Dwór Malfoyów
Wiltshire:
-
Nie podobała ci się kolacja, Bello? – zapytała cicho Narcyza, unosząc pytająco
brew w kierunku starszej siostry, która siedziała ze zniesmaczoną miną nad
daniem głównym, złożonym z solonych i pieprzonych krewetek na ryżu jaśminowym
ze szparagami. – Jeśli tak, mój skrzat domowy zaserwuje ci coś innego. To żaden
kłopot.
Bellatrix
bawiła się swoim ryżem, krzywiąc się.
-
Nie jestem szczególnie głodna, Cyziu. Choć to wygląda dość kusząco.
Cała
trójka jadła dość późną kolację, świętując powrót Lucjusza do zdrowia po
obrażeniach. Draco wyjechał na tydzień do Goyle’a, więc trójka dorosłych mogła
swobodnie omawiać sprawy śmierciożerców, spiski i intrygi. Bo chociaż ich pan
został pokonany, trójka wciąż miała nadzieję, że któregoś dnia powróci, a
zwłaszcza Bellatrix przysięgła zrobić wszystko, co w jej mocy, by sprowadzić go
z powrotem. Czciła Voldemorta z takim samym obsesyjnym oddaniem, co fanatyczka,
poświęciła całą swoją istotę sprawianiu mu przyjemności, a teraz, gdy go nie
było, była zagubiona, bez celu i zwyczajnie zła.
Nie
mogła sobie też przypomnieć, co stało się z nią dwa tygodnie wcześniej, poza
tym, że Narcyza wróciła z zakupów i znalazła ją pod wpływem jakiegoś rodzaju
klątwy, która zmusiła ją do ponownego przeżywania każdej mrocznej klątwy, którą
kiedykolwiek na kimkolwiek użyła, torturując ją poczuciem winy z powodu
zbrodni. Ktokolwiek rzucił klątwę, zostawił ją przywiązaną do krzesła, jak
również wyciszył pokój. Narcyza i Lucjusz pracowali razem, by po tygodniu udało
im się zdjąć klątwę, ale Bellatrix wciąż odczuwała nietypowe kłucie winy, jak
również miała dziury w pamięci.
Lucjusz
podejrzewał, że jakiś auror działał solo i znalazł drogę do rezydencji,
próbował wyciągnąć jakieś odpowiedzi od Bellatrix o jej roli, jaką odegrała
jako śmierciożerca, czy coś takiego, być może miała przyznać, jakie zaklęcie
rzuciła na swojego kuzyna, Syriusza. Co do Syriusza, został on oczyszczony ze
wszystkich zarzutów i odpoczywał teraz w swoim rodzinnym domu, zgodnie z
najnowszym artykułem w Proroku Codzienny.
Bellatrix zaczęła syczeć na wszystko dookoła, gdy przeczytała artykuł,
przeklinając swojego kuzyna do dziesięciu pokoleń wstecz, zastanawiając się,
jak zdołali odwrócić klątwę, którą wymyśliła. Stąd podejrzenie Lucjusza co do
tajnego aurora.
-
Bello, nadal zadręczasz się utraconymi wspomnieniami? – zapytała jej młodsza
siostra, ubrana była w ciemnoniebieski kombinezon z dopasowanymi szatami, a
włosy miała modnie upięte. – Wiesz, że nie jest dobrze myśleć nad rzeczami,
których nie możesz zmienić.
-
Gdyby któreś z was było choć w połowie kompetentne w przygotowywaniu eliksirów
przywracających pamięć, nie brakowałoby mi żadnych wspomnień! – splunęła Bella
z irytacją. Miała na sobie szkarłatną sukienkę ze szpiczastymi rękawami, a jej
paznokcie pomalowane były na dopasowany kolor.
-
To niesprawiedliwe, Bello – zganił ją Lucjusz. – Wiesz, że eliksir
przywracający pamięć nie zawsze działa, zwłaszcza jeśli osoba, która rzuciła
zaklęcie pamięci, była ekspertem w dziedzinie magii umysłu. Pierwotnym celem
eliksiru przywracającego pamięć było naprawianie wspomnień utraconych w wyniku
wypadku, takiego jak wstrząs mózgu albo chorób, jak demencja. Nie ma
prawdziwego zaklęcia lub eliksiru przeciwdziałającego zaklęciu pamięci.
-
Wszyscy jesteście bezużyteczni! Gdyby mój pan tu był, on byłby w stanie mi pomóc! – krzyknęła namiętnie. – On nie spocząłby, póki winowajca nie
zostałby schwytany, a jego serce nie spłonęłoby w kominku!
Lucjusz
powstrzymał jęk i potarł skronie. Postawa Bellatrix zaczęła przyprawiać go o
migrenę.
-
Cóż, naszego pana tu nie ma, Bello, więc po prostu musisz się z tym pogodzić –
warknął.
-
Ból głowy, kochanie? – zapytała zaniepokojona Narcyza.
-
Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić, kochanie – powiedział szybko Lucjusz,
bo jeśli dojdzie do tego marudzenie jego żony, a oszaleje. Jego uzdrowiciel
opatrzył go przy pomocy specjalnego szklanego oka, wyrzeźbionego w magicznym
chryzoberylu, które nie tylko pozwalało mu normalnie widzieć, ale też widzieć w
ciemności, jak kot. Mógł również oczarować osobę zaklęciem hipnotyzującym.
Jedyną wadą magicznej kuli było to, że nie można było jej usunąć, w
przeciwieństwie do oka Szalonookiego Moody’ego, oko Lucjusza było na stałe
przymocowane do jego twarzy.
-
Martw się o mnie, nie o niego! To nie on ma dziury w pamięci! – jęknęła
rozdrażniona Bellatrix.
Lucjusz
zacisnął zęby i żałował, że nie może stworzyć kolejnych trwałych dziur w
pamięci Bellatrix. Nigdy nie dbał o swoją szwagierkę, uważał ją za zbyt
wymagającą, upartą i irytującą – pierwszej klasy sukę, jeśli kiedykolwiek jakąś
widział, a po śmierci ich pana stała się jeszcze bardziej niemożliwa. Sięgnął
po kieliszek białego wina i wychylił go. Czasami jedynym sposobem na przeżycie
wieczoru z Bellatrix było mocne wypicie.
-
Martwię się o was obu – powiedziała
dyplomatycznie Narcyza. Powoli pociągnęła łyk schłodzonej sody melonowej i
powiedziała: – Jeśli chcesz się dowiedzieć, kto rzucił na ciebie zaklęcie winy
i zobliviatował się, może zaklęcie wsteczne pomoże?
-
Co to jest?
-
Zaklęcie, które umożliwia przeglądanie przeszłych wspomnień do trzech tygodni
wstecz. Historycy używają go, by upewnić się co do pewnych faktów, podczas
pisania zwoi historycznych – odpowiedziała Narcyza. – Kiedy pracowałam jako
skryba dla Brytyjskiej Czarodziejskiej Biblioteki Narodowej, musiałam nauczyć
się tego zaklęcia. Nigdy go nie rzucałam, ale wiem, że działa. Historycy i
bibliotekarze używali go cały czas.
-
To jak zmieniacz czasu? – zapytał Lucjusz.
-
Nie. Właściwie nie cofasz się w czasie, po prostu oglądasz wydarzenia z
przeszłości. Może chcesz, żebym je rzuciła, Bello?
-
Co to za pytanie, Cyziu? – warknęła nerwowo wiedźma. Wyrzuciła dłonie w
powietrze. – Naprawdę, jak tępa potrafisz być? Dlaczego nie przyszło ci do
głowy, żeby rzucić to zaklęcie tydzień temu, zamiast czekać tydzień i patrzeć, jak
walczę ze sobą, by cokolwiek sobie przypomnieć?
Usta
Narcyzy zacisnęły się, a złość zalśniła w jej oczach o kolorze chińskiego
błękitu.
-
Uważaj na swoje nastawienie, Bello! Nie jestem jedną z twoich służących, żebyś
terroryzowała mnie swoim temperamentem. Jakbyś nie zauważyła, byłam trochę
zajęta opieką nad swoim mężem, spędzałam trochę czasu z moim synem i próbowałam
oszukać urzędników Ministerstwa, którzy podejrzewali mnie, Lucjusza oraz
ciebie. Gdybyś zapomniała, moja droga
starsza siostro, jesteś podejrzewana o bycie mroczną czarownicą po tej klęsce w
Ministerstwie. Nie wspominając o tym, że musiałam też wymyślić przeciwzaklęcie
do tej klątwy poczucia winy, czy czymkolwiek to było. Myślę, że powinnaś mi
dziękować, a nie narzekać!
Bellatrix
prychnęła.
-
Zawsze masz jakieś wymówki, Cyziu! Jesteś żałosna! Domyśliłabym się, kto
przeklął ciebie tygodnie temu, zamiast być taką z siebie zadowoloną. Ale z
drugiej strony, zawsze to ja miałam z nas wszystkich kręgosłup.
Narcyza
sapnęła z oburzenia.
-
Słuchaj, ty kuzynko żmii o ciętym języku! Jeśli zamierzasz mnie tylko obrażać,
możesz sama wymyślić zaklęcie do przeglądania czasu. W przeciwnym razie
pamiętaj, że jesteś gościem w moim
domu i spróbuj być trochę uprzejma. Zwykle nie używamy tego rodzaju na
ludziach, tylko na przedmiotach, żeby zobaczyć, gdzie były i do czego zostały
wykorzystane. Nie mam pojęcia, jak dobrze zadziała na człowieka. Nigdy go nie
rzucałam.
-
Jestem skłonna podjąć ryzyko. Po prostu to zrób, Narcyzo – powiedziała
Bellatrix, po czym dodała przez zaciśnięte zęby. – Proszę.
Narcyza
westchnęła. Nie podobało jej się to, jak traktowała ją jej siostra, ale mimo
wszystkich słów i czynów, Bellatrix była jej rodziną, jedyną żyjącą siostrą,
która nadal z nią rozmawiała, ponieważ jej druga siostra, Andromeda, uciekła i
poślubiła mugola, Teda Tonksa. Nie podobało jej się to, co stało się z
Bellatrix i chciała zobaczyć ją nieco zadowoloną, choćby po to, żeby utrzymać
spokój w Dworze Malfoyów. Życie z Bellatrix, jaką była teraz, przypominało życie
z harpią.
- Bardzo dobrze. Może przejdziemy do mojej
pracowni i mogę zacząć je rzucać tam, żeby się upewnić, że zaklęcie zadziała
prawidłowo? – zasugerowała Narcyza.
-
Jak sobie zechcesz, o Bystra Pani – burknęła Bellatrix, wstając i podążając za
Narcyzą do piwnicy, gdzie miała swój eksperymentalny warsztat, w którym
wypróbowywała nowe zaklęcia. Pokój był mocno chroniony zaklęciem odpychającym
uroki na zewnątrz na wypadek, gdyby jakieś zaklęcie miało pójść źle. W ten
sposób Narcyza nie musiała się martwić, że zniszczy swój dom błędnym zaklęciem.
Dwie
czarownice weszły do pracowni, która była okrągłym pokojem z kamiennych bloków
i gołą kamienną podłogą, z wyrytym pośrodku pentagramem. Był oświetlony kilkoma
kulami Lumos, zawieszonymi w powietrzu, a o ścianę opierało się pojedyncze
krzesło, ale poza tym pokój pozbawiony był upiększaczy i sprzętu.
Bella
pociągnęła nosem i weszła w środek pentagramu, Narcyza zamknęła za nią drzwi i
zabezpieczyła je zaklęciem, po czym odwróciła się do siostry z wyciągniętą różdżką.
Dziesięć
minut później, siostry wyszły i wróciły do jadalni, gdzie była Bellatrix, gdy
rzucono klątwę. Narcyza była przekonana, że mogła odtworzyć to, co wydarzyło
się tamtego dnia w pomieszczeniu i choć raz udało jej się zaimponować Belli
swoją umiejętnością dokładnego rzucania zaklęć.
Ku
ich zaskoczeniu, w salonie znaleźli rozmawiającego z Lucjuszem Fenrira
Greybacka. Zniewieściałek powiedział Narcyzie, gdzie go znaleźć, by mogła go
poinformować, że zamierza rzucić zaklęcie Pokazu Przeszłości. Obie kobiety
zesztywniały na widok wysokiego, smukłego wilkołaka.
Greyback
był zwolennikiem Voldemorta od samego początku, ale jego relacja z nim była
czysto biznesowa – był człowiekiem Voldemorta, ponieważ mroczny czarodziej
zapewniał mu mnóstwo dzieci do zarażenia swoim ugryzieniem, tworzył przerażenie
i pozwalał mu się nim karmić, nie wierząc w nieludzkość klątwy. Jako człowiek,
był duży i groźny, miał szpiczaste zęby, długie, pożółkłe paznokcie i włochate
ręce. Miał splątane i pełne kołtunów włosy oraz brodę, a jego oczy były jak
oczy wściekłego zwierzęcia. Powszechnie obawiano się go jako najbardziej
niebezpiecznego wilkołaka w Brytanii, a może nawet całej Europie.
Ku
zniesmaczeniu Narcyzy, był również częstym gościem Dworu Malfoyów. Jego
nieokrzesane maniery drażniły ją oraz wydzielał odór niemytego psa… albo wilka…
a dodatkowo drapał się publicznie w niecenzuralnych miejscach, nie zważając na
zwykłą przyzwoitość oraz lubował się w zabijaniu wszystkiego, nawet dzieci.
Greyback był usposobieniem tego, dlaczego ludzie nienawidzili wilkołaków.
-
Lucjuszu, chciałam ci powiedzieć, że jestem gotowa obejrzeć z Bellą wydarzenia
z tamtego popołudnia – powiedziała ostro Narcyza do męża.
Lucjusz
uniósł na nią wzrok i uśmiechnął się.
-
Wspaniale. Powiedz mi, jak poszło, ja muszę omówić z Greybackiem zadanie.
-
Dobry wieczór, piękna pani Cyziu. – Greyback zerknął na nią, pochylając się w
szyderczym ukłonie.
Narcyza
uprzejmie skinęła mu głową. Jego czarne szaty przylegały ciasno do jego ramion
i wyglądały, jakby mogły rozerwać się przy każdym nagłym ruchu. Bez wątpienia lubi rozrywać swoje ubrania,
dzikie zwierzę! Żałuję, że może tu przychodzić. Czuję się tak, jakby Lucjusz
zaprosił do naszego domu potwora.
-
Chodź, Narcyzo – nakazała Bellatrix i pociągnęła siostrę z powrotem do jadalni.
– Obrzydliwa bestia! To, jak Lucjusz jest w stanie znieść jego obecność jest
największą tajemnicą. Dlaczego on tu jest?
-
Nie wiem. Lucjusz prawdopodobnie chce, żeby dał nauczkę jakiemuś aurorowi albo
innemu zwolennikowi światła.
-
Albo się ich pozbyć – zauważyła Bellatrix. Usiadła na tym samym krześle, w
którym była tego pamiętnego popołudnia.
-
Okej, Bello. Odpręż się. Zamknij oczy – nakazała Narcyza. Następnie wycelowała
różdżkę w swoją siostrę i zaintonowała: – Ostendo preteritus vices!
Natychmiast
wokół Bellatrix owinęła się biała mgła. Chwilę później zniknęła i Narcyza mogła
zobaczyć, jak Bellatrix pije samotnie popołudniową herbatę, ponieważ tego dnia
ona była na zakupach, a Lucjusz był przykuty do łóżka.
Czarownica jadła, póki nie
była pełna, po czym odsunęła talerz i otarła usta serwetką. Potem wyprostowała
się i upiła herbaty. Drgnęła gwałtownie, przewracając filiżankę i spodek.
- Cholera jasna, Snape! –
syknęła. – Czu zawsze musisz krążyć jak pieprznięty duch?
- Jesteś w dobrym nastroju,
Bella – wyszeptał, a jego różdżka wsunęła się w jego dłoń we wnętrzu rękawa.
- Przymknij się, Snape! Nasz
Pan nie żyje, a wy wszyscy powinniście padać na kolana, modląc się do Mrocznego
Boga, by go wskrzesił! Zamiast tego wy wszyscy… martwicie się tylko o własne
cholerne skóry, jak mój żałosny szwagier! Wepchnął mnie do cholernego
sekretnego pokoju i zamknął mnie w nim! Chciałam wysadzić tych pompatycznych
idiotów z Ministerstwa, ale nie, musiałam trzymać głowę nisko! Liżące tyłek
żałosne gówno! – Rzuciła filiżanką o ścianę.
Roztrzaskała się, a Snape
prychnął.
- Kontroluj się. Nie sądzę,
by Narcyza była zadowolona, jeśli zniszczysz jej rzeczy.
Bellatrix splunęła.
- Tyle mam do powiedzenia o
Cyzi i jej marzeniach. Robię, co chcę, jestem starsza oraz bardziej lojalna i
wierna jako śmierciożerca. Mój Pan to wie. Wynagrodził mnie za to! – Jej oczy
błysnęły dziką, obsesyjną miłością i szczyptą szaleństwa.
- W jaki sposób, Bello?
- W sposób, który możesz
sobie tylko wyobrazić – mruknęła, przesuwając jednym długim paznokciem po
swojej kości policzkowej. – Dlaczego tu jesteś, Snape? Lucjusz zaczął jęczeć o
swoim nowym wyglądzie, skomlący kapcan?
- To był jeden z powodów
mojej wizyty – powiedział Snape. – Innym było to, że chciałem z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Słyszałem, że
eksperymentowałaś z… powiedzmy… nowym zaklęciem oddziałującym na umysł. To jest
szczególny obszar moich zainteresowań. Jestem ciekaw… co odkryłaś? Krążą
plotki, że podobno przeklęłaś kundla Blacka klątwą szaleństwa.
Bellatrix odchyliła głowę i
roześmiała się.
- Ha! Powinnam była wiedzieć.
Zawsze pchasz swój zakrzywiony nochal w nowe rzeczy. Nie możesz znieść, jeśli
ktoś skradnie ci splendor, ech, Snape? – Zacmokała językiem. – Cóż, wygląda na
to, że plotki są prawdziwe. Rzeczywiście przeklęłam mojego nieprzydatnego
kuzyna czymś, co sama wymyśliłam – Klątwa Menady. Wiesz, do czego się odnosi,
prawda, Snape?
- Menady były żeńskimi
wyznawcami greckiego boga, Dionizosa, znane z religijnego szału i szaleństwa, a
najlepiej znane z niekontrolowanych wybuchów emocji, które prowadziły do
pijaństwa, rozdzierania zwierząt i ludzi na strzępy oraz nienasyconych pragnień
seksualnych – wyrecytował Severus.
Bellatrix obrzuciła go
zdegustowanym spojrzeniem.
- Humph! Brzmisz jak cholerna
chodząca encyklopedia, Snape. Tak, to dlatego tak nazwałam swoje małe zaklęcie.
– Westchnęła sennie. – Kiedyś, gdy byłam dziewczynką, marzyłam, by być
jedną nich. Matka zawsze była tak
sztywna, właściwa i cholernie nudna. – Machnęła ręką z rezygnacją. – Tak czy inaczej,
eksperymentowałam już od jakiegoś czasu z zaklęciem tej natury, w większości na
zwierzętach… żeby zobaczyć, jak daleko mogę je skrzywdzić, nim ból będzie zbyt
wielki i się złamią… To było tak… inspirujące… - Polizała wargi. – Potem
wpadłam na genialny pomysł klątwy niszczącej animagów bez zabijania ich,
powolna śmierć. Nienawidzę animagów… są gorsi od szlam, chowają w sobie bestie.
Tak więc wynalazłam to zaklęcie. – Uśmiechnęła się jak mała dziewczynka, która
właśnie dowiedziała się, jak machać różdżką i rzucić Lumos. – Mój słodki Pan
był ze mnie bardzo zadowolony, powiedział, że jestem wspaniałym wynalazcą.
- Jak emocjonująco. Jestem
pewny, że to wspomnienie cię ogrzewa, gdy o nim myślisz – powiedział Severus,
brzmiąc na znudzonego. – Jest szansa, że Black wyjdzie z tej klątwy? Może być
rozwiązana?
- Nie. Nie, jeśli nie znasz
przeciwzaklęcia – zachichotała Bellatrix, a jej oczy zabłysły nikczemnie. – A
każda próba zdjęcia klątwy skutkuje zwiększeniem poziomu szaleństwa. Czy to nie
jest idealnie… wspaniałe? Wiesz, słyszałam plotki, że Harry Potter jest
animagiem. To prawda?
- Tak.
- Hymm… co by było, gdybym
rzuciła zaklęcie na bachora Potterów? – rozmyślała. – Jakie byłoby to uczucie
wiedzieć, że maleńki Potter, mały drań, który zabił mojego Słodkiego Toma, wije
się w agonii, toczy pianę z pyska, zamknięty we własnym umyśle, będąc więźniem
własnych koszmarów? Nie chciałbyś tego zobaczyć, Snape? Umiesz to sobie
wyobrazić?
- Nie. Poneiważ ja, w
przeciwieństwie do siebie, nie jestem chorą, zboczoną zdzirą! – wypluł, po czym
skinął i unieruchomił ją w miejscu. Popatrzyła na niego niemo, gdy warknął: –
Mam dość twoich napuszonych tyrad i sadystycznych rozmyślań, Bello. Sądzisz, że
animadzy są bestiami? Sama jesteś besią, która powinna zginąć dawno temu za
szaleństwo, które rozsiewasz i niszczysz bez wyrzutów sumienia. – Pochylił się
nad nią, przyszpilił wściekłym wzrokiem. – Nie skrzywdzisz Pottera, nie kiedy
wciąż oddycham. I dostanę przeciwzaklęcie twojej małej klątwy. Teraz. –
Przyłożył czubek różdżki do jej głowy i syknął: – Legilimens!
Jej oczy rozszerzyły się ze
wstrętu i przerażenia, ale bez wysiłku wślizgnął się do jej umysłu…
Narcyza
sapnęła, ale nie urwała skupienia, wciąż obserwując, jak Snape wyrywa wiedzę o
przeciwzaklęciu z umysłu Bellatrix. Rzucił też na jej siostrę klątwę poczucia
winy, przywiązał ją do krzesła, wyciszył pokój i co nie mniej ważne… wyczyścił
jej wspomnienia.
Narcyza
zakończyła zaklęcie, gdy Snape wyszedł z pomieszczenia, wyraźnie wstrząśnięta
tym, czego się dowiedziała. Przyłożyła dłoń do głowy.
-
Nie mogę w to uwierzyć…
-
Uwierzyć w co? Kto to zrobił? – zapytała Bellatrix, zaciskając dłonie.
-
Nigdy bym nie pomyślała… jest naszym przyjacielem… ale zaklęcie nie kłamie…
-
Po prostu mi powiedz, do cholery!
-
Severus… to był Severus…
-
SNAPE! Ten liżący gówno tchórz przeklął mnie?
– krzyknęła Bellatrix, a jej oczy zapłonęły złością.
Narcyza
skinęła głową, oszołomiona zdradą jednego z ich najstarszych członków. Prędzej
podejrzewałaby własnego syna niż Snape’a, który był człowiekiem Lucjusza odkąd
miał szesnaście lat.
-
Nie rozumiem, dlaczego zrobiłby coś takiego…
-
Jakie to ma znaczenie? – wrzasnęła jej siostra. – Ważne jest to, że to ZROBIŁ!
I za to jest MARTWY! Słyszysz mnie, Cyziu? MARTWY! Wytnę jego serce, upiekę je
w ogniu i każę mu zjeść! Pokroję go na kawałki i zatańczę na jego grobie. Co za
cholerny drań bez jaj!
Wściekłość
Bellatrix wkrótce skłoniło Lucjusza i Greybacka do zbadania sprawy. Lucjusz
wyglądał na równie zszokowanego, co Narcyza, gdy powiedziała mu, kto jest
winowajcą. Potem zacisnął usta, a jego oblicze stało się surowe, groźne,
wyrachowane i okrutne.
-
Przychodzi mi do głowy tylko jeden powód, Narcyzo, dlaczego Severus zdradził
nas w taki sposób. A to dlatego, że tak naprawdę nigdy nie był jednym z nas.
-
Co masz na myśli? Przyjął Znak, zadeklarował się tak samo, jak my! – krzyknęła
Narcyza.
-
I skłamał. Jak zrobił to samemu Mrocznemu Mistrzowi, nie wiem, ale jakoś mu się
udało. Zranił Bellatrix, ponieważ zagroziła, że zabije bachora Potterów. Ukradł
przeciwzaklęcie, żeby pomóc kundlowi, co sugeruje, że nigdy nie był jednym z
nas. Był szpiegiem.
Greyback
warknął z głębi gardła, a jego bursztynowe oczy zabłysły czerwienią.
-
Nigdy nie ufałem tłustemu robalowi z długimi kłakami. Wiedziałem, że nie
pachnie dobrze.
-
Ale to oznacza… on wie, w jaki sposób nasz pan zachował życie – krzyknęła
Narcyza. – Pamiętasz, Lucjuszu, jak dyskutowaliśmy o tym, jak Czarny Pan
przetrwał za pierwszym razem mordercze zaklęcie i powiedziałeś, że to musi
oznaczać, że stworzył horkruksy. I Snape się z tobą zgodził.
-
Tak, wiem. – Lucjusz uderzył dłonią o stół. – Dyskutowaliśmy nawet, gdzie
Mistrz mógł je ukryć. A teraz ta informacja jest w rękach wroga. Teraz wiedzą…
jak zniszczyć naszego pana.
Bellatrix
zawyła jak oszalały wilkołak.
-
Nie-e-e-e! Znajdę Snape’a i rozerwę go na strzępy! – Odwróciła się do Lucjusza.
– Szybko, musimy się pospieszyć, by wskrzesić naszego Pana! Nim Snape sprawi,
że umrze Śmiercią Ostateczną!
-
Uspokój się, kobieto! Nie wiesz nawet, czy Snape wie, gdzie Mistrz ukrył
kawałki swojego serca – warknął Greyback.
Jego serca? Lucjusz przez chwilę miał
tępy wyraz twarzy, po czym przypomniał sobie stare legendy o pewnych
nekromantach, którzy wyjmowali swoje serca z ciał i ukrywali je gdzieś, by się
upewnić, że nie zostaną zabici. To była stara magia, głęboka, ale horkruksy
były pewniejsze.
-
Wie lub może zgadywać, gdzie jest jeden – powiedział ponuro pan Malfoy.
-
Gdzie on jest? Powiedz mi, a go odzyskam – oświadczyła z pasją Bellatrix.
-
W domu jego matki, Meropy Gaunt – odparł Lucjusz. – W Little Hangleton. –
Spojrzał na Greybacka. – Masz ochotę na polowanie, Fenrir?
Greyback
oblizał usta, a jego oczy zapłonęły żądzą krwi.
-
Zawsze jestem gotów, Malfoy. Wiesz o tym. Znajdę zdrajcę Snape’a, wypiję jego
krew i połamię mu kości. Och, jak słodko będzie smakował!
Narcyza
zbladła i wyglądała, jakby jej było niedobrze. Lucjusz szybko potrząsnął głową.
-
Nie! Nie można go zabić. Musisz przyprowadzić mi go żywego.
Greyback
prychnął.
-
Nie rozkazuj mi, Malfoy. Kiedy poluję na zwierzynę, ja decyduję, kto przeżyje, a kto umrze. Tylko jeden czarodziej
kiedykolwiek nakazał mi powstrzymać pazury, a teraz nie żyje. – Wilkołak
obnażył zęby w złośliwym uśmiechu. Nie jesteś wystarczającym alfą, by nakazywać
mi posłuszeństwo, Malfoy.
-
Jestem starszy od ciebie, Greyback. Byłem prawą ręką Czarnego Pana!
-
Byłeś. A teraz już nie jesteś. Dlatego mogę kwestionować twoje prawo do
dowodzenia. – Wilkołak wyprostował się na pełną wysokość, był o głowę wyższy od
Lucjusza, a jego całe ciało promieniowało potworną chęcią rozerwania i
rozszarpania czegoś… albo kogoś. – Nie ugnę się przed tobą, Malfoy.
-
Nie? – zamruczał Lucjusz, po czym spojrzał bezpośrednio w oczy wilkołaka,
upewniając się, że jego magiczne oko napotkało wzrok Greybacka. Skoncentrował
się, a jego oko zaczęło migotać i iskrzyć.
Greyback
próbował odwrócić wzrok, ale iskry oślepiły go i zdezorientowały, więc nawet
nie zdał sobie sprawy, kiedy został zahipnotyzowany.
Lucjusz
uśmiechnął się szeroko, widząc puste spojrzenie wilkołaka, po czym oświadczył
powoli i stanowczo:
-
Będziesz mi posłuszny tak, jak Czarnemu Panu. Zapolujesz na Severusa Snape’a, a
gdy go znajdziesz, nie zabijesz go. Sprowadzisz jego oraz bachora Potterów do
mnie, bez żadnych przeszkód, a ja zdecyduję o ich losie. Czy to zrozumiałe?
Greyback
skinął gwałtownie głową.
-
Tak, panie Lucjuszu. Będzie tak, jak pan mówi. – Pochylił głowę.
Wtedy
Bellatrix wstała.
-
Idę z tobą.
Greyback
prychnął.
-
Tylko nas spowolnisz.
-
Was? Idzie więcej twoich śmierdzących wilków, ale ja nie mogę? Jak śmiesz mi
dyktować, co robić? Aaaach! – krzyknęła, gdy dłoń Greybacka wystrzeliła w jej
stronę i zacisnęła się na jej szyi jak kołnierz. Uniósł ją z ziemi, sapnęła i
zaczęła wierzgać, ale nie mogła się wyswobodzić.
-
Uważaj na język, suko! I na to, gdzie twoje miejsce! Nie jesteś partnerem alfy
i nie cofniesz naszych rozkazów. Poluję z moim stadem, a ty tylko nas
spowolnisz.
-
Greyback! Puść ją! – rozkazał Lucjusz.
Greyback
rzucił walczącą wiedźmę na podłogę. Wylądowała z hukiem.
-
Bello, nic i nie jest? – Narcyza podbiegła i zaczęła pomagać siostrze wstać.
Bellatrix
odepchnęła zaoferowaną rękę i wstała.
-
Bestia! Jak śmiesz…!
Pisnęła,
gdy Greyback zamachnął się na nią, uchylając się w samą porę.
-
Greyback! Przestań! Zostaw Bellę. Wezwij swoje stado i zacznij szukać Snape’a.
I pamiętaj, chcę, żeby on i Potter byli żywi! Zdrowi i żywi!
Greyback
skinął głową.
-
Tak się stanie.
Potem
odwrócił się i w mgnieniu oka rzucił się przez pokój i korytarz.
-
Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś mu odejść! Niemal mnie zabił! – zawołała
Bellatrix.
-
Och, przestań dramatyzować! Jeszcze nie umierasz. Musisz pozostać w ukryciu,
pamiętasz? Kiedy Greyback wróci, pozwolę ci popracować nad Snapem albo
Potterem. Wtedy będziesz mógł się zemścić.
Bellatrix
nadąsała się.
-
Dlaczego nie powiedziałeś mu, że muszę iść z tobą?
-
Ponieważ urok hipnotyzujący trwa tylko przez określony czas, a kiedy zniknie,
ryzykujesz, że zostaniesz zamordowany przez swoje przemądrzałe usta –
odpowiedział Lucjusz. – Ta droga była bezpieczniejsza.
-
Pah! – splunęła pokrzywdzona wiedźma. Potem ustąpiła. – Dobra. Poczekam.
Napijmy się herbaty.
Pozostała
dwójka Malfoyów była bardzo szczęśliwa mogąc spełnić jej prośbę, więc wezwali
Zniewieściałka. Minutę później usłyszeli mrożące krew w żyłach, powodujące
drganie w żołądku wycie wilkołaka, przyzywającego swoje stado. Po chwili
powtórzyło się kolejne wycie, a wkrótce następne. Spojrzeli po sobie. Jak
wilkołakom udało się dostać tu tak szybko?
Minęło
dziesięć minut, kolejne zawyły w odpowiedzi na wezwanie ich przywódcy, aż na
trawniku Dworu Malfoyów stanęło dwanaście postaci. Greyback warknął i spojrzał
na nielicznych, którzy odważyli się spojrzeć mu w oczy.
Potem
przemówił.
-
Idziemy zapolować na Severusa Snape’a, tchórza i zdrajcę. Auuuuuu!
Trzy
razy przeciągnął nosem po ziemi, po czym przemienił się w połowie wilczą formę
i skoczył, poruszając się z niewiarygodną prędkością przez tereny w kierunku
Little Hangleton. Reszta stada w milczeniu podążyła za nim, pragnąc zapolować
na nową zdobycz i zakosztować krwi Mistrza Eliksirów.
Nazajutrz
wczesnym rankiem, Greyback wrócił do Lucjusza, by zgłosić, że chociaż Snape i
chłopiec Potterów zdecydowanie byli w Little Hangleton w domu Gauntów, teraz
już ich tam nie było.
-
Ślad zrobił się już zimny. Nie potrafię wyczuć, gdzie poszli. Sztuczki
czarodziejów! – splunął wilkołak.
-
Nie zauważyłeś czegoś nie na miejscu? – zapytał Lucjusz, mocniej owijając się
płaszczem. Został obudzony przez Zniewieściałka, żeby zobaczyć Greybacka,
podczas gdy jego żona i szwagierka jeszcze spały.
Greyback
wzruszył ramionami.
-
Brakowało deski podłogowej. Dlaczego?
Lucjusz
zaklął.
-
W takim razie mogę założyć, że Snape jednego znalazł. Do diabła! – Zaczął
kroczyć, przeklinając swojego byłego sojusznika aż do głębin Tartaru. – Ale
jeśli będziesz działać szybko, możesz to jeszcze uratować. – Pstryknął palcami
i w jego dłoni pojawił się srebrny klucz. – Weź go. To świstoklik do kryjówki
Mistrza w Alpach Transylwańskich. Wierzę, że Mistrz ukrył… kawałek swojego
serca w środku lasu. Snape to wie. Czekaj tam na niego.
-
Tak, mój panie – jęknął Greyback. Wziął srebrny klucz z ulgą, że Lucjusz nie
zamierza ukarać go za jego porażkę. Mroczny Pan by to zrobił. – Kiedy zdrajca
nadejdzie, będziemy czekać.
-
Dobrze. Och i Greyback? Nie zawiedź mnie po raz drugi. Bo pożałujesz – ostrzegł
Lucjusz, a jego oczy były zimniejsze niż arktyczna noc.
Wielki
wilkołak skłonił głowę z szacunkiem, po czym wyszedł z Dworu Malfoyów, poza
którym czekały jego wilki.
-
Złączcie się wszyscy za ręce – nakazał. – A teraz dotknijcie mnie, Mroczny Kle
– powiedział do drugiego, ciemnoszarego wilkołaka. Odczekał, aż wszyscy
posłuchają, po czym wyciągnął dłoń i sięgnął świstoklika.
Nastąpił
olśniewający błysk srebrzysto-niebieskiego światła, a następnie wilkołaki zostały przeniesione
przez morze do sekretnego schronienia Voldemorta w pobliżu Mrocznego Lasu.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, widać, że i Narcyza bardzo wierzy w idealogie czarnego Pana, bo myślalam że powie że to ktoś inny potym jak Bella o niej mówi, wpadną w kłopoty tak apropo skąd znalazł się tak szybko ten świstoklik...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
To się porobiło... Przez chwilę miałam nadzieję, że wilkołaki trochę więcej czasu zmarnują w domu Gauntów... Pozostaje mieć nadzieję, że nasze ptaszyny będą miały wystarczająco szczęścia by ominąć stado...
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Ciuma