Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 24 lutego 2017

NDH - Rozdział 31


Gdy Harry obudził się następnym razem, czuł, jak delikatna dłoń magomedyczki z św. Mungo pociera jego plecy. Zamrugał i uniósł głowę, zdając sobie sprawę, że obślinił poduszkę. Tyle tylko, że to nie była poduszka, tylko jego profesor.
- Potter. – Srogi głos mężczyzny dawał jasno do zrozumienia, że dostrzegł kałużę śliny, która obecnie spływała w dół jego piżamy.
- Dzień dobry, profesorze – powiedział Harry z poczuciem winy.
- Chodźcie, chłopcy – powiedziała magomedyk w fachowo pogodny sposób. – Dzisiaj obudziliście się jako ostatni. Idźcie się umyć i ubrać – reszta będzie na was czekać.
Snape posłał jej swoje najlepsze śmiertelnie wściekłe spojrzenie – doprawdy „chłopcy”! – ale podążył za Potterem do łazienki na końcu skrzydła szpitalnego.
Gdy tylko pomyślnie dokonali porannej toalety, magomedyczka odprowadziła ich do prywatnej sali konferencyjnej, które znajdowała się obok biura dyrektora. Wchodząc do pokoju, Snape dostrzegł spory tłum, zgromadzony wokół stołu konferencyjnego.
Był tam Knot z Bones, Skeeter i, co było do przewidzenia, Lucjuszem Malfoyem. McGonagall i dyrektor otaczali z obu stron wciąż bladą Poppy. Wzrok Snape’a napotkał blask czerwieni i mężczyzna odwrócił się, dostrzegając Artura i Molly Weasleyów, a ta druga trzymała Rona na swoich kolanach. Obok nich siedziało dwóch nieznanych dorosłych, którym Ron wciąż rzucał nerwowe spojrzenia. Z faktu, że krążyli troskliwie wokół Hermiony, Snape wydedukował, że byli to państwo Granger.
- Ciocia Molly! Wujek Artur! – zaćwierkał radośnie Harry, po czym czmychnął od jego boku, gdy Artur otworzył szeroko ramiona.
Harry został przytulony prawie bez tchu przez swojego honorowego wujka, który to uścisk skutecznie rozwiał jego obawy, że Weasleyowie obwiniają go o obrażenia Rona.
- Och, Harry! – Gdy tylko Artur go puścił, Molly owinęła wokół niego drugą rękę, drugą wciąż trzymając Rona. – Wszystko w porządku?
- Tak – odparł Harry, gdy tylko z powrotem odzyskał oddech. Ron wyszczerzył się do niego, nieco zawstydzony tym, że został znaleziony na kolanach mamy. Harry odpowiedział szerokim uśmiechem, ale zdecydował, że jeśli Ron nie poświadczył o tym, że leżał na opiekunie niczym przedszkolak, nie miał zamiaru mówić ani słowa.
- Harry, poznaj moich rodziców – zawołała podniecona Hermiona. – Mamo, tato, to mój przyjaciel, Harry, i jego ta… uch… opiekun, profesor Snape.
 - Jak się pan ma?
Snape musiał przyznać, że mugole mieli doskonałe maniery i zastanawiał się, dlaczego chłopiec Weasleyów wydawał się przy nich tak niepewny. No cóż, kto zrozumie umysł dzieci?
- Dzień dobry – Dumbledore zabłyszczał oczami w kierunku nowoprzybyłych. – Skrzaty były tak miłe i ustawiły śniadanie przy tylnej ścianie, jeśli chcecie się poczęstować. Wtedy może będziemy mogli zacząć. Jestem pewny, że wszyscy jesteście zainteresowani precyzyjnym określeniem tego, co stało się wczoraj.
Harry natychmiast skoncentrował się na stołach z tyłu pomieszczenia.
- Ooooch, ciastka! – pisnął i rzucił się prosto w stronę smakołyków.
Snape ruszył za nim w pościg i zatrzymał małego bachora, zanim ten poczęstował się talerzem niezdrowych produktów.
- Co ja panu mówiłem o nawykach żywieniowych, panie Potter? – zapytał, a jego głos był niebezpiecznie niski.
- Ale walczyłem z Voldesnortem! – jęknął Harry. – Nie mogę dostać za to smakołyku?
- Tylko po tym, jak zjesz zdrowe śniadanie. – Snape napełnił talerz chłopaka owocami, jajkami, tostami i grillowanymi pomidorami. Na widok ponurej twarzy Harry’ego, ustąpił nieznacznie. – Możesz wybrać jedno ciastko, ale jeśli zobaczę, że jesz je zanim wyczyścisz resztę talerza…
- Nie zjem! – Harry natychmiast rozpromienił się, wybierając największe, najbardziej lepkie z najsłodszym lukrem.
Gdy Harry wrócił z talerzem do stołu, był zaskoczony, widząc tylko zdrowe owoce na talerzu Rona. Oczekiwał, że rudzielec będzie polował na słodycze, ponieważ wydawało się mało prawdopodobne, by rodzice mu dzisiaj czegoś zabraniali. Oboje wciąż głaskali go po włosach i przytulali go. Ron wydawał się jednocześnie zakłopotany i zadowolony ich zachowaniem – po jedenastu latach życia w cieniu bliźniaków czy Ginny, nie wspominając o reszcie braci, po raz pierwszy pławił się w niepodzielnej uwadze rodziców.
Jako jedynaczka, Hermiona była bardziej przyzwyczajona do uwagi rodziców, ale Grangerowie, którzy oczywiście byli czuli dla córki, nie zdawali się czuć tak gorączkowej ulgi jak Weasleyowie. Oczywiście to nic dziwnego. Jako mugole, nie potrafili naprawdę zrozumieć, z czym poprzedniego dnia ich dziecko musiało się zmierzyć, podczas gdy Weasleyowie byli bardzo świadomi tego, co mogło się zdarzyć.
Pomiędzy Grangerami i Weasleyami były dwa wolne krzesła i Snape skierował Harry’ego w ich stronę. Gdy usiedli, Albus uśmiechnął się radośnie.
- A więc jesteśmy tutaj, wszyscy, cali i zdrowi. Powinniśmy za to podziękować…
- Tak, tak, dzięki Merlinowi i w ogóle – przerwał mu Knot opryskliwie. – Ale teraz chcę  wiedzieć, co się wydarzyło? Wszystkie te pogłoski o Czarnym Panie, zamordowanych profesorach, wampirach i zabójczych dyniach wkrótce wywołają panikę!
Harry spojrzał na opiekuna. Wampiry?
Snape prychnął i przewrócił oczami. Knot był takim idiotom. Skupił się na własnym talerzu.
- Tak, oczywiście, Korneliuszu. To dlatego zaprosiliśmy ciebie i panią Bones. Lucjusz jest tutaj jako przedstawiciel Rady Gubernatorów, a pani Skeeter upewni się, że dokładne… – posłał reporterce ostre spojrzenie, a ta wyglądała na nadąsaną, ale skinęła głową, - … sprawozdanie, które zostanie udostępnione publice.
Albus odwrócił się uprzejmie do Harry’ego.
- Harry, mój chłopcze? Byłbyś tak dobry i zaczął opowieść? Twoi przyjaciele zasugerowali, że to ty powinieneś opowiedzieć.
Nagle Harry nie czuł się już w ogóle głodny. Odłożył widelec i posłał zaniepokojone spojrzenie przyjaciołom. Byli na niego źli? Ale i Hermiona i Ron zerknęli na niego zachęcająco, więc wziął głęboki oddech, starając się zgadnąć, jak to wyjaśnić i uniknąć tego, by ktokolwiek wpadł w kłopoty. Wiedział, że było to zupełnie niemożliwe, ale przynajmniej chciał oszczędzić przyjaciołom lądowania z nim w pianie*.
- Harry? – namawiał Dumbledore.
Harry westchnął i posłał profesorowi Snape’owi ostrożne spojrzenie spod grzywki. Miał dość dobre pojęcie, że profesor nie nabierze się na jakiekolwiek uniki, ale i tak zamierzał spróbować.
- Eee, no, byliśmy na zaklęciach, kiedy Hermiona… ach… powiedziała profesorowi Flitwickowi, że niezbyt dobrze się czuje, i dlatego…
- Byłaś chora, Hermiono? – przerwał mu ojciec Hermiony, patrząc na córkę z niepokojem. Hermiona zaczerwieniła się, kiedy wszyscy odwrócili się w jej stronę i posłała matce udręczone spojrzenie.
- Mamo…
- Hm? Ah! – Pani Granger zrozumiała cichą Mowę Nastolatki i skinęła na swojego męża. – Wszystko w porządku.
- Och? Och! Okej. – Pan Granger szybko uciął temat.
- Uch, tak – Harry poczuł się winny za zakłopotanie dziewczyny, ale nie widział sposobu, by to obejść. Na widok spojrzenia, jakie Hermiona rzuciła w stronę Rona, to właśnie jego obwiniała za pierwotną sugestię. – No więc, gdy zajęcia się skończyły, ja z Ronem dostaliśmy pozwolenie, by zanieść jej książki, a kiedy dotarliśmy do szpitala, Hermiona tam była i czekała na panią Pomfrey…
- Och, moja droga! – wykrzyknęła magomedyk. – Musieliśmy się minąć, gdy poszłam do Hagrida. Tak bardzo przepraszam, kochana, ale dlaczego nie użyłaś magicznego dzwonka, żeby mnie powiadomić, że czekasz? Od razu bym wróciła! Nie widziałaś go na moim biurku, zaraz obok wyjaśnianie, jak go użyć?
- Eee… t-tak, ale to nie było nic bardzo pilnego, proszę pani, i nie chciałam pani kłopotać, gdyby zajmowała się pani kimś, kto naprawdę był chory – skłamała Hermiona z niezręcznością.
- Więc, kiedy tam dotarliśmy, ja… umm… powiedziałem, że spojrzę, czy pani nie jest za parawanami. Hermiona nie chciała zerknąć, a ja zobaczyłem tam profesora Quirrella. – Harry starał się wymyślić, jak najlepiej opowiedzieć kolejną część historii. – I-i potem Ron pomyślał, że, eee, spłata Hermionie figla i on… ach… krzyknął, że nadchodzi troll i chyba profesor Quirrell go usłyszał, bo podskoczył i…
- Czekaj. – Z sąsiedniego krzesła doszło do niego lodowate słowo, sprawiając, że Harry skrzywił się. Drżąc ze strachu, odwrócił się do profesora.
- Tak, proszę pana? – zapytał z wahaniem.
- Ominął pan kluczową część historii, panie Potter. Może potrafisz wyjaśnić, dlaczego turban profesora Quirrella został przyklejony do jego łóżka? – Zmrużone oczy Snape’a poinformowały Harry’ego, że nie oszukał go ani o jotę tą starannie spreparowaną historią.
Harry przełknął. Racja. Nigdy nie anulował zaklęcia, prawda?
- Ach, no…
- Jaką różnicę robi nakrycie głowy tego idioty? – warknął Lucjusz. – Ja chcę wiedzieć, skąd się wziął Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać!
Albus posłał Harry’emu niepokojąco porozumiewawcze spojrzenie.
- Podejrzewam, że te dwie rzeczy są ze sobą powiązane, Lucjuszu. Widzisz, gdy badałem turban zmarłego profesora, odkryłem, że warstwa po warstwie zawiera zestawione zaklęcia. Był użyty, by ukryć coś bardzo potężnego i bardzo mrocznego.
Lucjusz zmarszczył brwi, próbując to zrozumieć, podczas gdy Knot wyglądał na obojętnego, Bones na wycieńczoną, a Skeeter szeptała z podnieceniem do swojego automatycznego pióra.
- Eee… - Harry się poddał. Musiał przyznać, jaka była ostatnia część planu. – No, mogłem, eee, zaczarować turban, gdy spał – wyznał ze wzrokiem utkwionym w blat stołu. Usłyszał wściekłe sapnięcie Snape’a i skulił się, czekając na burę życia.
Jednak, zanim profesor przemówił, dało się słyszeć głos dyrektora.
- Ale dlaczego, Harry? Nigdy nie wykazywałeś zainteresowania robieniem żartów czy samym profesorem Quirrellem. Robienie psikusa choremu profesorowi nie jest do ciebie podobne, mój chłopcze.
Harry zarumienił się jasno. Nigdy nie pomyślał o tym w taki sposób, ale gdyby Quirrell był tylko dziwnym i śmierdzącym nauczycielem, to straszenie biednego mężczyzny, podczas gdy leżał w szpitalnym łóżku byłoby naprawdę podłym czynem.
- J-ja… um… - Spojrzał błagalnie na opiekuna. – Po prostu wiedziałem, że coś jest nie tak.
- Chłopiec, Który Przeżył Obdarzony Darem Jasnowidzenia – westchnęła ekstatycznie Skeeter. – Wykrywa Czarnego Pana Pomimo Obronnych Osłon!
Snape zacisnął zęby. Jeśli pozostawią to tej wścibskiej kobiecie wszystko pójdzie źle. Ale był nieprzyjemnie świadom tego, że Harry musiał wychwycić jego własny wstręt do Quirrella i – biorąc pod uwagę charakter chłopaka – zdecydował „pomóc”. Kto by przypuszczał, że dzieci mogą być tak spostrzegawcze? Ślubując sobie, że lepiej będzie ukrywał swoje opinie, Snape spiorunował bachora wzrokiem.
- Omówimy to później, ty i ja – obiecał lodowato.
Harry oklapł. Cóż, przynajmniej profesor nie żądał odpowiedzi przy tych wszystkich ludziach ani nie odebrał mu przywileju latania, podczas gdy pani reporter robiła notatki.
- Kontynuuj proszę, Harry. Założymy, że miałeś pewne przeczucie, że nie wszystko było tak, jak się wydawało. – Albus skinął na niego.
- Um, okej, no więc, kiedy profesor Quirrell wstał szybko, jego turban spadł i… i… do tyłu jego głowy była przyklejona druga twarz – Harry zadrżał chorobliwie. Wspomnienie tego okropnego widoku było zbyt świeże.
Knot uchylił usta, a brwi Lucjusza uniosły się do linii włosów. Amelia Bones zgubiła swój monokl**. Minerva zakrztusiła się, a Albus wyglądał bardzo ponuro. Weasleyowie tulili Rona, a ich twarze były blade, podczas gdy Grangerowie, pomimo ich oczywistego zdezorientowania, dostrzegli atmosferę w pomieszczeniu i chwycili Hermionę mocno za rękę.
Harry spojrzał nerwowo na profesora Snape’a. Twarz mężczyzny była, jak zawsze, poważną maską, więc zaskakujące było, kiedy jego silne ramiona sięgnęły po niego i wciągnęły Harry’ego na kolana.
Po początkowym szoku – i uldze, z powodu tego, że nie został pociągnięty na kolana mężczyzny przy ogromnej publice – Harry odprężył się i oparł o pierś profesora. Był zaskoczony, czując, jak serce mężczyzny wali niczym młot. Czy profesor był naprawdę zmartwiony albo zdenerwowany?
- Profesorze? – zapytał z szeroko otwartymi oczami.
- Głupi dzieciak! – warknął automatycznie Snape, zaciskając uchwyt wokół Harry’ego, aż mógł rywalizować z uchwytem Weasleyów. We wszystkich swoich wyobrażeniach nigdy nie myślał o czymś takim? Przejęcie? Częściowa cielesna manifestacja? Nic dziwnego że chłopaka kłuła blizna, gdy tylko Quirrell przechodził! A co z tą ogromną mocą, która musiała być przejęta, by utrzymać dwie dusze w jednym ciele – nie mówiąc o osłonie, która zasłaniała aurę Czarnego Pana przed szkolnymi tarczami.
Poppy zadrżała.
- Teraz rozumiem, dlaczego jego ciało samo się trawiło. Myśl, że… to paskudztwo tu pracowało, chodziło korytarzami, uczyło dzieci! – Owinęła wokół siebie ramiona, jakby nagle zmarzła, a Minerva położyła jej uspokajająco dłoń na ramieniu. – Nie pozwalał mi dotknąć turbanu, ale po prostu założyłam, że to jakiś fetysz albo że łysieje! – lamentowała Poppy. – Nigdy nie domyśliłam się…
- Już, już, Poppy – uspokajała McGonagall. – To dobrze, że niczego nie pamiętasz.
Poppy potrząsnęła głową.
- Nie pamiętam niczego od chwili, jak opuściłam chatkę Hagrida, aż od chwili, gdy obudziłam się, a koło mojego łóżka krążyła kadra św. Mungo – wyjaśniła innym, pociągając nosem.
- To… to było okropne – powiedziała Hermiona. – Właśnie zobaczyliśmy V-Voldemorta, a pani Pomfrey, to jest kiedy przyszła pani z wielką dynią, którą, jak pani powiedziała, Hagrid przysłał profesorowi Quirrellowi.
- Ach, Hagrid… zawsze taki troskliwy – powiedział czule Dumbledore, nie zważając na niecierpliwe spojrzenie, które posłał mu Lucjusz.
- Tak, proszę pani, powiedziała pani coś do profesora, kiedy przechodziła pani przez drzwi, a pani ręce były pełne, więc gdy tylko on panią zobaczył... cóż, oni… wypowiedzieli zaklęcie – wyjaśnił Ron. – Kurcze! To okropne czarne światło leciało prosto na panią!
- Powiedział „Duro” – dodała Hermiona, a Poppy poszarzała.
- Więc próbował mnie zabić – wyszeptała Pomfrey w połowie do siebie. – Naprawdę w to nie wierzę…
Snape prychnął. Naiwna idiotka. Voldemort był Czarnym Panem. Naprawdę myślała, że ktoś zdobył taki tytuł tylko za bycie niepunktualnym albo nieuprzejmym? Drogie Towarzystwo Czarnych Panów, chciałbym ubiegać się o członkostwo. Proszę doradźcie mi co do waszych kryteriów. Naprawdę trzeba zabijać setki ludzi, czy można tylko użyć na nich naprawdę paskudnego zaklęcia piekącego? Czy „Crucio” jest bezwzględnym wymogiem, czy można dostać się do was za obrażanie czyichś rodziców i mówienie im, że ich smak, co do doboru ubrań pozostawia wiele do życzenia? Wybieram również dobre fasolki Botta, a zostawiam innym ludziom te o smaku kozy i wymiocin. Wymyśliłem klątwę, która zadaje kilka bolesnych cięć niczym kartka papieru – czy zdobędę za to wyrazy uznania?
- Tak, dobrze, że pani trzymała tą dynię – przytaknął Ron. – Zaklęcie w nią uderzyło i zmieniło w kamień, ale siła klątwy była tak wielka, że aż pani poleciała. Rozbiła pani kilka krzeseł i w ogóle.
- A potem Quirrell powiedział do nas kilka nieprzyjemnych rzeczy, a Voldemort… - Hermiona zignorowała to, że większość pokoju wzdrygnęła się na to imię, -… mówił do Harry’ego i Harry powiedział coś, co go bardzo zezłościło.
Wszystkie oczy znowu wróciły do Harry’ego.
- Ja… eee… ja… - wyjąkał i przerwał zakłopotany.
Straszne podejrzenie zakwitło w umyśle Snape’a, i mężczyzna zamknął oczy, ściskając dłonią nasadę nosa.
- Nazwałeś go Lord Vol-au-vent, prawda? – zapytał z rezygnacją.
Lucjusz wyraźnie zadławił się, podczas gdy Bones zwalczyła szeroki uśmiech.
- Eee, tak – przyznał Harry.
Knot zdawał się być rozdarty między przerażeniem a niechętnym podziwem, podczas gdy Skeeter dosłownie kręciła się na krześle z radości.
- Harry Potter Odnosi się do Czarnego Pana jak do Puszystego Ciasta. Bohater Światła Szydzi w Obliczu Śmierci.
Oczy Albusa błyszczały szalenie.
- A potem?
Hermiona przemówiła zanim Harry zdołał to zrobić.
- Ron był taki odważny! – wykrzyknęła. – Kiedy Sami Wiecie Kto był rozproszony, spróbował z nim walczyć.
Molly zachlipała i mocniej chwyciła Rona.
- Ale Quirrell rzucił nim o sufit, a potem pozwolił mu spaść. W taki sposób został ranny – zakończyła Hermiona, posyłając Ronowi takie spojrzenie, że chłopak się zarumienił. Rudzielec czasem bywał bałwanem, pomyślała, ale był prawdziwym Gryfonem.
Oczy Snape’a zwęziły się. Rzucił się na nie jednego, ale dwóch mrocznych czarodziei uzbrojony tylko w nową różdżkę i szaleńczą brawurę? Chłopak rzeczywiście był najprawdziwszym Gryfonem.
- A potem?
- Przez kilka chwil byłam zbyt przerażona, by się poruszyć, a Voldemort wciąż mówił do Harry’ego. Wyglądał jakby był zahipnotyzowany lub coś w tym stylu.
Harry skinął głową.
- Zrobił coś, a ja czułem się okropnie. Całkiem samotny, bez nadziei i wiedziałem, że on mnie zabije. Ale wtedy on powiedział coś jeszcze, a ja zrobiłem się wściekły.
Wszyscy dorośli (poza Grangerami) patrzyli na niego z zaskoczeniem. Chłopak przełamał voldemortową kontrolę umysłu? Dojrzali czarodzieje, w tym wyszkoleni Aurorzy, nie byli zdolni do takiego wyczynu!
- Co takiego powiedział, że się rozgniewałeś? – zdołał zapytać Snape sztywnym głosem. Jak wiele mocy miało to dziecko? Złapał wzrok Lucjusza, rzucając mu oceniające spojrzenie. Potter bronił się jakoś sam przed Voldemortem, a Snape był tu i jakże radośnie beształ go i bił po tyłku?
Harry czuł się niezręcznie.
- On… powiedział coś znaczącego o moich rodzicach. Ale to sprawiło, że pomyślałem o panu i już w ogóle nie czułem się sam – przyznał, a jego głos cichł tak, że tylko Snape mógł wyłapać ostatnie słowa.
Snape przełknął ciężko i zmusił swój wyraz twarzy, by pozostał niezmienny, ale Harry mógł poczuć, jak jego ramiona zaciskają się troskliwie i ciepłe uczucie rozkwitło w jego piersi. Jakkolwiek wściekły mógł być profesor i jakkolwiek mógł go skarcić, Harry wiedział, że nadal go kocha, a ten uścisk tylko to udowadniał. Profesor Snape zachowywał się jak rodzice Rona i Hermiony, a bystre oczy Harry’ego mogły o tym poświadczyć.
Pierwszy raz w życiu, Harry nie musiał patrzeć, jak jego koledzy są przytulani przez rodziców i czuć się samotny i pominięty. W rzeczywistości profesor Snape był nawet lepszy niż rodzinki Rona i Hermiony – czyż nie został z Harrym w ambulatorium?
- Więc potem użył na mnie jakiegoś „secrum” coś tam – kontynuował Harry na łagodne skinięcie dyrektora.
Snape zesztywniał.
- Sectumsempra? – zapytał, a jego głos zachwiał się lekko.
- Tak, właśnie to! – Harry był pod wrażeniem. Jego profesor wiedział wszystko!
Snape zamknął oczy, używając oklumencji, by odepchnąć od siebie niechciane obrazy tego, co to zaklęcie – jego zaklęcie! – mogło zrobić Harry’emu.
- Ale widzicie, byłem wściekły, więc wyciągnąłem różdżkę – swoją drogą te kabury są świetne, profesorze! – i użyłem Protego.
- Twoja tarcza powstrzymała Sectumsemprę Czarnego Pana? – sapnął Lucjusz. Skeeter zadrżała w ekstazie i zaczęła szeptać do pióra.
- Taaa. Eee, znaczy, tak, panie Malfoy. – Harry szybko się poprawił, nie chcąc wyjść na źle wychowanego przed tatą Draco. Draco powiedział, że jego ojciec jest prawdziwym pedantem w tego typu rzeczach. – I potem on powiedział kilka nieprzyjemnych rzeczy, więc mu odpyskowałem i on kazał profesorowi Quirrellowi, żeby mnie złapał i zabrał do jakiejś komnaty i…
- Harry. Powiedział, że chce iść do Komnaty? Komnaty Tajemnic? – Dumbledore pochylił się pilnie w jego stronę.
Harry wzruszył ramionami.
- Powiedział tylko „do komnaty”. Nie jestem pewny, jaką miał na myśli.
Dumbledore i Snape wymienili spojrzenia. Jeśli Czarny Pan wiedział, gdzie była ukryta Komnata Salazara Slytherina…
- Więc potem Quirrell próbował mnie złapać, ale kiedy mnie dotknął to coś popatrzyło mu skórę – kontynuował Harry, nie zważając na spojrzenia dorosłych. – Voldevont powiedział, że to ma związek z moją mamą i kazał Quirrellowi rzucić na nas wszystkich AK.
Tym razem to Artur zaskowyczał i wziął Rona od Molly na swoje kolana.
- Tato! – zaprotestował Ron, radośnie oburzony.
- Ale zdałem sobie sprawę z tego, że jeśli boli go, kiedy on mnie dotyka, ja będę mógł go zranić, kiedy go dotknę, więc chwyciłem go – wyjaśnił krótko Harry.
- On zaczął się palić – dodała Hermiona. Ron był trzymany zbyt mocno, by mówić. – Mogło się to poczuć… znaczy, już wcześniej okropnie śmierdział…
Dumbledore skinął głową.
- Używał czosnku, by zamaskować odór śmierci i rozkładu, który przylgnął go pozostałości po duszy Voldemorta.
- … Ale po tym, jak spadł mu turban, to było po prostu obrzydliwe. Potem, kiedy Harry go złapał, można było poczuć zapach spalonego ciała. – Hermiona wyglądała, jakby jej było niedobrze i wszyscy w pokoju niezależnie zdecydowali, że wieczorem zjedzą na kolację saładkę.
- To działało. Krzyczał i upadł na kolana – wtrącił Harry.
- I to cię nie bolało? – zapytał Snape.
- Nie paliło – powiedział Harry wymijająco.
- Nie, ale coś było nie tak – wtrąciła Hermiona, ignorując to, jak Harry jęknął z irytacją. Dlaczego dziewczyny zawsze musiały niszczyć jego historię?
- Widziałam, że cię ranił, Harry, więc… eee… podbiegłam do niego i, uch, tak jakby… kopnęłam go? – dokończyła niepewnie.
- Oooch, całkowita prawda! – zapiał Harry i przestał się burzyć. – Kopnęła go prosto w krocze!
- Kurcze, jak on krzyczał! – zdołał dodać Ron.
- Chłopiec, Który Przeżył Uratowany przez Dziewczynę, Która Kopnęła Sami-Wiecie-Kogo Sami-Wiecie-Gdzie – zagwizdała Skeeter.
Hermiona rozpromieniła się, raczej pod wrażeniem nowego tytułu.
- To go ode mnie odciągnęło. Czułem jak trochę mi się kręci w głowie – Harry podjął historię, - więc chwilę minęło, zanim znowu mogłem go chwycić.
- Wyczerpywałeś swój magiczny rdzeń – powiedział Snape z wściekłością, lekko potrząsając ramionami Harry’ego. – Ty głupi, bezmózgi dzieciaku!
- To właśnie było to? – zapytał Harry z zaskoczeniem. – Czułem się tak, jakby jakaś część mnie była przez niego wciągana.
Hermiona kontynuowała.
- Więc, zawołałam na Rona, żeby coś zrobił i…
- … I zobaczyłem dynię. Pomyślałem, że może Harry mógłby jej użyć, więc wylewitowałem ją, a on krzyknął na mnie, żebym mu ją posłał, więc chwyciłem kawałek złamanego krzesła i, udając, że dynia jest tłuczkiem, posłałem ją do Harry’ego.
- Cudowność Quidditcha Pomaga Chłopcu, Który Przeżył Pokonać Czarnego Pana – wyszeptała Skeeter do swojego zajętego pióra.
- Miona przykleiła go do podłogi i był zbyt nią zajęty, więc nie mógł widzieć, co robię. Więc przeniosłem dynię nad jego głowę i pozwoliłem jej spaść – zakończył Harry cicho.
Nastąpiła chwila ciszy, kiedy to wszyscy zobrazowali to sobie w głowach. A potem:
- Dyniowa Siła – Sekretny Dług Chłopca, Który Przeżył u Warzyw.
- Och, na… - Minerva miała dość. – Jeszcze jeden absurdalny nagłówek, panno Skeeter, a transmutuję pani krzesło w kaktusa.
- Hufff! – prychnęła Skeeter z oburzeniem, ale Snape zauważył, że dyskretnie rzuciła wokół siebie wyciszającą bańkę.
- To właśnie w tym momencie dotarliśmy ja oraz kadra, będąc wezwanym przez zamkowe osłony – wyjaśnił Dumbledore Knotowi. – Uważam, że w momencie, gdy spadł turban, Voldemort został ujawniony i aktywowały się nasze nowe wzmocnione tarcze. Nikt oprócz Mrocznego Czarodzieja z ogromną mocą – czyli Voldemorta – nie mógł wywołać aż tak silnej reakcji, więc oczywiście większość kadry rzuciła się, by się z nim zmierzyć. Kilka sekund po zgonie Quirrella, cień Voldemorta, z braku lepszego określenia, opuścił jego ciało. Nie wiem, czy szukał nowego gospodarza, ale każdy może potwierdzić, że uciekł.
Knot wypuścił oddech, patrząc na niego wielkimi oczami.
- To… to…
- … Niezwykle niepokojące – ucięła mu gładko Bones. – Chociaż wydaje się, że wraz z odejściem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ta sprawa jest dyskusyjna, przynajmniej na ten moment.
- Tak! – Knot chwycił się liny ratunkowej. – Dokładnie! Upewnij się, że to znajdzie się na papierze – powiedział do reporterki. – Sami Wiecie Kto odszedł. Ludzie nie muszą się martwić. Wszystko mamy pod kontrolą.
Skeeter skinęła głową i – niesłyszalnie – wymamrotała coś do siebie, podczas gdy Dumbledore wstał, sygnalizując koniec spotkania. Reszta podążyła za jego przykładem i po kilku uściskach dłoni i pożegnaniach, Snape spojrzał na Lucjusza. W jaki sposób te wydarzenia zakołyszą wiernością mężczyzny?
Lucjusz zadowolił się rzuceniem Snape’owi nieokreślonego spojrzenia, podczas gdy Knot i Bones wyszli za Dumbledorem. Wkrótce inni zniknęli, zostawiając tylko kadrę Hogwartu, uczniów i rodziców.
Lucjusz, co było do przewidzenia, odmówił okazji rozmowy z synem, usprawiedliwiając się ważnym spotkaniem biznesowym na mieście.
- Być może pani rodzice chcieliby zwiedzić szkołę, panno Granger? I panie Weasley, kilka rzeczy zmieniło się, od kiedy w szkole byli pana rodzice – może wasza trójka potowarzyszy państwu Granger? Może dołączycie do reszty szkoły podczas lunchu, zanim odejdziecie – zasugerował Dumbledore dorosłym.
Grangerowie i Weasleyowie zgodzili się, a Minerva zaproponowała, że ich oprowadzi. Albus odprowadził wciąż zdrowiejącą Poppy do szpitala, zostawiając Snape’a i Harry’ego samych.
- Jest pan naprawdę zły? – zapytał Harry nieszczęśliwie.
- A jak sądzisz? – odparował Snape. – Żartować z Czarnego Pana, doprawdy!
- Nie wiedziałem, że to On – zaprotestował Harry.
- Och, a więc robienie żartu profesorowi jest akceptowalnym zachowaniem? – Snape uśmiechnął się szyderczo.
- Nie – przyznał Harry, rumieniąc się, - ale to nie jest niebezpieczne. Tylko, no wie pan… niegrzeczne.
- Jeśli wyobrażasz sobie, że nie zostaniesz ukarany za swoje skandaliczne zachowanie…
- Ale nie chciałem zrobić czegoś niebezpiecznego. Znaczy, to był Quirrell – wykłócał się Harry. Nie chciał, żeby jego profesor myślał, że świadomie przeciwstawił się jego najważniejszej zasadzie. – Myśleliśmy, że był tylko dziwny i śmierdzący. Pan nie wiedział, że miał Voldeverta na głowie, prawda?
- Oczywiście, że nie! – prychnął znieważony Snape. Czy bachor wyobrażał sobie, że pozwoliłby, żeby takie zagrożenie pozostało w jego pobliżu?
- No więc nie rozumiem, dlaczego jest pan zły na mnie, skoro ja też nie wiedziałem. – Harry czuł się dość odważnie, kłócąc w taki sposób z opiekunem. Nigdy wcześniej nie odważyłby się zaprotestować, ale podejrzewał, że Snape nie miałby nic przeciwko.
- Przypuszczam, że ponownie zasugerujesz, że to dyrektor jest winny? – zapytał Snape, raczej cicho zadowolony, że Harry dłużej nie zachowuje się jak zbity szczeniak, kuląc się przed karą. Oczywiście te zuchwałe Gryfony wpłynęły na niego.
- Cóż, czy nie jego pracą jest to, żeby się upewnić, że jesteśmy bezpieczni? I wybrać profesorów, którzy tu uczą? – zauważył rozsądnie Harry.
- Próbujesz zamaskować problem – oświadczył Snape. – Zajmujemy się kwestią twojego zachowania. Jak myślisz, jak czują się twoi przyjaciele, wiedząc, że użyłeś niedyspozycji panny Granger jako pretekstu do zaatakowania Quirrella? Nie uważasz, że ona czuje się zraniona przez twój fałszywy niepokój? – Brak reakcji Harry’ego przekonał go, że jego podejrzenia są uzasadnione. Cała sprawa była od góry ustawiona i pozostała dwójka współpracowała od samego początku.
Snape poczuł, że jego oczy nieco zachodzą mgłą – pierwszy spisek jego podopiecznego i to całkiem ślizgoński. Żadna akcja dążąca do konfrontacji jak jego ojca i chrzestnego. To było podstępne i subtelne i Harry zdołał nawet oszukać zarówno Dumbledore’a i McGonagall co do jego motywacji i wspólników. Chłopak miał prawdziwy potencjał.
Zdusił uczucie dumy i skrzywił się na bachora.
- Nie wyobrażaj sobie, że puszczę pana bez kary, panie Potter. Pozostali rodzice mogą być aż słabi z powodu ulgi – i ślepi na prawdziwe wydarzenia – które usprawiedliwią twoich rówieśników, ale ty nie masz tyle szczęścia. Nie mam zamiaru umożliwiać ci bezkarnego złego zachowania i wyrosnąć na nieodpowiedzialnego głupca.
- Awww – Harry wydął wargi, nawet jeśli cieszył się na kolejne dowody, że Snape o niego dba. Nawet powiedział „inni rodzice”, jakby naprawdę czuł się jak tata Harry’ego.
- Będzie miał pan szlaban przez tydzień, panie Potter. Ze mną, ponieważ wydaje się, że nikt inny nie jest w stanie zobaczyć twoich małych oszustw. – Być może pod koniec tygodnia, nie będzie dłużej miał tej przytłaczającej potrzeby, by przez cały czas trzymać bachora w zasięgu wzroku. Jeśli jednak będzie, będzie musiał po prostu znaleźć kolejny pretekst, by wlepić mu więcej szlabanów. – Najlepiej będzie, jak weźmiesz wiele piór i pergaminów, bo będziesz pisać liczne eseje. Jeśli jesteś tak zdeterminowany, by w tak młodym wieku walczyć z Czarnym Panem, będziesz potrzebował zacząć poważną naukę o strategii i taktyce.
- Świetnie! – wykrzyknął Harry. A gdy oczy Snape’a zwęziły się, szybko się poprawił: - Uch, znaczy, to nie fair. – Starał się wymyślić coś jeszcze, na co mógłby ponarzekać. – Eee… jeśli nikt inny nie zostanie ukarany…
Snape uniósł brew.
- Jeśli nalegasz to będę szczęśliwy mogąc przydzielić pannie Granger i panu Weasleyowi tygodniowy szlaban. Pan Filch zawsze może użyć pomocników.
- Nie, nie! – Harry natychmiast się wycofał. – To był mój pomysł. Ma pan rację.
- Hymm – Snape spojrzał na niego. – Może kilka setek linijek „Nie będę robić żartów Czarnemu Panu” również będą właściwe. – Harry jęknął. – Dość już tego udawania, młody człowieku. Chodź tu.
Harry westchnął, starając się zachować pozory. Zeskoczył z krzesła i podszedł do Snape’a, który odsunął swoje krzesło od stołu.
- Tylko jeden klaps, tak? Za nieposłuszeństwo, bo złamałem reguły i zrobiłem żart profesorowi. Bo tak naprawdę nie wiedziałem o niebezpieczeństwie – przypomniał profesorowi z niepokojem. Czy profesor Snape był na niego wściekły?
Snape wciąż był nawiedzany przez obrazy połamanego, krwawiącego ciała Harry’ego – torturowanego i zostawionego na śmierć w Komnacie Tajemnic, ślepo patrzącego w górę na Avadę Kedavrę, pokrojonego na plasterki przez jego własne zaklęcie – i nie mógł poradzić nic na to, że pociągnął chłopaka, by stanął między jego nogami i by mógł przebiec palcami po ramionach i rękach chłopca. Nie zamierzał tulić bachora – na litość Merlina, Potter raczej nigdy nie będzie zadowolony z tego, że Snape go dotyka – ale zwyczajnie musiał dotknąć chłopaka, by upewnić się, że naprawę żyje, że jest cały i zdrowy. Był bardziej wstrząśnięty reakcją dzieci na wydarzenia  niż ktokolwiek zdał sobie z tego sprawę, nawet on sam, ale teraz, kiedy był sam z Harrym, rzeczy, które łatwo mogły się wydarzyć sprawiły, że drżał.
Harry spojrzał na swojego opiekuna pytająco. Oczy Snape’a były bardziej przymknięte niż zwykle – może naprawdę był zły? Nie tylko za zachowanie Harry’ego z nauczycielem OPCM-u, ale też za kłótnię i pyskowanie? Harry przygryzł wargę. Może zbyt mocno protestował? Przecież to nie tak, że nie spodziewał się, że zostanie ukarany i mimo wszystko, osiągnął swój cel. Miał teraz tydzień sam na sam z opiekunem, a sądząc po przydzielonej pracy, będą mieli wiele rzeczy do omówienia.
Odwrócił się nieco i oparł o udo profesora.
- Jestem gotowy, profesorze – rzekł, mając nadzieję, że jego gotowość do zaakceptowania tego, co nadchodziło przeważy jego wcześniejsze protesty.
Snape zacisnął zęby. Wiedział, że musi uderzyć dzieciaka. To była oczekiwana konsekwencja jego wybryku. Harry oczywiście był gotów to przyjąć. I bachor świadomie wyzwał Czarnego Pana na pojedynek – albo przynamniej nauczyciela OPCM-u, nie żeby to było lepsze. Ale teraz, jedyne co chciał to przytulić małego diabła i poczuć, jak oddycha, usłyszeć jego bicie serca i uspokoić się, że Harry naprawdę i prawdziwie jest cały i zdrowy.
Ale Snape miał wiele praktyki w nie robieniu tego, co chce, więc uniósł rękę i dał łajdakowi głośnego klapsa w siedzenie.
- Och! – Harry wyprostował się, chwytając za tyłek. Tak naprawdę nie bolało mocno, ale nie chciał, żeby profesor myślał, że źle wykonuje swoją robotę. Profesor Snape naprawdę mocno próbował; Harry musiał pomóc mu zdobyć pewność siebie.
Snape przeklął się. Za mocno! Oczywiście wciąż ni miał poczucia, jak miał wyglądać właściwy, karcący klaps. Myślał, że był odpowiednio łagodny, ale oczywiście porównał wszystko do tego, jak traktował go jego własny ojciec-łajdak, i oczywiście wciąż robił to źle.
Harry potarł piekący ślad, zastanawiając się, czy powinien się rozpłakać. Mimo wszystko miał jedenaście lat i to był tylko pojedynczy klaps, więc zdecydował, że będzie okej, kiedy jego oczy pozostaną suche.
- Eee, profesorze? – zaryzykował ostrożnie. Profesor nadal wyglądał okropnie ponuro i gderliwie.
- Co? – Teraz chłopiec na pewno będzie chciał iść i poskarżyć się dyrektorowi i Weasleyom, jaki był niesprawiedliwy i okrutny. A może miał zamiar poprosić Poppy, by uleczyła jego tyłek?
- Może byłoby dobrze, żebyśmy dołączyli do innych w zwiedzaniu zamku? – Harry spojrzał na opiekuna z nadzieją. Teraz, gdy miał własnego rodzica – tak jakby – naprawdę chciał się nim pochwalić i wziąć udział w tak oczywistej interakcji rodzic-dziecko o jakiej zawsze marzył.
Snape zmarszczył brwi. Bachor naprawdę chciał, żeby on z nim poszedł? Z pewnością się przesłyszał. Dlaczego Potter miałby chcieć towarzyszyć tłustowłosemu nietoperzowi z lochów?
- Proooooszę? – błagał Harry, zapominając o udawaniu niewygody.
- Och, niech będzie – prychnął Snape. Absolutnie nie był w stanie odmówić bachorowi czegokolwiek. On chce tylko, żebym z nim poszedł, żeby miał usprawiedliwienie na poranne zajęcia, powiedział sobie. To musi być to.
Twarz Harry’ego pojaśniała. Chwytając profesora za rękę, wyciągnął go z krzesła i pociągnął w stronę drzwi.
- Co karze mi pan czytać na szlabanie? – zapytał z ciekawością. – Będę musiał napisać eseje o wszystkim, czy możemy porozmawiać o kilku rzeczach? Czy mogę pożyczyć książki Hermionie i Ronowi, kiedy skończę? Uważa pan, że gdzie Voldecośtam zniknął? Widział pan, jak wczoraj profesor Flitwick latał? Też pan tak umie? Może mnie pan tego nauczyć? Co to było za zaklęcie, które Quirrell rzucił na dynię? Co zrobiłoby pani Pomfrey, gdyby nie miała dyni? Myśli pan, że Hagrid będzie smutny z powodu tego, że był miły dla Voldesnorta? A co z…
Snape burknął, gdy został pociągnięty. Mały potwór. Pozwolił na to tylko dlatego, że chłopak był widocznie w szoku. Potter nigdy by nie chciał być z nim widzianym, gdyby nie cierpiał na opóźniony szok. Lepiej po prostu pozwolić histerii iść swoją drogą. I, może, tylko trochę cieszyć się momentem, gdy to trwa. Gdy tylko chłopiec się opamięta, bez wątpienia będzie ponury i wściekły o swój szlaban – a dlaczego miałby nie być? – ale teraz mógł udawać, że dzieciak naprawdę go lubi i że opieka nad nim będzie trwała dłużej niż do czasu zwolnienia Blacka.
W głębi serca Snape wiedział, że nigdy nie będzie w stanie konkurować z kundlem. Black był zabawny, beztroski i czarujący. Był jego całkowitym przeciwieństwem. A poza tym, Black miał zgodę rodziców Pottera. Oczywiście, chłopak będzie chciał ich uhonorować i zamieszkać z opiekunem, którego od nich dostał.
Wiedza, że Potter będzie chciał mieszkać z Blackiem, nie znaczyła, że Snape nie będzie walczył zębami i pazurami, by zatrzymać chłopaka, ale to oznaczało, że jeśli mu się uda, Harry rozgoryczony i urażony za trzymanie go z dala od ojca chrzestnego. A jeśli mu się nie uda, nigdy więcej nie zobaczy dzieciaka i zarówno Black i Harry będą go uważać za wroga. Tak czy inaczej, Harry już nigdy nie będzie się śmiał, uśmiechał i ciągnął go za rękę tak, jak teraz. Nie żeby to miało znaczenie. To nie tak, że bachor go obchodzi. Ale teraz, tylko przez kilka chwil, wyobrażał sobie, co mogłoby być…
CDN…

*to chyba jakiś idiom, jednak nie znalazłam go na najpopularniejszych stronach z idiomami, więc zostawiam tak, chyba że ma ktoś jakiś inny pomysł (org. landing Ron and Hermione in the suds with him)
**jeśli ktoś nie wie, monokl to coś w stylu okularów, ale tylko na jedno oko ;) dołączam obrazek, bo ja też chwilę musiałam pomyśleć, co to w ogóle za słowo :D
Znalezione obrazy dla zapytania monokl

Jak pewnie zauważyliście, postanowiłam kontynuować NDH ;) W następnym rozdziale wszyscy spotkamy się z Huncwotami. Będzie zabawnie... :D

7 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać
    Ciekawe co Syriusz odwali

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Severusa w tym opowiadaniu!
    I nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Przepraszam, że tak krótko i bezsensownie, ale chciałam dać znak, że czytałam. Tylko czasu brak...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dyniowa Siła – Sekretny Dług Chłopca, Który Przeżył u Warzyw."
    „ Chłopiec, Który Przeżył Uratowany przez Dziewczynę, Która Kopnęła Sami-Wiecie-Kogo Sami-Wiecie-Gdzie”
    Nie ma to jak pożądny nagłówek xD
    "- Och! – Harry wyprostował się, chwytając za tyłek. Tak naprawdę nie bolało mocno, ale nie chciał, żeby profesor myślał, że źle wykonuje swoją robotę. Profesor Snape naprawdę mocno próbował; Harry musiał pomóc mu zdobyć pewność siebie.
    Snape przeklął się. Za mocno!"
    Pomóc Severus'owi zdobyć pewność siebie... Boże to brzmi tak absurdalnie, że aż śmiesznie xD
    Świetny rozdział i cieszę się, że jednak postanowiłaś kontynuować tłumaczenie :)
    Co do słowa "monokl" to na początku nie miałam pojęcia o co chodzi, ale jak tylko przeczytałam Twoje wyjaśnienie, to miałam ochotę się walnąć w głowę w myśl "to przecież oczywiste".
    Czekam na kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww~ Oj, Sev, Sev... Zdecydowanie masz jak z nim konkurować, a nawet wygrać! A to twoje rozumowanie jest przeuroczee~!!
    Wgl, te nagłówki XD Hahaha!! Genialne 😂😂 Zwłaszcza "Chłopiec, Który Przeżył uratowany przez Dziewczynę, Która Kopnęła Sami-Wiecie-Kogo Sami-Wiecie-Gdzie" XD Hahahahaha!! 😂😂😂
    Pozdrawiam i życzę WENY, CZASU i CHĘCI!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się bardzo, że tłumaczysz dalej. Dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział .Snape jest rozczulająco słodki :-))Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    cudnie, uwielbiam Severusa, wszyscy zaskoczeni jak Harry sobie poradził, przeciwstawił się magii Voldesnorta (uwielbiam to) i tarczą obronił się przed zaklęcie, Lucjusz jest pod ogromnym wrażeniem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń