie Harry'ego zmniejszyło się odwrotnie proporcjonalnie do odległości od profesora. Zanim dotarł do Grubej Damy miał do ustach dość głupkowaty uśmiech. Profesor go kochał. Nie tylko tolerował. Nie tylko akceptował. Nawet nie tylko lubił. Profesor go kochał. Praktycznie to przyznał, a kiedy Harry wypowiedział te słowa, oddał uścisk.
Prawda. A to oznaczało, że Harry naprawdę musi dobrze się zachowywać. Nie tyle z obawy, że profesor Snape go odeśle, ale bardziej dlatego, że Harry nie chciał zrobić rzeczy, które zagroziłyby tej miłości.
Chociaż, rozumował Harry, jeśli bycie ściganym przez trolla sprawiało, że mężczyzna całą noc opowiadał historie o osobach, które lubił i kilku, których nie lubił (w kilku opowieściach o Jamesie brali udział jego przyjaciele, nawet jeśli nie byli zaangażowani w działania powiązane z Severusem), a potem przy jego stole miał miejsce wybuch furii i to nie zmniejszyło jego uczuć, więc trudno było sobie wyobrazić, że zrobi to zawalony test lub bycie bezczelnym.
A poza tym, profesor Snape naprawdę nie wydawał się osobą, która łatwo się rozmyślała. Usta Harry'ego zadrżały. Tak było z jego karami. Naprawdę mógł zobaczyć, jak mężczyzna podąża na boisko Quidditcha i zaklęciem zrzuciłby go z miotły na oczach wszystkich.
Cóż. To było to. Snape patrzył za małym bachorem z mieszaniną ulgi i bólu. Oczywiście miał rację. Dzieciak był zdezorientowany i zwyczajnie wyrzucił z siebie słowa, nie mając pojęcia o tym, co mówi. Nie miały żadnego znaczenia, o czym świadczyło szybkie odejście chłopaka w perspektywie dołączenia do kolegów z klasy. Najwyraźniej bachor był zbyt szczęśliwy na myśl o ucieczce od jego obecności i nie czuł ani chęci ani obowiązku, by zwlekać.
Dobrze. Bardzo dobrze. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była kolejna komplikacja. Naturalnie chłopak zarezerwował swoje łagodniejsze uczucia dla Molly - i jego kundla chrzestnego, gdy ci dwaj się spotkają. Snape był Złym Nietoperzem, osobą trzymającą w ryzach, okropnym draniem, który właśnie zabronił chłopcu pierwszego meczu Quidditcha. Snape prychnął. Jak mógł sobie wyobrażać, że chłopak będzie szczery? Prawdopodobnie czuł tylko ulgę, że Snape nie dał mu gorszej kary za wybuch, co ci nikczemni mugole zrobiliby bez wahania. Słowa były motywowanie przez samą ulgę, nic więcej.
Snape skinął stanowczo głową, nie zważając na dziwne spojrzenie Rona. Był zadowolony. Tak. To właśnie czuł. Przyjemność i ulgę. To było to. Nie rozczarowanie, czy ból. Mimo wszystko wiedział, że nie umie kochać. Jak absurdalnie byłoby czuć zdenerwowanie, gdy dopiero co ukarany za wybuch bachor okazał się bełkotać histerycznie. Nie denerwował się, gdy chłopak wykrzykiwał obelgi; czemu się zezłościł, gdy dzieciak - w bardzo ślizgoński sposób - spróbował odwrotnej taktyki.
Otrząsnął się. Żadnych więcej introspekcji. Czuł Ulgę i Zadowolenie. Mógł udawać, że chłopak nigdy tego nie powiedział. Nic się nie zmieniło i nie zmieni.
- Choć, Weasley - warknął tak, jakby rudzielec nie czekał cierpliwie przez dziesięć minut, podczas gdy profesor był zamyślony. - Nie marudź.
W drodze do wieży, zakłopotanie Harry'ego zmniejszyło się odwrotnie proporcjonalnie do odległości od profesora. Zanim dotarł do Grubej Damy miał do ustach dość głupkowaty uśmiech. Profesor go kochał. Nie tylko tolerował. Nie tylko akceptował. Nawet nie tylko lubił. Profesor go kochał. Praktycznie to przyznał, a kiedy Harry wypowiedział te słowa, oddał uścisk.
Prawda. A to oznaczało, że Harry naprawdę musi dobrze się zachowywać. Nie tyle z obawy, że profesor Snape go odeśle, ale bardziej dlatego, że Harry nie chciał zrobić rzeczy, które zagroziłyby tej miłości.
Chociaż, rozumował Harry, jeśli bycie ściganym przez trolla sprawiało, że mężczyzna całą noc opowiadał historie o osobach, które lubił i kilku, których nie lubił (w kilku opowieściach o Jamesie brali udział jego przyjaciele, nawet jeśli nie byli zaangażowani w działania powiązane z Severusem), a potem przy jego stole miał miejsce wybuch furii i to nie zmniejszyło jego uczuć, więc trudno było sobie wyobrazić, że zrobi to zawalony test lub bycie bezczelnym.
A poza tym, profesor Snape naprawdę nie wydawał się osobą, która łatwo się rozmyślała. Usta Harry'ego zadrżały. Tak było z jego karami. Naprawdę mógł zobaczyć, jak mężczyzna podąża na boisko Quidditcha i zaklęciem zrzuciłby go z miotły na oczach wszystkich.
Harry westchnął. Podejrzewał, że gdy początkowa, pełna
niedowierzania radość z posiadania kogoś, komu naprawdę na nim zależy, opadnie,
zacznie rozumieć, dlaczego innie dzieci wydawały się stale narzekać na
rodziców, ale to było w porządku. Harry nie był aż tak głupi, by myśleć, że nie
potrzebuje żadnej pomocy - w nauce o nowym świecie, nie mówiąc o rzeczach
związanych z śmierciożercami i Lordem Volauventem - a profesor Snape zdawał się
brać swoje obowiązki wobec Harry'ego bardzo poważnie. Harry był gotów pogodzić
się z niektórymi zasadami, a nawet pewnymi karami, jeśli to oznaczałoby, że po
raz pierwszy ktoś będzie o niego dbał.
- No, mój drogi, wyglądasz na bardzo szczęśliwego, jak na kogoś, kto zeszłej nocy był bardzo niegrzeczny - powiedział portret z wyrzutem. - Byliśmy bardzo zaniepokojeni tym, że nie mogliśmy cię znaleźć!
- Wiem. Przepraszam - powiedział Harry ze skruchą, przypominając sobie, jak portrety dokładały wszelkich starań, by im pomóc. - Mam przez to okropne kłopoty - rzekł, chcąc ugłaskać zwykle łagodną czarownicę.
- I zasłużyłeś na to - pociągnęła nosem. Ale moment później pochyliła się do przodu ze spojrzeniem pełnym troski, przekraczającym jej możliwości. - Czy profesor Snape był dla ciebie bardzo ostry?
Harry patrząc, jak Dudley manipuluje ciotką nauczył się kilku rzeczy. Nałożył na twarz przygnębiony wyraz i westchnął, wystawiając lekko dolną wargę.
- Och, mój drogi - portret kupił to natychmiast. - Był, prawda?
Harry pociągnął nosem i potarł tyłek. Tylko dlatego, że teraz nie bolał - i jakieś pięć minut od klapsa też, - nie negowało faktu, że został uderzony, a zatem mógł wykorzystać całe współczucie, które mógł wydoić. To była jasna Dziecięca Zasada, taka jak ta, która mówiła, że jeśli liścik nie zostanie wysłany do domu, żadne psoty w szkole - albo ich następstwa, - nie musiały być mówione rodzicom albo ta zasada, mówiąca, że mogą być brane pod uwagę pierwsze trzy ostrzeżenia rodzica, a za brak uwagi zapłaci się dopiero, gdy zacznie się prawdziwe liczenie.
- Och, mój mały biedaku! - Poprzednia uraza portretu została zapomniana i kobieta spojrzała na niego z niepokojem.
Harry westchnął.
- I muszę być przez tydzień pod opieką oraz nie mogę zagrać w dzisiejszym meczu ani latać przez cały tydzień - powiedział smutno.
- No, no - potrząsnęła głową ze współczuciem. - Czas szybko przeleci, zobaczysz. A poza tym...
Harry pokiwał głową, wiedząc, co nadchodzi.
-... Zasłużyłem sobie na to - wtrącił, podejrzewając, że będzie to mówił większości kadry, portretom i duchom, zanim zostanie mu w pełni wybaczone to, że przestraszył ich tak bardzo.
Wiedźma zamrugała.
- No, tak. Najważniejsze jest to, że wszystko się skończyło i jesteś bezpieczny. I naprawdę, szlaban skończy się zanim się zorientujesz - powiedziała zachęcająco, otwierając drzwi i nawet nie zadając siebie trudu, by pytać o hasło.
- Dziękuję - powiedział grzecznie Harry, wchodząc do środka. Naprawdę było miłe to, że dla odmiany miał po swojej stronie jakiś ludzi - nawet jeśli niektórzy byli tylko namalowani.
- Harry! - Ledwo wszedł do pokoju wspólnego, a już został otoczony przez praktycznie wszystkich jego współlokatorów.
- Wszystko w porządku?
- Co ty sobie myślałeś?
- Co ci zrobił Snape?
- Byłeś ranny?
- Opowiedz nam wszystko!
Następnie rozległ się nowy głos:
- HARRY!
Tłum rozstąpił się z szacunkiem. Hermiona przemknęła przez środek i wzięła Harry'ego do gwałtownego uścisku - podobnego do tego uścisku, który dał mu Snape, kiedy spotkał go pierwszy raz z trollem/pandą.
- Cześć, Hermiono - powiedział cicho Harry, raczej oszołomiony przez troskę, którą wszyscy mu okazywali.
- Wszystko w porządku? - zapytała, uwalniają go, ale mierząc go zaniepokojonym wzrokiem. - Profesor McGonagall powiedziała, że z tobą i Ranem wszystko okay, ale...
- No, dalej, Harry, siadaj i opowiadaj! Przy śniadaniu Ron podał nam swoją wersję, ale Hermiona nie chciała nic powiedzieć, aż przyjdziesz. W porządku? - Oliver Wood zdołał odgonić wszystkich z kanapy.
- No, mój drogi, wyglądasz na bardzo szczęśliwego, jak na kogoś, kto zeszłej nocy był bardzo niegrzeczny - powiedział portret z wyrzutem. - Byliśmy bardzo zaniepokojeni tym, że nie mogliśmy cię znaleźć!
- Wiem. Przepraszam - powiedział Harry ze skruchą, przypominając sobie, jak portrety dokładały wszelkich starań, by im pomóc. - Mam przez to okropne kłopoty - rzekł, chcąc ugłaskać zwykle łagodną czarownicę.
- I zasłużyłeś na to - pociągnęła nosem. Ale moment później pochyliła się do przodu ze spojrzeniem pełnym troski, przekraczającym jej możliwości. - Czy profesor Snape był dla ciebie bardzo ostry?
Harry patrząc, jak Dudley manipuluje ciotką nauczył się kilku rzeczy. Nałożył na twarz przygnębiony wyraz i westchnął, wystawiając lekko dolną wargę.
- Och, mój drogi - portret kupił to natychmiast. - Był, prawda?
Harry pociągnął nosem i potarł tyłek. Tylko dlatego, że teraz nie bolał - i jakieś pięć minut od klapsa też, - nie negowało faktu, że został uderzony, a zatem mógł wykorzystać całe współczucie, które mógł wydoić. To była jasna Dziecięca Zasada, taka jak ta, która mówiła, że jeśli liścik nie zostanie wysłany do domu, żadne psoty w szkole - albo ich następstwa, - nie musiały być mówione rodzicom albo ta zasada, mówiąca, że mogą być brane pod uwagę pierwsze trzy ostrzeżenia rodzica, a za brak uwagi zapłaci się dopiero, gdy zacznie się prawdziwe liczenie.
- Och, mój mały biedaku! - Poprzednia uraza portretu została zapomniana i kobieta spojrzała na niego z niepokojem.
Harry westchnął.
- I muszę być przez tydzień pod opieką oraz nie mogę zagrać w dzisiejszym meczu ani latać przez cały tydzień - powiedział smutno.
- No, no - potrząsnęła głową ze współczuciem. - Czas szybko przeleci, zobaczysz. A poza tym...
Harry pokiwał głową, wiedząc, co nadchodzi.
-... Zasłużyłem sobie na to - wtrącił, podejrzewając, że będzie to mówił większości kadry, portretom i duchom, zanim zostanie mu w pełni wybaczone to, że przestraszył ich tak bardzo.
Wiedźma zamrugała.
- No, tak. Najważniejsze jest to, że wszystko się skończyło i jesteś bezpieczny. I naprawdę, szlaban skończy się zanim się zorientujesz - powiedziała zachęcająco, otwierając drzwi i nawet nie zadając siebie trudu, by pytać o hasło.
- Dziękuję - powiedział grzecznie Harry, wchodząc do środka. Naprawdę było miłe to, że dla odmiany miał po swojej stronie jakiś ludzi - nawet jeśli niektórzy byli tylko namalowani.
- Harry! - Ledwo wszedł do pokoju wspólnego, a już został otoczony przez praktycznie wszystkich jego współlokatorów.
- Wszystko w porządku?
- Co ty sobie myślałeś?
- Co ci zrobił Snape?
- Byłeś ranny?
- Opowiedz nam wszystko!
Następnie rozległ się nowy głos:
- HARRY!
Tłum rozstąpił się z szacunkiem. Hermiona przemknęła przez środek i wzięła Harry'ego do gwałtownego uścisku - podobnego do tego uścisku, który dał mu Snape, kiedy spotkał go pierwszy raz z trollem/pandą.
- Cześć, Hermiono - powiedział cicho Harry, raczej oszołomiony przez troskę, którą wszyscy mu okazywali.
- Wszystko w porządku? - zapytała, uwalniają go, ale mierząc go zaniepokojonym wzrokiem. - Profesor McGonagall powiedziała, że z tobą i Ranem wszystko okay, ale...
- No, dalej, Harry, siadaj i opowiadaj! Przy śniadaniu Ron podał nam swoją wersję, ale Hermiona nie chciała nic powiedzieć, aż przyjdziesz. W porządku? - Oliver Wood zdołał odgonić wszystkich z kanapy.
Hermiona i Harry posłusznie usiedli w centrum – znaczy,
na kanapie, - i przygotowali się do opowiedzenia historii.
- Wszystko ze mną okay – powiedział Harry, patrząc z
wdzięcznością na krąg zainteresowanych twarzy. Zająkał się, gdy dostrzegł
drużynę Quidditcha. – N-naprawdę przepraszam – powiedział niepewnie, patrząc
niespokojnie na Wooda. – Wiesz, że nie mogę latać przez tydzień i w dzisiejszym
meczu, prawda? Przepraszam, że was zawiodłem.
Oliver wzruszył ramionami.
- Wszystko gra, dzieciaku. Byłoby fajnie, gdybyś grał,
ale gdy wczoraj usłyszałem, kto zaginął, już wtedy zakładałem, że będziemy
musieli dokonać wymiany – uśmiechnął się szeroko. – Cieszę się, że masz szlaban
tylko na jedną grę!
- Tak, Harry! – wtrąciła się Katie Bell. – Gdyby ten
troll cię dorwał, nie mógłbyś grać przez dużo dłuższy czas!
Harry pokiwał głową z zakłopotaniem, wymieniając
spojrzenia z Hermioną. Miał przeczucie, że będzie to słyszał przez jakiś czas.
- A poza tym, dzieciaku – wyszeptał Oliver, przysuwając
się bliżej, - pomyślałem, że gdy tylko Snape dostanie cię w swoje ręce, nie
będziesz w stanie siedzieć dzisiaj na miotle, ze szlabanem czy też bez. –
Mrugnął do chłopaka i wyszczerzył się, gdy ten się zarumienił. – Tak myślałem –
powiedział z zadowoleniem.
- Nic mi nie jest – zaprotestował Harry, cały
zaróżowiony. – Ale tak, był bardzo zły.
- Zacznijcie od początku – poprosił Neville, a Harry i
Hermiona posłuchali.
Minęła niemal godzina zanim opowiedzieli historię,
powtórzyli wszystko i zakończyli, ale w końcu reszta Domu zmyła się, a Harry i
Hermiona zostali sami.
- Naprawdę wszystko z tobą w porządku? – zapytał z
niepokojem, zerkając na jej nadgarstek.
Przytaknęła, zginając staw, by to udowodnić.
- To aż dziwne, że skręcony nadgarstek można tak szybko
naprawić – powiedziała Hermiona z niedowierzaniem. – Znaczy, wiem, że
codziennie ćwiczymy magię, ale potem dzieje się coś takiego i naprawdę idzie
zobaczyć, jaka jest różnica. – Nagle jej spojrzenie stało się ostrzejsze. – A
ty? Nic ci nie jest?
Harry wyszczerzył się.
- Tak. Profesor Snape zezłościł się i naprawdę mocno nas
skrzyczał, ale najpierw upewnił się, że zjedliśmy kolację, zagoił skaleczenie
Rona, a teraz zabrał go, by kupić nową różdżkę.
- Powiedziałeś mu, dlaczego nie chciałeś iść na ucztę? To z powodu twoich rodziców, prawda? –
zapytała Hermiona, patrząc na niego ze zmartwieniem.
- Tak – przyznał Harry, rumieniąc się znowu na myśl, że
Hermiona wiedziała o tym cały czas. – I był świetny. Poprosił do kwater
profesor McGonagall, gdy Ron już zasnął i oboje opowiadali mi historie o
rodzicach praktycznie przez całą noc.
Hermiona uśmiechnęła się, a jej brązowe oczy były
wypełnione ciepłem.
- Naprawdę o ciebie dba. Wiesz o tym, prawda?
Harry spuścił wzrok, zakłopotany i zachwycony
jednocześnie.
- Tak – wyznał cicho. – Powiedział coś takiego.
Hermiona zamrugała.
- Naprawdę? On… ech… nie wydaje się być takim typem
osoby, która chodzi po korytarzach i rozgłasza takie rzeczy.
- Nie jest taki, naprawdę, ale trochę, eee… zdenerwowałem
się, gdy zdałem sobie sprawę, że nie mogę grać w dzisiejszym meczu. I, cóż, po
tym, jak powiedziałem tą całą masę rzeczy, których tak naprawdę nie myślę, on
był taki wspaniały i, no, to trochę mi się wymsknęło.
- Och, Harry! – Hermiona ponownie owinęła wokół niego
ramiona. – Tak się cieszę!
- Miono! – syknął zszokowany Harry. – Ludzie patrzą!
Puściła go, choć wciąż była rozpromieniona, a jej oczy
podejrzanie wilgotne.
- To po prostu takie miłe… Że teraz macie siebie.
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Tak, naprawdę miłe.
W kolejnej chwili uśmiechnęli się do siebie idiotycznie,
ale potem oczy Hermiony rozszerzyły się.
- Och! Harry! Powiedzieli ci o dzisiejszym dniu? Jak masz
mi pomóc ze szlabanem?
Harry zmarszczył brwi.
- Huh?
Hermiona wyglądała na kolejno zakłopotaną i zirytowaną.
- Muszę napisać esej! – oznajmiła.
Harry wzruszył ramionami.
- Tak jak ja i Ron. Trzy stopy na temat tego, co zrobiliśmy
źle. I będziemy mięli nadzór. I ja nie mogę latać przez tydzień, a Ron jeść
budyniów.
Hermionie opadła szczęka.
- Żadnych słodyczy przez cały tydzień? Czy Ron może to
przetrwać?
Harry wyszczerzył się.
- Ponieważ alternatywą jest Percy, który będzie odprowadzał
go z zajęć oraz skrzaty domowe, które będą go karmić, myślę, że da rady to
znieść.
- Ooooch! – Hermiona zadrżała. – Profesor Snape jest
naprawdę surowy!
- Więc ty też będziesz miała nadzór? – zapytał Harry.
Hermiona pokiwała głową.
- Mam taką karę jak wy, poza tym, że nie mam szlabanu na
coś na tydzień, tylko muszę napisać kolejny esej, a także… - Ściszyła głos z
zakłopotaniem.
To miało trochę sensu. Hermiona nie robiła wielu rzeczy,
na które dorośli się nie zgadzali. Zjadła mniej słodyczy niż prawdopodobnie
każdy w całym roku i zawsze uczyła się i czytała… Co takiego mogli jej zakazać?
Harry spojrzał na nią z troską. Najwyraźniej czuła się czymś głęboko
upokorzona. Co to mogło być?
- Hermiono? Co jest? O czym musisz napisać?
Hermiona zarumieniła się lekko.
- Będziecie się śmiać. Ty i Ron.
- Nieprawda – namawiał. – No daj spokój, Hermiono.
- Profesor McGonagall kazała mi napisać cały esej o
Quidditchu! – wypaliła. – I muszę iść na mecze i treningi przez cały tydzień!
Harry starał się.
Naprawdę się starał. Ale mimo wszystko miał tylko
jedenaście lat i bezradnie zaczął się śmiać.
- R-Ron oszaleje, gdy o tym usłyszy – wykrztusił.
- Harry Jamesie Potterze! To wcale nie jest śmieszne! –
Hermiona była teraz cała różowa z oburzenia. – Wiesz, jak bardzo profesor
McGonagall kocha tę grę. Jeśli napiszę cokolwiek źle w eseju to pewnie
przedłuży mi karę na kolejny tydzień! To dlatego musisz iść ze mną na mecz i
wszystko wyjaśnić!
Ostatecznie, Harry zdołał stłumić chichot i zaczął
wyjaśniać jej zasady gry. Zaniepokoił się nieco, gdy Hermiona wyjęła pióro i
atrament i zaczęła robić notatki z taką samą uwagą, jaką poświęcała profesorom,
a podstawowa wiedza Harry’ego na temat gry szybko się wyczerpała. Przyniósł z
dormitorium kilka książek i czasopism Rona o Quidditchu, wiedząc, że rudzielec
na pewno podzieliłby się nimi z dziewczyną i zanim zaczął się mecz, Hermiona
wchłonęła na tyle generalne pojęcie gry, by wiedzieć, czego się spodziewać.
Jakieś pół godziny przed meczem, przybiegł do nich
tryskając energią Ron.
- Wierzba i włos jednorożca! – krzyknął, wywijając swoją
nową różdżką.
- To świetnie, Ron! – wykrzyknął Harry.
- Jest piękna. Jestem pewna, że teraz będziesz umiał wszystkie zaklęcia za pierwszym
razem – dodała Hermiona.
- Dzięki! – Ron promieniał dumą. – A to jest dla was. –
Podał im po małej paczuszce.
- Co to? – zapytał z ciekawością Harry, podczas gdy
Hermiona badała opakowanie.
- No, twój ta… eee, profesor powiedział, że… - Ron
pogłębił swój głos w całkiem niezłej imitacji Snape’a, - „Ponieważ głupie dzieciaki
upierają się, by nosić różdżki w swoich tylnych kieszeniach, to oczywiście nie
można wam ufać w decyzji, gdzie będziecie trzymali swoje własne różdżki”. Więc
kupił nam wszystkim kabury na nadgarstek. Czy to nie świetne? – Szarpnął
nadgarstkiem i jego różdżka wpadła w jego dłoń.
- Fantastyczne! – wykrzyknął Harry z szeroko otwartymi
oczami.
- Och! – Twarz Hermiony rozpromieniła się. – To bardzo
ułatwi połączenie różdżki z odpowiednimi ruchami dla każdego zaklęcia.
- Tak i szybciej wyciągnie się ją w walce! – wyszczerzył
się Harry.
- Naprawdę miło ze strony profesora, że dał każdemu z nas
jedną – skomentowała Hermiona, zerkając na Harry’ego z ukosa.
- No – zgodził się Ron. – Ale powiedział też, że jeśli
kiedykolwiek zauważy, że ich nie używamy to da nam szlaban. Upsss… Mecz! Muszę
iść! – Ron rzucił się w stronę boiska do Quidditcha, gdzie miał być drużynowym
chłopcem na posyłki przez ten jeden dzień. Jeden pierwszoroczny uczeń był
wyznaczany, by pomagał w tym charakterze podczas każdej gry i była to bardzo
pożądana nagroda. Ron był zachwycony, gdy wygrał w specjalnej loterii i niemal
rozpłakał się z ulgi, gdy profesor Snape potwierdził, że wciąż może piastować
tą rolę.
Po zamocowaniu kabury do przedramienia i poćwiczeniu
wyjmowania i chowania różdżki, Harry i Hermiona udali się na boisko w nieco
spokojniejszym tempie. Hermiona wciąż zerkała na swoje notatki i mruczała do
siebie.
- Tłuczek… Pałkarze… Znicz… Szukający…
Harry wywrócił oczami.
- Wyluzuj, Hermiono. To tylko mecz. Nie będziesz dzisiaj
miała z tego quizu, dobra?
Mimo to, gdy dotarli na boisko, nawet Harry był
zaskoczony, gdy zobaczył ogromne trybuny wypełnione dopingującymi, krzyczącymi
uczniami. Hermiona spojrzała na sektor Gryfonów, ale było widać, że przez
wszystkie te krzyki nie było możliwości, by usłyszała jego wyjaśnienia na temat
gry. Rozglądając się, spojrzenie Harry'ego padło na jedne z najwyższych miejsc.
- Tam! - wskazał i pociągnął dziewczynę na najwyższy poziom trybun. Tylko kilku uczniów stało wokół tamtej balustrady i żaden nie był blisko. Z tej wysokości mieli widok na całe boisko i mimo że było słychać krzyki innych, były one na tyle ciche, że mogli we dwójkę rozmawiać. Słyszeli też komentatora, ale Harry był w stanie łatwo go przekrzyczeć.
- Chodź - powiedział Harry, przerzucając jedną nogę przez poręcz i usiadł na niej tak, jak robili to inni uczniowie.
- Och, Harry, nie jestem pewna, czy tak wolno. Co jeśli spadniesz? - Hermiona zmarszczyła brwi.
Harry westchnął. Były momenty, w których posiadanie dziewczyny jako najlepszej przyjaciółki było męczące.
- Wszyscy tak siedzą! Patrz - praktycznie jesteśmy tuż nad boiskiem. To wspaniałe. Zobaczysz całą akcję.
Hermiona przewróciła oczami. Chłopcy! Były tam idealne, wygodne siedzenia, ale nie, oni musieli siedzieć jak na grzędzie na barierce, tyłem na krzesłach, a inaczej zachowywali się jak kompletne głupki.
- Och, w porządku - mruknęła, nie chcąc drażnić Harry'ego, kiedy potrzebowała jego mózgu, by przejść przez całą nadchodzącą grę.
^^^
Gra trwała i nawet Hermiona zaczęła być podekscytowana, gdy wyniki były podobne. W szczególności Harry opierał się jak najdalej na balustradzie, starając się dostrzec znicza, by dać sygnał swoim kolegom.
Nagle, w środku szczególnie napiętej części gry, Harry poczuł gwałtownie pchnięcie. Chwycił się barierki, na której siedzieli i otworzył usta, by skarcić Hermionę, ale był zaskoczony, widząc, że siedziała poza zasięgiem rąk, a jej uwaga była całkowicie skupiona na grze.
- Hermiono? - zaczął niepewnie, ale zanim Harry był w stanie powiedzieć coś więcej, został gwałtownie zrzucony przez ogromne szarpnięcie tak, jakby sama ziemia sięgnęła po niego i pociągnęła do przodu.
Z zaskoczonym okrzykiem zaczął spadać w kierunku będącej daleko ziemi.
- Wingardium Leviosa! - Harry usłyszał za sobą niewyraźny krzyk Hermiony, po czym zaczął zwalniać. Zawisł na pełną napięcia chwilę, po czym w cudowny sposób zaczął wznosić się w kierunku poręczy.
Uniósł się tylko na kilka stóp, jednak ta sama siła chwyciła go ponownie i złamała zaklęcie lewitujące Hermiony. Krzyknął ponownie, opadając gwałtownie, tylko po to, by ponownie podskoczyć i zatrzymać się. Udało mu się przekręcić i zobaczyć, ściągniętą i bladą twarz Hermiony, którą patrzyła na niego, z wyciągniętą różdżką i każdą uncją woli skoncentrowaną na swoim zaklęciu.
Uniósł się gwałtownie w górę o kilka stóp, po czym opadł. Miał wrażenie, jakby dwa niewidzialne giganty toczyły wojnę w przeciąganiu liny, jakby był szmacianą lalką, o którą między sobą walczą. Gdyby nie wyraz szczerego przerażenia na twarzy Hermiony, mógłby pomyśleć, że to jakiś żart bliźniaków - mimo wszystko, jak miał się dowiedzieć, czy takie latanie wte i wewte jest normalne w świecie czarodziejów.
Tak niezwykle niewiele pod nim trwał mecz Quidditcha. Reszta szkoły nawet nie zauważyła dramatu, który rozgrywał się wysoko na trybunach, zachwyceni zaciętą grą.
Harry czuł wysiłek, jaki wysiłek jego przyjaciółka wkładała w zaklęcie - jego ciało zaczęło unosić się, jakby grawitacja nie miła na niego wpływu, ale po paru sekundach, coś blokowało zaklęcie Hermiony, grawitacja wracała ze wzmożoną siłą i jego nagle ciężkie ciało z niewidzialną pomocą leciało ku dołowi z dzikim szarpnięciem... tylko po to, by ponownie znaleźć się w stanie nieważności, gdy Hermiona znów rzuciła zaklęcie. Po sześciu takich zmianach, Harry był dobre sto stóp bliżej ziemi i zaczął odczuwać mdłości przez nagłe przejścia między pływaniem w powietrzu a spadaniem. Zaczął się martwić, co mogłoby się stać, gdyby zwymiotował w swojej aktualnej pozycji. Nie mógł sobie wyobrazić, że zespół pozytywnie zareaguje na prysznic z wymiocin.
Harry zamknął oczy, chcąc uspokoić żołądek, podczas gdy przeciwstawne siły ze sobą, ale szybko otworzył je z powrotem, gdy brak informacji wzrokowych pogorszył jego nudności. Wyciągnął szyję, by zobaczyć, jak radzi sobie Hermiona i był przerażony i zaniepokojony tym, co zobaczył.
Jego przyjaciółka wyglądała okropnie; jej twarz była szara i wyciągnięta z wysiłku, jakby to z nią brutalnie się obchodzono, a nie z nim. Nos Hermiony zaczął krwawić, ale jej uwaga była skupiona na Harrym. W kółko szeptała zaklęcie, próbując wyrwać go na wolność, niezależnie od złośliwej siły, która starała się wciągnąć go do śmierci.
Ale to nie wystarczyło.
Przez doznania, które ciągnęły go w górę i w dół, Harry mógł powiedzieć, że uścisk Hermiony słabł. Każde pociągnięcie w stronę ziemi było silniejsze niż poprzednie i wiedział, że następne szarpnięcie - być może właśnie to, - wyrwie go z jej słabnącego uścisku i już nic nie powstrzyma go przed spadnięciem jak kamień i rozbiciem głowy o będącą daleko ziemię.
Właśnie wtedy przemknął obok niego złoty blask i zobaczył go ślizgoński szukający. I zobaczył też Harry'ego.
Zatrzymał się z szarpnięciem, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, a szukająca Gryfonów, łapczywie oglądająca się za zniczem, podążyła za jego wzrokiem.
- HARRY! - krzyknęła w szoku, a to sprawiło, że reszta odwróciła się i zobaczyła go.
Harry usłyszał przekleństwa Flinta, dochodzące z miejsca, gdzie się zatrzymał w powietrzu, a potem bliźniacy Weasley, Flint i oboje szukający zmierzali ku niemu z rozpaczliwą prędkością, a reszta zespołu tuż za nimi.
Ale gdy zobaczył, że nadchodzą, poczuł, że uchwyt Hermiony ciągnie go po raz ostatni i został ciśnięty w kierunku ziemi ze zwariowaną prędkością. Wiedział, że gracze nigdy nie dotrą do niego na czas.
- WINGARDIUM LEVIOSA! - Ostatni krzyk Hermiony rozbrzmiał w jego uszach, kiedy uniósł ramiona w daremnej próbie odparcia ataku, który spieszył w jego kierunku.
^^^
Snape wymienił kolejne wściekłe spojrzenie z Minervą, podczas gdy ich drużyny walczyły o dominację.
- Byłoby miło, gdyby twoja drużyna nauczyła się kiedyś, jak grać bez faulowania swoich przeciwników przy każdej okazji - skomentowała złośliwie.
- Byłoby miło, gdyby twoja drużyna nauczyła się kiedyś, jak grać - odparł i uśmiechnął się wrednie, gdy jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Och, nie - Minerva przerwała, mamrocząc irlandzkie przekleństwa, gdy dostrzegła wyraz twarzy szukającego Ślizgonów. - Zauważył go.
Snape spojrzał na tą scenę groźnie. Co za idiota - wiedział, że lepiej, by jego twarz nie ujawniała czegokolwiek drugiej drużynie! O czym on myślał, że gapił się w taki sposób, ujawniając tym samym, że dostrzegł nieuchwytną, złotą piłeczkę? Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie widział znicza... A to co do diabła było?
- Harry! - sapnęła Minerva, gdy Snape patrzył niedowierzającym wzrokiem i starał się uporać z tym, co widzi.
W jakiś sposób Potter lewitował nad boiskiem na nieprawdopodobnie dużej wysokości i był ciskany w tę i z powrotem między dwoma niewidzialnymi siłami. Czujny wzrok Snape'a szybko dostrzegł dziewczynę z buszem na głowie i jej różdżkę, ale kto kontrolował drugą siłę. Kto próbuje sprawić, by Harry upadł z takiej wysokości na pewną śmierć?
Gdy eksplodowały wokół niego krzyki i wrzaski, reszta publiczności w końcu zobaczyła, dlaczego wszyscy gracze porzucili grę i śmigali w kierunku trybun z największą możliwą prędkością, podczas gdy Snape był zajęty przeglądaniem tłumu. Gdzie... Gdzie... Tam! Ten idiota z turbanem! Quirrell patrzył nieruchomo na Harry'ego i mimo że Snape nie mógł usłyszeć rzucanego zaklęcia, nie miał wątpliwości, co do tego, kto jest za to odpowiedzialny. Snape poczuł, że zalewa go mordercza fala furii, wzmocniona przez fakt, że jąkający się wrak miał czelność próbować zabić Pottera siedząc tuż obok, na trybunach nauczycieli. Zrobił dwa kroki w prawo i gwałtownie wyprostował rękę.
Uderzył prosto w prawą łopatkę Quirrella i nauczyciel OPCMu spadł z siedzenia. Z zaskoczonym okrzykiem stoczył się po stromym zboczu, a jego okryta turbanem głowa i pokryty szatą tyłek boleśnie uderzały na zmianę o trybuny, aż upadł nieprzytomny u podstawy schodów.
^^^
Nawet gdy powtarzała gorączkowo zaklęcie, Hermiona wiedziała, że to nie ma sensu. Drugi czarodziej - lub czarodziejka, - był zbyt potężny. Zaskoczyła go swoim zaklęciem i ten szok pozwolił jej przyciągać Harry'ego przez kilka sekund, ale teraz pozbierał się, a ta ostatnia fala niemal powaliła ją na ziemię, powodując, że Harry opadł gwałtownie o kilka pięter. Czuła, że jej własną magia wycieka z niej wraz z wysiłkiem. Pozostało bardzo niewiele, ale zacisnęła zęby i ponownie rzuciła zaklęcie. Będzie walczyć tak długo, póki nie zostanie w niej ani jedna iskra magii.
W cudowny i zadziwiający sposób, kiedy tym razem chwyciła Harry'ego nie doznała sprzeciwu. Czuła, jak jego postać opada, ale po raz pierwszy złowroga siła nie wyrywała go od niej aktywnie. Była zbyt zmęczona, by mieć nadzieję, że wciągnie go z powrotem na miejsce, ale przynajmniej mogła kontrolować jego upadek.
^^^
Gdy tylko Quirrell został zneutralizowany, Snape rzucił w stronę Harry'ego sznur magii, czując, że Minerva, Dumbledore i kilku innych członków kadry robi to samo. Reszta - w tym wielu uczniów - rzuciła uroki amortyzujące na całe boisko i wśród nich wszystkich Harry opadł na boisko raczej szybciej, niż chciałby tego Snape, ale na tyle wolno, by mocno nie ucierpiał.
Harry wylądował i od razu padł na kolana, wyczerpany zarówno fizycznie jak i psychicznie przez niemal zabójcze przeciąganie go między siłami. Kilka sekund później opadł koło niego Flint, Wood i reszta.
- Tam! - wskazał i pociągnął dziewczynę na najwyższy poziom trybun. Tylko kilku uczniów stało wokół tamtej balustrady i żaden nie był blisko. Z tej wysokości mieli widok na całe boisko i mimo że było słychać krzyki innych, były one na tyle ciche, że mogli we dwójkę rozmawiać. Słyszeli też komentatora, ale Harry był w stanie łatwo go przekrzyczeć.
- Chodź - powiedział Harry, przerzucając jedną nogę przez poręcz i usiadł na niej tak, jak robili to inni uczniowie.
- Och, Harry, nie jestem pewna, czy tak wolno. Co jeśli spadniesz? - Hermiona zmarszczyła brwi.
Harry westchnął. Były momenty, w których posiadanie dziewczyny jako najlepszej przyjaciółki było męczące.
- Wszyscy tak siedzą! Patrz - praktycznie jesteśmy tuż nad boiskiem. To wspaniałe. Zobaczysz całą akcję.
Hermiona przewróciła oczami. Chłopcy! Były tam idealne, wygodne siedzenia, ale nie, oni musieli siedzieć jak na grzędzie na barierce, tyłem na krzesłach, a inaczej zachowywali się jak kompletne głupki.
- Och, w porządku - mruknęła, nie chcąc drażnić Harry'ego, kiedy potrzebowała jego mózgu, by przejść przez całą nadchodzącą grę.
^^^
Gra trwała i nawet Hermiona zaczęła być podekscytowana, gdy wyniki były podobne. W szczególności Harry opierał się jak najdalej na balustradzie, starając się dostrzec znicza, by dać sygnał swoim kolegom.
Nagle, w środku szczególnie napiętej części gry, Harry poczuł gwałtownie pchnięcie. Chwycił się barierki, na której siedzieli i otworzył usta, by skarcić Hermionę, ale był zaskoczony, widząc, że siedziała poza zasięgiem rąk, a jej uwaga była całkowicie skupiona na grze.
- Hermiono? - zaczął niepewnie, ale zanim Harry był w stanie powiedzieć coś więcej, został gwałtownie zrzucony przez ogromne szarpnięcie tak, jakby sama ziemia sięgnęła po niego i pociągnęła do przodu.
Z zaskoczonym okrzykiem zaczął spadać w kierunku będącej daleko ziemi.
- Wingardium Leviosa! - Harry usłyszał za sobą niewyraźny krzyk Hermiony, po czym zaczął zwalniać. Zawisł na pełną napięcia chwilę, po czym w cudowny sposób zaczął wznosić się w kierunku poręczy.
Uniósł się tylko na kilka stóp, jednak ta sama siła chwyciła go ponownie i złamała zaklęcie lewitujące Hermiony. Krzyknął ponownie, opadając gwałtownie, tylko po to, by ponownie podskoczyć i zatrzymać się. Udało mu się przekręcić i zobaczyć, ściągniętą i bladą twarz Hermiony, którą patrzyła na niego, z wyciągniętą różdżką i każdą uncją woli skoncentrowaną na swoim zaklęciu.
Uniósł się gwałtownie w górę o kilka stóp, po czym opadł. Miał wrażenie, jakby dwa niewidzialne giganty toczyły wojnę w przeciąganiu liny, jakby był szmacianą lalką, o którą między sobą walczą. Gdyby nie wyraz szczerego przerażenia na twarzy Hermiony, mógłby pomyśleć, że to jakiś żart bliźniaków - mimo wszystko, jak miał się dowiedzieć, czy takie latanie wte i wewte jest normalne w świecie czarodziejów.
Tak niezwykle niewiele pod nim trwał mecz Quidditcha. Reszta szkoły nawet nie zauważyła dramatu, który rozgrywał się wysoko na trybunach, zachwyceni zaciętą grą.
Harry czuł wysiłek, jaki wysiłek jego przyjaciółka wkładała w zaklęcie - jego ciało zaczęło unosić się, jakby grawitacja nie miła na niego wpływu, ale po paru sekundach, coś blokowało zaklęcie Hermiony, grawitacja wracała ze wzmożoną siłą i jego nagle ciężkie ciało z niewidzialną pomocą leciało ku dołowi z dzikim szarpnięciem... tylko po to, by ponownie znaleźć się w stanie nieważności, gdy Hermiona znów rzuciła zaklęcie. Po sześciu takich zmianach, Harry był dobre sto stóp bliżej ziemi i zaczął odczuwać mdłości przez nagłe przejścia między pływaniem w powietrzu a spadaniem. Zaczął się martwić, co mogłoby się stać, gdyby zwymiotował w swojej aktualnej pozycji. Nie mógł sobie wyobrazić, że zespół pozytywnie zareaguje na prysznic z wymiocin.
Harry zamknął oczy, chcąc uspokoić żołądek, podczas gdy przeciwstawne siły ze sobą, ale szybko otworzył je z powrotem, gdy brak informacji wzrokowych pogorszył jego nudności. Wyciągnął szyję, by zobaczyć, jak radzi sobie Hermiona i był przerażony i zaniepokojony tym, co zobaczył.
Jego przyjaciółka wyglądała okropnie; jej twarz była szara i wyciągnięta z wysiłku, jakby to z nią brutalnie się obchodzono, a nie z nim. Nos Hermiony zaczął krwawić, ale jej uwaga była skupiona na Harrym. W kółko szeptała zaklęcie, próbując wyrwać go na wolność, niezależnie od złośliwej siły, która starała się wciągnąć go do śmierci.
Ale to nie wystarczyło.
Przez doznania, które ciągnęły go w górę i w dół, Harry mógł powiedzieć, że uścisk Hermiony słabł. Każde pociągnięcie w stronę ziemi było silniejsze niż poprzednie i wiedział, że następne szarpnięcie - być może właśnie to, - wyrwie go z jej słabnącego uścisku i już nic nie powstrzyma go przed spadnięciem jak kamień i rozbiciem głowy o będącą daleko ziemię.
Właśnie wtedy przemknął obok niego złoty blask i zobaczył go ślizgoński szukający. I zobaczył też Harry'ego.
Zatrzymał się z szarpnięciem, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, a szukająca Gryfonów, łapczywie oglądająca się za zniczem, podążyła za jego wzrokiem.
- HARRY! - krzyknęła w szoku, a to sprawiło, że reszta odwróciła się i zobaczyła go.
Harry usłyszał przekleństwa Flinta, dochodzące z miejsca, gdzie się zatrzymał w powietrzu, a potem bliźniacy Weasley, Flint i oboje szukający zmierzali ku niemu z rozpaczliwą prędkością, a reszta zespołu tuż za nimi.
Ale gdy zobaczył, że nadchodzą, poczuł, że uchwyt Hermiony ciągnie go po raz ostatni i został ciśnięty w kierunku ziemi ze zwariowaną prędkością. Wiedział, że gracze nigdy nie dotrą do niego na czas.
- WINGARDIUM LEVIOSA! - Ostatni krzyk Hermiony rozbrzmiał w jego uszach, kiedy uniósł ramiona w daremnej próbie odparcia ataku, który spieszył w jego kierunku.
^^^
Snape wymienił kolejne wściekłe spojrzenie z Minervą, podczas gdy ich drużyny walczyły o dominację.
- Byłoby miło, gdyby twoja drużyna nauczyła się kiedyś, jak grać bez faulowania swoich przeciwników przy każdej okazji - skomentowała złośliwie.
- Byłoby miło, gdyby twoja drużyna nauczyła się kiedyś, jak grać - odparł i uśmiechnął się wrednie, gdy jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Och, nie - Minerva przerwała, mamrocząc irlandzkie przekleństwa, gdy dostrzegła wyraz twarzy szukającego Ślizgonów. - Zauważył go.
Snape spojrzał na tą scenę groźnie. Co za idiota - wiedział, że lepiej, by jego twarz nie ujawniała czegokolwiek drugiej drużynie! O czym on myślał, że gapił się w taki sposób, ujawniając tym samym, że dostrzegł nieuchwytną, złotą piłeczkę? Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie widział znicza... A to co do diabła było?
- Harry! - sapnęła Minerva, gdy Snape patrzył niedowierzającym wzrokiem i starał się uporać z tym, co widzi.
W jakiś sposób Potter lewitował nad boiskiem na nieprawdopodobnie dużej wysokości i był ciskany w tę i z powrotem między dwoma niewidzialnymi siłami. Czujny wzrok Snape'a szybko dostrzegł dziewczynę z buszem na głowie i jej różdżkę, ale kto kontrolował drugą siłę. Kto próbuje sprawić, by Harry upadł z takiej wysokości na pewną śmierć?
Gdy eksplodowały wokół niego krzyki i wrzaski, reszta publiczności w końcu zobaczyła, dlaczego wszyscy gracze porzucili grę i śmigali w kierunku trybun z największą możliwą prędkością, podczas gdy Snape był zajęty przeglądaniem tłumu. Gdzie... Gdzie... Tam! Ten idiota z turbanem! Quirrell patrzył nieruchomo na Harry'ego i mimo że Snape nie mógł usłyszeć rzucanego zaklęcia, nie miał wątpliwości, co do tego, kto jest za to odpowiedzialny. Snape poczuł, że zalewa go mordercza fala furii, wzmocniona przez fakt, że jąkający się wrak miał czelność próbować zabić Pottera siedząc tuż obok, na trybunach nauczycieli. Zrobił dwa kroki w prawo i gwałtownie wyprostował rękę.
Uderzył prosto w prawą łopatkę Quirrella i nauczyciel OPCMu spadł z siedzenia. Z zaskoczonym okrzykiem stoczył się po stromym zboczu, a jego okryta turbanem głowa i pokryty szatą tyłek boleśnie uderzały na zmianę o trybuny, aż upadł nieprzytomny u podstawy schodów.
^^^
Nawet gdy powtarzała gorączkowo zaklęcie, Hermiona wiedziała, że to nie ma sensu. Drugi czarodziej - lub czarodziejka, - był zbyt potężny. Zaskoczyła go swoim zaklęciem i ten szok pozwolił jej przyciągać Harry'ego przez kilka sekund, ale teraz pozbierał się, a ta ostatnia fala niemal powaliła ją na ziemię, powodując, że Harry opadł gwałtownie o kilka pięter. Czuła, że jej własną magia wycieka z niej wraz z wysiłkiem. Pozostało bardzo niewiele, ale zacisnęła zęby i ponownie rzuciła zaklęcie. Będzie walczyć tak długo, póki nie zostanie w niej ani jedna iskra magii.
W cudowny i zadziwiający sposób, kiedy tym razem chwyciła Harry'ego nie doznała sprzeciwu. Czuła, jak jego postać opada, ale po raz pierwszy złowroga siła nie wyrywała go od niej aktywnie. Była zbyt zmęczona, by mieć nadzieję, że wciągnie go z powrotem na miejsce, ale przynajmniej mogła kontrolować jego upadek.
^^^
Gdy tylko Quirrell został zneutralizowany, Snape rzucił w stronę Harry'ego sznur magii, czując, że Minerva, Dumbledore i kilku innych członków kadry robi to samo. Reszta - w tym wielu uczniów - rzuciła uroki amortyzujące na całe boisko i wśród nich wszystkich Harry opadł na boisko raczej szybciej, niż chciałby tego Snape, ale na tyle wolno, by mocno nie ucierpiał.
Harry wylądował i od razu padł na kolana, wyczerpany zarówno fizycznie jak i psychicznie przez niemal zabójcze przeciąganie go między siłami. Kilka sekund później opadł koło niego Flint, Wood i reszta.
Snape był na boisku jednym z pierwszych, choć później nie
był pewny, jak zbiegł tak szybko z trybun nauczycieli. Technicznie rzecz
biorąc, szkolne zaklęcia antydeportacyjne były na miejscu, ale zdawało się, że
dotarł do Harry'ego sekundę po tym, jak Harry był bezpieczny.
Wepchnął się między drużyny Quidditcha, którzy zeszli już z mioteł i z niepokojem zebrali się wokół Harry'ego.
- Profesorze! - Harry dostrzegł go i zdołał wstać.
- Potter! - Snape złapał go za ramiona. To, że był szarpany między dwoma magicznymi siłami mogłoby łatwo rozerwać chłopca. Może miał urazy wewnętrzne? - Co z tobą?
- Eee... - Harry wyglądał, jakby czuł się wyjątkowo niezręcznie i twarz Snape'a stała się chłodniejsza. Wiedział o tym - chłopak musiał być natychmiast przetransportowany do św. Munga.
- O co chodzi?
- Ja... Eee... Mam mały problem - przyznał Harry niezręcznie.
Snape przestał liczyć kończyny chłopaka.
- No? Mów, głupi dzieciaku! Co jest? - zapytał, a przez przerażenie jego głos stał się jeszcze ostrzejszy niż normalnie.
- Eee... - Harry wyciągnął rękę mocno zaciśniętą w pięść. Snape spojrzał na nią - skurcz mięśnia? Paraliż?
Patrzył, jak chłopiec rozprostowuje palce, a na jego dłoni leżał spokojnie złoty znicz.
- Ja... ech... zauważyłem go pod sobą i tak jakby... złapałem go – przyznał Harry.
- Ha! Wygraliśmy! Nasz szukający złapał znicza! - krzyknął tryumfalnie Oliver Wood, wyrywając znicza z dłoni Harry'ego i unosząc go wysoko w powietrze.
- No chyba nie! - warknął Flint, chwytając Wooda za przód szaty. - Nie może latać jednocześnie dwóch szukających!
- Potter nie był na miotle - zauważył Wood z zadowoleniem. - Więc nie latał.
- Więc nie grał dla ciebie!
- To nasz szukający!
- Nie w tym meczu!
- Złapał znicza, prawda?
- Podczas gdy to nasz Opiekun Domu miał nad nim kontrolę. Więc oczywiście działał na rzecz Slytherinu, nie Gryffundoru.
- Że co?! Bzdura! Nie jest twoim szukającym!
- Dzisiaj jest tak samo twoim jak moim! Nie wpisałeś go na swoją listę!
Pani Hooch wcisnęła się między dwóch wrzeszczących kapitanów i wkrótce wszyscy trzej krzyczeli na siebie.
- Eee... Przepraszam? - powiedział Harry niepewnie, spoglądając na Snape'a z niepokojem.
Snape pomasował czoło, pragnąc mieć przy sobie Eliksir Uspokajający.
- Za co pan teraz przeprasza, Potter? Za złapanie znicza? Wprowadzenie chaosu do meczu? Sprowadzenie dwa zespoły na skraj wojny? Za to, że niemal spadłeś i się zabiłeś? Co takiego zrobiłeś, że tym razem przepraszasz?
Harry spojrzał na niego z zakłopotaniem.
- Po prostu przepraszam, że pana przestraszyłem.
Snape udawał, że nie usłyszał, jak profesor Sprout mówi: "Och, czy to nie słodkie?", ale gdy spojrzał na chłopak, praktycznie był w stanie poczuć na sobie migoczące spojrzenie Albusa.
- Nie "martwiłem się" - warknął. - To tylko... zaniepokojenie.
Miał okropne podejrzenia, że Harry - i reszta gapiów, - nie dali się nabrać na jego protest, ale niech będzie przeklęty, jeśli przyzna się do czegokolwiek.
Bachor uśmiechnął się z ulgą.
- No to okay. - Zmarszczył brwi, gdy uderzyła w niego pewna myśl. - Gdzie jest Hermiona?
- Tutaj. - Profesor McGonagall przepchała się przez tłum, wspierając wykończoną Hermionę. Dziewczyna trzymała zakrwawioną chusteczkę przy nosie, ale pomimo zmęczenia, uśmiechnęła się.
- Harry! Jesteś cały!
- Wszystko w porządku, Miono? - zapytał Harry z niepokojem. - To, co robiłaś, musiało być okropnie silną magią!
Pani Pomfrey zaczęła się krzątać, machając różdżką.
- Dobry boże, panno Granger! Twój rdzeń magiczny jest niemal wyczerpany! Na kilka dni idziesz prosto do szpitala, by odpocząć!
- Ale co z zajęciami? - jęknęła Hermiona. - Za dużo stracę!
- Bez dyskusji - skarciła ją Poppy. - Dalszy wysiłek na takim poziomie może zmienić cię w charłaka. - Widząc płaczliwy wyraz twarzy Hermiony, złagodniała. - Panno Granger, nie będzie pani wolno używać żadnych zaklęć przez co najmniej tydzień, aż pani rdzeń się zregeneruje, więc i tak nie ma sensu, byś uczestniczyła w zajęciach.
- Zrobimy dla ciebie mnóstwo notatek, Miono - dodał Ron, ściśnięty między graczami Quidditcha tak, że był w stanie upewnić się, że z jego przyjaciółmi wszystko w porządku.
Takie oświadczenie z ust stanowczo mało inteligentnego Weasleya uciszyło wszystkie wypowiedzi w pobliżu, od Hermiony do Dumbledore'a, i wszyscy odwrócili się do Rona. Chłopak poruszył się niespokojnie.
- Znaczy, ja zrobię, co w mojej mocy, a Harry, Draco i Neville też pomogą, prawda?
Oczy Hermiony uniosły się na Draco z nadzieją. Wiedziała, że jej przyjaciele z klasy mają jak najlepsze intencje, ale Draco był jedynym, komu ufała odnośnie dobrych notatek.
Gdyby nie był Malfoyem, Draco poruszyłby się niespokojnie pod wpływem zainteresowanych spojrzeń części uczniów i większości wykładowców. On? Miałby pomóc szlamie? Na rozkaz zdrajcy krwi? Jego ojciec mógłby...
- Oczywiście, że tak! - Harry zgodził się stanowczo, zarzucając ramię na ramiona Draco. - Będzie tak, jakbyś siedziała tuż obok nas - obiecał Hermionie.
Draco odchrząknął.
- Tak, w porządku - mruknął niepewnie. - Dobra. - Rzucił pełne obaw spojrzenie na Flinta, zastanawiając się, jak prefekt Slytherinu na obietnicę, że pomoże Gryfonowi. Wiedział, że reakcja starszego chłopaka nada ton reszcie Domu.
Flint zerknął na Snape'a, po czym wzruszył ramionami.
- Miło widzieć, jak lwy doceniają ślizgoński intelekt - powiedział, przeciągając samogłoski.
Harry wywrócił oczami.
- Jakby nikt nie wiedział, że Draco i Hermiona są tak inteligentni jak każdy Krukon. - Dostrzegł koło siebie profesora Flitwicka i zarumienił się. - Eee, bez obrazy, profesorze.
Flitwick zachichotał z zachwytem.
- Żaden Dom nie ma monopolu na inteligencję, panie Potter, ani na żadną inną cechę, jeśli o to chodzi. I tak się składa, że zgadzam się z tobą, iż rzeczywiście zarówno pan Malfoy, jak i panna Granger idealnie pasowaliby do mojego Domu!
Draco zdołał stłumić uczucie mdłości. On? Krukonem? Spojrzał na Hermionę i zobaczył, że jest podobnie przerażona na tą myśl. To sprawiło, że miał niezwykłe poczucie koleżeństwa z dziewczyną i nagle stwierdził, że mówi:
- Nie martw się, Granger. Dopilnuję, by te pawiany zrobiły dla ciebie dobre notatki.
Wepchnął się między drużyny Quidditcha, którzy zeszli już z mioteł i z niepokojem zebrali się wokół Harry'ego.
- Profesorze! - Harry dostrzegł go i zdołał wstać.
- Potter! - Snape złapał go za ramiona. To, że był szarpany między dwoma magicznymi siłami mogłoby łatwo rozerwać chłopca. Może miał urazy wewnętrzne? - Co z tobą?
- Eee... - Harry wyglądał, jakby czuł się wyjątkowo niezręcznie i twarz Snape'a stała się chłodniejsza. Wiedział o tym - chłopak musiał być natychmiast przetransportowany do św. Munga.
- O co chodzi?
- Ja... Eee... Mam mały problem - przyznał Harry niezręcznie.
Snape przestał liczyć kończyny chłopaka.
- No? Mów, głupi dzieciaku! Co jest? - zapytał, a przez przerażenie jego głos stał się jeszcze ostrzejszy niż normalnie.
- Eee... - Harry wyciągnął rękę mocno zaciśniętą w pięść. Snape spojrzał na nią - skurcz mięśnia? Paraliż?
Patrzył, jak chłopiec rozprostowuje palce, a na jego dłoni leżał spokojnie złoty znicz.
- Ja... ech... zauważyłem go pod sobą i tak jakby... złapałem go – przyznał Harry.
- Ha! Wygraliśmy! Nasz szukający złapał znicza! - krzyknął tryumfalnie Oliver Wood, wyrywając znicza z dłoni Harry'ego i unosząc go wysoko w powietrze.
- No chyba nie! - warknął Flint, chwytając Wooda za przód szaty. - Nie może latać jednocześnie dwóch szukających!
- Potter nie był na miotle - zauważył Wood z zadowoleniem. - Więc nie latał.
- Więc nie grał dla ciebie!
- To nasz szukający!
- Nie w tym meczu!
- Złapał znicza, prawda?
- Podczas gdy to nasz Opiekun Domu miał nad nim kontrolę. Więc oczywiście działał na rzecz Slytherinu, nie Gryffundoru.
- Że co?! Bzdura! Nie jest twoim szukającym!
- Dzisiaj jest tak samo twoim jak moim! Nie wpisałeś go na swoją listę!
Pani Hooch wcisnęła się między dwóch wrzeszczących kapitanów i wkrótce wszyscy trzej krzyczeli na siebie.
- Eee... Przepraszam? - powiedział Harry niepewnie, spoglądając na Snape'a z niepokojem.
Snape pomasował czoło, pragnąc mieć przy sobie Eliksir Uspokajający.
- Za co pan teraz przeprasza, Potter? Za złapanie znicza? Wprowadzenie chaosu do meczu? Sprowadzenie dwa zespoły na skraj wojny? Za to, że niemal spadłeś i się zabiłeś? Co takiego zrobiłeś, że tym razem przepraszasz?
Harry spojrzał na niego z zakłopotaniem.
- Po prostu przepraszam, że pana przestraszyłem.
Snape udawał, że nie usłyszał, jak profesor Sprout mówi: "Och, czy to nie słodkie?", ale gdy spojrzał na chłopak, praktycznie był w stanie poczuć na sobie migoczące spojrzenie Albusa.
- Nie "martwiłem się" - warknął. - To tylko... zaniepokojenie.
Miał okropne podejrzenia, że Harry - i reszta gapiów, - nie dali się nabrać na jego protest, ale niech będzie przeklęty, jeśli przyzna się do czegokolwiek.
Bachor uśmiechnął się z ulgą.
- No to okay. - Zmarszczył brwi, gdy uderzyła w niego pewna myśl. - Gdzie jest Hermiona?
- Tutaj. - Profesor McGonagall przepchała się przez tłum, wspierając wykończoną Hermionę. Dziewczyna trzymała zakrwawioną chusteczkę przy nosie, ale pomimo zmęczenia, uśmiechnęła się.
- Harry! Jesteś cały!
- Wszystko w porządku, Miono? - zapytał Harry z niepokojem. - To, co robiłaś, musiało być okropnie silną magią!
Pani Pomfrey zaczęła się krzątać, machając różdżką.
- Dobry boże, panno Granger! Twój rdzeń magiczny jest niemal wyczerpany! Na kilka dni idziesz prosto do szpitala, by odpocząć!
- Ale co z zajęciami? - jęknęła Hermiona. - Za dużo stracę!
- Bez dyskusji - skarciła ją Poppy. - Dalszy wysiłek na takim poziomie może zmienić cię w charłaka. - Widząc płaczliwy wyraz twarzy Hermiony, złagodniała. - Panno Granger, nie będzie pani wolno używać żadnych zaklęć przez co najmniej tydzień, aż pani rdzeń się zregeneruje, więc i tak nie ma sensu, byś uczestniczyła w zajęciach.
- Zrobimy dla ciebie mnóstwo notatek, Miono - dodał Ron, ściśnięty między graczami Quidditcha tak, że był w stanie upewnić się, że z jego przyjaciółmi wszystko w porządku.
Takie oświadczenie z ust stanowczo mało inteligentnego Weasleya uciszyło wszystkie wypowiedzi w pobliżu, od Hermiony do Dumbledore'a, i wszyscy odwrócili się do Rona. Chłopak poruszył się niespokojnie.
- Znaczy, ja zrobię, co w mojej mocy, a Harry, Draco i Neville też pomogą, prawda?
Oczy Hermiony uniosły się na Draco z nadzieją. Wiedziała, że jej przyjaciele z klasy mają jak najlepsze intencje, ale Draco był jedynym, komu ufała odnośnie dobrych notatek.
Gdyby nie był Malfoyem, Draco poruszyłby się niespokojnie pod wpływem zainteresowanych spojrzeń części uczniów i większości wykładowców. On? Miałby pomóc szlamie? Na rozkaz zdrajcy krwi? Jego ojciec mógłby...
- Oczywiście, że tak! - Harry zgodził się stanowczo, zarzucając ramię na ramiona Draco. - Będzie tak, jakbyś siedziała tuż obok nas - obiecał Hermionie.
Draco odchrząknął.
- Tak, w porządku - mruknął niepewnie. - Dobra. - Rzucił pełne obaw spojrzenie na Flinta, zastanawiając się, jak prefekt Slytherinu na obietnicę, że pomoże Gryfonowi. Wiedział, że reakcja starszego chłopaka nada ton reszcie Domu.
Flint zerknął na Snape'a, po czym wzruszył ramionami.
- Miło widzieć, jak lwy doceniają ślizgoński intelekt - powiedział, przeciągając samogłoski.
Harry wywrócił oczami.
- Jakby nikt nie wiedział, że Draco i Hermiona są tak inteligentni jak każdy Krukon. - Dostrzegł koło siebie profesora Flitwicka i zarumienił się. - Eee, bez obrazy, profesorze.
Flitwick zachichotał z zachwytem.
- Żaden Dom nie ma monopolu na inteligencję, panie Potter, ani na żadną inną cechę, jeśli o to chodzi. I tak się składa, że zgadzam się z tobą, iż rzeczywiście zarówno pan Malfoy, jak i panna Granger idealnie pasowaliby do mojego Domu!
Draco zdołał stłumić uczucie mdłości. On? Krukonem? Spojrzał na Hermionę i zobaczył, że jest podobnie przerażona na tą myśl. To sprawiło, że miał niezwykłe poczucie koleżeństwa z dziewczyną i nagle stwierdził, że mówi:
- Nie martw się, Granger. Dopilnuję, by te pawiany zrobiły dla ciebie dobre notatki.
- Ej! – jak można się było spodziewać, Weasley
natychmiast zaprotestował. – Kogo nazywasz pawianem?
Draco uśmiechnął się złośliwie.
- Przepraszam najmocniej, Weasley. Przez te rude włosy
przypuszczam, że lepszym wyborem byłby orangutan, ale uznałem, że są one zbyt
inteligentne.
- Zapłacisz za to, Malfoy – zagroził Weasley, ale nie
było w tej uwadze prawdziwego ognia. Mimo wszystko zgłosił Dracona na ochotnika
do dodatkowego zajęcia, nie pytając go nawet o zdanie i to wszystko na korzyść
Gryfonki, a Ślizgon właściwie się już na to zgodził.
Draco przewrócił oczami, starając się nie pysznić na
myśl, że Weasley publicznie przyznał, że jest bystry.
- Aż cały drżę.
- Oślizgły bałwan. – Weasley pchnął go, bardziej dla efektu
niż by naprawdę skrzywdzić drugiego chłopaka. Nikt nie pomyśli, że on i Malfoy
są naprawdę przyjaciółmi.
- Tępy głupek. – Draco też go pchnął, z tych samych
powodów.
- Do licha! – Harry wepchnął się między nich. – Jeśli nie
przestaniecie to wpędzicie nas w kłopoty.
Dwójka prychnęła, ale rytualna wymiana pchnięć i obelg
dała satysfakcję ich honorom, a że nauczyciele byli blisko, dalsza wrogość przeszłaby
od obowiązkowego pozerstwa do samobójczej głupoty. Dwójka czystokrwistych
posłusznie usiadła po obu stronach Harry’ego.
- Panno Granger, czy mogłaby pani pokrótce opowiedzieć,
co się wydarzyło? – zapytał Dumbledore. – Zrozumienie całej strawy z pani
punktu widzenia byłoby bardzo pomocne.
Hermiona zamyśliła się na moment.
- Razem z Harrym oglądaliśmy mecz, gdy nagle on zaczął
spadać.
- Znaczy, że stracił równowagę na poręczy i ześlizgnął
się? – spytała ostro McGonagall.
- Nie, to było tak, jakby ktoś zakradł się za niego i go
pchnął. Znaczy, Harry nie tylko spadł z barierki – to było tak jakby z niej wystrzelił. To dlatego był tak daleko
nad boiskiem. Był popchnięty.
Albo pociągnięty, pomyślał kwaśno Snape, zastanawiając
się, gdzie Quirrel uciekł. Mężczyzna zniknął w tym całym zamieszaniu.
- I co wtedy pani zrobiła?
- Rzuciła Wingardium.
Myślałam, że jeśli uczynię Harry’ego wystarczająco lekkiego to będzie się po
prostu unosił nad boiskiem – wyjaśniła Hermiona. – Ale potem coś złamało mój
czar i pociągnęło Harry’ego w kierunku ziemi. Zaczęłam w kółko rzucać zaklęcie,
ale nie było dość silne, by przyciągnąć go do mnie.
Flitwick wyglądał na zamyślonego. Nie do końca tak działa
Wingardium, dumał, wymieniając znaczące spojrzenia z dyrektorem.
- Pod koniec tak naprawdę nie rzucałam zaklęcia – wyznała
Hermiona ze zmęczeniem. – Bardziej życzyłam
sobie, żeby Harry przestał spadać i był bezpieczny. – To wyznanie wywołało
kolejną falę i cała kadra uniosła brwi. Tak potężna magia życzenia była rzadko
spotykana u wszystkich, poza najbardziej uzdolnionymi czarownicami i
czarodziejami, ale mimo to ujawnienie się jej w tak młodym wieku było niemal
niespotykane. Nic dziwnego, że dziewczyna miała niemal opróżniony rdzeń.
McGonagall objęła Hermionę ramieniem.
- To wystarczy, by iść z panią do szpitala, panno
Granger. Chodźmy natychmiast.
- Dzięki, Hermiono! – krzyknął Harry, zanim jego
przyjaciółka, którą Hermiona zdecydowanie była, bez słowa sprzeciwu została
odprowadzona.
- No dobra! – Hooch podeszła do dyrektora; jej policzki
były różowe od krzyku. – Musimy powtórzyć mecz – oznajmiła. – Było zbyt wiele
zakłóceń – ciała spadające na boisko podczas gdy. Wiesz, że widzowie nie mogą
łapać znicza! – powiedziała, patrząc surowo na Harry’ego. Zarumienił się i
spuścił wzrok na stopy. – Nie ma sensu zaczynać teraz. Zbyt wiele emocji –
wszyscy wokoło biegali. Możemy zagrać w przyszłym tygodniu. Trzeba sprawdzić
kalendarz.
- Wspaniały pomysł – powiedział Dumbledore uspokajająco.
– Sugeruję, by oba zespoły świętowały dzisiaj, ponieważ przyznam po 50 punktów
za wysiłek włożony w ratowanie pana Pottera oraz kolejne 75 pannie Granger za
jej pomoc. – Twarze uczniów ożywiły się na tę wiadomość. – I następne 10
punktów panu Malfoyowi za koleżeńską pomoc bez względu na przynależność do
innych Domów.
Flint uderzył Draco w ramię.
- Nieźle, pierwszaczku!
Draco zdołał stłumić grymas wywołany uderzeniem – Flint
tak, jak Hagrid, nie znał własnej siły!
- Poinformuję skrzaty, by przygotowały uroczystą ucztę w
Wielkiej Sali – kontynuował Dumbledore, - upamiętniającą to, jak współpraca Domów
zażegnała dzisiejszą tragedię. – Gdy to powiedział, posłał Snape’owi chytre
spojrzenie, a młodszy czarodziej zacisnął zęby. Jakby uratowanie Gryfona było czymś, z czego można być dumnym!
- Impreza w Wielkiej Sali! – krzyknął Wood. – Idziemy się
umyć!
Oba zespoły ruszyły biegiem do szatni, podczas gdy reszta
szkoły pospieszyła do zamku. Snape sięgnął daleko i chwycił tył szaty Harry’ego,
kiedy chłopak ruszył za innymi.
- O, nie, panie Potter. W żadnym wypadku nie będziesz
objadał się słodyczami. Musisz odzyskać siły po tym ciężkim przeżyciu –
poinformował surowo bachora.
- Och, profesorze! – jęknął Harry z rozczarowaniem. – Nie
było tak źle. Naprawdę!
- Osądzi to pani Pomfrey – odparł nieporuszony. – Jeśli potwierdzi,
że masz dobre wyniki badań to będziesz mógł wziąć udział w przyjęciu, ale… -
uniósł palec z przestrogą, - tylko na dwie godziny, po czym masz odpocząć
spokojnie w swoim pokoju. Do dziewiątej możesz robić zadanie domowe, a potem
pójdziesz do łóżka.
Harry skrzywił się i kopnął kępkę trawy.
- To nie fair – mruknął. – To nie moja wina, że ktoś
próbował ściągnąć mnie z barierki. Nie rozumiem, dlaczego mam przegapić taką
imprezę. Złapałem znicza i w ogóle!
Snape wziął go za ramię i poprowadził niechętnego
chłopaka do szpitala. Oczywiście bachor nie mógłby stawić czoła kolejnemu
niebezpieczeństwu bez takiej pewności siebie. Może był jedynie w szoku i
wypierał się? Lepiej pozwolić uzdrowicielce sprawdzić jego stan.
- Po takim rodzaju strachu twoje ciało potrzebuje
odpoczynku – poinformował lodowato małego potwora. – Nadmierne pobudzenie podczas
imprezy nie sprzyja regeneracji.
Harry westchnął głęboko, widocznie biorąc to za złe
traktowanie.
- To nie było tak straszne, profesorze – przekonywał. –
Znaczy, to nie bolało, czy coś. Właściwie to nawet było zabawne, wie pan, straszno-zabawne. Przynajmniej do czasu, aż poczułem, że zaraz zwymiotuję.
Snape przewrócił oczami. Czy wszystkie dzieciaki były tak
dziecinne? Koncentrował się na fizycznych doznaniach, a nie na prawdziwym zagrożeniu?
- Potter, przez ciebie oszaleję – skarcił. – Czy nie
jesteś nawet w najmniejszym stopniu zaniepokojony tym, kto ci to zrobił?
Harry zamrugał ze zdziwieniem.
- Nie. – Na widok oszołomionego wyrazu twarzy Snape’a,
wyjaśnił z dziecięcym przekonaniem. – Ponieważ dowie się pan tego i zadba o to,
tak jak ostatnim razem.
Gula w gardle nie pozwoliła Snape’owi natychmiast
odpowiedzieć. Gdy odchrząknął niezręcznie, zdołał powiedzieć:
- Cóż, tak, Potter. Ma pan rację. – Pozwolił, by dłoń,
leżąca na ramieniu Harry’ego, poklepała go parę razy. – Możesz zostawić to
wszystko mnie.
Harry uśmiechnął się szeroko do profesora, rozkoszując
się ciepłą dłonią na ramieniu. Profesor Snape może i był osobą, która stale się
martwi, ale tak, jak Harry mógł irytować się na badanie lekarskie i wczesną
porę spania (nie mówiąc o tym, że pozwolono mu być tylko kilka godzin na
zapowiadającej się nieźle imprezie!), nadal był bardziej niż zachwycony tym, że
jakiś dorosły się nim opiekuje. To oznaczało, że będzie mógł raczej skupić się
na robieniu notatek dla Hermiony – i powstrzymywaniu Rona i Draco przed walką
między sobą, - zamiast na rozwiązywaniu wielkiej zagadki, kto tym razem chciał
go dopaść. Doszedł do wniosku, że profesor Snape był dużo bardziej podstępny
niż on – nie wspominając o tym, że również potężniejszy, - więc nie tylko
zrozumie to szybciej, ale też będzie miał znacznie większe możliwości zemsty
niż Harry.
Harry pamiętał tę czwórkę krukońskich chłopaków. Snape
wydalił ich jeszcze przed kolejnym śniadaniem! Harry’emu nigdy by nie udało się
coś takiego – w najlepszym wypadku mógłby schodzić im z drogi lub może wymyślić
na nich jakiś kawał. Profesor Snape nie był ograniczony do takich uczniowskich
odwetów – był o wiele bardziej niemiły niż Harry będzie kiedykolwiek. Tak
naprawdę Harry’emu było raczej żal tego, kto próbował go dzisiaj zranić.
Profesor Snape zabije tego kogoś. I ze
szczęśliwym uśmiechem oraz opiekunem u boku, Harry bez lęku przeszedł przez
drzwi Hogwartu.
CDN…
Wybaczcie za każdą literówkę, ale byłam zmuszona pisać w programie, który podkreślał mi cały tekst zamiast tylko błędów. Czekam na wasze komentarze (kolejną część dodam, jak będzie 5 komentarzy ;))
I zapraszam na stronę na facebooku, gdzie będę informowała o wszystkich kolejnych tekstach, które dodaję - strona to "Ginger - opowiadania hp". Serdecznie proszę o polubienie i zaobserwowanie <3