Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 3 kwietnia 2021

PDJ - Rozdział 14 – Prośba

Darkmoon otworzył kasetkę z fiolkami eliksirów, zostały w niej tylko trzy, i wlał jedną do kociołka. Zmarszczył nos na ostry, gryzący zapach i pomyślał: Ugh! Ohyda! Nic dziwnego, że to potrafi stopić przeklęte przedmioty, pachnie tak okropnie, że jedno pociągnięcie nosem a edryci padliby trupem. Ostrożnie podniósł kawałek laski i wrzucił go do kociołka.

Mikstura natychmiast stała się czarna, zaczęła dymić okropnie i rozpuszczać kawałek przeklętego drewna. Dorzucił kolejną część, ale eliksir ledwie go rozpuścił, więc doszedł do wniosku, że potrzebuje kolejnej fiolki. Opróżnił drugą do kociołka i wrzucił trzeci kawałek. Kiedy on również zasyczał i zaiskrzył, a potem rozpuścił się w chmurze ohydnego dymu i ciemnego, bulgoczącego wywaru, Darkmoon poczuł, jak atmosfera lasu rozjaśnia się i ponownie staje się przyjazna.

Wciągnął powietrze, prychnął, po czym uniósł ostatni kawałek Smoczego Berła, który był największy, ten ze smoczym pazurem trzymającym mleczne oko. Wrzucił go do kociołka, jednak odkrył, że nie wystarczyło eliksiru do całkowitego rozpuszczenia drewna, więc dodał ostatnią fiolkę eliksiru niszczącego klątwy, mając nadzieję, że to wystarczy.

Gdy ostatni kawałek horkruksa roztopił się, Darkmoon poczuł nagłą zmianę w aurze lasu. Ciemność, rozpacz i zło, które spowijały Dolinę Cieni i jej okolicę powoli zanikały, wypędzane przez zniszczenie przeklętego berła. Alfa wilczaków wyszczerzył się i zawył okrzykiem zwycięstwa. Las jest uwolniony od ciemności. Czuję różnicę, drzewa nie będą już rosnąć zwariowane i myślę, że nawet pierścień strażniczy pewnego dnia wróci do normy. Samo powietrze jest lekkie i wolne. To, co zrobił ten Okropny Czarodziej zostało zdjęte i po rytuale oczyszczenia las będzie taki, jak zawsze. Wciąż się uśmiechając, bo pomimo faktu, że został tu przyprowadzony niechętnie i trzymany wbrew swojej woli, zaczął uważać Mroczny Las za dwój dom, Darkmoon odwrócił się i ukląkł obok Harry’ego i Severusa, sprawdzając ich puls.

Wciąż nieprzytomni. Ale wasze bicie serca jest stabilne, oboje oddychacie, a to bardzo dobrze. Moi ludzie są wam wiele winni. Uwolniliście nasz dom od skazy ciemności, czarodzieje. Nie, nie czarodzieje, przyjaciele… i może więcej niż przyjaciółmi, kiedy wszystko zostanie powiedziane i zrobione.

Szybko wykopał dziurę i wylał do niej pozostałości eliksiru łamiącego klątwy, którego było już odrobina, po czym zakopał ją. Potem włożył rękawice, kociołek i pustą skrzynkę z eliksirami z powrotem do plecaka Seva.

A teraz zabierzmy was do domu. Ale chyba nie dam rady nieść was obu i wciąż być w stanie szybko biec. Darkmoon zamyślił się, po czym przemienił w wilczą formę, odrzucił głowę i zawył, wzywając do siebie wilki.

Wycie rozbrzmiewało długo i głośno wśród drzew, napędzane jego potrzebą i dotarło do Sylvanoru w ciągu kilku minut. Fenris, Erid i Vlad, którzy patrolowali granicę wilczej wioski, zesztywnieli, gdy usłyszeli wezwanie Darkmoona.

Vlad odwrócił się do wysokiego wilczaka o platynowych włosach i powiedział:

- Wygląda na to, że nasz nieustraszony przywódca potrzebuje pomocy. Idź, Fen! Ty też, Eris!

- Ty nie idziesz? – zapytała zszokowana Eris.

- Nie mogę. Obiecałem strzec granic. Ale wy możecie odpowiedzieć i to zrobicie, wilczyco. A teraz ruszcie tyłki! – nakazał Vlad, a jego głos rozbrzmiał rozkazem bety, który staje się alfą.

Oboje przemienili się w swoje wilcze formy i wybiegli, pędząc szybko między drzewami, podążając za Wezwaniem Alfy. Bezbłędnie odnaleźliby Darkmoona, ponieważ pod jego przywództwem więzy ich stada były silne.

Vlad obserwował, aż ich krzaczaste ogony nie zniknęły, a potem westchnął. Ach, mój bracie, w co tym razem się wplątałeś?

Darkmoon nastawił uszu i usłyszał znajomy tupot wilczych łap po ziemi. Machnął ogonem, gdy Fenris, wielki srebrno-biały wilk podbiegł do niego i polizał go delikatnie pod brodą, salutując mu we właściwy wilkom sposób, nim zmienił się w ludzką postać.

- Szefie – zgłosił się Fenris. – W czym problem?

Chwilę później pojawiła się Eris, jej ciemnoczerwony płaszcz z czarnym brokatem błyszczącym w świetle księżyca. Po tym, jak sama przywitała się z alfą, również przemieniła się i powiedziała:

- O co tyle zamieszania, Darkmoon? Wyszczerbiłeś sobie ząb?

Czarny wilk wyszczerzył zęby w cichym śmiechu, po czym również zmienił się w człowieka.

- Chciałbym. Sev i Harry są ranni, a ja nie dałbym rady nieść ich samotnie, więc zawołałem was, żebyście mi pomogli. – Wskazał na dwóch czarodziei, leżących obok siebie, owiniętych kocami. – Jak dostaliście się tu tak szybko?

Eris wzruszyła ramionami.

- Oboje potrafimy się pospieszyć, jeśli potrzeba. A Fen znał skrót.

- Skrót? – Darkmoon uniósł brew, uklękając, by podnieść Harry’ego.

- Ach… tak. Wiedzie przez tunel edrytów – przyznał Fenris. – Jest nieco ciasny, śmierdzący i niebezpieczny, ale razem z Eris potrafimy podróżować na tyle szybko, by przebiec obok nich nim się zorientują, jaki zapach zwęszyły.

- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś, Fen? – zapytał ostro Darkmoon.

Fenris wyglądał na skruszonego.

- Uch… chyba zapomniałem. Od kiedy ten mroczny czarodziej przeprowadził tytułał, unikaliśmy Doliny Cieni. – Wtedy pociągnął nosem. – Wow! Jest tu całkiem inaczej. Nie jest ponuro i posępnie. – Spojrzał na Darkmoona dociekliwie. – Więc się wam udało?

Darkmoon skinął głową.

- Tak, ale teraz musimy im pomóc. Oboje odpędzili mroczną aurę i ucierpieli w międzyczasie. Musimy natychmiast zabrać ich z powrotem do Meadowsweet.

Eris zbadała nieprzytomnego Severusa i zamruczała:

- Ojej, niezły jest.Nie mam nic przeciwko niesieniu go.

- Jest dla ciebie za stary, a poza tym jest czarodziejem – wtrącił zazdrośnie Fenris.

- No i? Lubię starszych facetów.

- Jest praktycznie wiekowy, a poza tym ma jastrzębi nochal.

Eris wyszczerzyła się.

- No i? To część jego charakteru.

Fenris zawarczał, a Eris potrząsnęła głową; uwielbiała go drażnić.

- Wystarczy! – warknął Darkmoon, choć raz nie rozbawiony ich kłótnią. – Ruszajcie się, na miłość do księżyca! Jesteśmy im coś winni i możemy ich przynajmniej wyleczyć.

Fenris odchrząknął, rzucił Eris spojrzenie, mówiące, że przedyskutują to później, po czym ukląkł i uniósł Severusa przez ramię. Nie był zwolennikiem czarodziejów, ale jeśli Darkmoon ich ufał to on także, a złamanie klątwy ciążącej na Dolinie Cieni było wielkim krokiem w stronę zaakceptowania Severusa i Harry’ego przez wilczaki.

Severus poruszył się niespokojnie na plecionej pryczy wypchanej piórami, mamrocząc niezrozumiale, wyraźnie śniąc o czymś nieprzyjemnym. Hedwiga, która siedziała na końcu pryczy Harry’ego, natychmiast podleciała do Severusa i przysiadła obok jego głowy, gruchając ze zmartwieniem. Sowa niepokoiła się o obu swoich czarodziei, ponieważ obaj odnieśli poważne obrażenia i choć Meadowsweet całkowicie uleczyła Severusa i połatała również Harry’ego, drapieżnika wciąż przerażało to, że leżeli tak nieruchomo.

Wyczuła, że gdyby Severus nie spał spokojnie, mogłoby to utrudnić proces gojenia, więc zaczęła go uspokajać kołysanką drapieżnika. Śpij, Warrior, śpij. Nie ma się czego bać, bo jestem tu, obserwuję twój sen. Śpij, mój mroczny jastrzębiu, niech żaden sen ci nie przeszkodzi, niech moja pieśń cię pocieszy, niech koszmary się strzegą! Śpij, Warrior, śpij, niech Skrzydlata Pani przyniesie ci spokój.

Gdy sowa syczała i nuciła, twarz Mistrza Eliksirów stała się mniej ściągnięta i zmarszczona, w końcu zapadł w głęboki, spokojny sen, wszelkie zmarszczki na jego twarzy wygładziły się, aż wyglądał młodziej niż zwykle. Hedwiga delikatnie go trąciła, przeczesując czarne włosy, po czym wróciła, by zrobić to samo z Harrym.

Meadowsweet oświadczyła, że jej skrzydła i mięśnie ramion niemal się wyleczyły i jutro będzie mogła już latać. Odczuła ulgę na te słowa, ale miała nadzieję, że powrót do  zdrowia Harry’ego i Severusa również ruszy do przodu. Harry rzucał się i odwrócił, ale nie obudził się, jednak sowa pozostała czujna prze całą noc.

Całą noc Meadowsweet była nieobecna w swoim domu, gdyż została poproszona o uczestniczenie w rytuale oczyszczenia, który Darkmoon nalegał, by przeprowadzić. Miał usunąć z ziemi ostatnie utrzymujące się wpływy zła. Darkmoon zapalił dymiącą lawendę i białą sosnę, i razem ze swoim stadem rozniósł dym na drzewa w Dolinie Cieni i siebie, prosząc Stwórcę o błogosławieństwo. Wkrótce wszystko się skończyło, Dolina została przywrócona do odpowiedniego stanu i Meadowsweet wróciła do swojego domu, gdzie zbadała Hedwigę, śpiewającą śpiącym Harry’emu i Severusowi. Wilcza uzdrowicielka uśmiechnęła się, sprowadziła stan swoich pacjentów, po czym życzyła Hedwidze dobrej nocy.

Chłodna, wilgotna szmatka otarła jego twarz i było to tak dobre, że Harry nie chciał otworzyć oczu. Był gorący i lepki, a jego głowa dudniła jak pod wpływem kowadła. O, Merlinie, nie! Nie kolejna migrena, proszę! Już przez to przechodziłem. Tkanina poruszyła się po jego twarzy i pod brodą, wspaniale chłodna i odświeżająca, po czym wróciła w górę i spoczęła na jego czole.

Harry powoli otworzył prawe oko. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była para znajomych, bursztynowych tęczówek, wpatrzonych w niego.

- Witaj z powrotem, Harry.

- Meadowsweet? – Jego głos był ochrypły, ale mógł mówić. Otworzył drugie oko.

- Jak się czujesz? Brzmisz, jakbyś miał suche gardło – powiedziała, badając go. Podała mu okulary, więc wsunął oprawki na uszy.

- Jak się tu dostałem? – odpowiedział, jako że było to w tej chwili ważniejsze od jego samopoczucia.

- Darkmoon was sprowadził, Harry – odpowiedziała Meadowsweet. – Miałeś spory wstrząs mózgu, ale jutro powinieneś być już wyleczony, jeśli wszystko pójdzie dobrze. – Przyniosła szklankę zimnej wody i pomogła Harry’emu usiąść.

Woda smakowała cudownie i koiła ból jego wysuszonego gardła, ale gdy tylko wpadła do żołądka, poczuł, jak się szarpie i buntuje.

- Chyba będę wymiotować… - ostrzegł.

Wilcza uzdrowicielka chwyciła drewnianą misę w ostatniej chwili.

Całkowicie trzymała głowę animaga, gdy ten wymiotował, a Harry czuł się tak upokorzony, że chciał momentalnie umrzeć, ale oczywiście tak się nie stało.

- Nie walcz z tym – wyszeptała. – Jest w porządku.

- Nie jest – jęknął żałośnie, po raz kolejny wymiotując.

- Rany głowy niemal zawsze powodują mdłości – powiedziała Meadowsweet, po czym otarła jego twarz szmatką. Młody czarodziej uniknął jej wzroku, póki nie chwyciła jego brody i nie uniosła jej. – Nie patrz tak, Harry. Jestem uzdrowicielem, chłopcy wymotują na mnie cały czas.

- Musisz mieć prawdziwych zwycięzców w kategorii materiał na chłopaka – powiedział, a na jego twarzy pojawił się półuśmiech.

- Nie mam czasu dla chłopaków, ale spójrz, w końcu się uśmiechasz – zachichotała Meadowsweet, po czym odeszła, zamieszała coś w szklance i podała mu to. – Popijaj to od czasu do czasu. To nalewka z rumianku i innych ziół, które pomagają ukoić mdłości.

Wziął szklankę bez protestu i wypił, stwierdzając, że nie smakuje nawet w połowie tak źle. Potem rozejrzał się i zapytał, gdzie jest Severus.

- Wyszedł na krótki spacer po Sylvanorze, czuł się już dzisiaj rano o wiele lepiej, a Hedwiga wyleczyła się na tyle, żeby móc latać.

- To świetnie! – krzyknął Harry, a jego zielone oczy wypełnione były teraz radością. Potem wykrzywił się. – Chyba wszystkich wstrzymuję.

- Ani trochę – nie zgodziła się Meadowsweet. – Severus wie, jak mocno zostałeś ranny i chce się upewnić, że się czujesz dobrze, nim gdziekolwiek się wybierzecie. Więc poświęć tyle czasu, ile potrzebujesz, żeby wyzdrowieć, Harry. To jego rozkaz, jak również mój.

Harry sączył napój, ponownie wzruszony troską profesora. Meadowsweet krzątała się po pokoju, opróżniając miskę do kosza na śmieci, który później wyniesiono do lasu i zakopano. Przyniosła ze swojej spiżarni trochę chleba, sera i miodu, a potem zaczęła kroić ser i chleb, a spódnica falowała wokół jej kostek.

Harry spojrzał na nią z uznaniem, kiedy wykonywała to proste zadanie, w końcu kończąc nalewkę i nagle żałując, że czuje się tak niezręcznie w towarzystwie dziewczyn. Ale bycie chłopcem, który przeżył nie zapewniało mu doskonałych umiejętności konwersacyjnych ani wiedzy, jak rozmawiać z dziewczyną, którą ledwo znał, ale szczerze mówiąc, do której czuł pociąg. Rozejrzał się więc i nic nie powiedział, dopóki Meadowsweet nie zbliżyła się z talerzem chleba posmarowanym lekko miodem i kawałkami sera

- Skąd masz ser? – zapytał, skubiąc kawałek, który był miękki i lekko kremowy o słodko-orzechowym smaku.

- Nim wampiry złamały traktat zabijając Flickera, mieliśmy z nimi pewien rodzaj handlu wymiennego, wymienialiśmy się na ser i inne niezbędne rzeczy, takie jak igły i nici, używając futer i skór, które utwardzaliśmy. Na jakiś czas to działało, ale wampiry stały się śmiałe i zdecydowały, żeby wziąć to, do czego nie miały prawa. Teraz wymieniamy się tylko obelgami i strzałami. – Splunęła na ziemię. – Ten ser, jest ostatnim z tego, co nam przynieśli, zaklęty przez Arborsonga, żeby go zakonserwować.

Jej oczy błysnęły i Harry przypomniał sobie, jak Darkmoon mówił o jej temperamencie i o tym, że nie zawsze była pogodną i łagodną uzdrowicielką. Ona również była wilkiem i zaciekle opiekowała się swoimi.

Aby powstrzymać się od zadawania bardziej niewygodnych pytań, Harry wznowił jedzenie, powoli i ostrożnie, jego żołądek się uspokoił, ale ostatnią rzeczą, jaką chciał, było ponowne zwrócenie wszystkiego. Kiedy ostrożnie przeżuwał i połykał, Meadowsweet przyniosła własny lunch i zaczęła jeść. Prawie skończyli, gdy rozległo się pukanie i wkroczył Darkmoon.

- Cześć, Sasha. Jak się miewa pacjent?

- Obudził się i je – odpowiedziała, machając ręką w kierunku Harry’ego. – Zobacz sam, kuzynie.

Darkmoon przeszedł przez pokój do Harry’ego trzema wdzięcznymi krokami, poruszając się tak, jak tylko wilk potrafi.

- No, jastrzębi chłopcze, wyglądasz dziesięć razy lepiej niż zeszłej nocy. Czy nie mówiłem ci, że Meadowsweet jest najlepszą uzdrowicielką?

Harry skinął głową, odkładając resztę swojego chleba posmarowanego miodem, ponieważ rozmowa z kimś podczas jedzenia była niegrzeczna.

- Tak, i dzięki, że nas tu sprowadziłeś. Czy Severus też był ciężko ranny?

- Uch… miał chyba popękane żebra, ale Sasha go wyleczyła. To twarda sztuka. – Poklepał Harry’ego lekko po ramieniu. – Dobrze się spisałeś, dzieciaku. Po znalezieniu przedmiotu aura wokół drzew w Dolinie zmniejszyła się, a gdy go zniszczyłem, cały teren się zmienił.

- Dobrze, ale jesteś pewny, że ten przedmiot został zniszczony?

- Potwierdzam. Sam widziałem, jak się rozpuszcza, choć użyłem do tego ostatniego eliksiru.

Harry był przerażony.

- Użyłeś wszystkiego? Ale to oznacza…

- Będziemy musieli zrobić więcej, gdy tylko zbiorę wszystkie niezbędne składniki – wtrącił Severus, wchodząc do domku i sprawiając, że jego uczeń podskoczył.

Dwójka wilczaków, którzy oczywiście słyszeli jego wejście, wymienili rozbawione spojrzenia.

- Merlinie, Sev! – skarcił go Harry. – Przez ciebie prawie wyskoczyłem ze skóry.

- Wyglądasz trochę lepiej niż dziś rano – zauważył Mistrz Eliksirów, podchodząc i kładąc dłoń na czole swojego podopiecznego. – Jak dla mnie wydaje się nieco ciepły, Meadowsweet. Ma gorączkę?

Nim mogła odpowiedzieć, Harry spojrzał na swojego opiekuna z czystą irytacją i powiedział wyraźnie:

- Jest tuż przed tobą, Severusie, jeśli chcesz zadać mu pytania.

- Nie bądź taki uszczypliwy, Potter. Możesz ukryć fakt, że nadal czujesz się okropnie, żeby móc wcześniej wyjść z łóżka i dlatego nie pytam o twoją opinię. Co powiesz, uzdrowicielko?

Harry zagotował się, widząc despotyczną postawę swojego opiekuna, ale nic nie powiedział, ponieważ niestety robił to w przeszłości i Snape miał rację, uważając na słowa swojego podopiecznego, jeśli chodziło o przyznanie się do tego, że czuł się słabo.

- Ma lekką gorączkę, profesorze. Nie ma się czym niepokoić, jest to częste w przypadku stresu i urazu, powinna ustąpić za dzień lub dwa. Odpoczynek i moje eliksiry postawią go na nogi.

Severus odetchnął z ulgą. Potem rzucił Harry’emu surowe spojrzenie i powiedział:

- Masz wykonywać jej rozkazy i nie powodować problemów, czy to jasne?

- Nie powodowałem! Co jest z tobą?

- Wiem, pisklaku – powiedział wtedy, używając przezwiska, by złagodzić swoje słowa. – Jesteś okropnym pacjentem i zawsze próbujesz zbyt wcześnie wstać.

- Ha! I kto to mówi!

Snape skrzywił się.

- Uważaj na słowa, mój panie. Przyjmuj eliksiry i odpoczywaj. Nie martw się opóźnieniem naszego polowania, po musimy trochę odpocząć. Pozostały tylko dwa przedmioty do odnalezienia i jeśli jeden z nich jest w miejscu, w którym się go spodziewam, nie będziemy potrzebować zbyt wiele czasu, by go znaleźć. – Ścisnął ramię Harry’ego.

- Przepraszam, że zużyłem wszystkie twoje eliksiry, Severusie – powiedział wtedy Darkmoon, by złagodzić ich konflikt charakterów.

Severus machnął ręką na przeprosiny.

- Dobrze zrobiłeś, Darkmoon. To musiało być zniszczone i wykonałeś zadanie. To jest ważne. Dziękuję za twoją pomoc.

- Nie ma za co – powiedział szczerze wilczak. – Kiedy złamałeś tą klątwę uratowałeś mój dom, a nawet moje życie. I to sprawia, że obaj jesteście warci jako przyjaciele.

Obsydianowe i zielone oczy napotkały bursztynowe i podzieliły się zrozumieniem, które wynikało ze wspólnego znoszenia wszelkich trudności. Potem Darkmoon odwrócił wzrok i powiedział:

- Chciałbym odbyć kolejne wspólne spotkanie z całym moim stadem, podczas którego mógłbym was odpowiednio uhonorować, a także złożyć moją własną prośbę. Czy będziesz się dzisiaj na tyle dobrze czuć, Harry? Czy może powinienem poczekać?

Harry rozważył to. W głowie wciąż miał mętno i również był zmęczony, ale nigdy wcześniej nie pozwolił, by dyskomfort lub ból go powstrzymywały.

- Nie, powinienem czuć się dobrze.

- Dobrze. W takim razie do zobaczenia. – Uśmiechnął się, po czym odwrócił i skierował do drzwi. – Muszę uciekać, Sylvia i Urchin zgłosili, że te przeklęte wilkołaki znów zaczynają próby przekradania się przez granicę. Wygląda na to, że potrzebują kolejnej lekcji, jak trzymać się po swojej stronie lasu.

- Uważaj, Erik! – zawołała za nim Meadowsweet. – Nie potrzebuję opiekować się dwoma trudnymi pacjentami.

- Wyluzuj, Sasha. Nic mi nie będzie. Zwołam was wszystkich na spotkanie około szóstej. – Potem zniknął tak szybko, jak przyszedł.

Meadowsweet położyła dłoń na ramieniu Snape’a, używając swojego wyjątkowego gestu, nu go „przeczytać” i upewnić się, że wydobrzał.

- Jesteś wyleczony, Severusie. Po prostu nie angażuj się w żadne zapasy, ponieważ twoje żebra są nadal delikatne – powiedziała mu, a jej oczy zabłyszczały dobrym humorem.

- Spróbuję zrezygnować z tej rozrywki – stwierdził sucho Snape. – Chcesz, żebym poszedł zebrać trochę więcej żywokostu i pajęczyny, żebyś mogła uwarzyć więcej eliksiry leczące kości? Chyba pamiętam, jak mówiłaś, że użyłaś na mnie ostatniej fiolki.

- Dziękuję, Severusie, ale potrafię zebrać własne składniki – zaczęła młoda uzdrowicielka.

- Potraktuj to jako podziękowanie za uratowanie mojego podopiecznego i mnie – powiedział stanowczo Mistrz Eliksirów.

- Severusie…

- Przynajmniej tyle mogę zrobić, Meadowsweet – oznajmił stanowczo czarodziej, a potem poprosił o kosz do zbierania ziół, który wręczyła mu młoda uzdrowicielka. – Odpocznij trochę, Harry – nakazał, zanim wyszedł z chatki.

Animag przewrócił oczami.

- Na kości Merlina, czasami traktuje mnie, jakbym miał pięć lat.

Meadowsweet zachichotała.

- To dlatego, że się o ciebie troszczy. Moja mama była taka sama, ilekroć zachorowałam, co nie było zbyt częste, ale… rodzice mają w charakterze troszczyć się o swoje dziecko.

Harry zarumienił się.

- Nie jestem jego synem.

Meadowsweet tylko przechyliła głowę.

- Ach tak? Jest twoim opiekunem, prawda?

- Tak, ale… nie jesteśmy spokrewnieni…

- To nie krew czyni nas rodziną, Harry. Pomaga, ale ostatecznie to miłość nas łączy – powiedziała pogodnie wilcza uzdrowicielka. – Tylko ja i Darkmoon jesteśmy spokrewnieni, ale wszyscy w Sylvanorze jesteśmy rodziną. Bardzo upartą, hałaśliwą rodziną, ale mimo wszystko rodziną. I to jest coś, czego Ministerstwo nigdy nie przemyślało, gdy nas tu zostawili. Severus patrzy na ciebie jak na syna, którego nigdy nie miał.

Harry zakaszlał, czując się nieswojo z jej spostrzegawczością.

- Ale Meadowsweet, już mam ojca… Nigdy go nie poznałem, ponieważ umarł za mnie… ale nadal chcę go pamiętać i szanować jego pamięć…

- Wciąż możesz go szanować, Harry , i jednocześnie akceptować uczucia Severusa. Nie ma nic złego w tym, że masz dwóch ojców. Oddałabym… niemal wszystko, by mieć prawdziwego ojca, jak twój opiekun, zamiast potwora, który mnie spłodził – powiedziała i chłopak ze zdumieniem zobaczył łzy błyszczące w jej oczach. Chwilę później zamrugała, by się ich pozbyć. – Nie przejmuj się mną, Harry. To stara rana, którą dzielę z prawie każdym wilczakiem w Sylvanorze, poza Erikiem.

- Przepraszam – powiedział, czując się zmuszony do przeprosin, mimo że nic jej nie zrobił. Ale widok jej oczu lśniących łzami coś w nim poruszył.

- Nie masz za co. Co się stało to się nie odstanie – pociągnęła nosem. – Pogodziłam się z tym, co się wydarzyło dawno temu. Zraniło mnie to, ale rana się wyleczyła. Tylko czasami ciągnie i pulsuje… kiedy pozwalam sobie na pragnienie czegoś, czego nigdy nie będę miała. – Na jej twarzy pojawił się smutny wyraz, który tak bardzo dobrze znał, ponieważ sam nosił go aż nazbyt często.

- Wiem, co masz na myśli, ponieważ też marzyłem o rodzinie od czasu, gdy byłem dość duży, by zrozumieć, co to słowo naprawdę oznacza i dostrzegłem, że moje wujostwo i kuzyn nie uważają mnie za część swojej rodziny. – Wtedy przyłapał się na tym, że opowiada jej o Dursleyach, słowa wylewały się z niego jakby pękła tama, a dziewczyna siedziała w milczeniu, słuchając, dopóki nie skończył całej żałosnej opowieści o swoim pozbawionym miłości dzieciństwie – takim, które rozumiała, jako że sama takie przeżyła.

Potem poczuł, jak jej dłoń, ciepła i pocieszająca, zaciska się na jego, a jej spojrzenie było czułe, gdy powiedziała:

- Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż myślałam. Oboje dorośliśmy zbyt szybko, nauczyliśmy się polegać tylko na sobie. A jednak pewna nasza część chciałaby choć raz mieć kogoś, kto troszczyłby się o nas jak ojciec. Ty masz taką szansę, Harry. Nie zmarnuj jej.

Harry zastanowił się przez chwilę, po czym westchnął.

- Ale Sasha… znaczy Meadowsweet… jeśli pozwolę Sevowi zostać moim ojcem, czy nie będzie to jak zdrada mojego prawdziwego taty? Tak jakby?

- Nie. Ponieważ czy twój tata nie chciałby, żebyś był szczęśliwy i kochany?

Harry zamyślił się.

- Tak… chyba by chciał. – Czy James byłby zadowolony, że Harry w końcu znalazł kogoś, kto w końcu by go pokochał i chronił? A może byłby zły, że mężczyzna, którego wybrał jego syn, był kiedyś jego najbardziej zaciekłym rywalem? To wszystko było bardzo zagmatwane! – Ja… uch… nie chcę teraz o tym myśleć. Jestem całkiem zdezorientowany.

- No dobrze. Ale nie odrzucaj Severusa ze strachu. Taka szansa pojawia się tylko raz, Harry. Zaufaj mi, wiem o tym. – Dotknęła jego twarzy, a jej dotyk był jednocześnie lodowato chłodny i palący. – Hymm. Severus miał rację, powinieneś wziąć eliksir zmniejszający gorączkę i trochę odpocząć.

Harry już miał zaprotestować, ale potem przypomniał sobie, że pobyt tutaj oznaczał, że zobaczy więcej Meadowsweet, której dotyk zarówno uspokajał i pobudzał go w sposób, którego nigdy wcześniej nie czuł. Właściwie samo patrzenie na nią sprawiało, że drżał z tęsknoty.

- Dobrze – zgodził się, a dziewczyna wstała, podała mu błękitny eliksir, który przełknął szybko i położył się z powrotem na swoim posłaniu.

- Słodkich snów, Harry – powiedziała cichym głosem, który uwielbiał, po czym odwróciła się, by posiekać zioła do eliksiru leczącego kości. Była plecami do Harry’ego, który wpatrywał się a nią rozmarzonym wzrokiem, zauważając sposób, jak kołysała się lekko, jak wierzba, a jej jasne włosy opadały na jej plecy oraz jak kształt jej pośladków uwidacznia się pod kolorową spódnicą.

Mam nadzieję, że będę śnił o tobie, Meadowsweet, pomyślał i uśmiechnął się pewnego rodzaju sennym, rozmarzonym uśmieszkiem z nutą nieprzyzwoitości.

Potem stwierdził, że nie jest w stanie pozostać obudzony, wtulił się w koc i zasnął. Spał całe popołudnie, gdy Severus i Meadowsweet gotowali porcję eliksiru leczącego kości, budząc się dopiero, gdy jego żołądek zaburczał i nadszedł czas na spotkanie w okrągłym domu.

Kiedy Mistrz Eliksirów, Harry i Meadowsweet weszli do okrągłego domu, przez moment wszyscy się w nich wpatrywali. I w przeciwieństwie do poprzedniego razu, nie były to spojrzenia ostrożne i podejrzliwe, ale pełne aprobaty. Nawet Vlad Winterknight nie wyglądał tak wrogo. Jeden po drugim wilczaki kiwały im głowami, gdy Meadowsweet prowadziła ich prostu do stołu, przy którym siedział Darkmoon.

Na widok ich zdumienia, alfa parsknął.

- Nie możecie już chować się po kątach jak niechciani goście. Nie po tym, co zrobiliście. Teraz siedzicie tu, przy stole alfy. Zgadza się, Meadowsweet?

Wilcza uzdrowicielka skinęła głową, jej kolczyki zakołysały się.

- Na ten przywilej trzeba sobie zarobić, co wam się udało dziesięciokrotnie, kiedy przełamaliście klątwę rzuconą na Dolinę Cieni.

Urchin i IndigoEyes podeszli i zaserwowali każdemu przy stole Darkmoona obiad, który składał się z dziczyzny w pożywnym sosie grzybowym, chleba kasztanowego i zieleniny z dzikim czosnkiem i ryżem. Podano też sok z jagód księżycowych i wodę, więc wszyscy jedli z apetytem.

Harry odkrył, że jego apetyt powrócił z podwójną siłę i jadł jak typowy wygłodniały nastolatek. Podczas jedzenia zerkał spod rzęs na Meadowsweet. Wilcza uzdrowicielka rozmawiała z Darkmoonem, wspominając ich wspólne dzieciństwo w Wielkiej Brytanii, nim nadeszło Ministerstwo i zniszczyło ich życia.

Po kolacji Darkmoon wstał, by zwrócić się do stada, więc wszystkie rozmowy ustały. Alfa odchrząknął i przemówił na tyle głośno, że można go było usłyszeć w całym okrągłym domu.

- Dziękuję wam, Arborsong i IndigoEyes, za wspaniały obiad. Myślę, że bylibyście najlepszymi szefami kuchni w każdej restauracji na świecie, ale na szczęście dla nas, jesteście tutaj, więc nikt z nas nie musi jeść mojej kiepskiej kuchni.

Rozległy się chichoty, gdy wilczaki uznały dowcip alfy za prawdę.

- W porządku, uspokójcie się – rozkazał po chwili Darkmoon i jego wilczaki ucichły. – Doszedłem do wniosku, że teraz, gdy oczyściliśmy las z wszelkich utrzymujących się wpływów zła, a Dolina Cieni została przywrócona do pierwotnego stanu, nadszedł czas, by podziękować tym, którzy są za to odpowiedzialni. – Wskazał na Harry’ego i Severusa. – Wszyscy wiecie, że ci dwaj czarodzieje przybyli do Sylvanoru jako moi goście i że niektórzy z was byli co do nich podejrzliwi, myśląc, że to dupki z Ministerstwa, które nas tu zamknęły. Ale myliliśmy się, ponieważ Harry Potter i Severus Snape złamali klątwę ciążącą na Dolinie Cieni i uwolnili Mroczny Las spod wpływu śmierciożerców. Zrobili to, czego żaden inny czarodziej nigdy wcześniej nie zrobił – pomogli nam, ponieważ było to słuszne.

Nastąpiły oklaski. Darkmoon uniósł rękę.

- Udowodnili moją teorię, że wciąż można negocjować z czarodziejami w celu uzyskania lepszego życia, pod warunkiem, że wspomniani czarodzieje są otwarci na pomoc wilczakom. Wiecie, że kocham Sylvanor, że stał się moim domem, jak również waszym, ale nadal uważam, że powinniśmy mieć możliwość obcowania ze światem zewnętrznym, jeśli tego chcemy. Sam widziałem, że Severus i Harry są honorowi, szanowani i lojalni, więc mam przywilej zaprosić ich do swojego stada jako honorowych członków. Witamy, Warrior i Freedom! – Darkmoon wydał z siebie niskie wycie akceptacji, które zostało powtórzone przez wszystkich innych wilczaków, nawet Vlada.

Harry był zdumiony i dumny, że został uznany za członka Sylvanoru, podziwiał wilczaki za ich wytrwałość, odwagę i uczciwość. Rzucił okiem na Severusa i zobaczył, że jego mentor też wygląda na zadowolonego. To był pierwszy raz, gdy którykolwiek z nich został zaproszony do grupy, którą szanowali i która szanowała ich. To było zdumiewająco gwałtowne uczucie. Harry założył się, że dla Severusa nie ma znaczenia, czy wilczaki były uważane za wyrzutków przez resztę czarodziejskiego świata, ponieważ on znał o nich prawdę i lepiej było być członkiem Sylvanoru niż obłudnego Ministerstwa.

Wilczaki podchodziły jeden po drugim i chwytali nadgarstki Harry’ego i Severusa w przyjaznym uścisku, witając ich.

Vlad uścisnął krótko nadgarstek Harry’ego, ale w jego oczach ani tonie nie było urazy, gdy powiedział:

- Witaj, Freedom, w Sylvanorze. Niech księżyc nad tobą świeci.

- Dziękuję – powiedział szczerze Harry.

Vlad skinął krótko głową i odszedł.

Po powitaniu dwóch nowych członków, Darkmoon odwrócił się do nich i powiedział:

- Teoretycznie jestem waszym alfą, ale ponieważ nie jesteście wilczakami, nie jesteście zobowiązani do posłuszeństwa. Jednak mam do was prośbę. Nim zaprowadziłem was do Doliny Cieni, zgodziliście się spełnić wybrane przeze mnie żądanie. Jestem pewny, że zgadniecie, o co was poproszę. – Darkmoon wciągnął powietrze. – Gdy wrócicie do Wielkiej Brytanii po wykonaniu zadania, porozmawiajcie ze swoim Ministrem i powiedzcie mu, że pomogliśmy wam pokonać Voldemorta. Chcę, żebyście go poprosili, by uwolnił nas z lasu i pozwolił nam żyć normalnie, jak reszta ludzi. Widzieliście nas, wiecie, że nie jesteśmy potworami i maniakami, za których nas uważają. Zasługujemy na to, by być wolni, otrzymać normalną edukację i żyć jak wszyscy inni.

Severus uniósł brew.

- To wielka prośba, Darkmoon. Dlaczego myślisz, że Ministerstwo nas wysłucha?

- Cholera, Severusie, jeśli wykończycie Voldemorta, Ministerstwo nie odważy się wam niczego odmówić.

- On ma rację, Sev. Wiesz, jak Knot lubi zaspokajać potrzeby ludzi prestiżowych i z władzą, takich jak Lucjusz Malfoy.

Severus parsknął.

- Merlinie broń, bym kiedykolwiek zmienił się w osobę jak Lucjusz. Dobrze, Darkmoon. Razem z Harrym postaramy się spełnić twoją prośbę i mam nadzieję, że Knot będzie na nią otwarty.

- A jeśli nie, przekonamy go w inny sposób – obiecał Harry.

Darkmoon roześmiał się.

- Wierzę w to, jastrzębi chłopcze. – Potem trącił Harry’ego figlarnie w ucho. – Masz ochotę na wędrówkę w świetle księżyca, czy nadal czujesz się wyczerpany?

- Uch… ale na krótki. Jestem trochę zmęczony – przyznał Harry.

- No dobrze. Chodź, dzieciaku, pokażę ci jakie fajne może być chodzenie w świetle księżyca. Ciemność nie jest twoim wrogiem.

Właśnie wtedy pojawiła się Hedwiga i wylądowała na ramieniu Severusa, hukając radośnie.

- Hedwigo, co do licha? – krzyknął Mistrz Eliksirów, bo sowa rzadko była wylewna w kierunku kogoś oprócz Harry’ego.

Meadowsweet uśmiechnęła się szeroko.

- Awww, jak słodko, profesorze! Mówi, że cieszy się, że cię widzi i ma nadzieję, że podobała ci się kołysanka, którą ci śpiewała.

- Co robiła? – Severus prawdziwie zarumienił się, po czym syknął z poważnym zażenowaniem. – Cholerny, wścibski ptaku, nie jestem dzieckiem!

- Mówi, że miałeś koszmar i jej śpiew cię uspokoił – przetłumaczyła Meadowsweet, a jej oczy zabłyszczały figlarnym zachwytem.

Harry i Darkmoon szybko odwrócili się i wyszli, będąc w stanie powstrzymać swoje rozbawienie, póki nie znaleźli się na zewnątrz, gdzie opadli na ziemię, wyjąc ze śmiechu. Hedwiga śpiewała Snape’owi kołysankę!

- Twoja sowa z pewnością jest odważna! – powiedział, po czym roześmiał się. – Jak jej czarodziej.

- Prawda. Och, żałuję, że wtedy spałem i tego nie widziałem! – Natychmiast potem wybuchnął znów śmiechem. Potem uspokoił się, pytając, skąd Meadowsweet wiedziała, co mówiła Hedwiga. – Nie wiedziałem, że zna ptasi.

- Nie zna, ale nie spała i widziała całe zajście. Więc po prostu… improwizowała – powiedział mu radośnie Darkmoon. Potem wstał i zmienił się w dużego, czarnego wilka, a Harry podążył jego przykładem, odpychając swoją początkowo spanikowaną reakcję na ciemność w tył swojego umysłu. Był wilczakiem i noc należała do niego. Poza tym, ta noc była zbyt piękna, by marnować ją na strach przed bezkształtnymi zjawami.

 

 

W następnym rozdziale: Severus daje Harry’emu i Meadowsweet zaimprowizowaną lekcję zielarstwa, próbując zebrać składniki do eliksiru łamiącego klątwy.

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, cudownie, zniszczony horkruks i las jest oczyszczony w końcu, a Hedwiga i jej kołysanka dla Severusa cudowna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Hedwiga i jej kołysanka zrobiła mi dzień. Piękne i oby więcej było takich scen. Harry już całkiem przepadł i pozostaje mieć nadzieję, że uda mu się pokonać Voldiego, bo inaczej nie ma szans u ukochanej ;)
    Weny życzę
    Ciuma

    OdpowiedzUsuń