Następnego
dnia rano śniadanie rozpoczęło się tak, jak zwykle w sobotni poranek, na
początku roku szkolnego. Stół Gryfonów był niezwykle spokojny, z powodu braku
klanu Weasleyów, ale rekompensowało to podekscytowane brzęczenie przy stole
Ślizgonów. Jak Snape przewidział, szkolna sowiarnia była bardzo używana w ciągu
ostatnich kilku dni, gdy nowina o nowym opiekunie Harry’ego Pottera trafiała do
rodziców Ślizgonów. Dumbledore był nieco zdziwiony, że ta wiadomość nie została
jeszcze wypisana w poprzek „Proroka Codziennego” (albo nawet „Żonglera”), ale
Snape nie mniej się tego spodziewał. Ślizgońscy rodzice- podobnie jak ich
potomstwo – raczej mieli tendencję do długiego i ciężkiego myślenia o skutkach
ich działań, niż do najpierw robienia a później myślenia. Ci, którzy (jak
Malfoyowie) byli bez wątpienia zwolennikami Voldemorta zastanawiali się, czy
działania Snape’a były częścią jakiegoś skomplikowanego śmierciożerczego planu,
prowadzonego pod nosem dyrektora. Ci, którzy sprzeciwiali się Czarnemu Panu, jawnie
lub w inny sposób, mało prawdopodobne, że mówiliby i zdradzali swoją
przynależność do czasu, gdy będzie to dla nich korzystne.
Snape
nie miał złudzeń, że jeśli wiadomość wyciekła do Gryfonów, on, Dumbledore i
McGonagall bez wątpienia byliby zasypani przez wyjce i reporterów, gdy wściekły
Czarodziejski świat zażąda, by wiedzieć, jak Ślizgonowi, nie mówiąc już, że
byłemu śmierciożercy, mogło zostać powierzone dobro Chłopca, Który Przeżył.
Chociaż był pewny, że ten dzień nadejdzie, to do tego czasu, Snape postanowił
cieszyć się spokojnym śniadaniem.
Przynajmniej
taki był jego plan.
Tego
ranka był odrobinę spóźniony, przez dwóch szósto rocznych Puchonów, którzy
pomylili cichy korytarz w pobliżu jego kwater (Jego kwater! Naprawdę!) z dobrym miejscem na migdalenie się. Mogąc
stanowczo wyprowadzić ich z błędu takiego
pomysłu, Snape był w niespodziewanie dobrym nastroju. Zastanawiał się, czy może
spowodował im długotrwałe... problemy z... wyczynem, który przerwał im w
szczególnie niezręcznej chwili, ale zdecydował, że zadziałał, jako coś w
rodzaju kontroli ich dorastających, szalejących hormonów, co być może było
dobre.
Zauważył,
że reszta personelu zajęła już swoje miejsca i puszczali w obieg talerze z
jedzeniem, gdy podchodził do jedynego pozostałego krzesła. Stało się to przez
Albusa, a on powitał dyrektora ze swoją zwykłą formalnością. Potem odwrócił się
do Minervy, by się z nią przywitać, ale tylko zauważając, że patrzy na niego z
wyrazem zupełnego szoku.
- Co?
– zapytał, natychmiast przyjmując, że jeden z małych potworów zdołał uderzyć do
zaklęciem zmieniającym wygląd, choć jako że bliźniacy Weasley byli w Norze,
miał problem nazwać kolejnego najprawdopodobniejszego podejrzanego.
-
Ty... ty... – starsza czarownica zdawała się być niezdolna do mówienia.
Snape
spojrzał za nią, mając nadzieję, że reszta kadry będzie bardziej spójna. Pomona
Sprout zamarła w momencie nakładania jajecznicy na talerz, a zawartość jej
łyżki skończyła na jej kolanach. Jednak zauważył, że jej oczy są utkwione w
twarzy Severusa.
-
Filius... – Snape zaczął z nadzieją. Flitwick spojrzał na niego z uśmiechem
znad omleta, tracąc uśmiech i równowagę, gdy jego oczy spotkały Snape’a i spadł
z podwyższonego krzesła z piskiem.
Teraz
bardziej zdenerwowany, niż chciałby przyznać, Snape odwrócił się w lewo. Albus
nadal jadł spokojnie, ale jego szaleńczo migoczące oczy były utkwione w talerz.
Poza nim, Hagrid ominął w całości usta i wbił sobie widelec z boczkiem w brodę.
Patrzył na Snape’a ze zdumieniem, tak jak pani Hooch siedząca obok niego. Choć
raz okazało się, że Quirrel jest zbyt zaskoczony nawet by drgać i się jąkać,
podczas gdy Trelawney wykrzyknęła.
- To
znak! Znak apokalipsy!
Naturalnie
to zwabiło uwagę uczniów i wszyscy spojrzeli na stół nauczycielski, by
zobaczyć, co wyprowadziło z równowagi ich zbzikowaną nauczycielkę Wróżbiarstwa
bardziej niż zwykle. Jeden po drugim, rozmowy w Sali cichły, gdy wszystkie oczy
zwróciły się na Snape’a i rozszerzyły się.
-
Albus! – syknął Snape, walcząc z prawie nieodpartą chęcią ucieczki. – Co, do
licha, się dzieje?
- Nie
mam pojęcia, mój drogi chłopcze – powiedział starszy czarodziej grzecznie, kłamiąc
w żywe oczy. – Chciałbyś trochę marmolady?
-
Minervo! – Snape był gotowy sprać czarownicę, jeśli dzięki temu zetrze
oszołomienie z jej twarzy. – Co się, na Merlina, z tobą dzieje?
-
Severusie – zaczęła mówić, zacięła się, przełknęła ślinę i ponownie spróbowała.
– Ty... wyglądasz...
-
Jak? – zażądał, zaciskając pięści, by powstrzymać się by nie dotknąć swojej
twarzy.
-
Twoje włosy... – wydyszał Filius, stając na nogi, - one są... mam na myśli...
one są...
-
Wspaniałe! – wypaliła Pomona Sprout.
- Co? – Ze wszystkich przymiotników,
których się spodziewał Snape, to nie był jeden z nich.
- Co
zrobiłeś? One są takie... długie. I j-jedwabiste – wydyszała Pomona. Snape
popatrzył na nią. Czy oni wszyscy byli pod jakąś dziwną formą Imperiusa?
-
Severusie, wyglądasz zupełnie... inaczej – Minerva w końcu przełknęła ślinę. –
Raczej... hymm...
-
Seksownie! – zapiszczała jedna z piątorocznych Krukonek do swojej sąsiadki. –
Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że on jest taki gorący.
Snape
zbladł, gdy to wydawało się otworzyć jakieś wrota. Ku jego wielkiemu
przerażeniu, w powstałym bełkocie, nawet podsłuchał, że jakieś piątoroczne Gryfonki kłócą się, czy jego „wysoki,
ciemnowłosy i przystojny” wygląd udowadnia, że faktycznie jest raczej „poważny
i ponury”, a nie „niesprawiedliwy i złośliwy”. Większość chłopców w Wielkiej
Sali wyglądali na oszołomionych lub wściekłych, choć Snape dostrzegł, że więcej
niż jeden (w tym kilku, których się nie spodziewał) przypatruje mu się ze
szczerą spekulacją.
-
Severusie, ukrywałeś się pod jakimś urokiem przez cały ten czas? – zażądał
Filius, wciąż się na niego gapiąc.
-
Całe te piękne, piękne włosy i wzrost... Dlaczego wyglądasz raczej, jak Syriusz
Black podczas swojego ostatniego roku! – zaskrzeczała Hooch z – nic dziwnego, -
kompletnym brakiem taktu. Co gorsza, ciągnęła z rozmarzeniem, - Sprawiasz, że
dziewczyny po prostu chcą wspiąć się na twoje ciało i zamęczyć ręką twój...
Panikując,
Snape syknął na instruktorkę latania (która była od niego starsza o ponad trzy
dekady):
-
Słodki Merlinie, kobieto! Weź się w garść!
-
Och, myślę, że będę musiała – odpowiedziała Hooch znacząco.
Snape
zaczerwienił się – coś, co mógłby przysiąc, że zapomniał, jak się robi, - i
wybełkotał coś niezrozumiale. W końcu zdecydowawszy, że jego najmłodszy członek
kadry był już dość wytorturowany, dyrektor odchrząknął.
-
Jeśli jedynie zmiana szamponu mogła wywołać taką wrzawę, boję się pomyśleć, co
wszyscy zrobią, gdy Severus kiedykolwiek zdecyduje się poszerzyć swoją
garderobę – powiedział z wyrzutem.
-
Tylko zmieniłeś szampon? – powiedziała Minerva z niedowierzaniem. Machinalnie
podniosła rękę, by dotknąć loków Severusa, gdyby nie odwrócił głowy z niemym warknięciem.
-
McGonagall! Robisz z siebie głupca! – warknął, czując się tak przestraszony,
jak w czasie, gdy Huncwoci uwięzili go w toalecie na piątym piętrze. Między
studentami i kolegami, Snape zaczął się czuć jak znicz na Pucharze Świata w
Quiddutchu.
- Wyglądasz...
niesamowicie – wydusiła Sprout.
Filius
zaśmiał się, a jego głos brzmiał niepokojąco wysoko, niczym dziecięcy chichot.
-
Och, Severusie, podejrzewam, że w ciągu najbliższych kilku tygodni będziesz
musiał zmienić swój plan lekcji. – Na widok zaskoczonego wyrazu twarzy
młodszego mężczyzny, uściślił: - Ci, którzy nie mają zajęć z eliksirów mogą
pojawić się w twoim programie nauczania. Między innymi dziewczyny, które będą
zbyt chore umysłowo, by postępować zgodnie z instrukcjami i takie, które będą świadomie
dążyć do szlabanów w nadziei, że będą sam na sam z tobą, co daje więcej szans
na wybuchy w ciągu kilku nadchodzących dni niż przez ostatnie pięć lat!
- To
wszystko twoja wina! – syknął Snape na Albusa, choć w rzeczywistości było to –
bardzo głęboko pod tymi wszystkimi upokorzeniami, - raczej przyjemne uczucie.
Nigdy wcześniej nie był komplementowany za wygląd, po prawdzie, wręcz
przeciwnie. Był chudym, niezgrabnym nastolatkiem z definitywnie zgarbioną
posturą i ubraniami z drugiej ręki i nigdy nie zdawał sobie sprawy, że wyszedł
z poczwarki niezdarnego nastolatka w szczupłego i silnego dorosłego.
Zawsze
zakładał, że jego często łamany nos (najpierw przez ojca, później Huncwotów i w
końcu przez Voldemorta) i krzywe zęby (jak wyżej) przekładały się na
przerażającą nieatrakcyjność. Merlin wiedział, że jego ojciec nazywał go
obrzydliwym, brzydkim, małym goblinem tyle razy, że w to uwierzył. Tłuste włosy
po prostu uzupełniały to, co było, pomyślał, długą listą nieatrakcyjnych cech.
Bycie uznanym za „gorącego” przewróciło jego własny wizerunek do góry nogami.
Teraz,
gdy jego włosy były lśniące i okalały twarz delikatnymi falami, a nie wisiały
prosto w tłustych puklach, jego tlące się oczy, wydatny podbródek i wystające
kości policzkowe mogły być docenione pierwszy raz od lat. W połączeniu z jego
chwalebną prezencją, nie było zaskoczeniem, że uderzył w kobiecą populacje
Hogwartu (i w niektórych mężczyzn również) niczym piorun.
-
Cóż, mój chłopcze, zawsze możesz zdecydować się wrócić do swojego poprzedniego
wyglądu – zauważył delikatnie Albus, ignorując sapnięcia przerażenia kobiecej
części kadry po obu jego stronach.
Snape
rozważał taką opcję przez około półtorej sekundy zanim odrzucił ją z
parsknięciem pogardy, na które to zasłużyło. Miałby ułatwić życie uczniów i
pracowników? Gdzie w tym zabawa? O wiele bardziej przyjemnie będzie ich
dręczyć.
Zarzucił
głową, zaskoczony i zadowolony z niskiego jęku, który wywołał wśród studentek,
i powiedział najbardziej wyniosłym tonem, jakim potrafił.
- Nie
mogę zrozumieć, dlaczego moja osobista pielęgnacja miałaby być tematem do
rozmowy przy śniadaniu. Proszę podać mi tosty.
Ostatecznie,
nowość jego wyglądu opadła, Sprout oczyściła kolana z jajek, Hagrid usunął
wieprzowinę z brody, a Trelawney przestała jęczeć o ”Ragnaroku*”. Do tego
czasu, Snape jednak odkrył w sobie niewykryty wcześniej szczep próżności.
Wiedział, że jest nie bez powodu dumny ze swojej działalności jako Mistrz
Eliksirów, ale po raz pierwszy zaczął rozumieć, jak ten dupek Black musiał się
czuć z tyloma dziewczynami omdlewającymi przy nim przez cały czas. Co więcej,
Snape zauważył, że mu się to podoba. Naprawdę bardzo podoba.
Na
szczęście, jego talent do oklumencji wytłumił wszystkie to emocje. Do czasu,
gdy Potter o dziesiątej zapukał do jego drzwi, Snape ochłonął na tyle, by
powitać go groźnym spojrzeniem. Miał raczej nadzieję, że bachor przyjdzie późno
i zatem nie miałby powodu, by iść dalej z planem, ale punktualność małego
łajdaka uniemożliwiła mu taką wymówkę.
-
Potter, jesteś tu, więc...
-
Proszę, sir! – Potter miał czelność nie tylko mu przerwać, ale również wcisnąć
w jego ręce starty zwój pergaminu.
Na
szczęście dla chłopca, Snape szukał rozproszenia uwagi.
- Co
to jest? – zażądał, rozwijając nieco lepki zwój.
- To
mój esej o eliksirach uzdrawiających – wyjaśnił radośnie Harry. Wiedział, że
profesor byłby z niego zadowolony, że wykorzystał dobrze swój czas. – Pamięta
pan? Kazał mi pan napisać 12 cali po tym, jak myślałem, że użył pan brudnych
skarpetek do...
-
Pamiętam, Potter – przerwał urwisowi Snape. Przejrzał kartkę, będąc pod niechętnym
wrażeniem. Chłopak nie tyko zawarł istotne informacje, ale również napisał je
bardziej elegancko niż którąkolwiek z poprzednich prac. Najwyraźniej lekcje na
jego szlabanie dotarły go niego.
-
Och, i tu jest więcej.
Zanim
zdążył ukarać bachora za tajemniczą lepkość pergaminu, nie wspominając już o
jego potarganym wyglądzie, w jego ręce zostały wsunięte jeszcze dwa.
- Co,
do diaska? – Szybki rzut oka potwierdził, że miały innych charakter pisma niż
Potter.
-
Cóż, zapytałem Hermionę Granger, czy mogłaby spojrzeć na mój esej, by upewnić
się, że jest w porządku i wtedy powiedziała, że chce napisać jeden na dodatkowe
zaliczenie – wyjaśnił Harry szczerze.
- Co
to znaczy „dodatkowe zaliczenie”? – zażądał Snape. Brzmiało to dla niego
podejrzanie jak „dodatkowa praca”.
- No,
wie pan – powiedział Harry zaskoczony. – Dodatkowe rzeczy, które robią uczniowie,
mimo że nie były zadane i pomaga im to w stopniach.
- Nie
jesteśmy nawet w drugim tygodniu zajęć, a panna Granger już ustanowiła się jako
nieznośną wiem-to-wszystko. Dlaczego, na Merlina, ona wyobraża sobie, że musi
robić dodatkową pracę? – zażądał Snape.
Harry
wzruszył ramionami.
- To
Hermiona. W każdym razie, podczas gdy pracowaliśmy nad naszymi esejami,
przyszedł Neville i Hermiona zastraszyła... eee, zasugerowała... że też
powinien zrobić, bo może wtedy nie będzie tak zdezorientowany i przerażony na
zajęciach.
-
Potter, na moich zajęciach dodatkowa praca jest tylko za karę! – warknął Snape.
– Czy ty sobie wyobrażasz, że nie mam nic lepszego do roboty niż poprawianie
dodatkowych esejów nic nie wiedzących Gryfonów? Oczekujesz, że przeczytam trzy
eseje oparte na eliksirach leczniczych?
Harry
uśmiechnął się szeroko.
-
Wiedziałem, że pan tak powie! –Snape zamrugał, zakłopotany. – Powiedziałem
Hermionie, że nie może pisać eseju na taki sam temat, co ja, więc zdecydowała
się napisać o Eliksirze Wielosokowym. Czytała o nim w jednej ze swoich książek
i myśli, że brzmi fajnie. A wtedy powiedziała Neville’owi, by napisał o
eliksirze z ubiegłego tygodnia, który wysadził, żeby pan zobaczył, że naprawdę
to zrozumiał.
Snape
przykleił na twarz szyderczy uśmiech i chciał poinformować małego diabła, że
nie ma najmniejszego zamiaru przeglądać żadnych niezamówionych esejów, nie
mówiąc już o zapewnianiu im „dodatkowego zaliczenia”, gdy Harry spojrzał na
niego. Zaufanie w tych zielonych oczach miało tak nieoczekiwany wpływ na jego
struny głosowe i zdał sobie sprawę, że zamiast tego musi odchrząknąć.
- I
nawet zacząłem moje 500 linijek – powiedział mu z dumą Harry. Zdecydował, że
sposobem, by uspokoić profesora Snape’a, że jest osobą trzymającą w ryzach było
pokazanie mu, że Harry wziął swoją karę na poważnie. Pierwszą setkę pisał
poprzedniego wieczora w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, a po pierwszych
kilkunastu, paru uczniów podeszło, by zapytać, nad czym pracuje. Choć na
początku zniechęcił ich informacją, że pisze linijki dla Snape’a, innych
Gryfonów zaintrygowało to, co ma do
napisania. Szybko jego „Nie będę cytował
moich przerażających krewnych” ustąpiło między innymi zdaniom: „Moi krewni to głupi kłamcy”, „Moi krewni to wypełnione tłuszczem balony”
(jego koledzy z domu byli naprawdę bardzo zadowoleni z wiedzy o tym, jak Snape
nazywał jego wuja) oraz „Nie będę zwracał
uwagi na nic, co moi grubi i głupi krewni kiedykolwiek powiedzieli” oraz
jeszcze kilka innych bardziej pomysłowych sugestii Gryfonów. Harry miał
nadzieję, że profesor nie będzie miał nic przeciwko temu, że to 500 linijek nie
jest identycznych, ale uznał, że jeśli nie nic innego to różnorodność sprawi
lekturę Snape’a bardziej interesującą.
- Hmm
– mruknął Snape, decydując, że (tylko ten jeden raz!) mógłby pozwolić na
wykorzystanie w jego klasie tego dziwacznego, mugolskiego pojęcia „dodatkowego
zaliczenia”. Był nieco ciekaw, co pierwszoroczniak mugolskiego pochodzenia
napisał o tak skomplikowanym eliksirze, jak Wielosokowy i szczerze mówiąc
cokolwiek, co sprawi, że będzie mniej prawdopodobne, że Longbottom stopi swój
kociołek, może być tylko dobrą rzeczą.
Po
prostu później będzie musiał wyjaśnić Harry’emu – bardzo srogim tonem, - że coś
takiego się więcej nie powtórzy. Ta bezczelność małego bachora! Myśli, że może
mówić w imieniu jednego z profesorów! Powinien posłać aroganckiego szczeniaka
do jego pokoju, ale pojęcie, co dzieciak mógłby tam znaleźć powstrzymało go
przed tym.
-
Potter, chodź ze mną – warknął, prowadząc go do pokoju chłopaka.
Harry
posłusznie ruszył za nim. Był bardzo zadowolony z siebie. Wyobraź sobie, że był
w stanie wytłumaczyć profesorowi o dodatkowych zaliczeniach!
-
Widział pan, że jadłem płatki owsiane i owoce na śniadanie? – pisnął,
truchtając za wysokim mężczyzną. – Hermiona powiedziała, że są bardzo pożywne.
- Mam
nadzieję, że nie jesteś na tyle ociężały umysłowo, że spodziewasz się lawiny
pochwał i prezentów za każdym razem, gdy zrobisz to, co ci każą – powiedział
Snape odwetowo. Tylko dlatego, że książki każą zauważać i nagradzać dobre
zachowanie, zamiast po prostu wskazywać i karać złe, nie znaczy, że planuje
mizdrzyć się do bachora, gruchając, kiedy uda mu się wytrzeć swój nos. – Właź.
– Pchnął drzwi do sypialni i przepuścił go.
Harry
nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy wszedł go swojego pokoju (jego pokoju!),
choć nieco się zawahał, gdy zobaczył miotłę leżącą na jego łóżku.
-
S-sir?
Wspomnienie
wyciągania z komórki pod schodami i dawania mu mopa i wiadra rozbłysło w jego
głowie, choć – przypomniał sobie stanowczo, - to sprawiedliwe, jeśli profesor
oczekuje, że zrobi porządek wokół tego miejsca.
-
Chce pan, bym posprzątał kwatery? – zapytał, mając nadzieję, że jego głos nie
zabrzmiał marudnie.
Nie
miał nic przeciwko sprzątaniu, nie po tych wszystkich wspaniałych rzeczach,
którymi Snape go obsypał, ale po prostu myślał, że może Snape nie jest aż taki
straszny, jeśli o to chodzi, tak jak byli jego ciotka i wuj. Wręczanie mu mopa albo
miotłę albo butelkę z płynem do mycia było u Dursleyów na porządku dziennym i
służenie w prowadzeniu domu było faktem, który jako jedyny cenili w Harrym.
Snape
popatrzył na chłopca i zwalczył chęć uderzenia głową o ścianę. Oczywiście,
jednym popołudniem w Hogwarcie trudno było przezwyciężyć lata niewoli wśród
mugoli.
-
Potter – powiedział cicho, - jesteś czarodziejem, a nie mugolem.
-
T-tak, proszę pana? – zgodził się Potter nerwowo. Nie był pewny, co profesor ma
na myśli. Czy wpadł w kłopoty za coś, co czarodziejom się nie podoba?
Snape
chwycił go za ramię i poprowadził do łóżka.
-
Czarodzieje nie używają mioteł do sprzątania, Potter. Używają ich do latania. –
Zostawił chłopca patrzącego na Nimbusa 2000.
Twarz
Harry’ego pokryła się ognistą czerwienią. Był
takim idiotą! Nie tylko zapomniał o lataniu na miotłach, ale jeszcze był na
tyle niegrzeczny, że wyobraził sobie – znowu! – że profesor Snape będzie
zachowywał się jak jego krewni! Ciągle zapominał, mimo że profesor w kółko
rozpraszał jego obawy, że nie będzie traktowany tak nigdy więcej. Profesor
Snape musi myśleć, że Harry jest kompletnym kretynem. I oczywiście, profesor
zapewne czuł się, jakby Harry obrażał go za każdym razem, gdy spodziewał się,
że zachowa się jak wuj Vernon. Gorąca gula wzrosła w jego gardle i Harry niemal
się zakrztusił.
Teraz
właśnie profesor Snape kupił mu jeszcze kolejny
prezent, a odpowiedź Harry’ego porównywała go do jego okropnych krewnych.
Czuł się okropnie. Wolałby, żeby Snape odebrał mu miotłę i uderzył go nią. Był
głupim, niewdzięcznym bachorem, który…
Snape popatrzył na udręczoną twarz Harry’ego, na
której pojawiło się poczucie winy. Oczywiście mugolska rzecz do sprzątania
wywołała straszne dla chłopca wspomnienia. Harry już wykazywał, że cierpi na
powracające wspomnienia, a on – rzekomo świadomy, odpowiedzialny dorosły, -
pozwalał na to. Wyciągnął rękę i niezdarnie poklepał dzieciaka po ramieniu, na
wpół oczekując, że Potter się wzdrygnie.
Zamiast
tego Potter odwrócił się i ukrył twarz w szatach Snape’a.
-
Przepraszam! – jęknął. – Przepraszam!
-
Potter, nie musisz przepraszać na co drugim oddechu – zaczął.
- Ale
to robię! – Harry przywarł mocniej do mężczyzny. – Zapomniałem! Nie miałem tego
na myśli! Po prostu zapomniałem!
-
Jesteś nowy w czarodziejskim świecie – zauważył Snape. – To naturalne, że
możesz powracać do nawyków przez całe życie.
- Ale
powinienem wiedzieć lepiej – powiedział Harry żałośnie, patrząc na niego. – To
znaczy, jest pan o wiele milszy od Dursleyów i…
- To
niewiele mówi – przerwał Snape sucho.
-
Jest pan naprawdę zły? – zmartwił się Harry, pociągając nosem. – Nie chcę, by
czuł się pan źle. Wie pan, że to wszystko moja
wina, nie pana.
-
Potter, to zajmie wiele czasu zanim wrócisz do siebie po przerażającym
traktowaniu twoich krewnych, nie mówiąc już o zapoznaniu się ze światem
czarodziejów. Zdaję sobie sprawę z ogromnej zmiany i jestem dość…
usatysfakcjonowany… z twojego postępu. – Teraz. To było pozytywne wzmocnienie.
Harry
wziął głęboki oddech, uspokojony słowami profesora. To była prawda – na
przestrzeni zaledwie kilku tygodni przeszedł od samotnej egzystencji jako
znienawidzony sługa Dursleyów do tego nowego świata, nowej szkoły, nowej
kultury, nowych przyjaciół, nowego opiekuna… Może, mimo wszystko, nie był takim
idiotą. Snape powiedział, że robi
postępy i nie brzmiał na zranionego czy obrażonego.
Harry
poczuł przypływ wdzięczności do tego wysokiego, ponurego profesora. Jak wiele
osób byłoby tak wyrozumiałych i cierpliwych przy takim marudnym dziwaku?
Przytulił Snape’a ponownie. To było tak, jakby cały pech, który miał przez
ostatnie dziesięć lat w końcu się zrównoważył. Był takim szczęściarzem, że miał
tak genialnego opiekuna.
-
Potter – przerwał Snape zanim emocjonalny mały potwór ponownie wpadnie w
histerię. – Będę na ciebie zły, jeśli
szybko nie pokażesz lepszych manier
niż pawian analfabeta. Właśnie otrzymałeś prezent. Co powinieneś zrobić?
Harry
spojrzał na niego zdziwiony i wytarł nos w rękaw.
- Czy
nie wszystkie pawiany to analfabeci?
-
Potter! Nie bądź bezczelny! –
Przywołał chusteczkę i wyciągnął ją w stronę bachora, piorunując go wzrokiem.
Harry
zmarszczył brwi, nie zważając ma chusteczkę.
- Nie
byłem bezczelny – zaprotestował. – Ale pawiany – przynajmniej w świecie mugoli
– nie potrafią czytać.
Wtedy
pierwszy raz naprawdę spojrzał na miotłę i wszystkie myśli o pawianach,
Dursleyach i nieporozumieniach wyleciały mu z głowy.
-
T-to jest miotła wyścigowa – wypalił. – Ron pokazywał mi zdjęcia w czasopiśmie
o Quidditchu!
Snape
przewrócił oczami.
-
Gratulacje, panie Potter. Ma pan teraz dyplom za stwierdzanie rzeczy jasnych
jak słońce.
- Ale
to jest rodzaj miotły, który używają profesjonalni gracze Quidditcha –
kontynuował Harry, starając się wytłumaczyć profesorowi, dlaczego jest taki
podekscytowany. Wszystkie obiadowe rozmowy z drużyną wróciły do niego. – Oliver
ma jedną i jeszcze jedna dziewczyna z Ravenclawu, ale nikt inny… - Urwał z głośnym
westchnięciem. – Czy-czy to jest dla mnie?
– szepnął, patrząc wielkimi oczami na profesora.
-
Zdaję sobie sprawę, że jesteś Gryfonem, Potter, ale fakt, że jest na twoim łóżku, w twoim pokoju, może doprowadzić cię do takiego wniosku – odparł
Snape, czując się bardzo niekomfortowo z powodu uwielbienia, które szybko
wzrosło w wypowiedzi dzieciaka. – Na pewno miałeś czas, by uświadomić sobie, że
Szukający musi mieć odpowiednią miotłę w celu wypełnienia powierzonego mu
zadania. Czy wyobrażasz sobie, że musisz używać starych szkolnych mioteł
podczas swoich meczów?
- Ale
to znaczy, że pan kupił to dla mnie?
Snape
skrzywił się, potwornie zawstydzony i wściekły, że bachor każe mu przedstawić
to otwarcie. Krótko rozważał bardzo sarkastyczną odpowiedź, ale biorąc pod
uwagę niemal kompletną ignorancję małego idioty o czarodziejskim świecie, nie
mówiąc już o jego gryfońskiej naiwności, było bardzo prawdopodobne, że uwierzy
w jakiekolwiek oświadczenie, bez względu na to, jak nieprawdopodobne.
-
Tak.
Harry
rozpromienił się jak supernowa i objął go.
-
Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Snape
oddychał z trudem. Jeśli Potter nadal będzie tak robił, zostanie mu na stałe
siniak na brzuchu. Może rozsądny będzie jakiś rodzaj pancerza – musiałby na
dzisiejszej kolacji zapytać Charliego Weasleya. Z pewnością ci, którzy
pracowali ze smokami musieliby mieć jakieś osobiste wyposażenie ochronne, by
chronić się przed siłą tępych urazów.
Drogi Miesięczniku Treserów
smoków, staranne badania pokazały, że szpiczaste czoło niedożywionego jedenastoletniego
człowieka może wyprowadzić cios z taką samą siłą, jak łapa w pełni rozwiniętego
Rogogona. Jaki sprzęt ochronny polecalibyście, zważywszy, prewencyjne
oszałamianie nie jest pochwalane w środowisku szkolnym?
-
Potter! – udało mu się wziąć świszczący oddech. – Łaskawie natychmiast
wstrzymaj się z tym niegodnym skrzeczeniem! Proste wyrażenie wdzięczności i
opis, w jaki sposób skorzystasz z prezentu będą bardziej niż wystarczające.
Harry
uśmiechnął się szeroko. Biedny profesor Snape! Zawsze tak rumienił się wokół
uszu, gdy Harry mu dziękował. Zauważył, że nawet w czasie szlabanu, profesorowi
nie podobało się to, że Harry zwracał uwagę na miłe rzeczy, które robił, takie
jak danie Harry’emu przekąski lub pomaganie w piśmie. Profesor Snape był jak
jeden z tych ludzi, których Harry widział w telewizji – cóż, w każdym razie,
słyszał w granicach jego komórki, - którzy woleli robić rzeczy po cichu,
zamiast zwracać dużo uwagi. Nazywano ich „anonimowymi dobroczyńcami” i w
telewizji mówili, że jedna taka osoba zdobyła dużo pieniędzy dla szpitala,
który potrzebował nowego sprzętu, a inna przekazała kilka komputerów szkole w
biednej części Londynu. Profesor Snape był taki. Oczywiście nie mógł być
kompletnie nieznany, ale nie lubił, gdy Harry robił zamieszanie. Zwłaszcza, że
wciąż próbuje sprawić, by Harry myślał, że zasługuje na bycie tak dobrze
traktowanym.
Harry
mógł wolno pogodzić się z założeniem, że Dursleyowie nie traktowali go
poprawnie, ale nie był na tyle głupi, by wyobrazić sobie, że życzliwość Snape’a
nie była równie wyjątkowa. Czyż nie jego koledzy wołali z podziwu i zazdrości,
gdy powiedział im o swoim pokoju? Harry wiedział, że profesor jest jednym z
najmilszych, najlepszych ludzi, których kiedykolwiek spotkał i nie miał zamiaru
o tym zapomnieć. Nie znowu.
-
Dziękuję panu. Naprawdę, naprawdę uwielbiam tą miotłę. Zrobi ze mnie
najlepszego szukającego wszechczasów! – wykrzyknął Harry, przebiegając dłonią
wzdłuż miotły. Nawet czuł, jak jest
szybka!
-
Hympf – prychnął Snape, raczej zadowolony z siebie. Chłopiec był oczywiście
zachwycony z prezentu, a jeśli był na tyle głupi, by połączyć swoje wyniki w
Quidditchu z miotłą, wtedy gdy Snape skonfiskuje ją jako karę za jakiś występek
to będzie jeszcze bardziej druzgocący cios. Ha! Warto było wydać każdego galeona
na miotłę, by wiedzieć, że w końcu ma bardzo skuteczną karę na małego potwora.
-
Dobrze? Na co czekasz? – zapytał. – Masz trening Quidditcha za mniej niż
godzinę! Idź spędzić trochę czasu na swojej nowej miotle.
Twarz
Harry’ego pojaśniała.
- Tak
jest!
- I
masz tu być przed 17:30, żebyśmy mogli iść do Nory! – krzyknął za chłopcem
Snape, kiedy popędził na zewnątrz. Naprawdę! Co za przerażające maniery! Snape
wyprostował swoją szatę i ruszył do swojego biurka, by sprawdzić trzy
nadprogramowe eseje.
To,
że Harry przyszedł wczesnym wieczorem było dobrą rzeczą, ponieważ Severus mógł
nalegać, by zmienił niektóre nowe ubrania. Niestety ich odpowiednia pora nie
wystarczyła, bo Severus uznał, że lawirowanie pomiędzy jego nową garderobą a
naprawą włosów i frustracją Harry’ego z jego olśniewających krawieckich
refleksji, zajęło im raczej więcej czasu niż zaplanował.
-
Potter, podejdź tutaj, bo pożałujesz! – wreszcie krzyknął Snape, garść proszku
Fiuu przeciekała mu przez palce.
- Już
prawie jestem – zaprotestował Harry, spiesząc do salonu. Ostatni raz podciągnął
swoje nowe szaty.
-
Uważasz, że dasz radę z Fiuu na własną rękę, czy chcesz, żebym znowu cię nosił?
– uśmiechnął się Snape złośliwie.
- Dam
sobie rady! – odparł Harry pospiesznie. Wiedza, że będą tam wszystkie dzieci
Weasleyów zwalczyła jakąkolwiek ochotę, by profesor go niósł.
-
Bardzo dobrze. Miej oczy i usta zamknięte. Nie oddychaj i odsuń się szybko od
kominka, gdy tylko się pojawisz, bo będę zaraz za tobą.
-
Tak, proszę pana. – Harry przełknął ślinę i zamknął oczy, gdy Snape rzucił
proszek do kominka i krzyknął: „Nora!”. Poczuł, że mocna dłoń profesora pcha go
do przodu i wtedy przeszedł przez chłodne płomienie i pojawił się w salonie
Weasleyów. Molly złapała go, gdy potknął się i odciągnęła na bok, oczyszczając
go z kilku zbłąkanych płatków sadzy.
Harry
uchylił jedną powiekę, a widząc, że przybył bezpiecznie, otworzył oczy i wziął
głęboki oddech.
- To
była twoja pierwsza samotna podróż siecią Fiuu, kochanieńki? – spytała Molly z
niedowierzaniem. – Dałeś sobie wspaniale radę!
Harry
uśmiechnął się szeroko, w momencie, gdy Severus majestatycznie wyszedł z
kominka.
-
Severusie, jak miło… - głos Molly złamał się, gdy pierwszy raz spojrzała na
Snape’a.
Po
porannych reakcjach, Snape uśmiechnął się tylko ironicznie.
-
Dobry wieczór, Molly – odpowiedział.
CDN…
*W mitologii skandynawskiej zmierzch bogów i koniec świata (dziękuję za pomoc w wyjaśnieniu drogiej Neko-chan :*)
Dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńTym razem jestem bez żadnych opóźnień :D
Zabieram się za czytanie, bo jestem bardzo ciekawa czy ten rozdział naprawdę jest jeszcze lepszy niż poprzedni ^^
Akcja przy śniadaniu jest ciekawa - komentuję na bieżąco w czasie czytania więc jeszcze nie wiem o co chodziło, ale obstawiam, że Sev skasował wszystkich tym, że się uśmiechał :D
E, jednak nie trafiłam. Długie włosy? A'la Syriusz w Azkabanie? :D Ha, tym razem trafiłam :D
Ciekawe czemu w fanfikach wiecznie do Severusa dobiera się albo Hooch, albo Pomfrey... Może coś w tym jest? ;)
Severus modelem? Jakoś dziwnie...
Mam wrażenie, że gdy Severus przeczyta te linijki, których miało być pięćset, to się mimo wszystko zezłości. Pewnie pomyśli, że dla Harry'ego nie była to kara tylko dobra zabawa i wpadnie w szał.
Hahahahahahahahahaha! :D Snape w czasie przytulania myślący o pancerzu :D :D :D <3 :D :D To takie słodkie! :D
No, generalnie to rozdział całkiem w porządku, ale poprzedni był o wiele lepszy :D tak jak podejrzewałam - ciężko będzie pobić tamten! :D
Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na następny rozdział <3
I na to, aż w końcu Harry powie do Seva "tato". Może zdradzisz nam, w którym to będzie rozdziale? :D
Nie chodziło mi, że ten jest lepszy, tylko ten, który aktualnie tłumaczę. Tłumaczę 2-3 rozdziały do przodu i potem wracam do poprzednich, by spojrzeć na nie "świeżym okiem" ;) W sumie chyba dlatego zajmuje mi tak długo napisanie rozdziałów, ale chcę, by miały jak najmniej błędów. A czy Harry powie do Seviego "tato" to nie zdradzę kiedy xD
UsuńTo zdradź chociaż czy bardzo strasznie długo będzie trzeba na to czekać, czy tylko kilka rozdziałów :D
UsuńRagnarok to nordyckie określenie końca świata, przynajmniej najprościej rozumując.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest jednym słowem C U D N Y~! Najbardziej zaskoczyła mnie scena z śniadaniem - myślałam, że tamci uczniowie, których wtedy przyłapał coś na niego rzucili albo, że jest to właśnie związane z tym, że się uśmiecha. A tu WŁOSY! No, tego się naprawdę nie spodziewałam. Choć skoro w Wielkiej Sali tak wszyscy zareagowali, to jestem ciekawa, jak zareagowała tamta para, hihihihi... Chyba że w (pół)mroku lochów tego nie zauważyli... ale tak czy tak musieliby zauważyć później, więc i tak ich miny musiały bić wprost epickie. No i to o tym pancerzu też mnie rozwaliło! Heh, #CzołoHarry'egoTakieSzpiczaste... hehe~ Nie mogę się doczekać min młodszych Weasleyów (zwłaszcza Rona... i bliźniaków... :D) na wieść o tym, że Sev też zostanie (już oficjalnie) honorowym członkiem ich rodziny, hihi~ Mam wręcz nadzieję, że będą musieli zbierać brody z podłogi.. :D
Pozdrawiam, życzę weny, czasu i chęci na dalsze tłumaczenie~!!
~ Daga ^.^'
Hej,
OdpowiedzUsuńhaha Severus zmienił tylko szampon domwłosow i już taka sensacja, no i jak Harry ucieszył się z miotły, bosko..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ojejciu Severus zmienił szampon do włosow i już taka sensacja na cały Hogwart, Harry bardzo ucieszył się z miotły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, bosko Severus zmienił tylko szampon do włosow a już jest z tego taka sensacja... o jak bardzo Harry ucieszył się z miotły jaką dostał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza