Następnego ranka Snape zabrał Harry’ego
z powrotem do Hogwartu, a w ciągu kolejnego tygodnia wróciła też większość
kadry. Potem przybyli Black i Lupin, ku wielkiej radości Harry’ego. Severus w
tajemnicy też był zadowolony, ponieważ szansa na poćwiczenie nowych zaklęć na
nadmiernie tolerancyjnym ojcu chrzestnym uczyniła z Harry’ego bardzo chętnego
ucznia. Tak chętnego, że Snape zaczął uczyć go zaklęć, których naprawdę nie
powinien.
Na początku pozostali profesorowie byli
rozbawieni, potem osłupienie, a w końcu zrezygnowani, bo przez następne kilka
tygodni, Syriusz kończył z zielonymi włosami, różowymi, fioletową skórą, oślimi
uszami i innymi interesującymi zmianami fizycznymi. Potem nadszedł nagłe zmiany
w jego ubraniu, upośledzenia zdolności w
chodzeniu, mówieniu, słyszeniu i widzeniu, dziwne odruchy – takie jak gdakanie
jak kurczak za każdym razem, gdy pojawił się skrzat domowy… a lista wciąż się
ciągnęła.
Syriusz był zachwycony dowodami, że
jego chrześniak odziedziczył huncwocki talent do psot i wydawał się nie
zauważać, że jest jedynym celem Harry’ego. Severus był radosny z powodu
możliwości do pośredniej zemsty za każdą skrupulatnie zapamiętaną zniewagę z
czasów szkoły. Remus czuł ogromną ulgę, że jest podobnym celem. Albus był
skłonny wziąć żarty, jako dowód „świetnego humoru” Harry’ego, którego nie
zdążyli bezpowrotnie zniszczyć czy przekręcić Dursleyowie. Harry był
podekscytowany tym, że wszyscy wydawali się być nim zadowoleni.
A w Minervie milcząco wzrastała
wściekłość.
Sprawy w końcu stanęły na ostrzu noża,
kiedy Snape kroczył jednym z zamkowych korytarzy, z zadowoleniem knując, do
czego następnie może zachęcić Harry’ego. Nagle mały, czarny jak węgiel
szczeniak wyskoczył zza rogu i ruszył w jego stronę.
Snape zatrzymał się ze zdumieniem. Pies
musiał należeć do Hagrida, ale był zaskakująco słodki i nieszkodliwy, jak na
jedno z jego stworzeń.
Opinia Snape’a na temat małej bestii
zmieniła się, gdy szczeniak dotarł do niego i natychmiast zaczął dręczyć jego
nogawkę, jednocześnie wydając dzikie, szczenięce warknięcia.
- Przestań! – rozkazał ostro Snape,
odpychając małe stworzenie od swojej nogi.
Uważał, by nie kopnąć szczeniaka – mógł
być byłym śmierciożercą, ale nawet on nie był tak okrutny – ale trącił go
ostro.
- Zły pies!
Szczeniak spojrzał na niego i
zaszczekał, jakby w niegrzecznej odpowiedzi, po czym zanurkował ponownie do
jego kostki.
- Nie! Zły pies! – zagrzmiał Snape, gdy
usłyszał rozdarcie spodni i był całkiem pewny, że szczeniak z zadowoleniem
uniósł głowę, a długi, czarny kawałek materiały zwisał z jego drobnych szczęk.
Snape przeklął i sięgnął po oślizgłe
stworzenie, które zdołało uniknąć jego uścisku, po czym złapało jego szatę w
zęby.
- NIE!
Za późno. Rozległ się kolejny
rozdzierający dźwięk, a potem szczeniak skakał dookoła, zostawiając krawędź
ulubionej szaty Snape’a w strzępach.
- Ty wstrętny, mały… - Snape pomyślał
przez chwilę nad przeklęciem szczeniaka, ale ostatecznie chwycił go za kark i
uniósł do góry.
Szczeniak zaskomlał zaskoczony, gdy
Snape potrząsnął nim lekko.
- Zły, zły pies! – warknął przez zaciśnięte zęby, po czym wsadził psa pod
pachę. – Mógłbym użyć szczenięcych narządów do kilku eliksirów, wiesz? –
powiedział do kundelka, potrząsając nim ponownie, tym razem kierując się w
stronę drzwi zamku i chatki Hagrida.
Pies zawył, jakby mógł zrozumieć
groźbę, a Snape warknął:
- Cisza! – Położył jedną dłoń wokół
pyska psa, by go ucieszyć i sam zaskowyczał, gdy ostre jak igły szczenięce
ząbki zamknęły się na przestrzeni między jego palcem a kciukiem.
Przeklął głośno i pomysłowo, wyrwał
rękę i po raz kolejny chwycił szczeniaka za kark. Potem uderzył go mocno w zad.
- ZŁY PIES!
Pies zawył, jakby był patroszony, więc
uderzył ponownie.
- CISZA!
- Tato! – Harry wyskoczył zza rogu. –
Znalazłeś go!
Snape skierował rozwścieczone spojrzenie
na swojego podopiecznego, ignorując szarpnięcia i wiercenie się, którymi
szczeniak powitał nowoprzybyłego.
- Wiesz, do kogo należy ten nadgryziony
pchłami kundel?
Harry wybuchnął śmiechem.
- To nie jest kundel! To Łapa!
Snape popatrzył na małego psa. Bez
wątpienia był to szczeniak – i do tego słodki – nie mający związku z
animagiczną formą Syriusza, podobną do ponuraka.
- Co?
Harry skinął głową, wciąż parskając
zbyt mocno, by mówić.
Snape ponownie potrząsnął stworzeniem.
- No więc odmień się, kretynie! Na co
czekasz?
Szczeniak warknął i zaskowyczał w jego
stronę, bardzo wiarygodnie próbując ugryźć jego rękę. Tym razem zdołał ugryźć
do krwi, a Snape odpowiedział kolejnym, dość entuzjastycznym uderzeniem.
Szczenięce wycie odbiło się echem od kamiennych ścian.
- Zamknij się, ty melodramatyczny…
- Severusie Snape! Czy ty krzywdzisz
tego biednego pieska? – zapytała okropnym tonem Minerva McGonagall.
Snape zamarł, natychmiast zmieniając
się w jedenastolatka, który został złapany po godzinie policyjnej.
- T-to, to… - Zdołał w końcu odzyskać
nieco opanowania i przypomnieć sobie, że teraz jest dorosły i jednocześnie
kolegą niezaprzeczalnie strasznej czarownicy. – To Kundel.
- Oczywiście, że pies, Severusie –
skarciła go Minerva. – Przecież widzę. Czyj jest?
Harry ponownie zaczął się śmiać, ale
szybko tego pożałował, kiedy wzrok Minervy padł na niego.
- A co jest tak zabawnego, panie
Potter?
- Ja… eee, nic, pani profesor – Harry
przełknął, decydując, że może to nie był aż taki dobry żart. – Po prostu tata nie
mówił o jego wyglądzie. Ch-chodziło mu o to, że to Syriusz.
Snape zamrugał. Czy Harry był na tyle
głupi, by ujawnić animagiczną formę Blacka?
Szczęka McGonagall opadła.
- Ten szczeniak to Syriusz Black? – powtórzyła, pochylając się, by bliżej
przyjrzeć się psu. Syriusz sapnął na nią błagalnie i zamachał ogonem.
Harry skinął głową.
- Tak. Ja, eee… tak jakby
przetransmutowałem go w szczeniaka.
- W cocker spaniela, jeśli się nie mylę
– zauważyła z roztargnieniem Minerva, wciąż przyglądając się teraz cichemu
szczeniakowi. Wtedy jej uwaga skupiła się ostro na tym, co powiedział Harry. –
Pan to zrobił, panie Potter?
- Eem, tak…
Jej oczy zwęziły się i posłała
Snape’owi ostre pojrzenie.
- Z pomocą twojego ojca?
Snape urażony również spiorunował ją
wzrokiem, mimo że Harry potrząsnął głową.
- Nie. Całkiem sam.
- A czy twój ojciec chrzestny wyraził
zgodę?
Harry rzucił niespokojne spojrzenie na
szczeniaka.
- Uch.. nie do końca – przyznał
niechętnie. – To była jakby… niespodzianka.
Snape i McGonagall wymienili ostrożnie
spojrzenia. Taki rodzaj zaklęcia – zmienienie w zwierzaka dorosłego i potężnego
czarodzieja – nie było raczej czymś, co mógł zrobić przeciętny drugoroczny
uczeń. Snape miał nadzieję, że McGonagall tego nie wytknie, jako że poczucie
własnej wartości Harry’ego wciąż było na tyle kruche, że jeśli pomyśli, że nie
powinien być w stanie czegoś zrobić, straci swoją zdolność. Jeśli Minerva powie
mu, że tylko wyjątkowo silny czarodziej mógłby wykonać tak kontrolowaną,
skupioną magię, chłopiec natychmiast zdecyduje, że zatem on nie mógłby tego robić.
Ku jego uldze, Minerva nie powiedziała
nic w tym stylu, choć jej usta zacisnęły się, gdy spoglądnęła na nerwowego
chłopca.
- Jeśli nie chce pan, żebym to ja
zrobiła panu niespodziankę, panie Potter – i to taką wysoce nieprzyjemną – natychmiast
pan odmieni swojego ojca chrzestnego z powrotem.
Harry przełknął ciężko i z wahaniem
wyjął różdżkę.
- Tak, jest.
Snape szybko odstawił szczeniaka na
ziemię, a Harry zmarszczył brwi z koncentracją. Krótką inkantację później,
Syriusz siedział w miejscu, gdzie wcześniej szczeniak.
- Merlinie, to było dziwne! – sapnął
Syriusz, wyskakując na równe nogi i oklepując się po całym ciele, jakby po ty,
by się zapewnić, że został poprawnie zrekonstruowany. – Nie mogłem się zmienić
i w ogóle!
- Cóż, oczywiście, że nie mogłeś. –
warknęła McGonagall, zanim mógł to zrobić ktoś inny. – Byłeś pod zewnętrznym
czarem. Byłeś, we wszystkich celach i zamiarach, cocker spanielem, który
wyraźnie nie jest magiczną rasą. – Odwróciła się do Harry’ego, który miał
nadzieję odejść ukradkiem. – A jak dokładnie nauczył się pan tej inkantacji,
panie Potter?
- Uch, cóż, pani je wypowiedziała –
zauważył z wahaniem. – Przy trollu… A potem zobaczyłem je w jednej z książek
taty i, no, wydawało się naprawdę spoko, więc…
- I było spoko, Harry! – zapewnił go
pospiesznie Syriusz, po czym skierował złowrogie spojrzenie na Snape’a. – Do
momentu, gdy ktoś mnie nie
zaatakował.
- Co? – zapytał wściekle Snape. – Ty
zaatakowałeś mnie! – Zamachał rozprutą
nogawką spodni. – Pamiętasz to?
- Kopnąłeś mnie!
- Odepchnąłem,
głupi kundlu! A w ogóle dlaczego atakowałeś moją kostkę?
- Ja? Byłem niewinnym, słodkim
szczeniaczkiem!
- Niewinnym? Ha! Byłeś równie
niebezpieczny jak zwykle! Spójrz! Krwawię!
- To tylko zadrapanie! – wyśmiał go
Syriusz, po czym potarł tyłek i skrzywił się. – Pewnie jestem cały posiniaczony przez to, że mnie tłukłeś!
- Tłukłem cię? Zaraz ci pokażę…
- Wystarczy!
– Głos McGonagall urwał ich wzmagającą się kłótnię. – Oboje. Idźcie do Poppy.
Dwóch czarodziejów zamrugało w jej
stronę.
- Ale…
- JUŻ!
Z wzajemnymi spojrzeniami pełnymi
niechęci i wymamrotanym równocześnie: „To wszystko twoja wina”, mężczyźni niechętnie odeszli.
- Eee, mógłbym iść z nimi –
zaproponował Harry.
- Jeszcze nie, panie Potter. – Wściekłe
spojrzenie McGonagall przybiło go w miejscu. – Twój ostatni żart mógł być
bardzo niebezpieczny, a cała moja cierpliwość w stosunku do was wszystkich
coraz bardziej słabnie.
Harry przygryzł nerwowo wargę. Nie
widział tak zdenerwowanej profesor McGonagall od czasu, gdy Ron i Draco
próbowali przekląć swoje jeże i zdołali zmienić całą zawartość klasy w jedną
wielką poduchę. I o co jej chodziło z „do was wszystkich”? Tylko on robił żarty
Łapie.
- Przepraszam – rzucił szybko, mając
nadzieję, że zmiękczy wiedźmę.
- Pani Pince przyśle ci książkę na
temat zagrożeń związanych z transmutację i oczekuję, że na przyszły tydzień
napiszesz referat na trzy stopy. Jeśli byłeś w stanie przeprowadzić tak złożoną
transmutację, młody człowieku, to lepiej byś był świadom tego, co robisz.
- Dobrze – zgodził się szybko Harry.
Miała rację, a esej na trzy stopy nie był tak zły.
- I gdy jeszcze jestem w zamku,
zorganizujemy jakieś dodatkowe lekcje – dumała, bardziej do siebie niż do
Harry’ego. – Lepiej się dowiedzieć, jak daleko sięga pana talent, zanim będą
się z nim mierzyć także inni uczniowie. – Jej spojrzenie zrobiło się
ostrzejsze, gdy skupiła się na nim. – A wczesne pójście spać też nie będzie
złe, panie Potter. Może pan cieszyć się resztą popołudnia, jak się panu podoba,
ponieważ po kolacji, oczekuję, że pójdziesz prosto do swojego pokoju i do
łóżka.
Otworzył usta, by się kłócić – do łóżka
o ósmej?! W wakacje?! Przecież nawet
nie było roku szkolnego ani ona nie była już jego Opiekunem Domu! – ale nagle
zorientował się, że jest nieoczekiwanie zmęczony, a nawet myśl o
zaprotestowaniu karze była zbyt wyczerpująca. Poza tym, jasne było, że szkolny
kalendarz nie ma z tym wiele wspólnego. Skinął posłusznie.
- Dobrze, ciociu Min. Naprawdę
przepraszam.
McGonagall westchnęła. Cóż, przynajmniej nie był to Weasley.
- Doskonale, panie Potter. Cieszę się,
że się rozumiemy. – Na jej gest, Harry odszedł z trudem, tłumiąc ziewnięcie.
Godność nie pozwalała mu na drzemkę – nie po tym, jak poddano go karze tak
skandalicznie wczesnego pójścia spać – ale pomyślał, że powędrowanie do chatki
Hagrida mogło być dobrym pomysłem. Olbrzym zawsze cieszył się, gdy go widział i
może będzie w stanie nie zasnąć, kiedy zobaczy, jakim stworzeniem w tym
tygodniu opiekował się Hagrid, by wróciło do zdrowia. Jeśli nie i skończy się
tak, że będzie drzemał w słońcu z Kłem, Hagrid nie będzie miał nic przeciwko.
Minerva obserwowała odejście Harry’ego,
po czym nie marnując czasu, pomaszerowała do nowych kwater Remusa. Znalazła go
tam, pracującego nad planami jego lekcji i nie przebierała w słowach.
- Młody człowieku, jestem tobą bardzo rozczarowana!
Remus zamrugał. Co tym razem zrobił?
Nie słyszał tego tonu od Minervy, od kiedy oskarżała go o współudział w
końcoworocznym żarcie Jamesa i Syriusza.
Na szczęście, nie czekała na jego
odpowiedź i kontynuowała.
- Co z tobą nie tak? Siedzisz tu jak
jakiś leń, podczas gdy wokół ciebie panuje chaos! Spodziewałam się lepszego
zastępstwa – nawet jeśli tymczasowego.
Doznał olśnienia.
- Och. Chodzi ci o Harry’ego i, ach,
żarty?
- Zmieniasz tego chłopca w zwykłego
bachora, Remus, a ja nie będę tego tolerować!
- Ale Syriusz naprawdę nie ma nic
przeciwko, a poza tym, dzięki temu Severus jest tak szczęśliwy… - zaprotestował
Remus.
McGonagall przerwała mu.
- I bez wątpienia pomaga to też
złagodzić twoje sumienie, ale to nie ma znaczenia. Wasza trójka domniemanych
dorosłych używa niewinnego dziecka, by złożyć własne skargi, a przy okazji go
deprawujecie. – Spiorunowała go groźnie wzrokiem. – Jak myślisz, co powiedziałaby
Lily, gdyby wiedziała, że zachęcacie Harry’ego do zachowywania się tak źle, jak
James w najgorszych momentach? Jak można przeklinać i zasadzać się na kogoś w
taki sposób?
- Syriusz naprawdę nie ma nic przeciwko
– jęknął Remus, po czym skulił się na ułomność jego wymówki.
- Nie, ponieważ widzi w tym kolejny
dowód, że Harry jest taki, jak James i jak myślisz, jak Harry się poczuje, gdy
to zrozumie? A zrozumie to, wiesz o tym. Jest całkiem bystrym dzieciakiem. –
Remus poruszył się skrępowany. – I zamiast pomóc Syriuszowi zobaczyć wiele
różnic między Jamesem a Harrym, by docenił Harry’ego, jako jego samego,
zachęcasz go do fantazji, ponieważ czujesz, że Syriusz w końcu jest nieco
karany za tak straszne unieszczęśliwianie Severusa, gdy byli razem w szkole i kiedy
ty, jak prefekt, powinieneś go
zatrzymać, ale tego nie zrobiłeś. Pozwalanie na żartowanie z niego nie oznacza,
że nadrobisz swoje obowiązki sprzed dwunastu lat.
Remus skręcił się ze wstydu.
- Ale…
Jednak McGonagall jeszcze nie
skończyła.
- I podczas gdy jestem też rozczarowana
Severusem, z jego strony wymagałoby nieludzkiej powściągliwości, by nie cieszył
się widząc, jak Syriusz Black cierpi choć ułamek tego, co on. Ale oboje wiemy,
że jeśli Harry ma daną wolną rękę w przeklinaniu dorosłych, to jest tylko krok
od tego, że zacznie żartować z kolegów z klasy i innych, gdy tylko znów zacznie
się szkoła. Jak myślisz, jak bardzo będzie zdezorientowany, jeśli nagle
dostanie karę za zrobienie czegoś, do czego zachęcano cię przez całe lato?
Wasza trójka prowadzi go prosto do tej równi pochyłej i jesteście gotowi
zepchnąć go z krawędzi ze względu na własne demony. Czy tak planujesz wykonywać
swoje obowiązki Opiekuna Domu?
- Nie, pani profesor – powiedział Remus
potulnie, podczas gdy jego twarz płonęła.
- Więc oczekuję, że sobie z tym
poradzisz. Miałam nadzieję, że – w końcu – staniesz między Severusem a
Syriuszem i wprowadzisz między nich pokój. Nie zawiedź mnie ponownie. –
Spiorunowała go wzrokiem. – Niech się przeklną albo uderzą, albo upiją razem,
albo cokolwiek, co mężczyźni robią, by rozwiązać sprawy, ale oczekuję, że ten
nonsens się zakończy. Rozumiemy się?
- Tak, pani profesor.
- Dobrze. – Wyszła, zdoławszy wyjść tak
dramatycznie, jakby brała lekcje wirowania szatami od Snape’a. Za nią, Remus
wypuścił długi wydech i otarł czoło.
Tego wieczora, Harry zdołał – ledwo –
nie zasnąć w połowie kolacji, ale jego tata musiał odprowadzić potykającego się
chłopca do lochów.
- Nie wiem, dlaczego jestem tak
zmęczony – zaprotestował Harry, po kolejnym rozdzierającym ziewnięciu.
Snape przewrócił oczami. Oczywiście
bachor nie zdawał sobie sprawy z ogromnej ilości magii, którą zużył,
przekształcając Blacka w szczeniaka i z powrotem. To dziwne, że dzieciak wciąż
był w pionie, biorąc pod uwagę to, jak bardzo musiał wyczerpać swój rdzeń. Był
powód, dlaczego dzieci powoli pracowały od igieł i zapałek. Ach, cóż, był
pewny, że Minerva wyjaśni to małemu łobuziakowi. Była wystarczająco wściekła,
kiedy potknęła się o działania chłopaka wcześniej, tego samego dnia.
- Idź spać – powiedział Harry’emu,
pomagając zasypiającemu chłopcu wyrwać się z jego szat. – Poczujesz się lepiej
rano.
- Okej – wymamrotał Harry, gdy szybko
przejmował nad nim kontrolę sen. – Nie mów profesor McGonagall, że poszedłem
prosto do łóżka, dobra? Ona – ziew – powiedziała mi, że mam iść – ziew – prosto
do łóżka po karze po kolacji…
Snape opuścił bachora do łóżka i zakrył
go kołdrą, zauważając, że Harry już wchodził w głębokie, spokojne oddechy
wczesnego snu. Prychnął do siebie. To było tak podobne do McGonagall –
przypisywanie kary, która i tak całkowicie jest tym, co mały łajdak zamierza
zrobić. Daleko jej do tego, by nakazać coś, co będzie dla chłopca uciążliwe.
Kilka godzin później, Harry poczuł
miażdżącą świadomość pukania do ich drzwi i obudził się na tyle, by rozpoznać
głosy jego chrzestnego i Remusa, zanim ponownie zapadł w sen.
Nie był do końca pewny, co się stało
tej nocy między trzema mężczyznami, ale następnego dnia, jego tata usadził go –
w obecności Lunatyka i Łapy – i z pewnym skrępowaniem poinformował go, że wojna
na żarty została oficjalnie zakończona. Syriusz wciąż był chętny, by pozwolić
Harry’emu ćwiczyć na nim zaklęcia, ale byłoby to kontrolowane w kontekście
lekcji. Syriusz zgodził się, po czym niespodziewanie posłał Harry’emu poważne
spojrzenie.
- Wiesz, że cię kocham, prawda,
szczeniaku? Znaczy, kocham ciebie.
Nie dlatego, że jesteś Rogasiątkiem Jamesa. Ale z powodu samego ciebie.
Harry’ego.
Harry zarumienił się. Dokąd ta cała
ckliwość zmierzała?
- Tak, wiem, Łapo – wymamrotał, w
połowie zakłopotany nagim uczuciem i w połowie zadowolony, że jego ojciec
chrzestny stanął prosto i to powiedział.
- I jesteś oczywiście świadom tego, że
twój ojciec chrzestny i ja nie jesteśmy… wrogami – powiedział z niezręcznością
jego tata, spoglądając wszędzie, byle nie na innych czarodziei. – Choć czasami
możemy angażować się w, ach, spory.
Harry skinął tępo głową. Cóż, pewnie,
wiedział to. Czyż jego ojciec nie
uratował jego chrzestnego z Izkibibble’a i w ogóle? I przecież nie ranili się
tak naprawdę wczoraj, przez te wszystkie krzyki i kłótnie. Właściwie to byli
bardzo podobni do stosunku Rona i Draco.
- Jako twój przyszły Opiekun Domu,
panie Potter – powiedział Lunatyk, a uśmiech odebrał surowość jego słowom, –
jestem tu, by panu powiedzieć, że lepiej, by zaprzestał pan robienie kolejnych
żartów bliźniakom Weasley, którzy jak rozumiem, są bardzo utalentowani w tym
względzie, chyba że chce pan dołączyć do nich w pewnych bardzo nieprzyjemnych
szlabanach.
Harry potrząsnął szybko głową.
- Doszedłem do wniosku, że nie mogę
tego robić dłużej po tym, co wczoraj powiedziała ciocia Min.
Snape zdławił instynktowną reakcję na
nowy przydomek czarownicy, choć zobaczył, kątem oka, że Black i Lupin gapią się
teraz na Harry’ego z rozwartymi szczękami.
- No, tak, masz całkowitą rację –
zdołał powiedzieć spokojnie. – To bardzo spostrzegawcze.
Oczy Harry’ego rozbłysły.
- Dość spostrzegawcze na czekoladową
żabę? – zapytał chytrze.
- Och, niech będzie – burknął Snape,
ukrywając zadowolenie ze ślizgońskiej natury bachora. Nie tylko zyskiwał na
wnikliwości, ale też uczył się utożsamiać spryt z nagrodami.
Harry radośnie pobiegł do kuchni, zanim
jego tata mógł się rozmyślić. Merlinie, ale ci dorośli byli dziwni! Zawsze
wiedział, że ostatecznie jego wojna na żarty zostanie zakończona i tylko
cieszył się, że nie zakończyła się zdenerwowaniem taty albo czymś, co
sprawiłoby, że inni oczekiwaliby, że dostanie od taty klapsa. Poza tym, wciąż
będzie w stanie nauczyć się tych wszystkich fajowych rzeczy – i szczerze,
robienie żartów Syriuszowi naprawdę nie było tak zabawne.
Po prawdzie, sprawiało to, że Harry
czuł się nieco winny, zwłaszcza po tym, jak Syriusz tak dobrze umiał
przegrywać. Zaczynał czuć się niemal jak Dudley, wybierając kogoś, kto nie
będzie walczył, ale czuł, że nie może przestać – nie kiedy tata, Remus i reszta
profesorów uznali to za zabawne. Chwycił czekoladową żabę i ugryzł ją z
zadowoleniem.
Jednak był całkiem pewny, że ciocia Min
zaczynała już mieć tego dość i miał nadzieję, że jeśli odkryje, że pracuje nad
zaklęciami z jej dziedziny bez jej
nadzoru, zezłości się. Cóż, tak się stało i teraz dzięki niej, był zwolniony z
obowiązku i, nie będąc na niego złymi, jego tata i ojciec chrzestny rozdawali
żaby. Harry wzruszył ramionami. Tak, dorośli byli dziwni, ale na coś się przydawali.
^^^
Zaledwie kilka tygodni później
nastąpiły urodziny Harry’ego i, zgodnie z obietnicą, on i Neville świętowali je
razem. Babcia Neville’a była tak podekscytowana, gdy się dowiedziała, że nie
tylko zaprzyjaźnił się w Hogwarcie, ale też interesuje się takimi magicznymi
czynnościami jak latanie, że zmieniła urodziny w dwudniową kosztowną imprezę,
obejmującą zarówno cały dzień na arenie Featherbee i nocleg w ich dworze, ale
też zakończenie magicznymi fajerwerkami.
Jedyna niezręczność nadeszła wtedy, gdy
Augusta kategorycznie odmówiła powiązania Dworu Malfoyów z jej domowym fiuu,
nawet tymczasowo. Po ataku na rodziców Neville’a, upewniła się, że jej dom jest
chroniony nawet bardziej niż Gringotta i nie zamierzała pozwolić, by znany
śmierciożerca taki jak Lucjusz Malfoy, miał do niego dostęp – bez względu na
to, jak ulotny. To oznaczało, że dzieci musiały spotkać się na arenie, po czym
podróżowały do Dworu Longbottomów przez Hogwart, ale łatwo było to wyjaśnić
przez zostawienie tam bagaży dzieci, zamiast brać ich na miotlarską arenę.
Oczywiście, proste zaklęcie kurczące uniemożliwiłoby taką niedogodność, ale
żaden z dzieci nie wydawało się o tym pomyśleć.
Ostatecznie, dzieci wspaniale się
bawiły i nawet Draco musiał przyznać, że babcia Neville’a poszła na całość.
Harry został powalony przez to, jakie mogły być prawdziwe, nieograniczone,
czarodziejskie urodziny, a Neville był milcząco dumny, że sprawił taką radość
swoim przyjaciołom.
Po imprezie, Harry wyjechał, by spędzić
tydzień w Norze, choć Snape przypomniał mu, że jest tylko jedno zawołanie przez
fiuu od niego i jeśli wpadnie w kłopoty, ma się spodziewać natychmiastowego
powrotu do Hogwartu. Harry wewnętrznie przewrócił oczami, ale zadowolił się
jedynie zapewnianiem, że będzie bardzo, bardzo grzeczny, co ciocia Molly głośno
powtórzyła.
- Oczywiście, nic mu nie będzie,
Severusie! Nie martw się tak!
Snape prychnął z oburzeniem. Dlaczego
te wszystkie wścibskie czarownice twierdziły, że jest zbyt nerwowym rodzicem?
Po prostu zagroził temu małemu dzieciakowi, żeby dobrze się zachowywał. Potem
Harry przytulił go szybko i wyruszył do Nory, zostawiając Snape’a z błogim,
wolnym od dzieci czasem.
Tak bardzo, jak chciałby spędzić go na
warzeniu, wciąż musiał dogadać szczegóły odnośnie następnego semestru z
Filiusem, a takie ustalenia zajęły więcej czasu, niż się spodziewał. Spotkania
zawsze zdawały się rodzić kolejne spotkania i pod koniec dnia trudno było
pamiętać, co, jeśli w ogóle, naprawdę zostało zrealizowane. Mimo to, Dumbledore
wydawał się sensownie pewny, że wszystko jest w porządku, więc Snape
podejrzewał, że nie musiał się wiele martwić.
Albus i Minerva właśnie zaczęli
polowanie, przepytawszy Slughorna wielokrotnie i zrobiwszy wiele badań. Snape
zdecydował, że to był dobry moment – przed powrotem uczniów – by Lucjusz
wyraził swoje zdanie. W związku z tym, skontaktował się z blondynem i zafiukał
do Dworu Malfoyów, by szczegółowo omówić tę sprawę.
Kiedy dotarł, poczuł ulgę, gdy się
dowiedział, że Narcyza zabrała Draco na odwiedziny do ich krewnych we Francji i
Luksemburgu, więc nie musieli się martwić, że zostaną podsłuchani.
- Jak skrzat się sprawuje, Severusie? –
wycedził leniwie Lucjusz, rozpryskując nieco ognistej whiskey w kubek.
- Dobrze – odpowiedział krótko Snape. –
Widzę, że mimo wszystko zdołałeś znaleźć swoje letnie szaty.
Malfoy uśmiechnął się ironicznie.
- To dało Narcyzie wymówkę, by pójść na
zakupy. Więc… czemu zawdzięczam przyjemność twojego towarzystwa?
- Pamiętasz, jak wspominałem o zadaniu?
Wyraz twarzy Lucjusza stał się nieufny.
- Tak…
- Jestem tu, by wyjaśnić, co chcę,
żebyś zrobił. To naprawdę całkiem proste.
Mina Lucjusza nie zmieniła się.
- Tak?
- Obal rząd.
Lucjusz zamrugał, otworzył usta,
zamknął je i łyknął ognistej whiskey.
- Czy ty właśnie powiedziałeś…
- Obal rząd. Mówiąc dokładniej, rząd
Knota. Chcę, żeby ten idiota został usunięty.
- Ale pomogłem wprowadzić go na urząd –
zaprotestował Lucjusz.
Snape skinął głową.
- Dokładnie. Więc powinno ci być
łatwiej go usunąć.
- Mogę zapytać, dlaczego? – spytał z
ciekawością Lucjusz.
Snape przyjrzał się swojej,
nietkniętej, szklance.
- Nie musisz znać wszystkich powodów,
ale możesz wiedzieć, że jest on zagrożeniem dla chłopca.
- Pottera? – Na skinięcie Snape’a,
Malfoy potarł szczękę. – A więc go usuwasz… Bardzo dobrze, Severusie. Widzę, że
jednak myślisz do przodu.
Snape odłożył swoją szklankę i odwrócił
się w stronę fiuu.
- Wolę myśleć o tym, jak o umacnianiu
moich podstawowych mocy, Lucjuszu, ale możesz nazywać to, jak chcesz. Oczekuję,
że Knot odejdzie w przeciągu kolejnych kilku miesięcy… jak to osiągniesz, to
twoja sprawa.
- Spodziewasz się, że kto go zastąpi? –
zawołał za nim Lucjusz. – Czy mam to również zaangażować?
- Nie – odkrzyknął Snape przez ramię,
zostawiając za sobą bardzo zamyślonego czystokrwistego.
CDN…