Po porannych reakcjach, Snape
uśmiechnął się tylko ironicznie.
- Dobry wieczór, Molly –
odpowiedział.
-
Dzieci! Już są! – krzyknął przez ramię Artur, gdy wszedł do salonu. Podszedł,
wyciągając rękę do Severusa. – Witaj, Sev… - Powódź rudowłosych osób
przepchnęła się przez drzwi, odpychając go na bok.
-
Harry! Jesteś! – krzyknął Ron, będący na czele grupki. – Dlaczego nie
powiedziałeś nam o tym, kumplu?
-
Tak, Harry… - przyszli bliźniacy.
- …co
ty sobie…
-
…myślałeś, nie wyjawiając…
- …nam
planów? I profesorze…
-
…teraz, gdy jest pan jednym z nas…
- …
czy to znaczy, że moglibyśmy prosić o pomoc…
- … z
naszymi eliksirami?
-
Trudno mi sobie wyobrazić, by hogwardzki profesor
pomagał wam w nielegalnych
eksperymentach – zadrwił Percy, wpychając się do pokoju.
-
Och, daj spokój, Perce – ogromny rudowłosy z zębami smoka na szyi potargał
włosy Prefekta, ku irytacji Percy’ego. – Profesor Snape może nadzorować
bliźniaków jako środek bezpieczeństwa i higieny pracy.
Jeszcze
kolejny wysoki, rudowłosy mężczyzna wszedł do salonu z dziewczynką na
ramionach. Harry zaczął czuć lekką klaustrofobię i cofnął się o krok, coraz
bliżej Snape’a.
Chwilę
później poczuł dłoń profesora na swoim ramieniu.
-
Jeśli próbujecie wysłać nas z powrotem do Hogwartu – powiedział Snape
jedwabistym głosem, - łaskawie pozwólcie nam zabrać trochę proszku Fiuu zanim
wepchniecie nas do kominka.
- No
naprawdę, co za maniery! Co sobie Harry
i profesor Snape o nas pomyślą! – zawołała Molly, pociągając ich do tyłu. –
Nawet nie mieli szansy przywitać się z waszym ojcem!
Arturowi
w końcu udało się uścisnąć dłoń Snape’a i zmierzwić włosy Harry’ego.
- Jak
się masz, Harry?
-
Dobrze, proszę pana. Dziękuję – powiedział uprzejmie Harry, uważając, by nie
wyjść na „pawiana analfabetę”.
-
Severusie, wiem, że nie muszę przedstawiać ci naszych synów, ale Harry, znasz
już naszych czterech młodszych chłopców, a to najstarsza dwójka: Bill – wysoki
rudzielec wyszczerzył się do niego i Harry zauważył kolczyk w uchu mężczyzny, -
i Charlie.
-
Cześć, Harry! – Muskularny młody mężczyzna chwycił rękę Harry’ego w swoją własną dużą i zrogowaciałą, ale jego
uścisk był delikatny. Harry uśmiechnął się do niego, natychmiast go lubiąc.
- I
nie wierzę, że któryś z was spotkał naszą córkę, Ginny.
Bill
odwrócił się tak, że mogli zobaczyć dziewczynkę na jego plecach. Zarumieniła
się i pisnęła ciche „Hej”.
Ron
przewrócił oczami i szepnął do Harry’ego:
- Nie
wiem, czy jest nieśmiała, bo nasłuchała się opowieści o Snape’ie, czy dlaczego,
że ty jej się podobasz… cóż, przynajmniej Chłopiec, Który Przeżył – poprawił
się, gdy zobaczył, że Harry unosi brwi. – Tak czy inaczej, nie daj się zwieść.
Normalnie Ginny jest jak mama, tylko głośniejsza!
Harry
wyszczerzył się.
-
Mamo – zawołał Ron, - możemy zabrać Harry’ego i iść się pobawić?
- Oczywiście,
kochanie – odparła Molly. Harry zerknął na Severusa i gdy otrzymał surowe
skinienie głową, pobiegł za innymi. Ginny zsunęła się z szerokich ramion Billa
i dołączyła do nich, zostawiając Snape’a z Billem, Charliem, Molly i Arturem.
Artur
westchnął słysząc nagłą ciszę.
-
Zapomniałem już, jak brzmi cisza – powiedział z nostalgią.
-
Gody smoków są cichsze niż oni – powiedział Charlie, co zaniepokoiło Snape’a,
gdy zdał sobie sprawę z nieskrytej dumy. O czym, do licha, myślał, pozwalając
grzecznemu, spokojnemu Harry’emu hulać z tymi wcielonymi diabłami?
-
Usiądź – Molly wskazała Severusowi – o nie, nie znowu, - chropowaty fotel i
poddał się swojemu losowi z rezygnacją.
Tymczasem
Harry pospiesznie dołączył do najdalszych zakątków mieszkania razem z młodszymi
Weasleyami.
-
Dobrze – powiedział Ron z determinacją. – Czego na tobie użył? Crucio? Imperiusa?
Harry
zamrugał.
- Co?
Kto?
-
Snape! – wyjaśnił Ron niecierpliwie. – Czego użył byś się na to zgodził? A może
nie dano ci żadnego wyboru? Powiedz tylko słowo, kumplu. Znajdziemy jakiś
sposób, by zabrać cię z dala od tego tłustego głupka.
- On
nie jest tłusty! – wtrąciła się niespodziewane Ginny. – Zawsze tak mówicie, ale
to nie prawda.
-
Cóż, tak – przyznał powoli Ron. – Wygląda dzisiaj trochę inaczej.
- Rzeczywiście
w bardzo nie-snape’owski sposób i…
- …
prawdopodobnie to część spisku…
- …
próbującego dać rodzicom fałszywe poczucie…
- …
bezpieczeństwa.
-
Polubili go – powiedział Ron, kręcąc głową. – Nie wierzę, że mama dała się na
to nabrać. To znaczy, tata nie słyszał wszystkich historii, ale mama tak!
-
Prawie nas udusił…
-…
kiedy poprawiliśmy kolory jego Domu…
-… i
nigdy nam za to nie podziękował! Tylko upewnił się, że mama…
-…przyjdzie
do Hogwartu z drewnianą łyżką…
-…Praktycznie
nalegał też na oglądanie tego…
-…tłusty
dupek.
- On
nie jest tłusty! – wykłócała się Ginny, ale została zignorowana.
-
Zasłużyliście na każdą karę za ten wybryk – powiedział Percy represyjnie. –
Jestem zaskoczony, że profesor Snape was nie wywalił. Jakbyście się czuli,
gdyby jacyś Ślizgoni zaczarowali nas wszystkich na czerwono.
-
Wspaniale! – krzyknęli zgodnie bliźniacy, ku wielkiemu oburzeniu Percy’ego.
-
Słuchaj, Harry – Ron zignorował swoje rodzeństwo. – Słyszałem, że wszyscy moi
bracia, nawet Percy, mówili o tym, jak okropny jest Snape. Jest złośliwy i
paskudny i nie obchodzi mnie, co którykolwiek dorosły mówi, nie powinieneś
musieć z nim żyć.
Harry
był lekko rozbawiony. Jakiego miał wspaniałego kumpla! Ron i cała jego rodzina
chciała być po prostu pewna, że Harry jest dobrze traktowany.
-
Dzięki, Ron, ale szczerze mówiąc, Snape w ogóle nie jest złośliwy. – Zignorował
bliźniaków prychających z drwiną i bardziej powściągliwe mamrotanie Percy’ego.
– On naprawdę jest po prostu genialny. Dał mi mój własny pokój i napełnił go
rzeczami – czekaj aż je zobaczysz! I pomógł mi z moim charakterem pisma i nie
pozwolił dyrektorowi wyrzucić mnie i…
Oczy
Rona zwęziły się podejrzliwie.
- Czy
nie dał ci szlabanu? I linijek? I czy nie mówiłeś, że uderzył cię po lekcji
latania z panią Hooch?
- No,
tak – przyznał Harry. – Ale to naprawdę mocno nie bolało, czy coś. I nawet na
szlabanie dał mi nowe pióro, bym mógł pisać linijki i dał mi przekąskę…
-
Więc naprawdę cię nie głodzi…
-… i
nie bije cię za mocno…
-
Harry to nie brzmi dla nas…
-… za
dobrze.
-
Tak, Harry – powiedział Percy nieco pompatycznie. – Musisz mieć świadomość, że
istnieją zasady jak mają być traktowani nieletni w czarodziejskim
społeczeństwie. Jeśli Snape naruszy te zasady, wtedy…
-
Przestań, Percy! – wtrącił się Ron, schylając się zanim starszy brat walnął go
z irytacją. – Stary, po prostu nie wiem. Znaczy, cieszę się, że go lubisz i w
ogóle, ale muszą być jacyś lepsi opiekunowie!
Harry
westchnął. To było już irytujące.
-
Ron, naprawdę, on jest fantastyczny. Nie krzyczy na mnie, nie rani ani… -
Urwał, gdy uświadomił sobie, co może przekonać oszalałych na punkcie Quidditcha
Weasleyów. – Nie tylko pozwolił mi grać jago Szukający Gryffindoru, ale też dał
mi nową miotłę.
Bliźniacy
ożywili się.
-
Nową miotłę…
-…
dla szukającego Gryfonów...
-… z
pozdrowieniami od Opiekuna Slitherinu?
- To
musi być sabotaż…
-…
albo jakiś stary, rozpadający się antyk!
- To
zupełnie nowy Nimbus 2000 – poinformował ich Harry chłodno. – Ale jeśli
myślicie, że to sabotaż to nie musicie jej pożyczać.
- Nimbus? – Nawet Ginny była zdumiona.
Ron
usiadł, mrugając.
-
Snape kupił ci Nimbusa? Nimbusa 2000?
Harry
pokiwał głową z zadowoleniem.
-
Mogłem jej użyć dzisiaj w praktyce. Jest genialna! – powiedział, entuzjazm
zastąpił jego irytację. – Powinieneś widzieć, jak sobie radzi. Kate pokazała mi
ten nowy ruch – coś Wrońskiego, – i to było dużo prostsze z nową miotłą. –
Urwał. – Nie chciałbyś jej wypróbować, gdy wrócimy do szkoły.
Ron
pokiwał głową tak szybko, że Harry pomyślał, że może mu się urwać szyja.
-
Pewnie!
- Daj
spokój, Harry…
-…
naprawdę nie zatrzymałbyś nas…
-…
przed próbą, prawda?
-
Wow! Nimbus 2000! Mogę sobie tylko …
-…
wyobrazić, jak ona musi…
-…
niezwykle latać!
- Czy
mogę spróbować? Mogę? – błagała Ginny.
Harry
zlitował się nad nią.
-
Następnym razem poproszę profesora Snape’a, czy mogę zabrać ją ze sobą, dobrze?
Macie tutaj miejsce, gdzie można latać, prawda?
-
Chodź zobaczyć nasze boisko! – zaprosił Ron.
-
Pamiętajcie, że nie pójdziemy latać przed obiadem – ostrzegł Percy, spiesząc za
nimi.
- A
może…
-…
spróbujemy, by mugolskie zabawki taty…
-…
poruszały się. Może Harry będzie wiedział…
-… co
z nimi robić?
Po
czasie, który nie był aż tak niekończący się, jak obawiał się Snape, Molly
oświadczyła, że kolacja jest już niemal gotowa. Ku jego zaskoczeniu, Bill
Weasley, którego Snape mgliście pamiętał, jako ucznia potwornego z eliksirów,
wyrósł na czarującego, dowcipnego gawędziarza. Opowiadał zabawne historie o
pracy z goblinami, a Charlie wtrącał się z własnymi opowieściami o życiu wśród
smoków. Pomiędzy tą dwójką, Snape w ogóle nie musiał dużo mówić i raczej
odkrył, że cieszy się z tej przerwy – choć nie miał zamiaru nikomu tego
przyznać.
Molly
zawołała dzieci i zbyt szybcy najmłodsi członkowie tego plemienia przemknęli
przez dom, otaczając morzem czerwonych głów jedną czarną czuprynę. Mieli jakieś
mugolskie piłki, którymi się bawili i przetoczyli się przez salon jak hałaśliwa
rozmyta plama.
- Nie
bawcie się tymi rzeczami w domu! – krzyknęła na nich Molly. – Słyszycie mnie?
Nie w domu!
Wrzawa
przeniosła się w bardziej odległą część domu, a Artur i Severus wymienili
spojrzenia.
- Nie
wiem, jak udaje ci się znieść dzień w dzień szkołę pełną dzieci – powiedział
Artur, potrząsając głową.
- Tak
– powtórzył Charlie. – To znaczy, jest nas okropnie dość i przynajmniej mama i
tata zdecydowali mieć nas więcej.
- Nie
myślał pan nigdy o jakiejś innej, cichszej pracy, jak tester zaklęć czy portier
św. Mungo? – wyszczerzy się Bill.
-
Często – powiedział Snape oschle.
-
Idźcie usiąść – poleciła Molly z progu. – Jeszcze raz zawołam dzieciaki.
Mężczyźni
zajęli miejsca za stołem, podczas gdy Molly ponownie zawołała resztę. Poziom
hałasu zaczął rosnąć i Bill powiedział:
-
Mogę usłyszeć, że nadchodzą.
-
Zmarli mogą to usłyszeć – zauważył Charlie.
Jednak,
zanim którekolwiek z dzieci dało się zobaczyć, pojawiła się mugolska piłka.
Wpadła szybko do pokoju, przecinając pełen gracji łuk, który zakończyła
odbijając się ostro od głowy Artura, popędziła na ścianę, odbiła się od
kredensu (przy okazji rozbijając krzykliwie kolorowy wazon) i wylądowała z
głośnym PLASK w dużej wazie puree z groszku.
Choć
raz nastąpiła martwa cisza.
Severus
i Bill w porę zdążyli rzucić Protego,
ale Charlie i wciąż oszołomiony Artur byli obficie opryskani zieloną papką, tak
jak obrus, otaczające stół krzesła i dwie ściany.
Młodsze
dzieci zgromadziły się w drzwiach, szeroko otwartymi oczami, patrząc w
milczeniu na ruinę. Molly pojawiła się w drzwiach kuchni i złamała ciszę
krzykiem. Wszyscy wzdrygnęli się, gdy odwróciła się do dzieci z błyskiem w oku.
- Kto to zrobił?
Nastąpiła
chwila ciszy po czym:
- Ja!
– krzyknął Ron, podobnie jak powiedzieli bliźniacy:
- My!
– i nawet Percy zaoferował:
-
Eee… Ja.
Sekundę
później, Ginny nalegała:
- To
ja!
Piątka
dorosłych wymieniła długie spojrzenia, gdy samotny brunet powoli ruszył do
przodu.
- To
ja – przyznał Harry żałośnie, a jego ramiona opadły.
-
Nie, to nie prawda – nalegał Ron, starając się popchnąć Harry’ego pomiędzy
nich. – Mamo, to nie prawda!
Harry
uśmiechnął się słabo do przyjaciela.
- W
porządku, Ron. Dziękuję. – Podniósł oczy na Snape’a. – To byłem ja.
Snape
dotknął swoją nieskazitelną chusteczką ust i rzucił ją na talerz.
-
Jeśli bylibyście tak uprzejmi, to wybaczcie nam na moment – powiedział do
reszty, biorąc Harry’ego za ramię. – Arturze, mogę skorzystać z twojego biura?
Dziękuję.
Wpędził
Harry’ego do małego, pełnego książek pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Przez
chwilę bawił się z rzucaniem zaklęć wyciszających, ale w końcu zdecydował
zrezygnować. Oprócz tego, że było to rażące naruszanie czarodziejskiej
etykiety, taki zaklęcia nie były wcale konieczne w Norze, gdzie poziom hałasu
wyklucza udany podsłuch.
-
Więc. – Założy ręce i spojrzał na podopiecznego, mając na twarzy swoje
najbardziej odpychające gniewne spojrzenie. – Co masz do powiedzenia? Może nie
usłyszałeś polecenia pani Weasley, by nie grać w piłkę w środku?
Harry
żałował, że nie spadł z miotły na treningu Quidditch i nie złamał ręki, jak
Neville. Wtedy nie poszedłby do Nory i nie skompromitował się – a co z tym
idzie, profesora Snape’a, - w tak okropny sposób. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś tak wstrętnego. Nawet u
Dursleyów, jego najbardziej odrażające zbrodnie działy się przez użycie
przypadkowej magii, która była poza jego kontrolą. Nigdy świadomie, celowo nie
zrobił czegoś takiego. Mógł sobie tylko wyobrazić, co wuj i ciotka by mu
zrobili, gdyby zniszczył jeden z ich talerzy obiadowych, tak jak właśnie zrobił
pani Weasley.
Teraz
ona nigdy nie pozwoli mu wrócić do Nory; właściwie to powinien powiedzieć
Ronowi i reszcie, żeby trzymali się od niego z daleka. To jedno być dziwakiem i
nieumyślnie robić dziwne rzeczy. Co innego być nieposłusznym i w konsekwencji
siać zupełne spustoszenie.
Nie
mógł się nawet zmusić, by spojrzeć na Snape’a. Zaledwie kilka godzin temu
mężczyzna dał mu najbardziej genialną miotłę, sprawiając, że był obiektem
zazdrości całej drużyny Quidditcha i jak się Harry mu odpłaca? Przychodząc do
Nory i zachowując się jak jakiś niecywilizowany prostak – coś, co Snape
najbardziej nienawidził. Był całkiem
pewny, że Snape nie zamierza się go pozbyć, w sposób, jaki przypuszczał,
zrobiliby to Weasleyowie, ale również zorientował się, że Snape ma zamiar
wyrazić swoje niezadowolenie bardzo, bardzo wyraźnie.
Wiedział,
że Snape, pod presją mógłby uderzyć tak mocno, jak wuj Vernon i uznał, że
miałby szczęście, gdyby uszedł tylko z jednym uderzeniem w głowę jak podczas
pierwszego szlabanu. Albo profesor tylko zacznie, a potem pozwoli panu i pani
Weasley mieć szansę, by też spuścili mu manto? Nie winiłby ich, gdyby to
zrobili. Po tym, co Harry zrobił z ich stołem? Był tylko zaskoczony, że Snape
wmaszerował to dla odrobiny prywatności – przynajmniej na razie.
- No,
Potter? – zażądał profesor, podchodząc do niego i Harry nie mógł powstrzymać
wzdrygnięcia.
Snape
zatrzymał się. Chłopak zdawał się być zahipnotyzowany przez swoje stopy,
ignorując żądanie Snape’a o wyjaśnienia, więc to naturalne, że Snape ruszył w
jego stronę, mając zamiar wstrząsnąć do aroganckiego bachora odrobinę rozsądku.
Ale nie wcześniej niż się poruszył, chłopiec skulił się, jakby spodziewając się
naprawdę brutalnej kary.
-
Harry – powiedział Snape, zmuszając się, by jego głos miał nieco mniej
agresywny dźwięk. – Oczekujesz, że cię ukarzę?
Chłopak
skinął głową, jego oczy były szczelnie zamknięte, ręce zaciśnięte po jego
bokach. - Poprzez uderzenie cię?
Znów
skinął głową, wyraźnie się przygotowując.
Snape
spojrzał na niego.
-
Idiota. Czy nie wyjaśniłem ci dokładnie mój stosunek do kar cielesnych?
Oczy
chłopca otworzyły się w zdumieniu.
- Ale
t-to są szkolne zasady, proszę pana – przełknął ślinę. – To nie jest Hogwart.
To znaczy, te przepisy są na, no wie pan, codzienne sprawy. To, co tu zrobiłem
było naprawdę bardzo złe. Nie widział
pan stołu pani Weasley?
-
Głupi dzieciaku, siedziałem tam! – wskazał Snape gniewnie. Gryfoński osioł. – I co masz na myśli mówiąc „szkolne zasady”?
Naprawdę sobie wyobrażasz, że nie mam nic lepszego do roboty tylko wymyślać
nowe reguły na każdą ewentualność? Tego się spodziewasz? Zasady w Norze, zasady
w Hogwarcie, zasady w Dziurawym Kotle, zasady na Śmiertelnym Nokturnie…
- Co
to… - zaczął Harry nieśmiało.
Snape
zignorował go.
-
…Zasady dla jedenastoletniego ciebie, dla dwunastoletniego, zasady, gdy
będziesz nosił spodnie, zasady na co drugi wtorek, zasady w miesiące mające w
sobie literę „r”? – Gdy profesor wygłaszał tyradę, Harry zaczął się odrobinę
odprężać. Mimo złośliwego brzmienia Snape’a, Harry nie mógł przegapić faktu, że
profesor tłumaczył, że jego przepisy o karze nie są tylko w Hogwarcie.
-
Ch-chce pan powiedzieć, że nie zamierza mnie pan bić? – Harry zdołał przełknąć
ślinę. – Albo pozwolić państwu Weasley? To znaczy, oni muszą być naprawdę
wściekli.
Snape
skrzywił się jeszcze gwałtowniej.
-
Jesteś moim podopiecznym, Potter. I nie obchodzi mnie, czy podpalisz ich
cholerny dom, nikt oprócz mnie nie może położyć na tobie nawet palca.
Rozumiesz?
Harry
pokiwał głową z szeroko otwartymi oczami.
- I
co do „uderzenia” cię, znasz już odpowiedź na pytanie, prawda?
Harry
przełknął ślinę i skinął głową, a nieśmiały uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-
Następnym razem proszę, byś nie próbował odciągać mnie od twojego
przerażającego zachowania zadając głupie pytania. Doskonale zdajesz sobie
sprawę, że zachowałeś się okropnie i będziesz
ukarany, ale nie fizycznie, przez mnie albo kogokolwiek
innego. – Snape wisiał groźnie nad bachorem. – Właściwie, co masz zrobić, jeśli
ktoś, jak pani Weasley, próbowałby cię uderzyć?
-
B-bronić się? – odpowiedział Harry niepewnie, tylko w połowie wierząc, że za
odpowiedź nie zarobi klapsa.
-
Dokładnie, - Snape patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami jeszcze przez
moment. – Teraz. Co do twojego nieokrzesanego zachowania, co masz do
powiedzenia na swoją obronę, ty niemożliwy bachorze?
Harry
westchnął, czując, jak ostatnie przerażenie go opuszcza. Wiedział, że Snape
wciąż jest na niego zły i była to jedyna rzecz, która powstrzymywała go przed
przytuleniem mężczyzny z czystej ulgi i wdzięczności. Nie mógł uwierzyć, jakim
był szczęściarzem. Gdyby coś takiego stało się choć dwa tygodnie temu, zostałby
pobity tak bezlitośnie, że ślady po uderzeniach i siniaki miałby przez
tygodnie. Snape był naprawdę miły. Choć z drugiej strony, Harry czuł się
jeszcze gorzej rozczarowując mężczyznę. Powstrzymał pociąganie nosem.
-
Przykro mi – mruknął, spuszczając głowę.
- Nie
słyszałeś pani Weasley?
- Słyszałem
– przyznał Harry.
- A
jednak jej nie posłuchałeś?
Ramiona
Harry’ego skuliły się jeszcze bardziej.
-
Chodzi o to, że wszyscy ją zignorowali, więc… - znów pociągnął nosem.
-
Czyż nie jesteś gościem w tym domu? – Harry skinął głową. – Ale nie czujesz się
zobowiązany, by respektować zdanie swojej gospodyni? – Harry zwijał się ze
wstydu. – Mimo całej życzliwości, którą pani Weasley ci okazała, nie mogłeś
zrobić jej tej uprzejmości słuchając tak prostej rzeczy?
Harry
poczuł, że pierwsze łzy ześlizgują się po jego policzkach.
-
Przykro mi – szepnął znowu.
-
Och, będzie ci, Potter – obiecał Snape ponuro. – Jak myślisz, dlaczego pani
Weasley stworzyła zasadę, by nie grać piłką w domu?
-
B-by nic się nie zepsuło.
- I żeby nikomu nie stała się krzywda. Co
jeśli piłka uderzyłaby pana Weasleya w twarz? – Snape zdusił zbłąkany chichot
na wspomnienie wyrazu twarzy Artura, gdy piłka uderzyła go w głowę. Skrzywił
się bardziej strasznie na pochlipywanie bachora. – Co wtedy?
-
Przepraszam – Harry otarł więcej łez.
- A
co jeśli pan Weasley położyłaby już ciasto, które dla ciebie zrobiła? Tort i
cała ciężka praca Molly mogła zostać zniszczona!
-
Pani Weasley zrobiła ciasto? Dla mnie?
– Harry był tak zaskoczony, że przestał płakać. Spojrzał na Snape’a z
niedowierzaniem. Naprawdę ktoś zadał sobie trudu, by upiec ciasto na jego
cześć? Dudley zawsze miał fantazyjny tort na urodziny, ale dziś nawet nie były
urodziny Harry’ego, a jednak pani Weasley zrobiła dla niego ciasto?
- Tak
i zadała sobie wiele wysiłku, by go zrobić – skarcił go Snape, mentalnie
przewracając oczami na wspomnienie szczegółowego opisu Molly. Gdy nastała
niezręczna cisza między opowieściami Billa o łamaniu klątw w Transylwanii i
doświadczeniami Charliego, próbującego założyć kolonię rozrodczą smoków
norweskich, Molly zapełniła ją szczegółowym opisem ciasta, które zrobiła „dla
małego Harry’ego”. – Jak myślisz, jak by się poczuła, gdyby twoja niedbałość
niszczyła całą jej ciężką pracę?
-
Zrobiła dla nie ciasto? – powtórzył Harry, radośnie zaskoczony.
-
Potter! – warknął Snape potrząsając go za ramię i sprawiając, że Harry
podskoczył. – Skup się!
Harry
zdusił swoje niewyraźne ciepłe uczucia i ułożył rysy twarzy w bardziej
skruszone. Profesor Snape udzielał mu nagany i nie chciał, by biedak zdał sobie
sprawy, że wzdychał na to. Zwłaszcza nie tutaj, w Norze, gdy pan Weasley jest
tak blisko. Harry musiał pomóc
profesorowi Snapeowi dobrze wypaść, a uśmiechanie się jak wariat podczas
surowej reprymendy nie było na to dobrym sposobem.
-
Przepraszam – powtórzył ze skruchą, przytulając do siebie doskonałą wiedzę, że
nie tylko pani Weasley zrobiła dla niego tort, ale też – nawet w środku słownej
chłosty – profesor Snape upewnił się, że jest tego świadomy.
Snape
zastanawiał się, czy zrobił dobrze wstrząsając chłopcem. Chciał tylko skupić
uwagę małego potwora, gdy stało się jasne, że błądzi myślami, ale teraz
chłopiec wyglądał na zdruzgotanego. Mimo to, powiedział sobie Snape, dzieciak
dostał naganę za nierozważne zachowanie.
-
Tylko dlatego, że Weasleyowie zachowują się źle to nie jest usprawiedliwieniem,
byś robił to samo – kontynuował stanowczo. – Nie jesteś jakimś idiotą, by
podążać ślepo za innymi. Spodziewam się, że nauczysz dzieci Weasley zachowywać
się z większą ilością rozumu i dojrzałości, byś się nie uszkodził przez ich
chuligańskie skłonności. Rozumiesz?
-
Tak, proszę pana – powiedział Harry potulnie. Wow. Profesor Snape miał dla
niego wysokie oczekiwania. To miłe. Inne, ale miłe. Wuj Vernon zawsze mówił, że
Harry na pewno skończy jako bezwartościowy pijak z rynsztoku. Teraz profesor
Snape spodziewał się, że będzie uczył inne dzieci (starsze dzieci), jak się zachowywać.
- I
nawet jeśli rzucą lub kopną piłkę do ciebie, dlaczego nie masz rozsądku i nie
złapiesz jej i zakończysz grę lub stwierdzisz, że rzuciłbyś tylko do kogoś, kto
idzie na zewnątrz? Albo przynajmniej nie kopniesz jej w innym kierunku? Czy
zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby nikt nie złapał piłki? Jesteś
wystarczająco bystry, by móc obliczyć trajektorię lotu piłki, bezmyślny
bachorze. Niezastosowanie się do tego po prostu pokazuje twoje kompletne
lekceważenie zasad tego domu. Musisz używać tego swojego mózgu, Potter –
powiedział ze złością Snape, klepiąc go lekko w kłykieć. – Trzeba myśleć do
przodu, a nie błądzić myślami jak bezmózgie zwierze. Jesteś podopiecznym Ślizgona, młody człowieku. Gryfon czy
nie, nauczysz się myśleć zanim
zadziałasz.
-
Tak, proszę pana! – Wow! Profesor Snape rzeczywiście myślał, że jest
inteligentny! Profesor był wściekły, bo uważał, że Harry jest zbyt mądry, by
zachowywać się tak głupio – a to jest coś jak komplement, prawda?
Zrobił
wszystko, by nie uśmiechnąć się promiennie do profesora Snape’a, uważając, że
oczekuje się od niego poważnej i skruszonej miny.
Snape
rozważał swój następny ruch. Dzieciak był wyraźnie skruszony. Parę razy płakał
lub prawie zalewał się łzami podczas jego przemowy, a Snape dobrze wiedział, że
bachor, mimo jego psotnictwa, nie chciał naprawdę nic złego. W rzeczywistości,
rozmyślał profesor posępnie, to wszystko wina tych Weasleyów! To oni skłonili
Harry’ego do nieposłuszeństwa, chociaż to szczęście bachora, że akurat on
spowodował szkodę. Mimo to, przynajmniej reszta dzieci próbowała osłonić
Harry’ego – to dobrze wróżyło o długoterminowej przyszłości chłopca, kiedy
będzie potrzebował takich lojalnych sojuszników przeciwko siłom Voldemorta.
Snape
zerknął na chłopca. Co teraz? Wiedział, że chłopak technicznie zarobił już
klapsa za nieposłuszeństwo, ale biorąc pod uwagę to, jak kruchy wydawał się
wcześniej Harry, być może byłoby lepiej udawać, że tego nie zauważył. To nie
tak jakoby chłopak przypominał mu siebie.
Harry
zerknął na profesora. Co teraz? Wiedział, że zasługuje na klapsa, ale również
podejrzewał, że profesor będzie zbyt miły, by go zadać, a to może sprawić, że
pan Weasley pomyśli, że profesor jest kiepskim opiekunem.
- Nie
posłuchałem – zauważył Harry szybko. – Powinien mi pan dać klapsa.
Snape
ukrył zaskoczenie za gniewnym grymasem.
-
Myślisz, że o tym nie wiem? – Dobry boże. Dzieciak nie miał pojęcia o
instynkcie samozachowawczym. Oczywiście, ci diabelni mugole wybili go z niego.
Mógłby mieć tylko nadzieję, że nastawienie Weasleyów, zwłaszcza bliźniaków,
poprawi zdolności przetrwania Harry’ego. W takim tempie, po dowiedzeniu się o
planach Voldemorta względem niego, dzieciak pomaszeruje i wyzwie Czarnego Pana
do walki na ręce lub jakiegoś równie idiotycznego i gryfońskiego pojedynku.
Pewnie nawet wziąłby na siebie wyjaśnienie Voldemortowi, których zaklęć i
przeciwzaklęć misi się jeszcze nauczyć w naiwnym założeniu, że Czarny Pan
będzie unikać używania ich. Snape już mógł usłyszeć bachora: „Hej, Lordzie
Voldemorcie! Tutaj jestem! Czy bitewna mgła utrudnia ci zobaczenie mnie? Celuj
trochę bardziej w lewo!” Oczywiście miał jeszcze dużo rzeczy do nauczenia.
Jednak
na razie, mały idiota ściągnął to na siebie. Snape wyciągnął rękę i odwrócił chłopca od siebie.
Zauważył, że dzieciak zdjął swoje szaty do zabawy tymi absurdalnymi mugolskimi
zabawkami i przypomniał sobie, by rozładować odpowiednio klapsa.
Harry
pochylił się i przygotował się, zastanawiając, czy biorąc pod uwagę ogrom
zbrodni, Snape może zdecydować, że dwa (lub więcej) klapsy będą odpowiednie.
Ręka
Snape’a uderzyła po przekątnej jego pośladka, brzmiąc gorzej niż było, gdy
głośny plask odbił się echem wokół pokoju, ale powodując tylko łagodne ukłucie.
Harry czekał na kolejnego klapsa, wykręcając twarz w oczekiwaniu, ale sekundy
mijały i nic się nie działo.
-
Och. – Wyprostował się i spojrzał w stronę Snape’a, który czekał, marszcząc
brwi. – Eee… Au! – powiedział z opóźnieniem, starając się brzmieć na
odpowiednio ukaranego. Podniósł dłonie, by dobrze potrzeć pośladki. – Nie
zrobię tego znowu – obiecał, krzywiąc się, jakby pozostałe mrowienie było
dotkliwie bolesne.
-
Wyobrażam sobie, że nie – rzucił profesor automatycznie, ale wydawał się czymś
zaniepokojony. – Nie musisz nie ruszać się albo milczeć, gdy jesteś karany –
przypomniał mu wreszcie Snape, wciąż marszcząc brwi. Chłopiec nadal był jeszcze
tak przerażony karami cielesnymi, że nie mógł nawet opierać się na takie małe
sposoby? Musiał uważać, by nie być zbyt szorstkim dla Harry’ego; mimo wszystko,
uderzenie miało na celu jedynie zakomunikowanie jego niezadowolenia, a nie
wyrządzanie
znacznego
bólu.
-
Wiem – odparł Harry próbując wyjaśnić powód, dlaczego nie wiercił się i nie
wył. Prawda – że pojedynczy klaps nie boli tak bardzo, by niepokoić – była
oczywiście nie do przyjęcia. – Eee, ale ponieważ jestem pewny, że nadal będzie
pan dawał mi klapsa w tyłek, to nie wydaje się mieć dużo sensu.
To
wydawało się być dobrą odpowiedzą. Zmarszczki wygładziły się i Snape uśmiechnął
się do niego złośliwie.
-
Niech to będzie dla ciebie wyzwaniem.
Harry
nadal trzymał się za tyłek, dla zachowania pozorów, ale przestało już szczypać.
Chociaż nadal mógł powiedzieć, gdzie wylądował klaps, nieprzyjemne ciepło już
się nie utrzymywało – klaps nie zostawił żadnego trwałego dyskomfortu.
-
Proszę pana – zapytał , zapewniony, że Snape wykonał swój ojcowski obowiązek i
nie będzie miał kłopotów z panem Weasleyem albo dyrektorem za nie zareagowanie
na złe zachowanie Harry’ego, - co powinienem zrobić, gdy reszta będzie jeść?
Okropny
grymas wrócił na twarz Snape’a. Okazało się, że bachor ma pamięć gumochłona.
Czy nie rozmawiali o tym ostatni raz, gdy byli w Norze?
-
Potter, będziesz jeść z nami przy stole. Na pewno nie mogłeś zapomnieć tak
szybko swojego ostatniego posiłku tutaj!
Harry
zamrugał w prawdziwym zdziwieniu.
- Ma
pan na myśli, że nadal mam pozwolenie na kolację? Nawet po tym, co zrobiłem?
-
Może i zacząłeś swoje 500 linijek, ale wydaje mi się, że jeszcze nie uwierzyłeś
w przepisywane słowa – zganił go Snape. – Zwyczaj twoich krewnych, który
zakazywał ci siadania do stołu i głodzenie cię był nieludzki. Oczywiście
usiądziesz z resztą rodziny. Zostałeś zbesztany i uderzony; twoja kara się
skończyła. Rozumiesz?
Harry
uśmiechnął się do niego.
-
Tak, proszę pana!
-
Powiedziawszy to, poczekasz i nie rzucisz się na tort, nawet jeśli został
zrobiony na twoją cześć. Również… pod groźbą nieposłuszeństwa mi! – powiedział
Snape ostrzegawczo. Harry energicznie pokiwał głową, by pokazać, że rozumie, -
zjesz resztę jedzenia, zwłaszcza warzywa.
Harry
zmarszczył nos, ale westchnął z rezygnacją.
-
Tak, proszę pana.
Snape
zatrzymał się.
-
Jednak, możesz ominąć groch.
Harry
prychnął rozbawiony i – tylko na chwilę – normalny surowy wyraz twarzy Snape’a
rozjaśnił się nieco.
-
Gotowy? Nadal oczekuję, że przeprosisz naszych gospodarzy za swoje przerażające
zachowanie – powiedział Snape surowi, odwracając się w kierunku drzwi.
Harry
skinął głową, a Snape otworzył drzwi, sprawiając, że ruda fala wpadła do
pokoju, oparta wcześniej o drzwi, podsłuchując.
Harry
gapił się na Weasleyów, a Snape zmrużył oczy i tylko patrzył z założonymi
rękami, jak rodzina próbowała się z siebie wyplątać.
-
Złaź! Nie mogę oddychać! Złaź! – pisnęła Ginny bez tchu spod stosu, a Molly i
Artur z rumieńcami podnieśli się z góry sterty.
-
Eee… wybaczcie nam… my… eee… tylko sprawdzaliśmy… naprawdę się nie martwiliśmy…
obiad… pójdę sprawdzić… przepraszam! – wyjąkała Molly niezrozumiale i uciekła
do kuchni.
-
Tak… uch, ja tak samo – powtórzył Artur, z twarzą dopasowaną do jego płonących
włosów. Usiekł za żoną.
-
Cóż, przepraszamy za to – uśmiechnął się, jak zawsze, niepohamowany Bill. – Po
prostu się upewnialiśmy, że nie morduje pan Chłopca, Który Przeżył. – Chwycił
rumianego, oniemiałego Percy’ego za ramię i ruszył z powrotem do jadalni.
Charlie
podniósł Ginny i, czerwony na twarzy, wymamrotał przeprosiny, gdy pospiesznie
wyszedł.
-
Eee, przepraszamy za to…
-…Profesorze,
my po prostu…
-…nie
bardzo wierzyliśmy, że pan nie…
-…będzie
pan wieszać Harry’ego za kciuki…
-…i
jak pan może zobaczyć…
-…mamy
okropne wzorce do naśladowania! – Po tym charakterystycznej, bezczelnej uwadze,
bliźniacy odeszli, zostawiając Rona jako ostatniego przedstawiciela ich rodziny
twarzą w twarz z gniewem Snape’a.
Zanim
profesor był w stanie wygłosić jakąś piekielną naganę – która, prawdę
powiedziawszy, powinna być skierowana do rodziców chłopca, - Ron zażądał od
Harry’ego.
- To
prawda?
Harry
zamrugał.
- Co?
- To
cała karą, którą dostaniesz? To znaczy, nie więcej, gdy wrócisz do domu?
Harry
spojrzał na Snape’a szukając potwierdzenia i skinął głową.
- Ale
profesor nie krzyczał na ciebie albo nie dał ci szlabanu i nie uderzył cie za
mocno! – Ron przerwał. – Prawda?
Harry
nie był pewny, jak odpowiedzieć. Nie chciał przyznać prawdy i sprawić, by Snape
poczuł się, jakby nie wykonał dobrej roboty, ale nie chciał też kłamać swojemu
najlepszemu kumplowi.
-
Eee, to nie było takie złe – powiedział w końcu.
-
Dobrze. Tak myślałem – Ron skinął głową rozstrzygająco. – Dobra, ale gdy
będziemy mieć kłopoty w szkole chcę, by twój
tata ukarał nas obu.
Harry
rzucił zaniepokojone spojrzenie na oszołomionego Snape’a.
- Profesor
naprawdę nie jest moim tatą – zaczął, zastanawiając się, czy Snape obrazi się
za słowa Rona.
Ron
machnął lekceważąco ręką.
-
Strażnik, jakkolwiek.
-
Ale, Ron – zaprotestował Harry, - masz własną rodzinę, która…
-
Tak! – powiedział Ron z niesmakiem. – Mam całą masę starszych braci, którzy
myślą, że wszyscy mogą na mnie krzyczeć i bić mnie tylko dlatego, że są ode
mnie więksi, a Percy jest z nich najgorszy, od kiedy został prefektem. A moja
mama… Cóż, jeszcze nie słyszałem na żywo wyjca, Harry, ale widziałem, jak mama
się przygotowywała, by je wysłać do Charliego i bliźniaków i nie chcę na koniec
otrzymać jednego w Wielkiej Sali. Mam na myśli to, że to okropnie złe, gdy mama
krzyczy na mnie osobiście, ale żeby to się stało na oczach wszystkich w szkole?
Nie, dziękuję! Wolę, by twój tata… eee, profesor… po prostu zadbał o to… Czy to
w porządku? – zapytał nagle niepewnie. – Nie masz nic przeciwko, prawda? Po
prostu myślałem, że jesteśmy teraz jak bracia, a profesor Snape jest Weasleyem,
to byłoby w porządku – coś jak wujek krzyczący na ciebie, gdy nie ma w pobliżu
taty. Ale jeśli chcesz go zatrzymać dla siebie…
-
Nie, w porządku! – uspokoił przyjaciela Harry. Czuł się dumny, że Ron woli
raczej opiekuna Harry’ego od jego
całej, prawdziwej rodziny. Czy nie chciał po prostu udowodnić, jaki wspaniały
był profesor Snape? – Nie mam nic przeciwko dzieleniu się. Też możesz go
używać.
Snape
otwierał i zamykał usta, ale nie mógł wydobyć z siebie słowa, by być zauważonym.
Jak te aroganckie szczeniaki śmią rozmawiać o nim, jakby go tam nie było, nie
mówiąc już o planach, jakby był jakimś zwierzęciem, którym mają się dzielić!
Podczas gdy rozumiał, dlaczego najmłodszy chłopiec Weasleyów stara się uniknąć
braterskich powalających uderzeń i rozdzierających uszy przemówień Molly, nie
miał zamiaru być obciążonym nadzorem dwójki bachorów zamiast jednego. A potem
nasienie Weasleyów nazwało go Weasleyem i wujkiem,
na litość Merlina! W żadnym razie, w żaden sposób i w żadnej formie nie będzie służył jako WUJEK tej bandzie rudowłosych
dziwaków!
Co
gorsza, najmłodszy męski Weasley powiedział nawet: „gdy” a nie „jeśli” on i
Harry wpadną w kłopoty, więc było jasne, że nie mówił tylko teoretycznie. Snape
musiał jasno powiedzieć tym dwóm diabłom wcielonym, nie wspominając już o
reszcie klanu Weasleyów, że nie
będzie…
-
CHŁOPCY! OBIAD! – wrzasnęła Molly.
Ku
zgrozie Snape’a, Harry i Ron chwycili po jednej jego ręce i zaczęli ciągnąć w
stronę stołu.
- No
dalej, profesorze! – wydyszał Harry. – To niegrzeczne, by musieli czekać!
To
musi być jakiś przerażający koszmar senny, być może spowodowany przez dłuższe
działanie Cruciatusa, pomyślał
rozpaczliwie Snape. Musi mieć jakieś halucynacje – na pewno miał się przyjemnie,
był bezpieczny i torturowany przez Czarnego Pana, a nie siadał do posiłku jako
najnowszy członek rodziny Weasleyów? Ale jego nadzieje rozwiały się, gdy Molly
uśmiechnęła się do niego i podała mu koszyk z chlebem. Nie ważne jak długo był
pod Crucio, nawet w jego najbardziej gorączkowych wyobrażeniach nie mógłby wymyślić
sobie ręcznie haftowanej serwetki, ozdobionej w szczęśliwe skrzaty domowe,
która przykrywała bułeczki.
Albusie,
obiecał sobie Snape, gdy szczęśliwi Harry i Ron usiedli po obu jego stronach, zemszczę się za to, nawet jeśli będzie
to ostatnia rzecz jaką zrobię.
CDN…