Harry i jego profesor znaleźli resztę w pomieszczeniu z
trofeami. Harry raczej ostentacyjnie dołączył do grupy, upewniając się, że
wszyscy zobaczyli, że jest z nim profesor Snape.
- Przepraszam, pani profesor – powiedział do McGonagall.
– Mój opiekun potrzebował ze mną
porozmawiać. To dlatego trochę się spóźniliśmy przed dołączeniem do pani i innych rodziców. – Czuł się, jakby jego
pierś pękała ze szczęścia – to więcej niż wynagrodzenie za to, że nigdy nie
miał nikogo, kto siedziałby z nim podczas „nocy z rodzicem” w szkole w Surrey.
Minerva McGonagall zwalczyła uśmiech. Dobry Boże, nigdy
by tego nie zrobiła. Nie tylko Severus chciał utrzymać swoją reputację. Jednak
duma i radość na twarzy Harry’ego, kiedy jakże niedbale trzymał rękę Snape’a była
niemożliwa do pominięcia. Ani też fakt, że Snape z całą wyuczoną obojętnością
nie próbował wyrwać się z uścisku chłopca.
Artur i Molly zauważyli ich i trącili się wzajemnie, tak
jak Ron i Hermiona. Tylko Grangerowie nie zdawali sobie sprawy z tego, że coś
się dzieje, ale wciąż dostosowywali się do wędrujących duchów i mówiących
portretów.
Gdy wycieczka ruszyła po zamku, Ron zdołał odciągnąć
Harry’ego.
- Wszystko w porządku, kumplu? Czy on… no wiesz? – Ron
pokazał na migi uderzenie, a Harry skinął z zakłopotaniem. – Auć! Wybacz,
stary. Nie powinieneś jako jedyny być złapanym.
- To był mój pomysł – zauważył Harry, - a poza tym, ty
miałeś wstrząs mózgu. Nie byłoby w porządku, gdybyś dostał na dodatek lanie.
- Cóż, przecież nie dostałbym w głowę – wskazał sucho
Ron, - ale nie będę się kłócić. Oszczędził cię?
- Był bardzo zdenerwowany – przyznał Harry. – Dostałem
tydzień szlabanu i zbiór linijek, ale biorąc pod uwagę to, co zrobiliśmy, mogło
być gorzej.
- Tak! I przynajmniej ukarał cię sam, a nie zostawił
dyrektorowi!
Harry zadrżał. Dyrektor prawdopodobnie odesłałby go do
Dursleyów, gdyby nie było tam profesora.
Potem Rona uderzyła kolejna myśl.
- Kurcze, Harry, lepiej trzymaj się z daleka od rodziców
Hermiony po tym, co jadłeś na śniadanie. Nie zorientowałeś się, kim są, zanim
wziąłeś jedzenie?
Harry spojrzał na niego zdezorientowany.
- O czym ty mówisz?
Czystokrwisty chłopak zbladł i zbliżył się do szeptu.
- Są dentystami!
A ty zjadłeś jedno z tych ciastek! Lepiej uważaj, żeby cię nie złapali i nie
wywiercili dziury w zębach.
Harry walczył z chichotem. To dlatego Ron był cały ranek
tak uprzejmy? Ponieważ był wystraszonym głupkiem?
Pani Granger odwróciła się do profesora Snape’a.
- Wnioskuję, że dzieci wplątały się w coś bardzo
niebezpiecznego. Uważa pan, że bezpiecznie jest ich tu zostawiać? Muszę
przyznać, że rozważamy zabranie Hermiony z nami do domu i znalezienie dla niej
innej opcji. Znaczy, dla niej to jedno, czy będzie chodzić do szkoły, ale jeśli
jest tu niebezpiecznie… - Spojrzała na niego z odwołaniem. – To dla nas takie
nowe. Chcemy zrobić coś dobrego, ale z pewnością nie chcemy ryzykować życia
naszej dziewczynki. Widzę, że czuje się pan tak samo w stosunku do swojego
Harry’ego… Co pan planuje zrobić?
Snape niemal zakrztusił się. SWOJEGO Harry’ego? Oczywiście
mugolka była zdecydowanie zdezorientowana.
- Wierzę, że wasza córka będzie tu bezpieczna, jeśli
zostanie. Wczorajsze wydarzenia były… niemożliwe do przewidzenia.
Pani Granger westchnęła.
- Mam nadzieję. Hermiona nie chce odchodzić. Pierwszy raz
ma przyjaciół oraz dobre oceny… I byłam pod wrażeniem, jak dzieci tutaj są
dobrze wychowane i pełne szacunku. Choć wydają się nieco nerwowi, zwłaszcza
młody Ron.
Kiedy mówili, zadzwonił szkolny dzwonek i uczniowie
wysypali się na korytarz. Jak zwykle omieli Mistrza Eliksirów, ale byli mniej
ostrożni co do reszty dorosłych. To jest póki nie dostrzegli, jak Hermiona
trzyma rękę ojca i zdali sobie sprawę, kim musi być wysoki mężczyzna.
Natychmiast większość uczniów – szczególnie czystokrwistych – pobledła i stanęła
na baczność.
- Cześć, Hermiono. Dobry, proszę pana – przełknęli,
płaszcząc się przy ścianach, by ominąć Grangerów szerokim łukiem.
- Widzi pan, co mam na myśli? – Wyszeptała pani Granger
do Snape’a. – Nigdy nie widziałam czegoś takiego! Tyle uprzejmości!
- Cześć, Draco! – Harry złapał wzrokiem blondyna, który
próbował ukryć się za Flintem. – Chcesz do nas dołączyć?
- Nie, nie! – Draco gwałtownie potrząsnął głową, po czym
zbladł, kiedy pani Granger spojrzała na niego z ciekawością. Szybko wypalił: –
Choć dziękuję – i przemierzył dobry łuk, tak samo jak równie nerwowy Flint.
Snape słyszał Opowieść o Dentystach – przez którą musiał
uspokajać kilka młodszych Węży, że nigdy, przenigdy nie pozwoli Granger albo
jej rodzicom zbliżyć się do ich zębów – ale czuł, że wyjaśnienie całej sprawy
poprawi nieco relacje Mugole-Czarodzieje.
- Tak, w Hogwarcie przykładamy dużą wagę do etykiety –
powiedział uprzejmie. – I myślę, że uznacie magiczny świat za bardziej formalny
od mugolskiego – dodał, gdy drżąca Millicenta Bulstrode dygnęła krótko, gdy ją
mijali.
- Co za słodka dziewczynka! – krzyknęła pani Granger, a
otyła Millicenta niemal zmoczyła się z ulgi. – Pan i reszta kadry musicie być
przyzwyczajeni do takich pokazów szacunku, ale ja chyba nigdy nie widziałam
czegoś takiego – wyjaśniła Snape’owi.
- Nie, nie powiedziałbym, że jestem przyzwyczajony –
skomentował Snape, patrząc, jak trzej Krukoni walczą, który ma otworzyć drzwi
do Wielkiej Sali na ucztę.
Jedyny kryzys powstał podczas lunchu, kiedy skrzaty
domowe odkryły, że budyń był stosunkowo nietknięty. Ale zanim to się stało,
Weasleyowie i Grangerowie odeszli, z wieloma uściskami, pocałunkami i nakazami,
by pisali do domu i Trio zostało odesłana, by dołączyli do zajęć.
Tam musieli raz za razem opowiadać oniemiałym rówieśnikom
swoją historię. Wszyscy byli jednocześnie zdumieni, słysząc, czym stał się ich
nauczyciel OPCM-u i zachwyceni, że Quirrell nie wróci, by ich uczyć. Nawet ci
ze śmierciożerczych rodzin byli cieszyli się z powodu pozbycia się najmniej
lubianego i niekompetentnego profesora, więc Trio otrzymało tylko uznanie i
wdzięczność za swoje czyny.
Sława Harry’ego wśród uczniów tylko wzrosła, kiedy,
późnym wieczorem, został znaleziony w gryfońskim Pokoju Wspólnym, pisząc 200
razy „Nie będę robić żartów Czarnemu Panu”. Jasne, linijki były powszechną
karą, ale takie linijki?
W ciągu następnego tygodnia, reszta szlabanów Harry’ego
minęła tak przyjemnie, jak miał nadzieję. Książki, które przydzielił mu
opiekun, były fascynujące, a Snape wspaniale się spisywał (nawet jeśli był
zgryźliwy) wyjaśniając skomplikowane tematy. Harry zaczął widzieć, jakie miał
szczęście w ambulatorium i dlaczego nieprzemyślany plan był tak niebezpieczny
dla wszystkich zainteresowanych. Lekcje zazębiały się ładnie ze strategią
pojedynków, którą rozpoczął przedstawiać profesor Flitwick podczas ich spotkań
i zaspokojonemu jedenastolatkowi zdumiewająco łatwo było stanowczo zostawić za
sobą wydarzenia z profesorem Quirrellem.
Snape był mniej szczęśliwy. Choć nie mógł winić
zachowania bachora, stawał się coraz bardziej niespokojny o Blacka. Kundel
zrobił wszystko, co mu Snape polecił i, ku rezygnacji i przerażeniu Mistrza
Eliksirów, wszystko działało dokładnie tak, jak było zamierzone.
Syriusz pokazał światu kopie prasowe swoich
melancholijnych wspomnień, oraz wysłał je do pani Bones. Po tym, Ministerstwo
nie miało szans udawać, że Black jest winny i Knot kazał swoim pracownikom
zrobić wszystko, by Black się zamknął i puścić go wolno.
Snape, Black i Lupin zastanowili się wspólnie i wkrótce
po tym, Knot, warcząc, publicznie przeprosił za krzywdy wyrządzone Syriuszowi
Blackowi. Przeprosinom towarzyszyła solidne odszkodowanie oraz pełne
ułaskawienie Blacka i innych (anonimowych) wspólników jego ucieczki z Azkabanu.
I chociaż Bones, Moody i reszta aurorów umierali z powodu braku wiedzy na temat
tego, jak ich dawny kolega zdołał uciec z wyspy, wyjaśnienie nie było częścią
umowy i wszyscy (nawet Moody) czuli się tak zawstydzeni za wiarę w najgorszą
część Syriusz, że nie potrafili zdobyć się na pytania.
W rezultacie tydzień po skończonym szlabanie bachora,
Snape usadził Harry’ego i wyjaśnił, że Black został uniewinniony, co znaczy
„uniewinniony*”, a potem poinformował chłopaka, że następnego wieczora oboje
użyją świstokliku do Szwajcarii, by Harry mógł spotkać się z ojcem chrzestnym.
^^^
- Jaki on jest? Polubi mnie? Jak mam go nazywać? Jest
miły? Co jeśli mnie nie polubi? – Harry aż tryskał podekscytowaniem, kiedy
Snape bawił się bezmyślnie swoim krawatem podczas przygotowań na przyjęcie
świstoklika z biura Albusa.
Dumbledore przyglądał im się, uśmiechając się do
podekscytowanego dzieciaka. Tylko ponura twarz Snape’a i jego ciasno zaciśnięte
usta psuły mu przyjemność tej chwili. Zaoferował, że weźmie Harry’ego, chcąc
darować Mistrzowi Eliksirów przykrego obowiązku widzenia się ze znienawidzonym
wrogiem, ale ku zaskoczeniu Albusa, Snape odrzucił to bezbarwnie. Dumbledore
westchnął. Oczywiste było, że stracił dużo zaufania Severusa przez złe obejście
się z sytuacją Harry’ego i szczerze mówiąc, Albus nie mógł go winić.
Nie tylko umieścił
Harry’ego z całkiem niewłaściwymi mugolami – i nie był na tyle przewidujący, by
sprawdzić jego sytuację – ale mylił się co do Syriusza i nawet nie udało mu się
wykryć Voldemorta, kiedy mężczyzna – cóż, istota – była tuż pod jego nosem! Albus
westchnął. Być może jego plan zwabienia Voldemorta do szkoły przez użycie
Kamienia Filozoficznego nie był tak dobrym pomysłem. Cóż, Kamień teraz wrócił
do Flamela, który zdołał zabezpieczyć go przez te wszystkie lata, a oni dostali
jasny dowód, że Voldemort powrócił.
Albus spojrzał na Snape’a. Biedny człowiek. Ukrywał tak
dobre serce pod wieloma warstwami ochronnych parsknięć i warknięć, ale
wszystkie wysiłki Albusa w pomaganiu mu wyjść zza tarcz, zawiodły. Patrząc, jak
dokładnie układa krawat Harry’ego, nawet, jak karci chłopca za podniecone
bełkotanie, Albus pomyślał, że pomysł, by złączyć razem te dwie ranne dusze
mógł być jednym z jego błyskotliwych momentów. Czuł, jak głęboko pragnęli być
kochani i zdawało się, że wszystko działało wspaniale… aż do teraz. Pojawienie
się Syriusza wiązało się ze zniszczeniem tej rzeczy i nawet mocno próbując,
Albus zwyczajnie nie potrafił wymyślić sposobu, by zapobiec temu, by Snape – po
raz kolejny – został ciężko zraniony.
Biorąc pod uwagę całkowity brak pomocy od Albusa przez
ostatnie dziesięć lat, mało prawdopodobne, że Syriusz mile powita jakiekolwiek
porady czy błagania dawnego mentora. I podczas gdy Albus miał nadzieję, że
Syriusz nadal kocha Harry’ego pomimo ran, do których musiał przyczynić się
Azkaban, raczej wątpił, że zuchwały, impulsywny i często bezmyślnie nieświadomy
Black mógł być najlepszym opiekunem dla niespokojnego, kruchego i wyjątkowo
wrażliwego Harry’ego. Ale nie mógł sobie wyobrazić, że Black zaakceptuje
Snape’a w tej roli. Ani przez sekundę. W rzeczywistości, kiedy dowie się, że
Snape zachowywał się jak prawdziwy opiekun, Syriusz najprawdopodobniej
natychmiast będzie domagał się opieki nad chłopcem. Albus mógł mieć tylko
nadzieję, że Syriusz nie zabierze Harry’ego z Hogwartu, choć biorąc pod uwagę wszystko,
co się stało oraz wielką fortunę Syriusza, decyzja, by chłopak miał prywatne
lekcje albo zaczął na nowo w Beauxbatons nie było tak daleko idącym pomysłem. A
jeśli to miałoby dodatkowo zranić Snape’a, Black zrobi to choćby tylko dla tego
powodu.
Albus westchnął, czując się strasznie staro i utrudzony.
Powinien był zrobić dużo więcej, by powstrzymać Syriusza przed nękaniem
Severusa, kiedy oboje byli uczniami. Powinien popracować nad popieraniem
przyjaźni między nimi, ale był tak zachwycony, że przynajmniej jeden Black
odwrócił się do Mroku, że dał chłopcu zbyt dużą swobodę. A teraz fakt, że nigdy
nie udało mu się powstrzymać złości Syriusza w kierunku Severusa miał nie tylko
ponownie zranić Snape’a, ale też prowadzić do zniszczenia kolejnego pokolenia
przez wplątanie w to Harry’ego.
Jego biedny chłopcy. Jego dwaj tak biedni chłopcy,
których zranił tak głęboko.
- Severusie, może jeśli ja zabiorę Harry’ego, Syriusz
będzie bardziej otwarty na negocjacje…? – zaoferował delikatnie, czując się
zobowiązany, by podjąć ostatnią próbę ochrony Snape’a przed uszczypliwością
Syriusza.
Snape odwrócił się z pozycji, w jakiej beształ
przygnębiająco nieugaszonego Harry’ego. Oczywiście, chłopak już zdał sobie
sprawę, że nie musi dłużej mnie słuchać. Jego ojciec chrzestny chce przejąć nad
nim opiekę.
- Nie, dyrektorze. Ja go zabiorę. – Musiał się upewnić,
że zidiociały kundel wie, że nie dostanie Harry’ego bez walki, a dodatkowo
chciał być poinformowanym na bieżąco, co w tym tygodniu Huncwoci zrobili
Dursleyom.
Dumbledore oklapł przegrany i podał Snape’owi zabawkowego
pingwina.
- Wystarczy go dotknąć i powiedzieć „Black”, by was tam
zabrał i „Dom”, by wrócić.
- Chodź tu – rozkazał Snape, a Harry natychmiast chwycił
opiekuna w uścisk. Był tak podekscytowany… i trochę zlękniony też. Tak naprawdę
nie martwił się, ponieważ miał tam być z nim profesor, ale jego ojciec
chrzestny wyglądał trochę przerażająco. Profesor McGonagall powiedziała, że
kochał małego Harry’ego jak własnego syna i zaczęła opowiadać mu kilka historii
o jego ojcu chrzestnym, ale potem jej nos zrobił się różowy i nagle odpuściła.
Profesor Snape powiedział, że wiele ludzi jest winnych
jego chrzestnemu spore przeprosiny za błędny osąd i czuli się zawstydzeni, że
nie pomogli mu przez te dziesięć lat. Harry raczej z oburzeniem czuł, że to
całkiem fair. Jeśli jego przyjaciele i nauczyciele pozwoliliby mu gnić w
więzieniu za coś, czego nie zrobił, lepiej żeby czuli się winni. Profesor Snape
wyjaśnił też, że on i chrzestny Harry’ego nigdy się nie lubili – ani trochę – więc
jeśli jego chrzestny powie do niego coś niegrzecznego, Harry nie powinien być
zaskoczony. Harry zorientował się, że to tak jakby usprawiedliwiało profesora
Snape’a wytykanie innym brak pomocy jego chrzestnemu. Jeśli się kogoś nie lubi,
oczekuje się, że ta osoba zrobi coś strasznego jak rozwalenie całej ulicy i
zabicie ludzi, ale jeśli się kogoś lubi – a wszyscy mówili, że profesor
McGonagall i Dumbledore go lubili – powinno się w niego wierzyć.
Harry nie sądził, że bardzo ufa dyrektorowi. Za bardzo mylił
się, co do ludzi, jak na przykład myślał, że Dursleyowie są bardzo mili czy to,
że Quirrell jest dobrym (albo przynamniej normalnym) nauczycielem albo to, że
jego chrzestny jest zły. Harry był zadowolony, że dyrektor nie jest już za
niego odpowiedzialny i że to profesor Snape teraz o niego dba. Nawet jeśli
profesor krzyczy na niego za to, że był zbyt podekscytowany, kiedy, naprawdę,
kto mógłby go winić? Miał się spotkać z ojcem chrzestnym!
Snape przewrócił oczami, patrząc na bachora, który
zamiast chwycić go zwyczajnie za rękę jak normalny człowiek, wbił swoje
szpiczaste czoło w mostek Snape’a. Mały diabeł wydawał się rozkoszować
udawaniem, że zwykła podróż świstoklikiem jest niebezpieczną przygodą. No,
naprawdę. Ale to nie powstrzymało go przed owinięciem ciasno jednej ręki wokół
chłopaka, aktywując świstoklika drugą.
Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i krzyknął ze
zdumienia, a dźwięk został stłumiony przez szaty profesora. Potem nagle stanęli
w dziwnym pokoju, wypełnionym słońcem i wygodnie – choć drogo – wyglądającymi
meblami. Przez okno można było zobaczyć wysokie, pokryte śniegiem góry.
- To… to on? To Harry? – zapytał ktoś za nim z zapartym
tchem.
Harry poczuł rozdrażnione westchnięcie opiekuna, kiedy
mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.
- Nie, Black. Przyszedłem z zupełnie losowym uczniem
Hogwartu. Czy to znaczy, że chciałeś jakiegoś konkretnego?
- On tylko żartuje! To ja, Harry – Harry zaśmiał się,
odwracając się wewnątrz uścisku opiekuna. Profesor potrafił być naprawdę
zabawny, kiedy tego chciał!
Co dziwne – profesor nie zwolnił jeszcze uścisku. Zwykle
puszczał go gdy tylko dotarli i to raczej Harry przedłużał kontakt, ale tym
razem, wciąż trzymał ramiona wokół Harry’ego, jakby obawiał się, że w
niedalekiej przyszłości nie będzie miał szansy ponownie go chwycić. No, cóż.
Harry wewnętrznie wzruszył ramionami. Dorośli byli dziwni.
Uświadomił sobie, że patrzy na mężczyznę ze zdjęcia w
gazecie (ale bez stringów). Jego ojciec chrzestny był wysoki, miał czarne włosy
i niebieskie oczy, a Hermiona podkreślała, że były „wspaniałe”. Jego twarz
pokryta była zmarszczkami, ale teraz rozświetlał ją wielki uśmiech.
- HARRY! – wykrzyknął radośnie, co brzmiało niemal jak
szczeknięcie.
- Um, cześć – powiedział Harry, nagle czując nieśmiałość.
- No, chodź tu – niech ci się przyjrzę! – polecił
mężczyzna, wyciągając ramiona.
Harry poczuł, że uścisk profesora zacieśnia się na
sekundę, ale potem ramiona Snape’a wycofały się całkowicie i Harry posłusznie
podszedł do chrzestnego. Krzyknął zaskoczony, gdy został chwycony i wyrzucony w
powietrze.
- Robiłem tak, kiedy byłeś szczeniakiem! – Syriusz
wyszczerzył się, łapiąc go i przytulając mocno. – Pamiętasz?
- Łapo, Harry był wtedy dzieckiem. Wątpię, by w ogóle nas
pamiętał – powiedział inny mężczyzna, uśmiechając się, kiedy zrobił kilka
kroków zza kanapy. – Witaj, Harry, jestem Remus Lupin.
- Eee, cześć – powiedział Harry. Spojrzał na profesora. –
Eee, oni byli przyjaciółmi mojego ojca, tak? – zapytał niepewnie.
Snape zerknął na niego kwaśno.
- Tak. Idiota i wilkołak.
- Hej! – zaprotestował Syriusz. – Kogo nazywasz idiotą?
Snape tylko na niego spojrzał i chwilę później, Syriusz
wzruszył ramionami z rezygnacją i odwrócił się do Harry’ego.
- No, niech będzie, ale teraz jestem o niebo lepszy.
Harry zachichotał.
- Zostawię was samych – powiedział drugi mężczyzna cicho.
Harry zauważył, że nie starał się podejść ani trochę bliżej.
- Czekaj – powiedział Harry, wykręcając się, by go
zobaczyć. – Pan, uch, Lupin? Dlaczego pan idzie?
- Tak, Luni – zaprotestował Syriusz. – Nie idź.
- Myślę, że twoi goście będą się czuli bardziej
komfortowo, gdy mnie tu nie będzie. – Remus posłał Syriuszowi znaczące
spojrzenie.
- Och! – Syriusz wyglądał na rozdartego, gdy patrzył to
na Harry’ego to na Remusa.
Harry spojrzał na nich zaintrygowany.
- Dlaczego mielibyśmy czuć się przez pana nieswojo? –
zapytał bezmyślnie.
- Lupin gra męczennika, bo zakłada, że podzielasz
uprzedzenia wobec wilkołaków, jak większość czarodziejskiego świata –
skomentował Snape znudzonym tonem. – Uważa, że będziesz się go bał i płoszyć
przy dotyku.
Remus rzucił Snape’owi złe spojrzenie.
- Cóż, ponieważ ktoś najwyraźniej uznał za stosowne
poinformować Harry’ego o moim stanie – odparł, - przynajmniej mogę nie
kolidować z jego spotkaniem z ojcem chrzestnym.
Harry wykręcał się, aż chrzestny puścił go, po czym
podszedł do Lupina.
- Nie boję się pana – powiedział, wyciągając rękę. –
Wiem, że był pan jednym z najlepszych przyjaciół mojego taty.
Osłupiały Lupin potrząsnął ręką Harr’ego, a łzy zebrały
się w jego oczach. Spojrzał na Snape’a, który stał z rękami założonymi na
piersi.
- Severusie, znowu mnie zawstydziłeś. Dziękuję ci za ten
dar.
Snape burknął z irytacją.
- Nie wiem, o czym mówisz, wilku. Z pewnością nie
zamierzałem straszyć bachora na śmierć jakąś nonsensowną propagandą, choć też
nie udaję, że jesteś niewinnym szczeniaczkiem.
- To mógłbym być ja! – Syriusz, nie chcąc pozwolić, by
światło reflektora zeszło z niego na długo, szybko przekształcił się w swoją
psią formę, odbierając Harry’emu mowę.
Remus westchnął.
- I jak tu zaufać twojemu chrzestnemu w dochowywaniu
sekretów. Łapo, myślałem, że zgodziliśmy się, że lepiej dla Harry’ego, by nie
wiedział o twojej sekretnej ani magicznej formie.
- To wspaniałe! – krzyknął Harry, podbiegając, by
poklepać chrzestnego. Łapa natychmiast przewrócił się na plecy, by Harry mógł
podrapać go po brzuchu. – Jesteś jak profesor McGonagall! Wow!
- Fantastycznie, Black – zadrwił Snape. – Naprawdę
wyobrażasz sobie, że jedenastolatek ochroni twój sekrecik? Niech zgadnę –
pokazałeś to także, co najmniej, kilkunastu miejscowym kobietom.
Syroisz zmienił się z powrotem i wyszczerzył do Mistrza
Eliksirów.
- Snape, mój chłopczyku, zaufaj mi. Imponuję kobietom
całkiem dobrze moją ludzką postacią, choć przyznam, że brało w tym też udział
nieco transmutacji – spojrzał na niego chytrze.
Harry spojrzał na nich pytająco, a Snape zacisnął usta.
- Oszczędź mi sprośności, Black.
- Zazdrosny?
Remus wtrącił się, zanim Severus mógł odpowiedzieć.
- Syriuszu, wątpię, że chcesz wchodzić w tego typu
porównywanie ze Ślizgonem. Pamiętasz, co Missy Rogers ci powiedziała?
- Och. – Syriusz skrzywił się. – Prawda.
Snape zamrugał. Kim była…? Och, tak. Rogers. Rok młodsza
Ślizgonka. Ale co ona miała wspólnego z…?
Remus podszedł do Snape’a, który (z trudem) zdołał
kontrolować wzdrygnięcie. Wilkołak zniżył ufnie głos.
- Syriusz przez kilka tygodni randkował z Missy na naszym
szóstym roku. Kiedy zerwali, poczyniła kilka komentarzy na temat jego, eee,
sprawności i powiedziała mu, że, ach, maskotka Ślizgonów ma specjalne – uch –
znaczenie dla chłopaków w twoim Domu. Że uczyli się specjalnego zaklęcia, by –
eee – naśladować węża, eee, pewną częścią ich anatomii i to, uch – Remus był
olśniewająco czerwony, ale dzielnie wciąż szeptał wyjaśnienie, – cóż,
dziewczynie jest trudno wrócić do normalności po posiadaniu ślizgońskiego
chłopaka. Syriusz dąsał się przez trzy dni z rzędu.
Oczy Snape’a były szeroko otwarte i tylko jego żelazna
kontrola uniemożliwiła mu ściśnięcie się. Właśnie coś takiego inne Domy mówiły o Ślizgonach? Gdzie on, do diabła, był,
kiedy uczono się takich zaklęć?
- Kilka tygodni później, Missy powiedziała mi, że
wszystko to zmyśliła tylko po to, by dać Syriuszowi lekcję, ale jakoś nigdy nie
podzieliłem się z nim tą wiadomością. – Remus wyszczerzył się na widok wyrazu
twarzy Snape’a. – Dobrze jest, kiedy Syriusz czuje się nieco skromnie.
- Nigdy do tego nie doszedł? – zapytał oszołomiony Snape.
- Cóż, próbował namówić brata, by nauczył go tego
zaklęcia, ale oczywiście on i Regulus już wtedy byli rozdzieleni, więc Reg
zwyczajnie powiedział mu, żeby się odwalił. – Oczy Remusa były zmrużone, kiedy
powstrzymywał się od śmiechu i Snape nagle dostrzegł, że trudno mu gardzić tą
istotą tak, jak to wcześniej robił.
Syriusz wrócił do rozmowy z Harrym, po tym, jak Remus
przerwał jego małą sprzeczkę z Snapem, a teraz ponownie wybuchnął swoim psim
śmiechem.
- Jasne, że możesz się nauczyć animagii, Harry. Znaczy,
twój tata się nauczył, więc dlaczego ty nie miałbyś? Nie byliśmy dużo starsi od
ciebie, kiedy zaczęliśmy się uczyć.
- Mój tata był animagusem? Super! Wybrałeś swoją formę?
Bo ja chce być mówiącym wężem.
Jego słowa spotkały się na moment z oszołomioną ciszą, po
czym Snape zrobił dwa kroki w jego kierunku.
- Mówiącym wężem? Co przez to rozumiesz? – zapytał,
czując z tyłu szyi kłucie strachu. Syriusz i Remus wymienili zaniepokojone
spojrzenia.
- No wie pan – wyjaśnił Harry niewinnie, - ponieważ
czarodzieje mogą mówić ze wężami, myślę, że byłby to doskonały wybór. Możesz
być zwierzęciem, ale nadal możesz rozmawiać z ludźmi, którzy nie byli animagusami.
- Animagami – poprawił automatycznie Snape, a jego umysł
działał na przyspieszonych obrotach. Syriusz i Remus spoglądali na siebie w
przerażeniu. – Możesz mówić z wężami?
Harry przytaknął.
- Pokaż mi. – Snape nagle wyczarował węża. Zaskoczeni Huncwoci
wyciągnęli różdżki, ale zanim mogli cokolwiek zrobić, Harry podszedł do niego.
- Cześć –
powiedział grzecznie do syczącej kobry. – Miło
cię poznać. Nazywam się Harry.
- Mówca! Witaj, mówco – wąż pochylił głowę na powitanie.
– Czemu mnie wezzzwałeśśśś?
- Mój opiekun chciał zobaczyć, jak do ciebie mówię. Mam
nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
- Nie, ani trochę. Czy chciałbyś, żebym kogoś ugryzł,
zanim odejdę?
- Nie, dziękuję.
Ale myślisz, że znalazłbyś drogę do Surrey? Mam… - Ale Snape, który już dość
usłyszał, usunął węża i teraz wszyscy trzej dorośli patrzyli na Harry’ego.
- Co? –
zapytał, po czym zdał sobie sprawę, że nadal mówi po wężowemu. – Sorki. Coś nie
tak?
- Jest wężousty? – Syriusz przełknął, wyglądając na nieco
chorego. – Kiedy to się stało?
- Jeśli ktokolwiek się dowie… - Remus spojrzał z
niepokojem na Snape’a. – Reakcja może być zła. Ludzi potrafią być bardzo
okrutni.
Snape przytaknął z roztargnieniem, zajęty obliczaniem
wszystkich korzyści, jakie może przynieść ten talent, jeśli się go dobrze
wykorzysta. Może Harry mógłby sprowokować Czarnego Pana przez opanowanie jego oswojonej
Nagini? Lub zapanować nad swoim własnym, dużo potężniejszym, oswojonym wężem?
Hymmm. Jak długo dorasta bazyliszek…?
- Snape! – Syriusz przytulał Harry’ego troskliwie,
ponieważ chłopak zaczynał wyglądać na zaniepokojonego. – Co z tym zrobimy?
- Oczywiście trzeba to zatrzymać w sekrecie –
odpowiedział Snape, rzucając Syriuszowi mordercze spojrzenie. – I przez to
rozumiem prawdziwy sekret. Nie tak jak z tą twoją śmieszną ani magiczną formą.
- Dlaczego? Co jest nie tak w mówieniu z wężami? –
zapytał Harry.
- To bardzo rzadki i potężny talent – odpowiedział Snape,
zanim mógł się odezwać któryś z Huncwotów. – Im mniej ludzi o tym wie, tym
większą wartość będzie miał w walce przeciwko Czarnemu Panu. Utrzymanie tego w
sekrecie leży więc w twoim najlepszym interesie i pomoże ci lepiej ochronić
siebie i swoich przyjaciół. Nie chcesz pozwolić Jemu, by zranił ponownie Rona i
Hermionę, prawda?
Harry pokręcił głową z szeroko otwartymi oczami.
- Nie powiem nikomu. Wy też nie, prawda? – zwrócił się do
Syriusza i Remusa.
- Nie! Ani żywej duszy – przysiągł Syriusz, ponownie go
przytulając.
- Nawet Dumbledore’owi? – zapytał Remus.
- NIE! – krzyknął Harry, w momencie gdy Snape pokręcił
głową. Gryfoni spojrzeli na Harry’ego z zaskoczeniem.
- Dlaczego nie mówić dyrektorowi? – zapytał Remus
Harry’ego. – Nie lubisz go?
Harry wzruszył niezręcznie ramionami, patrząc w podłogę.
- Jest miły i w ogóle, i zawsze daje mi lizaki, ale nie
pomógł panu Blackowi i…
- Panu Blackowi! – powtórzył Syriusz z przerażeniem. –
Czemu mnie tak nazwałeś?
Harry spojrzał na niego nerwowo.
- Przepraszam. Jak pan chce, żebym pana nazywał?
- Pana! Czy ty właśnie nazwałeś mnie panem?! – Krzyk
Syriusza był nawet głośniejszy i Harry zaczął wyglądać na przerażonego.
Przewracając oczami, Snape podszedł do Harry’ego i
odciągnął go od Blacka.
- Przestań wrzeszczeć jak pierwszoroczny Puchon –
rozkazał szorstko, zaciskając dłoń na ramieniu bachora. – Nigdy nie
powiedziałeś chłopcu, jak ma cię nazywać, więc nie bądź zaniepokojony, kiedy
manifestuje, że posiada właściwie wyuczoną grzeczność.
- Dobra, ale „proszę pana” czy „panie Black”? – zapytał
Syriusz żałośnie. – Nie możesz mówić seryjnie**.
- Nie, ale ty mógłbyś – wtrącił się Remus, chichocząc,
zaraz uderzony wściekłymi spojrzeniami innych.
- Harry, nie możesz mówić mi Syriuszu? Albo Łapo? –
zapytał z nadzieją.
- Eee, okej, Łapo – zgodził się Harry nieśmiało. – Nie
chciałem cię zezłościć.
- Nie jestem zły, Harry; to tylko… Chcę być twoim
przyjacielem. Nie jakimś przypadkowym dorosłym w twoim życiu, dobra? Znaczy,
jak wielu masz chrzestnych?
Harry uśmiechnął się.
- A mnie możesz nazywać Remus albo Lunatyk, Harry –
wtrącił Lupin. – I nie powiemy o niczym profesorowi Dumbledore’owi, okej?
- Dzięki! – wykrzyknął Harry z ulgą. Nadal nie wierzył,
że Dumbledore nie odeśle go z powrotem do Dursleyów, jeśli pomyśli, że Harry
jest zbyt dziwny na Hogwart. – Więc kiedy możemy uczyć się zmieniać w węża?
-Cóż, Harry, to nie działa dokładnie tak. Nie możesz
wybrać swojej animagicznej formy. Przykro mi – wyjaśnił Syriusz przepraszająco.
Harry wydął wargi.
- Ale co jeśli moją formą jest coś głupiego?
- Wciąż wspaniale jest być zwierzakiem, Harry – namawiał
Syriusz. – Wiesz, nie każdy potrafi to zrobić.
Harry spojrzał na profesora.
- Pan potrafi?
- Nie – przyznał Snape chłodno.
- Więc moglibyśmy uczyć się razem! – powiedział Harry z
podekscytowaniem.
Snape niemal
prychnął z drwiną. Black, miałby chcieć go czegoś uczyć? To byłby dzień!
- Tak, w porządku – zgodził się Syriusz, ignorując
zszokowany wyraz twarzy Snape’a. – Wtedy moglibyście pomóc sobie w praktyce.
Dla mnie, Jamesa i Petera było łatwiej uczyć się razem.
- Um. – Nagła myśl uderzyła w Harry’ego i spojrzał na
profesora nerwowo. – Nie jesteś już zły na profesora, prawda? – zapytał
Syriusza. – Znaczy, wiem, że jest wielu ludzi, na których pewnie nadal jesteś
wściekły za to, że uwierzyli, że zrobiłeś te wszystkie rzeczy, o których mówiło
Ministerstwo, ale profesor Snape nie jest jednym z nich, prawda? – Zmiana w
animagusa brzmiała ciężko i być może nieco niebezpiecznie i jeśli jego
chrzestny nadal jest zły na jego opiekuna…
Syriusz spojrzał na Harry’ego.
- Znaczy, że ci nie powiedział? – sapnął. Snape poderwał
głowę, ale nie zdążył powstrzymać następnych słów Blacka. – To Snape wydostał
mnie z więzienia!
W oczach Harry’ego pojawiło się zdumienie. Profesor
Snape? Jego opiekun przemycił jego chrzestnego z tego więzienia, o którym
wszyscy mówią, że nie da się z niego uciec? Jego opiekun w taki sposób złamał
zasady?
- Ale… ale dlaczego? – przełknął ślinę, patrząc na
Snape’a.
Snape’a świerzbiły ręce, by udusić kundla. Black miał
powściągliwość kumkwata! Czy jest coś, czego nie wydał od samego początku? Jak
Lily w ogóle mogła pomyśleć, by ten idiota był ich strażnikiem TAJEMNICY?
- No, już, Severusie – powiedział Remus, prawidłowo
interpretując wściekłość Snape’a, - jesteśmy w tym razem. Nie jest konieczne
trzymać wśród naszej czwórki sekrety, prawda?
- W przypadku, gdybyś nie zauważył, Lupin, Harry ma
jedenaście lat – wypluł Snape. – Jest dzieckiem.
Nie można go obarczać zachowywaniem tajemnic dorosłych za nich samych! Ma dość
zmartwień bez dodatkowych problemów, które są daleko poza jego kontrolą i
równie poza jego zdolnością do racjonalnego rozumowania!
- Jestem dość dojrzały! – zaprotestował Harry.
- Nie, nie jesteś – odparł Snape. – Choć nie zaprzeczam,
że jesteś przynajmniej tak dojrzały, jak Black, co wciąż nie mówi zbyt wiele.
- Ej! – wykrzyknął Black, ale Snape zignorował go.
- On jest dzieckiem, Lupin, nie współspiskowcem. Chociaż
warto uświadamiać go w pewnych sprawach, które go dotyczą, to równie
niebezpiecznie jest traktować go jak dorosłego czarodzieja z doświadczeniami i
osądami osoby dorosłej. Ja zdecyduję, co mu powiedzieć, kiedy i jak. To dlatego
ja tu jestem. – Przynajmniej póki Black
mnie nie zastąpi, dodał w myślach.
Harry zaczął się dąsać, ale wtedy przypomniał sobie, że
są bardziej interesujące wiadomości, o które chce zapytać.
- Dlaczego pan pomógł uciec Syriuszowi? – zapytał,
ciągnąc za rękaw opiekuna. – Myślałem, że go pan nie lubi.
- Bo nie lubię – powiedział krótko Snape. Syriusz
przewrócił oczami.
Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Kiedy pan mu
pomógł?
- Jaka to różnica? – warknął Snape na chłopca, mając
nadzieję zatrzymać szlak pytań. To, że Harry był w końcu bardziej
spostrzegawczy, było w zdecydowanie okropnie niewygodne!
- To było przed tym, jak mi pan powiedział, że się o mnie
troszczy, czy po tym? – zapytał Harry podejrzliwie.
- Mogę na to odpowiedzieć – powiedział słodko Syriusz,
ignorując „ZAKMNIJ SIĘ, KUNDLU!” Snape’a. – To było zaraz po tym.
Snape odsunął się. Właśnie to dostał za przebywanie wśród
Gryfonów. Zapewne bachor poskładał razem kawałki i teraz patrzył na niego z
speszonym uwielbieniem.
- Zrobił to pan dla mnie?
– pisnął. – Wydostał pan mojego ojca chrzestnego dla mnie?
Snape burknął i wymamrotał coś, kiedy chłopak –
oczywiście – rzucił się na niego, powodując kolejne sinaki na jego mostku i
obsmarkując jego szaty. Black i Lupin przyglądali się im, promieniując dumą z
powodu bałaganu, który wywołali.
- W porządku, w porządku – warknął Snape, w końcu
odsuwając chłopaka i pozbywając się chusteczką plamy. Czy wszystkie dzieciaki
przeciekają z powodu szczęścia tak, jak bachor? – Teraz oceniaj mnie dobrze,
Potter, ale nie wspominaj o ucieczce
twojego chrzestnego ani o mojej części w tym nikomu. Rozumiesz? – Harry przytaknął energicznie. – Ani też nie
piśniesz ani słowa o animagicznej formie twojego idiotycznego chrzestnego, o
fakcie, że Lupin jest wilkołakiem ani też, że jesteś wężousty – znaczy, że
umiesz rozmawiać z wężami. Rozumiesz? Jeśli powiesz…
- Wiem – wyszczerzył się Harry przez łzy, - dostane
lanie.
- Nie, panie Potter. Przez ciebie nam wszystkim – a także twoim przyjaciołom – będzie groził
Czarny Pan. – Harry stracił uśmiech. – Ta wiedza nie jest trzymana w tajemnicy
dla infantylnego poczucia przygody. Przeciwnie, to jest informacja, która może
pomóc nam w walce z Sam Wiesz Kim. Jeśli to ujawnisz, zaryzykujesz życia ludzi
i osłabisz naszą możliwość do kontynuowania kampanii przeciwko Czarnemu Panu.
Rozumiesz?
Harry przytaknął z powagą.
- Nie powiem. Przysięgam. Jestem dobry w trzymaniu rzeczy
w tajemnicy.
W to Snape nie wątpił. Harry zachowywał tajemnice tych
cholernych mugoli aż zbyt dobrze.
- Bardzo dobrze. Więc nie mówmy o tym więcej.
- Wstrzymaj się – wtrącił się Syriusz. – Co Harry miał na
myśli, mówiąc, że dostanie lanie? Położyłeś rękę na moim chrześniaku? Po tym,
co mówiłeś, że ci pierdoleni mugole mu zrobili?
Oczy Harry’ego rozszerzyły się. Ooooch, jego chrzestny
przeklął! I to tuż przy nim!
- Łapo! – skarcił Remus. – Język!
- Luni! Uderzył Harry’ego!
Remus westchnął.
- Zasłużyłeś na to? – zapytał cicho, pochylając się, by
spojrzeć Harry’emu w oczy.
Harry przytaknął.
- Jak długo po tym nie mogłeś siedzieć?
Harry zarumienił się.
- Eee, może minutę lub dwie – przesadził, martwiąc się,
że profesor mógłby wyjść na inaczej źle.
Remus zamrugał.
- Tylko tyle?
- Eee… mogły być trzy lub cztery – stwierdził Harry.
- Więc to nie brzmi tak, jakbyś dostał straszne cięgi.
Harry potrząsnął głową.
- Naprawdę niezbyt dobrze daje klapsy, jeśli mam być
szczery. Nie lubi bić i nie wie, jak to robić. Głównie mnie po prostu beszta i
każe pisać eseje lub linijki, ale nawet nie jest tego tak bardzo dużo. Jest…
jest naprawdę dla mnie miły. Milszy nawet niż pan Weasley!
- I po prostu dał ci klapsa w tyłek, tak? Ręką?
Harry skinął głową.
- Nie uderzył cię w twarz czy coś takiego?
Harry pokręcił głową.
- Nie użył różdżki?
Harry zmarszczył brwi, zakłopotany.
- Chodzi o to, czy mnie nią uderzył?
Remus zwalczył uśmiech.
- Nie, czy cię przeklął?
- Och, nie zaczęliśmy się pojedynkować. Profesor Snape
powiedział, że nie jestem jeszcze gotowy.
- Nie, nie. Chodzi mi o to, czy przeklął cię za karę?
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- Znaczy, czy użył magii, by mnie zranić? – Na skinięcie
Remusa, prychnął z oburzeniem. – Profesorze! – odwrócił się do Snape’a
zgorszony. – Remus pyta, czy kiedykolwiek przeklął mnie pan za karę! Czy
ludzie, znaczy czarodzieje, naprawdę to robią?
Część Snape’a – ta, która nie była zajęta wymienianiem
głośnych wyzwisk z Syriuszem – poczuła rozbłysk dumy i tryumfu, że to jemu
Harry ufa. Bachor wciąż nie ufał słowom wilkołaka. Nie, Snape’owi, paskudnemu
Ślizgonowi, który w pierwszej kolejności wygrał jego lojalność.
Niestety, głosik w jego głowie zauważył, że to nie potrwa
już długo i cała słodycz obróciła się w popiół.
- Tak, tak, Potter – powiedział z rozdrażnieniem. –
Niektóre czarodziejskie rodziny używają magii, by dyscyplinować swoje dzieci.
Jestem pewien, że część twoich kolegów doskonale zna się z tą praktyką.
- Huh. – Harry skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał
groźnie na Remusa. – To obrzydliwe.
Remus uznał, że nie musi pytać, czy Snape kiedykolwiek
użył jakiejś Mrocznej klątwy na dzieciaku.
- Za co dostałeś ostatnie klapsy?
Harry poruszył się niespokojnie, ponownie zażenowany.
- Był w szkole taki nauczyciel OPCU-u…
Remus zamrugał.
- Chodzi ci o Quirrella?
Harry wyglądał na zaskoczonego.
- Tak! Słyszałeś o tym?
Remus zachichotał.
- Wszyscy o tym słyszeli. Więc za to dostałeś klapsy?
- Cóż, w każdym razie klapsa – przyznał Harry. – A dodatkowo
szlaban i linijki.
Remus wyprostował się bezskutecznie próbując zachować
powagę i spojrzał na Syriusza, który wciąż krzyczał na Snape’a.
- Łapo!
- Co?
- Zapytaj Harry’ego, dlaczego dostał ostatnie lanie.
Syriusz podszedł, wciąż mamrocząc.
- Nie ma znaczenia, dlaczego,
Lunatyku. Podły drań nie powinien ranić mojego chrześniaka. Biedactwo. Nie
zasługujesz by być… Harry? – jego głos wyjątkowo złagodniał. – Możesz mi
powiedzieć, za co ten złośliwy stary nietoperz cię uderzył? Obiecuję, że nie
będę zły.
Harry wewnętrznie wzruszył ramionami. Dorośli byli
okropnie dziwni.
- Dostałem klapsa za przyklejenie turbanu profesora
Quirrella do szpitalnego łóżka i wypuszczenie Lorda Voldesnorta.
Oczy Syriusza rozszerzyły się.
- Jak nazwałeś… Czekaj. Jednego klapsa? Dostałeś za
Quirrella JEDNEGO klapsa? Tylko jednego? Jednego?
– Harry skinął beznamiętnie głową. – Merlinie! Ty mały, szczęśliwy draniu! Twój
dziadek pokryłby twój tyłek pęcherzami za coś takiego! Kiedy twój tata i ja
zabraliśmy miotły do Zakazanego Lasu, upewnił się, że nie będziemy mogli siadać
przez tydzień! A ty dostałeś tylko JEDNEGO KLAPSA za zmierzenie się z Sam Wiesz
Kim?
- Profesor Snape nie bije, by zranić – powiedział mu
Harry sztywno, - tylko żeby upewnić się, że wiem, że schrzaniłem. – Poczuł ulgę,
że to profesor o niego dba. Wyglądało na to, że pomimo wesołości, jego ojciec
chrzestny nie był tak pobłażliwy. – Nikt mnie tak nie bije, do czasów
Dursleyów. – I zamierzam to zatrzymać.
Snape spiorunował wzrokiem Huncwotów i swojego
podopiecznego.
- Jeśli już podrwiliście ze mnie i zakwestionowaliście
moje metody dyscyplinowania…
Syriusz prychnął.
- Nigdy bym nie pomyślał, że to ty jesteś tym
łagodniejszym – burknął.
- O Harrym można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest
tępy – odparował Snape. – Nie muszę się martwić, że dla zabawy wybierze się na
nocny przelot miotłą nad Zakazanym Lasem.
Harry wyprostował się dumnie. To zdecydowanie był
komplement!
- Nie lataliśmy dla zabawy – zaprotestował Syriusz, wciąż
pielęgnując krzywdę sprzed dwunastu lat. – Szukaliśmy dobrych miejsc, by zabrać
tam Lunatyka podczas pełni. Ale nie mogliśmy tego powiedzieć, kiedy Filch nas
złapał, więc Dumbledore posłał po tatę Jamesa i potem nasze tyłki były
porządnie wychlastane.
Snape rzucił okiem na Harry’ego. Chłopak wyglądał jakby
niemal mu współczuł.
- Harry doskonale wie, że gdyby wpadł w podobne kłopoty,
mógłby powiedzieć mi całkowitą prawdę bez upiększeń, więc ja mogę zdecydować,
co najlepiej zrobić – powiedział, posyłając chłopcu znaczące spojrzenie.
Harry wyszczerzył się i skinął głową. Wydawało się trochę
dziwne, że jego ojciec miał sekret przed własnym tatą, ale profesor Snape
powiedział, że czarodzieje byli dziwni w stosunku do wilkołaków, więc to może
była przyczyna.
- Cóż, jeśli dajesz mu tyko lekkie klepnięcie w tyłek za
zmierzenie się z Sam Wiesz Kim, to dlaczego nie miałby mówić ci wszystkiego? –
nadąsał się Syriusz.
Remus ukrył uśmiech za dłonią.
- Wiesz, Łapo, ja raczej myślę, że punkt dla Severusa –
wyjaśnił.
Harry miał już dość bezsensownych stanowisk dorosłych,
więc skierował rozmowę na tory, które naprawdę go interesowały.
- Więc jak to jest być animagusem? – zapytał, ciągnąc za
rękę chrzestnego. – Ciężko się zmienić?
Zrzędliwy nastrój Syriusza stopił się na widok chętnej
twarzy chrześniaka.
- Chciałbyś zobaczyć swojego ojca i naszą resztę jako
animagów? Mam przynieść myślodsiewnię?
Harry skinął głową, a jego oczy zabłyszczały.
- Jasne! Czym był mój tata? Niedźwiedziem? Lwem?
Jastrzębiem?
- Był jeleniem – powiedział mu Syriusz z dumą.
Snape niemal prychnął z rozbawieniem na widok zupełnego
niesmaku, który przeszedł przez twarz Harry’ego.
- Jeleniem? Mój tata był jeleniem? One nawet nie mają zębów!
- Harry! – zaprotestował Syriusz. – Forma twojego taty
była wspaniała! Był imponującym jeleniem z wielkim porożem i…
- Jesteś pewny, że nie można wybrać formy? – jęknął
Harry.
Remus objął chłopca ramieniem.
- Poczekaj, aż zobaczysz Rogacza w akcji, Harry. Czasem
tylko on potrafił powstrzymać wilka. Wiesz, poroże może wyrządzić wiele szkód i
był wielkim zwierzęciem.
Harry westchnął.
- Może… - powiedział niechętnie.
CDN…
*w oryginale jest słowo „exculpated”, które oznacza
„uniewinniony”, ale wydaje się dość trudnym słowem, więc chyba dlatego Snape
musiał je Harry’emu tłumaczyć
**próbowałam to przetłumaczyć, ale nie wiem, jak mi
wyszło. Ogólnie w oryginale jest „You can’t be serious”, a „serious” czyta się
dokładnie tak samo jak „Sirius”, stąd żarcik Remusa. Poszłam w nieco inną
stronę, ale to tylko dlatego, że jest to gra słów nieprzetłumaczalna na język
polski.
W kolejnym rozdziale wyjaśni się sprawa z przejęciem opieki nad Harrym ;) Jeśli pod rozdziałem będzie 8 komentarzy, dodam kolejny w przyszłą sobotę :D