Kiedy
Severus zobaczył, jak Harry pada przed nim na ziemię, pierwsza przerażająca
myśl, która przebiegła mu przez głowę to że Voldemortowi jakoś udało się rzucić
ostatnie zaklęcie, które powaliło chłopca. Zareagował instynktownie, łapiąc
syna tuż przed tym, jak uderzył o podłogę, wykrzykując w zaprzeczeniu jego
imię. Nie, to nie może się dziać! Nie
teraz, gdy zwycięstwo jest w naszym zasięgu. Plaga Brytanii nie żyje, nie
pozwolę mu zabrać ze sobą Harry’ego. Trzymał chłopca blisko, a jego dłoń
sprawdzała puls.
Jego
serce waliło tak głośno ze strachu, że ledwie mógł policzyć na szyi Harry’ego
jego puls. Minęła chwila, zanim zdał sobie sprawę, że w bladej, nieruchomej
postaci chłopca było życie. Żyje,
Severusie. On wciąż żyje. Wziął głęboki oddech, a potem drugi. Po prostu oddychaj, Harry. Oddychaj, a ja
cię ocalę. Po prostu nie przestawaj. Oddychaj, synu… po prostu oddychaj.
Wyszedł
z kręgu migoczącego, fioletowego ognia, przytulając do siebie Harry’ego i
rozejrzał się. Przez kurz, dym i migoczące zaklęcia widział innych, aurorów i
członków Zakonu, którzy wciąż byli w stanie się poruszać i funkcjonować. Moody
wiązał cięcie na ramieniu Minervy, Remus owijał głowę Syriusza prowizorycznym
opatrunkiem, w wyniku czego Black w dziwny sposób wyglądał jak pirat. Tonks opierała
się o Shacklebolta, wyglądając na wykończoną. Miała rozcięcie na twarzy i
podbite oko, ale jej włosy wciąż były impertynencko różowe.
Jego
wzrok przykuł ruch i zobaczył, że Molly i Billy kucają nad Charliem, a Artur
wyczarowuje nosze dla swojego drugiego najstarszego dziecka, na jego twarzy
było się pełne szoku zaprzeczenie, które Severus wiedział, że musiało być
odzwierciedleniem jego własnych oczu. Widział, jak Crabbe senior podchodzi i
przytula swojego syna, a Susan Bones stoi, płacząc obok nieruchomej postaci
swojej ciotki Amelii.
Stał
pośrodku, sztywny i zmrożony, nie mogąc się ruszyć, póki Syriusz się nie
odwrócił i go nie zobaczył.
-
Snape! Co się stało z Harrym? Czy… drań jest martwy?
-
Na dobre.
-
Harry… co się stało, Snape?
-
Ja… nie wiem. W jednej minucie było dobrze, a w następnej… było tak.
-
Czy to klątwa?
Snape
potrząsnął głową.
-
Może.
Syriusz
spojrzał z niepokojem na chrześniaka, a Severus musiał walczyć z chęcią
odsunięcia Harry’ego i warknięcia: „On
jest MOIM synem, nie twoim, Black! Moim!”
Rozległ
się dźwięk spadających kamieni, więc aurorzy poderwali się, jakby zostali
postrzeleni, z różdżkami wycelowanymi w dwie postacie, stojące na szczycie
zepsutych schodów.
-
Kim jesteście? Podajcie cel! – warknął Moody, celując w nich różdżką i okiem.
-
Alastorze, to ja, Sybilla – rozległ się chrapliwy szept Trelawney.
-
Oraz ja, stary przyjacielu. Obawiam się, że jestem trochę bardziej zużyty, ale
przynajmniej nadal stoję pionowo – powiedział Albus, obejmując ramieniem
nauczyciela wróżbiarstwa.
-
Profesorze! Pan żyje! – krzyknęła Hermiona, wchodząc po schodach, by im pomóc. –
Myśleliśmy, że… że pan… że pana zabili… - Łzy błysnęły w jej oczach.
-
Nie, dziecko. Jeszcze trochę życia zostało w tych starych kościach – zapewnił
ją dyrektor, wyciągając rękę i chwytając ją za dłonie. – Dziękuję, Hermiono.
Cieszę się, że nic ci nie jest. Jak się mają Vince, Marietta i Susan?
-
Nic im nie jest. Profesor Snape i Harry nas znaleźli, zaprowadził ich tu
zwierzak Vince’a. I myślę, że… że zabili V-Voldemorta.
Zeszli
powoli i ostrożnie po schodach, a gdy dotarli na sam dół, Hermiona zaprowadziła
dyrektora do miejsca, gdzie Severus i Syriusz stali obok pomiętej postaci
odzianej w czarną szatę – pustej skorupy najgorszego czarodzieja, który
kiedykolwiek chodził do Hogwartu.
Albus
spojrzał ze smutkiem na bezwładną postać.
-
Ach, Tom. Byłeś tym, którego nie mogłem uratować. Taka strata.
-
Zachować litość dla tych, którzy jej potrzebują – warknął Syriusz. – Na
przykład dla Harry’ego.
Albus
uniósł wzrok i spojrzał na dziecko, trzymane opiekuńczo przez ramiona Snape’a.
-
Severusie, co się stało z Harrym?
Snape
zacisnął zęby.
-
Niech to szlag, Albus, myślisz, że gdybym wiedział, wciąż bym tu tak stał? –
syknął, a w jego oczach był tak straszny strach i, co gorsza, rozpacz. – Musimy
go zabrać do świętego Munga.
-
Tak, on, Charlie, Tonks i resztę, którzy zostali ranni – stwierdziła
McGonagall. – Ty też, Albusie. Ciężko powiedzieć, jakie szkody wyrządziły te
diabły, gdy byłeś… z nimi uwięziony.
Albus
uśmiechnął się smutno.
-
Minervo, nic nie mogą dla mnie zrobić…
-
Bzdura, stary głupcze! Skąd możesz wiedzieć, jeśli cię nie zbadają? –
oświadczyła, a jej oczy zabłyszczały gwałtownie. – Chodź, Albusie, i żadnych
bohaterskich wyczynów…
-
Minervo…
-
Ona ma rację – odezwała się Sybilla. – Przynajmniej niech cię zbadają. To nic
nie zaszkodzi.
Wtedy
Dumbledore się ugiął i pozwolił dwóm kobietom przenieść go na nosze, a potem
został zabrany z powrotem tunelem na wyższe poziomy Hogwartu i przewieziony do
szpitala wraz z Harrym, Charliem, Tonks, Syriuszem, Amelią i Shackleboltem.
Jedynym
żywym śmierciożercom, który wymagał sprawiedliwości była Narcyza Malfoy, więc
Moody szybko zabrał ją do Azkabanu, a następnie wezwał dodatkowy zespół
aurorów, by usunąć wszystkie ciała z komnaty. Oczywiście później odbędzie się
śledztwo odnośnie Narcyzy, ale nie póki wszyscy ranni nie zostaną uzdrowieni.
Odnieśli
wielkie zwycięstwo – i w końcu ich wróg był martwy na zawsze – ale każde
zwycięstwo miało swoją cenę i dopiero teraz rachunek zostanie spłacony. Moody
miał tylko nadzieję, że nie będzie zbyt wysoki.
Święty Mungo
Oddział zamknięty:
Severus
obserwował, jak uzdrowiciel Sandrilas ponownie przesunął różdżką nad nieruchomą
postacią Harry’ego, tym razem przeprowadzając bardziej złożoną diagnostykę
mózgu i magicznego rdzenia animaga, próbując ustalić, co wpłynęło na niego tak
głęboko, że zapadł w śpiączkę. Twarz Sandrilasa była maską skupienia, a Snape
walczył, by pozostać całkowicie nieruchomo, a jeszcze trudniej było powstrzymać
bełkoczącą, jęczącą część jego, która pragnęła rzucić się na kolana i błagać
uzdrowiciela o zrobienie wszystkiego, co musi, by uratować jego dziecko.
Racjonalnie wiedział, że taka histeria się nie przyda, ponieważ Sandrilas
najwyraźniej robił wszystko, co mógł, by pomóc Harry’emu. Poza tym, Black i
Lupin byli w pomieszczeniu, więc Snape wolałby raczej zostać podpieczony żywym
ogniem, niż pokazać swoje nagie emocje przed nimi – jego szkolnymi wrogami.
Mogli być jego dawnymi nemezis, ale Snape wciąż nie miał zamiaru tracić czujności.
Niech się wściekają i skomlą, on zachowa kontrolę, choć była ona niepewna, bo
rozpadnięcie się na kawałki jeszcze nie wchodziło w grę.
Ale
jego serce pękało, gdy patrzył na wątłą postać na szpitalnym łóżku i przeklinał
siebie, że nie wysłał Voldemorta wcześniej do piekła. Czy mógł temu zapobiec?
Zwątpienie paliło go jak piętno, więc nieświadomie poruszył się, by pomasować
lewą rękę, gdzie kiedyś znajdował się Znak, jednak odkrył, że zniknął. Jego
skóra była gładka, bez skazy, jakby nigdy go tam nie było.
Wtedy
Snape wiedział z całkowitą pewnością, że Voldemort był naprawdę martwy i
wreszcie był wolny.
Mógłby
płakać z radości, gdyby nie jedna rzecz.
Jego
oczy ponownie przeniosły się na uzdrowiciela, który nagle odwrócił się z twarzą
ściągniętą z wyczerpania i powiedział cicho:
-
Przepraszam, Severusie. Wszystkie moje diagnozy wyszły negatywnie, nie ma
powodu, dlaczego Harry Potter miałby być w śpiączce. Jego magiczny rdzeń jest
osłabiony, to prawda, a jego nerwy napięte od klątwy Cruciatus, ale eliksiry to
naprawią.
-
I nie ma korelacji między tą śpiączką, a… połączeniem, które Harry dzielił z
Voldemortem? – zapytał ostro Severus. W jakiś sposób czuł, że cały czas czegoś
im brakowało.
-
Z tego, co mogę określić, to nie – odpowiedział Sandrilas. – Gdyby połączenie
było wciąż aktywne, Harry umarłby, kiedy… Voldemort umarł. Ale tak się nie
stało, co oznacza, że połączenie zostało dobrze zerwane.
-
Jak możesz nie wiedzieć, co to powoduje, Alec? – krzyknął wzburzony Syriusz. –
Jesteś psychouzdrowicielem, na brodę Merlina! Udało ci się wyleczyć z cholernej
klątwy, którą rzuciła na mnie Bella.
Uzdrowiciel
zmarszczył mocno brwi.
-
Syriuszu, to była zupełnie inna okoliczność i chociaż tego żałuję, nie jestem
Bogiem Wszechmogącym, żeby mieć rozwiązanie na każdy medyczny problem.
Technicznie rzecz biorąc, nie ma powodu, dlaczego miałby być w śpiączce, nie
doznał urazu głowy i nie ma znaczącego ubytku rezerw magicznych.
-
Nie ma? – powtórzył Syriusz. – Facet, on walczył z cholernym Voldemortem!
-
W swojej animagicznej formie, prawda? – warknął Sandrilas. – Co jest dla niego
naturalnym stanem, a więc nie obciąża swoich rezerw. Jest bardzo potężnym
młodym czarodziejem i ledwie sięgnął po swoje rezerwy przed przemianą. –
Uzdrowiciel potarł oczy, które były przekrwione i zmęczone. Spojrzał na
Severusa. – Ucierpiałeś bardziej niż on, panie Snape.
Severus
skinął głową. Czuł teraz, że wyczerpanie ogarnia go jak fala przypływu, ale nie
chciał się mu poddać. Jeszcze nie. – Czy możesz pospekulować, co się stało,
uzdrowicielu? Nawet jeśli wydaje się to naciągane? – Przynajmniej daj mi nadzieję. Albo coś, nad czym mogę pracować.
-
Jest tylko jedna teoria, która przychodzi mi do głowy i pamiętajcie, że jest to
tylko teoria, oparta na czymś podobnym, co kiedyś widziałem. Dawno temu miałem
pacjentkę, młodą dorastającą dziewczynę, która była szczególnie wrażliwa na
pewne typy magicznej aury. Była wrażliwa na silne wstrząsy emocjonalne i
magiczną przemoc, i pewnego dnia przypadkowo znalazła się w pobliżu ataku
śmierciożerców, żyła w mugolskiej dzielnicy, gdzie torturowali jakąś biedną
duszę, a ona poczuła to, odbiło się to na niej i zapadła w śpiączkę. Jej ciało
nie wytrzymało szoku i… wkrótce potem zmarła, pomimo wszystkiego, co staraliśmy
się zrobić.
-
Ale to się nie stało z Harrym – zauważył Syriusz. – On nie umarł.
-
Genialna obserwacja – zadrwił Severus, ale jego ton stracił wiele ze swojej
kwasowości.
-
Nie, ale… czy wykazywał jakąś niezwykłą wrażliwość na jakiś rodzaj magii?
-
Tak – przypomniał sobie Severus. – Kiedy polowaliśmy, by znaleźć wszystkie
horkruksy, Harry zawsze narzekał, że jego blizna bolała, gdy się do jednego
zbliżaliśmy. Jednak po jego zniszczeniu było w porządku. Miał takie epizody już
wcześniej, ból głowy, kiedy Voldemort był blisko lub był zły… czasami powodowało
to u niego ból brzucha, musiałem mu dawać eliksiry…
-
Migreny?
-
Tak.
-
Wszystkie te znaki są wskaźnikami zwiększonej wrażliwości magicznej na mroczne
klątwy.
-
Jak to się stało, że nigdy mi o tym nie powiedziano? – zapytał Syriusz.
Severus
odwrócił się do niego.
-
Ponieważ nie było czasu, żeby ci powiedzieć, zanim wyjechaliśmy, Black, a ty
dochodziłeś do siebie po swoich problemach psychicznych!
-
Nazwij mnie szalonym, cholerny draniu bez serca…
-
Syriuszu! – krzyknął Remus, odciągając przyjaciela od Snape’a. – Przestań!
Jakie to ma teraz znaczenie? Najważniejsze jest wyleczenie Harry’ego, nie
wytykanie palcami.
Uzdrowiciel
Sandrilas spojrzał na Syriusza z ekstremalnym niezadowoleniem.
-
Proszę słuchać przyjaciela, panie Black. Wdawanie się w kłótnie o przeszłe
wydarzenia niczemu nie pomoże, a już na pewno nie pańskiemu chrześniakowi.
Teraz proszę się kontrolować, zanim pana stąd wyproszę. To jest szpital, nie
bar, żeby rozpoczynać tu bójki, i sam cię oszołomię i wydam zakaz zbliżania się
po tym, jak cię stąd wyrzucę. Czy wyraziłem się jasno?
Severus
czekał, aż Black wybuchnie, ale co dziwne, Syriusz opuścił głowę i potulnie
przeprosił, po czym wrócił, by stanąć pod ścianą z Remusem. Rzucił zdumione
spojrzenie na uzdrowiciela, który obdarzył go sardonicznym uśmiechem.
-
Po kilku miesiącach pracy z nim nauczyłem się, jak sobie z nim radzić –
powiedział cicho Sandrilas. – Szanuje mnie, trochę jak psa alfę i jeśli mocno
utwierdzę swój autorytet, posłucha mnie. Tylko myśli, że jest buntownikiem. Ale
tak naprawdę chce należeć do stada, jak każdy pies. – Uzdrowiciel wzruszył
ramionami. – Ale wracając do pierwotnego tematu. Jak powiedziałem wcześniej,
myślę, że pan Potter cierpi z powodu swojej niezwykłej wrażliwości na czarną
magię. Przeciążyło to jego organizm i zareagował on w jedyny możliwy sposób,
zapadając w śpiączkę.
-
Możesz go obudzić?
-
Ach, to jest trudniejsza część. Przy śpiączce wywołanej traumą, tak, mógłbym.
Ale to… może to być niebezpieczne. Widzicie, śpiączka to sposób mózgu na
wyleczenie się z traumy, fizycznej lub emocjonalnej. Obudzenie go zbyt wcześnie
może… spowodować nieodwracalne szkody. Tak jak pozostawienie go we śnie.
Zasugerowałbym, by pozwolić mu obudzić się samodzielnie.
-
Ale jak długo to potrwa?
Sandrilas
rozłożył ręce.
-
Nie wiem. To pierwszy taki przypadek, jaki kiedykolwiek leczyłem i nie ma na to
harmonogramu. Może to być kilka dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat. Wszystko
zależy od jego woli i tego, co zraniło jego umysł.
Severus
pragnął walnąć głową w ścianę i biegać dookoła, krzycząc z frustracji.
-
Rozumiem. Innymi słowy, musimy czekać.
-
Tak. Przykro mi, że nie mogę zaoferować nic więcej, ale… Jestem tylko
uzdrowicielem, nie Bogiem, jak wcześniej powiedziałem. Są rzeczy, których nawet
magia nie może wyleczyć. To nie jest klątwa, którą można złamać.
-
Rozumiem – powiedział ciężko Severus. – Przywieziono tu również innych członków
Zakonu Feniksa. Jak oni się mają?
-
O ile wiem, wszyscy są w dobrym stanie, chociaż ten młody rudzielec, będzie
wymagał rozległej operacji i dłuższego pobytu w szpitalu. Więcej nie mogę
powiedzieć.
-
Z Tonks jest w porządku – odezwał się Remus. – Doznała lekkiego wstrząsu mózgu,
kiedy ten brutal rzucił nią o podłogę i pogorszyła sytuację, wstając zbyt
wcześnie i atakując tego innego śmierciożercę, który próbował dźgnąć mnie w
plecy, po tym, co zrobiłeś Thorfinnowi. Ale będzie z nią w porządku po tygodniu
odpoczynku i eliksirów.
-
Cieszę się, że to słyszę, Lupin – powiedział szczerze Severus. – Zastanawiam
się, jak radzą sobie Amelia i Albus? Byli najciężej ranni z wyjątkiem Charliego
Weasleya i Harry’ego.
-
Nie wiem, ale zobaczę, czego się dowiem – obiecał Lupin. – Chodź, Syri. Chodźmy
sprawdzić, co u dyrektora. Pewnie ma wiele do opowiedzenia.
-
Puść! – Syriusz z irytacją strząsnął rękę Lupina. – Chcę zostać tu z Harrym.
-
To niezbyt dobry pomysł, kolego – nie zgodził się Lupin. – Nie chcę wrócić i
znaleźć plam krwi. Musisz iść do domu i trochę odpocząć po tym, jak zobaczymy
się z Albusem. Obaj tego potrzebujemy.
-
Nie! Nic mi nie jest, chcę tu zostać na wypadek, gdyby Harry się obudził.
-
Potem. Możemy zamienić Severusa – spierał się Remus. – Przestań zachowywać się
jak sześciolatek i chodź ze mną. Potrzebujesz prysznica, śmierdzisz krwią i
śmiercią.
-
Ha! Sam nie pachniesz różami, kolego! – zaczął gderać, po czym wyszedł za
Remusem z pokoju.
-
Zostajesz tutaj, jak rozumiem? – na wpół stwierdził Sandrilas.
-
Tak. Jestem jego opiekunem, jedyną rodziną – odpowiedział spokojnie Snape.
- W szafie jest rozkładane łóżko – powiedział
uzdrowiciel. – Odpocznij trochę, nie przydasz się na nic, jeśli sam doznasz
magicznego szoku. Jestem zdumiony, że nie odleciałeś po tym, co zrobiłeś.
Zabiliście Voldemorta! Niesamowite!
-
Zdziwiłbyś się, co można zrobić, kiedy trzeba – powiedział cierpko profesor.
-
Tak, cóż, nie mam co do tego wątpliwości – roześmiał się Sandrilas. – Sam idę
do domu spać. Jeśli coś się zmieni, powiadom mnie o tym. Dobrej nocy.
Potem
uzdrowiciel opuścił pokój, zostawiając Snape’a samego z jego podopiecznym.
Severus
wyciągnął łóżko z szafy, rozłożył je tuż obok Harry’ego, a potem usiadł na nim
i po prostu wpatrywał się w swoje biedne, złamane, zgubione dziecko. Harry, gdzie się podziałeś? I kiedy do mnie
wrócisz? Nie mogę uwierzyć, że tak się nie stanie, zbyt wiele wycierpieliśmy,
żebyś teraz mnie opuścił. Pisklaku, nie opuszczaj mnie. Nie idź tam, gdzie ja
nie mogę za tobą podążyć.
Wyciągnął
rękę, by odgarnąć zbłąkany kosmyk włosów z czoła Harry’ego i zauważył, że jego
sina blizna prawie zniknęła. Wracaj,
dziecko Wróć i zobacz zwycięstwo, które odnieśliśmy.
Pojedyncza
łza spłynęła na twarz śpiącego chłopca.
Potem
Severus odsunął się, bezlitośnie tłumiąc swoje emocje. Nie może jeszcze ronić
łez. Nie, póki nie zniknie cała nadzieja. Ponieważ wiedział, ze jeśli pozwoli
sobie na ten luksus, nigdy nie przestanie płakać nad swoim synem, którego tak
niedawno odnalazł i który tak nagle został mu odebrany.
Mechanicznie
przemienił swoje znoszone bojowe szaty w czystą piżamę i zwinął się na łóżku,
obserwując Harry’ego. Zasnął, słuchając oddechu chłopca, ponownie modląc się o
cud, choć wiedział, że na niego nie zasłużył.
Przez
trzy dni, Severus pozostał przy łóżku Harry’ego, wychodząc tylko na krótkie
przerwy, żeby zjeść, wziąć prysznic i tym podobne. Poza tym był stałym
elementem u boku Harry’ego, czekając i mając nadzieję, chociaż z każdym
mijającym dniem słabła i zanikała. W stanie jego podopiecznego nie było zmian,
Harry pozostawał zagubiony gdzieś poza królestwem snów, a może w nim, ale się
nie budził. Uzdrowiciele i inni pomocnicy przychodzili codziennie, by
diagnozować i robić notatki, rzucać zaklęcia odświeżające, zaklęciami podawać eliksiry
odżywcze prosto do żołądka chłopca i zajmować się innymi funkcjami organizmu.
Uśmiechali się zachęcająco do Snape’a, a niektórzy pokazywali mu gazetę, która
codziennie w nagłówkach mówiła o tym, jak chłopiec, który przeżył wraz z
Severusem w końcu pokonali Voldemorta.
Byli
bohaterami, o ich imionach mówiono w każdym czarodziejskim domu na całym
świecie. W końcu Severus zyskał uznanie, którego kiedyś pragnął i szacunek, na
jaki zasługiwał za swoją niebezpieczną pracę szpiega.
I
nie obchodziło go to.
Jego
zwycięstwo było bezwartościowe, uznanie też, jeśli Harry nie mógł go z nim
dzielić. Świat się zmienił, inni członkowie Zakonu zostali wyleczeni i odesłani
do domów, a Severus siedział w tym samym pokoju i liczył oddechy, przeczesywał
włosy Harry’ego i zmieniał jego pozycję, by nie zesztywniał ani nie dostał
odleżyn. Przywołał eliksiry ze swoich prywatnych zbiorów, balsamy, by skóra
chłopca była elastyczna i wilgotna, wcierał je w nocy, gdy personel drzemał.
Sam
spał bardzo mało, tylko wtedy, gdy był na skraju wyczerpania, a jego niegdyś
wyostrzone zmysły tępiły się. Lupin i Syriusz wracali do drugi dzień, by
zobaczyć, co z Harrym i to oni
powiedzieli mu, że Amelia wróciła do zdrowia i potem przeszła na emeryturę,
wyznaczając Shacklebolta na swojego zastępcę. Artur został awansowany na szefa
swojego departamentu, a Charliego również wypuszczono ze szpitala. Udało im się
ocalić jedno z jego oczu, choć drugie musiało zostać usunięte, a na jego
miejscu wstawili szklane, smocze oko. Powiedział Remusowi, że to niewielka cena
za ostateczną porażkę Voldemorta. Ku jej uciesze, Molly została okrzyknięta
Czarownicą Miesiąca przez „Miesięcznik Czarownica”, więc przykleiła artykuł i
okładkę do ściany w kuchni, a Bill obiecał jej go oprawić, jak tylko będzie w
stanie.
Gazeta
okrzyknęła również Sybillę Trelawney Nowym Jasnowidzem Tysiąclecia i prawie
przytłoczyły ją prośby ludzi, by przepowiedziała ich przyszłość.
Wszystkie
porwane dzieci wróciły do domów, chociaż wszystkie potem odwiedziły oddział,
mając nadzieję, że Harry się obudzi, gdy tam będą. Ale tak się nie stało.
Vince
próbował nawet namówić Verę, by porozmawiała z nim w wężomowie, ale mały wąż
nie otrzymał odpowiedzi.
Jedynym,
który do tej pory nie pojawił się w pokoju chorego był Albus Dumbledore. Nawet
Knot wpadł na chwilę, by potrząsnąć głową nad losem śpiącego bohatera. Plotka
głosiła, że dyrektor był chory, prawdopodobnie umierający. Severus podejrzewał,
że był chory, ale nie z powodu tortur śmierciożerców, ale poczucia winy. Minął
prawie tydzień, odkąd Harry został przewieziony na oddział zamknięty.
Dla
Snape’a był to tydzień niekończącego się czuwania i był bliski pęknięcia.
Właśnie
wtedy przyleciała Hedwiga i dostarczyła mu list.
Ona
też przy nim czuwała, za wyjątkiem chwil, kiedy leciała na służbę, przynosząc
dla Snape’a gazety i tą ostatnią misję.
-
Gdzie byłaś? – zapytał, w końcu nauczył się rozumieć mowę ptaków. – Nie było
cię prawie cały dzień.
- Musiałam dostarczyć list, a
byłam jedyną sową pocztową, która wiedziała, gdzie znaleźć nadawcę. Przeczytaj
list, Severusie. To ważne.
Severus
wziął list, był zaadresowany zarówno do niego, jak i Harry’ego, i był napisany
nieznanym pismem, elegancką, płynną kursywą, której on sam pozazdrościł.
Złamał
pieczęć, która była zrobiona z prostego, białego wosku z literą S na środku.
W
środku był jeden kawałek pergaminu. Severus otworzył go i zaczął czytać.
Drogi Harry lub Severusie,
Piszę to, ponieważ nie mogę
już znieść okropnych snów, które miałam i muszę wiedzieć, co się z wami stało.
Od tygodnia lub dłużej śni mi się mroczna postać z wężowymi oczami, a w każdym
śnie powala któregoś z was, Harry lub Severusie, i tańczy na waszych zwłokach.
Na początku uznawałam to za zwykły koszmar senny i zignorowałam. Ale potem
pojawił się ponownie, tym razem jeszcze bardziej żywy.
Budzę się roztrzęsiona i
spocona, czasem zapłakana i boję się, Harry, że coś strasznego ci się stało.
Nie mówiłam ci tego wcześniej, nasze pospieszne rozstanie sprawiło, że mi to
umknęło, ale bransoletka z księżycowym kamieniem, którą dałam ci w prezencie,
zapewnia mi połączenie z tobą. Jeśli ją nosisz, mogę poczuć, choć słabo, trochę
tego, co czujesz.
I w zeszłym tygodniu poczułam
tryumf, strach i okropny ból, a potem… nic.
A sny wciąż mnie prześladują.
Proszę, odpisz mi, Harry.
Albo ty, Severusie, jeśli Harry nie jest w stanie, i powiedzcie mi, co się
stało. Muszę wiedzieć. I nie obrażajcie mojej inteligencji, mówiąc, że wszystko
jest w porządku, ponieważ głęboko w sobie wiem, że nie jest. Wilczaki rzadko
miewają koszmary takie, jak ten, a Darkmoon obawia się, że są to wizje, a nie
sny.
I w ten sposób wzięłam do
ręki sokole pióro, które mi daliście na pożegnanie i przerwałam milczenie.
Modlę się, by ten list do was dotarł i nie ujawnił waszej pozycji potworowi,
którego chcecie zabić.
Muszę wiedzieć, czy z tobą
wszystko w porządku, Harry. Albo że nie jest dobrze.
Proszę o szybką odpowiedź, bo
jestem bliska odgryzienia sobie ogona z niepokoju, jak mówi Vlad.
Buziaki,
Sasha Meadowsweet Atwater
Uzdrowicielka Sylvanoru
Severus
odłożył list i spojrzał na sowę śnieżną, która siedziała niedbale na wezgłowiu
łóżka.
-
Poleciałaś do Sylvanoru i z powrotem?
-
Tak. Żadna inna sowa pocztowa nie
znalazłaby tej trasy ani nie byłaby mile widziana w Mrocznym Lesie. A ona
czekała na moje przybycie o błagała mnie, żebym poleciała jak najszybciej do
ciebie albo Harry’ego. Przypomniałam sobie, jak mnie wyleczyła. Czy mogłaby
zrobić to samo dla Harry’ego?
-
Nie wiem. Jest między nimi… więź, poprzez jego bransoletkę. – Severus wskazał
na wisiorek z kamienia księżycowego wykonany z włosów samej Meadowsweet. – Może
jest w stanie wejść tam, gdzie inni nie mogą. Muszę jej odpowiedzieć, czuła tę
potrzebę przez pół świata, a to nie jest błahostka.
-
Ta. Jej magia jest silna, prawda? –
zaćwierkała Hedwiga.
-
Jej miłość jest silniejsza – poprawił ją Severus. Na małym stoliku leżało
pióro, atrament i pergamin, więc powiększył go, by móc napisać odpowiedź do
Meadowsweet. Była krótka, ale nie próbował bagatelizować powagi stanu
Harry’ego. – Czy możesz tak szybko znów lecieć? Nie chcę zwlekać z przekazaniem
jej tej wiadomości.
Sowa
odwróciła się do niego.
-
Naprawdę musisz pytać? Przeleciałabym
przez huragan dla mojego czarodzieja. Jestem zmęczona, ale dam radę. Daj mi
list. I rzuć na mnie zaklęcie ekspresowej poczty.
Severus
zapieczętował kopertę, a Hedwiga wzięła ją. Potem machnął różdżką i rzucił
zaklęcie, które nada jej skrzydłom prędkość wichury.
-
Leć bezpiecznie, pani Skrzydlata.
-
Uważaj na siebie, Warrior –
zaćwierkała i delikatnie skubnęła jego włosy. – Wrócę tak szybko, jak to możliwe.
I
po tych słowach wzbiła się w powietrze i wyleciała przez okno ponownie w drodze
do Mrocznego Lasu.
Dwa dni później:
Sowa
śnieżna wyciągnęła stopę do Mistrza Eliksirów, by wziął list przyczepiony do
jej nogi, a kiedy to zrobił, podleciała do wezgłowia łóżka i ułożyła się tam,
niemal natychmiast zasypiając.
Severus
rozłożył list.
Drogi Severusie,
Dziękuję za tak szybką
odpowiedź. Teraz rozumiem, dlaczego tak długo Harry nie odpowiadał i chociaż
jestem przerażona i zdenerwowana zakresem jego kontuzji, ale przynajmniej wciąż
żyje. Moja mama mówiła, że tam, gdzie jest życie, tam jest nadzieja, nawet
jeśli delikatna jak skrzydło motyla. Szkoda, że jej tu nie ma, ponieważ
wiedziała o uzdrawianiu rzeczy, które ja dopiero zaczynam odkrywać, była znana ze
swoich niekonwencjonalnych metod, z których wiele kolidowało z konwencjonalnymi
praktykami, ale te metody działały. Mam tylko kilka jej tekstów i osobistych
notatek, wolała jednak raczej pokazywać niż opowiadać i dlatego wiele z jej
odkryć zostało utraconych po jej śmierci.
Ale przejrzałam jej notatki,
bo prowadziła obszerne badania nad połączeniami i więziami umysłów oraz
sposobami, jak je wykorzystać, by znaleźć partnera, który zgubił się we własnym
umyśle lub uciekł z ciała i ukrywa się w sferze astralnej. Jej badania były
wyśmiewane przez Kolegium Uzdrowicieli jako zwykłe pełne przesądów bzdury, ale
ja w to wierzę. Zrobiłam bransoletkę zgodnie z jej instrukcjami, żebyśmy nigdy
nie zostali rozdzieleni, bez względu na to, jak daleko Harry będzie podróżował
i zadziałało.
Wierzę, że cierpi z powodu ostrej
reakcji na zaklęcia i ukrywa się gdzieś w swoim umyśle. Sądzę, że mogłabym do
niego dotrzeć poprzez naszą więź, idąc Ścieżką Księżyca. Ale nie odważę się
zrobić tego sama. Ty również jesteś z nim związany, poprzez bycie jego
opiekunem i miłość, a to powinno umożliwić ci kroczenie ścieżką razem ze mną.
Instrukcje mojej matki były jednoznaczne
– musisz ZAWSZE podróżować z partnerem, by nie zgubić się w umyśle tej osoby,
ponieważ umysł jest potężną rzeczą, a im silniejszy czarodziej, tym
potężniejsza jest jego obrona, a tym samym potrzeba partnera, by pilnował
pleców.
Czy będziesz tym partnerem?
Znasz go tak dobrze jak ja, Severusie, a może nawet lepiej. Sądzę, że razem
możemy przekonać go do powrotu do siebie. Jeśli chcesz tego spróbować, a muszę
cię ostrzec, że może nam się nie udać, bo jest to ryzykowna i niewypróbowana
magia, połóż swoją rękę na bransoletce z kamienia księżycowego dzisiaj o
zachodzie słońca. Wciągnie cię w miejsce Między Światami i tam się z tobą
spotkam.
Aha i jeszcze jedno, nie
wolno ci przeszkadzać podczas podróży ścieżką, więc upewnij się, że to się nie
wydarzy. Będę pilnować mojej chaty, a Darkmoon ostrzeże moje stado, że nie
wolno mi przeszkadzać przez resztę nocy.
Do wschodu księżyca,
przyjacielu.
Nie spocznę, póki nie
sprowadzę go z powrotem, w taki czy inny sposób.
Sasha
Severus
odchylił się na krześle, trzymając w dłoni list, jakby był on kołem ratunkowym.
To, co zaproponowała Sasha, rzeczywiście wykraczało poza sferę konwencjonalnej
magii. Dawno temu czarodzieje podróżowali astralnie, była to specjalność magów
starożytnego Egiptu i Rzymu, którzy nauczyli się tej sztuki od Egipcjan, ale
jak wiele innych, sztuka ta została utracona wraz z upadkiem Rzymu. Ci, którzy
ją praktykowali, wymarli lub zostali zabici podczas czystek, które przetoczyły
się przez średniowieczny świat, aż pozostały tylko fragmenty wiedzy. Niewiele
było teraz wiadome, a Międzynarodowa Konfederacja Czarodziejów uznała, że
sekrety tamtych podróży zostały na zawsze stracone, a każda próba jej
wskrzeszenia była nadzieją głupców.
Ale
Meadowsweet była przekonana, że więź, którą dzieliła z Harrym wystarczyła, by
tego spróbować, a Severus był wystarczająco w tej kwestii zdeterminowany. Robił
już wcześniej niemożliwe. To nie było nic innego, tylko że teraz nagrodą nie
było zniszczenie szalonego czarodzieja, a życie chłopca.
Zrobię wszystko, by
sprowadzić cię do domu
– przysiągł Severus, unosząc nadgarstek Harry’ego i badając bransoletkę z
kamienia księżycowego, która była zrobiona z włosów Sashy w obu jej postaciach
i specjalnego kamienia, który dostała od matki. Dotknął czubkiem palca
wskazującego bransoletkę i poczuł, jak pulsuje ona magią.
Tego
wieczora spróbuje przejść, umieści zabezpieczenia wokół pokoju, żeby nikt nie
mógł wejść, póki nie skończy tego, co musi. Albo mu się powiedzie, albo nie,
choć miał rozpaczliwą nadzieję, że to zadziała. Miłość już raz uratowała
Harry’ego, mogła to zrobić ponownie.
Severus
cofnął się i położył się na pryczy. Miał wrażenie, że będzie musiał być
wypoczęty i w szczytowej formie, by wyruszyć Księżycową Ścieżką. Więc medytował
i gdzieś w okolicach ostatniego powtórzenia ćwiczeń oddechowych, zasnął.
Obudził
się wczesnym wieczorem, sprawdził stan swojego podopiecznego, a potem poszedł i
zjadł porządną kolację, bo będzie potem potrzebował energii, by czekać na
wejście księżyca. Rzucił na pokój najsilniejsze zaklęcia, jakie mógł wymyślić,
upewniając się, że nikt mu nie przerwie. Potem powiedział Hedwidze, co ma
zamiar zrobić i wpadł w stan medytacji, zbierając całą swoją moc i skupienie,
czekając, aż księżyc wzniesie się ponad wierzchołki drzew, po czym dotknął
bransolety z kamienia księżycowego.
Bransoletka
jarzyła się chłodnym, niebieskim blaskiem i gdy tylko ją złapał, poczuł
szarpnięcie swojego ducha. Pamiętając o tym, co powiedziała Meadowsweet
pozwolił, by bransoleta pociągnęła go w zakamarki kamienia… w dół i w dół…
dopóki nie stanął na rozświetlonej księżycem ścieżce otoczonej mgłą.
Miejsce Między Światami. Kraina Mgły i Cieni.
Zamrugał, czując dziwny rodzaj nieważkości. Czuł, że gdyby
podskoczył, po prostu uniósłby się w powietrze. Była to surrealistyczna cecha
miejsca, być lub nie być, a kiedy rozejrzał się, niemal zdawało mu się, że we
mgle widzi twarze… twarze zmarłych. Zadrżał i mocniej owinął się płaszczem.
- Nie wpatruj się zbyt długo we mgle, może cię zwieść –
rozległ się miękki głos Meadowsweet.
Uniósł wzrok i zobaczył ją, lekko przezroczystą, ale poza
tym była to ta sama platynowłosa wilcza uzdrowicielka w jej cygańskim stroju,
choć teraz jej bursztynowe oczy płonęły niebieskim ogniem.
- Cześć, Severusie. Chyba jednak moja matka miała rację,
skoro tu jesteśmy. Czy czujesz więź między tobą a Harrym?
Severus skinął głową. Kiedy skoncentrował się na swoim
podopiecznym, czuł pulsujące ciepło w okolicy serca.
- Tak.
- Dobrze. Weź mnie za rękę i pójdziemy ścieżką, żeby
zobaczyć, gdzie nas poprowadzi. Powinniśmy dość łatwo wślizgnąć się do jego
umysłu, ale nie mam pojęcia, co w nim znajdziemy.
Jego dłoń zacisnęła się na jej ręce i razem ruszyli w podróż
oświetloną księżycową ścieżką.
Wydawało się, że zrobili zaledwie dwa kroki, nim stanęli
przed wielką wieżą, czarną ze złotymi i czerwonymi proporcami na szczycie.
Severus czuł, jak więź przyciąga go w tym kierunku, ale przestał opierać się
przyciąganiu.
- Czy ten budynek to… umysł Harry’ego?
- Tak sądzę, tak. Myślę, że w ten sposób się chroni. Jego
obrona manifestuje się jako nieprzenikniona wieża. Ale pozwoli nam wejść.
- Jesteś pewna?
- Nie, ale nie dowiemy się, stojąc tutaj – odpowiedziała
wilczyca, po czym zrobiła krok, kładąc dłoń na zakratowanym wejściu wieży.
Pod jej dotykiem drzwi otworzyły się, więc wprowadziła
Snape’a do środka.
Stąpali po
chłodnych, marmurowych kwadratach, niczym po szachownicy, ale podczas
przechodzenia nie wydawali żadnego dźwięku. Przed nimi znajdowały się podwójne
drzwi, których strzegła dwójka uzbrojonych rycerzy. Rycerze mieli na sobie
zielono-złote tabardy z wizerunkiem lecącego jastrzębia.
Gdy do nich
podeszli, rycerze poruszyli się, krzyżując piki przed drzwiami, by zablokować
im przejście.
- Stać! Kto
śmieli się tu wchodzić? Byliście zaproszeni?
Severus zrobił
krok do przodu, przyglądając się rycerzom z zainteresowaniem.
- Nazywam się
Severus i szukam pana tej wieży.
- Tak? A zna
cię on?
Severus
otworzył usta, by odpowiedzieć, że jest mentorem i opiekunem Harry’ego, ale
jakiś instynkt nakazał mu odpowiedzieć:
- W moim sercu
jest moim synem. Jestem jego ojcem.
Rycerz odsunął
swoją pikę.
- Możesz
przejść.
Drugi rycerz
spojrzał na Meadowsweet.
- A ty,
dziewczyno?
- Jestem jego
bratnią duszą.
Rycerz cofnął
się.
- Ty też możesz
przejść.
Potem drzwi
otworzyły się i weszli do kolejnego przedsionka, w którym ładna, rudowłosa
kobieta mieszała w kociołku. Spojrzała nad nim i uśmiechnęła się.
- Cześć, Severusie.
Czekałam na ciebie.
Severus
zatoczył się do tyłu.
- Lily! Jak…
jak możesz tu być? Umarłaś!
Zaśmiała się.
- Czy
ktokolwiek tak naprawdę umiera, Severusie? Jestem tu, by pilnować mojego syna.
Meadowsweet
dotknęła jego ramienia.
- Severusie –
syknęła mu do ucha. – Nie daj się zwieść. To nie Lily, ani nawet jej duch. To
konstrukcja stworzona przez umysł Harry’ego. Jedna z jego obron.
- Skąd możesz
to wiedzieć?
- Po prostu
wiem. Ufasz mi?
- Tak. –
Odwrócił się z powrotem do Lily, mając nadzieję, że Sasha ma rację. – Gdzie
jest Harry, Lily? Musimy go znaleźć.
- Jest tutaj.
Ale najpierw musisz odpowiedzieć na pytanie. Jeśli odpowiesz prawidłowo, możesz
przejść. Jeśli nie, musisz odejść.
- Lily,
przestań grać w gry! – warknął Severus. – Harry ma kłopoty, nie czujesz tego?
- Jest tu
bezpieczny. Chronię go. Odpowiedz na moje pytanie, Sev, a wtedy będziesz mógł
sam go zobaczyć – powtórzyła Lily z irytującym spokojem.
- Dobra. Pytaj.
- Czym jest Najwyższy
Specyfik?
Brwi Severusa
zmarszczyły się. Spodziewał się, że pytanie będzie dotyczyć eliksirów, ponieważ
Lily zagorzale warzyła eliksiry tak, jak on. Ale to… to pytanie było śmieszne.
- Uniwersalne
lekarstwo na wszystko? – powtórzył. – Nie ma znanego człowiekowi eliksiru,
który mógłby wszystko wyleczyć. To mit – zaczął Severus. – Czarodzieje szukają
panaceum na wszystkie bolączki, odkąd pierwszy z nas zapalił świecę i odkrył
magię. Ono nie istnieje.
Oczy Lily
zwęziły się.
- Jesteś pewny,
Sev? Co czyni niemożliwe możliwym? Co zmienia zaprzysięgłych wrogów w
przyjaciół? Co ratuje duszę z mrocznej ścieżki?
Zmarszczył
brwi. Potem zdał sobie sprawę, że na wszystkie pytania jest tylko jedna
odpowiedź. Ta sama odpowiedź.
- Miłość.
Miłość wybawia nas od wszystkich grzechów przeszłości.
Lily
uśmiechnęła się.
- Tak, Sev.
Miłość jest Najwyższym Specyfikiem. – Wskazała na swój kociołek. – Wypij, a
zobaczysz drogę przed sobą.
Severus
zaakceptował chochlę, którą wyciągnęła w jego stronę, wierząc, że nie stanie
się nic złego, ponieważ zdał test, ale Meadowsweet zesztywniała. Jej wilcze
instynkty ostrzegły ją przed pułapką.
Położyła dłoń
na jego ramieniu.
- Nie. Nie
potrzebujemy tu eliksirów. Nasza wola i magia wystarczą.
Jej oczy
wwierciły się w szmaragdowe tęczówki Lily.
Oczy
czarodziejki błysnęły gniewem, po czym odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała
się.
- Dobra robota,
dziecko wilków! Możesz zabrać ze sobą do wewnętrznej twierdzy tylko to, z czym
przybyłaś. – Wrzuciła chochlę z powrotem do kociołka i skinęła głową.
Za nią pojawiły
się kolejne drzwi, małe i zielone.
- Idźcie. Mój
syn na was czeka.
Szybko przeszli
przez drzwi, a Severus skarcił się w duchu, że prawie dał się oszukać i zaufał
wymyślonej Lily. Teraz rozumiał, dlaczego pani Atwater nalegała, by nigdy nie
podróżować bez partnera. Kto by pomyślał, że Harry jest tak przebiegły i
sprytny? Musieli spędzać ze sobą zbyt wiele czasu.
Severus wszedł
do kolejnego pokoju, jednak ten był pusty i rozważył już zawrócenie, ale więź
szarpnęła go w tą stronę.
Meadowsweet
zrobiła lekki krok na podłodze i nagle rozległ się świst i syk, a potem ogień
wystrzelił z podłogi.
Meadowsweet
podskoczyła zaskoczona i bez namysłu zmieniła się w swoją wilczą postać.
Severus poszedł
w jej ślady, rozumiejąc, że jako Warrior może z łatwością uniknąć płomieni.
Ale gdy tylko
znalazł się w powietrzu, rozległ się kolejny syczący dźwięk i z dziury po
przeciwnej stronie pokoju wyleciała strzała, ledwie omijając jego skrzydło.
Warrior zanurkował i skręcił, skrzecząc ze złością.
- Leć,
Severusie! – zawyła Meadowsweet. – Nie myśl, tylko leć!
Biały wilk
zaczął biec, skacząc po podłodze, okręcając się i odwracając, jej nos zatkał
się od smrodu dymu, spalonego drewna i ciała. Zapiekły ją oczy i prawie
zwymiotowała, ale wiedziała, że jeśli się zatrzyma, zostanie wyrzucona z wieży.
Zignorowała więc piekące, palące oczy i nos oraz iskry, które paliły jej łapy,
gdy skakała i robiła uniki.
W górze Severus
prowadził własną walkę, wirując i nurkując, by uniknąć lecących w niego strzał.
Okręcał się i wirował, czasem unikając strzały o cal. Prawie dotarł na drugą
stronę pokoju, kiedy spojrzał w dół i zobaczył wielką ścianę ognia,
zagradzającą ścieżkę Meadowsweet.
Biały wilk
skomlał i skulił się, dysząc ciężko, strach był widoczny w jej bursztynowych
oczach. Severus rozumiał. Ogień był również jego wrogiem.
- Meadowsweet,
skacz! – ponaglił.
Biały wilk
zawył.
- Nie mogę,
jest za wysoko!
- Jesteś
wilczakiem, widziałem jak skaczesz ponad młode drzewa. Po prostu to zrób!
- Nie! To jest
ogień… ogień jest moim wrogiem!
Warrior
zaskrzeczał z frustracji.
- Tchórz! Czy
przebyłaś całą tę drogę, by teraz ponieść porażkę? Po prostu zamknij oczy i
skacz, do cholery!
Meadowsweet
obnażyła zęby.
- Nie jestem
tchórzem!
- Udowodnij! –
zaszydził Warrior.
Trzęsąc się,
biały wilk spojrzał na trzeszczącą ścianę ognia, która była wyżej niż jej
głowa, prawie tak wysoka jak sufit. Była zbyt wysoka, by mogła ją przeskoczyć,
nie ważne, czy była wilczakiem. Cofnęła się z ogonem między nogami.
Wtedy Warrrior
wpadł na pomysł.
- To nie jest
prawdziwe, Meadwosweet! Nie ma żadnego ognia. Zamknij oczy i skacz. Zaufaj mi.
Przełykając,
biały wilk posłuchał, zamykając oczy, a następnie rzuciła się do przodu, tak
wysoko i tak daleko, jak tylko mogła.
Spodziewała
się, że w każdej chwili poczuje palący ból ognia na swoim ciele, ale nic takiego
się nie stało.
Jej łapy
dotknęły ziemi.
Ostrożnie
otworzyła oczy i otrząsnęła się.
Za nią nie było
żadnego ognia.
- Miałeś rację,
Warrior! – krzyknęła. – Chodź, przez tą ścianę!
Potem skoczyła
na pozornie pustą ścianę, która rozpłynęła się, pozwalając im wejść do małego,
ciemnego pomieszczenia wykonanego z kamienia, gdzie walczyły dwie postacie.
I nagle Severus
zrozumiał.
Harry nie mógł
się obudzić, ponieważ był więźniem własnego umysłu.
Ruszył do
przodu, ignorując wszystko, co próbowało trzymać go z dala od syna. Podłoga
zmieniła się w ruchome piaski, sufit zaczął opadać, wiatr uderzał nim o ścianę.
Severus poczuł,
jak dłoń Sashy zacisnęła się na jego własnej i szli razem, cal po calu, przez
iluzje, skupiając się tylko na jednej rzeczy.
- Dlaczego on z
nami walczy? – zawołał Severus, prawie ogłuszony przez wyjącą wichurę.
- On się boi! –
odpowiedziała Meadowsweet. – Boi się i… wierzy, że w jakiś sposób jest zły.
Gdy tylko słowa
opuściły jej usta, Severus dostrzegł prawdę. Teraz to wszystko miało sens.
Harry uwięził
się tutaj, ponieważ wierzył, że jest połączony z Voldemortem i część jego jest
z nim.
Wierzył, że
jeśli się tu zamknie, ochroni siebie i resztę od „zła”. Och, Harry, ty
głuptasie! Zło umarło tamtego dnia i nie zostało z niego nic oprócz wspomnień.
Odepchnął
ostatnią iluzję i złapał Harry’ego za ramię, przyciągając go do siebie.
Harry uniósł
pięść, warcząc:
- Puść mnie!
Muszę go pokonać! – W jego zielonych oczach lśniła desperacja i gniew.
- Harry! –
Severus potrząsnął nim gwałtownie. – Spójrz na mnie! Patrz! Nie znasz mnie?
Zielone oczy
skupiły się na czerwonej mgle.
- Sev? Czy to
naprawdę ty?
- Tak. Przestań
walczyć. Bitwa została wygrana.
- Nie. To nie
prawda. On żyje. Coś z niego wciąż we mnie jest.
- Dlaczego tak
mówisz, ukochany?
Harry popatrzył
na nią.
- Sasha? Jak…
mnie znalazłaś?
Podniosła rękę,
by dotknąć jego twarzy, która była zarumieniona od szalejącej gorączki.
- Podążałam za
swoim sercem.
- Musisz wyjść.
Jestem… niebezpieczny. Wynoś się! – Odtrącił jej rękę, odwrócił się od niej,
kuląc ramiona. – Nie wiesz, co mogę zrobić…
Meadowsweet
położyła rękę na jego ramieniu, niezrażona.
- Och, ale ja
wiem. Jesteś tym samym niebezpiecznym czarownikiem, który wszedł do Sylvanoru.
Wtedy się ciebie nie bałam. Dlaczego miałabym się teraz bać?
- Idź stąd! Nie
będę odpowiadał za twoją śmierć. Ani twoją, Severusie!
- Zgadzam się.
Ponieważ wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za własną śmierć – odparł Severus. –
Posłuchaj mnie. Voldemort nie żyje.
Zniszczyłeś ostatniego horkruksa, a potem razem go zabiliśmy. Wypełniliśmy
przepowiednię, pisklaku. On odszedł i nie pozostało po nim nic poza
wspomnieniami.
- Nie! Poczułem
go w mojej głowie! – zaszlochał Harry. – Proszę, odejdź! Proszę!
Severus
zacisnął zęby i szarpnął chłopcem, mocno trzymając jego podbródek w jednej ręce
i ignorując łzy.
- Poczułeś
echo. On nie żyje, Harry Jamesie Potterze. Uwierz mi. Uwierz. – Ich oczy się
spotkały i Severus wykorzystał łączącą ich więź. – Zobacz prawdę.
Harry walczył,
ale Severus trzymał go mocno i nie miał wyboru, jak tylko dostrzec prawdę.
Sapnął.
- Reakcja na
jego śmierć… nie… nie horkruks…
- Nie. Nigdy
nim nie byłeś, kochany – powiedziała cicho Meadowsweet, przytulając go. – Twoja
dusza jest od niego wolna.
- Rytuał tego
dopilnował, synu – powiedział łagodnie Severus. – Nie jesteś pionkiem Mroku.
Już nie.
- Chodź z nami
do domu – błagała Sasha.
Harry
zesztywniał. Chciał, och, tak bardzo chciał. Był zmęczony do cna walką w tej
niekończącej się bitwie.
- Czy to
bezpieczne?
- Tak. Chodź do
domu, synu.
Harry zawahał
się. Spojrzał na Meadowsweet i Severusa, którzy kochali go wystarczająco mocno,
by wejść mu do głowy i uwolnić go od jego złudnego poczucia odpowiedzialności i
winy.
- Nie zasługuję
na was – wyszeptał i rozbłysło w nim stare niedowartościowanie.
- Zasługujesz.
Bo ja tak mówię - warknął Severus.
- I ja też.
Wszyscy mamy w sobie cienie. Ale ty pokonałeś swój. A teraz wracaj do nas,
Harry. Wracaj.
- Ja… - zamarł,
a niezdecydowanie go więziło. Czy jestem godny?
Nagle został
wciągnięty w twarde, żylaste ramiona, jego twarz przycisnęła się do znajomej,
czarnej szaty, a jedwabisty głos czule warczał mu do ucha:
- Głupi
pisklaku, jesteś więcej niż godny. Zawsze byłeś. Kocham cię, Harry. Do diabła z
twoją upartą dumą Gryfona. Słyszysz? Ja, Severus Snape, kocham cię, synu.
Potem otoczyły
go również inne ramiona, gdy Meadowsweet pogłaskała go po policzku i szepnęła:
- Wracaj do
domu, kochanie. Twoje zadanie jest skończone, więc teraz możesz odpocząć. Chodź
ze mną, Harry. Potrzebuję cię. Nie mogę żyć bez mojej duszy. Wracaj, ukochany.
Ostatnia z jego
linii obronnych rozpadła się, nie mogąc oprzeć się oślepiającej prawdzie ich
miłości. Wpadł w ich objęcia, krztusząc się łzami. Był godny. Był kochany. I
wszystko się skończyło.
- Wskażcie mi
drogę do domu.
Wzięli go za
ramiona po obu stronach i razem odwrócili się od syczącej i uschniętej postaci,
cienia Voldemorta, którego już nie było, i odeszli.
Za nimi, cień
malał i zanikał, aż zniknął całkowicie, a Harry był wolny.
Zrobili trzy
kroki i nagle wrócili na początek oświetlonej księżycem ścieżki.
Meadowsweet
odsunęła się niechętnie od Harry’ego.
- Wybacz mi
Harry. Muszę cię tu zostawić. Nie mogę pozostać w Królestwie Mgły i cieni,
zbliża się świt. Muszę wrócić do mojego ciała. Ale nigdy nie zapominaj, że cię
kocham. Któregoś dnia spotkamy się ponownie. Pamiętaj mnie.
Potem ujęła
jego twarz w dłonie i pocałowała go.
Poczuł, jak
przepływa przez niego elektryczny prąd, gdy ich usta się spotkały i cała
miłość, którą w sobie nosiła, przepłynęła przez niego.
Chwilę później
już jej nie było.
- Sasha! –
krzyknął, sięgając rękami.
- Chodź, Harry.
Czas wracać do domu. Zobaczysz japo drugiej stronie.
Wtedy chwycił
rękę Severusa i pozwolił starszemu czarodziejowi pociągnąć go z powrotem po
lśniącej ścieżce.
Severus obudził się, krzycząc imię chłopca.
Walczą z mgłą snu, która go spowijała, podniósł głowę i
stwierdził, że spoczywa ona na smukłym nadgarstku z bransoletą z kamienia
księżycowego. Huh? Jak się tu dostałem?
Zasnąłem. Cholera jasna, czy to wszystko było tylko snem? Przegrałem… to
naprawdę nie zadziałało…
Aż w końcu jego oczy napotkały spojrzenie podopiecznego,
który wpatrywał się w niego.
- Sev? Miałem strasznie dziwny sen. Byłeś w nim ty i Sasha…
Nigdy nie dokończył zdania, ponieważ następną rzeczą, jaką
wiedział było to, że Severus chwyta go, miażdżąc tak mocno, że prawie nie mógł
złapać oddechu. I z jakiegoś powodu szeptał:
- To nie był sen. Wróciłeś do mnie. Wróciłeś.
Harry przytulił go, wciąż bardzo zaspany , myśląc cierpko: Gdzie ja byłem? Zgubiłem się? Jeśli tak, już
jestem.
- Uch… Sev… mógłbyś… może… nie tulić mnie tak mocno? Ja…
trochę jakby muszę oddychać.
Uścisk Mistrza Eliksirów rozluźnił się.
- Wybacz mi, Harry. Po prostu… ty prawie… nigdy więcej mnie
tak nie strasz! – Nieco potrząsnął chłopcem, po czym znów go przytulił, jego
emocje były zagmatwane i nie mógł ich rozróżnić. Ale jedno wiedział. Harry
wrócił do domu.
- Dobrze, Sev. Przepraszam.
- Przestań przepraszać – powiedział szorstko. Położył rękę
pod brodą syna i uniósł głowę chłopca. – To nie twoja wina. Jak się czujesz?
- Ja… ja… w porządku… chociaż trochę mi się kręci w głowie,
a moje nogi są wiotkie jak makaron… Sev, wszystko z tobą w porządku?
- Oczywiście. Dlaczego pytasz? – zapytał jego opiekun, a
ślad jego starego złośliwego tony powrócił do jego głosu.
- Bo… płaczesz.
Spodziewał się, że starszy czarodziej zaprzeczy, będzie
warczał, że coś mu się przewidziało, że nigdy by nie uronił łzy nad tak
irytującym, drażniącym chłopcem.
Zamiast tego Severus uniósł dumnie głowę i oświadczył:
- Tak, płaczę. To normalna reakcja u ojca, który prawie
stracił syna. Teraz przestań się gapić jak półgłówek, Harry, i podaj mi
chusteczkę, do cholery.
Harry uśmiechnął się. Potem sięgnął do kieszeni i wyciągnął
tą samą chusteczkę, którą Severus dał mu tamtego dnia na polanie.
- Masz, Sev. Też cię kocham.
Snape wziął chusteczkę i otarł oczy, mrucząc coś o
zuchwałych, niemożliwych pisklakach.
Harry uśmiechnął się szeroko. Dobrze wrócić tam, gdzie jego
miejsce.
- Jak się mają inni? Czy z resztą wszystko w porządku?
- Tak. Wszyscy się mają dobrze. Poza Albusem. Nie widziałem
go od bitwy. Co jest cholernie dziwne. Zwykle już by się dobijał do drzwi,
pytając, czy chcę cytrynowego dropsa albo żeby zobaczyć, jak się masz.
- Został mocno zraniony przez Lucjusza i resztę? – zapytał
zmartwiony Harry.
Severus westchnął.
- Nie wiem. Byłem z tobą w tym pokoju przez prawie dwa
tygodnie, czekając, aż się obudzisz.
Harry zagapił się na niego.
- Dwa tygodnie! Do diabła, Severusie! Nic dziwnego, że
jestem tak cholernie głodny.
Severus nagle odwrócił się od niego, ukrywając twarz w
dłoniach.
Harry zaniepokoił się. Czy mężczyzna znowu płakał? Nad nim?
- Sev? Sev, co jest? Co ja powiedziałem?
Ubrane na czarno ramiona drżały.
Harry przyjrzał mu się.
Severus nie płakał, on się śmiał. Śmiał się tak mocno, że
nie mógł mówić.
- Nie rozumiem. Co jest tak zabawne? – mruknął Harry. Czy
wszyscy oszaleli, gdy on spał? Uszczypnął się mocno. Nie, zdecydowanie nie
spał.
A Severus się śmiał.
W końcu Mistrz Eliksirów przestał i uniósł głowę.
- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co jest tak cholernie śmieszne?
– zapytał z irytacją Harry.
- Ty – odpowiedział Severus. – Martwiłem się, że możesz… nie
dojść do siebie po tak długim śnie, ale skoro prosisz o jedzenie, wszystko
będzie w porządku. Po prostu w porządku.
- Hun? Cieszysz się, że jestem głodny?
- Bardzo.
Harry potrząsnął głową.
- Myślę, że ci się w głowie pomieszało, Sev. W końcu.
- Uważaj, pisklaku – zakpił. – Co chciałbyś zjeść?
Zanim zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.
Severus usunął zaklęcia ochronne i wykonał szybki gest.
Drzwi otworzyły się, wpuszczając Albusa Dumbledore’a.
Severus spojrzał na starego czarodzieja, który wyglądał
doskonale, aż po błysk w jego niebieskich oczach. Na twarzy mężczyzny nie było
śladów tortur, więc Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi.
- Dobrze wyglądasz, Albusie. Jestem zaskoczony, że nie
przyszedłeś wcześniej zobaczyć Harry’ego.
Albus posłał mu smutny uśmiech.
- Chciałem, Severusie. Ale nie miałoby to sensu. – Wszedł do
pokoju i zamknął drzwi.
- Nie miałoby sensu? Co to ma znaczyć? Przydałaby mi się
twoja pomoc – zaczął gniewnie Severus. – Zamiast tego musiałem polegać na
młodej wilczej uzdrowicielce i niemal ryzykować życie Harry’ego, gdy szedłem
Ścieżką Księżyca! Twoja magia mogła dać mi większą przewagę…
- Nie, nie dałaby – powiedział stanowczo Dumbledore. – Bo
widzisz, nie mam już magii, Severusie Snape. Cała zniknęła, złożona w ofierze
na mrocznym ołtarzu, żeby Voldemort był osłabiony. Oddałem ją, by uratować
tych, których warto ocalić. A teraz jestem po prostu zwykłym człowiekiem.
W pokoju zapadła martwa cisza, gdy obaj jego byli uczniowie
wpatrywali się w byłego dyrektora z zapartym tchem.