Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 20 września 2019

CP - Rozdział 22 - Mierząc się z opinią publiczną



Harry, Ron i Hermiona nie powiedzieli słowa o wywiadzie od momentu wkroczenia na ziemię Hogwartu. Syriusz i Remus nalegali, by trzymać sprawę w tajemnicy, ponieważ nie mieli pojęcia, czy Rita Skeeter dotrzyma słowa. Nikt poza ich piątką, która była obecna przy wywiadzie, nie wiedział nic o jego istnieniu. Harry nie wiedział, czy mądrze trzymać w tajemnicy coś takiego przed profesorem Dumbledorem, ale ufał Syriuszowi i Remusowi na tyle, by nie kwestionować ich decyzji.
Ku jego zaskoczeniu, Rita dotrzymała słowa, wysyłając Syriuszowi kopię artykułu we wtorek wraz z listek od redaktora naczelnego „Proroka Codziennego”, w którym prosił o potwierdzenie autentyczności historii. Wciąż czując się niepewnie z tą sytuacją, Remus pozwolił sobie odwiedzić redaktora osobiście, by dostarczyć mu artykuł z kilkoma drobnymi zmianami, które poczynili Syriusz i Remus, żeby Harry nie został przedstawiony jako bezbronne dziecko, którym Rita Skeeter próbowała go uczynić.
Harry naprawdę nie miał czasu myśleć o tym, co Syriusz i Remus robili, ponieważ w sobotę miał mecz Quidditcha przeciwko Puchonom. Angelina nalegała na cowieczorne treningi, co stawiało Harry’ego w nieco trudnym położeniu z lekcjami oklumencji. Profesor Snape nie był początkowo zadowolony, słysząc, że Harry musi odłożyć oklumencję dla Quidditcha, twierdząc, że Harry nie bierze lekcji poważnie. Harry mógł tylko pozwolić mężczyźnie na tyradę. Sądził, że poprawiał swoje zdolności, ponieważ naprawdę nie miał bólów blizny od czasu ucieczki z Azkabanu i sny o Departamencie Tajemnic zniknęły. Wciąż miał problem z wypchnięciem Snape’a z umysłu, gdy jego obrona poległa, ale było coraz lepiej.
Pod nieobecność Harry’ego, Remus przejął nauczanie członków Rady materiału, którego potrzebowali na sobotnie spotkanie. Harry musiał przyznać, że czuł się, jakby kogoś zawodził. Nawet z obecnością Remusa, Harry wciąż czuł się dla Rady jak obserwator i tym samym byli jego obowiązkiem. Tak, Quidditch był nim również, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że GD i Oklumencja powinny być ważniejsze, niż mecz.
To nie pierwszy raz, gdy Harry wątpił w swoje miejsce w drużynie Quidditcha. Kochał grać w Quidditcha. Oferowało to jakiegoś rodzaju ulgę, która z niczym innym nie mogła się równać. Wszystkie zmartwienia zdawały się wzlatywać tak daleko w powietrze, wracając z pełną mocą dopiero, gdy wylądował. Harry musiał przyznać, że poza tymi wszystkimi obowiązkami, Quidditch wydawał się być ostatni w jego umyśle, sprawiając, że zastanawiał się, czy był sprawiedliwy względem drużyny. Wszyscy inni byli tak oddani, podczas gdy on starał się znaleźć możliwy sposób, by rozsądnie podzielić czas.
Decyzja „Proroka Codziennego” była ujawniona w piątkowy poranek, gdy wiele sów wleciało do Wielkiej Sali, gdy wszyscy jedli. Harry z desperacją próbował dokończyć pracę domową, której nie zrobił w nocy, więc nie był świadom tego, co się dzieje, póki kilka osób w pobliżu nie wypluło nagle swojego soku dyniowego. Unosząc wzrok, Harry zobaczył, jak Hermiona odwija swoją zrolowaną gazetę z szerokim uśmiechem na twarzy. Odwróciła gazetę i pokazała nagłówek:
EKSKLUZYWNE WYDANIE PROROKA CODZIENNEGO!
HARRY POTTER UJAWNIA PRAWDĘ!
SAMI WIECIE KTO POWRÓCIŁ
A MINISTER KNOT O TYM WIEDZIAŁ!
Harry chwycił gazetę od Hermiony i szybko przejrzał artykuł, by upewnić się, że wszystko było tak, jak powiedział Ricie. Kilka sapnięć odbijających się echem po sali oraz nagłe przerwanie rozmów sprawiło, że wszyscy stłoczyli się wokół tych, którzy mieli egzemplarz. Linijka za linijką Harry przeglądał artykuł, starając się znaleźć jakiś ślad, że Rita nie dotrzymała słowa. Jednak zrobiła to. Nie znalazł żadnych wymysłów. Wszystko w artykule było dokładnie tak, jak powiedział, w tym imiona obecnych śmierciożerców.
Oddawszy gazetę, Harry wrócił do pracy domowej, podczas gdy w Wielkiej Sali rozległy się szepty. Nie ośmielił się spojrzeć na stół Ślizgonów albo prezydialny. Wiedział, jaka będzie reakcja. Profesor Snape będzie wściekły, profesor Dumbledore zwyczajnie spojrzy na niego z uśmiechem, a jego oczy będą błyszczeć, profesor McGonagall będzie trzymała to dla siebie, ponieważ nie chciała wyglądać na stronniczą, Syriusz i Remus już jasno wyrazili swoje zdanie, a pozostali nauczyciele podążą za profesorem Dumbledorem.
- To wspaniałe, Harry! – powiedziała z podekscytowaniem Hermiona. – Nie tylko wydrukowali prawdę, ale również „Prorok Codzienny” stoi za tobą murem!
Harry spojrzał na Hermionę zaskoczony. Skąd ona wytrzasnęła taki pomysł?
- O czym ty mówisz? – zapytał. – Wydrukowali artykuł, ale to nie oznacza…
- Nie czytałeś notki redaktora, prawda? – przerwała mu Hermiona, po czym spojrzała z powrotem na gazetę. – Ta historia została potwierdzona przez źródła zewnętrzne. „Prorok Codzienny” całkowicie stoi murem za Harrym Potterem i przeprasza za wszystkie krzywdzące artykuły, które opublikowaliśmy w poprzednich miesiącach odnośnie dyrektora Albusa Dumbledore’a. Z powodu ostatnich wydarzeń, „Prorok Codzienny” wierzy, że Ministerstwo Magii nie ma na uwadze obaw czarodziejskiego świata i będziemy pracować nad tym, by raportować całą prawdę społeczności.
Harry mógł tylko zamrugać, gdy jego umysł próbował przyswoić to, co właśnie przeczytała mu Hermiona. „Prorok Codzienny” naprawdę zwrócił się przeciwko Knotowi? Nigdy nie sądził, że to się stanie.
- Cóż, to zaskakujące – powiedział spokojnie. – Chyba możemy mieć tylko nadzieję, że teraz Knot zostanie odwołany ze stanowiska.
- Eee… nie patrz teraz, ale kilku Ślizgonów patrzy na ciebie, jakby cię chciało przekląć, Harry – ostrzegł Ron. – Może powinniśmy wyjść, zanim coś się stanie?
- I uczynić się jeszcze lepszym celem? – odparował Harry. – Pamiętasz, kiedy Malfoy się ze mną skonfrontował? Byłem sam. Podejdzie do mnie, kiedy będzie w stanie mnie pokonać, bez względu na to, czy potrzebuje swoich podwładnych, żeby zrobili to za niego, czy nie.
Ron i Hermiona spojrzeli na siebie, po czym przenieśli spojrzenia z powrotem na Harry’ego.
- Podejrzewam, że to jest jakieś spojrzenie na tą sprawę – powiedziała ostrożnie Hermiona. – Muszę przyznać, że ostatnio Malfoy był dość cicho… cóż, od meczu Quidditcha. Może w końcu się czegoś nauczył.
Harry i Ron parsknęli na ten komentarz. To z pewnością nie miało się wydarzyć wkrótce. To prawda, że Malfoy nie sprawiał tak wielkiego zamieszania, jak normalnie, ale nie był też do końca modelem ucznia. Nie zawahał się wykorzystać przewagi z każdej możliwości, jaką miał, by przekląć niczego niespodziewającego się Gryfona, ale potrafił to robić w tak dyskretny sposób, że nikt tak naprawdę nie potrafił udowodnić, że rzeczywiście rzucił zaklęcie, poza sprawdzeniem jego różdżki, której Malfoy chętnie by nie oddał.
- Przynajmniej nie mamy dzisiaj eliksirów – powiedział z wdzięcznością Ron. – Możecie sobie wyobrazić, jak okropny byłby Snape?
Harry musiał się skrzywić. Nie pomyślał o tym. Profesor Snape miał rolę do odegrania i Harry to akceptował. Problemem było to, że nienawiść Snape’a do rodziny Potter tylko czyniła tą rolę bardziej przekonującą. Od kiedy Harry został odebrany swoim krewnym, między nimi było coś, co mógłby nazwać tylko jako milcząca zgoda. Profesor Snape akceptował to, że życie Harry’ego nie było niczym przechadzka w parku, a Harry akceptował to, że Snape zawsze będzie Snapem. To zrozumienie pozwalało Harry’emy trzymać głowę nisko podczas swoich lekcji oklumencji.
Sądzę, że będzie – powiedział Harry szczerze. – To nie minie w ciągu jednego dnia. Pamiętasz zeszły rok, gdy moje imię cały czas pojawiało się w gazetach? Jedyną różnicą jest to, że tym razem jestem winny tego, o co zwykle mnie oskarża: wykorzystywania mojej sławy do własnych celów. – Ron i Hermiona poruszyli się, by zaoponować. – Nie zamierzam temu zaprzeczać. Rita chciała historii, a ja wykorzystałem sytuację, by opowiedzieć historię.
Gdy zaczął zbliżać się czas zajęć, uczniowie zaczęli wychodzić, co pozwoliło Harry’emu, Ronowi i Hermionie jakoś wmieszać się w tłum. Uczniowie z Gryffindoru, Hufflepuffu i Ravenclawu nie potrafili ukryć swojego zdumienia i współczucia. Artykuł raczej bez ogródek mówił o przerażających rzeczach, z którymi Harry zmierzył się tamtej nocy. Uczniowie wiedzieli teraz, z czym zmierzył się Cedric, nim umarł, przez co Dom Hufflepuff czuł się bardzo dumny. Ślizgoni wydawali się rozdarci. Wielu było wyraźnie wściekłych, ponieważ ich rodzice zostali wspomniani w artykule, ale inni, zwłaszcza ci z młodszych roczników, wydawali się nie wiedzieć, jak się zachować.
Dzień minął niepokojąco powoli, przy czym Harry próbował unikać Ślizgonów i całej kadry. Wyglądało to tak, że gdziekolwiek Harry się odwrócił był nauczyciel, który próbował skupić na sobie jego uwagę, co mogło oznaczać tylko jedno, co jego opiekunowie potwierdzili, gdy złapał ich tuż przed kolacją. Profesor Dumbledore chciał z nim porozmawiać. Harry nawet nie wiedział, dlaczego był tak niechętny do rozmowy z dyrektorem. Pewnie dlatego, że widział, co ten zamierza powiedzieć.
- Harry, mój chłopcze, mimo że pochwalam to, co zrobiłeś, muszę nalegać, byś powstrzymał się przed kolejnymi wywiadami bez rozmowy ze mną w pierwszej kolejności. Nie jest twoim obowiązkiem być rzecznikiem Zakonu. Wierzę, że rozmawialiśmy już o tym, że zadaniem Zakonu jest bronienie ciebie, nie na odwrót.
Po wymamrotaniu hasła, które podał mu Syriusz, Harry wszedł do biura profesora Dumbledore’a i zapukał do drzwi, które otworzyły się sekundę później, ukazując uśmiechającego się Dumbledore’a. Dyrektor odsunął się na bok i skinął na Harry’ego, żeby wszedł do środka. Mając za niedługo trening Quidditcha, Harry nie mógł marnować czasu, więc zajął miejsce przed biurkiem profesora Dumbledore’a.
- Unikałeś mnie, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, zamykając drzwi i podchodząc do biurka, za którym usiadł. – Mam nadzieję, że umiesz mi powiedzieć, dlaczego.
Harry popatrzył na Dumbledore’a z uniesioną brwią. To było nienormalnie otwarte stwierdzenie, zwłaszcza w odniesieniu do dyrektora, który żył po to, by mówić zagadkami.
- Nie byłem świadom, że chce się pan ze mną zobaczyć, aż do niedawna – powiedział szczerze. – Jestem pewny, że wie pan, jak ostatnio byłem zajęty.
Uśmiech profesora Dumbledore’a osłabł nieco.
- Tak, profesor Snape wspomniał coś o tym, że masz na głowie zbyt wiele rzeczy – powiedział zaniepokojonym tonem. – Wspomniał też, że ma wątpliwości, że masz dobrze uszeregowane priorytety. – Harry poruszył się, by zaprotestować. – Spokojnie, mój drogi chłopcze. Rozumiem, że masz zobowiązania, które pojawiły się przed rozpoczęciem lekcji oklumencji. Uważam, że profesor Snape wciąż jest nieco urażony tematem Quidditcha. Drużyna Ślizgonów wciąż ma trudności ze swoimi dwoma osobami na zastępstwo.
Odchylając na krześle, profesor Dumbledore patrzył przez moment na Harry’ego, po czym westchnął.
- Rozmawiałem z twoimi opiekunami – powiedział w końcu. – Wyjaśnili wszystko odnośnie artykułu, Harry. Jednak musze poradzić ci, byś w przyszłości nie podejmował się takich działań bez uprzedniej rozmowy z dorosłym. Jeśli wszystko dobrze zrozumiałem, Remus spędził sporo czasu w siedzibie „Proroka Codziennego”, by upewnić się, że Rita nie złamie obietnicy.
Harry skinął głową, spuszczając wzrok na podłogę. Jedynie słyszał o wizycie Remusa w biurze redaktora naczelnego, ale ta nowina go nie zaskoczyła. Od samego początku Remus niechętnie chciał zaufać Ricie Skeeter odnośnie artykułu.
- Tak, proszę pana – powiedział cicho Harry. Co innego miał powiedzieć?
- To nie reprymenda, Harry – powiedział łagodnie profesor Dumbledore i poczekał, aż Harry uniesie wzrok. – Nie potrafię wyrazić, jak jestem z ciebie dumny. Wiem, że rozmowa z Ritą Skeeter o tym, co się stało, nie mogła być łatwa. Remus i Syriusz wspomnieli, że dyskutowali z tobą o tym, jak ważne jest trzymać w sekrecie twoje wybuchy. Rozumiem, że wybuchy wyraźnie stały się rzadsze, ale wciąż musimy być ostrożni. Ufam, że Oklumencja na ciebie działa?
Harry skinął głową.
- Moja blizna wciąż od czasu do czasu pobolewa, ale to nic w porównaniu do tego, jak było – powiedział. – Wygląda to tak, jakby z jakiegoś powodu Voldemort o mnie zwyczajnie zapomniał.
Dumbledore zdawał się zmarszczyć brwi na ten komentarz.
- Wątpię, że tak jest, Harry – powiedział. – Z tego, co mówią mi moje źródła, Voldemort ma na twoim punkcie coraz większą obsesję, ponieważ zdołałeś zniwelować jego kontrolę nad Nagini. Możliwe, że jest świadom tego, co twoi opiekunowie powiedzieli ci podczas ferii świątecznych. Na razie zwyczajnie bądź ostrożny, Harry. Jeśli zobaczysz lub poczujesz coś, co mogłoby pochodzić od Voldemorta, proszę, powiadom nas. – Kiedy Harry ponownie skinął głową, profesor Dumbledore uśmiechnął się. – Bardzo dobrze, możesz iść.
Harry pożegnał się i pospieszył na kolację. Nie mógł nic poradzić, ale czuł się zdezorientowany tym, dlaczego profesor Dumbledore tak nalegał, by z nim porozmawiać. Czy mężczyzna naprawdę wierzył, że Harry zacznie teraz rozdawać wywiady? Nie! To była decyzja podyktowana momentem, by pomóc roznieść wiadomość, nic więcej. Wchodząc do Wielkiej Sali, Harry nie mógł nie myśleć, że to był tylko wywiad ze strony profesora Dumbledore’a. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, czy Syriusz i Remus powiedzieli Dumbledore’owi cokolwiek więcej. Wiedział, że jego opiekunowie nie do końca ufają Dumbledore’owi przez to wszystko, co się stało. To był cały powód, dlaczego obaj tu byli. Nie wierzyli, że Dumbledore zapewni ich podopiecznemu bezpieczeństwo.
^^^
Następnego ranka Harry, wraz z resztą drużyny Quidditcha, wyszedł z łóżka wcześnie. Potrzebowali dzisiejszej wygranej, by przejąć prowadzenie w pucharze Quidditcha. Ponieważ Slytherin stracił dwójkę graczy, nie byli uważani za wielkie zagrożenie. Dla Ślizgonów było dziwne, że nie byli wśród faworytów, ponieważ byli nimi tak długo. Zamiast tego do pokonania mieli Gryfonów i Krukonów. Puchoni mieli nowego szukającego, trzecioklasistę, o którym nikt tak naprawdę nie wiedział wiele, ale wszyscy przyznali, że nie był Cedrikiem Diggorym. Nikt nie mógł nim być.
Zanim Harry się zorientował, był już w szatni, przebierając się w szaty do Quidditcha. Naprawdę zaczynał odczuwać napięcie, związane z dodatkowymi zajęciami pozalekcyjnymi i szybko skoncentrował się na oczyszczaniu umysłu z wszelkiego nadmiaru myśli. Miał nadzieję, że jak najszybciej złapie znicza, by mieć czas na przygotowanie się na dzisiejsze spotkanie GD, przed uporaniem się z pracą domową i oklumencją. Oczyść umysł! Nie myśl o tym teraz!
Wchodząc na boisko, Harry niemal został zdmuchnięty przez ryk tłumu przywiedziony chłodnym wietrzykiem lutowego poranka. Spojrzał na masę ludzi bez twarzy, która z niecierpliwością oczekiwała na rozpoczęcie meczu. Jego ostatni mecz wydawał się być wieki temu. Zasiadając na miotłę, Harry czekał na gwizdek, po czym wystartował, natychmiastowo szukając znicza. W ciągu zaledwie minuty szukający Puchonów do niego dołączył. Chłopak był dość mały jak na trzecioklasistę, brązowe włosy otaczały jego twarzy i ukrywały oczy. Harry skinął mu grzecznie, po czym wrócił do zadania.
Niedługo potem tłuczki nadleciały z lewej i prawej, zmuszając Harry’ego do ostrego zanurkowania, podczas gdy szukający Puchonów wzleciał do góry, a każdy tłuczek podążył za jednym z nich. Unikając ścigających Gryffindoru, którzy przelatywali obok, Harry został uratowany przez Freda, który uderzył tłuczek w kierunku George’a, pozwalając mu wybić go z powrotem w górę i posłać w kierunku bramki Puchonów. Zerknął na wyniki i zobaczył, że było już pięćdziesiąt do dziesięciu na korzyść Gryfonów. Miejmy nadzieję, że Ron nie przyjął tego jednego straconego gola bardzo źle.
Skanując powietrze i boisko, Harry próbował zlokalizować jakiś ślad złotego znicza. Zauważył, że szukający Puchonów go naśladuje, przelatując w stronę słupków Gryfonów. Nie minęło wiele czasu, aż ponownie nie wszedł w drogę nadlatującemu tłuczkowi, który zmusił go do uniku w prawo i odleceniu w kierunku bliźniaków. Gdy już miał zanurkować, Harry dostrzegł błysk złota i szybko zmienił kierunek, odlatując najszybciej, jak potrafił.  Był teraz przed trybunami Ślizgonów. Sięgnąwszy, Harry niemal złapał znicza, gdy ten odleciał nagle w górę, zmuszając Harry’ego do podążenia za nim. Był świadom, że ma za sobą tłuczka, który go ścigał. Dociskając Błyskawicę do jej limitów, Harry próbował dosięgnąć znicza i jak najbardziej zwiększyć dystans między sobą a tłuczkiem.
Znicz skręcił w lewo, a Harry podążył za nim wraz z tłuczkiem. Czując większą frustrację z powodu upartej piłki, Harry zdecydował zaryzykować. Podciągnął nogi tak, że praktycznie kucał na miotle. Gdy złapał równowagę, Harry nagle zwolnił, po czym wyskoczył do przodu, okręcając się w skulonej pozycji, a tłuczek przeleciał pod nim.
Cisza zaległa w tłumie, gdy Harry wylądował na miotle i ponownie wystartował za zniczem. Szukający Puchonów wykorzystał wyczyn Harry’ego i już prawie sięgał znicza. Nie tracąc czasu, Harry dopadł do szukającego z przeciwnej drużyny, a znicz zanurkował. Obaj szukający podążyli za nim, a Harry nieco gwałtowniej, co dało mu przewagę. Jego przewaga szybko rosła. Zmiotka Puchona nie mogła się równać z Błyskawicą.
Czas zdawał się zwolnić, gdy Harry popędził w kierunku ziemi, ryk powietrza wyciszył wszystkie odgłosy tłumu. Był teraz w swoim żywiole, działając instynktownie, czego nigdy nie był w stanie wytłumaczyć. Tym właśnie było dla niego latanie. Czymś tak naturalnym i uwalniającym, co tak rzadko ostatnio czuł. Zostało pięćdziesiąt stóp, nim uderzy w ziemię… trzydzieści… dwadzieścia… dziesięć…
Wyciągnąwszy rękę, Harry owinął palce wokół znicza i szybko podciągnął Błyskawicę w górę, ledwie unikając ziemi. Wzleciał w górę, unosząc znicz, żeby wszyscy mogli go zobaczyć. Rozległy się wiwaty oraz gwizdek, kończący grę. Gryffindor wygrał 240 do 20. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy niemal został staranowany przez bliźniaków Weasley w chwili, gdy jego nogi dotknęły ziemi. Reszta drużyny dołączyła do bliźniaków sekundę później, wszyscy gratulując mu spektakularnego chwytu. Gryfoni zbiegli na boisko, gratulując drużynie. Gryffindor był na pierwszym miejscu w Pucharze Quidditcha.
Przez moment, wspaniale było znów czuć się jak normalny nastolatek.
^^^
Podczas gdy Gryfoni świętowali w swoim pokoju wspólnym, Harry gorączkowo przygotowywał się na spotkanie GD z Remusem. Zaczynali zajmować się ofensywną stroną pojedynków, co wiązało się z niebezpieczeństwem, jeśli nie podejmą odpowiednich środków bezpieczeństwa. Oczywiście zagrożenie związane było też z obecnością bliźniaków Weasley w pomieszczeniu. Harry nie potrzebował wiele, żeby pojąć materiał, ponieważ wieczorem miał być wraz z Remusem tylko obserwatorem. Nie był on wyjątkowo trudny, ale zaklęcia, których będą uczyli, potrzebowały wiele koncentracji, żeby wykonać je odpowiednio. I po to będą Harry i Remus – żeby pomóc innym się skupić.
Z pomocą Syriusza Harry zdołał dokończyć kilka ze swoich zadań domowych i przejrzeć notatki z oklumencji przed kolacją, po czym spotkał się z Remusem i Radą w Pokoju Życzeń na ostateczne przygotowania przed spotkaniem. Manekiny do pojedynków były postawione pod ścianami, żeby wszyscy mogli na nich ćwiczyć. Póki wszyscy nie nauczą się, jak kontrolować nauczane zaklęcia, zbyt niebezpieczne będzie postawienie ucznia przeciwko ucznia.
To spotkanie GD było z pewnością stresujące i frustrujące. Nikt nie oczekiwał uczenia takich drażliwych tematów w wieczór po meczu Quidditcha. Większość Gryfonów była wciąż rozentuzjazmowana wygraną, podczas gdy Puchoni byli nieco przygnębieni przegraną. Tylko Krukoni nie czuli oddziaływania dzisiejszych wydarzeń i to było widać w ich pracy. Na początku spotkania uczniowie zostali rozdzieleni na dwie grupy: Krukonów, Hermionę i Susan Bones z Hufflepuffu będących w jednej oraz wszystkich innych w drugiej.
Harry, Remus i Cho zajęli się bardziej zaawansowaną grupą, podczas gdy reszta Rady rozdzieliła się wśród drugiej i pracowali nieco wolniej. Gdy uczniowie wszystko pojęli, zostali zostawieni, by Rada mogła pomóc tym, którzy wciąż mieli kłopoty. W końcu, gdy zbliżyła się cisza nocna, musieli odesłać pozostałych uczniów, a członkowie Rady podążyli krótko za nimi. Harry i Remus dokończyli sprzątanie, po czym też wyszli, czując efekty tego bardzo długiego dnia.
Idąc w oszołomieniu do wieży Gryffindoru, Harry szedł koło Remusa, gdy uderzyło w niego dziwne uczucie, sprawiając, że zatrzymał się nagle. Odwrócił się, gdy nagle wypełniło go uczucie strachu i rozpaczy. Podchodząc do najbliższego okna, Harry spojrzał na las. Nie mógł tego wyjaśnić, ale czuł dziwne przyciąganie, niemal potrzebę, żeby tam pójść. Coś jest nie tak. Coś jest bardzo nie tak.
- Harry? – zapytał cicho Remus. – Harry, co jest?
Harry powoli spojrzał przez ramię, a jego twarz była kompletnie pusta. Ten brak emocji był tak upiorny, tak niepodobny do Harry’ego. Wyglądał niemal tak, jakby był kontrolowany przez kogoś lub coś.
- Ona się martwi – powiedział spokojnie. – W lesie jest niebezpieczeństwo. Muszę iść. Potrzeba pomocy. On umiera.
Remus chwycił Harry’ego za ramię, by powstrzymać go od odejścia.
- Harry, co się dzieje? – zapytał natychmiastowo. – Proszę, porozmawiaj ze mną. Jaka ona? Kto umiera?
Harry uwolnił ramię i zszedł po schodach, a Remus podążył za nim. Schody były gotowe i czekały na swoich miejscach, pozwalając Harry’emu natychmiastowo zejść na główne piętro. Harry kontynuował bieg przez Salę Wejściową, w dół po schodach i przez błonia do lasu. Remus ledwie mógł nadążyć. Przebiegli obok chatki Hagrida i do lasu. Harry wydawał się poruszać na pamięć, schylając się, by uniknąć gałęzi i przeskakując nad rzeczami, które leżały na jego drodze. Biegli przez niemal dziesięć minut, aż Harry nie zatrzymał się i upadł na kolana. Było to tak nagłe, że Remus niemal wbiegł w Harry’ego, wpadając w poślizg i zatrzymując się.
Remus ledwie mógł powstrzymać przerażenie na widok przed nim. Na ziemi przed Harrym leżał okropnie pobity centaur, który próbował łapać oddech. Był młody z niemal białymi włosami i ciałem koloru palom ino, które splamione było krwią. Rany otwarcie krwawiły, mówiąc Remusowi, że atak był niedawno. Nie trudno było ustalić, skąd pochodził ten atak. Centaury rzadko angażowały się w sprawy, które ich nie dotyczyły.
Harry sięgnął i łagodnie dotknął twarzy centaura. Oczy stworzenia otworzyły się, ujawniając zdumiewające i wypełnione bólem niebieskie tęczówki.
- Harry Potterze – powiedział słabo centaur. – M-musisz odejść. Tu nie jest… bezpiecznie… Mars jasno płonie… zwłaszcza dzisiaj… w lesie…
Remus złapał Harry’ego za ramię.
- Harry, musimy sprowadzić pomoc – powiedział ponaglająco. – Chodź. Po drodze możemy powiedzieć Hagridowi…
- Nie zostawię go – powiedział Harry stanowczo, nie spuszczając wzroku z centaura. – Idź. Nic mi nie będzie, obiecuję. – Remus poruszył się, by zaprotestować. – Nie martw się o swojego szczeniaka, Remusie Lupin. Nie jest sam. Będzie chroniony, ale ty musisz się spieszyć. – Remus przez chwilę patrzył na Harry’ego w szoku, po czym odbiegł jak najszybciej mogły go ponieść nogi. Gdy mężczyzna zniknął, Harry skupił całą uwagę na centaura. – Firenzo, nie umrzesz dzisiejszego wieczora. Jesteś szlachetnym stworzeniem mojego lasu. Będę cię chronić, jak zawsze.
Firenzo popatrzył na Harry’ego rozszerzonymi oczami.
- Wybrałeś – sapnął.
Harry skinął głową, przenosząc ręce nad zranione ciało Firenza.
- Tak – powiedział. – Zamknij oczy, mój przyjacielu. Obawiam się, że to zaboli. Przepraszam, ale tak musi być.
Firenzo posłuchał, a Harry również zamknął oczy. Zaczął się pojawiać słaby wietrzyk, gdy Harry’ego wypełnił napływ mocy, sprawiający, że sapnął. Czuł, że jego ciało jakby zaczęło płonąć, a jego ręce zaczęły się trząść. Słyszał, jak Firenzo skomli, wiedział, że centaur próbuje powstrzymać krzyki. W końcu było to dla niego zbyt wiele i zaczął wrzeszczeć z bólu. Minął zaledwie moment, gdy wszystko się skończyło.
Opuszczając ręce do boków, Harry otworzył oczy i zobaczył, że rany Firenza są niemal całkiem zagojone. Nagle poczuł się bardzo wyczerpany i pusty. Oddychając ciężko, Harry próbował wstać, ale nie mógł zmusić się do ruchu. Jego nogi nie chciały działać, a ręce były zwyczajnie zbyt ciężkie. Nie, ruch wydawał się poza jego zasięgiem. To było jasne. Harry usiadł na stopach, walcząc, by pozostać przytomnym.
Szybko poległ w tej walce.
^^^
Słońce obudziło Harry’ego. Otwierając oczy, Harry ze zdezorientowaniem odkrył, że jest w okropnie jasnym skrzydle szpitalnym. W głowie mu huczało, ale nie było to spowodowane blizną. Merlinie, dzięki za tą małą przysługę. Siadając, Harry otarł pozostałą senność z oczu, po czym chwycił okulary z szafki nocnej i założył je na nos. Szybko dostrzegł, że nie był sam. W łóżku po lewej leżał Remus, śpiący na kołdrze, podczas gdy po prawej w tej samej pozycji spał Syriusz. To zwykle oznaczało, że Syriusz i Remus zasnęli przy jego łóżku, a pani Pomfrey przeniosła ich do łóżka.
Spoglądając na stolik nocny, Harry zauważył swój zegarek i spojrzawszy na czas, zobaczył, że była już ósma rano. Ignorując ból głowy, zrzucił przykrycie, wyskoczył z łóżka i podbiegł do Remusa. Harry naprawdę nie chciał budzić mężczyzny, ale nie mieli czasu do zmarnowania. Harry ostrożnie potrząsnął ramieniem Remusa i natychmiastowo zobaczył skutek. Remus momentalnie usiadł i rozejrzał się, nim jego wzrok padł na Harry’ego.
Remus szybko odwrócił się i wydawał się szukać na chłopcu śladów zranień.
- Harry, wszystko w porządku? – zapytał szybko. – Czy coś cię boli?
Harry był zaskoczony ponagleniem w głosie Remusa.
- Eee… mam tylko ból głowy – powiedział zgodnie z prawdą. – Nie spowodowany blizną, taki zwykły. – Przerwał na moment, po czym rozejrzał się po skrzydle zdezorientowany. – Dlaczego tu jestem? Czy coś się stało w drodze do wieży Gryffindoru?
Oczy Remusa rozszerzyły się i mężczyzna odchrząknął nerwowo.
- Nie jesteśmy pewni, co się tak naprawdę stało, Harry – powiedział ostrożnie. – Wyglądało to jak wybuch, ale twoje oczy nie błyszczały, jak normalnie. Powiedziałeś mi, że ktoś jest w niebezpieczeństwie i wybiegłeś z zamku do lasu. Zeszłej nocy znalazłeś Firenza. Został pobity przez członków swojego klanu. Ja poszedłem po pomoc, a kiedy wróciłem, leżałeś nieprzytomny obok Firenza. Zdiagnozowano u ciebie wyczerpanie magiczne. Nic z tego nie pamiętasz?
Harry próbował pomyśleć o zeszłej nocy. Widział w umyśle niejasne obrazy, ale nic nie było jasne.
- Pamiętam uczucia – powiedział, wciąż głęboko zamyślony. – Strach, ból, wyrzuty sumienia. Są żywe. Niemal jak sen. – Harry spojrzał na Remusa nerwowo. Naprawdę nie lubił, gdy nie był w stanie przypomnieć sobie jakiś rzeczy. – Co się ze mną dzieje?
Remus pociągnął Harry’ego do uścisku.
- Nie wiem, szczeniaku – powiedział. – Wiem, że to nie był Voldemort. Dumbledore się temu przygląda. Syriusz i ja będziemy się temu przyglądać, obiecuję. Nie jesteś sam, Harry. Pamiętaj o tym.
Harry skinął głową i wysunął się z uścisku.
- Lepiej się ruszajmy – powiedział cicho. – Spotkanie Rady jest za mniej niż godzinę.
Remus przeklął cicho i wyskoczył z łóżka. Harry chwycił swoje ciuchy i poszedł przebrać się do łazienki, podczas gdy Remus obudził Syriusza. Powiedzenie, że był przestraszony było niedopowiedzeniem. Zeszłej nocy coś go kontrolowało. Bez względu na to, jak dobre miało intencje, Harry’emu nie podobało się bycie kontrolowanym. Gdyby wiedział, że Firenzo jest w niebezpieczeństwie, poszedłby po pomoc. Dlaczego coś poczuło potrzebę przejęcia kontroli nad jego ciałem, żeby zrobić coś, co z pewnością by zrobił?


wtorek, 10 września 2019

ZS - Rozdział 29 - Przechytrzyć Czarnego Pana



Severus spojrzał członków Zakonu, siedzących dookoła stołu i cicho odchrząknął.
- Ponieważ Hagrida jeszcze nie ma, będziemy musieli trochę poczekać. Powinien jednak dotrzeć w każdej chwili. Nie chcę się powtarzać.
Rozległo się szemranie między niektórymi członkami, ale wtedy Molly powiedziała:
- Nie martw się, Severusie. Skoro czekamy, to wszyscy możemy napić się herbaty i zjeść kanapki. – Wylewitowała czajnik i nalała sobie, Arturowi i swoim dwóm dorosłym synom, Charliemu i Billowi, nieco herbaty, słodząc je tak, jak wszyscy lubili. Potem kubki podleciały do nich, więc podziękowali jej cicho.
- Ktoś jeszcze chce herbaty?
- Ja poproszę – zawołał Remus z drugiego końca stołu.
Inni zaczęli jeść podane z herbatą kanapki.
Molly posłała dzbanek w powietrzu do Remusa, który nalał sobie herbaty. Spojrzał na Syriusza.
- Herbaty, Łapo?
- Nie, dzięki. Potrzebuję czegoś mocniejszego. – Syriusz spojrzał na Snape’a, wykrzywiając wargę jak pies, który wyczuł rywala. W rzeczywistości czasami jego reakcje na Severusa przypominały jeżenie psa i grożenie rywalowi, który wtargnął na jego terytorium. Pomimo długiego używania swojej animagicznej formy, nigdy się do końca nie nauczył kontrolować swoje emocje z jednej postaci do drugiej i czasami jego psie instynkty przenikały w ludzkie emocje, czyniąc go nieprzewidywalnym.
- Syriuszu, odpuść na razie – nalegał Remus. – Możesz mnie potem ostro krytykować, ale dopiero gdy skończy się spotkanie. Nie widzę tu Albusa. Jak myślisz, gdzie…?
Przerwał mu dźwięk sieci Fiuu, a potem bardzo głośne kroki. Chwilę później Hagrid pojawił się w drzwiach.
- Wybaczcie spóźnienie. Zagadałem się z moim praktykantem o pewnym magicznym gatunku węża z lasu deszczowego Amazonii. – Zakaszlał z niezręcznością. – W każdym razie już jestem, Severusie, więc chyba możemy zacząć. Co się dzieje?
- Chwileczkę – zaczął Moody. – Chcę wiedzieć, czy ktoś słyszał coś od Dumbledore’a? – Spojrzał pytająco na Minervę, a potem Severusa.
Minerva odpowiedziała:
- Wielokrotnie wysłałam mu wiadomości różnymi sowami, ale wszystkie wróciły bez odpowiedzi, nie będąc w stanie niczego dostarczyć.
- Nie mogły dostarczyć wiadomości? – powtórzył Artur. – Ale czy to oznacza, że on… nie żyje?
- Nie. To może oznaczać, że pole zaklęcia ucieczkowego Fawkesa uniosło się, gdy zabrał Albusa i wciąż działa – wyjaśniła Minerva. – Może to też oznaczać, że Albus zwraca wszelkie wiadomości sowią pocztą w obawie, że jest ona monitorowana przez Ministerstwo. Pamiętajcie, że na razie on uważa, że jest poszukiwanym mężczyzną. Nie wie, że Umbridge nie żyje, a jego imię zostało oczyszczone.
- Tak, właśnie tak – zgodził się Hagrid. – Może czekać nieco dłużej, może do końca semestru, zanim wyjdzie z ukrycia.
- Mimo wszystko nie możemy pozwolić sobie na tak długie czekanie – powiedział Severus. – Moje źródła wskazują, że Sami Wiecie Kto i jego zwolennicy planują wkrótce atak na Ministerstwo. To dlatego was tu zwołałem, żebyśmy mogli zaplanować przeciwdziałania, gdyby to się wydarzyło.
- Jesteś pewny, Snape? – zapytał Moody teraz całkiem służbowo. Jego magiczne oko wirowało i mrugało.
- Tak. – Odwrócił się do jastrzębia i mruknął: – Harry, przemień się i pokaż, kim jesteś.
Freedom zatrząsł piórkami z irytacją. Był zadowolony w swojej jastrzębiej formie i mógł w ten sposób słuchać spotkania, ale najwyraźniej Severus nie zgadzał się z tą strategią. Zleciał z ramienia Mistrza Eliksirów, unosząc się na moment, po czym zmieniając z powrotem w chłopca.
Wszyscy poza McGonagall, Moodym, Syriuszem, Hagridem i Remusem sapnęli, gdy Harry się zmienił.
Molly pierwsza doszła do siebie, podnosząc się na nogi i uśmiechając się szeroko do Harry’ego, jakby był zaginionym dzieckiem, które nagle się znalazło.
- Och, Harry! Dlaczego nikomu nie powiedziałeś, że jesteś animagiem? To cudowne!
Harry zarumienił się. Bardzo lubił Molly, ale czasami jej zbyt oczywiste matkowanie było czasem dla niego niezręczne.
- Nauczyłem się tego w tym roku. Sądziłem, że Ron wam powiedział.
Charlie wyszczerzył się.
- Wiele powiedział mamie, ale nie to.
- Cicho, Charles! – skarciła go matka. Odwróciła się z powrotem do Harry’ego. – Harry, mój drogi, co ty tu robisz? Znasz zasadę – nikt nieletni nie ma wstępu na spotkanie.
Harry otworzył usta, by zaprotestować, ale Severus łagodnie położył dłoń na jego ramieniu.
- Tym razem, Molly, zawiesiłem tą zasadę. Harry może mieć tylko piętnaście lat, ale widział i przeżył więcej, niż większość dorosłych czarodziei. To z jego powodu zwołałem tu was wszystkich. Jak wiecie, Jego Mroczność uczynił młodego Pottera celem, starając się go zniszczyć w celu wypełnienia przepowiedni. Za pierwszym razem, gdy tego próbował, nie powiodło mu się. Zamierzam zobaczyć, jak tym razem też zawodzi.
Ale Molly, jeszcze bardziej nadopiekuńcza kwoka, nie zamierzała pozwolić Severusowi, by któryś z jej kurczaczków, nawet adoptowany, był w niebezpieczeństwie.
- Severusie, muszę zaprotestować. Jest zbyt młody, by być w to zaangażowany. Nawet Fred i George nie są jeszcze pełnymi członkami Zakonu…
Harry przerwał jej, zanim Severus mógł go powstrzymać, mówiąc chłodno, jednak uprzejmie:
- Proszę mi wybaczyć, pani Weasley, ale nie jestem pani synem. I podczas gdy doceniam to, że próbuje mnie pani chronić, nie jestem niemowlęciem czy małym dzieckiem, które musi być trzymane za rączkę. Zmierzyłem się z Wężową Twarzą cztery razy, jak również z jego śmierciożercami. Wiem, do czego są zdolni, jak źli są i nie potrzebuję być przed nimi chroniony. Cóż, w każdym razie nie tak bardzo. Jeśli zamierzacie dyskutować sposoby na zabicie go, powinienem w tym uczestniczyć. – Wyprostował się nagle. – Jeśli jestem wystarczająco dorosły, by zmierzyć się z mordercą moich rodziców to jestem dość duży, by siedzieć na spotkaniu Zakonu.
- Dobrze powiedziane, Harry! – huknął Hagrid, klaszcząc entuzjastycznie. – Ups! Przepraszam.
- Tym razem muszę zgodzić się z panem, panie Potter – powiedziała McGonagall. – W tym semestrze, pokazał pan więcej dojrzałości niż wielu siedmiorocznych.
- Tak jest, Minervo – powiedział Moody. – To on wezwał aurorów na wsparcie, gdy ta stara su-ach, znaczy harpia… - poprawił się szybko na widok chłodnego wściekłego spojrzenia Molly. - …próbowała uciec, a ja przybyłem ją aresztować. Szybkie myślenie. Bardzo szybkie myślenie, Potter. – Pochylił głowę w kierunku Harry’ego w aprobacie.
Harry też schylił głowę, czując zalewającą go nieczęstą falę dumy. Moody był starym wojownikiem i, jak jego mentor, niezbyt często rozdawał pochwały.
- Pozwól mu zostać – wtrącił się Bill. – Ma rację.
Charlie też się zgodził.
Tak jak Remus i Syriusz.
- Nie jest wiele młodszy niż ja, gdy zaczynałam trening aurorski – zauważyła Tonks, zmieniając kolor swoich włosów na jaskrawoniebieski.
- Wciąż mi się to nie podoba – burknęła Molly.
- Odpuść, kochanie – upomniał cicho Artur. – Harry nie jest nasz, nie mamy prawa mu niczego zabraniać. Severus może, jako że jest jego mentorem, ale wyraźnie zgadza się ze swoim praktykantem.
Molly ustąpiła, siadając.
- Jak chcecie. Chłopcy! Zawsze jesteście tak chętni, by spieszyć ku niebezpieczeństwu.
- A teraz, skoro wyjaśniliśmy obecność pana Pottera, poproszę go, by podzielił się z wami pewnymi powtarzającymi się snami, które miał w ostatnich tygodniach – powiedział Severus. – No dalej, Harry.
Harry posłuchał, czując się lekko skrępowany, ale niemniej zdeterminowany, by pokazać Zakonowi, że może być bardziej użyteczny tutaj, w pokoju narad, niż podsłuchując przy pomocy Uszu Dalekiego Zasięgu ze schodów.
Zakon słuchał oczarowany, gdy recytował, jak zobaczył się idącego długim korytarzem o ciemnych, nagich ścianach, aż nie doszedł do jego końca i odkrył ciemnych drzwi zarysowanych światłem. Kiedy je otworzył, znalazł się w wielkim pomieszczeniu z wieloma rzędami szafek, wypełnionych szarymi, kryształowymi kulami, zakurzonymi i oznaczonymi.
Na środku pomieszczenia stał Voldemort, trzymając kulę w ręce i śmiejąc się jak szaleniec.
- Nareszcie! Przepowiednia jest moja! I upewnię się, że wypełnię ją na moją korzyść. Harry Potter umrze.
Był otoczony swoimi lojalnymi śmierciożercami – Glizdogonem, Lucjuszem, Averym, MacNairem, Bellatrix i jej kiedyś przystojnym mężem, Rudolfem Lestrangem.
- I wtedy sen się kończy i się budzę – dokończył. Potarł leniwie bliznę. – Kiedy o tym śniłem, budziłem się i moja blizna… nieco paliła. Ponieważ wiele razy o tym śniłem, Severus uważa, że to nie zwykły sen, a wiadomość. Coś jak… przeczucie.
Kilku członków wyglądało na niespokojnych z tego powodu.
- Przeczucie? Ale żaden z twoich rodziców nie wykazywał umiejętności jasnowidzenia – zauważył Syriusz.
- Błąd, Black. Lily miała do tego dryg. Wystarczająco duży, by rzucić sieć zaklęć ochronnych wokół swojego dziecka, nim Czarny Pan wybrał się do Doliny Godryka – oświadczył Severus. – Przybyłem zbyt późno, moje ostrzeżenie nie zostało dostarczone. – Potrząsnął głową, a cień starego bólu błysnął w jego oczach, po czym zniknął. – Jej syn może odziedziczył coś więcej niż dryg. Sądzę, że te sny są wiadomością… i że nasz przeciwnik uderzy w Departament Tajemnic, zwłaszcza Salę Przepowiedni.
- Ty tak sądzisz – zauważył ostro Syriusz. – Ale nie wiesz na pewno, Snape. Nie wierzę, że wezwałeś nad tu z powodu… możliwości.
- Możliwości stają się rzeczywistością, jeśli czeka się za długo, Black. Zamierzasz położyć nasze życia na szali na wypadek, jeśli się mylę? Ostatnim razem, jak u niego byłem, Czarny Pan mówił o dowiedzeniu się więcej na temat przepowiedni… widzicie, zna tylko część z niej, a żeby zdobyć resztę, musi udać się do Departamentu Tajemnic. Już były wielokrotne próby zinfiltrowania Departamentu. Rookwood zniknął, Bode został zamordowany, Artur został zaatakowany przez, jak sądzę, Jego węża – ile jeszcze dowodów potrzebujesz, Black? Pisemnego oświadczenia od Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, w którym mówi ci o swoich planach? – zaszydził Severus. Merlinie, oszczędź mi obecności tego oczywistego idioty!
- Jeśli wizja Harry’ego jest prawdą, powinniśmy działać, nim będzie za późno – przemówił Bill. – Wysłać strażników do Departamentu Tajemnic, ustawić silniejsze osłony albo może smoka, czy coś takiego.
Ale Snape i Moody potrząsnęli głowami.
- Już tego wcześniej próbowaliśmy, chłopaku – powiedział Moody. – Twój tata niemal zginął podczas swojej służby na straży. Poza tym, to zdradzi nasze plany.
- Prawda, Alastorze. W tej operacji potrzeba chytrości – powiedział Severus, dziękując wszystkim boskością, że choć jedna osoba wśród Gryfonów, poza McGonagall, pokazał nieco wyczucia taktyki i strategii.
- Sądzę, że musimy stworzyć przykrywkę w taki sposób, jak mugolscy myśliwi, gdy polują na kaczki.
- Polują na kaczki? – Tonks zmarszczyła nos. – Po co?
- Żeby je jeść – odpowiedział rozbawiony Harry.
- Naprawdę? Jak je przygotowują? – zapytała Molly, gdy kucharka w jej umyśle nagle uniosła głowę. – Pieką je z polewą pomarańczową albo przyprawiają je czosnkiem i pieprzem, jak ja robię z kurczakiem?
- Uch, tak, chyba – powiedział niepewny Harry, bo nigdy nie przygotowywał kaczki.
- Molly – westchnął Severus. – To, jak mugole gotują kaczki nie jest ważne.
- Jak stworzymy tą… przynętę? – chciał wiedzieć Artur.
- Oczywiście zastawimy pułapkę. Pozwolimy mu wejść do Departamentu albo temu, kogo tam wyśle przodem, ponieważ zawsze wysyła swoich zwolenników najpierw, nim gdzieś przyjdzie, oraz wystawimy przepowiednię na widok. Potem będziemy czekać na tego, kto przyjdzie ją ukraść i go aresztujemy. Celem przykrywki jest ukryć myśliwego przed kaczką i dać jej złudzenie, że jest bezpieczna. Tu zrobimy tak samo i pozwolimy Mrocznemu myśleć, ze jesteśmy idiotami i że przepowiednia jest niestrzeżona. A wtedy, zaślepiony arogancją, wpadnie w naszą pułapkę i go dorwiemy.
Oczy Mistrza Eliksirów błyszczały dziwną ekscytacją, jak oczy jastrzębia wypuszczonego na łowy.
- Dla mnie brzmi to jak dobry plan – pochwalił Hagrid.
- Tak. Musimy wykorzystać pewność i chytrość – poparł Moody.
- Ale, Severusie, jest tylko jeden problem – zorientowała się Minerva. – Tylko osoba, o której jest przepowiednia może zdjąć ją z szafki. A przepowiednia, o której mówimy jest o Sami Wiecie Komu i panu Potterze. Co oznacza…
- Muszę tam być – przerwał jej Harry. – Nie zadziała, jeśli mnie tam nie będzie. Muszę wyglądać tak, jakbym chciał odzyskać przepowiednię, a kiedy on pomyśli, że jestem sam, niestrzeżony, przyjdzie i spróbuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – dorwać mnie i przepowiednię. To jedyna rzecz, która zagwarantuje, że go w to wciągniemy.
Severus zmarszczył brwi.
- Minerva ma rację, mimo że ciężko mi to przyznać. Nikt z nas nie może zdjąć przepowiedni z szafki.
- Z pewnością nie możesz sugerować, by pozwolić Harry’emu nam towarzyszyć – zaczęła Molly. – To o wiele zbyt niebezpieczne…
- Mi też nie podoba się ten pomysł, Molly. Jednakże tak naprawdę nie mamy wyboru – powiedział Severus. Oczywiście wiedział, że nie miało znaczenia to, czy Voldemort zdobędzie fałszywą przepowiednię, ponieważ nie była tą prawdziwą, ale ponieważ była autoryzowana przez Jasnowidza, Dumbledore umieścił ją dawno temu w Sali Przepowiedni, gdzie zostawała do dnia dzisiejszego. A ponieważ nie mógł ujawnić prawdy członkom Zakonu, utrzymywał pozory, że przepowiednia ma znaczenie.
- Nie! – krzyknął nagle Syriusz, wstając i piorunując Severusa wzrokiem. – On się do tego miejsca nawet nie zbliży! Nie zaryzykujesz karku mojego chrześniaka, Snape! Nie obchodzi mnie, w jakim to celu, nie pozwalam!
Członkowie Zakonu tylko popatrzyli na złego czarodzieja ze zdumieniem. Przez dłuższy czas nie widzieli, by Syriusz w taki sposób tracił kontrolę.
Severus również spiorunował go wzrokiem, mówiąc cicho:
- Nie masz żadnej władzy nad Potterem, Black.
- Nie możesz mi niczego zabronić – dodał ostro Harry, rozzłoszczony, że Syriusz traktuje go jak dziecko, zwłaszcza po tym, co się działo wcześniej. – Nie jesteś moim ojcem, Syriuszu. To trzeba zrobić. Jeśli zrobimy to dobrze, możemy go pokonać na dobre. Będę otoczony przez członków Zakonu – ciebie, Remusa, Moody’ego, więc nie musisz się martwić, że zostanę zabity. To ma sens…
- Absolutnie nie! – ryknął Syriusz. – Pójdziesz do Ministerstwa po moim trupie. Znajdź inny sposób, Snape.
Oczy Severusa zwęziły się, szybko tracił cierpliwość.
- Nie ma innego sposobu, Black. Przestań histeryzować.
- Ty cholerny draniu! Masz gdzieś to, czy zostanie zabity, póki wypełnisz swój cholerny cel misji, zimny sukinsynu! – Syriusz sięgnął po swoją różdżkę, ale Remus  chwycił go za nadgarstek.
- Syriuszu, przestań i pomyśl, choć raz w życiu! – nakazał ze złością wilkołak. – Nie zaczynaj wojny, której nie możesz wygrać.
- Wygram to, w porządku, Luniek! On nie puści Harry’ego na linię ognia – warknął Syriusz.
- Syriuszu Orionie Black! – zawołała Molly. – Jak się zachowujesz, zwracając się w taki sposób do członka Zakonu? Severus jest…
- Nie można mu ufać – przerwał jej Syriusz. – Powiedz mi, Snape, co ty będziesz robił, gdy reszta z nas będzie walczyła z mrocznymi czarodziejami? Będziesz się ukrywać w kącie? Będziesz przekazywał swojemu mrocznemu mistrzowi najnowsze wieści i przy okazji całował jego stopy?
- Nie ujawnię jeszcze mojej pozycji najważniejszego szpiega Zakonu, Black. Ale nie martw się, będę bliżej niż twój cień w sposób, który nie możesz pojąć.
- Co to ma, do diabła, oznaczać?
- Zorientuj się, jeśli jesteś tak mądry. Co więcej, nigdy bym nie zaryzykował życia Harry’ego. Będzie chroniony moimi własnymi osłonami oraz tarczami Zakonu. Jak śmiesz sugerować coś innego?
Zmierzył Syriusza wściekłym spojrzeniem.
- Jak śmiesz wrzucać mojego chrześniaka w środek walki?
- Hej! Ja tu jestem, wiecie? Nie rozmawiajcie o mnie, jakbym był niewidzialny! – krzyknął Harry, nie będąc w stanie dłużej siedzieć cicho. – Po pierwsze, profesor Snape nigdzie mnie nie wrzuca, Syriuszu. Sam się zgłosiłem.
- Więc się od­-zgłoś, Harry Jamesie Potterze – nakazał Syriusz.
Harry potrząsnął głową.
- Nie mogę tego zrobić. Beze mnie plan się rozpadnie.
- Od samego początku to był nędzny plan – wymamrotał drugi czarodziej.
- Nie prawda! Przestań traktować mnie jak dziecko, Syriuszu! Już wcześniej mierzyłem się z Voldeczkiem – i byłem całkiem sam, bez ochrony kogokolwiek z Zakonu. A zapomniałeś, co się stało w zeszłym roku? W Little Hungleton? Ponieważ ja z pewnością nie.
- I dlatego nie pójdziesz do Departamentu Tajemnic.
- Pójdę. Syriuszu, proszę. Tym razem będzie inaczej. To najlepsza możliwość na zaskoczenie Lorda Wężowa Twarz. Nie możemy jej przegapić. Teraz skończ się o to wykłócać, Syriuszu, i zwyczajnie to zaakceptuj. Przeżywałem gorsze rzeczy.
- Black, przestań szczekać i zamknij paszczę – warknął Severus. – Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.
- No pewnie, że nie! Oświadczę, że nie pasujesz na mentora, Snape.
- Komu? Portretowi twojej matki? Nie możesz złożyć raportu bez zostania aresztowanym za morderstwo Pettigrew, ponieważ Knot wciąż nie wierzy, że jesteś niewinny.
- Z radością bym to zaryzykował, żeby tylko odsunąć od ciebie Harry’ego ty… ty żałosny…
- Przestań! – krzyknął Harry, a jego oczy rozbłysły. – To moje życie i ja będę decydował, co z nim zrobię. I mówię, że pójdę do Ministerstwa i pomogę dorwać tego szalonego gnojka, który zabił moich rodziców i Cedrica. Pech, że ci się to nie podoba.
Syriusz spiorunował go wzrokiem. Potem powiedział:
- Harry, nie wiesz, co robisz…
- Wiem, co robię. Gdy byłem Freedomem, nauczyłem się, że czasami trzeba czekać w ukryciu, nim pokaże się ofiara. Syriuszu, wiem, że nie chcesz, żebym został ranny, tak samo jak Severus, ale to ryzyko, które musicie podjąć. Teraz moja kolej.
Syriusz otworzył ponownie usta, ale Remus wskazał w niego różdżką i syknął zaklęcie wyciszające.
- Syriuszu, wystarczy! Naciskaj dalej, a odepchniesz go od siebie na zawsze, głupi kundlu! – warknął wilkołak.
Syriusz wskazał wściekle na swoje usta, jego oczy rzucały gromy, a wtedy jego dłoń ruszyła ku różdżce.
Ale Molly warknęła szybkie: „Expelliarmus!” i jego różdżka została wyrwana z jego ręki.
- Wystarczy, wszyscy! To spotkanie, a nie miejsce na burdy. Zachowujcie się jak na wiek przystało, na litość Merlina!
Posłała Syriuszowi, Remusowi, Severusowi i Harry’emu wściekłe spojrzenie, które mogło rywalizować z najgorszym zerknięciem Severusa.
Skrzywili się.
Charlie i Bill wymienili wszystkowiedzące spojrzenia. Dokładnie wiedzieli, jak inni się czuli, będąc pod ostrzałem tego spojrzenia więcej niż raz.
- W porządku. Zróbmy to w demokratyczny sposób, jak nasi amerykańscy kuzyni. Zagłosujemy. Wszyscy napiszcie na pergaminie tak lub nie. Potem dajcie je Arturowi do podliczenia. Większość wygrywa.
- Ale… - zaczął Harry.
- Cicho – nakazał Severus, pisząc szybko na pergaminie. Podsunął go Arturowi. Kiedy wszyscy zagłosowali, Artur odwrócił się, trzymając duży pergamin, na którym spisał głosy. Po siedmiu minutach wszystkie zostały podliczone. Artur odchrząknął.
- Wygląda na to, że mimo wszystko, Harry pójdzie do Ministerstwa. Tylko dwie osoby były przeciwko, reszta wszyscy na tak.
Harry walczył z szerokim uśmiechem. Syriusz opadł na krzesło z zaciętym skrzywieniem na twarzy. Remus poklepał przyjaciela lekko po ramieniu i wyszeptał coś, ale grymas Syriusza nie osłabł.
Rozmowa skierowała się na pytanie, kto potowarzyszy Harry’emu do Ministerstwa, po oczywistym było, że nie wszyscy z Zakonu mogli iść. I jak się ukryją przed Voldemortem, gdy już tam będą. W tym celu Severus zasugerował kilka zaklęć iluzji i ukrywających, w których był ekspertem.
Zdecydowali, że Moody, Syriusz, Remus, Shacklebolt, Tonks, Charlie, Artur i czwórka innych, nie licząc Severusa, który zapewnił ich, że będzie pomagać, jeśli zajdzie taka potrzeba, choć pracując pod przykrywką – wszyscy będą w Sali Przepowiedni wraz z Harrym. Całe dwanaście osób, jeśli liczyć Severusa.
Reszta spotkania przebiegała na wyliczaniu możliwych zaklęć, które mogli użyć, by unieruchomić i oszołomić śmierciożerców, a nawet ich zranić, jeśli zajdzie potrzeba. Harry pozwolił, by ta rozmowa toczyła się wokół niego, wciąż kipiąc ze złości na komentarze Syriusza te sprzed spotkania i w trakcie jego trwania. Rozumiał, że jego ojciec chrzestny chciał go chronić, ale również podejrzewał, że za naciskami Syriusza, by Harry trzymał się z tyłu, stała nie tylko troska, ale czysty upór. Severus zgodził się, że Harry powinien iść, więc Syriusz będzie naciskał na coś przeciwnego, ponieważ niech Merlin im dopomoże, gdyby się ze sobą w czymś zgodzili.
Czuł się rozdarty, zmęczony i zirytowany jednocześnie reakcją Syriusza zarówno na Severusa i jego własne nowe nastawienie oraz niezależność. Spodziewał się, że Syriusz źle zareaguje na wiadomość, że Severus był mentorem i opiekunem Harry’ego, biorąc pod uwagę ich przeszłość, ale myślał, że przekona swojego chrzestnego do słuchania. Nie spodziewał się, że będzie tak okropnie ograniczony umysłowo i tak skupiony na starych, szkolnych wrogach, że zignoruje praktycznie wszystko, co Harry powiedział mu o podobieństwach między jego dzieciństwem z Dursleyami a tym, jak Huncwoci traktowali Severusa. Dla Harry’ego było to tak równoległe, że aż bolesne, ale Syriusz nigdy nie próbował tego dostrzec z jego punktu widzenia albo nawet pomyśleć, co oznaczało dla Harry’ego znoszenie takiego znęcania się przez lata, był jedynie zmartwiony tym, że Harry „zmieniał się w Ślizgona”, ufał Snape’owi i go lubił. A potem to ultimatum jego chrzestnego, że Harry nie pójdzie do Ministerstwa było tylko wisienką na torcie.
Niezły czas sobie wybrałeś na traktowanie mnie jak małe dziecko, kiedy wcześniej traktowałeś mnie jak przyjaciela i rzeczywiście słuchałeś, rozmyślał zawstydzony Harry. Muszę porozmawiać z Remusem. On będzie wiedział, jak sprawić, by Syriusz zrozumiał. Mam nadzieję. Zrozumiał nie tylko tą część o Severusie, ale też fakt, że nie jestem kopią mojego ojca. Nigdy tego nie zauważyłem, ale jakby spodziewał się po mnie, że będę zachowywał się jak James, może dlatego, że wyglądam bardzo jak on, a wspomnienie mojego taty nie dawało mu oszaleć w Azkabanie. To podobny problem do tego, jaki miał Sev, tylko jakby odwrócony – Severus wciąż widział mnie jako reprezentanta wszystkich złych cech i rzeczy, które zrobił mój tata, by go zranić, a Syriusz patrzy na mnie jak na najlepszego kumpla i oczekuje, że będę się zachowywał tak, jak on by to robił. Tylko że on zapomina, że nie jestem Jamesem, ale Harrym. Swoją własną osobowością.
Po spotkaniu spróbuje porozmawiać chwilę z Remusem sam na sam i miał nadzieję, że wilkołak będzie bardziej wyrozumiały i wklepie nieco rozsądku w Syriusza. Potem będzie chciał wrócić do zamku, poćwiczyć z workiem treningowym przez piętnaście minut, żeby wyładować złość, weźmie prysznic i pójdzie spać. Jutro będzie ciężki dzień – uczenie, uczestniczenie w zajęciach, a potem wieczorne studiowanie z Severusem i poprawianie papierów.
Harry nagle skupił się z powrotem na spotkaniu, gdy Moody zapytał:
- Kiedy nadejdzie czas na nasze małe spotkanie, Severusie?
 Snape rozważył to ostrożnie. Nie będzie zbyt dobrze, jeśli zrobią ruch zbyt szybko, a mając zgromadzone dane wywiadowcze, wiedział, że mało możliwe jest, by Voldemort ruszył przeciwko Ministerstwu, póki nie ułoży planu, a jego zwolennicy nie zabezpieczą miejsca. Po drugim wezwaniu, Czarny Pan rozkaże mu czekać i obserwować, a do tego czasu Severus wiedział, że będzie on miał uknuty plan.
- Powiadomię was, Moody. Choć nie spodziewajcie się niczego w ciągu następnych dwóch tygodni. Wciąż „czyści i porządkuje swój dom”, że tak powiem. Szacowałbym, że nie będzie niczego próbował aż do końca SUMów. Ostrzegę was, jeśli plan się zmieni.
Po tym spotkanie zaczęło się kończyć i kilka członków Zakonu oddaliło się poprzez sieć Fiuu.
- Muszę porozmawiać z Lupinem, w porządku? – powiedział cicho Harry Severusowi.
- Dobrze. Ale niech ci to nie zajmie wieków, bo robi się późno, a ty, w każdym razie, potrzebujesz odpoczynku. Jutro uczysz, tak?
Harry skinął głową.
- To nie zajmie długo. – Potem wyślizgnął się z pokoju, by znaleźć Remusa.
Znalazł wilkołaka, rozmawiającego cicho z Tonks, która naprawiała upuszczony talerz, a nie widząc nigdzie Syriusza, podbiegł do nich.
- Mógłbym z tobą porozmawiać, Remusie? – zapytał, gdy wilkołak wydawał się zakończyć dyskusję z młodą aurorką, gdy pomachała na dowidzenia, po czym wyszła.
- Pewnie, Harry. O czym? Choć chyba mogę zgadnąć.
Przenieśli się do kuchni, a Harry rzucił zaklęcie Muffliatu, po czym powiedział Remusowi o swojej wersji wydarzeń i swojej sprzeczce z Syriuszem. Nie ominął niczego, ale zaakcentował Remusowi, że Severus był kimś więcej, niż się wydawał i Harry zgodził się na bycie jego podopiecznym, że nie był do tego zmuszony.
Remus słuchał z uwagą, a jego oczy rozbłysły gniewem, gdy Harry opisał, jak z jaką obojętnością traktowali go Dudley, Petunia i Vernon.
- Nikczemni, nieczuli mugole! Dlaczego Dumbledore pozwolił im cię wychowywać, nigdy tego nie zrozumiem.
- Ja też nie – westchnął Harry. – Proszę, spróbuje sprawić, by Syriusz zrozumiał. Jest tak oszalały ze złości, że Severus jest moim przyjacielem i opiekunem, że chyba nie słyszał ani słowa, które do niego powiedziałem.
- Pewnie nie. Kiedy Syriusz się zdenerwuje, słyszy tylko to, co chce słyszeć. To dlatego czasami trzeba nałożyć na niego zaklęcie wyciszające. – Remus posłał Harry’emu współczujące spojrzenie. – Wiem, że to dla ciebie trudne, Harry. Syriusz potrafi być… czasami irracjonalny, a nigdy nie dogadywał się z Severusem.
- Remus, on nie musi go lubić, ale na litość Merlina, niech mnie nie potępia za przyjaźń z nim. Przeszedłem przez to z Ronem, więc nie chcę tego ponownie. Kocham Syriusza, jest moim ojcem chrzestnym, ale kocham też Seva i nie chcę czuć się z tego powodu winny, Remus! To niesprawiedliwe. Severus wiele dla mnie zrobił, więcej niż kiedykolwiek będę w stanie mu się odpłacić i będę przeklęty, jeśli będę musiał go odrzucić tylko z tego powodu, że Syriusz cierpi na przypadek Gryfonizmu!
Remus zachichotał na jego ostatnie słowa, nigdy wcześniej nie słyszał, by ktoś nazywał to w taki sposób. Po prawdzie Harry był niezwykle wnikliwym młodym mężczyzną.
- Wiesz, Harry, twoja matka byłaby z ciebie dumna z tego powodu. Zawsze wściekała się na Jamesa i Syriusza za bycie tak okropnie uprzedzonymi. Jeśli chodzi o Jamesa, jej lekcje zostały. Jednak Syriusz, chyba wciąż ma z tym problem z powodu tego, że jego brat, Regulus, stał się zwolennikiem Sam Wiesz Kogo.
- I uważa, że wszyscy Ślizgoni go zdradzą i odwrócą się od niego? – powiedział Harry. – Cóż, tak nie jest. Wiem, Remusie, bo żyłem wśród nich półtora miesiąca i widziałem ich dobre i złe strony. Przyznaję, byłem wtedy jastrzębiem, ale wciąż to pamiętam. To mnie zmieniło. Na lepsze. Teraz widzę pewne rzeczy inaczej. Próbowałem wyjaśnić to Syriuszowi, ale nie chciał mnie słuchać. Chciałbym, żeby zwyczajnie pozwolił tej sprzeczce się skończyć! Severus zgodził się go tolerować, przynajmniej na tyle, że będą mogli być razem w pokoju i się nie pozabijać. A on ma więcej powodów, by nienawidzić Syriusza, niż ktokolwiek inny, biorąc pod uwagę to, co niemal stało się na jego szóstym roku.
Oczy Remusa rozszerzyły się.
- Wiesz o tym?
- Tak. Wiem o wszystkim, co zrobiliście w szkole. To, o czym nie powiedział mi Sev, powiedział Hagrid. Nawet zapytałem Syriusza o pewne rzeczy, starając się dowiedzieć, dlaczego robił takie rzeczy, ale nie potrafił dać mi rozsądnej odpowiedzi. Może ty potrafisz. Byłeś tam, Remusie. Obserwowałeś to. Dlaczego tego nie powstrzymałeś?
Wilkołak potrząsnął głową, a jego oczy miały w swoich głębiach wstyd.
- Powinienem był to powstrzymać. Wiem to teraz i, do diabła, wiedziałem to też wtedy. Kiedy zostałeś naszym sumieniem, Harry?
Harry wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie chciałem być… to po prostu… patrząc wstecz na to, co zrobiliście… to było… wiele z tych rzeczy było zwyczajnie… złe…
- Masz rację. Na początku były to tylko niegroźne żarty… praktycznie dowcipy… Sądziliśmy, że to zabawne, żartowanie z ludzi, zwłaszcza takich jak Severus… którzy byli samotnikami i niezbyt popularnymi osobami, ponieważ wszyscy się śmiali, gdy robiliśmy żarty. Byliśmy niedojrzali… bardzo niedojrzali – przyznał wilkołak. – Ale gdy dorastaliśmy, nie wiem, jak to się stało, ale nagle, nasze żarty stały się… mniej zabawne i bardziej okrutne… a Severus był coraz częściej ich celem. Był tym chudym dzieciakiem… z tymi swoimi długimi włosami i tymi oczami… zamknięty w sobie, z jedyną przyjaciółką, Lily… sarkastyczny i defensywny… Syriusz i James zerknęli na niego raz i pomyśleli „nieszczera gnida”… i „mroczny czarodziej”. Ja tylko czułem pewne współczucie w jego stronę, bo był wyrzutkiem we własnym Domu, aż do swojego piątego roku, gdy zaczął się trzymać z Averym i Mulciberem. Nie podobało mi się to, co James i Syriusz mu robili, ale tak naprawdę nigdy niczego nie powiedziałem, bo… bałem się stracić przyjaciół… Byłem wilkołakiem i miałem szczęście, że miałem jakichkolwiek przyjaciół… Patrząc w tył, chyba widziałem Severusa i myślałem, że to mogłem być ja i cieszyłem się, że tak nie jest… więc trzymałem buzię na kłódkę. Nie jestem z tego dumny, Harry. Skrzywdziłem Snape’a na równi z Jamesem i Syriuszem, a nie rzuciłem pojedynczego zaklęcia. Ponieważ obserwowałem i nie zrobiłem nic, a na swój sposób, było to tak samo złe.
- Nawet po Wrzeszczącej Chacie?
- Nie. Gdy znów byłem sobą, byłem bardzo zły na Syriusza, za to, co zrobił. Przez dwa tygodnie z nim nie rozmawiałem. Napisałem przeprosiny do Severusa, ale nawet nie wiem, czy je przeczytał. Harry, czasami patrzę wstecz na czasy szkoły i myślę, że mieliśmy czasem naprawdę wiele zabawy, ale to odbijało się na innych. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy i James wraz z Syriuszem i Peterem też nie. Peter był przegraną sprawą, ale James ostatecznie zrozumiał, że się mylił, w większości dzięki twojej matce. Ale Syriusz… w pewien sposób znów utknął mając szesnaście lat. To może być wina Azkabanu albo może to zwyczajnie jego osobowość. Nie wiem. Ale on naprawdę o ciebie dba, Harry i sądzę, że częścią jego problemu jest to, że jest zazdrosny.
- Zazdrosny o co?
- O to, że Severus może dać ci to, czego on nie może. To dziecinne, wiem, ale to tak naprawdę go zżera. Tak myślę. Porozmawiam z nim za ciebie, zobaczę, czy mogę wtłuc nieco rozsądku do jego upartej głowy, w porządku? Zmieni stanie, Harry.
Harry miał wątpliwości, ale nie powiedział tego. Poczeka i zobaczy.
- Dzięki, Remus. Muszę iść. Mam nadzieję, ze wkrótce zobaczymy się ponownie, przed pójściem do Ministerstwa. – Wstał, przytulił lekko wilkołaka, po czym wyszedł z kuchni, odnajdując Severusa, czekającego na niego w jadalni z książką.
- Chodź, Harry. Już prawie cisza nocna. – Wepchnął książkę do wewnętrznej kieszeni swoich szat, ale Harry był w stanie dostrzec tytuł. Znajdowanie Wewnętrznego Animaga.
Brwi Harry’ego uniosły się. Severus studiował animagię? To coś nowego. Ale nim mógł o cokolwiek zapytać, Severus przeniósł się przez Fiuu z powrotem do swoich kwater. Harry chwycił szczyptę proszku Fiuu i rzucił go, mamrocząc pod nosem hasło, po czym mówiąc:
- Kwatery Snape’a w Hogwarcie.
Potem wszedł w płomienie i podążył za Severusem do domu.
Severus powiedział bardzo niewiele, gdy przybyli do szkoły, poza zapytaniem, czy Harry potrzebuje krótkiej walki, by stłumić nieco ze swojej irytacji.
- Tak. Ale dzisiaj zwyczajnie poćwiczę z workiem – odpowiedział.
Jednak Severus mu potowarzyszył na wypadek, gdyby chciał porozmawiać o spotkaniu, Blacku lub Lupinie.
Ale Harry pozostał cicho w tych tematach, uderzając worek wielokrotnie i nie mówiąc ani słowa.
Severus pozwolił mu na to. Porozmawiają, jak będzie gotowy, a przynajmniej wyładowywał swoją frustrację na worku, zamiast trzymać ją w sobie. Mógł powiedzieć, że to, co Syriusz powiedział jego podopiecznemu, zdenerwowało go całkowicie, a przez to sam był ponownie zły na głupiego kundla. Nie wiedział, że lepiej nie naskakiwać na kogoś w taki sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę burzliwy stan emocjonalny Harry’ego? Harry nie spodziewał się, że jego ojciec chrzestny zareaguje tak żarliwie, bo w przeciwieństwie do swoich kłótni z Severusem przed zostaniem jego chowańcem, Syriusz nigdy wcześniej nie objawił wrogości względem chłopca. To zszokowało i zdenerwowało młodego animaga, zwłaszcza, że szanował Syriusza, jako dorosłego z autorytetem. Ale teraz Black rozerwał to wyobrażenie na kawałki, zachowując się tak dziecinnie, pomyślał Severus z prychnięciem. Jak już, Harry zachowywał się o wiele doroślej.
Następnym razem niech kundel się lepiej kontroluje, bo w innym wypadku ja go opanuję. Nie pozwolę, by Harry był zdenerwowany tym idiotą, bez względu na wszystko, pomyślał ponuro Mistrz Eliksirów.
Harry zakończył ćwiczenia, pożegnał się z Severusem, poszedł pod prysznic i do spania, wyczerpany wieczornymi dramatami.
Remus znalazł Syriusza w biurze Oriona albo przynajmniej kiedyś było to jego biuro, zanim umarł. Wilkołak podejrzewał, że teraz to biuro Syriusza, ponieważ odziedziczył ten dom, ale Remus wciąż myślał o tym, jako o schronieniu pana Blacka, gdzie przychodził, by uciec od przemów swojej żony, pił brandy i grał okazjonalnie w szachy z Syriuszem i swoimi przyjaciółmi. Remus lubił Oriona, uznawał go za cichego i dowcipnego, i często się zastanawiał, dlaczego w ogóle poślubił sztywną, nigdy nie zadowoloną harpię czystej krwi, Walburgę. Może małżeństwo było zaangażowane, jak to zwykle bywało w tradycyjnych magicznych rodzinach. To małżeństwo nie było szczęśliwym i prawdopodobnie dlatego Syriusz uciekł i chciał zamieszkać z Jamesem w wieku szesnastu lat.
W tym momencie, Syriusz miał ten sam wyraz oczy, jakby chciał uciec, ale był niepewny, gdzie iść, przez co był naburmuszony, zły i zraniony. Trzymał kryształową szklankę Świetnej Brandy Ogdena w ręce i siedział, popijając ją powoli i patrząc ponuro w płomienie ognia w kominku.
- Zamierzasz bezsensownie się upić czy chcesz o tym porozmawiać? – zapytał Remus z karcącą nutką w głosie.
- Odejdź, Lupin.
- Dlaczego? Żebyś mógł zatonąć w smutku, zamiast się z nim zmierzyć?
- Poszli?
- Kto?
- Nietoperz z lochów i jego… protegowany – burknął mężczyzna.
- Chodzi ci o twojego chrześniaka? – zapytał otwarcie Remus, podchodząc, by usiąść na czerwono-złotym krześle obok biurka z liliowym brokatem, na którym Syriusz miał stopy. Jego matka miałaby napad złości, gdyby żyła i to zobaczyła, pomyślał z ironicznym półuśmiechem.
- On nie jest moim chrześniakiem – wymamrotał Syriusz, biorąc kolejny łyk złotego płynu.
- Oczywiście, że jest, Syri! Przestań być śmieszny.
Syriusz odłożył szklankę ze stukotem i spiorunował najlepszego przyjaciela wzrokiem.
- Dotrzymuje towarzystwa królowi żmij ze Slytherinu, Luniek! Na cholerny tyłek Merlina!
Remus stłumił chichot.
- Co jest w tym zabawnego?
- Ty. Zachowujesz się jakbyś znów miał szesnaście lat i się boczysz, i dąsasz, bo Harry znalazł sobie nowego przyjaciela.
- Nie dąsam się. Jestem… zdenerwowany. Ponieważ jego przyjaciel jest całkowicie nieodpowiedni!
- Nieodpowiedni? W jaki sposób?
- Jest Ślizgonem, jest tłustym dupkiem, nienawidził Jamesa, jest byłym śmierciożercą, jest tchórzliwym zdrajcą i nie ma poczucia humoru – a dodatkowo nienawidzi Gryfonów. To czyni go ostatnią osobą, z którą Harry powinien się przyjaźnić, a tym bardziej być jego mentorem, a już w ogóle, by pozwolił mu być jego opiekunem. A jednak stał tam bezczelnie i mówił mi, że Snape jest jego mentorem! Jakby to było coś wspaniałego i spodziewał się, że mu pogratuluję.
Remus tylko potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Wiesz, nigdy nie sądziłem, że to powiem, Łapo, ale… przypominasz mi swoją matkę.
- Ja… co? – wypluł Syriusz, niemal krztusząc się drinkiem. – Lunatyku, co ty piłeś? Przypominam ci moją matkę? Kobietę dyskryminującą ludzi z „brudną krwią”, która namiętnie nienawidziła cholernych Gryfonów i swojego własnego syna? Która, do dnia dzisiejszego, wciąż wykrzykuje obelgi, gdy tylko ją mijam?
- Właśnie tą.
- Lupin, ty cholerny draniu! Nie jestem w ogóle podobny do tej suki! W ogóle!
- Nie? Pomyśl o tym, co właśni mi powiedziałeś, Syriuszu Blacku. Nie przypominało ci to ani trochę sposobu, w jaki twoja matka kiedyś krzyczała do ciebie za przyjaźnienie się ze mną i Jamesem? Jak mi mówiłeś, jak cię atakowała za sprowadzanie do domu tak nieodpowiednich kretynów z pochodzenia, którzy ledwie byli lepsi od charłaków.
- Tak, i co? Co z tym?
- Ty twierdzisz, że Severus jest nieodpowiedni, by być opiekunem Harry’ego, bazując na tym, kim jest i na jego przeszłości. Czy to nie stronnicze?
- To Snape, Lunatyku! Co więcej chcesz wiedzieć?
Teraz to Remus spiorunował Syriusza wzrokiem.
- Wiem o tym, durniu! Ale może Snape, które ty kiedyś znałeś i Snape, którego Harry zna, nie są tą samą osobą.
- Co?
- Chodzi mi o to, że może się zmienił! Kiedy Harry wcześniej z tobą rozmawiał i mówił ci o tym, dlaczego pozwolił Severusowi zostać jego mentorem, słyszałeś w ogóle choć jedno jego słowo? O tym, jak Snape o niego dba i mu pomógł. Dzieciak był na skraju mentalnego załamania, a Severus go z niego wyrwał. Niemal został wyrzucony z pracy, żeby bronić Harry’ego przed Umbridge. Dwukrotnie ocalił Harry’emu życie. Czy to brzmi dla ciebie jak nieodpowiedni opiekun? Jak ktoś, kto nie dba o dobro swojego podopiecznego?
Syriusz skrzywił się.
- Nie, ale…
- Ale co? To ci nie wystarczy? – zapytał ostro Remus. – Może Snape powinien zaoferować się jako ofiarę dla cholernego Czarnego Pana, by udowodnić, że naprawdę ma w sercu najlepszy interes Harry’ego?
- Na początek.
- Och, na litość Merlina, Syriuszu! Przestań być takim ignorantem! – warknął wilkołak. – Dlaczego nie przyznasz, co naprawdę ci doskwiera?
- A może mi powiesz, uzdrowicielu Lupin?
- Jasne. Jesteś zazdrosny. Zazdrosny, że Harry znalazł kogoś, poza tobą, którego kocha.
- Harry nie kocha Snape’a! Nie może! – krzyknął Syriusz, a przerażenie wykrzywiło jego rysy.
- Dlaczego nie? To wydaje mi się perfekcyjnie logiczne. Severus opiekuje się nim od miesięcy, pomaga mu zmierzyć się ze swoimi strachami. Dlaczego Harry nie miałby czuć się wdzięczny i kochać go za to?
- Ponieważ nie potrzebuje tego tłustego drania, kiedy ma mnie!
- Ach. No i mam rację. Jesteś zazdrosny. Tak, Harry ma ciebie, ale nie byłeś dla niego dostępny, a Severus był.
- I z tego powodu odebrał mi mojego chrześniaka!
- Syriuszu, posłuchaj się. Zachowujesz się tak, jakby Harry był ulubioną miotłą albo zwierzątkiem, które Severus ci odebrał. Ale tak nie jest. On jest osobą, ma swój własny umysł, swoje pomysły i powinieneś to szanować. Ma swoje prawo, by wybierać sobie, kto jest dla niego odpowiednim lub nieodpowiednim przyjacielem. Ma piętnaście lat, Syriuszu, nie pięć. Pamiętasz, jaki byłeś w tym wieku? Jak bardzo nie znosiłeś, jak matka mówiła ci, z kim się zadawać albo jak się zachowywać?
- Tak.
- Cóż, powiedziałeś Harry’emu dokładnie to samo. A on ci się kazał odwalić, prawda?
- Mały bezczelny bachor!
- Ale miał racje. Możesz być jego chrzestnym, Syri, ale nie masz tej władzy. Nie sądzę, by nawet Snape miał tą władzę, bez względu na to, czy jest mentorem i opiekunem. – Remus odchrząknął, po czym kontynuował. – Rozmawialiśmy sobie nieco na dole i Harry sprawił, że pomyślałem o wielu rzeczach, o których nie myślałem od dłuższego czasu. Jak na przykład to, jak tyranizowaliśmy Severusa i jak stało się to naszym nawykiem, bardzo złym nawykiem, a było to coś co powinniśmy zaprzestać lub nauczyciele powinni nas powstrzymać, ale nikt tego nie zrobił, a wtedy incydent z Wrzeszczącej Chaty wyrwał się spod kontroli. To dziwne, ale od wielu lat miałem to gdzieś z tyłu głowy, a jednak nigdy naprawdę nie myślałem, jak złe to było, póki Harry ponownie mi tego nie wytknął. Powiedział, że łobuz zapomina, jak wiele razy kogoś skrzywdził, ale ofiara nigdy nie zapomina.
- Smarkerus i tak by nigdy nie zapomniał, bo ma pamięć jak słoń.
- Ale Harry może się z tym utożsamić, Syriuszu. Ponieważ też był ofiarą swojego kuzyna, ciotki i wuja – przypomniał Remus.
Syriusz obnażył zęby, a jego ciemne oczy rozbłysły stłumioną wściekłością.
- Ci cholerni Mugole. Ktoś powinien tam pójść i nieźle ich przekląć! Żeby traktować w taki sposób mojego chrześniaka!
- To interesujące, Syriuszu. Ponieważ, jak Harry mi przypomniał, my zachowywaliśmy się tak samo w stosunku do Severusa, jak ci cholerni mugole traktowali Harry’ego. Więc może ktoś powinien przyjść i nas też przekląć, hymm?
Syriusz zamrugał. Wyraźnie nigdy nie rozważał swojego zachowania w takim świetle.
- Ale, Lunatyku… to co innego.
- Tak? A może zwyczajnie próbujesz to usprawiedliwić? Syriuszu, tej nowy we Wrzeszczącej Chacie, posunąłeś się za daleko. Niemal go zabiłeś. I mnie też. Ty to wiesz i ja to wiem. James też to wiedział i to dlatego wkroczył, nim Severus stanął ze mną twarzą w twarz, i nim ja go ugryzłem lub zabiłem. Mój najlepszy przyjaciel niemal zmienił mnie w morderczą bestię.
- To był żart.
- Niezbyt zabawny. Był okropny, okrutny i nie jestem zaskoczony, że Snape cię nienawidzi i ci nie wybaczy. Nigdy nie dałeś mu ku temu powodu.
- Nie potrzebuję jego wybaczenia!
- Ale powinieneś go przeprosić, Syriuszu. Albo przynajmniej spróbować go tolerować. Dla Harry’ego.
Syriusz zacisnął zęby.
- Harry nigdy nie powinien był wybrać Ślizgona na opiekuna.
- W tym momencie to wątpliwe stwierdzenie. Wiesz, Harry zadał mi dzisiaj dobre pytanie. Zapytał mnie, dlaczego nie możemy pozwolić zakończyć tą sprzeczkę? Myślałem o tym dzisiaj. I moją odpowiedzią jest, że możemy to zakończyć… póki będziemy skłonni przyznać się do naszych błędów i przeprosić tych, których potraktowaliśmy niesprawiedliwie, żeby ruszyć do przodu.
- Idź przodem i przepraszaj nietoperza, jeśli chcesz, Lunatyku – zaczął Syriusz.
- Ale ty nie? Syriuszu, ty zakuty łbie! Kiedy przestaniesz zachowywać się jak dzieciak? Masz trzydzieści pięć lat! Zauważyłem coś dzisiaj na temat Harry’ego… bardzo dorósł, od kiedy widziałem go w wakacje. I sądzę, że wiele z tego jest zasługą Snape’a. W końcu znalazł kogoś, kto najlepiej go rozumie i komu może ufać. I nauczył się, jak podejmować własne decyzje i żyć z konsekwencjami – powiedział cicho Remus. – Nie sądzisz, że to najwyższy czas również dorosnąć, mój przyjacielu?
Syriusz nie odpowiedział, siedząc i patrząc w szklankę na wpół dokończonej brandy.
Remus westchnął i poklepał Syriusza po ramieniu.
- Pomyśl o tym, dobra? I pamiętaj, serce Harry’ego jest dość duże dla was obu. Więc nie bój się dzielić, Syriuszu. Mimo wszystko, moja mama kiedyś mówiła – dostajesz to, co dajesz.
- Humph! Kocham mojego chrześniaka, a on daje mi tylko kłopoty!
- Ach, cóż, jest nastolatkiem. Oni tak mają. Pomyśl o tym, Łapo.
Wilkołak opuścił biuro, zeszedł po schodach, by zrobić sobie coś do picia i po czytaną książkę. Nie ufał, by Stworek cokolwiek mu przynosił, chyba że Syriusz mu to rozkaże. Miał nadzieję, że jego mała rozmowa sprawi, że Syriusz przestanie reagować jak rozemocjonowany nastolatek i zacznie myśleć o tym, co zrobił, zarówno w przeszłości, jak i w teraźniejszości, oraz że pożałować swoich czynów. Animag był dobrym człowiekiem, nawet jeśli upartym, kłótliwym i impulsywnym. I miał również nieco arogancji Blacków, choć nigdy by tego nie przyznał. To sprawiało, że Syriusz miał taki problem z przepraszaniem, bo to by oznaczało, że się mylił, a Blackowie nienawidzili mylić się w żadnej sprawie.
Mimo wszystko, można było mieć tylko nadzieję, rozmyślał Remus, nalewając sobie szklankę schłodzonego likieru z owoców leśnych i wypijając ją. Zrobił wszystko, co mógł, kafel był teraz w rękach Syriusza i od niego zależało, czy zapunktuje. Remus miał co do tego szczerą nadzieję.
Z powrotem w biurze, Syriusz dopił resztę brandy ze szklanki, po czym napełnił sobie kolejną. Ale potem tylko siedział z drinkiem w ręce, patrząc w ogień i przypominając sobie to, co Remus i Harry mu powiedzieli i po raz pierwszy naprawdę rozmyślał o tym, co zrobił tamtej nocy sprzed lat. Zawsze był dumny z faktu, że nie był podobny do swojej aroganckiej rodziny czystej krwi, po tym jak został przydzielony do Gryffindoru, a nie Slytherinu. Ale teraz… pierwszy raz zastanawiał się, czy Remus miał rację i był bardziej podobny do rodziny, niż kiedykolwiek sądził?

Niemal dwa tygodnie później:
Jak na ironię, Harry właśnie skończył pisanie egzaminu z obrony przed czarną magią, gdy otrzymał sowę od Syriusza, żądającego, by przybył na Grimmauld Place, że chce porozmawiać z nim i Severusem. Serce Harry’ego zaczęło walić. Nie miał wiadomości od Syriusza, od tamtego wieczora na spotkaniu Zakonu i obawiał się, że Remus poległ w przekonywaniu Syriusza, by zakończył to uprzedzenie i zaakceptował wybór Harry’ego, co do swojego opiekuna. Ale teraz może… przebiegł całą drogę do prywatnego laboratorium Severusa, gdzie wiedział, że jego mentor warzył porcję eliksiru leczącego rany dla skrzydła szpitalnego, jak robił na koniec semestru każdego lata.
- Severusie, dostałeś list od… - zaczął Harry.
- Blacka? Tak, dostałem. – Severus uniósł wzrok znad eliksiru, który mieszał. – Ty również, jak zakładam?
Harry machnął nim.
- Sowa przybyła tuż po tym, jak skończyłem mój egzamin.
- Jak sądzisz, jak poszedł ci egzamin?
- Chyba dobrze. Wiesz, że obrona jest moim ulubionym przedmiotem – powiedział Harry pewnie. – Dziś po południu mam praktyczną część SUMów. Zastanawiałem się, czy mógłbyś nieco ze mną powtórzyć, jeśli masz na to czas.
- Tak, niemal skończyłem warzenie. Masz trzy godziny między egzaminami, więc powinniśmy mieć wiele czasu na powtórkę.
- Dobrze. Co z Syriuszem? Zamierzasz iść się z nim zobaczyć?
- Ja… jeszcze nie zdecydowałem – powiedział szczerze Severus.
- Sądzę, że powinieneś iść przynajmniej zobaczyć, co ma do powiedzenia – powiedział Harry. – Może zmienił zdanie.
- Jakie to wielkoduszne z jego strony – prychnął jego mentor. Potem nieco złagodniał. – Czy to naprawdę tyle dla ciebie znaczy, pisklaku?
Harry napotkał jego spojrzenie.
- Tak, Sev. Nie chcę się czuć tak, jakbym wchodził do strefy wojny za każdym razem, gdy jesteście gdzieś razem. Chcę tylko… żebyście się obaj… tolerowali.
- Bardzo dobrze. Zobaczę, co k-Black ma do powiedzenia. A jeśli wyciągnie różdżkę, tylko go rozbroję – zgodził się niechętnie Severus. – Nigdy nie będę w stanie nazwać go przyjacielem, ale będę z nim pracował, by sprowadzić na dno Jego Mroczność.
- Mi to wystarczy – powiedział Harry, posyłając swojemu mentorowi niewielki uśmiech. – Potrzebujesz pomocy, żeby to tu skończyć.
- Właściwie to tak, praktykancie. Idź i zamieszaj w kociołku numer sześć dziesięć razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
- Tak jest – powiedział jego praktykant i przeszedł tam, gdzie nakazał mu mentor. Modlił się tylko, by na Grimmauld Place wszystko poszło dobrze. Był bardziej zmartwiony tym niż swoimi SUM-ami z OPCM-u.
Po powtórzeniu niektórych z bardziej podstawowych zaklęć defensywnych z Severusem, Harry czuł się o wiele pewniej i poszedł na egzamin bez motylków grożących staniem się ważkami oraz opuszczeniem w sposób gwałtowny jego żołądka.
 Ku jego zaskoczeniu, jego egzaminatorem był członek Zakonu, Kingsley Shacklebolt.
- Bardzo dobrze, panie Potter, zobaczymy, co pan wie o obronie? – zapytał wielki, czarnoskóry czarodziej.
- Tak jest. – Wyciągnął różdżkę.
Kingsley wypalił zaklęcie żądlące, ale Harry odparł je zaklęciem tarczy.
- Dobra reakcja, panie Potter. Ale co, jeśli zrobię tak? – Shacklebolt wskazał w niego różdżką i rzucił zaklęcie wiążące.
Ale Harry, rozpoznając to zaklęcie, szybko wypalił:
- Expelliarmus!
Różdżka Shacklebolta została wyrwana z jego uścisku. Oczy dużego aurora zamigotały, gdy powiedział:
- Wspaniale, panie Potter. Pełna ocena. Ostatnie pytanie, panie Potter. Co by pan zrobił, gdybym rzucił mordercze zaklęcie?
Harry zastanowił się przez chwilę, nim odpowiedział:
- Uciekałbym i miał nadzieję, że mnie pan nie złapie, proszę pana.
Kingsley zachichotał.
- Bardzo dobre rozwiązanie. Kiedy mierzymy się z przytłaczającymi przeciwieństwami, najmądrzejszym rozwiązaniem jest strategiczny odwrót. Zobaczymy, co zapamiętałeś, gdy spotkamy się ponownie w Ministerstwie.
- Dobrze, proszę pana.
- Świetna robota! Pana egzamin jest zakończony, panie Potter.
Harry opuścił pomieszczenie czując się ze sobą bardzo dobrze i zobaczył, że Ron i Hermiona czekają na niego.
- No, kumplu, jak ci poszło? – zapytał Ron.
- Dobrze. Jestem pewny, że zdałem. A wy?
- Chyba dobrze sobie poradziłem. Przynajmniej nie zostałem oszołomiony jak Neville.
- Co takiego?
- Kiedy Shacklebolt rzucił na niego zaklęcie wiążące, Neville dał się złapać, upadł, uderzył głową i zemdlał – wyjaśniła Hermiona. – Kingsley musiał go cucić. Biedny Neville! On zawsze ma takiego pecha.
- Tak. Posłuchajcie, muszę iść. Mam się spotkać z profesorem Snapem i pójdziemy na Grimmauld Place, by porozmawiać z Wąchaczem.
Oczy Rona i Hermiony rozszerzyły się.
- Mówisz, że Snape i on będą razem w tym samym pomieszczeniu? – zaskrzeczał Ron.
- No, tak, ponieważ Wąchacz chce z nim porozmawiać.
- Uch, Harry? – powiedziała cicho Hermiona. – Na twoim miejscu zabrałbym ze sobą linę.
- Linę?
- Tak. Żeby oddzielić ich od siebie, zanim się pozabijają.
Harry wyszczerzył się.
- Hermiono, oni nie będą walczyć.
- Kto tak mówi? Oni są jak kot i pies. Są naturalnymi wrogami – dodał Ron.
- Powodzenia, Harry – stwierdziła Hermiona. – Chyba będziesz tego potrzebował.
- Dzięki. Ale miejmy nadzieję, że się mylicie.
- Jeśli nie, z pewnością poślemy kwiaty na pogrzeb – zażartował Ron.
Harry wolał tego nie słyszeć, choć część jego zastanawiała się tylko, do czyjego pogrzebu odnosił się Ron.
Syriusz był bliski przechadzania się przed kominkiem, gdy pokój rozświetliła zieleń i do środka wszedł raczej zabrudzony Harry Potter. Harry otrzepał się i posłał Syriuszowi zmieszane spojrzenie.
- Ja, uch, naprawdę nigdy nie przepadałem za proszkiem Fiuu. Nie ćwiczyłem wiele w domu. – Wyszedł z paleniska, by Severus mógł przejść.
- Ten fakt będziemy musieli rozwiązać w wakacje – powiedział jego mentor, przechodząc z gracją, niczym kot biegający między kroplami deszczu, w jakiś sposób będąc w stanie unikać wszystkich, poza kilkoma drobinami sadzy, w przeciwieństwie do jego praktykanta, który wyszedł z kominka wyglądając jak kocmołuch.
Przez moment Syriusz krzywił się na odniesienie, że Harry zostanie ze Snapem na wakacje. Jak dzieciak mógł chcieć zostać z tym wrednym nietoperzem z lochów? Przestań! Obiecałeś Remusowi zachowywać się w sposób… cywilizowany, skarcił się animag. Wziął głęboki oddech, usiłując wyglądać swobodnie, jakby każdego dnia zapraszał do domu swojego chrześniaka i najgorszego rywala.
Wyciągnął dłonie z kieszeni spodni i wskazał na kanapę za sobą.
- Usiądźcie, jeśli nie macie nic przeciwko.
Harry zajął miejsce, ale Snape pozostał na stojąco.
Syriusz zaczął się jeżyć, myśląc, że Snape odmawia jego gościnności, ale wtedy zobaczył sposób, w jaki profesor stał – ostrożnie, jakby spodziewał się ataku. Nie ufa mi. W porządku, też bym mu nie ufał na jego miejscu.
Otworzył usta, ale zanim mógł wypowiedzieć słowo, Snape przemówił, a jego słowa były krótkie i szorstkie.
- Dlaczego nas tu wezwałeś, Black? Zakładam, że nie na herbatę i ciastka.
- Nie. Ja… eee… myślałem nieco… o tym, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem, Harry – zaczął niezręcznie Syriusz, czując się, jakby jego język nagle spuchł o dwa rozmiary. Cholera, to będzie o wiele trudniejsze, niż myślał. Skierował spojrzenie na piętnastolatka, czując, że on będzie bardziej otwarty z tej dwójki.
Harry, ku jego zaskoczeniu, zerknął na niego z rezerwą.
- I? – powiedział tylko.
Nie ułatwiasz mi tego, dzieciaku. Cholera to wszystko, nienawidzę przepraszać! W porządku, może po prostu miejmy to już z głowy? – skarcił się mentalnie. Odchrząknął, po czym powiedział:
- I… zdałem sobie sprawę… byłem dla ciebie niesprawiedliwy, Harry. Miałeś rację… Porównywałem cię do Jamesa i spodziewałem się, że będziesz taki, jak on… i zdenerwowałem się, gdy nie zgodziłeś się ze mną w sprawie… twojego profesora. – Doszło zza niego ledwie skryte prychnięcie i Syriusz zesztywniał. Nie denerwuj się, Snape, później będzie twoja kolej. Odgarnął kosmyk włosów z oczu i kontynuował: – Wiele myślałem o tym, co powiedziałeś… i ja… przepraszam, że straciłem nad sobą panowanie i powiedziałem, że twój ojciec by się ciebie wstydził. To nie prawda. Wstydziłby się mnie, że zachowałem się jak idiota, próbując ci mówić, co masz robić. Jesteś wystarczająco duży, by podjąć własną decyzję w sprawie tego, z kim chcesz… mieszkać. I czyim być praktykantem. I jeśli chcesz mieć Snape’a za mentora, ja… pogodzę się z tym.
- Dobrze. Ponieważ to się nie zmieni, Syriuszu – powiedział spokojnie Harry. – Dzięki za zrozumienie.
- Tak. – Syriusz wziął kolejny oddech. Mimo że to było trudne, czuł teraz, że pozbył się ciężaru z piersi. Może te całe przeprosiny nie były tak przereklamowane, jak sądził. – I ja… chcę tylko, żebyś wiedział, Harry, że w każdym momencie jesteś tu mile widziany. Nie potrzebujesz zaproszenia.
- Wiem – powiedział jego chrześniak i posłał mu lekki uśmiech. – Może któregoś dnia przyjmę twoją ofertę. – Potem wzrok chłopca stwardniał. – Ale jeszcze jedna rzecz, Syriuszu. Tym razem, wybaczę ci to, co powiedziałeś o mnie i Severusie. Ale zaatakuj mnie ponownie, a zniknę równie szybko, jak to. – Pstryknął palcami dla efektu. – Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu, ale nie, jeśli będziesz wieszać psy na moim opiekunie i traktował mnie jak pięciolatka. Zawrzyjmy ugodę, że pewnych tematów nie będziemy poruszać. Mogą ci się nie podobać moje decyzje, ale naucz się z nimi radzić. Zgoda?
- Zgoda. – Syriusz czuł ulgę, że Harry był chętny do niewielkiego kompromisu i że wybaczył mu jego wybuch. W większości. Potem odwrócił się do Severusa. – Wezwałem cię tu po coś więcej, niż byś słuchał, jak przepraszam Harry’ego. Ja… też ci jestem winny przeprosiny, Snape.
- Tylko nie utop się w swoich wyrzutach sumienia, Black – wycedził sarkastycznie Severus, nie będąc w stanie się powstrzymać.
Syriusz zesztywniał.
- Posłuchaj, Snape… to nie jest dla mnie łatwe…
- Mi to mówisz. Nie jest mi łatwo stać tu i nie rzucić na ciebie klątw, by rozerwały cię na kawałki, jednak jakoś sobie radzę.
- Cholernie wspaniale, ty… - Syriusz urwał w połowie zdania. – Może zwyczajnie zamkniesz swoje cholerne usta i pozwolisz mi przeprosić, co? Nigdy cię nie lubiłem, Snape, a to uczucie było odwzajemnione. Ale nigdy nie powinienem robić ci tego, co ci zrobiłem. Zachowywałem się nieodpowiednio, traktowałem cię gorzej niż śmiecia, ponieważ byłeś Ślizgonem i bez żadnego innego powodu. To było złe. Nie powinienem zwabić cię do Wrzeszczącej Chaty, to było głupie, niedojrzałe, nieodpowiedzialne i naprawdę nie mam w tej kwestii wymówki. To nigdy nie powinno się wydarzyć i… przepraszam. Wybaczysz mi?
Severus walczył ze sobą, by się nie gapić. Kiedy Black go tu wezwał, spodziewał się, że animag przeprosi swojego chrześniaka, jako że Black naprawdę troszczył się o Harry’ego i prawdopodobnie czuł się źle, że rozstali się w tak kwaśnej sytuacji. Ale to… przeproszenie jego było… co najmniej niespodziewane. Jawnie szokujące, jeśli miał być całkiem szczery. Ale to nie był sen. Black rzeczywiście powiedział, że się mylił i przeprasza.
Severus spojrzał prosto w oczy drugiego czarodzieja, starając się dostrzec, czy Black naprawdę jest szczery w tym, co powiedział, czy zwyczajnie robił przedstawienie, żeby wrócić w łaski Harry’ego. Ale Syriusz nie odwrócił wzroku, patrząc mu prosto w oczy. Nie kłamał. To nie był żaden trik. Ha! W końcu Huncwot rzeczywiście czuje skruchę z powodu Ślizgona. To cholerny cud. Jego usta zacisnęły się, gdy rozważał pytanie Blacka. Czy mógł pozwolić sobie na wybaczenie Syriuszowi? Temu, który był jego głównym dręczycielem, mężczyźnie, który uczynił jego życie szkolne piekłem, który niemal sprawił, że zginął?
Przez lata było w nim wiele cierpienia i bólu z powodu stojącego przed nim mężczyzny – jego, Pottera, Pettigrew i nawet Lupina. Miał zwyczajnie zapomnieć, że to w ogóle się stało? Nie. Nigdy nie zapomnę. Zapomnienie zwolniłoby ich z odpowiedzialności. Ale… co się stało, to się nie odstanie. Nie możesz zmienić przeszłości, Severusie. I nie dobrze również się w niej pławić. Przesunął spojrzenie, zerkając na Harry’ego, który posyłał mu pełne nadziei spojrzenie. Do diabła, pisklaku, nie patrz TAK na mnie. Te oczy… są tak podobne do oczu twojej matki… nigdy jej niczego nie mogłem odmówić… dokładnie tak jak… jej synowi. Cholera, Snape, gdzie twój kręgosłup? Jak możesz być efektywnym opiekunem, kiedy jedno jego spojrzenie potrafi zmienić cię w sentymentalną kałużę breji? Zgodziłem się tolerować drania, nigdy nie zgodziłem się mu wybaczyć. Zielone oczy napotkały obsydianowe. Ach… Merlinie, dopomóż mi! Nie mogę uwierzyć, że to robię. Jestem szalony, tracę ikrę, muszę być zaangażowany… Harry, Kuźwa, przestań patrzeć tak na mnie ! Dobra! Cokolwiek, żeby zetrzeć to żałosne spojrzenie z swojej twarzy. Pożałuję tego, zwyczajnie to wiem…
- Ostatnią rzeczą, na jaką zasługujesz, Black, jest moje wybaczenie. Jednakże, niezgoda jest złym czynnikiem wśród sprzymierzeńców i dlatego… zaakceptuję twoje przeprosiny. To więcej niż oczekiwałem – powiedział Severus poprzez zaciśnięte zęby. – Ale zanim to zrobię, muszę zrobić to.
Nim Harry mógł zaprotestować, a Syriusz się poruszyć, Severus uniósł pięść i błyskawicznie uderzył Syriusza w twarz. Zadał cios w ostatniej chwili, więc nie zabił, ale rozległo się ostre trzaśnięcie pękniętej chrząstki, a Syriusz sapnął, krzyknął, upadając w tył na podłogę bez godności. Przyłożył dłoń do twarzy, do tryskającego krwią nosa i krzyknął:
- Chyba złamałeś mi nos, Snape!
- Zgadza się. Teraz mogę ci wybaczyć. Ale nigdy nie zapomnę. Rozumiem, że ty też nie. Będę cię tolerował dla mojego praktykanta, ale tylko dlatego.
- Severusie! – krzyknął Harry. – Powiedziałeś, że go nie skrzywdzisz. – Podał Syriuszowi chusteczkę, by mógł powstrzymać krwawienie.
- Powiedziałem, że go nie przeklnę – poprawił profesor. – Nigdy nie powiedziałem nic o prawym sierpowym prosto w nos. Na który zasłużył sobie dziesięciokrotnie. – Skrzywił się na byłego dręczyciela bez współczucia. – Gdybym naprawdę był śmierciożercą, którym mnie nazwałeś, złamałbym o wiele więcej niż tylko nos, Black. Podziękuj chrześniakowi za tą małą litość. – Odwrócił się do Harry’ego. – Kiedy skończysz mu pomagać, spotkaj się ze mną w moich kwaterach i zrobimy powtórkę na następny egzamin.
Potem odwrócił się, jego czarny płaszcz załopotał, wymamrotał hasło i zafiukał z powrotem do swoich kwater, zostawiając Harry’ego, by zajął się Syriuszem, który przeklinał kolorowo, gdy Harry pochylił jego głowę i przycisnął, by zatrzymać krwawienie.
- Przestań się ruszać! Pogarszasz sprawę – nakazał Harry.
- To boli, do cholery! – warknął Syriusz. – Następnym razem jak zobaczę tego cholernego drania, oderwę mu ręce.
- Zasługiwałeś na to.
- Och, zamknij się, Harry.
Harry wykonał polecenie, chwilę później wyczarował szmatkę wypełnioną lodem i przyłożył ją do nosa Syriusza.
Choć nie chciał tego przyznawać, Harry miał rację. Miał szczęście, że Snape nie złamał również jego szczęki. Facet miał lepszą kontrolę nad sobą niż uznawał. Albo może zwyczajnie chciał uczynić dobry przykład dla swojego podopiecznego.
Harry zdołał złagodzić większość bólu i opuchlizny lodem, a potem uleczył nos szybkim zaklęciem leczącym kości, tym samym, które Lockhart próbował rzucić na jego drugim roku i okropnie w tym poległ. Harry nauczył się tego zaklęcia od Severusa i żałował, że wtedy go nie znał.
- I jak?
- O wiele lepiej. Masz talent do zaklęć leczniczych. Jak twoja mama. Była najlepsza na roku. A twój tata był asem w transmutacji. To on nauczył Petera i mnie, jak znajdować swoją animagiczną formę, żebyśmy mogli chodzić z Lunatykiem podczas pełni księżyca.
- Jak mogliście wypuszczać go z Chaty? Z tego, co mi powiedział, był oszalały, póki się nie najadł.
- Cóż, twój tata zmuszał go, żeby go gonił do lasu, ja byłem za nimi, a Glizdogon jechał na moich plecach, a gdy byliśmy w lesie, Lunatyk zwykle znajdował sobie coś do polowania, a go zjadł, uspokajał się i nieco nas rozpoznawał, na tyle, żeby nas nie zaatakować, czy ugryźć. Wtedy ganialiśmy się albo biegali po Hogsmeade i straszyli wszystkie niegrzeczne dzieci, które wciąż nie były w łóżkach i przypadkowo wyglądały przez okno.
- Syriuszu… to jest… całkowicie szalone! Wszyscy mogliście zginąć.
- Nie myśleliśmy o tym. My… myśleliśmy tylko, jak zabawne jest bieganie po ciszy nocnej, przemienieni, to było jak pęd… Teraz patrząc wstecz, sądzę, że byliśmy całkiem tępi. I gdybyśmy zostali złapani, piekielnie byśmy za to zapłacili. Ale nigdy tak się nie stało.
- Mieliście takie szczęście, że to nawet nie zabawne. A Severus sądzi, że ja i moi przyjaciele jesteśmy źli – prychnął Harry.
- No nie wiem, dzieciaku. Walczenie z mrocznym czarodziejem i bazyliszkiem wydaje mi się całkiem ryzykowne.
- Prawda, ale Syriuszu, musiałem walczyć albo oni zabiliby mnie i innych ludzi. To była samoobrona. Nie zrobiłem tego dla hecy. Severus mówi, że w ogóle nie powinienem być zmuszony tego robić, ale teraz to już nie ma znaczenia.
- Cóż, gdy pójdziemy do Ministerstwa, dzieciaku, trzymaj głowę nisko, gdy zacznie się walka, słyszysz? Nie rób nic głupiego, ponieważ jeśli zostaniesz zabity, Harry Jamesie Potterze, Snape i ja przejdziemy przez zasłonę śmierci i przetrzepiemy ci twój godny pożałowania tyłek. Łapiesz? – Syriusz pomachał palcem przed jego twarzą.
- Nic mi nie będzie, Syriuszu. Robisz z igły widły.
- Czy odzywasz się w taki sposób do Snape’a?
- Jak?
- Jak bezczelny bachor?
- Umm… czasami.
- Chodź tu! – burknął kpiąco Syriusz i nim Harry mógł się poruszyć, pociągnął młodszego czarodzieja do, przytrzymując go za kark i łaskocząc go, póki chłopak nie zaczął błagać o litość. – No, to powinno cię nauczyć, by szanować swojego ojca chrzestnego.
Harry zachichotał, po czym wykręcił się z uścisku.
- To było okrutne. Nawet mnie nie ostrzegłeś. Prawie się zmoczyłem.
Syriusz roześmiał się.
- W miłości i wojnie wszystko wolno, dzieciaku – Poklepał Harry’ego po plecach. – Uważaj na siebie, Harry. Mówię serio.
- Będę. I ty też. Pilnuj się.
- Zawsze. – Zerknął na zegarek. – Chyba lepiej, jak wrócisz do szkoły, zanim Snape rozerwie cię na strzępy za spóźnienie. Wkrótce się zobaczymy, za jakieś trzy dni, bo to wtedy Snape myśli, że Lord Wężowa Morda wykona ruch. – Przytulił krótko Harry’ego, po czym puścił go, jakby był zawstydzony okazywaniem tylu emocji.
- Do zobaczenia, Syriuszu. – Harry pomachał mu, po czym przeniósł się przez Fiuu z powrotem do szkoły.
Ale nawet mistrz szpiegów nie jest w stanie przewidzieć dokładnie nadchodzących wydarzeń i działań szalonego czarodzieja. Z powodów znanych tylko samemu Voldemortowi, postanowił do Departamentu Tajemnic wysłać niektórych z wewnętrznego kręgu dzień wcześniej, niż przewidziano. Pierwszym, który się o tym dowiedział, był Harry, gdy poczuł rozdzierający ból głowy podczas swoich SUMów z historii magii.
Niemal spadł z krzesła, był tak okropny. Hermiona pierwsza to zauważyła i poinformowała osobę nadzorującą egzamin, którą była profesor Vector.
- Pani profesor, Harry chyba ma migrenę.
Vector zerknęła na Harry’ego, który był w odcieniu bieli zabarwionej zielenią, co wyglądało okropnie niezdrowo.
- Skrzydło szpitalne, Potter. Panno Granger, proszę go odprowadzić. Potem niech pani wróci i dokończy egzamin.
- Och, ale ja już skończyłam – powiedziała cicho Hermiona. – Chodź, Harry. Możesz iść?
Pomogła Harry’emu wstać, który zdołał wyjść przez drzwi, po czym osunął się na ścianę. Jego oczy były mocno zaciśnięte, choć nie z powodu bólu. W jego głowie pojawiła się wizja. Nagle jego oczy otworzyły się gwałtownie.
- Śmierciożercy w Ministerstwie! – wykrzyknął.
- Skąd to wiesz?
- Widziałem. Hermiono, wezwij profesora Snape’a! Pospiesz się!
- Snape’a, dlaczego nie McGonagall?
- Po prostu to zrób! Sprowadź go tu, powiedz, że potrzebuję eliksiru na migrenę i to, co powiedziałem. Biegnij! – Chwycił pulsującą głowę w dłonie, plamy tańczyły przed jego oczami, ale kiedy je zamykał, mógł widzieć, w zupełnie żywych kolorach, śmierciożerców stojących przed Voldemortem i to, jak polecił im zinfiltrować Ministerstwo.
- Przepowiednia! Musze ją mieć teraz! Oczyśćcie mi drogę, moi lojalni. Podążę za wami, gdy tylko zabezpieczycie teren. A teraz… ruszajcie!
Połączenie oczekiwania i sadystycznej radości jednocześnie napełniło Harry’ego i jęknął z bólu, gdy przeszył on jego gałki oczne. Próbował oczyścić umysł, skomląc, gdy ból narastał. Z pewnością tym razem jego głowa wybuchnie.
Poczuł, jak się kołysze, po czym upada, ale złapała go para znajomych ramion.
- Spokojnie. Uderzenie głową o kamienną podłogę nie pomoże na migrenę – zauważył sucho Severus, pociągając Harry’ego do siebie i ostrożnie opuszczając chłopca do pozycji siedzącej.
- Ach… chyba będę wymiotował… - ostrzegł Harry.
A potem rzeczywiście, ku jego upokorzeniu, zwymiotował na całą podłogę.
Silne ręce przytrzymały go, póki spazmy nie minęły. Potem poczuł, jak układany jest na czymś miękkim, lecz silnym i fiolka została dociśnięta do jego ust.
- Przełknij.
- Nie…
- Przełknij. W tym momencie, Harry.
Znał ten głos. Severus. Posłuchał i przełknął eliksir o smaku mięty.
Gdy tylko spłynął do jego żołądka, poczuł się znacznie lepiej. Powoli otworzył oczy. Światło było zbyt jasne, raniło go, więc szybko zamknął je z powrotem. Do jego ust została przyłożona druga fiolka.
- Teraz ten. Otwórz.
Wykonał polecenie i rozpoznał, że to lek na silne bóle głowy.
Gdy go wypił, mógł otworzyć oczy i to zrobił. Opierał się o ramię Severusa, a Severus trzymał go… na kolanach… zdał sobie sprawę z rumieńcem wstydu. Ale kiedy zaczął się poruszać, Severus zacieśnił swoje ramiona i powiedział surowo:
- Pan tu zostaje, panie Potter, póki eliksir przeciwbólowy nie zacznie całkowicie działać. Proszę. Wypij jeszcze eliksir przeciwwymiotny.
Harry próbował protestować, że już go nie potrzebuje, ale Severus był niewzruszony. Niechętnie wypił eliksir.
- Severusie, czy Hermiona ci powiedziała, co widziałem? Wysyła śmierciożerców do Ministerstwa, żeby zabezpieczyli Departament Tajemnic, by mógł wziąć przepowiednię. Musimy go powstrzymać!
- Uspokój się. Jesteś pewny tego, co widziałeś?
- Tak! Ale musimy się spieszyć!
- W porządku. Wierzę ci. To połączenie z Jego Mrocznością czasem potrafi być użyteczne. – Spojrzał na swojego podopiecznego, który był blady i spocony, jego włosy zmierzwione, a zielone oczy błyszczały ponagleniem i zakłopotaniem. – Dasz radę nam towarzyszyć?
- Oczywiście. Czuję się już o wiele lepiej. Wybacz, że… ich… wszystko zarzygałem.
- Spodziewałem się tego po migrenie. Nie masz za co przepraszać – zapewnił Severus, machając różdżką i oczyszczając bałagan, po czym pomógł Harry’emu podnieść się na nogi. – Chodź. Użyjemy kominka w biurze dyrektora, by skontaktować się z tymi, którzy mieli towarzyszyć nam w Ministerstwie. Czas ma istotne znaczenie.
Potem, trzymając łagodnie dłoń na plecach Harry’ego, Severus poprowadził go na klatkę schodową do biura. Rozpoczynał się ich plan przechytrzenia Czarnego Pana.