Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 8 maja 2021

MH - Rozdział 15 – Świąteczne wizyty

- Jesteś pewny, że powinieneś to robić, Harry? – zapytał zmartwiony Syriusz ze swojego miejsca przy kuchennym stole.

Harry westchnął  z frustracją, odkładając nóż. Syriusz zachowywał się tak od kiedy Harry obudził się w Kwaterach Huncwotów trzy noce temu o północy. Harry powiedział Syriuszowi i Remusowi wszystko, co pamiętał z dziwnej „wizji” o Malfoyu i profesorze Snapie, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego to widział albo co dokładnie widział. Jednak z pewnością widział kilka rzeczy. Po pierwsze, Snape i Malfoy nie dogadywali się. Po drugie Malfoy coś knuł. Po trzecie to coś dotyczyło Voldemorta.

Remus doszedł do wniosku, że Hogwart wysłał Harry’emu „wizję”, chociaż przyczyna była nieznana. Czy Hogwart spodziewał się, że Harry coś z tym zrobi? Zapisał wszystko i przekazał pergamin profesorowi Dumbledore’owi, nim wrócili do Dworu Blacków. W tej chwili zrobił wszystko, co mógł. Ale jeśli tak było to dlaczego czuł, że nie robi wystarczająco dużo?

- Po raz ostatni, Syriuszu, nic mi nie jest – nalegał Harry, pocierając czoło grzbietem prawej dłoni. – Hogwart nigdy nie pozostawia po sobie żadnych trwałych skutków, gdy się ze mną komunikuje. Bądźmy wdzięczni, że nie przejęła mojego umysłu, gdy byliśmy na przyjęciu Slughorna, prawda? – Ponownie uniósł nóż i wrócił do krojenia owoców. – Zamierzasz mi w tym pomóc, czy pomożesz Remusowi w badaniach?

Syriusz jęknął, uderzając głową o stół.

- Co on znowu bada? – zapytał zirytowany.

Harry wzruszył ramionami.

- Wybiera między badaniami dla Zakonu, odkryciem, kto jest księciem Półkrwi i zrozumieniem, jak działa moje połączenie z Hogwartem – powiedział ze zmęczeniem. Remus ostatnio badał tak wiele różnych tematów, że ciężko było powiedzieć, nad jakim projektem obecnie pracował. Harry chciał pomóc, ale Remus nalegał, że póki nie „zorientuje się, od czego miałby zacząć”, lepiej było, jeśli pracował sam. Syriusz stwierdził, że nikt nie rozumiał „logiki Lunatyka” na początkowych etapach badań.

Zapadła między nimi cisza, gdy Syriusz debatował nad swoimi opcjami.

- Tak w ogóle to co robisz? – zapytał w końcu Syriusz.

Harry powstrzymał uśmiech. Wiedział, że Syriusz zrobi wszystko, by uniknąć badań.

- To mugolskie danie – powiedział, ostrożnie krojąc owoce na małe kawałki. – Owocowy deser, który bardzo fajnie się zjada. Ciotka Petunia rzadko go robiła, ale kiedy się zdarzało, zawsze dodawała owoców, lody albo sorbet. Nie widziałem tego w Hogwarcie, więc zakładam, że w magicznym świecie nie jest to zbyt znane danie.

Syriusz nie wyglądał na przekonanego, ale i tak wzruszył ramionami.

- Cóż, w porządku, chyba będę musiał ci zaufać – powiedział. – Co jeszcze robisz?

- Tarte fine aux pommes – powiedział Harry, wstając od stołu i podchodząc do pieca, by sprawdzić garnek z wrzącą wodą. – Zasadniczo to francuska szarlotka. Pomyślałem, że skoro będzie Fleur… cóż, to jej pierwsze święta z dala od rodziny, więc pomyślałem, że to będzie dla niej odrobina domu.

Syriusz zachichotał.

- Pamiętasz, że Molly nie lubi Fleur, prawda? – zapytał, wstając i porywając po drodze kawałek niepociętego owocu. – Nie sądzisz, że będzie wystarczająco napięcia z powodu spraw między tobą a Ronem?

Harry powstrzymał falę irytacji, ściągając wrzącą wodę z kuchenki i wlewając ją do miski, która już zawierała czerwoną, sproszkowaną substancję.

- Ani trochę – powiedział, zaczynając mieszać zawartość miski. – Ron może w końcu zauważy moją obecność, skoro nie będzie Lavender… - Syriusz otworzył usta, by coś powiedzieć, – i nie mów, że jestem zazdrosny, Syriuszu. Nie jestem. Po prostu nie zgadzam się ze sposobem, w jaki zachowywał się Ron. Niemal sprawił, że z drużyny odeszła połowa osób, atakował Hermionę przy każdej okazji i walczył z Ginny. A teraz dzień i noc obcałowuje się z Lavender i nie obchodzi go to, że krzywdzi Hermionę.

Syriusz usiadł i westchnął, przeczesując palcami włosy.

- Zgodzę się, że Ron nie był najlepszym przyjacielem dla ciebie i Hermiony, ale nie możesz go winić, że cieszy się urokami bycia w związku - powiedział łagodnie. - James zachowywał się tak samo, gdy zaczął się spotkać z Lily.

- Ale nie traktował ciebie i Remusa jak śmieci, prawda? - odparował Harry, odwracając się twarzą do Syriusza. - Nie robił sobie z was żartów w środku lekcji, żeby tylko mama się roześmiała, prawda?

Syriusz wyglądał niepewnie.

- Nie bardziej niż normalnie - powiedział zgodnie z prawdą. - Zawsze z siebie żartowaliśmy, Harry, ale wiedzieliśmy, jakich tematów nie dotykać. Nigdy nie żartowaliśmy z wilkołactwa Remusa poza tym, że James nazywał to jego "małym futerkowym problemem" oraz nigdy nie poruszali nienawiści mojej rodziny, chyba że sam wyciągnąłem temat. Wszyscy mieliśmy problemy, Harry. Byliśmy dalecy od perfekcji, ale ukrywaliśmy to pod żartami i śmiechem. To był nasz sposób radzenia sobie z tym wszystkim.

Harry nie wiedział, co powiedzieć. Wiedział, że Syriusz próbował wyrazić swoją opinię, ale jego problem z Ronem i Hermioną był całkowicie inny. Ron nie próbował ułatwić sprawy. Raczej wszystko utrudniał. Gryząc się w język, Harry odwrócił się i wrócił do mieszania, dodał zimnej wody, po czym kontynuował. Wiedział, że prawdopodobnie nie reagowałby w taki sposób, gdyby nie był świadom bólu Hermiony, za każdym razem, gdy zauważała, jak Ron i Lavender całują się albo uczuć, którymi Ron i Lavender cały czas emanowali. To było po prostu zbyt niekomfortowe.

- Jeśli się ze mną nie zgadzasz, możesz to powiedzieć, wiesz? - stwierdził Syriusz, przerywając ciszę. - Myślałem, że doszliśmy do wniosku, że Hermiona jest przewrażliwiona z powodu swoich uczuć względem Rona, który od czasu do czasu źle się zachowuje, żeby zaimponować Lavender. Czy stało się coś, co to zmieniło?

Harry skinął głową, po czym wziął miskę i zaniósł ją do lodówki. Gdy się bezpiecznie chłodziła, Harry wyjaśniał, co się stało na transmutacji, myjąc owoce. Wiedział, że to brzmi jak nastolatki będące nastolatkami, ale ponownie jego umiejętność wyczuwania emocji innych pogorszyła sprawę.

- Hermiona jest bardzo skrzywdzona, a Rona to nie obchodzi - powiedział Harry z rozdrażnieniem. - po prostu już nie wiem, co robić. Przecież nie mogę kazać Ronowi zerwać z Lavender, bo Hermiona się w nim buja.

Syriusz wyszczerzył się.

- Szczerze wątpię, by Hermiona to doceniła - powiedział otwarcie. - Nigdy wcześniej tego nie dostrzegłem, ale wydajesz się dość dobrze rozumieć Hermionę.

Harry wzruszył ramionami, odkładając na bok owoce, by się osuszyły.

- No, chyba ją rozumiem - powiedział cicho. - To chyba ma związek z tym, że jestem w stanie dowiedzieć się, co ona czuje.

Syriusz odchylił się na krześle i popatrzył na Harry'ego z ciekawością, wystukując palcami rytm na stole.

- Jesteś pewny, że to wszystko? - zapytał nonszalancko.

Harry odwrócił się i popatrzył na Syriusza zdezorientowany. Do czego Syriusz zmierzał?

- Co innego by to miało być? - zapytał. - Jest moją najlepszą przyjaciółką. - Poza tym emanuje wszystkim od kilku miesięcy, więc naturalnie jej współczuję tego, przez co przechodzi.

Syriusz przesunął dłonią po twarzy z niepewnym wyrazem twarzy.

- Naprawdę nie jestem dobry w subtelnych wskazówkach, więc zapytam wprost - powiedział z westchnieniem, po czym spojrzał bezpośrednio na Harry'ego. Nerwowe błękitne oczy napotkały zdezorientowane zielone. - Czy masz jakieś romantyczne uczucia względem Hermiony? Podoba ci się?

Harry popatrzył na Syriusza kompletnie oszołomiony. Nigdy nie spodziewałby się takiego pytania.

- Ona czuje coś do Rona - powiedział zwyczajnie. Harry kochał swoich opiekunów, naprawdę. Jednak czasami po prostu nie rozumiał, jak ich umysły działają. Jak przeszli od rozmowy o jego "wizji" do tego?

- Nie o to zapytałem, Harry - powiedział łagodnie Syriusz.

Nie, nie o to pytał Syriusz, ale dla Harry’ego, to była odpowiedź. Nie myślał o Hermionie w tym sensie, tak jak nie myślał w ten sposób o żadnej dziewczynie. Nie pozwolił dać się złapać tak, jak Ron. I tak nie miał czasu, który mógłby poświęcić.

- Hermiona jest moją najlepszą przyjaciółką, która czuje coś do mojego drugiego najlepszego przyjaciela, który jest w związku z współlokatorką Hermiony – powiedział w końcu Harry. – Nie sądzisz, że to wystarczająco skomplikowane?

- Harry…

- Mogę zrozumieć to, co ona przechodzi, okej? – zapytał Harry z frustracją. Dlaczego Syriusz nie mógł zwyczajnie odpuścić? – Mogę zrozumieć jej tęsknotę, ponieważ czułem to od lat. Czułem to podczas każdych wakacji u Dursleyów, kiedy oni byli idealną rodzinką, a ja musiałem wykonywać obowiązki skrzata domowego. Czułem to za każdym razem, gdy Dudley był obsypywany prezentami na urodziny, a moje były ignorowane. Hermiona tęskni za uwagą Rona, tak jak ja przez wiele lat tęskniłem za rodziną. Nie wiem, co czuję, ale wiem, że nigdy nie zrobiłbym nic, co mogłoby zagrozić mojej relacji z Ronem i Hermioną. Już i tak przez wiele przeze mnie przeszli.

W mgnieniu oka Harry znalazł się w gwałtownym uścisku.

- Przepraszam, dzieciaku – powiedział szczerze. – Nie chciałem się wtrącać. Po prostu nienawidzę tego, że zawsze odsuwasz na bok swoje uczucia. Wiem, że się boisz. Mnie też przerażają randki, a jestem staruszkiem.

Harry uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że Syriusz próbował oprawić jego nastrój, ale nie w nadmierny sposób.

- To jedna z tych rzeczy, którym zaprzeczysz, że mi powiedziałeś, prawda? – zapytał, już wiedząc, jaka będzie odpowiedź.

- Lepiej w to uwierz – powiedział Syriusz stanowczo, cofając się z uśmiechem. – Jeśli ja przyznaję, że jestem stary, to jaki jest Lunatyk?

Harry spojrzał na Syriusza z uniesioną brwią.

- Naprawdę spodziewasz się na to odpowiedzi? – zapytał. – Mogę być młody, ale nie jestem głupi. Jeśli cokolwiek powiem, powtórzysz to Remusowi w momencie, gdy zacznie ci dogryzać z powodu wieku.

Syriusz popatrzył na Harry’ego z niewinnym wyrazem twarzy.

- Kto, ja? – zapytał. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nigdy nie powtórzyłbym niczego, co mi powiedziałeś.

- Naprawdę? – zapytał sceptycznie Harry. Każdy, kto znał Syriusza wiedział, że „niewinne spojrzenie” było kluczowym wskaźnikiem, że Syriusz wyraźnie coś knuje, a rezultat nigdy nie był dobry. – Wybacz mi, jeśli niekoniecznie ci wierzę. Ile kłótni przegrałeś z Remusem?

Syriusz skrzywił się.

- Zbyt wiele – wymamrotał. – Luniek jest zbyt mądry i wie o tym. To musi być coś wilczego.

Harry tylko potrząsnął głową z irytacją i powrócił do przygotowywania deserów na świąteczny obiad z Weasleyami. Był wdzięczny, gdy Syriusz wyszedł, by pomóc Remusowi. Miał tyle na głowie i ciężko mu było myśleć, gdy ktoś inny był w pokoju i go obserwował. Syriusz kwestionujący uczucia Harry’ego względem Hermiony był najgłośniejszą myślą. Nie potrafił tego wyjaśnić. Po prostu nigdy nie myślał o Hermionie w tym aspekcie, tak jak nigdy nie myślał tak o Ginny, Cho, Lunie i Hannie. Były jego przyjaciółkami i to mu wystarczyło. Dlaczego to nie mogło być wystarczająco dobre dla wszystkich innych?

Po skończeniu deserów, Harry dołączył do Syriusza i Remusa w rodzinnej bibliotece Blacków, gdzie badali różne tematy. Harry miał przejrzeć książki, które Remus jakimś sposobem o „specjalnych zdolnościach”, podczas gdy Syriusz i Remus przeglądali książki, które mogły być uznane za niebezpieczne na więcej niż jeden sposób. Remus został zaatakowany przez książki wiele razy z powodu magii, która pozwalała otworzyć je tylko osobom z rodziny Black. Po tym, jak piąta książka ożyła, Remus uciekł się do tego, że to Syriusz otwierał książki i podawał je Remusowi, by ten sprawdził je pod kątem wszelkich istotnych informacji.

Podczas tych długich godzin w bibliotece, unikali nudy, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Harry dowiedział się o Przysięgach Wieczystych i jak je składać. Obietnica zadeklarowana przez jedną osobę, trzymającą dłoń drugiej, która żądała obietnicy, podczas gdy trzecia osoba różdżkę nad ich splecionymi dłońmi. Kiedy osoba potwierdzająca obietnicę zgodziła się na nią, była ona magicznie zobowiązana do spełnienia jej lub umierała. Po usłyszeniu tego, Harry cieszył się, że Snape nie mógł związać się przysięgą z panią Malfoy, ponieważ (z tego, co zrozumiał) Draco Malfoy nie radził sobie z zadaniem, które Voldemort mu zlecił.

To był kolejny temat do dyskusji. Harry był wyjątkowo zdenerwowany tym, co zobaczył. Malfoy wyraźnie coś knuł, co by wyjaśniało, dlaczego przez ostatnie kilka miesięcy był tak wyjątkowo cichy. Malfoy był zajęty próbą wykonania swojego zadania, mimo że nie był tak pewny, że je wykona, jak udawał. Jeśli emocje, które wyczuł Harry te kilka miesięcy temu były prawdziwe, to Malfoy w rzeczywistości bał się o swoje życie i nie miał nikogo, do kogo mógłby się zwrócić, ponieważ unikał profesora Snape’a. Czy Dumbledore nie powiedział czegoś o rozmowie profesora Snape’a z Malfoyem? Cóż, wyraźnie nie zadziałała, więc mamy teraz w Hogwarcie nastolatka, który pracuje dla Voldemorta i nie chce nikogo słuchać. Wiedziałem, że to zbyt wiele prosić o normalny rok szkolny.

Decyzja, co zrobić z Malfoyem, była niezwykle długą dyskusją. Z tego, co teraz wiedzieli, nie mogli tak po prostu siedzieć i nic nie robić, ale nie wiedzieli też wystarczająco dużo, by zrobić cokolwiek poza pilnowaniem Malfoya. Co gorsza, Dumbledore i Snape wyraźnie wiedzieli, że Malfoy knuje coś dla Voldemorta, jednak nic z tym nie zrobili. Malfoy wciąż mógł robić co tylko chciał. W końcu Syriusz i Remus powiedzieli Harry’emu, że usiądą z Dumbledorem i odkryją, czy dyrektor w końcu całkowicie stracił rozum.

Świąteczny poranek nadszedł z mieszanymi reakcjami. Z jednej strony, Harry nie mógł się doczekać ucieczki od biblioteki i szansy na skupienie się na czymś innym, niż Malfoy, jego połączenie z Hogwartem albo jego umiejętności. Z drugiej strony, nie miał ochoty przebywać w jednym pokoju z Ronem i Ginny. Mógł poradzić sobie z tym, że Ron go ignoruje. Będzie tam wiele innych osób do rozmowy. Bał się, że zostanie wciągnięty w kłótnię między Ronem a Ginny przed panią Weasley. I Ginny, i Ron będą chcieli, żeby Harry zgodził się z ich punktem widzenia. Weź się w garść, Harry. Skup się na tym, co możesz kontrolować i przestań zachowywać się jak głupek. Najgorsze, co się może zdarzyć to sytuacja, że Ron nie będzie z tobą rozmawiał, a to właściwie cały czas ma miejsce.

Z powodu osłon nałożonych na Norę, Harry, Syriusz i Remus musieli użyć sieci Fiuu, chyba że chcieli przejść długą drogę przez śnieg. Na deserach niesionych przez Syriusza i Remusa zostały nałożone zaklęcia ochronne, ponieważ Harry nie ufał sobie, że nie upuści niesionych rzeczy. Z jakiegoś dziwnego powodu, Harry po prostu nie potrafił przechodzić przez Fiuu bez potknięcia się, chyba że ktoś go złapał. Tym razem nie było inaczej. Na szczęście państwo Weasley, Ginny i bliźniaki czekali na ich przybycie. Fred i George złapali Harry’ego, nim mógł zrobić z siebie większego głupca, po czym pozwolił pani Weasley wciągnąć się do gwałtownego uścisku.

- Oh, co my tu mamy! – wykrzyknęła pani Weasley, odsuwając się i przytrzymując Harry’ego na wyciągnięcie ręki. – Z pewnością wyglądasz lepiej niż podczas wakacji, Harry, kochaneczku, ale wciąż mógłbyś przybrać kilka funtów. Mam nadzieję, że jesteś głodny, ponieważ zjesz przynajmniej dwie porcje wszystkiego.

Oczy Harry’ego rozszerzyły się w chwili, gdy Syriusz wyszedł z ogniska i wyciągnął ciasto, które zmniejszył i ukrył, by ochronić je przed sadzą. Remus przybył kilka chwil później i wyjął drugi deser, zabezpieczony tak, jak ciasto. Syriusz i Remus podali naczynia Fredowi i George’owi, dając Ginny doskonałą okazję, by złapać Harry’ego za rękę i odciągnąć go od tłumu.

- Przepraszam za to – powiedziała Ginny, gdy dotarli do stołu kuchennego. – Mama jest w takim stanie od kilku dni, od kiedy Ministerstwo nałożyło na dom nowe zabezpieczenia, żebyś mógł nas odwiedzić. – Na widok poczucia winy Harry’ego, uśmiechnęła się współczująco. – Po prostu się o ciebie martwi, Harry. Nie jest też w tej chwili zadowolona z Rona, jest tu Fleur, Charlie nie mógł wrócić do domu, a Percy jest zbyt zajęty w Ministerstwie, żeby choćby wysłać mamie sowę.

Harry oparł się o stół, próbując w myślach uporządkować wszystko, co Ginny mu właśnie powiedziała. Rozumiał, dlaczego Charlie nie był w stanie dotrzeć. Tonks wyjechała wcześnie rano, żeby odwiedzić go w Rumunii. Mógł zrozumieć też, dlaczego pani Weasley wciąż miała problemy z Fleur. Nieobecność Percy’ego również była zrozumiała, biorąc pod uwagę długie godziny spędzane przez wszystkich w Ministerstwie. Poza tym Percy też miał do utrzymania przykrywkę. Weasleyowie byli dobrze znani z wspierania Dumbledore’a, z którym obecny Minister Magii nie miał najlepszych stosunków.

- Co się stało z Ronem? – zapytał Harry ostrożnie.

Ginny uśmiechnęła się szeroko, podciągając krzesło i siadając.

- Och, trochę mi się wymsknęło, że Ron był bardziej zainteresowany poznawaniem ust Lavender niż traktowaniem swoich przyjaciół jak ludzi – powiedziała z dumą. – Ron próbował się bronić, ale nie mógł wymyślić nic do powiedzenia po tym, jak zapytałam go, kiedy ostatnio rozmawiał z tobą albo Hermioną. Większość czasu spędził w swoim pokoju, próbując unikać Freda i George’a. Też nie są zadowoleni jego zachowaniem.

 Harry westchnął z frustracją, ściskając grzbiet nosa.

- Rozumiem, że chcesz, żeby Ron zmienił to, jak traktuje ciebie i Hermionę, ale mi tak naprawdę nic nie zrobił – powiedział cicho, rozglądając się w poszukiwaniu Rona. Naprawdę nie wiedział, co jej powiedzieć, ponieważ Ginny nie była świadoma jego empatii. Nie miała pojęcia, że to był jedyny powód, dlaczego trzymał się z daleka od Rona. Był kapryśny i krzywdzący w stosunku do wszystkich. Emanował też nadmiarem hormonalnych uczuć, ale Harry nie chciał nawet o tym myśleć… nigdy więcej.

Ginny popatrzyła na Harry’ego, jakby urosła mu druga głowa.

- Harry, jak możesz stać i mówić, że Ron nic ci nie zrobił? – zapytała, wstając szybko. – To przez Rona zaatakował cię Malfoy!

- Ginny! – zawołał Harry ściszonym głosem. Szybko spojrzał w stronę kominka i zobaczył, że Syriusz i Remus wciąż rozmawiają z państwem Weasley. Freda i George’a nigdzie nie było widać. – Gdyby to nie miało miejsca wtedy, nadarzyłoby się innym razem. Wszyscy wiemy, że Malfoy żywi do mnie urazę za to, co stało się z jego ojcem i to bardziej moja wina niż kogokolwiek innego, bo nie zwracałem uwagi. Doceniam to, że chcesz pomóc, ale myślę, że oboje wiemy, że zmuszenie Rona do przeprosin obniża ich wartość.

Ginny prychnęła zirytowana, odchylając się na krześle i zakładając ręce na piersi, przez co wyglądała, jakby się dąsała.

- Cóż, wymuszone przeprosiny są lepsze niż żadne – powiedziała uparcie.

- Tak? – odparował Harry. – Jaki jest sens przeprosin, skoro nic nie zmienią?

Pojawienie się Billa i Fleur uniemożliwiło Ginny odpowiedź. Fleur była tak podekscytowana widokiem Harry’ego, że odciągnęła go od rodzeństwa Weasley i musiał słuchać, jak wdaje się w potworne szczegóły na temat zbliżającego się ślubu. Harry został uratowany dwadzieścia minut później przez Syriusza, który poinformował ich, że obiad jest gotowy. Fleur wyglądała na lekko rozczarowaną, ale podążyła za nimi. Harry mógł ją zrozumieć. Podekscytowanie Fleur odbijało się od ścian, ale nie miała w Norze nikogo, z kim mogłaby się nim dzielić.

Dotarli do kuchennego stołu w chwili, gdy Ron dotarł do dolnej części schodów. Harry i Ron popatrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu Ron przerwał ciszę.

- Eee… cześć, Harry – powiedział nerwowo. – Długo jesteście?

- Nie długo – powiedział Harry zgodnie z prawdą, mimo wszystko próbując pomyśleć o rozładowaniu napięcia. Nienawidził tego, że nie mógł już rozmawiać ze swoim najlepszym przyjacielem bez poczucia dyskomfortu. W przeszłości było to spowodowane gwałtownym wzrostem hormonalnych emocji, ale teraz poczuciem winy i nerwowością wylewającą się z Rona. – Więc jak się masz?

Ron wzruszył ramionami.

- Chyba w porządku – powiedział, gdy szli do stołu, by usiąść. – Wszyscy dokuczają mi z powodu Lavender, uwierzysz w to? Ginny jest najgorsza. Mści się na mnie za to, że latem powiedziałem Fredowi i George’owi o jej chłopakach.

Harry spojrzał na Syriusza, który desperacko próbował wyglądać, jakby nie słuchał.

- Mówisz? – powiedział niewinnie, siadając. Zachowaj spokój. Są święta. Dzisiaj żadnych walk. – Więc uważasz, że nie zrobiłeś nic, żeby na to zasłużyć?

Ron wzruszył ramionami, siadając i zaczynając układać jedzenie na swoim talerzu. Ich rozmowę zakrywały różne konwersacje, trajkot i brzdęk naczyń.

- To nie moja wina, że Hermiona dziwnie się zachowuje – powiedział ściszonym głosem. – To ona ze mną nie rozmawia! Tylko dlatego, że znalazłem sobie kogoś…

- Kogo chcesz całować dzień i noc? – zapytał Harry, powoli nakładając jedzenie na swój talerz. – Pomyśl, Ron. Kiedy ostatni raz pracowaliśmy nad zadaniami, rozmawialiśmy o Quidditchu albo po prostu spędzaliśmy czas bez Lavender, która by cię rozpraszała?

Ron wpatrywał się w Harry’ego z niedowierzaniem.

- Więc chcesz, żebym wybierał między moją dziewczyną a najlepszą przyjaciółką?

Harry westchnął z frustracją, odkładając widelec i odwracając się twarzą do Rona. Widział, jak państwo Weasley rozmawiają z Remusem, Ginny śmieje się z bliźniakami, a Bill i Fleur dobrze się bawią, karmiąc się nawzajem. Fale szczęścia, ciekawości, zapału, nerwowości i irytacji wirowały po pokoju. Harry ze zmęczeniem potarł czoło, desperacko próbując to wszystko zignorować.

- Nie zrobiłbym tego i wiesz o tym – powiedział ściszonym głosem. – Jeśli chcesz spędzać czas z Lavender to twój wybór. Po prostu nie mogę wtedy być z tobą.

Ron popatrzył na Harry’ego zdezorientowany.

- Dlaczego nie? – zapytał głupio.

Harry z irytacją przesunął dłonią po twarzy. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że rozmawiali o tym przy świątecznym obiedzie, ale prawdopodobnie był to jedyny czas, który mieli na rozmowę.

- Co czujesz, gdy ją całujesz, Ron? – zapytał bez ogródek.

Ron nadal wpatrywał się w Harry’ego, aż nie zdał sobie sprawy, co Harry miał na myśli. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia, a jego twarz stała się jasnoczerwona.

- Och – powiedział niespokojnie, po czym skupił wzrok na talerzu i zjadł swoje jedzenie w ciszy.  Nie było sposobu, by zignorować zakłopotanie, które spływało z Rona silnymi falami. Najwyraźniej ta myśl nigdy nie przyszła Ronowi do głowy, tak jak złe zachowanie względem Hermiony.

Harry wiedział, że to z pewnością nie rozwiąże problemu między Ronem a Hermioną, ale to był mały krok we właściwym kierunku. Zwracając uwagę na inne rozmowy, Harry słuchał, jak pan Weasley i Remus cicho rozmawiają o problemie wilkołaków i Fenrirze Greybacku. Szybko ugryzł się w język, by nic nie powiedzieć. Syriusz powiedział Harry’emu o Greybacku, wilkołaku, który był zwolennikiem Voldemorta. Greyback miał tendencję do celowego atakowania dzieci i atakował tak wiele, ile mógł, żeby wilkołaki mogły pokonać czarodziei.

Greyback również był wilkołakiem, który ugryzł Remusa.

Pan Weasley i Remus nie zauważyli, że Harry słucha, jak Remus ujawnia, że Dumbledore chciał szpiega wśród wilkołaków.

- Dumbledore nie powiedział wiele, ale wiem, że chciałby, żebym był szpiegiem, gdybym był w pełni zdrowy – powiedział cicho Remus. – Dumbledore nie zdaje sobie sprawy, że wilkołaki spojrzałyby na mnie raz, a potem mnie zabiły. Jestem zbyt znany publicznie. Wszystkie te artykuły Rity Skeeter wywołały mieszane reakcje. Część wilkołaków ma nadzieję, że mogą prowadzić normalne życie, podczas gdy inni uważają, że jestem zdrajcą, żyjąc w czarodziejskim świecie.

- Powiedziałeś mu? – zapytał pan Weasley z niepokojem. – Nie sądzę, by Dumbledore mógł posłać cię w miejsce, gdzie byłbyś w takim niebezpieczeństwie.

Remus uśmiechnął się lekko.

- Nie zrobiłby tego, Arturze – powiedział uspokajająco. – Przyznaję, że wilkołaki po naszej stronie byłyby zaletą, ale to mało prawdopodobne. Dlaczego miałyby sprzymierzyć się z tą samą organizacją, która utrudnia im życie.

Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Irytacja i złość połączyły się ze wszystkimi innymi emocjami, które czuł. Harry próbował to wszystko zignorować, ale to po prostu nie odchodziło. Nagle nie miał ochoty na jedzenie. Widok i zapach jedzenia sprawiały, że żołądek mu się skręcał. Głowa zaczęła go boleć. Głosy wszystkich wydawały się przybrać na sile, czyniąc je jedynie hałasem. Dlaczego teraz? Dlaczego po tak długim czasie?

Tak szybko i dyskretnie, jak to tylko możliwe, Harry przeprosił i wyszedł na zewnątrz. Wypuścił długi oddech, siadając na frontowych schodach. Opierając głowę na kolanach, Harry mógł tylko czekać, aż ból i dezorientacja miną. Powoli nadmiar emocji zmalał, aż stał się niczym więcej niż odległym echem. Nie mógł uwierzyć, że w taki sposób stracił kontrolę. Jego własne emocje sprowadziły do przeciążenia jego empatii. To było jedyne wyjaśnienie.

Na dźwięk otwieranych drzwi, Harry szybko odwrócił się i zobaczył, że znajomy, duży, czarny pies wybiegł truchtem na zewnątrz i usiadł obok niego. Język Midnighta wystawał z kącika jego ust, gdy szczerzył się do Harry’ego. Niezwykle trudno było się nie śmiać. Pies wyglądał przezabawnie. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, owijając ramię wokół szyi Midnighta. Nie miał wątpliwości, że Remus był w tej chwili w środku i przedstawiał jakąś wymówkę, by wyjaśnić jego zachowanie. Harry nie zazdrościł Remusowi w najmniejszym stopniu. Cała rodzina Weasley potrafiła być niezwykle wymagająca.

Dźwięk stóp na trzeszczącym śniegu szybko wyrwał Harry’ego z myśli. Midnight natychmiast napiął się, a Harry uniósł dłoń, by zablokować promienie słońca. Zbliżała się dwójka ludzi, ale byli zbyt daleko, by ich rozpoznać. Midnight wstał i warknął cicho. Harry natychmiast chwycił różdżkę w dłoń i sięgnął do otaczających go emocji. Najmocniejsze były troska i złość Midnighta, ale odległa nerwowość i zapał z pewnością nie pochodziły do niego. Kimkolwiek byli ci ludzie, nie chcieli go skrzywdzić.

Jednak Midnight się nie zgadzał. Pies zaczął głośno szczekać na nadchodzące postacie i nim Harry mógł powiedzieć mu, żeby przestał, frontowe drzwi się otworzyły i grupa ludzi wybiegła z wyciągniętymi różdżkami. Remus szybko pociągnął Harry’ego na nogi i pchnął go w stronę drzwi. Pan Weasley, Bill, Fred i George zasłonili jakikolwiek widok na nadchodzące postacie, ale niedługo potem pan Weasley odprężył się i opuścił różdżkę.

- Merlinie, Percy! – powiedział pan Weasley z ulgą. – Powinieneś był nam powiedzieć, że się zjawisz.

Wszyscy inni odłożyli różdżki, ale nie poruszyli się z tworzonej ludzkiej barykady, by chronić Harry’ego. Midnight przestał szczekać, ale nadal warczał na gości. Harry niepewnie sięgnął ponownie i wyczuł sceptycyzm i opiekuńczość walczące z nerwowością i poczuciem winy. Wyczuł subtelne oznaki niecierpliwości i zapału, które Harry domyślił się, że pochodziły od towarzysza Percy’ego.

- Ta decyzja została podjęta pod wpływem chwili, ojcze – powiedział sztywno Percy.

Nieprzyjemna cisza wypełniła powietrze, dopóki pani Weasley nie przecisnęła się przez tłum.

- Arturze! – skarciła go. – Gdzie twoje maniery? – Odwróciła się do Percy’ego i Scrimgeoura i uśmiechnęła się. – Czy chcielibyście dołączyć do nas na indyka, a może budyń?

- Nie, nie, moja droga Molly – powiedział uprzejmie Scrimgeour. – Nie chciałbym się wtrącać w sprawy rodzinne. Mamy kilka minut, nim będziemy musieli wyjść na nasze następne spotkanie. Po prostu pokręcę się po waszym uroczym ogrodzie, podczas gdy wy porozmawiacie z Percym, a jeśli młody człowiek, który siedział na schodach chciałby mi towarzyszyć, doceniłbym to. Jestem mu winny przeprosiny za zaskoczenie go.

Nikt się nie poruszył. Wszyscy wiedzieli, że Scrimgeour dobrze wiedział, kim naprawdę jest ten „młody człowiek”.

- Właściwie nie sądzę, by to było możliwe, Ministrze – powiedział dyplomatycznie Remus. – „Młody człowiek” nie czuje się dobrze. Właśnie mieliśmy wychodzić.

- To zajmie tylko minutę – nalegał Scrimgeour, chociaż brzmiało to bardziej jak żądanie niż prośba.

Harry ruszył w stronę Remusa. To nie skończy się dobrze, jeśli czegoś nie zrobi. Scrimgeour był wystarczająco zdesperowany, żeby wyciągnąć „kartę Ministra”, a Remus nie miał zamiaru dać się jej zastraszyć.

- W porządku, Lunatyku – powiedział cicho Harry. – Równie dobrze możemy mieć to za sobą. Nie zostawi nas w spokoju, póki ze mną nie porozmawia.

Remus niechętnie skinął głową, po czym napotkał spojrzenie pana Weasleya i bez słów skinął na Weasleyów, by weszli do środka. Harry i Remus stali obok siebie, podczas gdy Midnight wciąż warczał na Srimgeoura, który trzymał się na dystans od niezwykle dużego psa. Harry wiedział, że nie to Scrimgeour miał na myśli, ale cieszył się, że Remus wciąż jest obok niego. Remus z pewnością wychwycił subtelne wskazówki, których Harry nie zauważył.

Scrimgeour przesunął ciało tak, by patrzeć wyłącznie na Harry’ego. Z bliska nie było zaskoczeniem to, że był kiedyś szefem biura aurorów. Scrimgeour z pewnością wyglądał jak ktoś, kto przeżył sporo bitew, które pozostawiły po sobie mnóstwo blizn. Jedynym sposobem opisania Scrimgeoura było stwierdzenie, że wyglądał jak stary lew. Na jego płowych włosach i krzaczastych brwiach widniały siwe pasma. Jego żółtawe oczy były częściowo ukryte za okularami w drucianych oprawkach. Jego cała obecność wymagała uwagi, w przeciwieństwie do Knota.

- Zapewniam was wszystkich, że nie mam nic złego na myśli – powiedział szczerze Scrimgeour po długiej, niekomfortowej ciszy. – Chcę tylko z tobą porozmawiać, Harry. Przez długi czas chciałem się z tobą spotkać, jak jestem pewny, że już wiesz.

Harry nic nie powiedział. Nie zamierzał pozwolić, by Scrimgeour kontrolował rozmowę. Kilka miesięcy temu Syriusz powiedział Harry’emu dokładnie, czego Scrimgeour chce.

- Tak – kontynuował Scrimgeour po kolejnej dłuższej chwili. – Oczywiście, że wiesz. Dumbledore i Black bardzo cię chronili, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, przez co przeszedłeś przez ostatnie lata. Chronienie cię przed krzywdą jest naturalną reakcją, ale zapewniam cię, że nie jestem takie jak Korneliusz Knot. Staram się zrobić wszystko, co najlepsze dla społeczności czarodziejów, by zapobiec panice.

- Wojna ma tendencję do wywoływania paniki – powiedział prosto Harry, robiąc krok do przodu i stając obok Midnighta i przed Remusem. – Proszę przejść do rzeczy.

Scrimgeour na krótką sekundę zacisnął usta w cienką linię, po czym odchrząknął.

- Oczywiście – powiedział biznesowym tonem. – Chciałbym omówić plotki, które pojawiły się na twój temat, przepowiednię i bycie „Wybrańcem”. – Kiedy Harry nic nie odpowiedział, Scrimgeour kontynuował. – Ufam, że rozmawiałeś o tym z Dumbledorem i twoimi opiekunami.

Harry założył ramiona na piersi.

- Doskonale zdaję sobie sprawę z ostatniej próby opinii publicznej wywarcia na mnie presji związanej z tą wojną – powiedział spokojnie.

Scrimgeour poruszył się z nogi na nogę.

- Przypuszczam, że to jeden ze sposobów patrzenia na tą sytuację – powiedział równo. – Więc zakładam, że nie wierzysz w plotki. – Harry pozostał cicho. – Rozumiem. Przypuszczam, że jeśli się nad tym zastanowić, nie ma znaczenia to, czy jesteś „Wybrańcem”, czy nie. Chodzi o percepcję. Społeczność czarodziejów uważa, że jesteś bohaterem, symbolem nadziei. Ile razy stawiałeś czoła Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?

Harry’emu nie podobało się to, dokąd Scrimgeor zmierzał. Symbol był po prostu eufemizmem kozła ofiarnego.

- Więcej razy niż chciałbym o tym pamiętać – powiedział z napięciem.

Scrimgeour wydawał się rozumieć, że wciąganie w to Voldemorta było błędem i uśmiechnął się przepraszająco.

- To zrozumiałe, Harry – powiedział. – Zrozumiałe. Chciałem tylko to podkreślić. Pomysł, że jest ktoś, kogo przeznaczeniem może być pokonanie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać daje ludziom nadzieję. Widzisz dokąd zmierzam? Muszę się skoncentrować na tym, co leży w najlepszym interesie społeczności czarodziejów. Byłbym wdzięczny za twoją pomoc w osiągnięciu tego, Harry, poprzez stanięcie u boku Ministerstwa i danie wszystkim otuchy.

Harry wpatrywał się w Scrimgeoura z niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Jak Minister mógł prosić o coś takiego, biorąc pod uwagę wszystko, co Ministerstwo zrobiło mu w przeszłości? Sądząc po warczeniu Midnighta, Harry wiedział, że nie był jedyną osobą, która myślała, że Scrimgeour był niespełna rozumu.

- A dlaczego miałbym w ogóle myśleć o zrobieniu czegoś takiego? – zapytał Harry.

- Cóż, niektórzy powiedzieliby, że to twój obowiązek…

- Nie sądzę – przerwał mu Harry. Nie zamierzał pozwolić, by Scrimgeour zagrał „kartą poczucia winy”. Nie miał prawa prosić o cokolwiek. – Nie będę „stał u boku” organizacji, która zniszczyła moje życie. Gdzie było Ministerstwo w zeszłym roku, gdy Dumbledore próbował przygotować „społeczność czarodziejów” na powrót Voldemorta? Gdzie było Ministerstwo, gdy mój ojciec chrzestny został uwięziony bez procesu? Gdzie było Ministerstwo, gdy Voldemort i śmierciożercy włamali się do Departamentu Tajemnic i niemal nie zabili Remusa? Jedyne, co zrobiło Ministerstwo to kwestionowanie mojego zdrowia psychicznego i pojawienie się po zakończeniu walki.

- Już, już, Harry – powiedział z napięciem Scrimgeour. – Każde z tych wydarzeń miało miejsce, zanim zostałem Ministrem. Już tak nie jest. Zmieniam Ministerstwo na lepsze, ale potrzebuję twojej pomocy. Chcę jedynie, żebyś od czasu do czasu pojawił się w Ministerstwie. To by podniosło morale wszystkich, nie uważasz?

- I sprawiłoby wrażenie, że pracujesz dla Ministerstwa, Harry – wymamrotał Remus tak, żeby tylko Harry słyszał. – Możesz mieć gwarancję, że za każdym razem będzie tam prasa, chcąca, żebyś skomentował to, co Scrimgeour robi.

 Harry zszedł po schodach, żeby stanąć na pokrytej śniegiem ziemi.

- Więc chce pan, żeby wyglądało to tak, że zgadzam się z poczynaniami Ministerstwa? – zapytał. – Chce pan, żebym naraził całe Ministerstwo Magii, kiedy Voldemort dowie się o tym szalonym planie? Chce pan zasugerować, że cała wojna spoczywa na moich barkach?

Scrimgeour wyglądał na bardzo zawstydzonego.

- Cóż, nie powiedziałbym tego w taki sposób…

- Ale to prawda – powiedział zwyczajnie Harry. – Nie podoba mi się to, co robi Ministerstwo. Nie podoba mi się to, że zamknęliście Stana Shunpike. To dzięki niemu tu jestem, a nie wędruję po jakiejś polnej drodze w szczerym polu. Stan był skłonny zaryzykować wszystko tamtej nocy, kiedy uciekłem od Voldemorta i prawie zemdlał, kiedy pomyślał, że jestem śmierciożercą. Nie ma mowy, by miał cokolwiek wspólnego ze śmierciożercami.

Scrimgeour odetchnął głęboko, gdy jego oczy zwęziły się.

- Nie oczekuję, że zrozumiesz czasy, w których żyjemy – warknął. – Masz tylko szesnaście lat…

- I najwyraźniej lepiej rozumiem rzeczywistość niż ty – powiedział Harry ze złością. Szczerze mówiąc nie obchodziło go, że rozmawia z kimś, kto mógł utrudnić jego życie. Harry wiedział tylko, że Scrimgeour niesłusznie uwięził Stana Shunpike, tak jak Barty Crouch błędnie założył, że uwięzienie Syriusza bez procesu jest uzasadnione. – Nie obchodzi cię, czy ludzie, których aresztujesz, są winni czy nie, dokładnie tak, jak Knota nie obchodziło to, czy Voldemort rzeczywiście powrócił! Cały czas spędzasz na martwieniu się o wizerunek Ministerstwa, podczas gdy powinieneś martwić się o ludzi, którzy umierają! Chcesz, żeby ludzie wierzyli, że ta wojna zostanie rozwiązana przez kogoś innego, żeby nie przygotowywali się na walkę, która jest tuż przed ich nosami!

Zapadła pełna napięcia cisza, aż Scrimgeour odzyskał panowanie nad sobą, ale Harry wciąż czuł, jak płynie w nim gniew.

- Spodziewasz się, że kobiety i dzieci staną przeciwko Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i jego zwolennikom? - zapytał w końcu Scrimgeour.

- Pan spodziewa się, że ja to zrobię - odparował Harry. - Właśnie pan zaznaczył, że mam tylko szesnaście lat, a spodziewa się pan, że stanę przed pana aurorami, wyszkolonymi dorosłymi, którzy powinni wiedzieć o wiele więcej niż ja. Nie obchodzi pana, co się ze mną stanie, Ministrze. Dla pana jestem tylko zbędną maskotką. Dumbledore, Syriusz i Remus patrzą na mnie jak na osobę z przyszłością. Upewniają się, że mam przynajmniej szansę przetrwać tą wojnę. Rozumieją niebezpieczeństwo wojny. Jest pan gotów dołożyć wszelkich starań, żeby pomóc uczniom, którzy chcą się przygotować. Co pan zrobił?

Scrimgeour zrobił krok w stronę Harry’ego, wyglądając, jakby ciężko mu było utrzymać złość w ryzach.

- Przygotowuję tych, którzy będą bezpośrednio wpleceni w wojnę - powiedział przez zęby. - Czarodziejskie społeczeństwo nie ma szans, jeśli aurorzy nie będą przygotowani. 

- A co mają robić ludzie, czekający na przybycie aurorów? - zapytał Harry ze śmiechem. - Zaprosić śmierciożerców na herbatkę? Cholernie mało prawdopodobne.

Scrimgeour wypuścił długi oddech, wyprostował ramiona i próbował sprawić, żeby wyglądał bardziej onieśmielająco.

- Rozumiem - powiedział chłodno. - Wyraźnie wolisz podążać za swoim bohaterem, Dumbledorem oraz twoimi opiekunami zamiast robić to, co najlepsze dla czarodziejskiego społeczeństwa.

Harry roześmiał się. Nie mógł uwierzyć w to, jaki żałosny był Scrimgeour. Ten mężczyzna nie powiedział absolutnie nic, co by zmieniło jego wierzenia. Jeśli już, jeszcze dalej odsunął Harry’ego od Ministerstwa. 

- Wolę robić to, co mogę, żeby się upewnić, że przeżyję - poprawił Harry. - Nie próbują sprzymierzać się ze mną tylko dlatego, że opinia publiczna wierzy, że jestem kimś, kim nie jestem. Nie obchodzi ich, jak są odbierani przez publikę. Może wartoby było iść za przykładem Dumbledore’a i skupić się na prawdziwym problemie - na Voldemorcie. 

Scrimgeour przesunął spojrzenie od Harry’ego do Remusa i Midnighta, po czym z powrotem na Harry’ego.

- Widzę, że to był błąd - powiedział, jego ton powrócił do w pełni profesjonalnego, jak na początku rozmowy. - Przepraszam za to, że cię obraziłem, Harry. Powinienem był się spodziewać twojego oddania tym, którzy są w twoim życiu. Będziesz chronił sekretów osób z tego kręgu bez względu na wszystko, zwłaszcza to, gdzie jest Dumbledore, gdy nie ma go w Hogwarcie.

Harry walczył z ochotą, by przewrócić oczami na czelność Scrimgeoura. Czy ten mężczyzna nigdy nie odpuszcza?

- Dumbledore nie ujawnia mi swoich planów podróżnych - powiedział szczerze. - Jeśli o nich nie mówi to może lepiej nie pytać. On nie wpycha się w pana sprawy. Może mądrze jest odwdzięczyć się tym samym.

Scrimgeour prychnął, zrobił kilka nierównych kroków w tył i przyjrzał się dobrze Harry’emu.

- Z pewnością dobrze się tobą zajął - powiedział chłodno. - Człowiek Dumbledore’a w każdym calu. Można by się zastanowić, co takiego zrobił, by wpoić ci taką lojalność.

- Uwierzył we mnie - powiedział zwyczajnie Harry. - Szacunek się zdobywa, Ministrze, a mojego jeszcze pan nie ma. - Bez kolejnego słowa Harry odwrócił się i wszedł do środka z Remusem i Midnightem. Był świadom, że prawdopodobnie uczynił wszystko trudniejszym, ale nie obchodziło go to. Scrimgrour musiał zrozumieć, że niektóre rany były po prostu zbyt poważne, by się zagoić, a szkody, które Ministerstwo wyrządziło rodzinie Harry’ego z pewnością były ogromnymi ranami.

poniedziałek, 3 maja 2021

PDJ - Rozdział 15 – Lekcje zielarstwa

Rezydencja Crabba

North York Moors:

Vincent Crabbe zakończył sprzątanie boksu Pucka i nakarmił dziewięcioletniego, białego kucyka marchewką za to, że stał tak cierpliwie przywiązany w szopie. Górski konik walijski był kucem o łagodnym usposobieniu, ale jak większość kucyków miał w sobie skłonność do czegoś złośliwego. Skłonność ta często prowadziła kucyka do robienia rzeczy takich, jak odblokowane swojego boksu i bramy wybiegowej oraz wędrowania po wrzosowisku. Puck lubił też zrywać luźne ubrania, takie jak czapki, z ludzkich głów oraz skubać szaliki. Był mądry i potrafił wykonywać różne sztuczki, takie jak liczenie i literowanie swojego imienia, czego nauczyła go siostra Vince’a, Morgana. Należał do Vince’a i uczył go jazdy, nim Vince stał się zbyt duży i od wtedy został kucykiem jego siostry. Puck był szkolony przez Joannę Crabbe, matkę Vince’a, która nauczyła się jeździć konno nim potrafiła chodzić oraz mówiła w języku koni, co oznaczało, że rozumiała i potrafiła mówić w ich języku. Vince zdobył miłość do zwierząt od Joanny.

- No i jest, chłopaku. Wszystko ładne i świeże na dzisiejszy wieczór. – Odwiązał kucyka i wyprowadził go z szopy, Puck podążył za nim jak pies. Wokół szopy znajdował się średniej wielkości wybieg, gdzie Vince wypuszczał Pucka w ciepłe dni, a dzisiaj pogoda wyglądała wystarczająco dobrze.  – Proszę bardzo. Ciesz się słońcem – powiedział Vince do kucyka, a Puck wybiegł na środek wybiegu i zaczął paść się na słodkiej trawie, a jego długa grzywa opadła na jego ciemne oczy.

- Vi-i-ince! Skończyłeś bawić się z tym kucykiem? – zawołała Morgana, jego dziewięcioletnia siostra. – Mama mówi, że czeka obiad. I czy nie mówiłeś czasem, że twoja dziewczyna ze szkoły nie przychodzi?

Vince odwrócił się i zobaczył, że jego młodsza siostra stoi na brukowane ścieżce prowadzącej do tylnych drzwi kamiennej chaty, opiera ramiona na biodrach, a jej ciemne włosy spływały rozpuszczone na ramiona. Miała na sobie swoją ulubioną  parę dżinsów i wyblakłą żółtą koszulkę z napisem „Córka poskramiacza koni”

- Czego chcesz, urwisie?

- Mama chce, żebyś przyszedł na obiad. Ale chcę wiedzieć, o co chodzi z tobą i twoją dziewczyną – zachichotała Morgana, a jej niebieskie oczy błyszczały. – Czy… już ją pocałowałeś, Vince?

- To nie jest twoja sprawa, bachorze – warknął kpiąco, otrzepując ręce o siedzenie spodni. Wyciągnął różdżkę i rzucił na siebie szybkie zaklęcie odświeżające, ponieważ jego matka nalegała, by wszystkie jej dzieci były czyste i schludne, kiedy siadały do stołu do posiłku.

- Och, daj spokój! Chcę usłyszeć wszystkie obrzydliwe, soczyste szczegóły – błagała bezwstydnie Morgana.

- Morgana, na litość Merlina! – jęknął Vince. – Nie ma nic do opowiadania. – Właściwie to nie była prawda, ale nie zamierzał mówić o tym swojej młodszej siostrze. W rezydencji Crabbów przezwisko Morgany brzmiało „Mała Papla”, ponieważ opowiadała wszystko o wszystkich i wokół niej nic nie było tajemnicą.

- Właśnie, że jest! Możesz mi powiedzieć, Vince.

Vince prychnął.

- Ha! Powiem ci i równie dobrze mogłabyś napisać artykuł w Proroku.

Morgana nadęła się uroczo.

Właśnie wtedy mała, długowłosa dziewczynka wystawiła głowę przez kuchenne okno, które zostało uniesione, by wpuścić do środka świeże powietrze i słońce, i krzyknęła:

- Vince! Przyszła twoja dziewczyna, Marietta! To śmieszne imię. Czy to znaczy, że któregoś dnia za ciebie wyjdzie?

- Na skarpety Merlina, Gwynna! – jęknął Vince, klepiąc się w czoło. – Czy musisz ogłaszać to całemu wrzosowisku?

Usunął słomę z butów i skierował się do domku, do którego Crabbe’owie przeprowadzili się zaledwie miesiąc wcześniej. Rozpoczęcie nowego etapu i życia dla siebie i swojej rodziny było częścią planu jego ojca, by byli z dala od wpływów jego byłych znajomych śmierciożerców.

Jego młodsza siostra, sześcioletnia Gwyneth, wsadziła głowę z powrotem do środka i krzyknęła:

- Idzie, mamo!

- Któregoś dnia przeklnę usta tej małej banshee – wymamrotał krępy chłopiec.

- Bardziej papla niż ja – powiedziała Morgana, idąc za nim.

- Obie jesteście największymi paplami w Yorkshire. – Zatrzymał się w progu i przeczesał palcami włosy. – Jak moje włosy? Jest w nich jakaś słoma?

Morgana przyjrzała mu się.

-Nie.

- Dobrze wyglądam?

- Uch… wyglądasz… jak głupkowaty weterynarz od magicznych stworzeń – zanuciła jego siostra, po czym uciekła ze śmiechem.

- Rozwydrzony bachor! – krzyknął, biegnąc za nią.

Gonił ją po ścieżce prowadzącej do przodu kamiennej chaty, w końcu łapiąc ją, gdy szarpała się z zasuwką frontowych drzwi. Podniósł ją i przerzucił przez ramię, ignorując jej wrzaski.

- I kto się teraz śmieje, Mała Paplo? – zapytał, dając jej udanego klapsa. Potem wszedł do domu z Morganą wciąż wiszącą przez jego szerokie ramię. – Hej, mamo! Przyniosłem kwokę, która potrzebuje skubania piórek.

Joanna, ładna kobieta po trzydziestce, miała na sobie zwykłą kurtkę do jazdy konne, miękką, bawełnianą niebieską koszulę i drogie, skórzane buty, złote włosy miała spięte w koński ogon, przypięte błyszczącą, turkusową spinką. Spojrzała na dwójkę swojego potomstwa i westchnęła, przyzwyczajona do ich częstych wybryków.

- Odłóż swoją siostrę, Vince. Potem omówię z nią jej zachowanie, gdy nie będzie już naszego gościa. – Z gracją skinęła głową w stronę Marietty, która już siedziała przy stole, ukrywając uśmiech dłonią.

- Tak jest. – Vince odstawił Morganę, a dziewczynka wykrzywiła się, po czym podbiegła, by zająć miejsce obok Gwynny. Vince uśmiechnął się do Marietty, która wyglądała bardzo letnio w swojej różowej, kwiecistej sukience i białym, dzierganym sweterku.  – Hej, Marietta. Jak tam wakacje?

- Hej, Vince! – Uśmiechnęła się i odrzuciła swoje kręcone włosy z twarzy. – Całkiem nudne, za wyjątkiem przyjazdu tutaj. Moja mama dużo pracuje w Ministerstwie nad jakimś specjalnym projektem, więc nie mam jej dużo w domu, a mój tata wyjechał w interesach. – Rozejrzała się po nieskazitelnej kuchni, w której z krokwi i na bielonych ścianach wisiały pęki suszonych ziół, po czym wykrzyknęła: – Macie piękny dom. Jest tu tak spokojnie.

- Tak. Ale jesteśmy tu dopiero od jakiegoś miesiąca. – Vince zakaszlał niezgrabnie, po czym usiadł i sięgnął po dzban z mrożoną lemoniadą, ochłodzoną zaklęciem chłodzącym. – Masz ochotę na lemoniadę, Marietta?

- Z chęcią, dziękuję. Jest domowej roboty? – Marietta podała swoją szklankę.

- No pewnie – oznajmiła dumnie Joanna. – To stary rodzinny przepis, pochodzi od mojej prababki. Używamy tylko świeżej, źródlanej wody i najbardziej dojrzałych cytryn.

Po nalaniu Marietcie szklanki, Vince napełnił swoją.

- Gdzie tata i Danny?

- Wciąż w kuźni – odpowiedziała Joanna. Skinęła na niego, by podał Marietcie kanapki, chipsy i sałatkę na stół.

- Bosko, to znaczy, że dostanie nam się kanapka z pieczoną wołowiną, zanim wciągnie je Danny. Je jak rogogon węgierski – oznajmiła Morgana, nim złapała kanapkę z pieczoną wołowiną i majonezem z półmiska.

Były na nim również kanapki z szynką i serem cheddar, ogórkami i pomidorami oraz kurczakiem, piklami i musztardą. Wszystkie były pocięte na pół, starannie ułożone jedna na drugiej.

- Morgana! Czy to miło mówić takie rzeczy o bracie? – upomniała ją Joanna.

- Nie. Ale to prawda.

- Proszę wybaczyć mojej córce, Marietto. Zwykle mówi pierwszą rzecz, jaka przychodzi jej do głowy.

- To dlatego nazywamy ją Małą Paplą – dodał Vince, chichocząc.

Morgana wytknęła mu język.

W tym momencie Gwynna zapytała cicho:

- Vince, nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy zamierzasz ją kiedyś poślubić?

Vince niemal zakrztusił się swoją lemoniadą, tył jego szyi stał się jasnoczerwony, tak samo jak koniuszki uszu.

- Eee… ach…

- No? – powtórzyło dziecko. Widząc, jak jej brat oniemiał, odwróciła się do Marietty i zapytała: – Poślubisz go? Czy to dlatego nazywasz się Marietta?

Marietta zaśmiała się z ciekawskiej, małej dziewczynki, ale nie nieprzyjemnie.

- Um… cóż, może któregoś dnia to się stanie. Ale moje imię taj właściwie oznacza „mała Mary” po Włosku. Moja mama jest Włoszką, zostałam nazwana na cześć swojej babci.

- Och. Super. Też zostałam nazwana na cześć babci – powiedziała rozpromieniona Gwynna. – Kiedy się pobieracie? Jutro? Będziesz mieć ładną sukienkę i szaty? Najbardziej lubię fioletowe i różowe. – Wskazała na swój lawendowy top i różowe jeansy.

- Aww! Jak słodko!

Vince w końcu doszedł do siebie i powiedział:

- Jest słodka, chyba że nie postawi na swoim, wtedy jest potworem. Zgadza się, Gwynnie?

- Nie nazywaj mnie Gwynnie! – warknęła, po czym odwróciła się do Marietty i powiedziała: – Cieszę się, że wyjdziesz za Vince’a, bo on potrzebuje kobiety, która będzie go trzymać w ryzach.

Na te słowa Marietta i Joanna wybuchły śmiechem.

- Dokładnie tak, Gwynna! – wiwatowała Morgana.

Vince zacisnął zęby i zastanowił się, dlaczego został zamknięty z dwoma wrednymi, wprawiającymi w zakłopotanie młodszymi siostrami.

Tylne drzwi otworzyły się i Vince odetchnął z ulgą, gdy jego wysoki ojciec i młodszy brat weszli do kuchni, trochę wyrównując szanse między mężczyznami a kobietami.

Vincent Crabbe senior oraz jego drugi najstarszy syn, Danny, który był blondynem jak jego matka oraz zaczął rozwijać nieco mięśni z powodu nauki u swojego ojca magi-kowala, przywitali serdecznie gościa, po czym usiedli i poczęstowali się lunchem ze stołu.

- Cześć, tato! – powiedziały jego dwie córki chórem, podbiegły do niego i wspięły się na jego kolana.

- Witajcie, moje dzikie księżniczki! – huknął najstarszy Crabbe, obejmując dwójkę swoich najmłodszych dzieci.

Jadł, podczas gdy dziewczynki bez przerwy mówiły do niego, a Vince zapytał Mariettę, czy po jedzeniu nie chciała pójść na spacer po wrzosowisku.

- Och, skoro chcesz wędrować po wrzosowisku, chłopaku, mógłbyś zebrać dla mnie trochę ziół i roślin? – zapytała Joanna. – Moje zapasy do eliksirów są na wyczerpaniu. – Podała mu listę.

- Jasne, mamo. – Vince wziął listę z westchnięciem.

- Nie mam nic przeciwko temu, żeby ci pomóc, Vince – zaproponowała Marietta.

- Dzięki – powiedział Vince, po czym uśmiechnął się, gdy jego zielonkawa boa z lasu deszczowego, Vera, wślizgnęła się zza jego pleców i wspięła po jego nodze, owijając wokół nadgarstka. – Witaj, piękna. Dobrze ci się drzemało?

Vera syknęła twierdząco, owijając się wokół nadgarstka swojego czarodzieja jak żywa, szmaragdowa bransoletka.

- Weźmiemy Pucka, mojego kucyka, i założymy na nim kosze – powiedział Vince Krukonce.

- A nie będzie się bał Very? – zapytała rozsądnie Marietta.

- Nie. Na początku się wystraszył, póki mama nie wyjaśniła, że Vera jest moim zwierzakiem i że go nie zrani. Teraz nie ma z nią problemu, póki nie będzie próbowała wspiąć się po jego nogach – powiedział Vince i wrócił do jedzenia swojej kanapki, podczas gdy Danny opowiadał ich matce, jak nauczył się wykuwać amulety ze srebra.

Szli razem wzdłuż pokrytego wrzosem wrzosowiska, zbierając kiście wrzosu,  wiązówki błotnej i ostróżki. Kiedy je zebrali, Vince wyrecytował zastosowanie roślin, czego nauczyła go jego matka.

- Wrzos jest dla ochrony i szczęścia, wiązówka błotna dla zapachu i na rozstrój żołądka, ostrożka jest dobra do przemywania oczu i odstraszania pcheł. Mama robi z niej sprej dla Pucka, ponieważ czasami latem muchy naprawdę gryzą.

Marietta była pod wrażeniem.

- Naprawdę znasz swoje rośliny, prawda? Zabawne, nigdy bym nie pomyślała, że jesteś typem, który lubi zielarstwo.

Vince zarumienił się.

- Merlinie, nauczyłem się tego jak byłem tak mały jak Gwynna. Mama zabierała mnie ze sobą, kiedy zbierała zioła na polach i w lesie, więc nauczyłem się wszystko o ziołach magicznych i zwyczajnych. – Ukląkł i zerwał dziwny, czerwony kwiat w kształcie dzwonu. – Widzisz to? To dzwonecznik szkarłatny. Jest używany do leczenia problemów ze słuchem, zwłaszcza u starszych ludzi. Rozgniata się kwiat i łodygę, by uzyskać sok…

Marietta była zafascynowana i słuchała uważnie, podczas gdy Vince prowadził ją przez wrzosowiska, zbierając wszystkie zioła z listy Joanny. Każda roślina została starannie ułożona w koszach na plecach Pucka. Kuc walijski  był bardzo grzeczny, nie próbował zrywać koszy ani zjadać swetra Marietty.

Vera zsunęła się z nadgarstka Crabbe’a i ruszyła na polowanie na norki, a jako zwierzak czarodzieja, potrafiła zawsze odnaleźć do niego drogę, więc Crabbe nie obawiał się, że zgubi się na wrzosowisku. Udanego polowania wszystkim!

- To mądre stworzenie – powiedziała Marietta.

- Jest mądra. – Vera uśmiechnął się czule za wężem. Skreślił z listy znalezione zioła, które nie było trudno odnaleźć. – Wiesz, węże w Grecji i we Włoszech były czczone jako mądre i intuicyjne stworzenia. Wierzono, że szeptały lekarstwa do uszu kapłanek.

- Wiem. Kapłanki Apollo i Demeter trzymały węże w swoich świątyniach i mówiły, że otrzymują od nich porady, jak leczyć ludzi. Uważano je za święte i twierdzono,  że znają tajemnice ziemi.

Vince skinął głową.

- Tak. Ale niektórzy o tym zapomnieli i myślą tylko o złym wężu z Ogrodu Eden lub żmii, która chowa się w trawie. Voldemort ponownie zmienił świętego węża w potwora. Ale profesor Snape powiedział, że my, Ślizgoni, mamy obowiązek próbować zmienić ten obraz i pokazać reszcie Hogwartu, że wąż może zrzucić skórę i przyjąć nową rolę, taki z niego doradca. Powiedział, że powinniśmy wykorzystać naszą determinację do poprawy sytuacji, a nie do przejmowania władzy nad światem, jak to zrobił Stary Voldi.

- Zgadzam się. I wiesz co? – zapytała Marietta, podchodząc do niego. – Jest pewien wąż, któremu z chęcią pozwoliłabym, żeby szeptał mi do ucha. – Jej usta znajdowały się kilka cali od jego własnych.

- Tak? – wyszeptał ochryple, obejmując ją ramionami i delikatnie przyciągając ją do siebie.

Pochylił głowę, a ich usta się spotkały.

Ich pocałunek był początkowo niepewny, ale wkrótce zmienił się w ognistą, nieoczekiwaną namiętność. Żadne z nich nigdy wcześniej nie czuło tak intensywnych uczuć, pożądanie lizało ich jak ognisko karmione trawą, a ich pocałunek pogłębiał się, stawał się na przemian czuły i gwałtowny. Utonęli w słodyczy, zioła zostały zapomniane u ich stóp, a smycz Pucka zwisała luźno.

Vince czuł, jakby pocałunek trwał wieczność, a jednocześnie skończył się zbyt szybko. Kiedy zmusił się do zaczerpnięcia powietrza, czuł się dosłownie bez tchu i absolutnie cudownie. Marietta spojrzała na niego, jej oczy błyszczały, usta zmarszczyły rozkosznie i powiedziała zuchwale i kokieterie:

- Wiesz, Vince, tego nie było na liście ziół. Ale najbardziej podobała mi się ta część lekcji zielarstwa.

- Mi też – zgodził się młody Ślizgon, po czym roześmiał się nagle. – Jesteś wyjątkowa, Marietta.

- Tak jak ty, Vince – powiedziała, po czym chwyciła go za rękę i ruszyli dalej. – Może w przyszłym tygodniu ty odwiedzisz mój dom? Jest na przedmieściach Londynu. Jest więcej rzeczy do zobaczenia niż tylko ulica Pokątna.

- To brzmi jak wspaniały pomysł, Marietto. Muszę to tylko obgadać z rodziną.

- Jestem pewna, że mama nie będzie miała nic przeciwko. Nagabywała mnie, że chciałaby cię poznać.

Szli dalej, otoczeni słodkim zapachem zmiażdżonych wiązówki oraz wrzosu.

 

Mroczny Las:

Severus prowadził przez las Harry’ego, Meadowsweet i Vlada w jego wilczej formie. Severus musiał uwarzyć więcej eliksiru łamiącego klątwy, a niektóre z rzadkich, drogich magicznych składników można było znaleźć w tym miejscu.

- Normalnie muszę kogoś po nie posłać, ponieważ są to rośliny, które nie pochodzą z Wielkiej Brytanii i znajdują się w odległych miejscach – wyjaśnił swojemu uczniowi i Meadowsweet. – Ale widziałem tu dwa główne składniki do eliksiru, gdy podróżowaliśmy do Doliny Cieni, więc nie widzę powodu, dlaczego miałbym ich nie zebrać i w tym samym czasie uwarzyć nową miksturę.

Z tego powodu towarzyszyli mu Harry i Meadowsweet, żeby mogli nauczyć się prawidłowej procedury zbierania strączków wieczniekwietnicy i kwiatów illareth. Obie rośliny były rzadkie, używane w miksturach obronnych, a wieczniekwietnica była kluczowym składnikiem eliksiru rozpuszczającego klątwy. Vlad był razem z nimi dla ochrony przed nieoczekiwanymi, dzikimi stworzeniami lub wilkołakami, które mogłyby zaatakować ich małą grupę magicznych botaników.

Severus prowadził ich mniej więcej półtora kilometra ścieżką od Sylvanoru, idąc powoli i niespiesznie, badając pod drodze wysokie, majestatyczne dęby i jarzębiny. Po około piętnastu minutach zatrzymał się i skinął na dwójkę młodych.

- Widzicie, tam między korzeniami jarzębiny, pod większym łopianem? – Jego palec wskazał na dość kolczastą, jasnozieloną roślinę ze zwisającymi z niej fioletowymi kwiatami w kształcie łez. – Wieczniekwietnica lubi cień i glebę między drzewami takimi jak dąb i jarzębina. Kwitnie tylko co sześć miesięcy, a najlepszy czas na zbiory jest teraz, o zmierzchu, ponieważ najbardziej lub noc. – Ukląkł obok rośliny i wyciągnął z kieszeni małe nożyce, bardzo zaostrzone. – Strąki znajdują się wewnątrz kielicha kwiatu, ale powinno się jak najmniej dotykać roślinę rękami, ponieważ ciągły kontakt ze skórą zmniejsza moc strąka. Więc ucina się kwiat nożycami, w taki sposób. – Odciął kwiat od łodygi i złapał go do małej miski. – Aby wydobyć strąk należy rozciąć kwiat. – Ostrożnie rozciął kwiat bokiem nożyczek. Następnie rozłożył kwiat i odkrył pięć delikatnie świecących, mleczno-lawendowych strąków. – Sok z tych strąków jest równy około ¼ szklanki i musi zostać cały wydobyty. Dlatego tak dużo kosztuje zakup tego składnika w aptece, ponieważ taką ostrożność należy zachować podczas zbioru.

Spojrzał w górę na swoich uczniów, by zobaczyć jak przyswajają jego lekcję i odkrył, że Meadowsweet słucha uważnie jego wykładu, ale ku jego irytacji, Harry patrzył nie na strąki wieczniekwietnicy, ale na stojącą obok dziewczynę, mając na twarzy wyraz, który Severus określał jako mina „rozmarzonego kretyna”, jego oczy błyszczały z podziwu w kierunku wspomnianej młodej kobiety.

- Harry! – huknął. – Skup się! Któregoś dnia możesz potrzebować je zebrać lub uwarzyć eliksir, jeśli nie będzie mnie w pobliżu, a to jest punkt krytyczny tworzenia. A teraz skup się!

Harry natychmiast oderwał wzrok od Meadowsweet, rumieniąc się z poczucia winy.

- Przepraszam, proszę pana. Co pan mówił?

Severus zacisnął zęby, ale ponownie powtórzył wykład.

- Następnym razem skup uwagę na mnie, a nie na swojej koleżance – zganił go kąśliwie i patrzył, jak jego podopieczny zmienia kolor na żurawinowy.

Harry miał ochotę walnąć coś głową za to, że był tak cholernie zachwycony Meadowsweet, jak również uderzyć Severusa za wytknięcie tego tak dosadnie i zawstydzenie go ponad wszelką miarę. Zamiast tego wpatrywał się w ziemię, rumieniąc się i wściekając.

- W takim razie dobrze. Zbiorę jeszcze dwa kwiaty i będę miał wystarczająco dużo na dwie folki eliksiru. Ważne jest, by nigdy nie zrywać wszystkich kwiatów z jednej rośliny, ponieważ wtedy roślina umrze. Zawsze zostawiajcie kilka kwiatów, by zachęcić roślinę do ponownego rozkwitnięcia.

- Severusie, dlaczego roślina nazywa się wieczniekwietnicą? – zapytała Meadowsweet.

- Jej nazwa jest nieco myląca. W rzeczywistości nazwa odnosi się do tego, jak roślina kwitnie co sześć miesięcy, a nie do tego, że wiecznie kwitnie. Niektórzy aptekarze nazywają ją świecistrąkiem, ponieważ strąk świeci się pod wpływem powietrza.

- Och, rozumiem. A jak wydobywa się sok?

- Płaską stroną sztyletu, miażdży się je, nie sieka. W ten sposób zostanie wydobyty cały sok.

Ostrożnie wyjął strąki z dwóch kolejnych kwiatów, a następnie używając pęsety, delikatnie włożył strąki do woreczka. Potem wstał, otrzepał szaty i ruszył dalej ścieżką.

- Kwiaty illareth rosną między skałami i również lubią cień – kontynuował wykład, wskazując, że illareth są bardzo delikatne i muszą być zbierane pęsetą, a każdy pojedynczy kwiat należy zrywać ostrożnie, aby go nie zgnieść. Zostawił je w małej misce i zabezpieczył zaklęciem. – Illareth muszą być dodawane w całości do roztworu, by uzyskać najlepszy efekt i jest to kolejny powód, dlaczego ten eliksir jest tak trudny do uwarzenia.

Po zebraniu wielkiej ilości kwiatów, w asyście swoich uczniów, Severus oświadczył, że nadszedł czas, by wrócić do Sylvanoru i rozpocząć warzenie eliksiru rozpuszczającego klątwy.

- Severusie, dlaczego kwiaty muszą być całe? – zapytał Harry, który zawsze się zastanawiał, jaka jest różnica między całymi a zmiażdżonymi roślinami.

- Ponieważ zmiażdżenie illareth niszczy esencję kwiatu, a to ona nadaje eliksirowi pełne właściwości rozpuszczające klątwy – odpowiedział Mistrz Eliksirów. – To inteligentne pytanie. Dobrze wiedzieć, że tym razem pan zwraca uwagę, panie Potter.

Harry skinął głową, po czym powiedział szybko:

- Ile zajmuje warzenie tego eliksiru?

- Trzy dni, a mam tu składniki tylko na dwie fiolki. Kiedy wrócimy do wioski pokażę ci przepis. Jest to złożony eliksir, a niektóre składniki mogą być znalezione tylko w Brytanii, a niektóre tu. Nie spodziewałem się, że nasze działanie doprowadzi do wyczerpania całego mojego zapasu, więc te dwie fiolki muszą nam wystarczyć, póki nie będę miał czasu, by uwarzyć więcej, kiedy wrócimy do Anglii.

- Kiedy wyjeżdżamy? – zapytał Harry.

- Jak tylko eliksir zostanie uwarzony. – Dostrzegł niepokój swojego podopiecznego i powiedział w pewien sposób współczujący: – Przykro mi, ale nie możemy zwlekać dłużej z naszą misją. Nasi wrogowie się zbierają, więc niebezpieczne jest przebywanie tutaj dłużej, niż to konieczne.

- Rozumiem, Sev – powiedział Harry, ukrywając westchnienie. Wiedział, jak ważne jest odnalezienie wszystkich przedmiotów, zanim zrobią to ich wrogowie, ale nie chciał opuszczać Sylvanoru, czuł tu spokój, nie wspominając o Meadowsweet, którą chciał poznać znacznie lepiej.

Severus skinął szybko głową z aprobatą, po czym ruszył z powrotem do Sylvanoru, dając dwójce trochę prywatności na pożegnanie się i tym podobne.

Vlad ruszył przodem i sprawdzał obie strony, upewniając się, że żaden drapieżnik na nich nie czyha. Wilczak był rozbawiony oczywistym zauroczeniem Harry’ego – nie chciał nawet zakładać, że to coś więcej – towarzyszką jego stada. Mógł zrozumieć, dlaczego czarodziej mógł być tak przyciągany przez Meadowsweet, ponieważ była całkiem ładna, choć jej pełna rozsądku postawa i upór często onieśmielały każdego innego samca oprócz Darkmoona. Zajmowała wysokie miejsce w wilczej hierarchii, zarówno ze względu na swoją magię uzdrawiającą, jak i osobowość, która pasowała przywódcy, ale nie była apodyktyczna, jej autorytet był cichy jak szybko płynący strumień, ale mógł powalić, gdy wykorzystywała go w odpowiednim momencie. Mimo całej swojej pozornej delikatności, tego że jest łagodna, nie jest w ogóle uległym typem, pomyślał Vlad, chichocząc w duchu. Gdyby spędził z nią więcej czasu, odkryłby to całkiem szybko. Pod tym jedwabiem ukrywa stal oraz wilka pod twarzą ładnej dziewczyny. Wszyscy wiemy, że lepiej jej nie wkurzać, nawet ja. Jest samicą alfa dla Darkmoona, nawet jeśli nie są parą.

Meadowsweet wzięła Harry’ego za rękę i ścisnęła ją delikatnie, gdy szli razem za Severusem.

- Idź i rób, co musisz, Harry. Będę tu czekać, jak zawsze. Twoje zadanie jest ważniejsze niż to uczucie między nami… na razie.

Odwrócił się gwałtownie i spojrzał jej w oczy, które urzekły go od chwili, gdy otworzył oczy i zobaczył, że patrzy na niego.

- Nie zapomnę cię, Sasha. Nie masz nic przeciwko, że cię tak nazywam, prawda?

Pokręciła głową, a jej kolczyki delikatnie zadzwoniły.

- Nie. Dla ciebie i dla Erika, mogę być Sashą Atwater, dziewczyną, którą byłam zanim nadeszło Ministerstwo i wywróciło moje życie do góry nogami. Byłam wtedy niewinna, a teraz już nie jestem, ponieważ musiałam robić pewne rzeczy, by przetrwać, które ukradły moją niewinność.

- Jakie?

- Zabijałam, Harry. Nie zawsze jestem delikatną uzdrowicielką. Zabijałam wampiry, wilkołaki, a raz… czarodzieja, który próbował mnie skrzywdzić. Mam krew na rękach.

- Ja też – przyznał cicho. – Dwa razy wysłałem Voldemorta do piekła. Przy odrobinie szczęścia do trzech razy sztuka. To zmienia człowieka, prawda?

- Tak. Ale tu, z tobą, czuję się jak niewinna dziewczyna, którą byłam w Anglii, która znała tylko miłość, a zdrada i smutek były abstrakcją.

- Sprawiasz, że brzmisz staro – zaśmiał się. – A masz ile, siedemnaście lat?

- Czuję się staro tu – powiedziała dziewczyna, klepiąc się w klatkę piersiową. – Ale z tobą czuję się na siedemnaście.

- Czy to dobrze, czy źle?

- To bardzo dobrze – powiedziała. – Nigdy nie myślałam, że spotkam kogoś, kto nie jest wilczakiem, kto zrozumie ciemność w moim wnętrzu i się jej nie będzie bał.

Wyciągnął palec i delikatnie przesunął nim po krzywiźnie jej policzka, odkrywając, że choć raz jego nieśmiałość nie była aż tak przytłaczająca.

- Zmierzyłem się z własną ciemnością, tak jak ty. Nie przeraża mnie to, już nie. Sev nauczył mnie, że w ciemności zawsze płonie światło, a jeśli na to pozwolisz, zaprowadzi cię ono do domu.

- On był twoim światłem, prawda?

- Tak. Pomógł mi tak, jak nikt inny nie mógł. Głównie dlatego, że przeszedł przez to samo, co ja.

Skinęła głową.

- Zauważyłam. Ma to spojrzenie – spojrzenie kogoś, kto wszedł w ciemność i przeżył, by o tym opowiedzieć. To jest jeden z powodów, dlaczego zaufałam mu i ja, i Darkmoon. Ponieważ potrafiłby zrozumieć to, co robiliśmy, żeby przeżyć i nie nazywałby nas potworami czy obrzydliwościami, jak ci rozpieszczeni debile z Ministerstwa. Najbliżej ciemności byli, gdy przyciemnili lampy, a mimo to szydzą z nas za to, że jesteśmy, jacy jesteśmy. Wilk wie, że na wszystko jest czas i miejsce.

- Chciałbym nie musieć odchodzić – powiedział Harry z żalem.

- Pewnego dnia znów się spotkamy, Harry.

- Mówisz to tak, jakbyś w to wierzyła.

- Bo wierzę. Zawsze nadchodzi jutro, by marzenia mogły się spełnić.

- Chciałbym, żeby jutro było dzisiaj – powiedział, po czym ostrożnie przeczesał dłonią jej włosy, bawiąc się platynowymi pasmami. – Taka piękna, jakby ktoś zaklął księżyc w rzeczywistości.

- Jesteś słodki.

- Dobrze, ponieważ to tyle jeśli chodzi o moje umiejętności poetyckie.

- Nie boisz się wilka we mnie.

- Nie bardziej niż ty jastrzębia we mnie – mruknął, po czym pochylił głowę, a ich usta spotkały się w nagłym pocałunku.

Harry początkowo czuł, że całuje nieudolnie, ale potem coś, jakiś instynkt w jego wnętrzu, przejął kontrolę i nagle całował wilczą pannę z delikatną zaciekłością, której nigdy nie zaznał. Jego krew huczała w żyłach i delektował się jej smakiem, sprawiała, że czuł się bardziej żywy niż kiedykolwiek, co było zarówno cudowne, jak i przerażające. Cudowne, ponieważ czuł, jak bardzo kochała go całować, i przerażające, ponieważ wiedział, że nie mógł pozwolić sobie na związek i nie był pewny, czy będzie w stanie wrócić tak, jak by chciał.

Kiedy w końcu się odsunęli, Harry powiedział:

- Gdybym miał wybór, Sasha, zostałbym.

Przyłożyła palec do jego ust.

- Wiem. Ale to nie jest właściwy czas. Dokończ to, co zacząłeś, Harry Potterze. Nieważne, ile to zajmie, będę czekać.

- Porozmawiam z Ministerstwem, żeby was uwolniono. Nienawidzę widzieć czegokolwiek w klatce. Dlatego w mojej jastrzębiej formie nazywam się Freedom.

- To ci pasuje, jastrzębi chłopcze – zachichotała. – Powodzenia, Harry. – Pocałowała go, a krótki pocałunek przepełniony był tęsknotą. – Leć wysoko, szybko i bądź bezpieczny.

- Postaram się. – Potrząsnął głową z kwaśnym wyrazem twarzy. – To zabawne, ale nigdy nie czułem się komfortowo z dziewczynami, poza Hermioną, ale ona jest bardziej przyjaciółką i siostrą. Patrzyłem na nie i myślałem, jak miałbym kiedykolwiek z nimi rozmawiać, jak miałbym znaleźć kogoś, kto zobaczyłby mnie takim, jaki jestem, tylko Harrym i Freedomem, a nie chłopcem, który przeżył? Jak miałyby zrozumieć to, jak dorastałem, kiedy one miały normalne dzieciństwo, a nie pochrzanione? A potem pojawiłaś się ty, popatrzyłaś się na mnie, kiedy obudziłem się od tej strzałki usypiającej i po prostu wiedziałem, że to ty. Czy to brzmi całkowicie szalenie?

- Nie. Wygląda na to, że ufasz swoim instynktom i z tego powodu jestem bardzo wdzięczna. Chodź, powinniśmy wracać do Sylvanoru. Nie sądzę, by było dobrym pomysłem kazanie Severusowi czekać.

- Nie, to bardzo zły pomysł, zaufaj mi. Ścigasz się?

- Jestem za!

Nagle zmieniła się w białego wilka i zaczęła pędzić ścieżką z pełną prędkością.

- Hej! Nie powiedziałaś, że będziesz się ścigać jako wilk! – zaprotestował, a potem zmienił skórę na pióra.

- Kree-aarr! – zawołał wyzywająco, zwiększając swoją prędkość w mgnieniu oka do maksymalnej, aż zaczął wyprzedzać Meadowsweet o cal, ponieważ niebo nie było wypełnione przeszkodami tak, jak ziemia.

Biały wilk i czerwony jastrząb dotarli do wioski na drzewie niemal w tym samym czasie, jednak Harry wygrał o jedną stopę, jego szpony musnęły drzewo, które tworzyło okrągły dom, zaledwie sekundę przed tym, jak zrobiły to łapy Meadowsweet.

Freedom wydał z siebie okrzyk zwycięstwa, po czym poleciał w dół i przemienił się z powrotem w Harry’ego.

- To była zabawa! Ale mogłaś mi powiedzieć, że zamierzasz się przemienić.

- Dlaczego? Zaskoczenie było połową zabawy – roześmiała, przemieniwszy się. – W tej formie jesteś szybki, Harry. – Popatrzyła na niego z podziwem. Potem odwróciła się i zaczęła wracać do swojej chatki, kiwając Harry’emu, by ruszył za nią. – Pospiesz się, jastrzębi chłopcze. Bo inaczej twój mentor potraktuje nas ostrą stroną swojego języka, ech?

Harry posłuchał, nie mając ochoty niszczyć idealnego dnia wściekłością Snape’a.

Wrócili do domu Meadowsweet i odkryli, że Severus już miażdżył strąki wieczniekwietnicy. Bez słowa podał im talerzyk ze świecącymi strąkami, wraz z płytką misą i dwoma małymi sztyletami, więc dwójka zaczęła wyciskać sok.

Harry przysiągł, że skupi się na przygotowywaniu tego wywaru, ponieważ Severus miał rację, nigdy nie wiedzieli, kiedy będzie musiał przygotować wywar, a przygotowanie go było kluczową częścią ich udanego przedsięwzięcia. Szybko zaczął wyciskać sok z fasolek, delektując się ich mocnym zapachem i słodką, orzeźwiającą wonią ulubionego kwiatu Sashy.

Severus jak jastrząb, w którego się zmieniał, obserwował, jak dwójka przygotowuje strąki, upewniają się, że nie zostaną popełnione żadne błędy, ponieważ na tym etapie nie mógł pozwolić na żadne dziecinne błędy, strąki były zbyt rzadkie, by je zmarnować. Na szczęście oboje zdawali się kontrolować swoje szalejące hormony i byli skupieni na swoim zadaniu. Powrócił do dodawania innych składników do już bulgoczącego kociołka, w międzyczasie prowadząc cichy wykład, póki eliksir nie gotował się na wolnym ogniu, a potem wszyscy pomogli Meadowsweet posprzątać, by następnie pójść spać.