Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 22 listopada 2020

PDJ - Rozdział 9 – Niegodziwe zgromadzenie

Dwór Malfoyów

Wiltshire:

- Nie podobała ci się kolacja, Bello? – zapytała cicho Narcyza, unosząc pytająco brew w kierunku starszej siostry, która siedziała ze zniesmaczoną miną nad daniem głównym, złożonym z solonych i pieprzonych krewetek na ryżu jaśminowym ze szparagami. – Jeśli tak, mój skrzat domowy zaserwuje ci coś innego. To żaden kłopot.

Bellatrix bawiła się swoim ryżem, krzywiąc się.

- Nie jestem szczególnie głodna, Cyziu. Choć to wygląda dość kusząco.

Cała trójka jadła dość późną kolację, świętując powrót Lucjusza do zdrowia po obrażeniach. Draco wyjechał na tydzień do Goyle’a, więc trójka dorosłych mogła swobodnie omawiać sprawy śmierciożerców, spiski i intrygi. Bo chociaż ich pan został pokonany, trójka wciąż miała nadzieję, że któregoś dnia powróci, a zwłaszcza Bellatrix przysięgła zrobić wszystko, co w jej mocy, by sprowadzić go z powrotem. Czciła Voldemorta z takim samym obsesyjnym oddaniem, co fanatyczka, poświęciła całą swoją istotę sprawianiu mu przyjemności, a teraz, gdy go nie było, była zagubiona, bez celu i zwyczajnie zła.

Nie mogła sobie też przypomnieć, co stało się z nią dwa tygodnie wcześniej, poza tym, że Narcyza wróciła z zakupów i znalazła ją pod wpływem jakiegoś rodzaju klątwy, która zmusiła ją do ponownego przeżywania każdej mrocznej klątwy, którą kiedykolwiek na kimkolwiek użyła, torturując ją poczuciem winy z powodu zbrodni. Ktokolwiek rzucił klątwę, zostawił ją przywiązaną do krzesła, jak również wyciszył pokój. Narcyza i Lucjusz pracowali razem, by po tygodniu udało im się zdjąć klątwę, ale Bellatrix wciąż odczuwała nietypowe kłucie winy, jak również miała dziury w pamięci.

Lucjusz podejrzewał, że jakiś auror działał solo i znalazł drogę do rezydencji, próbował wyciągnąć jakieś odpowiedzi od Bellatrix o jej roli, jaką odegrała jako śmierciożerca, czy coś takiego, być może miała przyznać, jakie zaklęcie rzuciła na swojego kuzyna, Syriusza. Co do Syriusza, został on oczyszczony ze wszystkich zarzutów i odpoczywał teraz w swoim rodzinnym domu, zgodnie z najnowszym artykułem w Proroku Codzienny. Bellatrix zaczęła syczeć na wszystko dookoła, gdy przeczytała artykuł, przeklinając swojego kuzyna do dziesięciu pokoleń wstecz, zastanawiając się, jak zdołali odwrócić klątwę, którą wymyśliła. Stąd podejrzenie Lucjusza co do tajnego aurora.

- Bello, nadal zadręczasz się utraconymi wspomnieniami? – zapytała jej młodsza siostra, ubrana była w ciemnoniebieski kombinezon z dopasowanymi szatami, a włosy miała modnie upięte. – Wiesz, że nie jest dobrze myśleć nad rzeczami, których nie możesz zmienić.

- Gdyby któreś z was było choć w połowie kompetentne w przygotowywaniu eliksirów przywracających pamięć, nie brakowałoby mi żadnych wspomnień! – splunęła Bella z irytacją. Miała na sobie szkarłatną sukienkę ze szpiczastymi rękawami, a jej paznokcie pomalowane były na dopasowany kolor.

- To niesprawiedliwe, Bello – zganił ją Lucjusz. – Wiesz, że eliksir przywracający pamięć nie zawsze działa, zwłaszcza jeśli osoba, która rzuciła zaklęcie pamięci, była ekspertem w dziedzinie magii umysłu. Pierwotnym celem eliksiru przywracającego pamięć było naprawianie wspomnień utraconych w wyniku wypadku, takiego jak wstrząs mózgu albo chorób, jak demencja. Nie ma prawdziwego zaklęcia lub eliksiru przeciwdziałającego zaklęciu pamięci.

- Wszyscy jesteście bezużyteczni! Gdyby mój pan tu był, on byłby w stanie mi pomóc! – krzyknęła namiętnie. – On nie spocząłby, póki winowajca nie zostałby schwytany, a jego serce nie spłonęłoby w kominku!

Lucjusz powstrzymał jęk i potarł skronie. Postawa Bellatrix zaczęła przyprawiać go o migrenę.

- Cóż, naszego pana tu nie ma, Bello, więc po prostu musisz się z tym pogodzić – warknął.

- Ból głowy, kochanie? – zapytała zaniepokojona Narcyza.

- Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić, kochanie – powiedział szybko Lucjusz, bo jeśli dojdzie do tego marudzenie jego żony, a oszaleje. Jego uzdrowiciel opatrzył go przy pomocy specjalnego szklanego oka, wyrzeźbionego w magicznym chryzoberylu, które nie tylko pozwalało mu normalnie widzieć, ale też widzieć w ciemności, jak kot. Mógł również oczarować osobę zaklęciem hipnotyzującym. Jedyną wadą magicznej kuli było to, że nie można było jej usunąć, w przeciwieństwie do oka Szalonookiego Moody’ego, oko Lucjusza było na stałe przymocowane do jego twarzy.

- Martw się o mnie, nie o niego! To nie on ma dziury w pamięci! – jęknęła rozdrażniona Bellatrix.

Lucjusz zacisnął zęby i żałował, że nie może stworzyć kolejnych trwałych dziur w pamięci Bellatrix. Nigdy nie dbał o swoją szwagierkę, uważał ją za zbyt wymagającą, upartą i irytującą – pierwszej klasy sukę, jeśli kiedykolwiek jakąś widział, a po śmierci ich pana stała się jeszcze bardziej niemożliwa. Sięgnął po kieliszek białego wina i wychylił go. Czasami jedynym sposobem na przeżycie wieczoru z Bellatrix było mocne wypicie.

- Martwię się o was obu – powiedziała dyplomatycznie Narcyza. Powoli pociągnęła łyk schłodzonej sody melonowej i powiedziała: – Jeśli chcesz się dowiedzieć, kto rzucił na ciebie zaklęcie winy i zobliviatował się, może zaklęcie wsteczne pomoże?

- Co to jest?

- Zaklęcie, które umożliwia przeglądanie przeszłych wspomnień do trzech tygodni wstecz. Historycy używają go, by upewnić się co do pewnych faktów, podczas pisania zwoi historycznych – odpowiedziała Narcyza. – Kiedy pracowałam jako skryba dla Brytyjskiej Czarodziejskiej Biblioteki Narodowej, musiałam nauczyć się tego zaklęcia. Nigdy go nie rzucałam, ale wiem, że działa. Historycy i bibliotekarze  używali go cały czas.

- To jak zmieniacz czasu? – zapytał Lucjusz.

- Nie. Właściwie nie cofasz się w czasie, po prostu oglądasz wydarzenia z przeszłości. Może chcesz, żebym je rzuciła, Bello?

- Co to za pytanie, Cyziu? – warknęła nerwowo wiedźma. Wyrzuciła dłonie w powietrze. – Naprawdę, jak tępa potrafisz być? Dlaczego nie przyszło ci do głowy, żeby rzucić to zaklęcie tydzień temu, zamiast czekać tydzień i patrzeć, jak walczę ze sobą, by cokolwiek sobie przypomnieć?

Usta Narcyzy zacisnęły się, a złość zalśniła w jej oczach o kolorze chińskiego błękitu.

- Uważaj na swoje nastawienie, Bello! Nie jestem jedną z twoich służących, żebyś terroryzowała mnie swoim temperamentem. Jakbyś nie zauważyła, byłam trochę zajęta opieką nad swoim mężem, spędzałam trochę czasu z moim synem i próbowałam oszukać urzędników Ministerstwa, którzy podejrzewali mnie, Lucjusza oraz ciebie. Gdybyś zapomniała, moja droga starsza siostro, jesteś podejrzewana o bycie mroczną czarownicą po tej klęsce w Ministerstwie. Nie wspominając o tym, że musiałam też wymyślić przeciwzaklęcie do tej klątwy poczucia winy, czy czymkolwiek to było. Myślę, że powinnaś mi dziękować, a nie narzekać!

Bellatrix prychnęła.

- Zawsze masz jakieś wymówki, Cyziu! Jesteś żałosna! Domyśliłabym się, kto przeklął ciebie tygodnie temu, zamiast być taką z siebie zadowoloną. Ale z drugiej strony, zawsze to ja miałam z nas wszystkich kręgosłup.

Narcyza sapnęła z oburzenia.

- Słuchaj, ty kuzynko żmii o ciętym języku! Jeśli zamierzasz mnie tylko obrażać, możesz sama wymyślić zaklęcie do przeglądania czasu. W przeciwnym razie pamiętaj, że jesteś gościem w moim domu i spróbuj być trochę uprzejma. Zwykle nie używamy tego rodzaju na ludziach, tylko na przedmiotach, żeby zobaczyć, gdzie były i do czego zostały wykorzystane. Nie mam pojęcia, jak dobrze zadziała na człowieka. Nigdy go nie rzucałam.

- Jestem skłonna podjąć ryzyko. Po prostu to zrób, Narcyzo – powiedziała Bellatrix, po czym dodała przez zaciśnięte zęby. – Proszę.

Narcyza westchnęła. Nie podobało jej się to, jak traktowała ją jej siostra, ale mimo wszystkich słów i czynów, Bellatrix była jej rodziną, jedyną żyjącą siostrą, która nadal z nią rozmawiała, ponieważ jej druga siostra, Andromeda, uciekła i poślubiła mugola, Teda Tonksa. Nie podobało jej się to, co stało się z Bellatrix i chciała zobaczyć ją nieco zadowoloną, choćby po to, żeby utrzymać spokój w Dworze Malfoyów. Życie z Bellatrix, jaką była teraz, przypominało życie z harpią.

 - Bardzo dobrze. Może przejdziemy do mojej pracowni i mogę zacząć je rzucać tam, żeby się upewnić, że zaklęcie zadziała prawidłowo? – zasugerowała Narcyza.

- Jak sobie zechcesz, o Bystra Pani – burknęła Bellatrix, wstając i podążając za Narcyzą do piwnicy, gdzie miała swój eksperymentalny warsztat, w którym wypróbowywała nowe zaklęcia. Pokój był mocno chroniony zaklęciem odpychającym uroki na zewnątrz na wypadek, gdyby jakieś zaklęcie miało pójść źle. W ten sposób Narcyza nie musiała się martwić, że zniszczy swój dom błędnym zaklęciem.

Dwie czarownice weszły do pracowni, która była okrągłym pokojem z kamiennych bloków i gołą kamienną podłogą, z wyrytym pośrodku pentagramem. Był oświetlony kilkoma kulami Lumos, zawieszonymi w powietrzu, a o ścianę opierało się pojedyncze krzesło, ale poza tym pokój pozbawiony był upiększaczy i sprzętu.

Bella pociągnęła nosem i weszła w środek pentagramu, Narcyza zamknęła za nią drzwi i zabezpieczyła je zaklęciem, po czym odwróciła się do siostry z wyciągniętą różdżką.

Dziesięć minut później, siostry wyszły i wróciły do jadalni, gdzie była Bellatrix, gdy rzucono klątwę. Narcyza była przekonana, że mogła odtworzyć to, co wydarzyło się tamtego dnia w pomieszczeniu i choć raz udało jej się zaimponować Belli swoją umiejętnością dokładnego rzucania zaklęć.

Ku ich zaskoczeniu, w salonie znaleźli rozmawiającego z Lucjuszem Fenrira Greybacka. Zniewieściałek powiedział Narcyzie, gdzie go znaleźć, by mogła go poinformować, że zamierza rzucić zaklęcie Pokazu Przeszłości. Obie kobiety zesztywniały na widok wysokiego, smukłego wilkołaka.

Greyback był zwolennikiem Voldemorta od samego początku, ale jego relacja z nim była czysto biznesowa – był człowiekiem Voldemorta, ponieważ mroczny czarodziej zapewniał mu mnóstwo dzieci do zarażenia swoim ugryzieniem, tworzył przerażenie i pozwalał mu się nim karmić, nie wierząc w nieludzkość klątwy. Jako człowiek, był duży i groźny, miał szpiczaste zęby, długie, pożółkłe paznokcie i włochate ręce. Miał splątane i pełne kołtunów włosy oraz brodę, a jego oczy były jak oczy wściekłego zwierzęcia. Powszechnie obawiano się go jako najbardziej niebezpiecznego wilkołaka w Brytanii, a może nawet całej Europie.

Ku zniesmaczeniu Narcyzy, był również częstym gościem Dworu Malfoyów. Jego nieokrzesane maniery drażniły ją oraz wydzielał odór niemytego psa… albo wilka… a dodatkowo drapał się publicznie w niecenzuralnych miejscach, nie zważając na zwykłą przyzwoitość oraz lubował się w zabijaniu wszystkiego, nawet dzieci. Greyback był usposobieniem tego, dlaczego ludzie nienawidzili wilkołaków.

- Lucjuszu, chciałam ci powiedzieć, że jestem gotowa obejrzeć z Bellą wydarzenia z tamtego popołudnia – powiedziała ostro Narcyza do męża.

Lucjusz uniósł na nią wzrok i uśmiechnął się.

- Wspaniale. Powiedz mi, jak poszło, ja muszę omówić z Greybackiem zadanie.

- Dobry wieczór, piękna pani Cyziu. – Greyback zerknął na nią, pochylając się w szyderczym ukłonie.

Narcyza uprzejmie skinęła mu głową. Jego czarne szaty przylegały ciasno do jego ramion i wyglądały, jakby mogły rozerwać się przy każdym nagłym ruchu. Bez wątpienia lubi rozrywać swoje ubrania, dzikie zwierzę! Żałuję, że może tu przychodzić. Czuję się tak, jakby Lucjusz zaprosił do naszego domu potwora.

- Chodź, Narcyzo – nakazała Bellatrix i pociągnęła siostrę z powrotem do jadalni. – Obrzydliwa bestia! To, jak Lucjusz jest w stanie znieść jego obecność jest największą tajemnicą. Dlaczego on tu jest?

- Nie wiem. Lucjusz prawdopodobnie chce, żeby dał nauczkę jakiemuś aurorowi albo innemu zwolennikowi światła.

- Albo się ich pozbyć – zauważyła Bellatrix. Usiadła na tym samym krześle, w którym była tego pamiętnego popołudnia.

- Okej, Bello. Odpręż się. Zamknij oczy – nakazała Narcyza. Następnie wycelowała różdżkę w swoją siostrę i zaintonowała: – Ostendo preteritus vices!

Natychmiast wokół Bellatrix owinęła się biała mgła. Chwilę później zniknęła i Narcyza mogła zobaczyć, jak Bellatrix pije samotnie popołudniową herbatę, ponieważ tego dnia ona była na zakupach, a Lucjusz był przykuty do łóżka.

Czarownica jadła, póki nie była pełna, po czym odsunęła talerz i otarła usta serwetką. Potem wyprostowała się i upiła herbaty. Drgnęła gwałtownie, przewracając filiżankę i spodek.

- Cholera jasna, Snape! – syknęła. – Czu zawsze musisz krążyć jak pieprznięty duch?

- Jesteś w dobrym nastroju, Bella – wyszeptał, a jego różdżka wsunęła się w jego dłoń we wnętrzu rękawa.

- Przymknij się, Snape! Nasz Pan nie żyje, a wy wszyscy powinniście padać na kolana, modląc się do Mrocznego Boga, by go wskrzesił! Zamiast tego wy wszyscy… martwicie się tylko o własne cholerne skóry, jak mój żałosny szwagier! Wepchnął mnie do cholernego sekretnego pokoju i zamknął mnie w nim! Chciałam wysadzić tych pompatycznych idiotów z Ministerstwa, ale nie, musiałam trzymać głowę nisko! Liżące tyłek żałosne gówno! – Rzuciła filiżanką o ścianę.

Roztrzaskała się, a Snape prychnął.

- Kontroluj się. Nie sądzę, by Narcyza była zadowolona, jeśli zniszczysz jej rzeczy.

Bellatrix splunęła.

- Tyle mam do powiedzenia o Cyzi i jej marzeniach. Robię, co chcę, jestem starsza oraz bardziej lojalna i wierna jako śmierciożerca. Mój Pan to wie. Wynagrodził mnie za to! – Jej oczy błysnęły dziką, obsesyjną miłością i szczyptą szaleństwa.

- W jaki sposób, Bello?

- W sposób, który możesz sobie tylko wyobrazić – mruknęła, przesuwając jednym długim paznokciem po swojej kości policzkowej. – Dlaczego tu jesteś, Snape? Lucjusz zaczął jęczeć o swoim nowym wyglądzie, skomlący kapcan?

- To był jeden z powodów mojej wizyty – powiedział Snape. – Innym było to, że chciałem z tobą porozmawiać.

- O czym?

- Słyszałem, że eksperymentowałaś z… powiedzmy… nowym zaklęciem oddziałującym na umysł. To jest szczególny obszar moich zainteresowań. Jestem ciekaw… co odkryłaś? Krążą plotki, że podobno przeklęłaś kundla Blacka klątwą szaleństwa.

Bellatrix odchyliła głowę i roześmiała się.

- Ha! Powinnam była wiedzieć. Zawsze pchasz swój zakrzywiony nochal w nowe rzeczy. Nie możesz znieść, jeśli ktoś skradnie ci splendor, ech, Snape? – Zacmokała językiem. – Cóż, wygląda na to, że plotki są prawdziwe. Rzeczywiście przeklęłam mojego nieprzydatnego kuzyna czymś, co sama wymyśliłam – Klątwa Menady. Wiesz, do czego się odnosi, prawda, Snape?

- Menady były żeńskimi wyznawcami greckiego boga, Dionizosa, znane z religijnego szału i szaleństwa, a najlepiej znane z niekontrolowanych wybuchów emocji, które prowadziły do pijaństwa, rozdzierania zwierząt i ludzi na strzępy oraz nienasyconych pragnień seksualnych – wyrecytował Severus.

Bellatrix obrzuciła go zdegustowanym spojrzeniem.

- Humph! Brzmisz jak cholerna chodząca encyklopedia, Snape. Tak, to dlatego tak nazwałam swoje małe zaklęcie. – Westchnęła sennie. – Kiedyś, gdy byłam dziewczynką, marzyłam, by być jedną  nich. Matka zawsze była tak sztywna, właściwa i cholernie nudna. – Machnęła ręką z rezygnacją. – Tak czy inaczej, eksperymentowałam już od jakiegoś czasu z zaklęciem tej natury, w większości na zwierzętach… żeby zobaczyć, jak daleko mogę je skrzywdzić, nim ból będzie zbyt wielki i się złamią… To było tak… inspirujące… - Polizała wargi. – Potem wpadłam na genialny pomysł klątwy niszczącej animagów bez zabijania ich, powolna śmierć. Nienawidzę animagów… są gorsi od szlam, chowają w sobie bestie. Tak więc wynalazłam to zaklęcie. – Uśmiechnęła się jak mała dziewczynka, która właśnie dowiedziała się, jak machać różdżką i rzucić Lumos. – Mój słodki Pan był ze mnie bardzo zadowolony, powiedział, że jestem wspaniałym wynalazcą.

- Jak emocjonująco. Jestem pewny, że to wspomnienie cię ogrzewa, gdy o nim myślisz – powiedział Severus, brzmiąc na znudzonego. – Jest szansa, że Black wyjdzie z tej klątwy? Może być rozwiązana?

- Nie. Nie, jeśli nie znasz przeciwzaklęcia – zachichotała Bellatrix, a jej oczy zabłysły nikczemnie. – A każda próba zdjęcia klątwy skutkuje zwiększeniem poziomu szaleństwa. Czy to nie jest idealnie… wspaniałe? Wiesz, słyszałam plotki, że Harry Potter jest animagiem. To prawda?

- Tak.

- Hymm… co by było, gdybym rzuciła zaklęcie na bachora Potterów? – rozmyślała. – Jakie byłoby to uczucie wiedzieć, że maleńki Potter, mały drań, który zabił mojego Słodkiego Toma, wije się w agonii, toczy pianę z pyska, zamknięty we własnym umyśle, będąc więźniem własnych koszmarów? Nie chciałbyś tego zobaczyć, Snape? Umiesz to sobie wyobrazić?

- Nie. Poneiważ ja, w przeciwieństwie do siebie, nie jestem chorą, zboczoną zdzirą! – wypluł, po czym skinął i unieruchomił ją w miejscu. Popatrzyła na niego niemo, gdy warknął: – Mam dość twoich napuszonych tyrad i sadystycznych rozmyślań, Bello. Sądzisz, że animadzy są bestiami? Sama jesteś besią, która powinna zginąć dawno temu za szaleństwo, które rozsiewasz i niszczysz bez wyrzutów sumienia. – Pochylił się nad nią, przyszpilił wściekłym wzrokiem. – Nie skrzywdzisz Pottera, nie kiedy wciąż oddycham. I dostanę przeciwzaklęcie twojej małej klątwy. Teraz. – Przyłożył czubek różdżki do jej głowy i syknął: – Legilimens!

Jej oczy rozszerzyły się ze wstrętu i przerażenia, ale bez wysiłku wślizgnął się do jej umysłu…

Narcyza sapnęła, ale nie urwała skupienia, wciąż obserwując, jak Snape wyrywa wiedzę o przeciwzaklęciu z umysłu Bellatrix. Rzucił też na jej siostrę klątwę poczucia winy, przywiązał ją do krzesła, wyciszył pokój i co nie mniej ważne… wyczyścił jej wspomnienia.

Narcyza zakończyła zaklęcie, gdy Snape wyszedł z pomieszczenia, wyraźnie wstrząśnięta tym, czego się dowiedziała. Przyłożyła dłoń do głowy.

- Nie mogę w to uwierzyć…

- Uwierzyć w co? Kto to zrobił? – zapytała Bellatrix, zaciskając dłonie.

- Nigdy bym nie pomyślała… jest naszym przyjacielem… ale zaklęcie nie kłamie…

- Po prostu mi powiedz, do cholery!

- Severus… to był Severus…

- SNAPE! Ten liżący gówno tchórz przeklął mnie? – krzyknęła Bellatrix, a jej oczy zapłonęły złością.

Narcyza skinęła głową, oszołomiona zdradą jednego z ich najstarszych członków. Prędzej podejrzewałaby własnego syna niż Snape’a, który był człowiekiem Lucjusza odkąd miał szesnaście lat.

- Nie rozumiem, dlaczego zrobiłby coś takiego…

- Jakie to ma znaczenie? – wrzasnęła jej siostra. – Ważne jest to, że to ZROBIŁ! I za to jest MARTWY! Słyszysz mnie, Cyziu? MARTWY! Wytnę jego serce, upiekę je w ogniu i każę mu zjeść! Pokroję go na kawałki i zatańczę na jego grobie. Co za cholerny drań bez jaj!

Wściekłość Bellatrix wkrótce skłoniło Lucjusza i Greybacka do zbadania sprawy. Lucjusz wyglądał na równie zszokowanego, co Narcyza, gdy powiedziała mu, kto jest winowajcą. Potem zacisnął usta, a jego oblicze stało się surowe, groźne, wyrachowane i okrutne.

- Przychodzi mi do głowy tylko jeden powód, Narcyzo, dlaczego Severus zdradził nas w taki sposób. A to dlatego, że tak naprawdę nigdy nie był jednym z nas.

- Co masz na myśli? Przyjął Znak, zadeklarował się tak samo, jak my! – krzyknęła Narcyza.

- I skłamał. Jak zrobił to samemu Mrocznemu Mistrzowi, nie wiem, ale jakoś mu się udało. Zranił Bellatrix, ponieważ zagroziła, że zabije bachora Potterów. Ukradł przeciwzaklęcie, żeby pomóc kundlowi, co sugeruje, że nigdy nie był jednym z nas. Był szpiegiem.

Greyback warknął z głębi gardła, a jego bursztynowe oczy zabłysły czerwienią.

- Nigdy nie ufałem tłustemu robalowi z długimi kłakami. Wiedziałem, że nie pachnie dobrze.

- Ale to oznacza… on wie, w jaki sposób nasz pan zachował życie – krzyknęła Narcyza. – Pamiętasz, Lucjuszu, jak dyskutowaliśmy o tym, jak Czarny Pan przetrwał za pierwszym razem mordercze zaklęcie i powiedziałeś, że to musi oznaczać, że stworzył horkruksy. I Snape się z tobą zgodził.

- Tak, wiem. – Lucjusz uderzył dłonią o stół. – Dyskutowaliśmy nawet, gdzie Mistrz mógł je ukryć. A teraz ta informacja jest w rękach wroga. Teraz wiedzą… jak zniszczyć naszego pana.

Bellatrix zawyła jak oszalały wilkołak.

- Nie-e-e-e! Znajdę Snape’a i rozerwę go na strzępy! – Odwróciła się do Lucjusza. – Szybko, musimy się pospieszyć, by wskrzesić naszego Pana! Nim Snape sprawi, że umrze Śmiercią Ostateczną!

- Uspokój się, kobieto! Nie wiesz nawet, czy Snape wie, gdzie Mistrz ukrył kawałki swojego serca – warknął Greyback.

Jego serca? Lucjusz przez chwilę miał tępy wyraz twarzy, po czym przypomniał sobie stare legendy o pewnych nekromantach, którzy wyjmowali swoje serca z ciał i ukrywali je gdzieś, by się upewnić, że nie zostaną zabici. To była stara magia, głęboka, ale horkruksy były pewniejsze.

- Wie lub może zgadywać, gdzie jest jeden – powiedział ponuro pan Malfoy.

- Gdzie on jest? Powiedz mi, a go odzyskam – oświadczyła z pasją Bellatrix.

- W domu jego matki, Meropy Gaunt – odparł Lucjusz. – W Little Hangleton. – Spojrzał na Greybacka. – Masz ochotę na polowanie, Fenrir?

Greyback oblizał usta, a jego oczy zapłonęły żądzą krwi.

- Zawsze jestem gotów, Malfoy. Wiesz o tym. Znajdę zdrajcę Snape’a, wypiję jego krew i połamię mu kości. Och, jak słodko będzie smakował!

Narcyza zbladła i wyglądała, jakby jej było niedobrze. Lucjusz szybko potrząsnął głową.

- Nie! Nie można go zabić. Musisz przyprowadzić mi go żywego.

Greyback prychnął.

- Nie rozkazuj mi, Malfoy. Kiedy poluję na zwierzynę, ja decyduję, kto przeżyje, a kto umrze. Tylko jeden czarodziej kiedykolwiek nakazał mi powstrzymać pazury, a teraz nie żyje. – Wilkołak obnażył zęby w złośliwym uśmiechu. Nie jesteś wystarczającym alfą, by nakazywać mi posłuszeństwo, Malfoy.

- Jestem starszy od ciebie, Greyback. Byłem prawą ręką Czarnego Pana!

- Byłeś. A teraz już nie jesteś. Dlatego mogę kwestionować twoje prawo do dowodzenia. – Wilkołak wyprostował się na pełną wysokość, był o głowę wyższy od Lucjusza, a jego całe ciało promieniowało potworną chęcią rozerwania i rozszarpania czegoś… albo kogoś. – Nie ugnę się przed tobą, Malfoy.

- Nie? – zamruczał Lucjusz, po czym spojrzał bezpośrednio w oczy wilkołaka, upewniając się, że jego magiczne oko napotkało wzrok Greybacka. Skoncentrował się, a jego oko zaczęło migotać i iskrzyć.

Greyback próbował odwrócić wzrok, ale iskry oślepiły go i zdezorientowały, więc nawet nie zdał sobie sprawy, kiedy został zahipnotyzowany.

Lucjusz uśmiechnął się szeroko, widząc puste spojrzenie wilkołaka, po czym oświadczył powoli i stanowczo:

- Będziesz mi posłuszny tak, jak Czarnemu Panu. Zapolujesz na Severusa Snape’a, a gdy go znajdziesz, nie zabijesz go. Sprowadzisz jego oraz bachora Potterów do mnie, bez żadnych przeszkód, a ja zdecyduję o ich losie. Czy to zrozumiałe?

Greyback skinął gwałtownie głową.

- Tak, panie Lucjuszu. Będzie tak, jak pan mówi. – Pochylił głowę.

Wtedy Bellatrix wstała.

- Idę z tobą.

Greyback prychnął.

- Tylko nas spowolnisz.

- Was? Idzie więcej twoich śmierdzących wilków, ale ja nie mogę? Jak śmiesz mi dyktować, co robić? Aaaach! – krzyknęła, gdy dłoń Greybacka wystrzeliła w jej stronę i zacisnęła się na jej szyi jak kołnierz. Uniósł ją z ziemi, sapnęła i zaczęła wierzgać, ale nie mogła się wyswobodzić.

- Uważaj na język, suko! I na to, gdzie twoje miejsce! Nie jesteś partnerem alfy i nie cofniesz naszych rozkazów. Poluję z moim stadem, a ty tylko nas spowolnisz.

- Greyback! Puść ją! – rozkazał Lucjusz.

Greyback rzucił walczącą wiedźmę na podłogę. Wylądowała z hukiem.

- Bello, nic i nie jest? – Narcyza podbiegła i zaczęła pomagać siostrze wstać.

Bellatrix odepchnęła zaoferowaną rękę i wstała.

- Bestia! Jak śmiesz…!

Pisnęła, gdy Greyback zamachnął się na nią, uchylając się w samą porę.

- Greyback! Przestań! Zostaw Bellę. Wezwij swoje stado i zacznij szukać Snape’a. I pamiętaj, chcę, żeby on i Potter byli żywi! Zdrowi i żywi!

Greyback skinął głową.

- Tak się stanie.

Potem odwrócił się i w mgnieniu oka rzucił się przez pokój i korytarz.

- Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś mu odejść! Niemal mnie zabił! – zawołała Bellatrix.

- Och, przestań dramatyzować! Jeszcze nie umierasz. Musisz pozostać w ukryciu, pamiętasz? Kiedy Greyback wróci, pozwolę ci popracować nad Snapem albo Potterem. Wtedy będziesz mógł się zemścić.

Bellatrix nadąsała się.

- Dlaczego nie powiedziałeś mu, że muszę iść z tobą?

- Ponieważ urok hipnotyzujący trwa tylko przez określony czas, a kiedy zniknie, ryzykujesz, że zostaniesz zamordowany przez swoje przemądrzałe usta – odpowiedział Lucjusz. – Ta droga była bezpieczniejsza.

- Pah! – splunęła pokrzywdzona wiedźma. Potem ustąpiła. – Dobra. Poczekam. Napijmy się herbaty.

Pozostała dwójka Malfoyów była bardzo szczęśliwa mogąc spełnić jej prośbę, więc wezwali Zniewieściałka. Minutę później usłyszeli mrożące krew w żyłach, powodujące drganie w żołądku wycie wilkołaka, przyzywającego swoje stado. Po chwili powtórzyło się kolejne wycie, a wkrótce następne. Spojrzeli po sobie. Jak wilkołakom udało się dostać tu tak szybko?

Minęło dziesięć minut, kolejne zawyły w odpowiedzi na wezwanie ich przywódcy, aż na trawniku Dworu Malfoyów stanęło dwanaście postaci. Greyback warknął i spojrzał na nielicznych, którzy odważyli się spojrzeć mu w oczy.

Potem przemówił.

- Idziemy zapolować na Severusa Snape’a, tchórza i zdrajcę. Auuuuuu!

Trzy razy przeciągnął nosem po ziemi, po czym przemienił się w połowie wilczą formę i skoczył, poruszając się z niewiarygodną prędkością przez tereny w kierunku Little Hangleton. Reszta stada w milczeniu podążyła za nim, pragnąc zapolować na nową zdobycz i zakosztować krwi Mistrza Eliksirów.

Nazajutrz wczesnym rankiem, Greyback wrócił do Lucjusza, by zgłosić, że chociaż Snape i chłopiec Potterów zdecydowanie byli w Little Hangleton w domu Gauntów, teraz już ich tam nie było.

- Ślad zrobił się już zimny. Nie potrafię wyczuć, gdzie poszli. Sztuczki czarodziejów! – splunął wilkołak.

- Nie zauważyłeś czegoś nie na miejscu? – zapytał Lucjusz, mocniej owijając się płaszczem. Został obudzony przez Zniewieściałka, żeby zobaczyć Greybacka, podczas gdy jego żona i szwagierka jeszcze spały.

Greyback wzruszył ramionami.

- Brakowało deski podłogowej. Dlaczego?

Lucjusz zaklął.

- W takim razie mogę założyć, że Snape jednego znalazł. Do diabła! – Zaczął kroczyć, przeklinając swojego byłego sojusznika aż do głębin Tartaru. – Ale jeśli będziesz działać szybko, możesz to jeszcze uratować. – Pstryknął palcami i w jego dłoni pojawił się srebrny klucz. – Weź go. To świstoklik do kryjówki Mistrza w Alpach Transylwańskich. Wierzę, że Mistrz ukrył… kawałek swojego serca w środku lasu. Snape to wie. Czekaj tam na niego.

- Tak, mój panie – jęknął Greyback. Wziął srebrny klucz z ulgą, że Lucjusz nie zamierza ukarać go za jego porażkę. Mroczny Pan by to zrobił. – Kiedy zdrajca nadejdzie, będziemy czekać.

- Dobrze. Och i Greyback? Nie zawiedź mnie po raz drugi. Bo pożałujesz – ostrzegł Lucjusz, a jego oczy były zimniejsze niż arktyczna noc.

Wielki wilkołak skłonił głowę z szacunkiem, po czym wyszedł z Dworu Malfoyów, poza którym czekały jego wilki.

- Złączcie się wszyscy za ręce – nakazał. – A teraz dotknijcie mnie, Mroczny Kle – powiedział do drugiego, ciemnoszarego wilkołaka. Odczekał, aż wszyscy posłuchają, po czym wyciągnął dłoń i sięgnął świstoklika.

Nastąpił olśniewający błysk srebrzysto-niebieskiego światła,  a następnie wilkołaki zostały przeniesione przez morze do sekretnego schronienia Voldemorta w pobliżu Mrocznego Lasu.

 

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, widać, że i Narcyza bardzo wierzy w idealogie czarnego Pana, bo myślalam że powie że to ktoś inny potym jak Bella o niej mówi, wpadną w kłopoty tak apropo skąd znalazł się tak szybko ten świstoklik...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło... Przez chwilę miałam nadzieję, że wilkołaki trochę więcej czasu zmarnują w domu Gauntów... Pozostaje mieć nadzieję, że nasze ptaszyny będą miały wystarczająco szczęścia by ominąć stado...
    Weny życzę
    Ciuma

    OdpowiedzUsuń