Darkmoon otworzył kasetkę z fiolkami eliksirów, zostały w niej tylko trzy, i wlał jedną do kociołka. Zmarszczył nos na ostry, gryzący zapach i pomyślał: Ugh! Ohyda! Nic dziwnego, że to potrafi stopić przeklęte przedmioty, pachnie tak okropnie, że jedno pociągnięcie nosem a edryci padliby trupem. Ostrożnie podniósł kawałek laski i wrzucił go do kociołka.
Mikstura
natychmiast stała się czarna, zaczęła dymić okropnie i rozpuszczać kawałek
przeklętego drewna. Dorzucił kolejną część, ale eliksir ledwie go rozpuścił,
więc doszedł do wniosku, że potrzebuje kolejnej fiolki. Opróżnił drugą do
kociołka i wrzucił trzeci kawałek. Kiedy on również zasyczał i zaiskrzył, a
potem rozpuścił się w chmurze ohydnego dymu i ciemnego, bulgoczącego wywaru,
Darkmoon poczuł, jak atmosfera lasu rozjaśnia się i ponownie staje się
przyjazna.
Wciągnął
powietrze, prychnął, po czym uniósł ostatni kawałek Smoczego Berła, który był
największy, ten ze smoczym pazurem trzymającym mleczne oko. Wrzucił go do kociołka,
jednak odkrył, że nie wystarczyło eliksiru do całkowitego rozpuszczenia drewna,
więc dodał ostatnią fiolkę eliksiru niszczącego klątwy, mając nadzieję, że to
wystarczy.
Gdy
ostatni kawałek horkruksa roztopił się, Darkmoon poczuł nagłą zmianę w aurze
lasu. Ciemność, rozpacz i zło, które spowijały Dolinę Cieni i jej okolicę
powoli zanikały, wypędzane przez zniszczenie przeklętego berła. Alfa wilczaków
wyszczerzył się i zawył okrzykiem zwycięstwa. Las jest uwolniony od ciemności. Czuję różnicę, drzewa nie będą już
rosnąć zwariowane i myślę, że nawet pierścień strażniczy pewnego dnia wróci do
normy. Samo powietrze jest lekkie i wolne. To, co zrobił ten Okropny Czarodziej
zostało zdjęte i po rytuale oczyszczenia las będzie taki, jak zawsze. Wciąż
się uśmiechając, bo pomimo faktu, że został tu przyprowadzony niechętnie i
trzymany wbrew swojej woli, zaczął uważać Mroczny Las za dwój dom, Darkmoon
odwrócił się i ukląkł obok Harry’ego i Severusa, sprawdzając ich puls.
Wciąż nieprzytomni. Ale wasze
bicie serca jest stabilne, oboje oddychacie, a to bardzo dobrze. Moi ludzie są
wam wiele winni. Uwolniliście nasz dom od skazy ciemności, czarodzieje. Nie,
nie czarodzieje, przyjaciele… i może więcej niż przyjaciółmi, kiedy wszystko
zostanie powiedziane i zrobione.
Szybko
wykopał dziurę i wylał do niej pozostałości eliksiru łamiącego klątwy, którego
było już odrobina, po czym zakopał ją. Potem włożył rękawice, kociołek i pustą
skrzynkę z eliksirami z powrotem do plecaka Seva.
A teraz zabierzmy was do
domu. Ale chyba nie dam rady nieść was obu i wciąż być w stanie szybko biec. Darkmoon zamyślił się, po
czym przemienił w wilczą formę, odrzucił głowę i zawył, wzywając do siebie
wilki.
Wycie
rozbrzmiewało długo i głośno wśród drzew, napędzane jego potrzebą i dotarło do
Sylvanoru w ciągu kilku minut. Fenris, Erid i Vlad, którzy patrolowali granicę
wilczej wioski, zesztywnieli, gdy usłyszeli wezwanie Darkmoona.
Vlad
odwrócił się do wysokiego wilczaka o platynowych włosach i powiedział:
-
Wygląda na to, że nasz nieustraszony przywódca potrzebuje pomocy. Idź, Fen! Ty
też, Eris!
-
Ty nie idziesz? – zapytała zszokowana Eris.
-
Nie mogę. Obiecałem strzec granic. Ale wy możecie odpowiedzieć i to zrobicie,
wilczyco. A teraz ruszcie tyłki! – nakazał Vlad, a jego głos rozbrzmiał rozkazem
bety, który staje się alfą.
Oboje
przemienili się w swoje wilcze formy i wybiegli, pędząc szybko między drzewami,
podążając za Wezwaniem Alfy. Bezbłędnie odnaleźliby Darkmoona, ponieważ pod
jego przywództwem więzy ich stada były silne.
Vlad
obserwował, aż ich krzaczaste ogony nie zniknęły, a potem westchnął. Ach, mój bracie, w co tym razem się
wplątałeś?
Darkmoon
nastawił uszu i usłyszał znajomy tupot wilczych łap po ziemi. Machnął ogonem,
gdy Fenris, wielki srebrno-biały wilk podbiegł do niego i polizał go delikatnie
pod brodą, salutując mu we właściwy wilkom sposób, nim zmienił się w ludzką
postać.
-
Szefie – zgłosił się Fenris. – W czym problem?
Chwilę
później pojawiła się Eris, jej ciemnoczerwony płaszcz z czarnym brokatem
błyszczącym w świetle księżyca. Po tym, jak sama przywitała się z alfą, również
przemieniła się i powiedziała:
-
O co tyle zamieszania, Darkmoon? Wyszczerbiłeś sobie ząb?
Czarny
wilk wyszczerzył zęby w cichym śmiechu, po czym również zmienił się w
człowieka.
-
Chciałbym. Sev i Harry są ranni, a ja nie dałbym rady nieść ich samotnie, więc
zawołałem was, żebyście mi pomogli. – Wskazał na dwóch czarodziei, leżących
obok siebie, owiniętych kocami. – Jak dostaliście się tu tak szybko?
Eris
wzruszyła ramionami.
-
Oboje potrafimy się pospieszyć, jeśli potrzeba. A Fen znał skrót.
-
Skrót? – Darkmoon uniósł brew, uklękając, by podnieść Harry’ego.
-
Ach… tak. Wiedzie przez tunel edrytów – przyznał Fenris. – Jest nieco ciasny,
śmierdzący i niebezpieczny, ale razem z Eris potrafimy podróżować na tyle
szybko, by przebiec obok nich nim się zorientują, jaki zapach zwęszyły.
-
Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś, Fen? – zapytał ostro Darkmoon.
Fenris
wyglądał na skruszonego.
-
Uch… chyba zapomniałem. Od kiedy ten mroczny czarodziej przeprowadził tytułał,
unikaliśmy Doliny Cieni. – Wtedy pociągnął nosem. – Wow! Jest tu całkiem
inaczej. Nie jest ponuro i posępnie. – Spojrzał na Darkmoona dociekliwie. –
Więc się wam udało?
Darkmoon
skinął głową.
-
Tak, ale teraz musimy im pomóc. Oboje odpędzili mroczną aurę i ucierpieli w
międzyczasie. Musimy natychmiast zabrać ich z powrotem do Meadowsweet.
Eris
zbadała nieprzytomnego Severusa i zamruczała:
-
Ojej, niezły jest.Nie mam nic przeciwko niesieniu go.
-
Jest dla ciebie za stary, a poza tym jest czarodziejem – wtrącił zazdrośnie
Fenris.
-
No i? Lubię starszych facetów.
-
Jest praktycznie wiekowy, a poza tym ma jastrzębi nochal.
Eris
wyszczerzyła się.
-
No i? To część jego charakteru.
Fenris
zawarczał, a Eris potrząsnęła głową; uwielbiała go drażnić.
-
Wystarczy! – warknął Darkmoon, choć raz nie rozbawiony ich kłótnią. – Ruszajcie
się, na miłość do księżyca! Jesteśmy im coś winni i możemy ich przynajmniej
wyleczyć.
Fenris
odchrząknął, rzucił Eris spojrzenie, mówiące, że przedyskutują to później, po
czym ukląkł i uniósł Severusa przez ramię. Nie był zwolennikiem czarodziejów,
ale jeśli Darkmoon ich ufał to on także, a złamanie klątwy ciążącej na Dolinie
Cieni było wielkim krokiem w stronę zaakceptowania Severusa i Harry’ego przez
wilczaki.
Severus
poruszył się niespokojnie na plecionej pryczy wypchanej piórami, mamrocząc
niezrozumiale, wyraźnie śniąc o czymś nieprzyjemnym. Hedwiga, która siedziała
na końcu pryczy Harry’ego, natychmiast podleciała do Severusa i przysiadła obok
jego głowy, gruchając ze zmartwieniem. Sowa niepokoiła się o obu swoich
czarodziei, ponieważ obaj odnieśli poważne obrażenia i choć Meadowsweet
całkowicie uleczyła Severusa i połatała również Harry’ego, drapieżnika wciąż
przerażało to, że leżeli tak nieruchomo.
Wyczuła,
że gdyby Severus nie spał spokojnie, mogłoby to utrudnić proces gojenia, więc
zaczęła go uspokajać kołysanką drapieżnika. Śpij,
Warrior, śpij. Nie ma się czego bać, bo jestem tu, obserwuję twój sen. Śpij,
mój mroczny jastrzębiu, niech żaden sen ci nie przeszkodzi, niech moja pieśń
cię pocieszy, niech koszmary się strzegą! Śpij, Warrior, śpij, niech Skrzydlata
Pani przyniesie ci spokój.
Gdy
sowa syczała i nuciła, twarz Mistrza Eliksirów stała się mniej ściągnięta i
zmarszczona, w końcu zapadł w głęboki, spokojny sen, wszelkie zmarszczki na
jego twarzy wygładziły się, aż wyglądał młodziej niż zwykle. Hedwiga delikatnie
go trąciła, przeczesując czarne włosy, po czym wróciła, by zrobić to samo z
Harrym.
Meadowsweet
oświadczyła, że jej skrzydła i mięśnie ramion niemal się wyleczyły i jutro
będzie mogła już latać. Odczuła ulgę na te słowa, ale miała nadzieję, że powrót
do zdrowia Harry’ego i Severusa również
ruszy do przodu. Harry rzucał się i odwrócił, ale nie obudził się, jednak sowa
pozostała czujna prze całą noc.
Całą
noc Meadowsweet była nieobecna w swoim domu, gdyż została poproszona o
uczestniczenie w rytuale oczyszczenia, który Darkmoon nalegał, by
przeprowadzić. Miał usunąć z ziemi ostatnie utrzymujące się wpływy zła. Darkmoon
zapalił dymiącą lawendę i białą sosnę, i razem ze swoim stadem rozniósł dym na
drzewa w Dolinie Cieni i siebie, prosząc Stwórcę o błogosławieństwo. Wkrótce
wszystko się skończyło, Dolina została przywrócona do odpowiedniego stanu i
Meadowsweet wróciła do swojego domu, gdzie zbadała Hedwigę, śpiewającą śpiącym
Harry’emu i Severusowi. Wilcza uzdrowicielka uśmiechnęła się, sprowadziła stan
swoich pacjentów, po czym życzyła Hedwidze dobrej nocy.
Chłodna,
wilgotna szmatka otarła jego twarz i było to tak dobre, że Harry nie chciał
otworzyć oczu. Był gorący i lepki, a jego głowa dudniła jak pod wpływem
kowadła. O, Merlinie, nie! Nie kolejna
migrena, proszę! Już przez to przechodziłem. Tkanina poruszyła się po jego
twarzy i pod brodą, wspaniale chłodna i odświeżająca, po czym wróciła w górę i
spoczęła na jego czole.
Harry
powoli otworzył prawe oko. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była para
znajomych, bursztynowych tęczówek, wpatrzonych w niego.
-
Witaj z powrotem, Harry.
-
Meadowsweet? – Jego głos był ochrypły, ale mógł mówić. Otworzył drugie oko.
-
Jak się czujesz? Brzmisz, jakbyś miał suche gardło – powiedziała, badając go.
Podała mu okulary, więc wsunął oprawki na uszy.
-
Jak się tu dostałem? – odpowiedział, jako że było to w tej chwili ważniejsze od
jego samopoczucia.
-
Darkmoon was sprowadził, Harry – odpowiedziała Meadowsweet. – Miałeś spory
wstrząs mózgu, ale jutro powinieneś być już wyleczony, jeśli wszystko pójdzie
dobrze. – Przyniosła szklankę zimnej wody i pomogła Harry’emu usiąść.
Woda
smakowała cudownie i koiła ból jego wysuszonego gardła, ale gdy tylko wpadła do
żołądka, poczuł, jak się szarpie i buntuje.
-
Chyba będę wymiotować… - ostrzegł.
Wilcza
uzdrowicielka chwyciła drewnianą misę w ostatniej chwili.
Całkowicie
trzymała głowę animaga, gdy ten wymiotował, a Harry czuł się tak upokorzony, że
chciał momentalnie umrzeć, ale oczywiście tak się nie stało.
-
Nie walcz z tym – wyszeptała. – Jest w porządku.
-
Nie jest – jęknął żałośnie, po raz kolejny wymiotując.
-
Rany głowy niemal zawsze powodują mdłości – powiedziała Meadowsweet, po czym
otarła jego twarz szmatką. Młody czarodziej uniknął jej wzroku, póki nie
chwyciła jego brody i nie uniosła jej. – Nie patrz tak, Harry. Jestem
uzdrowicielem, chłopcy wymotują na mnie cały czas.
-
Musisz mieć prawdziwych zwycięzców w kategorii materiał na chłopaka –
powiedział, a na jego twarzy pojawił się półuśmiech.
-
Nie mam czasu dla chłopaków, ale spójrz, w końcu się uśmiechasz – zachichotała
Meadowsweet, po czym odeszła, zamieszała coś w szklance i podała mu to. –
Popijaj to od czasu do czasu. To nalewka z rumianku i innych ziół, które
pomagają ukoić mdłości.
Wziął
szklankę bez protestu i wypił, stwierdzając, że nie smakuje nawet w połowie tak
źle. Potem rozejrzał się i zapytał, gdzie jest Severus.
-
Wyszedł na krótki spacer po Sylvanorze, czuł się już dzisiaj rano o wiele
lepiej, a Hedwiga wyleczyła się na tyle, żeby móc latać.
-
To świetnie! – krzyknął Harry, a jego zielone oczy wypełnione były teraz
radością. Potem wykrzywił się. – Chyba wszystkich wstrzymuję.
-
Ani trochę – nie zgodziła się Meadowsweet. – Severus wie, jak mocno zostałeś
ranny i chce się upewnić, że się czujesz dobrze, nim gdziekolwiek się
wybierzecie. Więc poświęć tyle czasu, ile potrzebujesz, żeby wyzdrowieć, Harry.
To jego rozkaz, jak również mój.
Harry
sączył napój, ponownie wzruszony troską profesora. Meadowsweet krzątała się po
pokoju, opróżniając miskę do kosza na śmieci, który później wyniesiono do lasu
i zakopano. Przyniosła ze swojej spiżarni trochę chleba, sera i miodu, a potem
zaczęła kroić ser i chleb, a spódnica falowała wokół jej kostek.
Harry
spojrzał na nią z uznaniem, kiedy wykonywała to proste zadanie, w końcu kończąc
nalewkę i nagle żałując, że czuje się tak niezręcznie w towarzystwie dziewczyn.
Ale bycie chłopcem, który przeżył nie zapewniało mu doskonałych umiejętności
konwersacyjnych ani wiedzy, jak rozmawiać z dziewczyną, którą ledwo znał, ale
szczerze mówiąc, do której czuł pociąg. Rozejrzał się więc i nic nie
powiedział, dopóki Meadowsweet nie zbliżyła się z talerzem chleba posmarowanym
lekko miodem i kawałkami sera
-
Skąd masz ser? – zapytał, skubiąc kawałek, który był miękki i lekko kremowy o
słodko-orzechowym smaku.
-
Nim wampiry złamały traktat zabijając Flickera, mieliśmy z nimi pewien rodzaj
handlu wymiennego, wymienialiśmy się na ser i inne niezbędne rzeczy, takie jak
igły i nici, używając futer i skór, które utwardzaliśmy. Na jakiś czas to
działało, ale wampiry stały się śmiałe i zdecydowały, żeby wziąć to, do czego
nie miały prawa. Teraz wymieniamy się tylko obelgami i strzałami. – Splunęła na
ziemię. – Ten ser, jest ostatnim z tego, co nam przynieśli, zaklęty przez
Arborsonga, żeby go zakonserwować.
Jej
oczy błysnęły i Harry przypomniał sobie, jak Darkmoon mówił o jej temperamencie
i o tym, że nie zawsze była pogodną i łagodną uzdrowicielką. Ona również była
wilkiem i zaciekle opiekowała się swoimi.
Aby
powstrzymać się od zadawania bardziej niewygodnych pytań, Harry wznowił
jedzenie, powoli i ostrożnie, jego żołądek się uspokoił, ale ostatnią rzeczą,
jaką chciał, było ponowne zwrócenie wszystkiego. Kiedy ostrożnie przeżuwał i
połykał, Meadowsweet przyniosła własny lunch i zaczęła jeść. Prawie skończyli,
gdy rozległo się pukanie i wkroczył Darkmoon.
-
Cześć, Sasha. Jak się miewa pacjent?
-
Obudził się i je – odpowiedziała, machając ręką w kierunku Harry’ego. – Zobacz
sam, kuzynie.
Darkmoon
przeszedł przez pokój do Harry’ego trzema wdzięcznymi krokami, poruszając się
tak, jak tylko wilk potrafi.
-
No, jastrzębi chłopcze, wyglądasz dziesięć razy lepiej niż zeszłej nocy. Czy
nie mówiłem ci, że Meadowsweet jest najlepszą uzdrowicielką?
Harry
skinął głową, odkładając resztę swojego chleba posmarowanego miodem, ponieważ
rozmowa z kimś podczas jedzenia była niegrzeczna.
-
Tak, i dzięki, że nas tu sprowadziłeś. Czy Severus też był ciężko ranny?
-
Uch… miał chyba popękane żebra, ale Sasha go wyleczyła. To twarda sztuka. –
Poklepał Harry’ego lekko po ramieniu. – Dobrze się spisałeś, dzieciaku. Po
znalezieniu przedmiotu aura wokół drzew w Dolinie zmniejszyła się, a gdy go zniszczyłem,
cały teren się zmienił.
-
Dobrze, ale jesteś pewny, że ten
przedmiot został zniszczony?
-
Potwierdzam. Sam widziałem, jak się rozpuszcza, choć użyłem do tego ostatniego
eliksiru.
Harry
był przerażony.
-
Użyłeś wszystkiego? Ale to oznacza…
-
Będziemy musieli zrobić więcej, gdy tylko zbiorę wszystkie niezbędne składniki
– wtrącił Severus, wchodząc do domku i sprawiając, że jego uczeń podskoczył.
Dwójka
wilczaków, którzy oczywiście słyszeli jego wejście, wymienili rozbawione
spojrzenia.
-
Merlinie, Sev! – skarcił go Harry. – Przez ciebie prawie wyskoczyłem ze skóry.
-
Wyglądasz trochę lepiej niż dziś rano – zauważył Mistrz Eliksirów, podchodząc i
kładąc dłoń na czole swojego podopiecznego. – Jak dla mnie wydaje się nieco
ciepły, Meadowsweet. Ma gorączkę?
Nim
mogła odpowiedzieć, Harry spojrzał na swojego opiekuna z czystą irytacją i
powiedział wyraźnie:
-
Jest tuż przed tobą, Severusie, jeśli
chcesz zadać mu pytania.
-
Nie bądź taki uszczypliwy, Potter. Możesz ukryć fakt, że nadal czujesz się okropnie,
żeby móc wcześniej wyjść z łóżka i dlatego nie pytam o twoją opinię. Co
powiesz, uzdrowicielko?
Harry
zagotował się, widząc despotyczną postawę swojego opiekuna, ale nic nie
powiedział, ponieważ niestety robił to w przeszłości i Snape miał rację,
uważając na słowa swojego podopiecznego, jeśli chodziło o przyznanie się do
tego, że czuł się słabo.
-
Ma lekką gorączkę, profesorze. Nie ma się czym niepokoić, jest to częste w
przypadku stresu i urazu, powinna ustąpić za dzień lub dwa. Odpoczynek i moje
eliksiry postawią go na nogi.
Severus
odetchnął z ulgą. Potem rzucił Harry’emu surowe spojrzenie i powiedział:
-
Masz wykonywać jej rozkazy i nie powodować problemów, czy to jasne?
-
Nie powodowałem! Co jest z tobą?
-
Wiem, pisklaku – powiedział wtedy, używając przezwiska, by złagodzić swoje
słowa. – Jesteś okropnym pacjentem i zawsze próbujesz zbyt wcześnie wstać.
-
Ha! I kto to mówi!
Snape
skrzywił się.
-
Uważaj na słowa, mój panie. Przyjmuj eliksiry i odpoczywaj. Nie martw się
opóźnieniem naszego polowania, po musimy trochę odpocząć. Pozostały tylko dwa
przedmioty do odnalezienia i jeśli jeden z nich jest w miejscu, w którym się go
spodziewam, nie będziemy potrzebować zbyt wiele czasu, by go znaleźć. – Ścisnął
ramię Harry’ego.
-
Przepraszam, że zużyłem wszystkie twoje eliksiry, Severusie – powiedział wtedy
Darkmoon, by złagodzić ich konflikt charakterów.
Severus
machnął ręką na przeprosiny.
-
Dobrze zrobiłeś, Darkmoon. To musiało być zniszczone i wykonałeś zadanie. To
jest ważne. Dziękuję za twoją pomoc.
-
Nie ma za co – powiedział szczerze wilczak. – Kiedy złamałeś tą klątwę
uratowałeś mój dom, a nawet moje życie. I to sprawia, że obaj jesteście warci
jako przyjaciele.
Obsydianowe
i zielone oczy napotkały bursztynowe i podzieliły się zrozumieniem, które wynikało
ze wspólnego znoszenia wszelkich trudności. Potem Darkmoon odwrócił wzrok i
powiedział:
-
Chciałbym odbyć kolejne wspólne spotkanie z całym moim stadem, podczas którego
mógłbym was odpowiednio uhonorować, a także złożyć moją własną prośbę. Czy będziesz
się dzisiaj na tyle dobrze czuć, Harry? Czy może powinienem poczekać?
Harry
rozważył to. W głowie wciąż miał mętno i również był zmęczony, ale nigdy
wcześniej nie pozwolił, by dyskomfort lub ból go powstrzymywały.
-
Nie, powinienem czuć się dobrze.
-
Dobrze. W takim razie do zobaczenia. – Uśmiechnął się, po czym odwrócił i
skierował do drzwi. – Muszę uciekać, Sylvia i Urchin zgłosili, że te przeklęte
wilkołaki znów zaczynają próby przekradania się przez granicę. Wygląda na to,
że potrzebują kolejnej lekcji, jak trzymać się po swojej stronie lasu.
-
Uważaj, Erik! – zawołała za nim Meadowsweet. – Nie potrzebuję opiekować się
dwoma trudnymi pacjentami.
-
Wyluzuj, Sasha. Nic mi nie będzie. Zwołam was wszystkich na spotkanie około
szóstej. – Potem zniknął tak szybko, jak przyszedł.
Meadowsweet
położyła dłoń na ramieniu Snape’a, używając swojego wyjątkowego gestu, nu go
„przeczytać” i upewnić się, że wydobrzał.
-
Jesteś wyleczony, Severusie. Po prostu nie angażuj się w żadne zapasy, ponieważ
twoje żebra są nadal delikatne – powiedziała mu, a jej oczy zabłyszczały dobrym
humorem.
-
Spróbuję zrezygnować z tej rozrywki – stwierdził sucho Snape. – Chcesz, żebym
poszedł zebrać trochę więcej żywokostu i pajęczyny, żebyś mogła uwarzyć więcej
eliksiry leczące kości? Chyba pamiętam, jak mówiłaś, że użyłaś na mnie
ostatniej fiolki.
-
Dziękuję, Severusie, ale potrafię zebrać własne składniki – zaczęła młoda
uzdrowicielka.
-
Potraktuj to jako podziękowanie za uratowanie mojego podopiecznego i mnie –
powiedział stanowczo Mistrz Eliksirów.
-
Severusie…
-
Przynajmniej tyle mogę zrobić, Meadowsweet – oznajmił stanowczo czarodziej, a
potem poprosił o kosz do zbierania ziół, który wręczyła mu młoda uzdrowicielka.
– Odpocznij trochę, Harry – nakazał, zanim wyszedł z chatki.
Animag
przewrócił oczami.
-
Na kości Merlina, czasami traktuje mnie, jakbym miał pięć lat.
Meadowsweet
zachichotała.
-
To dlatego, że się o ciebie troszczy. Moja mama była taka sama, ilekroć
zachorowałam, co nie było zbyt częste, ale… rodzice mają w charakterze
troszczyć się o swoje dziecko.
Harry
zarumienił się.
-
Nie jestem jego synem.
Meadowsweet
tylko przechyliła głowę.
-
Ach tak? Jest twoim opiekunem, prawda?
-
Tak, ale… nie jesteśmy spokrewnieni…
-
To nie krew czyni nas rodziną, Harry. Pomaga, ale ostatecznie to miłość nas
łączy – powiedziała pogodnie wilcza uzdrowicielka. – Tylko ja i Darkmoon
jesteśmy spokrewnieni, ale wszyscy w Sylvanorze jesteśmy rodziną. Bardzo
upartą, hałaśliwą rodziną, ale mimo wszystko rodziną. I to jest coś, czego
Ministerstwo nigdy nie przemyślało, gdy nas tu zostawili. Severus patrzy na
ciebie jak na syna, którego nigdy nie miał.
Harry
zakaszlał, czując się nieswojo z jej spostrzegawczością.
-
Ale Meadowsweet, już mam ojca… Nigdy go nie poznałem, ponieważ umarł za mnie…
ale nadal chcę go pamiętać i szanować jego pamięć…
-
Wciąż możesz go szanować, Harry , i jednocześnie akceptować uczucia Severusa.
Nie ma nic złego w tym, że masz dwóch ojców. Oddałabym… niemal wszystko, by
mieć prawdziwego ojca, jak twój opiekun, zamiast potwora, który mnie spłodził –
powiedziała i chłopak ze zdumieniem zobaczył łzy błyszczące w jej oczach.
Chwilę później zamrugała, by się ich pozbyć. – Nie przejmuj się mną, Harry. To
stara rana, którą dzielę z prawie każdym wilczakiem w Sylvanorze, poza Erikiem.
-
Przepraszam – powiedział, czując się zmuszony do przeprosin, mimo że nic jej
nie zrobił. Ale widok jej oczu lśniących łzami coś w nim poruszył.
-
Nie masz za co. Co się stało to się nie odstanie – pociągnęła nosem. –
Pogodziłam się z tym, co się wydarzyło dawno temu. Zraniło mnie to, ale rana
się wyleczyła. Tylko czasami ciągnie i pulsuje… kiedy pozwalam sobie na
pragnienie czegoś, czego nigdy nie będę miała. – Na jej twarzy pojawił się
smutny wyraz, który tak bardzo dobrze znał, ponieważ sam nosił go aż nazbyt
często.
-
Wiem, co masz na myśli, ponieważ też marzyłem o rodzinie od czasu, gdy byłem
dość duży, by zrozumieć, co to słowo naprawdę oznacza i dostrzegłem, że moje
wujostwo i kuzyn nie uważają mnie za część swojej rodziny. – Wtedy przyłapał
się na tym, że opowiada jej o Dursleyach, słowa wylewały się z niego jakby
pękła tama, a dziewczyna siedziała w milczeniu, słuchając, dopóki nie skończył
całej żałosnej opowieści o swoim pozbawionym miłości dzieciństwie – takim,
które rozumiała, jako że sama takie przeżyła.
Potem
poczuł, jak jej dłoń, ciepła i pocieszająca, zaciska się na jego, a jej
spojrzenie było czułe, gdy powiedziała:
-
Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż myślałam. Oboje dorośliśmy zbyt
szybko, nauczyliśmy się polegać tylko na sobie. A jednak pewna nasza część
chciałaby choć raz mieć kogoś, kto troszczyłby się o nas jak ojciec. Ty masz
taką szansę, Harry. Nie zmarnuj jej.
Harry
zastanowił się przez chwilę, po czym westchnął.
-
Ale Sasha… znaczy Meadowsweet… jeśli pozwolę Sevowi zostać moim ojcem, czy nie
będzie to jak zdrada mojego prawdziwego taty? Tak jakby?
-
Nie. Ponieważ czy twój tata nie chciałby, żebyś był szczęśliwy i kochany?
Harry
zamyślił się.
-
Tak… chyba by chciał. – Czy James byłby zadowolony, że Harry w końcu znalazł kogoś,
kto w końcu by go pokochał i chronił? A może byłby zły, że mężczyzna, którego
wybrał jego syn, był kiedyś jego najbardziej zaciekłym rywalem? To wszystko
było bardzo zagmatwane! – Ja… uch… nie chcę teraz o tym myśleć. Jestem całkiem
zdezorientowany.
-
No dobrze. Ale nie odrzucaj Severusa ze strachu. Taka szansa pojawia się tylko
raz, Harry. Zaufaj mi, wiem o tym. – Dotknęła jego twarzy, a jej dotyk był
jednocześnie lodowato chłodny i palący. – Hymm. Severus miał rację, powinieneś
wziąć eliksir zmniejszający gorączkę i trochę odpocząć.
Harry
już miał zaprotestować, ale potem przypomniał sobie, że pobyt tutaj oznaczał,
że zobaczy więcej Meadowsweet, której dotyk zarówno uspokajał i pobudzał go w
sposób, którego nigdy wcześniej nie czuł. Właściwie samo patrzenie na nią
sprawiało, że drżał z tęsknoty.
-
Dobrze – zgodził się, a dziewczyna wstała, podała mu błękitny eliksir, który
przełknął szybko i położył się z powrotem na swoim posłaniu.
-
Słodkich snów, Harry – powiedziała cichym głosem, który uwielbiał, po czym
odwróciła się, by posiekać zioła do eliksiru leczącego kości. Była plecami do
Harry’ego, który wpatrywał się a nią rozmarzonym wzrokiem, zauważając sposób,
jak kołysała się lekko, jak wierzba, a jej jasne włosy opadały na jej plecy
oraz jak kształt jej pośladków uwidacznia się pod kolorową spódnicą.
Mam nadzieję, że będę śnił o
tobie, Meadowsweet,
pomyślał i uśmiechnął się pewnego rodzaju sennym, rozmarzonym uśmieszkiem z
nutą nieprzyzwoitości.
Potem
stwierdził, że nie jest w stanie pozostać obudzony, wtulił się w koc i zasnął.
Spał całe popołudnie, gdy Severus i Meadowsweet gotowali porcję eliksiru
leczącego kości, budząc się dopiero, gdy jego żołądek zaburczał i nadszedł czas
na spotkanie w okrągłym domu.
Kiedy
Mistrz Eliksirów, Harry i Meadowsweet weszli do okrągłego domu, przez moment
wszyscy się w nich wpatrywali. I w przeciwieństwie do poprzedniego razu, nie
były to spojrzenia ostrożne i podejrzliwe, ale pełne aprobaty. Nawet Vlad
Winterknight nie wyglądał tak wrogo. Jeden po drugim wilczaki kiwały im
głowami, gdy Meadowsweet prowadziła ich prostu do stołu, przy którym siedział
Darkmoon.
Na
widok ich zdumienia, alfa parsknął.
-
Nie możecie już chować się po kątach jak niechciani goście. Nie po tym, co
zrobiliście. Teraz siedzicie tu, przy stole alfy. Zgadza się, Meadowsweet?
Wilcza
uzdrowicielka skinęła głową, jej kolczyki zakołysały się.
-
Na ten przywilej trzeba sobie zarobić, co wam się udało dziesięciokrotnie,
kiedy przełamaliście klątwę rzuconą na Dolinę Cieni.
Urchin
i IndigoEyes podeszli i zaserwowali każdemu przy stole Darkmoona obiad, który
składał się z dziczyzny w pożywnym sosie grzybowym, chleba kasztanowego i
zieleniny z dzikim czosnkiem i ryżem. Podano też sok z jagód księżycowych i
wodę, więc wszyscy jedli z apetytem.
Harry
odkrył, że jego apetyt powrócił z podwójną siłę i jadł jak typowy wygłodniały
nastolatek. Podczas jedzenia zerkał spod rzęs na Meadowsweet. Wilcza
uzdrowicielka rozmawiała z Darkmoonem, wspominając ich wspólne dzieciństwo w
Wielkiej Brytanii, nim nadeszło Ministerstwo i zniszczyło ich życia.
Po
kolacji Darkmoon wstał, by zwrócić się do stada, więc wszystkie rozmowy ustały.
Alfa odchrząknął i przemówił na tyle głośno, że można go było usłyszeć w całym
okrągłym domu.
-
Dziękuję wam, Arborsong i IndigoEyes, za wspaniały obiad. Myślę, że bylibyście
najlepszymi szefami kuchni w każdej restauracji na świecie, ale na szczęście
dla nas, jesteście tutaj, więc nikt z nas nie musi jeść mojej kiepskiej kuchni.
Rozległy
się chichoty, gdy wilczaki uznały dowcip alfy za prawdę.
-
W porządku, uspokójcie się – rozkazał po chwili Darkmoon i jego wilczaki
ucichły. – Doszedłem do wniosku, że teraz, gdy oczyściliśmy las z wszelkich
utrzymujących się wpływów zła, a Dolina Cieni została przywrócona do
pierwotnego stanu, nadszedł czas, by podziękować tym, którzy są za to
odpowiedzialni. – Wskazał na Harry’ego i Severusa. – Wszyscy wiecie, że ci dwaj
czarodzieje przybyli do Sylvanoru jako moi goście i że niektórzy z was byli co
do nich podejrzliwi, myśląc, że to dupki z Ministerstwa, które nas tu zamknęły.
Ale myliliśmy się, ponieważ Harry Potter i Severus Snape złamali klątwę ciążącą
na Dolinie Cieni i uwolnili Mroczny Las spod wpływu śmierciożerców. Zrobili to,
czego żaden inny czarodziej nigdy wcześniej nie zrobił – pomogli nam, ponieważ
było to słuszne.
Nastąpiły
oklaski. Darkmoon uniósł rękę.
-
Udowodnili moją teorię, że wciąż można negocjować z czarodziejami w celu
uzyskania lepszego życia, pod warunkiem, że wspomniani czarodzieje są otwarci
na pomoc wilczakom. Wiecie, że kocham Sylvanor, że stał się moim domem, jak
również waszym, ale nadal uważam, że powinniśmy mieć możliwość obcowania ze
światem zewnętrznym, jeśli tego chcemy. Sam widziałem, że Severus i Harry są
honorowi, szanowani i lojalni, więc mam przywilej zaprosić ich do swojego stada
jako honorowych członków. Witamy, Warrior i Freedom! – Darkmoon wydał z siebie
niskie wycie akceptacji, które zostało powtórzone przez wszystkich innych
wilczaków, nawet Vlada.
Harry
był zdumiony i dumny, że został uznany za członka Sylvanoru, podziwiał wilczaki
za ich wytrwałość, odwagę i uczciwość. Rzucił okiem na Severusa i zobaczył, że
jego mentor też wygląda na zadowolonego. To był pierwszy raz, gdy którykolwiek
z nich został zaproszony do grupy, którą szanowali i która szanowała ich. To
było zdumiewająco gwałtowne uczucie. Harry założył się, że dla Severusa nie ma
znaczenia, czy wilczaki były uważane za wyrzutków przez resztę czarodziejskiego
świata, ponieważ on znał o nich prawdę i lepiej było być członkiem Sylvanoru
niż obłudnego Ministerstwa.
Wilczaki
podchodziły jeden po drugim i chwytali nadgarstki Harry’ego i Severusa w
przyjaznym uścisku, witając ich.
Vlad
uścisnął krótko nadgarstek Harry’ego, ale w jego oczach ani tonie nie było
urazy, gdy powiedział:
-
Witaj, Freedom, w Sylvanorze. Niech księżyc nad tobą świeci.
-
Dziękuję – powiedział szczerze Harry.
Vlad
skinął krótko głową i odszedł.
Po
powitaniu dwóch nowych członków, Darkmoon odwrócił się do nich i powiedział:
-
Teoretycznie jestem waszym alfą, ale ponieważ nie jesteście wilczakami, nie
jesteście zobowiązani do posłuszeństwa. Jednak mam do was prośbę. Nim
zaprowadziłem was do Doliny Cieni, zgodziliście się spełnić wybrane przeze mnie
żądanie. Jestem pewny, że zgadniecie, o co was poproszę. – Darkmoon wciągnął
powietrze. – Gdy wrócicie do Wielkiej Brytanii po wykonaniu zadania, porozmawiajcie
ze swoim Ministrem i powiedzcie mu, że pomogliśmy wam pokonać Voldemorta. Chcę,
żebyście go poprosili, by uwolnił nas z lasu i pozwolił nam żyć normalnie, jak
reszta ludzi. Widzieliście nas, wiecie, że nie jesteśmy potworami i maniakami,
za których nas uważają. Zasługujemy na to, by być wolni, otrzymać normalną
edukację i żyć jak wszyscy inni.
Severus
uniósł brew.
-
To wielka prośba, Darkmoon. Dlaczego myślisz, że Ministerstwo nas wysłucha?
-
Cholera, Severusie, jeśli wykończycie Voldemorta, Ministerstwo nie odważy się
wam niczego odmówić.
-
On ma rację, Sev. Wiesz, jak Knot lubi zaspokajać potrzeby ludzi prestiżowych i
z władzą, takich jak Lucjusz Malfoy.
Severus
parsknął.
-
Merlinie broń, bym kiedykolwiek zmienił się w osobę jak Lucjusz. Dobrze, Darkmoon.
Razem z Harrym postaramy się spełnić twoją prośbę i mam nadzieję, że Knot
będzie na nią otwarty.
-
A jeśli nie, przekonamy go w inny sposób – obiecał Harry.
Darkmoon
roześmiał się.
-
Wierzę w to, jastrzębi chłopcze. – Potem trącił Harry’ego figlarnie w ucho. –
Masz ochotę na wędrówkę w świetle księżyca, czy nadal czujesz się wyczerpany?
-
Uch… ale na krótki. Jestem trochę zmęczony – przyznał Harry.
-
No dobrze. Chodź, dzieciaku, pokażę ci jakie fajne może być chodzenie w świetle
księżyca. Ciemność nie jest twoim wrogiem.
Właśnie
wtedy pojawiła się Hedwiga i wylądowała na ramieniu Severusa, hukając radośnie.
-
Hedwigo, co do licha? – krzyknął Mistrz Eliksirów, bo sowa rzadko była wylewna
w kierunku kogoś oprócz Harry’ego.
Meadowsweet
uśmiechnęła się szeroko.
-
Awww, jak słodko, profesorze! Mówi, że cieszy się, że cię widzi i ma nadzieję,
że podobała ci się kołysanka, którą ci śpiewała.
-
Co robiła? – Severus prawdziwie
zarumienił się, po czym syknął z poważnym zażenowaniem. – Cholerny, wścibski
ptaku, nie jestem dzieckiem!
-
Mówi, że miałeś koszmar i jej śpiew cię uspokoił – przetłumaczyła Meadowsweet,
a jej oczy zabłyszczały figlarnym zachwytem.
Harry
i Darkmoon szybko odwrócili się i wyszli, będąc w stanie powstrzymać swoje
rozbawienie, póki nie znaleźli się na zewnątrz, gdzie opadli na ziemię, wyjąc
ze śmiechu. Hedwiga śpiewała Snape’owi kołysankę!
-
Twoja sowa z pewnością jest odważna! – powiedział, po czym roześmiał się. – Jak
jej czarodziej.
-
Prawda. Och, żałuję, że wtedy spałem i tego nie widziałem! – Natychmiast potem
wybuchnął znów śmiechem. Potem uspokoił się, pytając, skąd Meadowsweet
wiedziała, co mówiła Hedwiga. – Nie wiedziałem, że zna ptasi.
-
Nie zna, ale nie spała i widziała całe zajście. Więc po prostu… improwizowała –
powiedział mu radośnie Darkmoon. Potem wstał i zmienił się w dużego, czarnego
wilka, a Harry podążył jego przykładem, odpychając swoją początkowo spanikowaną
reakcję na ciemność w tył swojego umysłu. Był wilczakiem i noc należała do
niego. Poza tym, ta noc była zbyt piękna, by marnować ją na strach przed
bezkształtnymi zjawami.
W następnym rozdziale: Severus daje Harry’emu i Meadowsweet zaimprowizowaną lekcję zielarstwa, próbując zebrać składniki do eliksiru łamiącego klątwy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cudownie, zniszczony horkruks i las jest oczyszczony w końcu, a Hedwiga i jej kołysanka dla Severusa cudowna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hedwiga i jej kołysanka zrobiła mi dzień. Piękne i oby więcej było takich scen. Harry już całkiem przepadł i pozostaje mieć nadzieję, że uda mu się pokonać Voldiego, bo inaczej nie ma szans u ukochanej ;)
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Ciuma