Podczas
przerwy wielkanocnej, uczniowie piątego roku zostali zbombardowani ulotkami,
broszurami i notkami odnośnie przyszłych karier. Harry naprawdę nie wiedział,
co myśleć, ponieważ tak poważnie nigdy nie myślał o życiu po Hogwarcie.
Wszystko wydawało się obracać wokół Voldemorta, więc jak miał niby planować
swoją przyszłość, skoro teraźniejszość w kółko wymagała od niego ciągłego
ryzykowania swojego życia?
Po
zerknięciu na tablicę ogłoszeń, Harry zobaczył, że w poniedziałek o wpół do
trzeciej ma spotkanie z profesor McGonagall, by przedyskutować jego możliwą
przyszłość. Nie było zaskoczeniem, że Hermiona miała niemal dwa razy więcej
ulotek i broszur niż wszyscy inni. Jasne było, że chwyciła wszystko po kolei,
ponieważ w jednej minucie czytała o relacjach z mugolami, a w następnej
sprawdzała, co jest wymagane, by trenować trolle obronne. Może nie był jedyną
osobą, która kompletnie nie miała pojęcia, co zrobić z życiem po Hogwarcie.
Następnego
ranka Harry spotkał się z Syriuszem i Remusem po jakąś radę. Syriusz
natychmiast zaproponował zostanie profesjonalnym graczem Quidditcha, twierdząc,
że Harry powinien bawić się jak najdłużej to możliwe. Z drugiej strony Remus
zaproponował nauczanie, ponieważ Harry tak dobrze sobie z tym radził na
zajęciach Gwardii Defensywnej. Harry nie był zbyt przekonany co do tych
wyborów. Kochał latać, ale miał przeczucie, że robiąc to profesjonalnie, nie
miałby z tego takiej radości. Również cieszyła go jego rola w GD, ale nie
wiedział, czy chciał to robić w życiu.
Tak
więc nadeszło poniedziałkowe popołudnie, a Harry wciąż nie miał pojęcia, jaką
karierę chciałby wybrać. Docierając do biura profesor McGonagall, Harry zawahał
się przez sekundę, po czym zapukał. Wiedział, że wszyscy spodziewają się po
nim, że będzie wojownikiem broniącym niewinnych, ale czy rzeczywiście tym
właśnie był? Tak naprawdę to nie. Bronił to, w co wierzył, ale myśl o zabiciu
kogoś wywoływała w nim mdłości. Nie chciał ranić ludzi. Więc czego chciał?
-
Wejść. – Doszedł do niego głos profesor McGonagall z głębi biura.
Otworzywszy
drzwi, Harry z zaskoczeniem zobaczył, że profesor McGonagall nie jest sama. Siedziała
za biurkiem, podczas gdy po jej lewej siedziała trójka ludzi, których Harry
nigdy wcześniej nie widział. Najdalej od drzwi był wysoki czarodziej z
jasnobrązowymi włosami, który posłał Harry’emu przyjazny uśmiech. Obok niego
była czarownica z długimi blond włosami i łagodnym uśmiechem na twarzy.
Najbliżej drzwi był czarodziej o średniej wysokości z całkiem krótkimi włosami
w kolorze piasku. Wydawał się przez dłuższy moment przyglądać Harry’emu, po
czym skinął głową.
Harry
nagle poczuł się bardzo świadom siebie. Co oni tu robili?
-
Eee… przepraszam – powiedział nerwowo. – Nie chciałem przeszkadzać.
-
Nie przeszkadza pan, panie Potter – powiedziała surowo profesor McGonagall,
przekazując Harry’emu cichą wiadomość, że nie pochwalała obecności trójki osób.
– Pan Andrews, panna Winters i pan Grint zostali tu wysłani ze swoich miejsc pracy, żeby zamienić z tobą kilka
słów.
To
było niespodziewane. Harry pozostał w drzwiach, niepewny, jak przyjąć nową
wiadomość.
-
Dlaczego? – zapytał bez ogródek. – Nie zrobiłem nic złego, prawda?
-
Panie Potter – powiedział z pełnym profesjonalizmem wysoki czarodziej. – Z
pewnością nie zrobił pan nic złego. Jesteśmy tu, by asystować panu w planowaniu
przyszłości. Jestem Wesley Grint i reprezentuję Departament Przestrzegania
Prawa Magicznego, Biuro Aurorów. Obok mnie jest Evelyn Winters, która jest z
biura Relacji Publicznych w Ministerstwie, a obok niej Daniel Andrews z
Departamentu Magicznych Gier i Sportów.
Harry
spojrzał na profesor McGonagall, która siedział dość sztywno, po czym skupił
swoją uwagę na reprezentantach z Ministerstwa.
-
Syri… eee… profesor Black i Remus nic nie mówili, że będą tu ludzie z
Ministerstwa – powiedział ostrożnie. – Miałem wrażenie, że będę sam z profesor
McGonagall.
-
Normalnie tak jest, panie Potter – powiedziała profesor McGonagall ze
skinięciem. – Jednakże Ministerstwo najwyraźniej uznało, że potrzebuje pan
pomocy w swoim wyborze. Pana
opiekunowie nie są jeszcze tego świadomi… a profesor Dumbledore nie jest zbyt
zadowolony ich niezapowiedzianym przybyciem. Uważa, że to tylko doda
niepotrzebnej presji, której pan nie potrzebuje. Niemniej jednak jest to pana wybór. Jeśli chce pan rozmawiać z
tymi ludźmi, może pan to zrobić.
Harry
odetchnął głęboko w próbie ukrycia złości. Rozumiał, co się działo.
Ministerstwo chciało wskazać chłopcu, który przeżył możliwe miejsca jego
zatrudnienia. Chcieli go dla imienia, nie wykształcenia czy jakichkolwiek
osiągnięć.
-
Jeśli nie jest to zaoferowane każdemu, muszę odmówić – powiedział spokojnie
Harry. Trójka reprezentantów drgnęła, by zaprotestować. – Nie chcę brzmieć
niegrzecznie, ale odmawiam specjalnego traktowania z powodu czegoś, czego nawet
nie pamiętam. Nawet gdybym miał
zadecydować, by aplikować do któregoś z państwa departamentów, chciałbym
zasłużyć na swoją pozycję. Jestem dokładnie taki sam jak wszyscy inni i
oczekuję, że tak mnie państwo potraktują.
Evelyn
Winters i Daniel Andrews już mieli zaprotestować, ale zostali powstrzymani, gdy
Wesley Grint zrobił krok do przodu.
-
Zaakceptujemy to, panie Potter – powiedział, kiwając głową. – Przepraszamy za
zajmowanie pana czasu. – Odwrócił się do profesor McGonagall. – Przepraszamy za
najście, pani profesor. – Bez kolejnego słowa, trójka reprezentantów wyszła.
Harry
usunął się z przejścia, by mogli przejść obok niego, po czym westchnął z
frustracją. Nagle planowanie przyszłości było ostatnią rzeczą, jakiej Harry
pragnął. W tym momencie pracowanie w mugolskim świecie wydawało się całkiem
pociągającą opcją. Tam byłby traktowany normalnie tak długo, jak trzymałby się
z dala od Surrey. To było coś, czego
chciał. Chciał robić coś, co pozwalałoby mu być „tylko Harrym”. Problemem było
to, że znalezienie czegoś takiego w czarodziejskim świecie, było niemal
niemożliwe.
Dźwięk
otwieranych drzwi wyrwał Harry’ego z myśli. Odwróciwszy się w kierunku dźwięku,
dostrzegł, że profesor McGonagall stoi teraz przy zamkniętych drzwiach.
-
Wybacz, Harry – powiedziała szczerze. – Biorąc pod uwagę obecne wydarzenia,
kilka organizacji ministerialnych jest
nieco upartych. Obrona pociągu we wrześniu przyciągnęła uwagę Biura Aurorów,
twoje wyniki w Quidditchu zainteresowały departament Magicznych Gier i Sportów
i chyba nie muszę wyjaśniać relacji publicznych. Miałeś rację. Wszyscy byli tu
z powodu twojego nazwiska. Wielu uważa, że to tylko kwestia czasu, nim Minister
zostanie odwołany ze swojego biura, więc chcą pokazać wsparcie osobie, której
powinni wierzyć przez cały czas.
Profesor
McGonagall łagodnie wzięła Harry’ego za ramię i poprowadziła go do krzesła
przed swoim biurkiem.
-
Usiądź, Harry – zaproponowała, po czym przeniosła się na swoje krzesło za
biurkiem zaśmieconym ulotkami. – Zobaczmy, czy damy radę przedyskutować twoje
pomysły na karierę i zdecydować, jakie przedmioty powinieneś kontynuować na
szóstym i siódmym roku. Myślałeś już, co chciałbyś robić po opuszczeniu
Hogwartu?
Harry
potrząsnął głową, odstawiając torbę na podłodze i skupiając wzrok na ulotkach.
W tym momencie miał jaśniejsze pomysły, czego nie chce robić, niż co chciałby
robić.
-
No dobrze – powiedziała ostrożnie profesor McGonagall. – Może myślimy zbyt wąsko.
Nie myśl o konkretnym zawodzie, Harry. Co ogólnie chciałbyś robić?
Harry
pomyślał przez moment. Naprawdę nie chciał mieć nic wspólnego z opinią
publiczną, ponieważ nienawidził uwagi, ale nie mógł zwyczajnie siedzieć i nic
nie robić.
-
Chyba chcę pomagać ludziom – powiedział, wzruszając ramionami. – T-tylko nie
wiem jak.
-
Popracujemy nad tym – powiedziała profesor McGonagall, wyciągając kilka ulotek
z kupki i otworzyła jedną z nich. – Możesz wybrać zostanie aurorem, jednak
powinnam cię ostrzec, że nie jest to łatwa kariera zawodowa. Potrzebujesz
minimum pięciu OWTM-ów i jako oceny nic poniżej „Powyżej Oczekiwań”. Po tym,
będziesz musiał przejść rygorystyczną serię testów charakteru i zdolności. Bardzo
niewiele osób je zdaje. W rzeczywistości, chyba nikt ich nie zdał przez
ostatnie trzy lata.
Profesor
McGonagall odłożyła ulotkę i spojrzała na Harry’ego, czekając, aż ten uniesie
wzrok.
-
Co do przedmiotów, potrzebujesz obrony przed czarną magią, transmutację,
zaklęcia i eliksiry. Powinnam cię ostrzec, Harry, że akceptuję tylko uczniów do
mojej klasy OWTM-owej, którzy ze Standardowych Umiejętności Magicznych
otrzymali „Powyżej Oczekiwań” albo wyżej. – Wyciągnęła coś, co wyglądało na
teczkę z dokumentami i otworzyła ją. – Według twoich nauczycieli, twoje oceny
poprawiły się w ciągu ostatnich lat. Jedynym wątpliwym przedmiotem są eliksiry,
w których masz średnią między „Zadowalający” a „Powyżej Oczekiwań”. Muszę cię
też ostrzec, że profesor Snape akceptuje tylko uczniów, którzy na SUM-ach
otrzymali „Wybitny”. Cięższa praca na jego zajęciach nie zaszkodzi.
Harry
zwalczył chęć prychnięcia. Mógłby wynaleźć eliksir, który leczy wszystkie
choroby, a i tak by nie dostał „Wybitnego” od profesora Snape’a. Lepiej po
prostu zaakceptować fakt, że profesor Snape nigdy nie otworzy umysłu, jeśli
chodzi o dziecko Huncwotów. Na szczęście dla Harry’ego, to nie profesor Snape
będzie go egzaminował, więc przynajmniej miał jakąś nadzieję, że dobrze zda
swojego SUM-a.
-
Kolejną opcją jest uzdrowicielstwo – powiedziała profesor McGonagall, podnosząc
ulotkę. – Ma podobne wymagania jak zawód aurora, ale wymaga zielarstwa.
Potrzebowałbyś przynajmniej „Powyżej Oczekiwać” na poziomie OWTM-ów z
zielarstwa, oprócz innych SUM-ów. Również po ukończeniu szkolenia odbywa się
trening. Może to byłoby dla ciebie bardziej odpowiednie, Harry. Muszę
powiedzieć, że już i tak spędzasz dość dużo czasu w skrzydle szpitalnym. Równie
dobrze mógłbyś wykorzystać ten czas.
-
Hej! – wykrzyknął z urazą Harry. – Większość wypadków to nie moja wina.
Profesor
McGonagall popatrzyła na Harry’ego i uśmiech powoli pojawił się na jej twarzy.
-
Żartuję, Harry – rzekła. – Oczywiście, jest jeszcze nauczanie, które wymaga
osiągnięcia mistrzostwa z dziedziny, której chcesz nauczać… chyba że dyrektor
nie będzie umiał znaleźć nikogo na tą pozycję… albo zostaniesz zaaprobowany
przez Ministerstwo. Wymaga to również zdania przedmiotów takich jak zielarstwo,
eliksiry, obrona przed czarną magią, transmutacja, astronomia i zaklęcia. Muszę
powiedzieć, że twoja grupa jest wielką oznaką, że byłbyś doskonałym
nauczycielem.
-
Ale przez większość czasu nie nauczam – zaprotestował Harry. – Zwykle stoję w
kącie…
-
A kto naucza Radę? – odparowała profesor McGonagall. – Gdybyś rok temu mi
powiedział, że Neville Longbottom za rok będzie w stanie stworzyć cielesnego
Patronusa, oddałabym cię do św. Mungo. Chyba nie widzisz, jaki pozytywny wpływ
masz na innych, Harry. Wielu uczniów z waszej grupy zmieniło się dzięki tobie
na lepsze. To jest typ osoby, która
powinna być nauczycielem. Rozumiem, że bardzo nie lubisz dużej ilości uwagi,
którą otrzymujesz, ale czy kiedykolwiek rozważyłeś to, że może na nią
zasługujesz?
Harry
skrzywił się, odwracając wzrok. Natychmiastowo wiedział, że to była walka,
której nie wygra.
-
Obawiam się, że nie mogę ci pomóc w odniesieniu do żeńskiej populacji szkoły –
powiedziała McGonagall, sprawiając, że Harry spojrzał na nią zdezorientowany. –
Sugeruję, żebyś porozmawiał na ten temat ze swoimi opiekunami. Co do reszty
uwagi, nie mogę zaprzeczyć, że jesteś wzorem do naśladowania, Harry. Uczniowie
patrzą na ciebie z podziwem, a osobiście jestem wdzięczna, że mają kogoś
takiego do podziwiania. Jesteś wspaniałym młodym człowiekiem, Harry. Twoi
rodzice z pewnością byliby z ciebie dumni.
Harry
westchnął. Jak miał na to odpowiedzieć? Nie chciał w to wierzyć, ale to był w
takim punkcie, że zdawał sobie sprawę, że kłótnia do nikąd go nie doprowadzi. Wszyscy
mieli swoje zdanie i nic, co powie, tego nie zmieni. To prawdopodobnie była
największa lekcja, której nauczył się od Syriusza i Remusa. Ludzie będą wierzyć
w to, co chcą wierzyć. Póki było się szczerym ze samym sobą, tylko to miało
znaczenie.
Profesor
McGonagall wstała i obeszła biurko, by stanąć tuż przed nim.
-
Co do opcji twojej kariery, póki co zostawię w twoich dokumentach te trzy opcje
– powiedziała z lekkim uśmiechem. – Czasami lepiej zostawić sobie otwarte
drzwi. To wszystko są bardzo zaszczytne zawody, Harry. Jeśli miałbyś
jakiekolwiek pytania, co do nich, jestem pewna, że auror Tonks, pani Pomfrey i
jakikolwiek nauczyciel będą chętni ci pomóc. Musisz jedynie zapytać.
Harry
skinął głową, czując lekkie poczucie winy, że miał z tym taki kłopot.
-
Czy to…eee… normalne? – zapytał cicho. – Znaczy, nie manie pojęcia, co wybrać.
Profesor
McGonagall zapewniająco ścisnęła ramię Harry’ego.
-
Oczywiście, że to normalne – powiedziała. – Nie sądzę, by istniał jakikolwiek
uczeń, który by w wieku piętnastu lat miał jasny obraz tego, co chce robić w
życiu i ostatecznie podążał za tym przez całe życie. To jest tylko po to, byś
był świadom możliwych opcji, żebyś
mógł się odpowiednio przygotować, rozumiesz?
Harry
ponownie skinął głową i wstał, chwytając szkolną torbę.
-
Dziękuję, pani profesor – powiedział ze zmęczeniem. – Chyba to trochę dużo do
przetrawienia.
-
Dobrze – powiedziała McGonagall z uśmiechem. – Skoro nie masz więcej pytań,
myślę, że to kończy nasze rozważania. – Harry odwrócił się, by odejść. – Och… i
Harry, jestem dumna z tego, jak poradziłeś sobie z obecnością pracowników
Ministerstwa. Jeśli już to ich zainteresowanie tobą wzrosło.
Harry
nie mógł powstrzymać jęknięcia, wychodząc z biura profesor McGonagall,
wywołując u niej śmiech. Jeśli już, obecność trzech przedstawicieli
departamentów wywołała w Harrym negatywne myśli. Nie lubił ludzi, którzy
próbowali dojść do swego przez innych. To zbyt mocno przypominało mu o Knocie i
Umbridge. W tym momencie Harry desperacko chciał uderzyć pięścią w ścianę.
Dlaczego ktoś miałby się nim interesować, po tym, jak wykopał ich z pokoju? To
nie miało żadnego sensu.
Nie
był w nastroju na wróżbiarstwo, więc skierował się bezpośrednio do klasy obrony
i poczekał, aż zajęcia się skończą. Próbował wykorzystać techniki uspokajające,
ale był zbyt sfrustrowany, żeby się skoncentrować. Nawet nie wiedział, dlaczego
ta cała sytuacja tak go poruszyła. Kilku przedstawicieli departamentów w
Ministerstwie próbowało zyskać sobie przyjaźń chłopca, który przeżył. No i co?
Przecież to nie był pierwszy raz.
Ale nigdy wcześniej nie byłem
tym tak zaskoczony.
Dźwięk
dzwonka wyrwał Harry’ego z myśli. Opierając się o ścianę, poczekał, aż wszyscy
wypełniający pomieszczenie, wyjdą. Podszedł do swojego zwykłego miejsca na
przedzie klasy, rzucił na biurko swoją torbę i opadł na krzesło. Nawet nie
zauważył, że w pomieszczeniu jest Syriusz, który obserwował go uważnie.
Zamykając oczy, Harry desperacko próbował ukryć swoje skotłowane emocje. Musiał
coś zrobić, bo inaczej czuł, że eksploduje.
-
Harry, coś jest nie tak? – zapytał ostrożnie Syriusz zza swojego biurka. –
Stało się coś podczas twoich konsultacji?
Harry
prychnął.
-
Nic takiego – powiedział sarkastycznie. – Nikt z Ministerstwa nie chciał przedstawić
chłopcu, który przeżył oferty pracy z nimi. – Syriusz natychmiast wstał na
nogi. – Przecież nie jestem osobą, która ma jakikolwiek wybór. Jestem tylko
narzędziem, rekwizytem publiki i wszyscy mogą mną dyrygować, jak tylko chcą. –
Harry uderzył pięściami w stół, gdy frustracja wzięła nad nim górę, nieświadom,
że kilka przedmiotów w pomieszczeniu zaczęło się trząść. – Nie znoszę tego!
Dlaczego nie mogą zwyczajnie zostawić mnie w spokoju?
Syriusz
natychmiast znalazł się przy boku Harry’ego. Ukląkł i odwrócił Harry’ego tak,
by ich oczy się spotkały.
-
McGonagall na to pozwoliła? – zapytał zdezorientowany. – Dumbledore na to
pozwolił?
Trzęsące
przedmiotu powoli znieruchomiały.
-
Ewidentnie przedstawiciele byli wyjątkowo uparci – wymamrotał Harry, odwracając
wzrok i wzdychając. – Przepraszam. Chyba jestem zestresowany tym wszystkim, co
się dzieje. To była ostatnia rzecz, jakiej dzisiaj potrzebowałem. – Harry
zwrócił na Syriusza błagalne spojrzenie. – Czy jest za późno, żeby zmienić
nazwisko?
Syriusz
potargał włosy Harry’ego.
-
Porozmawiam na ten temat z Lunatykiem – powiedział, po czym spoważniał. –
Porozmawiam o tym z McGonagall i Dumbledorem, Harry. Powinni skontaktować się z
Remusem albo ze mną w chwili, gdy ktokolwiek wyraził zainteresowanie zobaczenia
się z tobą. Powiedziałem jasno Dumbledore’owi, że nawet jeśli, jestem tu, by
nauczać, moim priorytetem jesteś ty. – Syriusz wstał i wyciągnął różdżkę.
Kilkoma machnięciami, jego biurko zostało transmutowane w platformę do
pojedynków, a biurka uczniów przesunęły się pod ścianę. – Co powiesz na krótki
pojedynek, nim zaczną się zajęcia? Wyglądasz, jakbyś tego potrzebował.
Harry
wstał i niemal podskoczył, gdy jego krzesło nagle przesunęło się pod ścianę, by
dołączyć do reszty. Zdjąwszy szatę i odrzuciwszy ją, Harry automatycznie
podszedł do platformy. Wskoczył na nią, a tuż za nim Syriusz. Nie powiedzieli
ani słowa. Oboje znali swoje ruchy na pamięć. Zrobili wyznaczoną ilość kroków,
po czym odwrócili się i pojedynek się zaczął. Harry natychmiast stanął w ofensywie,
a Syriusz wziął odwet. Nie rzucali nic niebezpiecznego, ale siła zaklęć
pokazywała jasno, że się nie powstrzymywali.
Syriusz
zdołał pierwszy rozbroić Harry’ego, ale nie na długo, ponieważ Harry zdołał
niewerbalnie przywołać różdżkę. Chwyciwszy różdżkę, Harry uchylił się przed
nadchodzącym zaklęciem i rzucił serię zaklęć w Syriusza, rozbrajając go. Syriusz
był na tyle blisko, by rozpocząć atak fizyczny. Harry szybko schował różdżkę i
zablokował uderzenia i kopnięcia, które poszły w jego stronę, będąc w stanie
sam wymierzyć kilka. Widząc możliwość, Harry skoczył, podciągnął kolana do
piersi, po czym gwałtownie je rozprostował i uderzył nimi w pierś Syriusza.
Syriusz wydał z siebie głośne „uch” i upadł do tyłu. Harry zmienił pozycję
ciała w powietrzu i opadł na jedno kolano. Natychmiast machnął nadgarstkiem i
chwycił różdżkę, wstając i kierując ją na Syriusza, który leżał płasko na
plecach.
-
Poddajesz się? – zapytał Harry.
-
Poddaję – przyznał Syriusz napiętym głosem, siadając i chwytając się za klatkę
piersiową. – Auu, Harry. To naprawdę boli. Następnym razem wezwę Lunatyka, żeby
się z tobą pojedynkował.
Harry
westchnął, ponownie chowając różdżkę i pomagając Syriuszowi wstać.
-
Wybacz, Syriuszu – powiedział szczerze. To wtedy Harry się zorientował, jak
bardzo stracił kontrolę. Pozwolił emocjom i instynktowi przejąć nad nim
kontrolę, zamiast myśleć logicznie. – Mam wezwać panią Pomfrey?
Syriusz
spiorunował go wzrokiem.
-
Ani się waż – ostrzegł, po czym wyszczerzył się. – Jednakże zastrzegam sobie
prawo do rewanżu i następnym razem nie będę się w ogóle powstrzymywał. Robisz
się w tym dobry, dzieciaku.
Dźwięk
chrząknięcia sprawił, że obaj podskoczyli i odwrócili się, dostrzegając całą
klasę, stojącą w drzwiach z rozszerzonymi oczami. Harry i Syriusz powstrzymali
jęk. Oboje zapomnieli zamknąć i zakluczyć drzwi. Harry i Syriusz mogli sobie
tylko wyobrazić, jak musiał wyglądać pojedynek ich dwóch dla kogoś, kto nie
wiedział, co się działo wcześniej.
Cisza
została w końcu przerwana przez Rona.
-
Co to, do cholery, było? – zapytał głośno, wywołując u kilku osób śmiech.
Syriusz
i Harry zeskoczyli z platformy.
-
Zignoruję to wyrażenie… tym razem – powiedział animag z ironicznym uśmiechem.
Rozejrzał się i zlazł swoją różdżkę na ziemi na końcu platformy. Podniósł ją i
kilkoma machnięciami przywrócił klasę do normalności.
-
Wszyscy zajmijcie miejsca, żebyśmy mogli zacząć. Szybko zbliżają się wasze
SUM-y, a wciąż mamy dużo do nadrobienia.
Wszyscy
zajęli swoje normalne miejsca, a Ron szybko usiadł obok Harry’ego.
-
Więc co się stało? – wyszeptał. – Wyglądało to tak, jakbyście się próbowali
pozabijać.
Harry
spojrzał na Rona z uniesioną brwią. To była ostatnia rzecz, jaką robili, ale
rozumiał, że ktoś mógł tak pomyśleć.
-
Moje konsultacje z McGonagall nie poszły dobrze – powiedział cicho. – Pojedynek
był sposobem, by o tym nie myśleć i niweczył nieco napięcia. Jak dużo
widzieliście?
-
Tylko część fizyczną – powiedział Ron, spoglądając na Hermionę. – Więc co się
stało podczas twoich konsultacji?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Przyszli ludzie z Ministerstwa – powiedział, przewracając oczami z irytacją. –
Wykopałem ich. Chyba miałem dość kłopotów, próbując wymyślić jakiś zawód bez
nich, komplikujących sprawę; mówiliby mi, jak wspaniale byłoby, gdyby chłopiec, który przeżył dołączył do ich
departamentów.
Ron
skrzywił się na sarkastyczny ton Harry’ego.
-
Przykro mi to słyszeć, kumplu – powiedział ze współczuciem. – Zdecydowałeś w
sprawie swojego zawodu?
Harry potrząsnął głową, po czym skupił swoją
uwagę na Syriuszu, odsuwając konsultacje w tył swojego umysłu, żeby się
skoncentrować. Syriusz miał całkowitą rację. Wkrótce będą SUM-y. Mógł nie
wiedzieć, co chce robić po Hogwarcie, ale póki co nie miało to znaczenia. Mógł
tylko skoncentrować się na nadchodzących egzaminach i od tego momentu
przyglądać się opcjom. Jednak w tym momencie, Harry nie był chętny rozważać
żadnej pozycji w Ministerstwie. Może z czasem to się zmieni, ale obecnie Harry
czuł zwyczajnie zbyt wielką niechęć do tego miejsca, które wywołało jemu i jego
obecnej rodzinie tak wiele bólu.
^^^
Następnego
dnia Harry został zaskoczony, gdyż profesor Dumbledore i McGonagall odszukali
go, by przeprosić, że nie odesłali reprezentantów z Ministerstwa. Harry
próbował zapewnić swoją Opiekunkę Domu i dyrektora, że nie obwinia ich, ale
najwyraźniej Syriusz zrobił im spory wykład. Remus również zdołał przyprzeć go
do muru i zaoferował ucho, gdyby Harry chciał porozmawiać. Harry nalegał, że
nic mu nie jest, ale Syriusz i Remus już rzadko wierzyli w tą wymówkę. Używał
jej zbyt często, gdy Umbridge była w Hogwarcie.
Harry
nie był w stanie długo myśleć o tym, co się stało, gdyż tak napięty stał się
jego plan zajęć. Ponownie odkrył, że jego wolny czas jest ograniczony tylko do
poranków przed zajęciami. Zbliżał się końcowy mecz sezonu Quidditcha, a
Gryffindor był najwyżej w Pucharze Quidditcha, profesor Snape jeszcze mocniej
naciskał na Harry’ego podczas lekcji oklumencji, Rada zdecydowała zacząć
stosować podejście Syriusza, wykorzystując to, czego się nauczyli, w
pojedynkach, co oznaczało, że wszyscy z Rady musieli znać wytyczne dotyczące
pojedynków, a oczywiście niekończąca się praca domowa była stałym problemem od
pięciu lat.
Harry
został wyrwany z rutyny po tygodniu od konsultacji, gdy Remus wyciągnął go z
wróżbiarstwa i zabrał bezpośrednio do biura profesora Dumbledore’a. Po wejściu
w Harry’ego uderzyło uczucie déjà vu, gdy zobaczył, że Dumbledore nie jest sam.
Przed biurkiem Dumbledore’a stali sztywno Tonks i Kingsley Shacklebolt. Harry
rozpoznawał tą pozę. To była poza Tonks pod tytułem „jestem na służbie”.
-
Proszę, wejdźcie, Remusie, Harry – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore,
wstając. – Musimy przedyskutować kilka spraw.
Harry
podążył za Remusem do krzeseł postawionych przed biurkiem Dumbledore’a i
usiadł. Spoglądając na dwóch aurorów, Harry dostrzegł mrugnięcie Tonks i lekki
uśmiech Shacklebolta. To było dziwne. Kingsley Shacklebolt rzadko pokazywał coś
poza profesjonalizmem. Harry skupił uwagę na Dumbledore’a i zauważył spory stos
pergaminów na biurku. Kątem oka, Harry nie mógł nie dostrzec, jak Remus
sztywnieje. To był wskaźnik kluczowy, że coś się działo.
-
Powinienem cię poinformować, Harry, że dziś rano, Korneliusz Knot został zdjęty
ze stanowiska poprzez głosowanie większości Wizengamotu – powiedział profesor Dumbledore
swoim uprzejmym głosem. – Wygląda na to, że jasną stroną ostatnich wydarzeń
było to, że większość ludzi straciła ufność we władzy Ministerstwa.
Harry
nie mógł w to uwierzyć. Knot został odwołany? To zdawało się zbyt dobre, by być
prawdziwe. Harry spojrzał ostrożnie na Tonks i Shacklebolta, którzy skinęli
głowami potwierdzająco. Teraz rozumiał, dlaczego zachowywali się tak
niecharakterystycznie radośnie… cóż, przynajmniej Shacklebolt. Tonks zawsze
zdawała się szczęśliwa.
-
Póki nie zostaną przeprowadzone oficjalne wybory – kontynuował profesor
Dumbledore, – Amelia Bones będzie obecnie zajmowała stanowisko Ministra, a jej
pierwszym nakazem było rozpoczęcie formalnego dochodzenia w sprawnie wywiadu,
który udzieliłeś Ricie Skeeter, by sprawdzić, czy Voldemort rzeczywiście
powrócił. Tonks i Kingsley są tu by zebrać twoje „oficjalne oświadczenie”.
Amelia chce chyba uczynić tą sytuację jak najmniej bolesną, wysyłając kogoś
„znajomego”.
-
To wyjaśnia Tonks, a nie Kingsleya – powiedział ostrożnie Remus. – Miałem
wrażenie, że Amelia nie jest świadoma, kto jest w Zakonie.
-
Zgłosiłem się – powiedział zwyczajnie Kingsley. – Jako że był potrzebny starszy
auror, byłem pierwszym wyborem, ponieważ już wcześniej pracowałem z Tonks.
Amelia nie jest świadoma, że w ogóle znam Harry’ego. Strasznie mnie przepytała,
żeby się upewnić, że potraktuję go sprawiedliwie. – Shacklebolt skupił swoją
uwagę na Harrym i stłumił uśmiech. – Wywarłeś niezłe wrażenie na wyższych
rangą, dzieciaku. Grint mówił wszystkim o waszym małym spotkaniu z zeszłego
tygodnia. Zdecydowanie uznał tą sytuację za bardzo zabawną.
Harry
przewrócił oczami i potrząsnął głową z irytacją.
-
Nie rozumiem, dlaczego – wymamrotał. – Tylko go wykopałem…
-
Co niewiele osób by zrobiło, Harry – powiedziała poważnie Tonks. – Większość
wykorzystałaby okazję, która została im podetknięta pod nos, ale nie ty.
Nalegałeś, by traktowano cię jak wszystkich innych. Nawet po tym, co się stało,
jest wiele ludzi, którzy wciąż mają złudne wrażenie, że cieszy cię uwaga opinii
publicznej.
-
Więc jaka jest „wersja oficjalna”? – zapytał Remus, wracając do głównego tematu
dyskusji.
-
Uważam, że historia, którą Harry opowiedział Ricie wystarczy – odpowiedział
profesor Dumbledore. – Musimy tylko dokładnie wiedzieć, jakie poczyniłeś różnice.
Jeśli sam „Prorok Codzienny” wchodzi w sojusz z Harrym, naprawdę nie powinniśmy
teraz ich dyskredytować.
-
Nie zmieniłem niczego – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Zwyczajnie
nie wspomniałem o wszystkim, że miałem wybuch, o naszych różdżkach labo o
echach, rozumie pan. Powiedziałem tylko, że Voldemort osłabł, a ja uciekłem
poprzez puchar. Rita założyła, że wszystkie moje obrażenia powstały podczas
pojedynku.
Dumbledore
pomyślał przez chwilę, po czym spojrzał na Harry’ego w zamyśleniu.
-
Amelia nie zaakceptuje założeń, Harry – powiedział cierpliwie. – Będzie chciała
znać powód każdej twojej rany. Zdołaliśmy zachować w tajemnicy stan twojego
serca, ale szkoła dowiedziała się o zapadnięciu twoich płuc i potrzebie
noszenia maski tlenowej, żebyś mógł oddychać. Nie mam wątpliwości, że Susan
przekazała nieco wiadomości swojej ciotce. Musimy stąpać ostrożnie, Harry.
Jeśli Amelia zażąda twoich akt medycznych, dowie się o wielokrotnych
przypadkach wyczerpania magicznego.
-
Ale potrzebowałaby zgody mojej albo Syriusza na zobaczenie medycznych akt
Harry’ego – odparł Remus. – Byłem tam, gdy Harry udzielał wywiadu, Dumbledore.
Kto powiedział, że Harry nie doznał obrażeń podczas pojedynku? Został uderzony
o drzewo! Gdyby Amelia Bones miała jakieś pytania, może porozmawiać ze mną albo
z Syriuszem. Bez względu na to, co mogą myśleć niektórzy ludzie, życie Harry’ego nie jest dostępne opinii
publicznej. Knot próbował przekroczyć tą linię wiele razy. Wtedy to
powstrzymaliśmy i teraz też to zrobimy.
Profesor
Dumbledore westchnął.
-
Remusie, nie jestem twoim wrogiem – powiedział ze zmęczeniem. – Oboje wiemy, że
reguły rzadko mają zastosowanie, gdy chodzi o Harry’ego, bez względu na to, jak
staramy się czemuś zapobiec.
-
I to dlatego jesteśmy tu z Syriuszem – powiedział stanowczo Remus. – Rozumiem,
że próbujesz zyskać sojusznika, ale osobiście, ani trochę o to nie dbam. Myślę,
że Syriusz jasno przedstawił swoje opinie, gdy akceptował swoje stanowisko.
Zgadzam się z nim. Harry już wystarczająco wiele razy się wystawiał, żeby ci
pomóc. Czy muszę ci przypomnieć, że to z jego powodu Umbridge jest w Azkabanie,
opinia publiczna wie o powrocie Voldemorta, a teraz Knot został odwołany ze
stanowiska Ministra?
-
Nie musisz mi przypominać, Remusie – powiedział spokojnie Dumbledore. – Jestem
świadom, że Zakon jest Harry’emu dłużny. Chcę tylko uniknąć problemów w
najbliższej przyszłości. Wciąż jest wiele osób w Ministerstwie, którzy spróbują
wykorzystać kogoś o zdolnościach Harry’ego do własnych celów. Musimy się
upewnić, że w historii Harry’ego nie ma żadnych dziur.
-
I tak zrobimy – powiedziała Tonks poważnym tonem, który tak do niej nie
pasował. – Naprawdę myślisz, że któryś z nas naraziłby Harry’ego na
niebezpieczeństwo? Bones jest szefową Departamentu Przestrzegania Prawa
Magicznego. Wiemy, czego się po niej spodziewać, Dumbledore. Zapomniałeś
również, że w przeciwieństwie do Knota, Bones nie przekroczy linii, gdy chodzi
o prawa Harry’ego.
Harry
potarł oczy pod okularami. Sądząc po ich głosach, nie był jedyną zestresowaną
osobą. Nie mógł powstrzymać uczucia zawstydzenia spowodowanego faktem, że
wszyscy kłócą się z powodu tego, że próbują go chronić. Kłócili się tak, jakby
go tu nawet nie było.
-
Doceniam pana zaniepokojenie, profesorze, ale nie mogę teraz zmienić historii –
powiedział spokojnie Harry. – „Prorok Codzienny” zrobił dość śmiały ruch,
biorąc moją stronę. Z tego co słyszałem o pani Bones, wydaje się być
sprawiedliwą kobietą. Miałem te wybuchy od mojego trzeciego roku i nikt się o
nich nie dowiedział na własną rękę. Nie mówię, że nie ma się czym martwić, ale
podjęto wszystkie środki bezpieczeństwa, prawda?
-
On ma rację, Dumbledore – dodał Kingsley. – Rozumiem, że musisz być ostrożny,
ale nikt wcześniej nie kwestionował ran dzieciaka. Biorąc pod uwagę
bezwzględność Voldemorta, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował
obrażeń Harry’ego. W tym momencie szczegółowe badanie, które rany Harry mógł
albo nie mógł otrzymać, jest ostatnie na liście priorytetów. Bones skupia się
na tym, czy Voldemort rzeczywiście powrócił i na śmierciożercach, którzy byli
tam tamtej nocy.
-
Bardzo dobrze – powiedział w końcu profesor Dumbledore. – Więc powinniśmy
zacząć.
Harry
i Remus ponownie opowiedzieli historię, którą zrelacjonowali Ricie Skeeter.
Tonks wszystko udokumentowała, podczas gdy Shacklebolt zapytał o kilka punktów.
Profesor Dumbledore pozostawał cicho przez cały czas, podczas gdy Harry nie
wiedział, jak to interpretować. Mógł powiedzieć, że Dumbledore nie był
zadowolony, że został odtrącony, ale zwyczajnie nie rozumiał, czym dyrektor się
tak martwi. Syriusz i Remus zaaprobowali historię, a byli okropnie
nadopiekuńczy.
W
chwili, gdy skończyli, Remus wyciągnął Harry’ego z biura Dumbledore’a,
twierdząc, że Harry musi iść na zajęcia. Harry nie przegapił spojrzenia pełnego
rozczarowania na twarzy profesora Dumbledore’a ani współczucia na twarzy Tonks.
Coś się tu zdecydowanie działo, a sądząc po sposobie, w jaki Dumbledore i Remus
się zachowywali, było tak od całkiem długiego czasu. Harry wiedział, że Syriusz
i Remus mieli pewne zastrzeżenia co do decyzji Dumbledore’a, ale nigdy nie
myślał, że było coś, czym miał się martwić. Wyraźnie się mylił.
-
Remus, dlaczego się tak zachowywałeś? – zapytał cicho Harry. – Profesor
Dumbledore tylko próbował pomóc.
Remus
natychmiast zatrzymał się i spojrzał na Harry’ego, po czym pociągnął go do
pustej klasy. Zamknął drzwi, wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie wyciszające.
-
Wiem, jak to musiało wyglądać, Harry, ale musisz coś zrozumieć. Dumbledore nie
jest tylko dyrektorem Hogwartu. Jest też przywódcą Zakonu Feniksa, sekretnej
organizacji, która musi wykorzystać każdą szansę, żeby przodować w wojnie.
Zyskanie sprzymierzeńca pokroju Amelii Bones byłoby bardzo cenne, więc
Dumbledore może być okropnie usłużny, żeby zagwarantować sobie jej poparcie.
Razem z Syriuszem to rozumiemy, ale nie zamierzamy mu pozwolić wykorzystywać
cię, żeby to osiągnąć.
-
On mnie nie wykorzystuje – zaprotestował Harry. – To wszystko przez coś, co ja zrobiłem, pamiętasz? To ja rozmawiałem z Ritą Skeeter. Profesor
Dumbledore nie miał z tym nic wspólnego. Wiem, że pewnie wiele się dzieje w
Zakonie rzeczy, o których nie wiem, ale…
-
Harry, posłuchaj mnie – powiedział Remus, kładąc ręce na ramionach Harry’ego. –
Wiem, że to może wydawać się dezorientujące, ale musisz zwyczajnie zaufać mi i
Syriuszowi. Jasno przedstawiliśmy Dumbledore’owi swoje priorytety, że jeśli
przyjdzie nam wybierać między tobą a Zakonem, wybierzemy ciebie. W tym momencie
liczy się tylko ochrona ciebie. Wiem, że Dumbledore o ciebie dba, ale musi
martwić się o wojnę. Rozważa wszystko w szerszej perspektywie. Nie zrozum mnie
źle, ktoś musi. Chcemy się tylko upewnić, że nie zostaniesz złapany gdzieś
pośrodku tego. Nawet jeśli już przez tak wiele przeszedłeś, wciąż jesteś w
szkole. Wciąż masz prawo być dzieckiem.
Spoglądając
w oczy Remusa, Harry nie mógł się nie zgodzić. Remus błagał go, żeby mu zaufał,
bez względu na osobistą opinię Harry’ego. Mógł nie do końca rozumieć, co się
działo między jego opiekunami a Dumbledorem, ale miał całkiem niezły tego
obraz. Nie mógł obwiniać Dumbledore’a za koncentrowanie się na wojnie. To z
pewnością było w tym momencie dużo ważniejsze. Harry mógł nie lubić wrogości
między Dumbledorem a jego opiekunami, ale w tej chwili nic nie mógł z tym
zrobić. Mógł mieć tylko nadzieję, że trójka czarodziei wcześniej czy później
znajdzie złoty środek.