- Obudź się, Jace! Obudź się! Cas wstawać! – zaśpiewał głośno dziecięcy głos, podskakując na łóżku Jace’a.
Harry,
który spał naprzeciwko swojego przyjaciela, otworzył oko i zobaczył malutkie
dziecko w kwiatowym fartuchu, siedzącą obok Jace’a i praktycznie krzyczącą mu
do ucha. Harry nie sądził, żeby Jace był w stanie spać w takim stanie i miał
rację.
Jace
usiadł, przecierając oczy i jęcząc.
-
Jilly! Ile razy ci mówiłem, żebyś mnie nie budziła, co?
-
Ale patrz! Jest słonko i rano – zauważyła dwulatka, wskazując palcem na okno
obok jego łóżka. – Widzis? Widzis?
-
Mmmmmm. Cudownie. A może obudzisz mamę i tatę? – zasugerował chytrze Jace.
-
Nie śpią. Twoja kolej – powiedziała Jilly.
-
Dobra. Wstałem.
Wtedy
odwróciła się i wskazała na Harry’ego, który szybko zamknął oczy.
-
Kto to?
-
Mój przyjaciel, Harry. Przyszedł tu wczoraj wieczorem, kiedy spałaś.
-
Ze skoły?
-
Tak, ze szkoły. A teraz ciszej, bo śpi.
Jilly
wpatrywała się uważnie w Harry’ego.
-
Nie, nie śpi, Jace. Obudził się. Cuję to tu – poklepała się dobitnie w klatkę
piersiową.
Jace
usiadł.
-
Harry, nie śpisz?
Harry
powoli otworzył całkowicie oczy.
-
Już nie. – Usiadł, zastanawiając się, jak bardzo sterczą jego oczy.
Jilly
wyszczerzyła się.
-
Mówiłam ci! – zaśpiewała. – Poczułam go, Jace! Poczułam go tutaj – zapiała, uderzając się w pierś.
-
Co to znaczy, że mnie poczuła? – zapytał zdziwiony Harry.
-
Jilly, przywitaj się z Harrym – rozkazał Jace.
Zsunęła
się z Jace’a, podeszła do Harry’ego i wspięła się na jego łóżko, a potem na
jego kolana. Potem zarzuciła ręce na chłopca, który przeżył i przytuliła go,
całując go przy tym w policzek.
-
Jesteś miły. Smutny i bolący, ale miły. Lubię cię – oznajmiła radośnie.
Harry
zarumienił się, nie wiedział, co robić, nigdy nie przytulał w ten sposób małego
dziecka. Właściwie nie pamiętał, by kiedykolwiek był przytulany w ten sposób.
Początkowo nieznany ciężar dziecka w jego ramionach wydawał się dziwny, ale
wkrótce Harry rozluźnił się, a nawet zaczął cieszył uczuciem trzymania na
kolanach ciepłego, lekko klejącego się dziecka.
-
Dzięki. Nazywam się Harry.
-
A ja Jilly. – Klepnęła się w pierś dla podkreślenia.
-
Miło cię poznać, Jilly. – Spojrzał na Jace’a, który wyglądał, jakby lada chwila
miał zacząć chichotać. – Co to znaczy, że mnie poczuła?
-
Jilly nie jest czytającym jak reszta mojej rodziny. Ma rzadszy talent. Jest
empatką, co oznacza, że potrafi wyczuwać emocje innych ludzi. Nie chce tego,
ale czasami się zapomina, proszę, wybacz jej.
-
Masz na myśli, że ona może czuć to, co ja? – powtórzył Harry, nieco
oszołomiony.
-
Tak – powiedział Jace, a w tym samym czasie Jilly odpowiedziała:
-
Tak, mogę. Jesteś smutny, denerwowany i biony. Dlaczego?
-
Jaki jestem? „Biony”? – Harry
spojrzał na Jace’a w osłupieniu.
-
Chodzi jej o słowo zagubiony –
wyjaśnił Jace, chichocząc.
-
Och.
Jilly
spojrzała na niego i Harry zobaczył, że ma oczy w tym samym kolorze, co on,
pięknym szmaragdowozielonym.
-
Ale dlacego tak cujes, Hajy?
-
No… czuję się tak, ponieważ… mój opiekun jest ciężko ranny i… martwię się, że…
może nie przeżyć.
-
To ten drugi mężczyzna w pokoju gościnnym, Jilly – powiedział jej Jace. –
Nazywa się Severus Snape. Jest moim nauczycielem eliksirów.
-
Widziałam go. Mama mi pokazała – powiedziała Jilly. Przyłożyła palec do ust. –
Ciii. Pan śpi. Bajdzo chojy.
-
Wiemy, chochliku – powiedział jej brat.
Odwróciła
się i przytuliła Harry’ego.
-
Nie bądź smutny, Hajy. Mama go napjawi. Musis cuć się scęśliwy.
I
nagle Harry poczuł się szczęśliwy. Poczuł nagły przypływ szczęścia i nadziei,
który przepływał przez niego, gdy dziewczynka przytuliła go i było to coś,
czego nigdy wcześniej nie zaznał. Sapnął i wpatrywał się w dziewczynkę, a na
jej twarzy pojawił się uśmiech zachwytu i radości.
-
Cujes się lepiej? – zapytała, a jej oczy błyszczały.
-
Tak. Czuję się lepiej niż w ciągu ostatnich… kilku tygodni.
-
Jilly, czy ty przekazałeś mu uczucia? – zapytał Jace, marszcząc brwi.
Dziewczynka
poruszyła się i wyglądała na nieco winną.
-
Ale Ja-ce… Ciałam tylko pomóc. Hajy cuje się lepiej.
Jace
potrząsnął głową.
-
Jillian, wiesz, że nie możesz tak po prostu przekazywać ludziom uczuć.
-
To nic – wymamrotał Harry. – Sprawiła, że poczułem się lepiej.
-
Wiem. Ale… musi nauczyć się, że nie może wykorzystywać swojego talentu bez
pozwolenia. To część Kodeksu.
-
Jesteś na mnie zły, Jace? – zapytała Jilly, wyglądając żałośnie.
-
Nie, po prostu… nie rób tego ponownie bez pytania, dobrze?
-
Bze. – Potem posłała Harry’emu swój promienny uśmiech i poczuł, jakby słońce
zstąpiło z nieba i przegoniło wszystkie cienie.
Jednocześnie
obawiał się, że może skazić to piękne, niewinne dziecko i był zaskoczony, że
dziewczynka nie wyczuła w nim zła, skazy sztyletu na jego duszy. Jak to się
stało, że mogła wyczuć wszystko, co on czuł, a jednak nie to?
Może
była zbyt młoda, by wiedzieć, jak się wyczuwa zło.
Właśnie
wtedy usłyszeli, jak woła Grace:
-
Jilly? Gdzie się podziewasz?
-
Tu, mamo! Obudziłam chłopaków! – odpowiedziała jej córka.
-
Jillian, nie zrobiłaś tego! – Jej matka pojawiła się w drzwiach. – Mówiłem ci,
żebyś pozwoliła im spać.
-
Ale mamo, jest jano. Wtedy ty wstajes! – zauważyło dziecko z bezlitosną logiką.
Grace
tylko pokręciła głową.
-
Przykro mi, Harry. Chciałam, żebyś trochę poleżał, ale mój łobuz miał inny
pomysł.
-
Jestem głodna, mamo – ogłosiła Jilly. – Możemy zjeść?
-
Tak, idź i zobaczy, co gotuje tata. Może potrzebuje pomocy.
Jilly
zeskoczyła z kolan Harry’ego i wybiegła z pokoju, wołając:
-
Tato, idę pomóc!
-
Dzięki, mamo. Zastanawiałem się, jak pozbyć się tego małego szkodnika –
powiedział Jace.
-
Harry, jeśli nadal jesteś zmęczony, możesz wrócić do snu.
-
Nie, proszę pani. Nic mi nie jest. Przywykłem do wczesnego wstawania. Jestem
rannym ptaszkiem – powiedział Harry zgodnie z prawdą. Bał się też zasnąć, żeby
nie śnić o tym, co się stało. Lepiej było się obudzić i zacząć zdobywać
składniki na eliksir.
-
No dobrze. Przyjdź na śniadanie, kiedy będziesz gotowy. – Potem wyszła i
zamknęła za sobą drzwi. Harry szybko przeszukał plecak i znalazł czystą koszulę
i dżinsy. Kiedy się ubierał, przypomniał sobie coś, o co chciał zeszłej nocy
zapytać Jace’a, ale był wtedy zbyt zmęczony, by rozpocząć rozmowę. – Jace, ta
sztuczka czytających, którą ty, twój tata i Tristan zrobiliście wilkołakom…
dlaczego nie użyłeś tego na Malfoyu, kiedy ci dokuczał?
Jace
włożył tenisówki, po czym odpowiedział.
-
Ponieważ czytający mogą mieszać w ten sposób z umysłem innej osoby tylko wtedy,
gdy grozi im utrata życia. Taka zmiana percepcji osoby jest zabroniona Kodeksem
Czytających. Jest to uważane za nieetyczne.
-
Och. Ten Kodeks brzmi, jakby był naprawdę surowy.
-
Bo jest. Ale musi być, ponieważ kilka wieków temu lękano i nienawidzono
czytających. Kilku źle wykorzystywało swój talent i to sprawiło, że inni
czarodzieje nam nie ufali. Najgorsi z nich używali kontroli umysłów, by
zmieniać ludzi w niewolników, gorszych niż skrzat domowy, ponieważ jedynym
sposobem na zerwanie więzi było zabicie czytającego lub służącego, albo jeśli
czytający zgodzi się uwolnić osobę. Ale ci nigdy nie uwalniali ich służących.
Trzymali ludzi w niewoli i mogli używać ich mocy umysłów, by wydostawać się z
aresztu. Nazywali siebie Władcami Umysłu. Trzeba było grupy czytelników, by w
końcu ich pokonać, a potem ustanowiliśmy nasze własne Kodeksy, by zdrajcy nie
mogli ponownie robić takich rzeczy. Więc nie musimy martwić się, że zostaniemy
nazwani Szpiegami albo Gwałcicielami Umysłu. Wszyscy czytający przysięgli, że
będą przestrzegać Kodeksów, gdy ich talent się w pełni ujawni i dlatego nigdy
nie czytamy umysłów innych bez pozwolenia. Chyba, że jesteśmy mali i nie wiemy,
że tak trzeba albo nie potrafimy się kontrolować. Dlatego tak wielu z nas,
czytających, żyje w małych społecznościach. Jak ta.
-
Jak wielu jest tu czytających?
-
Tu, w Lesie na Wrzosowisku? Żyje tu sześć rodzin, jest cicho i wszyscy dookoła
wiedzą, jak ukrywać myśli, jest daleko do jakiegokolwiek miasta, co jest
prawdziwym błogosławieństwem. Czytający nie lubią tłumów i dużej ilości ludzi. To
naprawdę obciąża nasze tarcze i przyprawia nas o ból głowy.
-
Miałeś je w szkole?
-
W pierwszym tygodniu tak, póki profesor Snape nie dał mi lekarstwa na ból głowy
i nauczył mnie, jak nakładać warstwy osłony. – Jace przygryzł wargę, nagle
wyglądając mniej jak mądry czarodziej, a bardziej jak dwunastoletni chłopiec. –
Naprawdę mam nadzieję, że sobie poradzi, Harry. Jest jakby jednym z moich
ulubionych nauczycieli.
-
Mój też. Jeśli zdołam uwarzyć eliksir i znaleźć sztylet…
-
Ale czy ten, kto ugodził profesora Snape’a nie zabrał sztyletu ze sobą?
-
Tak, ale potem go upuścił, kiedy… uciekał i moja sowa gdzieś go ukryła, trochę
przed tym, jak przybyły wilkołaki – powiedział Harry, uważając, by nie
wypowiedzieć żadnego nieprawdziwego słowa.
Jace
skinął głową, wyczuwając, że Harry czuje się nieswojo w tym temacie.
Najwyraźniej było coś więcej niż mówił, coś ukrywał, ale Jace szanował
prywatność swojego przyjaciela i nie wtrącał się. Harry był bardzo
zdenerwowany, a Jace nie chciał, żeby czuł się gorzej. Dla osieroconego
nastolatka musiało być straszne rozmyślanie kolejnej osoby, z którą był blisko.
-
Cóż, może zjemy śniadanie, a potem pomogę ci zebrać składniki.
-
Nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytał zaskoczony Harry. Ron prędzej
ogoliłby się na łyso niż zaproponował pomoc w przygotowaniu eliksiru.
-
Nie. Lubię eliksiry w przeciwieństwie do większości dzieci czarodziejów –
powiedział Jace, po czym poprowadził go do kuchni, która znajdowała się obok
pokoju.
Najbardziej
apetyczne zapachy wydobywały się z kuchni, gdzie Jasper przewracał paszteciki z
kiełbaskami i robił coś, co Grace nazywała pastą omletową, czyli jajecznicą,
serem, posiekanymi ziemniakami i smażoną cebulą w cieście.
Praktycznie
rozpływała się w ustach, a kiedy zapytano go, czy mu smakuje, odpowiedział:
-
To jest najbardziej niesamowite śniadanie, jakie kiedykolwiek jadłem. Jak się ją robi?
-
Ach, praktykant całym sercem – roześmiał się Jasper. – Więc lubisz gotować,
Harry?
-
Tak. Zawsze w domu gotowałem.
-
Dam ci przepis. Zrobiłem go trochę przez błąd… - Jasper powiedział Harry’emu,
jak skończyła się mielona wołowina i zastąpił ją jajkami, a tak narodziła się
pasta omletowa.
-
To najlepszy błąd, jaki popełniłeś, tato – powiedział jego syn.
-
Mmm! – zgodziła się jego córka, mając okruchy na całej buzi i trochę na
policzkach.
Grace
machnęła różdżką i okruchy zniknęły, podobnie jak stopiony ser. Następnie
zachęciła Harry’ego do zjedzenia więcej.
Harry
posłuchał, myśląc, jak Grace przypomina mu nieco Molly Weasley. Czy wszystkie
matki martwią się o nawyki żywieniowe dzieci?
-
Harry, jeśli chodzi o tą listę składników, które potrzebujesz z laboratorium
profesora Snape’a – zaczęła Grace, jak zjadł swoją trzecią pastę i kiełbaskę. –
Wiem, że możesz zafiukać do Hogwartu i sam je znaleźć, ale Jasper powiedział,
że polują na was wilkołaki i śmierciożercy.
-
Tak, ale pan Witherspoon, Jace i Tristan ich przepędzili.
-
Jasper, proszę. Na jakiś czas przekierowaliśmy ich uwagę i nie będą w stanie
cię wyśledzić, ponieważ my się teleportowaliśmy, ale wciąż mogą cię szukać, a
jednym z pierwszych miejsc, gdzie się udają, będzie szkoła. Tak się
kierowaliście z Severusem, prawda?
-
Tak.
-
Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeśli jedno z nas pójdzie po składniki z
laboratorium – powiedziała Grace. – Możesz zostać tutaj, gdzie jest
bezpiecznie, nasze zabezpieczenia są pierwszej klasy i możesz zacząć
przygotowywać resztę potrzebnych składników. Czy w laboratorium profesora
Snape’a są zabezpieczenia?
-
Tak, ale znam hasło – powiedział Harry. – Wszystkie jego składniki są oznaczone
w kolejności alfabetycznej.
-
Dzięki bogu, bo próbowanie znaleźć składników w laboratorium niezorganizowanego
Mistrza Eliksirów to piekło – zauważył Jasper, wycierając twarz szmatką.
Harry
zaprotestowałby, gdyby kilka miesięcy temu potrzebował jakiejkolwiek pomocy i
nalegałby, żeby pójść sam, ale w trakcie tej wyprawy zdał sobie sprawę, że nie
powinien robić wszystkiego sam i może prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje.
Miło było mieć kilku dorosłych, na których mógł polegać, a Grace i Jasper
wydawali się być osobami godnymi zaufania, jak ich syn.
-
Więc kto z nas wróci do Hogwartu, kochanie?
Jasper
uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
-
Wydaje mi się, że potrzebujesz więcej lekcji wychowawczych niż ja, Grace, więc
powinnaś iść. Poza tym, znasz drogę do laboratorium lepiej niż ja.
-
W porządku, w takim razie uważaj na Jilly i dokończ mój artykuł z Brytyjskiego
Instytutu Czytających. Chcą ubiegać się o dotację od Ministerstwa na
zorganizowanie zajęć dla młodych czytających, którzy nie urodzili się w
rodzinie z talentem.
-
Mówisz, że nie trzeba mieć rodzica, który jest czytającym? – zapytał Harry.
-
Nie zawsze. Jednak większość z nas ich ma, ponieważ talent wydaje się być łatwy
do przekazania. Ale spotkałem kilku czytających, którzy, jak mugolaki, mają
rodziców, którzy w ogóle nie mają tego talentu – powiedział Jasper.
-
Ale to naprawdę trudne dla dziecka, gdy jego talent zaczyna się ujawniać.
Początkujący czytający może oszaleć przez słyszenie myśli wszystkich dookoła,
chyba że wytworzy naturalne osłony albo będzie miał nauczyciela, który mu
pokaże, jak osłonić umysł – powiedziała Grace z poważną miną. – Więc mam
nadzieję, że Ministerstwo zgodzi się na finansowanie Instytutu.
-
Zrobię, co w mojej mocy, żeby ich przekonać, kochanie – obiecał Jasper.
Harry
też miał taką nadzieję, choć biorąc pod uwagę dotychczasową historię
Ministerstwa… nie miał na to wielkiej nadziei.
Kiedy
skończyli śniadanie, Harry pokazał Jace’owi listę składników i chłopiec zszedł
do magazynku w piwnicy, żeby je znaleźć, więc Harry poszedł sprawdzić, co z
Severusem.
Mistrz
Eliksirów wciąż był pod zaklęciem peleryny, wyglądał spokojnie i trochę jak
woskowa kukła w spoczynku. Harry podszedł, by stanąć obok łóżka, nie dotykając
starszego czarodzieja, tylko spoglądając na niego. Niemal zdławiły go wyrzuty
sumienia i żal.
Och, Sev. Już milion razy
przepraszałem cię w moim umyśle, ale dałbym wszystko, żebyś usłyszał, jak mówię
to na głos. Nie wiem, jak to się stało, może byłem słaby i głupi, ale nawet to
nie jest wymówką. Wiem o tym. I poprawię się. Grace powiedziała, że jestem
dobrym praktykantem… ale ona nie zna prawdy. Ale w jakiś sposób cię uzdrowię.
Nie przeszedłem tak daleko, żeby teraz zawieść, a jedyne słuszne, co mogę
zrobić to naprawić to, co zrobiłem. Sprawię, że będziesz ze mnie dumny, Sev, i
pokażę ci, że jestem twoim prawdziwym uczniem eliksirów.
Zakaszlał
i otarł dłonią oczy, zirytowany tym, jak w mgnieniu oka wydawały się napełniać
łzami. Wcześniej nigdy nie płakał. Z drugiej strony nigdy prawie nie zabił
człowieka, którego uważał za zastępczego ojca. Więc mógł sobie pozwolić na tą
krótką chwilę płaczu… tak długo, jak był sam, gdzie nikt go nie widział.
Podskoczył,
kiedy dłoń dotknęła jego ramienia.
-
Harry? Przepraszam, ale potrzebuję tej listy składników – powiedziała cicho
Grace.
-
Dobrze. – Pogrzebał w kieszeni i podał jej listę. – Podkreśliłem na czerwono
te, które są w jego laboratorium. Kazał mi to zrobić, na wypadek…
-
Gdyby coś mu się stało?
Harry
milcząco skinął głową.
Serce
Grace współczuło zrozpaczonemu młodzieńcowi, którego ból i poczucie winy były
tak oczywiste, że mógłby je dostrzec nawet ktoś bez talentu.
-
To nie twoja wina, Harry.
-
Tak, moja – wyszeptał. – To przeze mnie jest ranny.
-
Nie. To przez sztylet. Nie przez ciebie.
-
Skąd to wiesz?
- Ponieważ przeprowadzałam badania nad głównymi przeklętymi przedmiotami w
naszym świecie i Sztylet Niezgody jest numerem jeden na liście najbardziej
złych i przewrotnych przedmiotów. Jestem pewna, że Severus o tym wiedział.
Cokolwiek zrobiłeś, dziecko, jestem pewny, że nie jest to coś nie do
wybaczenia.
-
Mylisz się.
-
Myślisz, że jesteś jedynym praktykantem, który popełnił błąd? Zapytaj o to
Severusa, kiedy się obudzi.
-
Czytasz w moich myślach?
-
Nie. Nie muszę. Wina, wstyd i ból widać w twoich oczach dla tych, którzy
wiedzą, jak patrzeć. – Potem, ponieważ pobudził jej instynkty macierzyńskie i
ponieważ wyglądał na tak zagubionego i zranionego, jak pisklak ze złamanym
skrzydłem, objęła go ramionami i przytuliła do siebie.
Harry
początkowo zesztywniał, ale dotyk jej ramion i jej zapach, jak bzy, były tak
przyjemne, że rozluźnił się i pozwolił się przytulić, po raz pierwszy od
dłuższego czasu. Jeszcze kilka łez wypłynęło z jego krnąbrnych oczu, czego
żadne z nich nie zauważyło.
Chwilę
później Grace puściła go, po czym powiedziała:
-
Wrócę tak szybko, jak będę mogła. Potrzebujesz mojej pomocy przy warzeniu?
-
Ja… bez obrazy, ale jest to coś, co muszę zrobić sam – powiedział jej cicho
Harry. – Dla mnie i dla niego.
-
Rozumiem – stwierdziła, myśląc, że warzenie eliksiru było dla niego rodzajem
odkupienia, sposobem na usunięcie udręczonego spojrzenia z jego oczu. – Lepiej
już zacząć. Im szybciej ruszę, tym szybciej wrócę.
Gdy
się odwróciła, prawie wpadła na swojego męża.
-
Grace, zastanawiałem się, czy mas przy sobie Amulety Komunikacyjne? Na wypadek,
gdybyś potrzebowała pomocy, możesz do mnie zadzwonić, ponieważ głos twojego
umysłu nie dotrze do mnie z takiej odległości.
-
Mam go, Jasper. – Wyjęła spod koszuli podobny srebrny łańcuszek z kolejnym
czerwonym jaspisowym kamieniem w kształcie łzy.
-
Dobrze. To mogę się odprężyć. Cóż, tak bardzo jak to możliwe z naszym małym
wulkanem energii.
-
Daj jej książeczkę do kolorowania i kilka tych błyszczących kredek, a przez
godzinę będzie szczęśliwa – zasugerowała Grace. Potem pocałowała go lekko i
zafiukała do Hogwartu.
Harry
spojrzał z ciekawością na wisior na szyi Jaspera.
-
Jace powiedział mi, że to ty wynalazłeś ten amulet.
-
Tak. Wynalezienie tego było jedną z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek
zrobiłem, w taki sposób spotkałem Grace. Wpadłem na pomysł wykorzystania mojego
talentu, by umożliwić ludziom bez daru czytających rozmawianie ze sobą w
milczeniu i natychmiastowo, ale to Grace mi pomogła urzeczywistnić ten pomysł,
dzięki swojemu darowi czarodziejki. To niesamowita kobieta, ta moja żona.
-
Dlaczego więcej osób ich nie ma? Wygląda na to, że działają o wiele szybciej
niż wysyłanie listów.
-
Ach, no bo widzisz, amulety są drogie w produkcji i chociaż jestem ich wyraźnym
wynalazcą, mój patent wciąż czeka w Ministerstwie. Cholerni biurokraci
uwielbiają wszystko przedłużać. Ale sprzedaliśmy kilka naszym przyjaciołom i
innym czarodziejom w Londynie. Każdy amulet jest połączony z innym o tym samym
rozmiarze, kształcie i kamieniu. Kiedy amulet jest aktywowany, najpierw łączy
się ze swoim partnerem z pary, a następnie można go połączyć z amuletem innej
osoby. Coś w rodzaju mugolskiego numeru telefonu.
-
Wie pan o numerach telefonu?
-
Ach, rozumiem, że Jace nigdy nie wspominał, że jestem półkrwi? – zachichotał
Jasper. – Znam kulturę mugoli, Harry. A teraz chyba muszę znaleźć moje dziecko
i zacząć pisać resztę wywiadu.
-
Powodzenia, proszę pana.
-
Jasper, Harry, Jasper. Pan to mój dziadek, nie ja. – Ruszył korytarzem, a Harry
podszedł do piwnicy, by zobaczyć, jak sobie radzi Jace.
Odkrył,
że młodszy chłopak zebrał bardziej powszechne składniki, takie jak ocet,
pancerze karaluchów, korę jarzębiny i mielony róg jednorożca, i umieścił je na
stanowisku pracy. Piwnica była schludna, czysta i pachniała ziemią, ponieważ
została wydrążona za pomocą magii i zabezpieczona zaklęciem, aby zapobiec
przedostawaniu się wilgoci i owadów. Były tam rurki, mieszadła, a także noże i
kilka marmurowych i drewnianych moździerzy i tłuczek. Pod przeciwległą ścianą
leżały porządnie ułożone kociołki wszystkich rozmiarów i z kilku materiałów, a
także kilka półek ze składnikami eliksirów w słoikach i torbach oraz duże
pudełko apteczne zawierające więcej składników. Na blacie był też zlew, stos
ubrań, fartuchów i gogli.
Pomieszczenie
było oświetlone kilkoma wiszącymi lampkami, tak że każdy, kto tu pracuje,
będzie mógł bez problemu widzieć. W powietrzu unosił się silny zapach ziół, ale
nie był nieprzyjemny. Harry od razu poczuł się tutaj dobrze, tak jak w
prywatnym laboratorium Severusa w szkole.
Harry
wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.
-
Hej, Jace. Jak leci?
-
W porządku, Harry. Prawie wszystko zebrałem – odpowiedział radośnie drugi. –
Wygląda to jednak na naprawdę złożony eliksir.
-
Jest, ale już go warzyłem – powiedział Harry, chociaż zrobił to tylko pod
sokolim okiem Snape’a. Nigdy sam i nigdy,
gdy miałem taką potrzebę, zwątpił głosik w głębi jego umysłu. Teraz
żałował, że zamiast patrzeć na Meadowsweet nie zwrócił większej uwagi w
Mrocznym Lesie, gdy Severus pokazywał mu, jak zbierać składniki. Pewnego dnia może mnie przy tobie nie być i
będziesz musiał nauczyć się, jak ją warzyć na własną rękę, prześladował go
jedwabisty głos Severusa. Skąd
wiedziałeś, Sev? Czy ty też masz w sobie trochę z jasnowidza a może było to
jedno z przemówień pod tytułem „zawsze bądź przygotowany”?
Tak
czy inaczej, nie miało to znaczenia. Harry wiedział, że był jedynym, kto
potrafi uwarzyć eliksir z jakąkolwiek dokładnością i musiał zrobić to szybko,
zanim Voldemort zostanie wskrzeszony przez śmierciożerców. Był to ich główny
cel, sprowadzenie z powrotem ich mrocznego pana i nie cofną się przed niczym,
by tego dokonać. Nie zawiodę, nie mogę.
Zrobię to i udowodnię, że jestem godny bycia praktykantem Seva. Wierzył, że
Harry odziedziczył po Lily dar eliksirów. Teraz Harry wystawiał to przekonanie
na próbę.
Kilka
razy odetchnął, koncentrując się tak, jak robił to, gdy medytował lub używał w
oklumencji. Kiedy był pewien, że jest spokojny i skupiony, zaczął ponownie
czytać przepis i przygotowywać wszystkie składniki, które zebrał Jace,
odmierzając, siekając i mieląc. Jace obserwował, zdając sobie sprawę, że Harry
potrzebuje własnej przestrzeni i nie chciałby teraz pomocy, więc jej nie
oferował, ale obserwował z boku w milczeniu. Był pod wrażeniem zręcznego
sposobu, w jaki Harry obchodził się ze składnikami i precyzji, jaką prezentował
w mieleniu i siekaniu. Prawidłowe przygotowanie tych składników wymagało dużo
cierpliwości i koncentracji, Jace wiedział o tym aż za dobrze, mimo że był dopiero
na pierwszym roku.
Jace
przechylił głowę, wyczuwając obecność matki. Wróciła z kwiatami illareth i
strąkami wieczniekwietnicy, których wymagał eliksir, a teraz schodziła po
schodach do laboratorium. Jej delikatne kroki nie wyrwały Harry’ego z transu i
kontynuował przygotowywanie składników, jakby pod wpływem zaklęcia. Pracował
ponad pół godziny bez przerwy.
Grace
spojrzała na młodego ucznia eliksirów pracującego z gorączkową intensywnością
oraz na swojego syna, który obserwował i skinęła Jace’owi głową. Cały czas był tu, gdy mnie nie było? –
posłała.
Nie, nie cały czas, ale
większość. Znalazłaś to, czego potrzebował? – odesłał Jace.
Tak. Profesor Snape ma
rozległe laboratorium i zapas rzadkich składników, czego mu zazdroszczę, p przyznała Grace ze smutnym
chichotem. Podeszła, by postawi kosz z kwiatami illareth i pojemnikiem ze strąkami wieczniekwietnicy na
stole, gdzie pracował Harry.
Podniósł
na sekundę wzrok i powiedział:
-
Dziękuję, Grace. – Potem powrócił do pracy, wlewając wymaganą ilość wody i octu
do kociołka, a następnie umieszczając go nad ogniem, upewniając się, że jest on
nie za duży, ani nie za mały. Kiedy już dodał kilka składników i wymieszał je
odpowiednią ilość razy, zaczął wydobywać sok ze strąków wieczniekwietnicy
płaską stroną noża, miażdżąc strąk i uwalniając zdumiewającą ilość soku.
Kiedy
skończył, ostrożnie dodał go do kociołka, wdychając wielkie łyki świeżego
zapachu. Następnie dodał kwiaty illareth, mieszając raz, dwa, w sumie dziewięć
razy.
Trójka
była uznawana przez czarodziejów za szczęśliwą liczbę, a dziewięć było
potrójne, więc eliksir, który Harry próbował stworzyć, potrzebował tyle
szczęścia, ile mógł. To dziwne, ale Harry mieląc i wydobywając sok czuł, jakby
Severus był w pobliżu, unosząc się nad jego ramieniem i szepcząc mu do ucha
poprawki. Ładny, równy ruch, Potter. Nie
za szybko, nie za wolno.
Kiedy siekasz, ustaw nóż pod
takim kątem, żeby ciął lepiej, i zawsze tnij od siebie, nigdy nie wkładaj
palców przed ostrze.
Harry
słuchał na wpół zapomnianej rady i poczuł się mniej samotny i przerażony, że
coś sknoci i zrujnuje ostatnią szansę na zniszczenie sztyletu. Kiedy wszystkie
składniki zostały dodane, mikstura musiała dochodzić przez trzy dni.
Wyprostował się, co natychmiast poczuł w krzyżu. Był sztywny i obolały od pochylania
się nad stołem i kociołkiem przez ponad dwie godziny.
Ale
nie narzekał. Wszystko, co wycierpiał było tego warte, jeśli mógł zniszczyć
sztylet i wrócić Severusowi zdrowie.
Dopiero
wtedy zobaczył Jace’a, który siedział kilka stóp dalej na krześle, a jego piwne
oczy błyszczały z ciekawości.
-
Byłeś tu cały czas?
-
Tak. Chciałem zobaczyć, jak to warzysz – odpowiedział Jace. – Jesteś głodny,
Harry? Ponieważ ja umieram z głosu, a mama woła nas na obiad… dziś jest kurczak
po królewsku.
-
Nigdy wcześniej tego nie jadłem – powiedział Harry, ale to też nie miało
znaczenia, ponieważ był tak głodny, że zjadłby akromantulę.
-
Będzie ci smakować – zapewnił go Jace. – Moja mama jest dobrą kucharką, ale nie
tak dobrą, jak mój tata.
Obaj
wskoczyli po schodach, ale tuż przed dotarciem na szczyt, Harry zatrzymał się i
odwrócił.
-
Huh? Gdzie idziesz, Harry?
-
Posprzątać. Severus złoiłby mi skórę, gdybym zostawił jego laboratorium w takim
stanie – powiedział Harry, po czym zamarł. To nie było laboratorium Seva, a on
nie obserwował swojego podopiecznego, czekając, aż przypomni sobie instrukcje.
Uderzyło w niego nagłe poczucie smutku i poczuł, jak łzy pieką go w oczy. Aby
je ukryć, zbiegł po schodach, wołając przez ramię: – Powiedz mamie, że zaraz
będę, dobra? Muszę tylko wszystko odłożyć.
Wyciągnął
różdżkę i wypowiedział zaklęcie Chłoszczyść i wkrótce laboratorium było
uporządkowane, za wyjątkiem bulgoczącego w kotle eliksiru rozpuszczającego
klątwy.
Harry
wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, modląc się, żeby wszystko wyszło
dobrze. Przepraszam, Severusie. To
wszystko moja wina. Ale jakoś muszę to naprawić. Nie chcę więcej śmierci na
swoim sumieniu.
Ponownie
zamrugał, by pozbyć się łez, ignorując cichy głos, który syknął, że powinien
pozwolić sobie na płacz i z tym skończyć. Potem udał się na górę, by dołączyć
do Witherspoonów na kolację.
Tej
nocy znalazł się w dość niezręcznej sytuacji, czytając Jilly bajkę na dobranoc
zatytułowaną „Wspaniały Merlin i jego Magiczne Laboratorium”. To nie była tylko
bajka dla dzieci, ale też narzędzie edukacyjne dla przyszłych czarodziejów i
czarownic, które uczyło dzieci poprzez historię podstawowych mikstur,
składników oraz jak je zbierać i przygotowywać. Książka była świetnie
ilustrowana i przedstawiała Merlina, jak robił kilka różnych rodzajów mikstur, a
każdy składnik był oznaczony pod rysunkiem.
Harry
wskazywał na jeden i pytał:
-
Co to jest?
Jilly
odpowiadała:
-
Jug jednojożca. – Albo: – Kieł wonża. – Albo nawet: – Jaźmin, to taki kwiat.
Mamusia ma je w ogjódku. Ładnie pachną.
Harry
był zdumiony, że tak małe dziecko potrafi rozpoznać wszystkie składniki, póki
Jace nie uniósł głowy i nie powiedział:
-
Zna je wszystkie, bo czytaliśmy tu ze sto razy. To jej ulubiona bajka.
-
Och – powiedział Harry, czując się raczej głupio. – Ale wciąż ma niesamowitą
pamięć jak na tak małe dziecko.
-
Tak? – Jilly spojrzała na niego.
-
Tak. Lepszą niż niektórzy uczniowie z mojej szkoły – powiedział jej Harry i
został nagrodzony jednym z jej promiennych uśmiechów, które zawsze rozgrzewały
od środka.
Kontynuował
czytanie, aż oczy Lilly zaczęły opadać, a wtedy Jace powiedział Harry’emu, żeby
przestał i otulił swoją siostrę w łóżku, szepcząc:
- Dobranoc, łobuzie.
Potem
Harry i Jace weszli do pokoju Jace’a, gdzie młodszy chłopak zapytał Harry’ego o
to, o co chciał go zapytać, od kiedy usłyszał jego głos we własnym umyśle.
-
Co wy tu w ogóle robiliście, Harry?
Harry
zawahał się, niepewny, jak wiele może ujawnić młodemu czarodziejowi. Severus
zawsze mówił, że nie powinni mówić nikomu o całej swojej misji, na wszelki
wypadek, ponieważ jeśli ktoś czegoś nie wie, nie można tego z niego wydobyć.
-
Uch, to długa historia. Ale ma coś wspólnego z powstrzymaniem śmierciożerców na
dobre. Naprawdę nie mogę powiedzieć ci więcej, Jace, ponieważ Severus mówi, że
musi to być trzymane w tajemnicy.
-
Rozumiem. Naprawdę mam nadzieję, że wam się uda.
-
Uda się. Przynajmniej tam myślę – powiedział Harry z większą pewnością siebie
niż czuł.
Rozmawiali
o innych rzeczach, bezpiecznych, takich jak zajęcia, które Jace mógł wziąć
dodatkowo w następnym semestrze, a Harry pozwolił sobie nawet wyobrazić, jak
wyglądałby jego plan nauczania, gdyby wrócił w następnym semestrze. Miał tylko
nadzieję, że Dumbledore choć raz zatrudni kompetentnego nauczyciela obrony.
Harry był zadowolony, że miał przyjaciela, z którym mógł porozmawiać o
normalnych, nastoletnich rzeczach, a także był wdzięczny, że Jace nie wypytywał
o to, co stało się z Severusem i sztyletem, jak robiliby to Ron i Hermiona.
Tej
nocy Harry czuł, że może spać bez pomocy eliksiru bezsennego snu, więc nie
tknął fiolki, którą Grace umieściła na jego szafce nocnej.
Dość
łatwo zapadł w sen i spędził większą część tych trzech godzin na spokojnym
śnie. Ale około trzeciej nad ranem jego sny zaczęły pogarszać się, zaczął
krzyczeć i rzucać się we śnie, zrzucając kołdrę i błagając Severusa, by
przeżył… i mu wybaczył.
Jace
obudził się wtedy, zaalarmowany cierpieniem przyjaciela i nie mógł nic poradzić
na to, że usłyszał słowa Harry’ego, wypowiedziane łamiącym się, drżącym tonem.
-
… przepraszam, Sev… tak bardzo… nie chciałem… tak dużo krwi… nie umieraj,
Severusie, proszę!
Jace
ześlizgnął się z łóżka i podszedł do Harry’ego, próbując zdecydować, czy
powinien obudzić przyjaciela. Kiedy spojrzał na Harry’ego, zauważył, że chłopak
pocił się, wilgoć spływała po jego twarzy.
Chwileczkę. To nie jest pot…
to łzy. On płacze… we śnie. Jace nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim, czuł
zarówno strach, jak i współczucie do starszego czarodzieja, który wyraźnie
cierpiał męki potępieńców.
-
… wybacz mi… Severusie… nie wiedziałem… to był sztylet… przyszedł do mnie w
snach… - Twarz Harry’ego wykrzywiła się, jakby w nieznośnej agonii, jęczał i
szlochał, zagubiony w krainie snów splecionych z krwią i poczuciem winy.
Jace
wpatrywał się w niego zbity z tropu. Och,
słodki Merlinie, miej litość! Sztylet… opętał go. I myślę… że to on zaatakował
profesora Snape’a, nie jakiś śmierciożerca. Och, błogosławiona Gajo! To coś
strasznego, żeby to zrobić i z tym żyć.
Wstrząśnięty
do głębi swojej istoty, młody czarodziej wrócił do łóżka i skulił się na nim, a
łzy empatii spłynęły po jego policzkach. W końcu Harry przestał się rzucać,
szlochać i zapadł w sen. Ale Jace nie spał, jego umysł odtwarzał wszystko, co
powiedział Harry, a czego nie powiedział od jego przybycia i zajęło mu dużo
czasu, zanim zasnął.
Pierwszą
rzeczą, jaką Harry zrobił po przebudzeniu, było sprawdzenie, co u Severusa. Pod
peleryną Mistrz Eliksirów wydawał się spać, a jego twarz była spokojna w
spoczynku.
-
Już prawie gotowe, Severusie – wyszeptał. – Robiłem, co mogłem i myślę, że
udało mi się zrobić eliksir rozpuszczający klątwy. Tak czy inaczej, zniszczę
sztylet i przełamię twoją klątwę. Przysięgam na twoją magię!
Następnie
zszedł do laboratorium, by sprawdzić, czy eliksir wciąż się gotuje i delikatnie
go zamieszać. Miał odpowiednią konsystencję i kolor. Był nie za gęsty,
ciemnoniebieski i srebrny.
Jace
przy śniadaniu był cicho, ale Harry również. Czuł się zmęczony i nie miał
ochoty dużo rozmawiać, nawet z Jilly. Dwoje starszych Witherspoonów pozwoliła
mu być cicho i nie starali się zadręczać go pytaniami ani próbować nawiązać
rozmowy. Nie dlatego, że się o niego nie troszczyli, ale dlatego, że szanowali
jego prywatność i wierzyli, że Harry powie coś, gdy będzie gotowy.
Jace
zapytał Harry’ego, czy chce polatać i Harry zgodził się, przemieniając we
Freedoma. Obaj latali po posiadłości i nad domem Trisrana oraz innej godziny,
św. Angela. Właśnie wtedy Freedom zobaczył Hedwigę, drzemiącą w koronie jabłoni
o krzywych konarach za domem Witherspoonów.
Przepłynęła
przez niego ulega, że z sową wszystko w porządku i nie wyglądało na to, by
poniosła szkodę, ukrywając sztylet lub ponownie stawiając czoła wilkołakom. To,
że poważnie zranił Severusa wystarczyło i Harry wątpił, czy byłby w stanie
sobie poradzić również z ranami Hedwigi.
To
zabawne, ale odkąd odkrył swoją animagiczną formę i wyruszył na tę wyprawę,
Harry nauczył się wiele szacunku do ptaków, a zwłaszcza swojej towarzyszki.
Wcześniej uważał sowę za rzecz oczywistą, traktując ją bardziej jak skrzydlatą
listonoszkę niż towarzyszkę. Ale już tak nie było. Teraz Hedwiga była jak
rodzina.
Kusiło
go, by obudzić sowę i błagać ją, by albo pokazała mu, gdzie jest sztylet, albo
go do niego zaprowadziła. Ale potem zdecydował, że lepiej poczekać, aż eliksir
będzie gotowy, nim poprosi Hedwigę o sztylet. Sowa może chętniej będzie wtedy
współpracować.
Jace
zastanawiał się, czy skonfrontować się z Harrym o tym, co usłyszał, lecąc obok
myszołowa rdzawosternego. Sprawiało to, że czuł się niekomfortowo, niosąc taką
wiedzę, a jednak nie wiedział, jak poruszyć temat bez powodowania problemów.
Nie chciał kłócić się z Harrym, ani sprawić, by poczuł się nieswojo, szanował
starszego chłopaka, od kiedy Harry był jego zastępczym nauczycielem eliksirów i
pomagał mu z Malfoyem.
W
końcu Jace postanowił poczekać, zanim porozmawia ze swoim przyjacielem o tym,
co naprawdę się wydarzyło. Może po skończeniu eliksiru powie, co myśli. Ale do tego czasu… zrobił
jeszcze jedną dużą pętlę, zanim skierował się na ziemię.
Myszołów
podążył za nim, po czym zmienił się w Harry’ego.
-
Nieźle latasz, Jace.
-
Nie tak, jak ty.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Jestem dobry, bo dużo ćwiczę. Latanie jest najlepszą rzeczą. Odpręża mnie.
-
Mnie też – powiedział Jace, zauważając, że pewne napięcie w zielonych oczach
było teraz mniej widoczne.
Obaj
udali się do domu, by się czegoś napić, każdy skrywając przed drugim sekret.
Rankiem
trzeciego dnia Harry poszedł sprawdzić eliksir. Pachniał i wyglądał tak, jak
powinien, więc pozwolił sobie na rzadki uśmiech czystego tryumfu i radości. Udało mi się! Sam uwarzyłem swój pierwszy
eliksir na poziomie mistrzowskim. Zastanawiam się, co powiedziałby Severus,
gdyby wiedział.
Wyobraził
sobie, jak Mistrz Eliksirów klepie go po plecach i mówi mu, jaki jest dumny.
Pozostał
tak przez kilka długich minut, wpatrując się w eliksir, a potem zgasił ogień i
skierował się na górę. Nadszedł czas, by znaleźć Hedwigę i spróbować przekonać
ją do ujawnienia lokalizacji sztyletu. Harry zadrżał, wchodząc po schodach,
ponieważ wiedział, że ta konfrontacja może być co najmniej nieprzyjemna. Ale
żeby wyleczyć Severusa, zniósłby wszystko. Nawet dziób, szpony i ostry język
Hedwigi.