Luty mijał w chaosie i zanim ktokolwiek się zorientował, nadszedł marzec. Całe GD ćwiczyło w każdej wolnej chwili, w czym okazjonalnie uczestniczyli Harry, Ron i Hermiona. Czwórka członków, która była niepełnoletnia, nadal protestowała przeciwko zostawienia ich w tyle tylko dlatego, że dzieli ich kilka miesięcy, ale Harry był stanowczy w swojej decyzji. W końcu kilka osób, które zostanie, by pomóc w obronie szkoły, nie było złym pomysłem.
Snape
przynajmniej raz w tygodniu dostarczał informacje zza linii wroga, w tym
nazwiska tych, którzy dołączyli do Voldemorta. Niezwykle niepokoiła ich
informacja, jak wiele osób z Ministerstwa już zrezygnowała z walki, ale biorąc
pod uwagę sposób, w jaki Ministerstwo traciło grunt pod nogami w tej wojnie,
było to zrozumiałe. Snape przekazał również, że następnym celem Voldemorta było
Ministerstwo, gdy tylko wystarczająca liczba osób przyłączy się do „zwycięskiej
strony”.
Ta
informacja zapędziła cały „opór” w kozi róg. Gdyby Ministerstwo wpadło w ręce
Voldemorta, nie byłoby nadziei dla brytyjskiej społeczności czarodziejów.
Nastąpi chaos i Voldemort zwycięży. Harry wiedział, że będą musieli zaatakować,
zanim Voldemort sfinalizuje swoje plany, co może nastąpić już za kilka tygodni.
W głębi duszy Harry wiedział, że gdyby musieli zaatakować jutro, prawdopodobnie
mogliby to zrobić, ale chciał, żeby jego koledzy ze szkoły byli jak najlepiej
wytrenowani.
Co
zaskakujące, większość treningu opierała się na doskonaleniu umiejętności GD i
ufaniu ich instynktom. Mimo że wielu walczyło w bitwie o Hogsmeade, wielu z
nich nadal zbyt mocno wierzyło w reguły pojedynków, które nie miały znaczenia
dla śmierciożerców. Członkowie GD musieli być przygotowani do zwalczania ognia
ogniem. To był jedyny sposób, w jaki mogli przeżyć.
-
Harry?
Wyrwany
z myśli Harry spojrzał przez stół w Kwaterze Huncwotów, by zobaczyć, że
Hermiona wpatruje się w niego z zaciekawieniem. To miała być jedna z rzadkich
godzin, gdy pracowali nad zadaniami domowymi, jednak szybko odpłynąć, myśląc o
czymś innym.
-
Wybacz – powiedział i skupił się na swoim eseju z transmutacji.
Hermiona
westchnęła, odkładając pióro, przez co Harry poczuł się jeszcze bardziej
nieswojo. Ron skończył swój esej dzień wcześniej, kiedy Harry był w skrzydle
szpitalnym, pomagając w cotygodniowych badaniach Tonks. Nadal była w śpiączce,
ale pojawiły się oznaki aktywności umysłowej, które sprawiały, że wszyscy mieli
nadzieję, że wkrótce się obudzi.
-
Rozmawiałam dzisiaj rano z Ginny – powiedziała nonszalancko Hermiona. – Ma w
pewien sposób rację, Harry. Jest członkiem Rady i ma więcej doświadczenia…
-
Nie wątpię w jej doświadczenie, Hermiono – przerwał jej Harry. Naprawdę był
zmęczony tą kłótnią. Ginny zwróciła się do każdego, kogo mogła, by Harry
zmienił zdanie. – Jest niepełnoletnia. Jeśli nie może zaakceptować mojej
decyzji to z pewnością nie jest gotowa do walki. Musiałaby wykonywać rozkazy
bez wahania i kwestionowania wszystkiego.
Warga
Hermiony drgnęła lekko.
-
To właśnie jej powiedziałam – stwierdziła. – Powiem ci, że nie była szczęśliwa.
Zaczęła narzekać, że nie będzie przy tobie w potrzebie…
-
No do cholery! – wykrzyknął Harry, chowając twarz w dłoniach. – Czy ona nigdy
się nie podda?!
Hermiona
roześmiała się.
-
Nie sądzę, że Ginny kiedykolwiek się podda, Harry – powiedziała bez ogródek. –
Wiesz, naprawdę jest w tobie zauroczona. Myślę, że zawsze była. – Hermiona
odetchnęła głęboko, siadając z powrotem na krześle, powodując, że Harry uniósł
wzrok. – Sprawiasz, że to wszystko jest trudniejsze niż powinno. Gdybyś nosił
pierścień, który zrobili dla ciebie Syriusz i Remus…
-
Nie – przerwał stanowczo Harry. – Nie wiesz, o co prosisz. Tak, pierścień
blokował obce fale, ale czułem, że brakuje części mnie. Nie chcę do tego
wracać. – Z frustracją przeczesał palcami włosy. Naprawdę teraz tego nie
potrzebował. – Hermiono, wiem, że jesteś w trudnej sytuacji pomiędzy
przyjaciółmi, ale Ginny musi sobie uświadomić, że nie myślę o niej w ten
sposób. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Weasleyowie są dla mnie jak rodzina,
co oznacza, że Ginny jest jak siostra.
Hermiona
uśmiechnęła się współczująco.
-
Rozumiem, Harry – powiedziała poważnie. – Chcę się tylko upewnić, że
podejmujesz decyzję z właściwych powodów. Przyznam, że moja wiedza na temat
twoich umiejętności jest ograniczona, ponieważ nie ma na jej temat zbyt wielu
informacji. Na całym świecie jest kilku naturalnych uzdrowicieli… Myślę, że
najbliżej pracują w szpitalu w Stanach – jednakże żaden z nich nie ujawnił
nigdy, by również był empatą.
Harry
westchnął, przesuwając dłonią po twarzy.
-
Wątpię, żeby tak było – powiedział zmęczonym głosem. – Ilu ludzi otwarcie
przyznałoby, że potrafi czytać emocje otaczających ich osób?
Na
twarzy Hermiony pojawiło się zamyślenie.
-
Chyba racja – powiedziała cicho. – Chciałabym tylko, żeby ludzie nie musieli
ukrywać się w strachu. Czy możesz sobie wyobrazić informacje, które czekają na
odkrycie, ale nigdy nie zostaną zbadane z powodu uprzedzeń?
Harry
wpatrywał się w Hermionę przez dłuższą chwilę, po czym odchylił się na krześle.
Nie mógł w to uwierzyć! Odpowiedź była tuż przed nim przez cały czas. Po prostu
był zbyt ograniczony, by to sobie uświadomić. Harry wstał powoli i podszedł do
kominka. To była radykalna myśl, która mogła albo poprowadzić ich do
zwycięstwa, albo wybuchnąć im w twarz. Pytanie, czy mieli teraz czas na
stworzenie zupełnie innej strategii?
-
Harry? – zapytała niepewnie Hermiona. – Co powiedziałam?
Harry
przez minutę wpatrywał się w czerwono-pomarańczowe płomienie, po czym
odpowiedział.
-
Hermiono, na jaką grupę ludzi przymyka oko większość czarodziejskiego świata? –
zapytał.
Hermiona
wpatrywała się w Harry’ego zdezorientowana.
-
No cóż, mugole, oczywiście – powiedziała zakłopotana. – Czemu?
Harry
w końcu podniósł wzrok na Hermionę i uśmiechnął się.
-
Myślę, że wiem, jak zinfiltrować bazę operacyjną Voldemorta, żeby to nie była
misja samobójcza – powiedział. – Hermiona z niecierpliwością pochyliła się do
przodu. – Stworzymy system monitorowania, który będzie naśladować mugolski
monitoring. Ktoś mógłby rzeczywiście ostrzec ludzi przed niebezpieczeństwem,
dając nam przewagę.
Hermiona
przyglądała mu się w zamyśleniu, stukając czubkiem pióra o pergamin.
-
Nie wiem, Harry – powiedziała cicho. – Ten rodzaj zaklęć z pewnością będzie o
wiele bardziej skomplikowany niż słuchawki, które Fred i George dla wszystkich
wytwarzają. Będziesz potrzebował potężnego i złożonego zaklęcia monitorującego,
które nie będzie kolidować z słuchawkami ani zaklęciami, które możemy rzucać.
Musiałabym zbadać opcje i może zrekrutować kilka osób…
-
Hermiono, hipotetycznie, o jakiej ilości pracy mówimy? – zapytał ostrożnie
Harry. – Bez obrazy, ale już teraz ledwie sypiasz.
Hermiona
prychnęła.
-
Poradzę sobie z tym – nalegała.
Harry
posłał jej uspokajający uśmiech.
-
Wiem, że tak, ale już jesteś ciągnięta w tak wielu kierunkach – powiedział. –
Pozwól mi najpierw porozmawiać z Fredem i Georgem. Mogą już mieć coś podobnego,
nawet jeśli dopiero w fazie rozwoju.
Z
wyrazu twarzy Hermiony, Harry wiedział, że powiedział niewłaściwą rzecz.
Badania i mugolskie przedmioty były sferą zainteresowań Hermiony. Fred i George
mieli podstawową wiedzę o mugolskich przedmiotach, ale niewystarczającą, by
wiedzieć, co Harry ma na myśli bez długiej dyskusji.
-
Dobra, porozmawiamy o tym z Fredem i Georgem, w porządku? – zapytał z nadzieją.
Hermiona
zawahała się przez chwilę, po czym skinęła głową na zgodę, pozwalając Harry’emu
odetchnąć z ulgą. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował w tej chwili to napięcie
między przyjaciółmi lub kimkolwiek innym związanym z atakiem Voldemorta.
Hermiona musiała po prostu poczuć na własnej skórze, że brała na siebie zbyt
wiele.
^^^
Jak
się okazało, włączenie w to Hermiony nie było wcale złym pomysłem. Wyraźnie
wiedziała więcej o szczegółach mugolskiej inwigilacji niż Harry, zdołała nawet
zdezorientować Freda i George’a listą zaklęć, o których już pomyślała. Fred i
George zgodzili się, że posiadanie pewnego rodzaju „wglądu” jest niezbędne do
osiągnięcia sukcesu. Zebrali wszystkie informacje i zamknęli się w swoim biurze
w Czarodziejskich Dowcipach Weasleyów na następne cztery dni, przez co ich
przyjaciel, Lee Jordan, był zmuszony do pilnowania całego sklepu.
Kiedy
nadszedł świt piątego dnia, Harry został wyciągnięty z łóżka na pilne spotkanie
w gabinecie profesor McGonagall. Przez głowę Harry’ego przebiegły niezliczone
scenariusze, gdy szybko przebierał się, chwytał okulary i wkładał najbliższą
parę butów. Czy Voldemort zaatakował Ministerstwo? Czy coś się stało komuś z
Zakonu? Czy zamykano Hogwart?
Panika
Harry’ego zniknęła w chwili, gdy wszedł do gabinetu profesor McGonagall i
zobaczył, że przed długim stołem stoją bliźniacy Weasley, otoczeni falami
podniecenia i wyczerpania. Na miejscu byli już Syriusz, Remus, Ron, Hermiona,
profesor McGonagall, Moody i Malfoy, usadzeni przy długim stole, pozostawiając
dwa wolne miejsca. Harry zajął krzesło obok Syiusza, przez co Kingsleyowi,
który przybył chwilę później, zostało miejsce obok Moody’ego.
Wszyscy
wyglądali na wyczerpanych, za wyjątkiem Hermiony, która miała już gotowe pióro,
atrament i pergamin do robienia notatek. Harry powstrzymał uśmiech, który
chciał mu się wymknąć. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią.
-
Witajcie, najbardziej zaufani członkowie Brygady Szturmowej Pottera – zaczął
Fred, unosząc różdżkę i wyczarowując półprzeźroczysty ekran, unoszący się za
nim i Georgem w powietrzu. – Jesteśmy tu dzisiaj…
-
By poinformować was o naszych postępach w małym zdaniu, które zlecił nam nasz
mistrz planowania – kontynuował George, mrugając do Harry’ego. – Z pomocą
naszej mistrzyni obmyślania – ukłonił się z wdziękiem Hermionie, – udało nam
się na dzisiaj wykonać wstępną pracę.
-
O czym oni mówią? – syknął Ron do Hermiony.
-
Ciii! – odparła Hermiona.
Harry
mógł powiedzieć, że Fred i George z pewnością wszystkich zaintrygowali, głównie
dlatego, że nikt inny w pomieszczeniu nie wiedział o „badaniach nad
widocznością”. Fred i George nalegali na złożenie przysięgi milczenia na
wypadek, gdyby plan się nie powiódł. Jeśli to zadziała, niewątpliwie cały
zespół dostanie przypływu nadziei, ale jeśli nie, z pewnością wszyscy wpadną w
rozpacz, na wieść, co prześlizgnęło im się przez palce.
Gdy
George machnął różdżką, ekran ożył. Pojawił się na nim wyszukany dwór, stojący
dumnie na tle wschodzącego słońca. Konstrukcja budynku była podobna do zamku,
praktycznie krzycząca „patrz na mnie, jestem najlepszy”. Na każdym końcu
wspaniałej kamiennej konstrukcji znajdowały się dwie wysokie wieże, które
wglądały, jakby budowano je latami. To
miejsce wyglądało tak zarozumiale, jak Malfoyowie… jak kiedyś wyglądali.
-
Hej! To moja posiadłość! – powiedział głośno Malfoy.
-
Wiemy – powiedział z dumą Fred. – Dwór Malfoyów jest jednym z najbardziej
magicznie chronionych posiadłości w Anglii. Był idealnym obiektem do testów,
zwłaszcza że obecnie jest opuszczony. – Malfoy prychnął z irytacją i ze złością
założył ręce na piersi. – Ekran jest zaczarowany na trzy różne „tryby”.
-
Pierwszy to tryb oglądania – powiedział George, stukając różdżką w lewą stronę
posiadłości, powodując zbliżenie ekranu tylko na tą część. – Dzięki temu można
oglądać posiadłość tak, jakby stało się w miejscu z zaklęciem rozjaśniającym,
dzięki czemu da się widzieć wyraźnie nawet w środku nocy.
Fred
dwukrotnie stuknął w ekran, powodując powrót do pierwotnego widoku na cały
dwór.
-
Następny tryb pozwala nam zajrzeć do wnętrza posiadłości – powiedział, po czym
poruszył różdżką zygzakowatym Rychem. Ekran natychmiast zmienił się, by
odtworzyć coś, co przypominało mugolskie prześwietlenie. Kamień i cegła
wyblakły, ukazując cienkie linie, które mogły być tylko ścianami wnętrza
posiadłości.
-
Jak widać – powiedział George, stukając różdżką w ekran, powodując zbliżenie i
ukazując kilka białych kropek, poruszających się po pokoju, – może pokazać
obecność każdej żywej istoty. To, co tu widzimy to skrzaty rodziny Malfoyów,
które spotykają się w kuchni, nim zaczną swoje codzienne zadania.
-
Wciąż pracujemy nad sposobem odróżnienia odczytów, by łatwiej było odróżnić przyjaciela
od wroga – dodał szybko Fred.
-
To niezwykłe – powiedział Kingsley, wstając i podchodząc do ekranu. – Czy
istnieje sposób, by sprawdzić, czy istota jest człowiekiem, czy nie?
Fred
i George wymienili spojrzenia, po czym przytaknęli sobie. George stuknął w dwukrotnie
w ekran, powodując „oddalenie” ekranu po czym stuknął w małe urządzenie w lewym
górnym roku ekranu. Ekran przybliżył to urządzenie, ale zobaczyli kilka dużych
szarych kropek, stojących nieruchomo między cienkimi liniami.
-
Jak widać różnią się one od tych w kuchni – powiedział George. – To, na co
patrzycie, to stajnia Malfoyów, w której znajdują się cztery konie. Kropki nie
są tak jasne, ponieważ te stworzenia nie mają magicznego podpisu.
-
Więc rozmiar kropki odzwierciedla rozmiar istoty, a kolor reprezentuje obecność
magicznych zdolności? – zapytała Hermiona z zaciekawieniem. – A jaka jest
różnica między człowiekiem a dementorem?
-
Dementorzy to prawie czysta magia, Hermiono – wtrącił Remus. – Prawdopodobnie
byliby jaśniejsi na ekranie niż jakikolwiek czarodziej lub czarownica.
Harry
nerwowo przeczesał palcami potargane włosy. To z pewnością było lepsze, niż ktokolwiek
się spodziewał, ale rozumiał, dlaczego Kingsley i Hermiona kwestionowali
odczyty. Oprócz walk ze śmierciożercami, wampirami i Voldemortem, musieli
znaleźć Nagini – ostatni horkruks. Możliwość wskazania jej z pewnością
ułatwiłaby to zadanie.
Fred
odchrząknął, a Kingsley zajął swoje miejsce.
-
No i ostatni ekran – powiedział, gdy George dwukrotnie stuknął w ekran, po czym
machnął różdżką okrężnym ruchem. Rentgenowska wersja dworu została zastąpiona
mapą posiadłości zawierającą kilka różnokolorowych okręgów z ciemniejszym,
otaczającym cały dwór. – Ten ekran pozwala nam oglądać osłony posiadłości.
-
Jak widać, im bardziej zbliżasz się do budynku, tym są intensywniejsze – dodał
George, wskazując kilka różnokolorowych okręgów. – Uznaliśmy, że ten ekran jest
niezbędny, by zapewnić wdrożenie omówionych środków bezpieczeństwa.
Harry
pochylił się lekko z zainteresowaniem.
-
Czy można odróżnić, które osłony są już obecne na posiadłości? – zapytał z
ciekawością Zwłaszcza, czy któraś z osłon
jest ofensywna.
Fred
i George pokiwali głowami.
-
Czerwone kółka to uśpione zabezpieczenia ofensywne – powiedział Fred, wskazując
na kilka małych kółek wokół rezydencji.
-
Niebieskie kręgi to zaklęcia ochronne – dodał George, wskazując większe kręgi
bliżej posiadłości, a także te wokół samego domu. – Z tego, co możemy
rozszyfrować, większość bladych kręgów to osłony obronne, z wyjątkiem
zielonych. – Wskazał na małe kręgi, skupione w pobliżu głównych bram
posiadłości. – Uważamy, że to zaklęcia odstraszające mugoli.
Harry
zerknął na Hermionę i musiał powstrzymać uśmiech na widok całkowitego
podekscytowania na jej twarzy. Z drugiej strony Ron nie widział sensu w
ukrywaniu swojego oczywistego zdezorientowania, podczas gdy Malfoy wydawał się
być uwięziony między zdumieniem a nerwowością. Harry skupił uwagę na
„dorosłych” i mógł tylko patrzeć, jak cicho ze sobą rozmawiają. W powietrzu
rozbrzmiewało podekscytowanie, a także ostrożność, nerwowość i nadzieja.
Wszyscy chcieli, aby to zadziałało, ale obawiali się, że będzie to tylko nadzieja.
-
Ile czasu zajmie przygotowanie tego, gdy będziemy w końcu mieli lokalizację? –
zapukał w końcu Kingsley.
Fred
i George wymienili spojrzenia, po czym kiwnęli sobie głowami.
-
Może kilka godzin, by ją zlokalizować i przeprowadzić kilka testów, ale nie dłużej
– powiedział Fred z przekonaniem.
-
Oczywiście przy założeniu, że nie jest ukryty za pomocą zaklęcia Fidelius –
dodał George.
-
Jeśli jest pod zaklęciem Fideliusa to nasze źródło nie będzie w stanie
powiedzieć nam, od czego zacząć – powiedziała szybko Hermiona.
-
Chyba że przekaże informacje, zanim zaklęcie zostanie nałożone, Hermiono –
odparł cierpliwie Remus. – Póki nie znamy dokładnej lokalizacji, sugeruję, by
użyć tego zaklęcia do zbadania rezydencji znanych śmierciożerców. Kto wie? Może
będziemy mieli szczęście.
Zaplanowano,
że Fred, George, Syriusz i Remus zaczną poszukiwania z nowym systemem
monitorowania, podczas gdy Harry, Ron i Hermiona zajmą się pomaganiem GD pod
ich nieobecność. Wszyscy byli zszokowani, gdy Malfoy zgłosił się na ochotnika jako
„obserwator”, gdy nadejdzie czas uderzenia. To był pierwszy raz, kiedy Malfoy
powiedział, że rzeczywiście pomoże. Wystarczyło to, że kilka osób wzmogło
czujność, póki Moody nie ogłosił, że będzie „asystował” Malfoyowi przez cały czas.
Nagle
wydawało się, że wszystko dzieje się tak szybko. Szkolenie, przygotowania i
planowanie były na pierwszym miejscu. Wbrew osądowi profesor McGonagall, całe
GD wraz z Harrym, Ronem i Hermioną zostało wycofane z zajęć, by uniknąć
jakiegokolwiek rozproszenia. Wszystko całkowicie opanowała wojna. Scrimgeour
wysłał wiadomość, że zgrupował wielu godnych zaufania aurorów, jak i wielu
dobrze wyszkolonych niewymownych. Harry nawet wysłał wiadomość do Snape’a, by
ten powiadomił ich o lokalizacji Voldemorta. Jedyne, co mogli teraz zrobić, to
czekać.
Nadszedł
czas, gdy piętnastego marca słonce zaszło. Pergamin Snape’a ożył,
wyszczególniając dokładną lokalizację i istniejące zabezpieczenia. Obecna
rezydencja Voldemorta była chronionym, opuszczonym budynkiem zaledwie kilka
minut od posiadłości Lestrange’ów, ale wystarczająco daleko, by uniknąć
wykrycia przez jakichkolwiek poszukiwaczy. Jeśli można było ufać inteligencji
Snape’a, mieli tylko kilka godzin do czasu ukończenia zaklęć ochronnych – w tym
bardzo brutalnych.
Nie
było czasu do stracenia. Skontaktowali się z Scrimgeourem, wezwali Zakon oraz
zebrali GD, podczas gdy „liderzy” stworzyli ostateczne plany. Wzięcie
świstoklików do miejsca docelowego było zbyt ryzykowne i zbyt łatwo dało się to
wykryć. Ich jedyną opcją było przeniesienie się przez Fiuu do Ministerstwa, a
następnie aportowanie się w bezpiecznej odległości od strefy ataku. Tych,
którzy nie mogli się aportować, musieli być zabrani przez tych, którzy mogli.
Aby wzmocnić ważność Harry’ego, ku jego irytacji, miał on być zasadniczo
odpowiedzialny za misję. Nie sądził, by mógł znieść to, by Syriusz, Remus i
Kingsley odpowiadali jemu, a nie na odwrót.
Kiedy
spotkanie się zakończyło, Ekran Monitorujący był gotowy, dzięki czemu każdy
mógł zobaczyć, co ich czeka. Na pierwszych dwóch piętrach były jasno czerwone
kropki. Szacowana liczba wskazywana na
stosunek prawie trzech śmierciożerców na jednego członka ruchu oporu. Harry
wiedział, że przygotowywali się do czegoś. Fakt, że tak wiele osób było
zgromadzonych w jednym miejscu mogło oznaczać jedno: Voldemort coś knuł.
Ze
słuchawkami na miejscu, Harry opuścił biuro profesor McGonagall, gdzie
stacjonowali Malfoy i Moody, by dołączyć do innych w Pokoju Życzeń. Każdy jego
krok wydawał się wbijać w jego serce kolejną uncję strachu. Całe szkolenie i
przygotowywania wydawały się znikać, gdy uświadamiał sobie, że to się naprawdę
dzieje. Wszystko sprowadzało się do dzisiejszej nocy. Wygraj lub przegraj,
świat czarodziejski nigdy nie będzie taki sam.
Harry
wypuścił długi oddech, wchodząc do Pokoju Życzeń i został prawie przytłoczony
falami nerwowości i strachu. Choć było to trudne, nie mógł myśleć o
konsekwencjach tego, co przyniesie wieczór. Rozmyślanie o tym sprawi tylko, że
sytuacja wydawała się bardziej ponura. Nie. Harry był zdeterminowany, by zrobić
wszystko, co w jego mocy, by odnieść sukces i sprawić, by wszyscy uwierzyli, że
jest ten sukces możliwy. W końcu właśnie tego oczekiwano od liderów.
Cisza
wypełniła powietrze w chwili, gdy zauważono jego obecność. Wszyscy byli ubrani
w proste, czarne szaty, w których wszyte były różne kieszenie, by ukryć różne
przedmioty, dostarczone przez Freda i George’a, które miały służyć jako obrona
lub odwrócenie uwagi. Harry z drugiej strony, nie miał szaty. Jego czarne,
luźne spodnie miały kieszenie na zewnętrznym szwie na wysokości ud, by ukryć
małe, zaczarowane kulki, które wszyscy nosili razem z jednym z zatrutych
sztyletów, które znalazł w Komnacie Tajemnic. Miał na sobie czarną koszulę z
długimi rękawami i zaczarowaną, czarną kamizelkę. Na wszelki wypadek w kieszeni
jego kamizelki kryły się zaczarowane okulary przeciwsłoneczne. Jego sai
znajdowało się w pogotowiu za zaczarowanym pasku, a różdżka była ukryta w
rękawie, przytrzymana w miejscu przez kaburę.
Harry
nie sądził, że mógłby być lepiej chroniony bez uczucia uduszenia.
-
Harry! – wykrzyknęła Hermiona, podbiegając. – Pospiesz się, za chwilę odlecą
świstokliki.
Nim
Harry mógł coś powiedzieć, został wciągnięty w grupę z Syriuszem, Ronem,
Nevillem, Erniem MacMillianem, Susan Bones i Padmą Patil.
-
W porządku ludzie! – zawołał Syriusz. – Palce na świstoklik. – Wszyscy w grupie
sięgnęli i doknęli medalionu w dłoni Syriusza. Musieli poczekać tylko chwilę,
nim poczuli znajome pociągnięcie za pępkiem, zabierające ich w wir kolorów.
W
chwili, gdy Harry poczuł, jak jego stopy uderzają o podłogę, szybko rozejrzał
się i zobaczył, że są w dość dużej, słabo oświetlonej komnacie. Machając
nadgarstkiem, Harry chwycił różdżkę w dłoń, a wszyscy podążyli jego śladem.
Pojawiły się szepty, jednak szybko ucichły, gdy dwa duże skrzydła drzwi po ich
prawej stronie otworzyły się, wpuszczając światło oraz czarownicę i
czarodziejów ubranych w drogo wyglądające, czarne szaty, idących w linii, po
czym odsunęli się na bok, tworząc dwie kolumny. Niektórzy mieli naciągnięte na
twarz kaptury, zasłaniające im twarze, podczas gdy reszta stała dumnie z
odznakami aurorów, spoczywającymi im na sercu.
Dźwięk
drzwi otwierających się po przeciwnej stronie sprawił, że wszyscy podskoczyli i
odwrócili się, by zobaczyć prawie tuzin czarownic i czarodziejów, ubranych w
czarne płaszcze, podobne do ich własnych. Harry natychmiast zauważył Billa,
pana Weasleya, Freda, George’a, Hestię Jones, Elfiasa Doge’a i Dedalusa
Diggle’a. Przybyli pozostali członkowie Zakonu Feniksa. Odwracając się z
powrotem do aurorów i niewymownych, Harry zauważył Rufusa Scrimgeoura
wchodzącego do pokoju, utykając bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wciąż
wyglądał jak stary lew z jeszcze większą ilością szarych włosów niż ostatnim razem,
gdy go Harry widział.
-
Witamy, Gwardię Defensywną i Zakon Feniksa – oznajmił Scrimgeour, poprawiając
okulary w drucianych oprawkach. – Będę mówił krótko, ponieważ wiem, że macie
mało czasu. Zawsze trudno jest stawiać opór, zwłaszcza gdy szanse są przeciwko
nam. Każdy z was udowodnił dziś wieczorem, że jesteście silniejsi, niż
ktokolwiek mógłby wam to przyznać. Pokładam w was wielką wiarę, zarówno w
jednostki, jak i was jako grupę. – Scrimgeour wyciągnął różdżkę i uniósł ją w
powietrze. – Do zwycięstwa!
Różdżki
uniosły się, gdy duma i pewność siebie wypełniły powietrze.
-
DO ZWYCIĘSTWA! – krzyknął tłum.
Scrimgeour
odszukał spojrzenie Harry’ego. Przez moment tylko wpatrywali się w siebie, aż
Scrimgeour pochylił głowę i położył dłoń na sercu. Harry po prostu skłonił
głowę w akceptacji i patrzył, jak Scrimgeour wychodzi z pomieszczenia. Można
powiedzieć, że Scrimgeour oddał mu pałeczkę. Teraz Harry musiał z nią pobiec.
Zerknął
na Syriusza, który skinął głową i odszukał Remusa oraz Kingsleya. Cała czwórka
ruszyła do przodu i odwróciła się twarzą do całej grupy.
-
GD i Zakon, słuchawki – rozkazał Harry i włożył własną słuchawkę do ucha. –
Aurorzy i niewymowni, ufam, że zostaliście przesłuchani i dano wam własne
słuchawki. Od teraz komunikujcie się tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
-
Potter, słyszysz mnie? – warknął
znajomy głos.
-
Słyszę cię, Moody – odpowiedział Harry, powodując, że kilku aurorów sapnęło ze
zdumienia.
-
Lepiej ruszajcie. Zaklęcia ochronne
wzmagają się. Wokół waszego celu jest kilka obiektów.
-
Jesteśmy w drodze – odpowiedział Harry, po czym zwrócił się do grupy,
spoglądając na GD. – Weźcie sobie do serca słowa Ministera. Wszyscy jesteśmy
tutaj z tego samego powodu: by pozbyć się tyrana, który zbyt długo już nas
dręczył. Jesteśmy jedną grupą, jednym zespołem, który ma jeden cel.
Doświadczenie i trening nie mają znaczenia. Wiek nie ma znaczenia. Jesteśmy
czarownicami i czarodziejami walczącymi o nasze prawo do życia bez strachu i
nienawiści. O przyszłość!
-
O PRZYSZŁOŚĆ!
Rozbrzmiały
wiwaty, gdy wszyscy wyszli za Harrym, Syriuszem, Remusem i Kingsleyem z komnaty
do atrium. W małych grupach aportowali się do punktu teleportacji. Nim
zniknęli, kilku członków GD i Zakonu posłali Harry’emu pewnego rodzaju gesty
otuchy, niezależnie od tego, czy był to uśmiech, uścisk dłoni, czy kciuk
uniesiony w górę. Harry miał trudności z zachowaniem powagi, gdy aportowali się
bliźniacy oraz Ron i Hermiona, ale z zupełnie innych powodów. Fred i George
robili wszystko, co w ich mocy, by rozśmieszyć Harry’ego, podczas gdy Hermiona
była kłębkiem nerwów, co strasznie go martwiło. Ze wszystkich członków GD,
Hermiona miała największą wiedzę i duże doświadczenie. Jeśli ona była
zdenerwowana…
Harry
zanotował sobie w pamięci, by jak najszybciej podejść do Hermiony, kiedy skupiał
się na swoim celu, odwrócił się w miejscu i poczuł, jakby był przeciskany przez
grubą, gumową rurkę, by zniknąć z Ministerstwa, a pojawić się na małym,
zalesionym obszarze, który otaczał starą, trzypiętrową willę, wyglądającą,
jakby dobre czasy miała za sobą. Brakowało w niej okien, okiennice były
poluzowane, a kilka cegieł, które dało się zobaczyć za dużą ilością
roślinności, kruszyło się.
Nikt
nigdy by nie podejrzewał, że w takim miejscu mieszka najniebezpieczniejszy
czarodziej w Anglii.
Napięta
cisza wypełniła teren, gdy wszyscy rozeszli się i czekali na sygnał. Harry
natychmiast odszukał Hermionę i z ulgą zobaczył dobrze mu znany, zdeterminowany
wyraz jej twarzy. Wciąż otaczały ją fale zdenerwowania, ale nie większe niż
wszystkich innych. Hermiona napotkała jego spojrzenie, wyciągnęła rękę i
ścisnęła jego dłoń uspokajająco.
-
Wszystko zadziała, Harry – powiedziała cicho. – Wiem, że tak będzie. Naprawdę
nie moglibyśmy być bardziej przygotowani.
Harry
poczuł rękę na swoim ramieniu i odwrócił się, by zobaczyć, jak Ron kiwa głową
na znak zgody. Determinacja i opiekuńczość wirowały wokół niego, obezwładniając
strach, który walczył, by wyburzyć się na powierzchnię. Harry musiał przyznać,
że Hermiona miała rację. Wszyscy trenowali długo i ciężko. Mógł mieć tylko
nadzieję, że wszystkie podjęte przez nich środki ostrożności opłaciły się.
-
Bill? – zapytał cicho Harry. – Gotowi?
-
Gotowi, Harry – odpowiedział Bill
Weasley przez słuchawkę.
Harry
zauważył stojącego w pobliżu Syriusza i czekał na jego skinienie, nim
kontynuował:
-
W porządku. Zamykamy, Bill.
-
Zabezpieczenia antydeportacyjne w górze
– potwierdził Bill.
Harry
wypuścił nerwowy oddech. Nie było już odwrotu.
-
Moody? – zapytał. – Widzisz jakąkolwiek aktywność na zewnątrz budynku?
-
Tylko was – odpowiedział Moody. – Cele gromadzą się w dużym pomieszczeniu na
parterze, a każde wejście strzeże para. Będziecie musieli uderzyć mocno i
szybko.
-
Taki jest plan – mruknął Harry. – Czy mamy lokalizację głównych celów?
Nastąpiło
lekkie wahanie, nim Moody odpowiedział:
-
Zwierzak obecnie porusza się po parterze,
pozwoli zbliżając się do zgromadzenia.
-
Osłony na miejscu, Harry – ogłosił
Bill. – Czekamy na twój sygnał.
Harry
starał się zignorować wzburzenie w żołądku. To było to. To dlatego tak ciężko
trenował. To dlatego zmienił swoich przyjaciół w armię, by walczyli w walce,
która była spychana na innych. Harry wiedział, co go czeka. Wiedział, że ta
bitwa będzie dla niektórych końcem, a dla innych początkiem. Mógł mieć tylko
nadzieję, że nowy początek pójdzie we właściwym kierunku.
-
Dobrze – odpowiedział Harry po chwili ciszy. – Fala pierwsza, zająć pozycje.
Dala druga, czekać.
Jako
jednostka, połowa aurorów i niewymownych wyłoniła się z lasu i ostrożnie
zbliżyła do willi, podczas gdy wszyscy inni trzymali różdżki w pogotowiu. To
był plan, który opracowali Syriusz i Scrimgeour w nadziei na zmniejszenie strat
po swojej stronie. Pierwsza fala składała się z najlepszych, jakich
Ministerstwo miało do zaoferowania. Druga fala składała się w połowie z pozostałych
członów Ministerstwa oraz z Zakonu i połowy GD. W skład trzeciej fali wchodzili
Harry, Ron, Hermiona, Syriusz, Remus i Kingsley, ponieważ ich obowiązkiem było
odszukanie Voldemorta i Naginii. Czwarta i ostatnia fala pozostanie na zewnątrz
budynku na wypadek, gdyby ktokolwiek próbował uciec, ale w razie potrzeby można
było ich wezwać.
Jedyne,
co mogli teraz zrobić to mieć nadzieję na najlepszy wynik.
-
Tu Lawrence, lewe wejście zajęte. Czekamy
na rozkaz do walki.
- Tu Emerson, frontowe
wejście zajęte. Czekamy na rozkaz do walki.
- Tu Dawlish, prawe wejście
zajęte. Czekamy na rozkaz do walki.
- Tu Andrews, tylne wejście
zajęte, ale jeden uciekł. Atakujemy. Powtarzam, atakujemy.
-
Dobrze – odpowiedział Harry. – Fala pierwsza do ataku. Fala druga do ataku.
Pamiętajcie, jeśli zauważycie Voldemorta lub jego węża, powiadomcie nas
natychmiast. Fala czwarta, zajmijcie pozycje. Fala trzecia, wasza kolej.
Głęboko
wciągając powietrze, Harry nałożył zaczarowane okulary przeciwsłoneczne i
ostrożnie, ale szybko zbliżył się do willi. Wszystkie myśli uciekły z jego
głowy, gdy skupił się na robieniu tego, co robił najlepiej: działaniu
instynktownie. Już niedługo Voldemort zorientuje się, co się dzieje. Harry
niepewnie sięgnął zmysłami i szukał znajomego gniewu i nienawiści, które mogły
pochodzić tylko od jednego mężczyzny. Przy obecności tak wielu osób trudno było
to wszystko posortować, ale Harry znalazł to, czego szukał.
Teraz
musiał tylko wyśledzić Voldemorta i nie zginąć po drodze.