Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 16 lipca 2019

ZS - Rozdział 26 - Technika radzenia sobie ze złością



Nadszedł szybko koniec semestru, a Harry ciężko pracował nad opanowaniem oklumencji, jak również wciąż studiował animagię i tworzenie eliksirów. Wieczorami również powtarzał zajęcia do SUMów, choć Mistrz Eliksirów powiedział, że radzi sobie dostatecznie dobrze, by pominęli kilka wieczorów i zwyczajnie odświeżyli wiedzę tydzień lub dwa przed egzaminami. Harry był szczęśliwy słysząc to, ponieważ całe to ciągłe uczenie wywoływało u niego zeza.
Jego lekcje animagii przebiegały miło, McGonagall uczyła go, jak na krótkie okresy przemienić jego normalne oczy z okropną wadą wzroku w oczy jastrzębia, choć po tym prawie zawsze dostawał rozdzierającego bólu głowy. Po pierwszym razie, gdy to zrobił, miał lekcje z Severusem i mentor skarcił go za to, że natychmiast nie wziął eliksiru przeciwbólowego. Snape zmusił go do położenia się na kanapie z chłodnym kompresem na oczach, podczas gdy profesor uwarzył dawkę eliksiru wzmacniającego, którego używali ci uczniowie i nauczyciele, którzy nabawili się migrenowych bólów głowy.
Harry nigdy wcześniej nie miał tak okropnego bólu głowy i był zaskoczony, jak wielkie to było cierpienie i jak bardzo z tego powodu burzył mu się żołądek. Severus wrócił, spróbował podać mu eliksir, ale skończyło się tak, że Harry zwymiotował go, ku jego rozczarowaniu. Mistrz Eliksirów przywołał silny eliksir łagodzący torsje i przystąpił do naprzemiennego podawania łyżkami najpierw eliksiru łagodzącego, a gdy zaczął działać, podał eliksir na mocny ból głowy.
Okropny ból głowy zniknął po dziesięciu minutach, a Harry zasnął. Kiedy się obudził, Severus powiedział mu bez ogródek:
- Następnym razem, gdy Minerva każe ci się częściowo przemieniać, upewnij się, że masz pod ręką eliksir i powiedz jej, że oczy jastrzębia nie należą do twojego ludzkiego ciała.
- Ale, Sev, to takie świetne być w stanie choć na małą chwilę widzieć jak jastrząb – zaprotestował Harry.
- A powiedziałbyś, że ten ból głowy również był świetny?
- Uch, nie, to było naprawdę do bani.
- Na twoim miejscu, ograniczyłbym tej konkretnej przemiany, chyba że będzie absolutnie konieczna.
Harry wykrzywił się.
- No chyba że chcesz się czuć, jakby twoja głowa została rozbita jak przejrzały melon.
- Nie – wymamrotał praktykant, drżąc. Były momenty, gdy wolałby, żeby jego mentor nie miał tak cholernie rozwiniętego rozsądku.
Kiedy powiedział McGonagall o sugestii Severusa, zgodziła się z nim i powiedziała, że takie efekty uboczne są powszechne i to dlatego animadzy zwykle przemieniają się całkowicie zamiast częściowo.
Ostatnio Harry miewał dziwne sny o długim korytarzu z dziesiątkami drzwi, a kiedy docierał do jego końca, znajdowały się tam jarzące drzwi, a za nimi ogromne pomieszczenie z kryształowymi kulami i obok jednej z nich stał Voldemort, ściskając kulę swoją łuskowatymi dłonią i śmiejąc się z tryumfem. Harry zgłosił nowy sen Severusowi, który natychmiast zintensyfikował lekcje oklumencji z jednego do dwóch wieczorów i co noc zaczął podawać mu odmierzone dawki eliksiru bezsennego snu, pouczając go, by oczyszczał umysł przed snem.
Przypominając sobie dłoń Voldemorta ze snu, Harry zastanowił się, czy zły czarodziej nie jest też animagiem – bez wątpliwości niezarejestrowanym.
Ale kiedy zapytał Severusa, szpieg powiedział tylko:
- Nie wiem. Nie ujawnia wszystkiego na swój temat, jest na to o wiele za mądry, choć to jest możliwe. To by wiele wyjaśniało, przykładowo dlaczego jego oczy przypominają oczy jaszczurki albo węża i dlaczego nagle zaczęły mu rosnąć łuski.
Osobiście Harry uważał pomysł, by Voldemort był animagiem za coś zupełnie obrzydliwego, a gdyby mógł przemieniać się w węża albo jaszczurkę, Harry był pewny, że odzwierciedlałaby jego pokręconą duszę i czuł współczucie, jakakolwiek byłaby to kreatura.
Wciąż nie rozmawiał z Ronem, co naprawdę zaczynało go irytować. Dał przyjacielowi wiele czasu, by dostosował się do jego nowego status jako praktykanta Snape’a i przestał się dąsać z powodu rzekomej „zdrady” Harry’ego przeciwko Gryffindorowi, bo śmiał się zaprzyjaźnić z Opiekunem Domu Slytherina. Ale uparty Weasley odmówił zaakceptowania, że Harry nie zamierza zmienić zdania i wrócić do nienawidzenia Snape’a tak, jak kiedyś albo że Snape był kimś więcej, niż się wydawał i rzeczywiście pomógł Harry’emu zwalczyć swoje wewnętrzne demony. Ron ciągle upierał się, by patrzeć na Snape’a jako na „Tłustego Dupka, Który Nienawidzi Gryffindorów i Musi Umyć Włosy”.
A jeśli postawa Rona nie wystarczała, Hedwiga też była na niego wściekła za zachowanie z nocy, gdy miał drugą lekcję oklumencji, kiedy przemienił się bez pozwolenia i wleciał w noc, by uciec przed Severusem. Poszedł po tygodniu poprosić ją, by dostarczyła list do Syriusza i odkrył, że sowy również nie zapominają o zniewagach.
Zignorowała jego prośby, by podeszła do niego i kiedy wspiął się na ściankę, by zwabić ją w dół z jej żerdzi, okręciła się i ugryzła go – mocno – w rękę i ucho, sycząc i skrzecząc, a jej złote oczy wirowały złością.
Krzyknął i instynktownie zakrył twarz, a wtedy uderzyła go solidnie skrzydłami, jakby boksując mu uszy.
- Hej! Auu! Hedwigo, co jest z tobą? Dlaczego mnie tak atakujesz? – krzyknął.
Potem przemienił się we Freedoma, żeby mógł z nią porozmawiać, a śnieżna sowa natychmiast znów go dziobnęła w głowę i zaczęła surowo krytykować: Jak szybko zapomniałeś, młodziku, co mi powiedziałeś tamtego wieczora? Byłeś niegrzeczny, paskudny, i może jestem twoim zwierzątkiem, ale to nie oznacza, że możesz mnie traktować jak zmiotkę do kurzu! Staram się, byś był bezpieczny, a ty się tak zachowujesz?
Przepraszam, Hedwigo. Nie chciałem ci tego powiedzieć. Byłem zły na Severusa, że próbował zmusić mnie do opowiedzenia o swoich snach i chyba po prostu… przesadnie zareagowałem, zaćwierkał Freedom ze skruchą.
Humph! Musisz zacząć słuchać starszych i kontrolować temperament, zanim wpędzi cię on w kłopoty. A teraz odmień się, bo wiesz, że lepiej nie przemieniać się bez obecności nauczyciela!
Wykonał polecenie i zapytał pokornie, czy zaniesie dla niego list. Zgodziła się, choć musiał ją jeszcze raz przeprosić, nakarmić ją ryjówką i kilkoma ręcznie robionymi przez Hagrida miodowymi przysmakami oraz obiecać, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi.
Przygryzła go ostrzegawczo, po czym odleciała w stronę Grimmauld Place, a przez ten czas inne sowy w Sowiarni rzucały mu pełne dezaprobaty spojrzenia, więc schodził po schodach czując się jak skarcony przedszkolak.
Kiedy wróciła, nie przyszła się z nim zobaczyć, więc założył, że wciąż była na niego zła za jego pyskówkę.
Jak dotąd nie usłyszał nic od Syriusza i miał tylko nadzieję, że z jego ojcem chrzestnym jest wszystko w porządku, choć krzywił się na jego reakcję, gdyby się dowiedział, że Harry jest teraz osobistym praktykantem Snape’a. Byłaby pewnie jeszcze gorsza od reakcji Rona.
Harry pospieszył na obiad do Wielkiej Sali – po nim miał kolejne laborki z eliksirów ze Snapem i chciał ominąć obiad, by poćwiczyć zamiast niego oklumencję, ale jego mentor nalegał, by jadł trzy zbilansowane posiłki na dzień. Harry wykrzywił się. Naprawdę Severus zamartwiał się gorzej niż jego matka, czy raczej jego wyobrażenie o niej. Pewnie, był zbyt mały jak na swój wiek, ale naprawdę tu w szkole nie głodował i jeden ominięty posiłek nie sprawi, że zniknie.
Ale wiedział, że lepiej słychać nakazów Severusa odnośnie zdrowia.
- Albo pan odpowiednio się sobą zajmie, panie Potter, albo ja to za pana zrobię, co oznacza sadzanie  cię na moich kolanach przed całą szkołą i karmienie jak niechętnego przedszkolaka. Jest pan niedożywiony w rezultacie traktowania przez tych… nikczemników, których nazywasz krewnymi i dlatego musisz jeść trzy zbilansowane posiłki dziennie, pić dużo płynów i chodzić spać o odpowiednich godzinach.
- Brzmisz jak czyjaś matka – zrzędził Harry.
- Gdyby twoja matka żyła, tak samo robiłaby ci tyrady. Zdrowe ciało równa się zdrowy umysł. A teraz jedz śniadanie i skończ w nie dzióbać. A może chcesz, żebyśmy się pobawili w leci samolocik z tą owsianką?
Ta potworna groźba sprawiła, że Harry zaczął jeść dwa razy szybciej. Severus miał krzywe poczucie humoru i czasami nie mógł stwierdzić, czy mężczyzna żartował, kiedy wystosowywał te groźby. Jednak lepiej dmuchać na zimne.
I choć nigdy by tego nie powiedział na głos, uznawał zmartwienie Severusa nad jego dobrem za mile widzianą zmianą od bycia ignorowanym i pomijanym, jak to było w domu. Podejrzewał, że to oznaczało mieć pewnego rodzaju opiekuna i zdecydował, że wolał zamartwianie się Snape’a od wszystkich dni w tygodniu chłodu Dursleyów.
Przy stole Gryffindoru, Harry wślizgnął się na swoje zwykłe miejsce obok Herminy i naprzeciwko Rona. Hermiona już była na miejscu, przeglądając notatki z arytmencji i skubiąc jabłko. Ostrożnie dobierała swoje przekąski, ponieważ do zeszłego roku zwykła nosić aparat ortodontyczny i nie chciała zrujnować zębów zbyt wielką ilością cukru.
- Hej, Hermiono – pomachał jej, wpychając torbę pod stół. – Coś nowego u ciebie?
- Cześć, Harry. Nie, chciałam tylko posunąć się do przodu z czytaniem na następne zajęcia, nim zacznę się uczyć do SUMów. Nauczyłeś się czegoś interesującego od profesora Snape’a?
- Wiele – odpowiedział Harry, obserwując, jak obiad pojawia się przed nimi na stole.
Dzisiaj mieli do wyboru zapiekankę mięsno-warzywną z kurczakiem, kanapki z pieczoną wołowiną i serem, ryba z frytkami w panierce, sałatkę ogrodową, sałatka z zielonego groszku z bekonem i ryż na mleku.
Harry wziął nieco ryby z frytkami, nieco sałatki z zielonego groszku, a dodatkowo jak zwykle sok dyniowy. Hermiona wzięła sałatkę i oba rodzaje sałatek.
- Gdzie Ron? – zapytał Harry, rozglądając się za rudzielcem, który zwykle nie spóźniał się na posiłki.
- Um… chyba musiał o czymś porozmawiać z profesor McGonagall – odpowiedziała Hermiona, gryząc kanapkę.
Harry zaczął jeść i opowiadać Hermionie o lekcjach oklumencji ze Severusem, wyjaśniając, że była to bardzo trudna dyscyplina do opanowania, ale powolutku zaczął to chwytać.
- To bardzo rzadka sztuka, Harry. Tylko garstka czarodziei ją opanowała – powiedziała jego przyjaciółka. – Ale jestem pewna, że poradzisz sobie, jeśli się na tym skupisz. Czytałam, że wymaga wiele cierpliwości i kontroli nad umysłem oraz emocjami. To prawda?
- Tak. Czasami trudno mi się kontrolować. Trzeba być spokojnym, gdy się używa oklumencji, bo jeśli się nie jest, to nie działa. Profesor Snape mówi, że w końcu będę w stanie przez jakiś czas go nie wpuszczać, a teraz moim celem jest czas około dwudziestu minut.
- Jeśli będziesz ćwiczył, uda ci się to opanować. Mimo wszystko praktyka czyni mistrza – powiedziała Hermiona, posyłając mu zachęcający uśmiech. – Nauczyłeś się ostatnio jakiś ciekawych eliksirów?
- Cóż, pracujemy głównie nad eliksirami medycznymi – jak eliksir przeciwkaszlowy, maść na siniaki, a raz uwarzyłem porcję balsamu na oparzenia. A to całkiem dobrze, ponieważ skończyło się tak, że mogłem ją przetestować, jak oparzyłem dłoń na boku kociołka.
- Och, biedactwo. Eliksir zadziałał?
- Tak. Widzisz? – Pokazał jej lewą dłoń, na której nie było nawet czerwonego śladu. – Profesor Snape mówi, że może w przyszłym tygodniu, gdy uwarzę wszystkie eliksiry z podręcznika pierwszego roku z pamięci, mogę zacząć nauczać pierwszaki przez zajęcia lub dwa.
Oczy Hermiony rozbłysły.
- Och, to brzmi świetnie! Czy to nie ekscytujące? Chciałabym uczyć jakąś klasę. Będą nazywać cię profesorze Potter, jak myślisz? Możesz odejmować i dodawać punkty Domom?
Harry skinął głową.
- Tak, i szlabany też, jeśli będę musiał. Jestem nieco zdenerwowany, ale Snape mówi, że muszę tylko zrobić stanowcze pierwsze wrażenie i…
- Tak to nazywa? – prychnął Ron. – On dba tylko o odbieranie punktów Gryffindorowi i pozwalanie swojemu Domowi na wszystko. – Rudzielec podszedł i usiadł naprzeciw Hermiony, a jego niebieskie oczy błyszczały.
Harry uniósł wzrok i powiedział cicho, ale z odrobiną złości:
- Jak długo podsłuchiwałeś naszą rozmowę, Ron?
- Na tyle długo, żebym wiedział, że jesteś na tyle głupi, by podążać za wszystkim, co powie ci ten Tłusty Dupek, Harry. Zostaniesz teraz mini-Snapem, huh? Na śmierć będziesz przerażał pierwszaków, wsmarujesz sobie tłuszcz we włosy i założysz czarne szaty, huh?
- Ron! Jak możesz tak mówić? – krzyknęła Hermiona. – Sądzę, że Harry będzie świetnym nauczycielem.
- Pewnie, że tak! Ty i Ginny wielbicie ziemię, po której on stąpa! – oświadczył Ron. – Pan Perfekcjonista Potter połączył siły z Perfekcjonistycznym Chujem Profesorem Snapem! Aż taki robisz się tępy?
Harry wystrzelił na równe nogi, a jego oczy pociemniały do koloru rośliny wiecznie zielonej.
- Jaki jest do cholery twój problem, Ron? Cokolwiek to jest, zrób wszystkim przysługę, Weasley, i otrząśnij się!
Ron odpowiedział równie wściekłym spojrzeniem, a jego twarz zabłysła nieatrakcyjnym szkarłatem.
- Ty jesteś moim problemem, Potter! Od kiedy stałeś się chowańcem Snape’a zachowujesz się bardziej jak Ślizgon niż Gryfon. Spędzasz czas z wężami, całujesz tyłek ich Opiekunowi Domu, nawet rozmawiasz z wężami. Wiesz, co myślę? Myślę, że Tiara zrobiła błąd i powinieneś być przydzielony do Slytherinu.
Harry poczuł, jak jego złość zaczyna wrzeć.
- Wiesz, co ja myślę, Weasley? Że powinieneś zamknąć się, zanim zrobię to za ciebie! Nie wiem, skąd wziąłeś pozwolenie na ocenianie każdego mojego kroku. Miałem wypadek z magią i umarłbym, gdyby nie Snape. Na wypadek, gdybyś zapomniał, byłem oszołomiony, w szoku i nawet nie pamiętałem własnego imienia, tym bardziej faktu, że nie byłem jastrzębiem, a gdyby on nie przyszedł i mnie nie uratował, trzy miesiące temu ty byś mi składał hołd na moim pogrzebie! – Odwrócił głowę w stronę drzwi, nie chcąc, by cała szkoła podsłuchała ich rozmowę. – Chodź, wyjdźmy na zewnątrz.
- Nie. Cokolwiek masz mi do powiedzenia, możesz to powiedzieć tu – powiedział ze złością Ron.
Harry machnął różdżką, rzucając zaklęcie Muffliato, które wynalazł Severus i nauczył zaledwie trzy dni wcześniej. Nie zamierzał narazić Severusa z powodu głupiej kłótni.
- Dobra! Powiedziałem ci wcześniej, Weasley, że nie wiesz połowy tego, co myślisz, że wiesz – o profesorze, o mnie, o czymkolwiek. Widzisz tylko to, co chcesz widzieć.
- Jak diabli! Co jest między wami dwoma, Potter? Rzucił na ciebie zaklęcie omamiające? Jesteście kochankami, dotyka cię, gdy warzycie i…?
- Zamknij się! Po prostu się zamknij! – wściekł się Harry. – To ty jesteś tu chory, skoro myślisz o mnie takie rzeczy! Byliśmy przyjaciółmi, do cholery! Co ci się, do licha, stało?
- Zostałeś przyjacielem ślizgońskiego chuja, to się stało! Żaden prawdziwy Gryfon by tego nie zrobił.
- Och, daj mi święty spokój! Całe to, że Gryfoni nienawidzą Ślizgonów jest pieprzoną bzdurą, wiesz? Założyciele nigdy nie byli wrogami, byli przyjaciółmi. Mogli mieć inne punkty widzenia, ale byli przyjaciółmi. Salazar Slytherin mógł sądzić, że czystokrwiści to elita, ale Godryk Gryffindor nie poszedł i nie uciął mu za to głowy. Powiem ci, czego dowiedziałem się, gdy byłem uwięziony w jastrzębiej formie, Ron. Dowiedziałem się, że nie wszyscy Ślizgoni marzą o zostaniu śmierciożercami albo rozpieszczonymi bachorami jak Malfoy, czy bezmózgimi ogrami jak Flint. Kiedy Malfoy zepchnął mnie z żerdzi i niemal mnie zabił, nikt z jego Domu nie poklepał go w plecy i nikt mu nie powiedział, że dobrze zrobił. Byli gotowi go poćwiartować, byłem tam i widziałem to. Malfoy, Książę Slytherinu, a musiał skrobać ich pokój wspólny jak skrzat domowy! Jedno mogę o nich powiedzieć, Weasley – oni dbają o siebie nawzajem. W przeciwieństwie do ludzi w moim Domu, którzy bez wahania się ode mnie odwracają, nazywają szaleńcem za plecami za to, że mówię o powrocie Voldemrota i myślą, że robię to wszystko, by mieć więcej sławy i majątku. Patrząc na waszą lwią lojalność, czuję się tu ciepło i przytulnie! – zaszydził Harry.
- A czego się spodziewałeś idąc i przymilając się wężom, zdrajco?
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, Weasley, a stracisz kilka niezbędnych części ciała – warknął Harry, zaciskając w dłoni różdżkę. – Choć może to byłoby błogosławieństwem, nim sprowadzisz na świat więcej dzieci, które będą zbyt głupie, by wiedzieć, kto jest prawdziwym przyjacielem i za nic będą wbijać nóż w plecy. Nie ma żadnego prawa, mówiącego, że Gryfoni muszą być wrogami Ślizgonów, a na wypadek gdybyś zapomniał, wszyscy powinniśmy się dogadywać.
- Nie zamierzam być miły dla Malfoya, nie obchodzi mnie, co mówi McGonagall! – wypluł Ron. – Cała jego rodzina to śmierciożercy.
- Nikt nie mówi, że masz się z nim przyjaźnić, ale on nie jest jedynym Ślizgonem. Nie wszyscy z nich są mrocznymi czarodziejami, do cholery, nie uważam nawet, by większość była mroczna. I nie zaczynaj z tą bzdurą, że „nasz Dom nigdy nie miał mrocznego czarodzieja”. Ponieważ Pettigrew wyszedł z naszego Domu, tak samo jak Barty Crouch junior! Ach, nie wiedziałeś o tym, prawda? Widzisz, wszyscy mamy w sobie trochę mroku, Weasley, nie Dom o tym decyduje. Nie jesteśmy ani gorsi ani lepsi niż inni.
- Oszczędź mi wykładu, profesorze. Nie potrzebuję go.
- Och, trochę hipokryzja! Potrzebujesz tego bardziej niż każdy, kogo znam, ponieważ najpierw mnie oceniasz i nie myślisz o tym, co potem. I któregoś dnia tego pożałujesz. Zabawne, w zeszłym roku mówiłeś, że jestem honorowym Weasleyem, pamiętasz, a twoja rodzina to moja rodzina. Cóż, jeśli w taki sposób traktujesz braci, Ronald, może powinienem znaleźć inną rodzinę, ponieważ mam dość czegoś takiego od mieszkania z Dursleyów.
- Och, i wolisz być podopiecznym Snape’a, huh?
Harry zacisnął pięści.
- Pozwól, że powiem ci coś o Severusie Snapie, Ronaldzie. Może być sarkastycznym, wybuchowym wrzodem na tyłku i nie jest zbyt wylewny, ale gdy go potrzebuję to jest przy mnie! Nie tylko, gdy jestem jastrzębiem, ale gdy jestem osobą to też! Pomaga mi z moimi koszmarami i stara się trzymać Sam Wiesz Kogo z dala od mojej głowy ucząc mnie zaawansowanej magii. A teraz powiedz mi, w którym miejscu jest to złe? Dorośnij, do cholery, Ron, i naucz się patrzyć poza maskę i dalej niż dwie stopy przed swój nos. Możesz się naprawdę czegoś nauczyć!
Zniósł Muffliato i wyszedł szybko z sali, tak wściekły, że jego magia spowodowała niewielki podmuch wiatru, który potrząsnął sztandarami pod sufitem i zatrząsnął szybami. Nie zawracał sobie głowy spojrzeniem przez ramię, inaczej zobaczyłby, jak Hermiona atakuje słownie Rona niczym kocica broniąca swojego kociaka i na nowo karci upartego dupka.
Nawet Ginny dołączyła, oświadczając:
- Musiałeś znów zacząć, Ronaldzie, prawda? Dlaczego jeszcze się nie nauczyłeś, by trzymać swoje wielkie tłuste usta na kłódkę?
- Pilnuj swoich spraw, Ginny!
- Wypchaj się, Ronald! Harry jest moją sprawą, a ty nie masz prawa traktować go jak gówno. Mama padłaby trupem, gdyby się dowiedziała, co właśnie mu powiedziałeś. Wiesz, że nie traktujemy tak rodziny.
Ron spiorunował ją wzrokiem.
- Zamknij się, Ginevro. Zanim zrobię to za ciebie. – Machnął różdżką w jej stronę.
- Przeklnij mnie, a powiem Fredowi i George’owi, żeby w te wakacje zrobili z ciebie testera swoich produktów. Ale to po tym zmienię twoją twarz z dupskiem, uparty palancie!
- Powiedz mu, Ginny – przemówiła dziewczyna z kręconymi włosami siedząca po jej drugiej stronie.
Ron zagapił się na nią. Była to Lavender.
- Ty też, Lav? Co tu się, do diabła, dzieje? Czy Potter naszpikował sok dyniowy amortencją? Dlaczego wszystkie go bronicie?
- Ponieważ ma rację, Ron – powiedziała Hermiona. – Musisz zmienić nastawienie i przeprosić.
- Nie. On zmienia się w Ślizgona i żadna z was tego nie widzi.
Ginny przewróciła oczami.
- Ma ktoś może patelnię? Bo mój brat potrzebuje porządnego walnięcia w głowę.
- Ha! I kto to mówi. Masz głowę tak pełną pomysłów na czczenie Harry’ego, że nawet nie umiesz pomyśleć o czymś innym.
- Och, goń się, cymbale! Może świeże powietrze oczyści ci umysł z głupoty – krzyknęła Ginny, a jej twarz również była zaczerwieniona. Czasami jej brat był takim idiotą, że wydawało się, jakby został podmieniony przy porodzie, ponieważ jeden Merlin wiedział, że w Brytanii nie brakowało przybranych rudych dzieci, pomyślała pogardliwie. Szkoda, że mamy tu nie ma. Ona naprostowałaby jego uparty zad w przeciągu dwóch uderzeń smoczego ogona.
Zirytowany wściekłymi spojrzeniami swojej siostry, dziewczyny i Hermiony, Ron wziął swój talerz i przeniósł się na koniec stołu najbliżej ściany, gdzie nikt nie siedział.
Harry nie umiał sobie przypomnieć, by kiedykolwiek wcześniej był tak zły, poza tym momentem, gdy nadmuchał ciotkę Marge podczas wakacji przed trzecim rokiem. Głupi cholerny pieprzony dupek! Zbiegł po schodach do lochów, czując, jak magia szczypie go w skórę, jak szalejąca elektryczność statyczna. Walczył, by odzyskać nad nią kontrolę, która ostatnio wybuchała, gdy stawał się poruszony. Oparł głowę o kamienną ścianę i wziął głęboki, oczyszczający oddech, a potem kolejny, póki jego serce nie przestało wyrywać się z piersi. Ale złość związała w jego wnętrzu mocny węzeł, którego nie mógł się pozbyć.
Jak Ron mógł go tak zdradzić? Jak mógł zwyczajnie wziąć cztery lata – cztery i pół roku jeśli liczyło się od początku tego roku szkolnego – i odrzucić je, ponieważ Harry odnalazł opiekuna w Severusie? Prawda, Snape nigdy nie był ich ulubionym nauczycielem, ale Umbridge była gorsza, i tak jak Crouch i Lockheart, którzy nawet nie zasługiwali na ten tytuł.
W zeszłym roku też wyciągnął to gówno, z powodu turnieju, sądząc, że oszukałem Czarę i wrzuciłem w nią swoje imię, ponieważ chciałem być zauważony. Ha! Jestem już za bardzo zauważany, więc dlaczego, do diabła, miałbym chcieć WIĘKSZY rozgłos? Na gacie Merlina, ledwie mogę kichnąć czy pójść do łazienki, by ktoś nie pisał o tym w gazecie! Czuję się jak jeden z tych francuskich królów z lat 1700, którzy mieli wokół siebie sługusów, którzy obserwowali, jak król wszystko robi, poza śmiercią, choć z tego, co wiem, wtedy też prawdopodobnie go obserwowali. Cholerny Ron! Gdybym mógł sobie wyciąć tą bliznę z czoła i zmienić imię, natychmiast bym to zrobił. Sława jest przeceniana i wiedziałbyś to, gdybyś przestał zazdrościć mi na choć chwilę, by o to zapytać.
Uderzył ścianę dłonią, na tyle mocno, by zabolało. Potem potrząsnął głową i przeklął się od kompletnego idioty. Jak zamierzasz robić eliksiry, jeśli zranisz się w dłoń, Potter? – skarcił się. Sądziłem, że po zeszłym roku, nauczyłeś się nie wyciągać pochopnych wniosków i mi zaufać. Chyba znów się myliłem.
Wszedł do klasy Severusa wciąż kipiąc ze złości z powodu niesprawiedliwych oskarżeń Rona i choć powitał Snape’a dość spokojnie, złość zaczęła wylewać się jego porami, a skóra mrowiła stłumioną magią.
Severus uniósł wzrok znad biurka, gdzie oceniał ostatnią partię testów i powiedział spokojnie:
- Dobrze, że jesteś wcześnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, przemieszaj w moim kotle dziesięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, podczas gdy ja skończę z tymi egzaminami…?
- Pewnie. – Harry podszedł do gotującego się kociołka, w którym eliksir miał ładny słoneczno żółty kolor. – Co warzysz?
- Eliksir euforii. Żebym mógł podać wszystkim kłopotliwym pierwszakom, by byli w stanie błogiego posłuszeństwa – odpowiedział sucho Severus, a jego kącik ust drgnął.
Znając już dowcip Severusa, Harry zachichotał. Potem pochylił się nad kociołkiem i zaczął mieszać dziesięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
Radosny żółty kolor z jakiegoś powodu przypomniał Harry’emu o pierwszej podróży Hogwart Expressem przed jego pierwszym rokiem i chwili, gdy pierwszy raz spotkał Rona. Dzielili przedział z Hermioną, a Ron próbował zmienić kolor swojego szczura na żółty jakimś wymyślonym zaklęciem, które, oczywiście, nie zadziałało.
To było zanim zmienił się w dupka pierwszej klasy. Wtedy tylko Hermiona potrafiła prawdziwą magię, mimo że była z mugolskiej rodziny. Musiała dostać swoje książki, gdy tylko dostała list, w przeciwieństwie do mnie, bo przez moich genialnych krewnych o trollim sercu prawie w ogóle nie dostałem listu albo w przeciwieństwie do ciebie, bo nie mogłeś sobie na nic pozwolić.
Niemal skończył mieszać, wciąż dumając wściekle nad nienawistnym nastawieniem Rona, gdy nagle eliksir zaczął gwałtownie bulgotać, reagując z jego aurą magiczną, która niezauważona przeciekła dookoła.
Mimo że miał piętnaście lat, Harry był też potężnym czarodziejem i czasami wciąż miał ataki przypadkowej magii, które były częste u silnie obdarzonych i mijają lata nim doprowadzają magię do porządku, stąd oddalona lokalizacja Hogwartu.
Harry patrzył z przerażeniem, jak eliksir zaczyna wykraczać poza granice kociołka, jak płynna lawa wylewająca się z wulkanu.
O kurwa! Co się, do diabła, dzieje? Tylko go przemieszałem. Dlaczego tak się dzieje? To chyba wybuchnie.
Odsunął się od trzęsącego się kociołka i zawołał niepewnie:
- Uch, Severusie? Mam mały problem…
- Co? – Snape uniósł wzrok znad papierów. – Jak trudne może być… cholera jasna, panie Potter! Odsuń się! JUŻ! – warknął.
Harry wykonał polecenie, niemal potykając się o własne stopy.
- Nie wiem, co poszło nie tak, profesorze! Zrobiłem, co pan kazał.
Snape zerwał się na nogi, wskazując różdżką w dziko wirujący kociołek.
- Tempus Immobulus!
Zaklęcie zastoju uderzyło w kociołek, który zamarł, a eliksir wewnątrz przestał bulgotać.
Harry westchnął z ulgą, podczas gdy Snape podszedł do biurka.
- Nie rozumiem…
- Nic ci nie jest? Czy kropnął na ciebie eliksir? – zapytał zatroskany Severus.
- Nic mi nie jest. – Harry przebadał się szybko. Żadnych oparzeń, dzięki Merlinowi.
Severus zmarszczył brwi.
- Co się stało?
- Nie wiem – powiedział zdezorientowany Harry. – Robiłem, co kazałeś, mieszałem go, a wtedy zaczął wybuchać.
- Ile razy go zamieszałeś?
- Chyba dziesięć razy.
- Chyba? Nie powinieneś zgadywać, powinieneś wiedzieć.
- Dobra, to był dziesiąty obrót i wtedy eliksir zaczął robić… to.
Severus skontrolował kociołek i nie znalazł nic nie w porządku ani ze zbiornikiem ani z temperaturą, a eliksir był przygotowany poprawnie. Wtedy podszedł do swojego praktykanta. Natychmiast poczuł strużki niekontrolowanej magii wypływające z chłopca i warknął:
- Panie Potter, był pan tak zdenerwowany, gdy mieszał pan miksturę czy jest to forma reakcji na fakt, że eliksir prawie wybuchł?
- Nie… znaczy, tak, byłem nieco wściekły… dobra, byłem naprawdę wściekły… miałem dzisiaj z Ronem kolejną sprzeczkę i byłem przez niego naprawdę podenerwowany… Myślałem o nim wcześniej… dlaczego? – Jego brew uniosła się z konsternacją. – Co to ma z tym wspólnego, Sev?
- Wszystko. Twoja złość pobudziła magię, która z kolei sprawiła, że eliksir również się wzburzył i sprawił, że zrobił się wybuchowy. Stąd się to wzięło. – Severus wskazał na zamrożony kociołek ze  skaczącymi żółtymi bąbelkami.
- Ja to zrobiłem? Ale nie zamierzałem.
Severus potrząsnął głową.
- Jak wiele razy ci powtarzałem, że jeśli jesteś czymś zdenerwowany, nie powinieneś warzyć, ponieważ zwykle kończy się to zepsuciem wywaru? Że twoja koncentracja na zadaniu jest kluczowa?
- Wiele razy. Przepraszam. Czy eliksir jest… zrujnowany?
- Nie. Na szczęście mogę go uspokoić. – Machnął różdżką i wymamrotał nieznane Harry’emy zaklęcie, a kociołek znieruchomiał, eliksir opadł, a wtedy czarodziejski mistrz przywołał kilka butelek i zabutelkował eliksir euforii machnięciem różdżki.
Potem odwrócił się do swojego praktykanta z wyrazem rozczarowania na twarzy.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że miałeś wcześniej sprzeczkę z Weasleyem?
- Ja… nie sądziłem, że to ma znaczenie. Nie myślałem, że moja magia tak zareaguje.
- Panie Potter, pana magia zawsze będzie reagować na silne emocje i dlatego kładziemy nacisk na ich kontrolę. Czego wyraźnie panu brakuje.
- Przepraszam.
- Tak, wiem. Chodź do mojego gabinetu. Sądzę, że potrzebujesz chwili ciszy.
Harry zarumienił się, woląc, by Snape nie brzmiał, jakby był przedszkolakiem potrzebującym drzemki. Na litość Merlina, miał piętnaście lat! Nie kłóć się, Harry, tylko wykonaj polecenie. Masz wielkie szczęście, że to nie wybuchło, bo byłby wściekły.
Podążył za Snapem do jego biura i usiadł na krześle tak jak zwykle, starając się wziąć kilka uspokajających oddechów, jednak odkrywając, że złość w jego wnętrzu nie chce odejść.
- Wciąż tego nie rozumiem, Severusie. Jak moja złość na Rona sprawiła, że moja magia oszalała?
- Przypadkowa magia, panie Potter.
- Huh? Ale mam piętnaście lat i jestem na to za stary! To powinno się skończyć, gdy się jest w wieku szkolnym.
- Normalnie tak jest. Ale mocno obdarzeni, jak ty, mogą mieć napady przypadkowej magii, póki są niepełnoletni. Powinienem był wiedzieć. Kiedy ja miałem siedemnaście lat, jeszcze zanim dołączyłem do Czarnego Pana, niemal wysadziłem dach chatki Hagrida.
Harry zagwizdał.
- Naprawdę?
- Tak. Byłem bardzo zły, gdy usłyszałem o pewnej rzeczy i moja magia źle zareagowała.
- O co byłeś zły? Z powodu swojego ojca? Syriusza za Wrzeszczącą Chatę? – zgadywał Harry.
- Nie. Byłem zły na twoją matkę.
- Moją mamę? Ale dlaczego?
Severus skrzywił się.
- Ponieważ odkryłem, że poślubiła twojego ojca.
- Och. Tak… rozumiem, dlaczego mogłeś, uch, stracić kontrolę.
Dowiedzenie się, że kobieta, którą się potajemnie kochało właśnie związała się węzłem małżeńskim z arcywrogiem z pewnością wystarczyło, by każdy się wściekł, pomyślał Harry. To sprawiało, że jego kłótnia z Ronem zdawała się być czymś trywialnym.
Snape przez chwilę nie odpowiadał, przypominając sobie, jak trzymał i pielęgnował ten gorzki gniew z powodu zdrady Lily, a przynajmniej w jego zranionym sercu była to zdrada, skoro zdecydowała się poślubić Jamesa, co gniło w nim i zatruwało go. Złość uczyniła go łatwym łupem dla Czarnego Pana, który kochał gorzkich, gniewnych młodzieńców, ponieważ tak łatwo było nimi manipulować. A po tym, jak dowiedział się, że James w końcu przekonał Lily do poślubienia go, Severus był jednym z tych najbardziej rozgoryczonych, nienawidząc na równi siebie, Jamesa i Lily.
Nawet po tym, jak zerwał ze śmierciożercami, wciąż żywił urazę i gniew wobec Potterów, choć jednocześnie pragnął, by Lily wybaczyła mu i żeby był w stanie jej to zadośćuczynić. Przez lata pielęgnował niechęć, nie chcąc mieć nic wspólnego z Potterami, mimo że byli członkami Zakonu, tak jak i on. Zawsze niby przypadkiem nieobecny albo spóźniony, gdy oni byli na spotkaniach, żeby nie musieć patrzeć, jak jego piękna Lily wisi na cholernym Jamesie.
Mogłeś mieć każdą kobietę, której byś tylko zechciał, Potter, więc dlaczego, do diabła, wybrałeś akurat tą, którą ja również kochałeś? – przypomniał sobie własne myśli. To, że Potter odebrał mu Lily, ten arogancki Gryfon, jak gorzki eliksir dla jego żołądka. Nie widział ani nie rozmawiał z nią przez kilka miesięcy przed tym, jak została ukryta pod zaklęciem Fideliusa i wybaczyła mu pójście mroczną ścieżką, a on przysiągł chronić jej syna i ostatecznie powiedział jej, co czuł przez te wszystkie lata.
Zamrugał i wrócił do teraźniejszości.
- Wciąż jest pan zły na Weasleya, panie Potter?
Harry powoli skinął głową.
- Wiem, że to głupie, ale wciąż mam ochotę go walnąć. Musze coś zrobić. Przykładowo polatać jako Freedom.
- Pamiętasz, co wcześniej mówiłem ci o używaniu animagicznej formy jako ucieczki? – wygłaszał kazanie Severus. – Nie powinieneś używać jej jako ucieczki za każdym razem, gdy nie chcesz mierzyć się z problemami albo rzeczywistością bycia nastolatkiem, Harry.
Harry otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Snape uniósł dłoń.
- Czekaj. Nie skończyłem mówić. Wydaje mi się, że potrzebujesz kilku lekcji radzenia sobie ze swoim gniewem, zanim skończy się tak, ze wysadzisz w powietrze moją klasę. I chyba znam coś, co może pomóc. Zadziałało na mnie i wtedy, i działa teraz.
- Co to jest? Eliksir albo zaklęcie?
- Nic z tych rzeczy. Chodź ze mną.
Wyprowadził Harry’ego z lochów i na siódme piętro. Tam zatrzymał się i skoncentrował, prosząc o otwarcie Pokoju Życzeń i ułożeniu go tak, jak tego chciał.
- Ale to siódme piętro, gdzie jest Pokój Życzeń – powiedział Harry.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
- Więc wiesz o Pokoju? Ale myślałem…
- Sądziłeś, że Pokój pojawia się tylko uczniom? Nie, Harry, Pokój pojawia się wszystkim w zamku, ktokolwiek go potrzebuje, w tym też nauczycielom. – Severus nacisnął klamkę. – Chodź za mną.
Harry wszedł do pokoju, który w pewien sposób przypominał mu szkołę bokserską. Był wyłożony boazerią z rzędem luster po jednej stronie i wiszącym u sufitu na srebrnym haku wielki, ciężki worek. W innym kącie był mniejszy worek w kształcie łzy z czerwonej skóry również przyczepiony do krągłej drewnianej platformy. Z boku stała drewniana ławeczka z dwoma zestawami rękawic bokserskich, jedną czerwoną i jedną zieloną, zestaw ręczników, puchary z wodą, skórzaną linkę do skakania, dwa zestawy czarnych owijaczy na rękę i książka o nazwie „Sztuka Boksowania”. Pod ławką były dwa zestawy czarnych, skórzanych butów za kostkę.
- Wow! Czuję się, jakbym właśnie wkroczył na plan „Rocky’ego” – wykrzyknął Harry. – Wiesz, chodzi mi o ten film o wysoko cenionym zapaśniku z Filadelfii?
- Tak, jestem zaznajomiony z mugolską kulturą. – Severus zdjął szaty i zawiesił je na haku obok drzwi. Przesunął różdżką w dół swojego ciała i jego szaty robocze transmutowane zostały w coś, co wyglądało jak para zwykłych dresów i czarna koszulka z krótkim rękawem. Zanim Harry mógł sobie poradzić z szokiem wywołanym zobaczeniem Snape’a w czymś niebędącym czarodziejskim strojem, Severus wymamrotał zaklęcie zmieniające i wielka para butów za kostkę zmieniła się z jego butami na nogach, podczas gdy buty spoczęły pod ławką. Mistrz Eliksirów przywołał też skądś gumkę do włosów i związał je z tyłu.
Harry walczył ze sobą, by nie gapić się jak wiejski głupek.
- Wyglądasz… inaczej, Sev.
Severus przewrócił oczami.
- Zdejmij szaty, Harry, i powieś je koło moich.
Kiedy Harry wykonał polecenie, Severus zmienił jego jeansy i koszulkę w strój podobny do jego własnego, ale ze złotą koszulką.
Harry przyzwał do siebie buty za kostkę i założył je, po czym spojrzał wyczekująco na swojego nauczyciela.
- Wiesz, jak się boksować?
- Tak. Nie w sposób profesjonalny, oczywiście, ale znam podstawy wystarczająco, żeby poradzić sobie w walce na pięści, gdyby kiedykolwiek do niej doszło i na tyle, bym mógł nauczyć cię kilku rzeczy.
- Ale… jesteś czarodziejem. Gdzie się tego nauczyłeś?
- Czarodziejem, który dorastał wśród mugoli, jak ty – przypomniał Severus. – Mój ojciec nie pozwalał mi mówić albo uświadamiać go o mojej magii, gdy dorastałem. On, jak twój wuj, chcieli „normalnego” dziecka. Więc w większości dorastałem w mugolski sposób, tylko od czasu do czasu moja matka udzielała mi sekretnych lekcji. Miałem wuja Richarda, młodszego brata mojego ojca, który odwiedził nas na tydzień. Był jedynym członkiem rodziny mojego ojca, którego poznałem, ponieważ mój ojciec był czarną owcą i całkowicie się od nich odciął, gdy poślubił moją matkę. W każdym razie Richard przyjechał zobaczyć, jak sobie radzimy. Miałem dziewięć lat i właśnie przyszedłem do domu ze szkoły mając podbite oko z jakiejś bójki.
- Też się ciebie czepiali – powiedział porozumiewawczo Harry. Mógł sobie wyobrazić, jakim typem dzieciaka był Severus – chudy, nieśmiały, zbyt bystry – idealny cel dla tyranów. Tak jak on sam.
Severus skinął głową.
- Cóż, Richard zobaczył to i zapytał, co się stało. Początkowo mu nie powiedziałem, ale zgadł, co się wydarzyło i kilka dni później zabrał mnie do garażu i nauczył zasad boksowania. Kiedyś było uważane za sport gentelmanów i w pewnych środowiskach wciąż tak jest. Cały ten tydzień pokazywał mi, jak się bronić, po czym wyjechał i nigdy więcej go nie widziałem, ale pamiętam, czego mnie nauczył.
- Pomogło?
- Bardzo. I nie tylko z hołotą z sąsiedztwa. Odkryłem, że ożywczy trening pomaga uśmierzyć stres i napięcie lepiej niż magiczne lekarstwa. Zwłaszcza gdy walczę z ochotą uduszenia kogoś. – Podszedł do ławki i zaczął owijać ręce taśmą ochronną. – To może dość niekonwencjonalna metoda radzenia sobie ze złością, ale rezultaty uznaję za całkiem satysfakcjonujące. I sądzę, że ty również tak stwierdzisz. – Skinął na chłopca, by też zaczął owijać ręce taśmą ochronną, żeby nie poranił ani nie skaleczył kłykci czy nadgarstków.
Rzucił parę rękawic w Harry’ego, który spojrzał na nie z powątpiewaniem, po czym je założył.
- Chce pan, żebym… z panem walczył?
Severus potrząsnął z rozbawieniem głową.
- Jeszcze nie. Najpierw zawalczysz z workiem. Obserwuj. – Założył własne rękawice. – Najpierw rozgrzej głowę, szyję i ramiona. – Pokazał Harry’emu, jak zrobić kilka ćwiczeń, by się przygotować.
Zademonstrował, jak stać, mając stopy na szerokości ramion i jak się poruszać miękkimi, posuwistymi krokami dookoła worka z rękami uniesionymi, by bronić twarz i klatkę piersiową, łokciami do wewnątrz i pochylonym podbródkiem.
- Trzymaj większość ciężaru ciała na kłębie palucha, nie na pięcie, bo to da ci większą mobilność i szybkość. W boksie nie chodzi tylko o brutalną siłę, trzeba do tego nauki. Chodzi w nim o zwinność i szybkość. Trzymaj oczy skupione na przeciwniku, a potem gdy opuści gardę – uderz, w taki sposób!
Severus wyprowadził szybkie cios prosty w ciężki worek, a wór zakołysał się przez siłę uderzenia. Wykonał jeszcze kilka ciosów i uderzeń, wysokich, niskich i po środku.
- Ponieważ żaden z nas nie jest zbudowany jak Hagrid, moim głównym celem będzie zwinność i szybkość, a nie brutalna siła.
Pokazał Harry’emu cios prosty, lewy sierpowy i hak.
Po tym, jak Harry wykonał kilka ćwiczeń rozgrzewających, pozwolił chłopcu pchnąć kilka ciosów w ciężki worek, szkoląc go, jak prawidłowo uderzać i poruszać się, robić uniki i lawirować.
Harry wkrótce odkrył, że potrafi uderzyć mocniej i szybciej, jeśli wyobrazi sobie, że worek był wujem Vernonem, Voldemortem albo nawet Ronem czy Malfoyem. A im mocniej uderzał w worek, tym więcej napięcia z niego schodziło. Czuł, jak jego magia stopniowo wycofuje się i uspokaja, i Severus również to poczuł.
Starszy czarodziej pozwolił swojemu podopiecznemu boksować worek póki jego magia się nie uspokoiła, a pielęgnowana złość nie opadła. Potem zakończył walkę i pozwolił Harry’emu uspokoić się i napić nieco wody.
- No i? Złość odeszła?
- Tak. Już mi lepiej – powiedział Harry, ocierając twarz ręcznikiem.
- Dobrze. Więc może zasugeruję, byś przychodził tu, gdy poczujesz się sfrustrowany, zły i poćwiczysz, zamiast przychodzić do mojego laboratorium?
- Tak jest. Kiedy będę mógł boksować się z tobą?
- Jeszcze nie przez jakiś czas, pisklaku. Najpierw naucz się boksować z własnym cieniem, a potem będziesz mógł zawalczyć ze mną.
Jak już nieco się ochłodził, Severus kazał mu skakać na skakance, czemu Harry był niechętny, póki mężczyzna nie wyjaśnił, że tego typu ćwiczenie  pomaga z ruchami, zręcznością oraz dobrze wpływa na serce.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz w sytuacji i będziesz musiał się bronić, dobra praca nóg jest podstawą. Tak jak trzymanie głowy nisko, a rąk wysoko.
To było zdanie, które Harry miał słyszeć w kółko podczas weekendowych ćwiczeń z Mistrzem Eliksirów, boksując się z własnym cieniem przy użyciu luster i worka. Ćwiczenia były konieczne, ponieważ Ron wciąż zachowywał się jak dupek, a Harry nie miał już do tego cierpliwości. Lekcje boksu usuwały większość zbudowanego stresu, na tyle, że już dłużej nie stwarzał niebezpieczeństwa wybuchnięcia kociołków albo czegokolwiek innego, jeśli o to chodzi.
Sesje sprawiały również, że Harry zrobił się na tyle śmiały, by zapytać Severusa, dlaczego nie używał technik walki, by bronić się przed Huncwotami.
- Jak była okazja to ich używałem. Raz złamałem okulary twojego ojca i dałem mu w zęby oraz wybiłem Blackowi dwa zęby. Ale w większości walczyliśmy na magię, a gdy zobaczyli, jak umiem użyć rąk do obrony, zwykle rzucali na mnie zaklęcie unieruchamiające, żebym ich nie uderzył. I oficjalnie mieszanie magii z mugolskimi metodami obrony nie jest uznawane za sportowe.
- Och. – Harry zadrżał. Osobiście czuł, że im więcej będzie znał sposobów na obronę, tym lepiej, jeśli ponownie będzie musiał zmierzyć się z Voldemortem. Może mógłby podbić draniowi oko jednym celnym prawym sierpowym.
Skoncentrował się na uderzaniu worka, pozwalając, by rytmiczne uderzenia o skórę wysysały z niego napięcie, póki ponownie nie był spokojny.
Zatrzymał się na sygnał Severusa i podszedł napić się nieco lodowato zimnej wody, po czym usiadł na ławce, rozwiązał rękawice i położył je obok siebie.
- Severusie? Uczyłeś innych uczniów boksowania?
- Nie. Jesteś pierwszy.
- Tak? Dlaczego?
- Ponieważ większość Ślizgonów nie jest przychylnych mugolskim metodom rozładowywania stresu, choć uczyłem jednego czy dwóch medytacji. Poza tym żaden uczeń nigdy nie potrzebował takiego treningu ani nie miał na sobie takiej presji. Nigdy tego nie potrzebowali. Ty potrzebujesz.
- Masz rację. Dzięki. To bardzo pomaga. Teraz, gdy Ron zaczyna pyskować, ja… odchodzę.
- Dobrze. Czasami nauczenie się odchodzić jest trudniejsze niż nauczenie się, jak walczyć.
Ale ciągła frustracja Harry’ego spowodowana chłopakiem Weasleyów zaczynała go irytować. Jeśli to potrwa dłużej, wpływając na spokój umysłu jego podopiecznego, porozmawia o tym z Minervą i zasugeruje, by wzięła sprawę Weasleya w swoje ręce i kazała mu zostawić Harry’ego w spokoju.
Ale póki co będzie się trzymał od tego z daleka, ponieważ wiedział, że Harry nie powitałby z radością jego ingerencję, a póki co nie doszło do przemocy. Jednak będzie obserwował, robiąc dla swojego podopiecznego to, co ktoś powinien zrobić dawno temu.
Cały tydzień, podczas gdy Harry miał lekcje radzenia sobie ze złością, oklumencji i eliksirów, Ron chodził nadąsany i piorunował wszystkich wzrokiem, siejąc grozę. Ginny wciąż była na niego wkurzona, Hermiona ledwie z nim rozmawiała, a Lavender nawet namawiała go, by pogodził się z Harrym, gdy w ten weekend poszli do Hogsmeade.
- Ron, on jest twoim najlepszym przyjacielem. Nie powinieneś na tym poprzestawać. Naprawdę.
- On był moim najlepszym przyjacielem. Teraz wygląda na to, że jest najlepszym przyjacielem Snape’a – burknął Ron.
- Och, przestań! Dąsasz się jak trzylatek – skarciła go Lavender. – Ludzie mogą mieć więcej niż jednego najlepszego przyjaciela, wiesz? I nie wszyscy twoi przyjaciele muszą się nawzajem lubić. Znaczy, przyjaźnię się z Angie Johnson, a ona nie może znieść mojej drugiej dobrej przyjaciółki, Luny Lovegood. Uważa, że jest szalona jak kapelusznik. Ale to, że Angie jej nie lubi, nie oznacza, że mam przestać przyjaźnić się z Luną.
- To co innego. Luna nie jest dupkiem jak Snape. I to dziewczyńska sprawa.
Lavender zachichotała.
- Dziewczyńska sprawa, Ronuś? Czasami jesteś tak absurdalny, że to zabawne. Mówię tylko, że powinieneś przestać walczyć z Harrym. To nie jest dla ciebie dobre, bo twoje humory nie są zrównoważone.
- Moje humory?
- Tak. Wiesz, cztery temperamenty, które tworzą twoją osobowość? Powiedziałabym, że w tej chwili cierpisz na nadmiar humoru choleryka i melancholika oraz nie jesteś wystarczająco optymistyczny.
- Nie mam pojęcia, co właśnie powiedziałaś, Lav.
- Och, na miłość Merlina! Nigdy nie skupiałeś uwagi na wróżbiarstwie?
- Nie, zwykle drzemię albo rysuję w notatniku – przyznał bezwstydnie Ron.
- Jesteś beznadziejny, wiesz o tym? Chodziło mi o to, że jesteś zły, podminowany i musisz znów stać się szczęśliwy. A mi się wydaje, że powodem, dlaczego taki jesteś musi być związany z tym, że masz na pieńku z Harrym. Więc może zwyczajnie zgodzisz się z nim do pewnego stopnia i zaczniesz respektować jego odmienne zdanie? Wtedy będziesz mógł wrócić do przyjaźni z Harrym w szkole i nie będziesz musiał martwić się o to, że Snape jest mentorem Harry’ego. Znaczy, mentor to tak naprawdę nie to samo, co przyjaciel, Ron. On jest bardziej… opiekunem. Więc nie ma powodów, dlaczego nie mógłbyś wrócić do przyjaźni z Harrym… jak już go za to przeprosisz.
Ron nadąsał się.
- Kto mówi, że muszę przeprosić?
- Ja, twoja siostra, Hermiona i praktycznie każda inna dziewczyna w Gryffindorze.
- Na wszystkie z was rzucił urok.
- Kto tak mówi? Ronuś, po prostu przełknij tą cholerną męską dumę i powiedz to jedno małe słówko - „przepraszam” . A wtedy Harry ci wybaczy i przestaniesz chodzić nadąsany. Znaczy, na początku było to słodkie, ale teraz jest raczej… irytujące.
Ron wyrzucił ręce w powietrze.
- Co jest z wami, dziewczyny, i tymi waszymi głupimi przeprosinami? Faceci nigdy nie przepraszają.
- I to dlatego tak wiele facetów kończy samych, bez przyjaciół albo żon. Kobiety wiedzą lepiej – powiedziała z wyższością Lavender.
- Yhy. Jasne.
- Ronuś, kochanie? Chcesz zjeść te lody czy mieć je na sobie? – zapytała słodko Lavender.
Ron przełknął. Wyraz twarzy dziewczyny przypominał mu o jego matce, gdy ta była na niego zirytowana.
- Dobra. Ja… nie chodziło mi o to.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Potem pocałowała go.
- Widzisz? To nie było takie trudne. Teraz powiedz to Harry’emu i przestań zachowywać się jak zrzędliwy nieszczęśnik.
Zanim mógł zaoponować jej niepochlebnej ocenie, pocałowała go ponownie i wszystkie myśli o Harrym zniknęły.
Ale nawet za namowami Lavender, Ron nie mógł się zmusić do przyznania, że się mylił i przeprosić. Część jego chciała, by Harry wrócił i powiedział mu, że miał rację i Snape naprawdę był tłustym nietoperzem z lochów, a wtedy sprawy mogłyby wrócić do takich, jakie były, nim Harry stał się animagiem.
Więc utrzymywał dystans i uparcie ignorował drugiego chłopaka, póki w następny weekend sprawy nie stanęły na ostrzu noża.
Ron zapytał Harry’ego, czy był zajęty i co robił, a Harry powiedział, że musi ćwiczyć medytację, że Snape uczył go, jak kontrolować emocje, na co Ron parsknął i powiedział:
- Och, to zabawne! Snape uczy cię kontrolować emocje. Jakby on wiedział, jak to robić. Ma najgorszy temperament w całej szkole. Na to się mówi, że przyganiał kocioł garnkowi.
Harry zacisnął zęby i powiedział:
- To ty jesteś powodem, dlaczego muszę się tego nauczyć, Ron.
Wtedy odszedł od stołu w pokoju wspólnym i wyszedł przez dziurę w portrecie.
Ginny posłała Ronowi zniesmaczone spojrzenie i wyszła na górę.
Ron przygryzł dolną wargę i wrócił do pokoju, rzucając się na łóżko i zaczynając przeglądać magazyn o Quidditchu, żałując, że nie może cofnąć rzuconego tego wieczora komentarza.
Pięć minut później został obudzony przez hukającą gwałtownie Świstoświnkę, trzymającą w szponach przerażająco czerwony list.
Co? Wyjec! Och, cholera!
Wziął czerwony list delikatnie i otworzył go ze wzdrygnięciem.
Sekundę później wzburzony ton Molly Weasley wypełnił pokój, słyszalny również w pokoju wspólnym. Ron skrzywił się – rzuciła zaklęcie zwiększające głośność.
RONALDZIE BILIUSIE WEASLEY!
JAK MOGŁEŚ POWIEDZIEĆ TAK OKROPNE, ZŁOŚLIWE RZECZY O SWOIM NAJLEPSZYM PRZYJACIELU? NIE WSPOMINAJĄC O NAUCZYCIELU? POWINIENEŚ WIEDZIEĆ, ŻE TAK SIĘ NIE ROBI! NIE WYCHOWAŁAM CIĘ, ŻEBYŚ ZACHOWYWAŁ SIĘ W TAK NADĄSANY SPOSÓB, MŁODY CZŁOWIEKU, ORAZ JAK ZAZDROSNE DZIECKO, TYLKO DLATEGO, ŻE HARRY JEST WDZIĘCZNY PROFESOROWI SNAPE’OWI ZA RATUNEK! POWINIENEŚ SIĘ WSTYDZIĆ! HARRY ZAWSZE PRZY TOBIE BYŁ, POMAGAŁ CI Z ZADANIAMI, GRAŁ W QUIDDITCHA I SZACHY, A TY TAK GO TRAKTUJESZ? OBRAŻASZ I IGNORUJESZ GO? GDZIE SIĘ NAUCZYŁEŚ TAKIEGO ZACHOWANIA – PONIEWAŻ Z PEWNOŚCIĄ JA CIĘ TEGO NIE NAUCZYŁAM!
HARRY JEST DLA MNIE JAK SYN I CHCĘ, ŻEBY WSZYSTKIE MOJE DZIECI SIĘ DOGADYWAŁY. POZWOLIŁEŚ, BY TWOJA DUMA ZAWŁADNĘŁA ZDROWYM ROZSĄDKIEM I BYŁA WAŻNIEJSZA OD PRZYJAŹNI, TAK JAK W ZESZŁYM ROKU. NIE MA POWODU, DLACZEGO HARRY NIE MÓGŁBY KOLEGOWAĆ SIĘ ZE ŚLIZGONAMI, NA RÓWNI Z GRYFONAMI, A TY MUSISZ PRZESTAĆ ZACHOWYWAĆ SIĘ JAK AROGANCKI BACHOR I ZACZĄĆ BYĆ ODPOWIEDZIALNĄ I UPRZEJMĄ JEDNOSTKĄ TAK, JAK KIEDYŚ, ZROZUMIANO? A TERAZ IDŹ PRZEPROSIĆ HARRY’EGO, RONALDZIE, ALBO MERLINIE DOPOMÓŻ, WPADNĘ TAM I WYBIJĘ CI NIECO UPARTOŚCI DREWNIANĄ ŁYŻKĄ, MŁODY CZŁOWIEKU!
MÓWIĘ POWAŻNIE – NIE SPRAWDZAJ MNIE!
I RÓWNIEŻ NIE MĘCZ GINNY – I TAK BYM SIĘ DOWIEDZIAŁA OD JEDNEGO Z TWOICH BRACI.
OCH, I JESZCZE JEDNO – NIE ZAPOMINAJ ZJADAĆ FASOLKI I MYĆ SIĘ ZA USZAMI, ZANIM COŚ CI TAM ZACZNIE KIEŁKOWAĆ.
DOBREGO WEEKENDU I PAMIĘTAJ, CO POWIEDZIAŁAM! ALBO SIĘ POLICZYMY!
Ron leżał na brzuchu, usta miał otwarte, twarz zaczerwienioną, żałując, że nie może przekląć Ginny do przyszłego tygodnia za naskarżenie na niego. Ale zawsze to robiła, gdy jej bracia ze sobą walczyli, rozmyślał ponuro. Nie ma powodu, dlaczego miałaby się teraz zmienić.
W końcu wyjec się zakończył, a Ron odetchnął z ulgą, póki nie rozległ się trzask wypieranego powietrza i w powietrzu nie pojawiła się drewniana łyżka, która uderzyła go mocno w tyłek i zniknęła.
Ron zaskomlał.
- Auu! Cholera jasna, mamo! – Sięgnął w dół, by potrzeć piekący tyłek, a wyjec zniszczył się, pozostawiając za sobą czerwone konfetti na całym łóżku.
Skarcony Ron wstał, jęcząc. Początkowo był zły na swoją matkę za wtykanie nosa w nie swoje sprawy, ale potem zaczął myśleć, a im dłużej nad tym dumał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że wszyscy mieli rację – traktował Harry’ego okropnie i ponownie pozwolił swojej dumie stanąć na drodze ich przyjaźni. Tak jak ostatnim razem. Och, Merlinie! Naprawdę jestem głupim dupkiem. Co ja sobie myślałem? Chyba nie myślałem. Lavender miała rację – mogę nie lubić Snape’a, ale lubię Harry’ego, a jeśli chcę się z nim przyjaźnić, muszę zacząć respektować jego zdanie i zamknąć gębę. Harry jest moim najlepszym kumplem i nie chcę go stracić, nawet jeśli nie rozumiem, jak może uważać Snape’a za dobrego przyjaciela.
Ron westchnął. Jak kto lubi, chyba. Teraz lepiej zacznę myśleć o przeprosinach. Zanim mama naprawdę przyjdzie i mnie zleje. I przylepię wszystkie buty Ginny do podłogi za bycie taką skarżypytą oraz niewiarygodne zawstydzenie mnie, pomyślał.
Kiedy później tego dnia Harry wrócił do wieży Gryffindoru, znalazł Rona czekającego w pokoju wspólnym, który ten raz był pusty, ponieważ wszyscy byli na zewnątrz, ciesząc się pięknym popołudniem. Harry opanował się i niemal wyminął drugiego chłopaka, ale Ron wstał i powiedział szybko:
- Słuchaj, Harry, wiem, że byłem dla ciebie okropnym dupkiem, ale chcę tylko powiedzieć, że przepraszam i byłem głupkiem, no i, wiesz, o co mi chodzi. Kumple?
Harry patrzył na niego przez pełną minutę.
- Ćwiczyłeś to cały dzień?
- Uch… tak, chyba można tak powiedzieć. Więc wybaczysz mi?
Harry zawahał się.
- Naprawdę chcesz być moim przyjacielem czy robisz to, by uratować własny tyłek?
Ron zarumienił się.
- Wiesz o tym?
- Tak, Dennis powiedział mi o wyjcu. I prawdopodobnie całej szkole. Więc, które? Albo jesteś moim przyjacielem, albo nim nie jesteś, bez względu na to, kogo jeszcze wybiorę, by był częścią mojego życia.
Ron przełknął.
- Chcę być twoim przyjacielem, Harry. Ale zwyczajnie nie wiem, co do Snape’a.
- Snape jest moją sprawą. Nie musi ci się to podobać, ale proszę, byś to szanował. Potrafisz? A może mam uznać sprawę za zakończoną?
- Nie! Ja… mogę to zaakceptować. Wybaczysz mi?
- Dobra, Weasley. Masz moje wybaczenie. Po prostu nigdy więcej nie rób czegoś takiego. – Trzepnął Rona w tył głowy.
- Hej! To boli!
- Ma boleć – powiedział Harry. – A teraz, skoro wbiłem w ciebie nieco rozsądku, może zagramy w szachy?
Ron wyszczerzył się.
- Jasne. Tym razem nawet pozwolę ci wygrać.
- Spróbuj, a naprawdę skopię ci tyłek – warknął Harry i uderzył przyjaciela w ramię.
Ron skrzywił się.
- Merlinie, Harry, gdzie nauczyłeś się takich uderzeń?
- To nie było uderzenie, tylko stuknięcie.
- Nieważne. – Przyzwał swoje szachy z pokoju. – Dostanę odpowiedź na moje pytanie?
- Na lekcjach radzenia sobie ze złością – odpowiedział Harry, po czym roześmiał się na widok ogłupiałego wyrazu twarzy Rona.


2 komentarze:

  1. Rocky nie był zapaśnikiem tylko bokserem. Dzięki za tłumaczenie, dobrze Ci idzie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Severus naprawdę opiekuje się Harrym i troszczy o niego, no cóż ja na miejscu Harrego nie wybaczyłabym Ronowi, ten wyjec tak fantastyczny...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń