Po opuszczeniu Calais, Freedom, Warrior i Hedwiga udali się bezpośrednią trasą przez południową część Francji i część Włoch. Spędzili noc i dzień w Rzymie, Wiecznym Mieście, by odpocząć, po czym mieli próbować przelecieć przez Chorwację i góry otaczające Rumunię. Warrior wciąż martwił się o zdrowie Freedoma i chciał się upewnić, że jest on dobrze wypoczęty i gotowy do lotu przez góry, gdzie zimno mogło w jednej chwili wyssać siły, a wiatr zmienić się z przyjaciela we wroga w mgnieniu oka.
Poza
tym, Severus był w Rzymie tylko raz, jako świeżo upieczony Mistrz Eliksirów,
który uczestniczył w swojej pierwszej międzynarodowej konferencji eliksirów.
Miał wtedy dwadzieścia jeden lat i był pod wrażeniem odwiedzin obcego kraju i
rozmów z jednymi z najważniejszych czarodziejskich mistrzów w Europie i
Ameryce.
Uzyskał
mistrzostwo w eliksirach w bardzo młodym wieku, wykazując się geniuszem, który
dorównywał czarodziejom o kilka dekad starszym. Zdobycie go zajęło mu trzy
lata, w porównaniu do zwykłych pięciu lub sześciu lat. Uczył się u Horacego
Shughorna, ponieważ starszy czarodziej zgodził zrzec się opłat normalnie
związanych ze stażem. W tamtym czasie Severus był spłukany, jego ojciec umarł i
zostawił syna z górą długów, które młody czarodziej z trudem spłacił, dorabiając
jako niezależny aptekarz, warząc swoje zapasy w piwnicy i sprzedając je kilku
czasopismom związanym z eliksirami. Między tym a próbami zarobienia na tyle, by
móc z tego wyżyć, Severus nie byłby w stanie pozwolić sobie na opłatę za naukę.
Slughorn był dokładnym, choć mniej błyskotliwym mistrzem, jednak nauczył
Severusa podstawowych zasad mistrzostwa, a potem zostawił młodzieńca samego, by
tworzył i wymyślał według własnego uznania, wiedząc, że nie może dorównać
swojemu uczniowi.
W
tym czasie Severus opracował kilka nowych mikstur, w tym syrop leczniczy płuc,
wzmacniacz pamięci i inhibitor trucizn neurologicznych, który zapewnił mu
mistrzostwo w tworzeniu eliksirów. Rok później został zaproszony na konferencję
w Rzymie. Ale był tak zajęty spotkaniami z innymi praktykującymi eliksiry, że
nie miał czasu na nacieszenie się widokami.
Teraz
pozwolił na to i sobie, i swojemu podopiecznemu, wiedząc, że Harry nigdy nie
miał takiej okazji, ponieważ został pozbawiony normalnego dzieciństwa.
-
Chodź, Harry – powiedział, gdy się umyli i przebrali w przyzwoity mugolski
strój. – Poznajmy La Citta Eterna –
po naszemu Wieczne Miasto. – Mówił całkiem dobrze po Włosku, ponieważ spędził
całe dwa tygodnie konferencji wśród osób mówiących mieszanką włoskiego i
angielskiego. – Podróżowanie poszerza horyzonty.
Harry
uśmiechnął się szeroko.
-
Okej, Sev. Zawsze chciałem zobaczyć Koloseum. W szkole podstawowej uczyliśmy
się o rzymskich gladiatorach. Mój nauczyciel kazał nam nawet zbudować rzymski
fort. – Spojrzał po wspaniałych posągach i marmurowych fasadach mijanych
budynków, gdy szli brukowaną uliczką.
Powietrze
intensywnie pachniało egzotycznymi przyprawami, czosnkiem, pomidorami, jak
również świeżymi figami i innymi owocami. Harry poczuł, jak jego usta
wypełniają się śliną, gdy minęli sprzedawcę owoców, zatrzymał się i tęsknie
spojrzał w talerz pełen fig i słodkich śliwek. Severus odwrócił się i zobaczył,
gdzie zniknął jego podopieczny, po czym parsknął wszystkowiedząco, sięgnął do
kieszeni i wyciągnął kilka lirów. Pokłócił się nieco ze sprzedawcą, po czym
zgodził się na cenę dwóch garści fig i czterech śliwek.
Sprzedawca
był pod wrażeniem tego, jak targował się Severus, i to w języku włoskim, więc
dorzucił również dwa dodatkowe plastry melona.
Obaj
podziękowali sprzedawcy owoców, po czym ruszyli Via Appia, jedząc soczysty,
pomarańczowy melon i figi, jednocześnie czując kuszący aromat pizzy i panini.
Wokół nich turyści krzyczeli, wskazywali i pstrykali zdjęcia, a miejscowi
uśmiechali się, jeździli na skuterach i rowerach do i z pracy.
Harry
zauważył, że Severus idzie z dziwną pewnością, co skłoniło go do spytania
swojego mentora:
-
Hej, już tu byłeś, prawda?
Severus
skinął głową.
-
Czternaście lat temu spędziłem tu dwa tygodnie na międzynarodowej konferencji
Mistrzów Eliksirów. Nigdy tego nie zapomnę. To był ostatni raz, kiedy byłem
gdzieś za granicą poza Calais.
-
I wciąż pamiętasz, jak dojść do jakiś miejsc? – zapytał zaskoczony i zdumiony
Harry. – Jak?
-
Mam pamięć fotograficzną, Harry – przypomniał młodemu czarodziejowi. –
Włóczyłem się po mieście z kilkoma moimi kolegami, zwłaszcza jedną młodą
kobietą… - Severus urwał nagle, nie chcąc wdawać się w tą dyskusję o kobiecie,
którą poznał, a którą pozostawił.
-
Miałeś tu dziewczynę? – zapytał Harry, nie mogąc się powstrzymać. – Była
Włoszką? Też uczestniczyła w konferencji?
-
Była w połowie Włoszką i tak, uczestniczyła w konferencji wraz ze swoim
nauczycielem, mistrzem Villaggio. Nie była jeszcze mistrzynią, była ode mnie
dwa lata młodsza. I byliśmy przyjaciółmi.
-
Och, tak, pewnie.
Severus
skrzywił się.
-
Harry! Moje życie prywatne nie jest kolumną plotkarską. Odpuść. Ważne jest to,
że wciąż pamiętam, jak dotrzeć do większości tutejszych zabytków. Przez te
czternaście lat niewiele się zmieniło.
Harry
posłusznie podążył za nim, oglądając wszystko z zainteresowaniem i starając się
powstrzymać swoją ciekawość, choć bardzo chciał zapytać Severusa, kim była
tajemnicza kobieta i co się z nią stało. Ale czuł, że to nie był temat, który
jego opiekun byłby skłonny omówić w tym momencie, a nie chciał marnować ich
czasu na wykład lub kłótnię.
Odwiedzili
Koloseum, Forum – gdzie został zabity Juliusz Cezar, Fontannę di Trevi – Harry
wrzucił do niej trzy monety, podobnie jak Severus, który wtedy opowiedział mu
legendę.
-
Wiesz, teraz będziemy musieli tu kiedyś wrócić, ponieważ rzuciliśmy do fontanny
trzy monety.
-
Super. Chciałbym tu wrócić. Ostatnim razem też coś wrzuciłeś?
-
Tak. I oto jestem.
-
Sev, czy ta fontanna jest magiczna?
Severus
zachichotał.
-
Nie dzięki nam – wymamrotał. – Sądzę, że wiele tutejszych ruin ma swoje własne loci spirita, starożytne moce, których
nie rozumieją zwykli śmiertelnicy tacy, jak my. Być może właśnie to sprowadziło
mnie tu z powrotem.
Harry
wpatrywał się w fontannę, podziwiając piękne posągi Neptuna i jego córek oraz
chłodną wodę mieniącą się wieloma monetami w jego głębi. Potem spojrzał na
drugą stronę i zobaczył galerię.
-
Severus, możemy zjeść lody? Proszę?
Jego
mentor uniósł brew.
-
Znowu jesteś głodny? Właśnie zjedliśmy lunch.
-
No i? Jestem nastolatkiem, zawsze jesteśmy głodni.
-
Najwyraźniej – westchnął Mistrz Eliksirów. – Niech będzie. Nasza wizyta we
Włoszech nie byłaby kompletna, gdybyśmy nie zjedli lodów włoskich.
Oczy
Harry’ego pojaśniały, szczerze podziękował Severusowi, po czym przebiegł przez
ulicę.
Obserwujący
ich starzec roześmiał się i zawołał do Severusa:
-
Il tuo Figlio, egli è un tipico ragazzo, impazienti e sempre fame. Capice?
- Si, signore – odpowiedział Mistrz
Eliksirów. - Egli è tutto questo e altro. Buon giorno."* – Potem podążył za
swoim niecierpliwym dzieckiem na drugą stronę ulicy.
Harry
zamówił średniej wielkości lody czekoladowe z kawałkami Oreo i świeżymi
truskawkami w środku. Severus wziął masło orzechowe, nieco mniejsze od swojego
podopiecznego. Zjedli je powoli, delektując się soczystym smakiem bogatego
przysmaku, obserwując, jak słońce zaczyna zachodzić za Siedmioma Wzgórzami.
Po
zmroku krążyli po mieście, ciesząc się chłodnym powiewem wieczoru po upale
popołudnia, zjedli pizzę i makaron marinara w lokalnej restauracji, które
Severus pamiętał z wcześniejszych lat, po czym Severus pozwolił Harry’emu wypić
małą szklaneczkę słodkiego Moscato d’ Asti**, popijając łagodne pinot grigio***.
Na deser wzięli cappuccino i tiramisu, co było idealnym uzupełnieniem
wspaniałego posiłku.
Nad
swoim cappuccinem Harry powiedział tęsknie:
-
Musimy tu wrócić, Sev. Jest tyle rzeczy, które chcę jeszcze zobaczyć i zrobić.
Chciałbym, żebyśmy mogli po prostu… zostać tutaj i zapomnieć o sam wiesz czym.
– Kiedy mówił w jego zielonych oczach widać było nieskrywaną tęsknotę, by
zostać zwykłym chłopcem na wakacjach.
Severus
wyciągnął rękę i poklepał go po ramieniu.
-
Wiem. Ja też tego chcę, Harry. Może któregoś dnia… ale wiesz, że obowiązki są
najważniejsze. Gdy zrobimy to, co musimy, będziemy mieć czas, by tu ponownie
wrócić i zrobić to, co zechcesz.
-
Obiecujesz?
-
Na mój honor – powiedział uroczyście jego mentor. – Skończ swoje cappuccino, mio bambino. Robi się późno.
Harry
rzucił mu zaciekawione spojrzenie.
-
Uch, Sev? Jak mnie właśnie nazwałeś?
-
Niepohamowany bachor – odpowiedział przebiegle. Potem uśmiechnął się
ironicznie. – Tylko się droczę. Mio
bambino oznacza po angielsku „moje dziecko”.
Harry
wyglądał na zaskoczonego. Wiedział, że Severus uważał go za członka rodziny,
odkąd podpisał papiery dotyczące opieki prawnej, ale mężczyzna nigdy tak
naprawdę nie powiedział tego głośno, aż do teraz.
-
Naprawdę tak myślisz, prawda?
-
Oczywiście, że tak. Nigdy bym się nie zgodził na opiekę, gdybym tak nie myślał
– odpowiedział szczerze Severus. – Jestem za ciebie odpowiedzialny do
pełnoletniości, a to czyni cię moim dzieckiem. Czy to ci przeszkadza?
Teraz
to Harry potrząsnął głową, ponieważ w głosie mężczyzny była nutka niepewności,
której wcześniej nie było.
-
Nie. Po prostu… Byłem zaskoczony, ponieważ… tak naprawdę… chciałeś mnie. Ja
nigdy… znaczy…
Dłoń
Severusa dotknęła policzka Harry’ego, obejmując go delikatnie.
-
Rozumiem. Zapewniam cię, że chciałem cię przygarnąć. I zawsze będę. – Jego dłoń
pozostała na twarzy dzieciaka jeszcze chwilę, po czym ją cofnął. – Skończ,
Harry. Nie możemy tu spędzić wiele czasu, więc jutro będziemy musieli wcześniej
odlecieć.
-
W porządku – mruknął szybko Harry, zawstydzony tak duża ilością emocji przy
zwykłej filiżance kawy. Ale jego oczy błyszczały i poczuł ciepło, jakie
wypełniło go po oświadczeniu Severusa. Nareszcie gdzieś należał. Z kimś, kto go
chciał. Nagle przyszłość nie wyglądała aż tak źle, więc mógł stawić czoła
światu z nowym postanowieniem zakończenia rozpoczętej misji, by wreszcie mógł
żyć normalnym życiem, gdy to wszystko się skończy.
Następnego
ranka pożegnali się z Rzymem i udali się w dalszą podróż do Transylwanii. Przelecenie
nad pasmami górskimi i Chorwacją do Rumunii zajęło im trzy dni. Transylwania
była prawie jak mały oddzielny kraj z własnym dialektem i lokalnymi legendami,
z których najsłynniejsza dotyczyła hrabiego Drakuli. Mroczny Las był w pobliżu
zamku Drakuli, więc Harry zapytał Severusa, czy plotki o słynnym wampirze są
prawdziwe, czy fałszywe.
Severus
odpowiedział, że nie jest pewny.
-
W Transylwanii łączą mity i legendy z faktami tak umiejętnie, że ciężko stwierdzić,
co jest prawdziwe, a co nie. Spotkałem czarodziejów, którzy przysięgali, że
Drakula naprawdę istnieje oraz innych, którzy mówili coś dokładnie przeciwnego.
I raczej by nam nie pomógł, więc najlepiej całkowicie jego posiadłości i
skierować się prosto do lasu.
Odpoczęli
na małej stercie głazów, po czym skierowali się do lasu.
Hedwiga
poleciała dalej i powiedziała, że zrobi zwiad, nim wejdą do lasu, ponieważ nie
lubiła wchodzić w takie miejsca nieprzygotowana. Była mniej zmęczona, niż jej
dwaj jastrzębi towarzysze, ponieważ jako sowa pocztowa była przeszkolona do
latania na długich dystansach w każdym terenie i przy każdej pogodzie.
Okrążyła
wielki las, który rozciągał się na wiele mil i z jednej strony graniczył z
Alpami Transylwańskimi, zauważając, że las był gęsty i w niektórych miejscach aż
promieniowało ostrzegawczą aurą. Ale nie była zła, jak zauważyła Hedwiga. A
przynajmniej nie było to zło nie powstrzymane, ponieważ gdzieś w sercu lasu
znajdowała się zepsuta rzecz, stworzona przez Voldemorta.
Sowa
leciała cicho, jej szerokie lotki muskały powietrze i ledwie je poruszały.
Uwagę Hedwigi przykuł lekki ruch na wschód, na skraju, gdzie las stykał się z
ziemną, należącą do Drakuli. Podleciała bliżej, by zobaczyć, co przykuło jej
uwagę i ku jej przerażeniu ujrzała stało wilkołaków, niektórych w ludzkiej
postaci, inne w zdeformowanej wilczej formie.
Wilkołaki
wydawały się niecierpliwe, niektóre krążyły, inne rozglądały się po dolinie,
gdzie ledwie widoczne były wieże zamku Drakuli. Sowa śnieżna zawisła i
usłyszała, jak kilku z nich mamrocze na temat pułapki, którą chcieli zrzucić na
„tego zdrajcę Snape’a i chłopca, który przeżył”.
Przerażona
Hedwiga odwróciła się i poleciała z powrotem do miejsca, gdzie odpoczywali jej
pan i jego mentor.
-
Harry! Severus! W pobliżu lasy czają się
wilkołaki. Szukają was!
Harry
niemal spadł z małego głazu, na którym siedział, słysząc wieści Hedwigi.
-
Do diabła, Severusie! Jak wiedzieli, gdzie nas znaleźć?
-
Kto?
-
Wilkołaki. Hedwiga mówi, że widziała ich stado w pobliżu lasu i czekają na nas.
Severus
poczuł ucisk w żołądku ze strachu. Zmienił się w Warriora, żeby w każdej chwili
być gotów do lotu.
-
Ilu ich tam było, Hedwigo? Kto im
przewodzi?
Sowa
śnieżna powiedziała mu to, co podsłuchała.
-
Ich przywódca wydawał się być wysokim,
chudym mężczyzną z siwizną i brodą oraz szpiczastymi zębami. Wydawało się, że
wszyscy się go boją. Ale nie dosłyszałam jego imienia.
Warrior
syknął ze złością.
-
W porządku. Wiem, kto ro. Fenrir
Greyback. To jego wataha. Lucjusz musiał się domyślić, że jestem szpiegiem i
wysłał za mną Greybacka.
Harry
przemienił się, po czym zapytał:
-
Ale jak się dowiedzieli, gdzie przyjść?
Mamy tylko jedną kopię notatnika, która daje nam wskazówki dotyczące zakazanych
przedmiotów.
-
Sądzę, że to kwestia szczęśliwego trafu.
Choć Lucjusz wiedział o przedmiotach, rozmawialiśmy o nich kiedy, kiedy byłem
gościem w jego domu, tuż po pierwszej śmierci Voldemorta. Jednym ze
wspomnianych miejsc było właśnie to tutaj, gdy teraz o tym pomyślę. Mroczny
lubił te części świata, gdzie kwitła Czarna Magia, a wampiry wciąż pobudzają
wyobraźnię. – Warrior nastroszył pióra. – Ma tutaj bazę, tuż za lasem. Hedwigo, gdzie oni byli?
-
Niedaleko wschodniej granicy lasu, po
prawej stronie. Wyglądali na bardzo zniecierpliwionych.
- Możemy ich obejść? – zapytał Freedom.
-
Tak. Ponieważ mamy skrzydła, pisklaku
– zachichotała sowa. – Nie wiedzą, z czym
mają do czynienia.
- Biedaczyska – wykrzyknął bezczelnie
Freedom.
-
Nie bądź zbyt pewny siebie, pisklaku. To,
że nie potrafią latać nie znaczy, że nie są niebezpieczni. Jeśli mają kusze
albo inną broń myśliwską, mogą nas zestrzelić – ostrzegł Warrior.
- Nie jeśli mają kiepski cel.
Nim
Warrior mógł cokolwiek więcej powiedzieć o lekkomyślnej postawie myszołowa,
przerwała Hedwiga:
-
Dajcie spokój. Jest niemal noc i chociaż
ja mogę bezpiecznie latać po ciemku, wy dwaj nie radzicie sobie nawet w połowie
tak dobrze. Wilkołaki również uważają noc za swój czas.
Nieco
skarcony przez nieodpartą logikę sowy, Freedom i Warrior wzbili się w
powietrze, lecąc dobre trzydzieści stóp nad ziemią. Podążali za sową, która
leciała z powrotem do lasu, zrobiła kółko i ujrzeli watahę wilków, dwunastu
silnych, nie licząc Greybacka, chodzących w kółko i warczących jak psy gończe.
Ale żaden z nich nie mógł się ruszyć bez rozkazu swojego alfy.
Freedom
poczuł nagłą potrzebę przelotu obok, ale opanował się. Teraz nie był czas na
głupie popisy. Ostrożnie leciał za Hedwigą, która wymykała się na drugą stronę
lasu. Potem zaczęli szybko zniżać lot.
Wkrótce
Freedom znalazł się wśród drzew, znanych mu jak na przykład dęby, klony,
jesiony i trochę buków i leszczyny. Inne były dla niego nowe, ale wszystkie
promieniowały dziwną aurą. Nie były przerażające, ale raczej denerwujące.
Freedom czuł się obserwowany, ale za każdym razem, gdy robił kółko i patrzył za
i pod siebie, nic tam nie było. Ten las miał wiele wieków, stał przez ponad
tysiące lat, nawet zanim Drakula stał się legendą, a kilka drzew oplotło się,
walcząc o słońce.
Warrior
zobaczył wiele splecionych jesionów, głogu i wierzb, jak również wyprostowany
dąb i dostojną jarzębinę. Na gałęziach siedziały małe ptaki, ale rozproszyły
się, gdy zbliżyły się trzy drapieżniki. Było niesamowicie cicho, jeśli nie
liczyć szumu pobliskiego strumienia gdzieś na prawo. Pod baldachimem drzew
ciemność zapadła znacznie szybciej niż gdziekolwiek indziej, a Freedom poczuł,
jak powraca stary strach, więc przemienił się z powrotem w Harry’ego. W jakiś
sposób ciemność była mniej przerażająca, gdy był chłopcem, ponieważ wtedy mógł
rzucić zaklęcie Lumos i ją odpędzić, a jako jastrząb musiał ją po prostu
znieść.
Warrior
również zmienił kształt i po chwili Severus pochylał się, by spojrzeć z
niepokojem na swojego podopiecznego.
-
Wszystko w porządku? Jest tu dość ciemno.
Harry
przełknął ślinę, po czym odpowiedział odważnie:
-
Nic mi nie będzie, póki będę miał trochę światła i będę obok ciebie. Mogę
rzucić zaklęcie oświetlające?
-
Tak. Ale uważaj, żeby nie było zbyt jasne. Nie chcemy zwracać na siebie uwagi –
ostrzegł Severus.
-
Lumos! – Koniec różdżki Harry’ego
pojaśniał. Niemal natychmiast poczuł, jak lodowate palce paniki znikają. – Tak
lepiej. Uch, Sev? Skąd będziemy wiedzieć, gdzie to szukać? To miejsce jest
wielkie, jak mamy tu znaleźć coś, co ukrył Voldemort?
-
W notatniku było napisane, że ukrył go w miejscu, gdzie drzewa same mówią.
Podążając tym tropem, mamy szansę to znaleźć.
-
Mam taką nadzieję. Chcę tylko zniszczyć to cholerstwo, a potem wynieść się stąd
i wrócić do domu – powiedział mu Harry. – Cholerny Voldemort! Dlaczego musiał
ukryć tą głupią rzecz w takim miejscu?
-
Ponieważ to jedno z ostatnich miejsc, gdzie byś to mógł znaleźć. Voldemort nie
jest głupi, a szkoda – powiedział Severus, po czym skinął na Harry’ego. –
Chodźmy tędy, w stronę strumienia. Przynajmniej będziemy mieć świeżą wodę do
mycia i picia, gdy zatrzymamy się tam na noc.
Hedwiga
bezszelestnie szybowała nad ich głowami i nawet bliskość drzew jej zbytnio nie
przeszkadzała.
Szli
przez dobre piętnaście minut, nim dotarli do strumienia, który hałaśliwie
przebiegał po białych kamykach i mule rzecznym. Tutejsza gleba była bogata,
miała ciemnobrązowy kolor, więc Severus przypuszczał, że wyrośnie na niej
wszystko, co zostanie na niej zasadzone. Szkoda, że nie mógł zabrać do domu
kilka próbek do badania. Był pewien, że profesor Sprout by je pokochała. Dno
lasu porośnięte było gęsto żywopłotami, pnączami i krzakami morwy.
Małe
zwierzęta biegały tam i z powrotem w zaroślach, uciekając się przed zbliżającą
się parą dużych, groźnych ludzi. Hedwiga zanurkowała i złapała pechową mysz na
kolację, po czym podleciała na pobliskie drzewo z widokiem na strumień, by ją
zjeść.
Harry
ukląkł nad strumieniem, zanurzył palce w wodzie i ochlapał lekko kark oraz
popękaną od wiatru twarz. Następnie wziął nieco wody w ręce i napił się.
Severus przyglądał się rzadkiemu gatunkowi rośliny zwanej czerwony mech
agatowy, rosnącemu na drzewie, zafascynowany tym, że tu rósł, gdy nagle rozległ
się w ciszy cichy dźwięk i głos, który brzmiał na zaciekawionego i
niebezpiecznego.
-
Intruzi! Co robicie w Mrocznym Lesie bez pozwolenia?
Z
gęstych zarośli naprzeciw strumienia wyłonił się średniej wielkości chłopiec w
brązowej skórze z roztrzepanymi ciemnymi włosami związanymi z tyłu. Spiorunował
czarodziejów wzrokiem za wtargnięcie do jego domu swoimi bursztynowymi,
podejrzliwymi oczami. Wyglądał na jakieś siedemnaście lat, może trochę młodszy,
jego twarzy miała ostre rysy i szpiczastą, elfią brodę, był opalony i szczupły.
Wokół jego ramienia było coś wyglądającego jak uprząż i Harry był w stanie
zobaczyć niepowtarzalny zielony kolor lotki wystający ponad jego lewym
ramieniem. Chłopak oparł się o nienaprężony kij tworzący łuk i skrzywił się w
bardzo nieprzyjazny sposób.
Harry
odezwał się pierwszy.
-
Kim jesteś? Skąd się wziąłeś?
-
Ja będę zadawał pytania… jeśli nie
masz nic przeciwko. To jest mój dom. Osoby z zewnątrz nie mają tu wstępu. A
teraz macie mi powiedzieć, dlaczego tu jesteście i jeśli uznam powód za dobry,
mogę pozwolić wam zostać – powiedział wyniośle dziwny chłopiec.
-
Pozwolić nam? – Severus uniósł brew. W jego dłoń wsunęła się różdżka i
spiorunował wzrokiem nowo przybyłego. – Wyglądasz, jakby mógł cię zdmuchnąć mocniejszy
wiatr, chłopcze.
Urażony
chłopak wyprostował się, a jego bursztynowe oczy zabłysły.
-
To pokazuje, jak wiele wiesz, Jastrzębi Człowieku! Obserwowaliśmy was, od kiedy
pierwszy raz wtargnęliście na nasze terytorium. I nawet nas nie zauważyłeś.
-
Was?
-
Mnie i mojej watahy. Nazywam się Darkmoon i jestem alfą mojego stada.
Harry
zesztywniał.
-
Jesteś wilkołakiem?
Darkmoon
splunął na ziemię z obrzydzeniem. Jakby na niewypowiedziany sygnał, z lasu
wyszło więcej nastolatków, wszyscy ubrani w lekkie maślane skóry w odcieniach
brązu i zieleni, czwórka z nich miała naciągnięte na cięciwie łuku strzały, a
jedna szczupła dziewczyna trzymała sztylet. Obok nich przycupnęło kilka
ogromnych wilków o srebrno-brązowej sierści ze śladami czerwieni, które
warczały ostrzegawczo.
-
Pff! Nie przyjęliby nas, nawet mimo tego, że jesteśmy w połowie tacy jak oni,
dranie! Nie jestem wilkołakiem, głupi czarodzieju. Jestem wilczakiem****.
-
Wilczakiem? – powtórzył Severus, nie
znając tego terminu. – Nigdy nie słyszałem o waszym… gatunku.
-
Ponieważ ty i tobie podobni chcieli, żeby o nas zapomniano – warknął z
oburzeniem Darkmoon. – Jesteśmy poza zasięgiem uwagi lub szacunku czarodziei
takich, jak ty! – warknął ponownie chłopak i splunął do strumienia.
-
Ale kim jesteście? – dopytywał Harry.
-
Jesteśmy półwilkołakami, dziećmi wilkołaka i czarownicy lub kobiety. I nie
lubimy intruzów, jak powiedziałem. Las należy do nas, jeśli już należy do
kogokolwiek – warknął Drakmoon. – Dlaczego tu jesteście? Lepiej żebyście mieli
cholernie dobry powód, by wejść do Mrocznego Lasu!
Siedem
albo osiem strzał nagle został w nich wycelowanych, ogromne wilki przykucnęły,
rozdziawiły szczęki, gotowe do skoku na Harry’ego i Severusa, którzy zamarli.
-
Posłuchaj – zaczął cicho Harry. – Nie chcemy żadnych kłopotów…
-
Za późno na to, Jastrzębi Chłopcze – zaśmiał się z napięciem wilczak. – A teraz
mów! Czy mam was po prostu zabić i skończyć z tym?
*rozmowa między Severusem i staruszkiem:
- Ten pana syn to typowy chłopiec, niecierpliwy i zawsze głodny. Rozumie pan?
- Tak, proszę pana. Jest dokładnie taki i więcej. Dobrego dnia.
** Moscato d’Asti – włoskie białe słodkie wino
*** pino
grigio – również białe wino
**** wilczak – org. „Wolfen” – wybrałam takie tłumaczenie, bo wszędzie znalazłam przetłumaczone jako wilkołak, a chłopak zaznacza, że nim nie jest ;)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak Harry ucieszył się na słowa Severusa "moje dziecko" tak wspaniale się czuje że w końcu ktoś go chce, a w tym lesie inne wilczki, Harry czuł że jest obserwowany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Jak miło, że Sev jednak nie jest wszechwiedzący i jego też może zaskoczyć magiczny las i jego mieszkańcy... Co do wilczaków, ich opis tak bardzo przypomina mi zgraję Piotrusia Pana że aż czekam na Dzwoneczka xD
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Ciuma