Dziękuję za komentarze pod poprzednią częścią, jesteście najlepsi :* Będzie jeszcze jedna część, nieco krótsza niż ta (brakło mi dwóch słów do 10 000 O,o). Do zobaczenia i mam nadzieję, że wam się spodoba :D
Tom
spojrzał w szoku na to konkretne łóżko w skrzydle szpitalnym. Leżał na nim.
Żywy. Nie był martwy. Serce mu przyspieszyło na widok tej przystojnej twarzy,
arystokratycznych rysów i niesamowicie czarnych włosów rozrzuconych na całej
poduszce. Tak bardzo tęsknił za jego widokiem, a wszystko zaczęło się od tego
piekielnego drinka w podrzędnym mugolskim pubie. Nigdy nie zamieniłby go na nic
innego. Uśmiechnął się na wspomnienie tego dnia, ale zaraz stłumił w sobie
radość i ruszył z Harrym w stronę mężczyzny owiniętego w białą kołdrę. Chłopiec
pisnął głośno i rzucił się na śpiącego pacjenta.
-
Sylius! Zyje!
Mężczyzna
przebudził się i spojrzał zamglonym wzrokiem na chłopca. Gdy go zobaczył jego
oczy natychmiast pojaśniały, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.
-
Harry. Nic ci nie jest, dzieciaku – wychrypiał Black i wyciągnął dłoń gładząc
chłopca po włosach. – Wszystko ze mną w porządku.
Przeniósł
wzrok na Riddle’a i cała radość zniknęła z jego twarzy.
-
Tom – westchnął. – Czyli już wiesz. Jak się zorientowałeś?
-
Dumbledore mi powiedział – przyznał Tom. – Jak się czujesz?
-
Dobrze – odparł chłodno Syriusz i pociągnął Harry’ego na łóżko, by go mocno
przytulić.
-
Czy...
-
Nie, Tom. Nie mamy o czym rozmawiać – warknął Black. – Czy Harry wie?
-
Nie...
-
Harry – Syriusz posadził chłopca obok siebie całkowicie ignorując Riddle’a. –
Pamiętasz, jak mówiłem ci... tam, że jestem twoim ojcem chrzestnym?
-
Aha.
-
Bo widzisz... kłamałem – wyznał Black i chwycił chłopca mocniej, gdy ten zaczął
się odsuwać. – Jestem twoim tatą, Harry. Nie ojcem chrzestnym.
-
N-naplawdę? Mam rodzinę?
-
Tak, Słoneczko.
-
Cyli mam dwóch tatusiów? Fajnie! – chłopiec przytulił się do niego mocno.
-
Powiedziałeś, że... – zaczął Syriusz, ale głos uwiązł mu w gardle. Spojrzał z
wściekłością na Riddle’a, który aż cofnął się o krok. – Mówiłeś, że nie wie.
-
Myślałem, że nie zrozumiał. Dumbledore powiedział, że marny ze mnie ojciec.
Owszem powiedział, że to moje dziecko, ale myślałem, że Harry nie zrozumie!
-
To się pomyliłeś – syknął Syriusz i przytulił mocniej lekko zdezorientowanego
chłopca. – Zostaw nas. Wynoś się. Nie chcę cię więcej widzieć na oczy!
-
Nie możesz mi zabronić widywać się z chłopcem. Jest moim synem, tak jak twoim.
Nie zamierzam z niego rezygnować.
-
Jeszcze niedawno planowałeś go zabić, a teraz nagle chcesz być dla niego dobrym
tatusiem?! Wyjdź! – krzyknął Syriusz gotując się ze złości.
-
Gówno prawda! Jakbyś dał mi wytłumaczyć...
-
Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń! Do cholery, nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego!
Tom
zacisnął zęby mając ochotę warczeć z wściekłości.
-
A parę lat temu chciałeś? Nie wyglądałeś na niezadowolonego naszą znajomością –
syknął sarkastycznie.
-
To było zanim mnie zostawiłeś. Zanim dowiedziałem się jakim potworem jesteś!
-
Daj mi wytłumaczyć! Nie! Nie wrzeszcz na mnie! – wykrzyknął i zacisnął wargi
widząc, że podbródek Harry’ego zaczyna niebezpiecznie drżeć. – Zrobimy tak: ty
pozwolisz mi opowiedzieć, co się działo, a jeśli po tym nadal będziesz chciał,
bym was zostawił w spokoju, zrobię to.
Syriusz
westchnął nagle czując się okropnie słabo. Oparł brodę o czubek głowy Harry’ego
i przymknął oczy. W gruncie rzeczy nie był to taki zły pomysł. Poza tym, zżerała
go ciekawość i chciał w końcu zrozumieć, jak w ogóle ich drogi się zeszły.
Spojrzał na Riddle’a patrzącego na niego z wyczekiwaniem i zarazem determinacją
i powoli skinął głową.
-
Dobrze. Jak wyjdę ze skrzydła szpitalnego to wszystko mi opowiesz.
-
Mam nadzieję, że mi się odwdzięczysz – powiedział wolno Tom.
-
Co?
-
Opowiesz mi, co się działo po tym, jak cię zostawiłem. Chcę wiedzieć, co się z
tobą działo.
-
W porządku – mruknął Black z lekką niechęcią. – A teraz zostaw nas samych.
Riddle
skinął głową i szybko opuścił skrzydło szpitalne.
^^^
Syriusz
mógł wyjść po paru dniach, gdy odrobinę przybrał na wadze i nie wyglądał już,
jakby miał zaraz się przewrócić. Gdy Snape znalazł go w lochach twierdzy
Voldemorta, Syriusz był kompletnie nieprzytomny, ale jednak żywy. Harry, nie
wiedząc, co się działo z jego ojcem zaczął panikować, a Regulus nawet nie sprawdził,
czy jego brat żyje, dlatego oboje byli pewni, że Black jest martwy.
Dumbledore
przydzielił Syriuszowi kwatery na piątym piętrze, ukryte za portretem wyjącego
do księżyca psa. Dyrektor stwierdził, że póki nie wyjaśni się sprawa z
niesprawiedliwym zesłaniem do Azkabanu, Black może zostać w szkole razem z
Harrym. Chłopiec był wniebowzięty, tym bardziej, że Syriusz postanowił, że
teraz sprawi, że dzieciństwo dziecka będzie jeszcze wspaniałe.
Jedno
jednak trapiło Blacka. Mianowicie, chciał jak najbardziej odłożyć w czasie
spotkanie z Riddlem. Owszem, chciał wiedzieć, dlaczego czarnoksiężnik nagle
zrezygnował z podbijania świata, ale zarazem bał się odpowiedzi.
Tydzień
po wyjściu Syriusza ze skrzydła szpitalnego, mężczyzna dostał wezwanie do
Ministerstwa, gdzie miał być przesłuchany pod wpływem Veritaserum. Przez ponad
pół godziny był męczony pytaniami, ale w końcu urzędnicy musieli podjąć jedyną
właściwą decyzję. Został uniewinniony.
Podejrzewał,
że do tego przyczyniło się również dziwne wspomnienie, podesłane przez
aminowego autora, w którym był Peter Pettigrew klęczący przed Czarnym Panem.
Syriusz podejrzewał, do kogo należało to wspomnienie, ale starał się o tym nie
myśleć. Teraz liczył się dla niego tylko Harry i fakt, że mogą być w końcu
prawdziwą rodziną.
W
końcu jednak nadszedł ten dzień.
Syriusz
właśnie wrzucał zabawki rozrzucone przez Harry’ego do pudełka, gdy usłyszał
pukanie do drzwi. Z myślą, że może to w końcu Remus mógł go odwiedzić,
mężczyzna bez zastanowienia otworzył przejście i od razu zapragnął zamknąć je z
powrotem. Opanował się jednak i odwrócił się, zostawiając otwarte drzwi, ale
nie wykonując żadnego ruchu, by zaprosić gościa. Schylił się po ruszającego się
hipogryfa, który przypadkiem znalazł się pod kanapą. Usłyszał, że drzwi zostały
cicho zamknięte, a gość podszedł powolnym krokiem w jego stronę. Westchnął i
podniósł się z klęczek, patrząc z chłodem w czerwone oczy Riddle’a.
-
Nie jestem w stanie powiedzieć, że miło cię wiedzieć – stwierdził, odwracając
się. Wrzucił zabawkę do pudełka i zamknął je. Odrzucił na plecy długie, czarne
włosy i skierował się do prywatnej kuchni. – Kawę? Herbatę? Płaszczyk?
Riddle
westchnął.
-
Herbatę.
-
To dobrze, bo nie mam drugiego płaszcza – mruknął Black, widocznie próbując sam
siebie jakoś rozweselić.
Syriusz
położył czajnik na płomień i oparł się o szafkę obok. Sapnął, gdy Riddle nagle
się do niego zbliżył i odciągnął go od kuchenki. Chciał na niego warknąć, by go
puścił, ale mężczyzna sam cofnął się o krok.
-
Mógłbyś bardziej na siebie uważać. Zaraz byś się zapalił – powiedział cicho Tom,
dotykając lekko pasma jego włosów. Black zacisnął lekko usta, ale nic nie
odpowiedział. Odgarnął sobie włosy za ucho i stwierdził w duchu, że musi je
trochę skrócić. Nastała między nimi krępująca cisza, którą w końcu przerwał
Riddle.
-
Gdzie Harry?
-
Śpi – mruknął Syriusz, odwracając wzrok. Nie lubił patrzeć w te oczy, wolał,
gdy miały inny kolor. – Niedawno zasnął i powinien spać do rana.
-
Czyli mamy dość sporo czasu na wyjaśnienie pewnych spraw.
-
Ty chcesz je wyjaśniać – syknął Syriusz, unosząc wzrok. – Ja chcę, byś zniknął
z życia mojego i Harry’ego. Absolutnie nie jest nam potrzebna twoja obecność.
-
Nie odsuniesz mnie od chłopca. Jest również moim synem.
-
Synem, którego próbowałeś zabić! Przez ciebie…
-
Nigdy nie miał zginąć, Syriuszu – powiedział Tom i westchnął, gdy Black
wzdrygnął się, usłyszawszy swoje imię w jego ustach. – To… Miało być inaczej.
To ja miałem zginąć, nie Lily i James. Nie miałem pojęcia, że nie będą walczyć.
-
O czym ty bredzisz?
-
Daj mi na spokojnie wyjaśnić. To ma związek z tym, że w ogóle się spotkaliśmy.
-
Nadal nie rozumiem – Syriusz zacisnął wargi ze złości.
-
Usiądź – mruknął Tom, odsuwając mu krzesło przy kuchennym stole. – Pokażę ci
parę wspomnień, ale tylko pod warunkiem, że ty pokażesz swoje. Chcę wiedzieć,
co się działo po moim odejściu.
-
Niech będzie – skapitulował Black i opadł na inne krzesło, ignorując Riddle’a.
Tom westchnął i usiadł.
-
Musisz się przybliżyć – zacisnął zęby, gdy Syriusz prychnął. – Współpracuj,
albo zostanę tu do rana i…
-
Dobra, nie musisz mi grozić! – sapnął młodszy czarodziej i przesunął krzesło. Tom
usiadł naprzeciwko niego i uniósł ręce, kładąc palce na jego skroniach. Po paru
sekundach westchnął.
-
Nie gryzę. Zrób to samo.
Black
zacisnął usta, ale spełnił prośbę. Chwilę później obaj zostali zamknięci w
sieci wspomnień.
^^^
Tom
siedział przy barze jednego z droższych mugolskich klubów nocnych i popijał już
drugi drink. Ostatnie spotkanie śmierciożerców wykończyło go psychicznie.
Zastanawiał się, czy przed złożeniem przysięgi nie zacząć robić testów na
inteligencje, ale jednak stwierdził, że jeśli wszystko pójdzie według jego
planu, koniec końców i tak wszystkie półgłówki zgniją w Azkabanie.
Miał
nadzieję, że w odpowiednim czasie uda mu się zdobyć poparcie Dumbledore’a, ale
do tego jeszcze była daleka droga. Wiele spraw jeszcze trzeba było dobrze rozegrać
i trzeba było na to mnóstwo czasu i energii. Zastanawiał się tylko, kto
dostanie to szlachetne zadanie, dzięki któremu będzie mógł zniknąć i pojawić
się już nie jako Czarny Pan, a nowo objawiony polityk, który naprawi ten
cholernie żałosny system.
Opróżnił
do końca szklankę z niebieskawym płynem i wstał, by iść w końcu spać, gdy nagle
coś na niego wpadło. I to nie byle co. Riddle w ostatniej chwili złapał dość
pijanego chłopaka, wyglądającego na nie więcej niż dwadzieścia lat i przycisnął
do siebie.
-
Um, sorka – wybełkotał młodzieniec i uniósł głowę, zerkając na wybawiciela. –
Och.
Szaro-błękitne
oczy chłopak rozszerzyły się nieco, a czerwone od nadmiaru alkoholu policzki
pokryły się jeszcze mocniejszym rumieńcem. Otaksował wzrokiem wysokiego
czarodzieja o czarnych, krótkich włosach i wściekle zielonych oczach, po czym
uśmiechnął się szeroko.
-
Nie chciałem. Chyba… jestem pijany – stwierdził zdumiewająco nieśmiało.
Riddle
prychnął cicho, ale w duchu przyznał, że podoba mu się ta sytuacja. Miła
odmiana.
-
Najwyraźniej. Jakaś szczególna okazja na napicie się, czy tak po prostu?
-
Lily jest w ciąży! To trzeba uczcić! – wyszczerzył się chłopak, nie zdając sobie
sprawy, że jakikolwiek entuzjazm zniknął z twarzy drugiego mężczyzny. – Może
napijesz się ze mną?
-
Sądzę, że już jesteś wystarczająco pijany – odparł Tom, ukrywając zawód w
głosie. Szkoda, że taki osobnik jest już zajęty.
-
Ech, no może i racja – westchnął. – Jak ci na imię?
-
Tom Riddle – odparł Czarny Pan i uśmiechnął się lekko. – A ty?
-
Syriusz Black.
-
Z tych Blacków? – zapytał delikatnie czarnoksiężnik.
-
Och! Jesteś…?
-
Tak. Ale teraz muszę już iść. Dasz sobie radę?
-
Tja. Jimmy już też nie chce pić, a to przecież jego żonka jest w ciąży. To on
powinien nalegać, nie? – zbulwersował się Black.
Oczy
Riddle’a rozbłysły. A więc może był wolny.
-
Wiesz, może jednak zostanę jeszcze na chwilę. Możemy się trochę napić.
-
Taaa, tylko… - Syriusz przerwał i zachwiał się lekko. – Chyba nie możemy.
-
A to dlaczego?
-
Bo będę rzygał.
Tom
parsknął na to oświadczenie i pociągnął chłopaka do łazienki. W ostatniej
chwili doprowadził go do toalety i Syriusz zwrócił całą zawartość żołądka.
Riddle odgarnął delikatnie jego długie do ramion włosy, by się nie zabrudziły i
pogłaskał Blacka po plecach.
-
Już lepiej? – spytał, gdy chłopak odsunął się od toalety krzywiąc mocno.
-
Aha. Ohyda. Przepraszam – jęknął.
Tom
nie wyglądał na zniesmaczonego. Nie raz widywał gorsze rzeczy, a w sumie ten
młodzieniec nawet w takiej sytuacji był niezwykle pociągający. Riddle przez
moment zastanawiał się, czy wszystko z nim w porządku, ale Black podniósł
spojrzenie i Czarny Pan zrozumiał, dlaczego w ogóle go to nie odrzuca. Pomógł
dotrzeć chłopakowi do umywalki i opłukać usta.
-
Już ci lepiej? – spytał ponownie dla upewnienia.
-
Tja. Przepraszam.
-
Nie ma za co. Zdarza się. Ale chyba nie powinieneś już pić.
-
Chyba nie. Jutro nie będę nic pamiętał, a bardzo bym chciał – stwierdził słodko
Syriusz i uśmiechnął się sugestywnie.
Riddle
powstrzymał cisnący się mu na usta lubieżny uśmiech i postanowił zrobić kolejny
krok. Przycisnął lekko chłopaka do umywalki i schylił się muskając nosem
policzek Blacka. Zacisnął palce na szczupłych biodrach, mając nadzieję, że
chłopak jest na tyle trzeźwy, że da radę zrobić jeszcze jeden ruch. Już miał
pocałować czerwone, pełne usta, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i do
łazienki wszedł czarnowłosy chłopak, w wieku Syriusza i rozejrzał się, szukając
kogoś. Gdy jego wzrok padł na stojącą blisko siebie parę, na jego twarzy
pojawił się złośliwy uśmieszek.
-
Łapo, z tego, co mówiłeś, miałeś rzygać, a nie obściskiwać się z nieznajomymi.
-
Spadaj, Rogaś! Przerywasz w dość niezręcznym momencie, nie zauważyłeś? Idź się
wypchać wiórami.
Tom
stłumił chichot i odsunął się lekko, ale nie puścił chwiejącego się
niebezpiecznie chłopaka. Zignorował szczenięce spojrzenie Syriusza i odwrócił
się do czarnowłosego młodego mężczyzny stojącego w drzwiach.
-
Jeśli to problem, że jestem nieznajomym, to możemy się poznać – stwierdził.
-
Ach, czemu nie. James Potter, miło mi – ukłonił się lekko czarnowłosy.
-
Tom Riddle. Czy jest możliwość, żebym się do was przyłączył? – zapytał
łagodnie, a jego oczy delikatnie zaiskrzyły.
-
Przykro mi, ale obawiam się, że nie – powiedział poważnie Potter, a Riddle
stłumił chęć skrzywienia się. – Dziś już się zmywamy, bo z tego, co widzę z
Syriuszkiem nie jest już najlepiej.
-
Bzdura… - bąknął Black, ale oparł się mocniej o Toma.
-
Ale jeśli chcesz, to możesz wpaść do nas jutro – dodał James ze zdumiewająco
złośliwym błyskiem w oku. – Myślę, że Syri nie będzie dużo pamiętał, więc na
pewno się ucieszy, że poznał kogoś takiego.
-
Takiego, czyli jakiego?
-
Takiego – wyszczerzył się Potter i podszedł do nich, łapiąc Blacka za ramię. –
Poślę ci sowę. Tom Riddle, tak?
-
Tak. Będzie mi niezmiernie miło.
James
uśmiechnął się szeroko i pociągnął Syriusza, który jeszcze przez długi czas
patrzył za sobą szczenięcym wzrokiem, by dojrzeć sylwetkę niezwykle
przystojnego czarnowłosego mężczyzny o zielonych oczach.
^^^
-
Syriusz, wstawaj!
Black
jęknął, słysząc radosny głos Jamesa tuż koło swojego ucha. Obrócił się na drugi
bok, przodem do nieco zabrudzonej ściany i zakrył się po uszy kołdrą. Słyszał,
że Potter odchodzi od jego łóżka i odsuwa wyblakłe zasłony z okna, wpuszczając
do niewielkiego pokoju mieszczącego się w małej kamienicy pod Glasgow, trochę
więcej popołudniowego słońca. A właściwie nie trochę więcej, bo mimo że Syriusz
był pod pościelą i miał zaciśnięte powieki, promienie i tak wdarły się jakoś w
jego wrażliwe oczy.
-
Pamiętasz, że dzisiaj idziemy do rodziców Lilki, prawda?
-
Ja nigdzie nie idę – wymamrotał Black, chowając się jeszcze głębiej, pod
poduszkę. Miał wrażenie, że głos Jamesa jest za głośny, zapach dochodzący od
strony kuchni zbyt mocny, a światło słoneczne zbyt jasne.
-
Będą zawiedzeni – stwierdził jeszcze głośniej James i choć Syriusz nie mógł
tego widzieć, wiedział, że oczy Rogacza błyszczą radośnie. – Coś się stało?
-
Spadaj.
-
Czyżby kacyk?
-
Spierdalaj! – warknął wściekle Syriusz, mając nadzieję, że James w końcu
pójdzie i zostawi go, by mógł cierpieć w spokoju.
-
No, no. Nieładnie – zaśmiał się Rogacz i ponownie podszedł do łóżka. Usiadł na
jego brzegu i szarpnął za kołdrę, by ją ściągnąć, ale Black zaparł się tylko
jeszcze mocniej i z oburzonym warknięciem ukrył bolącą głowę pod kolejną
poduszkę.
-
Idź sobie! – krzyknął, ale jego głos był przytłumiony przez warstwę pościeli.
-
Musisz się umyć i coś zjeść, gwiazdeczko – zaśmiał się Potter, szarpiąc ramię
przyjaciela. – Za niedługo ja i Lily idziemy do rodziców, a do ciebie przyjdzie
gość.
-
Jaki gość? – burknął Syriusz, wystawiając na moment głowę spod poduszek.
Skrzywił się, gdy jasne promienie poraziły go w oczy ze zdwojoną siłą,
wywołując jeszcze gorszy ból głowy.
-
Dość ciekawy gość – wyszczerzył się James. – Poznałeś go wczoraj. Nie
pamiętasz?
-
Nieee… - bąknął Syriusz, pocierając skronie.
-
Jak na moje oko był całkiem, całkiem. Ciemnowłosy, zielonooki, wysoki… -
Zerknął na przyjaciela z uniesioną brwią. – Chyba właśnie tacy ci się podobają.
Black
spojrzał na Rogacza z większą ciekawością.
-
Przyjdzie tu?
-
Tak. Wydawał się tobą bardzo zainteresowany. Wymieniłem z nim rano kilka
listów. Pisał, że przyjdzie. Wydawał mi się całkiem miły i zabawny.
-
I zostawisz mnie z nim samego?
-
Nie jesteś małym dzieckiem – fuknął James i podniósł się. – Jakby co to
kopniesz go mocno w jaja i uciekniesz.
Syriusz
parsknął i pokręcił głową.
-
Kiedy przyjdzie?
-
Nie wiem. Podałem mu nasz adres i zaprosiłem. Napisał tylko, że przyjdzie
dzisiaj.
-
Nie sądzisz, że to głupie podawać nieznajomemu swój adres?
-
I tak za niecały tydzień wyprowadzamy się z tej klitki – stwierdził James,
kierując się do drzwi. – Tylko się ogarnij i zjedz coś.
Chwilę
później wyszedł. Syriusz przez krótki czas słyszał, jak Potterowie krzątają się
po niewielkim salonie, po czym wychodzą. Westchnął i opadł na poduszkę,
chwytając się za głowę. Przez moment zastanawiał się, czy James nie robił sobie
z niego żartów na temat tajemniczego nieznajomego. Potter lubił bywać złośliwy
i Syriusz wiedział o tym z autopsji. Z jednej strony mógł być to zwykły żart,
który miał na celu wyrwanie go z łóżka, zmuszenie do założenia czegoś na siebie
i czekania na wyimaginowanego faceta. Z drugiej zaś…
Drgnął
lekko, gdy usłyszał, że drzwi do mieszkania otwierają się. Usłyszał znajomy
głos Jamesa, ale nie rozumiał, co przyjaciel dokładnie mówi. Potem była
odpowiedź, jednak tego głosu kompletnie nie kojarzył. A może był to sąsiad
Potterów. Jakiś czas temu James mówił, że się nieźle dogadują i szkoda, że gdy
wyjadą to stracą kontakt. Może oboje chcieli zrobić mu kawał i gdy dostrzegli,
że słowa Rogacza nie wywarły na nim wrażenia to byli zawiedzeni? Chwilę później
rozległo się pożegnanie i drzwi ponownie trzasnęły. Nastała cisza.
Syriusz
słuchał przez chwilę, ale nie dosłyszał nic, więc stwierdził, że nieznajoma
osoba wyszła razem z Jamesem. Tak, to z pewnością był sąsiad. Z zadowoleniem,
które pojawiło się gdy zdał sobie sprawę, że przechytrzył Pottera, odwrócił się
na bok i przymknął oczy, czując, że znowu zaczyna zapadać w sen.
Drgnął
gwałtownie i otworzył oczy, gdy poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się
momentalnie, przerażony nieco faktem, że nie usłyszał otwierających się drzwi i
spojrzał w zielone oczy, należące do wysokiego mężczyzny o szerokich barkach,
przystojnej twarzy, wyrazistych rysach i ciemnych, nieco roztrzepanych włosach,
które tworzyły na głowie nieznajomego artystyczny nieład. Po paru sekundach
zdał sobie sprawę, że już nie czuje pierwszego strachu, ale za to wpatruje się
w mężczyznę z uchylonymi ustami, całkowicie oczarowany jego urodą.
-
Witaj – uśmiechnął się gość, podając mu coś do ręki. Syriusz zerknął na
błyszczącą fiolkę z eliksirem na ból głowy i spojrzał ze zdumieniem na
czarnowłosego. – Twój przyjaciel pomyślał, że to może ci się jednak przydać
-
Dziękuję – szepnął Black, nie ufając sobie na tyle, by powiedzieć to normalnym
głosem. Szybko wypił zawartość flaszeczki, nie zastanawiając się nad tym, że
może zostać otruty i że nieznajomy mógł wcale nie dostać tego od Jamesa. Wypił
i z ulgą przyjął to, że ból głowy szybko odchodzi. Uniósł wzrok na mężczyznę,
zastanawiając się, co teraz. Zielonooki ułatwił mu zadanie.
-
Podejrzewam, że kompletnie nie pamiętasz naszego wczorajszego spotkania.
-
Nie za bardzo – przyznał Syriusz i uniósł się do siadu.
-
Mam na imię Tom Riddle. Byłeś już nieźle wstawiony, gdy na mnie wpadłeś.
Dosłownie wpadłeś. A potem musiałem prowadzić cię do toalety, bo, jak to sam
ująłeś, „rzygałeś”.
-
O Merlinie – westchnął nieco zażenowany Black. – Więc co ty tu w ogóle robisz?
Nie obrzydziłem cię dostatecznie i przyszedłeś po więcej?
-
Uwierz, byłeś najbardziej pociągającą rzygającą osobą, jaką dotychczas
widziałem.
-
Nie kpij – bąknął Syriusz, czując, że jego policzki zaczynają płonąć.
-
Nie kpię – zaśmiał się Tom i usiadł na brzegu łóżka. – Mówię prawdę. I prawie
się całowaliśmy – dodał nieco innym, łagodnym i pociągającym tonem.
-
Dobrze, że prawie – parsknął Syriusz, patrząc na Toma nieco odważniej.
Riddle
zaśmiał się ponownie i przysunął trochę bliżej.
-
Nieważne, jakby to było niesmaczne, i tak bym tego chciał.
Syriusz
spojrzał na niego z lekka zadziornie, po czym z gracją podniósł się z łóżka.
-
Powinienem coś zjeść. Przyłączysz się?
-
Z miłą chęcią – uśmiechnął się Tom, wstając. Podążył wzrokiem za wychodzącym
Syriuszem, zatrzymując chwilę dłużej wzrok na wręcz idealnym tyłku chłopaka.
Już w tym momencie wiedział, że za niedługo wejdzie w jego posiadanie. I to
dosłownie. Uśmiechnął się pod nosem i ruszył za chłopakiem do niewielkiej
kuchni.
-
Masz ochotę na jajecznicę? – zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem. – Jajka są w
tej małej lodówce – wskazał kciukiem na białe, niskie urządzenie, wielkości
szafki kuchennej.
Tom
otworzył urządzenie i schylił się po papierowe pudełko, a Black odwrócił się i
zerknął na wypięte pośladki Toma. Jeśli jeszcze dzisiaj nie będzie leżał pod
tym przystojnym mężczyzną to postara się, by to Riddle leżał pod nim.
Uśmiechnął
się krzywo, stwierdzając, że chyba od zbyt dawna nie uprawiał seksu i jest za
bardzo napalony na kogokolwiek. Jednak nie dbał o to, że ledwo zna tego
mężczyznę. Chciał z nim uprawiać gorący i namiętny seks i to najlepiej jeszcze
przed powrotem Lily i Jamesa.
^^^
Black
sapnął, gdy Riddle pchnął go na łóżko i położył się na nim, gwałtownie całując
w usta i wkładając ręce pod jego koszulkę. Syriusz uniósł się, pozwalając mu
ściągnąć z siebie ubranie. Ich ruchy były szybkie i gorączkowe, pełne
pragnienia i potrzeby.
Tom
przyssał się mocno do szyi Syriusza, jedną rękę wplatając w jego czarne, długie
włosy, a drugą starając się rozpiąć spodnie chłopaka. Gdy mu się to udało,
włożył ją w bokserki chłopaka i chwycił jego twardy członek.
Black
wygiął się w jego stronę, jęcząc błogo. Sięgnął niecierpliwie do spodni
Riddle’a i w końcu zdołał je rozpiąć.
-
Proszę – szepnął rozpaczliwie, czując, jak jego mięśnie napinają się w
wyczekiwaniu na przyjemność.
Tom
odsunął się nieco i pozbył się do końca ich ubrań, zrzucając je na ziemię, po
czym ponownie nakrył ciało Syriusza własnym i złączył ich usta w delikatniejszym
niż poprzednie pocałunku. Chwycił dłoń Blacka, splatając razem ich palce i
spojrzał mu głęboko w oczy.
-
Jesteś pewny, że tego chcesz?
-
Tak, Tom. No dalej!
-
Ale robiłeś to już kiedyś, tak? – zapytał łagodnie Riddle, wodząc ustami po
uchu chłopaka.
-
Nigdy będąc na dole – szepnął, ale jego oczy nadal miały ten sam pewny wyraz.
Tom
skinął głową i sięgnął po różdżkę, rzucając na kochanka zaklęcie, które miało
go przygotować. Rozchylił mocniej nogi Blacka i nie odrywając ust od jego ucha
i szyi, zaczął wodzić palcami po udach chłopaka, aż dotarł dłońmi do jego
krągłych pośladków. Powoli wsunął między nie palec, a z jego gardła wyrwał się
pomruk, gdy zdał sobie sprawę tego, jak
bardzo Syriusz jest ciasny. W końcu oderwał usta od jego kuszącej szyi i usiadł
na stopach między jego nogami.
-
Na pewno?
Syriusz
tylko spojrzał na niego z ponagleniem i otoczył nogami jego biodra. Tom zaśmiał
się cicho i ułożył się wygodnie, zakładając sobie nogi Blacka na ramiona.
Rzucił kolejne zaklęcie, tym razem na swój członek, który pokrył się śliską,
lepką substancją. Spojrzał w rozszerzone z przyjemności i wyczekiwania oczy,
ostatni raz upewniając się, że Syriusz naprawę tego chce. Uśmiechnął się lekko
i naparł delikatnie członkiem na wejście chłopaka.
-
Na początku będzie trochę boleć – ostrzegł, widząc grymas na twarzy młodzieńca.
Syriusz skinął głową, starając się odprężyć.
Po
paru chwilach Tom wsunął się cały i nie mogąc się dłużej powstrzymywać, zaczął
się powoli poruszać w chłopaku. Oparł się wygodniej na rękach, by widzieć twarz
Syriusza, która zmieniała się za każdym razem, gdy wchodził w niego i
wychodził. Wkrótce z ust chłopaka zaczęły wyrywać się głośne jęki, a jego nogi
oparte na ramionach Riddle’a, zadrżały mocniej.
-
Tom, Tom, ach, Tom… - powtarzał Syriusz, zamykając oczy. Czuł, że błogie ciepło
zaczyna kumulować się w jego podbrzuszu, mimo że Tom nawet go tam nie dotykał.
– Ja zaraz…
Riddle
zwolnił nieco, wchodząc teraz dużo wolniej i głębiej. On sam również czuł
nadchodzący orgazm, jednak nie chciał jeszcze przerywać.
Uśmiechnął
się zadziornie i wysunął nagle z chłopaka, wywołując tym jego zdumiony pisk, po
czym chwycił jego nogi, odwracając go gwałtownie na brzuch. Uniósł jego biodra
i wsunął się w niego od tyłu, wyrywają z gardła Syriusza głośny krzyk. Na moment
zamarł, gdy przypomniał sobie, że jego kochanek jeszcze nigdy tak tego nie
robił i bojąc się jednocześnie, że zrobił mu krzywdę. Czując jednak ponaglające
ruchy szczupłych bioder Syriusza, odetchnął lekko i zaczął się w nim ponownie
poruszać.
Syriusz
zacisnął dłoni na prześcieradle, gdy poruszający się w nim członek zaczął
uderzać w jakieś niezwykle czułe miejsce w jego wnętrzu. Słodkie dreszcze
rozeszły się po całym jego ciele i tym razem nie zdążył już ostrzec Toma. Jego
mięśnie zadrżały jak w febrze, z gardła wyrwał się krzyk spełnienia, który
stłumił, zaciskając zęby na prześcieradle. Poczuł, że Tom wychodzi z niego
nagle, a w następnej chwili na jego wypiętych pośladkach osiadła sperma
Riddle’a. Mężczyzna puścił jego biodra i Syriusz opadł niemal bezwładnie na
materac, łapiąc ciężko powietrze. Poczuł, że Tom macha różdżką, oczyszczając
ich ciała i pościel od nasienia, po czym kładzie się koło niego na plecach.
Odwrócił się na bok i wtulił policzek w ramię Toma. Riddle objął go ramieniem i
łagodnie przykrył kołdrą. Syriusz prawie natychmiast zasnął, a z jego ust nie
schodził delikatny uśmieszek.
^^^
Syriusza
obudził delikatny dotyk na ramieniu. Zamruczał cicho, odwracając się z boku na
brzuch. Łagodne dłonie zostawiły w spokoju jego ramię i przeniosły się na
plecy. Westchnął, gdy poczuł, jak ręce zaczynają ugniatać jego mięśnie. Po
chwili do dłoni dołączyły usta, które łagodnie pocałowały go w kark.
-
Dzień dobry – usłyszał tuż przy swoim uchu. Nie potrafił powstrzymać
zadowolonego uśmiechu, który wtargnął na jego usta. Odwrócił się z powrotem na
bok i zerknął w zielone oczy Toma.
-
Hej – mruknął rozespany. – James i Lily już wrócili?
-
Tak, ale nie weszli tu – szepnął Tom, obejmując go ramieniem i pociągając
bliżej siebie. – Przyszli niedługo po tym, jak zasnąłeś.
-
Ty nie spałeś?
-
Spałem, ale nie długo. Wolałem patrzeć, jak ty śpisz – stwierdził Riddle,
wodząc palcami po nagim biodrze Syriusza.
-
Lubisz obserwować swoje ofiary? – zapytał zadziornie chłopak, wyginając się
nieco pod dłońmi kochanka.
-
Tak, szczególnie takie śliczne ofiary – zaśmiał się Tom, a jego oczy
zabłyszczały. Pchnął Syriusza, kładąc go na plecach i pochylił się nad nim.
Musnął nosem lekko szorstki policzek i ponownie złączył ich usta. – Masz ochotę
na drugą run…?
Jego
słowa zagłuszyły nagle otwierające się drzwi. Syriusz drgnął, ciesząc się, że
jest przykryty i spojrzał z wściekłością na szeroko uśmiechniętego Jamesa,
który najwidoczniej spodziewał się takiej właśnie sceny.
-
Jak tam, gołąbeczki? – zapytał radośnie Potter, patrząc na nich z nieco
głupkowatym uśmiechem. – Robimy kolację. Zjecie coś?
-
Jeśli za trzy sekundy nie wyjdziesz i nie zamkniesz drzwi, obiecuję, że gdy
tylko będę miał sposobność…
-
Dobrze, dobrze – parsknął James, unosząc ręce w obronnym geście. – Ale zjecie
kanapki, co nie?
W
następnej chwili zamknął za sobą drzwi, uciekając przed lecącą w jego stronę
poduszką.
^^^
Syriusz
przyglądał się, jak Tom ubiera cienką kurtkę z czarnego materiału, mając ochotę
zabrać mu ją z rąk i zaciągnąć go z powrotem do swojego pokoju. Nie chciał, by
mężczyzna wychodził. Pragnął móc spędzić z nim jeszcze chociaż dziesięć minut.
-
Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – odezwał się Riddle, gotowy do wyjścia.
Spojrzał na młodego, przystojnego chłopaka ze szczerą nadzieją, że nie jest to
ostatni raz, kiedy się widzą. – Może jeszcze w tym tygodniu?
-
Co powiesz na jutro? – zaproponował Syriusz z niemniejszą nadzieją. – Po
południu?
-
W porządku. O osiemnastej? – zapytał, czując przyjemne podniecenie na samą
myśl. – Przejdziemy się do jakiegoś miłego miejsca, a potem…
-
Jutro James jedzie na noc z Lily do jej rodziców, pochwalić się ciążą. Więc
możemy przyjść tu – stwierdził Syriusz, patrząc na Riddle’a spod przydługiej
grzywki.
-
W takim razie jesteśmy umówieni – uśmiechnął się Tom, schylił się, by ostatni
raz pocałować Syriusza, po czym wyszedł.
^^^
-
Nie!
-
Ależ tak.
-
Nie!
-
Oczywiście, że tak!
-
Nie!
-
T…
-
Przestań! – nie wytrzymał Syriusz, odwracając się w końcu na drugi bok, przodem
do Toma. – Ja się nie mylę!
-
W porządku – odparł Riddle z lekkim uśmieszkiem. Leżał na plecach, tak jak
lubił i patrzył zadowolonym wzrokiem na kochanka.
-
Awrrrr – warknął Black, niezadowolony z powodu tego, że Tom tak łatwo się z nim
zgadza. A raczej nie zgadza, tylko mu ustępuje, by przestał się dąsać. Ale on
nie zamierzał przestać. Naburmuszył się nieco i odwrócił znowu tyłem do
kochanka. Tom westchnął ciężko i pokręcił nieco głową.
-
Zamierzasz się boczyć, uparciuchu?
-
Tak – bąknął Syriusz i zaraz skrzywił się, słysząc, jak dziecinnie zabrzmiał.
Zerknął przez ramię na Toma, który rozłożył się na „swojej” stornie
dwuosobowego łóżka, zakładając rękę pod głowę, a drugą gładząc się po nagim
brzuchu. Syriusz poczuł, że od tego widoku robi mu się gorąco. Miał ochotę
kopnąć się w krocze, ale i tak odwrócił się ponownie i wtulił w półnagie ciało
kochanka.
-
Nie wierzę, że jesteśmy już razem niemal dwa miesiące. A to wszystko przez
zwykły popęd seksualny.
Tom
roześmiał się i objął go ramieniem.
-
Okropnie szybko minęło, co? Ale to chyba najwspanialszy czas w moim życiu. Ty
jesteś najwspanialszą rzeczą, która mnie kiedykolwiek spotkała – powiedział,
patrząc kochankowi głęboko i szczerze w oczy.
Syriusz
poczuł, że jego policzki pokrywają się rumieńcem, mimo że kiedyś na takie
wyznanie odpowiedziałby żartem, czy śmiechem. Miał ochotę ukryć twarz w
poduszce, ale Tom chwycił go za podbródek i powstrzymał przed tym. Mężczyzna
schylił się, by go pocałować, gdy nagle drzwi do niewielkiego pokoju, który
Potterowie przygotowali Syriuszowi w swoim nowym domu, otworzyły się gwałtownie
i w progu stanął James. Black nawet nie zdążył warknąć na niego z oburzeniem,
że znowu nie puka, bo dostrzegł całkowicie bladą i przerażoną twarz
przyjaciela.
-
Lily… - szepnął tylko Rogacz, a Syriusz już zerwał się z łóżka, by mu pomóc.
^^^
Syriusz
skulił się nieco na kanapie w obszernym, ale przytulnym saloniku Potterów.
Patrzył pustym wzrokiem na zrozpaczonych przyjaciół, nie mogąc zrozumieć,
dlaczego to właśnie im stała się taka krzywda.
Młode
małżeństwo siedziało na drugiej kremowej kanapie, przytulając się do siebie.
Lily szlochała rozpaczliwie, podczas gdy James płakał bezgłośnie w jej włosy.
Mimo że nic tego nie zapowiadało, zeszłego wieczora stracili swoje pierwsze
dziecko. Oboje nie mogli się z tym pogodzić. Może i byli bardzo młodzi i wizja
maleństwa nieco ich przerażała, jednak bardzo go pragnęli.
Syriusz
czuł, że on sam też ma ochotę płakać. Chciał, by był przy nim Tom, by go
przytulił, jednak Riddle miał coś okropnie ważnego do załatwienia i mimo że
zapewne było to coś pilnego, Black miał mu trochę za złe to, że nie ma go przy
nim w tak trudnym, również dla niego, momencie. W końcu on także coś stracił.
Swojego chrześniaka lub chrześnicę.
^^^
Miesiąc
później zdawało się, że wszystko wróciło do normy. Lily, która na początku
przestała nawet jeść, wróciła do swojej dawnej formy i w końcu zaczęła się
częściej uśmiechać.
Jednak
pomiędzy Syriuszem a Tomem nie było dobrze. Oboje zdawali się coraz częściej
kłócić, a Riddle często nie kontaktował się z kochankiem nawet przez kilka dni.
Gdy już łaskawie napisał jakiś krótki list z przeprosinami, w ogóle nie
wyjaśniał powodu swojego zniknięcia ani nawet nie obiecywał poprawy.
Był
to dla niego trudny czas. Z jeszcze większą niż wcześniej zaciętością zdobywał
w Ministerstwie kontakty, które miały mu się przydać w przyszłości, gdy
zakończy swoją karierę jako Lord Voldemort. Teraz zależało mu na tym jeszcze
bardziej. Nie raz słyszał, jak młody Black przeklina czarnoksiężnika za
nieszczęścia, które spotykają dobrych ludzi. Tom wiedział, że przez jego
ideologię rodzina Syriusza nieco powariowała i pośrednio to on był przyczyną
nieszczęśliwego dzieciństwa chłopaka. Chciał to jakoś naprawić, ale wiedział,
że wcześniej czy później będzie musiał zniknąć, by wszystko przygotować. Wolałby
jednak, by stało się to później niż wcześniej.
^^^
Trzy
miesiące po tym, jak Lily poroniła okazało się, że jest ponownie w ciąży. Razem
z Jamesem była przeszczęśliwa, jednak oboje wiedzieli, że istnieje jeszcze
większe ryzyko, że straci kolejne dziecko.
Mimo
to, gdy tylko się dowiedzieli, powiadomili o tym wszystkich z Zakonu Feniksa i
rodziców Lily. Niestety nie mogli powiedzieć o tym rodzicom Jamesa, gdyż dwa
tygodnie wcześniej państwo Potter zginęli podczas ataku na Pokątną.
Radość
z powodu dziecka ponownie nie trwała długo. Lily była tylko miesiąc w ciąży,
gdy znowu zobaczyła sporo krwi na swojej bieliźnie. Była wtedy w salonie i
odpoczywała na kanapie, gdy poczuła wilgoć na udach. Spojrzała na nie i od razu
rozpłakała się, wiedząc, że spełnia się jej kolejny koszmar. Miała świadomość
tego, że dziecka nie da się już uratować. Nie na darmo przeszła szkolenie w
Mungu, gdy szkoliła się na uzdrowicielkę.
James,
który właśnie wyszedł z kuchni, nie zdążył jej złapać. Uciekła do sypialni i
zamknęła za sobą drzwi na klucz. Potter wiedział, że mógłby otworzyć je
zaklęciem, jednak postanowił dać żonie chwilę na uspokojenie się. Z
westchnięciem opadł na kanapę, zastanawiając się, co jeszcze się wydarzy.
Syriusz zamknął się piętnaście minut wcześniej w toalecie, po tym, jak pobladł
gwałtownie, gdy poczuł zapach śniadania. Teraz Lily…
Pochylił
się i schował twarz w dłonie. Po paru chwilach usłyszał, że w korytarzu
otwierają się drzwi. Zerknął w tamtą stronę i natychmiast wstał. Lily przebrała
już spodnie i patrzyła na niego załzawionymi oczami.
-
Lily…?
-
Przepraszam – zaszlochała, podchodząc do niego i przytulając się mocno. –
Wybacz mi.
-
To nie twoja wina, kochanie – szepnął Rogacz, chowając policzek w jej ogniste
włosy. – Będzie dobrze. Spróbujemy znowu. Nie teraz, ale za kilka miesięcy. W
końcu się uda.
Nagle
usłyszeli dźwięk rozbijanego szkła dochodzący z łazienki. Spojrzeli na siebie
ze zdumieniem i jednocześnie strachem, pamiętając, jak Syriusz ostatnio
zachowywał się dziwnie. Wiedzieli, że źle znosi brak wiadomości od Riddle’a i
równorzędnie ma jakieś problemy, o których nie chce im powiedzieć.
Drzwi
do łazienki otworzyły się gwałtownie i ze środka wyszedł Black. Był całkiem
przerażony i wyglądał, jakby zaraz miał osunąć się na ziemię. Po jego
policzkach popłynęły łzy, gdy tylko jego wzrok padł na nich.
Rogacz
przez moment zastanawiał się, czy może puścić Lily i podejść do Syriusza i to
właśnie jego przytulić, bo wydawało się, że w tej sekundzie to właśnie Black
bardziej go potrzebował. Jednak Lily pierwsza zadecydowała i odsunęła się od
męża, podchodząc szybko do Syriusza. Objęła go ramionami, zaczynając łagodnie
gładzić jego plecy.
-
Co się stało? – zapytała, starając się opanować własną rozpacz i pomóc
przyjacielowi, który widocznie sobie z czymś nie radził.
-
Przepraszam – jęknął Syriusz w jej włosy. – Nie chciałem tego. Nie miałem
pojęcia, że to w ogóle możliwe – wybuchnął Black, coraz mocniej się do niej
przytulając. – Słyszałem, jak płakałaś i wiem, że znowu… Przepraszam.
-
Spokojnie, Łapo – powiedział James, podchodząc do nich i objął ich ramionami. –
Co się stało?
-
Nie wiedziałem, że mogę… - Syriusz zaszlochał w jego ramię. Lily odsunęła się
od nich i weszła niepewnie do łazienki, by sprawdzić, co wywołało hałas, który
zwrócił ich uwagę.
-
O Merlinie – pisnęła cicho, gdy wszystkie kawałki układanki wskoczyły na swoje
miejsce. Wyjrzała z pomieszczenia i spojrzała na męża, wyglądając na nieźle
zszokowaną.
-
Co jest? – zapytał nieco gwałtowniej James, czując coraz większy niepokój o
przyjaciela.
-
Użył eliksiru ciążowego. Dodaje się do niego kilka kropel krwi i to sprawdza,
czy jest się w ciąży – powiedziała, patrząc bezpośrednio na Blacka. Na jej
twarzy nadal widniał szok, ale równocześnie patrzyła na chłopak niezwykle
łagodnie.
-
I co oznacza zielony kolor? – zapytał James, patrząc na ubrudzoną płynem
podłogę łazienki.
-
To pozytywny wynik – odparła cicho. Podeszła do Syriusza i delikatnie chwyciła
jego twarz w dłonie.
-
Wszystko będzie w porządku. Pomożemy ci. Nie zostawimy cię z tym samego.
-
Ja nie chciałem – jęknął Syriusz, starając się powstrzymać kolejne szlochy. –
Nie chcę robić wam przykrości.
-
Przykrości? Dlaczego miałoby być nam przykro? – zapytał James ze zdumieniem.
-
Straciliście kolejne, a ja…
-
Ciii –wyszeptała Lily, przytulając go ponownie. – Nie jesteśmy przecież o to
źli.
-
To wy powinniście mieć dziecko, nie ja! Chcecie go, a ja nie…
-
Zamierzasz je usunąć? – zapytał z niedowierzaniem James, patrząc na przyjaciela
tak, jakby widział go pierwszy raz w życiu.
-
Oczywiście, że nie – Syriusz pociągnął nosem, patrząc na nich z bólem. – Jak
mogłeś w ogóle tak pomyśleć? Nie potrafiłbym tego zrobić. Ale… - przewał na
moment, wyglądając tak, jakby właśnie wpadł na genialne rozwiązanie. – Oddam
wam je – wyszeptał. – Będzie miało normalną rodzinę. Chcecie dziecka, więc…
-
Nie – przerwała mu stanowczo Lily. – Owszem, pomożemy ci. Być może nawet
pokochamy to dziecko, ale ono nigdy nie będzie nasze. Będzie twoje. To ciebie
będzie nazywać tatą, nie Jamesa. Nie chcesz tego?
-
Nie wiem, czego chcę – wyszeptał.
^^^
Odwrócił
się na drugi bok, gdy promienie słońca podrażniły jego oczy. Jęknął cicho, gdy
poczuł, że jego żołądek się buntuje, a jego zawartość niebezpiecznie zbliża do
jego gardła. Nie czekał, aż zechce się ona wydostać. Natychmiast zrzucił z siebie
kołdrę i pognał niemal na oślep do będącej obok jego pokoju łazienki. Wpadł do
niej, nie sprawdzając nawet, czy ktoś w niej jest i pochylił się nad toaletą,
zwracając wczorajszą kolację.
Gdy
torsje ustały, opadł na tyłek i oparł się o ścianę wyłożoną jasnymi kafelkami.
Odetchnął głęboko, przeklinając się w tym momencie za to, że nie używał czegoś
tak banalnego jak zaklęcia antykoncepcyjne. Spojrzał na swój brzuch, który
jednak nie wykazywał, żeby było z nim coś nie tak. Nie był większy, czy
bardziej zaokrąglony, ale nie było się co dziwić, skoro był to dopiero drugi
miesiąc. Przynajmniej tak stwierdziła Lily, gdy go przebadała. Wszyscy trzej
stwierdzili, że póki co lepiej ukryć ciążę. Nie powiedzieli też nikomu, że Lily
straciła swoje dziecko. Syriusz uważał, że dzięki temu, gdy urodzi, będzie miał
możliwość oddania im tego dziecka i wiedział również, że wtedy Potterowie nie
będą oponować. Gdy tylko zobaczą twarzyczkę małego dzieciątka, którego tak
bardzo pragną, pokochają je i wezmą, jeśli ich o to poprosi.
^^^
Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że zrobił głupotę, ale chyba każdy, kto go znał,
wiedział, że najpierw robi, a potem myśli. I może Lily miała rację, gdy
wrzeszczała na niego przez dobre piętnaście minut, ale nadal nie zamierzał
odwrócić się do niej, mimo że siedziała koło łóżka i mówiła, że być może (ale
tylko być może) nie powinna tak na niego głośno wrzeszczeć, bo przecież był w
ciąży, a ludzie w ciąży robili czasem głupoty.
Jednak
Syriusz nie był głupi. Wiedział, że nie jest jej ani trochę przykro i że
zdecydowanie nie może jej wybaczyć. Okej, wypił eliksir, przez który niemal nie
stracił dziecka, ale bolała go głowa. To nie jego wina, że źle przeczytał
nalepkę na fiolce.
Naburmuszył
się jeszcze mocniej i podciągnął kołdrę aż na głowę, by odciąć się od słów
kobiety. Usłyszał, że Lily wzdycha z udręką, wstaje i odchodzi.
^^^
Syriusz
wstał z łóżka po paru minutach, czując, że zawroty głowy już minęły. Przeszedł
przez nieduży pokój i wyszedł na korytarz, zostawiając za sobą uchylone drzwi,
by nie robić hałasu przy ich zamykaniu. Poczłapał do kuchni, słysząc, że są w
niej Lily i James. Zatrzymał się przy drzwiach, gdy doszło do niego jego własne
imię.
-
Przecież wiesz, że nie zrobił tego umyślnie – odezwał się James. – Nie zrobiłby
krzywdy dziecku.
-
Może nie uważa tego jeszcze za dziecko. Wiesz doskonale, że niektórzy twierdzą,
że dziecko jest dopiero po urodzeniu, a przed porodem to tylko zlepek komórek –
stwierdziła.
-
Nie zrobiłby mu krzywdy – powiedział ponownie Potter. – Po prostu się pomylił.
Ja też już raz wypiłem ten eliksir, zamiast przeciwbólowego. I też nie zrobiłem
tego umyślnie. Po prostu fiolki są do siebie bardzo podobne.
Lily
westchnęła cicho, wyglądając na nieprzekonaną. Odwróciła się do kuchennego
okna, patrząc na ogród za domem.
-
Powinniśmy go bardziej pilnować. To Syriusz. Nigdy nie wiadomo, co mu strzeli
do głowy.
Syriusz
zacisnął usta, z jednej strony czując ogromny żal do kobiety, a z drugiej był
strasznie zły. Jak ona mogła sądzić, że byłby w stanie zabić nienarodzone dziecko?
Może i nie chciał go, bo kojarzyło mu się ono z Tomem, jednak nie był potworem.
Nie mógłby… Poczuł dziwną gulę w gardle i szczypanie w oczach. Naprawdę ma o
nim tak złe mniemanie?
Z
jego gardła wyrwał się mimowolny szloch. Mimo że nie chciał płakać, łzy
popłynęły po jego policzkach. Zakrył twarz ramionami i otarł ją, ale jego
policzki nadal były mokre. Usłyszał, że James wstaje z krzesła i podchodzi do
drzwi. Black nie czekał, aż je otworzy. Odwrócił się na pięcie i pobiegł
korytarzem, po czym zamknął się w pokoju, ignorując przerażone wołanie Pottera.
^^^
-
Syriusz?
Black
uchylił powieki, patrząc niepewnie na drzwi, zza których rozległ się głos
Jamesa. Przez chwilę zmagał się ze sobą, ale w końcu chwycił różdżkę i machnął
ją w kierunku drzwi, po czym ponownie zakopał się pod kołdrę.
-
Łapo? Jak się czujesz? Jesteś zły?
Syriusz
nie odezwał się i tylko pociągnął nosem. Ponownie poczuł dławienie w gardle,
ale tym razem potrafił powstrzymać łzy.
-
Przyniosłem ci śniadanie. Tosty z miodem i kakao. Nie wiedziałem, co zrobić, bo
Lily obraziła się na mnie, bo jej powiedziałem, że jest przewrażliwiona –
westchnął James. – Powiedz, że ty nie jesteś zły.
Syriusz
odwrócił się powoli, wiedząc, że rano szybkie wstawanie może zaskutkować
wymiotami. Usiadł prosto i zerknął na Jamesa, który położył tacę z dwoma
talerzykami i dwoma szklankami na jego kolanach i uśmiechnął się.
-
Głodny? – zapytał łagodnie Potter, a Black pokiwał lekko głową. Chwycił za
tosta, a jego palce pokryły się słodką substancją. Nie przejął się tym i od
razu wziął dużego gryza. Nieco go zemdliło od mocnego smaku miodu, ale nie
przejął się tym i popił kakałem. Zerknął na uśmiechniętego Jamesa i westchnął,
czując, że uśmiech sam ciśnie mu się na usta. Jego wargi zadrgały i w końcu
pozwolił szerokiemu uśmiechowi wpłynąć na jego twarz.
-
Nie jestem zły – powiedział. – W końcu przyniosłeś mi jedzenie.
James
zaśmiał się i chwycił swojego tosta. Przez chwilę jedli w milczeniu, aż w końcu
Potter spojrzał na Blacka nieco poważniej.
-
Wiesz, że Lily nie myśli o tobie źle, prawda? Po prostu się o ciebie boi. O
ciebie i o dziecko. Myśli, że ta sytuacja może wpłynąć, no wiesz, na twoją
psychikę. Że sobie coś zrobisz.
- Myśli, że oszaleję? Jestem w ciąży! To nie
choroba! – wybuchnął Syriusz, patrząc ostro na Jamesa. – Nie jestem szalony! –
ponownie poczuł łzy pod powiekami. – To tylko… Tylko…
-
Hormony, wiem – powiedział Rogacz i zabrał tacę z kolan Syriusza. – To w końcu
przejdzie tak, jak wymioty. Wiesz – zarumienił się nieco, - ostatnio
przeczytałem parę książek na ten temat i chyba rozumiem trochę więcej. Nie
przejmuj się. Po porodzie wszystko wróci do normy. Jestem tego pewny – szepnął
i uśmiechnął się łagodnie. Syriusz odpowiedział na to tym samym, w końcu
czując, że naprawdę ma w przyjacielu oparcie.
^^^
Syriusz
przełknął głośno, starając się podnieść z tej przeklętej poduszki. Była wielka,
wypełniona małymi kuleczkami i zapadała się pod wpływem nacisku. Co go
podkusiło, by w niej usiąść, a raczej się w nią zapaść? Cóż, siedziało się w
niej dobrze, ale jeśli chodziło o wstanie… Rozejrzał się zrozpaczony po salonie
Potterów, zastanawiając się, jak sobie pomóc. Sporej wielkości brzuch utrudniał
mu normalne schylenie się i zawiązanie buta, a co dopiero wstanie z czegoś
takiego? Widocznie nie miał innej możliwości. Nabrał powietrza w płuca i
krzyknął głośno:
-
James! Pomóż mi!
Przez
chwilę panowała cisza, po czym rozległ się głośny huk z pokoju Potterów, jakby
Rogacz spadł na podłogę z łóżka, co wcale nie było niemożliwe, a potem do
salonu wpadł James, całkowicie przerażony i spanikowany. Rozejrzał się dziko po
pomieszczeniu, aż jego wzrok padł na pufę, w której siedział, a raczej utknął,
Syriusz. Zamrugał ze zdumieniem i zmarszczył brwi.
-
Co się dzieje?
-
Pomóż mi wstać, do cholery! – warknął Black, po czym parsknął ze złością, gdy
James niemal popłakał się ze śmiechu.
^^^
-
Przestań – burknął po raz kolejny w stronę swojego brzucha, gdy dziecko n-ty
raz kopnęło go w pęcherz. Przeniósł wzrok na chichoczącego Jamesa i
rozpromienioną Lily, marszcząc brwi. – To nie jest zabawne. Zaraz się przez nie
posikam – warknął, a w następnej chwili sapnął, gdy dziecko kopnęło ponownie.
Podniósł się nieco pokracznie z kanapy i ruszył do łazienki, słysząc za sobą
ciche śmiechy Potterów.
^^^
Był
ciepły, letni wieczór, gdy całą trójką siedzieli na ogrodowych krzesłach,
rozmawiając o wszystkim i o niczym. Lily i James śmiali się radośnie, lecz
Syriusz siedział raczej spokojnie i tylko uśmiechał się lekko. Potterowie
wiedzieli, że to może oznaczać jedno. Zerkali ukradkiem na sporej wielkości
brzuch Blacka, zastanawiając się, czy dzisiejszej nocy się wyśpią. Na odpowiedź
nie musieli długo czekać.
Słońce
dawno zaszło i zamierzali już wstawać, by udać się do snu, gdy Syriusz skrzywił
się, chwytając za brzuch. Przez jego ciało przeszedł spazm bólu, który
skumulował się w jego podbrzuszu, promieniując aż na plecy. Skurcz trwał
krótko, jednak dał do zrozumienia, co nadchodzi. Black spojrzał nieco
przerażony na Potterów i skrzywił się.
-
Chyba czeka nas długa noc.
^^^
Twarz
Syriusza była zaczerwieniona i pokryta potem. Jego ciało drżało z
niewiarygodnego wysiłku. Nigdy nie wyobrażał sobie, że coś może boleć tak
bardzo. W tym momencie chybaby wolał, żeby James kopnął go parę razy w krocze
niż żeby to dalej trwało. Przeklinał głośno kolejne skurcze, które zmuszały go
do pełnego bólu krzyku, a nieraz szlochu całkowitej bezradności.
Lily
robiła, co tylko mogła, by jakoś uśmierzyć jego ból, jednak dziecko nadal było
z nim połączone i zbyt wielka dawka eliksirów mogłaby mu zaszkodzić. Delikatnie
ocierała mu spoconą twarz i kładła ciepłe, mokre ręczniki na jego brzuch.
Była
niemal piąta rano, gdy Syriusz wrzasnął ostatni raz z bólu, po czym w pokoju
rozległ się płacz. Głośny płacz noworodka. Black opadł niemal bezwładnie na
łóżko, czując, że po jego policzkach płyną łzy, tym razem wywołane ulgą i
radością. Słyszał, że Lily bierze dziecko, by go umyć i sprawdzić, czy jest
zdrowe, a James siada przy jego łóżku i zaczyna rzucać na niego zaklęcia, które
natychmiast przyniosły ukojenie. Ból odszedł niemal całkowicie, a dręczące go
skurcze powoli zmniejszały częstotliwość. W końcu Syriusz czuł się na tyle
dobrze, że otworzył oczy i zerknął na Jamesa.
-
Co z dzieckiem? – zapytał ochrypłym głosem, słysząc dochodzący z łazienki
płacz.
-
To chłopiec. Jest naprawdę śliczny… no, jak na coś oblepionego śluzem i krwią –
wyszczerzył się Potter i poklepał Blacka po ramieniu. – Nieźle się spisałeś.
Syriusz
uśmiechnął się do niego słabo i ziewnął, czując coraz większą senność. Jednak
nie chciał teraz zasypiać. Może i obiecał sobie, że odda dziecko Potterom, ale
chciał je zobaczyć jeszcze zanim im to powie. Słyszał niewyraźnie, że James coś
do niego mówi, ale w tym momencie rejestrował tylko dźwięki wydawane przez jego
dziecko. Czy naprawdę chciał je oddać? Naprawdę był w stanie być dla niego
tylko wujkiem, który będzie go rozpieszczał?
Gdy
tylko Lily wróciła do pokoju, trzymając w ramionach małe zawiniątko, wiedział,
że nie będzie mógł przyglądać się z boku. A gdy podała mu je, układając dziecko
w jego ramionach i ono natychmiast przestało płakać, poczuł, że nigdy nie
będzie umiał go zostawić. Już kochał to maleństwo i chciał, by mówiło do niego
„tato”. Spojrzał nieco załzawionymi oczami na przytulonych do siebie Potterów i
uśmiechnął się szeroko tak, jak tylko on potrafił.
-
Jak mu dacie na imię?
-
My? To twoje dziecko? – oburzyła się Lily, jednak patrzyła na niego z widoczną
czułością.
-
Jako rodzice chrzestni to wy powinniście nadać mu imię. Macie jakieś pomysły? –
zapytał, ignorując ich zdumione miny, wywołane zaszczytem, który ich spotkał.
-
Może James Junior? – wyszczerzył się Rogacz, a Black parsknął. Nie wiedzieć,
czemu, spodziewał się takiej odpowiedzi.
-
Merlinie, James, twoje ego jest większe niż przerażenie Snape’a na widok
szamponu!
-
Dobra, dobra! Inny pomysł, kochanie? – zapytał, spoglądając na Lily, która
uśmiechała się delikatnie.
-
Harry to bardzo ładne imię – szepnęła.
Syriusz
spojrzał na maleńką kruszynę w swoich ramionach i uśmiechnął się łagodnie.
-
Więc witaj na świecie, mój maleńki Harry.
^^^
-
Jesteś pewny, że tego chcesz? Będziemy musieli to dobrze odegrać – powiedziała
Lily, stojąca pod drzwiami do Kwatery Głównej Zakonu, która mieściła się w
dawnym domu Dumbledore’a.
-
Dzięki temu będzie mniej pytań. Powiecie im, że to wasze dziecko, a ja jestem
tylko ojcem chrzestnym.
-
W porządku, choć nadal uważam, że to zły pomysł. Ale gdy wojna się skończy
powiemy im prawdę, dobrze?
-
Dobrze.
^^^
Syriusz
stał w kącie kuchni, przyglądając się, jak czarownice podają sobie jego maleńkiego synka z rąk do
rąk. Widział, że chłopiec kręci się w beciku, nieco zdezorientowany ilością
nowych twarzy. W końcu dziecko nie wytrzymało i rozległ się głośny płacz. W
pierwszym momencie Black chciał podejść, wyrwać maleństwo z rąk wiedźm, jednak
Lily była szybsza. Zabrała delikatnie chłopca i zaczęła go kołysać. Zerknęła w
stronę Blacka i uśmiechnęła lekko, po czym skinęła, by podszedł.
-
Może jest głodny. Mógłbyś go nakarmić? James gada na temat Quidditcha, więc
może lepiej mu nie przerywać – powiedziała do niego, a jej oczy błysnęły zrozumieniem.
-
Jasne – uśmiechnął się Syriusz i wziął płaczące niemowlę z rąk kobiety.
Przytulił je do siebie łagodnie, a drugą dłonią chwycił torbę, w której
znajdowały się rzeczy na przebranie oraz butelka z mlekiem. Usiadł na sofie w
niewielkim salonie, gdzie siedziały i rozmawiały ze sobą Alicja Longbottom,
która trzymała w ramionach swojego synka oraz Marlene McKinnon. Obie spojrzały
w jego kierunku, gdy położył chłopca na kanapie i wyciągnął z torby świeżą
pieluchę, wiedząc, że chłopiec nie jest głodny. Nie miał pojęcia, skąd to
przeczucie, ale zwyczajnie był tego pewny. Zerknął na nadal płaczącego malca i
uśmiechnął się z czułością.
-
Już dobrze, maluszku. Zaraz się tym zajmiemy.
Rozpiął
guziki dziecięcych bodów i podciągnął je pod bródkę chłopca. Pochylił się i z
wrodzoną sobie złośliwością połaskotał ustami odsłonięty brzuszek Harry’ego.
Płacz umilkł, a po chwili rozległ się pisk malca. Syriusz zaśmiał się z
zadowoleniem. Wyprostował się i zdjął z dziecka brudną pieluszkę.
Chwycił
wilgotną chusteczkę, by wytrzeć pupę chłopca, który patrzył na niego szeroko
otwartymi, zielonymi oczami. Black zaśmiał się cicho i ponownie połaskotał
malca.
Drgnął
lekko, gdy usłyszał chichot od strony kobiet. Zerknął na nie i zaraz zmarszczył
brwi, widząc ich zazdrosne spojrzenia.
-
Gdyby mój Frank zajmował się tak Nevillem, jak ty swoim chrześniakiem to
byłabym chyba najszczęśliwszą kobietą pod słońcem – westchnęła Alicja, patrząc
na niego z nostalgią.
Black
wyszczerzył się szeroko, czując się mile połechtany. Dobrze było wiedzieć, że
jest dla dziecka dobrym ojcem, czy choćby chrzestnym.
-
Zapraszam wszystkich! – rozległ się głośny głos Dumbledore’a. Alicja i Marlene
natychmiast wstały, a Syriusz zabrał się za ubieranie synka. Zanim skończył,
zebranie już się zaczęło. Usiadł na swoim miejscu z dzieckiem na rękach,
ignorując nieco zaskoczone spojrzenie poniektórych zakonników.
-
A więc tak, jak mówiłem – odezwał się dyrektor, - dostałem informację, że Lord
Voldemort zaczyna zbierać siły w Ministerstwie. Ostatnio podszywał się pod inną
osobę, jednak najbardziej lubi pokazywać się w swojej prawdziwej postaci –
rozejrzał się po słuchających go osobach i pokiwał lekko głową. – Musicie
wiedzieć, że Lord Voldemort był kiedyś zwyczajnym czarodziejem. Potężnym, lecz
zwyczajnym. A nazywał się Tom Riddle…
Syriusz
poczuł, że gwałtownie blednie. Niechcąco zacisnął mocniej dłonie na kruchym
ciele chłopca, sprawiając, że malec załkał zdumiony. To było niczym wybawienie.
Wstał natychmiast, przeprosił niewyraźnie i wyszedł z Harrym na rękach. Szybkim
krokiem udał się do toalety, w której zamknął się na klucz i opadł na podłogę,
opierając się plecami o ścianę, a chłopca tuląc do piersi. Nie miał pojęcia,
ile minęło czasu, jednak w końcu usłyszał, że ktoś puka do drzwi. Nie miał
ochoty tłumaczyć się zakonnikom, więc machnął różdżką i otworzył je, udając, że
właśnie uspokajał synka. Drzwi zamknęły się za przybyszem, który stanął przy
drzwiach, patrząc na niego milcząco. Dopiero po chwili odezwał się.
-
Chcesz o tym pogadać?
Syriusz
westchnął, poznając głos Jamesa.
-
Nie mam ochoty rozmawiać o tym, że pieprzyłem się z pieprzonym Czarnym Panem i
w dodatku urodziłem mu dziecko – warknął.
-
W porządku – odparł James i usiadł naprzeciw niego. Nic więcej nie mówił,
jednak to sprawiło, że Syriusz poczuł lekką ulgę. Spojrzał na niego i
uśmiechnął się krzywo. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
^^^
Lily
kołysała w ramionach Harry’ego, patrząc z niepokojem na Dumbledore’a. Nadal nie
była pewna, czy to nie jest przesada.
-
Dlaczego pan uważa, że zaatakuje akurat nas? – zapytała z westchnięciem,
zerkając na nieco zbyt bladego Syriusza, który siedział na podłokietniku jednej
z kanap i wpatrywał się pustym wzrokiem za okno.
-
Lord Voldemort wie doskonale o tym, że jesteście w Zakonie, a to samo w sobie
stwarza niebezpieczeństwo. Zaklęcie Fideliusa jest naprawdę dobrym rozwiązaniem
– zapewnił ich dyrektor. – Zostanę waszym Strażnikiem…
-
Nie ma takiej potrzeby – przerwał mu James, który stał za Lily za kanapę i nie
wyglądał na bardzo zadowolonego. – Syriusz zostanie Strażnikiem. Ufamy mu
najbardziej na świecie.
-
W porządku – pokiwał głową Dumbledore, choć nie wydawał się pochwalać tej
decyzji. – Postarajcie się przeprowadzić cały rytuał do końca tygodnia. Mam
nadzieję, że w odpowiednim czasie Strażnik zdradzi mi tajemnicę – spojrzał na
nieruchomego Blacka, po czym skinął głową do Potterów i wyszedł.
Przez
chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Lily spojrzała z niepokojem na Jamesa,
martwiąc się, czy z Syriuszem wszystko w porządku. Wstała, nadal trzymając w
ramionach Harry’ego i podeszła do Blacka, starając się złapać jego wzrok.
-
Syriuszu?
-
Myślę, że mam lepszy pomysł – odezwał się nagle Syriusz i odwrócił w stronę
Jamesa. – Tom mnie zna. Jeśli będzie chciał wam zrobić krzywdę, znajdzie mnie i
wykorzysta to, co o mnie wie. Remusa też zna, bo mu o nim opowiadałem, ale nie
zna Petera. Właśnie dlatego to on powinien być Strażnikiem.
James
wymienił spojrzenia z Lily, po czym oboje przenieśli je na Syriusza. Potter
pokiwał głową.
-
To dobry pomysł.
^^^
-
Mój Panie, mój Panie! – wydarł się Glizdogon, wpadając do biura Czarnego Pana.
Tom spojrzał w jego stronę zirytowany.
-
Co się stało, Pettigrew? – warknął, patrząc na niego czerwonymi oczami. Peter
wzdrygnął się nieco, kuląc przy drzwiach.
-
B-bo Potterowie zrobili mnie swoim Strażnikiem Tajemnicy.
-
I co z tego? – zapytał Tom, spuszczając wzrok na leżące przed nim papiery. - Na
razie nie mam co do nich żadnych planów.
-
Uważają, że chcesz ich, Panie, zaatakować, więc pomyślałem… - Glizdogon
przerwał, patrząc na wężopodobną poczwarę z przerażeniem. Nie raz usłyszał, że
nie jest od myślenia, tylko od wykonywania poleceń. Mimo to Tom zachował
spokój.
-
Dziękuję, Pettigrew, za tę informację. Gdy tylko będę potrzebował to
wykorzystać to dam ci znać – mruknął chłodno Voldemort, nie spuszczając wzroku
z dokumentów, choć tak naprawdę w ogóle ich nie widział. Po głowie wciąż
chodziło mu pytanie, kto ma go „zabić”, a raczej częściowo zniszczyć. Nie może
zrobić tego pierwszy lepszy czarodziej. Nie tylko był to zaszczyt dla tego
człowieka; zdobędzie jeszcze dzięki temu wielką sławę, może nawet większą niż
sam Lord Voldemort. Musi to być ktoś, kto na to zasłużył. Ktoś, kto… Drgnął
lekko. Spojrzał ponownie na Petera, wwiercając mu się spojrzeniem w duszę. Już
wiedział, kto dostanie ten zaszczyt.
-
Zdradź mi tajemnicę
^^^
Tom
patrzył w szoku na martwe ciało słodkiej Lily Potter, nie wiedząc, co w niego
wstąpiło. Wiedział, że sama śmierć nie będzie łatwa, bo ciążąca na nim klątwa
nie pozwalała nawet na samookaleczenie się, a co dopiero na pójście na łatwiznę
i pozwolenie się zabić. Nie sądził jednak, że przez to cholerne zaklęcie nie
będzie panował nad własnym ciałem. Poza tym, jak oni mogli się w ogóle nie
bronić? Dlaczego pozwolili mu się zabić? Dlaczego nie walczyli?
Przeniósł
wzrok na stojącego w kołysce chłopca, który wpatrywał się w niego dużymi,
zielonymi oczami. Tom westchnął ze zrezygnowaniem. Kolejne dziecko straciło
rodziców i będzie przez to cierpiało przez całe życie i to właśnie on był za to
odpowiedzialny. Chciał cofnąć to, co zrobił, jednak wiedział, że nie potrafi.
Nikt nie potrafił. Nie tak się to miało potoczyć. Miał nareszcie zginąć, rozpaść
się w proch. Nawet nie pamiętał, jak ich zabijał. Wiedział tylko, że James
patrzył na niego zawzięcie i mówił, jak bardzo go nienawidzi za to, co zrobił
Syriuszowi. A to oznaczało, że Black już wie i zapewne nienawidzi go na równi z
Potterem. Jednak Tom nigdy nie zamierzał skrzywdzić Syriusza. Wiedział
doskonale, jak bardzo go zranił, gdy zaprzestał się z nim kontaktować, jednak
teraz to nie miało już sensu, bo jego były kochanek wiedział, że jest
pieprzonym Lordem Voldemortem. Ale kiedyś mu to wyjaśni, przeprosi go, będzie
błagał o wybaczenie dopóki Syriusz nie ugnie się i nie da mu kolejnej szansy.
Do
jego uszu dotarło niewyraźne kwilenie. Przeniósł wzrok na Harry’ego, który do
tej pory nie spuszczał z niego oczu. Były one szeroko otwarte i zaciekawione.
-
Tak, wszystko spieprzyłem, wiem, ale kompletnie nad tym nie zapanowałem –
powiedział Tom i zanim zdjął z głowy kaptur, zdjął z siebie zaklęcie, które
czyniło go potworem. Podszedł do chłopca i przyklęknął przy kołysce, patrząc na
malca swoimi naturalnie zielonymi tęczówkami. – Mam nadzieję, że Syriusz dobrze
się tobą zajmie. Żałuję, że ci to odebrałem – zerknął na Lily i pokręcił głową.
– Uwierz mi, że żałuję. Nie wiem, czy mi się to uda, może to jest dobra droga,
ale może tym ci to wynagrodzę. Będziesz wielki, Harry Potterze – rzekł, po czym
wstał i wycelował różdżkę w chłopca, układając sobie w głowie skomplikowane
zaklęcie, które zamierzał rzucić. Szepnął je z całą mocą, jaką posiadał i
ostatnim, co zobaczył była czerwona szrama, która pojawiła się na czółku
chłopca, potem był jeszcze jego płacz, a następnie nic. Zbawienna cisza i
ciemność, którą powinien zobaczyć już lata temu.
^^^
Syriusz
zerwał się gwałtownie z krzesła, nie mogąc już znieść kolejnej dawki wspomnień.
Do jego uszu wdarł się niemal ogłuszający gwizd czajnika, w którym gotowała się
woda. Odetchnął ciężko, jego oczy były rozszerzone i w pewnym sensie
przerażone. Nie spojrzał na Toma. Zbliżył się szybko do kuchenki i wyłączył
gaz, a zamilkły gwizd pozwolił mu myśleć.
Stanął
tyłem do Riddle’a, starając się złapać równy oddech. Przez jego głowę
przelatywały zamazane wspomnienia Voldemorta z momentu, gdy mordował jego
przyjaciół. Widać było, że nie należą one bezpośrednio do Toma, jakby coś nim
sterowało, gdy dopuszczał się zbrodni. To jednak nie zmieniało faktu, że jego
najlepsi przyjaciele byli martwi i Riddle zrobił coś, czego Syriusz do końca
nie rozumiał, jednak to właśnie ten czyn sprawił, że Harry miał na czole
bliznę, która w pewnym sensie nie dawała mu żyć jak normalne dziecko. Black
kompletnie nie rozumiał ostatnich sekund wspomnienia. Co to było za zaklęcie i
czemu służyło? Nie pamiętając nawet dokładnie słów, wiedział, że dowiedzieć się
może tylko w jeden sposób.
-
Co zrobiłeś wtedy Harry’emu? – zapytał, odwracając się powoli.
-
To nie ma znaczenia – powiedział Tom, ale widząc twardniejące spojrzenie
Syriusza, westchnął i skinął głową. – To zaklęcie jest w pewnym sensie
zaklęciem samobójców. Nie miałem pojęcia, czy zadziała, dlatego je zmodyfikowałem.
Zaklęcie zrobiło to, co miało. Zniszczyło moje ciało i chwilę trwało, zanim
powstało nowe, takie jak przed klątwom. Nie chciałem zrobić krzywdy Harry’emu,
choć była minimalna szansa, że to go zabije. Jednak… - podniósł nieco głos,
widząc, jak Syriusz zamierza zacząć wrzeszczeć, - nie chciałem, żeby tak się
stało. Wiem, że mnie to nie usprawiedliwia. Chciałem tylko umrzeć w poczuciu
winy, by w końcu pozbyć się klątwy, która na mnie ciążyła. To ja miałem zginąć,
nie Lily i James. Mieli się bronić, a gdy tego nie zrobili, coś przejęło moje
ciało i… Żałuję tego, przysięgam, że żałuję! Nie chciałem – powiedział nieco
rozpaczliwie.
-
Co mnie to obchodzi – syknął Syriusz. – Przez ciebie nie żyją. Zabiłeś moich
najlepszych przyjaciół, moją jedyną, najwspanialszą rodzinę!
Odwrócił
się ponownie tyłem do Toma i zacisnął dłonie na brzegu kuchennego blatu,
ściskając usta w wąską linię. Przez chwilę stał tak, starając się opanować
gniew i gorycz, którą czuł w ustach.
-
Wyjdź stąd – powiedział, oddychając głośno przez nos. – Wynoś się i zostaw mnie
w spokoju. Nie chcę mieć z tobą absolutnie nic wspólnego!
-
Syriuszu… - zaczął błagalnie Riddle.
-
Nie! Nie – odetchnął lekko i odwrócił się do mężczyzny. – Masz zniknąć z mojego
życia raz na zawsze. Obiecuję, że jeśli tego nie zrobisz, wszyscy dowiedzą się,
że Tom Riddle to tak naprawdę Lord Voldemort. I nie będzie mnie obchodziło to,
co sądzi na ten temat Dumbledore. Wiem, że chce ci pomóc, ale ja nie zamierzam,
więc zostaw mnie w spokoju.
Tom
zacisnął usta i wstał. Zdawało się, że jego twarz nie wyraża żadnych emocji,
jednak w oczach był widoczny ból i zrezygnowanie.
-
Rozumiem – powiedział pustym głosem. – Żegnaj.
Syriusz
patrzył z goryczą, jak Riddle wychodzi z kuchni, zamykając za sobą drzwi.
Nienawidził się za to, że jego serce rwało się w kierunku Toma, że chciało
zatrzymać go, że przez nie pragnął wykrzyczeć do mężczyzny, jak bardzo za nim
tęsknił i jak bardzo go kochał. Opadł zrezygnowany na krzesło, chcąc przekląć
się za te wszystkie uczucia. Ukrył twarz w dłoniach i zacisnął wargi, tłumiąc
wrzask wściekłości, a zarazem bólu i smutku.
Cichy
dźwięk uchylających się drzwi sprawił, że uniósł głowę, a w jego piersi
rozbłysnął ciepły płomień głupiej nadziei, która natychmiast zgasła, jak
wypalona świeca. W szparze uchylonych drzwi widać było niepewną twarzyczkę
Harry’ego. Syriusz uśmiechnął się łagodnie, tłumiąc wszystkie złe uczucia i
skinął na chłopca, który natychmiast wpadł do pomieszczenia i wdrapał się na
jego kolana.
-
Tatusiu?
Black
bez słowa pocałował malca w czoło i przytulił go mocno do siebie, znajdując
pewne ukojenie, wywołane ciepłem małego ciałka.
-
Wszystko w porządku, Harry. Przepraszam, że cię obudziłem.
-
Czy drugi tata tu wróci? – zapytał chłopiec, patrząc na niego swoimi wielkimi
zielonymi oczami, które odziedziczył Tomie. – Byłeś na niego bardzo zły.
-
Nie wiem, Słońce – szepnął Syriusz we włosy malca. Zamknął oczy i westchnął
cicho. – Naprawdę nie wiem.
Jak zwykle żebrzę o komentarze ;)
Ich poznanie... Jest tak bardzo Syriuszowate xD Nie ma to jak upić się w trzy dupy i znaleźć przez to miłość swego życia xD Co nie oznacza, że nie jest ono po prostu słodkie <3 Szkoda Lilly i Jamesa, że aż dwa razy stracili dziecko :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Syri jednak wybaczy Tomowi. W końcu to nie do końca on, zabił Potterów... A mały Harry w końcu potrzebuje obóch tatusiów!
Czekam na kolejną część i weny życzę! :D
uwielbm to opowiadanie :) a przecytalam wszystkie :p zwykle nipisze komeny bo nim do tego talentu ale przy tym opowdaniu mialam :) mam nadzieje ze bedzie kontynuacja tej miniaturki:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam obie części tej mini trylogii i bardzo mi się podobało. Mam nadzieję że napiszesz ostatnią część a w niej pojednanie Syriusza i Toma,w końcu dziecko potrzebuje pełnej rodziny ( w tym przypadku obu ojców)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny do pisania :)
Piękne, wzruszyłam się nie raz :)
OdpowiedzUsuńLiczę na szybką kontynuację, bo to po prostu skandal żeby nie było ostatniej części :D
Harry jest takim słodziakiem :3 Ich poznanie - to takie w stylu Syriusza :) Biedny Tom, jestem bardzo ciekawa jakiego typu klątwa na nim ciąży i czemu chciał umrzeć, nawet po tym jak poznał Blacka. Przecież go kochał nie?
Proszę, bardzo ładnie proszę o kolejną część i to w szybkim tempie.
Pozdrawiam i życzę n-tej ilości weny :)
//Mika
Czytam już drugi raz to opowiadanie. Podoba mi się tak samo mocno jak za pierwszym razem. Czekam na kolejny rozdział. Masz w planie opublikowanie go wa najbliższym czasie? Weny życzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marta.
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, och to spotkanie Syriusza z Tomem słodkie, cudownie wyszło, szkoda Lili, że dwa razy straciła dziecko, niech Syriusz wybaczy Tomowi, przecież Harry potrzebuje dwóch tatusiów... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
I... gdzie jest "Raj"? :D Czekam na niego z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuń