Gdy
wszyscy z Zakonu zostali powiadomieni, a drużyna uderzeniowa zmobilizowana,
Severus wziął Harry’ego na bok w swoich kwaterach i zaczął na niego rzucać
warstwy zaklęć obronnych – zaprojektowanych tak, by odbijały raniące zaklęcia z
powrotem w kierunku atakującego oraz takich, które ochraniały przed silnymi
klątwami, jak Confringo albo Incendio. Lekcje oklumencji Harry’ego wzmocniły
jego naturalną oporność na klątwę Imperius, a Severus dał Harry’emu eliksir,
niwelujący efekty Cruciatusa, gdyby ostatecznie jakimś dostał. Warstwy zostały
nałożone ekspercko, jedna na drugą, nakładając się płynnie.
Kiedy
Severus opuścił różdżkę, Harry poczuł się dziwie, jakby został ukryty pod
powietrznym pancerzem. Osłony sprawiły, że jego skóra mrowiła, a lodowate
uczucie spłynęło w dół jego kręgosłupa, ale uczucia szybko znikną, jak zapewnił
go Severus.
-
A teraz czy wiesz, co masz robić?
-
Tak. Pójdę z Tonks i Charliem do Sali Przepowiedni i znajdę kulę z imieniem
moim i Czarnego Pana. Potem zdejmę ją z szafki, przejdę na środek
pomieszczenia, opuszczę osłony wokół umysłu i zacznę myśleć mocno o tym, jak
bardzo mam przepowiednię.
-
Dobrze. Miejmy nadzieję, że wyczuje połączenie i zobaczy, jak stoisz z kulą. A
wtedy wyśle śmierciożerców i sam przyjdzie, by odebrać przepowiednię. A kiedy
się pojawią, ty pozwolisz Tonks i Charliemu bronić się i jak najdłużej będziesz się trzymał od tego z daleka. Jest to dla
ciebie jasne? Nie chcę żadnego heroizmu, mieszania w walkę, masz pozwolić
Aurorom walczyć ze śmierciożercami. Ale jeśli zostaniesz zaatakowany, nie
powstrzymuj się. Wykorzystaj wszystko, czego się nauczyłeś, w tym umiejętności
boksowania, a nawet użyj swojej animagicznej formy. Czasami dobrze wykonany
prawy sierpowy może przechylić szalę walki tak samo dobrze, jak jakaś klątwa
lub zaklęcie.
-
Niech się pan nie martwi. Będę ostrożny. Nie jestem… tak impulsywny jak kiedyś.
Nauczyłem się tego od ciebie, Sev.
-
Dzięki Merlinowi, że jakieś moje lekcje wlazły ci do głowy – droczył się
Severus. Spojrzał na chłopca, którego nauczył się kochać, całkiem nieświadomie,
jak syna i pomyślał: Oto młody czarodziej
i chłopak… nie, młody mężczyzna, z którego można być dumnym. Położył dłoń
na ramieniu Harry’ego i ścinął ją lekko. – Powodzenia i niech ci Merlin
sprzyja, Harry. Bądź bezpieczny.
-
Co ty będziesz robił, Sev?
-
To co muszę i co trzeba zrobić – odpowiedział zagadkowo Mistrz Eliksirów.
Nagle
Harry wyciągnął ręce i owinął ramiona wokół opiekuna.
-
Wrócę do ciebie do domu, Sev. Obiecuję.
Severus
zamarł na moment, jak zaskoczony jeleń. Potem jego ramiona owinęły się wokół
Harry’ego i przytulił go, na początku z dozą niezręczności, ale potem zacisnął
uścisk, póki szczupły chłopak nie został dociśnięty do jego ramienia. Och, Harry. Znasz mnie lepiej niż sam znam
siebie. Będę się martwił, póki nie będziesz znów bezpieczny w domu.
-
Dziękuję, pisklaku – wymamrotał jego opiekun.
Harry
pozostał w jego uścisku przez jeszcze moment, po czym wzmocniła się jego
nieśmiałość i odsunął się.
-
Do zobaczenia za niedługo, Sev. – I z tymi słowami, Harry wszedł w kominek i
zniknął na Grimmauld Place, a stamtąd do Ministerstwa z towarzyszącymi mu
siłami uderzeniowymi Zakonu.
Severus
zaczął chodzić w kółko przez kilka minut, czując się jak rodzic, który właśnie
obserwuje, jak jego syn opuszcza dom, by dołączyć do armii, dumny i przerażony
jednocześnie. Ostatecznie rzucił się na kanapę i wyciągnął książkę, którą
studiował przez ostatnie dwa tygodnie. Niemal nauczył się zasad i teraz
potrzebował tylko encyklopedię zwierząt.
-
Twixie! – zawołał cicho.
-
Tak, panie Severusie? – pojawiła się przy nim, uśmiechając się.
-
Chciałbym, żebyś załatwiła mi coś w bibliotece. Zapytaj panią Pince, czy ma
jakąś encyklopedię zwierząt, nie tylko z magicznymi, ale zwykłymi stworzeniami.
-
Wracam za minutkę, panie Severusie! – obiecała skrzatka, po czym zniknęła.
Severus
usadowił się na kanapie, by poczekać, zastanawiając się z napięciem, czy w
Ministerstwie już coś się stało.
Artur,
Syriusz, Remus i Shacklebolt byli w Sali Przepowiedni, ukrywając się za silnymi
zaklęciami ukrywającymi i iluzji, pomiędzy szafkami zawierającymi kule z
udokumentowanymi przepowiedniami, które zostały wygłoszone przez różnych
jasnowidzów przez wieki. Wszyscy czekali z różdżkami na pojawienie się
śmierciożerców.
Moody
i czwórka innych aurorów zajęli pozycje tuż przy wejściu, strzegąc drzwi przed
tymi, który by próbowali wejść do pomieszczenia z korytarza.
Harry
szedł wzdłuż rzędów kryształowych kul, nieomylnie idąc w kierunku przepowiedni,
jak ćma do ognia. Mimo że wiedział, że jest fałszywa, wciąż go wołała, ponieważ
Trelawney nasączyła ją częścią swojego daru jasnowidzenia, która wystarczyła,
że tylko dwie osoby, o których mowa w przepowiedni, będą w stanie ją wziąć.
Obok
niego, przemieniona w Hermionę, szła Tonks, a po drugiej stronie Charlie,
nosząc zaklęcie maskujące, upodabniające go do Rona. Zdecydowali, że Harry
nigdy by nie poszedł do Ministerstwa sam, a kto lepiej mu potowarzyszy niż jego
dwóch najlepszych przyjaciół?
Harry
szedł wolno przejściem, jego stopy niemal nie powodowały dźwięku, ale
zostawiały ślady stóp na pokrytej kurzem podłodze. Wyraźnie nie było to
miejsce, gdzie skrzaty domowe przychodziły często sprzątać. I było cicho. Zbyt
cicho. Niemal jak w grobowcu. Harry zadrżał i szybko odszedł od takiego
myślenia. Mógł poczuć coraz głośniejsze wołanie przepowiedni we własnej głowie,
zaczynające się od szeptu do wycia.
Chodź do mnie. Czekam na
ciebie! Chodź! Weź mnie, usłysz mnie, bacz na mnie! Chodź!
Wiadomość
powtarzała się w kółko, póki jego głowa nie zaczęła w odpowiedzi pulsować. Dobra, dobra, nadchodzę! – pomyślał z
irytacją, zatrzymał się przy pięćdziesiątym piątym rzędzie i odwrócił w prawo.
Przeszedł
koło około dwudziestu kul, z których wszystkie były ciemne, a wewnątrz nich
kłębił się dziwny, szary dym. Istota przepowiedni, zapisana w momencie, gdy moc
Jasnowidza się aktywuje.
Nagle
jedna z kul zapłonęła i zaczęła błyszczeć lodowato niebieskim światłem.
Zatrzymał się i zdjął ją z podstawki, słysząc, jak w jego głowie rozbrzmiewa
pieśń powitalna. Odwrócił metkę i zobaczył, ku jego zaskoczeniu, że nie było na
niej napisane Harry Potter i Lord
Voldemort.
Zamiast
tego było na niej Harry Potter, Severus
Snape i Lord Voldemort.
Harry
zamrugał i przetarł oczy. To musiał być błąd. Istniała tylko jedna
przepowiednia, która mówiła o nim, prawda?
Słuchaj i bacz na moje słowa.
Ujął
kulę w dłonie i usłyszał głos Trelawney, recytującą śpiewnym głosem:
-
Cień Mrocznego, który powstanie ponownie,
by przysłonić ziemię… ale cień zostanie pokonany… przez ofiarę, prawdę i dwa
lecące jastrzębie. Razem odkryją to, co ukryte i nauczą śmierć umierać!
Harry
po prostu stał w miejscu oszołomiony. Ale…
to przepowiednia Trelawney, którą wypowiedziała na obiedzie kadry. Ta, której
nikt nie wziął na poważnie, poza samą Trelawney. Czy to mogła być… prawdziwa
przepowiednia?
Przycisnął
do ciebie kulę, słysząc w kółko ten sam szept.
Dwa latające jastrzębie… to
oznacza mnie i Severusa. Ale jak to możliwe? – Umysł Harry’ego wirował.
Dwie
przepowiednie. Jedna fałszywa i jedna prawdziwa.
Nagle
Harry wiedział, co musi zrobić. Wyszeptał zaklęcie, by zmniejszyć kulę i
wepchnął ją do małej kieszeni szaty, gdzie zwykle trzymał otwarte słoiki z
atramentem, bo kieszeń zaklęta była tak, by ochronić wszystko w swoim wnętrzu
bańką amortyzującą, dzięki czemu zapobiegała wylaniu i pęknięciu. Potem pokaże nową
przepowiednię Severusowi i będą mogli zdecydować, co z tym zrobić. Jedną rzecz
wiedział – Voldemort nigdy nie może się o tym dowiedzieć.
Mając
to na uwadze, szybko ukrył tą wiedzę w umyśle, ukrywając ją za ścianą tak
grubą, że wizualnie była nieprzenikniona.
-
Harry? Coś jest nie tak? – zapytała Tonks, choć brzmiała jak Hermiona.
-
Nie, ja tylko… to jest gdzieś tu… - Uniósł głowę i posłuchał w umyśle wezwania
fałszywej przepowiedni, która okazała się być w tym samym rzędzie, jakieś
dwadzieścia kul dalej od pierwszej.
Tym
razem przeczytał etykietkę zanim uniósł kulę, która jaśniała słabym niebieskim
światłem. Widniało na niej: Harry Potter
i Lord Voldemort.
Zdjął
kulę z półki i usłyszał, jak zaczyna mówić:
-
Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania
Czarnego Pana; zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi
się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako
równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna. I jeden musi zginąć
z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje.
Odetchnął
ostro z ulgą. To była właściwa przepowiednia… a przynajmniej ta, po którą tu
przyszedł. Trzymając kulkę w obu dłoniach, zaczął wracać na koniec rzędu półek,
gdzie czekali Tonks i Charlie.
-
Masz ją, kumplu? – zapytał Charlie, brzmiąc upiornie podobnie do Rona.
-
Tak – odpowiedział Harry, pokazując im kulę, która wciąż lekko świeciła.
-
Dobra robota, Harry! – pochwaliła Tonks. – A teraz faza druga. – Odwróciła się
i uniosła zaciśniętą w pięść dłoń w powietrze, po czym opuściła ją, żeby inni
wiedzieli, że kula została zdobyta.
Przeszła
nieco przed nich w kierunku drzwi wejściowych, śledzona przez tych, którzy
wciąż ukrywali się pod zaklęciami. Plan był taki, że opuszczą Salę Przepowiedni
i skierują się do pomieszczenia obok zawierającego okryty zasłoną łuk, gdzie
było wiele cieni, w których Zakon mógł się ukryć i manewrować, jeśli dojdzie do
bitwy.
Zasłona
była na podwyższeniu, więc Harry spojrzał na nią z ciekawością, widząc
delikatną zasłonę, poruszaną nieistniejącą bryzą i słysząc wołanie dziwnych,
upiornych głosów.
-
Co to jest? I dlaczego mogę usłyszeć zza niej głosy?
-
To Zasłona śmierci, Harry – wymamrotała Tonks, kładąc dłoń na jego
przedramieniu. – Nie podchodź za blisko. Ci, którzy przekroczą zasłonę, nigdy
nie wracają. To portal do Królestwa Śmierci.
-
Ale słyszę głosy – zaczął Harry, mając nadzieję, że kobieta nie pomyśli, że
oszalał.
-
Tak. Ci, którzy stracili kogoś, kogo kochali i przyjaciół słyszą głosy
zmarłych. Zignoruj je. – Zadrżała i odwróciła się plecami do łuku. – To miejsce
przyprawia mnie o ciarki.
-
Dobra, Harry. Spróbuj zobaczyć, czy możesz… uch… jakoś wezwać Sam Wiesz Kogo –
nakazał Charlie.
Harry
opuścił głowę, opuszczając osłony wokół umysłu poza tą, chroniącą wiadomość o
nowej przepowiedni. Potem skoncentrował się, spoglądając na kulę w swojej dłoni
i myśląc mocno: Udało się! Znalazłem
zapis przepowiedni, którą Trelawney podała tamtej nocy Dumbledore’owi. W końcu
mam jakieś odpowiedzi! Może teraz rzeczywiście mogę coś Zrobić zamiast siedzieć
na tyłku i pozwalać wszystkim mną kierować!
Stworzył
w umyśle obraz kuli i zaczął w kółko myśleć: Spójrz na to, udało się! Wysłał tą myśl i błagał, by to dziwne
połączenie między nim a Voldemortem wciąż działało.
Nagle
pojawiły się błyski niebieskiego i czerwonego światła, gdy do pomieszczenia
aportowali się śmierciożercy. Harry rozpoznał ich wszystkich ze zdjęć, które
pokazał mu Severus na jednej z sesji treningowych, choć niektórych znał, bo
wcześniej ich spotkał.
Jednym
z nich był oczywiście Lucjusz Malfoy. Był prawą ręką Czarnego Pana wraz z
szaloną Bellatrix Lestrange, która podobno była Jego Panią, a potem Nott,
Rudolf, Goyle, Rabastan, Jugson, Dołohow, MacNoir, Avery, Rookwood i Mulciber.
Lucjusz
pierwszy wyszedł do przodu, jego blado niebieskie oczy pociemniały z
oczekiwania.
-
No, no, pan Potter. Co my tu mamy?
Harry
wycofał się, wyciągając swoją różdżkę.
-
Nic, co byś chciał.
-
Przeciwnie. Masz coś, czego bardzo potrzebuję – odparował Lucjusz, a jego
kulturalny ton zrobił się mocniejszy. – Daj mi przepowiednię, Potter, i możesz
odejść. – Jego laska groźnie się uniosła.
Harry
przytulił kulę do piersi, wiedząc, że musi sprawić, by to dobrze wyglądało.
-
Przepowiednia nie należy do ciebie, Malfoy. – Wycofał się powoli.
-
Należy do mojego Lorda, który wysłał mnie, żebym ją odzyskał. A teraz daj mi
ją, chłopcze!
-
Zostaw Harry’ego w spokoju! – krzyknęła Tonks, wciąż udając Hermionę. Przeszła
przed Harry’ego z wyciągniętą różdżką.
-
Z drogi, wścibska dziewczynko! – krzyknął Lucjusz, a potem skierował różdżkę w
Tonks.
-
Ojej, wujku Luke, czy twoja matka nie nauczyła cię, by nie rzucać klątw w damy?
– skarciła Tonks, a jej rysy twarzy rozmyły się z powrotem w jej własne z
oszałamiającymi fioletowo-różowymi włosami.
Lucjusz
zamrugał zaskoczony.
-
Co… Dora! – Natychmiast zrozumienie pojawiło się na jego twarzy, gdy Charlie
zniósł urok z siebie oraz Syriusza, Remusa i Moody’ego, reszta aurorów wyszła z
cienia i zaatakowała. – Wyjąć różdżki! To pułapka!
Inni
śmierciożercy wyciągnęli różdżki i zaatakowali członków Zakonu. W ciągu minuty
wszędzie latały zaklęcia, gdy mroczni czarodzieje próbowali wykończyć obrońców
Harry’ego i dorwać przepowiednię.
Trójka
śmierciożerców wkrótce padła, oszołomiona przez Kingsleya, Moody’ego i Artura.
Lucjusz rzucił zaklęcie oszałamiające na Tonks, która w odpowiednim czasie
zrobiła unik.
-
Z drogi, Doro! Rodzina czy nie, wyślę cię z powrotem do Andromedy i twojego
mugolskiego ojca w kawałkach.
Tonks
rzuciła zaklęcie Incendio, podpalając szaty Lucjusza.
Obok
niej, Charlie pojedynkował się z Dołohowem, którego twarz wykrzywiła się w
nieprzyzwoitej parodii uśmiechu.
-
Crucio! – krzyknął Dołohow, ale Charlie pospiesznie rzucił zaklęcie odbijające.
Harry,
starając się zrobić to, co mu kazano i trzymać się z dala od linii ognia,
zdecydował, że najlepszym sposobem będzie zmienić się we Freedoma. Jego odziane
w pióra ciało wystrzeliło w powietrze, unosząc się nad walką tuż nad zakrytym zasłoną
łukiem.
Pod
nim głosy zmarłych syczały i jęczały w odpowiedzi śmiertelny konflikt poniżej.
Syriusz
stanął twarzą w twarz z Bellatrix, jego zwykle wesołe oczy zwęziły się w
szparki z groźnym szyderczym uśmiechem na twarzy.
-
Długo się nie widzieliśmy, Bziknięta Bello! – powiedział, używając przezwiska,
które wymyślili dla niej, gdy byli dziećmi i lubiła dręczyć jego młodszego
brata, Regulusa. Zawsze jej nienawidził, jej fanaberii i paskudnych,
podstępnych zachowań.
Zarechotała
w jego kierunku.
-
Gdyby to zależało ode mnie, psie gówno, moje oczy byłyby ostatnią rzeczą, jaką
byś kiedykolwiek zobaczył, jeśli pojmujesz, o co mi chodzi! – Zakręciła różdżką
i zanuciła: – Ktoś umrze, ktoś umrze i to możesz… być… TY… drogi kuzynie! Confringo!
Jej
zaklęcie wybuchające uderzyło w ścianę tuż za Syriuszem, ale minęło animaga,
ponieważ w samą porę zanurkował ku podłodze. Przeturlał się, by zamortyzować
upadek, gdy pokój się zatrząsł, a potem już był z powrotem na nogach, wskazując
różdżką w plecy Bellatrix.
-
Szalona suko, chcesz zabić nas wszystkich? – krzyknął. – Incarcerous!
Liny
wystrzeliły z jego różdżki, owijając się wokół nóg Bellatrix. Pisnęła, ale
zdołała usunąć je machnięciem różdżki, nim mogły się zacisnąć i ją związać.
-
Dlaczego nie, wrodzony kundlu! Nawet jeśli wszyscy dzisiaj umrzemy,
przynajmniej umrę wiedząc, że zabrałam cię
ze sobą! – Odrzuciła głowę i ponownie się roześmiała, a jej śmiech był
potępiony i szalony.
-
Jesteś szalona, Bello. Nic dziwnego, że zakochujesz się w takich ofiarach jak
Rudolf czy Voldi – odparował Syriusz. Wypowiedział zaklęcie sieci i jaśniejąca,
magiczna sieć wyleciała z czubka jego różdżki i opadła, by złapać chichoczącą
wiedźmę.
Bellatrix
podpaliła ją, po czym rzuciła zaklęcie tarczy, nie bacząc na ogniste iskry,
które opadły dookoła niej.
-
Zły, niegrzeczny Syri. Wiesz, jeśli chcesz mnie związać, wystarczy ci tylko
para kajdanek – uśmiechnęła się ironicznie i syknęła. – Imperio! Chcesz być moim sługą, Syriuszu?
Oczy
Syriusza stały się na moment puste, szarpnął się wbrew klątwie, walcząc z nią
całym sobą.
-
Nie walcz ze mną, kuzynie! Albo cię złamię! – syknęła Bellatrix, koncentrując
się bardzo. – Na kolana, Black! Czołgaj się i ucałuj mi stopy!
Syriusz
sapnął, pot pojawił się na jego czole. Jego nogi powoli zaczęły się uginać, gdy
klątwa zmuszała go do uklęknięcia przed sadystyczną kuzynką.
Tuż
nad nimi, Freedom zaskrzeczał: Walcz z
tym, Syriuszu! Otrząśnij się! Uda ci się!
-
Słuchaj mnie, kundlu!
Syriusz
trząsł się, gdy klątwa zmuszała go do słuchania i walczył, by odzyskać swoją
wolną wolę. Zawsze myślał, że może się równać z każdym śmierciożercą, ale przy
jej szaleństwie i nienawiści, Bellatrix przewyższała go.
Jedno
kolano dotknęło ziemi.
Nie
będąc w stanie już znieść okropnego upokorzenia swojego ojca chrzestnego,
Freedom zanurkował w kierunku Bellatrix, mając nadzieję, że to złamie działanie
klątwy. Jak błyskawica z nieba, jastrząb uderzył, wysunął szpony, mocno
przesuwając nimi po ciele złej czarownicy i wyrywając jej część włosów i skóry
głowy.
Zaskrzeczała
i zakryła się, ale niestety atak Freedoma jej nie rozbroił. Zdołała przytrzymać
różdżkę i uderzyć, gdy odleciał, rzucając zaklęciem burzy gradowej.
Morderczy
grad zbombardował lecącego jastrzębia i Freedom został zmuszony do wylądowania
i przemiany z powrotem w ludzką formę, nim wielki grad go zmiażdży.
-
Maleńki Potter! – zaskrzeczała Bellatrix, a jej oczy zabłysły szaleństwem i
bólem. Krew powoli spływała w dół jego twarzy, tworząc przerażający obraz. –
Potter jest animagiem, prawda? Znam zaklęcie, by móc zmierzyć się z takimi jak
ty!
-
Ja też znam zaklęcie w sam raz na ciebie! – krzyknął Harry. – Arcius frigid… - zamierzał rzucić na nią
zaklęcie zamrażające, które zamknęłoby ją w bloku lodu, ale Lucjusz podszedł od
niego od tyłu i wycelował w niego klątwę meteorów, która według słów Snape’a
była możliwa do odbicia, ale jej siła pchnęła Harry’ego na ziemię.
W
międzyczasie Syriusz otrząsnął się z pozostałości Imperiusa i skoczył przed
Harry’ego.
-
Zostawcie go w spokoju, dranie! To tylko dzieciak!
-
A dzieci umierają, kuzynie! – zanuciła Bellatrix. – Zwłaszcza dzieci ze
zdolnością animagii! – Jej oczy pociemniały i syknęła: – Klątwa Syren dla
ciebie, Harry Potterze! Szaleństwo bez końca! Eterna rabiosa!
Dziwna
lepka mgła wyleciała z różdżki Bellatriź w kierunku Harry’ego.
Tylko
Syriusz zapobiegł temu, by go dosięgła, ponieważ swoim ciałem zablokował jej
drogę.
Klątwa,
zwabiona przez unikalną strukturę magii animaga, szybko przylgnęła do Syriusza
i zaczęła wchłaniać się przez jego skórę. Syriusz sapnął i krzyknął, gdy klątwa
wgryzła się w jego umysł, budząc w nim szaleństwo i zaczął nieregularnie
zmieniać kształty – klątwa wpływała na jego zdolność do kontrolowania zarówno
jego ludzkiej, jak i psiej, formy. W jednej chwili był wyjącym psem, w następnej
człowiekiem wijącym się na ziemi.
-
NIEEEEE! Syriuszu!
Harry
był już na nogach, zaciskając zęby we wściekłości.
-
Wyrwę ci wątrobę, harpio!
Zaczął
ponownie zmieniać się we Freedoma, jednak został powstrzymany przez Lucjusza,
który szybko powiedział:
-
Animagus Revelario!
Został
gwałtownie pchnięty z powrotem do jego ludzkiej formy, a Lucjusz warknął:
-
Przepowiednia, chłopcze! Daj mi ją, a pozwolę ci żyć.
Harry
splunął mu w twarz. Potem krzyknął:
-
Chcesz ją, to ją łap, Malfoy! – Po czym rzucił ją mocno w ścianę.
Lucjusz
okręcił się, by ją złapać, ale był zbyt wolny.
Kryształowa
kula roztrzaskała się na miliona maleńkich kawałków.
-
Nie… - sapnął Lucjusz. – Nie! Wiesz, czym to mnie będzie kosztować? WIESZ? – Odwrócił się w kierunku szczupłego chłopca,
piana pokryła jego usta, gotów rozerwać młodego czarodzieja na strzępy.
Inni
członkowie Zakonu byli zbyt zajęci walką z ich własnymi przeciwnikami, by
dostrzec, że Harry jest w niebezpieczeństwie, niektórzy byli martwi, a inni,
jak Remus i Tonks, byli okropnie ranni. Moody walczył z dwoma przeciwnikami,
Goylem i Jugsonem, pokonawszy już Rookwooda, który wciąż leżał u jego stóp z
szyją wykrzywioną pod dziwnym kątem.
Najpierw obrona, potem atak! – słowa Severusa odbiły się
w jego głosie, więc Harry prędko rzucił zaklęcie tarczy, modląc się, by to i
słowa Severusa powstrzymały to, co Lucjusz próbował mu zrobić.
Nagle
nad nim rozległ się ostry skrzek.
Lucjusz
uniósł wzrok i zobaczył wielkiego jastrzębia gołębiego z ciemnym upierzeniem,
który pędził w jego kierunku ze szponami gotowymi, by drapać i rozrywać.
Wyciągnął
rękę, ale było zbyt późno.
Wielkie
szpony przeorały jego twarz, wyrywając jego oko i pół policzka.
Lucjusz
krzyknął w agonii.
Jastrząb
przywarł do jego wroga, jego wielki dziób również ranił jego głowę.
Harry
sapnął, gdy tuzin myśli przebiegło przez jego głowę. Skąd wziął się ten jastrząb? Nigdy wcześniej nie widziałem tak dużego!
Jastrząb
uniósł wzrok i wrzasnął z wściekłości: Uciekaj,
głupi pisklaku! Uciekaj, już!
Zanim
Harry mógł w pełni pojąć, że może zrozumieć ciemnego jastrzębia, odkrył, że
posłuchał, wycofując się z ponurej bitwy toczącej się przed nim, unikając
rzucanych w jego stronę przez Bellatrix zaklęć miażdżących kości, po czym
odwrócił się i krzyknął ponownie zaklęcie zamrażające.
Lodowe
zaklęcie uderzyło w Bellatrix jak arktyczny powiew wiatru, odpychając ją przez
pół komnaty i łapiąc w bloku lodu.
Przylegając
plecami do ściany, Harry rozejrzał się, starając się dostrzec przez dym i
błyski magicznej energii, kto w pomieszczeniu trzyma się na nogach.
Zobaczył,
że Kingsley stoi nad Remusem, który tulił do siebie drugą dłoń, rozdarcie nad
jego okiem zakrwawiło całe jego szaty, a twarz była blada.
Moody
i Artur walczyli plecy w plecy, wypalając klątwy w Avery’ego i Rabastana. Na
podłodze za nimi leżeli dwaj inni śmierciożercy.
Tonks
leżała nieruchomo kilka stóp od podwyższenia z zasłoniętym łukiem, a Harry
modlił się, by nie była martwa.
Potrząsnął
głową – lekko kręciło mu się w głowie z powodu tak gwałtownego wrzucenia z
postaci jastrzębia z powrotem w ludzką formę, ale mimo tego jego oczy zwróciły
się w kierunku ciemnego jastrzębia, który okaleczał Lucjusza Malfoya i postać
Syriusza, leżącego na podłodze, drgającego słabo, choć teraz był całkowicie
człowiekiem.
Jastrząb
gołębi odbił teraz w powietrze, zostawiając poważnie rannego Lucjusza, który
skomlał i jęczał na ziemi. Wielki jastrząb, przynajmniej dwa razy większy od
Freedoma, zrobił kółko i zanurkował w kolejnego śmierciożercę, Mulcibera, który
próbował rzucić mordercze zaklęcie na Charliego Weasleya.
Tym
razem jastrząb zaatakował rękę Mulcibera z różdżką, uderzeniem łamiąc
nadgarstek czarodzieja, po czym ponownie odleciał.
Ten cholerny ptak nieco
zwiększa nasze szanse,
pomyślał Harry, rozważając przemienienie się, by dołączyć do jastrzębia w
powietrzu.
Aż
nagle nadszedł wybuch magii tak potężny, że drzwi pomieszczenia wyleciały z
zawiasów i zostały posłane przez całą długość pokoju, niemal z miejsca miażdżąc
Harry’ego.
Harry
podskoczył, sapiąc i kaszląc z powodu kurzu.
A
tam, w drzwiach, stał Voldemort.
Czarny
Pan przybył zobaczyć, co zatrzymało jego śmierciożerców.
I
nie był w dobrym humorze.
Harry
poczuł nagły ból przeszywający jego głowę, więc instynktownie oczyścił umysł,
ale czuł, jak mroczne połączenie budzi się do życia pomimo jego prób
zablokowania go. Mógł poczuć, jak tarcze rozpadają się jak papier przed
szturmem spowodowanym obecnością Czarnego Pana.
Spanikowany
krzyknął:
-
Severusie! Pomóż mi! On próbuje wejść
mi do głowy!
Z
daleka usłyszał głos Severusa, może go sobie wyobraził, ale przypomniał mu
znaleźć środek i uczynić umysł całkiem pustym. Walczył, by to zrobić, czuł
wzrastającą złość Voldemorta, gdy próbował posiąść swojego wroga.
Rozpalone
do czerwoności węgle wbijały się za oczami w Harry’ego, który drżał i szlochał,
to bolało, Merlinie, jak to bolało! Czuł, jakby jego mózg został wywrócony na
lewą stronę.
A
potem Voldemort przemówił, a jego głos był wysoki i ostry.
-
Gdzie moja przepowiednia, Harry Potterze? Co z nią zrobiłeś, ty zły,
niegrzeczny chłopcze?
Harry
nie odpowiedział, był zbyt zajęty próbą trzymania drapiących pnączy Voldemorta
z dala od swojego umysłu.
-
Nie musisz torturować Harry’ego, by usłyszeć przepowiednię, Tom – zbeształ go
czyjś głos.
Towarzyszył
mu błysk jasnego światła, gdy to Albus Dumbledore i Fawkes pojawili się w
pomieszczeniu.
Feniks
uwolnił swojego czarodzieja ze skrzekiem i zniknął w koronie płomieni,
poświęcając resztę swojej niebiańskiej energii, by sprowadzić Dumbledore’a na
czas do Ministerstwa, a teraz miał przejść odrodzenie.
Voldemort
poderwał się, a jego czerwone oczy ze szparkami zapłonęły niezachwianą
nienawiścią i czymś więcej… strachem.
-
W końcu zdecydowałeś się ze mną zmierzyć, starcze? Jakie to satysfakcjonujące!
Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, jak powiedzieliby ci żałośni mugole!
Dumbledore
wyprostował się na całą swoją wysokość, a moc trzasnęła wokół niego w małych
fioletowych rozbłyskach podobnych do słońca.
-
Nikogo dzisiaj nie zabijesz, Tom. Uwolnij Harry’ego.
-
Już nie masz nade mną żadnej kontroli, Dumbledore! – syknął Voldemort. – Nie
jestem już dłużej twoim uczniem, starcze. Może zobaczymy, kto jest teraz
mistrzem, a kto praktykantem?
Voldemort
uniósł dłoń i fala czerwonej siły wystrzeliła z jego wyciągniętych palców.
Otarła się o Dołohowa, a wielki śmierciożerca krzyknął i upadł na ziemię.
Dumbledore
uniósł dłoń, a fioletowe rozbłyski złączyły się w tarczę.
Czerwony
grot uderzył w fioletową tarczę z ogromnym hukiem, rozsyłając wszędzie iskry.
Harry
poczuł, jak nacisk na jego umysł maleje i był w stanie go zasłonić.
Łzy
ulgi wypełniły jego oczy, ale uparcie zamrugał, by się ich pozbyć.
Uniósł
wzrok na Dumbledore’a i pomyślał: W
końcu! Nie ma to jak ratunek w ostatniej chwili!
Skreer!
Harry
uniósł wzrok i zobaczył nad swoją głową jastrzębia gołębiego.
Jeśli
się skoncentrował, pozwalając części jego, która była Freedomem, przejąć
kontrolę, mógł zrozumieć krzyki jastrzębia.
Przemień się! Nie będzie mógł
wejść ci do głowy, gdy będziesz w jastrzębiej formie. Zmień się!
Harry
posłuchał, w mgnieniu oka stając się Freedomem.
Jastrząb
wzbił się w górę, by poszybować w parze z wielkim drapieżnikiem.
Kim jesteś?
Jastrząb
odwrócił głowę, zerkając na mniejszego drapieżnika z czymś, co wydawało się być
rozbawieniem. Mów mi Warrior. Trzymaj się
blisko, bo zbłąkana skra może cię wykończyć.
Freedom
miał dziesiątki pytań, które chciał zadać dziwnemu jastrzębiowi, ale jego uwaga
została skupiona na bitwie między Dumbledorem a jego byłym uczniem.
Ogień
napotkał lód i zderzyły się. Błyskawica wyleciała z różdżki Albusa i została
odparta przez wietrzną tarczę Voldemorta. Odbiła się od niej i odbiła
rykoszetem w ścianę, pozostawiając za sobą poczerniałą dziurę. Zaklęcia, które
były bardziej czystą energią, niż czymkolwiek innym, były rzucane, odpierane i
ponownie rzucane.
Voldemort
próbował raz po raz rzucać swoje ulubione zaklęcia ofensywne i w kółko nie był
w stanie ich wypowiedzieć, dzięki zaklęciom uciszającym, Szorującym Usta i
czarze Związanego Języka Albusa.
Voldemort
odparł te zaklęcia po chwili czy dwóch, ale one tylko zwiększały jego
wściekłość. Miał wielkie pragnienie pokonać byłego nauczyciela i udowodnić, że on, nie Dumbledore, był potężniejszym
czarodziejem.
-
Zdobędę przepowiednię, stary robalu! I nikt, ani ty, ani twój Zakon Głupców,
nie stanie mi na drodze! – zagrzmiał Voldemort, wysyłając kolejną salwę całkiem
mrocznej energii w kierunku Dumbledore’a.
Starszy
czarodziej potrząsnął głową.
-
Jeśli chciałeś przepowiedni, Tom, wystarczyło… poprosić. – Zablokował salwę
mrocznej magii i odbił ją w kierunku Voldemorta.
Mroczny
czarodziej został zbity z nóg przez jego własne zaklęcie i przez moment leżał
na podłodze.
-
Jestem Lord Voldemort i nie proszę o
nic! Ja biorę!
-
Och? Więc wygląda na to, że to sytuacja patowa – powiedział spokojnie
Dumbledore.
Voldemort
rozejrzał się i zobaczył, że ponad połowa jego najbardziej zaufanych ludzi była
ranna, martwa albo oszołomiona. To okropnie niezadowalająca bitwa, pomyślał
ponuro mroczny czarodziej. Ale zawsze mógł być następny raz. Polizał wargi.
Jego potrzeba krwi i rozpaczy nie była jeszcze zaspokojona.
Zauważył
drżące ciało Syriusza Blacka, leżące na ziemi kilka stóp od zakrwawionego
Lucjusza Malfoya. Rozpacz i szaleństwo pokrywało go jak płaszcz. Wyciągając
różdżkę, zaczął pochłaniać nieco rozpaczy czarodzieja i poczuł, jak robi się
silniejszy. Ach! Smak rozpaczy! To
słodkie! – Przełknął ją chętnie.
Freedom
zaskrzeczał z wściekłością. Niech on
przestanie! Robi coś Syriuszowi!
Karmi się jego rozpaczą i
bólem. To dla niego pożywienie i picie, powiedział Warrior.
-
Przestań! – nakazał Dumbledore.
Voldemort
roześmiał się kpiąco.
-
Jeszcze nie. – Jego oczy rozbłysły. – Ból, rozpacz i trucizna. To wszystko mnie
wspiera. – Nagle uśmiechnął się, choć
zimno i okrutnie. – Jeśli nie dasz mi przepowiedni, Dumbledore, może cię
namówię!
Powietrze
zafalowało i nagle Voldemort zniknął.
Na
jego miejscu pojawił się średniej wielkości czarno-zielony gad.
Heloderma arizońska! – pomyślał Freedom,
rozpoznając jadowitą jaszczurkę, którą widział w encyklopedii zwierząt Dudleya.
Voldemort też jest animagiem!
Jaszczurka
podeszła do leżącego Syriusza, wczołgała się na niego i przygotowała, by ugryźć
nieprzytomnego mężczyznę w szyję, sycząc z zadowoleniem. No, stary koźle? Kogo wybierzesz? Poświęcisz czyjeś życie dla chłopca,
który przeżył? Myśl szybko, starcze, bo jestem głodny.
Paszcza
jaszczura otworzyła się szeroko, a Freedom mógł zobaczyć jad błyszczący na jego
zębach dolnej szczęki. Skwiercząc, opadł na obnażoną szyję Syriusza.
Dumbledore
zawahał się.
-
Czekaj. Powiem ci resztę przepowiedni.
To nasza szansa – syknął Warrior do
Freedoma. – Kiedy będzie rozproszony,
uderzymy. Gotowy? Ty z lewej, a ja z prawej.
Rozumiem. Freedom rozpostarł swoje
skrzydła.
Na
niewypowiedziany sygnał dwa jastrzębie zleciały w dół z taką wielką prędkością,
że były zaledwie zamazanymi plamami.
Voldemort
był zbyt zajęty próbą zastraszenia Dumbledore’a, by przykładać uwagę do
zagrożenia nad sobą, więc nie dostrzegł niebezpieczeństwa, aż nie było za
późno.
Szpony
Freedoma zacisnęły się na końcu pleców Voldemorta, wbijając się w miękkie ciało
jaszczurki.
ARRRRGGHHH!
Jaszczurzy
animag wrzasnął z bólu, gdy jastrząb chwycił go w bezwzględnym uścisku, unosząc
z dala od Syriusza i w powietrze.
Ułamek
sekundy później wielkie szpony Warriora zacisnęły się na drugim końcu jego
ciała i wspólnie dwa jastrzębie wydusiły życie z helodermy arizońskiej.
Ich
szpony otworzyły się jednocześnie i złamane ciało jaszczurki, która była
Voldemortem upadło na ziemię, lądując z chrzęstem.
Freedom
wydał z siebie okrzyk zwycięstwa.
Kree-eear! Udało się! Jest MARTWY!
Zaczął
krążyć w locie wokół zwłok, a ulga uderzyła w niego jak ogromna fala pływowa.
Nareszcie zabójca jego rodziców był martwy.
Nie świętuj jeszcze, pisklaku, ostrzegł go jastrząb
gołębi. Spójrz.
Na co? Jest martwy i nawet
nie musimy się martwić… cholera jasna! Co się dzieje?
Złamane
zwłoki jaszczurki nagle zaczęły się trząść, kruszyć i rozpadać, a z pustej
muszli ciała wyłoniła się trująca, zielona mgła, która zlała się w postać
pokonanego Voldemorta.
-
Może i zniszczyliście moje ciało, ale
powrócę! Jestem panem śmierci i nigdy mnie całkiem nie zniszczycie. Któregoś
dnia wrócę. A wtedy będziecie cierpieć z powodu swojej bezczelności!
Potem
cień zniknął i zwłoki jaszczurki zmieniły się w pył, rozwiane przez wiatr
przywołany przez Dumbledore’a.
O co mu chodziło z tym, że
jest panem śmierci? Nie może być zabity? Jak to możliwe? – zapytał Freedom.
Ponieważ wykorzystał
starożytną czarną magię, by rozdzielić duszę, odpowiedział Warrior.
Skąd wiesz to wszystko? – zapytał podejrzliwie
Freedom.
Harry, nie wiesz, kim jestem? – zapytał Warrior z
rozbawionym machnięciem ogona.
A
wtedy wszystko się połączyło. Severus!
Ty… odkryłeś swoją animagiczną formę.
W rzeczy samej. Całkiem
niedawno. Jastrząb
gołębi zanurkował nisko, po czym przemienił się w znajomą, odzianą w czerń
postać Mistrza Eliksirów.
Freedom
zrobił to samo sekundę później, zachwycony, że Severus również był jastrzębim
animagiem. Ale moment później całe jego uniesienie zmalało, gdy spojrzał na
Syriusza, leżącego tak nieruchomo na ziemi.
-
Syriusz! Co z Syriuszem? – krzyknął Harry, spoglądając błagalnie od jednego, do
drugiego. – Musimy mu pomóc! Bellatrix rzuciła na niego jakąś klątwę – taką,
która doprowadza ani magów do szaleństwa.
Dumbledore
ukląkł obok rannego byłego aurora i wymamrotał zaklęcie wykrywające klątwy.
Biała mgła pokryła leżącego animaga.
Chwilę
później Dumbledore uniósł wzrok z ponurym wyrazem twarzy.
-
Nie wiem, co to za klątwa. Nie jest mi znana. Ale może uzdrowiciele w św. Mungo
będą mieli szczęście w rozszyfrowaniu jej i złamaniu. – Wstał, mamrocząc
zaklęcie, które umieściło Syriusza na nosze.
-
Mógłbyś zapytać Bellatrix – zasugerował Harry. Odwrócił się i wskazał miejsce,
gdzie Bellatrix była uwięziona w bryle lodu.
Ku
jego przerażeniu, odkrył jednak, że już jej tam nie było. Jedynym znakiem, że
kiedykolwiek tam była, była kałuża wody. Bellatrix zdołała rozproszyć zaklęcie
zamrażające i uciec. Tak jak Lucjusz Malfoy.
-
Nie! – zawył Harry. – Zniknęła! Musimy ją znaleźć.
Dumbledore
położył mu uspokajająco dłoń na ramieniu.
-
Później, Harry. Musimy się najpierw zająć rannymi i… martwym.
-
Martwym? – przełknął Harry.
Potem
uniósł wzrok i zobaczył, jak Moody i Artur wyczarowują całuny, by położyć je na
ciałach trójki śmierciożerców i jednego aurora.
-
Kto?
Severus
podszedł i położył dłoń na jego ramieniu.
-
Miał na imię Sanders. Odważny mężczyzna.
-
Och. Przykro mi – wyszeptał Harry, czując z dziwnego powodu poczucie winy.
-
Nie obwiniaj się, Harry – powiedział mu cicho Severus. – To jest wojna i ludzie
umierają. Nasi, jak również ich.
Harry
zamrugał, by pozbyć się łez. Charlie pomagał Remusowi podnieść się na nogi, a
Shacklebolt cucił Tonks. Dwaj inni aurorzy, których imienia Harry nie znał,
związywali pozostałych przy życiu śmierciożerców przed wycieczką do Azkabanu.
-
Severusie, musimy zabrać Syriusza do św. Mungo – powiedział Dumbledore.
-
Też idę – powiedział Harry ze zdeterminowanym błyskiem w oczach.
-
Niech będzie, drogi chłopcze. Będziesz musiał przenieść się z Severusem przez
Teleportację Łączną – powiedział Dumbledore, po czym dotknął noszy Syriusza, by
się z nim aportować.
Severus
zacisnął uścisk na swoim podopiecznym.
-
Weź głęboki oddech i policz do trzech.
Harry
wykonał polecenie i w następnej chwili zobaczył niebieski błysk światła, a
potem był ściskany i przyciągany, aż w końcu został wypluty na Oddziale
Ratunkowym w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga.
Zakołysał się i na moment przylgnął do szat
Severusa, modląc się żarliwie, by można było znaleźć lekarstwo dla jego ojca
chrzestnego.
Nareście jest rozdział super odlotowy Harry fantastycznie się spisał a Severus jest animagiem i dyrcio zdążył na czas mam nadzieję że Syriusz jakoś się wyliże pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dziwi mnie jak pojawili się śmierciożercy to nie założyli bariery antydeportacyjnej... o ja Severusowi udało się odkryć swoją formę animagiczną to zrobił Harremu niespodziankę, mam nadzieję, że Syriuszowi nic nie będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dziwi mnie jedno że w momencie kiedy pojawili się śmierciożercy nie została założona bariera antydeportacyja o ja Severusowi się udało odkryć swoja forme animagiczna to zrobił Harremu niespodziankę, mam nadzieję że Syriuszowi nic nie będzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia