Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 16 października 2019

CP - Rozdział 23 - Expecto Patronum



Przez następny tydzień wszystko zdawało się wrócić do normalności… cóż, jak tylko to mogło w przypadku Harry’ego. Na szczęście Angelina dała drużynie nieco wolnego czasu, co dało mu dwie dodatkowe noce w tygodniu, które mógł poświęcić pracy domowej. Rada zmniejszyła nieco trudność na GD po poprzedniej lekcji i zaczęła skupiać się na łatwiejszych aspektach ofensywnego pojedynku, zanim rozpoczęli pracę nad Patronusami. Musieli wszystkich uspokoić, by zapobiec wczesnej frustracji, którą wszyscy musieli poczuć.
Wygrana Gryfonów z Puchonami była kroplą przepełniającą czarę dla większości Ślizgonów z roku Harry’ego, którzy zaczęli chodzić za Harrym, szukając każdej okazji, żeby go przekląć. Szybko zauważono jego obecność i Harry wkrótce odkrył, że nigdy nie jest sam. Fred i George uznali za swój obowiązek uczynić podstępną grupę Ślizgonów swoimi celami w wielu żartach. Były nawet momenty, gdy Harry zauważał Syriusza, jak cicho rozmawia z bliźniakami na korytarzu. Gdyby Harry nie znał go lepiej, przysiągłby, że Syriusz pomaga bliźniakom.
Chyba największym zaskoczeniem tygodnia było to, że Harry w końcu lepiej radził sobie z oklumencją. We wtorek zaskoczył profesora Snape’a, wypychając go po jednym wspomnieniu. Jego obrona również była lepsza, zmuszając profesora Snape’a do pukania przez piętnaście minut, zanim był w stanie zobaczyć wspomnienie. Powiedzenie, że Snape był zdumiony nagłym postępem Harry’ego, było niedopowiedzeniem. Pierwszy raz od dwóch i pół roku złapał się na tym, że nie może rzucić czegoś obraźliwego w stronę Harry’ego.
Niestety Syriusz, Remus i profesor Dumbledore nie mieli wiele szczęścia w poszukiwaniu tego, co pociągnęło Harry’ego do odnalezienia Firenzo, jednak Dumbledore przyznał, że ma kilka podejrzeń. Nie pomogło to, że Firenzo nabrał wody w usta, wypowiadając się tylko poprzez zagadki, gdy pytano się go o to, co się stało po tym, jak tamtej nocy Remus pobiegł po pomoc. Harry nie wiedział, kto bardziej wszystko utrudniał: profesor Dumbledore, bo nie wyrażał swoich podejrzeń czy na Firenzo, że trzymał buzię na kłódkę, kiedy widocznie coś wiedział. Czy oni nie rozumieli, że Harry nie znosił nie wiedzieć?
Jeśli wiedzieli, to zdawało się ich to nie obchodzić. Harry rozumiał, że czasami konieczne było trzymanie rzeczy w tajemnicy, ale dlaczego czuli potrzebę ukrywać przed nim coś na jego temat? To zwyczajnie nie miało sensu. Miał prawo wiedzieć, dlaczego nie pamiętał, co się stało tamtego wieczora.
Zadania domowe stawały się coraz bardziej wymagające, przez co Harry musiał prosić Remusa o pomoc, gdy Hermiona była zbyt zajęta swoimi własnymi zadaniami lub pomaganiem Ronowi. Syriusz był zawalony esejami od pierwszego do trzeciego roku, co wieczorami wielce go przerażało. Niemal zabawnie było patrzeć, jak Syriusz siedzi za górą zadań wyglądając… cóż… poważnie, ale to sprawiało, że Harry rozumiał, jak Syriusz pasuje do roli nauczyciela obrony.
Idąc z powrotem do wieży Gryffindoru po kolejnej długiej sesji nauki, Harry ledwie mógł utrzymać oczy otwarte, więc szedł niemal na pamięć. W końcu dokończył esej z transmutacji, nad którym pracował trzy dni i naprawdę nie chciał już dzisiaj więcej myśleć. Głowa go bolała i w tym momencie odłożenie tego na bok wydawało się bardzo dobrym pomysłem.
Gdyby przykładał więcej uwagi do otoczenia, Harry wiedziałby, że nie jest sam, póki nie było za późno.
W chwili, gdy Harry miał wejść na poruszające się schody, został uderzony w lewy bok i ból przeszył jego ciało. Upadając na kolana, Harry machnął nadgarstkiem, by pochwycić różdżkę w dłoń, po czym odwrócił się ku zagrożeniu.
- Lumos – powiedział przez zęby, ujawniając trzy znajome twarze, które ukrywały się w cieniu. Parkinson, Crabbe i Goyle. Świetnie. Po prostu świetnie.
- No, no, no – powiedziała Parkinson z ironicznym uśmiechem, powoli podchodząc. – Wygląda na to, że „Idealny Potter” w końcu jest sam. Nie jesteś taki twardy bez swojego fanklubu, prawda?
Harry uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym wstał.
- Jesteś Prefektem, prawda? Nie chciałbym, żebyś straciła odznakę, ponieważ Malfoy jest zbyt wielkim tchórzem, żeby samodzielnie załatwić brudną robotę.
Uśmieszek Parkinson zmienił się w piorunujące spojrzenie i dźgnęła Harry’ego różdżką prosto w pierś.
- Draco nie jest jedyną osobą, która ma z tobą problem, Potter – syknęła. – Możesz mieć każdego nauczyciela w kieszeni, ale jak możesz zauważyć, to ci teraz nie pomoże, prawda? Gdzie są teraz twoi cenni opiekunowie, Potter? Chcą mieć trochę czasu dla siebie?
Harry stłumił chęć przeklęcia Parkinson w niepamięć. Dlaczego wszyscy zawsze czepiali się Syriusza i Remusa. Ponieważ wiedzą, że cię to dotknie. Patrząc Parkinson w oczy, Harry odepchnął jej różdżkę.
- Uważaj, w co tym celujesz – powiedział przez zęby. – Możesz się przypadkiem zranić. A teraz jeśli mi wybaczysz, pójdę już.
- Furnunculus! – krzyknęła Parkinson.
Harry szybko zrobił unik, celując różdżką w Parkinson.
- Expelliarmus! – powiedział, wyrywając jej różdżkę z ręki. Jednym płynnym ruchem rzucił zaklęcie wiążące na Goyle’a i oszołomił Crabbe’a, nie dając żadnemu czasu na reakcję. Gdy upadli na ziemię, Harry odwrócił się do Parkinson i schował różdżkę. – Moi opiekunowie nauczyli mnie, jak się bronić. Następnym razem, nie będę się powstrzymywał, zapamiętaj to.
Podczas gdy Parkinson gorączkowo szukała swojej różdżki, Harry wszedł na schody równym, ale szybkim krokiem. Czuł ból w lewym boku, co ostrzegało go, że najprawdopodobniej jutro rano będzie miał okropnego siniaka. To cena za stracenie czujności. Fakt, że rozbroił i unieruchomił trójkę Ślizgonów sprawił jedynie, że Harry był zły na samego siebie. Parkinson nigdy nie powinna dać rady go uderzyć, ale jej się udało, ponieważ nie był świadom swojego otoczenia.
To nie była ostatnia próba Ślizgonów, ale ostatnia, która zaskoczyła Harry’ego. To ironiczne, że wykorzystywał tych, którzy próbowali go skrzywdzić, by poprawić swoje refleksy, ale przynajmniej coś dobrego z tego wychodziło. Również satysfakcjonujące było to, że mógł zobaczyć frustrację na ich twarzach, gdy był w stanie zablokować lub skontrować każde zaklęcie, które posłali w jego stronę, bez względu na to, jak rozproszony Harry się wydawał. Oczywiście szlabany, które Ślizgoni otrzymywali, gdy członkowie kadry przyłapali ich na gorącym uczynku też nie były złe.
Luty zmienił się w marzec i nadszedł czas, by GD zaczęła się uczyć Patronusów. Rada samodzielnie pracowała przez kilka tygodni, ale wciąż mieli pewne trudności w utrzymaniu cielesnej formy, co oznaczało, że spotkanie będą prowadzili Harry i Remus. By zapobiec szokowi związanemu z boginem w kształcie dementora, Harry i Remus musieli zmienić strategię. Początkowo uczniowie będą ćwiczyć zaklęcie w wolnym od stresu środowisku. Kiedy dają rady stworzyć cielesnego Patronusa, Remus na jedną lekcję sprowadzi bogina. Harry próbował protestować , że uczniowie potrzebowali więcej spotkań z „dementorem”, ale Remus się nie poddał.
- Dwie godziny ujawniania twoich najgorszych koszmarów zdecydowanie wystarczy, Harry –powiedział Remus. – Wielokrotne osłabianie cię w taki sposób, zwłaszcza przy obecnym stanie rzeczy jest tylko proszeniem się o kłopoty. Zakładasz również, że wszystkim się powiedzie. Nie miej wielkich nadziei. To bardzo trudna praca. Pamiętaj, że ty potrzebowałeś całego roku, by to załapać.
Rozpoczęły się również treningi Quidditcha, ponieważ zbliżał się finałowy mecz Gryfonów przeciwko Krukonom. Ponieważ szukający każdej z drużyn był w Radzie, Harry i Cho szybko się zgodzili, że muszą zapobiec kłopotom po grze. Cokolwiek stanie się na boisku, pozostaje na boisku. I Harry, i Cho wiedzieli, że byli bardzo rywalizującymi ludźmi i byli zdeterminowani, żeby zrobić wszystko, by wygrać. Nie będzie żadnej wrogości. Mimo wszystko była to tylko gra.
Kiedy nadszedł dzień rozpoczęcia nauki Patronusów, wszyscy ledwie powstrzymywali podekscytowanie. To była jedna z rzeczy, której wszyscy w Gwardii Defensywnej chcieli się się nauczyć po ataku na Hogwart Express. Kilka osób już zaczęło badać temat w nadziei, by mieć przewagę, ponieważ Remus jasno się wyraził, jak trudne były Patronusy dla niektórych ludzi. Harry znał tą przemowę bardzo dobrze. Słyszał ją dwa lata temu, gdy Remus go nauczał.
W przeciwieństwie do innych spotkań, Pokój Życzeń był teraz całkiem pusty poza poduszkami na podłodze i krzesłami pod ścianą. Ponieważ niczego dzisiaj nie potrzebowali, nic nie zostało zapewnione. Uczniowie zaczęli przybywać, podczas gdy Harry i Remus powtarzali końcowe plany na spotkanie (i Remus próbował uspokoić Harry’ego). To było pierwsze spotkanie od dłuższego czasu, gdy Harry będzie bez Rady i choć będzie towarzyszył mu Remus, Harry praktycznie był całkiem sam. Remus zdawał się z jakiegoś powodu wierzyć, że był to pewnego rodzaju ostateczny punkt w nauczaniu przez Harry’ego.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, Remus ścisnął Harry’ego zapewniająco za ramię, po czym cofnął się o kilka kroków i skinął na Harry’ego, by rozpoczął.
- Cóż, podejrzewam, że nie muszę wam mówić, czego dzisiaj się uczymy – powiedział Harry, starając się uspokoić nerwy. – Zaklęcie Patronusa jest uważane za trudne dla większości ludzi z powodu wielu aspektów, które muszą się wydarzyć jednocześnie. Po pierwsze, musicie skoncentrować się na samym zaklęciu. Po drugie, musicie być całkiem skupieni na szczęśliwym wspomnieniu, żeby stworzyć energię potrzebną do stworzenia cielesnego Patronusa. Im większe zagrożenie, tym szczęśliwsze musicie mieć wspomnienie. Po trzecie, musicie być w stanie ignorować negatywne emocje i myśli, które powodują dementorzy. Ponieważ obecnie będziemy się uczyć w środowisku wolnym od dementorów, tak naprawdę nie musimy się o to martwić, ale musicie mieć to na uwadze.
Machnięciem nadgarstka, Harry chwycił różdżkę w dłoń i skierował ją w bok, gdzie nikt nie siedział.
- Expecto Patronum – powiedział leniwie. Wszyscy obserwowali, jak fala srebrnej mgły wydobyła się z różdżki Harry’ego, ale nie nabrała kształtu. – Jeśli będziecie żywić jakiekolwiek wątpliwości albo nie włożycie energii w zaklęcie, zobaczycie tylko mgłę. Patronus jest usposobieniem pozytywnej energio, ale nie może wziąć się z nikąd. Musicie zapewnić paliwo.
Biorąc głęboki oddech, Harry skupił się na świątecznym poranku z Syriuszem, Remusem i Tonks, po czym krzyknął:
- Expecto Patronum!
Uczniowie sapnęli, gdy wielki srebrny jeleń zdawał się wyskoczyć z różdżki Harry’ego, a zaraz za nim srebrny wilk i ostatni srebrny, kudłaty pies. Rogacz wydawał się rozejrzeć dookoła pomieszczenia, po czym przeszedł w kierunku Remusa, Lunatyk usiadł obok Harry’ego, a Midnight zaczął biegać wokół pokoju jak podekscytowany szczeniak, wywołując śmiech u kilku uczniów. Harry potarł oczy pod okularami i potrząsnął powoli głową. Z jakiegoś powodu spodziewał się, że Midnight zachowa się w taki sposób. Ponieważ tak zrobiłby Syriusz.
- Midnight, zachowuj się albo poślę cię w odwiedziny do profesora Snape’a – ostrzegł Harry i został nagrodzony tym, że podobny do psa Patronus zaprzestał biegania i ponuro przeszedł do boku Harry’ego, po czym usiadł z zawieszonymi ramionami. Tak, dokładnie jak Syriusz.
- Nazwałeś swoje Patronusy? – zapytał Ernie Macmillian.
Harry skinął głową.
- Jak możecie zobaczyć, Patronusy reprezentują coś pozytywnego w naszym życiu – powiedział po czym wskazał przez ramię na jelenia. – Rogacz reprezentuje mojego tatę. – Wskazał na wilka po swojej lewej stronie. Lunatyk reprezentuje Remusa, a Midnight Syr… eee… profesora Blacka. – Otrzymał wiele zdezorientowanych spojrzeń. – Długa historia – dodał. – Wasz osobisty Patronus najprawdopodobniej nie będzie jednym z tych tu stworzeń. Wszyscy mają własne oddziaływania w swoim życiu, które kształtują was w takich, jacy jesteście i co uważacie za pozytywne.
- Jak to możliwe, że masz trzy formy? – zapytał Zachariasz Smith. – Sądziłem, że powinna być jedna.
- To nie jest częste mieć więcej niż jedną formę, ale czasem można o tym usłyszeć – odpowiedział Harry wymijająco. Nie jestem dziwny. Nie jestem dziwadłem. – Wszyscy wyciągnijcie różdżki. – Poczekał, aż wszyscy wykonają polecenie. – Zamknijcie oczy i skoncentrujcie się na szczęśliwym wspomnieniu, silnym szczęśliwym wspomnieniu. To może być cokolwiek. Świąteczny poranek… urodziny… Umbridge wyrzucona z roboty. – Dało się słyszeć ciche śmiechy. – Zapadnijcie w to wspomnienie. Pozwólcie emocjom was wypełnić i wypowiedzcie inkantację: Expecto Patronum.
- Expecto Patronum – powiedzieli wszyscy. Lekkie buchnięcia srebrnej mgły wydobyły się z kilku różdżek. To nie było wiele, ale coś na początek.
Przez następne dwie godziny, Harry był cierpliwy aż do limitów. Kilku osobom udało się stworzyć srebrną mgłę, ale nie było to nic bliskiego formie, o czym Remus go ostrzegł. Remus skoczył, by uspokajać tych, którzy robili się sfrustrowani. Harry i Remus próbowali zapewnić wszystkich, że ich postęp lub jego brak jest normalny. Harry nawet przyznał, że sam miał podobny problem, gdy zaczynał uczyć się tego zaklęcia, co pomogło wielu odprężyć się i kontynuować naukę.
Kiedy spotkanie się skończyło, Harry musiał obserwować zawiedzione spojrzenia na twarzach wszystkich, którzy wychodzili. Nienawidził tych spojrzeń. To była pierwsza lekcja, podczas której nikt nie załapał materiału, w tym Rada. Harry zachęcił wszystkich, by ćwiczyli przez następny tydzień i powiedział im, gdzie się zwrócić, jeśli będą mieli jakiekolwiek pytania. To nie było wiele, ale na razie razem z Remusem tylko tyle mogli zrobić. Intensywne treningi były jedyną rzeczą, która mogła wszystkim teraz pomóc.
Przez resztę marca, GD pracowała nad Patronusami i odbywali kilka udawanych pojedynków, gdy uczniowie robili się zbyt sfrustrowani. Najbardziej godnym zapamiętania był ten Freda przeciwko George’owi, ponieważ każdy bliźniak wydawał się mieć szósty zmysł co do tego,  co zrobi drugi. Po dwudziestu minutach wyglądających na zmodyfikowane zaklęć, Remus musiał wkroczyć i uznać remis. Zajęło Remusowi kolejne piętnaście minut usunąć wszystkie zaklęcia. Po tym pojedynku kilka osób było w stanie stworzyć Patronusy o lepszym wyglądzie, ale nie było to jeszcze nic bliskiego pełnej formie.
I Harry, i Remus byli zaskoczeni podczas ostatniego GD przed przerwą wielkanocną, gdy po Pokoju Życzeń zaczął latać cielesny Patronus w kształcie srebrnego łabędzia. Wszyscy odwrócili się i zobaczyli zachwyconą Cho Chang. Zobaczenie, że zadanie nie jest niemożliwe zdawało się wystarczyć i wkrótce więcej osób stworzyło swoje cielesne Patronusy. Patronus Hermiony przybrał postać srebrnej wydry, Neville’a był lwem, Hanny – wielkim kotem, Angeliny – jednorożcem, i nikt nie był zaskoczony, że Patronusami Freda i George’a była para hien. Bliźniacy uznali za konieczne nazwać je „Gred i Forge”.
Ci, którzy byli w stanie stworzyć Patronusa, pomagali teraz Harry’emu i Remusowi uczyć innych. Było kilka osób, którzy byli całkiem blisko oraz tacy, którzy wydawali się nie robić w ogóle żadnego postępu. Bracia Creevey prawdopodobnie byli dwójką osób, którzy mieli największe trudności, co nie było zaskoczeniem, ponieważ byli najmłodsi z grupy. Ginny i Luna wydawały się mieć podobny problem z ich Patronusami, przez co Harry musiał się zastanowić, czy nie był to problem wieku. Ta myśl sprawiła, że Harry zastanawiał się, czy zdołałby stworzyć własnego Patronusa, gdyby jego magia nie zaczęła wcześniej dojrzewać.
Harry’emu ciężko było powstrzymać dumę, którą czuł w kierunku tych, którym udało się rzucić zaklęcie, a Remusowi ciężko było powstrzymać dumę, którą czuł z powodu Harry’ego. Do poniedziałkowego poranka profesor Flitwick, Sprout, McGonagall i Dumbledore przyszli do Harry’ego i pogratulowali mu sukcesu. Syriusz miał coś innego na głowie. Kiedy pięcioroczni przybyli na zajęcia obrony, z zaskoczeniem zobaczyli platformę do pojedynków na środku pomieszczenia. Ewidentnie Syriusz nie zamierzał uczyć ich dzisiaj teorii.
Gdy tylko wszyscy weszli, Syriusz wskoczył na platformę z różdżką gotową w dłoni.
- Dzień dobry! – powiedział radośnie. – Dziś zrobimy coś innego. Chciałbym, żeby chłopcy stanęli po mojej lewej, a dziewczęta po prawej. – Wszyscy przeszli na przeciwległe strony platformy. – Och… Harry, mógłbyś dołączyć tu do mnie na górze?
Harry stłumił skrzywienie, zdejmując płaszcz, po czym wskoczył na platformę. Cokolwiek Syriusz miał na myśli, Harry był całkiem pewny, że mu się to nie spodoba. Syriusz dotychczas nie robił nic, by go wyróżniać, ponieważ Harry postawił sprawę jasno, że nie chce uwagi. Od kiedy członkowie GD przyłapali Harry’ego na trenowaniu, bardzo uważał, żeby nie ćwiczyć w miejscach publicznych. Nie chciał, żeby ludzie znów się na niego gapili, ponieważ ćwiczył, jak się bronić.
- Ten pojedynek będzie współpracą grup – kontynuował Syriusz. – Chłopaki będą w mojej drużynie, a dziewczęta w drużynie Harry’ego. Każda drużyna zdecyduje o sposobie działania swojego reprezentanta. Gdy wasz reprezentant wejdzie na platformę, możecie wykrzykiwać mu pomocne wskazówki, ale pamiętajcie, że wszelkie zakłócenia mogą kosztować waszego reprezentanta wygraną. Macie piętnaście minut, żeby ustalić strategię. Idźcie.
- Jakie są ograniczenia? – zapytał cicho Harry.
Syriusz pomyślał przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Nie ma żadnych – powiedział z uśmiechem. – Oczywiście poza Niewybaczalnymi. – Syriusz pomyślał przez chwilę, po czym skinął głową. – Właściwie, nie pozwalam na zaklęcia mogące skutkować uwięzieniem w Azkabanie lub w skrzydle szpitalnym.
Harry skinął głową, po czym dołączył do grupy na końcu platformy. Usiadł twarzą do grupy, nie będąc do końca pewnym, co Syriusz próbuje tym osiągnąć. Jak mogli przewidzieć, co ktoś inny zamierza zrobić? Spoglądając na swoją grupę, Harry widział, że przyglądają się mu nieco zaskoczone. Mógł tylko założyć, że to z powodu jego pytania.
- Nie ma żadnych ograniczeń, co oznacza zarówno fizyczne, jak i magiczne części pojedynku – wyjaśnił. – Profesor Black nie lubi przegrywać. Zrobi wszystko, co w jego mocy, w tym użycie pięści, jeśli będzie musiał.
- Ale profesor Black jest tak miły – zaprotestowała Parvati. – I… i jest twoim opiekunem, Harry. Nigdy by ci czegoś takiego nie zrobił.
- Sądzę, że Harry próbuje nam powiedzieć, że profesor Black nie ma nic przeciwko graniu nieczysto – powiedziała rzeczowo Hermiona. – To oznacza, że musimy opracować strategię, która przeciwstawi się tej możliwości. Czy profesor Black ma jakieś słabości, Harry?
Harry wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie są nimi jego usta – powiedział zgodnie z prawdą. – Zwykle przy mnie bardzo się kontroluje, ale gdy pojedynkuje się z Remusem, ma tendencję do skupiania się bardziej na tym, co mówi, a nie na tym, co robi. Ponieważ ma publiczność, może zastosować taktykę, w której włączy wszystkich w pojedynek. Poza tym jest bardzo ofensywnym wojownikiem. Jeśli widzi możliwość, wykorzystuje ją, ponieważ nie lubi wchodzić w defensywę.
- Nie dziwi mnie to – powiedziała w zamyśleniu Hermiona. – Musimy zaskoczyć jego, żebyś ty mógł przejąć ofensywę, Harry. – Postukała się palcem w podbródek, starając się coś wymyślić. – A co z zaklęciem Patronusa? To z pewnością nie jest czego każdy by się spodziewał w normalnym pojedynku.
- A twoje Patronusy cię słuchają, Harry – dodała Lavender. – Możesz im powiedzieć, żeby dla ciebie rozproszyły profesora Blacka. Może to jest rozwiązanie! Użyj zaklęć i klątw, których normalnie byś nie użył, jak Lumos i Wingardium Leviosa.
- Profesor Black najprawdopodobniej też zna twoją słabość, Harry – dodała Hermiona. – Wesz, czym ona jest?
Harry pomyślał przez chwilę. Oczywiście znał swoją słabość. Pytanie było, czy myślał o tej samej słabości, co Syriusz.
- Chyba moją oczywistą wadą jest to, że nie planuję – powiedział. – Reaguję, zamiast działać. – Harry nic nie mógł na to poradzić. W przeszłości mógł polegać tylko na swoim instynkcie. Okropnie trudno było przejąć ofensywę, gdy mierzył się w pojedynku z Voldemortem.
Hermiona położyła dłoń na ramieniu Harry’ego i uśmiechnęła się.
- Wiem, że łatwo nam mówić ci, co robić, Harry, ale to ty będziesz osobą, która zmierzy się z profesorem Blackiem – powiedziała łagodnie. – Cokolwiek będziesz musiał zrobić, zaufaj sobie i zrób to.
- Koniec czasu! – ogłosił Syriusz.
Harry wstał i machnięciem nadgarstka chwycił różdżkę w dłoń. Odwracając się twarzą do Syriusza, nie mógł uwierzyć w uśmiech przyklejony do twarzy mężczyzny. Syriusz cieszył się tym za bardzo. Ich oczy napotkały się i na widok zirytowanego spojrzenia Harry’ego, uśmiech Syriusza zmalał nieco. Podeszli na środek platformy i stanęli twarzą w twarz. Bez słów minęli się, ale jasne było, że Syriusz zdał sobie sprawę z niezadowolenia Harry’ego z bycia wyróżnionym. Odwrócili się do siebie plecami, po czym oddalili zwykłe dziesięć kroków od siebie. Odwrócili się do siebie plecami, ukłonili i przyjęli pozycje.
- Odliczę do trzech – powiedział Syriusz. – Raz… dwa… trzy… Expelliarmus!
- Protego! – odparował Harry, usuwając zaklęcie. – Locomotor Mortis!
Syriusz uchylił się przed zaklęciem, okręcając górną część ciała i skierował różdżkę w Harry’ego.
- Impedimenta! – powiedział szybko. – Petrificus Totalus!
Harry odchylił się do tyłu, pierwsze zaklęcie przeleciało nad nim, wylądował nisko i przekręcił się na plecy, żeby drugie zaklęcie go nie uderzyło, po czym wrócił na nogi.
- Immobulus! – krzyknął. – Drętwota! – Wiedział, że wkrótce będzie musiał przejąć ofensywę. Gdy Syriusz zablokował i uchylił się na oba boki, Harry cicho wyczarował lustro za Syriuszem. – Lumos Solem!
Syriusz szybko odwrócił się, gdy intensywne światło wypełniło pomieszczenie i stanął twarzą w kierunku lustra, co zmusiło go do zamknięcia oczu. Na ślepo Syriusz wskazał różdżką w miejsce, gdzie sądził, że jest Harry i krzyknął:
- Nox! – wrzasnął i światło wróciło do normalności. – Rictusempra!
- Expelliarmus! – powiedział szybko Harry, okręcając górną część ciała, by uniknąć nadchodzących zaklęć i zobaczył, że Syriusz zablokował zaklęcie. Szybko rzucił zaklęcie galaretowatych nóg, podczas gdy Syriusz rzucił zaklęcie Confundus. Pojedynek trwał, i Harry, i Syriusz odpierali swoje ruchy, starając się rozgrywać swoje strategie. Kiedy Harry został zaskoczony, jego fizyczna obrona pozwalała mu uniknąć każdego zaklęcia. Wydawało się, że Harry i Syriusz byli na równych poziomach, ale bardzo wiadome było to, że obaj znali swoje style walki zbyt dobrze. Restrykcje, które nałożył Syriusz na pojedynek sprawiły, że bardzo trudno było im używać potężniejszych zaklęć, które zwykle by wykorzystali. To, jak obaj chcieli uniknąć wizyty w skrzydle szpitalnym było niemal zabawne.
Syriusz rzucił kolejne zaklęcie Zwieracza Nóg, które Harry łatwo odbił. Wykorzystując szansę, Harry rzucił zaklęcie Patronusa, wypełniając klasę oślepiającym, srebrnym światłem, gdy Rogacz, Lunatyk i Midnight pobiegli w stronę Syriusza. Harry szybko rzucił zaklęcie oszałamiające, a Syriusz rozbrajające. Oba zaklęcia spotkały się na środku platformy, powodując magiczną falę uderzeniową, która gwałtownie posłała Harry’ego i Syriusza do tyłu, po czym wylądowali z hukiem na platformie.
Harry jęknął, siadając i pocierając bolący tył głowy. Dla Harry’ego to było zbyt podobne do tego, co się stało na cmentarzu. Wspomnienie bólu i mocy tych wybuchów wciąż sprawiały, że Harry drżał. Nigdy więcej nie chciał czuć czegoś podobnego.
Spoglądając na drugi koniec podestu, Harry dostrzegł, że Syriusz jest w tym samym stanie.
- Cóż, chyba możemy uznać to za remis – powiedział Syriusz, po czym wstał. – No, co zaobserwowaliście?
- Że nigdy nie chcemy stanąć przeciwko wam w pojedynku? – zaproponował Dean, powodując śmiech u kilku osób.
Syriusz wyszczerzył się.
- Nie to miałem na myśli – powiedział, mrugając do Harry’ego, po czym spoważniał. – Najtrudniejsze pojedynki są z tymi, którzy znają wasze silne i słabe strony. Wiem, że Harry pojedynkuje się w sposób defensywny i wykorzystałem to. Harry wie, że wolę ofensywę, więc próbował robić wszystko, by mnie rozproszyć. Czasami musicie przegrać z przyjacielem, żeby wygrać z wrogiem. Jeśli przyjaciel da wam radę, przyjmijcie ją i wykorzystajcie. Może wam bardzo często uratować życie.
Cisza rozbrzmiała w pomieszczeniu, więc Harry wstał i zeskoczył z platformy. Więc to był cel Syriusza na dzisiaj. Całkiem dobra rada. Pytanie, czy ludzie wezmą ją sobie do serca, czy nie. Było całkiem sporo ludzi, którzy mieli problem z akceptowaniem konstruktywnej krytyki.
- Następny pojedynek – powiedział Syriusz, zeskakując z platformy. – Ron Weasley i Hermiona Granger.
Niemal wszyscy w pomieszczeniu jęknęli. Czekała kogoś wycieczka do skrzydła szpitalnego.
Po prawdzie mogło pójść jeszcze gorzej, choć Harry nie był pewny, jak bardzo. Zestawienie ze sobą wiedzy Hermiony i temperamentu Rona zwyczajnie prosiło się o katastrofę. Ron nie miał wiele pewności siebie w pojedynkach oraz nie pomagało to, że jego najlepszy przyjaciel był u boku Hermiony, by móc dać jej radę. Tak, Syriusz tak ich podzielił, ale Ron wciąż był tym nieco zirytowany. Ron atakował z początku gwałtownie, czego Hermiona się spodziewała. Hermiona była cierpliwa, blokowała i odbijała posyłane w jej stronę zaklęcia, póki Ron się nie zmęczył. W momencie, gdy to się stało, zaatakowała i zdołała uwięzić go zaklęciem wiążącym.
Ron nie rozmawiał z Hermioną i Harrym przez resztę dnia, rozmyślając w ciszy. Inne pojedynki skończyły się w całkiem podobny sposób. Dean pokonał Parvati, Seamus z łatwością pokonał Lavender, a Harry wygrał z Nevillem. Harry mocno się powstrzymywał, dając Neville’owi szansę, ale członek Rady zaakceptował porażkę zanim pojedynek się w ogóle rozpoczął.
- Nie mam tu żadnej szansy, ale miejmy nadzieję, że czegoś się z tego nauczę – powiedział Neville, szokując wszystkich. To była godna podziwu postawa, co Syriusz zaznaczył w klasie. To nastawienie, które wszyscy powinni mieć, ale niewielu je przyjmowało.
Mimo wszystko, kto martwił się nauką, gdy duch współzawodnictwa przewyższał wszystkie inne myśli?


wtorek, 1 października 2019

ZS - Rozdział 30 - Łapiąc ciemność w sidła



Gdy wszyscy z Zakonu zostali powiadomieni, a drużyna uderzeniowa zmobilizowana, Severus wziął Harry’ego na bok w swoich kwaterach i zaczął na niego rzucać warstwy zaklęć obronnych – zaprojektowanych tak, by odbijały raniące zaklęcia z powrotem w kierunku atakującego oraz takich, które ochraniały przed silnymi klątwami, jak Confringo albo Incendio. Lekcje oklumencji Harry’ego wzmocniły jego naturalną oporność na klątwę Imperius, a Severus dał Harry’emu eliksir, niwelujący efekty Cruciatusa, gdyby ostatecznie jakimś dostał. Warstwy zostały nałożone ekspercko, jedna na drugą, nakładając się płynnie.
Kiedy Severus opuścił różdżkę, Harry poczuł się dziwie, jakby został ukryty pod powietrznym pancerzem. Osłony sprawiły, że jego skóra mrowiła, a lodowate uczucie spłynęło w dół jego kręgosłupa, ale uczucia szybko znikną, jak zapewnił go Severus.
- A teraz czy wiesz, co masz robić?
- Tak. Pójdę z Tonks i Charliem do Sali Przepowiedni i znajdę kulę z imieniem moim i Czarnego Pana. Potem zdejmę ją z szafki, przejdę na środek pomieszczenia, opuszczę osłony wokół umysłu i zacznę myśleć mocno o tym, jak bardzo mam przepowiednię.
- Dobrze. Miejmy nadzieję, że wyczuje połączenie i zobaczy, jak stoisz z kulą. A wtedy wyśle śmierciożerców i sam przyjdzie, by odebrać przepowiednię. A kiedy się pojawią, ty pozwolisz Tonks i Charliemu bronić się i jak najdłużej będziesz się trzymał od tego z daleka. Jest to dla ciebie jasne? Nie chcę żadnego heroizmu, mieszania w walkę, masz pozwolić Aurorom walczyć ze śmierciożercami. Ale jeśli zostaniesz zaatakowany, nie powstrzymuj się. Wykorzystaj wszystko, czego się nauczyłeś, w tym umiejętności boksowania, a nawet użyj swojej animagicznej formy. Czasami dobrze wykonany prawy sierpowy może przechylić szalę walki tak samo dobrze, jak jakaś klątwa lub zaklęcie.
- Niech się pan nie martwi. Będę ostrożny. Nie jestem… tak impulsywny jak kiedyś. Nauczyłem się tego od ciebie, Sev.
- Dzięki Merlinowi, że jakieś moje lekcje wlazły ci do głowy – droczył się Severus. Spojrzał na chłopca, którego nauczył się kochać, całkiem nieświadomie, jak syna i pomyślał: Oto młody czarodziej i chłopak… nie, młody mężczyzna, z którego można być dumnym. Położył dłoń na ramieniu Harry’ego i ścinął ją lekko. – Powodzenia i niech ci Merlin sprzyja, Harry. Bądź bezpieczny.
- Co ty będziesz robił, Sev?
- To co muszę i co trzeba zrobić – odpowiedział zagadkowo Mistrz Eliksirów.
Nagle Harry wyciągnął ręce i owinął ramiona wokół opiekuna.
- Wrócę do ciebie do domu, Sev. Obiecuję.
Severus zamarł na moment, jak zaskoczony jeleń. Potem jego ramiona owinęły się wokół Harry’ego i przytulił go, na początku z dozą niezręczności, ale potem zacisnął uścisk, póki szczupły chłopak nie został dociśnięty do jego ramienia. Och, Harry. Znasz mnie lepiej niż sam znam siebie. Będę się martwił, póki nie będziesz znów bezpieczny w domu.
- Dziękuję, pisklaku – wymamrotał jego opiekun.
Harry pozostał w jego uścisku przez jeszcze moment, po czym wzmocniła się jego nieśmiałość i odsunął się.
- Do zobaczenia za niedługo, Sev. – I z tymi słowami, Harry wszedł w kominek i zniknął na Grimmauld Place, a stamtąd do Ministerstwa z towarzyszącymi mu siłami uderzeniowymi Zakonu.
Severus zaczął chodzić w kółko przez kilka minut, czując się jak rodzic, który właśnie obserwuje, jak jego syn opuszcza dom, by dołączyć do armii, dumny i przerażony jednocześnie. Ostatecznie rzucił się na kanapę i wyciągnął książkę, którą studiował przez ostatnie dwa tygodnie. Niemal nauczył się zasad i teraz potrzebował tylko encyklopedię zwierząt.
- Twixie! – zawołał cicho.
- Tak, panie Severusie? – pojawiła się przy nim, uśmiechając się.
- Chciałbym, żebyś załatwiła mi coś w bibliotece. Zapytaj panią Pince, czy ma jakąś encyklopedię zwierząt, nie tylko z magicznymi, ale zwykłymi stworzeniami.
- Wracam za minutkę, panie Severusie! – obiecała skrzatka, po czym zniknęła.
Severus usadowił się na kanapie, by poczekać, zastanawiając się z napięciem, czy w Ministerstwie już coś się stało.
Artur, Syriusz, Remus i Shacklebolt byli w Sali Przepowiedni, ukrywając się za silnymi zaklęciami ukrywającymi i iluzji, pomiędzy szafkami zawierającymi kule z udokumentowanymi przepowiedniami, które zostały wygłoszone przez różnych jasnowidzów przez wieki. Wszyscy czekali z różdżkami na pojawienie się śmierciożerców.
Moody i czwórka innych aurorów zajęli pozycje tuż przy wejściu, strzegąc drzwi przed tymi, który by próbowali wejść do pomieszczenia z korytarza.
Harry szedł wzdłuż rzędów kryształowych kul, nieomylnie idąc w kierunku przepowiedni, jak ćma do ognia. Mimo że wiedział, że jest fałszywa, wciąż go wołała, ponieważ Trelawney nasączyła ją częścią swojego daru jasnowidzenia, która wystarczyła, że tylko dwie osoby, o których mowa w przepowiedni, będą w stanie ją wziąć.
Obok niego, przemieniona w Hermionę, szła Tonks, a po drugiej stronie Charlie, nosząc zaklęcie maskujące, upodabniające go do Rona. Zdecydowali, że Harry nigdy by nie poszedł do Ministerstwa sam, a kto lepiej mu potowarzyszy niż jego dwóch najlepszych przyjaciół?
Harry szedł wolno przejściem, jego stopy niemal nie powodowały dźwięku, ale zostawiały ślady stóp na pokrytej kurzem podłodze. Wyraźnie nie było to miejsce, gdzie skrzaty domowe przychodziły często sprzątać. I było cicho. Zbyt cicho. Niemal jak w grobowcu. Harry zadrżał i szybko odszedł od takiego myślenia. Mógł poczuć coraz głośniejsze wołanie przepowiedni we własnej głowie, zaczynające się od szeptu do wycia.
Chodź do mnie. Czekam na ciebie! Chodź! Weź mnie, usłysz mnie, bacz na mnie! Chodź!
Wiadomość powtarzała się w kółko, póki jego głowa nie zaczęła w odpowiedzi pulsować. Dobra, dobra, nadchodzę! – pomyślał z irytacją, zatrzymał się przy pięćdziesiątym piątym rzędzie i odwrócił w prawo.
Przeszedł koło około dwudziestu kul, z których wszystkie były ciemne, a wewnątrz nich kłębił się dziwny, szary dym. Istota przepowiedni, zapisana w momencie, gdy moc Jasnowidza się aktywuje.
Nagle jedna z kul zapłonęła i zaczęła błyszczeć lodowato niebieskim światłem. Zatrzymał się i zdjął ją z podstawki, słysząc, jak w jego głowie rozbrzmiewa pieśń powitalna. Odwrócił metkę i zobaczył, ku jego zaskoczeniu, że nie było na niej napisane Harry Potter i Lord Voldemort.
Zamiast tego było na niej Harry Potter, Severus Snape i Lord Voldemort.
Harry zamrugał i przetarł oczy. To musiał być błąd. Istniała tylko jedna przepowiednia, która mówiła o nim, prawda?
Słuchaj i bacz na moje słowa.
Ujął kulę w dłonie i usłyszał głos Trelawney, recytującą śpiewnym głosem:
- Cień Mrocznego, który powstanie ponownie, by przysłonić ziemię… ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i dwa lecące jastrzębie. Razem odkryją to, co ukryte i nauczą śmierć umierać!
Harry po prostu stał w miejscu oszołomiony. Ale… to przepowiednia Trelawney, którą wypowiedziała na obiedzie kadry. Ta, której nikt nie wziął na poważnie, poza samą Trelawney. Czy to mogła być… prawdziwa przepowiednia?
Przycisnął do ciebie kulę, słysząc w kółko ten sam szept.
Dwa latające jastrzębie… to oznacza mnie i Severusa. Ale jak to możliwe? – Umysł Harry’ego wirował.
Dwie przepowiednie. Jedna fałszywa i jedna prawdziwa.
Nagle Harry wiedział, co musi zrobić. Wyszeptał zaklęcie, by zmniejszyć kulę i wepchnął ją do małej kieszeni szaty, gdzie zwykle trzymał otwarte słoiki z atramentem, bo kieszeń zaklęta była tak, by ochronić wszystko w swoim wnętrzu bańką amortyzującą, dzięki czemu zapobiegała wylaniu i pęknięciu. Potem pokaże nową przepowiednię Severusowi i będą mogli zdecydować, co z tym zrobić. Jedną rzecz wiedział – Voldemort nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
Mając to na uwadze, szybko ukrył tą wiedzę w umyśle, ukrywając ją za ścianą tak grubą, że wizualnie była nieprzenikniona.
- Harry? Coś jest nie tak? – zapytała Tonks, choć brzmiała jak Hermiona.
- Nie, ja tylko… to jest gdzieś tu… - Uniósł głowę i posłuchał w umyśle wezwania fałszywej przepowiedni, która okazała się być w tym samym rzędzie, jakieś dwadzieścia kul dalej od pierwszej.
Tym razem przeczytał etykietkę zanim uniósł kulę, która jaśniała słabym niebieskim światłem. Widniało na niej: Harry Potter i Lord Voldemort.
Zdjął kulę z półki i usłyszał, jak zaczyna mówić:
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana; zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna. I jeden musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
Odetchnął ostro z ulgą. To była właściwa przepowiednia… a przynajmniej ta, po którą tu przyszedł. Trzymając kulkę w obu dłoniach, zaczął wracać na koniec rzędu półek, gdzie czekali Tonks i Charlie.
- Masz ją, kumplu? – zapytał Charlie, brzmiąc upiornie podobnie do Rona.
- Tak – odpowiedział Harry, pokazując im kulę, która wciąż lekko świeciła.
- Dobra robota, Harry! – pochwaliła Tonks. – A teraz faza druga. – Odwróciła się i uniosła zaciśniętą w pięść dłoń w powietrze, po czym opuściła ją, żeby inni wiedzieli, że kula została zdobyta.
Przeszła nieco przed nich w kierunku drzwi wejściowych, śledzona przez tych, którzy wciąż ukrywali się pod zaklęciami. Plan był taki, że opuszczą Salę Przepowiedni i skierują się do pomieszczenia obok zawierającego okryty zasłoną łuk, gdzie było wiele cieni, w których Zakon mógł się ukryć i manewrować, jeśli dojdzie do bitwy.
Zasłona była na podwyższeniu, więc Harry spojrzał na nią z ciekawością, widząc delikatną zasłonę, poruszaną nieistniejącą bryzą i słysząc wołanie dziwnych, upiornych głosów.
- Co to jest? I dlaczego mogę usłyszeć zza niej głosy?
- To Zasłona śmierci, Harry – wymamrotała Tonks, kładąc dłoń na jego przedramieniu. – Nie podchodź za blisko. Ci, którzy przekroczą zasłonę, nigdy nie wracają. To portal do Królestwa Śmierci.
- Ale słyszę głosy – zaczął Harry, mając nadzieję, że kobieta nie pomyśli, że oszalał.
- Tak. Ci, którzy stracili kogoś, kogo kochali i przyjaciół słyszą głosy zmarłych. Zignoruj je. – Zadrżała i odwróciła się plecami do łuku. – To miejsce przyprawia mnie o ciarki.
- Dobra, Harry. Spróbuj zobaczyć, czy możesz… uch… jakoś wezwać Sam Wiesz Kogo – nakazał Charlie.
Harry opuścił głowę, opuszczając osłony wokół umysłu poza tą, chroniącą wiadomość o nowej przepowiedni. Potem skoncentrował się, spoglądając na kulę w swojej dłoni i myśląc mocno: Udało się! Znalazłem zapis przepowiedni, którą Trelawney podała tamtej nocy Dumbledore’owi. W końcu mam jakieś odpowiedzi! Może teraz rzeczywiście mogę coś Zrobić zamiast siedzieć na tyłku i pozwalać wszystkim mną kierować!
Stworzył w umyśle obraz kuli i zaczął w kółko myśleć: Spójrz na to, udało się! Wysłał tą myśl i błagał, by to dziwne połączenie między nim a Voldemortem wciąż działało.
Nagle pojawiły się błyski niebieskiego i czerwonego światła, gdy do pomieszczenia aportowali się śmierciożercy. Harry rozpoznał ich wszystkich ze zdjęć, które pokazał mu Severus na jednej z sesji treningowych, choć niektórych znał, bo wcześniej ich spotkał.
Jednym z nich był oczywiście Lucjusz Malfoy. Był prawą ręką Czarnego Pana wraz z szaloną Bellatrix Lestrange, która podobno była Jego Panią, a potem Nott, Rudolf, Goyle, Rabastan, Jugson, Dołohow, MacNoir, Avery, Rookwood i Mulciber.
Lucjusz pierwszy wyszedł do przodu, jego blado niebieskie oczy pociemniały z oczekiwania.
- No, no, pan Potter. Co my tu mamy?
Harry wycofał się, wyciągając swoją różdżkę.
- Nic, co byś chciał.
- Przeciwnie. Masz coś, czego bardzo potrzebuję – odparował Lucjusz, a jego kulturalny ton zrobił się mocniejszy. – Daj mi przepowiednię, Potter, i możesz odejść. – Jego laska groźnie się uniosła.
Harry przytulił kulę do piersi, wiedząc, że musi sprawić, by to dobrze wyglądało.
- Przepowiednia nie należy do ciebie, Malfoy. – Wycofał się powoli.
- Należy do mojego Lorda, który wysłał mnie, żebym ją odzyskał. A teraz daj mi ją, chłopcze!
- Zostaw Harry’ego w spokoju! – krzyknęła Tonks, wciąż udając Hermionę. Przeszła przed Harry’ego z wyciągniętą różdżką.
- Z drogi, wścibska dziewczynko! – krzyknął Lucjusz, a potem skierował różdżkę w Tonks.
- Ojej, wujku Luke, czy twoja matka nie nauczyła cię, by nie rzucać klątw w damy? – skarciła Tonks, a jej rysy twarzy rozmyły się z powrotem w jej własne z oszałamiającymi fioletowo-różowymi włosami.
Lucjusz zamrugał zaskoczony.
- Co… Dora! – Natychmiast zrozumienie pojawiło się na jego twarzy, gdy Charlie zniósł urok z siebie oraz Syriusza, Remusa i Moody’ego, reszta aurorów wyszła z cienia i zaatakowała. – Wyjąć różdżki! To pułapka!
Inni śmierciożercy wyciągnęli różdżki i zaatakowali członków Zakonu. W ciągu minuty wszędzie latały zaklęcia, gdy mroczni czarodzieje próbowali wykończyć obrońców Harry’ego i dorwać przepowiednię.
Trójka śmierciożerców wkrótce padła, oszołomiona przez Kingsleya, Moody’ego i Artura. Lucjusz rzucił zaklęcie oszałamiające na Tonks, która w odpowiednim czasie zrobiła unik.
- Z drogi, Doro! Rodzina czy nie, wyślę cię z powrotem do Andromedy i twojego mugolskiego ojca w kawałkach.
Tonks rzuciła zaklęcie Incendio, podpalając szaty Lucjusza.
Obok niej, Charlie pojedynkował się z Dołohowem, którego twarz wykrzywiła się w nieprzyzwoitej parodii uśmiechu.
- Crucio! – krzyknął Dołohow, ale Charlie pospiesznie rzucił zaklęcie odbijające.
Harry, starając się zrobić to, co mu kazano i trzymać się z dala od linii ognia, zdecydował, że najlepszym sposobem będzie zmienić się we Freedoma. Jego odziane w pióra ciało wystrzeliło w powietrze, unosząc się nad walką tuż nad zakrytym zasłoną łukiem.
Pod nim głosy zmarłych syczały i jęczały w odpowiedzi śmiertelny konflikt poniżej.
Syriusz stanął twarzą w twarz z Bellatrix, jego zwykle wesołe oczy zwęziły się w szparki z groźnym szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Długo się nie widzieliśmy, Bziknięta Bello! – powiedział, używając przezwiska, które wymyślili dla niej, gdy byli dziećmi i lubiła dręczyć jego młodszego brata, Regulusa. Zawsze jej nienawidził, jej fanaberii i paskudnych, podstępnych zachowań.
Zarechotała w jego kierunku.
- Gdyby to zależało ode mnie, psie gówno, moje oczy byłyby ostatnią rzeczą, jaką byś kiedykolwiek zobaczył, jeśli pojmujesz, o co mi chodzi! – Zakręciła różdżką i zanuciła: – Ktoś umrze, ktoś umrze i to możesz… być… TY… drogi kuzynie! Confringo!
Jej zaklęcie wybuchające uderzyło w ścianę tuż za Syriuszem, ale minęło animaga, ponieważ w samą porę zanurkował ku podłodze. Przeturlał się, by zamortyzować upadek, gdy pokój się zatrząsł, a potem już był z powrotem na nogach, wskazując różdżką w plecy Bellatrix.
- Szalona suko, chcesz zabić nas wszystkich? – krzyknął. – Incarcerous!
Liny wystrzeliły z jego różdżki, owijając się wokół nóg Bellatrix. Pisnęła, ale zdołała usunąć je machnięciem różdżki, nim mogły się zacisnąć i ją związać.
- Dlaczego nie, wrodzony kundlu! Nawet jeśli wszyscy dzisiaj umrzemy, przynajmniej umrę wiedząc, że zabrałam cię ze sobą! – Odrzuciła głowę i ponownie się roześmiała, a jej śmiech był potępiony i szalony.
- Jesteś szalona, Bello. Nic dziwnego, że zakochujesz się w takich ofiarach jak Rudolf czy Voldi – odparował Syriusz. Wypowiedział zaklęcie sieci i jaśniejąca, magiczna sieć wyleciała z czubka jego różdżki i opadła, by złapać chichoczącą wiedźmę.
Bellatrix podpaliła ją, po czym rzuciła zaklęcie tarczy, nie bacząc na ogniste iskry, które opadły dookoła niej.
- Zły, niegrzeczny Syri. Wiesz, jeśli chcesz mnie związać, wystarczy ci tylko para kajdanek – uśmiechnęła się ironicznie i syknęła. – Imperio! Chcesz być moim sługą, Syriuszu?
Oczy Syriusza stały się na moment puste, szarpnął się wbrew klątwie, walcząc z nią całym sobą.
- Nie walcz ze mną, kuzynie! Albo cię złamię! – syknęła Bellatrix, koncentrując się bardzo. – Na kolana, Black! Czołgaj się i ucałuj mi stopy!
Syriusz sapnął, pot pojawił się na jego czole. Jego nogi powoli zaczęły się uginać, gdy klątwa zmuszała go do uklęknięcia przed sadystyczną kuzynką.
Tuż nad nimi, Freedom zaskrzeczał: Walcz z tym, Syriuszu! Otrząśnij się! Uda ci się!
- Słuchaj mnie, kundlu!
Syriusz trząsł się, gdy klątwa zmuszała go do słuchania i walczył, by odzyskać swoją wolną wolę. Zawsze myślał, że może się równać z każdym śmierciożercą, ale przy jej szaleństwie i nienawiści, Bellatrix przewyższała go.
Jedno kolano dotknęło ziemi.
Nie będąc w stanie już znieść okropnego upokorzenia swojego ojca chrzestnego, Freedom zanurkował w kierunku Bellatrix, mając nadzieję, że to złamie działanie klątwy. Jak błyskawica z nieba, jastrząb uderzył, wysunął szpony, mocno przesuwając nimi po ciele złej czarownicy i wyrywając jej część włosów i skóry głowy.
Zaskrzeczała i zakryła się, ale niestety atak Freedoma jej nie rozbroił. Zdołała przytrzymać różdżkę i uderzyć, gdy odleciał, rzucając zaklęciem burzy gradowej.
Morderczy grad zbombardował lecącego jastrzębia i Freedom został zmuszony do wylądowania i przemiany z powrotem w ludzką formę, nim wielki grad go zmiażdży.
- Maleńki Potter! – zaskrzeczała Bellatrix, a jej oczy zabłysły szaleństwem i bólem. Krew powoli spływała w dół jego twarzy, tworząc przerażający obraz. – Potter jest animagiem, prawda? Znam zaklęcie, by móc zmierzyć się z takimi jak ty!
- Ja też znam zaklęcie w sam raz na ciebie! – krzyknął Harry. – Arcius frigid… - zamierzał rzucić na nią zaklęcie zamrażające, które zamknęłoby ją w bloku lodu, ale Lucjusz podszedł od niego od tyłu i wycelował w niego klątwę meteorów, która według słów Snape’a była możliwa do odbicia, ale jej siła pchnęła Harry’ego na ziemię.
W międzyczasie Syriusz otrząsnął się z pozostałości Imperiusa i skoczył przed Harry’ego.
- Zostawcie go w spokoju, dranie! To tylko dzieciak!
- A dzieci umierają, kuzynie! – zanuciła Bellatrix. – Zwłaszcza dzieci ze zdolnością animagii! – Jej oczy pociemniały i syknęła: – Klątwa Syren dla ciebie, Harry Potterze! Szaleństwo bez końca! Eterna rabiosa!
Dziwna lepka mgła wyleciała z różdżki Bellatriź w kierunku Harry’ego.
Tylko Syriusz zapobiegł temu, by go dosięgła, ponieważ swoim ciałem zablokował jej drogę.
Klątwa, zwabiona przez unikalną strukturę magii animaga, szybko przylgnęła do Syriusza i zaczęła wchłaniać się przez jego skórę. Syriusz sapnął i krzyknął, gdy klątwa wgryzła się w jego umysł, budząc w nim szaleństwo i zaczął nieregularnie zmieniać kształty – klątwa wpływała na jego zdolność do kontrolowania zarówno jego ludzkiej, jak i psiej, formy. W jednej chwili był wyjącym psem, w następnej człowiekiem wijącym się na ziemi.
- NIEEEEE! Syriuszu!
Harry był już na nogach, zaciskając zęby we wściekłości.
- Wyrwę ci wątrobę, harpio!
Zaczął ponownie zmieniać się we Freedoma, jednak został powstrzymany przez Lucjusza, który szybko powiedział:
- Animagus Revelario!
Został gwałtownie pchnięty z powrotem do jego ludzkiej formy, a Lucjusz warknął:
- Przepowiednia, chłopcze! Daj mi ją, a pozwolę ci żyć.
Harry splunął mu w twarz. Potem krzyknął:
- Chcesz ją, to ją łap, Malfoy! – Po czym rzucił ją mocno w ścianę.
Lucjusz okręcił się, by ją złapać, ale był zbyt wolny.
Kryształowa kula roztrzaskała się na miliona maleńkich kawałków.
- Nie… - sapnął Lucjusz. – Nie! Wiesz, czym to mnie będzie kosztować? WIESZ? – Odwrócił się w kierunku szczupłego chłopca, piana pokryła jego usta, gotów rozerwać młodego czarodzieja na strzępy.
Inni członkowie Zakonu byli zbyt zajęci walką z ich własnymi przeciwnikami, by dostrzec, że Harry jest w niebezpieczeństwie, niektórzy byli martwi, a inni, jak Remus i Tonks, byli okropnie ranni. Moody walczył z dwoma przeciwnikami, Goylem i Jugsonem, pokonawszy już Rookwooda, który wciąż leżał u jego stóp z szyją wykrzywioną pod dziwnym kątem.
Najpierw obrona, potem atak! – słowa Severusa odbiły się w jego głosie, więc Harry prędko rzucił zaklęcie tarczy, modląc się, by to i słowa Severusa powstrzymały to, co Lucjusz próbował mu zrobić.
Nagle nad nim rozległ się ostry skrzek.
Lucjusz uniósł wzrok i zobaczył wielkiego jastrzębia gołębiego z ciemnym upierzeniem, który pędził w jego kierunku ze szponami gotowymi, by drapać i rozrywać.
Wyciągnął rękę, ale było zbyt późno.
Wielkie szpony przeorały jego twarz, wyrywając jego oko i pół policzka.
Lucjusz krzyknął w agonii.
Jastrząb przywarł do jego wroga, jego wielki dziób również ranił jego głowę.
Harry sapnął, gdy tuzin myśli przebiegło przez jego głowę. Skąd wziął się ten jastrząb? Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużego!
Jastrząb uniósł wzrok i wrzasnął z wściekłości: Uciekaj, głupi pisklaku! Uciekaj, już!
Zanim Harry mógł w pełni pojąć, że może zrozumieć ciemnego jastrzębia, odkrył, że posłuchał, wycofując się z ponurej bitwy toczącej się przed nim, unikając rzucanych w jego stronę przez Bellatrix zaklęć miażdżących kości, po czym odwrócił się i krzyknął ponownie zaklęcie zamrażające.
Lodowe zaklęcie uderzyło w Bellatrix jak arktyczny powiew wiatru, odpychając ją przez pół komnaty i łapiąc w bloku lodu.
Przylegając plecami do ściany, Harry rozejrzał się, starając się dostrzec przez dym i błyski magicznej energii, kto w pomieszczeniu trzyma się na nogach.
Zobaczył, że Kingsley stoi nad Remusem, który tulił do siebie drugą dłoń, rozdarcie nad jego okiem zakrwawiło całe jego szaty, a twarz była blada.
Moody i Artur walczyli plecy w plecy, wypalając klątwy w Avery’ego i Rabastana. Na podłodze za nimi leżeli dwaj inni śmierciożercy.
Tonks leżała nieruchomo kilka stóp od podwyższenia z zasłoniętym łukiem, a Harry modlił się, by nie była martwa.
Potrząsnął głową – lekko kręciło mu się w głowie z powodu tak gwałtownego wrzucenia z postaci jastrzębia z powrotem w ludzką formę, ale mimo tego jego oczy zwróciły się w kierunku ciemnego jastrzębia, który okaleczał Lucjusza Malfoya i postać Syriusza, leżącego na podłodze, drgającego słabo, choć teraz był całkowicie człowiekiem.
Jastrząb gołębi odbił teraz w powietrze, zostawiając poważnie rannego Lucjusza, który skomlał i jęczał na ziemi. Wielki jastrząb, przynajmniej dwa razy większy od Freedoma, zrobił kółko i zanurkował w kolejnego śmierciożercę, Mulcibera, który próbował rzucić mordercze zaklęcie na Charliego Weasleya.
Tym razem jastrząb zaatakował rękę Mulcibera z różdżką, uderzeniem łamiąc nadgarstek czarodzieja, po czym ponownie odleciał.
Ten cholerny ptak nieco zwiększa nasze szanse, pomyślał Harry, rozważając przemienienie się, by dołączyć do jastrzębia w powietrzu.
Aż nagle nadszedł wybuch magii tak potężny, że drzwi pomieszczenia wyleciały z zawiasów i zostały posłane przez całą długość pokoju, niemal z miejsca miażdżąc Harry’ego.
Harry podskoczył, sapiąc i kaszląc z powodu kurzu.
A tam, w drzwiach, stał Voldemort.
Czarny Pan przybył zobaczyć, co zatrzymało jego śmierciożerców.
I nie był w dobrym humorze.
Harry poczuł nagły ból przeszywający jego głowę, więc instynktownie oczyścił umysł, ale czuł, jak mroczne połączenie budzi się do życia pomimo jego prób zablokowania go. Mógł poczuć, jak tarcze rozpadają się jak papier przed szturmem spowodowanym obecnością Czarnego Pana.
Spanikowany krzyknął:
- Severusie! Pomóż mi! On próbuje wejść mi do głowy!
Z daleka usłyszał głos Severusa, może go sobie wyobraził, ale przypomniał mu znaleźć środek i uczynić umysł całkiem pustym. Walczył, by to zrobić, czuł wzrastającą złość Voldemorta, gdy próbował posiąść swojego wroga.
Rozpalone do czerwoności węgle wbijały się za oczami w Harry’ego, który drżał i szlochał, to bolało, Merlinie, jak to bolało! Czuł, jakby jego mózg został wywrócony na lewą stronę.
A potem Voldemort przemówił, a jego głos był wysoki i ostry.
- Gdzie moja przepowiednia, Harry Potterze? Co z nią zrobiłeś, ty zły, niegrzeczny chłopcze?
Harry nie odpowiedział, był zbyt zajęty próbą trzymania drapiących pnączy Voldemorta z dala od swojego umysłu.
- Nie musisz torturować Harry’ego, by usłyszeć przepowiednię, Tom – zbeształ go czyjś głos.
Towarzyszył mu błysk jasnego światła, gdy to Albus Dumbledore i Fawkes pojawili się w pomieszczeniu.
Feniks uwolnił swojego czarodzieja ze skrzekiem i zniknął w koronie płomieni, poświęcając resztę swojej niebiańskiej energii, by sprowadzić Dumbledore’a na czas do Ministerstwa, a teraz miał przejść odrodzenie.
Voldemort poderwał się, a jego czerwone oczy ze szparkami zapłonęły niezachwianą nienawiścią i czymś więcej… strachem.
- W końcu zdecydowałeś się ze mną zmierzyć, starcze? Jakie to satysfakcjonujące! Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, jak powiedzieliby ci żałośni mugole!
Dumbledore wyprostował się na całą swoją wysokość, a moc trzasnęła wokół niego w małych fioletowych rozbłyskach podobnych do słońca.
- Nikogo dzisiaj nie zabijesz, Tom. Uwolnij Harry’ego.
- Już nie masz nade mną żadnej kontroli, Dumbledore! – syknął Voldemort. – Nie jestem już dłużej twoim uczniem, starcze. Może zobaczymy, kto jest teraz mistrzem, a kto praktykantem?
Voldemort uniósł dłoń i fala czerwonej siły wystrzeliła z jego wyciągniętych palców. Otarła się o Dołohowa, a wielki śmierciożerca krzyknął i upadł na ziemię.
Dumbledore uniósł dłoń, a fioletowe rozbłyski złączyły się w tarczę.
Czerwony grot uderzył w fioletową tarczę z ogromnym hukiem, rozsyłając wszędzie iskry.
Harry poczuł, jak nacisk na jego umysł maleje i był w stanie go zasłonić.
Łzy ulgi wypełniły jego oczy, ale uparcie zamrugał, by się ich pozbyć.
Uniósł wzrok na Dumbledore’a i pomyślał: W końcu! Nie ma to jak ratunek w ostatniej chwili!
Skreer!
Harry uniósł wzrok i zobaczył nad swoją głową jastrzębia gołębiego.
Jeśli się skoncentrował, pozwalając części jego, która była Freedomem, przejąć kontrolę, mógł zrozumieć krzyki jastrzębia.
Przemień się! Nie będzie mógł wejść ci do głowy, gdy będziesz w jastrzębiej formie. Zmień się!
Harry posłuchał, w mgnieniu oka stając się Freedomem.
Jastrząb wzbił się w górę, by poszybować w parze z wielkim drapieżnikiem.
Kim jesteś?
Jastrząb odwrócił głowę, zerkając na mniejszego drapieżnika z czymś, co wydawało się być rozbawieniem. Mów mi Warrior. Trzymaj się blisko, bo zbłąkana skra może cię wykończyć.
Freedom miał dziesiątki pytań, które chciał zadać dziwnemu jastrzębiowi, ale jego uwaga została skupiona na bitwie między Dumbledorem a jego byłym uczniem.
Ogień napotkał lód i zderzyły się. Błyskawica wyleciała z różdżki Albusa i została odparta przez wietrzną tarczę Voldemorta. Odbiła się od niej i odbiła rykoszetem w ścianę, pozostawiając za sobą poczerniałą dziurę. Zaklęcia, które były bardziej czystą energią, niż czymkolwiek innym, były rzucane, odpierane i ponownie rzucane.
Voldemort próbował raz po raz rzucać swoje ulubione zaklęcia ofensywne i w kółko nie był w stanie ich wypowiedzieć, dzięki zaklęciom uciszającym, Szorującym Usta i czarze Związanego Języka Albusa.
Voldemort odparł te zaklęcia po chwili czy dwóch, ale one tylko zwiększały jego wściekłość. Miał wielkie pragnienie pokonać byłego nauczyciela i udowodnić, że on, nie Dumbledore, był potężniejszym czarodziejem.
- Zdobędę przepowiednię, stary robalu! I nikt, ani ty, ani twój Zakon Głupców, nie stanie mi na drodze! – zagrzmiał Voldemort, wysyłając kolejną salwę całkiem mrocznej energii w kierunku Dumbledore’a.
Starszy czarodziej potrząsnął głową.
- Jeśli chciałeś przepowiedni, Tom, wystarczyło… poprosić. – Zablokował salwę mrocznej magii i odbił ją w kierunku Voldemorta.
Mroczny czarodziej został zbity z nóg przez jego własne zaklęcie i przez moment leżał na podłodze.
- Jestem Lord Voldemort i nie proszę o nic! Ja biorę!
- Och? Więc wygląda na to, że to sytuacja patowa – powiedział spokojnie Dumbledore.
Voldemort rozejrzał się i zobaczył, że ponad połowa jego najbardziej zaufanych ludzi była ranna, martwa albo oszołomiona. To okropnie niezadowalająca bitwa, pomyślał ponuro mroczny czarodziej. Ale zawsze mógł być następny raz. Polizał wargi. Jego potrzeba krwi i rozpaczy nie była jeszcze zaspokojona.
Zauważył drżące ciało Syriusza Blacka, leżące na ziemi kilka stóp od zakrwawionego Lucjusza Malfoya. Rozpacz i szaleństwo pokrywało go jak płaszcz. Wyciągając różdżkę, zaczął pochłaniać nieco rozpaczy czarodzieja i poczuł, jak robi się silniejszy. Ach! Smak rozpaczy! To słodkie! – Przełknął ją chętnie.
Freedom zaskrzeczał z wściekłością. Niech on przestanie! Robi coś Syriuszowi!
Karmi się jego rozpaczą i bólem. To dla niego pożywienie i picie, powiedział Warrior.
- Przestań! – nakazał Dumbledore.
Voldemort roześmiał się kpiąco.
- Jeszcze nie. – Jego oczy rozbłysły. – Ból, rozpacz i trucizna. To wszystko mnie wspiera.  – Nagle uśmiechnął się, choć zimno i okrutnie. – Jeśli nie dasz mi przepowiedni, Dumbledore, może cię namówię!
Powietrze zafalowało i nagle Voldemort zniknął.
Na jego miejscu pojawił się średniej wielkości czarno-zielony gad.
Heloderma arizońska! – pomyślał Freedom, rozpoznając jadowitą jaszczurkę, którą widział w encyklopedii zwierząt Dudleya. Voldemort też jest animagiem!
Jaszczurka podeszła do leżącego Syriusza, wczołgała się na niego i przygotowała, by ugryźć nieprzytomnego mężczyznę w szyję, sycząc z zadowoleniem. No, stary koźle? Kogo wybierzesz? Poświęcisz czyjeś życie dla chłopca, który przeżył? Myśl szybko, starcze, bo jestem głodny.
Paszcza jaszczura otworzyła się szeroko, a Freedom mógł zobaczyć jad błyszczący na jego zębach dolnej szczęki. Skwiercząc, opadł na obnażoną szyję Syriusza.
Dumbledore zawahał się.
- Czekaj. Powiem ci resztę przepowiedni.
To nasza szansa – syknął Warrior do Freedoma. – Kiedy będzie rozproszony, uderzymy. Gotowy? Ty z lewej, a ja z prawej.
Rozumiem. Freedom rozpostarł swoje skrzydła.
Na niewypowiedziany sygnał dwa jastrzębie zleciały w dół z taką wielką prędkością, że były zaledwie zamazanymi plamami.
Voldemort był zbyt zajęty próbą zastraszenia Dumbledore’a, by przykładać uwagę do zagrożenia nad sobą, więc nie dostrzegł niebezpieczeństwa, aż nie było za późno.
Szpony Freedoma zacisnęły się na końcu pleców Voldemorta, wbijając się w miękkie ciało jaszczurki.
ARRRRGGHHH!
Jaszczurzy animag wrzasnął z bólu, gdy jastrząb chwycił go w bezwzględnym uścisku, unosząc z dala od Syriusza i w powietrze.
Ułamek sekundy później wielkie szpony Warriora zacisnęły się na drugim końcu jego ciała i wspólnie dwa jastrzębie wydusiły życie z helodermy arizońskiej.
Ich szpony otworzyły się jednocześnie i złamane ciało jaszczurki, która była Voldemortem upadło na ziemię, lądując z chrzęstem.
Freedom wydał z siebie okrzyk zwycięstwa.
Kree-eear! Udało się! Jest MARTWY!
Zaczął krążyć w locie wokół zwłok, a ulga uderzyła w niego jak ogromna fala pływowa. Nareszcie zabójca jego rodziców był martwy.
Nie świętuj jeszcze, pisklaku, ostrzegł go jastrząb gołębi. Spójrz.
Na co? Jest martwy i nawet nie musimy się martwić… cholera jasna! Co się dzieje?
Złamane zwłoki jaszczurki nagle zaczęły się trząść, kruszyć i rozpadać, a z pustej muszli ciała wyłoniła się trująca, zielona mgła, która zlała się w postać pokonanego Voldemorta.
- Może i zniszczyliście moje ciało, ale powrócę! Jestem panem śmierci i nigdy mnie całkiem nie zniszczycie. Któregoś dnia wrócę. A wtedy będziecie cierpieć z powodu swojej bezczelności!
Potem cień zniknął i zwłoki jaszczurki zmieniły się w pył, rozwiane przez wiatr przywołany przez Dumbledore’a.
O co mu chodziło z tym, że jest panem śmierci? Nie może być zabity? Jak to możliwe? – zapytał Freedom.
Ponieważ wykorzystał starożytną czarną magię, by rozdzielić duszę, odpowiedział Warrior.
Skąd wiesz to wszystko? – zapytał podejrzliwie Freedom.
Harry, nie wiesz, kim jestem? – zapytał Warrior z rozbawionym machnięciem ogona.
A wtedy wszystko się połączyło. Severus! Ty… odkryłeś swoją animagiczną formę.
W rzeczy samej. Całkiem niedawno. Jastrząb gołębi zanurkował nisko, po czym przemienił się w znajomą, odzianą w czerń postać Mistrza Eliksirów.
Freedom zrobił to samo sekundę później, zachwycony, że Severus również był jastrzębim animagiem. Ale moment później całe jego uniesienie zmalało, gdy spojrzał na Syriusza, leżącego tak nieruchomo na ziemi.
- Syriusz! Co z Syriuszem? – krzyknął Harry, spoglądając błagalnie od jednego, do drugiego. – Musimy mu pomóc! Bellatrix rzuciła na niego jakąś klątwę – taką, która doprowadza ani magów do szaleństwa.
Dumbledore ukląkł obok rannego byłego aurora i wymamrotał zaklęcie wykrywające klątwy. Biała mgła pokryła leżącego animaga.
Chwilę później Dumbledore uniósł wzrok z ponurym wyrazem twarzy.
- Nie wiem, co to za klątwa. Nie jest mi znana. Ale może uzdrowiciele w św. Mungo będą mieli szczęście w rozszyfrowaniu jej i złamaniu. – Wstał, mamrocząc zaklęcie, które umieściło Syriusza na nosze.
- Mógłbyś zapytać Bellatrix – zasugerował Harry. Odwrócił się i wskazał miejsce, gdzie Bellatrix była uwięziona w bryle lodu.
Ku jego przerażeniu, odkrył jednak, że już jej tam nie było. Jedynym znakiem, że kiedykolwiek tam była, była kałuża wody. Bellatrix zdołała rozproszyć zaklęcie zamrażające i uciec. Tak jak Lucjusz Malfoy.
- Nie! – zawył Harry. – Zniknęła! Musimy ją znaleźć.
Dumbledore położył mu uspokajająco dłoń na ramieniu.
- Później, Harry. Musimy się najpierw zająć rannymi i… martwym.
- Martwym? – przełknął Harry.
Potem uniósł wzrok i zobaczył, jak Moody i Artur wyczarowują całuny, by położyć je na ciałach trójki śmierciożerców i jednego aurora.
- Kto?
Severus podszedł i położył dłoń na jego ramieniu.
- Miał na imię Sanders. Odważny mężczyzna.
- Och. Przykro mi – wyszeptał Harry, czując z dziwnego powodu poczucie winy.
- Nie obwiniaj się, Harry – powiedział mu cicho Severus. – To jest wojna i ludzie umierają. Nasi, jak również ich.
Harry zamrugał, by pozbyć się łez. Charlie pomagał Remusowi podnieść się na nogi, a Shacklebolt cucił Tonks. Dwaj inni aurorzy, których imienia Harry nie znał, związywali pozostałych przy życiu śmierciożerców przed wycieczką do Azkabanu.
- Severusie, musimy zabrać Syriusza do św. Mungo – powiedział Dumbledore.
- Też idę – powiedział Harry ze zdeterminowanym błyskiem w oczach.
- Niech będzie, drogi chłopcze. Będziesz musiał przenieść się z Severusem przez Teleportację Łączną – powiedział Dumbledore, po czym dotknął noszy Syriusza, by się z nim aportować.
Severus zacisnął uścisk na swoim podopiecznym.
- Weź głęboki oddech i policz do trzech.
Harry wykonał polecenie i w następnej chwili zobaczył niebieski błysk światła, a potem był ściskany i przyciągany, aż w końcu został wypluty na Oddziale Ratunkowym w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
 Zakołysał się i na moment przylgnął do szat Severusa, modląc się żarliwie, by można było znaleźć lekarstwo dla jego ojca chrzestnego.