Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 12 listopada 2017

Krew na spierzchnięty język


Autor: Amanuensis
Oryginał: Blood For a Parched Tongue
Zgoda: jest
Rating: +18
Pairing: Snape/Black
Ilość części: miniaturka
Opis: Snape wykorzystuje szansę na małą zemstę.
Notka: przekleństwa, jako tako można powiedzieć, że gwałt, BDSM, znęcanie się seksualne nad człowiekiem (no to już wiecie, czego się spodziewać ^^)


- A to – powiedział Snape, unosząc kulkę z piankowej gumy, – jest moją pierwszą i jedyną litością w twoim kierunku.
Usta Black cofnęły się, jakby przygotowywał się do plucia w jego stronę kolejnymi plugawościami, a to było zgubą sukinsyna; jednym ruchem, Snape wepchnął kulkę między te obnażone zęby. Ściśliwość piankowej gumy sprawiła, że potrzebował tylko małego otwarcia ust, by ją wepchnąć, ale także rzecz rozszerzyła się maksymalnie, gdy tylko wsunęła się do jamy ustnej. Black jej nie przełknie i, dzięki jedwabnemu paskowi, który Snape przewlekał za szyją Blacka i zawiązał tuż przed kulką, nie mógł jej też wypluć.
Zabezpieczenia nadgarstków i kostek, które przymocowywały Blacka do łóżka musiały być magiczne – koniecznie, by upewnić się, że nikczemnik się nie przemieni – ale czasami mugolska pomysłowość była bardziej satysfakcjonująca.
- Mam ci powiedzieć, dlaczego jest to litość, kundlu? – wycedził Snape, siadając na stopach na łóżku, jednocześnie wzruszając ramionami, by uwolnić się z koszuli, rozkoszując się stłumionym szaleńczymi nieścisłościami, które wydawał z siebie wściekły Black. – Ponieważ pragnę, żebyś miał ten luksus, by nie wydawać z siebie głosu, kiedy zdecydujesz już dłużej nie grozić mi albo mnie przeklinać, albo przezywać mnie najbardziej obelżywymi zniewagami, jakie możesz wymyślić, ale zamiast tego będziesz chciał błagać, żebym nie przestawał robić to, co robię. Oszczędzę ci tego upokorzenia. – Pozwolił, by jego zęby ukazały się w jednym z rzadkich, autentycznych uśmiechów. – Na jakiś czas.
Snape miał wrażenie, że dzisiaj zaprezentuje sporą ilość takich uśmiechów.
Choć bez słów, Black przekazał mu, co myśli o tym pomyśle. Parsknięcie było parsknięciem, nawet zza knebla i gdy był zalany wściekłością. Black miał bardzo ekspresyjne parsknięcia.
To bez znaczenia. Snape nie potrzebował tego, by drań błagał o to, by być pieprzonym, by było to satysfakcjonujące. Chociaż Black nie będzie w stanie powiedzieć, że marzył o czymś innym niż ucieczka, gdy to się skończy. Snape był tego pewny.
Koszula opadła na bok; nie czuł jeszcze impulsu, by pozbywać się czegokolwiek innego. Na własną rękę. Z drugiej strony, Black miał na sobie bardzo za dużo. Wszystkiego poza jego własnym oburzeniem było zbyt wiele.
Snape usadowił się tak wygodnie, jak tylko mógł, klęcząc okrakiem na biodrach Blacka – Black w końcu przestał starać się go zepchnąć – i sięgnął, z palcami jak chwytaki i zaczął rozpinać jego koszulę. To sprawiło, że Black ponownie zaczął się rzucać, ale nie był w stanie zrzucić Snape’a wcześniej i też nie utrudniał działań Snape’a. Nie miał ochoty pospieszać wszystkiego – mimo że już paradował z członkiem twardym jak klamka. Był taki od chwili, gdy wrzucił Blacka zaklęciem do pokoju.
Odpiął koszulę i odsłonił obie poły, pozwalając sobie spojrzeć chytrze, kiedy obnażył klatkę Blacka do kontroli. Usłyszał, że oddech Blacka przyspiesza na to jeszcze mocniej.
- Ach, pięknie. To nie to samo jak, gdy mieliśmy siedemnaście lat, ale najwidoczniej nie pozwoliłeś sobie zgrubnąć w międzyczasie. Co jest, Black, więzienna dieta i sporadyczny szczur nie są tak kuszące?
Zdjęcie koszuli z ramion mężczyzny mogło poczekać. To wymagałoby magii – albo noża, ale byłoby wtedy mniej precyzyjne – a skrócenie jej byłoby zbyt przyjemne.
Snape stłumił impuls mruczenia pod nosem, kiedy odpinał pasek Blacka. Zbyt aktorsko. Rozkoszował się uczuciem skóry pod palcami, kiedy go zwalniał – może go użyć później, choć skrupulatnie zaplanował swoje dzisiejsze zajęcia. Był elastyczny w swoich planach.
Tak jak teraz, na przykład. Miał zamiar popieścić członek Blacka przez ubranie, sprawić, by się naprężył i nieprzyzwoicie uniósł spodnie, ale przyszło mu do głowy, że bardziej interesujące byłoby obserwowanie, jak członek Blacka przechodzi od miękkości do sterczenia w całej swojej nagiej wspaniałości. Więc rozpiął zamek spodni z taką samą powolną ostrożnością, jak koszulę, chwycił po obu stronach talii i pociągnął materiał aż do kolan Blacka.
Oczywiście, żadnej bielizny. W głowie Blacka, z pewnością było to coś, co tylko kobiety noszą.
To oznaczało, że miał dobry widok na członek, gnieżdżący się w plątaninie czarnych włosów, nie jakoś twardy jak kamień w tym momencie, ale też nie całkowicie obojętny na to, co miał do zaoferowania. Och, tak, Snape widział drżenie pobudzenia i nie mógł się mylić. Żyła wzdłuż boku stawała się bardziej widoczna, kolor pogłębił się, jak całkiem inny rodzaj rumieńca… Nie, Snape się nie pomylił.
- Bardzo, bardzo piękny – powiedział Snape, przyglądając się bliżej, ze wzgląd na Blacka. – Bardziej niż znośny. Ach i spójrz na to. Nie, niewiele go obchodzi, kto go podziwia, prawda? – Ostrożnie nie bawił się w motyw musiałeś-chcieć-tego-od-zawsze; nie potrzebował kłamstwa, kiedy prawda działała, a kłamstwa tylko pozwoliłyby Blackowi poczuć się usprawiedliwionym i umęczonym. Nie, chciał, żeby mężczyzna się skręcał.
- A ty dobrze reagujesz na podziwianie, prawda? Patrz, jak sztywny się robisz. Nikt nawet cię nie dotknął, Black. A mimo to sztywniejesz tak, jakby jakaś dziwka śliniła ci się w krocze. Naprawdę jestem tak bliski twoich fantazji? No, no. – Powiedział to z chichotem, ale mówił prawdę; członek Blacka był teraz w pełnej erekcji, a jego czubek już ciekł. Błogosławmy wiecznie będące w rui psie serce kundla.
Wpływ rozebrania Blacka spełnił swój cel; teraz Snape chciał tylko, by był on nagi. Machnięcie różdżką, słowo i skończone, ubrania zniknęły, a więzy Blacka zostały nienaruszone.
Więzy były w porządku, jak na początku. Teraz czas na coś bardziej przykrego.
Snape sięgnął na podłogę. Wiedział doskonale, które chciał pudełko, ale nie omieszkał potrząsnąć nim dla efektu, by zawartość zabrzęczała metalowo i wymamrotał potwierdzające hymn satysfakcji. Udawał, że ignoruje sposób, w jaki Black nie spuszcza wzroku z pudełka, kiedy siadał i je otwierał.
Nie musiał też unosić jednej klamry z pudełka i przytrzymywać jej w górze, jakby ją krytycznie sprawdzał, ale chciał upewnić się, że to całkowicie wpłynie na Blacka. Była to delikatna rzecz ze skręcanego, srebrnego drutu, sprężyna wewnątrz wydawała się być częścią abstrakcyjnego projektu i miała kąsać jak cholera.
Snape uśmiechnął się, pochylając, zadowolony, że Black znowu walczy. Skupił oczy na spojrzeniu Blacka, pochylając się nad piersią mężczyzny – ostrożnie starając się nie dotknąć jego dolnej części ciała – wystawił język i jego czubkiem dotknął jednego z sutków, liżąc go raz, drugi, po czym zamknął na nim wargi, by go possać. Black nie wydał z siebie żadnego odgłosu – nic nie rozbrzmiało – ale Snape słyszał, że odgłos powietrza przebiegającego przez jego nos szybko przyspiesza tempo.
Black smakował słonym potem, a jego sutek zaczął napinać się pod pieszczotą języka Snape’a. Czy konieczne było użycie zębów, by unieść grudkę sutka Blacka na tyle wysoko, by przymocować zacisk? Nie, ale to było zabawne. Black jęknął głośno, kiedy Snape zamknął zęby wokół sutka, dręcząc węzełek ciała w przód i tył, aż poczuł, że Black jest wystarczająco torturowany, a potem puścił go i uniósł zacisk, układając metalowe szczęki wokół sutka i pozwalając im się powoli zwolnić. Sutek spurpurowiał, gdy tylko klamra całkiem się na nim zacisnęła, a z gardła Blacka wydobył się zdławiony, zdeprawowany odgłos. Tak, ta była jedną z najokrutniejszych z kolekcji Snape’a – metalowe zęby były na tyle tępe, by nie przeciąć skóry, ale ich zaletą była łagodność.
 Po tym, jak przygryzł drugi sutek Blacka, jako wystarczająca projekcja jego zamiarów, założył na niego drugi klips. Temu pozwolił zamknąć się z klapnięciem i delektował się nie tylko dźwiękiem, jaki wydał Black, ale też szokiem na jego twarzy.
Wiedział, że Black słyszał dźwięk, jaki wydało pudełko, gdy nim potrząsnął. Wyobrażał sobie, jak Black oblicza, ile jeszcze Snape’owi zostało.
Snape zaczął pod pachą, używając zacisku, by przyszczypnąć skórę tuż na wierzchu głowy tricepsu i podążył dalej, w dół boku Blacka, zarysem, który szedł w dół jego talii, każdy dzielił nie więcej niż centymetr nietorturowanej skóry i żadnemu z zacisków nie pozwolił uchwycić mięśnia, które mogłyby znieść naprężenie lepiej niż małe kawałki skóry. Ponownie Snape stłumił chęć mruczenia albo gwizdania, kiedy tworzył identyczny rząd po drugim boku ciała Blacka, a Black syczał, wił się i warczał obietnice mordu za kneblem w ustach.
W pewnej chwili Black zaprzestał walki, jakby zdecydował, że pozostanie nieruchomo, bez dźwięku, zmniejszy przyjemność Snape’a. Tempo oddechów Blacka wystarczyło, by powiedzieć Snape’owi, jaki był to dla niego wysiłek. Snape nie spieszył się, zakładając kolejny nacisk, obracając go, gdy był już nałożony i używając drugiej ręki, by przemknąć palcami po linii srebrnych potworów po drugiej stronie, sprawiając, że Black wygiął się w łuk i jęknął mimo swojej determinacji. Uśmiech Snape’a pogłębił się i mężczyzna kontynuował.
Zatrzymał się w pasie. Pozwolił, by zawartość pudełka ponownie zagrzechotała, kiedy odkładał ją na bok – niech Black wie, że jest ich o wiele więcej, och, tak i że nie skończyły się jeszcze Snape’owi. Niech się zastanawia, co Snape planuje, zamiast używać ich na tych innych, wrażliwych miejscach.
Sam Snape oddychał szybciej. Jego własny członek wpychał się w materiał jego spodni, pragnąc więcej nacisku, niż mogła mu dać zwykła tkanina, żądając, żeby się, do cholery, pospieszył. Warknął na siebie, by miał cierpliwość i kontynuował.
Ponownie przebiegł palcami po dwóch liniach klipsów. Teraz ból był szczególnie zły i Black go nie zawiódł, dławiąc się i walcząc, jakby mógł powstrzymać Snape’a przed dotykaniem ich. Oczywiście, napięcie mięśni pod skórą nie pomogło; to wysłało podobne iskry bólu. Snape pobłogosławił ignorancję Blacka.
W tym czasie erekcja Blacka nie zwiędła, ale nie była też purpurowa od żył i twarda jak żelazo, jak przed klipsami. To samo w sobie sprawiło Snape’owi przyjemność; nie chciał odkryć, że przez całe swoje życie Black był masochistyczną dziwką. Chciał, żeby kutas Blacka był twardy i cieknący pomimo zadanych mu krzywd, nie z ich powodu.
W każdym razie, na początku.
- Boli, Black? – powiedział, głaszcząc klamry w sposób, w jaki muzyk mógłby przebiegać koniuszkami palców po harfie. – Chcę, żeby bolało. Chcę, żebyś był zadowolony z knebla w ustach, bo w innym przypadku wiesz, że warczałbyś na mnie, żebym je zdjął, a oboje wiemy, że w twoim przypadku warczenie jest tylko tłumaczeniem błagania. Chcę, żebyś myślał, że nie ma niczego, co mogłoby rozproszyć ból, rozproszyć chęć zdjęcia ich. – Szczególnie mocno trzepnął paznokciem zacisk na sutku Blacka, słuchając satysfakcjonującego jęku Blacka. – Mogę się założyć, że słyszałeś, że cycki w końcu drętwieją, kiedy się je zakłada; że zdjęcie ich jest dużo, dużo gorsze, niż ciągłe noszenie. – Snape wziął oba zaciski między palec wskazujący a kciuk. – Błąd – powiedział, okręcając je, aż o trzysta sześćdziesiąt stopni od pierwotnej pozycji, a Black wygiął się na łóżku z wyciem, dygocząc i pocąc się, jednak mądrze nie starając się walczyć.
Kiedy Snape go puszcza, Black opada z powrotem na łóżko, dysząc i z mokrymi oczami. Bez wątpienia czuje ulgę, że pulsowanie w jego sutkach oznacza, że nie zostały one wyrwane z jego piersi. Snape wstał. Wciąż był ubrany w spodnie i pomyślał, że to może być dobry moment, by je zdjąć. Na wszelki wypadek, by Black nie pomyślał, że Snape ma zamiar wypuścić go bez niczego więcej poza lekkim szczypaniem i napastowaniem za jego wszystkie kłopoty.
Ha.
Kiedy się rozebrał i chwycił ponownie różdżkę w dłoń, Snape rzucił ośmio-słowowe zaklęcie, które przeniosło więzy kostek Blacka z podstaw oparcia na nogi na środek słupków ponad jego głową. Zaskoczenie Blacka nie mogło się równać z bólem przesunięcia klipsów, kiedy nagle został zgięty niemal na pół, z tyłkiem do góry i rozłożony tak ordynarnie, jak to tylko możliwe.
Chociaż Snape wiedział, że osłupienie Blacka z powodu nowej pozycji wkrótce przeważy nawet to.
Snape podszedł i zaczął cieszyć się dobrym widokiem. Naprężony penis Blacka leżał prawie na brzuchu, jego czubek ciekł preejakulatem praktycznie do pępka, jego tyłek był uniesiony z łóżka, uda rozłożone, pośladki rozpostarte, moszna ciężko leżała na kroczu, ale nie na tyle, by ukryć pomarszczone wejście, które teraz wydymało się sprośnie przed nim. A wszystko to pokryte było szorstkimi, prostymi, czarnymi włoskami. Pięknie.
Black wznowił walkę – aż do momentu, gdy Snape zbliżył się, by się przyjrzeć. Potem Snape zobaczył, jak jego kończyny sztywnieją, a kręcenie zmniejsza się do drgania. Blackowi musiało zaświtać w głowie, jak strasznie upokarzająco mogła wyglądać jego walka w tej pozycji. Tak długo, jak Black był tego świadom, Snape mógł zaakceptować utratę tej przyjemności.
- Cóż za doskonale lubieżny widok, taki wystawiony na pokaz. Tak bardzo wulgarny. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pozwoliłeś komukolwiek widzieć się takiego? Czy ktokolwiek miał tak uroczo surowy widok? Założę się, że mogę uczynić go jeszcze surowszym. – Dotknął pofałdowanej skóry przy wejściu Blacka, okręcił nieco włosków wokół palca i szarpnął, zadowolony zarówno z uczucia wyrywanych włosów, jak i krótkiego okrzyku Blacka. – Tak, jestem tego pewny.
Strząsnąwszy włosy na podłogę, Snape odwrócił się, by podnieść ze stolika skrzynkę z marokańskiej skóry w kształcie książki, po czym otworzył ją. Prosta brzytwa, którą z niej wyjął, była wypolerowana na błysk.
- Wiesz chociaż, jak tego używać, Black? – powiedział, odwracając się, by Black nie mógł pomylić się, co do tego, co trzyma, oraz by krawędź złapała światło. – Wątpię. Eliksiry depilujące są tak powszechne. Sam ich używam. – Mówił Snape, biorąc wyposażenie: miskę wody, ręcznik, swoją różdżkę. – Co nie oznacza, że nie ćwiczyłem z brzytwą. Oczywiście, nie na ruchomym celu. – Cofnął się do nóg łóżka. – Co oznacza, że nie mogę ręczyć za wynik, gdybym był zmuszony pracować nad czymś, co nalega na poruszanie się. Doskonale się rozumiemy, prawda?
Black jęknął i zaprotestował przez knebel i ponownie spróbował wyrwać kostki z nowej pozycji, przeklinając swoją godność. Snape pozwolił mu na to, całkowicie rozbawiony. Podejrzewał, że Black w końcu przestanie nie dlatego, że zrozumie, że to nie zadziała, ale dlatego, że Snape zbyt dobrze się bawi, obserwując go.
Kolejne zaklęcie i mydło, którego miał pod dostatkiem rozgrzało się, dokładnie tam, gdzie chciał. Miał nadzieję, że to uczucie całkowicie Blacka zaskoczy i tak się stało. Członek Blacka stwardniał jeszcze mocniej w cieple, wytrzymując pomimo ostrza w drugiej ręce Snape’a.
Członek Snape’a dał mu znać, że do cholery, wciąż czeka na część swojej uwagi. Był boleśnie twardy, jądra mrowiły, preejakulat sączył się z niego, pokrywając cały trzon, ale dalej go zignorował – nie do końca, zignorował, ale namówił go cichymi obietnicami tego, co nadejdzie. Nie, nie mógłby oszukiwać siebie w takiej minucie. Nie po tak długim czasie.
Black nie zlekceważył ostrzeżenia Snape’a, kiedy Snape przyłożył brzytwę do krocza Blacka, tuż u podstawy jego członka, i pociągnął ostrze ze zgrzytem jak najbliżej uda mężczyzny, biorąc zarówno pianę, jak i włosy. Black był nieruchomy, tak mocno, jak mógł w tej naprężonej pozycji. Snape napotkał jego spojrzenie, które było niemal samymi źrenicami w tym momencie, rozszerzone i skupione na nim, jakby mógł zatrzymać rękę Snape’a dzięki sile swojego spojrzenia. Snape uśmiechnął się, przyłożył brzytwę do kolejnego kawałka skóry do ogolenia – spoglądając z powrotem na to, co robi – i powtórzył działanie. Raczej wyczuł niż zobaczył wzdrygnięcie w oczach Blacka, choć poza tym Black się nie poruszył.
Kiedy ogołocił krocze i brzuch Blacka aż do pępka, przeniósł się na uda, łatwo oczyszczając ich równiny energicznymi smagnięciami, czując drżenie ciała Blacka z każdym ruchem brzytwy. Co jakiś czas Snape musiał przerwać, by oczyścić brzytwę wodą i ręcznikiem, podziwiając ogromne ilości włosków, pokrywających powierzchnię miski z wodą. Myślał, że zatrzyma się w połowie ud, ale pozycja wydawała się tak dobrze przystosowana, by posunął się dalej oraz chciał, by Black poczuł się, jak brzytwa porusza się pod jego łydkach, goleniu, czując nie tylko skrobanie brzytwy, ale też wiedzę, że golenie tych konkretnych części było tak upokarzająco kobiece. Snape był rozbawiony, widząc, że Black nie boi się kręcić w tym momencie, skoro Snape odsunął się od jego bardziej delikatnych części. To nie przeszkadzało Snape’owi, choć uważał, że dobrze będzie zwolnić pracę, tylko dla zabawy. Nie zawracał sobie też głowy tworzeniem piany; miał jej dość dla swoich celów, na tej mniej delikatnej skórze. Kontynuował, aż brzytwa nie dotarła do więzów na kostkach i nie mógł posunąć się dalej.
Doskonale wiedział, co zostawić na koniec. Zdecydował dawno temu. To oznaczało, że brzytwa wróciła teraz do szczeliny tyłka Blacka, tuż poza pomarszczoną dziurkę, i zaczęła zdrapywać pęczki, które rosły między pośladkami, delikatnie i powoli na tyle, by wywołać pot na czole Blacka. Snape używał teraz samego czubka ostrza, uważając na każdą fałdę skóry, kierując się do środka, zamiast od zewnątrz, wiedząc, że to tylko mocniej zdenerwuje Blacka.
Kiedy z tym skończył, pozbył się brzytwą reszty drobnych włosków pokrywających tyłek Blacka. Snape dążył do tego, by dosięgnąć pleców, kuszony, by posunąć się dalej – w rzeczywistości kuszony tym, by zgolić każdy kawałek włosa poniżej jego szyi z jego ciała, ale to wymagałoby usunięcia wszystkich zacisków i kolejnej zmiany położenia więzów, gdyby chciał to zrobić brzytwą. Lepiej trzymać się planu; poza tym, na koniec zostawił najlepsze.
Snape wziął w dłoń giętki worek, ściskając lekko, by przetoczyć jądra, czując ich wagę. Black wydał przez nos sapiący odgłos; nie do końca krzyk, z pewnością nie coś, co przyznałby, że było błaganiem. Jednak gdy Snape uniósł brzytwę, Black podjął próbę wyszarpnięcia więzów z wezgłowia, czemu towarzyszył bardziej wyrazisty dźwięk; Snape wiedział, że większość z nich zmieni się we wściekłe przekleństwa, ale usłyszał w nim również panikę. Stał, trzymając w dłoni ciężką – i owłosioną – mosznę mężczyzny, z brzytwą trzymaną centymetr od niej, czekając, aż szarpanie ustanie.
Kiedy to nie stało się w ciągu paru chwil, wzruszył mentalnie ramionami i przyłożył brzytwę do luźnego ciała, używając kciuka i palca wskazującego, by rozciągnąć jedno sprężyste jądro i przysunął odsłoniętą krawędź brzytwy do powierzchni. Black zamarł, dysząc, jego pierś falowała, ale reszta była nieruchoma – całkiem nieruchoma. Snape uśmiechnął się i przeciągnął brzytwą po skórze, czując nieprzyzwoitą lekkość w sercu na jęk Blacka.
Praca nad tą wrażliwą powierzchnią zajmowała nieco czasu i Snape właśnie to robił, przesuwając i rozciągając każdy kawałek skóry jąder Blacka, żeby brzytwa mogła pracować w tych małych przesunięciach, aż do ostatniego włoska. Te, które rosły tuż przy podstawie, blisko krocza, były najłatwiejsze, więc zostawił je na koniec, choć Black nie czuł się tak komfortowo z tym, że Snape mocno unosi jego mosznę w dłoni, by wykonać zadanie. Dokładnie na to zaprotestował. Snape postarał się pociągnąć go nieco mocniej.
Kiedy skończył, Snape nie czuł się wyczerpany wykonaniem tak obszernej i delikatnej procedury – pragnął więcej. Przesunął palcem w dół bezwłosej szczeliny Blacka, zadowolony widząc, jak została pobudzona do drgnięcia, a mężczyzna wydał z siebie odgłos.
- Łysy, jak w dniu, kiedy twoja matka się oszczeniła.
Zapach potu Blacka przysłonił lekki, mydlany aromat piany. Snape znacznie wolał piżmo tego pierwszego. Wzrastał przez cały czas, kiedy zajmował się jądrami Blacka, sprawiając, że Snape był coraz bardziej chętny by kontynuować swój program.
Palec Snape’a powędrował po gładko ogolonym, wyeksponowanym odbycie Blacka, głaszcząc, okrążając go, chcąc, by Black poczuł ten inwazyjny dotyk całym swoim rdzeniem. Chciał, że pragnął więcej, żeby chciał, by ten palec otworzył go tak schludnie, może żeby dołączył też do niego język. Jednak Snape nie spieszył się, przedłużając to bliskie-ale-nigdy-dość-bliskie pieszczenie, aż do kiedy w końcu pozwolił czubkowi palca wsunąć się dokładnie w dziurkę, ledwo do środka, i mógł poczuć, jak Black sztywnieje i zobaczyć, jak kąt członka Blacka staje się jeszcze bardziej ostry, twardniejąc bez jakiegokolwiek dotyku, jądra podciągają się w ich worku, gdy główka wynurza się ze swojej pochwy. A to wszystko bez dotykania go.
Nieco większa uwaga mogłaby dostarczyć interesujących wyników… zwłaszcza w przygotowaniu na to, co miało dalej nadejść.
Pozwolił Blackowi patrzeć, jak się pochyla, wyciąga język w kierunku tego pomarszczonego otworu, ciesząc się skoncentrowanym zapachem męskiej rui – był pewny, że Black poci się jeszcze mocniej, obserwując go – i zastąpił palec koniuszkiem języka, wsuwając go do środka kanału Blacka. Nie przegapił jego jęku, ani tego, w jaki sposób dziura zacisnęła się wokół jego języka. Idealnie.
Jego dłonie uniosły się, by złapać boki tyłka Blacka i zaczął jeszcze gorliwiej otaczać dziurkę, uwielbiając każdy dźwięk, który wydawał z siebie drań, kiedy się w niego zagłębiał. Mokry język zajmował się pomarszczoną skórą i wnętrzem, a Snape wyobrażał sobie, jak wkrótce wciśnie własnego twardego kutasa do chciwej szpary Blacka oraz dźwięki, które z siebie wyda, bez względu na to, jak Black nienawidzi tego, kto mu to wszystko robi.
W końcu odsunął usta, ale tylko po to, by przesunąć się w stronę jąder Blacka, trącając je nosem u podstawy, po czym wciągnął każde jądro pojedynczo w usta, przetaczając je językiem, czując, jak drgają w mosznie, podciągając się wyżej pod z-powrotem-twardym-jak-skała członkiem.
Co oznaczało, że to czas na kolejną niespodziankę. Snape miał w dłoni uprząż na członek w momencie, gdy po nią sięgnął i zatrzasnął ją najpierw wokół członka, po czym zabezpieczył paski, które okrążyły i rozdzielały jądra. Black chrząknął, starając się odsunąć, ale uprząż była na miejscu, zanim mógł stracić erekcję. Snape zacisnął główny pasek jeszcze mocniej.
- No i jest. Nie podobałoby mi się to, gdybym stracił twoje zainteresowanie, gdy tylko będzie ci jeszcze lepiej. – Snape sięgnął i chwycił zaciski na sutkach Blacka, po raz kolejny je okręcając. Wycie Blacka było zduszone, ale szkarłatna erekcja w ogóle nie opadła.
Snape uniósł pudełko, które zawierało prostą brzytwę i wyjął smukły mandryn* z jednej z przegródek. Był tak długi, jak dłoń mężczyzny, wykonany ze stali i zwężający się ku końcowi, gdzie zakończony był małym, okrągłym supełkiem.
Czy powinien powiedzieć Blackowi, do czego się to używa? Dlaczego nie. To doda oczekiwania.
- Wiesz, co to jest? – zapytał Snape, przytrzymując to bliżej, by Black mógł zobaczyć drobny obrys. – Małe, sprytne urządzenie, które ktoś wynalazł do czyszczenia kanału słuchowego z wosku. Stąd ten twardy supełek. – Odsunął się. – Mogłeś się domyślić, że to nie wejdzie do twojego ucha. Jednak mam na myśli inny, delikatny otwór.
Ku jego zaszczytowi, oczy Blacka były rozszerzone, a rozwścieczone warczenie zaczęło się, zanim Snape dotarł do słowa nie.
Ale nie mógł zrobić nic, poza bezsensowną walką i warczeniem, nawet nie stracił erekcji, dzięki użytecznej, małej uprzęży. Snape udawał, że jest głęboko skoncentrowany, kiedy unosił z brzucha sztywny członek Blacka, aż nie był skierowany w sufit, masując napletkiem w górę i dół. Poprowadził koniec mandrynu zakończony supełkiem w pojedynczym okrążeniu między nim a żołędziom, tylko dlatego, że mógł. Potem pozwolił supełkowi musnąć cieknący otwór, dając Blackowi możliwość wyrwania członka na wolność (to oznaczało, że Snape musiał chwycić mocniej), a potem, z główką członka ściśniętą między palcem wskazującym a kciukiem, Snape włożył pętelkę w otwór i obrócił ją raz, świadom dreszczu Blacka, ale braku dźwięku. Potem, wykonawszy małe ruchy, Snape wepchnął całą długość mandrynu w cewkę Blacka, zadowolony, że dłużej nie musi patrzeć na to, co robi, więc może zobaczyć każdy moment, kiedy szyja Blacka wygina się do tyłu, aż wygląda tak, jakby jego kręgosłup miał pęknąć, jego szczęka rozsuwa się i kundel dusi się własną śliną. Wycie było idealne.
 Zakręcił raz mandrynem, wyjął go kilka centymetrów i odwrócił ponownie. Black wciąż denerwował się, bardzo rozpaczliwie; to wystarczyło, by każdy obserwator zapłakał. Zamiast tego, Snape uśmiechnął się. Ta rzecz sprawiała, że czuło się tak, jakby ktoś wpychał piekący pręt w dół, aż do jego jąder. Snape sam tego próbował; nie ma sensu stosować tortury, jeśli się nie okaże, że jest to tak złe, jak sobie wyobrażał. Trzepnął koniec palcem, wzdychając z zadowoleniem, kiedy krzyk Blacka zabulgotał poza kneblem.
Uwalniając całkowicie członek Blacka – oszczędzając moment na podziwianie tego, w jaki sposób erekcja zakołysała się pod wpływem ciężaru sondy – Snape uniósł pasek Blacka, rozważając go. Dlaczego nie. Pozycja była zbyt dobra, by ją marnować. I zadał sobie tyle trudu, uwrażliwiając skórę Blacka goleniem.
Snape odsunął pas i uderzył tyłek Blacka całą długością, nie kłopocząc się, by zacząć delikatnie, ale zamiast tego ciesząc się głośnym trzaskiem w pokoju, kiedy uderzył, jękiem Blacka i czerwoną smugą, pojawiającą się na jego skórze. Uderzył ponownie; nie potrzebował skupiać wiele uwagi na swoim celu; wystawiony tyłek Blacka nie mógł zostać przegapiony w tej pozycji i nie został, jakby Snape bał się uderzyć w coś bardziej bolesnego. Jak jego jądra. Tak, były w niebezpieczeństwie, prawda? Dobrze.
W kółko huśtał paskiem, początkowo w przypadkowym wzorcu, przewidując, że chce okryć wszystko, ale potem zdecydował, że przyjemniej będzie uderzać w jeden obszar na tyle długo, aż Black sam będzie się ruszał, starając się uniknąć coraz boleśniejszych uderzeń w jeden cel. Wybrał miejsce na najniższej krzywiźnie pośladków, przy połączeniu z udami i skoncentrował się, by zmienić je w szkarłat. Wywołało to całkiem pożądany efekt, ponieważ Black wkrótce próbował wykręcić się od ciosów, dociskając mniej sponiewierane ciało do paska. Musiał wiedzieć, że to nie pomoże, ale to nie powstrzymało go przed potrzebą poruszenia się. Snape cieszył się pokazem i przez dłuższą chwilę pręgował to samo miejsce, nie dbając o to, że od czasu do czasu moszna Blacka brała udział w ciosie – to tylko sprawiało, że poruszał się energiczniej, co było całym senesem.
W końcu – kiedy Black wydawał się poddać wyczerpaniu, a jego jęki wciąż były tak głośne, ale jego walka była mniej dramatyczna, pomimo niemal karmazynowego koloru tej części ciała – Snape poddał się i uderzył paskiem po całej powierzchni tyłka i ud Blacka, nie spodziewając się, że będzie miał dość cierpliwości, by cała skóra przybrała ten odcień karmazynu – był skłonny wypieprzyć drania – ale nie chciał zostawić czegoś nieoznakowanego. Black teraz dyszał, nie zabierając wiele głosu, ale wciąż zbyt mocno go bolało, by siedział cicho. Snape wydobył z niego więcej dźwięków, przerywając, by poruszyć mandrynem albo jednym z zacisków.
Zanim upuścił pasek, Snape dłużej nie rozpoznawał na powierzchni pośladków Blacka jakiegokolwiek odcieniu związanego z ludzką skórą. Szczególnie ucieszył się z rozkwitających purpurowych siniaków, które miejscami przebijały się przez czerwień.
Bezwonny olej, który już miał przygotowany – Snape nie chciał, by cokolwiek maskowało zapach męskiego potu i podniecenia – był tylko nieco chłodny w jego dłoni i ogrzał się, gdy rozsmarował go po swoim opuchniętym, lepkim członku. To, z jakim zainteresowaniem podążał każdym krokiem swojego postępowania było na tyle intensywne, że powstrzymało go od wybuchu przez cały ten czas – co zrobiłby przynajmniej tuzin razy, gdyby nie miał tak jasno sprecyzowanego planu, którego nie chciał skrócić. Nawet dźwięk szlochającego Blacka pod jego fiutem, który wpychałby się w jego dziurę, nie wystarczyłby, żeby doszedł przed zrobieniem tego, co chciał. Snape nawet nie rozważał użycia eliksiru, który by to przedłużył. Po co, do licha?
Choć nie musiał używać kciuków do otworzenia wejścia Blacka – szeroko przytrzymujące go więzy zrobiły to za niego – rozkoszował się wciskaniem paznokci w obolały tyłek Blacka. Miał wiele oleju; nie miał powodu przygotowywać go palcami. Wciąż kontrolując swoje własne pożądanie, obserwował z zainteresowaniem, jak drgające wejście otwiera się na niego, gdy jego cieknący członek wsuwa się do środka, jak rozszerza się, kiedy wpycha się do wnętrza. Wziął kciuki, kiedy główka wślizgnęła się do środka, dłonie przeniosły się, by chwycić pośladki Blacka – ściskając umęczone ciało – i obserwował, jak powoli pcha biodrami, nabijając na siebie Blacka na całą żyłkowaną długość naoliwionego członka.
Spojrzał na twarz Blacka. Dostrzegł, że też go obserwuje. Jak miło.
Wbijając palce – paznokcie – w każdy pośladek, rozkoszując się jękiem, który sam wywołał, Snape przeciskał się przez ciasny kanał Blacka, czując, jak pierścień mięśni chwyta coraz wyżej jego członek, aż w końcu oplata podstawę, a jądra Snape’a są wciśnięte bezpośrednio w szczelinę tyłka Blacka. Westchnął, poruszając dłonią i po raz kolejny okręcając mandryn wciśnięty w cewkę moczową Blacka, kilka razy przesuwając nim w górę i w dół, by poczuć, jak odbyt Blacka zaciska się za każdym razem. To była przyjemność, której nie da się kupić, czy sprzedać, szczególnie w towarzystwie mokrych, zdławionych dźwięków, dochodzących z gardła mężczyzny.
Snape nie wyjął mandrynu, ale zdecydował, że na chwilę zostawi go w spokoju. Wepchnąwszy go z powrotem do środka, wycofał członek z tyłka Blacka na kilka centymetrów, starając się znaleźć właściwy kąt, by musnąć jego prostatę. Tu, pomyślał, kiedy się ustawił; ponownie pchnął, poczuł, jak odbyt Blacka się kurczy i był pewny. Więc tylko tego potrzebował.
Nie potrzebował się rozpraszać, gdy już ustanowił; musiał po prostu obserwować twarz Blacka. Twarz mężczyzny nie była tak czerwona, jak jego tyłek, ale była ciemna jak opalenizna i ociekała potem. Snape miał nadzieję, że część z tego to łzy, ale nie mógł być pewny. Obserwował znaki, że uderza w prostatę Blacka, raz za razem, wyciągnął jedną rękę i przeniósł ją z powrotem na członek, zataczając kółka po purpurowej żołędzi, ostrożnie omijając przeszkodę, która z niej wystawała. Chociaż nie mógł sobie wyobrazić, by twarz Blacka wyglądała na bardziej nieszczęśliwą, niż teraz, Snape pomyślał, że dostrzega coś w sposobie, w jaki marszczy brwi, różniącym się od wszystkich wyrazów nieszczęścia i gniewu, które miał na twarzy od kiedy więzy przywiązały go do łóżka. Snape zwiększył ruchy dłoni, przyspieszył tempo bioder.
Jego nagła potrzeba ciągłego dochodzenia sama go zaskoczyła. Zwalczył ją. Nie jeszcze, nie jeszcze, zdecydowanie nie jeszcze. Skupił się na pieprzeniu tyłka Blacka, wpychając główkę członka w jego prostatę, wykorzystując to rzetelne centrum przyjemności.
Dźwięki Blacka zbiegały się z tymi pchnięciami; Snape się nie mylił. Wciąż pieścił zarówno jego członek i jądra, kiedy druga jego ręka podążyła do przodu, by rozwiązać pasek jedwabiu i wyciągnąć ociekającą piankową piłkę z ust Blacka. Black zawył, niezdolny jeszcze do mówienia, a ślina natychmiast spłynęła po jego brodzie. Snape ponownie wepchnął się w niego, mocno.
- Achhhh! – krzyknął Black. – Ty piep-pieprzony draniu, wyjmij to, wyjmij to!
Snape wiedział, że nie odnosił się do jego członka.
- Zaraz dojdziesz, prawda, Black? – powiedział z kolejnym pchnięciem. Nie miało znaczenia to, że Black tak naprawdę nie błagał go, by kontynuował. To było więcej, niż wystarczające – była rozkosz. Szarpnął napletek Blacka, przesuwając go w górę i w dół w tym samym czasie, gdy wsuwał swojego własnego członka w krótkim, szybkim rytmie głęboko w tyłek Blacka, słysząc, jak mężczyzna warczy przez zęby, próbując trzymać je zaciśnięte, starając się milczeć, a więc i pozbawić Snape’a jakiejkolwiek więcej satysfakcji.
Ale i tak przegrał tę walkę. Black niemal zawył, kiedy sperma wysączyła się przez przeszkodę w jego członku, zwalczając ten torturowany kanalik, by uciec w niechlujnych, krótkich strugach, skrapiając główkę jego prącia i dłoń Snape’a, która kontynuowała poruszać się, by wysączyć kropelki z niego, aż już więcej nie mogło ich być – zajęło to więcej niż minutę.
Niemal jako refleksja, zdecydował, że mógłby pozwolić sobie teraz dojść. Przed tym, nie pozwolił sobie myśleć o zrobieniu czegoś więcej, niż dojściu w tyłek Blacka, pieprząc go – wierzył, że będzie w stanie się powstrzymać, aż nie zmusi Blacka do przeżycia swojego własnego rozdzierającego orgazmu, ale nie był tak arogancki, by myśleć, że w stanie doświadczyć czegoś znacznie więcej. Ale teraz wyciągnął swojego członka z przytulnego kanału Blacka, owinął go ręką – wciąż była pokryta sokami Blacka – i stanął dokładnie przy wezgłowiu łóżka.
Ze swoim członkiem unoszącym się niedaleko ust Blacka.
- Chcesz, żebym to wyjął? Teraz? – Oczy Blacka nie były zamknięte, nawet jeśli Snape podejrzewał, że naprawdę nie widzą, tak jak jego dyszące usta. – Mogę to zostawić tam na cały dzień, Black. Zrobię to. Chcesz, żebym to wyjął?
- Tak! – krzyknął. – Tak, ty pierdolony pojebie! Pieprzona kupo gówna, wyjmij to!
- Więc wiesz, czego chcę. Ssij mnie, ale zrób to dobrze, a od razu to wyciągnę. Spróbuj ugryźć, a zastąpię mandryn swoją cholerną różdżką; przysięgam ci to. – Pchnął biodrami i członkiem o wiele bliżej ust Blacka. Black mógł go dosięgnąć, jeśli by uniósł głowę.
Na początku tego nie zrobił. Ale zajęło mu to znacznie mniej czasu, niż Snape miał nadzieję.
Snape nagle odsunął się.
- Nie. Myślę, że musisz zarobić sobie na tą szansę, gdy to przemyślałem. – Snape uniósł pokrytą nasieniem dłoń i sięgnął nią między swoje nosi, rozsmarowując spermę po własnym odbycie, po czym uniósł nogę na łóżko. Musiał dać nura pomiędzy więzy zabezpieczające nogi, ale wkrótce przykucnął nad twarzą Blacka. – Liż, kundlu. Wyliż do czysta swoje własne, brudne nasienie i jeśli będę zadowolony, wtedy będziesz mnie ssał. Nie wcześniej. – Nie zadawał sobie trudu, by powtórzyć jakąkolwiek groźbę albo formować nową.
Język Blacka, kiedy w końcu zaczął lizać jego odbyt, był najsłodszą rzeczą, jaką mógł sobie wyobrazić. Język Blacka był jak chłodna woda w gorący dzień, był momentem, gdy człowiek dowiaduje się, że jest czarodziejem, był niczym pierwszy lot na miotle. Język Blacka był pieprzonym niemowlęcym gruchaniem i pocałunkiem ukochanego, i cielesnym patronusem w jednym.
Snape zmusił go do kontynuowania tego dłużej, niż się spodziewał, biorąc pod uwagę fakt, że następne na liście było ssanie jego członka, ale ostatecznie jego jądra ponownie zaczęły protestować i okręcił się, by Black mógł wziąć jego członek w usta i ssać. Nie obyło się bez ryzyka – jeśli Black wybrałby ugryzienie, Snape byłby w poważnej agonii, zanim mógłby rzucić zaklęcie uzdrawiające, niezależnie od zemsty na cewce moczowej Blacka. Jednak Snape nie miał zamiaru rzucać zaklęcia, które mogłoby powstrzymać Blacka przed gryzieniem; chciał, żeby Black przypominał sobie, że miał w tej sprawie wybór. I Black nie ugryzł, a ten cudowny język pieścił spód członka Snape’a, usta rozciągały się wokół niego w doskonale poniżającym okręgu i pracowały nad orgazmem Snape’a tak szybko, jak to możliwe, chwytając ustami, otulając – Snape nie próbował zmusić go do zwolnienia, za bardzo potrzebując dobrego, mocnego orgazmu i nie będąc w stanie myśleć o czymkolwiek innym, ani przedłużać to jeszcze bardziej.
Miał jeszcze na tyle rozumu, by wycofać się tuż przed dojściem i strzelić nasieniem w twarz Blacka. A Black nagrodził go, wyglądając na zaskoczonego, mały drogi skurwysyn.
Nie opadł na łóżko, świadomy tego, że mogło to wystawić na próbę wytrzymałość Blacka, pomimo obietnicy, że wyjmie mandryn. I wyjął go, natychmiast, nawet nie wykręcając go po drodze. Black zobaczy, że Snape dotrzymuje obietnic.
W tym tą, którą właśnie skończył spełniać.
Stanął z dala od łóżka i wymamrotał zaklęcie, by usunąć więzy przytrzymujące Blacka w łóżku – nie zniknęły jednak z kostek i nadgarstków Blacka. Te trzymały Blacka z dala od animagicznej formy – drań mógł je zrzucić z siebie, gdy dotrze ba przyjazne terytorium i dostanie swoją różdżkę.
Pokryty potem i nasieniem Black nie mógł od razu się podnieść. Jednym ramieniem otarł twarz, kiedy próbował się podnieść, ale jego nogi poddały się, kiedy wstał z łóżka i musiał użyć jego krawędzi, by się podciągnąć do pionu.
Snape uniósł w niego różdżkę. Black, naturalnie, wyglądał jakby miał wyskoczyć, jak kundel, którym był, niezależnie od skóry, którą nosił.
- Spróbuj tylko – powiedział Snape. – Nie masz różdżki. Jeśli cię pokonam, włożę cię z powrotem do tego łóżka i spróbujemy ponownie. Jeśli wyjdziesz, pozwolę ci na to i będziesz mógł lizać rany i planować swoją cholerną zemstę. Jestem całkiem pewny, że nie przemyślisz tego, choć ja, choć raz, myślę, że właśnie popełniłem błąd w obliczeniach tego, ile mi jesteś winny przez te wszystkie lata. – Nie powiedział, pomyślał to. Chciał, żeby Black wyszedł.
Choć nie wątpił, że Black będzie planował zemstę, Snape wiedział też, że Black nie mógł zrobić czegoś, co mogłoby zmodyfikować wspomnienie tego, co Black właśnie przeżył. Przeżył i koniec.
Ale nawet po tym, jak drzwi zatrzasnęły się za Blackiem, różdżka Snape’a pozostawała skierowana dokładnie w nie przez długie minuty.
Kiedy w końcu opadła do jego boku, ta ręka była pewna.
Black będzie się mścił.
Być może nawet Snape nie umiał się tego doczekać.



*Mandryn – metalowy drucik, stosowany w medycynie, np.: do wenflonu, rurek do punkcji itp. (biol-chem pozdrawia XD)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, jak Severus tak mógł, biedny Black, jeszcze został ogolony...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń