Nie odbyło się żadne przyjęcie, ale powiedzenie, że Rufus Scrimgeour był chętny zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc Harry’emu z jego planami, było niedopowiedzeniem. W mgnieniu oka Harry otrzymał transport do Stanów, jak również ktoś rozproszył prasę i opinię publiczną. Z pomocą mugolskiego premiera, Harry dla własnego bezpieczeństwa miał lecieć prywatnym odrzutowcem z ochroną w postaci kilku ochroniarzy premiera. Najwyraźniej Scrimgeour poinformował go o roli Harry’ego w pokonaniu Voldemorta.
Czas
znowu zdawał się płatać Harry’emu figle. Bez względu na niekończące się pytania
o jego przyszłość, Harry był smutny, gdy nadszedł ostatni poranek w Hogwarcie.
Każdy dzień był irytujący, ale dawał sobie radę, spędzając jak najwięcej czasu
z Remusem i przyjaciółmi. Syriusz nadal wszystkich ignorował, chociaż Remus
wyjawił, że rozwód Narcyzy wszedł w początkową fazę.
Harry
nie wiedział, czy być dumnym, że Syriusz dał kuzynce szansę czy zranionym, że
mógł być dla niej tak wyrozumiały, ale nie dla niego, kogo twierdził, że kocha
jak syna. Zachowanie Syriusza prawdopodobnie bolało najbardziej. Poradziłby
sobie z tym, że czarodziejski świat go nienawidzi. Robili tu już wcześniej.
Mógł radzić sobie z niektórymi przyjaciółmi, którzy wściekali się, że ich
porzucił. Poradzi sobie z tym. Uczył się radzić sobie z chorobą Remusa, chociaż
prawdopodobnie nigdy nie będzie to dla niego proste. Jednak to, jak ozięble
traktował go jego ojciec chrzestny sprawiało, że Harry czuł się jakby wrócił do
Dursleyów i był traktowany tak, jakby w ogóle się nie liczył.
Przez
to czuł się rozczarowany jedną z niewielu osób, na których Harry nie chciał się
zawieść.
Kiedy
Harry pakował swój kufer po raz ostatni, wspomnienia zdawały się go przytłaczać
przy każdym starannie układanym przedmiocie. Przypomniał sobie, że na pierwsze
Boże Narodzenie w Hogwarcie dostał od profesora Dumbledore’a pelerynę-niewidkę
swojego ojca. Po raz pierwszy jego ojciec zdał się prawdziwą osobą, która
kiedyś istniała. Uczucie, że jego rodzice rzeczywiście kiedyś żyli nasiliło się
dopiero pod koniec pierwszego roku, gdy dostał od Hagrida album ze zdjęciami.
Miał swoją Błyskawicę, pierwszy prezent od jego ojca chrzestnego, podręczne
lusterko, którego Syriusz i jego ojciec używali, by się ze sobą komunikować
podczas szlabanów, kołdrę, którą zrobiła dla niego pani Weasley, z wilkiem,
psem, jeleniem i lilią, wyhaftowanymi pośrodku, pierścień od profesora
Dumbledore’a, a także Order Merlina pierwszej klasy.
Ostatnia
rzeczy niespodziewanie przyniosła najwięcej wspomnień. Służyła jako
przypomnienie wszystkich zmagań i osiągnięć, wszystkiego, przez co Harry musiał
przejść, by osiągnąć ten właśnie punkt. Miał przypominać o tych, którzy tak
wiele dla niego poświęcili. Podobnie jak
moi rodzice, Syriusz, Remus, profesor Dumbledore, Kingsley, Tonks i moi
przyjaciele.
Wychodząc
z Hogwartu, Harry poczuł nagłą falę rozczarowania i wyrzutów sumienia, które
zmusiły go do zatrzymania się. Trudno było powstrzymać uśmiech, gdy zamykał
oczy i próbował zapewnić Hogwart, że nie było to pożegnanie. Zawsze będzie tu
cząstka jego i któregoś dnia znów powróci, by z nim porozmawiać. Rozczarowanie
zostało zastąpione nadzieją, ale wyrzuty sumienia pozostały, co było
zrozumiałe. Harry czuł się tak samo.
Podróż
pociągiem do Londynu była na logikę całkowicie niepotrzebna i ryzykowna ze
względów bezpieczeństwa, ale jednocześnie każdemu potrzebna. Długa podróż
pozwoliła Harry’emu pożegnać się z tymi, których nie będzie widzieć przez
dłuższy czas i dać czas Syriuszowi i Remusowi na powrót na Grimmauld Place, nim
Syriusz będzie musiał wyjść, by go uniknąć.
Chociaż
Harry próbował temu zaprzeczyć, zachowanie Syriusza naprawdę zaczynało go
denerwować. Na początku jego reakcja była zrozumiała, ale teraz była zwyczajnie
dziecinna. Jak długo dorosły mężczyzna mógł się dąsać, zamiast poradzić sobie z
tym, co się wokół niego działo? Najwyraźniej
wystarczająco długo, by zmarnować cały czas, który nam pozostał.
Jedną
z wad studiowania za granicą były wszystkie należne przygotowania. Trzeba było
założyć konto w czarodziejskim banku w Nowym Yorku, ustalić swoje fałszywe
imię, znaleźć mieszkanie niedaleko świętego Franciszka i je umeblować, spotkać
się z członkami zarządu, by wszystko załatwić pod pseudonimem, zarejestrować
się na zajęcia i znaleźć sposób na zdobycie paszportu umożliwiającego choćby
wjazd na teren Stanów. Samo poruszenie tego tematu zakrawało o szaleństwo.
Remus
zaoferował tak wiele pomocy, jak był w stanie dać, ale było to trudne, ponieważ
wszystko wymagało dyskrecji, by nie dowiedziała się o tym prasa. Gobliny z
Gringotta zaoferowały swoją pomoc… za pewną cenę. Jednak Harry zaczynał myśleć,
że była tego warta. Przynajmniej nie było to tak złe, jak bycie winnym
Scrimgeourowi przysługę.
Pociąg
powoli zatrzymał się na peronie 9 i ¾
przed morzem jasnych, wielokrotnie migających świateł. Harry, Ron i Hermiona
jęknęli głośno, wychodząc ze swojego przedziału, by dołączyć do długiej kolejki
do wyjścia. Gdy powoli przemieszczali się z okna do okna, Harry zauważył
mniejszą ilość błysków i więcej przepychanek. Im bliżej był wyjścia, tym
bardziej rozumiał, że ludzie byli zmuszani do cofnięcia się, by przepuścić
znajomą grupę zamaskowanych osób. Wystarczył błysk fioletowych włosów, by
potwierdzić podejrzenia Harry’ego. Pojawili się aurorzy, ale pytanie brzmiało,
kto prosił o ich obecność?
Wysiadając
z pociągu, Harry szybko stwierdził, że go to nie obchodzi. Aparaty błyskały,
ludzie napierali na stróżujących aurorów, by lepiej się mu przyjrzeć albo
odebrać własne dziecko. Ze skurczonym w kieszeni kufrem, Harry musiał walczyć z
chęcią teleportacji do domu, machając na dowidzenia grupce osób z GD, którzy
zauważyli swoich rodziców. Nie dotrwałby do końca, gdyby nie został powitany
przez cały klan Weasleyów… co stało się wcześniej, niż Harry się spodziewał.
Prawie
niemożliwe było przeoczenie masy rudych włosów, która została przepuszczona
przez aurorów. Pan i pani Weasley natychmiast chwycili Harry’ego, Rona,
Hermionę i Ginny w niezdarny grupowy uścisk. Harry sapnął i nagle odkrył, że ma
usta pełne włosów. Wokół niego fale ulgi mieszały się z wyrzutami sumienia, a
do jego uszu dotarło ciche łkanie pani Weasley.
-
Mamo! – zaprotestował Ron, uwalniając się, co sprawiło, że państwo Weasley
wypuścili Harry’ego, Hermionę i Ginny.
-
Och, Ronaldzie, możesz mnie za to winić? – zapytała pani Weasley ze łzami w
oczach. – To ostatni raz, gdy widzimy was wszystkich razem. – Jej wzrok spoczął
na Harrym. – Kiedy wyjeżdżasz, kochanieńki?
Harry
natychmiast poczuł, jak przez tłum przechodzi fala ciszy. Z jego ust wyrwało
się zirytowane westchnięcie.
-
Wkrótce – powiedział wymijająco. – Najpierw musimy zakończyć kilka spraw.
Delikatna
dłoń spoczęła na ramieniu Harry’ego, gwałtownie kończąc rozmowę.
-
Hejeczka wszyscy – wesoły głos Tonks zdawał się odbijać echem w ciszy. – Nie
chcę przeszkadzać, ale Harry jest oczekiwany w domu, a tłum nie wydaje się zbyt
zainteresowany wyjściem, gdy on tu jest.
Pani
Weasley wyglądała przez chwilę, jakby miała zamiar zaprotestować, po czym
wciągnęła Harry’ego w gwałtowny uścisk.
-
Nie zapomnij o nas, Harry, kochanieńki – powiedziała mu do ucha. – Nieważne,
gdzie pójdziesz, zawsze będziesz częścią naszej rodziny.
-
Dziękuję, pani Weasley – powiedział Harry, odwzajemniając uścisk. Reszta
Weasleyów przyłączyła się do pożegnania, wszyscy albo potrzasnęli jego dłonią,
albo poklepali go po plecach. Wkrótce Weasleyowie cofnęli się, dając Harry’emu,
Ronowi i Herminie nieco przestrzeni.
Hermiona
natychmiast objęła Harry’ego.
-
Powiesz nam, kiedy wyjeżdżasz, prawda? – zapytała drżącym głosem. – Nie możesz tak
po prostu zniknąć w środku nocy, żeby uniknąć pożegnania, bo jeśli tak zrobisz,
dogonię się i przeklnę tak mocno, że nikt nie będzie w stanie cię rozpoznać.
Harry
nie mógł powstrzymać uśmiechu. Tylko Hermiona mogła rzucić groźbą, którą
mogłaby wykonać, ale by tego nie zrobiła.
-
Przysięgam – zapewnił ją. – Za kilka dni wyślę Hedwigę.
Hermiona
posłała Harry’emu blady uśmiech, po czym odsunęła się, by Ron mógł złapać
Harry’ego załamię. Nie potrzebowali słów… cóż, raczej faktem było, że żaden z
nich nie wiedział, co powiedzieć, zwłaszcza gdy patrzył na nich tłum. Poza tym
to nie było pożegnanie, nawet w najmniejszym stopniu.
Aportacja
na Grimmauld Place wydawała się trwać wieki, ale gdy Harry dotarł na miejsce,
żałował, że nie poszedł gdzieś indziej. W domu było zupełnie cicho. Na pierwszy
rzut oka możne by pomyśleć, że nikogo nie ma w domu, ale notka od Syriusza
zaprzeczyła temu.
Harry,
Remus jest na górze,
odpoczywa. Powiedziałby ci coś innego, ale potrzebuje teraz odpoczynku bardziej
niż czegokolwiek innego. Jeśli nie wrócę do obiadu, obudź go. Musi jeść.
Syriusz
P.S. Przyszła do ciebie
paczka ze świętego Franciszka. Jest na twoim łóżku.
Gdyby
Harry potrzebował kolejnego dowodu, że Syriusz nigdy mu nie wybaczy, właśnie go
otrzymał. Syriusz napisał list tak, jakby zwracał się do ucznia, nie swojego
chrześniaka. Po uroczystym pożegnaniu z Tonks, Harry wycofał się do swojego
pokoju. Na jego łóżku leżała kwadratowa paczka, a obok niej coś mniejszego. Po
bliższym przyjrzeniu się, Harry zdał sobie sprawę, że mniejszy przedmiot to w
rzeczywistości jego paszport.
Naprawdę nie może się
doczekać, aż się mnie pozbędzie.
Nagle
wyjazd do Ameryki wydawał się być nazbyt odległy.
^^^
Stwierdzenie,
że atmosfera na Grimmauld Place była napięta było niedopowiedzeniem. Harry
stracił jakąkolwiek nadzieję na pogodzenie się z Syriuszem, skupiając się
całkowicie na przygotowaniach do wyjazdu i spędzaniu czasu z Remusem. Syriusz
rzadko bywał w pobliżu, a kiedy już był w domu, zamykał się w swoim pokoju,
gabinecie lub pokoju Remusa. Nawet myśl o wcześniej bliskich relacjach z ojcem
chrzestnym sprawiała Harry’emu ból, ale wiedział, że nie może się teraz
wycofać. Potrzebował tego. Potrzebował nowego początku, jeśli naprawdę miał
zostawić Voldemorta za sobą.
Ron
i Hermiona odwiedzali go tak często, jak to możliwe, ale coraz trudniej było im
trzymać język za zębami. Oboje zgodzili się, że Syriusz zachowuje się jak
zdziecinniały kretyn, który potrzebował przynajmniej jednego kopniaka tam,
gdzie słońce nie dochodziło. Trochę niekomfortowo było słuchać, jak dwójka
knuje sposoby zemsty, mimo że Harry wiedział, że próbowali tylko poprawić mu
humor. Wyglądało na to, że po siedmiu latach Ron i Hermiona w końcu zdawali się
w czymś zgadzać – chcieli chronić Harry’ego.
Oczywiście
wciąż nie zgadzali się w prawie wszystkim innym, zwłaszcza jeśli chodziło o
informowanie Harry’ego o wydarzeniach u innych członków rodziny Weasleyów.
Hermiona nie sądziła, że Harry musi wiedzieć, że po powrocie z Kings Cross
Ginny zamknęła się w swoim pokoju i przez prawie trzy dni rozmawiała jedynie z
Hermioną i panią Weasley, podczas gdy Ron sądził, że Ginny zachowuje się tylko
jak „głupia dziewczynka”. Jednakże porozumiewawcze spojrzenie, które Hermiona
rzuciła Harry’emu dało mu do zrozumienia, że ma to coś wspólnego z nim.
Świetnie. Po prostu
fantastycznie. Można by pomyśleć, że jej przejdzie i da sobie spokój. Ostatnią
rzeczą, jakiej teraz potrzebuję jest to, żeby Weasleyowie też byli na mnie
wkurzeni.
Remus
niestety wydawał się utknąć w samym środku tego wszystkiego. Był jedyną osobą,
która nadal rozmawiała z Syriuszem i mieszkała na Grimmauld Place, która
chętnie rozmawiała też z Harrym. W ciągu godzin, które spędzali razem, Harry
prawdopodobnie dowiedział się więcej o przeszłości Remusa niż kiedykolwiek
sądził, że to możliwe. Dowiedział się też całkiem sporo o swojej matce,
ponieważ Remus był Huncwotem, z którym miała najwięcej wspólnego. Niemal
odświeżające było usłyszenie o innej stronie Lily Potter.
Słuchanie
tych historii miało jednak swoje wady. Im więcej czasu spędzał z Remusem, tym
bardziej bał się go zostawiać. Przez pięć lat Remus był częścią jego życia,
oferując pełen spokoju i cierpliwości punkt widzenia, który często był trudny
do zauważenia. Remus był dowodem na to, że nie trzeba być w centrum uwagi, by coś
zmienić.
Wydawało
się, że dla Harry’ego będzie niemożliwe opuszczenie domu, chyba że ktoś go
mocno nie zaczaruje. Teraz wyjście do jakiegokolwiek miejsca publicznego byłoby
dla niego samobójstwem. Każdy magiczny reporter zabiegał o wywiad z nim do tego
stopnia, że wielu z nich kręciło się po mugolskim świecie w nadziei, że do
dostrzegą. Obsesja ludzi na punkcie historii życia Harry’ego nasilała się z
każdym dniem i prawdopodobnie będzie trwać, póki nie znajdzie się kolejna
„gwiazda”.
Hermiona
i Remus zauważyli, że prawdopodobnie nie minie dużo czasu, nim ludzie zaczną
wymyślać własne wersje przygód Harry’ego, by zaspokoić żądania, ale to nie
zmieniało stanowiska Harry’ego. Wiedział, że cokolwiek wymyśli jakiś autor, nie
mogło być bardziej niewiarygodne niż prawda. Wiedział, co się stało, jak
również wiedzieli to jego najbliżsi. To się liczyło.
Czas
po raz kolejny zdawał się działać na niekorzyść Harry’ego. Minuty zmieniały się
w godziny, a te w dni. Nim zdążył
mrugnąć, do drugiego weekendu lipca pozostały już tylko godziny, a do wyjazdu
Harry’ego z domu pozostały już tylko zachód i wschód słońca. Harry’emu udało
się jeszcze raz odwiedzić Norę, by podziękować rodzinie, która tak wiele mu
dała, prosząc w zamian o tak niewiele. Trudno było mu się pożegnać, ale nie tak
trudno, jak usiąść z Ginny i powiedzieć jej, że traktuje ją tylko jako siostrę.
Zniszczenie czyichś marzeń bolało, zwłaszcza gdy rzeczywiście można poczuć, jak
pęka mu serce.
Przynajmniej
teraz Ginny będzie mogła ruszyć przed siebie.
Sen
nie mógł przyjść w ostatnią noc Harry’ego w Londynie, co dało mu mnóstwo czasu
na zapisanie słów, które wiedział, że nigdy nie wyszłyby z jego ust w kierunku
Syriusza, Remusa, Tonks, Rona i Hermiony. W każdym liście Harry stanowczo
stwierdzał, że to nie jest pożegnanie. Nigdy by tego nie zrobił swojej
rodzinie. Zrobi wszystko, co w jego mocy, by pozostać w kontakcie, zwłaszcza
biorąc pod uwagę stan Remusa. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, było niespodziewane
otrzymanie wezwania, informującego go o najgorszym.
Gdy
nadszedł świt, Harry niechętnie dokończył pakowanie, po czym zmniejszył swoje
kufry. Samochód i ochroniarze wyznaczeni przez premiera mieli być na Grimmauld
Place numer dwa za nieco ponad godzinę, by zabrać go na londyńskie lotnisko
Gatwick na szalenie długą podróż samolotem do Stanów. Przejazd miał nie być
długi, ale był wdzięczny, że Ron i Hermiona zaproponowali, że pojadą z nim,
nawet jeśli głównie dlatego, że chcieli opóźnić pożegnanie.
Z
zamyślenia Harry’ego wyrwał płomień w kominku. Odwracając się, zobaczył, jak
Ron wyłania się z płomieni, a Hermiona podąża za nim ze znacznie większą
gracją. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy,
gdy natychmiast zaczęli się sprzeczać o maniery Rona lub raczej ich brak.
-
Hermiono, to Harry! – zauważył Ron z irytacją. – Nie obchodzi go, że pojawiamy
się bez uprzedzenia.
-
Nie ma znaczenia, kto to, Ronaldzie – skarciła go Hermiona. – To powszechna
uprzejmość, jak się pyta o pozwolenie na przyjście. Co, jeśli byśmy w czymś
przeszkodzili? Gdyby Harry i Syriusz…
Harry
odchrząknął głośno, kończąc nagle rozmowę.
-
Pobożne życzenie, Hermiono – powiedział sucho. – Może wyjdziecie na zewnątrz i
poczekacie na samochód. Po prostu muszę… no wiecie.
Hermiona
uśmiechnęła się współczująco, ciągnąc Rona w stronę wyjścia.
-
Nie spiesz się, Harry – powiedziała cicho. – Jeśli będziesz nas potrzebować,
wiesz, gdzie będziemy.
Harry
patrzył, jak wychodzą, po czym powoli wybrał się w znajomą podróż po schodach
do sypialni. Każdy krok wydawał się odbijać echem po całym domu, choć mogła to
być tylko wyobraźnia Harry’ego, gdyż wydawało się, że nikt go nie słyszał.
Pomimo stanu Remusa, jego słuch był wciąż tak wyczulony jak zawsze. Oczywiście
podobnie było z jego zmysłem węchu, więc prawdopodobnie wiedział, że to tylko
Harry.
Pierwszym
przystankiem był pokój Syriusza. Harry otworzył drzwi tak ostrożnie, jak to
możliwe, pozwalając, by strumień światła padł na śpiącą postać w dużym łóżku z
baldachimem. Syriusz spał tak, jak zawsze, na boku, szczelnie przykryty
wszystkimi kołdrami. Było tak prawdopodobnie dlatego, że pod osłoną ciemności
wydawało się, że w ogóle nie może się ogrzać. Harry miał przeczucie, że miało
to coś wspólnego z Azkabanem, ale to był kolejny z tematów, które nigdy nie
były poruszane.
Harry
powoli podszedł do łóżka Syriusza, wyciągając zapieczętowany list dla Syriusza.
Położył go na stoliku nocnym, starając się zachowywać jak najciszej, mimo że w
środku krzyczał. Nie tak to miało wyglądać. Nie powinien wymykać się z domu jak
zbuntowany nastolatek. Powinni porządnie się pożegnać ze kilkoma łzami i dużą
ilością dumy zmieszanej ze zrozumieniem. Syriusz powinien był zrozumieć, że tak
było najlepiej dla wszystkich. Syriusz powinien zdawać sobie sprawę, że to jego
szansa na normalne życie.
Wypuszczając
drżący oddech, Harry sięgnął i lekko chwycił ramię Syriusza. Zamknął oczy, gdy
poczuł wszystkie swoje sprzeczne uczucia względem Syriusza, wirujące w jego
wnętrzu jak eliksir, który został wymieszany zbyt szybko. Ich prędkość
zwiększyła się, rozpryskując, przepływając przez jego ramię, dłoń i do
Syriusza. Choć bardzo chciał, Harry nie mógł się zmusić do odczuwania złości
czy nienawiści względem swojego ojca chrzestnego. Syriusz dokonał wyboru, bez
względu na to, jaki był dziecinny. Harry wiedział, że musi to zaakceptować,
inaczej w ogóle nie będzie w stanie ruszyć do przodu. Trudno było skupić się na
przyszłości, kiedy umysł był uwięziony w przeszłości.
Ciche
westchnienie wyrwało Harry’ego z myśli, powodując, że puścił ramię Syriusza.
Nie oddychał, wpatrując się w niego, czekając na jakikolwiek znak, że Syriusz
się obudził, jednak jego oddech się wyrównał. Wydając z siebie westchnienie
ulgi, Harry cofnął się o krok, patrząc na Syriusza przez czas, który wydawał
się wiecznością, po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Nim po raz
ostatni opuścił swojego ojca chrzestnego, Harry zawahał się, gdy powrócił jego
wewnętrzny niepokój.
-
Mam nadzieję, że pewnego dnia odnajdziesz swojego szczęście, Syriuszu –
wyszeptał, – i że kiedyś zrozumiesz, dlatego wybrałem taką ścieżkę. Nigdy nie
chciałem cię skrzywdzić, ale nie mogłem zostać w miejscu, w którym jestem
traktowany jak kawał mięcha. Proszę, wybacz mi, Syriuszu… i… zajmij się dla
mnie Remusem.
Jego
oddech drżał, gdy opuszczał pokój Syriusza, by udać się do sypialni obok. Gdyby
został nieco dłużej, usłyszałby ciężki oddech wydobywający się z postaci na
łóżku, nim jej ramiona zaczęły się niekontrolowanie trząść. Harry jednak nigdy
się o tym nie dowiedział, nigdy tego nie usłyszał i nigdy nie poczuł niczego,
co przeczyłoby jego przekonaniu, że Syriusz już na zawsze będzie na niego zły
za porzucenie rodziny dla własnej przyszłości.
Wchodząc
do pokoju Remusa, gwałtownie zatrzymał się na widok całkowicie rozbudzonego
mężczyzny; siedział w łóżku i wyglądał, jakby cierpliwie czekał na niego jak na
uzdrowiciela. Wzrok Remusa natychmiast stał się współczujący, gdy wskazywał mu,
by usiadł na skraju łóżka. Wydychając powoli powietrze, Harry wykonał
polecenie, korzystając z okazji, by rzucić na Remusa wzrokiem. Widział
oczywiste oznaki choroby, ale mężczyzna wyglądał na bardziej zrelaksowanego niż
kiedykolwiek w Hogwarcie.
-
Daj mu czas, Harry – powiedział cicho Remus, a jego głos był lekko ochrypły. –
W końcu mu przejdzie.
Harry
wzruszył ramionami, czując, jak dłoń słabo zaciska się na jego własnej.
-
To nie ma znaczenia – powiedział rzeczowo, siadając. – Nie będę na to czekał.
Dasz mi znać, gdyby sprawiał problemy, prawda? Nie chcę, żebyś ty płacił za to,
że nie stanąłeś po jego stronie.
-
Nie zrobię czegoś takiego, Harry – powiedział Remus z surowym spojrzeniem. –
Syriusz wie, co czuję i wie też, że mam rację. Wszystko będzie dobrze. Choć raz
martw się tylko o siebie i korzystaj z lusterka tak często, jak to możliwe –
Remus skinął na małe, kwadratowe lusterko na stoliku nocnym. – Nie będę go
spuszczać z oczu. Oczekuję wiadomości na temat każdej zmiany.
Harry
skinął głową, a jego wzrok padł na dłoń luźno ściskającą jego własną. Próbując
odzyskać głos, cieszył się, że napisał listy. Jak w ogóle podziękować za to, że
nigdy go nie krytykował, nigdy nie wymagał, zawsze oferował wsparcie i
zapewniał życie, za które większość oddałaby swoje? Jak w ogóle zacząć
dziękować komuś takiemu jak Remus Lupin? To zwyczajnie niemożliwe.
-
Wiesz, Harry, czasami słowa nie wyrażają tego, co czujemy w środku – stwierdził
delikatnie Remus. – Próbowałem wymyślić coś ważnego, co mógłbym ci powiedzieć,
odkąd tylko wyjawiłeś, że wyjeżdżasz, ale jedyne, co przyszło mi do głowy to
„dziękuję”.
Harry
popatrzył na Remusa z niedowierzaniem. To ostatnia rzecz, jaką spodziewał się
usłyszeć.
-
Nie masz mi za co dziękować – sprzeciwił się Harry. – To ja powinienem
dziękować tobie. Gdybyś nie zajął się mną po Dursleyach… cóż, nie wiem, gdzie
bym był. – Pewnie byłbym martwy.
Remus
uśmiechnął się ze współczuciem.
-
Myślę, że przypisujesz mi zbyt wiele, Harry. Gdy wkroczyłem w twoje życie, już
wtedy byłeś niezwykłą osobą. Po prostu potrzebowałeś kogoś, by ktoś wyciągnął
do ciebie rękę, tak jak ja potrzebowałem kogoś, kto wyciągnie mnie ze skorupy,
którą się otoczyłem. Pomogliśmy sobie nawzajem, więc powiedzmy, że jesteśmy
kwita, dobrze?
Harry
powstrzymał chęć sprzeciwienia się, choć wiedział, że w żadnym wypadku nie są
„kwita”. Wpatrywał się w Remusa, a Remus odwzajemniał niesłabnące spojrzenie.
Harry westchnął z rezygnacją i wyciągnął list dla Remusa, położył go obok
zaczarowanego lusterka. Remus przez chwilę patrzył na list z zaciekawieniem, po
czym uśmiechnął się ze zrozumieniem.
-
Będziesz mnie o wszystkim informować, prawa? – zapytał w końcu Harry.
-
Jeśli przez wszystko chodzi ci o moje zdrowie to tak, Harry, będę – powiedział
Remus, lekko kiwając głową.
Oczy
Harry’ego lekko się zwęziły.
-
I będziesz ze mną całkowicie szczery? – zapytał ostrożnie.
Uśmiech
Remusa nieco osłabł.
-
Harry.
-
Nie, Remusie – przerwał mu stanowczo Harry. – Jeśli mam opuścić kraj, muszę
wiedzieć, że będziesz całkowicie szczery, bo inaczej wplączę w to Rona i
Hermionę, a wiesz, jacy potrafią być wścibscy.
Remus
wyraźnie się wzdrygnął.
-
W porządku, Harry – ustąpił. – Wygrałeś. Będę z tobą tak szczery, jak tylko
potrafię, ale proszę, zrozum, że mogą być pewne sprawy, które wolałbym zachować
dla siebie. Daję ci słowo, że skontaktuję się z tobą, jeśli wydarzy się coś
poważnego, zgoda?
-
Zgoda – odpowiedział Harry, po czym pochylił się i owinął ramiona wokół Remusa.
– Dbaj o siebie, pamiętaj o eliksirach, zwłaszcza odżywczych, kiedy nie czujesz
się na tyle dobrze, żeby jeść.
Remus
odwzajemnił uścisk, choć sądząc po drżących ramionach Remusa, wymagało to od
niego sporo wysiłku.
-
I ty także, szczeniaku – powiedział cicho. – Utuczenie cię do normalnej wagi
zajęło nam lata. Postaraj się nie stracić wszystkiego w ciągu pierwszych kilku
tygodni.
Harry
nie mógł powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jego twarzy, gdy się odsuwał.
-
Zawsze rodzic – powiedział cicho.
Remus
odwzajemnił uśmiech, powoli uniósł dłoń i dotknął policzka Harry’ego.
-
Zawsze, mój szczeniaku – powiedział, a fale miłości, dumy i szczęścia
wymieszały się z wyrzutami sumienia i żalem. – Jeśli się nie mylę, czeka na
ciebie kilka osób. Idź. Wiesz, gdzie jestem, gdybyś mnie potrzebował.
Harry
niechętnie pożegnał się po raz ostatni i opuścił Grimmauld Place numer 12. Wychodząc
na poranne słońce, Harry musiał zasłonić oczy, żeby zobaczyć, że Ron i Hermiona
czekają obok kilku wysokich, sztywnych mężczyzn ubranych w czarne garnitury. Za
nimi był błyszczący, czarny samochód, którym Dursleyowie niewątpliwie
paradowaliby po całym Surrey, gdyby takowy posiadali. Harry nigdy nie zwracał
na to uwagi, gdy był młodszy, ponieważ bardziej go interesowało, kiedy będzie
jego następny posiłek niż rodzaj samochodu, który preferowałby Vernon.
Mężczyźni
w garniturach natychmiast wkroczyli do akcji. Najniższy z grupy wszedł na
miejsce kierowcy i odpalił auto. Najwyższy otworzył tylne drzwi pasażera i
wpuścił do samochodu Rona i Hermionę. Ostatni dwaj podeszli do Harry’ego,
położyli mu ręce na ramionach i poprowadzili do samochodu. Z każdym krokiem
Harry walczył z chęcią wyrwania się z uścisku. Musiał się zastanowić, co
takiego premier powiedział ochroniarzom, żeby zachowywali się jak członkowie
Zakonu podczas wojny. Najwyraźniej nie jest
świadomy, że potrafię o siebie zadbać.
Wchodząc
do samochodu, Harry rzucił ostrożne spojrzenie na wyraźnie zawstydzonych Rona i
Hermionę. Otworzył usta, by zapytać, co mu umknęło, ale został uciszony, gdy
dwaj ochroniarze weszli do samochodu i usiedli naprzeciwko, nie spuszczając
mocnych spojrzeń z Harry’ego. Fale determinacji i dumy otaczały każdego z nich.
Najwyraźniej nie mieli pojęcia, kim był Harry, ale byli zdeterminowani, by go
chronić.
-
Gotowy, panie Potter? – zapytał kierowca, zerkając na Harry’ego we wstecznym
lusterku.
Harry
zawahał się, po czym skinął głową. Samochód włączył się do ruchu i ponownie
zapadła cisza.
-
Co tu się dzieje? – zapytał w końcu. – O co chodzi z tymi królewskimi służbami?
Ochroniarz
siedzący naprzeciwko Harry’ego pochylił się do przodu, a jego krótkie, ciemne
włosy i lodowato niebieskie oczy nadawały mu wygląd dobrze wyszkolonego
żołnierza.
-
Polecono nam pana chronić za wszelką cenę, panie Potter – powiedział surowo. –
Premier przekazał nam, że niektórzy życzą panu śmierci, a inni postrzegają jako
kogoś podobnego do gwiazdy rocka. Jesteśmy tu, by chronić pana przed obiema
grupami, jeśli zajdzie taka potrzeba, aż do czasu przyjazdu naszego zastępstwa.
-
Zastępstwa? – zapytała natychmiast Hermiona, po czym rzuciła Harry’emu
zaciekawione spojrzenie. Wzruszył bezradnie ramionami. – Jakiego zastępstwa?
Ochroniarz
powoli przeniósł wzrok na Hermionę.
-
Zastępstwa, które będzie towarzyszyć panu Potterowi podczas lotu do Stanów –
odpowiedział wolno.
-
Nie – sprzeciwił się natychmiast Harry. To naprawdę zaszło za daleko. Myślał,
że jego „ochrona” będzie trwała do czasu wejścia na pokład samolotu. –
Odmawiam. Wystarczy to, że wy musicie marnować swój czas. Nie pozwolę, by inni
stracili dzień z życia, żeby mnie niańczyć. Potrafię o siebie zadbać.
Ochroniarz
odchylił się na siedzeniu i jego wzrok powrócił do Harry’ego.
-
Obawiam się, że nie ma pan w tej sprawie nic do powiedzenia, panie Potter –
stwierdził surowo. – Taka jest umowa zawarta z premierem, waszym Ministrem i
twoim opiekunem. Ponieważ w świetle naszego prawa wciąż jest pan nieletni, musi
pan przestrzegać tego, co zorganizował dla pana opiekun.
Ron
i Hermiona wpatrywali się w nich z otwartymi ustami, a Harry ukrył twarz w
dłoniach.
-
To cholerny koszmar – jęknął. – Spędzę następne dwanaście godzin z grupą
dorosłych, obserwujących każdy mój ruch.
-
Nie sądzisz, że Remus… - zaczęła niepewnie Hermiona.
-
Nie – mruknął gniewnie Harry, zakładając ramiona na piersi. – Remus by mi
powiedział. To wypisz wymaluj cały Syriusz. Nie odezwał się do mnie ani słowem
od ponad miesiąca, a teraz wykręca taki numer. Kusi mnie, żeby zawrócić
samochód, wrócić do domu i…
-
Harry! – przerwała mu nerwowo Hermiona. – Nawet tak nie myśl. To naprawdę nie
tak źle. Sam podróżujesz do innego kraju. Każdy rodzic o zdrowych zmysłach
zrobiłby to samo. Osobiście ani trochę nie jestem zaskoczona, a wręcz czuję
ulgę. To oznacza, że Syriusz nie jest tak wściekły, jak początkowo sądziliśmy.
Gdyby tylko to było taki
proste,
pomyślał z goryczą Harry. Być może uwierzyłby Hermionie, gdyby nie mieszkał z
Syriuszem. Nie można było zaprzeczyć złości i frustracji, które nieustannie go
otaczały w każdej chwili dnia. Fakt, że Syriusz nie zadał sobie nawet trudu, by
zostawić Harry’emu wiadomość, ostrzegającą przed ochroniarzami był dowodem, że
jego ojciec chrzestny nie wybaczy mu w najbliższym czasie.
Pozostała
część podróży minęła dla wszystkich w niekomfortowej ciszy. Harry widział, że
Ron i Hermiona chcieli rozmawiać, ale – tak jak Harry – nie mieli pojęcia, co
powiedzieć albo czego nie mówić w obecności ochrony. Skoro wspomnieli o „ich
Ministrze”, można było śmiało stwierdzić, że wiedzieli o istnieniu magicznego
świata, ale to nie oznaczało, że wiedzieli o wszystkim.
Gdy
zatrzymali się przed terminalem lotniska, żołądek Harry’ego skręcił się z
nerwów. To było to. Naprawdę się działo. Nie było jeszcze za późno, żeby
zawrócić, prawda? Nikt nie miałby o nim gorszego zdania, gdyby się rozmyślił. W
końcu miał dopiero siedemnaście lat. Nie było nic złego w poczekaniu rok czy
dwa na rozpoczęcie szkolenia. Mógłby pracować dla Freda i George’a albo nawet
zostać asystentem pani Pomfrey i zdobywać więcej doświadczenia.
-
Harry? – zapytała cicho Hermiona. – Wszystko w porządku?
Otrząsając
się z zamyślenia, Harry zauważył, że ochroniarze opuścili samochód i czekali,
aż za nimi podąży. Co było z nim nie tak? Dlaczego nagle zwątpił w decyzję,
której tak długo bronił? Czy to tylko nerwy, czy może coś innego… coś
większego?
Dłoń
opadła na jego ramię i ścisnęła je delikanie.
-
Harry – spróbowała ponownie Hermiona. – Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Nawet
nie zdając sobie z tego sprawy, wyszedł z samochodu i stanął pomiędzy dwoma
ochroniarzami, podczas gdy Ron i Hermiona wysiedli z auta. Jako grupa weszli na
terminal i natychmiast wszyscy zaczęli się im przyglądać, nie dlatego, że
rozpoznali Harry’ego, ale dlatego, że wiedzieli, że jest kimś ważnym, skoro
potrzebował takiej ochrony.
Hermiona
wyglądała, jakby była na granicy eksplodowania, gdy chwyciła Harry’ego za ramię
i odciągnęła od ochroniarzy.
-
Wy zostańcie tu – rozkazała. – My przejdziemy się tam.
Co
zaskakujące, ochroniarze pozostali na miejscu. Zgodnie ze słowami Hermiony nie
odeszli daleko, ale z pewnością na tyle, by odbyć prywatną rozmowę. Biorąc
głęboki oddech, Harry przyjrzał się uważnie swoim najlepszym przyjaciołom,
którzy stali obok niego na dobre i na złe. Poświęcili tak wiele, nie prosząc o
nic w zamian. Harry szczerze nie wiedział, gdzie byłby bez nich.
-
No to – zaczął z niezręcznością Ron. – Skontaktujesz się z nami, gdy wszystko
będzie ustalone?
Harry
uśmiechnął się szeroko.
-
W ciągu najbliższych kilku dni dam wam znać, gdzie jestem. Kiedy już
skonfiguruję sieć Fiuu, umówię się z Remusem, by odebrać Hedwigę. Nie sądzę,
żeby był w stanie przelecieć ocean, więc jeśli będziecie czegoś ode mnie
potrzebować, użyjcie lusterka Remusa. Jeśli napotkamy jakieś trudności, możemy
zrobić coś podobnego do systemu, za pomocą którego kontaktował się z nami
wcześniej Snape.
Hermiona
w zamyśleniu poklepała się po brodzie.
-
To właściwie może być najlepszy sposób. Zastanowię się nad tym. – Jej twarz wyrażała
entuzjazm, gdy z podniecenia zacierała ręce. – Harry, chcemy wiedzieć wszystko,
dobrze? Nieważne jak mała będzie to sprawa. Doświadczenie innej kultury jest
naprawdę fascynujące.
-
Hermiono – jęknął Ron. – On jedzie do Ameryki. Co może się tam różnić?
-
Cóż, po pierwsze jeżdżą po złej stronie ulicy – odparła sucho Hermiona. –
Widziałam to kiedyś w telewizji. Szczerze mówiąc, nie mogę sobie wyobrazić, jak
mogą to znosić.
Ron
westchnął, po czym ponownie skupił uwagę na Harrym.
-
Tak czy inaczej myślę, że nie ma sensu z tym zwlekać – powiedział z
niezręcznością, wyciągając rękę. – Uważaj na siebie, kumplu, dobra?
Harry
natychmiast zrozumiał.
-
Ty też, kumplu – odparł cicho. – Wiesz co, Ron? Naprawdę się cieszę, że tego
dnia usiadłeś w moim przedziale w pociągu do Hogwartu. Nie wyobrażam sobie, by
moim najlepszym przyjacielem był ktoś inny.
Ron
uśmiechnął się szeroko.
-
Właściwie to ja powinienem dziękować tobie. Przez lata pomogłeś mi zrozumieć,
że w porządkuj jest być po prostu sobą, a to wiele mówi. Wiem, że mieliśmy
wzloty i upadki, ale wiem też, że większość tego była moją winą, jednak ciągle
dawałeś mi kolejną szansę. Wierzyłeś we mnie, Harry, i… cóż… chcę tylko, żebyś
wiedział, że nigdy nie uznam tego za coś, co mam zagwarantowane.
Harry
poczuł, że pieką go oczy, gdy niepewnie kiwał głową i nim się zorientował,
został wciągnięty w mocny uścisk. Poczuł, jak Ron się trzęsie i wiedział po
zderzających się ze sobą falach emocji, że obaj jadą na tym samym wózku. Obaj
odczuwali całą gamę emocji, które tylko bracia mogą odczuwać, ponieważ tym
właśnie byli. Byli braćmi pod każdym znaczącym względem, aż do dnia swoich
śmierci.
Ku
zaskoczeniu Harry’ego, Ron dopiero zaczął się odsuwać, kiedy prawie upadł przez
drugie ciało, które wskoczyło mu w ramiona, przytulając go tak, jakby ich życie
od tego zależało, podczas gdy jego wzrok przysłoniło morze bujnych, brązowych
włosów. Podobnie jak Ron, ciało Hermiony trzęsło się, gdy chowała twarz w jego
ramieniu. Pieczenie w oczach nasiliło się, zmuszając Harry’ego do szybkiego
mrugania w nadziei, że pozbędzie się wszelkich oznak łez.
Hermiona
pociągnęła nosem, odsunęła się i spojrzała na Harry’ego ze łzami w oczach.
-
Wiesz, najlepszym dniem w moim życiu był ten, kiedy uratowaliście mnie przed
trollem – powiedziała ze śmiechem. – Przed tym dniem nigdy nie sądziłam, że
znajdę przyjaciół, a zwłaszcza kogoś, kto zawsze będzie mi rzucał wyzwania… -
spojrzała na Rona, który bezradnie wzruszył ramionami, po czym ponownie na
Harry’ego, – i kogoś, kto pokazałby mi, że w porządku jest się nieco różnić.
Harry
wzdrygnął się. Ze wszystkich rzeczy, o których mogli pamiętać, ta z pewnością
nie była aż tyle warta.
-
Och, Harry – skarciła go Hermiona. – Nie myśl o tym w ten sposób. Pomyśl o
wszystkim, co przezwyciężyłeś, mimo że tak wiele razy dostałeś sygnał do
wycofania się. Nigdy nie pozwoliłeś, by to uderzyło ci do głowy, Harry. Nigdy
nie odwróciłeś się do nas plecami, by znaleźć lepszych przyjaciół.
Harry
patrzył na Hermionę przerażony.
-
Hermiono, nie mogłem sobie wymarzyć lepszych przyjaciół niż wasza dwójka –
powiedział ochryple. Ron i Hermiona rozpromienili się z zachwytem, po czym
przyciągnęli Harry’ego do zbiorowego uścisku. – Dbajcie o siebie i uważajcie na
siebie nawzajem, dobra? – zapytał, chociaż jego głos był wyjątkowo stłumiony.
-
Ty też, Harry – powiedziała Hermiona, cofając się o krok, wyciągnęła z kieszeni
mały rulonik pergaminu i podała mu go. – Gdybyś nas potrzebował, to jest mój
numer telefonu, adres pocztowy, przynajmniej do czasu, aż nie znajdę własnego
mieszkania, a także informacje o Fiuu od nas obojga. Nie bój się prosić o
pomoc, Harry. Tylko dlatego, że jesteśmy nieco dalej nie oznacza, że nie damy
rady do ciebie dotrzeć.
Harry
nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy wyciągał z kieszeni ostatnie trzy
listy.
-
Zapamiętam – powiedział dobrodusznie, po czym wręczył Ronowi jego list, a
Hermionie pozostałe dwa. – Przeczytajcie je później i proszę przekażcie Tonks
jej list…
Ron
schował swój do kieszeni, podczas gdy Hermiona ścisnęła oba listy tak, jakby
jej życie od tego zależało.
-
Panie Potter – powiedział surowo jeden z ochroniarzy, robiąc krok do przodu. –
Czas iść.
Harry
westchnął i skinął głową. Jego wzrok przesunął się z Rona na Hermionę, nim
dziewczyna ponownie rzuciła mu się w ramiona. Ron mocno ścisnął przedramię
Harry’ego, a następnie poklepał go po plecach, po czym odciągnął niechętną
Hermionę. Harry powstrzymał uśmiech, gdy Ron objął ją ramieniem. W tym momencie
wiedział, że Ron i Hermiona dają sobie radę, jeśli tylko będą mieli siebie.
Wiedział, że wszystko będzie w porządku.
-
Do zobaczenia wkrótce, prawda? – zaproponował z nadzieją Harry.
Hermiona
posłała Harry’emu łzawy uśmiech, ocierając kilka zbłąkanych łez.
-
Nim się zorientujesz – powiedziała z przekonaniem.
-
Będziemy czekać na twój telefon, kumplu – dodał Ron napiętym głosem.
Czując
dłoń, spoczywającą na jego ramieniu, Harry niechętnie pomachał im, pozwalając
ochronie go odprowadzić. Kiedy otoczyli go strażnicy, Harry spuścił wzrok, by
uniknąć spojrzeń, które wszyscy niewątpliwie mu rzucali. Ledwie był świadom,
dokąd go prowadzą. Jedyną rzeczą, o której myślał, były niewypowiedziane
pożegnania. Tak naprawdę nie pożegnał się z nikim z GD, z kadry Hogwartu, z
Tonks czy Syriuszem.
Naprawdę
chciał porozmawiać z Syriuszem.
Zatrzymali
się gwałtownie, gdy dotarli do nieprzeźroczystych, przesuwanych drzwi, których,
co zaskakujące, pilnował dość duży, czarnoskóry mężczyzna. Uścisk na ramieniu
Harry’ego wzmocnił się, gdy najwyższy ochroniarz zrobił krok do przodu,
wyciągając z marynarki jakieś złożone papiery i wręczając je strażnikowi. Nikt
nic nie powiedział, gdy strażnik rozłożył papiery i przez chwilę patrzył na
pierwszą stronę, po czym jego oczy rozszerzyły się, uderzył dłonią w przycisk
na ścianie, powodując otwarcie się drzwi. Gdy strażnik pośpiesznie odsuwał się
na bok, Harry mógł sobie tylko wyobrazić, co było napisane w tych dokumentach.
Trzeba było okropnie wiele, by przestraszyć kogoś takiego.
Rozważania
Harry’ego zostały przerwane, gdy wprowadzono go do przestronnego, prywatnego
pokoju, zawierającego wszystkie luksusy, jakie można sobie zażyczyć, gdy spędza
się czas w oczekiwaniu na lot. Stały tam półki z książkami, wygodne fotele i
kanapy, telewizor zamontowany na ścianie, mała lodówka, miski z różnymi
przekąskami, ustawione wzdłuż blatu, a także biurko w odległym kącie, na którym
zostały starannie ułożone długopisy i papiery.
Harry
zwrócił się do najbliższego ochroniarza, by zapytać, jak długo tu zostają, ale
nagle ogarnęła go fala irytacji i paniki. Potykając się lekko, Harry rozejrzał
się szybko, szukając źródła emocji, jednak nie dostrzegł niczego niezwykłego.
Czterej ochroniarze ustawili się wokół pokoju, jakby chcieli chronić Harry’ego
przed jakimkolwiek zagrożeniem, które mogło nadejść z dowolnego kierunku,
chociaż tak naprawdę ktoś mógł wejść do pomieszczenia tylko w jeden sposób.
-
Czy wszystko w porządku, panie Potter? – zapytał najniższy ochroniarz.
Harry
pokiwał głową z roztargnieniem.
-
Eee… czy jest tu łazienka? – zapytał z zakłopotaniem.
Ochroniarz
stojący po prawej pod ścianą poruszył się i pchnął drzwi, które z łatwością
wtopiły się w ciemną, wyłożoną drewnem ścianę. Harry wszedł szybko do ciemnego
pokoju, który rozjaśnił się w chwili ruchu. Przy jednej ścianie znajdowały się
cztery syfony i cztery umywalki przy drugiej. Harry natychmiast podszedł do
najbliższego zlewu i odkręcił kran, by nabrać nieco wody w dłonie. Opłukując
twarz, Harry odetchnął głęboko, zmuszając się do spokoju. Ostatnią rzeczą,
jakiej potrzebował była utrata kontroli w środku mugolskiego lotniska.
Drzwi
zamknęły się, a Harry położył dłonie na blacie i pochylił głowę. Był rozdarty
pomiędzy chęcią zapomnienia o tych emocjach a dowiedzeniem się, do kogo
należały. Były tak silne, jakby właściciel emocji był tuż za nim…
-
Potter.
Harry
obrócił się w mgnieniu oka z różdżką w dłoni, całe jego ciało napięło się. Znał
ten głos. Nie było mowy, by kiedykolwiek o nim zapomniał. Należał do jedynej
osoby, którą teraz chciał przekląć, gdy już nie było Voldemorta.
Snape,
magicznie ukryty przed wzrokiem.
Wykorzystując
zmysły, Harry próbował określić, gdzie był Snape i w mgnieniu oka zawęził jego
ogólną lokalizację. Kiedy uniósł różdżkę, coś nagle zamigotało, po czym w polu
widzenia pojawił się Snape, jakby ktoś zapalił światło. Snape wyglądał na
bardziej obdartego, niż kiedykolwiek, a jego tradycyjne czarne szaty zostały
zmienione na czarne, mugolskie ubrania.
-
Odłóż to, Potter – syknął cicho Snape. – Rzucenie jednego zaklęcia zaalarmuje
całe Ministerstwo…
-
Co wcale nie byłoby takie złe – przerwał mu chłodno Harry. – Scrimgeour wie, że
tu jestem i prawdopodobnie założył, że użyję magii tylko w razie
niebezpieczeństwa.
Snape
prychnął.
-
Zawarliśmy umowę, Potter. Pomogłem ci pokonać Czarnego Pana.
Oczy
Harry’ego zwęziły się.
-
Więc teraz chcesz zapłaty jak każdy inny szczur. Wkrótce wyjeżdżam, Snape.
Skończył ci się czas…
-
Nie waż się próbować mnie przechytrzyć…
-
Właściwie to ty nas oszukałeś – zauważył Harry, robiąc krok w jego stronę,
celując różdżką w czoło Snape’a. – Nikt inny z Zakonu nie zarzucał zapłaty za
swoją ciężką pracę.
Snape
spojrzał gniewnie na Harry’ego.
-
Nikt inny nie został oddany na służbę Czarnego Pana.
Harry
musiał powstrzymać uśmiech. To niewiarygodne.
-
Oddany? Dołączyłeś do Voldemorta z własnej woli, a następnie zwróciłeś się do
Dumbledore’a, ponieważ „czułeś się winny z powodu przekazania przepowiedni”,
która doprowadziła do śmierci moich rodziców, mężczyzny, którym gardziłeś
bardziej, niż czymkolwiek innym na świecie. Podaj mi jeden powód, dlaczego
miałbym nie wezwać moich ochroniarzy i pozwolić im cię zabrać.
Snape
prawie trząsł się z furii, wyciągając własną różdżkę i wcelowując ją w
Harry’ego.
-
Powinienem był wiedzieć, że zrobisz coś takiego. Po raz kolejny udowadniasz,
jak bardzo podobny jesteś do ojca.
Harry
machnął kilka razy różdżką i Snape został związany, wisząc do góry nogami z
kneblem w ustach. Harry’ego kusiło, żeby zostawić go tak i pozwolić, by znalazł
go ktoś inny. Snape miał mnóstwo okazji,
by się z nami skontaktować, kiedy mogliśmy coś zrobić. To jego wina, że czekał,
aż będę opuszczać kraj. Jednym ruchem nadgarstka usunął knebel z ust
Snape’a.
-
To twoja ostatnia szansa, daj mi jeden powód – powiedział w końcu Harry.
-
I co zrobisz? – odparł sarkastycznie Snape. – Zabijesz mnie?
Choć
było to kuszące, Harry nie chciał mierzyć się z bałaganem, który wywołałoby
zabicie Snape’a. Fakt, że Snape był bezradnym wyrzutkiem było tak naprawdę
najlepszą karą, jaką można było wymyślić. Nie miał możliwości odkupienia i nie
miał nikogo, kto mógłby przemówić w jego imieniu, głównie ze względu na jego
własne czyny. Snape był dla wszystkich okropnym dupkiem, zwłaszcza dla dzieci,
będących przyszłością czarodziejskiego świata. Ślizgoni, których faworyzował,
nigdy nie zaryzykują swojego dobrego imienia dla niego.
-
Nie sądzę – powiedział Harry, po czym kilka razy machnął różdżką, by Snape
opadł rozwiązany na podłogę. – Ty, Snape, jesteś klasycznym przykładem „piwa,
które się nawarzyło”. Spędziłeś lata na uczeniu w Hogwarcie niczym tyran, by w
końcu zdać sobie sprawę, że nikt nic nie zrobi, by pomóc takiej osobie w
potrzebie, kiedy usunie się czynnik strachu. Zaoferowałem zapłatę, kiedy mogłem
ją przyznać. Ten czas minął. – Zamyślenie przemknęło przez twarz Harry’ego. –
Jednakże jeśli jesteś tak zdesperowany, możesz skontaktować się z Syriuszem i
Remusem…
-
Za nic w świecie nie skontaktowałbym się z kundlem i wilkiem! – syknął Snape.
Harry
bezradnie wzruszył ramionami.
-
Więc nie masz szczęścia – powiedział, starając się, by jego głos był neutralny.
Rozległo
się pukanie do drzwi łazienki.
-
Panie Potter? – zawołał stłumiony głos. – Czas iść.
Snape
wyglądał tak, jakby miał zaraz wybuchnąć z wściekłości, ale obaj wiedzieli, że
Harry rzeczywiście mówił prawdę. Nie było mowy, by Harry mógł osobiście udać
się do banku Gringotta, by pobrać jakąkolwiek kwotę i wrócić na swój lot. Nie
mogli założyć Snape’owi żadnego konta, bo był człowiekiem poszukiwanym i nie
miał żadnego mugolskiego identyfikatora. Jedyną szansą Snape’a było
skontaktowanie się z Syriuszem albo Remusem, ponieważ tylko oni faktycznie
słyszeli umowę.
Chowając
różdżkę w kaburę, nie odrywając wzroku od Snape’a, wyszedł z łazienki.
Natychmiast podszedł do czterech ochroniarzy, podążając za nimi do bramek,
gdzie czekał dość duży samolot. Im bliżej byli, tym bardziej Harry nie mógł
przestać się gapić. Wykorzystanie czegoś tak dużego, by przewieść jedną osobę
wydawało się wielkim marnotrawstwem.
-
Tędy, panie Potter.
Harry
otrząsnął się z myśli i podążył za dwoma ochroniarzami, prowadzącymi go przez
długie, kwadratowe wejście do samolotu, gdzie czekały na nich trzy
nieumundurowane osoby. Pilotem był mężczyzna w średnim wieku, ubrany w
niebieski garnitur, białą koszulę, krawat oraz dziwnie wyglądający kapelusz na
siwiejących, brązowych włosach. Nieco młodszy mężczyzna stojący obok niego był
ubrany podobnie, przez co można go było uznać za drugiego pilota. Kobieta
stojąca obok była ubrana w te same kolory, ale w bardziej swobodny sposób.
-
Panie Potter – powiedziała pogodnie kobieta. – Witamy. Proszę usiąść i się
rozgościć.
Patrząc
na wnętrze samolotu, Harry nagle poczuł się niezbyt komfortowo. Podobnie jak
niedawno opuszczony prywatny pokój, ten samolot wydawał się mieć prawie
wszystko, co potrzebne do przyjemnej podróży. Siedzenia wyściełane jak fotele
ustawione były po cztery wokół stołu, w zabezpieczonej półce z tyłu samolotu
były drogo wyglądające książki, w najbliższym kącie wisiał telewizor, dalej
stała szafka, zawierająca coś, co wyglądało na butelki z alkoholem, a z przodu
samolotu stało biurko.
Harry
powoli przeniósł się na tył samolotu i usiadł na jednym z wygodnych siedzeń
przy oknie. Siedzenie, jeśli to możliwe, było jeszcze wygodniejsze niż na to
wyglądało, dzięki czemu Harry z łatwością się zrelaksował. Nagle wydawało się,
że brak snu i stres wracają, żeby go prześladować. Jego oczy zaczęły opadać,
gdy dobiegła do niego cicha rozmowa. Może
na chwilę dam odpocząć oczom…
Nastąpiło
subtelne drżenie, jakby ktoś jechał po bardzo gładkiej drodze. Harry poruszył
się na miejscu i poczuł, że przykryto go miłym w dotyku kocem. Kiedy to się stało? Marszcząc brwi,
Harry powoli otworzył oczy i jęknął na widok niewyraźnego widoku. Po raz
kolejny zasnął z założonymi soczewkami. Mrugając wielokrotnie, poczekał, aż
jego wzrok się rozjaśni, po czym rozejrzał się. Jedno spojrzenie za okno
zaalarmowało Harry’ego, że lecieli wysoko w powietrzu, widział tylko błękitne
niebo i subtelną nutę chmur. Niedobrze. Jakim cudem udało mu się przespać start
samolotu?
Nerwowo
odsunął koc i wstał powoli, szukając jakichkolwiek obecności zastępczej
ochrony. Jego wzrok natychmiast padł na poduszkę, widoczną nad zagłówkiem
siedzenia tyłem do niego. Na siedzeniu z pewnością ktoś spał, co wydawało się
Harry’emu dziwne. Czego oczekujesz? To
naprawdę drugi lot. Pewnie śpią na zmiany.
Wzrok
Harry’ego przesunął się na przód samolotu, gdzie zobaczył, że stewardessa
rozmawia z kimś ukrytym przed jego wzrokiem. Wyraz jej twarzy wskazywał, że
dobrze się bawiła. Drugi ochroniarz był wyraźnie bardziej zrelaksowany niż ci z
pierwszej zmiany. Harry miał przeczucie, że pierwsza ochrona nie rozpoznałaby
dobrego dowcipu, nawet gdyby ugryzł ich w tyłek.
Śmiech
stewardessy przeciął ciszę jak ostry nóż, powodując, że Harry skrzywił się
lekko. Przypadkowo również dostrzegła, że Harry nie śpi.
-
Panie Potter! – powiedziała radośnie stewardessa. – Dzień dobry! Ma pan ochotę
na coś do jedzenia lub picia? Mamy dzisiaj duży wybór.
Harry
szybko pokręcił głową. Jej radość i podekscytowanie były naprawdę
przytłaczające.
-
Eee… nie – powiedział cicho. – Nie… nie trzeba. Ja…
W
tym momencie zawiodły go wszelkie słowa. Obok stewardessy, w zasięgu wzroku,
pojawił się wysoki mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i niebieskimi,
wypełnionymi humorem oczami. Harry zachwiał się, patrząc w te oczy i nie mogąc
odwrócić wzroku. Czuł się jakby zobaczył ducha. Śnił. Tak musiało być! To
jedyne wyjaśnienie! Lada chwila się obudzi i zobaczy… cóż, nie zobaczy…
-
Wybacz nam, Marie – powiedział mężczyzna, robiąc krok w jego stronę. – Muszę
porozmawiać z moim chrześniakiem.
Harry
powoli opadł na najbliższe siedzenie, zamykając oczy. No dalej, Harry, obudź się. Twój umysł zwyczajnie płata ci figle, bo
chcesz go zobaczyć. Tak naprawdę go tu nie ma. Jest w Londynie i robi to, co
robił przez ostatnie kilka tygodni.
-
Harry – powiedział mężczyzna, który nie
był Syriuszem, siadając obok Harry’ego. – Wiem, że to szok, ale proszę,
posłuchaj mnie. Naprawdę mi przykro z powodu tego, przez co musiałeś przeze
mnie przejść, ale wiedziałem, że walczyłbyś ze mną na każdym kroku, gdybym ci
powiedział, że lecę z tobą. Jesteś tak samo uparty jak ja, zwłaszcza gdy
podejmujesz decyzję za innych ludzi.
Harry
pokręcił uparcie głową, tylko po to, by poczuć, jak Syriusz kładzie mu rękę na
ramieniu.
-
Harry, proszę – błagał mężczyzna. – Wiem, że myślałeś o nas, gdy podejmowałeś
swoją decyzję, więc ja również myślałem o tobie, gdy podejmowałem moją. Nie
obchodzi mnie, ile masz lat. Zawsze będziesz moim chrześniakiem. Jeśli twoja
przyszłość jest w Stanach, moja też.
Harry
powoli otworzył oczy i spojrzał na Syriusza. Nie miał pojęcia, co zrobić, co
powiedzieć ani nawet co myśleć. Ta teoria byłaby do zaakceptowania, gdyby Harry
nie był empatą. Przez cały czas czuł złość i frustrację Syriusza. Nie było
mowy, że ktoś był z czegoś zadowolony i czuł coś zupełnie odwrotnego. Chyba że te emocje nie były skierowane w
ciebie.
Na
twarzy Syriusza gościł półuśmiech, gdy wyciągał rękę i łapał dłoń Harry’ego.
-
Wiem, że nie masz powody, żeby mi wierzyć – powiedział cicho. – I wiem, że mam
wiele do nadrobienia. Remus wielokrotnie mi to wytykał. – Syriusz skinął głową
w stronę siedzenia, zza którego wystawała poduszka. – Musiałem go oszukać
eliksirem nasennym, żeby się zamknął. Nie był zbyt zadowolony, że przed nim też
to ukrywałem, ale wiedziałem, że nie miał w sobie dość siły, żeby ukrywać to,
co robiłem. Powiedziałby ci, a potem wrócilibyśmy do kłócenia się ze sobą na
temat tego, że sądzisz, że robisz to, co najlepsze, zostawiając nas.
Słowa
nie wyszły z ust Harry’ego, choć w jego umyśle wyraźnie pojawiło się kilka
klątw, przekleństw i uroków. Nie było wątpliwości, że teraz wokół Syriusza
krążyły fale niepokoju, nadziei, zmieszane z nutą strachu. Nie mógł uwierzyć,
że Syriusz zrobiłby coś takiego. Czy ten człowiek nie miał pojęcia, co mu
zrobiło jego „odrzucenie”? Tego było zwyczajnie zbyt wiele. Odsuwając się jak
poparzony, Harry zerwał się na nogi i odsunął jak najdalej od Syriusza.
-
Harry – błagał Syriusz, powoli wstając. – Proszę, wiem…
-
Nie, nie wiesz! – syknął ze złością Harry. – Nie masz pojęcia, jak bardzo
cierpiałem z powodu wyjazdu przez ciebie! Nie chciałem zostawiać jedynej
rodziny, jaką znałem, ale wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, nigdy nie
będziesz miał takiego życia, na jakie zasługiwałeś. Jesteś wspaniałym ojcem,
Syriuszu. Zasługujesz na to, aby mieć własne dzieci i wychować je tak, jak ja
powinienem być wychowany przez moich rodziców.
-
Ale ty też jesteś moim dzieckiem, Harry! – kłócił się Syriusz, podchodząc
ostrożnie. – Odkąd James włożył cię w moje ramiona, gdy się urodziłeś, byłeś
częścią mojej rodziny bardziej, niż moja prawdziwa rodzina. Szkoda, że nie
pamiętasz tych wszystkich chwil, gdy razem z Remusem opiekowaliśmy się tobą.
Twoja twarz się rozjaśniała, gdy mnie widziałeś, bez względu na to, w jak złym
byłeś nastroju. To doprowadzało twoich rodziców do szaleństwa.
Harry
prychnął, krzyżując ramiona na piersi i odwrócił się. Ale nie traktowałeś mnie jak najgorszej szumowiny na świecie, gdy byłem
dzieckiem. Dłoń na jego ramieniu zmusiła go do odwrócenia się i spojrzenia
na swojego ojca chrzestnego. Pozostał nieruchomo, gdy Syriusz delikatnie wyciągnął
spod koszuli Harry’ego naszyjniki i popatrzył na nie.
-
Pamiętasz, co one oznaczają, Harry? – zapytał cicho Syriusz. Harry milczał. –
Przyjmując je, zaakceptowałeś fakt, że na zawsze będziesz miał trzech ojców.
Zaakceptowałeś, że rzeczywiście jesteś moim pierworodnym synem. Gdyby coś mi
się stało, odziedziczyłbyś tytuł spadkobiercy rodziny Blacków bez względu na
to, jakie inne dzieci bym miał. W przeszłości rodziny wykorzystywały je, by
wybrać spadkobiercę, gdy ich wyborem nie było pierworodne dziecko – zwykle gdy
była to córka. Czy nie rozumiesz? Nie ma znaczenia, co przyniesie przyszłość.
Ważne jest, żebyśmy się trzymali rodziny.
Harry
poczuł, jak pieką go oczy, gdy próbował utrzymać złość. Część niego na poważnie
chciała udusić Syriusza, podczas gdy druga część chciała wrócić do tego, co
było, nim zaczęło się to szaleństwo. Chciał, żeby jego ojciec chrzestny wrócił,
ale po prostu nie mógł zapomnieć…
-
Poza tym, jeśli naprawdę chodziło o to, żebym znalazł sobie jakąś miłą, ładną
wiedźmę i zgodził się zrobić kilka dzieci, to nie powinno być problemem to, że
wyleciałem z tobą – dodał Syriusz z uśmiechem. – W końcu kto mógłby mi się
oprzeć?
Harry
nie mógł powstrzymać prychnięcia. Niewłaściwe było słuchać, jak jego ojciec
chrzestny mówi o tworzeniu rodziny w jaki zblazowany sposób.
-
Jesteś taki zarozumiały – mruknął Harry, kręcąc głową.
Uśmiech
Syriusza przygasł i zmienił się w wyraz zdezorientowania.
-
Dopiero teraz to odkryłeś? – zapytał z niedowierzaniem. – O, Merlinie, mamy
przed sobą mnóstwo pracy.
To
był początek i w tym momencie, wystarczyło. Harry wiedział, że naprawienie
wyrządzonych szkód zajmie nieco czasu, ale przecież był to bardzo długi lot.
Coś wymyślą. Jak zawsze. Bo tak właśnie postępuje rodzina i – w głębi duszy –
Harry wiedział, że wkraczając w kolejny etap swojego życia, cieszył się, że
jego rodzina będzie z nim na każdym kroku. Być może nie było już tak, jak
dawniej, ale zmiany były częścią życia. Lepiej było to zaakceptować, niż przed
tym uciekać.
Harry
zdecydował się to przyjąć z otwartymi ramionami.
^^^
Epilog
Pięć lat później
Czas
potrafił być cudowną rzeczą. Potrafił leczyć rany, wprowadzać zmiany na lepsze
i z pewnością zmieniać priorytety. Może zmusić pokolenia do spoglądania wstecz
i dostrzegania, ile szkód wyrządziły ich decyzje, jak również zmuszać młodsze
pokolenia do przysięgania, że nigdy nie popełnią błędów starszych. W
Czarodziejskim Świecie dokonało się wiele zmian w nadziei, że zapobiegnie to
powstaniu kolejnego terroru w postaci jednego człowieka. Był to powolny proces,
ale nikt nie mógł oczekiwać, że pokolenia strachu i nienawiści znikną z dnia na
dzień.
Do
dziś i prawdopodobnie jeszcze przez następne lata, dzieci uczą się, że dobro
zawsze zatryumfuje nad złem, wykorzystując do tego historię odważnego dziecka i
jego bitew, które uwolniły ich świat od okrutnego Czarnego Pana. Historia
Harry’ego Jamesa Pottera, chłopca, który przeżył, by zostać wybawicielem
czarodziejskiego świata, była już legendą z tak wieloma wersjami, że niewielu
tak naprawdę wiedziało, co się wydarzyło. Od dnia, w którym Harry opuścił świat
czarodziejów, wielu spekulowało, co się z nim stało, ponieważ jego najbliżsi
przyjaciele odmówili komentarza, a jego rodzina zniknęła. Niektórzy
podejrzewali, że najbliżsi przyjaciele wciąż utrzymywali kontakt z Harrym
Potterem, ale nikt nigdy nie znalazł żadnego popierającego dowodu.
Przynajmniej
dopóki nie znalazł go „Prorok Codzienny”.
Był
ciepły, letni poranek, błękitne niebo widać było jak okiem sięgnąć, a wielka
ilość sów, jak co ranek, szybowała w powietrzu, trzymając w szponach coś, co
wyglądało na gazetę. Jedyna różnica polegała na tym, że cały czarodziejski
świat będzie mówił o tej sprawie przez wiele dni, tygodni miesięcy, a nawet
lat. To właśnie ten nagłówek przykuł uwagę wszystkich. Znaleziono Harry’ego Pottera! Harry Potter i Syriusz Black dostrzeżeni
w Nowym Yorku!
Jednak
wszystkim opadły szczęki z powodu ruchomego zdjęcia pod nagłówkiem. Pośrodku
czegoś, co wydawało się być dużym parkiem, siedział roześmiany Syriusz Black z
całkiem ładną, ciemnowłosą kobietą w ramionach. Przed nimi stał mały, ciemnowłosy
maluch, który nieustannie próbował wstać i utrzymać równowagę, ale kończyło się
to niepowodzeniem i upadkiem na tyłek. Naprzeciwko pary siedział nieco starszy
i bardziej zrelaksowany Harry Potter wraz z kobietą o długich włosach, nieco
jaśniejszych od Harry’ego, życzliwej twarzy i intensywnych, pełnych humoru
oczach.
Jakby
tego było mało, wystarczyło spojrzeć na noworodka, którego Harry Potter trzymał
w ramionach, jakby był najcenniejszą rzeczą na ziemi. Twarz dziecka była
zasłonięta, ale społeczeństwu wystarczyła zmierzwiona czupryna podobna do
włosów Harry’ego Pottera, by wyciągnąć własne wnioski.
Harry
Potter był ojcem.
Wiele
osób spekulowało, jakie imiona mogą mieć dzieci, a nawet czy „mały Potter” był
chłopcem, czy dziewczynką, ale tylko tyle mogli robić. Jednak jedno było pewne.
Niezależnie od tego, przez co przeszli Harry Potter i Syriusz Black, w końcu
byli szczęśliwi.
I
to już wiedzieli ci, którzy utrzymywali kontakt z rodzinami Potter i Black.
Harry i Syriusz w końcu mieli wszystko, czego zawsze pragnęli.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz