Po
locie Freedoma, Severus przestał się bać, że jastrząb go zostawi i pozwolił Freedomowi
szwędać się, co oznaczało, że dawał ptakowi całkowitą wolność, że mógł
odlatywać i przylatywać bez ograniczeń. Severus usunął paski, a zamiast niego
nałożył małą, srebrną bransoletkę, którą przywiązał do prawej kostki Freedoma.
Branzoleta zawierała imię Freedoma, a na tyle „SS, Hogwart”. Było to na wszelki
wypadek, gdyby Freedom wpadł na pozbawionego skrupułów myśliwego podczas swoich
wypraw w dzicz – ludzie będą wiedzieli, że to udomowiony jastrząb, a nie dziki.
Nie mówiąc jastrzębiowi, Severus rzucił też na niego zaklęcie przenoszące, więc
jeśli Freedom znajdzie się w niebezpieczeństwie, zaklęcie uaktywni się i
sprowadzi Freedoma z powrotem do Severusa. Zaklęcie przenoszące nie było
uważane za aportację, ponieważ używane w większości było do transportu
przedmiotów i zwierząt, choć znajdowało się w grupie zaklęć transportujących.
Severus nie chciał nigdy ponownie przechodzić przez udrękę, którą powodował tak
okropnie ranny jastrząb, a tylko w ten sposób mógł temu zapobiec.
Jastrząb
mógł być widziany wiele razy za dnia przy Snapie, zwykle siedząc na jego
ramieniu, gdzie Snape doczepił skórzaną podkładkę, żeby Freedom mógł na nim
siąść bez obaw, że zrani swojego czarodzieja albo zrobi dziury w szacie
Snape’a. Severus również nosił zmodyfikowaną rękawicę na lewym nadgarstku,
która pozostawiała odsłonięte palce, żeby mógł trzymać różdżkę albo mieszadełko
kociołka, ale Freedom mógł na niej siedzieć, jeśli tylko chciał.
Jednak
kiedy Snape uczył, Freedom zwykle wybierał polowanie albo latanie, ponieważ
wiele razy, eliksiry warzone w klasie Severusa nie były zbyt dobre dla
jastrzębi. Freedom nie miał nic przeciwko, uwielbiał latać, kiedy tylko zechciał
i często można go było zobaczyć leniwie krążącego ponad wieżami zamku, od czasu
do czasu nurkując, by złapać okazjonalną mysz albo nieostrożnego ptaka.
Był
zadziwiająco dobrym myśliwym, jak na tak młodego ptaka, choć nie potrzebował
polować tak dużo, bo Severus zawsze będzie miał dla niego jedzenie, jeśli
przegapi swoją zdobycz. Mimo to, cieszył się pościgami za kaczkami, myszami
albo królikami oraz wolał łapać własne śniadanie czy obiad, jeśli to było
możliwe. Kolację zawsze jadł z Severusem w kwaterach Mistrza Eliksirów – wolał
cichy apartament od głośnej Wielkiej Sali.
Jednak
podczas latania dookoła zamku, podsłuchał kilka bardzo niepokojących plotek o
wciąż zaginionym Harrym Potterze. Najbardziej rozpowszechniona z nich mówiła,
że Harry całkowicie przekroczył granicę
i albo skończył ze sobą albo został złapany przez samego Sam Wiesz Kogo.
Zaś
Draco Malfoy twierdził, że Potter był zbyt wielkim tchórzem, by zakończyć swoje
życie i powiedział, że prawdopodobnie chowa się gdzieś jak przerażone dziecko, modląc
się, by Sami Wiecie Kto, jeśli rzeczywiście powrócił z martwych, jak twierdził
Potter, nigdy go nie znalazł.
-
Zawsze wiedziałem, że załamie się pod presją – chwalił się Malfoy. – Jest
półkrwi, niższy stanem, wiecie?
Freedom
rozważył zanurkowanie w stronę aroganckiego palanta, po czym zastanowił się, w
jakie wpadłby chłopa kłopoty, gdyby Snape albo Poppy usłyszeli tę uwagę, skoro
oboje byli półkrwi. Malfoy bezwątpienia przez dwa tygodnie szorowałby nocniki w
skrzydle szpitalnym bez użycia magii, a to byłby dodatek do szlabanu, który
wciąż odpracowywał za niemal zabicie Freedoma i włamanie się do laboratorium
Snape’a.
W
tej chwili żaden z nich nie był w pobliżu, więc postanowił dać aroganckiemu
zarozumialcowi lekcję – nigdy nie wybaczył Malfoyowi, że ten zepchnął go z
żerdzi, gdy był całkiem bezsilny.
Sfrunął
na chłopaka, gdy ten kierował się do cieplarni na zielarstwo, powodując, że
Malfoy krzyknął i skulił się, jedną dłonią osłaniając twarz.
-
Achhh! Szalony drań! Odwal się!
Freedom
wyrwał kilka włosków z głowy chłopaka w swawolnym, ale raczej bolesnym geście.
Malfoy
wyciągnął różdżkę, krzycząc, że zaraz przeklnie cholernego ptaka na kawałeczki,
ale Crabbe szarpnął jego rękę w dół.
-
Zwariowałeś, Draco? Zapomniałeś, czyj to chowaniec? Snape zabije cię w mgnieniu
oka.
-
Nie obchodzi mnie to! Ten cholerny ptak to zagrożenie! – krzyknął zirytowany
czystokrwisty. – Powinien zostać wypchany i powieszony na ścianie.
Freedom
zatoczył koło, nie mając kłopotów z podsłuchaniem szyderczej groźby. Wypchany i powieszony, ech? A ty nie jesteś
lepszy niż przenośne pudełko na ptasie gówna, Malfoy!
Przyjrzał
się dokładnie blondynowi, snując złowrogie myśli.
Chwilkę
później, Draco poczuł coś mokrego na ramieniu.
-
Co do… aaahh! – Otrzepał gorączkowo szaty rękawem, ale to tylko rozmazało cały
bałagan. – Cholerny sukinsyn! Tylko poczekaj, jastrzębiu! – Potrząsnął pięścią
w stronę nieba, na którym wysoko dało się zobaczyć maleńki, czarny punkcik.
Crabbe
zakrył usta dłonią, chichocząc niekontrolowanie.
Draco
wściekły spiorunował wzrokiem przyjaciela.
-
Z czego się śmiejesz? Sądzisz, ze to zabawne, co, Crabbe?
-
Uch… cóż… musisz przyznać, że zasłużyłeś sobie na to, Draco. Mimo wszystko,
niemal go zabiłeś.
-
Zamknij się, Crabbe! Zmieniasz się w jakiegoś kochającego jastrzębie cwela
przez głupi szlaban Snape’a? Chcesz być teraz emocjonalnym głąbem i pomagać
zwierzakom?
Crabbe
odpowiedział identycznym spojrzeniem.
-
Nawet jeśli? To lepsze niż rzucanie na nie klątw, póki nie umrą.
Draco
przewrócił oczami.
-
Boże, ale robisz się miękki, Vince! Twój tata nie będzie zbyt zadowolony, gdy o
tym usłyszy.
Crabbe
zbladł, po czym powiedział:
-
Ostatnio on nie jest zadowolony z niczego, co robię, Malfoy, więc jakie to ma
znaczenie? Daj spokój, chodźmy na zajęcia, zanim się spóźnimy i Sprout odejmie
nam punkty.
Kontynuowali
drogę w stronę cieplarni, podczas gdy pewien jastrząb nad nimi rozmyślać nad
ich słowami i pomyślał, że może Crabbe nie jest tak zły, jak początkowo myślał,
pomimo bycia najlepszym kumplem Malfoya. Przynajmniej wydawał się być wspólny
do wyrzutów sumienia i wziął sobie lekcję Severusa do serca.
Może
nie wszyscy Ślizgoni byli źli, pomyślał, po czym zastanowił się, dlaczego w
ogóle o tym pomyślał. Ślizgoni, których spotkał w pokoju wspólnym podczas
spotkania całego Domu, wydawali się dość mili, jak na ludzi, właściwie
szanowali swojego Opiekuna Domu, byli również oburzeni i źli na to, jak Malfoy
znęcał się nad nim samym oraz byli chętni wymierzyć sprawiedliwość na własną
rękę.
A
mimo to… mimo to… obraz rozbłysnął w jego umyśle – jakiś rudowłosy chłopak, który paskudnie komentował coś, życząc
Severusowi śmierci i powiedział mu: „Nie wiąż się ze Ślizgonami, z tego domu
pochodzi Sam Wiesz Kto i niemal każdy mroczny czarodziej, ponieważ taki był
Slytherin.”
Ale
to było złe, bo sam widział, że nie wszyscy Ślizgoni tacy sami, że w tym Domu
są i dobrzy, i źli. I Dom Slytherina mógł
mieć złych czarodziei, ale również z niego wywodzi się jeden z najlepszych, mój
czarodziej, Severus Snape. Ryzykuje życie, żeby nas chronić i nikt nawet o tym nie
wie… z uczniów, znaczy się. Gdyby wiedzieli, czy dalej nazywaliby go
tłustowłosym dupkiem albo nietoperzem z lochów? Jakoś nie sądzę.
Ale
wiedział, że Severus miał trzymać to w sekrecie, bo inaczej jego życie mogłoby
być zagrożone bardziej, niż już było. A Freedom nie zamierzał ryzykować życia
swojego Mrocznego Obrońcy ze względu na jego reputację. Jednak któregoś dnia,
może jeśli będzie dla Snape’a bezpieczne ujawnienie, co robił przez te
wszystkie lata wtedy może doceni to, zamiast złorzeczyć. Freedom zastanawiał
się, jak dużo czasu minie, zanim to się stanie, a potem uznał, że to nie ma
znaczenia – czas był dla jastrzębia względny.
Przeleciał
nad jeziorem i powrócił, bawiąc się ponad prądami powietrznymi, póki jego
żołądek nie zaburczał i wtedy skierował się w stronę zamku – jego wewnętrzny
zegar powiedział mu, że to niemal czas na obiad i Severus powinien kończyć
swoje ostatnie zajęcia.
Freedom
przeleciał z wdziękiem przez korytarze – był teraz tak normalnym widokiem, że
uczniowie ledwie skupiali się na nim dłużej, gdy go zauważyli. Niektórzy byli
wobec niego nieufni – ci którzy czuli nienaturalny lęk przed latającymi
stworzeniami albo ci, którzy sądzili, że jako chowaniec Snape’a, był zły, ale
większość wiedziała, że jastrząb nie będzie im przeszkadzał i traktowali go
jakby był szkolną sową.
Znał
drogę do i z lochów oraz kwater Severusa, ponieważ posiadał jakiś jastrzębi
instynkt, że zawsze powracał do domu niczym gołąb i nie obawiał się, że się
zgubi, nawet w zamku wickości Hogwartu. Jego bystre oczy wkrótce dostrzegły
Mistrza Eliksirów, wyłaniającego się z klasy, nawet z odległości trzech metrów
i przyspieszył lot, wydając dziwny odgłos, by powitać profesora i również
ostrzec go, że podchodzi do lądowania.
Severus
uniósł wzrok i wyciągnął swój nadgarstek w zaproszeniu.
Freedom
sekundę dłużej wylądował na owiniętym nadgarstku.
-
Dzień dobry. Mam nadzieję, że twój dzień minął lepiej, niż mój – wyznał Severus
cichym szeptem. – Małe głąby naprawdę mnie dzisiaj testowały. Ledwie
zapobiegłem pożarowi, trzem eksplozjom kociołków, a teraz nałożyłem pięć
szlabanów i w sumie odebrałem jakieś sześćdziesiąt punktów, po dwadzieścia od
Gryffindoru, Ravenclawu i Hufflepuffu. Dodatkowo musiałem zrobić wykład trzem
moim Domownikom za gryzmolenie w zeszytach i mówić im, żeby skupiali się na
moich zadaniach. Nastolatki!
Wygląda na to, że miałeś
okropny dzień,
powiedział jastrząb z współczującym piskiem.
-
I niestety niedługo zrobi się gorzej – powiedział Severus, otwierając drzwi do
swoich kwater. Gdy razem z jastrzębiem
byli bezpiecznie w środku, Mistrz Eliksirów zsunął swoje profesorskie szaty,
które były wykonane z wytrzymałej bawełny, odpornej na splamienie i rozdarcie,
jak również zaczarowane, by odpychać większość rozlanych składników eliksirów,
i powiesił je na haku na ścianie, po czym zsunął buty palcem i podszedł do
kanapy, by na niej usiąść.
-
Twixie – zawołał!
-
Co mogę dla pana zrobić, panie Severusie? – zapytała skrzatka, pojawiając się w
pokoju.
-
Chciałbym wysoką szklankę zimnej wody z cytryną. Dzisiaj niemal straciłem głos
od karcenia tych przeklętych bachorów. – Potrząsnął głową z niesmakiem.
-
Już daję, sir.
Skrzatka
zniknęła, a Snape potarł skronie, wiedząc, że częściową winą jego problemów z
głosem był eliksir Jastrzębiej Mowy. Jak na razie nie pojawił się na nim
meszek, ale wiedział, że to prawdopodobnie pojawi się potem, ale nie chciał
przestawać zażywać eliksiru, bo za bardzo lubił rozmawiać z Freedomem. Tak
bardzo, jak nie znosił tego przyznawać, Hagrid miał rację – rozmowa z chowańcem
była świetnym relaksem na stres.
Twixie
pojawiła się z wodą, a potem powiedziała cicho:
-
Panie Severusie, kazał mi pan przypomnieć, że o siódmej wieczorem jest kolacja
dla kadry.
-
Dobrze. Dziękuję. Możesz iść, Twixie.
Twixie
zniknęła, Severus upił wody i skrzywił się.
-
Cholerny Albus i jego cholerne kolacje kadry co miesiąc. Już wystarczająco
okropne jest to, że musimy wysłuchiwać, jak Trelawney mówi bez sensu o
połączeniu Wenus z Domem Marsa albo jakiś innych idiotycznych paplanin, a teraz
jesteśmy zmuszeni wysłuchiwać doktryny Ministerstwa od Umbridge, która mówi
nam o tym przesłodzonym głosikiem małej
dziewczynki, który sprawia, że mnie mdli, bo to tak obrzydliwie fałszywe. Jest
tak słodka jak lamia, Freedom, i równie niebezpieczna, ponieważ ona
rzeczywiście wierzy we wszystko, co zachwala Minister, że powrót Czarnego Pana
jest tylko mistyfikacją, a Potter jest szalony i cierpi na urojenia. Potter
może być różny, ale pewne jest to, że nie jest szalony. Umbridge, jak jej
mistrz, Knot, jest ślepa na prawdę, przerażona nią i sądzi, że jeśli będzie ją
ignorowała, to zniknie. Humph!
Severusie, jestem głodny.
-
Polowanie dzisiaj nie poszło za dobrze?
Złapałem ryjówkę. To dla mnie
za mało.
-
Masz. – Severus przywołał do siebie torbę i wyjął spory udziec z królika,
rzucając go jastrzębiowi.
Freedom
złapał go zręcznie, po czym usiadł, by zjeść ją blisko swojej żerdzi ponad
starymi kopiami „Proroka Codziennego”. Mniam!
Królik!
Podczas
gdy jastrząb jadł, Snape popijał wody, ponuro rozmawiając, czy jest jakiś
sposób, by uniknąć pójścia na tę cholerną kolację. Przypuszczał, że jest za
późno, by zacząć warzyć dodatkową dużą dawkę eliksirów dla Skrzydła Szpitalnego
albo zapaść na jakąś chorobę zakaźną. Przed swoją przedwczesną śmiercią, będzie
musiał w tym uczestniczyć i cierpieć przez magiczny faszyzm Dolores, idiotyczne
wróżby Trelawney oraz Albusa i jego cholerne, migoczące oczy. Niemal wolał
ponownie dostać Crucio.
Freedom
w końcu skończył królika, a potem wleciał na ramię Severusa. To było wspaniałe, dzięki! Jak długo zwykle
trwa ta kolacja?
-
Nie więcej niż dwie godziny, dzięki Merlinowi. Dwie godziny to maksymalna ilość
czasu, przez który jesteśmy w stanie wytrzymać bełkotanie Sybilli i to, że
widzi omeny w fałdach obrusu albo siwych włoskach na brodzie Dumbledore’a. A
teraz musimy również walczyć z Dolores, której stosunek do mugolaków i tych z
mieszaną krwią, jak Hagrid, sprawia, że Lucjusz Malfoy wygląda jak niegrzeczny
chłopiec, który powtarza to, co powiedziała mu starsza siostra. – Zacisnął
palce na grzbiecie nosa. – Dzisiejszy wieczór nie będzie dobry.
Co jeśli pójdę z tobą?
Mógłbym rozmawiać z tobą, gdy zrobi się nudno i będziesz mógł wyjść wcześniej,
tylko powiesz dyrektorowi, że wciąż jestem nieco chory i musisz wrócić do
naszych kwater.
Severus
zastanowił się.
-
Dobrze. Możesz iść – powiedział w końcu.
Freedom
wyglądał na zachwyconego.
Wtedy
Severus powiedział surowo:
-
I nie trzeba mówić, że masz się jak najlepiej zachowywać. Żadnego gryzienia i
latania w ich stronę, zwyczajnie masz zostać na moim ramieniu i obserwował,
jest to dla ciebie jasne?
Tak, Sev. Będę grzeczny. Ale
mogę przynajmniej obrażać Umbridge?
Snape
zachichotał złośliwie.
-
Oczywiście. Nigdy nie posunąłbym się tak daleko i odmówił ci całej zabawy.
Freedom
zaczął skubać swoje szpony, a jego bursztynowe oczy zalśniły z radości.
Mistrz
Eliksirów pozwolił sobie na półtoragodzinny relaks, po czym poszedł wziąć
prysznic i ubrać się na kolację. Choć nie była ona formalna, Severus nie chciał
się na niej pojawić całkowicie zwyczajnie. Postanowił jednak ubrać zwyczajne
czarne spodnie i miękką białą koszulę z krótkimi rękawami i kołnierzykiem pod
swoją drugą najlepszą profesorską szatę.
Te
szaty były nieco bardziej skrojone na miarę, niż jego codzienne szaty, okalały
jego szczupłe ciało, ukazując jego chudą talię i dobrze umięśnione ramiona,
ponieważ Severus dobrze się prezentował pomimo nauczania mieszania i
całodziennego chodzenia dookoła kociołków, a także starał się trzymać formę.
Jego szaty miały również srebrne i zielone wykończenia na rękawach, a na lewej
jego piersi była doszyta zaszywka z kociołkiem i wyłaniającym się z niego
smokiem – godłem Mistrza Eliksirów.
Rzucił
szybkie zaklęcie i jego buty zostały nowo wypastowane, odgarnął część swoich
czarnych włosów z zgrabny koński ogon, żeby nie wisiały przy jego twarzy. Nie
pokazywał tego swoim uczniom, żeby utrzymać strach lochami przez swoją osobę.
Ale na tę kolację był tylko profesorem Snapem i mógł tego wieczora zrezygnować
ze swojego wizerunku, który mogli zobaczyć tylko jego koledzy.
Mistrz
Eliksirów naciągnął, a Freedom podleciał na nadgarstek Severusa, po czym Mistrz
Eliksirów wrzucił pełną garść proszku Fiuu do kominka i zawołał:
-
Pokój nauczycielski!
Sekundę
później wkroczył w zielony ogień i wszedł do pomieszczenia, który był nieco
powiększony, by zmieścić długi stół, na którym skrzaty domowe urządziły wielką
ucztę.
Była
tam wielka, błyszcząca szynka, pieczony kapłon, wołowina pływająca w sosie,
jakiegoś rodzaju krewetka w maślanym sosie, Yorkshire pudding, coś co wyglądało
jak kluski z masłem, ryżowy pilaw, pieczone ziemniaki z wieloma różnymi
dodatkami, bochenek chleba, sałatka, marchew i fasolka szparagowa.
Severus
spojrzał na ten wybór i poczuł, jak jego żołądek się przewraca. Nie był tak
głodny i tylko zobaczenie tego całego jedzenia sprawiło, że poczuł się nieco
chory. Albo może to było spojrzenie na Dolores Umbridge, która siedziała na
lewo od dyrektora, ubrana w jakąś piankową, falbaniastą sukienkę i marynarkę w
ohydnym odcieniu różowej lemoniady, który sprawiał, że Severus chciał zakryć
oczy i wybiec z pokoju. Merlinie, miej
litość, ale czy ta kobieta NIE ma poczucia stylu? Moja babka Prince, która
słynęła z okropnego gustu ubraniowego, spaliłaby się w tym ze wstydu. Skąd ona
to wzięła, z abażuru?
Jeśli
sukienka – Severus był hojny, nazywając to tak – nie była wystarczająco zła,
Umbridge pomalowała swoje policzki i usta na jeszcze innym szokujący odcień
różu oraz ułożyła swoje brązowe włosy na głosie w stylu, który wyglądał jak ul.
Gawędziła i pociągała nosem na dyrektora, który wyglądał na nieco chłodnego, a
jego niebieskie oczy nie błyszczały swoją zwykłą werwą.
Uniósł
wzrok i dostrzegł Severusa, wychodzącego z paleniska i jego oczy zalśniły
czystą ulgą.
-
Ach, Severus! Chodź i dołącz do nas, mój drogi chłopcze! – powiedział Albus,
przywołując go gestem, by usiadł obok niego.
Snape
niechętnie podszedł, a Freedom zerkał na parę nieufnie.
-
Dobry wieczór, dyrektorze, pani Umbridge. – Jego ton był chłodny i tylko
nieznacznie protekcjonalny, gdy wymówił nazwisko Umbridge.
Umbridge
rzuciła mu dezaprobujące spojrzenie, gdy dostrzegła jastrzębia na jego
ramieniu.
-
Ehem-ehem! Musiałeś przynieść również na obiad swojego chowańca, profesorze
Snape?
Severus
spokojnie spojrzał jej w oczy.
-
Nie ma przeciw temu zasadzie.
Freedom
spojrzał na nią i Umbridge poczuła rzeczywistą nerwowość. Najwyraźniej nie
lubiła ptaków albo może nie podobało jej się to, że jastrząb może zlecieć wolno
z nadgarstka swojego pana.
-
Freedom zawsze jest tutaj mile widziany, Dolores – zaprotestował Dumbledore
spokojnie, ale stanowczo, brzmiąc raczej jak dziadek, karcący wnuczkę. – Dodaje
charakter posiłkowi.
Umbridge
ponownie odchrząknęła, po czym posłała Severusowi przesłodzony uśmiech, co
sprawiło, że głos zamarł mu w gardle.
-
Dość niezwykły chowaniec, Severusie. Nie masz nic przeciwko, że cię tak
nazywam, prawda? – Zamrugała w jego stronę rzęsami. – Mimo wszystko, jesteśmy
tu kolegami z pracy.
Severus
nie odpowiedział – ciężko się starał, by nie powiedzieć tego, co pierwsze
wpadło mu do głowy, czyli: Tylko ci,
których szanuję i lubię mogą używać mojego imienia, ty sztywna stara panno.
Trzepot jej sterczących rzęs doprowadził go niemal do ataku paniki. Musi być
zdesperowana, skoro pożera go wzrokiem. Sama ta myśl o niej w taki sposób
wystarczyła, by rozważył zostanie mnichem, pomyślał, drżąc.
Na
szczęście w tej minucie uratowało go przybycie Flitwicka, Sprout i McGonagall
do pomieszczenia.
-
Witajcie, Filiusie, Pomono i Minervo! – powiedział Dumbledore, uśmiechając się
promiennie jak do długo zapomnianych krewnych.
Następnie
przybył Hagrid oraz profesorowie Vector i Sinistra – nauczyciele arytmencji i
astronomii. Po nich przyszła Charity Burbage, nauczycielkę mugoloznawstwa, oraz
pani Hooch, trenerka latania, która poinformowała dyrektora, że Bathsheba
Babbling, nauczycielka starożytnych run, nie mogła przyjść, bo cierpiała na
migrenę.
Szczęściara, pomyślał tęsknie Severus.
Ostatnia
przybyła Sybilla Trelawney, ponieważ odmówiła użycia sieci Fiuu ze swojej wieży
i zamiast tego wolała przyjść do pokoju nauczycielskiego. Weszła do środka z
westchnięciem, jej zbyt wielkie okulary sprawiały, że wyglądała jak pijana
sowa, nosiła szaty w kolorze, który wyglądałby dobrze na bazarowym namiocie, a
jej bransoletki i naszyjniki brzęczały i irytująco ścierały się ze sobą.
-
Wybacz mi, Albusie! – jęknęła gardłowo. – Ale zajmowałam się moimi liśćmi
herbaty… znaki były bardzo dziwne… mówiły, że na kolacji będziemy mieli
nieproszonego gościa, ale nie widzę tutaj nikogo, kogo bym nie znała.
-
Usiądź, Sybillo – powiedział spokojnie Dumbledore. – Może twoje wizje staną się
jaśniejsze po kieliszku sherry? – Podał jej szklankę.
Siedząca
obok Severusa McGonagall prychnęła w serwetkę.
-
Z pewnością wszystko stanie się jaśniejsze. Albusie, niemądry głupcze,
powinieneś wiedzieć, że lepiej nie dawać jej pić, bo ostatni raz jak miała
kaca, słyszeliśmy o tym bez końca przez kolejne trzy miesiące. – Odwróciła się
do Severusa. – Masz przygotowane lekarstwo na kaca, prawda, Severusie? Bo nie
mogę przechodzić przez to ponownie.
Severus
uśmiechnął się ironicznie, kiwając głową.
-
Sądzę, że niekończące się interpretacje Witch
Doctor i Greensleeves wystarczy,
żeby każdego doprowadzić poza krawędź.
Minerwa
przewróciła oczami.
-
Severusie, nie zaczynaj. Ty przynajmniej możesz ukryć się w swoich komnatach, moje są tuż pod jej i ja musiałam ją
znosić… miałcząc każdej nocy.
-
Niebezpieczeństwa związane z byciem zastępcą dyrektora, Minervo – drażnił
Severus.
-
Och, bądź cicho! – rozkazała, chichocząc. – Któregoś dnia, panie Snape,
zorganizuję ci jakiegoś praktykanta, jakiegoś dzieciaka z mlekiem pod nosem,
żebyś mógł go formować i pozwolę mu doprowadzić cię do szaleństwa.
-
Ha! Chciałby zobaczyć, jak znajdujesz kogoś, kto byłby chętny ze mną pracować.
-
Och, jestem pewna, że gdybym ciężko szukała, kogoś bym znalazła.
-
Odstraszyłbym go w przeciągu tygodnia.
Minerva
upiła białego wina z kielicha, a jej oczy błysnęły wesołością.
-
Wtedy będę musiała znaleźć kogoś, kto nie boi się zrzędliwego człowieka, kto
lubi, jak sztyletuje się go wzrokiem. – Spojrzała uważnie na chowańca Snape’a.
– Wygląda na inteligentnego ptaka, Severusie. Powiedz jeszcze raz, jak go
nazwałeś?
-
Freedom – odpowiedział Severus, upijając kolejną szklankę wody. Miał również
mały kieliszek wina, ale rzadko pił w mieszanym towarzystwie.
Freedom
pozwolił McGonagall podrapać się lekko, delikatnie pusząc jego pióra. Siedział
na oparciu krzesła Severusa, obserwując czujnie członków personelu. Co dziwne,
odkrył, że rozpoznaje ponad połowę z nich, ale nie ze swoich ostatnich lotów
przez szkołę. Flitwick, przypomniał sobie, czarował pióra i mówił: „Pamiętajcie
– obrót i trach!”, jak również pamiętał profesor Sprout, która rozdawała
nauszniki i demonstrowała, jak rozsadzać mandragory. To go niepokoiło, ponieważ
wiedział instynktownie, że jastrząb nie powinien mieć takich wspomnieć, a przynajmniej
nie normalny jastrząb. Miał nadzieję, że wspomnienia znikną, czasami
nadchodziły tak szybko, że był nimi przytłoczony i powodowały u niego ból
głowy.
Właśnie
wtedy przypomniał sobie Umbridge, stojącą przednim i mówiącą słodkim, jak
zatruty miód, tonem:
-
Nie toleruję opowiadania kłamstw w mojej klasie. Teraz będziesz pisał linijki,
dwieście razy, Nie będę opowiadał kłamstw,
używając tego tutaj pióra. – Podała mu pióro, długie i czarne z niezwykle
ostrym końcem. – Ma własny zapas atramentu – poinformowała go, a coś w tym, w
jaki sposób to powiedziała, spowodowało, że jego ciało się wzdrygnęło.
Zanim
zdążył sobie przypomnieć coś więcej, został wyrwany z pamięci przez
Dumbledore’a, który zastukał w bok kieliszka widelcem.
-
Proszę o uwagę. Zanim wszyscy zaczniemy jeść ten przepyszny zestaw dań –
całkiem wspaniała uczta, a tylko poczekajcie, aż zobaczycie deser – ehem…
chciałbym jeszcze ogłosić kilka rzeczy. Po pierwsze obawiam się o naszego
zaginionego ucznia, Harry’ego Pottera. Jak wiecie, pan Potter nie został
jeszcze znaleziony, choć to, że wciąż się przed nami ukrywa jest sporą
tajemnicą. I zarazem to niepokojące. Gdyby ktokolwiek z was miał powody
podejrzewać, gdzie jest jego miejsce pobytu, proszę porozmawiać ze mną
natychmiastowo. Dolores zwróciła mi uwagę na nową politykę Ministerstwa
dotyczącą nieobecności uczniów. Jeśli uczeń jest nieobecny w szkole bez
podpisanej notki od rodzica, opiekuna albo uzdrowiciela ponad dwa miesiące,
uważa się, że ten uczeń porzucił szkołę i z tego powodu nie może uczęszczać do
Hogwartu bez dokładnego zbadania wiedzy ucznia. Mam żarliwą nadzieję, że Harry
pojawi się przed tym terminem i chciałbym prosić wszystkich z was, żebyście
kontynuowali poszukiwania. Głęboko wierzę, że wciąż jest gdzieś w granicach
zamku i błoni albo może w Hogsmeade pod wpływem glamour.
-
Ale dlaczego miałby zrobić coś takiego, dyrektorze? – zapytała profesor
Sinistra. – Nie znam chłopca, poza jego reputacją, ale dlaczego wybrałby
nieobecność na zajęciach i porzucenie kolegów z Domu? Dlatego, że jest zbudzony
czy leniwy?
Severus
zerknął na dyrektora, zastanawiając się, jak odpowie. Przed rozmową z Hagridem,
Snape mógłby przypuszczać, dokładnie jak Sinistra, że Potter był leniwy i
arogancki, zakładając, że podobnie jak swój ojciec, że był ponad takimi
rzeczami jak uczęszczanie na zajęcia i przestrzeganie zasad. Ale już tak nie
zakładał i czuł, że zniknięcie Pottera było oznaką raczej przeżywania jakiś
trudności, a nie żartu czy buntu nastolatka.
Albus
spogląda na Aurorę i powiedział cicho:
-
Nie, nie sądzę, że to dlatego, że Harry jest leniwy czy znudzony. Sądzę, że
mamy tutaj głębszy problem, ale bez wyznania samego chłopca, nie mogę być
pewny, więc w tym momencie nic nie jestem w stanie powiedzieć.
-
Musi mieć jakąś potężną magię, skoro tak długo pozostaje w ukryciu, dyrektorze
– przemówiła Charity. – Ile tygodni go już nie ma?
-
Niemal trzy.
Nastąpiło
mamrotanie, a potem Umbridge zakasłała i stwierdziła:
-
Uważam, że to niewybaczalne, że Potter może tak długo biegać wolno. Chłopiec
wyraźnie wszystkich wykorzystuje i trzeba przywołać go do porządku. Odkryłam,
że jest dość niegrzeczny i przebiegły, opowiada kłamstwa, by zwrócić uwagę
swoich rówieśników. Może to jego nowa intryga.
Albus
wyglądał na zbolałego tym komentarzem, a Minerva się zezłościła. Syknęła go
Snape’a:
-
Jestem jego Opiekunką Domu, a nigdy nie zobaczyłam, by Potter był nieszczery
czy niegrzeczny. I nigdy nie lubił uwagi od strony ani prasy, ani swoich
rówieśników. Nie zgodzisz się, Severusie?
Severus
popił wody, zanim odpowiedział:
-
Szczerze mówiąc, Minervo, chłopak był dla mnie niegrzeczny więcej niż przy
jednej okazji, a na kłamstwie złapałem go raz czy dwa razy, ale nie więcej czy
mniej niż innych uczniów. Jest tu coś nie tak, ale nie sądzę, żeby miało to coś
wspólnego z potrzebą zwrócenia uwagi rówieśników. Może jednego z nas…
-
Sądzisz, że otrzymuje pomoc od jednego z nich? Może Weasleya, albo nawet
Granger? – zamyśliła się Minerva. – Główkowałam, starając się zrozumieć, jak
zdołał wytrzymać bez jedzenia albo wody i pomyślałam, że może jego przyjaciele
przemycają mu jakieś rzeczy, ale obserwowałam Sowiarnię i żadna sowa nie
odlatywała z żadną podejrzaną paczką.
-
Chyba że miał jakąś pomoc od jednego ze skrzatów domowych. Jest tutaj jeden,
sądzę, że nazywa się Zgredek, który wydaje się być Potterowi oddany, możesz
chcieć go przepytać.
-
Tak, to dobry pomysł, Severusie. I powinnam porozmawiać ponownie z Weasleyem i
Granger, choć to oni pierwsi mnie powiadomili, że Potter zaginął.
Nim
mogli powiedzieć coś więcej, Dumbledore ponownie im przerwał.
-
I będzie również pewna… zmiana w szkolnej polityce, ale pozwolę Dolores
powiedzieć więcej na ten temat. – Wskazał na Umbridge.
-
Ehem! Ehem! Minister Magii był bardzo… przejęty tym, że podczas wakacji chłopiec
Potterów został niemal wydalony z Hogwartu. Wtedy zdecydował, że to czas na
zmiany i poprosił mnie, żebym pomogła mu je wprowadzić. – Umbridge uśmiechnęła
się słodko. – Ministerstwo obawia się, że dzisiejsze dzieci mogą ulegać
wpływowi kłamstw na temat powrotu martwego czarodzieja i życzył sobie, żeby
podjąć odpowiednie kroki, by uniknąć paniki i podtrzymać status quo.
Kłamstwa na temat powrotu
martwego czarodzieja?
– pomyślał Snape z pogardliwym uśmiechem. Czy
mam ci pokazać, co czego ten martwy czarodziej jest zdolny, Umbridge?
Chciałabyś zobaczyć blizny po jego dziełach i potem powiedzieć mi, że nie są
prawdziwe? – Jego dłoń zacisnęła się na kielichu wody.
Umbridge
kontynuowała, zupełnie nieświadoma zdenerwowania nauczyciela eliksirów.
-
W tym celu mianował mnie Wielkim Inkwizytorem Hogwartu. Będę nadzorowała
szkołę, zastępowała dyrektora Dumbledore’a w razie potrzeby i organizowała na
nowo szkołę według polityki Ministerstwa.
Minerwa
uniosła brew.
-
Organizowała na nowo szkołę? A co przez to masz na myśli, Dolores?
-
To, co właśnie powiedziałam, Minervo. Ministerstwo zauważyło, że kilka praktyk
jest nieaktualnych i chce wprowadzić
nowe. Zostanę Inkwizytorem od następnego piątku, a wy wszyscy powinniście
zwracać się do mnie w sprawie wolnego, chorobowego, ustalania programu
nauczania, który będę sprawdzała odnośnie treści i waszych metod nauczania,
upewniając się, że są zgodne z polityką Ministerstwa. Dam wam pergamin z listą
akceptowalnych przez Ministerstwo technik i oczekuję, że będziecie ich
przestrzegać. Jeśli ocenię was i odkryję, że nie spełniacie wymagań, wydam wam
ostrzeżenie. To będzie jedno jedyne ostrzeżenie. Po nim, jakiekolwiek kolejne
niepowiedzenie w przestrzeganiu przepisów spowoduje… zwolnieniem.
Wszyscy
nauczyciele popatrzyli na siebie, a potem zerknęli na swoje talerze z
przerażeniem. Potem popatrzyli na Dumbledore’a, jakby spodziewali się, że powie
im, że to jakiś wymyślny żart. Ale Dumbledore spuścił wzrok ze zmartwieniem, a
Severus poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po kręgosłupie. Już dłużej nie może nam pomagać. Stary wilk
został zapędzony w kozi róg i teraz musimy walczyć o siebie. A w mojej
przeszłości leży więcej niż w przeszłości innych. Zastanawiam się, czy ona wie
o tych sześciu miesiącach, gdy byłem śmierciożercą, zanim w wieku siedemnastu
lat zostałem szpiegiem? Nigdy nie byłem na nic skazany, ale Ministerstwo jest
co najmniej podejrzliwe. Gdyby Umbridge kiedykolwiek odkryła jego
przeszłość, wiedział, że zwolniłaby go bez mrugnięcia okiem.
Severus, co to oznacza? – syknął Freedom do jego
ucha. Czy to oznacza, że Dumbledore nie
jest dłużej u władzy? Ale jak mogli to zrobić? Jak mogli go zwyczajnie
odepchnąć i na jego miejsce postawić tą… tą wiedźmę z piekła rodem? Ona nawet
nie wie nic o prowadzeniu szkoły i wszystkich nienawidzi. Nawet TY ją
nienawidzisz!
-
Wiem, ale Ministerstwo rządzi i po ostatnich wydarzeniach, zaczęli myśleć, że
Dumbledore jest szalony, wspierając Pottera w jego twierdzeniach, że Czarny Pan
powrócił. Więc umieszczają Umbridge w naszych szeregach jako szpiega, a potem
podnoszą jej pozycję do autorytetu. Idioci! Dlaczego nie mogą tego zostawić,
gdy jest wystarczająco dobrze?
Dolores
pogrzebała w obszernej różowej torbie.
-
Ach, tutaj jest! Wasze poprawione sylabusy zajęć i wymagania dotyczące obszaru
treści. Mimo wszystko ułatwią nauczanie, bo ważne jest, byśmy mieli tu strukturę, a to pomoże wam. – Wezwała skrzata
domowego, by podał pergaminy.
-
Dziękuję, Dolores. A teraz zjedzmy – zadeklarował radośnie Dumbledore i
powiedział: – Bierzcie po trochę z wszystkiego. – Porcja każdego jedzenia
przeniosła się na jego talerz. Natychmiast zaczął jeść.
Po
zerknięciu na sylabus z eliksirów Severus pragnął przekląć Umbridge, póki ta
nie zacznie go błagać o litość. Czy ona
sądzi, że kogo tu nauczam, przedszkolaki? Och, mogą tak się zachowywać przy
niektórych okazjach, ale to jest śmieszne! Nie wolno mi ich uczyć o odtrutkach
czy truciznach, więc dobrze, że przerabialiśmy je w zeszłym roku. Żadnych
wzmianek o nielegalnych substancjach, Melinie miej litość, jakbym miał uczyć
nastolatków jak o wysoko… Lista ta miała jakieś dwie stopy i zanim dotarł
do końca, był gotów podsunąć Umbridge miksturę modyfikującą umysł. O jedynych
„bezpiecznych” eliksirach, które mógł nauczać, były dla małych dzieci i równie
dobrze mógł ich uczyć, jak warzyć herbatę.
Wepchnął
ofiarowany pergamin do kieszeni i spiorunował wzrokiem talerz.
-
Coś nie tak, Severusie? – zamruczała czarownica, siedząca naprzeciw niego. –
Wyglądasz na dość… zdenerwowanego.
-
Tak? – uniósł brew. – Myli się pani, ja tylko zastanawiam się nad moim nowym
programem nauczania i jak oświecające dla dzieci będzie uczenie się
zaakceptowanymi przez Ministerstwo metodami – powiedział, przeciągając głoski.
– Nowe pokolenie skorzysta na mądrości, jaką jest nauczanie, jak zachowują się
strusie, to zawsze ważna umiejętność życiowa.
Wiedział,
że nie powinien jej drażnić, ale był zdegustowany i wściekły i nigdy nie
reagował dobrze na nadętych idiotów, którzy mówili mu, co może, a co nie może.
-
No, tak, dokładnie! – powiedziała krowa z kokieteryjnym uśmiechem.
Siedząca
obok Severusa, Minerva cicho parsknęła w serwetkę, śmiejąc się z głupoty
drugiej wiedźmy, która nawet nie wiedziała, że Severus obraził ją i całą
politykę reedukacji.
Severus
ukrył uśmieszek, po czym wezwał nieco kurczaka, krewetki na makaronie, ryż i
warzywa. Zaczął jeść, mając nadzieję, że nie poczuje niestrawności przez
napięcie obecne w pokoju.
Ale jej powiedziałeś,
Severusie! –
zauważył Freedom, zachwycony dowcipem swojego pana. Ona jest głupia, czy co? Wszyscy wiedzą, że strusie chowają głowy w
piasek!
-
Rzeczywiście – powiedział Severus kątem ust, ukrywając swoje słowa w
chusteczce. Cieszyło go to, że jego jastrząb jest bystrzejszy niż Umbridge.
Wznowił jedzenie, zauważając, że błyski wracają w oczy Dumbledore’a.
Umbridge
gwałtownie odłożyła widelec i stwierdziła chłodno:
-
Czy jest jakikolwiek sposób, by nałożyć temu ptakowi kaganiec, Severusie? On
zakłóca spokój mojego obiadu.
Straszne, ropucho! Jakbyś już
go nie zniszczyła!
– syknął Freedom, unosząc się kilka cali nad krzesłem Severusa i popatrzył na
Umbridge jak na smaczną mysz albo królika. Wiesz,
ja tam jem ropuchy na śniadanie.
Umbridge
zrobiła się kredowo biała.
-
Kontroluj to zwierzę, Snape! – szczeknęła wiedźma. – Zanim ja to zrobię. –
Różdżka znalazła się w jej dłoni.
Tak
jak różdżka Snape’a. To był czysty refleks, nawet o tym nie myślał. Żaden
czarodziej nie zagrozi jego chowańcowi. Jego lodowato grzeczna fasada zniknęła
i posłał krępej czarownicy ostrzegawcze spojrzenie.
-
Nie waż się grozić mojemu chowańcowi, Umbridge – warknął.
-
Ośmielasz się mi grozić? – sapnęła, a jej pierś zafalowała. – To stworzenie
jest zagrożeniem!
-
To stworzenie nic ci nie zrobiło, a jednak chciałaś je przekląć – oznajmił
chłodno Severus. – To jest słynna sprawiedliwość Ministerstwa? Rzucanie
przekleństw na bezbronnego jastrzębia z powodu tego, co mógłby zrobić? Jakąż wykazujesz powściągliwość, jaką dojrzałość.
Zanim
Umbridge otworzyła usta, by odpowiedzieć, przerwał im Dumbledore.
-
Severusie, Dolores, proszę was! Odłóżcie różdżki, to jest obiad, a nie
pojedynkowa arena! Nie ma potrzeby, żebyście się tak denerwowali.
Umbridge
odwróciła się wokół niego, mrugając swoimi brązowymi oczami.
-
Nie ma potrzeby, Albusie? Nie powinno się mu pozwolić w ogóle przyprowadzać tu
te okrutne stworzenie, a teraz on mi
grozi, znanemu członkowi gabinetu Ministra!
-
No, już, Dolores, przesadzasz. Severus nie zrobił nic w tym rodzaju. Freedom
nigdy by cię nie zranił, jest nieco wrażliwy na bodźce. Nie jesteś
przyzwyczajona do drapieżnych ptaków. – Sięgnął i poklepał ją uspokajająco po
ręce, jakby chciał uciszyć przerażone dziecko albo marudną starowinkę. – Nie ma
się co obawiać, jastrzębie atakują tylko drapieżne zwierzęta, jak króliki,
myszy i… ropuchy – dodał z chytrym mrugnięciem. – Proszę, odłóż swoją różdżkę,
moja droga, krzyki tylko bardziej go zdenerwują, a nie chcesz, żeby zaczął
latać, prawda?
Na
te słowa, Umbridge schowała różdżkę.
-
Nie znoszę latających rzeczy! – warknęła. – Jak również potworów, które mają
częściowo ludzkie kształty. Wszystkie to obrzydliwości!
Severus
machnął nadgarstkiem, a jego różdżka zniknęła w rękawie. Wyciągnął nadgarstek
dla jastrzębia, mówiąc cicho:
-
Freedom, do mnie.
Zezłoszczony
jastrząb podleciał miękko i usadowił się na zaproponowanej pięści. Lepiej się pilnuj, ty zła żmijo. Skieruj na
mnie ponownie różdżkę, a pokażę ci, jak szybko mogę uderzyć, harpio.
-
Ciii. Cisza! – rozkazał Severus, głaszcząc pióra jastrzębia. – Kontroluj się,
do cholery! – syknął półgłosem.
Kontroluję się! Chciała
założyć mi kaganiec, Severusie! Zamiast tego, ktoś powinien założyć kaganiec
jej! Jest tylko kłopotami. Dumbledore powinien wykopać ją z zamku! Wszyscy
uczniowie jej nienawidzą, słyszałem, jak o tym rozmawiają. Nie potrafi w ogóle
uczyć, wie tylko, co to podręcznik, a jej szlabany też są okropne.
Severus
nie odpowiedział, wciąż starał się opanować. Nie wiedział, na kogo był
wściekły, Umbridge czy samego siebie, że w taki sposób stracił kontrolę. Od lat
nie pozwalał rządzić sobą swoim temperamentem, jednak widok różdżki Umbridge
skierowanej w jego jastrzębia wyciągnął na zewnątrz wszystkie jego opiekuńcze
instynkty i odpowiedział bez przemyślenia, albo raczej bez myślenia o
konsekwencjach dla jego samego.
Zacisnąwszy
zęby, wiedział, że będzie musiał się na przyszłość kontrolować, ponieważ wyczuł,
że Umbridge nie zapomni mu o jego zniewadze, a gdy ona dojdzie do władzy, mogła
uczynić jego życie piekłem albo przynajmniej nieprzyjemnym. A jeśli zacznie
szturchać i gmerać w jego przeszłości, starając się wykopać na niego brudy…
Powiedział
więc, a każde słowo pozostawiało gorzki posmak w ustach:
-
Wybacz mi, pani. Gdybym wiedział, że boi się pani ptaków, usiadłbym dalej przy
stole. Albus ma rację, mój chowaniec nie jest złośliwy, nigdy by nie zranił
człowieka.
Ale jeśli to zrobię, będzie
drugą osobą na mojej liście, zaraz za cholernym Czarnym Panem.
-
Humph! – Umbridge pociągnęła nosem, zerkając na jastrzębia ze złością, po czym
ponownie uniosła widelec i wznowiła jedzenie swojej pieczonej wołowiny. – Nigdy
nie zrozumiem, jak ludzie mogą woleć ptaki od kotów. Koty są o wiele lepszymi
kompanami, kota możesz przytulić i pieścić i usuwają ze świata szkodniki. –
Rzuciła wściekłe spojrzenie Severusowi.
-
Tak jak jastrzębie – przekonywał Severus. – Utrzymują na stałym poziomie
populację myszy, szczurów, królików, węży i ropuch. Bez jastrzębi świat
zostanie opanowany przez takie stworzenia i wszyscy powymieramy z głodu. – Jego
słowa były nieszkodliwe, ale był pod nimi sarkazm. Na szczęście, Umbridge nie
wyłapała tego, była tak subtelna jak ceglana ściana.
Jednak
kilku innych członków kadry zrozumiało i milcząco pogratulowali swojemu koledze
trafnego prztyku, ponieważ Umbridge była powszechnie nielubiana przez cały
personel. Uważali ją za natrętną, arogancką nowicjuszką, która była bardziej
zainteresowana polityką niż edukacją i czuli się urażeni jej przyjazdem i tym,
że mówi im, jak wykonywać ich robotę, kiedy większość kadry uczyła przez ponad
dziesięć lat.
-
Oba zwierzęta są niezbędne i użyteczne dla środowiska – wtrąciła się łagodnie
Minerva, choć miała skłonność zgodzić się z Umbridge, ponieważ również kochała
koty, ale bolało ją zgadzanie się w czymkolwiek z tą kobietą. Odwróciła się do
Severusa i zapytała, czy czytał już najnowszy dziennik alchemiczny – jakiś
młody czarodziej twierdził, że wymyślił eliksir, który zmieniał sztabkę ołowiu
w złoto.
Severus
prychnął.
-
Niemożliwe. Jakiej formuły użył?
Kierując
się wskazówkami Minervy, Flitwick, który siedział po drugiej stronie Umbridge,
zaangażował kobietę w rozmowę o tym, jakiego rodzaju uroki są najlepsze dla
cery, a dzięki temu udało im się przejść przez resztę głównego dania bez
kolejnych nieszczęść.
Do
czasu pojawienia się deseru, pełnego różnego rodzaju ciast, bułeczek i
słodkości z bitą śmietaną oraz cukierkami z owocem lub orzechami. Zaserwowano
kawę i herbatę – skrzaty położyły po filiżance obok talerza każdego
nauczyciela, co okazało się wielkim błędem.
Trelawney,
która nigdy nie czuła się komfortowo wśród swoich kolegów profesorów, szukała
sposobu na rozmowę ze swoją sąsiadką przy stole, Rolandą Hooch, która była
całkowitym przeciwieństwem beztroskiej Sybilli i mieszały się, jak olej i woda.
Rolanda była zanudzona na śmierć słuchaniem brzęczeniem Sybilli o tajemniczych
symbolach i zapiskach, a Sybilla nie interesowała się w ogóle wynikami w
Quidditchu.
-
Ach, fusy herbaciane! – wykrzyknęła nauczycielka wróżbiarstwa. – Mój ulubiony
sposób wróżenia.
-
Naprawdę? – ziewnęła Rolanda, marząc, by kolacja się skończyła. – Być może
przewidzisz, kto wygra następny mecz Harpie-Armaty, Sybillo?
Sybilla
posłała jej zirytowane spojrzenie.
-
Moje Wewnętrzne Oko nie jest wykorzystywane do takich trywialnych rzeczy.
-
Och? Co, tylko przewidujesz klęski żywiołowe i końce świata? – odparowała
Hooch.
-
Nie widzę jak na komendę, Rolando, jak Cyganka – zadeklarowała wyniośle Sybilla.
– Wzrok przychodzi, gdy chce, a nie tylko wtedy, gdy ja tego chcę.
-
Nonsens! – zaśmiała się Hooch. – Po prostu tak mówisz, że ponieważ nigdy nie
nauczyłaś się kontrolować swojego Daru, jeśli w ogóle jakikolwiek masz w
pierwszej kolejności.
-
Sugerujesz, że jestem gorsza? – warknęła Sybilla. Szybko opróżniła filiżankę i
spojrzała na liście herbaty, które pozostały na dnie, kipiąc ze złości. –
Widzę… widzę… nadchodzące wielkie niebezpieczeństwo… cień Mrocznego, który
powstanie ponownie, by przysłonić ziemię… - zaskrzeczała dramatycznie
jasnowidz.
Hooch
przewróciła oczami.
-
Typowe. Zawsze jest jakieś wielkie niebezpieczeństwo. Coś jeszcze? Może rycerz
w lśniącej zbroi?
-
Nie kpij z Mocy! – zaskrzeczała nauczycielka wróżbiarstwa. Wszyscy się teraz na
nią gapili. - …ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i… - tu
jasnowidz zapauzowała.
-
No? Daj sobie spokój – westchnęła niecierpliwie Hooch. – Pominęłaś część, że
ktoś mi bliski umrze.
- …dwa lecące jastrzębie… razem odkryją to, co jest ukryte i
nauczą śmierć umierać! – zakończyła z ekstrawaganckim gestem swoich pełnych
pierścionków dłoni.
Hooch zachichotała.
- No! Wiedziałam, że ktoś
umrze. Niezła przepowiednia, Sybillo!
Kilku najbliżej siedzących profesorów zachichotało, bo ta
przepowiednia brzmiała jak totalne androny.
Jednak Umbridge uniosła się i popatrzyła na jasnowidzącą ze
zmarszczeniem brwi.
- Czy ty zawsze… przewidujesz takie… dziwaczne rzeczy…
Trelawney?
Sybilla uniosła wzrok na drugą czarownicę, mrugając jak
sowa.
- Nie wiem, co masz na myśli. Ale widzę, co moje Oko pozwala
mi zobaczyć. To dlatego spędzam tyle czasu w mojej wieży, powietrze jest tam o
wiele czystsze, wolne od przeszkadzających wpływów i umysłów…
- Tak, tak. – Umbridge machnęła lekceważąco ręką. – Ale
wspomniałaś, że „cień Mrocznego, który powstanie ponownie” – co to dokładnie ma
znaczyć?
- To, co powiedziałam – odparła Trelawney zdezorientowana.
Przy stole nastała martwa cisza.
- Mówisz mi, że zobaczyłaś powrót… tego, którego imienia
nie wolno wymawiać w liściach herbaty? – skrzywiła się Umbridge.
- W-widziałam wielkie niebezpieczeństwo… - zawahała się
niepewna Sybilla.
- On jest martwy,
Trelawney! Martwy i nieobecny od jakiś czternastu lat i nie może powrócić! –
krzyknęła Umbridge. – Jesteś obłąkana, przewidując takie bzdury… cienie
połykające ziemię, jastrzębie zwalczające śmierć… naprawdę, madame, za jakiego
głupca mnie bierzesz?
- Widziałam, o czym mówiłam! – wykłócała się Sybilla.
Potem cofnęła się, gdy Umbridge zbliżyła się do niej.
- Nic nie widziałaś! Wymyśliłaś coś albo wygłaszasz mowy
podżegające do buntu! Nie ma żadnego Czarnego Pana i żadne wielkie niebezpieczeństwo
nie nadchodzi, za wyjątkiem twojego możliwego zwolnienia za szerzenie kłamstw
wrażliwym dzieciom! – Umbridge wetknęła palec w pierś Trelawney. – Jesteś w
zawieszeniu, pani profesor, i jeśli nie spełnisz standardów Ministerstwa,
zapewniam cię, że nie będziesz tu już dłużej zatrudniona! – Posłała Sybilli
jadowity uśmiech . – Zrozumiano, moja droga jasnowidz?
Sybilla skuliła się na krześle, wyraźnie skamieniała
słowami drugiej czarownicy, i pokiwała głową, kołysząc głową nią jak korek na
oceanie.
Przez chwilę nikt się nie poruszył. Chociaż większość
kadry Hogwartu uważała Trelawney za na wpół szaloną ekscentryczkę, która nie
zobaczyłaby wyjścia z jasno oświetlonego pomieszczenia, nie znosili Umbridge i
jej tyranizujących sposobów.
- Hej, Dolores, nie ma potrzeby straszyć na śmierć
biednej Sybilli – zaprotestowała Hooch, sztyletując wzrokiem ubraną na różowo
wiedźmę. – Może naprawdę widziała wielkie niebezpieczeństwo.
Umbridge odwróciła się w jej stronę.
- Ale ty… sama powiedziałaś, że też jej nie wierzysz.
Słyszałam.
Rolanda wzruszyła ramionami.
- Wydaje się, że nie miałam racji. Co z tego? Musisz
przestać brać wszystko do siebie tak na poważnie, staruszko. Skończą ci się linie
życia przed czasem.
Umbridge wciągnęła oddech, gotowa zaatakować Hooch, ale
przemówił Dumbledore.
- Sybillo, wyglądasz na dość zmęczoną. Może zaproponuję,
żebyś wróciła do swojej wieży?
- Ja… tak, nie czuję się dość dobrze… Kręci mi się w
głowie… powietrze jest tutaj tak mgliste…
- Tak, musisz dobrze odpocząć. – Odwrócił się do Snape’a,
który patrzył na Umbridge, jakby chciał ją oskórować i wychłostać. Freedom też
piorunował ją wzrokiem, a Dumbledore podjął szybką decyzję. – Severusie, byłbyś
tak miły i odprowadził Sybillę do jej pokoi?
Snape westchnął z niesmakiem – nie uwielbiał nauczycielki
wróżbiarstwa, ale nie chciał też widzieć, jak pada ofiarą tej terroryzującej
ropuchy, Umbridge.
- Dobrze, dyrektorze.
Wstał i podszedł do końca stołu, gdzie siedziała
Trelawney, wyglądając, jak przerażona mysz, mierząca się z wściekłym kotem.
- Chodź, Sybillo. – Wyciągnął prawe ramię.
Trelawney, zdesperowana, by uciec od Umbridge, skoczyła
na równe nogi, potknęła się o krzesło i wpadła na Severusa.
Zatoczył się, ale zdołał utrzymać się na nogach,
ściskając Trelawney blisko siebie, by utrzymać ją w pionie.
- Kurcze, Sybillo, jesteś wypadkiem, który tylko czeka,
żeby się wydarzyć! – warknął.
Freedom, siedzący na jego drugim nadgarstku, został
strącony i zatrzepotał mocno skrzydłami, próbując odzyskać równowagę.
Uderzając nimi prosto w twarz Umbridge.
Umbridge, której wzrost stawiał ją na wysokości piersi
Severusa, zobaczyła tylko nadchodzące na nią szpony i skrzydła jastrzębia. Wrzasnęła,
unosząc dłonie, by zakryć swoją twarz, czym jeszcze bardziej zaskoczyła
jastrzębia i Freedom wzbił się ponad stół.
- Zabierz to stąd! Zabierz to stąd! – zawyła Umbridge,
cofając się, wciąż trzymała dłonie na oczach.
Wpadła na stół, który był pełen deserów, wciąż krzycząc i
przepadając przez niego. Cała katastrofa spowodowała, że trójwarstwowy
przekładaniec i kilka innych słodyczy spadło prosto na nią.
Severus gwizdnął na swojego chowańca, a Freedom
skorzystał z okazji, by zanurkować i powrócić na pięść czarodzieja, przesuwając
się tuż nad głową Umbridge.
Przekonana, że jastrząb ją atakuje, Umbridge zapiszczała
i spróbowała przedostać się przez stół z rękami wciąż zakrywającymi twarz, a
jej wysoki obcas deser zwany Blanc Mange. Wyszarpnęła się, kończąc twarzą w
misce truskawkowego trifle.
Freedom wylądował na pięści Severusa, skrzecząc z
tryumfem.
Mistrz Eliksirów rzucił swojemu zadowolonemu chowańcowi
pełne dezaprobaty spojrzenie, po czym pospiesznie wyprowadził Sybillę z
pomieszczenia. Nauczycielka wróżbiarstwa trzymała twarz ukrytą w jego szatach i
trzęsła się. Snape modlił się, by nie płakała.
- Chodź, Sybillo. Nie musisz próbować ukrywać się w moich
szatach, tej nikczemnej wiedźmy już nie ma. – Jego ton był teraz tylko odrobinę
ostry.
- Pokonana przez miskę truskawkowego trifle.
- Co powiedziałaś?
Sybilla uniosła głowę z jego szat i ku jego wiecznej uldze
zobaczył, że nie płakała, ale śmiała się.
- Och, Severusie! N-nigdy nie chciałam… ale zobaczenie
tej podłej kobiety… do góry nogami w tej truskawkowej trifle… Nie zapomnę tego
widoku jak długo żyję…!
Snape pozwolił sobie na złośliwy uśmieszek.
- Tym razem jej się nie upiekło*, nie powiesz?
Jego nieistotny komentarz ponownie rozbawił Trelawney.
Severus skrzywił się, bo miała śmiech jak hiena.
- Cicho. Obudzisz cały zamek. – Szybko poprowadził ją
przez wejściowy hol i w górę schodami do jej kwater w wieży. Tam zostawił ją,
choć czuł się zmuszony ostrzec ją, by trzymała głowę nisko. – Będzie szukała
pretekstu, by cię wylać, Sybillo, więc pilnuj się.
- Ty także, Severusie – powiedziała. – Dobrej nocy. –
Odwróciła się do wnętrza, po czym dodała przez ramię: – Wiesz, to była pierwsza
kolacja kadry od lat, na której naprawdę dobrze się bawiłam. Powinieneś
częściej zabierać na kolacje swojego jastrzębia.
- Dobrej nocy, Sybillo – odpowiedział tylko, ale mogła
zobaczyć lekki błysk rozbawienia w jego obsydianowych oczach.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała, jak bardzo
łagodnie karci swojego chowańca:
- Następnym razem, jak będziesz sobie robił jaja, przytnę
ci skrzydła, ty niereformowalny ptaku!
Nie moja wina,
Severusie! Zostałem zrzucony z twojej ręki.
Severus skierował się w dół schodów, potrząsając głową.
- Ten ostatni lot był celowy i nawet nie zawracaj sobie
głowy zaprzeczaniem.
No dobra. Nie będę
zaprzeczał. Genialne, prawda?
- Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego? Chcesz
skończyć przed komisją do spraw Niebezpiecznych Stworzeń?
Za co? Wzbicie się
do lotu z zaskoczenia? – zapytał zuchwale Freedom. Nie została ranna. No może jej duma została. Daj spokój, Sev, nie
możesz powiedzieć, że nie sprawiło ci to przyjemności.
Severus westchnął.
- To było… bardzo satysfakcjonujące – przyznał w końcu. –
Ale jakoś mam wrażenie, że dzisiejszy wieczór będzie miał ukryty oddźwięk dla
nas wszystkich.
Na przykład jaki?
- Nie wiem. Ale pogardzona kobieta, szczególnie taka, jak
Umbridge, zawsze jest niebezpieczna.
Za bardzo się martwisz,
Sev, zaćwierkał jastrząb i przygryzł czule ucho Snape’a.
- A ty za mało się martwisz – odparował Snape. – Któregoś
dnia ta śmiała skłonność cię zabije, jeśli nauczysz się kontrolować
temperament.
Okej, okej.
Oszczędź wykładu, dobra? Boli mnie głowa, syknął żałośnie jastrząb. Ból
głowy, z którym walczył, powrócił teraz z podwójną siłą.
Severus spojrzał na jastrzębia ze zmartwieniem.
- Co masz na myśli, że cię głowa boli?
To, co powiedziałem.
Jestem zmęczony i boli mnie głowa.
- Kiedy wrócimy do domu, rzucę zaklęcie diagnozujące –
obiecał Severus. Martwił się, zwierzęta zwykle nie miały bólów głowy i jeśli
się pojawiały, zwykle wskazywały na bardziej poważne problemy.
Ale diagnoza nie ujawniła żadnych poważnych urazów głowy
i naczyń krwionośnych, Severus rzucił też kilka diagnostycznych zaklęć, by się
upewnić, że w żyłach nie ma żadnych zatorów, ale kiedy wszystko okazało się
normalne, był w rozterce.
- Może to tylko stres. Tu masz dawkę eliksiru
przeciwbólowego, a potem idź spać.
Ku jego zaskoczeniu, Freedom nie zaprotestował,
pozwalając Severusowi dać mu dawkę, a potem postawić go na żerdzi, gdzie niemal
natychmiast zasnął.
Może będzie się
czuł lepiej rano. Ostatnią rzeczą, jakiej on potrzebuje, to ponowne
rozchorowanie. Cholerna Umbridge! Może przeklęła go, gdy nikt nie patrzył.
Ale jego szybkie: „Revelario malus magicka!” nie ujawniło żadnych zaklęć czy
klątw.
Westchnął z ulgą, po czym zostawił swojego śpiącego
chowańca i poszedł przygotować się do łóżka. Nie przejął się za bardzo
przepowiednią Trelawney, jednak nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego uczucia w
kościach. Nic dobrego nie mogło nadejść, gdy Umbridge dojdzie do władzy. Ta
kobieta była głodna władzy i uparta jak Voldemort, a linie bitewne już zostały
narysowane. Ale trzeba było zobaczyć, kto zwycięży.
* W oryginale: „She got her just deserts”, z czego ostatnie słowo wymawia
się tak, jak dessert (ang. deser)
To było po prostu boskie... żeby zrobić coś takiego to było poetycko zabawne. Zasłużyła na to ta stara ropucha. Pisz dalej wena jest z tobą Agnieszka😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobrze tak Malfloyowi, Freedom może teraz spokojnie latać, kiedy chce Severus już nie boi się tego, że ten odleci i już nie wróci do niego, ale zastanawiam się jak zareaguje kiedy dowie się że to jest zaginiony Potter i tak ta kolacja... Umbridge dostała sporo władzy w Hogwarcie robi się niebezpiecznie i ta przepowiednia dwa jastrzebie czyżby jednym z nich miał byc freedom a drugim Severus?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia