Przez następne lata Harry nigdy nie rozumiał, jak udało mu się przetrwać następne półtora tygodnia bez załamania psychicznego. Syriusz z nim nie rozmawiał, Remus umierał, Ron i Hermiona chcieli odpowiedzi, których Harry nie był gotów udzielić, Remus umierał, nadeszły OWTMy i – oczywiście – Remus umierał. Nie ważne, czym Harry się zajmował, jego myśli zawsze wracały do wypowiedzi Remusa.
Jak
miały nie wracać?
Tylko
z powodu próśb Remusa, Harry zdecydował się podjąć napisania OWTMów, choć
miejsce jego przygotowań do nich zmieniło się na Kwaterę Huncwotów. Ron i
Hermiona nie kwestionowali zmiany, ale Harry czuł, jak ich ciekawość rośnie z
każdym dniem. Trudno było utrzymać stan Remusa w tajemnicy, ale Harry wiedział,
że to tylko ich rozproszy, tak jak jego. Hermiona miała wystarczająco dużo na
głowie, a Ron nie mógł sobie pozwolić na nieuwagę.
OWTMy
były zorganizowane podobnie jak SUMy, z
tą różnicą, że testy rozpoczęły się wcześniej i trwały dłużej. Harry i Ron
mieli szczęście przez pierwszy tydzień, mając egzaminy co drugi dzień, w
przeciwieństwie do Hermiony, która miała prawie zapełniony harmonogram. To był
jeden z tych momentów, gdy Harry był zadowolony, że nie przedobrzył z
zajęciami. Nie miał pojęcia, jak Hermiona była w stanie skutecznie zachować
chociaż połowę informacji, ale Harry wiedział z wieloletniego doświadczenia, że
nigdy nie należy lekceważyć tego, co może dokonać Hermiona.
Egzamin
teoretyczny z zaklęć rozpoczął się w poniedziałek wczesnym rankiem, zapewniając
wszystkim siódmoklasistom radykalną pobudkę i uświadomienie sobie, jak trudne
będą OWTMy. Oprócz zwykłych pytań egzaminacyjnych były na nich pytania
abstrakcyjne, na które można było odpowiedzieć na wiele sposobów. Jak na
ironię, na temat tych pytań Hermiona nie mogła przestać mówić z uśmiechem na
twarzy, ku irytacji wszystkich dookoła, ponieważ każdy chciał wyrzucić
pięciogodzinny egzamin z głowy.
Egzamin
praktyczny z zaklęć był jeszcze bardziej intensywny. Zaraz po obiedzie
uczniowie siódmego roku zostali wezwani w pięcioosobowych grupach na godzinny
egzamin praktyczny obejmujący zaklęcia od Windgardium Leviosa po Expecto
Patronum. Każde zaklęcie było oceniane, podobnie jak technika rzucania.
Oczywiście preferowano niewerbalne rzucanie zaklęć, ale nie było kary za
wokalizowanie trudniejszych zaklęć. Ci, którzy byli z początku alfabetu, mieli
szczęście i zostali wezwani od razu. Z drugiej strony Harry i Ron musieli
czekać kolka bolesnych godzin, aż nadeszła ich kolej. Zanim Harry usłyszał
swoje imię, wykonał niemal każde zaklęcie, które pamiętał… wiele razy.
W
opinii Harry’ego, sam egzamin był zupełnie inny niż egzamin teoretyczny. Nie
było żadnych abstrakcyjnych pytań ani krótkich esejów do napisania. Był tylko
Harry i jego różdżka. Albo rzucił zaklęcie, albo nie. Nie było czasu na
zastanawianie się nad sobą. Harry musiał tylko zrobić to, co kazał mu starszy
czarodziej stojący przed nim i zanim się zorientował, egzamin dobiegł końca.
Poczuł się trochę niezręcznie, kiedy został poproszony o rzucenie Patronusa,
ponieważ wszyscy przestali robić to, co właśnie robili, by zobaczyć, jak Midnight,
Lunatyk i Rogacz wyskakują z jego różdżki, ale mogło być gorzej. Anomalia
związana z Patronusem Harry’ego nie była do końca tajemnicą.
Nim
Ron zakończył egzamin, zaczęła się już kolacja. Gdy weszli do Wielkiej Sali,
wystarczyło szybkie rozejrzenie się, by zauważyć nieobecność Hermiony. Nie było
to zaskakujące, skoro wcześnie rano miała mieć egzamin ze starożytnych runów.
Harry założyłby się o swoją Błyskawicę, że powtarza do niego z Remusem. Była
zachwycona, gdy Remus zaoferował swoją pomoc, mimo że przyznał, że jego wiedza
o starożytnych runach była nieco zakurzona.
Z
szacunku dla Hermiony i chcąc uniknąć bycia uderzonym klątwą, Harry i Ron przez
noc trzymali się z dala od Kwater Huncwotów. Trudno było się skupić na siedmiu
latach transmutacji, kiedy mózg był wyczerpany i przeciążony, ale ani Harry,
ani Ron nie byli na tyle utalentowani z tego przedmiotu, by tracić czas, który
mogliby spędzić na nauce. Profesor McGonagall wyraziła się bez ogródek, mówiąc
o wymaganiach obu testów, a jeśli egzamin z zaklęć był jakąkolwiek wskazówką,
Harry wiedział, że prawdopodobnie będzie potrzebował tak wiele czasu, jak to
możliwe.
Następny
poranek zdawał się niepostrzeżenie podkraść do siedmiorocznych. Ci, którzy
zdawali egzamin ze starożytnych run, opuścili swoje pokoje wspólne bardzo
wcześnie, a reszta siódmoklasistów wstała niedługo później. Dla Harry’ego i
Rona był to dość długi dzień, podczas którego uczyli się w Kwaterach Huncwotów
z Remusem wszystkiego, co tylko mogli na temat transmutacji. Ponownie Syriusza
nigdzie nie było, co zirytowało Harry’ego ponad miarę. Było zrozumiałe to, że
Syriusz był zdenerwowany, ale nie musiał wszystkich wokół siebie ignorować
niczym małe dziecko.
Czasami
Harry musiał się zastanowić, ile Syriusz naprawdę miał lat.
Hermiona
dołączyła do nich po obiedzie, wyglądając na wyczerpaną, ale nie chciała
rozmawiać o niczym poza następnym egzaminem. Harry i Ron mądrze postanowili
spełnić jej życzenie. Obaj z doświadczenia wiedzieli, jak Hermiona się
zachowywała po egzaminie, kiedy nie była pewna, że odpowiedziała na każde
pytanie poprawnie.
Następny
dzień minął podobnie jak pierwszy dzień egzaminów, z jednym wyjątkiem. Kiedy
nadszedł czas egzaminu praktycznego, uczniów wywoływano w odwrotnej kolejności,
co niemal wszystkich zaskoczyło. Ron wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować, a
Harry nie czuł się o wiele lepiej. Zamiast być w ostatniej grupie, znaleźli się
w pierwszej. Hermiona miała szczęście, pozostając w grupie trzeciej, ale było
jasne, że nie czuła tego szczęścia. Mając następnego dnia egzamin z
numerologii, bardzo chciała szybko zakończyć transmutację, by przygotować się
do następnego testu.
W
chwili, gdy Harry wszedł do pomieszczenia, zmusił się do skupienia tylko na
nadchodzącym egzaminie. Miał już za sobą trudny egzamin teoretyczny. Nie mógł
sobie pozwolić na zaniedbanie kwestii praktycznych. Stojąc przed starszą
wiedźmą, Harry wziął głęboki oddech i czekał na instrukcje. Wydawało się, że
minęła zaledwie sekunda, nim Harry skończył i wyprowadzono go drzwiami po
drugiej stronie dużego pokoju. Ron już na niego czekał z nerwowym wyrazem
twarzy.
-
Jak ci poszło? – zapytał cicho Ron.
Harry
wzruszył ramionami. Myślenie o swoich błędach było naprawdę ostatnią rzeczą, na
jaką w tej chwili miał ochotę.
-
Trudno powiedzieć – stwierdził szczerze. – Z pewnością było ciężej niż na
zaklęciach.
-
Cóż, to oczywiste – rzucił Ron. – Ale powiem ci jedno. Nie wiem, gdzie bym był
bez pomocy Remusa. Naprawdę uratował mi życie.
-
Zawsze taki był – powiedział cicho Harry. Potrzebował ogromnej kontroli, by
utrzymać spokojny głos, by nie krzyczeć z oburzenia. Coraz trudniejsze było
szanowanie życzenia Remusa, tylko stanie i patrzenie, jak ktoś, kogo Harry
kochał jak ojca powoli gasł. Niczego nie pragnął bardziej niż podkraść się do
Remusa i dać z siebie jak najwięcej, bez względu na konsekwencje. Dla Harry’ego
spędzenie kilku dni na śnie było niczym, jeśli mogło oszczędzić Remusowi choć
moment bólu.
-
Wszystko w porządku, Harry? – zapytał ostrożnie Ron, wyrywając go z myśli. –
Wyglądasz, jakbyś stracił najlepszego przyjaciela. Wciąż martwisz się
Syriuszem? Przejdzie mu. Daj mu trochę czasu.
Harry
prychnął. Poważnie wątpił, by Syriuszowi po prostu „przeszło”. Wiedząc tyle,
ile wiedział, Harry mógł sobie tylko wyobrazić, przez co Syriusz przechodził.
Jego najlepszy przyjaciel umierał, a chrześniak wyjeżdżał do innego kraju.
Prawie cała rodzina Syriusza go opuściła, czy to z ich wyboru, czy nie. Uczucia
Syriusza były zrozumiałe. Jednak jego zachowanie nie. Zamiast maksymalnie
wykorzystać pozostały czasu, Syriusz wszystkich unikał.
Trudno
było wybierać między współczuciem a chęcią uduszenia mężczyzny.
Harry
i Ron zrobili wszystko, co w ich mocy, by tego wieczoru dać Hermionie
przestrzeń, starając się jednocześnie znaleźć motywację do zagłębienia się w
obronę przed czarną magią. Nie dlatego, że całe GD spędziło miesiące na uczeniu
się zaklęć na poziomie aurora. Nie dlatego, że powoli ogarniał ich stres i
zmęczenie. Odkąd wrócili do Hogwartu, obrona była dla Harry’ego trudnym tematem.
Trudno było wejść do klasy i nie zobaczyć oczami wyobraźni uczącego Kingsleya.
Tak naprawdę za każdym razem, gdy Harry widział kogoś innego na tym stanowisku,
jeszcze bardziej tęsknił za Kingsleyem.
Zabawne,
że nie ma się pojęcia, jak ważny jest dla ciebie człowiek, póki nie nadejdzie
czas, gdy już więcej go nie zobaczysz.
Jednak
kiedy nadszedł ranek, Harry i Ron nie mieli innego wyboru, jak tylko rzucić się
w wir materiałów związanych z obroną. Przyszli do Kwater Huncwotów wcześnie –
wystarczająco wcześnie, by zobaczyć, jak Syriusz ignoruje ich przed wyjściem.
Harry próbował stłumić ból w piersi, a także złość i frustrację, bijące od
Syriusza, ale z pewnością nie było to łatwe. Być może nie docenił tego, jak
bardzo skrzywdził swojego ojca chrzestnego.
Być
może jego chrzestny nie chciał mieć więcej z nim nic wspólnego.
Przygotowanie
do obrony przed czarną magią nie zajęło wcale wiele czasu. Oczywiście Remus
dokładnie przepytał ich w ważnych kwestiach oraz powtórzyli kilka podstawowych
kwestii, ale tylko do tego Remus się posunął. Nie chciał zrobić ani powiedzieć
niczego, co choćby w najmniejszym stopniu przekraczałoby granicę oszustwa, za
co Harry był niezwykle wdzięczy. Już zbyt wiele razy był faworyzowany przez
nieznajomych. Nie potrzebował tego również od rodziny.
Sam
egzamin teoretyczny nie mógł wykazać ogromnego poziomu wiedzy siódmoklasistów.
Harry, Hermiona i Ron byli jednymi z pierwszych, którzy go zakończyli, a zaraz
za nimi członkowie GD. W przeciwieństwie do egzaminów z zaklęć i transmutacji, abstrakcyjne
pytanie rzeczywiście miały jakiś sens, kiedy uwzględniło się wojnę.
Praktyczny
egzamin przebiegł podobnie, jednak byli wywołani alfabetycznie. Po raz kolejny
Harry i Ron znaleźli się w ostatniej grupie, przez co musieli godzinami czekać,
nie mając do roboty nic, poza powtarzaniem wszystkich zaklęć, klątw, czarów i
uroków, o które mogli zostać zapytani. Zanim zostały wywołane ich nazwiska,
Harry chciał tylko, żeby to się skończyło, podczas gdy Ron wyglądał, jakby było
mu bardzo niedobrze. Oczekiwanie było prawdopodobnie najgorszą częścią
egzaminów praktycznych i sprawiało, że nawet najbardziej pewni siebie zaczynali
wątpić w swoje możliwości.
W
chwili, gdy Harry wszedł do dużego pomieszczenia, napełniło go złe przeczucie.
Czuł, jak spojrzenia pięciu starszych czarodziejów i czarownic śledzą go przy
każdym kroku. Dotarł do najdalszego czarodzieja i zaczekał, czując, jak
rozbłyskuje wokół nich zaklęcie wyciszające, jak podczas każdego egzaminu
praktycznego. Jednak w przeciwieństwie do poprzednich testów, egzaminator
podszedł do Harry’ego z rozbawionym wyrazem twarzy.
-
Pan Potter – powiedział pogodnie czarodziej. – Uzgodniliśmy, że ze względu na
pańskie osiągnięcia, pański udział w egzaminie nie jest konieczny. Jeśli woli
pan…
-
Wolałbym być traktowany jak każdy inny siódmoklasista – odparł krótko Harry,
krzyżując ramiona na piersi. Powinienem
był wiedzieć, że normalność to za wielkie wymaganie. – Możemy zaczynać?
Czarodziej
skinął głową, chociaż zmarszczki wokół jego ust jasno wskazywały, że walczy ze
zmarszczeniem brwi. Harry stłumił irytację i skupił się na wykonaniu zadania.
Właśnie potwierdziło się jego przekonanie, że świat czarodziejów nic o nim nie
wie. Rozumiał, że według nich zasłużył na przerwę, ale gdyby tego chciał, nie
wróciłby do Hogwartu po to, by zdawać OWTMy.
Aby
to udowodnić, Harry upewnił się, że doskonale spełnia wszystkie wymagania,
nawet jeśli trwało to dłużej niż u innych z jego grupy. Kiedy skończył,
egzaminator uśmiechnął się do niego z dumą. Harry potrzebował całej swojej samokontroli,
by opuścić pomieszczenie bez słowa, ale jakoś mu się to udało. Nienawidził
tego, że co mu przyszło do głowy, ale pozostawienie za sobą całej tej
publiczności wydawało się nastąpić za wolno.
Jak
bardzo był złym człowiekiem, skoro przekładał swój spokój ducha nad cenny czas,
który mógłby spędzić z rodziną i przyjaciółmi?
-
Potter.
Harry
zatrzymał się w momencie, gdy wszedł na korytarz i westchnął z frustracją. Czy
ten dzień kiedykolwiek się skończy? Niechętnie odwrócił się i stanął twarzą w
twarz ze zmęczonym i nerwowym Draco Malfoyem. Harry nie wiedział, jak
zareagować. Odkąd Malfoy wrócił do Hogwartu, robił wszystko, co w jego mocy, by
unikać Harry’ego, a Harry robił to samo. „Zmuszenie” do pomocy przy śmierci
Czarnego Pana to jedno, a co innego cywilne stosunki z osobą, która położyła
kres „ślizgońskiej rewolucji”.
-
Czego chcesz, Malfoy? – zapytał Harry znudzonym głosem.
Jasnoszare
oczy Malfoya przeskoczyły z lewą do prawej, po czym skupiły na Harrym.
-
Właściwie miałem nadzieję, że przekażesz wiadomość Blackowi – powiedział cicho.
– Moja matka chciałaby z nim porozmawiać o powrocie do rodziny Blacków.
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się nieco. Nie wiedział zbyt wiele o prawie czarodziejów,
ale rozumiał dostatecznie dużo, by poskładać w całość to, co powiedział Malfoy.
Narcyza Malfoy chciała rozwiązać swoje małżeństwo z mężem i zrzec się tytułu
pani Malfoy, w zasadzie czyniąc swojego jedynego syna właścicielem posiadłości
Malfoyów do czasu zwolnienia Lucjusza Malfoya z więzienia – o ile kiedykolwiek to
nastąpi.
-
Obawiam się, że sam musisz znaleźć Syriusza, Malfoy – powiedział w końcu Harry.
– Ostatnio nie do końca ze sobą rozmawiamy.
Malfoy
skrzywił się.
-
Zrobiłbym to, gdybym mógł – odparł. – Prosiłem nawet McGonagall o pomoc. Nikt
nie wie, gdzie on chodzi cały dzień, ale z pewnością nie jest nigdzie w
okolicach Hogwartu. Opuszcza błonia o świcie i wraca dopiero po godzinie
policyjnej.
Oczy
Harry’ego rozszerzyły się jeszcze bardziej. Remus o tym nie wspominał. Chyba że Remus o tym nie wie. To
zastanowiło go. Co, do cholery, knuł Syriusz? Czy spędzał kolejne dni na piciu
w pubie z pewną konkretną barmanką? Harry w to wątpił. Wczoraj rano Syriusz
wyglądał dobrze. Chyba że jest pod
wpływem uroku ukrywającego, ale dlaczego miałby to robić?
-
Będę miał to na względzie – powiedział Harry z dystansem, – ale sugeruję, żebyś
sam też go szukał. Miejmy nadzieję, że któryś z nas go zauważy.
Malfoy
skinął krótko głową, po czym odwrócił się i szybko odszedł. Odświeżająca była
świadomość, że pewne rzeczy się nie zmieniają, włącznie z tym, jak Malfoyowi
zależało na opinii publicznej. Było to coś, czego Harry nigdy nie rozumiał.
Błędem było poleganie na tym, co myśleli o tobie inni, ponieważ zawsze znajdzie
się ktoś, kto będzie myślał o tobie źle, bez względu na twoje postępowanie.
Znajoma
dłoń spoczęła na jego ramieniu, nagle kończąc jego dalsze rozmyślania o
„zagadce Malfoya”.
-
Wszystko w porządku, Harry? – zapytał ostrożnie Ron, otoczony falami niepokoju.
– Niczego nie próbował, prawda?
Harry
pokręcił głową.
-
To tylko sprawy rodzinne Blacków – powiedział nonszalancko. – Gotowy na obiad?
Ron
uśmiechnął się szeroko i ruszyli do Wielkiej Sali.
-
Naprawdę musisz pytać? Zawsze jestem gotowy na jedzenie. Masz potem ochotę na
szachy?
Harry
spojrzał na Rona z uniesioną brwią.
-
Wiesz, że nie możemy. Musimy się przygotować na jutrzejszą powtórkę eliksirów z
Remusem. To nasz najsłabszy przedmiot i wolałbym nie wyjść na kompletnego
idiotę przed całą klasą.
-
Będzie nas tylko jedenaścioro, Harry – zauważył Ron, dotarli do Sali Wejściowej
i rozmowy wokół nich nasiliły się do stopnia, że ciężej było cokolwiek
usłyszeć. – Poza tym, mamy cały weekend, żeby wszystko powtórzyć.
Harry
westchnął, przechodząc przez otwarte podwójne drzwi do Wielkiej Sali. Hermiona
już siedziała przy stole Gryffindoru, jedną ręką jedząc, a drugą trzymając
grubą, zniszczoną księgę. Był to częsty widok, odkąd rozpoczęły się OWTMy i
pewnie będą go widywać aż do ich ostatniego wtorkowego egzaminy, z zielarstwa.
-
Nie, nie mamy całego weekendu – powiedział stanowczo Harry. – Remus potrzebuje
przerwy, zanim się kompletnie wyczerpie.
Ron
zatrzymał się nagle tuż za Hermioną, patrząc na Harry’ego z ciekawością. Harry
rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym usiadł na wolnym miejscu po lewej
Hermiony, zostawiając Ronowi miejsce po jej prawej stronie. Nie dało się nie
zauważyć podejrzliwego spojrzenia, które Hermiona mu rzuciła ponad książką, ale
można było spróbować, prawda?
Błąd.
Hermiona
nagle zamknęła książkę i odwróciła się do Harry’ego z determinacją w oczach.
-
Nie wiem, dlaczego nie mówisz nam, co jest nie tak z Remusem – powiedziała
szybko. – Moglibyśmy pomóc, wiesz? Obydwoje zauważyliśmy, jak źle wygląda i
wiemy, że nie ma to nic wspólnego z zeszłotygodniową pełnią.
Harry
powstrzymał się od riposty, biorąc duży łyk soku dyniowego ze swojego kielicha.
Był rozdarty między chęcią wyrzucenia tego z siebie a nakrzyczeniem na nią. Czy
nie zdawała sobie sprawy z tego, że ludziom należy się prywatność? To, że
chciał wiedzieć, nie oznaczało, że miała do tego prawo.
-
Zwolnij, Hermiono – powiedział Ron z ustami pełnymi jedzenia. Na widok jej
gniewnego spojrzenia, Ron przełknął to, co jadł i otarł usta grzbietem dłoni. –
Czy nie wpadłaś na to, że może Remus nie chce, żeby ktoś wiedział?
Hermiona
szybko odwróciła się, patrząc błagalnie na Harry’ego.
-
Nie jest tak, prawda, Harry? – zapytała nerwowo. – Dlaczego miałoby mieć
znaczenie to, co wiemy, czy nie wiemy? To nie tak, że on umiera, czy coś,
prawda?
Harry
wzdrygnął się i nagle stwierdził, że jego prawie pusty talerz jest niezwykle
interesujący. Unikanie tematu to jedno. Jednak całkowite kłamstwo…
-
Nie! – Sapnęła przerażona Hermiona, a głośne brzęknięcie zadzwoniło im w
uszach. Ron upuścił widelec. – Harry, proszę, powiedz, że to nie prawda!
Harry
rozejrzał się powoli, by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje, po czym na
wszelki wypadek dyskretnie rzucił wokół nich zaklęcie prywatności.
-
Teraz wiecie, dlaczego nie chciałem, żebyście wiedzieli przynajmniej do czasu
zakończenia egzaminów – powiedział pokonanym tonem. – Remus nie chciał nawet,
żebym ja wiedział.
Ron
patrzył na Harry’ego z oszołomionym wyrazem twarzy, otwierając i zamykając
usta, nim zdołał otrząsnąć się z szoku i przemówić:
-
Ale ma pomoc, prawda? Znaczy, szukają lekarstwa na to, co jest nie tak, prawda?
Harry
zawahał się, próbując znaleźć słowa, które mógłby powiedzieć szczerze, ale
które nie zabrzmiałyby ostro.
-
Ron, nie ma lekarstwa – powiedział ostrożnie. – Jego ciało nie jest już w
stanie znosić przemian tak jak kiedyś. To coś, przez co przechodzi każdy wilkołak.
Pytanie tylko, kiedy to nastąpi.
Hermiona
ukryła twarz w dłoniach, podczas gdy Ron zamknął oczy i pochylił głowę. Fale
szoku, niedowierzania i rozpaczy wlały się w niego tak gęsto, że Harry poczuł,
że niemal się dusi. Zamykając oczy, próbował je odepchnąć, jednak tylko się
nasiliły. Z jego ust wydobyło się bolesne westchnięcie, chwycił mocno stół,
mając mimo wszystko nadzieję, że Ronowi i Hermionie prędzej czy później uda się
opanować emocje.
-
Och! – sapnęła Hermiona. – Och, Harry, przepraszam!
Fale
nieco się uspokoiły, ale nadal były, nieustannie trącając go i dokuczając wraz
z bólem, który wielokrotnie próbował wtargnąć do jego serca.
-
W porządku – wychrypiał. – Rozumiem. Oboje też go kochacie.
Hermiona
wyciągnęła rękę i uspokajająco ścisnęła jego dłoń.
-
To po prostu szok – przyznała drżącym głosem. – Wiedzieliśmy, że od jakiegoś
czasu jest chory, ale zawsze to lekceważył, uznając, że to nic poważnego. –
Wypuściła długi, nierówny oddech. – Jak mogliśmy być tak ślepi?
-
Naprawdę nic nie możemy zrobić? – zapytał błagalnie Ron. – Musi coś być, skoro
wszystkie wilkołaki przez to przechodzą.
-
Kogo obchodzą umierające wilkołaki, skoro w czarodziejskim świecie tak się je
dyskryminuje? – zapytała gorzko Hermiona. – Co z Syriuszem? Próbuje coś
znaleźć? – Harry rzucił Hermionie spojrzenie pełne niedowierzania, przez co się
zarumieniła. – Och, wybacz. Zapomniałam, że nie rozmawiacie. Po prostu nie mogę
uwierzyć, że Remus tak po prostu się podda. Czy on naprawdę chce umrzeć?
Harry
musiał przyznać, że podzielał zdanie Hermiony… a przynajmniej na początku, bo
teraz, próbując bronić decyzji Remusa, rozumiał jego podejście. Tu nie chodziło
o to, czego chcieli Syriusz, Harry, Hermiona czy ktokolwiek inny. Tego właśnie
potrzebował Remus, zanim jego ciało podda się przeciążeniu, które go
przygniatało przez tak wiele lat. Remus się nie poddawał. Nie chciał umierać,
ale nie chciał też spędzić reszty swojego życia w szpitalu. Chciał je spędzić z
rodziną.
-
Nie, Hermiono – powiedział w końcu Harry. – Nie chce umrzeć. Chce tylko żyć tak
długo, jak pozwoli mu na to jego ciało.
^^^
Weekend
wydawał się w jednej chwili pędzić, a w kolejnej ciągnąć. Ron i Hermiona mieli
trudności ukryć to, że wiedzieli o stanie Remusa, zwłaszcza podczas
dwugodzinnej powtórki w sobotni późny poranek. Hermiona niemal kilka razy się
wypaplała, próbując pomóc. Remus zachował swoją zwykłą spokojną postawę, ale
Harry mógł poznać, co się dzieje po falach frustracji, które go zalewały. Harry
i Ron musieli kilka razy zdecydowanie Hermionę trącić, by w końcu przestała,
ale wydawało się, że milczenie wymaga od niej wiele wysiłku.
Po
nauce Harry zdołał wypytać Remusa o rzekome wycieczki Syriusza, jednak odkrył,
że Remus jest równie zaskoczony jak on sam. Remus zapewnił Harry’ego, że
znajdzie sposób, by przekazać wiadomość od Malfoya i zasugerował, że sam
przeprowadzi własne dochodzenie. Było oczywiste, że Remus jest nieco
zaniepokojony faktem, że Syriusz ma teraz przed nim tajemnice.
Ponieważ
w poniedziałek rano miał się odbyć egzamin teoretyczny z eliksirów, Harry, Ron
i Hermiona mieli niewiele czasu na cokolwiek innego niż przygotowania na
ostatnią chwilę. Eliksiry zawsze były dla Harry’ego najtrudniejszym
przedmiotem, dopóki nie rozpoczął w zeszłym roku treningów z panią Pomfrey, a
nawet wtedy musiał ciężko pracować, by wszystko było w porządku. Było tak wiele
szczegółów do zapamiętania, tak wiele reakcji należało unikać. To wystarczało,
by zakręciło się w głowie.
Nim
rozpoczął się test, Harry bardzo pragnął, by nigdy więcej nie mieć nic
wspólnego z eliksirami. Ponieważ klasa była mała, łatwo było zauważyć, kiedy
ktoś był sfrustrowany, a kiedy podekscytowany. Niestety te emocje były
najintensywniejsze w przypadku dwójki siedzącej obok Harry’ego. Hermiona ledwie
mogła powstrzymać radość, gdy szybko odpowiadała na pytanie za pytaniem, będąc
jedną z pierwszych, która skończyła egzamin. Ron natomiast szybko poddał się
frustracji, przez co cały egzamin wydawał się torturą. Był to pierwszy test, z
którego Harry miał ochotę uciec.
Egzamin
praktyczny był nieco łatwiejszy. Każdy uczeń został przydzielony do stołu, przy
którym miał pracować nad eliksirami, bez ryzyka, że koledzy będą podglądali
jego pracę. To faktycznie działało na korzyść Harry’ego, pozwalając mu skupić
się na swoich eliksirach, zamiast na tym, co dzieje się dookoła. Każdy uczeń
otrzymał listę trzech eliksirów do zrobienia, z zaznaczeniem, że żadna lista
nie jest taka sama. Lista Harry’ego składała się ze zwykłego eliksiry
nasennego, który przygotowywał wiele razy pod czujnym okiem pani Pomfrey, eliksiry
żywej śmierci, który sporządził podczas swojej pierwszej lekcji z profesorem
Slughornem i eliksiru pokoju, którego tak naprawdę nigdy nie przygotowywał,
ponieważ był w śpiączce, kiedy klasa próbowała go zrobić.
Minęła
prawie połowa egzaminu, nim Harry zaczął pracować nad eliksirem pokoju. Na
szczęście Hermiona zrobiła niezwykłe notatki, co dało Harry’emu wyobrażenie,
jak eliksir powinien wyglądać, ale to tyle. To musiało wystarczyć. Harry
pracował pilnie, póki nie poinformowano go, że czas dobiegł końca. Wiedział, że
eliksir nie był tak dobry, jak dwa poprzednie, ale robił, co mógł. To musiało
wystarczyć.
Kiedy
najbardziej stresujący egzamin się zakończył, nauka zielarstwa nagle przestała
być tak pochłaniająca. Pomagało to, że większość materiału z tego przedmiotu
została w jakiejś formie omówiona na eliksirach. Przygotował się tak dobrze,
jak mógł i radził sobie najlepiej, jak potrafił. To musiało wystarczyć.
Następny
poranek zakradł się do siódmoklasistów jak wszystkie inne w zeszłym tygodniu.
Jak wszyscy poprzedniego dnia, Harry, Ron i Hermiona wstali szalenie wcześnie,
by zjeść szybkie śniadanie przed pójściem na pięciogodzinny egzamin z
zielarstwa. Nikt nie miał wiele do powiedzenia. Było oczywiste, że wszyscy po
prostu chcieli, żeby OWTMy się skończyły. Nawet Hermiona była przygaszona, co
wiele mówiło.
Gdy
opuścili Wielką Salę, Harry zauważył, że zaczęły przybywać sowy z poranną
pocztą. Wydawało mu się dziwne, że przylatywały tak wcześnie i w takiej ilości,
ale wyrzucił to z głowy, by skupić się na ostatnim egzaminie, który będzie
zdawał w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Gdy o tym pomyślał,
wydawało się to prawie smutne.
Wszyscy
już wiedzieli, czego spodziewać się po egzaminie. Nie było żadnych
niespodzianek, dzięki czemu emocje pozostawały niezmienne przez całe pięć
godzin… cóż, tak niezmienne, jak to możliwe. Harry ze wszystkich sił starał się
ignorować tykanie zegara i egzaminatora, który co pół godziny ogłaszał, ile
czasu pozostało. Odpowiadał na pytanie za pytaniem, aż zapisał ostatnie słowo w
pytaniu abstrakcyjnym z krótką odpowiedzią.
Oddając
egzamin, Harry poczuł, jak jego ciało się rozluźnia, gdy uderzyła w niego
świadomość. Jego edukacja w Hogwarcie się zakończyła. Pomimo wszystkiego, co
przeszedł przez ostatnie siedem lat, wciąż udało mu się dokończyć coś, co
wszyscy w Hogwarcie uważali za oczywistość i zrobił to bez bycia szczególnie
traktowanym. Zaczęła w nim nabrzmiewać duma, gdy opuszczał duże pomieszczenie.
To niemal zabawne, że ukończenie edukacji dawało większą satysfakcję niż
zniszczenie jednego z najniebezpieczniejszych Czarnych Panów w czarodziejskiej
historii.
Niedługo
później dołączył do niego Ron, emanując taką samą ulgą, jaką czuł Harry.
-
Cóż, jestem całkiem pewny, że ten zdałem – powiedział Ron, wzruszając
ramionami. – Masz ochotę na wczesny obiad? Umieram z głodu. Mógłbym zjeść
całego hipogryfa.
Harry
uśmiechnął się szeroko.
-
Nie pozwól, by Hagrid to usłyszał – rzucił pogodnie. – Czy nie powinniśmy
zaczekać na Hermionę?
Ron
pokręcił głową.
-
Już jej nie ma – powiedział. – Nie wiem, dlaczego nie mogła dziś na nas
poczekać. Też nie ma już żadnych egzaminów.
Harry
nagle poczuł złe przeczucie w żołądu, rozpoczynając podróż do Wielkiej Sali.
-
Mam nadzieję, że nie jest w bibliotece i nie próbuje znaleźć sposobu, by pomóc
Remusowi – powiedział cicho. – Remus potrzebuje teraz, byśmy wspierali jego
wybór, a nie kwestionowali go.
-
Ona po prostu chce pomóc, Harry – stwierdził Ron. – Wiesz, że taka już jest.
Póki nie znajdzie w książce, że nie ma lekarstwa, będzie zakładać, że nie
znalazła jeszcze właściwej księgi.
Harry
westchnął i skinął głową. Wiedział, że Ron ma rację. Hermiona wciąż zbyt mocno
wierzyła słowu pisanemu, by zdawać sobie sprawę, że Remus prawdopodobnie
wiedział więcej o wilkołakach niż jakakolwiek książka, skoro tak naprawdę był
jednym przez całe życie. Ile czasu zajmie Hermionie uświadomienie sobie, że
czasami odpowiedzi nie można znaleźć w książce, zwłaszcza biorąc pod uwagę to,
jak Ministerstwo dyskryminowało magiczne stworzenia?
Kiedy
dotarli do Wielkiej Sali, Harry nagle poczuł, że jest obserwowany. Rozglądając
się, zauważył, że patrzą na niego… absolutnie wszyscy. Rozległy się szepty,
przez co Harry zaczął się zastanawiać, czy nie został przeklęty bez swojej
wiedzy. Nim otworzył usta, by zapytać o to zachowanie, pojawiła się Hermiona z
paniką wypisaną na twarzy. Myśli Harry’ego natychmiast pognały ku najgorszej
możliwości. Czy coś się stało Remusowi?
Hermiona
rzuciła gniewne spojrzenie osobom w pobliżu, po czym złapała Harry’ego za ramię
i wciągnęła go do Wielkiej Sali, a Ron deptał im po piętach.
-
Nie mogę uwierzyć w tych ludzi – wymamrotała ze złością, popychając Harry’ego
na krzesło przy stole Gryfonów i trzasnęła „Prorokiem Codziennym” o stół. – Nie
wiem, Harry, jak oni się dowiedzieli…
Harry
mógł tylko patrzeć na nagłówek z niedowierzaniem. Zbawiciel wyjeżdża. Harry Potter wybrał szkolenie na uzdrowiciela za
granicą. Pod nim napisano dla całego czarodziejskiego świata artykuły,
krytykujące i oceniające decyzję Harry’ego odnośnie jego własnej przyszłości. Kilku
wierzyło, że opuszczał czarodziejski świat, kiedy najbardziej go potrzebowali,
podczas gdy „specjaliści” komentowali, że jego „zachowanie nie powinno być
zaskakujące, biorąc pod uwagę przeszłość”. Oceniali całe jego życie, jakby był
niczym więcej tylko obiektem badawczym!
-
Mama mnie zabije – jęknął Ron, opadając na siedzenie obok Harry’ego.
-
Ron! – syknęła Hermiona, rozglądając się dookoła. – Myślę, że to najmniejsze z
naszych zmartwień.
-
Och, przepraszam! – wykrzyknął przerażony Ron. – Lubię oddychanie!
-
Przestań dramatyzować – odparowała Hermiona. – Wszyscy wiemy, że twoja matka
nigdy nie zrobi niczego, co mogłoby spowodować trwałe szkody.
-
Trwałe! – zaskrzeczał Ron. – Najwyraźniej nie znasz mojej mamy tak dobrze, jak
myślisz. Lubię, gdy moje pośladki są takiego rozmiaru, dziękuję bardzo.
Hermiona
rzuciła Ronowi miażdżące spojrzenie, po czym ponownie skupiła się na Harrym.
-
Spójrz na pozytywy, Harry – powiedziała łagodnie. – Przynajmniej nie wiedzą,
dokąd się wybierasz, będziesz się uczył pod pseudonimem, więc nie będzie
żadnych zapisków o Harrym Potterze.
Harry
westchnął i skinął głową, ukrywając twarz w dłoniach. Rzecz w tym, że będą go
szukać, chociaż nie wiedział, dlaczego się tego nie spodziewał. Powinien był
wiedzieć, że otrzyma taką reakcję, jeśli dokona wyboru w swoim najlepszym
interesie, a nie w interesie czarodziejskiego świata. Muszą jednak zdać sobie sprawę, że moja rola się skończyła. Czas ruszyć
do przodu.
-
Panie Potter. – Harry jęknął i odwrócił się, by zobaczyć surowe spojrzenie
profesor McGonagall. Zanim jakikolwiek dźwięk mógł wydobyć się z jego ust,
dodała: – Minister Magii jest tu, by z panem porozmawiać. Proszę za mną.
Harry
chciał krzyczeć. Czy ten dzień nie mógł być już gorszy? Wiedział tylko, że zostanie
skrytykowany przez Scrimgeoura. Do
diabła, ten facet pewnie urządzi mi jeszcze imprezę pożegnalną, bym szybciej
wyjechał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz