Severus
spojrzał członków Zakonu, siedzących dookoła stołu i cicho odchrząknął.
-
Ponieważ Hagrida jeszcze nie ma, będziemy musieli trochę poczekać. Powinien
jednak dotrzeć w każdej chwili. Nie chcę się powtarzać.
Rozległo
się szemranie między niektórymi członkami, ale wtedy Molly powiedziała:
-
Nie martw się, Severusie. Skoro czekamy, to wszyscy możemy napić się herbaty i
zjeść kanapki. – Wylewitowała czajnik i nalała sobie, Arturowi i swoim dwóm
dorosłym synom, Charliemu i Billowi, nieco herbaty, słodząc je tak, jak wszyscy
lubili. Potem kubki podleciały do nich, więc podziękowali jej cicho.
-
Ktoś jeszcze chce herbaty?
-
Ja poproszę – zawołał Remus z drugiego końca stołu.
Inni
zaczęli jeść podane z herbatą kanapki.
Molly
posłała dzbanek w powietrzu do Remusa, który nalał sobie herbaty. Spojrzał na
Syriusza.
-
Herbaty, Łapo?
-
Nie, dzięki. Potrzebuję czegoś mocniejszego. – Syriusz spojrzał na Snape’a,
wykrzywiając wargę jak pies, który wyczuł rywala. W rzeczywistości czasami jego
reakcje na Severusa przypominały jeżenie psa i grożenie rywalowi, który
wtargnął na jego terytorium. Pomimo długiego używania swojej animagicznej
formy, nigdy się do końca nie nauczył kontrolować swoje emocje z jednej postaci
do drugiej i czasami jego psie instynkty przenikały w ludzkie emocje, czyniąc
go nieprzewidywalnym.
-
Syriuszu, odpuść na razie – nalegał Remus. – Możesz mnie potem ostro
krytykować, ale dopiero gdy skończy się spotkanie. Nie widzę tu Albusa. Jak
myślisz, gdzie…?
Przerwał
mu dźwięk sieci Fiuu, a potem bardzo głośne kroki. Chwilę później Hagrid
pojawił się w drzwiach.
-
Wybaczcie spóźnienie. Zagadałem się z moim praktykantem o pewnym magicznym
gatunku węża z lasu deszczowego Amazonii. – Zakaszlał z niezręcznością. – W każdym
razie już jestem, Severusie, więc chyba możemy zacząć. Co się dzieje?
-
Chwileczkę – zaczął Moody. – Chcę wiedzieć, czy ktoś słyszał coś od
Dumbledore’a? – Spojrzał pytająco na Minervę, a potem Severusa.
Minerva
odpowiedziała:
-
Wielokrotnie wysłałam mu wiadomości różnymi sowami, ale wszystkie wróciły bez
odpowiedzi, nie będąc w stanie niczego dostarczyć.
-
Nie mogły dostarczyć wiadomości? – powtórzył Artur. – Ale czy to oznacza, że
on… nie żyje?
-
Nie. To może oznaczać, że pole zaklęcia ucieczkowego Fawkesa uniosło się, gdy
zabrał Albusa i wciąż działa – wyjaśniła Minerva. – Może to też oznaczać, że
Albus zwraca wszelkie wiadomości sowią pocztą w obawie, że jest ona
monitorowana przez Ministerstwo. Pamiętajcie, że na razie on uważa, że jest
poszukiwanym mężczyzną. Nie wie, że Umbridge nie żyje, a jego imię zostało
oczyszczone.
-
Tak, właśnie tak – zgodził się Hagrid. – Może czekać nieco dłużej, może do
końca semestru, zanim wyjdzie z ukrycia.
-
Mimo wszystko nie możemy pozwolić sobie na tak długie czekanie – powiedział
Severus. – Moje źródła wskazują, że Sami Wiecie Kto i jego zwolennicy planują
wkrótce atak na Ministerstwo. To dlatego was tu zwołałem, żebyśmy mogli
zaplanować przeciwdziałania, gdyby to się wydarzyło.
-
Jesteś pewny, Snape? – zapytał Moody teraz całkiem służbowo. Jego magiczne oko
wirowało i mrugało.
-
Tak. – Odwrócił się do jastrzębia i mruknął: – Harry, przemień się i pokaż, kim
jesteś.
Freedom
zatrząsł piórkami z irytacją. Był zadowolony w swojej jastrzębiej formie i mógł
w ten sposób słuchać spotkania, ale najwyraźniej Severus nie zgadzał się z tą
strategią. Zleciał z ramienia Mistrza Eliksirów, unosząc się na moment, po czym
zmieniając z powrotem w chłopca.
Wszyscy
poza McGonagall, Moodym, Syriuszem, Hagridem i Remusem sapnęli, gdy Harry się
zmienił.
Molly
pierwsza doszła do siebie, podnosząc się na nogi i uśmiechając się szeroko do
Harry’ego, jakby był zaginionym dzieckiem, które nagle się znalazło.
-
Och, Harry! Dlaczego nikomu nie powiedziałeś, że jesteś animagiem? To cudowne!
Harry
zarumienił się. Bardzo lubił Molly, ale czasami jej zbyt oczywiste matkowanie
było czasem dla niego niezręczne.
-
Nauczyłem się tego w tym roku. Sądziłem, że Ron wam powiedział.
Charlie
wyszczerzył się.
-
Wiele powiedział mamie, ale nie to.
-
Cicho, Charles! – skarciła go matka. Odwróciła się z powrotem do Harry’ego. –
Harry, mój drogi, co ty tu robisz? Znasz zasadę – nikt nieletni nie ma wstępu
na spotkanie.
Harry
otworzył usta, by zaprotestować, ale Severus łagodnie położył dłoń na jego
ramieniu.
-
Tym razem, Molly, zawiesiłem tą zasadę. Harry może mieć tylko piętnaście lat,
ale widział i przeżył więcej, niż większość dorosłych czarodziei. To z jego
powodu zwołałem tu was wszystkich. Jak wiecie, Jego Mroczność uczynił młodego
Pottera celem, starając się go zniszczyć w celu wypełnienia przepowiedni. Za
pierwszym razem, gdy tego próbował, nie powiodło mu się. Zamierzam zobaczyć,
jak tym razem też zawodzi.
Ale
Molly, jeszcze bardziej nadopiekuńcza kwoka, nie zamierzała pozwolić
Severusowi, by któryś z jej kurczaczków, nawet adoptowany, był w
niebezpieczeństwie.
-
Severusie, muszę zaprotestować. Jest zbyt młody, by być w to zaangażowany.
Nawet Fred i George nie są jeszcze pełnymi członkami Zakonu…
Harry
przerwał jej, zanim Severus mógł go powstrzymać, mówiąc chłodno, jednak
uprzejmie:
-
Proszę mi wybaczyć, pani Weasley, ale nie jestem pani synem. I podczas gdy
doceniam to, że próbuje mnie pani chronić, nie jestem niemowlęciem czy małym
dzieckiem, które musi być trzymane za rączkę. Zmierzyłem się z Wężową Twarzą
cztery razy, jak również z jego śmierciożercami. Wiem, do czego są zdolni, jak
źli są i nie potrzebuję być przed nimi chroniony. Cóż, w każdym razie nie tak
bardzo. Jeśli zamierzacie dyskutować sposoby na zabicie go, powinienem w tym
uczestniczyć. – Wyprostował się nagle. – Jeśli jestem wystarczająco dorosły, by
zmierzyć się z mordercą moich rodziców to jestem dość duży, by siedzieć na
spotkaniu Zakonu.
-
Dobrze powiedziane, Harry! – huknął Hagrid, klaszcząc entuzjastycznie. – Ups!
Przepraszam.
-
Tym razem muszę zgodzić się z panem, panie Potter – powiedziała McGonagall. – W
tym semestrze, pokazał pan więcej dojrzałości niż wielu siedmiorocznych.
-
Tak jest, Minervo – powiedział Moody. – To on wezwał aurorów na wsparcie, gdy
ta stara su-ach, znaczy harpia… - poprawił się szybko na widok chłodnego
wściekłego spojrzenia Molly. - …próbowała uciec, a ja przybyłem ją aresztować.
Szybkie myślenie. Bardzo szybkie myślenie, Potter. – Pochylił głowę w kierunku
Harry’ego w aprobacie.
Harry
też schylił głowę, czując zalewającą go nieczęstą falę dumy. Moody był starym
wojownikiem i, jak jego mentor, niezbyt często rozdawał pochwały.
-
Pozwól mu zostać – wtrącił się Bill. – Ma rację.
Charlie
też się zgodził.
Tak
jak Remus i Syriusz.
-
Nie jest wiele młodszy niż ja, gdy zaczynałam trening aurorski – zauważyła
Tonks, zmieniając kolor swoich włosów na jaskrawoniebieski.
-
Wciąż mi się to nie podoba – burknęła Molly.
-
Odpuść, kochanie – upomniał cicho Artur. – Harry nie jest nasz, nie mamy prawa
mu niczego zabraniać. Severus może, jako że jest jego mentorem, ale wyraźnie
zgadza się ze swoim praktykantem.
Molly
ustąpiła, siadając.
-
Jak chcecie. Chłopcy! Zawsze jesteście tak chętni, by spieszyć ku
niebezpieczeństwu.
-
A teraz, skoro wyjaśniliśmy obecność pana Pottera, poproszę go, by podzielił
się z wami pewnymi powtarzającymi się snami, które miał w ostatnich tygodniach
– powiedział Severus. – No dalej, Harry.
Harry
posłuchał, czując się lekko skrępowany, ale niemniej zdeterminowany, by pokazać
Zakonowi, że może być bardziej użyteczny tutaj, w pokoju narad, niż
podsłuchując przy pomocy Uszu Dalekiego Zasięgu ze schodów.
Zakon
słuchał oczarowany, gdy recytował, jak zobaczył się idącego długim korytarzem o
ciemnych, nagich ścianach, aż nie doszedł do jego końca i odkrył ciemnych drzwi
zarysowanych światłem. Kiedy je otworzył, znalazł się w wielkim pomieszczeniu z
wieloma rzędami szafek, wypełnionych szarymi, kryształowymi kulami, zakurzonymi
i oznaczonymi.
Na
środku pomieszczenia stał Voldemort, trzymając kulę w ręce i śmiejąc się jak
szaleniec.
-
Nareszcie! Przepowiednia jest moja! I upewnię się, że wypełnię ją na moją korzyść. Harry Potter umrze.
Był
otoczony swoimi lojalnymi śmierciożercami – Glizdogonem, Lucjuszem, Averym,
MacNairem, Bellatrix i jej kiedyś przystojnym mężem, Rudolfem Lestrangem.
-
I wtedy sen się kończy i się budzę – dokończył. Potarł leniwie bliznę. – Kiedy
o tym śniłem, budziłem się i moja blizna… nieco paliła. Ponieważ wiele razy o
tym śniłem, Severus uważa, że to nie zwykły sen, a wiadomość. Coś jak…
przeczucie.
Kilku
członków wyglądało na niespokojnych z tego powodu.
-
Przeczucie? Ale żaden z twoich rodziców nie wykazywał umiejętności
jasnowidzenia – zauważył Syriusz.
-
Błąd, Black. Lily miała do tego dryg. Wystarczająco duży, by rzucić sieć zaklęć
ochronnych wokół swojego dziecka, nim Czarny Pan wybrał się do Doliny Godryka –
oświadczył Severus. – Przybyłem zbyt późno, moje ostrzeżenie nie zostało
dostarczone. – Potrząsnął głową, a cień starego bólu błysnął w jego oczach, po
czym zniknął. – Jej syn może odziedziczył coś więcej niż dryg. Sądzę, że te sny
są wiadomością… i że nasz przeciwnik uderzy w Departament Tajemnic, zwłaszcza
Salę Przepowiedni.
-
Ty tak sądzisz – zauważył ostro
Syriusz. – Ale nie wiesz na pewno, Snape. Nie wierzę, że wezwałeś nad tu z
powodu… możliwości.
-
Możliwości stają się rzeczywistością, jeśli czeka się za długo, Black.
Zamierzasz położyć nasze życia na szali na wypadek, jeśli się mylę? Ostatnim
razem, jak u niego byłem, Czarny Pan mówił o dowiedzeniu się więcej na temat
przepowiedni… widzicie, zna tylko część z niej, a żeby zdobyć resztę, musi udać
się do Departamentu Tajemnic. Już były wielokrotne próby zinfiltrowania
Departamentu. Rookwood zniknął, Bode został zamordowany, Artur został
zaatakowany przez, jak sądzę, Jego węża – ile jeszcze dowodów potrzebujesz,
Black? Pisemnego oświadczenia od Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, w
którym mówi ci o swoich planach? – zaszydził Severus. Merlinie, oszczędź mi obecności tego oczywistego idioty!
-
Jeśli wizja Harry’ego jest prawdą, powinniśmy działać, nim będzie za późno –
przemówił Bill. – Wysłać strażników do Departamentu Tajemnic, ustawić
silniejsze osłony albo może smoka, czy coś takiego.
Ale
Snape i Moody potrząsnęli głowami.
-
Już tego wcześniej próbowaliśmy, chłopaku – powiedział Moody. – Twój tata
niemal zginął podczas swojej służby na straży. Poza tym, to zdradzi nasze
plany.
-
Prawda, Alastorze. W tej operacji potrzeba chytrości – powiedział Severus, dziękując
wszystkim boskością, że choć jedna osoba wśród Gryfonów, poza McGonagall,
pokazał nieco wyczucia taktyki i strategii.
-
Sądzę, że musimy stworzyć przykrywkę w taki sposób, jak mugolscy myśliwi, gdy
polują na kaczki.
-
Polują na kaczki? – Tonks zmarszczyła nos. – Po co?
-
Żeby je jeść – odpowiedział rozbawiony Harry.
-
Naprawdę? Jak je przygotowują? – zapytała Molly, gdy kucharka w jej umyśle
nagle uniosła głowę. – Pieką je z polewą pomarańczową albo przyprawiają je
czosnkiem i pieprzem, jak ja robię z kurczakiem?
-
Uch, tak, chyba – powiedział niepewny Harry, bo nigdy nie przygotowywał kaczki.
-
Molly – westchnął Severus. – To, jak mugole gotują kaczki nie jest ważne.
-
Jak stworzymy tą… przynętę? – chciał wiedzieć Artur.
-
Oczywiście zastawimy pułapkę. Pozwolimy mu wejść do Departamentu albo temu,
kogo tam wyśle przodem, ponieważ zawsze wysyła swoich zwolenników najpierw, nim
gdzieś przyjdzie, oraz wystawimy przepowiednię na widok. Potem będziemy czekać
na tego, kto przyjdzie ją ukraść i go aresztujemy. Celem przykrywki jest ukryć
myśliwego przed kaczką i dać jej złudzenie, że jest bezpieczna. Tu zrobimy tak
samo i pozwolimy Mrocznemu myśleć, ze jesteśmy idiotami i że przepowiednia jest
niestrzeżona. A wtedy, zaślepiony arogancją, wpadnie w naszą pułapkę i go
dorwiemy.
Oczy
Mistrza Eliksirów błyszczały dziwną ekscytacją, jak oczy jastrzębia
wypuszczonego na łowy.
-
Dla mnie brzmi to jak dobry plan – pochwalił Hagrid.
-
Tak. Musimy wykorzystać pewność i chytrość – poparł Moody.
-
Ale, Severusie, jest tylko jeden problem – zorientowała się Minerva. – Tylko
osoba, o której jest przepowiednia może zdjąć ją z szafki. A przepowiednia, o
której mówimy jest o Sami Wiecie Komu i panu Potterze. Co oznacza…
-
Muszę tam być – przerwał jej Harry. – Nie zadziała, jeśli mnie tam nie będzie. Muszę
wyglądać tak, jakbym chciał odzyskać przepowiednię, a kiedy on pomyśli, że
jestem sam, niestrzeżony, przyjdzie i spróbuje upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu – dorwać mnie i przepowiednię. To jedyna rzecz, która zagwarantuje, że go
w to wciągniemy.
Severus
zmarszczył brwi.
-
Minerva ma rację, mimo że ciężko mi to przyznać. Nikt z nas nie może zdjąć
przepowiedni z szafki.
-
Z pewnością nie możesz sugerować, by pozwolić Harry’emu nam towarzyszyć –
zaczęła Molly. – To o wiele zbyt niebezpieczne…
-
Mi też nie podoba się ten pomysł, Molly. Jednakże tak naprawdę nie mamy wyboru
– powiedział Severus. Oczywiście wiedział, że nie miało znaczenia to, czy
Voldemort zdobędzie fałszywą przepowiednię, ponieważ nie była tą prawdziwą, ale
ponieważ była autoryzowana przez Jasnowidza, Dumbledore umieścił ją dawno temu
w Sali Przepowiedni, gdzie zostawała do dnia dzisiejszego. A ponieważ nie mógł
ujawnić prawdy członkom Zakonu, utrzymywał pozory, że przepowiednia ma
znaczenie.
-
Nie! – krzyknął nagle Syriusz, wstając i piorunując Severusa wzrokiem. – On się
do tego miejsca nawet nie zbliży! Nie zaryzykujesz karku mojego chrześniaka,
Snape! Nie obchodzi mnie, w jakim to celu, nie pozwalam!
Członkowie
Zakonu tylko popatrzyli na złego czarodzieja ze zdumieniem. Przez dłuższy czas
nie widzieli, by Syriusz w taki sposób tracił kontrolę.
Severus
również spiorunował go wzrokiem, mówiąc cicho:
-
Nie masz żadnej władzy nad Potterem, Black.
-
Nie możesz mi niczego zabronić – dodał ostro Harry, rozzłoszczony, że Syriusz
traktuje go jak dziecko, zwłaszcza po tym, co się działo wcześniej. – Nie
jesteś moim ojcem, Syriuszu. To trzeba zrobić. Jeśli zrobimy to dobrze, możemy
go pokonać na dobre. Będę otoczony przez członków Zakonu – ciebie, Remusa,
Moody’ego, więc nie musisz się martwić, że zostanę zabity. To ma sens…
-
Absolutnie nie! – ryknął Syriusz. – Pójdziesz do Ministerstwa po moim trupie.
Znajdź inny sposób, Snape.
Oczy
Severusa zwęziły się, szybko tracił cierpliwość.
-
Nie ma innego sposobu, Black.
Przestań histeryzować.
-
Ty cholerny draniu! Masz gdzieś to, czy zostanie zabity, póki wypełnisz swój
cholerny cel misji, zimny sukinsynu! – Syriusz sięgnął po swoją różdżkę, ale
Remus chwycił go za nadgarstek.
-
Syriuszu, przestań i pomyśl, choć raz w życiu! – nakazał ze złością wilkołak. –
Nie zaczynaj wojny, której nie możesz wygrać.
-
Wygram to, w porządku, Luniek! On nie puści Harry’ego na linię ognia – warknął
Syriusz.
-
Syriuszu Orionie Black! – zawołała Molly. – Jak się zachowujesz, zwracając się
w taki sposób do członka Zakonu? Severus jest…
-
Nie można mu ufać – przerwał jej Syriusz. – Powiedz mi, Snape, co ty będziesz robił, gdy reszta z nas
będzie walczyła z mrocznymi czarodziejami? Będziesz się ukrywać w kącie?
Będziesz przekazywał swojemu mrocznemu mistrzowi najnowsze wieści i przy okazji
całował jego stopy?
-
Nie ujawnię jeszcze mojej pozycji najważniejszego szpiega Zakonu, Black. Ale
nie martw się, będę bliżej niż twój cień w sposób, który nie możesz pojąć.
-
Co to ma, do diabła, oznaczać?
-
Zorientuj się, jeśli jesteś tak mądry. Co więcej, nigdy bym nie zaryzykował życia Harry’ego. Będzie chroniony moimi
własnymi osłonami oraz tarczami Zakonu. Jak śmiesz sugerować coś innego?
Zmierzył
Syriusza wściekłym spojrzeniem.
-
Jak śmiesz wrzucać mojego chrześniaka w środek walki?
-
Hej! Ja tu jestem, wiecie? Nie rozmawiajcie o mnie, jakbym był niewidzialny! –
krzyknął Harry, nie będąc w stanie dłużej siedzieć cicho. – Po pierwsze,
profesor Snape nigdzie mnie nie wrzuca, Syriuszu. Sam się zgłosiłem.
-
Więc się od-zgłoś, Harry Jamesie
Potterze – nakazał Syriusz.
Harry
potrząsnął głową.
-
Nie mogę tego zrobić. Beze mnie plan się rozpadnie.
-
Od samego początku to był nędzny plan – wymamrotał drugi czarodziej.
-
Nie prawda! Przestań traktować mnie jak dziecko, Syriuszu! Już wcześniej
mierzyłem się z Voldeczkiem – i byłem całkiem sam, bez ochrony kogokolwiek z
Zakonu. A zapomniałeś, co się stało w zeszłym roku? W Little Hungleton?
Ponieważ ja z pewnością nie.
-
I dlatego nie pójdziesz do Departamentu Tajemnic.
-
Pójdę. Syriuszu, proszę. Tym razem będzie inaczej. To najlepsza możliwość na
zaskoczenie Lorda Wężowa Twarz. Nie możemy jej przegapić. Teraz skończ się o to
wykłócać, Syriuszu, i zwyczajnie to zaakceptuj. Przeżywałem gorsze rzeczy.
-
Black, przestań szczekać i zamknij paszczę – warknął Severus. – Nie masz nic do
powiedzenia w tej sprawie.
-
No pewnie, że nie! Oświadczę, że nie pasujesz na mentora, Snape.
-
Komu? Portretowi twojej matki? Nie możesz złożyć raportu bez zostania
aresztowanym za morderstwo Pettigrew, ponieważ Knot wciąż nie wierzy, że jesteś
niewinny.
-
Z radością bym to zaryzykował, żeby tylko odsunąć od ciebie Harry’ego ty… ty
żałosny…
-
Przestań! – krzyknął Harry, a jego oczy rozbłysły. – To moje życie i ja będę
decydował, co z nim zrobię. I mówię, że pójdę do Ministerstwa i pomogę dorwać
tego szalonego gnojka, który zabił moich rodziców i Cedrica. Pech, że ci się to
nie podoba.
Syriusz
spiorunował go wzrokiem. Potem powiedział:
-
Harry, nie wiesz, co robisz…
-
Wiem, co robię. Gdy byłem Freedomem, nauczyłem się, że czasami trzeba czekać w
ukryciu, nim pokaże się ofiara. Syriuszu, wiem, że nie chcesz, żebym został
ranny, tak samo jak Severus, ale to ryzyko, które musicie podjąć. Teraz moja
kolej.
Syriusz
otworzył ponownie usta, ale Remus wskazał w niego różdżką i syknął zaklęcie
wyciszające.
-
Syriuszu, wystarczy! Naciskaj dalej,
a odepchniesz go od siebie na zawsze, głupi kundlu! – warknął wilkołak.
Syriusz
wskazał wściekle na swoje usta, jego oczy rzucały gromy, a wtedy jego dłoń
ruszyła ku różdżce.
Ale
Molly warknęła szybkie: „Expelliarmus!” i jego różdżka została wyrwana z jego
ręki.
-
Wystarczy, wszyscy! To spotkanie, a nie miejsce na burdy. Zachowujcie się jak
na wiek przystało, na litość Merlina!
Posłała
Syriuszowi, Remusowi, Severusowi i Harry’emu wściekłe spojrzenie, które mogło
rywalizować z najgorszym zerknięciem Severusa.
Skrzywili
się.
Charlie
i Bill wymienili wszystkowiedzące spojrzenia. Dokładnie wiedzieli, jak inni się
czuli, będąc pod ostrzałem tego spojrzenia więcej niż raz.
-
W porządku. Zróbmy to w demokratyczny sposób, jak nasi amerykańscy kuzyni.
Zagłosujemy. Wszyscy napiszcie na pergaminie tak lub nie. Potem dajcie je
Arturowi do podliczenia. Większość wygrywa.
-
Ale… - zaczął Harry.
-
Cicho – nakazał Severus, pisząc szybko na pergaminie. Podsunął go Arturowi.
Kiedy wszyscy zagłosowali, Artur odwrócił się, trzymając duży pergamin, na
którym spisał głosy. Po siedmiu minutach wszystkie zostały podliczone. Artur
odchrząknął.
-
Wygląda na to, że mimo wszystko, Harry pójdzie do Ministerstwa. Tylko dwie
osoby były przeciwko, reszta wszyscy na tak.
Harry
walczył z szerokim uśmiechem. Syriusz opadł na krzesło z zaciętym skrzywieniem
na twarzy. Remus poklepał przyjaciela lekko po ramieniu i wyszeptał coś, ale
grymas Syriusza nie osłabł.
Rozmowa
skierowała się na pytanie, kto potowarzyszy Harry’emu do Ministerstwa, po
oczywistym było, że nie wszyscy z Zakonu mogli iść. I jak się ukryją przed
Voldemortem, gdy już tam będą. W tym celu Severus zasugerował kilka zaklęć
iluzji i ukrywających, w których był ekspertem.
Zdecydowali,
że Moody, Syriusz, Remus, Shacklebolt, Tonks, Charlie, Artur i czwórka innych,
nie licząc Severusa, który zapewnił ich, że będzie pomagać, jeśli zajdzie taka
potrzeba, choć pracując pod przykrywką – wszyscy będą w Sali Przepowiedni wraz
z Harrym. Całe dwanaście osób, jeśli liczyć Severusa.
Reszta
spotkania przebiegała na wyliczaniu możliwych zaklęć, które mogli użyć, by
unieruchomić i oszołomić śmierciożerców, a nawet ich zranić, jeśli zajdzie
potrzeba. Harry pozwolił, by ta rozmowa toczyła się wokół niego, wciąż kipiąc
ze złości na komentarze Syriusza te sprzed spotkania i w trakcie jego trwania.
Rozumiał, że jego ojciec chrzestny chciał go chronić, ale również podejrzewał,
że za naciskami Syriusza, by Harry trzymał się z tyłu, stała nie tylko troska,
ale czysty upór. Severus zgodził się, że Harry powinien iść, więc Syriusz
będzie naciskał na coś przeciwnego, ponieważ niech Merlin im dopomoże, gdyby
się ze sobą w czymś zgodzili.
Czuł
się rozdarty, zmęczony i zirytowany jednocześnie reakcją Syriusza zarówno na
Severusa i jego własne nowe nastawienie oraz niezależność. Spodziewał się, że
Syriusz źle zareaguje na wiadomość, że Severus był mentorem i opiekunem
Harry’ego, biorąc pod uwagę ich przeszłość, ale myślał, że przekona swojego
chrzestnego do słuchania. Nie spodziewał się, że będzie tak okropnie
ograniczony umysłowo i tak skupiony na starych, szkolnych wrogach, że zignoruje
praktycznie wszystko, co Harry powiedział mu o podobieństwach między jego
dzieciństwem z Dursleyami a tym, jak Huncwoci traktowali Severusa. Dla
Harry’ego było to tak równoległe, że aż bolesne, ale Syriusz nigdy nie próbował
tego dostrzec z jego punktu widzenia albo nawet pomyśleć, co oznaczało dla
Harry’ego znoszenie takiego znęcania się przez lata, był jedynie zmartwiony
tym, że Harry „zmieniał się w Ślizgona”, ufał Snape’owi i go lubił. A potem to
ultimatum jego chrzestnego, że Harry nie pójdzie do Ministerstwa było tylko
wisienką na torcie.
Niezły czas sobie wybrałeś na
traktowanie mnie jak małe dziecko, kiedy wcześniej traktowałeś mnie jak
przyjaciela i rzeczywiście słuchałeś, rozmyślał zawstydzony Harry. Muszę porozmawiać z Remusem. On będzie wiedział, jak sprawić, by
Syriusz zrozumiał. Mam nadzieję. Zrozumiał nie tylko tą część o Severusie, ale
też fakt, że nie jestem kopią mojego ojca. Nigdy tego nie zauważyłem, ale jakby
spodziewał się po mnie, że będę zachowywał się jak James, może dlatego, że
wyglądam bardzo jak on, a wspomnienie mojego taty nie dawało mu oszaleć w
Azkabanie. To podobny problem do tego, jaki miał Sev, tylko jakby odwrócony –
Severus wciąż widział mnie jako reprezentanta wszystkich złych cech i rzeczy, które
zrobił mój tata, by go zranić, a Syriusz patrzy na mnie jak na najlepszego
kumpla i oczekuje, że będę się zachowywał tak, jak on by to robił. Tylko że on
zapomina, że nie jestem Jamesem, ale Harrym. Swoją własną osobowością.
Po
spotkaniu spróbuje porozmawiać chwilę z Remusem sam na sam i miał nadzieję, że
wilkołak będzie bardziej wyrozumiały i wklepie nieco rozsądku w Syriusza. Potem
będzie chciał wrócić do zamku, poćwiczyć z workiem treningowym przez piętnaście
minut, żeby wyładować złość, weźmie prysznic i pójdzie spać. Jutro będzie ciężki
dzień – uczenie, uczestniczenie w zajęciach, a potem wieczorne studiowanie z
Severusem i poprawianie papierów.
Harry
nagle skupił się z powrotem na spotkaniu, gdy Moody zapytał:
-
Kiedy nadejdzie czas na nasze małe spotkanie, Severusie?
Snape rozważył to ostrożnie. Nie będzie zbyt
dobrze, jeśli zrobią ruch zbyt szybko, a mając zgromadzone dane wywiadowcze,
wiedział, że mało możliwe jest, by Voldemort ruszył przeciwko Ministerstwu,
póki nie ułoży planu, a jego zwolennicy nie zabezpieczą miejsca. Po drugim
wezwaniu, Czarny Pan rozkaże mu czekać i obserwować, a do tego czasu Severus
wiedział, że będzie on miał uknuty plan.
-
Powiadomię was, Moody. Choć nie spodziewajcie się niczego w ciągu następnych
dwóch tygodni. Wciąż „czyści i porządkuje swój dom”, że tak powiem.
Szacowałbym, że nie będzie niczego próbował aż do końca SUMów. Ostrzegę was,
jeśli plan się zmieni.
Po
tym spotkanie zaczęło się kończyć i kilka członków Zakonu oddaliło się poprzez
sieć Fiuu.
-
Muszę porozmawiać z Lupinem, w porządku? – powiedział cicho Harry Severusowi.
-
Dobrze. Ale niech ci to nie zajmie wieków, bo robi się późno, a ty, w każdym
razie, potrzebujesz odpoczynku. Jutro uczysz, tak?
Harry
skinął głową.
-
To nie zajmie długo. – Potem wyślizgnął się z pokoju, by znaleźć Remusa.
Znalazł
wilkołaka, rozmawiającego cicho z Tonks, która naprawiała upuszczony talerz, a
nie widząc nigdzie Syriusza, podbiegł do nich.
-
Mógłbym z tobą porozmawiać, Remusie? – zapytał, gdy wilkołak wydawał się zakończyć
dyskusję z młodą aurorką, gdy pomachała na dowidzenia, po czym wyszła.
-
Pewnie, Harry. O czym? Choć chyba mogę zgadnąć.
Przenieśli
się do kuchni, a Harry rzucił zaklęcie Muffliatu, po czym powiedział Remusowi o
swojej wersji wydarzeń i swojej sprzeczce z Syriuszem. Nie ominął niczego, ale
zaakcentował Remusowi, że Severus był kimś więcej, niż się wydawał i Harry
zgodził się na bycie jego podopiecznym, że nie był do tego zmuszony.
Remus
słuchał z uwagą, a jego oczy rozbłysły gniewem, gdy Harry opisał, jak z jaką
obojętnością traktowali go Dudley, Petunia i Vernon.
-
Nikczemni, nieczuli mugole! Dlaczego Dumbledore pozwolił im cię wychowywać,
nigdy tego nie zrozumiem.
-
Ja też nie – westchnął Harry. – Proszę, spróbuje sprawić, by Syriusz zrozumiał.
Jest tak oszalały ze złości, że Severus jest moim przyjacielem i opiekunem, że
chyba nie słyszał ani słowa, które do niego powiedziałem.
-
Pewnie nie. Kiedy Syriusz się zdenerwuje, słyszy tylko to, co chce słyszeć. To dlatego czasami trzeba
nałożyć na niego zaklęcie wyciszające. – Remus posłał Harry’emu współczujące
spojrzenie. – Wiem, że to dla ciebie trudne, Harry. Syriusz potrafi być…
czasami irracjonalny, a nigdy nie dogadywał się z Severusem.
-
Remus, on nie musi go lubić, ale na litość Merlina, niech mnie nie potępia za
przyjaźń z nim. Przeszedłem przez to z Ronem, więc nie chcę tego ponownie.
Kocham Syriusza, jest moim ojcem chrzestnym, ale kocham też Seva i nie chcę
czuć się z tego powodu winny, Remus! To niesprawiedliwe. Severus wiele dla mnie
zrobił, więcej niż kiedykolwiek będę w stanie mu się odpłacić i będę przeklęty,
jeśli będę musiał go odrzucić tylko z tego powodu, że Syriusz cierpi na
przypadek Gryfonizmu!
Remus
zachichotał na jego ostatnie słowa, nigdy wcześniej nie słyszał, by ktoś nazywał
to w taki sposób. Po prawdzie Harry był niezwykle wnikliwym młodym mężczyzną.
-
Wiesz, Harry, twoja matka byłaby z ciebie dumna z tego powodu. Zawsze wściekała
się na Jamesa i Syriusza za bycie tak okropnie uprzedzonymi. Jeśli chodzi o
Jamesa, jej lekcje zostały. Jednak Syriusz, chyba wciąż ma z tym problem z
powodu tego, że jego brat, Regulus, stał się zwolennikiem Sam Wiesz Kogo.
-
I uważa, że wszyscy Ślizgoni go zdradzą i odwrócą się od niego? – powiedział
Harry. – Cóż, tak nie jest. Wiem,
Remusie, bo żyłem wśród nich półtora miesiąca i widziałem ich dobre i złe
strony. Przyznaję, byłem wtedy jastrzębiem, ale wciąż to pamiętam. To mnie
zmieniło. Na lepsze. Teraz widzę pewne rzeczy inaczej. Próbowałem wyjaśnić to
Syriuszowi, ale nie chciał mnie słuchać. Chciałbym, żeby zwyczajnie pozwolił
tej sprzeczce się skończyć! Severus zgodził się go tolerować, przynajmniej na
tyle, że będą mogli być razem w pokoju i się nie pozabijać. A on ma więcej
powodów, by nienawidzić Syriusza, niż ktokolwiek inny, biorąc pod uwagę to, co
niemal stało się na jego szóstym roku.
Oczy
Remusa rozszerzyły się.
-
Wiesz o tym?
-
Tak. Wiem o wszystkim, co zrobiliście w szkole. To, o czym nie powiedział mi
Sev, powiedział Hagrid. Nawet zapytałem Syriusza o pewne rzeczy, starając się
dowiedzieć, dlaczego robił takie rzeczy, ale nie potrafił dać mi rozsądnej
odpowiedzi. Może ty potrafisz. Byłeś tam, Remusie. Obserwowałeś to. Dlaczego
tego nie powstrzymałeś?
Wilkołak
potrząsnął głową, a jego oczy miały w swoich głębiach wstyd.
-
Powinienem był to powstrzymać. Wiem to teraz i, do diabła, wiedziałem to też
wtedy. Kiedy zostałeś naszym sumieniem, Harry?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Nie wiem. Nie chciałem być… to po prostu… patrząc wstecz na to, co zrobiliście…
to było… wiele z tych rzeczy było zwyczajnie… złe…
-
Masz rację. Na początku były to tylko niegroźne żarty… praktycznie dowcipy…
Sądziliśmy, że to zabawne, żartowanie z ludzi, zwłaszcza takich jak Severus…
którzy byli samotnikami i niezbyt popularnymi osobami, ponieważ wszyscy się
śmiali, gdy robiliśmy żarty. Byliśmy niedojrzali… bardzo niedojrzali – przyznał
wilkołak. – Ale gdy dorastaliśmy, nie wiem, jak to się stało, ale nagle, nasze
żarty stały się… mniej zabawne i bardziej okrutne… a Severus był coraz częściej
ich celem. Był tym chudym dzieciakiem… z tymi swoimi długimi włosami i tymi
oczami… zamknięty w sobie, z jedyną przyjaciółką, Lily… sarkastyczny i
defensywny… Syriusz i James zerknęli na niego raz i pomyśleli „nieszczera
gnida”… i „mroczny czarodziej”. Ja tylko czułem pewne współczucie w jego
stronę, bo był wyrzutkiem we własnym Domu, aż do swojego piątego roku, gdy
zaczął się trzymać z Averym i Mulciberem. Nie podobało mi się to, co James i
Syriusz mu robili, ale tak naprawdę nigdy niczego nie powiedziałem, bo… bałem
się stracić przyjaciół… Byłem wilkołakiem i miałem szczęście, że miałem
jakichkolwiek przyjaciół… Patrząc w tył, chyba widziałem Severusa i myślałem,
że to mogłem być ja i cieszyłem się, że tak nie jest… więc trzymałem buzię na
kłódkę. Nie jestem z tego dumny, Harry. Skrzywdziłem Snape’a na równi z Jamesem
i Syriuszem, a nie rzuciłem pojedynczego zaklęcia. Ponieważ obserwowałem i nie
zrobiłem nic, a na swój sposób, było to tak samo złe.
-
Nawet po Wrzeszczącej Chacie?
-
Nie. Gdy znów byłem sobą, byłem bardzo zły na Syriusza, za to, co zrobił. Przez
dwa tygodnie z nim nie rozmawiałem. Napisałem przeprosiny do Severusa, ale
nawet nie wiem, czy je przeczytał. Harry, czasami patrzę wstecz na czasy szkoły
i myślę, że mieliśmy czasem naprawdę wiele zabawy, ale to odbijało się na
innych. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy i James wraz z Syriuszem i
Peterem też nie. Peter był przegraną sprawą, ale James ostatecznie zrozumiał,
że się mylił, w większości dzięki twojej matce. Ale Syriusz… w pewien sposób
znów utknął mając szesnaście lat. To może być wina Azkabanu albo może to
zwyczajnie jego osobowość. Nie wiem. Ale on naprawdę o ciebie dba, Harry i
sądzę, że częścią jego problemu jest to, że jest zazdrosny.
-
Zazdrosny o co?
-
O to, że Severus może dać ci to, czego on nie może. To dziecinne, wiem, ale to
tak naprawdę go zżera. Tak myślę. Porozmawiam z nim za ciebie, zobaczę, czy
mogę wtłuc nieco rozsądku do jego upartej głowy, w porządku? Zmieni stanie,
Harry.
Harry
miał wątpliwości, ale nie powiedział tego. Poczeka i zobaczy.
-
Dzięki, Remus. Muszę iść. Mam nadzieję, ze wkrótce zobaczymy się ponownie,
przed pójściem do Ministerstwa. – Wstał, przytulił lekko wilkołaka, po czym
wyszedł z kuchni, odnajdując Severusa, czekającego na niego w jadalni z
książką.
-
Chodź, Harry. Już prawie cisza nocna. – Wepchnął książkę do wewnętrznej
kieszeni swoich szat, ale Harry był w stanie dostrzec tytuł. Znajdowanie Wewnętrznego Animaga.
Brwi
Harry’ego uniosły się. Severus studiował animagię? To coś nowego. Ale nim mógł
o cokolwiek zapytać, Severus przeniósł się przez Fiuu z powrotem do swoich
kwater. Harry chwycił szczyptę proszku Fiuu i rzucił go, mamrocząc pod nosem
hasło, po czym mówiąc:
-
Kwatery Snape’a w Hogwarcie.
Potem
wszedł w płomienie i podążył za Severusem do domu.
Severus
powiedział bardzo niewiele, gdy przybyli do szkoły, poza zapytaniem, czy Harry
potrzebuje krótkiej walki, by stłumić nieco ze swojej irytacji.
-
Tak. Ale dzisiaj zwyczajnie poćwiczę z workiem – odpowiedział.
Jednak
Severus mu potowarzyszył na wypadek, gdyby chciał porozmawiać o spotkaniu,
Blacku lub Lupinie.
Ale
Harry pozostał cicho w tych tematach, uderzając worek wielokrotnie i nie mówiąc
ani słowa.
Severus
pozwolił mu na to. Porozmawiają, jak będzie gotowy, a przynajmniej wyładowywał
swoją frustrację na worku, zamiast trzymać ją w sobie. Mógł powiedzieć, że to,
co Syriusz powiedział jego podopiecznemu, zdenerwowało go całkowicie, a przez
to sam był ponownie zły na głupiego kundla. Nie wiedział, że lepiej nie
naskakiwać na kogoś w taki sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę burzliwy stan
emocjonalny Harry’ego? Harry nie spodziewał się, że jego ojciec chrzestny
zareaguje tak żarliwie, bo w przeciwieństwie do swoich kłótni z Severusem przed
zostaniem jego chowańcem, Syriusz nigdy wcześniej nie objawił wrogości względem
chłopca. To zszokowało i zdenerwowało młodego animaga, zwłaszcza, że szanował
Syriusza, jako dorosłego z autorytetem. Ale teraz Black rozerwał to wyobrażenie
na kawałki, zachowując się tak dziecinnie, pomyślał Severus z prychnięciem. Jak
już, Harry zachowywał się o wiele doroślej.
Następnym razem niech kundel
się lepiej kontroluje, bo w innym wypadku ja go opanuję. Nie pozwolę, by Harry
był zdenerwowany tym idiotą, bez względu na wszystko, pomyślał ponuro Mistrz
Eliksirów.
Harry
zakończył ćwiczenia, pożegnał się z Severusem, poszedł pod prysznic i do
spania, wyczerpany wieczornymi dramatami.
Remus
znalazł Syriusza w biurze Oriona albo przynajmniej kiedyś było to jego biuro,
zanim umarł. Wilkołak podejrzewał, że teraz to biuro Syriusza, ponieważ
odziedziczył ten dom, ale Remus wciąż myślał o tym, jako o schronieniu pana
Blacka, gdzie przychodził, by uciec od przemów swojej żony, pił brandy i grał
okazjonalnie w szachy z Syriuszem i swoimi przyjaciółmi. Remus lubił Oriona,
uznawał go za cichego i dowcipnego, i często się zastanawiał, dlaczego w ogóle
poślubił sztywną, nigdy nie zadowoloną harpię czystej krwi, Walburgę. Może małżeństwo
było zaangażowane, jak to zwykle bywało w tradycyjnych magicznych rodzinach. To
małżeństwo nie było szczęśliwym i prawdopodobnie dlatego Syriusz uciekł i
chciał zamieszkać z Jamesem w wieku szesnastu lat.
W
tym momencie, Syriusz miał ten sam wyraz oczy, jakby chciał uciec, ale był
niepewny, gdzie iść, przez co był naburmuszony, zły i zraniony. Trzymał
kryształową szklankę Świetnej Brandy Ogdena w ręce i siedział, popijając ją
powoli i patrząc ponuro w płomienie ognia w kominku.
-
Zamierzasz bezsensownie się upić czy chcesz o tym porozmawiać? – zapytał Remus
z karcącą nutką w głosie.
-
Odejdź, Lupin.
-
Dlaczego? Żebyś mógł zatonąć w smutku, zamiast się z nim zmierzyć?
-
Poszli?
-
Kto?
-
Nietoperz z lochów i jego… protegowany – burknął mężczyzna.
-
Chodzi ci o twojego chrześniaka? –
zapytał otwarcie Remus, podchodząc, by usiąść na czerwono-złotym krześle obok
biurka z liliowym brokatem, na którym Syriusz miał stopy. Jego matka miałaby napad złości, gdyby żyła i to zobaczyła,
pomyślał z ironicznym półuśmiechem.
-
On nie jest moim chrześniakiem – wymamrotał Syriusz, biorąc kolejny łyk złotego
płynu.
-
Oczywiście, że jest, Syri! Przestań być śmieszny.
Syriusz
odłożył szklankę ze stukotem i spiorunował najlepszego przyjaciela wzrokiem.
-
Dotrzymuje towarzystwa królowi żmij ze Slytherinu, Luniek! Na cholerny tyłek
Merlina!
Remus
stłumił chichot.
-
Co jest w tym zabawnego?
-
Ty. Zachowujesz się jakbyś znów miał szesnaście lat i się boczysz, i dąsasz, bo
Harry znalazł sobie nowego przyjaciela.
-
Nie dąsam się. Jestem… zdenerwowany. Ponieważ jego przyjaciel
jest całkowicie nieodpowiedni!
-
Nieodpowiedni? W jaki sposób?
-
Jest Ślizgonem, jest tłustym dupkiem, nienawidził Jamesa, jest byłym
śmierciożercą, jest tchórzliwym zdrajcą i nie ma poczucia humoru – a dodatkowo
nienawidzi Gryfonów. To czyni go ostatnią
osobą, z którą Harry powinien się przyjaźnić, a tym bardziej być jego mentorem,
a już w ogóle, by pozwolił mu być jego opiekunem. A jednak stał tam bezczelnie
i mówił mi, że Snape jest jego mentorem! Jakby to było coś wspaniałego i
spodziewał się, że mu pogratuluję.
Remus
tylko potrząsnął głową z niedowierzaniem.
-
Wiesz, nigdy nie sądziłem, że to powiem, Łapo, ale… przypominasz mi swoją
matkę.
-
Ja… co? – wypluł Syriusz, niemal krztusząc się drinkiem. – Lunatyku, co ty piłeś? Przypominam ci moją matkę? Kobietę dyskryminującą ludzi z
„brudną krwią”, która namiętnie nienawidziła cholernych Gryfonów i swojego
własnego syna? Która, do dnia dzisiejszego, wciąż wykrzykuje obelgi, gdy tylko
ją mijam?
-
Właśnie tą.
-
Lupin, ty cholerny draniu! Nie jestem
w ogóle podobny do tej suki! W ogóle!
-
Nie? Pomyśl o tym, co właśni mi powiedziałeś, Syriuszu Blacku. Nie przypominało
ci to ani trochę sposobu, w jaki twoja matka kiedyś krzyczała do ciebie za
przyjaźnienie się ze mną i Jamesem? Jak mi mówiłeś, jak cię atakowała za
sprowadzanie do domu tak nieodpowiednich kretynów z pochodzenia, którzy ledwie
byli lepsi od charłaków.
-
Tak, i co? Co z tym?
-
Ty twierdzisz, że Severus jest nieodpowiedni, by być opiekunem Harry’ego,
bazując na tym, kim jest i na jego przeszłości. Czy to nie stronnicze?
-
To Snape, Lunatyku! Co więcej chcesz wiedzieć?
Teraz
to Remus spiorunował Syriusza wzrokiem.
-
Wiem o tym, durniu! Ale może Snape,
które ty kiedyś znałeś i Snape, którego Harry zna, nie są tą samą osobą.
-
Co?
-
Chodzi mi o to, że może się zmienił!
Kiedy Harry wcześniej z tobą rozmawiał i mówił ci o tym, dlaczego pozwolił
Severusowi zostać jego mentorem, słyszałeś w ogóle choć jedno jego słowo? O
tym, jak Snape o niego dba i mu pomógł. Dzieciak był na skraju mentalnego
załamania, a Severus go z niego wyrwał. Niemal został wyrzucony z pracy, żeby
bronić Harry’ego przed Umbridge. Dwukrotnie ocalił Harry’emu życie. Czy to brzmi
dla ciebie jak nieodpowiedni opiekun? Jak ktoś, kto nie dba o dobro swojego
podopiecznego?
Syriusz
skrzywił się.
-
Nie, ale…
-
Ale co? To ci nie wystarczy? – zapytał ostro Remus. – Może Snape powinien
zaoferować się jako ofiarę dla cholernego Czarnego Pana, by udowodnić, że naprawdę ma w sercu najlepszy interes
Harry’ego?
-
Na początek.
-
Och, na litość Merlina, Syriuszu! Przestań być takim ignorantem! – warknął
wilkołak. – Dlaczego nie przyznasz, co naprawdę ci doskwiera?
-
A może mi powiesz, uzdrowicielu Lupin?
-
Jasne. Jesteś zazdrosny. Zazdrosny, że Harry znalazł kogoś, poza tobą, którego
kocha.
-
Harry nie kocha Snape’a! Nie może! –
krzyknął Syriusz, a przerażenie wykrzywiło jego rysy.
-
Dlaczego nie? To wydaje mi się perfekcyjnie logiczne. Severus opiekuje się nim
od miesięcy, pomaga mu zmierzyć się ze swoimi strachami. Dlaczego Harry nie
miałby czuć się wdzięczny i kochać go za to?
-
Ponieważ nie potrzebuje tego tłustego drania, kiedy ma mnie!
-
Ach. No i mam rację. Jesteś zazdrosny. Tak, Harry ma ciebie, ale nie byłeś dla
niego dostępny, a Severus był.
-
I z tego powodu odebrał mi mojego chrześniaka!
-
Syriuszu, posłuchaj się. Zachowujesz się tak, jakby Harry był ulubioną miotłą
albo zwierzątkiem, które Severus ci odebrał. Ale tak nie jest. On jest osobą,
ma swój własny umysł, swoje pomysły i powinieneś to szanować. Ma swoje prawo,
by wybierać sobie, kto jest dla niego odpowiednim lub nieodpowiednim
przyjacielem. Ma piętnaście lat, Syriuszu, nie pięć. Pamiętasz, jaki byłeś w
tym wieku? Jak bardzo nie znosiłeś, jak matka mówiła ci, z kim się zadawać albo
jak się zachowywać?
-
Tak.
-
Cóż, powiedziałeś Harry’emu dokładnie to samo. A on ci się kazał odwalić,
prawda?
-
Mały bezczelny bachor!
-
Ale miał racje. Możesz być jego chrzestnym, Syri, ale nie masz tej władzy. Nie
sądzę, by nawet Snape miał tą władzę, bez względu na to, czy jest mentorem i
opiekunem. – Remus odchrząknął, po czym kontynuował. – Rozmawialiśmy sobie
nieco na dole i Harry sprawił, że pomyślałem o wielu rzeczach, o których nie
myślałem od dłuższego czasu. Jak na przykład to, jak tyranizowaliśmy Severusa i
jak stało się to naszym nawykiem, bardzo złym nawykiem, a było to coś co
powinniśmy zaprzestać lub nauczyciele powinni nas powstrzymać, ale nikt tego
nie zrobił, a wtedy incydent z Wrzeszczącej Chaty wyrwał się spod kontroli. To
dziwne, ale od wielu lat miałem to gdzieś z tyłu głowy, a jednak nigdy naprawdę
nie myślałem, jak złe to było, póki Harry ponownie mi tego nie wytknął.
Powiedział, że łobuz zapomina, jak wiele razy kogoś skrzywdził, ale ofiara
nigdy nie zapomina.
-
Smarkerus i tak by nigdy nie zapomniał, bo ma pamięć jak słoń.
-
Ale Harry może się z tym utożsamić, Syriuszu. Ponieważ też był ofiarą swojego
kuzyna, ciotki i wuja – przypomniał Remus.
Syriusz
obnażył zęby, a jego ciemne oczy rozbłysły stłumioną wściekłością.
-
Ci cholerni Mugole. Ktoś powinien tam pójść i nieźle ich przekląć! Żeby
traktować w taki sposób mojego chrześniaka!
-
To interesujące, Syriuszu. Ponieważ, jak Harry mi przypomniał, my
zachowywaliśmy się tak samo w stosunku do Severusa, jak ci cholerni mugole
traktowali Harry’ego. Więc może ktoś powinien przyjść i nas też przekląć, hymm?
Syriusz
zamrugał. Wyraźnie nigdy nie rozważał swojego zachowania w takim świetle.
-
Ale, Lunatyku… to co innego.
-
Tak? A może zwyczajnie próbujesz to usprawiedliwić? Syriuszu, tej nowy we
Wrzeszczącej Chacie, posunąłeś się za daleko. Niemal go zabiłeś. I mnie też. Ty
to wiesz i ja to wiem. James też to wiedział i to dlatego wkroczył, nim Severus
stanął ze mną twarzą w twarz, i nim ja go ugryzłem lub zabiłem. Mój najlepszy
przyjaciel niemal zmienił mnie w morderczą bestię.
-
To był żart.
-
Niezbyt zabawny. Był okropny, okrutny i nie jestem zaskoczony, że Snape cię
nienawidzi i ci nie wybaczy. Nigdy nie dałeś mu ku temu powodu.
-
Nie potrzebuję jego wybaczenia!
-
Ale powinieneś go przeprosić, Syriuszu. Albo przynajmniej spróbować go
tolerować. Dla Harry’ego.
Syriusz
zacisnął zęby.
-
Harry nigdy nie powinien był wybrać Ślizgona na opiekuna.
-
W tym momencie to wątpliwe stwierdzenie. Wiesz, Harry zadał mi dzisiaj dobre
pytanie. Zapytał mnie, dlaczego nie możemy pozwolić zakończyć tą sprzeczkę? Myślałem
o tym dzisiaj. I moją odpowiedzią jest, że możemy
to zakończyć… póki będziemy skłonni przyznać się do naszych błędów i przeprosić
tych, których potraktowaliśmy niesprawiedliwie, żeby ruszyć do przodu.
-
Idź przodem i przepraszaj nietoperza, jeśli chcesz, Lunatyku – zaczął Syriusz.
-
Ale ty nie? Syriuszu, ty zakuty łbie! Kiedy przestaniesz zachowywać się jak
dzieciak? Masz trzydzieści pięć lat! Zauważyłem coś dzisiaj na temat Harry’ego…
bardzo dorósł, od kiedy widziałem go w wakacje. I sądzę, że wiele z tego jest
zasługą Snape’a. W końcu znalazł kogoś, kto najlepiej go rozumie i komu może
ufać. I nauczył się, jak podejmować własne decyzje i żyć z konsekwencjami –
powiedział cicho Remus. – Nie sądzisz, że to najwyższy czas również dorosnąć,
mój przyjacielu?
Syriusz
nie odpowiedział, siedząc i patrząc w szklankę na wpół dokończonej brandy.
Remus
westchnął i poklepał Syriusza po ramieniu.
-
Pomyśl o tym, dobra? I pamiętaj, serce Harry’ego jest dość duże dla was obu.
Więc nie bój się dzielić, Syriuszu. Mimo wszystko, moja mama kiedyś mówiła –
dostajesz to, co dajesz.
-
Humph! Kocham mojego chrześniaka, a on daje mi tylko kłopoty!
-
Ach, cóż, jest nastolatkiem. Oni tak mają. Pomyśl o tym, Łapo.
Wilkołak
opuścił biuro, zeszedł po schodach, by zrobić sobie coś do picia i po czytaną
książkę. Nie ufał, by Stworek cokolwiek mu przynosił, chyba że Syriusz mu to
rozkaże. Miał nadzieję, że jego mała rozmowa sprawi, że Syriusz przestanie
reagować jak rozemocjonowany nastolatek i zacznie myśleć o tym, co zrobił,
zarówno w przeszłości, jak i w teraźniejszości, oraz że pożałować swoich
czynów. Animag był dobrym człowiekiem, nawet jeśli upartym, kłótliwym i
impulsywnym. I miał również nieco arogancji Blacków, choć nigdy by tego nie
przyznał. To sprawiało, że Syriusz miał taki problem z przepraszaniem, bo to by
oznaczało, że się mylił, a Blackowie nienawidzili mylić się w żadnej sprawie.
Mimo
wszystko, można było mieć tylko nadzieję, rozmyślał Remus, nalewając sobie
szklankę schłodzonego likieru z owoców leśnych i wypijając ją. Zrobił wszystko,
co mógł, kafel był teraz w rękach Syriusza i od niego zależało, czy zapunktuje.
Remus miał co do tego szczerą nadzieję.
Z
powrotem w biurze, Syriusz dopił resztę brandy ze szklanki, po czym napełnił
sobie kolejną. Ale potem tylko siedział z drinkiem w ręce, patrząc w ogień i
przypominając sobie to, co Remus i Harry mu powiedzieli i po raz pierwszy
naprawdę rozmyślał o tym, co zrobił tamtej nocy sprzed lat. Zawsze był dumny z
faktu, że nie był podobny do swojej aroganckiej rodziny czystej krwi, po tym
jak został przydzielony do Gryffindoru, a nie Slytherinu. Ale teraz… pierwszy
raz zastanawiał się, czy Remus miał rację i był bardziej podobny do rodziny,
niż kiedykolwiek sądził?
Niemal dwa tygodnie później:
Jak
na ironię, Harry właśnie skończył pisanie egzaminu z obrony przed czarną magią,
gdy otrzymał sowę od Syriusza, żądającego, by przybył na Grimmauld Place, że
chce porozmawiać z nim i Severusem. Serce Harry’ego zaczęło walić. Nie miał
wiadomości od Syriusza, od tamtego wieczora na spotkaniu Zakonu i obawiał się,
że Remus poległ w przekonywaniu Syriusza, by zakończył to uprzedzenie i zaakceptował
wybór Harry’ego, co do swojego opiekuna. Ale teraz może… przebiegł całą drogę
do prywatnego laboratorium Severusa, gdzie wiedział, że jego mentor warzył
porcję eliksiru leczącego rany dla skrzydła szpitalnego, jak robił na koniec
semestru każdego lata.
-
Severusie, dostałeś list od… - zaczął Harry.
-
Blacka? Tak, dostałem. – Severus uniósł wzrok znad eliksiru, który mieszał. –
Ty również, jak zakładam?
Harry
machnął nim.
-
Sowa przybyła tuż po tym, jak skończyłem mój egzamin.
-
Jak sądzisz, jak poszedł ci egzamin?
-
Chyba dobrze. Wiesz, że obrona jest moim ulubionym przedmiotem – powiedział
Harry pewnie. – Dziś po południu mam praktyczną część SUMów. Zastanawiałem się,
czy mógłbyś nieco ze mną powtórzyć, jeśli masz na to czas.
-
Tak, niemal skończyłem warzenie. Masz trzy godziny między egzaminami, więc
powinniśmy mieć wiele czasu na powtórkę.
-
Dobrze. Co z Syriuszem? Zamierzasz iść się z nim zobaczyć?
-
Ja… jeszcze nie zdecydowałem – powiedział szczerze Severus.
-
Sądzę, że powinieneś iść przynajmniej zobaczyć, co ma do powiedzenia –
powiedział Harry. – Może zmienił zdanie.
-
Jakie to wielkoduszne z jego strony – prychnął jego mentor. Potem nieco
złagodniał. – Czy to naprawdę tyle dla ciebie znaczy, pisklaku?
Harry
napotkał jego spojrzenie.
-
Tak, Sev. Nie chcę się czuć tak, jakbym wchodził do strefy wojny za każdym
razem, gdy jesteście gdzieś razem. Chcę tylko… żebyście się obaj… tolerowali.
-
Bardzo dobrze. Zobaczę, co k-Black ma do powiedzenia. A jeśli wyciągnie
różdżkę, tylko go rozbroję – zgodził się niechętnie Severus. – Nigdy nie będę w
stanie nazwać go przyjacielem, ale będę z nim pracował, by sprowadzić na dno
Jego Mroczność.
-
Mi to wystarczy – powiedział Harry, posyłając swojemu mentorowi niewielki
uśmiech. – Potrzebujesz pomocy, żeby to tu skończyć.
-
Właściwie to tak, praktykancie. Idź i zamieszaj w kociołku numer sześć dziesięć
razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
- Tak jest – powiedział jego praktykant i przeszedł tam,
gdzie nakazał mu mentor. Modlił się tylko, by na Grimmauld Place wszystko
poszło dobrze. Był bardziej zmartwiony tym niż swoimi SUM-ami z OPCM-u.
Po powtórzeniu niektórych z bardziej podstawowych zaklęć
defensywnych z Severusem, Harry czuł się o wiele pewniej i poszedł na egzamin
bez motylków grożących staniem się ważkami oraz opuszczeniem w sposób gwałtowny
jego żołądka.
Ku jego zaskoczeniu,
jego egzaminatorem był członek Zakonu, Kingsley Shacklebolt.
- Bardzo dobrze, panie Potter, zobaczymy, co pan wie o
obronie? – zapytał wielki, czarnoskóry czarodziej.
- Tak jest. – Wyciągnął różdżkę.
Kingsley wypalił zaklęcie żądlące, ale Harry odparł je
zaklęciem tarczy.
- Dobra reakcja, panie Potter. Ale co, jeśli zrobię tak? –
Shacklebolt wskazał w niego różdżką i rzucił zaklęcie wiążące.
Ale Harry, rozpoznając to zaklęcie, szybko wypalił:
- Expelliarmus!
Różdżka Shacklebolta została wyrwana z jego uścisku. Oczy
dużego aurora zamigotały, gdy powiedział:
- Wspaniale, panie Potter. Pełna ocena. Ostatnie pytanie,
panie Potter. Co by pan zrobił, gdybym rzucił mordercze zaklęcie?
Harry zastanowił się przez chwilę, nim odpowiedział:
- Uciekałbym i miał nadzieję, że mnie pan nie złapie, proszę
pana.
Kingsley zachichotał.
- Bardzo dobre rozwiązanie. Kiedy mierzymy się z
przytłaczającymi przeciwieństwami, najmądrzejszym rozwiązaniem jest
strategiczny odwrót. Zobaczymy, co zapamiętałeś, gdy spotkamy się ponownie w
Ministerstwie.
- Dobrze, proszę pana.
- Świetna robota! Pana egzamin jest zakończony, panie
Potter.
Harry opuścił pomieszczenie czując się ze sobą bardzo dobrze
i zobaczył, że Ron i Hermiona czekają na niego.
- No, kumplu, jak ci poszło? – zapytał Ron.
- Dobrze. Jestem pewny, że zdałem. A wy?
- Chyba dobrze sobie poradziłem. Przynajmniej nie zostałem
oszołomiony jak Neville.
- Co takiego?
- Kiedy Shacklebolt rzucił na niego zaklęcie wiążące,
Neville dał się złapać, upadł, uderzył głową i zemdlał – wyjaśniła Hermiona. –
Kingsley musiał go cucić. Biedny Neville! On zawsze ma takiego pecha.
- Tak. Posłuchajcie, muszę iść. Mam się spotkać z profesorem
Snapem i pójdziemy na Grimmauld Place, by porozmawiać z Wąchaczem.
Oczy Rona i Hermiony rozszerzyły się.
- Mówisz, że Snape i on będą razem w tym samym
pomieszczeniu? – zaskrzeczał Ron.
- No, tak, ponieważ Wąchacz chce z nim porozmawiać.
- Uch, Harry? – powiedziała cicho Hermiona. – Na twoim
miejscu zabrałbym ze sobą linę.
- Linę?
- Tak. Żeby oddzielić ich od siebie, zanim się pozabijają.
Harry wyszczerzył się.
- Hermiono, oni nie będą walczyć.
- Kto tak mówi? Oni są jak kot i pies. Są naturalnymi
wrogami – dodał Ron.
- Powodzenia, Harry – stwierdziła Hermiona. – Chyba będziesz
tego potrzebował.
- Dzięki. Ale miejmy nadzieję, że się mylicie.
- Jeśli nie, z pewnością poślemy kwiaty na pogrzeb –
zażartował Ron.
Harry wolał tego nie słyszeć, choć część jego zastanawiała
się tylko, do czyjego pogrzebu odnosił się Ron.
Syriusz był bliski przechadzania się przed kominkiem, gdy
pokój rozświetliła zieleń i do środka wszedł raczej zabrudzony Harry Potter.
Harry otrzepał się i posłał Syriuszowi zmieszane spojrzenie.
- Ja, uch, naprawdę nigdy nie przepadałem za proszkiem Fiuu.
Nie ćwiczyłem wiele w domu. – Wyszedł z paleniska, by Severus mógł przejść.
- Ten fakt będziemy musieli rozwiązać w wakacje – powiedział
jego mentor, przechodząc z gracją, niczym kot biegający między kroplami deszczu,
w jakiś sposób będąc w stanie unikać wszystkich, poza kilkoma drobinami sadzy,
w przeciwieństwie do jego praktykanta, który wyszedł z kominka wyglądając jak
kocmołuch.
Przez moment Syriusz krzywił się na odniesienie, że Harry
zostanie ze Snapem na wakacje. Jak dzieciak mógł chcieć zostać z tym wrednym nietoperzem z lochów? Przestań! Obiecałeś Remusowi zachowywać się
w sposób… cywilizowany, skarcił się animag. Wziął głęboki oddech, usiłując
wyglądać swobodnie, jakby każdego dnia zapraszał do domu swojego chrześniaka i
najgorszego rywala.
Wyciągnął dłonie z kieszeni spodni i wskazał na kanapę za
sobą.
- Usiądźcie, jeśli nie macie nic przeciwko.
Harry zajął miejsce, ale Snape pozostał na stojąco.
Syriusz zaczął się jeżyć, myśląc, że Snape odmawia jego
gościnności, ale wtedy zobaczył sposób, w jaki profesor stał – ostrożnie, jakby
spodziewał się ataku. Nie ufa mi. W
porządku, też bym mu nie ufał na jego miejscu.
Otworzył usta, ale zanim mógł wypowiedzieć słowo, Snape
przemówił, a jego słowa były krótkie i szorstkie.
- Dlaczego nas tu wezwałeś, Black? Zakładam, że nie na
herbatę i ciastka.
- Nie. Ja… eee… myślałem nieco… o tym, o czym rozmawialiśmy
ostatnim razem, Harry – zaczął niezręcznie Syriusz, czując się, jakby jego
język nagle spuchł o dwa rozmiary. Cholera, to będzie o wiele trudniejsze, niż
myślał. Skierował spojrzenie na piętnastolatka, czując, że on będzie bardziej
otwarty z tej dwójki.
Harry, ku jego zaskoczeniu, zerknął na niego z rezerwą.
- I? – powiedział tylko.
Nie ułatwiasz
mi tego, dzieciaku. Cholera to wszystko, nienawidzę przepraszać! W porządku,
może po prostu miejmy to już z głowy? – skarcił się mentalnie. Odchrząknął, po czym powiedział:
- I… zdałem sobie sprawę… byłem dla ciebie niesprawiedliwy,
Harry. Miałeś rację… Porównywałem cię do Jamesa i spodziewałem się, że będziesz
taki, jak on… i zdenerwowałem się, gdy nie zgodziłeś się ze mną w sprawie…
twojego profesora. – Doszło zza niego ledwie skryte prychnięcie i Syriusz
zesztywniał. Nie denerwuj się, Snape,
później będzie twoja kolej. Odgarnął kosmyk włosów z oczu i kontynuował: –
Wiele myślałem o tym, co powiedziałeś… i ja… przepraszam, że straciłem nad sobą
panowanie i powiedziałem, że twój ojciec by się ciebie wstydził. To nie prawda.
Wstydziłby się mnie, że zachowałem się jak idiota, próbując ci mówić, co masz
robić. Jesteś wystarczająco duży, by podjąć własną decyzję w sprawie tego, z
kim chcesz… mieszkać. I czyim być praktykantem. I jeśli chcesz mieć Snape’a za
mentora, ja… pogodzę się z tym.
- Dobrze. Ponieważ to się nie zmieni, Syriuszu – powiedział
spokojnie Harry. – Dzięki za zrozumienie.
- Tak. – Syriusz wziął kolejny oddech. Mimo że to było
trudne, czuł teraz, że pozbył się ciężaru z piersi. Może te całe przeprosiny
nie były tak przereklamowane, jak sądził. – I ja… chcę tylko, żebyś wiedział,
Harry, że w każdym momencie jesteś tu mile widziany. Nie potrzebujesz
zaproszenia.
- Wiem – powiedział jego chrześniak i posłał mu lekki
uśmiech. – Może któregoś dnia przyjmę twoją ofertę. – Potem wzrok chłopca
stwardniał. – Ale jeszcze jedna rzecz, Syriuszu. Tym razem, wybaczę ci to, co
powiedziałeś o mnie i Severusie. Ale zaatakuj mnie ponownie, a zniknę równie
szybko, jak to. – Pstryknął palcami dla efektu. – Chciałbym spędzić z tobą
więcej czasu, ale nie, jeśli będziesz wieszać psy na moim opiekunie i traktował
mnie jak pięciolatka. Zawrzyjmy ugodę, że pewnych tematów nie będziemy
poruszać. Mogą ci się nie podobać moje decyzje, ale naucz się z nimi radzić.
Zgoda?
- Zgoda. – Syriusz czuł ulgę, że Harry był chętny do
niewielkiego kompromisu i że wybaczył mu jego wybuch. W większości. Potem
odwrócił się do Severusa. – Wezwałem cię tu po coś więcej, niż byś słuchał, jak
przepraszam Harry’ego. Ja… też ci jestem winny przeprosiny, Snape.
- Tylko nie utop się w swoich wyrzutach sumienia, Black –
wycedził sarkastycznie Severus, nie będąc w stanie się powstrzymać.
Syriusz zesztywniał.
- Posłuchaj, Snape… to nie jest dla mnie łatwe…
- Mi to mówisz. Nie jest mi łatwo stać tu i nie rzucić na ciebie
klątw, by rozerwały cię na kawałki, jednak jakoś sobie radzę.
- Cholernie wspaniale, ty… - Syriusz urwał w połowie zdania.
– Może zwyczajnie zamkniesz swoje cholerne usta i pozwolisz mi przeprosić, co?
Nigdy cię nie lubiłem, Snape, a to uczucie było odwzajemnione. Ale nigdy nie
powinienem robić ci tego, co ci zrobiłem. Zachowywałem się nieodpowiednio,
traktowałem cię gorzej niż śmiecia, ponieważ byłeś Ślizgonem i bez żadnego
innego powodu. To było złe. Nie powinienem zwabić cię do Wrzeszczącej Chaty, to
było głupie, niedojrzałe, nieodpowiedzialne i naprawdę nie mam w tej kwestii
wymówki. To nigdy nie powinno się wydarzyć i… przepraszam. Wybaczysz mi?
Severus walczył ze sobą, by się nie gapić. Kiedy Black go tu
wezwał, spodziewał się, że animag przeprosi swojego chrześniaka, jako że Black
naprawdę troszczył się o Harry’ego i prawdopodobnie czuł się źle, że rozstali
się w tak kwaśnej sytuacji. Ale to… przeproszenie jego było… co najmniej niespodziewane.
Jawnie szokujące, jeśli miał być całkiem szczery. Ale to nie był sen. Black
rzeczywiście powiedział, że się mylił i przeprasza.
Severus spojrzał prosto w oczy drugiego czarodzieja,
starając się dostrzec, czy Black naprawdę jest szczery w tym, co powiedział,
czy zwyczajnie robił przedstawienie, żeby wrócić w łaski Harry’ego. Ale Syriusz
nie odwrócił wzroku, patrząc mu prosto w oczy. Nie kłamał. To nie był żaden
trik. Ha! W końcu Huncwot rzeczywiście
czuje skruchę z powodu Ślizgona. To cholerny cud. Jego usta zacisnęły się,
gdy rozważał pytanie Blacka. Czy mógł pozwolić sobie na wybaczenie Syriuszowi?
Temu, który był jego głównym dręczycielem, mężczyźnie, który uczynił jego życie
szkolne piekłem, który niemal sprawił, że zginął?
Przez lata było w nim wiele cierpienia i bólu z powodu
stojącego przed nim mężczyzny – jego, Pottera, Pettigrew i nawet Lupina. Miał
zwyczajnie zapomnieć, że to w ogóle się stało? Nie. Nigdy nie zapomnę. Zapomnienie zwolniłoby ich z odpowiedzialności.
Ale… co się stało, to się nie odstanie. Nie możesz zmienić przeszłości,
Severusie. I nie dobrze również się w niej pławić. Przesunął spojrzenie,
zerkając na Harry’ego, który posyłał mu pełne nadziei spojrzenie. Do diabła, pisklaku, nie patrz TAK na mnie.
Te oczy… są tak podobne do oczu twojej matki… nigdy jej niczego nie mogłem
odmówić… dokładnie tak jak… jej synowi. Cholera, Snape, gdzie twój kręgosłup?
Jak możesz być efektywnym opiekunem, kiedy jedno jego spojrzenie potrafi
zmienić cię w sentymentalną kałużę breji? Zgodziłem się tolerować drania, nigdy
nie zgodziłem się mu wybaczyć. Zielone oczy napotkały obsydianowe. Ach… Merlinie, dopomóż mi! Nie mogę
uwierzyć, że to robię. Jestem szalony, tracę ikrę, muszę być zaangażowany…
Harry, Kuźwa, przestań patrzeć tak
na mnie ! Dobra! Cokolwiek, żeby zetrzeć to żałosne spojrzenie z swojej twarzy.
Pożałuję tego, zwyczajnie to wiem…
- Ostatnią rzeczą, na jaką zasługujesz, Black, jest moje
wybaczenie. Jednakże, niezgoda jest złym czynnikiem wśród sprzymierzeńców i
dlatego… zaakceptuję twoje przeprosiny. To więcej niż oczekiwałem – powiedział
Severus poprzez zaciśnięte zęby. – Ale zanim to zrobię, muszę zrobić to.
Nim Harry mógł zaprotestować, a Syriusz się poruszyć,
Severus uniósł pięść i błyskawicznie uderzył Syriusza w twarz. Zadał cios w
ostatniej chwili, więc nie zabił, ale rozległo się ostre trzaśnięcie pękniętej
chrząstki, a Syriusz sapnął, krzyknął, upadając w tył na podłogę bez godności.
Przyłożył dłoń do twarzy, do tryskającego krwią nosa i krzyknął:
- Chyba złamałeś mi nos, Snape!
- Zgadza się. Teraz
mogę ci wybaczyć. Ale nigdy nie zapomnę. Rozumiem, że ty też nie. Będę cię
tolerował dla mojego praktykanta, ale tylko dlatego.
- Severusie! – krzyknął Harry. – Powiedziałeś, że go nie
skrzywdzisz. – Podał Syriuszowi chusteczkę, by mógł powstrzymać krwawienie.
- Powiedziałem, że go nie przeklnę – poprawił profesor. –
Nigdy nie powiedziałem nic o prawym sierpowym prosto w nos. Na który zasłużył
sobie dziesięciokrotnie. – Skrzywił się na byłego dręczyciela bez współczucia.
– Gdybym naprawdę był śmierciożercą, którym mnie nazwałeś, złamałbym o wiele więcej
niż tylko nos, Black. Podziękuj chrześniakowi za tą małą litość. – Odwrócił się
do Harry’ego. – Kiedy skończysz mu pomagać, spotkaj się ze mną w moich
kwaterach i zrobimy powtórkę na następny egzamin.
Potem odwrócił się, jego czarny płaszcz załopotał,
wymamrotał hasło i zafiukał z powrotem do swoich kwater, zostawiając Harry’ego,
by zajął się Syriuszem, który przeklinał kolorowo, gdy Harry pochylił jego
głowę i przycisnął, by zatrzymać krwawienie.
- Przestań się ruszać! Pogarszasz sprawę – nakazał Harry.
- To boli, do cholery! – warknął Syriusz. – Następnym razem
jak zobaczę tego cholernego drania, oderwę mu ręce.
- Zasługiwałeś na to.
- Och, zamknij się, Harry.
Harry wykonał polecenie, chwilę później wyczarował szmatkę
wypełnioną lodem i przyłożył ją do nosa Syriusza.
Choć nie chciał tego przyznawać, Harry miał rację. Miał
szczęście, że Snape nie złamał również jego szczęki. Facet miał lepszą kontrolę
nad sobą niż uznawał. Albo może zwyczajnie chciał uczynić dobry przykład dla
swojego podopiecznego.
Harry zdołał złagodzić większość bólu i opuchlizny lodem, a
potem uleczył nos szybkim zaklęciem leczącym kości, tym samym, które Lockhart
próbował rzucić na jego drugim roku i okropnie w tym poległ. Harry nauczył się
tego zaklęcia od Severusa i żałował, że wtedy go nie znał.
- I jak?
- O wiele lepiej. Masz talent do zaklęć leczniczych. Jak
twoja mama. Była najlepsza na roku. A twój tata był asem w transmutacji. To on
nauczył Petera i mnie, jak znajdować swoją animagiczną formę, żebyśmy mogli
chodzić z Lunatykiem podczas pełni księżyca.
- Jak mogliście wypuszczać go z Chaty? Z tego, co mi
powiedział, był oszalały, póki się nie najadł.
- Cóż, twój tata zmuszał go, żeby go gonił do lasu, ja byłem
za nimi, a Glizdogon jechał na moich plecach, a gdy byliśmy w lesie, Lunatyk
zwykle znajdował sobie coś do polowania, a go zjadł, uspokajał się i nieco nas
rozpoznawał, na tyle, żeby nas nie zaatakować, czy ugryźć. Wtedy ganialiśmy się
albo biegali po Hogsmeade i straszyli wszystkie niegrzeczne dzieci, które wciąż
nie były w łóżkach i przypadkowo wyglądały przez okno.
- Syriuszu… to jest… całkowicie szalone! Wszyscy mogliście
zginąć.
- Nie myśleliśmy o tym. My… myśleliśmy tylko, jak zabawne
jest bieganie po ciszy nocnej, przemienieni, to było jak pęd… Teraz patrząc wstecz,
sądzę, że byliśmy całkiem tępi. I gdybyśmy zostali złapani, piekielnie byśmy za
to zapłacili. Ale nigdy tak się nie stało.
- Mieliście takie szczęście, że to nawet nie zabawne. A
Severus sądzi, że ja i moi
przyjaciele jesteśmy źli – prychnął Harry.
- No nie wiem, dzieciaku. Walczenie z mrocznym czarodziejem
i bazyliszkiem wydaje mi się całkiem ryzykowne.
- Prawda, ale Syriuszu, musiałem walczyć albo oni zabiliby
mnie i innych ludzi. To była samoobrona. Nie zrobiłem tego dla hecy. Severus
mówi, że w ogóle nie powinienem być zmuszony tego robić, ale teraz to już nie
ma znaczenia.
- Cóż, gdy pójdziemy do Ministerstwa, dzieciaku, trzymaj
głowę nisko, gdy zacznie się walka, słyszysz? Nie rób nic głupiego, ponieważ
jeśli zostaniesz zabity, Harry Jamesie Potterze, Snape i ja przejdziemy przez
zasłonę śmierci i przetrzepiemy ci twój godny pożałowania tyłek. Łapiesz? –
Syriusz pomachał palcem przed jego twarzą.
- Nic mi nie będzie, Syriuszu. Robisz z igły widły.
- Czy odzywasz się w taki sposób do Snape’a?
- Jak?
- Jak bezczelny bachor?
- Umm… czasami.
- Chodź tu! – burknął kpiąco Syriusz i nim Harry mógł się
poruszyć, pociągnął młodszego czarodzieja do, przytrzymując go za kark i
łaskocząc go, póki chłopak nie zaczął błagać o litość. – No, to powinno cię
nauczyć, by szanować swojego ojca chrzestnego.
Harry zachichotał, po czym wykręcił się z uścisku.
- To było okrutne. Nawet mnie nie ostrzegłeś. Prawie się
zmoczyłem.
Syriusz roześmiał się.
- W miłości i wojnie wszystko wolno, dzieciaku – Poklepał
Harry’ego po plecach. – Uważaj na siebie, Harry. Mówię serio.
- Będę. I ty też. Pilnuj się.
- Zawsze. – Zerknął na zegarek. – Chyba lepiej, jak wrócisz
do szkoły, zanim Snape rozerwie cię na strzępy za spóźnienie. Wkrótce się
zobaczymy, za jakieś trzy dni, bo to wtedy Snape myśli, że Lord Wężowa Morda
wykona ruch. – Przytulił krótko Harry’ego, po czym puścił go, jakby był
zawstydzony okazywaniem tylu emocji.
- Do zobaczenia, Syriuszu. – Harry pomachał mu, po czym
przeniósł się przez Fiuu z powrotem do szkoły.
Ale nawet mistrz szpiegów nie jest w stanie przewidzieć
dokładnie nadchodzących wydarzeń i działań szalonego czarodzieja. Z powodów
znanych tylko samemu Voldemortowi, postanowił do Departamentu Tajemnic wysłać
niektórych z wewnętrznego kręgu dzień wcześniej, niż przewidziano. Pierwszym,
który się o tym dowiedział, był Harry, gdy poczuł rozdzierający ból głowy
podczas swoich SUMów z historii magii.
Niemal spadł z krzesła, był tak okropny. Hermiona pierwsza
to zauważyła i poinformowała osobę nadzorującą egzamin, którą była profesor
Vector.
- Pani profesor, Harry chyba ma migrenę.
Vector zerknęła na Harry’ego, który był w odcieniu bieli
zabarwionej zielenią, co wyglądało okropnie niezdrowo.
- Skrzydło szpitalne, Potter. Panno Granger, proszę go
odprowadzić. Potem niech pani wróci i dokończy egzamin.
- Och, ale ja już skończyłam – powiedziała cicho Hermiona. –
Chodź, Harry. Możesz iść?
Pomogła Harry’emu wstać, który zdołał wyjść przez drzwi, po
czym osunął się na ścianę. Jego oczy były mocno zaciśnięte, choć nie z powodu bólu.
W jego głowie pojawiła się wizja. Nagle jego oczy otworzyły się gwałtownie.
- Śmierciożercy w Ministerstwie! – wykrzyknął.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem. Hermiono, wezwij profesora Snape’a! Pospiesz
się!
- Snape’a, dlaczego nie McGonagall?
- Po prostu to zrób! Sprowadź go tu, powiedz, że potrzebuję
eliksiru na migrenę i to, co powiedziałem. Biegnij! – Chwycił pulsującą głowę w
dłonie, plamy tańczyły przed jego oczami, ale kiedy je zamykał, mógł widzieć, w
zupełnie żywych kolorach, śmierciożerców stojących przed Voldemortem i to, jak
polecił im zinfiltrować Ministerstwo.
- Przepowiednia! Musze
ją mieć teraz! Oczyśćcie mi drogę, moi lojalni. Podążę za wami, gdy tylko
zabezpieczycie teren. A teraz… ruszajcie!
Połączenie oczekiwania i sadystycznej radości jednocześnie
napełniło Harry’ego i jęknął z bólu, gdy przeszył on jego gałki oczne. Próbował
oczyścić umysł, skomląc, gdy ból narastał. Z pewnością tym razem jego głowa
wybuchnie.
Poczuł, jak się kołysze, po czym upada, ale złapała go para
znajomych ramion.
- Spokojnie. Uderzenie głową o kamienną podłogę nie pomoże
na migrenę – zauważył sucho Severus, pociągając Harry’ego do siebie i ostrożnie
opuszczając chłopca do pozycji siedzącej.
- Ach… chyba będę wymiotował… - ostrzegł Harry.
A potem rzeczywiście, ku jego upokorzeniu, zwymiotował na
całą podłogę.
Silne ręce przytrzymały go, póki spazmy nie minęły. Potem
poczuł, jak układany jest na czymś miękkim, lecz silnym i fiolka została
dociśnięta do jego ust.
- Przełknij.
- Nie…
- Przełknij. W tym momencie, Harry.
Znał ten głos. Severus. Posłuchał i przełknął eliksir o
smaku mięty.
Gdy tylko spłynął do jego żołądka, poczuł się znacznie
lepiej. Powoli otworzył oczy. Światło było zbyt jasne, raniło go, więc szybko
zamknął je z powrotem. Do jego ust została przyłożona druga fiolka.
- Teraz ten. Otwórz.
Wykonał polecenie i rozpoznał, że to lek na silne bóle
głowy.
Gdy go wypił, mógł otworzyć oczy i to zrobił. Opierał się o
ramię Severusa, a Severus trzymał go… na kolanach… zdał sobie sprawę z
rumieńcem wstydu. Ale kiedy zaczął się poruszać, Severus zacieśnił swoje
ramiona i powiedział surowo:
- Pan tu zostaje, panie Potter, póki eliksir przeciwbólowy
nie zacznie całkowicie działać. Proszę. Wypij jeszcze eliksir przeciwwymiotny.
Harry próbował protestować, że już go nie potrzebuje, ale
Severus był niewzruszony. Niechętnie wypił eliksir.
- Severusie, czy Hermiona ci powiedziała, co widziałem?
Wysyła śmierciożerców do Ministerstwa, żeby zabezpieczyli Departament Tajemnic,
by mógł wziąć przepowiednię. Musimy go powstrzymać!
- Uspokój się. Jesteś pewny tego, co widziałeś?
- Tak! Ale musimy się spieszyć!
- W porządku. Wierzę ci. To połączenie z Jego Mrocznością
czasem potrafi być użyteczne. – Spojrzał na swojego podopiecznego, który był
blady i spocony, jego włosy zmierzwione, a zielone oczy błyszczały ponagleniem
i zakłopotaniem. – Dasz radę nam towarzyszyć?
- Oczywiście. Czuję się już o wiele lepiej. Wybacz, że… ich…
wszystko zarzygałem.
- Spodziewałem się tego po migrenie. Nie masz za co
przepraszać – zapewnił Severus, machając różdżką i oczyszczając bałagan, po
czym pomógł Harry’emu podnieść się na nogi. – Chodź. Użyjemy kominka w biurze
dyrektora, by skontaktować się z tymi, którzy mieli towarzyszyć nam w
Ministerstwie. Czas ma istotne znaczenie.
Potem, trzymając łagodnie dłoń na plecach Harry’ego, Severus
poprowadził go na klatkę schodową do biura. Rozpoczynał się ich plan
przechytrzenia Czarnego Pana.