Pod wieloma względami Harry wiedział, że powinien przewidzieć to wcześniej. Nie, skreślić to. Powinien wiedzieć, że to nadchodzi w chwili, gdy się obudził. Czarodziejski świat był miejscem pełnym chciwości. Rozwiązanie jednego problemu nigdy nie wystarczało, ponieważ zawsze istniał jeszcze jeden problem, którego na razie nikt nie podejmował się rozwiązania. Nie miało znaczenia to, jak dużo Harry już oddał. Dla czarodziejskiego świata, Harry odnosił wyniki, więc kto inny miałby odwrócić wszystkie wyrządzone szkody?
W końcu kogo obchodziło to, co Harry chciał zrobić ze swoim życiem, kiedy było tak oczywiste, co chłopiec, który przeżył powinien robić dla czarodziejskiego świata? To prawie przekonało Harry’ego, by opuścić czarodziejski świat i nigdy nie wracać. Zdumiewające wydawało się to, że ludzie rozważali nawet umieszczenie nastolatka, który nawet nie zdał jeszcze swoich OWTMów na wysokim stanowisku w Ministerstwie.
To oczywiście był jeden z wielu pomysłów, które zaproponowali „Prorokowi Codziennemu” czarodzieje i czarownice, którzy w końcu rozejrzeli się i zdali sobie sprawę, że nie podoba im się to, w jakim stanie był czarodziejski świat. Zabawne, że działo się to zaraz po tym, jak zostało wyeliminowane największe zagrożenie dla czarodziejów. To był dowód dla Harry’ego, że zmiana może rozpocząć się tylko od całej społeczności, a nie od jednej konkretnej osoby.
Dni w Dworze Blacków nie mogły płynąć wolniej. Jego dzień zaczął się wcześnie od fizjoterapii z Syriuszem, po której następowała długa sesja naukowa z Remusem. We trójkę jedli obiad, przeglądając każdą nową pocztę i wiadomości, które zostawiała Tonks, po czym przeskakiwali do kolejnej długiej sesji naukowej, która zwykle trwała do kolacji. Po niej następowała kolejna sesja fizjoterapeutyczna, po której Harry był tak wyczerpany, że nie miał problemu z przespaniem nocy po to, by obudzić się następnego ranka i robić wszystko od nowa.
Po prawie trzech tygodniach Harry był gotowy uciec z Dworu Blacków. Odzyskał nieco ponad połowę straconej wagi i miał wrażenie, że jego mózg zaraz eksploduje od nadmiaru nauki. Wszystkie jego zadania domowe zostały ukończone, jego konspekty na OWTMy zostały napisane i miał dość dobre pojęcie o tym, jak sobie poradzić w konfrontacji z czarodziejską społecznością.
Jedyną ucieczką Harry’ego były listy od jego przyjaciół i ich cotygodniowe wizyty. Ron i Hermiona szybko przeprosili za swoje zachowanie, twierdząc, że wszystko sobie wyjaśnili. Z drugiej strony listy Neville’a i Ginny nie były tak optymistyczne. Podczas gdy kłótnie między Ronem a Hermioną drastycznie się zmniejszyły, nadal było między nimi niezręczne napięcie, którego najwyraźniej unikali. Cóż, Ginny nazwała to niezręcznym napięciem. Neville stwierdził, że sprawy nadal są dziwne.
Wizyty dawały Harry’emu lepszy obraz. Wiedział, że Ron i Hermiona starają się być dla siebie bardziej uprzejmi, ale fakt, że musieli próbować, był wyraźną wskazówką, że coś jest nie tak. Harry wielokrotnie próbował poruszyć ten temat, ale bez powodzenia. W głębi duszy Harry wiedział, że jedynym sposobem, żeby się czegoś dowiedzieć, jest rozmowa z Hermioną na osobności. Ron był zbyt dumny, by rozmawiać o porażkach.
Był ciepły majowy, sobotni poranek, gdy Harry, Syriusz i Remus zaczęli pakować kufry na powrót do Hogwartu. Syriusz i profesor McGonagall potrzebowali kilku godzin, by dojść do porozumienia w sprawie powrotu Harry’ego do kolegów z klasy. Syriusz obawiał się o bezpieczeństwo Harry’ego i jego prywatność, podczas gdy profesor McGonagall chciała zachować w Hogwarcie jakąś normalność. Reporterom oczywiście zabroniono wstępu do zamku przy pomocy Scrimgeoura, ale Syriusz wydawał się być jedną z niewielu osób, które nadal martwiły się ogólnym bezpieczeństwem Harry’ego, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że całkiem sporo uczniów straciło przynajmniej jednego z rodziców w noc, gdy zginął Voldemort.
W końcu profesor McGonagall zgodziła się na obecność ochrony przynajmniej na czas pierwszego tygodnia i porozmawiała z uczniami przed przybyciem Harry’ego, nalegając, by był on traktowany jak każdy inny uczeń. Oczywiście nikt nie wierzył, że to się kiedykolwiek wydarzy. Ron, Hermiona i Neville dość oficjalnie mówili, jak wiele osób w Hogwarcie ubóstwia Obrońcę czarodziejskiego świata, zwłaszcza wśród populacji dziewczyn. Najwyraźniej było wiele z nich było gotowych zrobić prawie wszystko, by zostać dziewczyną Obrońcy.
Nie trzeba było dodawać, że Harry nagle poczuł wdzięczność, że będzie za nim chodził ochroniarz, odstraszający wszelkie hormony. Musiał skoncentrować się na swoich OWTMach, nie martwiąc się o bandę oczarowanych gwiazdą dziewczynami.
Syriusz jako pierwszy przeszedł przez sieć fiuu, a Harry podążył zaraz za nim. Zamykając oczy, Harry próbował zignorować otaczające go płomienie, szybkie wirowanie i nagłe zatrzymanie, które posłałoby go na podłogę w gabinecie profesor McGonagall, gdyby Syriusz go nie złapał. Harry miał ledwie dość czasu, by złapać równowagę, kiedy Remus wyszedł z potknięciem przez kominek. Syriusz w mgnieniu oka był u boku Remusa, ale napotkał się tylko z surowym spojrzeniem. Syriusz zrozumiał aluzję i wycofał się, pozwalając wszystkim skupić się na osobie, która na nich czekała.
Ku wielkiemu zaskoczeniu Harry’ego, wyglądało na to, że obecni byli wszyscy nauczyciele, jak również Szalonooki Moody i Rufus Scrimgeour. Profesor McGonagall jako pierwsza podeszła, szybko pociągając Harry’ego do mocnego uścisku, zaskakując wszystkich. Harry był tak zdumiony, że nie wiedział, co robić. Odkąd profesor McGonagall została dyrektorką, powstrzymywała się od publicznego okazywania uczuć jakiemukolwiek uczniowi, zwłaszcza Harry’emu.
- Witaj z powrotem, Harry – powiedziała profesor McGonagall do ucha Harry’ego. – Hogwart nie jest taki sam bez ciebie. – Przytrzymała go jeszcze przez chwilę, po czym cofnęła się i wyglądała dokładnie tak, jak McGonagall, którą zapamiętał. – Wiem, panie Potter, że czuje się pan gotowy, by wrócić do nauki i obowiązków Prefekta Naczelnego. Jeśli jednak poczuje się pan tym przytłoczony, proszę, by pan to zgłosił.
Harry patrzył na profesor McGonagall z uniesioną brwią.
- Pani profesor, doceniam to, ale chcę być po prostu traktowany jak każdy inny uczeń – powiedział poważnie. – Jeśli personel będzie traktował mnie w odmienny sposób to tylko zachęci innych studentów. Nie chcę, żeby mi przeszkadzali.
Profesor McGonagall wpatrywała się w Harry’ego przez chwilę, po czym na jej twarzy pojawił się dumny uśmiech.
- Nie spodziewałam się po panu niczego innego, panie Potter – powiedziała, podchodząc do swojego biurka i skupiając się na personelu. – Jeśli nie macie nic do dodania, jesteście wolni. Spodziewam się was wszystkich spotkać na śniadaniu.
Kadra nauczycielska początkowo wyglądała na niechętną do posłuchania, ale mimo to wykonali polecenie. Kiedy drzwi się zamknęły, Harry odetchnął z ulgą, a delikatne fale radości zawirowały wokół niego. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił za stałą, uspokajającą obecnością Hogwartu. Wydawało się, że zamek zawsze wie, czego potrzebuje, cokolwiek to było.
Chrząknięcie szybko wyrwało Harry’ego z myśli, więc odwrócił się do Rufusa Scrimgeoura.
- Panie Potter – zaczął Scrimgeour. – Harry, wiem, że masz wiele na głowie, ale miałem nadzieję, że zgodzisz się na konferencję prasową. – Harry wyraźnie się skrzywił. – Proponuję to tylko dlatego, by położyć kres społecznej… no cóż… obsesji na punkcie pana wersji historii.
- Nic nie powstrzyma obsesji ludzi na temat Harry’ego, Scrimgeour – wycedził Syriusz przez zęby, całe jego ciało było napięte. – Powinieneś to wiedzieć. Wymuszałeś ją przez ostatnie dwa miesiące.
Twarz Scrimgeoura stężała nieco, a jego wzrok powoli przeniósł się na Syriusza.
- Panie Black, nie może mnie pan winić za to, że społeczeństwo jest niezadowolone z oświadczeń wydanych jedynie przez pańską reprezentantkę – skontrował. – Brak informacji…
- Prywatne informacje są prywatne z jakiegoś powodu! – przerwał mu Syriusz. – Nadal istnieją osoby popierające Voldemorta! Nie mam zamiaru ujawniać każdego szczegółu, który może być wykorzystany przeciwko niemu!
- Syriuszu – syknął ostrzegawczo Remus. – Pamiętaj, z kim rozmawiasz.
Syriusz spiorunował wzrokiem Remusa, a Harry odchrząknął. Uwaga szybko przeniosła się z powrotem na Harry’ego.
- Zgodzę się na konferencję prasową, Ministrze, tylko jeśli moje żądania zostaną spełnione – powiedział spokojnie Harry. – Po pierwsze, uznam pomoc, jaką mi zapewniliście przy osiągnięciu naszych celów, ale nie zgodzę się na bycie postrzeganym jako dziecko z plakatu Ministerstwa. Nie zgadzam się ze sposobem, w jaki sposób przeprowadzono tę wojnę i uważam, że nadszedł czas, by świat czarodziejów dobrze przyjrzał się temu, jak ich własne działania doprowadziły niemal do destrukcji.
Scrimgeour otworzył usta, by zaprotestować, ale spojrzenie Harry’ego uciszyło go.
- Po drugie, obecni reporterzy muszą zapewnić swoje pytania z co najmniej dwudziestoczterogodzinnym wyprzedzeniem – kontynuował Harry. – Pytania, które uznam za ważne, będą jedynymi, na które odpowiem. Pytania dotyczące mojego życia prywatnego będą zignorowane. Nie pytam ich o ich życia, więc uprzejmie oczekuję tego samego.
Scrimgeour skinął głową, zgadzając się z żądaniem.
- Wreszcie, nie pozwolę, by moje imię lub działania były wykorzystywane w jakikolwiek sposób bez mojej zgody – dodał stanowczo Harry. – W przeszłości „Prorok Codzienny” miał zbyt dużą swobodę przy pomocy Rity Skeeter. Nie obchodzi mnie, co należy zrobić, ale sugeruję, by zrobić to jak najszybciej, inaczej będę zmuszony do podjęcia kroków prawnych.
Scrimgeour szybko podniósł ręce na znak poddania się.
- Całkowicie zrozumiałe, panie Potter – powiedział szorstko. – Spotkam się z redakcją tak szybko, jak to możliwe. Będę w kontakcie w sprawie konferencji prasowej. – Szybko pożegnał się, zanim ktokolwiek mógł powiedzieć coś więcej, znikając w sieci Fiuu.
Powietrze wypełniła niezręczna cisza, nim odchrząknęła profesor McGonagall.
- No dobrze – powiedziała w końcu, ruszając w stronę drzwi. – Harry, Syriuszu, Remusie, proszę za mną. Myślę, że zaraz zacznie się śniadanie. Sugeruję, żebyśmy mieli to już za sobą. Harry, jeśli wolisz dzisiaj usiąść z nauczycielami…
- Doceniam to, profesorze, ale to tylko pogorszyłoby sprawę – zauważył Harry. – Jeśli będzie tak źle, po prostu zamknę się w pokoju.
Syriusz prychnął, po czym delikatnie popchnął Harry’ego, by ten wyszedł z profesor McGonagall z gabinetu, podczas gdy on pozostał u boku Remusa, a Szalonooki Moody szedł z tyłu. Zeszli po schodach w wolnym tempie, aby dostosować się do stanu Remusa, chociaż nikt by się do tego nie przyznał. Ból Remusa był czymś, o czym wszyscy wiedzieli, ale o tym nie dyskutowali.
W chwili, gdy Harry minął kamiennego gargulca, poczuł podekscytowanie i zapał, chociaż nie dostrzegł jeszcze żadnego ucznia. Oczywiście nie trwało to długo. Grupy uczniów wtaczały się do Wielkiej Sali, ich rozmowy odbijały się od ścian, zniekształcając je tak mocno, że ciężko było zrozumieć, kto co mówi. Harry był zaskoczony, że nikt nie zauważył jego obecności, ale pomyślał, że miała z tym coś wspólnego prowadząca go profesor McGonagall. Ci przed nim nie mogli go zobaczyć, póki by się nie przyjrzeli.
Jednak wejście do Wielkiej Sali było zupełnie innym przeżyciem. W chwili, gdy Harry minął duże drzwi, wszystkie rozmowy zdawały się ucichnąć, a niezliczone pary oczu spoczęły na nim i nie poruszyły się. Harry westchnął sfrustrowany, po czym pożegnał się ze swoimi opiekunami i ruszył w stronę stołu Gryfonów. Kątem oka dostrzegł, że Moody kuśtyka do najbliższej ściany, dając mu idealny dostęp do stołu Gryffindoru.
Więc Moody był jego „ochroniarzem”. Harry zaczął się zastanawiać, jak to się stało, skoro Moody nie był najbardziej dyskretnym z czarodziejów. Ale jest najdokładniejszy.
- HARRY!
Harry szybko odwrócił się, w samą porę, by prawie go przewrócono, gdy zderzyło się z nim czyjeś ciało. Owinęły się wokół niego ramiona, a krzaczaste, brązowe włosy zasłoniły mu pole widzenia. To zdawało się wyjaśnić wszystko. Dłonie klepały go po plecach, ludzie próbowali uścisnąć mu dłonie, objąć go albo zwyczajnie dotknąć. Szybko było tego zbyt wiele. Zbyt wiele emocji, tyle głosów…
BOOM!
Wszyscy zamarli, gdy Wielka Sala się zatrzęsła. Harry powoli odwrócił głowę i zobaczył, że profesor McGonagall stoi przy stole nauczycielskim z różdżką uniesioną w powietrze. Wyraz jej twarzy był wręcz przerażający. Harry jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej.
- Zajmijcie swoje miejsca! – szczeknęła profesor McGonagall i poczekała, aż wszyscy podbiegną do swoich stołów. Harry szybko został pociągnięty w dół i zasiadł między Ronem i Hermioną, a Neville, Seamus i Dean siedzieli naprzeciw niego. W chwili, gdy szuranie ustało, McGonagall opuściła różdżkę. – Nigdy nie byłam bardziej rozczarowana waszym zachowaniem! Pan Potter przyszedł się tu uczyć, a nie po to, by zostać poturbowanym przez innych uczniów!
Harry poczuł, jak jego skóra się ociepla, gdy wszyscy wokół się wzdrygnęli, a zakłopotanie zaczęło się wylewać z wszystkich niemal widocznymi falami.
- Oczekuję, że wszyscy będziecie się odpowiednio zachowywać, podczas gdy pan Potter będzie się przystosowywał do sytuacji – kontynuowała MGonagall, a jej głos wciąż był bardziej surowy niż zwykle. – Każdy uczeń, który będzie sprawiał problemy, będzie z nich rozliczony. Niezależnie od tego, co się zmieniło, zasady nadal mają być przestrzegane. To przede wszystkim szkoła. Oczekuję, że każdy będzie osiągał nienaganne standardy, które czarodziejski świat oczekuje od uczniów Hogwartu.
Sądząc po wyrazie jej twarzy, wszyscy zrozumieli niewypowiedziane „bo pożałujecie”. Harry musiał przyznać, że był zaskoczony. Nigdy nie spodziewał się, że profesor McGonagall będzie grozić wszystkim uczniom, zwłaszcza w jego imieniu. To był jeden z rzadkich przypadków, kiedy McGonagall okazała jakiekolwiek oznaki faworyzowania kogoś, więc Harry nie wiedział, czy powinien być z tego powodu wdzięczny czy się skrzywić. Wszystko zależało od tego, jak zostaną zinterpretowane słowa McGonagall.
Profesor McGonagall usiadła, pozwalając, by paplanina powróciła do pomieszczenia. Harry wciąż czuł spojrzenia na swoich plecach, ale ignorował je najlepiej jak potrafił, próbując coś zjeść. W głębi duszy Harry wiedział, że to dopiero początek. Niezależnie od ego, co powiedziała profesor McGonagall, Harry będzie w centrum uwagi, dopóki nie pojawi się coś ciekawszego.
- No, Harry – powiedział w końcu Seamus, nakładając na talerz górę jajek. – Jak się masz? Ron i Hermiona niewiele mówili po swoich odwiedzinach, tylko że czujesz się coraz lepiej.
Wszyscy wokół przestali robić to, co w danej chwili robili, czekając z wstrzymanym oddechem. Harry powstrzymał jęk irytacji. Zaufaj Seamusowi, a wypali coś wyjątkowo dosadnego w środku tłumu.
- Nic mi nie jest – powiedział cicho Harry. – Wiesz, jak nadopiekuńcza jest pani Pomfrey. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie uważała, że sobie poradzę.
- Co… Sam-Wiesz-Kto ci zrobił, Harry? – zapytał nieśmiało Colin Creevey. – Znaczy, jeśli możesz i chcesz o tym mówić. Naprawdę nie chcę być wścibski, tylko… no… - Jego twarz zrobiła się jaskrawo czerwona, gdy wydawał się ponownie rozważać to, czemu w ogóle się odezwał. – Nikt tak prawdę nie wie, co się stało.
Harry wpatrywał się w Colina przez dość długą chwilę, czekając aż fale zdenerwowania i zakłopotania się nasilą.
- Gdyby wszyscy mieli o tym wiedzieć, byłoby to opublikowane w „Proroku” – powiedział spokojnie. – On nie żyje, a ja żyję. Myślę, że to powinno wystarczyć.
Colin skulił się, a prawie wszyscy dookoła szybko uznali, że ich jedzenie jest naprawdę interesujące. Harry prawie prychnął na to wszystko. Czy oni naprawdę myśleli, że będzie opowiadał o tej nocy na środku Wielkiej Sali? Najwyraźniej. W końcu kto dbał o takt, gdy w grę wchodziła ciekawość?
- Och, naprawdę! – powiedziała zirytowana Hermiona. – Można by pomyśleć, że wcale nie znacie Harry’ego od lat! Wiecie, jaki jest skryty. Bądźmy wdzięczni, że jest wystarczająco zdrowy, by wrócić i żyć dalej… jak wszyscy!
Harry wziął łyk soku dyniowego, by ukryć uśmiech. Hermiona potrafi zbesztać cały dom i odnieść sukces. W głębi duszy Harry rozumiał ciekawość, ale naprawdę nie chciał tego przeżywać w kółko… i w kółko… i w kółko. Walczył z Voldemortem, dźgnął go zatrutym sztyletem i przeżył wystarczająco długo, by trucizna go zabiła. Naprawdę nie było o czym mówić.
Hermiona obrzuciła wszystkich długimi spojrzeniami, po czym przeniosła uwagę na Harry’ego.
- Harry, mam wszystkie zadania z zeszłego tygodnia i notatki z zajęć – powiedziała szybko. – Możemy zacząć po śniadaniu w pokoju wspólnym Gryfonów. Biblioteka jest tak przepełniona, a wiesz, że nikt nie zostawi cię w spokoju, jeśli tak usiądziemy…
- Hermiono – przerwał jej Harry, nie mogąc powstrzymać rozbawienia. – Uspokój się. W porządku. Im szybciej wszystko nadrobię, tym lepiej. Mam przeczucie, że Scrimgeour nie zamierza tracić czasu na planowanie konferencji prasowej, by się lansować.
Ron popatrzył na Harry’ego z niedowierzaniem.
- Lans-co? – sapnął.
Hermiona prychnęła.
- Tak się mówi, Ron – powiedziała prosto. – Chodzi mu o to, że Scrimgeour zrobi wszystko, co w jego mocy, by dobrze wyglądać w opinii społeczeństwa. – Zawahała się przez chwilę, po czym przeniosła wzrok na Harry’ego. – Zgodziłeś się na konferencję prasową? Oszalałeś?
Harry popatrzył na Hermionę z uniesioną brwią. Myślał, że ze wszystkich ludzi Hermiona zrozumie, dlaczego w ogóle rozważył coś takiego.
- Kiedy ostatnio sprawdzałem, byłem zdrowy na umyśle, dziękuję – powiedział sucho. – Po prostu myślę, że naszedł czas dać światu czarodziejów to, czego chcą: moją szczerą opinię na temat tego, co o nich myślę.
- W sensie… - Oczy Hermiony rozszerzyły się w zrozumieniu. – OCH! Cóż, przepraszam, Harry. Powinnam wiedzieć lepiej. Po prostu… nie mów niczego, czego byś później żałował… proszę?
Harry nie spuścił wzroku.
- Twoje zaufanie do mnie jest przytłaczające, Hermiono – powiedział sarkastycznie. – Świat czarodziejów ma wiele rzeczy do odpokutowania, zwłaszcza jeśli chcą się upewnić, że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzy. Wojna nie byłaby taka zła, gdyby nie było tak wiele uprzedzeń i dyskryminacji. Pomyśl o tym. Remus jest wilkołakiem, a przyczynił się do śmierci Voldemorta bardziej niż większość rodzin czystej krwi.
Po tym nikt więcej nie miał wiele do powiedzenia.
Sposób, w jaki wszyscy zdawali się zachowywać wokół Harry’ego był niemal zabawny. W rzeczywistości, gdyby Harry nie był tak skupiony na ukończeniu pracy domowej z całego tygodnia, prawdopodobnie bardziej by to zauważył, ale faktem było, że musiał nadrobić cały tydzień pacy w zaledwie dwa dni oraz przejąć obowiązki Prefekta Naczelnego. Nie miał czasu słuchać, jak chłopcy z młodszych roczników próbują udowodnić, że są godni bycia przyjaciółmi Harry’ego Pottera albo jak którakolwiek z dziewczyn twierdzi, że jest dla niego idealną partią.
Właściwie doszło do tego, że Harry, Ron i Hermiona musieli wycofać się do kwater Harry’ego, by móc jasno myśleć. Hermiona robiła wszystko, by utrzymać porządek, grożąc nawet odjęciem punktów Gryffindorowi, ale wydawało się że nie można powstrzymać rosnącej popularności Harry’ego. Wydawało się, że nikt nie rozumie, że do OWTMów został niecały miesiąc, a Harry musiał się do nich przygotować, jeśli miał zostać gdziekolwiek przyjęty na szkolenie na uzdrowiciela.
Nikogo nie obchodziło to, czego Harry potrzebował, albo też to ignorowali.
Co zaskakujące, Harry zdołał ukończyć swoje ostatnie zadania późnym niedzielnym popołudniem w samą porę, bo właśnie nadeszła wiadomość od Scrimgeoura z informacjami dotyczącymi konferencji prasowej, która miała odbyć się w środę wieczorem w Hogsmeade. Wraz z wiadomością przyszła rolka pergaminu zawierająca długą listę pytań, które gazety wymyśliły w tym krótkim czasie. Większość z nich koncentrowała się wokół walki z Voldemrotem, ale były też pytania dotyczące ogólnych przemyśleń Harry’ego na temat wojny, jego opinii na temat przyszłości czarodziejskiego świata, jego planów na przyszłość i, oczywiście, jego życia prywatnego.
Harry wykreślił je w pierwszej kolejności, a potem przyjrzał się pytaniom dotyczącym polityki. Miał tylko siedemnaście lat. Co mógł wiedzieć o kierowaniu Ministerstwem czy Wizengamotem? Absolutnie nic. Wiedział tylko, że coś musi się zmienić, inaczej cykl nie zostanie przerwany.
Niezwykle trudno było skoncentrować się na zajęciach, gdy nad jego głową wisiała konferencja prasowa, nie tylko te niekończące się szepty. Członkowie GD zaczęli go otaczać dla dodatkowej ochrony przed wielbicielami jak również tymi, którzy wyglądali, jakby chcieli jedynie przekląć go do nieprzytomności. Wszystko zdawały się narzucać uprzedzenia. Wszyscy wiedzieli, że ci ze Slytherinu stanęli po stronie Voldemorta, więc ludzie wiedzieli, że Ślizgoni nienawidzą Harry’ego.
Przed śmiercią Voldemorta Harry nie zastanawiał się wiele nad tym założeniem. Teraz ta myśl przyprawiała go o mdłości. Uprzedzenia zaczynały się w Hogwarcie bardzo wcześnie. Hagrid powiedział mu ponad siedem lat temu, że „nie ma czarodzieja czy czarownicy, którzy zeszliby na złą stronę i nie byli w Slytherinie”. Jak wyglądałoby jego życie, gdyby przed Hogwartem nie pokazano mu Slytherinu od złej strony? Co, gdyby posłuchał tiary i poszedł do Slytherinu? Od pierwszego dnia byłbym skazany na porażkę.
Im więcej Harry o tym myślał, tym bardziej nie podobało mu się, dokąd prowadziły jego myśli. Wcale mu się to nie podobało.
Zanim Harry się zorientował, jego ostatnie zajęcia w środę minęły. „Prorok Codzienny” zapowiedział tego ranka konferencję prasową, dając całej szkole mnóstwo czasu na znalezienie sposoby, by ktoś przedostał się do Hogsmeade, by podsłuchiwać. Najwyraźniej nikt nie uważał, że „Prorok Codzienny” będzie godny zaufania. Kto by pomyślał.
Gdy wszyscy inni zniknęli w Wielkiej Sali na obiad, Harry, Ron i Hermiona spotkali się z Syriuszem, Remusem i Tonks w Sali Wejściowej. Długo trzeba było błagać profesor McGonagall, by Ron i Hermiona mogli iść, ale ostatecznie to Syriusz zwrócił uwagę, że dodatkowa ochrona nie jest złym pomysłem, mimo że Scrimgeour zorganizował mały oddział aurorów na to wydarzenie. Ron i Hermiona szli bardziej dla wsparcia niż czegokolwiek innego.
Nie powiedziano ani słowa, gdy wychodzili z zamku, w dół schodami i wsiedli do czekającego na nich powozu ciągniętego przez testrala. Tonks weszła pierwsza, po czym odwróciła się i pomogła Remusowi wejść. Sądząc po fali irytacji, Harry wywnioskował, że Remus nie był zbyt szczęśliwy, że nie mógł sam dostać się do powozu, ale wiedział, że jest mu potrzebna pomoc. Widok stale obecnych obrażeń Remusa sprawił, że Harry poczuł wyjątkowe wyrzuty sumienia. Był tak skupiony na swoich problemach, że zaniedbał swoich opiekunów.
- Remusie…
- Nawet nie zaczynaj, Harry – przerwał mu Remus napiętym, ale stanowczym głosem, gdy już usiadł w pojeździe. Potem Syriusz wpuścił Harry’ego, a za nim Rona i Hermionę. – Nie pozwolę, byś się osłabiał z powodu czegoś, co zaraz i tak wróci.
Harry skrzywił się i wyjrzał na błonia, Syriusz wszedł do powozu i ruszyli. Nienawidził tego, że Remus praktycznie rezygnował z jakiegokolwiek leczenia. To nie był Remus, którego znał. Tamten Remus był wojownikiem nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna.
Co się zmieniło?
Nikt nic nie mówił, póki Hogsmeade nie pojawiło się w polu widzenia. Harry ledwie mógł uwierzyć własnym oczom. Cała wioska była magicznie oświetlona, a przed Trzema Miotłami umieszczono dużą platformę z rzędem krzeseł za podwyższeniem. Harry prawie skulił się na ten widok. Naprawdę nie miał ochoty tam iść, zwłaszcza gdy zobaczył czekających na nich reporterów i fotografów. Może to nie był taki dobry pomysł.
- Wyglądają jak stado sępów – mruknęła gniewnie Hermiona. – Naprawdę. Czy kiedykolwiek się nauczą, że ludzie nie lubią być traktowani jak kawał mięcha?
Remus westchnął zmęczony.
- Nie sądzę, by zadziało się to w najbliższym czasie, Hermiono – powiedział. – To klasyczny przypadek podaży i popytu. Tak długo, jak istnieją zainteresowani ludzie, znajdzie się ktoś, kto to zainteresowanie podsyci. W tej chwili wszyscy są zainteresowani – czy nam się to podoba, czy nie – Harrym. Przez to, że jest on tak skrytą osobą, wielu uważa, że to jedyna szansa na uzyskanie komentarza lub zdjęcia.
Ron prychnął.
- Gdzie jest Lockheart, gdy go potrzebujemy – powiedział z goryczą. – Założę się, że jemu by się spodobało.
Dało się słyszeć głośne skrzypnięcie, gdy powóz dotarł do wielkich, czarnych wrót. Paplanina dochodząca z Hogsmeade dotarła do ich uszu, brama powoli się otworzyła, pozwalając im opuścić ziemie Hogwartu. Jednak w chwili, gdy to się stało, jasne błyski niemal oślepiły wszystkich w powozie. Według Harry’ego nie poruszał się on dostatecznie szybko. Mimo że reporterzy i fotografowie trzymali się wystarczająco daleko od powozu, Harry nie mógł powstrzymać uczucia klaustrofobii.
- WSZYSCY SIĘ ODSUŃCIE! – ryknął autorytatywnie głęboki głos. – PRZEPUŚĆCIE ICH!
Błyski słabły, gdy powóz jechał aż do Trzech Mioteł. W chwili, gdy się zatrzymał, Harry’ego zaskoczył widok otaczających ich aurorów. Syriusz wyszedł jako pierwszy z różdżką w pogotowiu, a za nim Ron i Hermiona, którzy również wyciągnęli różdżki. Harry ruszył za nimi, jednak Tonks dała mu znać, żeby zaczekał. Nim Harry mógł zaprotestować, Remus już wychodził z powozu z pomocą Syriusza i najbliższego aurora.
W chwili, gdy zniknął z pola widzenia, Tonks skinęła na Harry’ego. Gdy tylko wysiadł z powozu, wiedział, dlaczego Tonks go zatrzymała. Wyskoczyła z karocy w chwili, gdy zaczęła się poruszać, by osłonić go od tyłu, podczas gdy aurorzy otoczyli go z pozostałych stron póki nie wszedł na platformę. Remus, Syriusz, Ron i Hermiona już skorzystali z wyczarowanych krzeseł, pozostawiając jedno wolne na środku. Harry niechętnie usiadł na nim, między Syriuszem a Hermioną, podczas gdy Tonks przesunęła się, by stanąć za nim. Jego wzrok spoczął na reporterach i fotografach, którzy otaczali podwyższenie.
Dłoń spoczęła na lewym ramieniu Harry’ego, odwracając jego uwagę.
- Wszystko w porządku, Harry – powiedziała cicho Hermiona. – Pamiętaj tylko, że to ty tu masz władzę. Nic ci nie mogą zrobić.
Harry walczył z chęcią przewrócenia oczami.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić – mruknął, gdy tłum rozstąpił się nieco, by przepuścić Rufusa Scrimgeoura. Harry musiał przyznać, że jego żołądek natychmiast skręcił się w supeł, gdy zobaczył minę Scrimgeoura. Mężczyzna wyglądał na prawie radosnego, jakby Boże Narodzenie nadeszło wcześniej. Gdyby tylko wiedział.
Scrimgeour podszedł bezpośrednio do Harry’ego i wyciągnął rękę. Powstrzymując westchnienie, Harry uścisnął ją, mając mimo wszystko nadzieję, że to szybko się skończy, ponieważ ze wszystkich stron rozbłysły światła aparatów. W końcu Scrimgeour ruszył dalej, ściskając dłonie Syriusza i Remusa, po czym wszedł na mównicę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, cały tłum ucichł i czekał ze wstrzymanym oddechem i gotowymi piórami.
- Panie i panowie – zaczął Scrimgeour, – chciałbym zacząć od podziękowania każdemu z was za przestrzeganie wytycznych, o które prosił pan Potter, by szybko to przeprowadzić. Wierzę, że wszyscy możemy zrozumieć, jak wiele pan Potter ma na głowie, skoro nadchodzą egzaminy, więc bez zbędnych ceregieli, przedstawiam wam pana Pottera, odznaczonego Orderem Merlina Pierwszej Klasy.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się, a powietrze wypełnił ryk oklasków. Sądząc po fali gniewu od strony Syriusza, Harry wywnioskował, że nie był jedyną zaskoczoną osobą. Wszystko nagle nabrało sensu. To był sposób Scrimgeoura na upewnienie się, że Harry nie powie nic szkodliwego na temat Ministerstwa. Szkoda, że nie da się mnie kupić za drogie nagrody.
Wstawszy, Harry podszedł do podium i przyjął gładki, prostokątny, skórzany futerał, w którym znajdował się medal. Na jego twarzy nie było uśmiechu, gdy ściskał dłoń Scrimgeoura powodując, że jego szeroki uśmiech nieco zbladł. Harry był prawie zadowolony, widząc, że Minister Magii zawahał się lekko przed odsunięciem się na bok. Wchodząc na podium i spoglądając w dół, Harry zobaczył, jak duży jest tłum. Oprócz reporterów byli tu też pracownicy Ministerstwa, właściciele sklepów w Hogsmeade oraz spora grupa członków Zakonu Feniksa, w tym Weasleyowie i Hagrid.
Świetnie. Po prostu genialnie.
Harry odchrząknął nerwowo. Równie dobrze mogę mieć to za sobą.
- Dobry wieczór – powiedział, brzmiąc na znacznie bardziej pewnego siebie niż się czuł. – Muszę powiedzieć, że odebrało mi mowę. Nigdy nie spodziewałem się, że zostanę uhonorowany za to, że po prostu próbowałem pozostać przy życiu, co starałem się robić odkąd wszedłem do Hogwartu, nieco ponad sześć i pół roku temu. Pomimo tego, za kogo wielu z was uważa chłopca, który przeżył, byłem tylko normalnym dzieciakiem, który chciał dowiedzieć się czegoś więcej o nowym świecie. Jednak to podekscytowanie szybko się zmieniło, gdy dowiadywałem się coraz więcej i więcej o świecie czarodziejów.
Harry urwał na moment i zauważył, że kilka osób z tłumu nerwowo przenosi ciężar ciała z nogi na nogę.
- W wieku jedenastu lat nie można oczekiwać, że będzie się wiedzieć wystarczająco dużo, by zrozumieć sposób, w jaki działa świat, ale potrafi się zauważyć, że coś z nim jest nie tak. Widzi się nienawiść, uprzedzenia i segregację, ale nie można nic zrobić, by to powstrzymać, ponieważ jest się tylko dzieckiem. Uważam, że to prawie śmieszne, jak dzieci są pomijane, zwłaszcza gdy to grupa „dzieci” rok temu broniła Hogwart i odegrała kluczową rolę w pokonaniu Voldemorta.
Wielu w tłumie wyraźnie się wzdrygnęło, ale milczeli.
- W wieku dwunastu lat pokazano mi, jak okrutny potrafi być czarodziejski świat – kontynuował Harry. – Widziałem, jak czystokrwiści tyranizują mugolaków tylko dlatego, że byli nowi w tym świecie, unikano mnie z powodu umiejętności, której nigdy nie chciałem, a mój bliski przyjaciel został zabrany do Azkabanu tylko po to, by Minister Magii mógł dobrze wyglądać w opinii społeczeństwa. Kiedy miałem trzynaście lat, dowiedziałem się, jak niesprawiedliwy jest system. Mój ojciec chrzestny był przez lata zamknięty w Azkabanie za zbrodnię, której nie popełnił, bez procesu, który by udowodnił jego niewinność, a przyjaciel mojej rodziny był dyskryminowany z powodu choroby, o którą się nie prosił. Pomimo tego, co myślał o nich czarodziejski świat, przyjęli mnie i uczynili ze mnie osobę, którą jestem dzisiaj. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, gdzie bym był, gdyby nie oni.
Harry rzucił tłumowi długie spojrzenie, nim kontynuował.
- Uratowali mnie, ale nie byłem jedyną osobą, która potrzebowała ratunku. Każdego dnia w którejś łazience w Hogawrcie płacze dziecko z powodu okrucieństwa, które zostało uczone przez pokolenia nienawiści i dyskryminacji. Voldemort nie przyniósł na ten świat niczego, czego by tu już nie było. Po prostu dolał oliwy do ognia. Wydobył najgorsze, co ten świat ma do zaoferowania. Teraz już go nie ma, więc musimy przyjrzeć się sobie i znaleźć sposób, by to nigdy więcej się nie wydarzyło.
Fala dumy otarła się o plecy Harry’ego, pozwalając mu się nieco zrelaksować. Wiedział, że pochodzi ona od Syriusza i Remusa.
- Każde dziecko w Hogwarcie szybko dowiaduje się, że Slytherin to „zły dom”, ponieważ większość czarnoksiężników spędziła w nim siedem lat. Dlaczego tak jest? Slytherin nie różni się niczym od Gryffindoru, Rawenclaw czy Hufflepuffu. To tylko miejsce do spania. Dzieci nie podążą złą ścieżką z powodu miejsca, w którym śpią, ale dlatego, że nikt nie poświęca im czasu, by dać im szansę na obranie właściwej ścieżki.
- Magiczne stworzenia są traktowane z pogardą, kiedy powinno się je szanować, w tym wilkołaki i wampiry. Zdaję sobie sprawę, że zawsze będzie opór ze strony takich jak Fenrir Greyback, ale ponieważ z jednym jest problem, nie oznacza to, że jest tak ze wszystkimi. Wyobraźcie sobie, że bylibyśmy tak traktowani, gdybyśmy wszyscy zostali ukarani za zbrodnie popełnione przez Voldemorta. Ten świat nie może sobie dłużej pozwolić na podwójne standardy. My, jako społeczeństwo, musimy pracować ramię w ramię z magicznymi stworzeniami, jeśli naprawdę chcemy zachować pokój.
Harry westchnął, a jego wzrok padł na skórzane opakowanie w dłoni. W głębi duszy wiedział, że jest mało prawdopodobne, by jego słowa zostały potraktowane poważnie, ponieważ w zasadzie domagał się drastycznych zmian, ale ktoś musiał coś powiedzieć. Harry powoli spojrzał na tłum i zobaczył, że z niecierpliwością czekają na jego następne słowo.
- Wiem, że nie ma doskonałych społeczeństw – powiedział łagodniejszym głosem. – Wiem też, że społeczeństwo jest tak silne, jak jego przywódca. Zapłaciliśmy cenę za błędy Knota. Ministerstwo zapłaciło za korupcję, na którą Knot pozwolił. Mamy szczęście, że Minister Scrimgeour jest przynajmniej chętny do wysłuchania i udzielenia pomocy w marzeniu nastolatka o pokoju.
Harry przeniósł wzrok na Scrimgeoura, który stał sztywno, a jego laska lekko drżała w dłoni.
- Naszą wolność zawdzięczamy tym, którzy stracili życie walcząc o świat, który jeszcze kilka miesięcy temu wydawał się daleko poza naszym zasięgiem. – Harry ponownie spojrzał na tłum. – Jesteśmy im winni to, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, by nie powstał kolejny Voldemort. Jako społeczeństwo jesteśmy winni Zachariaszowi Smithowi i Antony’emu Goldsteinowi, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, by żadne dziecko nie musiało poświęcać życia, bo dorośli nie mogli wziąć na siebie rozwiązywania własnych problemów. Ta wojna jest dowodem, że każdy może coś zmienić. Nie trzeba być najmądrzejszym czy najpotężniejszym człowiekiem. Wystarczy mieć marzenie, za które warto walczyć.
Harry przełknął. Jego usta były suche, ale była jeszcze jedna rzecz, którą musiał powiedzieć.
- Profesor Albus Dumbledore powiedział mi lata temu, że „to nasze wybory pokazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze umiejętności”. Nadszedł czas, byśmy wszyscy zaczęli dokonywać właściwych wyborów z właściwych powodów. Przejdźmy w jutro pamiętając o wczorajszych błędach i miejmy nadzieję, że jutro będzie lepszym miejscem dla nas wszystkich.
Harry zrobił tylko jeden krok od podium, gdy rozległy się brawa. Stwierdzenie, że Harry był zaskoczony, było niedopowiedzeniem. Nie spodziewał się jakiejkolwiek reakcji. Odwracając się do Syriusza, Harry ze zdumieniem zobaczył, że Syriusz, Remus, Ron i Hermiona stoją i klaszczą. To też nie miało się stać.
Syriusz pierwszy zobaczył niepokój Harry’ego i podszedł, przytulając go mocno.
- Jestem z ciebie tak dumny, dzieciaku – powiedział ochryple Syriusz. – Twoi rodzice też byliby dumni.
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, cofając się i napotykając spojrzenie Syriusza. Kątem oka zobaczył, że Scrimgeour podchodzi z napiętym wyrazem twarzy.
- Powinniśmy wracać do Hogwartu – powiedział cicho Harry.
Syriusz dyskretnie podążył za jego spojrzeniem i skinął głową. Zanim Scrimgeour zdołał osaczyć Harry’ego, Syriusz zablokował mu drogę.
- Ministrze – powiedział profesjonalnie Syriusz. – Jeśli nie masz nic przeciwko, Harry, Ron i Hermiona muszą wrócić do Hogwartu. – Scrimgeour wpatrywał się w Syriusza przez dłuższą chwilę, jego oczy się zwęziły i wylały się z niego fale złości. Jednak Syriusz się nie zawahał. – Jest jakiś problem, Scrimgeour?
Nastąpiła chwila zawahania, nim Scrimgeour odsunął się i skinął głową. Jego wzrok przeniósł się na najbliższego aurora, który natychmiast zszedł z platformy. Nie minęło wiele czasu, nim w polu widzenia pojawił się powóz ciągnięty przez testrala, ostrzegając wszystkich, co się dzieje.
- Panie Potter!
- Tylko jedno pytanie!
- Proszę, panie Potter!
Harry szybko został otoczony przez Syriusza, Remusa, Tonks, Rona i Hermionę, gdy szli do powozu, który zajechał pod platformę. Aurorzy szybko ruszyli z gotowymi różdżkami, by powstrzymać pędzący tłum. Harry wiedział, że to nie skończy się dobrze i był wdzięczny, kiedy został wepchnięty do powozu. W połowie ruchu Harry odwrócił się i pomógł wejść Remusowi, pozwalając reszcie grupy szybko dołączyć do nich w środku. Nie zdążyli nawet usiąść, gdy ruszyli w kierunku Hogwartu.
Dało się zobaczyć błyski, a reporterzy krzyczeli, by zwrócić uwagę Harry’ego. Harry zgarbił się jak najniżej, by go nie widzieli, wywołując tym chichot niemal wszystkich w powozie. Wiedział, że to prawdopodobnie bezcelowe, ale nie ruszył się, póki nie minęli bramy i nie oddalili się na bezpieczną odległość od osób, które mogły zrobić mu zdjęcie.
- To tyle, jeśli chodzi o naszą „umowę” – mruknął gniewnie Harry.
Syriusz prychnął.
- Harry, reporterzy są jak insekty – powiedział prosto. – Jeśli dasz im palec, wezmą rękę. Nigdy nie spodziewaj się od nich czegoś dobrego.
Harry mógł się tylko zgodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz