Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 30 marca 2016

NS - Rozdział 1 - Bolesne wakacje


Trzeci raz w tym tygodniu chuderlawy chłopak o czarnych, krótkich włosach i w okularach pielił ogródek swojej ciotki, Petunii Dursley, przy Privet Drive numer cztery. Większość ludzi nie zwracała uwagi na prawie nastoletniego chłopca, który pracował od wschodu do zachodu słońca bez względu na ból czy wyczerpanie, które mógł czuć. Wszyscy wiedzieli, że jest nikim więcej niż mąciwodą.

Jak bardzo się mylili.

Harry Potter nie był jak większość dzieci w jego wieku. Oprócz blizny na czole, która miała kształt błyskawicy, Harry uczył się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Szkoły, o której prawie żadni mugole (niemagiczni ludzie) przenigdy nie słyszeli. Żaden z nich nie wiedział, że czarodzieje się uczą, czy nawet, że czarodzieje i czarownice istnieją, i to było powodem, dlaczego wuj i ciotka Harry’ego okłamywali wszystkich gdzie Harry naprawdę chodził do szkoły.

Zazwyczaj Harry był dumny ze swojej dziwności, ale nie tego lata. W pierwszym tygodniu wakacji zadzwonił jego przyjaciel, Ron Weasley. Niefortunnie, to wuj Vernon podniósł słuchawkę. Po prawie godzinie wrzasków o tym, jak Harry śmiał dać tym „dziwakom” numer, i dowodzeniu ich nienormalności, chłopiec został ukarany... surowo. Nadal miał siniaki po tej karze.

Noc po incydencie z telefonem Harry wysłał swoją sowę, Hedwigę, by pozostała u Rona. Ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebował, było zezłoszczenie wuja jeszcze bardziej. Od tamtego czasu Harry dostawał rygorystyczne listy obowiązków i był karany, jeśli ich nie wykonał przed zmierzchem.

Stało się to trzy tygodnie temu, a listy obowiązków były coraz dłuższe.

Oprócz ciężkich prac, Harry miał również zadania domowe z Hogwartu i gdyby ciotka i wuj dowiedzieli się, że je robi, surowo by go ukaraliby. Przez to na odrabianie ich zostawały mu późne godziny nocne i wczesne ranne, kiedy wszyscy spali, a był to czas, kiedy Harry desperacko potrzebował odpoczynku.

Harry odetchnął wyczerpany, gdy ocierał pot z czoła rękawem. Dzisiejszego dnia, tak jak przez ostatni tydzień, było piekielnie gorąco. Obecnie wuj pracował, podczas gdy jego ciotka i kuzyn Dudley robili to, co zwykle w ciągu dnia. Nikt nie kłopotał się poinformowaniem Harry’ego, gdzie są, i wcale go to nie obchodziło. Tak długo, jak nie będą mu przeszkadzać w pracy.

Wreszcie kończąc pracę w ogrodzie, Harry usiadł na trawniku, krzywiąc się z bólu, jaki to spowodowało, i wyciągnął listę prac z kieszeni. Było późne popołudnie, a nadal musiał wyczyścić garaż i zrobić obiad. Gdyby tylko czarodziejski świat mógł mnie teraz zobaczyć, pomyślał z goryczą.

Wiedząc, że nie może dłużej czekać, Harry umieścił listę z powrotem w kieszeni i powoli wstał. Garaż zajmie co najmniej kilka godzin, może dłużej biorąc pod uwagę to, że bolały go żebra. Zaskakiwało go to, jak szybko trzy osoby mogą nabałaganić. Sprzątanie garażu było cotygodniowym obowiązkiem.

Harry wydał z siebie kolejne westchnięcie, a kiedy pokuśtykał do garażu, jego prawa noga zaczęła pulsować bólem. Był pewien, że wuj Vernon złamał mu kość, a ponieważ była to „wina Harry’ego”, pomoc lekarska nie wchodziła w rachubę. W głębi zaczął się zastanawiać, czy to rzeczywiście jego wina. Jego wuj już wcześniej był surowy i szorstki, ale nigdy aż tak. Jak jeden prosty telefon mógł doprowadzić mężczyznę do skrajności?

Wchodząc do garażu, Harry nie zauważył pary niebieskich oczu wyłapujących każdy pełen bólu ruch, których właściciel chciał nic więcej tylko podbiec do chłopca i powiedzieć mu wszystko, ale jednocześnie wiedział, że musi być cierpliwy. Chłopiec był niczym więcej niż niewolnikiem i prędzej czy później będzie potrzebował pomocy. Tyle było pewne.

^^^

Tak jak każdego wieczora, Harry zaserwował obiad swojej „rodzinie”, a następnie wyszedł na zewnątrz zjeść kanapkę, którą sobie zrobił. Wiedział, że nie ma na co liczyć na jakiekolwiek resztki, zwłaszcza że Dudley jadł tyle, ile jadł. Pomimo swojej diety, Dudley był tak gruby jak zawsze i nie wyglądało na to, by szybko utracił wagę.

Leżąc na trawie i patrząc w gwiazdy, Harry powiedział sobie cicho, że zawsze mogło być gorzej. Wiedział, że będzie mu ciężko wyjaśnić swoje obrażenia. Ile osób uwierzy w wymówkę „spadłem ze schodów”?

Harry miał właśnie ugryźć kawałek kanapki, kiedy poczuł, że jest obserwowany. Ignorując bolące mięśnie, usiadł i rozejrzał się. Już miał wejść do domu, gdy zdławiony dźwięk jęczącego zwierzęcia gdzieś w pobliżu zwrócił jego uwagę.

Powoli i ostrożnie Harry podszedł do krzaków i ukląkł. Umysł krzyczał do niego, by odejść od możliwie niebezpiecznej istoty, ale coś w sercu mówiło mu, by pomóc zwierzęciu. Chciał to zrobić.

Odsuwając krzaki, Harry spojrzał w dół, by zobaczyć leżącego w nich dużego czarnego psa  i patrzącego na niego smutnymi niebieskimi oczami. Pies wydał z siebie kolejny jęk, ale się nie poruszył. Dziwne zachowanie jak na psa.

– Eee... Witaj – powiedział Harry nerwowo. – Zgubiłeś się?

Głupie pytanie, Harry. Naprawdę głupie. Serio nie wiedział, co zrobić lub powiedzieć bezpańskiemu psu. Usiadł bardziej komfortowej pozycji, przerwał kanapkę na pół i zaoferował porcję psu.

– To kurczak – szepnął. – Psy lubią kurczaka, prawda?

Pies w końcu poruszył się. Harry patrzył jak powoli bierze zaproponowane jedzenie i zjada. Gryząc swoją część, Harry miał na oko na psa, którego wzrok pozostawał na nim przez cały czas. Nie wiedział, czy zwierzak próbuje coś zrozumieć, czy zastanawia się nad zjedzeniem go.

Po trzecim gryzie Harry miał już tego dość.

– Wiesz, to byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś tak na mnie nie patrzył – powiedział szczerze. – Wiem, że jesteś głodny, ale to wszystko, co mam na kolację. Mogę spróbować zdobyć dla ciebie więcej, gdy oni pójdą do łóżka, ale mój wuj nie może się o tobie dowiedzieć. Zgoda?

Pies podczołgał się i oparł głowę na kolanach Harry’ego, patrząc w górę oczami szczeniaczka i sprawiając, że Harry jęknął z frustracji. Naprawdę nie miał siły tego wieczora na walkę w jednostronnej bitwie z psem.

– Słuchaj, przykro mi – powiedział szczerze. – Ale mój wuj... Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje. Jest taki zły tego lata. Mogę to znieść, ale nie chciałbym zobaczyć, jak jest zły na kogokolwiek innego.

Nawet nie wiedząc, co robi, Harry zaczął głaskać psa. Mimo że właśnie go spotkał, była między nimi dziwna zażyłość, której nie potrafił zignorować. Nie miał pojęcia, czemu czuł to teraz, a nie przedtem, ale w tej chwili owe uczucie zaprzątało jego uwagę. Musiał z kimś porozmawiać , a teraz ten pies był jedyną istotą, która mogłaby słuchać.

– Czasami zastanawiam się, czy moje życie zostało przeklęte tej nocy, gdy Voldemortowi nie wyszło zabicie mnie – powiedział nagle Harry. – Co roku to po prostu staje się trudniejsze. Mieszkałem w komórce pod schodami przez dziesięć lat, okazało się, że jestem... eee... inny, po czym poszedłem do szkoły, gdzie wszystko kończy się walką o moje życie każdego roku. Chodzi mi o to, że ile razy Voldemort może próbować wrócić?

Pies spojrzał na Harry’ego z zaskoczeniem, ale ten był zbyt głęboko pogrążony w myślach, by to zauważyć.

– Myślę, że to moja wina – kontynuował Harry. – Poszedłem na poszukiwanie Kamienia, do Komnaty z własnej woli. Myślę, że czułem, jakbym był jedynym, który może go zatrzymać. On zabił moich rodziców. On jest powodem, przez który tu jestem... z nimi.

Harry westchnął i pokręcił głową.

– To po prostu smutne – powiedział bardziej do siebie niż do psa. – Nie powinienem się żałować w ten sposób. To sprawia, że wszystko wydaje się tylko gorsze. Jestem po prostu przerażony. Jak mogę ukrywać to przed przyjaciółmi? Albo przed Dumbledore’em? Gdyby wiedzieli, jak jest tu tak naprawdę...

– POTTER!

Ryk wuja sprawił, że Harry jęknął sfrustrowany. Szybko dokończył resztkę kanapki, a następnie spojrzał na psa.

– Zostań w ukryciu – szepnął. – Przyniosę, co mogę, kiedy pójdą spać.

Stwierdzenie, że Harry był zaskoczony widząc, że pies spieszy w krzaki i ukrywa się w nich byłoby niedopowiedzeniem. To było prawie tak, jakby pies wiedział, co mówi, ale to niemożliwe. Psy nie mogą zrozumieć ludzkiej mowy, a przynajmniej całych zdań.

Krzyk wuja Vernona sprowadził go do chwili obecnej. Wstając, Harry nie był w stanie powstrzymać grymasu bólu palącego jego żebra. Nie chcąc znosić więcej wrzasków i kar, Harry pospieszył z powrotem do domu, gdzie spędził następne półtorej godziny, sprzątając kuchnię. Znał już tę rutynę. Jeśli kuchnia nie będzie bez skazy – zostanie ukarany. Zasadniczo, jeśli Harry zrobi coś oprócz bycia posłusznym jak skrzat domowy – dostanie karę.

W końcu skończył, gdy tylko usłyszał, że Dursleyowie zmierzają na górę na noc. Wypuszczając powietrze z ulgą, Harry zrobił jeszcze kilka kanapek tak cicho, jak tylko mógł. Naprawdę nie wiedział, ile dać bezpańskiemu psu, ale sądząc po tym, jak zwierzak był chudy, im więcej tym lepiej.

Ignorując własne wyczerpanie wykradł się z powrotem na zewnątrz i pokuśtykał do miejsca, gdzie pies powinien się ukrywać. Zwierzę musiało go zauważyć i powoli wyszło z krzaków. To dziwne, że coś tak prostego jak bezpański pies może uszczęśliwić nastoletniego chłopca, ale ten przyniósł mu pewne poczucie normalności. Dla psa Harry nie był dziwakiem czy Chłopcem, Który Przeżył. Był tylko Harrym.

Siedzieli w milczeniu, podczas gdy pies jadł. Wydawało się dość dziwne jak na zwierzaka, jeść wolno, gdy był głodny, ale Harry nie wyrażał swojej opinii. Za bardzo się bał stracić nowego przyjaciela.

Zdając sobie sprawę, że było bardzo późno, Harry wiedział, że jeśli nie rozpocznie pracy domowej nie zdąży nic zrobić tego wieczora. Musiał jeszcze skończyć eliksiry, historię i transmutację, które były stresujące i niejasne. Profesor McGonagall była surowa i wymagająca w transmutacji, profesor Snape – niesprawiedliwy i podły jeśli chodzi o eliksiry, a profesor Binns nieprzyjemnie nudny. Nie za duża zachęta dla Harry’ego, by wkroczyć do akcji i skończyć zadania.

Uczucie czegoś mokrego delikatnie dotykającego jego rękę wyrwało Harry’ego z zamyślenia. Szybko spojrzał w dół i zobaczył te duże niebieskie oczy patrzące na niego z niepokojem.

– Wiesz, jeśli masz zamiar zostać na dłużej, powinienem pomyśleć o nazwaniu cię – powiedział Harry z uśmiechem. – Co sądzisz o Midnight?

Pies zaszczekał radośnie, zmuszając Harry’ego do szybkiego zerknięcia w okna sypialni. Na szczęście nikt nie usłyszał hałasu. Pocierając tył bolącej szyi, Harry zwrócił ponownie uwagę na Midnighta.

– Musimy być cicho – mruknął miękko. – Nie chcę, by wuj Vernon albo ciotka Petunia cię zobaczyli. Pewnie ukaraliby mnie za to, że w ogóle jesteś na ich trawniku.

Midnight wydał z siebie pomruk, który wywołał u Harry’ego śmiech.

– Też ich nie bardzo lubię – powiedział szczerze, po czym spoważniał. – To trochę trudne lubić kogoś, kto traktuje cię jak śmiecia. W chwilach takich jak ta  zastanawiam się, jak moja mama i ciotka mogły być choć trochę spokrewnione. Ludzie mówią mi, jaka była miła i inteligentna. Chciałbym ją pamiętać. Chciałbym pamiętać ich obu. Przynajmniej wiedziałbym naprawdę, czy ktoś kiedykolwiek mnie kochał.

Westchnął i pokręcił głową. Naprawdę potrzebował przestać myśleć o swoim żałosnym życiu. To tylko sprawiało, że czuł się gorzej, a teraz było to ostatnią rzeczą, której potrzebował. Chciał wiedzieć, jak przetrwać kolejny miesiąc bez zbyt wielu kar.

Wpatrując się w dal, nie zauważył smutnego wzroku Midnighta. W tej chwili pies wiedział, że jego plany się zmieniły. Słyszał wystarczająco, by być pewnym, że tu miał ważniejsze sprawy. I że zrobi wszystko, co w jego mocy, by upewnić się, że głupiec Dumbledore odkryje prawdę o tym, co dzieje się na Privet Drive numer cztery.

^^^

Przez resztę tygodnia trudno było zobaczyć Harry’ego bez nowego towarzysza, Midnighta, podczas gdy odpracowywał obowiązki w ciągu dnia. Harry przynosił jedzenie dla psa, kiedy tylko mógł, i spędzał każdą wolną chwilę z oddanym zwierzęciem. Każdej nocy dawał upust swojej frustracji i mówił psu, co przeszedł. Z jakiegoś dziwnego powodu Midnight wydawał się z tego cieszyć.

Trzeba było tylko dwóch dni, by Harry dał się przekonać oczom szczeniaczka i przemycił Midnighta do domu. Od tego czasu Midnight spał w nogach łóżka Harry’ego. Harry nie mógł tego wyjaśnić, ale czuł się pewniej z dużym czarnym psem, chociaż bezpieczeństwo zwierzaka martwiło Harry’ego w każdej chwili, dniem i nocą. Mówił poważnie Midnightowi. Potrafił przyjąć karę, ale nie mógłby znieść, gdyby ktokolwiek inny cierpiał przez niego.

Rosnące listy prac Harry’ego też nie poprawiały sprawy. Nawykiem stało się zasypianie o dziwnej porze, a budził go Midnight lizaniem w rękę. Jego ręce zawsze bolały, czuł się słaby i zaczynał mieć gorące i zimne poty, które były strasznie irytujące. Widząc swoje odbicie każdego ranka, Harry wiedział, że zachorował. Problemem było to, że wuja to nie obchodziło. Wciąż żądał, by listy prac były wypełnione o czasie.

W piątkową noc, głęboko śpiący  Harry nie zauważył drgnięcia łóżka, gdy Midnight z niego zeskoczył. Był zbyt zmęczony, by zauważyć cokolwiek. Drżał od gorączki, co powodowało, że krzywił się z bólu promieniującego z rannych żeber. Przygryzał wargę, jęcząc. Lata zaniedbań i doświadczeń zakorzenione w umysł Harry’ego mówiły mu, by nie krzyczeć. To tylko bardziej rozgniewałoby wuja Vernona.

Łagodna dłoń dotknęła twarzy Harry’ego, jak przez ostatnich kilka nocy. Była chłodna w przeciwieństwie do jego płonącej twarzy. Pochylił się do chłodu, gdy palce przebiegły po włosach. Gdyby Harry nie spał, pewnie byłby przerażony widząc obcego w swoim pokoju, a prawdopodobnie byłby jeszcze bardziej przestraszony jego stanem.

Ubrany w wystrzępiony płaszcz na poszarpanym ubraniu w paski, człowiek patrzył na poobijanego nastolatka z poczuciem winy. Był przerażony, gdy usłyszał, jak trudne było dotychczas życie chłopca. Mieszkanie z rodziną, która go nienawidzi, wiedząc tyle co nic o swoich rodzicach, stawianie czoła Voldemortowi dwukrotnie w ciągu tylu samu lat i również zabicie bazyliszka to były rzeczy, których dziecko nie powinno robić. Mężczyzna desperacko chciał zabrać chłopca do ukrycia, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo, ale wiedział, że to nie może się zdarzyć. Nie mógł teraz porwać chłopca, mimo że miałoby to uzasadnienie.

Chłopiec miał złamaną nogę i co najmniej kilka uszkodzonych żeber, na dodatek niezliczone siniaki oraz bóle mięśni po niewolniczej pracy, której był poddawany każdego dnia. Był zaskoczony, gdy po raz pierwszy zobaczył chłopaka, będącego tak małym jak na swój wiek, ale po kilku „historiach”  stało się jasne, że chłopiec rzeczywiście był dręczony (psychicznie, werbalnie i emocjonalnie), a także zaniedbywany. To rozzłościło mężczyznę, gdy usłyszał, że ktoś działa w ten sposób wobec dziecka, a zwłaszcza tego dziecka.

Harry Potter był miłym i współczującym chłopcem, który potrzebował kogoś, kto by go kochał. Dlaczego nikt tego nie widział? Dlaczego ktokolwiek nie pojawił się tu, by sprawdzić stan chłopca i warunki, w jakich żył? Każdy, kto wiedział cokolwiek na temat rodziny Lily Potter, zdawał sobie sprawę z tego, że Petunia Dursley nienawidziła wszystkiego, co miało związek z magią. Dlaczego ktoś miałby zostawić Harry’ego Pottera tutaj, ze wszystkich miejsc?

– Nie martw się, dzieciaku – powiedział mężczyzna cicho. – Zajmę się wszystkim. Obiecuję.


Betowała Pirat, której niezmiernie za to dziękuję.


5 komentarzy:

  1. Już mi się podoba to opowiadanie. Dodawaj często, bardzo często :). Kocham takie opowiadania. Powodzenia w dalszym tłumaczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    tak właśnie podejrzewałam, że tym psem jest Syruisz, choć i Severus byłby dobry...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Uch... Zawsze, ilekroć bym nie czytała, jak Dursleyowie traktują Harry'ego, mam ochotę przyjść tam i wziąć go w lepsze miejsce, a potem wrócić na Privet Drive i po prostu Dursleyom nakopać. Ot, tak. A najlepiej jeszcze wziąć że sobą kogoś do pomocy.
    Ach, Syriuszu, mam nadzieję, że uda ci się zrobić wszystko, co sobie postanowiłeś... Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    o tak miałam podejrzenia co do tego psa, że to Syruisz, i miałam racje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    początek opowiadania wspaniały, miałam podejrzenia że ten pies to Syriusz no i miałam racje... zastanawiam się jak to rozwinie się...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń