Trzeci raz w tym tygodniu chuderlawy chłopak o
czarnych, krótkich włosach i w okularach pielił ogródek swojej ciotki, Petunii
Dursley, przy Privet Drive numer cztery. Większość ludzi nie zwracała uwagi na
prawie nastoletniego chłopca, który pracował od wschodu do zachodu słońca bez
względu na ból czy wyczerpanie, które mógł czuć. Wszyscy wiedzieli, że jest
nikim więcej niż mąciwodą.
Jak bardzo się mylili.
Harry Potter nie był jak większość dzieci w jego
wieku. Oprócz blizny na czole, która miała kształt błyskawicy, Harry uczył się
w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Szkoły, o której prawie żadni
mugole (niemagiczni ludzie) przenigdy nie słyszeli. Żaden z nich nie wiedział,
że czarodzieje się uczą, czy nawet, że czarodzieje i czarownice istnieją, i to
było powodem, dlaczego wuj i ciotka Harry’ego okłamywali wszystkich gdzie Harry
naprawdę chodził do szkoły.
Zazwyczaj Harry był dumny ze swojej dziwności, ale nie
tego lata. W pierwszym tygodniu wakacji zadzwonił jego przyjaciel, Ron Weasley.
Niefortunnie, to wuj Vernon podniósł słuchawkę. Po prawie godzinie wrzasków o
tym, jak Harry śmiał dać tym „dziwakom” numer, i dowodzeniu ich nienormalności,
chłopiec został ukarany... surowo. Nadal miał siniaki po tej karze.
Noc po incydencie z telefonem Harry wysłał swoją sowę,
Hedwigę, by pozostała u Rona. Ostatnią rzeczą, jakiej Harry potrzebował, było
zezłoszczenie wuja jeszcze bardziej. Od tamtego czasu Harry dostawał
rygorystyczne listy obowiązków i był karany, jeśli ich nie wykonał przed
zmierzchem.
Stało się to trzy tygodnie temu, a listy obowiązków
były coraz dłuższe.
Oprócz ciężkich prac, Harry miał również zadania
domowe z Hogwartu i gdyby ciotka i wuj dowiedzieli się, że je robi, surowo by
go ukaraliby. Przez to na odrabianie ich zostawały mu późne godziny nocne i
wczesne ranne, kiedy wszyscy spali, a był to czas, kiedy Harry desperacko
potrzebował odpoczynku.
Harry odetchnął wyczerpany, gdy ocierał pot z czoła
rękawem. Dzisiejszego dnia, tak jak przez ostatni tydzień, było piekielnie
gorąco. Obecnie wuj pracował, podczas gdy jego ciotka i kuzyn Dudley robili to,
co zwykle w ciągu dnia. Nikt nie kłopotał się poinformowaniem Harry’ego, gdzie
są, i wcale go to nie obchodziło. Tak długo, jak nie będą mu przeszkadzać w
pracy.
Wreszcie kończąc pracę w ogrodzie, Harry usiadł na
trawniku, krzywiąc się z bólu, jaki to spowodowało, i wyciągnął listę prac z
kieszeni. Było późne popołudnie, a nadal musiał wyczyścić garaż i zrobić obiad.
Gdyby tylko czarodziejski świat mógł mnie teraz zobaczyć, pomyślał z
goryczą.
Wiedząc, że nie może dłużej czekać, Harry umieścił
listę z powrotem w kieszeni i powoli wstał. Garaż zajmie co najmniej kilka
godzin, może dłużej biorąc pod uwagę to, że bolały go żebra. Zaskakiwało go to,
jak szybko trzy osoby mogą nabałaganić. Sprzątanie garażu było cotygodniowym
obowiązkiem.
Harry wydał z siebie kolejne westchnięcie, a kiedy
pokuśtykał do garażu, jego prawa noga zaczęła pulsować bólem. Był pewien, że
wuj Vernon złamał mu kość, a ponieważ była to „wina Harry’ego”, pomoc lekarska
nie wchodziła w rachubę. W głębi zaczął się zastanawiać, czy to rzeczywiście
jego wina. Jego wuj już wcześniej był surowy i szorstki, ale nigdy aż tak. Jak
jeden prosty telefon mógł doprowadzić mężczyznę do skrajności?
Wchodząc do garażu, Harry nie zauważył pary
niebieskich oczu wyłapujących każdy pełen bólu ruch, których właściciel chciał
nic więcej tylko podbiec do chłopca i powiedzieć mu wszystko, ale jednocześnie
wiedział, że musi być cierpliwy. Chłopiec był niczym więcej niż niewolnikiem i
prędzej czy później będzie potrzebował pomocy. Tyle było pewne.
^^^
Tak jak każdego wieczora, Harry zaserwował obiad
swojej „rodzinie”, a następnie wyszedł na zewnątrz zjeść kanapkę, którą sobie
zrobił. Wiedział, że nie ma na co liczyć na jakiekolwiek resztki, zwłaszcza że
Dudley jadł tyle, ile jadł. Pomimo swojej diety, Dudley był tak gruby
jak zawsze i nie wyglądało na to, by szybko utracił wagę.
Leżąc na trawie i patrząc w gwiazdy, Harry powiedział
sobie cicho, że zawsze mogło być gorzej. Wiedział, że będzie mu ciężko wyjaśnić
swoje obrażenia. Ile osób uwierzy w wymówkę „spadłem ze schodów”?
Harry miał właśnie ugryźć kawałek kanapki, kiedy
poczuł, że jest obserwowany. Ignorując bolące mięśnie, usiadł i rozejrzał się.
Już miał wejść do domu, gdy zdławiony dźwięk jęczącego zwierzęcia gdzieś w
pobliżu zwrócił jego uwagę.
Powoli i ostrożnie Harry podszedł do krzaków i ukląkł.
Umysł krzyczał do niego, by odejść od możliwie niebezpiecznej istoty, ale coś w
sercu mówiło mu, by pomóc zwierzęciu. Chciał to zrobić.
Odsuwając krzaki, Harry spojrzał w dół, by zobaczyć
leżącego w nich dużego czarnego psa i patrzącego na niego smutnymi
niebieskimi oczami. Pies wydał z siebie kolejny jęk, ale się nie poruszył. Dziwne
zachowanie jak na psa.
– Eee... Witaj – powiedział Harry nerwowo. – Zgubiłeś
się?
Głupie pytanie, Harry. Naprawdę głupie. Serio nie wiedział, co zrobić lub
powiedzieć bezpańskiemu psu. Usiadł bardziej komfortowej pozycji, przerwał
kanapkę na pół i zaoferował porcję psu.
– To kurczak – szepnął. – Psy lubią kurczaka, prawda?
Pies w końcu poruszył się. Harry patrzył jak powoli
bierze zaproponowane jedzenie i zjada. Gryząc swoją część, Harry miał na oko na
psa, którego wzrok pozostawał na nim przez cały czas. Nie wiedział, czy
zwierzak próbuje coś zrozumieć, czy zastanawia się nad zjedzeniem go.
Po trzecim gryzie Harry miał już tego dość.
– Wiesz, to byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś tak na
mnie nie patrzył – powiedział szczerze. – Wiem, że jesteś głodny, ale to
wszystko, co mam na kolację. Mogę spróbować zdobyć dla ciebie więcej, gdy oni
pójdą do łóżka, ale mój wuj nie może się o tobie dowiedzieć. Zgoda?
Pies podczołgał się i oparł głowę na kolanach
Harry’ego, patrząc w górę oczami szczeniaczka i sprawiając, że Harry jęknął z
frustracji. Naprawdę nie miał siły tego wieczora na walkę w jednostronnej
bitwie z psem.
– Słuchaj, przykro mi – powiedział szczerze. – Ale mój
wuj... Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje. Jest taki zły tego lata. Mogę to
znieść, ale nie chciałbym zobaczyć, jak jest zły na kogokolwiek innego.
Nawet nie wiedząc, co robi, Harry zaczął głaskać psa.
Mimo że właśnie go spotkał, była między nimi dziwna zażyłość, której nie
potrafił zignorować. Nie miał pojęcia, czemu czuł to teraz, a nie przedtem, ale
w tej chwili owe uczucie zaprzątało jego uwagę. Musiał z kimś porozmawiać , a
teraz ten pies był jedyną istotą, która mogłaby słuchać.
– Czasami zastanawiam się, czy moje życie zostało
przeklęte tej nocy, gdy Voldemortowi nie wyszło zabicie mnie – powiedział nagle
Harry. – Co roku to po prostu staje się trudniejsze. Mieszkałem w komórce pod
schodami przez dziesięć lat, okazało się, że jestem... eee... inny, po czym
poszedłem do szkoły, gdzie wszystko kończy się walką o moje życie każdego roku.
Chodzi mi o to, że ile razy Voldemort może próbować wrócić?
Pies spojrzał na Harry’ego z zaskoczeniem, ale ten był
zbyt głęboko pogrążony w myślach, by to zauważyć.
– Myślę, że to moja wina – kontynuował Harry. –
Poszedłem na poszukiwanie Kamienia, do Komnaty z własnej woli. Myślę, że
czułem, jakbym był jedynym, który może go zatrzymać. On zabił moich rodziców.
On jest powodem, przez który tu jestem... z nimi.
Harry westchnął i pokręcił głową.
– To po prostu smutne – powiedział bardziej do siebie
niż do psa. – Nie powinienem się żałować w ten sposób. To sprawia, że wszystko
wydaje się tylko gorsze. Jestem po prostu przerażony. Jak mogę ukrywać to przed
przyjaciółmi? Albo przed Dumbledore’em? Gdyby wiedzieli, jak jest tu tak
naprawdę...
– POTTER!
Ryk wuja sprawił, że Harry jęknął sfrustrowany. Szybko
dokończył resztkę kanapki, a następnie spojrzał na psa.
– Zostań w ukryciu – szepnął. – Przyniosę, co mogę,
kiedy pójdą spać.
Stwierdzenie, że Harry był zaskoczony widząc, że pies
spieszy w krzaki i ukrywa się w nich byłoby niedopowiedzeniem. To było prawie
tak, jakby pies wiedział, co mówi, ale to niemożliwe. Psy nie mogą zrozumieć
ludzkiej mowy, a przynajmniej całych zdań.
Krzyk wuja Vernona sprowadził go do chwili obecnej.
Wstając, Harry nie był w stanie powstrzymać grymasu bólu palącego jego żebra.
Nie chcąc znosić więcej wrzasków i kar, Harry pospieszył z powrotem do
domu, gdzie spędził następne półtorej godziny, sprzątając kuchnię. Znał już tę
rutynę. Jeśli kuchnia nie będzie bez skazy – zostanie ukarany. Zasadniczo,
jeśli Harry zrobi coś oprócz bycia posłusznym jak skrzat domowy – dostanie
karę.
W końcu skończył, gdy tylko usłyszał, że Dursleyowie
zmierzają na górę na noc. Wypuszczając powietrze z ulgą, Harry zrobił jeszcze
kilka kanapek tak cicho, jak tylko mógł. Naprawdę nie wiedział, ile dać
bezpańskiemu psu, ale sądząc po tym, jak zwierzak był chudy, im więcej tym
lepiej.
Ignorując własne wyczerpanie wykradł się z powrotem na
zewnątrz i pokuśtykał do miejsca, gdzie pies powinien się ukrywać. Zwierzę
musiało go zauważyć i powoli wyszło z krzaków. To dziwne, że coś tak prostego
jak bezpański pies może uszczęśliwić nastoletniego chłopca, ale ten przyniósł
mu pewne poczucie normalności. Dla psa Harry nie był dziwakiem czy Chłopcem,
Który Przeżył. Był tylko Harrym.
Siedzieli w milczeniu, podczas gdy pies jadł. Wydawało
się dość dziwne jak na zwierzaka, jeść wolno, gdy był głodny, ale Harry nie
wyrażał swojej opinii. Za bardzo się bał stracić nowego przyjaciela.
Zdając sobie sprawę, że było bardzo późno, Harry
wiedział, że jeśli nie rozpocznie pracy domowej nie zdąży nic zrobić tego
wieczora. Musiał jeszcze skończyć eliksiry, historię i transmutację, które były
stresujące i niejasne. Profesor McGonagall była surowa i wymagająca w
transmutacji, profesor Snape – niesprawiedliwy i podły jeśli chodzi o eliksiry,
a profesor Binns nieprzyjemnie nudny. Nie za duża zachęta dla Harry’ego, by
wkroczyć do akcji i skończyć zadania.
Uczucie czegoś mokrego delikatnie dotykającego jego
rękę wyrwało Harry’ego z zamyślenia. Szybko spojrzał w dół i zobaczył te duże
niebieskie oczy patrzące na niego z niepokojem.
– Wiesz, jeśli masz zamiar zostać na dłużej,
powinienem pomyśleć o nazwaniu cię – powiedział Harry z uśmiechem. – Co sądzisz
o Midnight?
Pies zaszczekał radośnie, zmuszając Harry’ego do
szybkiego zerknięcia w okna sypialni. Na szczęście nikt nie usłyszał hałasu.
Pocierając tył bolącej szyi, Harry zwrócił ponownie uwagę na Midnighta.
– Musimy być cicho – mruknął miękko. – Nie chcę, by
wuj Vernon albo ciotka Petunia cię zobaczyli. Pewnie ukaraliby mnie za to, że w
ogóle jesteś na ich trawniku.
Midnight wydał z siebie pomruk, który wywołał u
Harry’ego śmiech.
– Też ich nie bardzo lubię – powiedział szczerze, po
czym spoważniał. – To trochę trudne lubić kogoś, kto traktuje cię jak śmiecia.
W chwilach takich jak ta zastanawiam się, jak moja mama i ciotka mogły
być choć trochę spokrewnione. Ludzie mówią mi, jaka była miła i inteligentna.
Chciałbym ją pamiętać. Chciałbym pamiętać ich obu. Przynajmniej wiedziałbym
naprawdę, czy ktoś kiedykolwiek mnie kochał.
Westchnął i pokręcił głową. Naprawdę potrzebował
przestać myśleć o swoim żałosnym życiu. To tylko sprawiało, że czuł się gorzej,
a teraz było to ostatnią rzeczą, której potrzebował. Chciał wiedzieć, jak
przetrwać kolejny miesiąc bez zbyt wielu kar.
Wpatrując się w dal, nie zauważył smutnego wzroku
Midnighta. W tej chwili pies wiedział, że jego plany się zmieniły. Słyszał
wystarczająco, by być pewnym, że tu miał ważniejsze sprawy. I że zrobi
wszystko, co w jego mocy, by upewnić się, że głupiec Dumbledore odkryje prawdę
o tym, co dzieje się na Privet Drive numer cztery.
^^^
Przez resztę tygodnia trudno było zobaczyć Harry’ego
bez nowego towarzysza, Midnighta, podczas gdy odpracowywał obowiązki w ciągu
dnia. Harry przynosił jedzenie dla psa, kiedy tylko mógł, i spędzał każdą wolną
chwilę z oddanym zwierzęciem. Każdej nocy dawał upust swojej frustracji i mówił
psu, co przeszedł. Z jakiegoś dziwnego powodu Midnight wydawał się z tego
cieszyć.
Trzeba było tylko dwóch dni, by Harry dał się
przekonać oczom szczeniaczka i przemycił Midnighta do domu. Od tego czasu
Midnight spał w nogach łóżka Harry’ego. Harry nie mógł tego wyjaśnić, ale czuł
się pewniej z dużym czarnym psem, chociaż bezpieczeństwo zwierzaka martwiło
Harry’ego w każdej chwili, dniem i nocą. Mówił poważnie Midnightowi. Potrafił
przyjąć karę, ale nie mógłby znieść, gdyby ktokolwiek inny cierpiał przez
niego.
Rosnące listy prac Harry’ego też nie poprawiały
sprawy. Nawykiem stało się zasypianie o dziwnej porze, a budził go Midnight
lizaniem w rękę. Jego ręce zawsze bolały, czuł się słaby i zaczynał mieć gorące
i zimne poty, które były strasznie irytujące. Widząc swoje odbicie każdego
ranka, Harry wiedział, że zachorował. Problemem było to, że wuja to nie
obchodziło. Wciąż żądał, by listy prac były wypełnione o czasie.
W piątkową noc, głęboko śpiący Harry nie
zauważył drgnięcia łóżka, gdy Midnight z niego zeskoczył. Był zbyt zmęczony, by
zauważyć cokolwiek. Drżał od gorączki, co powodowało, że krzywił się z bólu
promieniującego z rannych żeber. Przygryzał wargę, jęcząc. Lata zaniedbań i
doświadczeń zakorzenione w umysł Harry’ego mówiły mu, by nie krzyczeć. To tylko
bardziej rozgniewałoby wuja Vernona.
Łagodna dłoń dotknęła twarzy Harry’ego, jak przez
ostatnich kilka nocy. Była chłodna w przeciwieństwie do jego płonącej twarzy.
Pochylił się do chłodu, gdy palce przebiegły po włosach. Gdyby Harry nie spał,
pewnie byłby przerażony widząc obcego w swoim pokoju, a prawdopodobnie byłby
jeszcze bardziej przestraszony jego stanem.
Ubrany w wystrzępiony płaszcz na poszarpanym ubraniu w
paski, człowiek patrzył na poobijanego nastolatka z poczuciem winy. Był
przerażony, gdy usłyszał, jak trudne było dotychczas życie chłopca. Mieszkanie
z rodziną, która go nienawidzi, wiedząc tyle co nic o swoich rodzicach,
stawianie czoła Voldemortowi dwukrotnie w ciągu tylu samu lat i również zabicie
bazyliszka to były rzeczy, których dziecko nie powinno robić. Mężczyzna
desperacko chciał zabrać chłopca do ukrycia, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo,
ale wiedział, że to nie może się zdarzyć. Nie mógł teraz porwać chłopca, mimo
że miałoby to uzasadnienie.
Chłopiec miał złamaną nogę i co najmniej kilka
uszkodzonych żeber, na dodatek niezliczone siniaki oraz bóle mięśni po
niewolniczej pracy, której był poddawany każdego dnia. Był zaskoczony, gdy po
raz pierwszy zobaczył chłopaka, będącego tak małym jak na swój wiek, ale po
kilku „historiach” stało się jasne, że chłopiec rzeczywiście był dręczony
(psychicznie, werbalnie i emocjonalnie), a także zaniedbywany. To rozzłościło
mężczyznę, gdy usłyszał, że ktoś działa w ten sposób wobec dziecka, a zwłaszcza
tego dziecka.
Harry Potter był miłym i współczującym chłopcem, który
potrzebował kogoś, kto by go kochał. Dlaczego nikt tego nie widział? Dlaczego
ktokolwiek nie pojawił się tu, by sprawdzić stan chłopca i warunki, w jakich
żył? Każdy, kto wiedział cokolwiek na temat rodziny Lily Potter, zdawał sobie
sprawę z tego, że Petunia Dursley nienawidziła wszystkiego, co miało związek z
magią. Dlaczego ktoś miałby zostawić Harry’ego Pottera tutaj, ze wszystkich
miejsc?
– Nie martw się, dzieciaku – powiedział mężczyzna
cicho. – Zajmę się wszystkim. Obiecuję.
Betowała Pirat, której niezmiernie za to dziękuję.
Już mi się podoba to opowiadanie. Dodawaj często, bardzo często :). Kocham takie opowiadania. Powodzenia w dalszym tłumaczeniu.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtak właśnie podejrzewałam, że tym psem jest Syruisz, choć i Severus byłby dobry...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uch... Zawsze, ilekroć bym nie czytała, jak Dursleyowie traktują Harry'ego, mam ochotę przyjść tam i wziąć go w lepsze miejsce, a potem wrócić na Privet Drive i po prostu Dursleyom nakopać. Ot, tak. A najlepiej jeszcze wziąć że sobą kogoś do pomocy.
OdpowiedzUsuńAch, Syriuszu, mam nadzieję, że uda ci się zrobić wszystko, co sobie postanowiłeś... Trzymam kciuki
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak miałam podejrzenia co do tego psa, że to Syruisz, i miałam racje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńpoczątek opowiadania wspaniały, miałam podejrzenia że ten pies to Syriusz no i miałam racje... zastanawiam się jak to rozwinie się...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza