To dziwne uczucie, być uwięziony między świadomością a nieświadomością. Głosy pojawiały się i znikały, podobnie jak odczucia, ale wszystko było zbyt stłumione i odległe, by się martwić. Tu nie było bólu. Czas nie miał znaczenia, ponieważ nie wydarzyło się tu nic istotnego. Jedynym minusem były okresy częściowej świadomości, które pojawiały się coraz częściej, ale nie mógł znaleźć energii, by zrobić coś poza dostrzeżeniem otaczających go głosów i emocji. Ludzie rozmawiali cicho, nie będąc w stanie ukryć troski albo strachu, ale dlaczego? Było tu tak spokojnie, prawda?
- Nie mów do mnie w taki
sposób! Robiłem tylko to, co chciałeś!
- Wydaje mi się, że mówiłem
ci, by nie mówić o niewoli Harry’ego. Posunąłeś się za daleko, Severusie.
Ponownie pozwoliłeś, by pokonała cię twoja własna duma. Masz pojęcie, jak
trudno było mi przekonać Syriusza, Remusa, Tonks i Minervę, że nadal jesteś
przynajmniej częściowo godny zaufania? Syriusz był gotów zabrać Harry’ego z
Hogwartu, jeśli coś nie zostanie zrobione.
- I oczywiście wszyscy musimy
pokłonić się kundlowi Harry’ego Pottera. Kiedy świat zaczął kręcić się wokół
tego, co chce Syriusz Black?
- Syriusz zachowuje się jak
zatroskany opiekun, Severusie. To z pewnością mocniejsza obrona niż fakt, że
mężczyzn wciąż czuje potrzebę wyładować złość na synu martwego człowieka. Harry
tylko odpowiedział poprawnie na pytanie. Czy potraktowałbyś kogokolwiek innego
tak samo, gdyby tak samo odpowiedział?
- Oczywiście, że nie! Nikt
poza nim nie kręci się po szkole tak, jakby był jej właścicielem! Wszyscy go tu
uwielbiają…
- Czym Harry gardzi. Wiesz o
tym, Severusie. Sądziłem, że zaakceptowałeś fakt, że Harry nie jest Jamesem.
Dało
się słyszeć głośne westchnięcie.
-
Mam swoje powody, dyrektorze, powody, które
wolę zatrzymać dla siebie.
Powróciło
zapomnienie, głosy i emocje zniknęły, zastąpione chwilę później przez inne.
-
Dlaczego jeszcze się nie obudził? Czy coś
z nim nie tak?
- Pan Potter obudzi się, gdy
będzie gotowy, panno Granger. Odpoczynek jest teraz dla niego najlepszym
lekarstwem. Wy lepiej idźcie już albo spóźnicie się na zajęcia.
Ktoś
uścisnął jego dłoń i wyszeptał go ucha:
-
Proszę, obudź się wkrótce, Harry. Bez
ciebie nie jest tak samo. Chodź, Ron. Powinniśmy iść.
Zapadła
cisza, póki drugi głos nie wyszeptał mu do ucha:
-
Nie sądzę, że pan wie, ile osób się o
pana troszczy, panie Potter… Harry. Nigdy nie widziałam, żeby tak wielu uczniów
przychodziło kogoś odwiedzić. Widzą cię, Harry. Zapewniam cię. Widzą, kim
naprawdę jesteś… naprawdę niezwykłym młodym człowiekiem.
Ponownie
wróciła nieprzytomność i jak wcześniej, nie trwała długo. Różnica polegała na
tym, że ktoś pocierał jego nogi i ręce chłodną substancją. Harry próbował
odsunąć się od dłoni, które go dotykały, ale jego kończyny nie były posłuszne.
Potrzeba było zbyt wiele energii, by nawet pomyśleć o otwarciu oczu, więc Harry
uciekł się do jęku pełnego protestu, który brzmiał jednak jak głośny oddech.
Niestety nikt go nie usłyszał i kontynuowano.
-
Jaki jest tego sens?
- To zapobiega blokowaniu
mięśni i stawów Harry’ego, Syriuszu. To tylko dodatkowy środek ostrożności.
Draco twierdzi, że klątwa Cruciatus nie dotknęła Harry’ego, ale…
- Nie przypominaj mi. Ta
rodzina musi być jedną z najbardziej dysfunkcyjnych w historii. Jak to możliwe,
że jestem spokrewniony z ludźmi, którzy chcą tylko torturować i zabić mojego
chrześniaka?
- Zdajesz sobie sprawę, że to
możliwe, że to ty jesteś czarną owcą w rodzinie, prawda?
- Och, zamknij się, Lunatyku.
- Hymm, musiałem trafić w
czuły punkt.
- Gdyby Harry nie był między
nami, przekląłbym cię.
- Jeśli w ogóle dałbyś radę
trafić. Kto wygrał nasz ostatni pojedynek?
- Wtedy oszukiwałeś.
- Naprawdę? W jaki sposób?
Cisza.
-
Po prostu oszukiwałeś, okej? – Cisza
znów wypełniła powietrze. – Nie mogę
uwierzyć, że o tym rozmawiamy. Harry.
- Wiem, Łapo. Wiem. To
całkowicie niesprawiedliwe, że takie rzeczy przytrafiają się Harry’emu. Myślę,
że jego empatia naprawdę zaczyna zaburzać jego osąd. Być może najlepiej by było
go stąd zabrać.
- Eee… Luni, to zwykle moja
kwestia. To ja mam grozić zabraniem Harry’ego z Hogwartu, a ty masz mi
powiedzieć, że przesadzam, okej? Dobrze. A teraz możemy spróbować ponownie?
- Och, zamknij się, Syriuszu.
Potrafisz być takim dupkiem.
- Wypraszam sobie! Nie jestem
dupkiem! Snape jest dupkiem! Jednak ja jestem palantem.
- Tak się cieszę, że to
wyjaśniliśmy.
Głosy
rozpłynęły się w nicość. Otaczały go ciepłe i kojące fale, chroniące go. Fale
współczucia mieszały się z ciepłem, błagając Harry’ego o wybaczenie czegoś, nad
czym istota nie miała kontroli. Prosiła go o pomoc, by pomógł jednemu z jego
dzieci, ale było ono poza możliwością pomocy. Nie mógł zrobić nic więcej. Nie
wszystkie dzieci można uratować. To była surowa prawda, ale niezaprzeczalna.
Draco Malfoy dokonał wyboru, kiedy odmówił pomocy profesora Snape’a.
Pocieszające
fale powoli cofnęły się, pozwalając Harry’emu otworzyć oczy i rozejrzeć się po
zamazanym, słabo oświetlonym pomieszczeniu. Mimo że nic nie widział, Harry
wiedział, że jest w skrzydle szpitalnym. Westchnął, zamykając oczy i
przypomniał sobie, dlaczego wrócił do jednego ze szpitalnych łóżek, co w tym
roku było niezwykle dziwne. Malfoy próbował rzucić klątwę Cruciatus, tak jak
zrobiła to Umbridge ponad rok temu. Co było z ludźmi nie tak, że chcieli go
torturować? Dlaczego zawsze pozwalał sobie znaleźć się w takiej pozycji?
Ponieważ myślisz, że sam
sobie ze wszystkim poradzisz, to dlatego.
Otwierając
ponownie oczy, Harry uniósł się i ponownie rozejrzał. Właśnie wtedy zauważył
czarną plamę w nogach łóżka. Ostrożnie postukał ją stopą i usłyszał senne
chrząknięcie. Sięgnął w stronę stolika nocnego, Harry wyczuł swoje okulary i z
ulgą przyjął również kształt różdżki. Wszystko stało się wyraźniejsze w
momencie, gdy Harry włożył okulary, wraz ze znajomym dużym, czarnym psem w
nogach jego łóżka. Powinien był wiedzieć, że Midnight nie opuści jego boku po
tym, co się stało.
Najciszej
jak to możliwe, Harry wstał z łóżka i podszedł do jego nóg. Natychmiast sięgnął
w stronę Midnighta, chowając palce w grubym, czarnym futrze, zastanawiając się,
co powinien zrobić. Był to oczywiście środek nocy, co oznaczało, że wszyscy
spali, a on był całkowicie rozbudzony. Nie zamierzał wszystkich budzić i
wiedział, że prawdopodobnie wywołałby u wielu osób panikę, gdyby gdzieś
poszedł, ale naprawdę nie chciał siedzieć w skrzydle szpitalnym do wschodu
słońca, który był oddalony o kilka godzin. Nie sądził, by mógł znieść nudną
ciszę bez popadania w szaleństwo.
Coś
mokrego otarło się o rękę Harry’ego, powodując, że podskoczył i odwrócił się,
dostrzegając wpatrującego się w niego Midnighta. Harry odprężył się i po
pyknięciu został wciągnięty w gwałtowny uścisk.
-
Eee… cześć, Syriuszu – powiedział z dyskomfortem. – Nie chciałem cię obudzić…
-
Nigdy nie chcesz, dzieciaku – powiedział cicho Syriusz, cofając się i
przyglądając Harry’emu. – Jak się czujesz? Jakaś sztywność? Zawroty głowy? Ból
głowy?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nic mi nie jest – powiedział i mówił szczerze. Naprawdę czuł się lepiej niż
kiedykolwiek. – Eee… od jak dawna tu jestem?
Syriusz
zaprowadził Harry’ego z powrotem do łóżka i przykrył go, po czym usiadł przy
łóżku Harry’ego.
-
Byłeś nieprzytomny przez prawie tydzień, Harry – powiedział, chwytając dłoń
chłopaka. – Przez chwilę baliśmy się, że nigdy się nie obudzisz. Miałeś poważny
wstrząs mózgu, który spowodował, że twój mózg zaczął puchnąć. Mieliśmy
szczęście, że Poppy na czas to zatrzymała.
Harry
wypuścił długi oddech, przyjmując
wszystko, co powiedział Syriusz. Tydzień. Stracił cały tydzień, ponieważ
nie docenił nienawiści i zazdrości Malfoya.
-
Przepraszam – powiedział cicho Harry. – Próbowałem tylko pomóc. Nawet nie
wiedziałem, że to on. Hogwart po prostu poprosił o moją pomoc i on zauważył
mnie, po czym…
-
Wiem, dzieciaku – przerwał Syriusz. – Marta powiedziała nam wszystko. Wiemy, że
Malfoy cię zaatakował i że próbowałeś uniknąć walki. Fakt, że twoja różdżka
znajdowała się w kaburze też dowodzi, że byłeś technicznie nieuzbrojony. Draco
Malfoy został wyrzucony z Hogwartu i obecnie oczekuje w Ministerstwie na wyrok.
– Na widok zaskoczonego spojrzenia Harry’ego, Syriusz wyjaśnił: – Użycie
niewybaczalnego na innym uczniu oznacza automatyczne wydalenie, Harry.
Ministerstwo może potraktować go łagodnie, ponieważ jest nieletni, ale nie
będzie w stanie uciec przed jakimś czasem w Azkabanie, zwłaszcza biorąc pod
uwagę to, kim jest jego ojciec i że jesteśmy w środku wojny. Dumbledore uważa,
że Ministerstwo może być dla niego surowe, żeby tylko dać przykład.
Harry
wiedział, ze powinien się tego spodziewać, ale wciąż to był szok. Malfoy
popełnił jeden błąd w ferworze chwili i ten błąd kosztował go wszystko. Harry
nie wiedział, co myśleć lub co czuć. Mówiąc delikatnie, nigdy nie dogadywał się
z Malfoyem, ale nigdy w życiu nie życzyłby mu wyroku w Azkabanie. Chociaż teraz, kiedy dementorzy odeszli,
jest to dla niego prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce… tak jak dla jego
ojca.
-
Och! – dodał Syriusz. – Będziesz zadowolony, gdy się dowiesz, że Gryffindor
pokonał Ravenclaw w Pucharze Quidditcha. Słyszałem, że drużyna Gryfonów
próbowała przełożyć mecz, żebyś mógł grać, ale ponieważ nikt nie wiedział,
kiedy się obudzisz… cóż, przypuszczam, że usłyszysz od wszystkim z meczu od
Rona.
Harry
próbował się uśmiechnąć, ale sądząc po zatroskanym wyrazie twarzy Syriusza miał
wrażenie, że zawiódł. To było niesamowite, jak jedna chwila może wpłynąć na tak
wiele wydarzeń. Nie potrafił sobie wyobrazić, przez co musiała przejść drużyna,
aby przygotować dwie pozycje w ciągu zaledwie kilku dni. Samo przygotowanie
Katie, a ona miała już wieloletnie doświadczenie jako ścigający. Ginny naprawdę
nie miała doświadczenia jako szukająca, a nikt inny nie znał pozycji Ginny tak
dobrze, jak ona. Jedynym sposobem, by „zorganizowany chaos” zadziałał było
dokładne określenie czasu dla wszystkich graczy. To musiał być koszmar dla
tego, kto przejął pozycję Ginny.
-
Jak radziła sobie drużyna? – zapytał Harry.
Syriusz
wzruszył ramionami.
-
Nie poszedłem na mecz, Harry – powiedział zgodnie z prawdą. – Razem z
Lunatykiem zostaliśmy przy tobie… wiesz, na wszelki wypadek. Było też kilka
plotek, że Ślizgoni chcą pomścić Malfoya, więc razem z Lunatykiem i Tonks
pilnowaliśmy cię na zmianę. Jak dotąd nic się nie stało, ale musisz mieć się na
baczności na wszelki wypadek.
Harry
skinął niespokojnie głową. Świetnie.
Potrzebuję tylko tego, by cały dom szukał zemsty.
-
Więc… ile wszyscy wiedzą? – zapytał nerwowo.
Syriusz
wyglądał trochę nieswojo, unikając wzroku Harry’ego.
-
Cóż, nie dało się tego ukryć, Harry – powiedział wymijająco. – Tylko
najpoważniejsze przestępstwa wymagają wydalenia, no i była jeszcze Jęcząca
Marta. Wiesz, jaka jest samotna i… cóż… lubi cię, więc była raczej chętna do
opowiadania, co się stało każdemu, kto zapytał… a pytała większość kobiecej
populacji.
Harry
jęknął, zakrywając twarz dłońmi. Świetnie.
Po prostu świetnie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował była banda
dziewczyn, zafascynowanych sławnymi ludźmi, które plotkowały o nim, jakby był
jakimś bohaterem. Chwila… tak było cały
rok. Harry nie mógł przestać się zastanawiać, jak zniekształcona była
prawda, ale po namyśle doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie chce wiedzieć. W
końcu połowa szkoły nadal wierzyła, że Harry i Hermiona byli parą.
Nie
minęło dużo czasu, gdy Syriusz poddał się frustracji i obudził panią Pomfrey.
Bardzo głośno wyrażała swoją irytację, póki nie zobaczyła, że Harry
rzeczywiście się obudził. Najwyraźniej Syriusz w ciągu ostatniego tygodnia
budził panią Pomfrey w środku nocy, ponieważ myślał, że widzi znaki, że Harry
się budzi. Było całkiem zabawnie słuchać, jak pani Pomfrey narzeka na wszystko,
od apodyktycznych opiekunów do dręczących uczniów. Z tego, co mamrotała, Harry
wywnioskował, że Syriusz nie był jedynym, który ją męczył.
Po
wykonaniu każdego badania (niektórych dwa razy), Harry został wypuszczony ze
skrzydła szpitalnego pod opiekę Syriusza do rana. Nosząc płaszcz Syriusza na
piżamie, Harry wrócił ze swoim ojcem chrzestnym do Kwater Huncwotów. Syriusz na
każdym kroku ledwie mógł powstrzymać podekscytowanie, co bardzo denerwowało
Harry’ego. Ten rodzaj nastroju zwykle kojarzył mu się z żartami z Remusem. Tym
razem jedynym problemem było to, że była prawie czwarta rano, a Remus nie
będzie spodziewał się tego, co chodzi po głowie Syriusza.
Kiedy
dotarli do Kwater Huncwotów, Syriusz skinął na Harry’ego, by przed wejściem był
cicho. Harry mógł tylko potrząsnąć głową, czując, jak zapał wylewa się z
Syriusza. W chwili, gdy weszli, ogień w kominku ożył. Harry natychmiast przed
nim usiadł, gdy Syriusz zakradł się do pokoju Remusa. Nie musiał długo czekać,
zanim z pokoju Remusa dobiegł głośny krzyk.
-
SYRIUSZ! – krzyknął ze złością Remus. – TY PALANCIE! WRACAJ TUTAJ, ŻEBYM MÓGŁ
CIĘ DOBRZE PRZEKLĄĆ!
W
tym momencie Syriusz wpadł do pokoju i wskoczył na kanapę z szerokim uśmiechem
na twarzy. To był Syriusz, którego Harry tak rzadko widywał, Huncwot Syriusz,
który uwielbiał robić Remusowi żarty.
-
Niedługo będzie – powiedział Syriusz, odwracając różdżkę między palcami.
W
tym momencie Remus wpadł do pokoju, ubrany w pomarszczoną piżamę z
rozczochranymi włosami i różdżką wycelowaną w Syriusza. Mimo że Remus wyglądał
na całkowicie czujnego i wściekłego na Syriusza, łatwo było zauważyć wpływ
zbliżającej się pełni księżyca był już obecny. Pod oczami Remusa pojawiły się
lekkie kręgi, a jego oddech był cięższy niż powinien. Zmiany, które mogły
nastąpić w ciągu tygodnia były niesamowite. Tydzień temu Remus był swoim
normalnym, dobrodusznym sobą. Teraz efekty wilkołaczej klątwy zdawały się go
obezwładniać.
Jednak
Syriusz zdawał się nie zauważać stanu zdrowia Remusa.
-
Widzisz, Harry? – powiedział radośnie, patrząc na chłopaka. – Mówiłem ci, że
Remus nie miałby nic przeciwko przyłączeniu się do nas.
Remus
szybko odwrócił się i spojrzał na Harry’ego szeroko otwartymi oczami.
-
Harry? – zapytał cicho, po czym odwrócił się i spojrzał na Syriusza. – Dlaczego
mi nie powiedziałeś, że się obudził?
-
To zrujnowałoby zabawę, stary Lunatyku – powiedział nonszalancko Syriusz.
Remus
skrzywił się, podszedł do Harry’ego i szybko go zbadał.
-
Jesteś pewien, że wszystko w porządku, szczeniaku? – zapytał, wpatrując się
bursztynowymi oczami w Harry’ego. – Żadnego bólu głowy? Jakiegokolwiek bólu?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nic mi nie jest – upierał się. – Pani Pomfrey potwierdziła nawet, że wszystko
ze mną dobrze.
Diagnoza
pani Pomfrey wystarczyła Remusowi. Przez następne dwie i pół godziny, Harry,
Syriusz i Remus rozmawiali o wszystkim i o niczym… oczywiście kiedy Syriusz nie
próbował poprawić nastroju dowcipami. Sposobem Syriusza na radzenie sobie z
tym, co się stało, był śmiech. Harry nie był pewien, czy to dobry czy zły znak.
Był dobrze zaznajomiony z nadopiekuńczym, irracjonalnym Syriuszem. Takiego
Syriusza się spodziewał. Harry’ego martwił fakt, że Syriusz czuł potrzebę
ukrycia się za humorem. Oznaczało to, że Syriusz albo był w ten chwili zbyt zły
albo wolał zignorować powagę sytuacji, ponieważ w ten sposób było to mniej
przerażające.
Zanim
nadeszło śniadanie, Harry umył się, przebrał, zmienił okulary na kontakty i
wyszył do Wielkiej Sali z Syriuszem i Remusem. Korytarze wciąż były puste, za
co Harry był wdzięczny. Wiedział, że prawdopodobnie zostanie zasypany
pytaniami, na co w ogóle nie czekał. Co niby miał powiedzieć? Wszystko
wydarzyło się tak szybko, że Harry po prostu zareagował dokładnie jak Malfoy i
patrzcie, jaki jest tego wynik. Malfoy został wydalony i miał zagwarantowany
czas w Azkabanie. W mgnieniu oka Malfoy stracił wszystko i Harry nie mógł
powstrzymać współczucia. Harry wiedział, że powinien być zły na Malfoya, ale za
każdym razem, gdy próbował, przypominał sobie jego ból. Ból i rozpacz były
prawdziwe. Samotność była prawdziwa.
Harry
był tak pogrążony w myślach, że nawet nie zdawał sobie sprawy, że weszli do
Wielkiej Sali, póki nie poczuł otaczających go fal podekscytowania i
ciekawości. Rozglądając się, zobaczył, że wszystkie oczy były skupione na nim.
Kilku uczniów, siedzących przy swoich stołach, wydawało się zastygnąć w pół
ruchu, podczas gdy personel wydawał się mieć więcej taktu. Po prostu wpatrywali
się w Harry’ego z zaskoczeniem na twarzy… cóż, za wyjątkiem profesora Snape’a,
który po prostu patrzył szyderczo.
Profesor
Dumbledore pierwszy przerwał ciszę.
-
To ulga widzieć cię na nogach, Harry – powiedział uprzejmie. – Wiem, że nie
możesz się doczekać powrotu na zajęcia, jednak pani Pomfrey poprosiła, żebyś
nie przesadzał, bo inaczej twoja aktywność ograniczy się do leżenia w
szpitalnym łóżku.
Harry
skrzywił się i skinął głową. To była absolutnie ostatnia rzecz jakiej pragnął.
Nie miał problemu z uczeniem się tam, ale bycie pacjentem to inna historia. Po
prostu miał zbyt wiele bolesnych wspomnień związanych z poprzednimi pobytami.
Wytrząsając
z głowy natłok myśli, Harry podążył za Syriuszem i Remusem do stołu
Gryffindoru, próbując zignorować tych, którzy wciąż się na niego gapili. Uważał
się za szczęściarza, że obecnie w Wielkiej Sali nie było nikogo, kogo znał na
tyle dobrze, by ta osoba choćby rozważyła zbliżenie się do niego, zwłaszcza gdy
Syriusz i Remus usiedli po jego bokach. Harry nie dał się nabrać. Wiedział, że
Syriusz i Remus usiedli przy nim właśnie z tego powodu i był im za to wdzięczny.
Nie
minęło dużo czas, nim przybyło więcej uczniów na śniadanie, co oznaczało, że
coraz więcej osób dostrzegło obecność Harry’ego. Cho pierwsza zdobyła się na
odwagę, by podejść do Harry’ego i przywitać go, co wyrwało wszystkich z
odrętwienia. Rada i członkowie GD poszli w jej ślady, a następnie wrócili do
swoich stolików, by poinformować siedzących wokoło, czego się dowiedzieli. Na
szczęście nie trwało to długo i Harry mógł wrócić do śniadania… w chwili, gdy
przyszli Ron i Hermiona z całą resztą Gryfonów z szóstego roku.
Co
zaskakujące, wszyscy po prostu chcieli wiedzieć, jak się czuje. Nikt nie
wspominał o tym, co się stało, chociaż Harry czuł, jak wypływa z nich
ciekawość. Chcieli wiedzieć, czy plotki są prawdziwe, ale ktoś ich przekonał,
żeby milczeli. Jego pierwszym przypuszczeniem był Syriusz, ale po dostrzeżeniu
fal troski, płynących z Rona i Hermiony, Harry nie był tego taki pewny. Wszyscy
ich wcześniej słuchali, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Dla
Harry’ego czas mijał powoli. Hermiona nieustannie próbowała informować
Harry’ego o wszystkim, co przegapił w nauce, podczas gdy Ron ciągle przerywał,
by przestawić Harry’emu ostatni mecz Quidditcha, który w rzeczywistości był
dość wyrównaną grą. Gryffindor wygrał o 170 punktów, gdy Ginny złapała znicza
tuż przed Cho. Katie przejęła stanowisko kapitana i mecz został rozegrany na
cześć Harry’ego Harry nie mógł powstrzymać dumy, jaką czuł wobec swojego
zespołu. Naprawdę zebrali się w sobie, by dokonać niemożliwego wyczynu, biorąc
pod uwagę, że kilak członków skakało sobie do gardeł przez większość sezonu.
^^^
Reszta
tygodnia minęła szybko, gdy Harry desperacko próbował nadrobić zaległości na
zajęciach, mimo że był wezwany do gabinetu profesora Dumbledore’a, by co
najmniej dwa razy dziennie złożyć oświadczenie dotyczące „konfrontacji” z Draco
Malfoyem. Jego historia musiała zostać nieco zmieniona, ponieważ nikt nie mógł
wiedzieć o jego powiązaniach z Hogwartem, co utrudniało przekonanie
przedstawiciela Ministerstwa, że nie szukał umyślnie Malfoya. W końcu łazienka
nie była dokładnie po drodze do Wielkiej Sali.
Ostatecznie
powody Harry’ego, dlaczego wszedł do łazienki, nie miały znaczenia. Nadejście
weekendy przyniosło decyzję o wyroku Malfoya. Ponieważ był on niepełnoletni, podjęto
się pewnej pobłażliwości, chociaż nie tak bardzo, jak niektórzy mogliby mieć
nadzieję. Uważano, że Malfoy działał pod przymusem i został skazany tylko na
dwa lata w Azkabanie w skrzydle o niskim poziomie ochrony. Będzie mógł
studiować magiczną teorię tylko pod nadzorem. Po uwolnieniu Malfoy zostałby
próbnie wypuszczony z nałożonymi na niego nieusuwalnymi zaklęciami w celu
monitorowania jego magii. Każde użycie czarnej magii skutkowałoby biletem
powrotnym w jedną stronę do Azkabanu.
Dla
wielu w Hogwarcie było to okrutne przebudzenie. Nikt, nawet nieletni
czarodzieje i czarownice nie mogli się ochronić przed celą w Azkabanie.
Ministerstwo jasno przedstawiło swoje oświadczenie. Niektórzy uważali, że
Ministerstwo posuwa się za daleko, ale wiedzieli, że lepiej nie wyrażać swoich opinii
przed niewłaściwymi ludźmi. Pomimo swoich uczuć, nikt nie miał zamiaru
ryzykować swojej wolności dla Draco Malfoya i to był prawdopodobnie najgorszy
cios, jaki można było zadać. Malfoy naprawdę był sam.
Mijające
tygodnie przywróciły w Hogwarcie coś w rodzaju normalności. Nadal panowało
napięcie, zwłaszcza między Ślizgonami a resztą domów. Ci, którzy byli blisko
Malfoya, jeszcze bardziej odizolowali się od innych. Niekoniecznie sprawiali
problemy, ale na pewno nie byli przyjaźni wobec ludzi spoza ich kręgu. Wkrótce
wszyscy zdali sobie sprawę, że pozostawienie grupy samym sobie było najlepszym
sposobem działania. Ignorowali cię, jeśli ty ich zignorowałeś.
Harry
po raz kolejny był stale otoczony przez ludzi, którzy czuli, że ich obowiązkiem
jest go chronić. Za każdym razem, gdy był poza wieżą Gryffindoru całe GD
wydawało się wokół niego roić. Starali się zachować dyskrecję i prowadzić
rozmowy z innymi członkami, ale Harry widział sporadyczne spojrzenia i nagłe
ruchy, gdy przechodził obok nich Ślizgon. Harry próbował zaprotestować
przeciwko nowej „ochronie”, ale Ron i Hermiona nalegali, że GD chce tylko
pomóc. Wyglądało na to, że Harry mógł uciec od szaleństwa tylko wtedy, gdy
ponownie odwiedzał Syriusza i Remusa. Syriusz wciąż uciekał się do dowcipów, co
zaczynało denerwować Harry’ego. Było prawie tak, jakby Syriusz był w jakimś
zaprzeczeniu.
Nadejście
czerwca przywróciło uwagę na zbliżające się egzaminy na koniec roku. Ginny
robiła wszystko, by przygotować się do swoich SUMów wraz z resztą piątego
rocznika, podczas gdy Cho, Katie i reszta siódmego roku desperacko próbowali
przygotować się do OWUTemów. Podobnie jak w zeszłym roku, spotkania GD
przekształciły się w intensywne sesje naukowe, by pomóc tym, którzy
potrzebowali tego najbardziej. Harry czuł się tak dziwnie, że nie był jedną z
tych osób, którzy potrzebowali każdej możliwej chwili, by przyswoić każdą
odrobinę informacji. Test na koniec roku dla szóstoklasistów nie był spacerkiem
po parku, ale przynajmniej nie musiał pamiętać wszystkiego z poprzednich lat w
Hogwarcie, oprócz materiału omówionego w tym roku.
Wracając
do wieży Gryffindoru z kolejnej sesji naukowej w Pokoju Życzeń, Harry próbował
zignorować kłótnie Rona i Hermiony o dręczenie piątoklasistów tym, jaki
faktycznie trudny jest egzamin podczas SUMów. Ron nie widział nic złego w
drażnieniu się z obecnymi piątoklasistami, podczas gdy Hermiona upierała się,
że nie czułby się tak samo, gdyby ktoś zachowywał się w ten sposób w zeszłym
roku. Na szczęście wydawali się zadowoleni bez wciągania w to Harry’ego,
niezależnie od tego, jak bezsensowna była ta kłótnia. I tak nikt nie wierzył w
to, co mówił Ron.
Wchodząc
do pokoju wspólnego Gryfonów, Harry natychmiast ruszył w kierunku schodów
prowadzących do jego dormitorium, gdy ktoś wykrzyknął jego imię. Odwrócił się i
stanął twarzą w twarz z Jimmym Peakesem, który trzymał znajomo wyglądający zwój
pergaminu. Harry stłumił jęk, dziękując Peakesowi i rozwinął go.
Harry,
Wiem, że to krótki czas, ale
byłbym wdzięczny, gdybyś jak najszybciej mógł przyjść do mojego biura. Wydaje
mi się, że znasz już hasło.
Albus Dumbledore
Wzdychając
ze znużeniem, Harry wepchnął pergamin do torby, pożegnał się z Ronem i Hermioną
i wyszedł do gabinetu Dumbledore’a. Do godziny policyjnej zostało tylko
piętnaście minut, więc korytarze były raczej puste, z wyjątkiem Irytka, któremu
łatwo było pokrzyżować plany. Szybko skręcił za róg, by obrać znajomą drogę w
kierunku schodów, niemal wpadając przy tym na profesor Trelawney.
Profesor
Trelawney wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, kołysząc się w miejscu, gdzie
stała. Harry szybko złapał ją za ramiona i podtrzymał. Smród alkoholu zalał
jego nozdrza, powodując, że Harry zakaszlał się i cofnął. Nie było co do tego
wątpliwości. Profesor Trelawney była pod wpływem alkoholu, a głośna czkawka
tylko potwierdzała teorię.
-
D-Dokąd się tak śpieszysz? – zapytała ze złością profesor Trelawney. Przyjrzała
mu się uważniej i skrzywiła. – Idziesz zobaczyć się z Dumbledorem, prawda?
Zawsze ma dla ciebie czas… dla mnie nigdy. Nie rozumie, że ta szkapa… wybacz,
centaur naprawdę nie ma talentu do kartomancji.
-
Skoro tak pani mówi – powiedział sucho Harry, ale profesor Trelawney nie
zwróciła na to uwagi.
-
Wiesz, nie zawsze tak było – kontynuowała sennie profesor Trelawney, jej
pijaństwo najwyraźniej powoli znikało. – Pamiętał, kiedy Dumbledore po raz
pierwszy przeprowadził ze mną rozmowę o pracę. Był pod moim wielkim wrażeniem.
Spotkaliśmy się w Świńskim Łbie. Przepytał mnie i muszę przyznać, że… cóż…
myślałam, że Dumbledore odmówi mi stanowiska. Nie widział znaczenia
wróżbiarstwa, jak większość ludzi. Wtedy… pamiętam, że zaczęłam czuć się
dziwnie… tego dnia nie jadłam dużo. Byłam taka zdenerwowana… - Wydawało się, że
wyrwała się ze snu, a jej gniew powrócił. – Ale potem niegrzecznie przerwał nam
Severus Snape!
Harry
wpatrywał się w profesor Trelawney szeroko otwartymi oczami. Snape? Snape tam
był tamtego wieczora? Harry sądził, że tylko Dumbledore słyszał wtedy
przepowiednię. Jeśli Snape wiedział…
-
C-Co? – zapytał cicho Harry.
Profesor
Trelawney wypuściła zirytowany oddech, po czym kontynuowała.
-
Za drzwiami powstało zamieszanie – wyjaśniła. – Drzwi otworzyły się i Snape
stał tam z barmanem. Osobiście myślałam, że Snape został przyłapany na
podsłuchiwaniu mojej rozmowy o pracę, ponieważ wtedy też jej szukał. Po tym,
Dumbledore był bardziej skłonny dać mi tę pracę…
Harry
przestał słuchać, gdy jego umysł próbował wszystko przetworzyć. Profesor Snape
podsłuchiwał, kiedy wypowiedziano proroctwo. To mogło oznaczać tylko jedno. Snape
był tym, kto poinformował Voldemorta, że wypowiedziano przepowiednię dotyczącą
jego i dziecka urodzonego pod koniec lipca. Z powodu Severusa Snape’a Voldemort
zaatakował Lily i Jamesa Potterów, zabijając ich i przeklinając ich dziecko na
życie, którego nikt nie chciałby żyć.
Zanim
Harry się zorientował, jego nogi poruszyły się, gdy biegł do gabinetu profesora
Dumbledore’a. Potrzebował zapewnienia, że to, co właśnie usłyszał, nie było
tym, co mu się zdawało. Profesor Snape nie mógł być tym, kto… Dumbledore nie…
to było tylko wielkie nieporozumienie. Tak musiało być. Harry nie mógł
uwierzyć, że osoba, która ujawniła kluczową informację, która zmieni wojnę, bez
zastanowienia, na kogo to wpłynie, uczyła go przez sześć lat.
Hogwart
zdawał się rozumieć pilność Harry’ego, ponieważ gargulec chroniący drogę do
gabinetu Dumbledore’a zeskoczył z drogi. Harry wbiegł po schodach, po dwa czy
nawet trzy stopnie na raz. W chwili, gdy dotarł do szczytu schodów, drzwi do
gabinetu Dumbledore’a otworzyły się gwałtownie, pozwalając Harry’emu wbiec do
środka i nagle zatrzymać się przed biurkiem Dumbledore’a. Fawkes wydał z siebie
zmartwiony tryl, powodując, że Dumbledore odwrócił się od okna i spojrzał
bezpośrednio na Harry’ego.
-
Harry? – zapytał ostrożnie profesor Dumbledore, kładąc trzymaną czarną pelerynę
podróżną na pobliskim krześle. – Harry, co się stało?
-
Proszę mi powiedzieć, że to nie jest prawda! – zażądał Harry, jego oczy piekły
od łez. – Proszę mi powiedzieć, że to nie Snape powiedział Voldemortowi o
przepowiedni! Powiedz mi, że to nie Snape skazał moich rodziców na śmierć, a
mnie na to przeklęte życie!
Dumbledore
westchnął przeciągle, a jego twarz wydawała się blada w kontraście do promieni
słońca, wpadających przez okno. Ponownie skierował wzrok na okno, nagle wyglądając
na znacznie starszego i zmęczonego.
-
Widzę, że profesor Trelawney znowu spacerowała po korytarzu – powiedział cicho,
po czym skłonił głowę. – Harry, musisz mnie wysłuchać. Profesor Snape popełnił
błąd, którego szczerze żałuje.
Harry
wpatrywał się w Dumbledore’a całkowicie oszołomiony.
-
Błąd? – zapytał. – Zła odpowiedź to błąd. Wpadnięcie na kogoś to błąd.
Przypadkowe przeklęcie kogoś to błąd. Opowiedzenie Voldemortowi połowę
przepowiedni, co doprowadziło do śmierci moich rodziców nie jest błędem! Snape
wiedział, co robi! – Dumbledore otworzył usta. – NIE ŚMIEJ MNIE POPRAWIAĆ! TO
PRZEZ NIEGO VOLDEMORT ZABIŁ MOICH RODZICÓW! TO ON JEST POWODEM, DLACZEGO
VOLDEMORT MA NA MOIM PUNKCIE TAKĄ OBSESJĘ! NIE MA MOWY, ŻE MU TO KIEDYKOLWIEK
WYBACZĘ!
Dumbledore
ponownie odwrócił się do Harry’ego i zrobił krok, zatrzymując się, gdy Harry
cofnął się.
-
Wiem, że trudno w to uwierzyć, Harry, ale ja…
-
Co? – przerwał ze złością Harry, nie dbając o łzy, które powoli spływały po
jego twarzy. – Obiecuje pan, że jest po naszej stronie? Wie pan, że jest mu
przykro? Snape nienawidził mojego taty! Nienawidził mnie z jego powodu przez
lata! Jak może pan szczerze wierzyć, że czuje coś poza nienawiścią do
któregokolwiek z Huncwotów? Snape prawdopodobnie tańczył z radości w noc
śmierci mojego taty!
-
Zapewniam cię, że czegoś takiego nie zrobił, Harry – powiedział stanowczo
profesor Dumbledore. – Proszę, po prostu mnie wysłuchaj. Kiedy profesor Snape
usłyszał pierwszą część przepowiedni, wciąż służył Lordowi Voldemortowi. Ponieważ
dotyczyło to jego pana, powiedział Voldemortowi bez namysłu. Profesor Snape nie
miał możliwości dowiedzieć się, do jakiego chłopca odnosi się przepowiednia,
Harry.
-
Ale wiedział, że Voldemort będzie szukał dziecka! – odparował Harry. – Nie
obchodziło go to, że najprawdopodobniej zostanie zabite niewinne dziecko! Nie
obchodziło go, że jakaś rodzina najprawdopodobniej zostanie zniszczona! – Harry
odwrócił się i wypuścił drżący oddech. Nie wiedział, co robić. Ponieważ Snape
wciąż oddychał, Harry miał przeczucie, że Syriusz i Remus jeszcze nie
wiedzieli. To wyśle Syriusza na skraj
przepaści. Wiem o tym.
-
Wszyscy czegoś żałujemy, Harry – powiedział łagodnie profesor Dumbledore. –
Wiem, że prawdopodobnie mi nie wierzysz, ale całkowicie ufam Severusowi Snape’owi.
Może być drażliwy i porywczy, ale teraz rozumie, że każdy jego wybór ma
konsekwencje. Zdaję sobie sprawę, że Severus popełnił bardziej drastyczne błędy
niż większość, ale zastanów się, czym obecnie płaci za te błędy. Każdego dnia
jest narażony na ryzyko, że Voldemort go wykryje.
Harry
tylko potrząsnął głową i ruszył do wyjścia. Nie chciał słuchać, jak Dumbledore
próbuje usprawiedliwiać to, co zrobił Snape. Nie było na to usprawiedliwienia.
Nic, co powie Dumbledore nie sprawi, że odejdzie jego ból, gniew i nienawiść.
To była kwestia kolejnej prawdy, która została przed nim ukryta, jak
przepowiednia. Co jeszcze ukrywał przed nim profesor Dumbledore?
-
Harry, proszę, nie odchodź – nalegał Dumbledore lekko błagalnym tonem. –
Rozumiem twój gniew, ale działanie pod jego wpływem nic nie da.
Harry
spojrzał przez ramię na Dumbledore’a.
-
Nie mogę powiedzieć, że Syriusz i Remus się zgodzą – powiedział chłodno. –
Myślę, że pan wie, co w tej chwili myślą o Snapie.
-
Dlatego nie możesz im powiedzieć – stwierdził szybko Dumbledore. – Harry, zdaję
sobie sprawę, że bardzo trudno jest zobaczyć w tym większy obraz, ale musisz mi
zaufać. Nigdy nie pozwoliłbym Severusowi być blisko ciebie, gdybym nie był
całkowicie pewny, że jest godny zaufania. Nie oczekuję, że mu wybaczysz, Harry.
Wiem, że prędzej czy później się z nim skonfrontujesz. Proszę tylko, żebyś
poczekał, aż się uspokoisz.
Harry
odwrócił się i spojrzał na profesora Dumbledore’a z niedowierzaniem.
-
Uspokoję się? – zapytał. – Oczekuje pan, że po czymś takim się uspokoję?
Dumbledore
westchnął ze zmęczeniem, siadając za biurkiem.
-
Co zamierzasz zrobić, kiedy się z nim skonfrontujesz, Harry? – zapytał. –
Przeklniesz go? Zaatakujesz fizycznie? Zabijesz?
Harry
pozostał cicho. Nie wiedział, co zamierza zrobić. Po prostu wiedział, że musi
coś zrobić. Nie mógł odpuścić. Czy mógłby przekląć Snape’a? Bardzo możliwe. Zaatakować fizycznie? To też bardzo prawdopodobne. Zabić go?
Harry zawahał się. Chciał, żeby Snape zapłacił, ale czy naprawdę mógł posunąć
się tak daleko? Co powiedzieliby rodzice?
Czy chcieliby, żebym został zabójcą? Zamykając oczy, Harry pozwolił, by
bitwa w jego umyśle trwała. Nie wiedział, co powiedzieliby na to jego rodzice,
a to z powodu Snape’a, Voldemorta i Petera Pettigrew.
Harry
powoli otworzył oczy wypełnione bólem i spojrzał z powrotem na Dumbledore’a.
-
Powinien mi pan powiedzieć – powiedział cicho. – To moja przeszłość… przeszłość
moich rodziców, a pan to przede mną ukrył.
-
Chciałem oszczędzić ci bólu, wiedząc, że będzie tym spowodowany – powiedział szczerze
profesor Dumbledore. – Nie możemy zmienić przeszłości, Harry. Zranienie lub
nawet zabicie profesora Snape’a nie przywróci twoich rodziców, nic tego nie
zrobi. Profesor Snape nie jest tą samą osobą, co wtedy. Daję ci moje słowo.
Harry
powoli pokręcił głową.
-
Przykro mi, profesorze, ale nie mogę w to uwierzyć – powiedział stanowczo. –
Może mu pan ufać, ale ja nie będę, już nie.
Dumbledore
spojrzał na Harry’ego ze smutkiem, po czym skinął głową.
-
Bardzo dobrze – powiedział cicho. – Przypuszczam, że to będzie musiało
wystarczyć. Na dziś to zostawimy, czy chcesz wiedzieć, dlaczego cię tu
wezwałem?
Harry
niechętnie usiadł przed biurkiem Dumbledore’a i spojrzał na niego wyczekująco,
gdy kładł swoją torbę na podłodze. Prawdę mówiąc, naprawdę nie obchodziło go,
co profesor Dumbledore miał w tej chwili do powiedzenia. Chciał tylko wrócić do
wieży Gryffindoru i spróbować przebrnąć przez przytłaczające myśli,
szalejące w jego głowie. Czy to za duża
prośba?
Profesor
Dumbledore odchrząknął z niezręcznością.
-
Jeśli pamiętasz, Harry, obiecałem, że będziesz mi towarzyszył, kiedy odkryję
lokalizację horkruksa – powiedział ostrożnie. – Nie jestem pewien, który to,
ale wydaje mi się, że jest ukryty w jaskini dość daleko stąd. Jest to jaskinia,
w której wiele lat temu Tom Riddle sterroryzował dwoje dzieci. Pytanie brzmi,
czy czujesz się na to gotowy dziś wieczorem? Czy możesz skupić się na tym
zadaniu? Zapewniam cię, że będzie niebezpiecznie.
Harry
nie wiedział, co powiedzieć.
-
Co z Syriuszem i Remusem? – zapytał.
Dumbledore
spojrzał na Harry’ego ze współczuciem.
-
Czekają w swoich kwaterach na twoją decyzję – powiedział. – To zrozumiałe, że
się wahają, czy pozwolić ci opuścić Hogwart, ale wiedzą, że to coś, co musisz
zrobić.
Harry
popatrzył na Dumbledore’a sceptycznie.
-
Ile eliksiru uspokajającego Remus podał Syriuszowi? – zapytał nerwowo.
Dumbledore
uśmiechnął się lekko.
-
Wydaje mi się, że dwie fiolki – powiedział. – Co powiesz, Harry? Chcesz iść ze
mną? Jeśli mamy ruszyć, musi to nastąpić wkrótce.
Harry
przesunął dłonią po twarzy. Czy chciał iść? Nie
w tej chwili. Czy powinien? Jeśli
chcę wiedzieć, co na mnie czeka, tak.
-
Pojdę, profesorze – powiedział Harry, gdy jego oczy napotkały Dumbledore’a. –
Zrobię, co w mojej mocy, by pomóc, ale wolę wiedzieć, w co wkraczamy, abym mógł
być całkowicie przygotowany.
Profesor
Dumbledore skinął głową, uśmiechając się lekko.
-
Naprawdę nie wiem, co nas czeka, Harry – stwierdził. – Wiem tylko, że istnieją
tam pozostałości magii, które nie powinny tam być. Bardzo możliwe, że istnieją
zabezpieczenia, które mogą być raczej niebezpieczne, ale nie spodziewam się, by
ktoś na nas czekał.
Harry
usiadł z powrotem na krześle, próbując mentalnie przeanalizować możliwe
scenariusze. Nie podoba mu się ta sytuacja, ale niewiele mógł na to poradzić.
Musiał być przygotowany na wszystko, jeśli to możliwe.
-
Czy mogę skorzystać z kominka, profesorze? – zapytał Harry, podnosząc swoją
torbę i wstając. – Powinienem najpierw porozmawiać z Syriuszem i Remusem.
-
Oczywiście, mój chłopcze – powiedział Dumbledore, również wstając. – Będę na
ciebie czekał… och, i proszę, zabierz swoją pelerynę-niewidkę.
Bez
słowa Harry przeniósł się do Kwater Huncwotów, złapany przez Syriusza i Remusa,
zanim upadł płasko na twarz. Fale zdenerwowania i niepokoju wirowały wokół
Harry’ego, odzyskał równowagę i przyjrzał się swoim opiekunom. Nie padło ani
jedno słowo. Nie trzeba było nic mówić. Akceptacja i zrozumienie mieszały się z
nerwowością i troską. Syriusz i Remus wiedzieli, tak jak Harry wiedział, że
Syriusz i Remus pozwolą mu iść.
Remus
był pierwszym, który pociągnął Harry’ego do gwałtownego uścisku.
-
Uważaj, szczeniaku – powiedział cicho, cofnął się i uśmiechnął uspokajająco. –
Jeśli stanie się zbyt niebezpiecznie, użyj jednego ze świstoklików.
Syriusz
skorzystał z okazji, by pociągnąć Harry’ego do uścisku.
-
Wciąż mi się to nie podoba – powiedział niechętnie. – Uważam, że to zbyt
ryzykowne, ale Dumbledore nas zapewnił, że będzie cię chronił. Sam się broń,
dzieciaku. Kieruj się swoim instynktem, nawet jeśli nie zgadzają się z tym, co
mówi Dumbledore. Nigdy wcześniej się nie mylił.
Harry
skinął głową, odsuwając się od Syriusza.
-
Nic mi nie będzie – powiedział, mając nadzieję, że brzmiał pewniej, niż się
czuł, – ale potrzebuję, żebyście coś dla mnie zrobili, gdy mnie nie będzie.
Chcę, żebyście powiedzieli Ronowi i Hermionie, co się dzikiej. Pewnie skończyli
swoją kłótnię i zastanawiają się, gdzie jestem.
-
Czy chcemy wiedzieć, o co w ogóle chodzi tym razem? – zapytał Remus.
-
Prawdopodobnie nie – powiedział bezceremonialnie Harry, odkładając torbę i
wyciągając pelerynę niewidkę. Potrzebował każdej uncji samokontroli, by nie
wyrzucić z siebie tego, co się dowiedział. Chciał im powiedzieć o Snapie.
Chciał być z nimi szczery, ale nie mógł zmusić się do ujawnienia prawdy, która
była przed nimi tak długo ukryta. To byłby ostatni gwóźdź do trumny dla
Syriusza w jego dążeniu do udowodnienia, że Snape powinien zostać wysłany do
Azkabanu, jeśli cokolwiek po nim zostanie. – Powinienem już iść. Dumbledore na
mnie czeka.
-
Prawda – powiedział ostrożnie Remus. – Dziś wieczorem musimy patrolować
korytarze z członkami Zakonu, więc jak wrócisz poszukaj nas.
Harry
skinął głową, pożegnał się nerwowo i wrócił do gabinetu Dumbledore’a, tym razem
łapiąc się, zanim stracił równowagę. Dumbledore już założył płaszcz podróżny i
czekał przy drzwiach. W jego oczach pojawił się wyraz współczucia, który
oznaczał jedno: Dumbledore wiedział, że Harry nie powiedział Syriuszowi i
Remusowi prawdy o Snapie. Jeszcze im nie
powiedziałem, ale to nie znaczy, że tego nie zrobię.
-
Powinniśmy już iść, Harry – powiedział profesor Dumbledore, otwierając drzwi. –
Gdy dotrzemy do holu wejściowego, załóż pelerynę niewidkę.
-
Czy spodziewa się pan kłopotów? – zapytał Harry, zbliżając się. – Remus
wspomniał, że dziś wieczorem będą patrolować korytarze członkowie Zakonu.
Dumbledore
uśmiechnął się uspokajająco.
-
Zawsze mam jakąś dodatkową ochronę, gdy opuszczam Hogwart – powiedział,
wskazując Harry’emu, żeby prowadził. – Wierzę, że Bill Weasley i jego
narzeczona mają dzisiaj wieczorem patrol z Syriuszem, Remusem i Nimfadorą.
Jestem ciekaw, w jakim stanie będą, gdy wrócim. Jak pewnie wiesz, Syriusz i
Nimfadora polegają mocno na magii, by zakończyć kłótnię.
Harry
wyszedł z biura z Dumbledorem, ich kroki odbijały się echem po małych schodach.
Wiedział, że profesor Dumbledore próbuje poprawić jego nastrój, ale Harry miał
zbyt wiele na głowie, by zaakceptować ten gest. Nienawidził ukrywania tajemnic
przed swoimi opiekunami. Nienawidził tego, że znał ten sekret i nie wiedział,
co z nim zrobić. Początkowo myślał, że Dumbledore zaprzeczy twierdzeniu
Trelawney. I bym mu uwierzył. Mógł mnie
okłamać, a ja bym mu uwierzył.
Być
może to bolało najbardziej. Ufał, że Dumbledore będzie prawdomówny i pomoże go
chronić przed tymi, którzy wyrządzili mu krzywdę, jednak ta sama osoba, która
wprawiła w ruch łańcuch wydarzeń, uczyła go, drwiła z niego i utrudniała mu
życie przez prawie sześć lat. Snape’owi nie było przykro. Gdyby było, nie wytykałby
ofiary swojego „błędu”, tak jak to robił. Nie, Snape był zgorzkniały. Nie było
w tym nic innego. Pozostało tylko pytanie, dlaczego Snape był zgorzkniały? Czy
to dlatego, ile kosztowało go ujawnienie proroctwa? A może dlatego, że każdego
dnia w Hogwarcie musiał stawać przed przypomnieniem o jego „błędzie”?
Fale
troski, współczucia i żalu otoczyły Harry’ego, gdy dotarli do Wielkiej Sali.
Nie patrząc nawet na Dumbledore’a, Harry zniknął pod swoją peleryną-niewidką i
czekał. Dumbledore rzucił Harry’emu współczujące spojrzenie, po czym odwrócił
się i zszedł po kamiennych schodach. Harry podążył za nim, desperacko próbując
wypchnąć wszystkie emocje Dumbledore’a ze swojego umysłu. Miał dość swoich
własnych emocji do uporządkowania bez interwencji innych uczuć.
Wieczorne
niebo pojawiło się, gdy dotarli do dużych, czarnych bram, i Harry nagle został
uderzony przez potężne fale współczucia i opiekuńczości, zmieszane z nutą
gniewu i strachu. Nie było wątpliwości, skąd pochodziły te fale. Nie mogąc
poradzić sobie z napięciem, Harry upadł na kolana i chwycił za głowę,
jednocześnie błagając Hogwart, by się uspokoił. Wyglądało na to, że można było
powiedzieć, że stawiał na swoim. Nie chciał, żeby odchodził. Chciał go tu
chronić, w szkole.
-
Harry? – zapytał pilnie profesor Dumbledore, klękając i ściągając
pelerynę-niewidkę.
Powoli
przytłaczające fale zmniejszyły się do łatwego do opanowania poziomu,
pozwalając Harry’emu otworzyć oczy i napotkać zmartwione spojrzenie
Dumbledore’a.
-
Hogwart nie chce, żebym szedł – powiedział Harry drżącym głosem, siadając na
piętach i wypuszczając długi, uspokajający oddech. Przykro mi, ale muszę iść. Muszę to zrobić. Fale niechęci odpychały
fale opiekuńczości, złości i strachu. Hogwart nadal się nie zgadzał, ale
zaakceptował decyzję Harry’ego. Obiecuję,
że wrócę, a do czego czasu chcę, żebyś wszystkich chronił. Zamknij za nami
bramy i nikogo nie wpuszczaj.
Emocje
powoli zniknęły, pozwalając Harry’emu skupić uwagę na profesorze, który
potraktował to jako znak, by pomóc Harry’emu wstać.
-
Sądząc po braku otaczającej cię magii, powiedziałbym, że osiągnęliście
porozumienie – wydedukował Dumbledore.
Harry
skinął głową, cofnął się poza zasięg Dumbledore’a i podniósł pelerynę-niewidkę.
Nie mógł już myśleć o tym całym bałaganie. Musiał skupić się na
teraźniejszości, inaczej narazi całą tę misję na niebezpieczeństwo. Swój gniew
i zakłopotanie będzie mógł rozgryźć później. Skoncentruj się na aktualnej sprawie, a nie na tym, co ma nadejść.
To musiało na razie wystarczyć.
-
Powinniśmy ruszać, zanim ktoś nas zobaczy – powiedział w końcu Harry, po czym
ponownie zniknął pod peleryną-niewidką.
Ramię
profesora Dumbledore’a powoli opadło do jego boku, mężczyzna skinął głową,
odwrócił się i ruszył dalej z Harrym. W chwili, gdy minęli bramę, dało się
słyszeć głośne skrzypienie, gdy brama zaczęła się poruszać. To było tak, jakby
dwie duże ręce ostrożnie pociągnęły duże, czarne wrota w powolnym, ale stałym
tempie. Nikt nie mógłby ich powstrzymać, bez względu na to, jak bardzo by się
starali. Harry i profesor Dumbledore odwrócili się, patrząc, jak brama zamyka
się i rozlega się głośne klik.
Dumbledore
spojrzał na Harry’ego z uniesioną brwią i błyskiem w oku, ale pozostał cicho,
odwracając się i idąc drogą do Hogsmeade. Harry podążył jego przykładem
bezludną trasą. Jedynymi dźwiękami były odległe krzyki z Trzech Mioteł, ale
nawet one wkrótce ucichły. Harry utrzymywał wszystkie zmysły w pogotowiu, idąc
za Dumbledorem obok Trzech Mioteł i w kierunku Świńskiego Łba, który wydawał
się całkiem pusty.
Jednak
tuż przed dotarciem do zacienionego pubu, Dumbledore nagle zatrzymał się i
odwrócił twarzą do Harry’ego.
-
To nasze miejsce, Harry – powiedział cicho. – Możesz zdjąć pelerynę.
Harry
posłuchał. Wciąż spoglądał w stronę, z której przyszli, machnął nadgarstkiem,
by się uzbroić, i bezgłośnie zmniejszył pelerynę-niewidkę. Kiedy bezpiecznie
schował ją do kieszeni, dyskretnie machnął nad sobą różdżką, transmutując swoje
ubrania w coś wygodniejszego i mniej rozpoznawalnego. Był teraz ubrany w dżinsy
i ciemną koszulę z długim rękawem, ukrytą pod ciemną kurtką. Chowając ponownie
swoją różdżkę, Harry skupił uwagę na profesorze, który uśmiechał się do niego z
rozbawionym wyrazem twarzy.
-
Stąd musimy teleportować się do naszej lokalizacji – powiedział cicho profesor
Dumbledore. – Wiem, że nie miałeś zbyt wiele praktyki poza Hogwartem, więc
jeśli złapiesz mnie za ramię, poprowadzę nas do naszego celu. – Harry zrobił
to, co mu kazano. – Liczę do trzech, Harry. Raz… dwa… trzy…
Harry
zamknął oczy, odwrócił się w miejscu i natychmiast poczuł znajome uczucie
przeciskania przez grubą, gumową rurkę. Nie mógł oddychać, ponieważ czuł, jakby
każda jego część została ściśnięta do niemożliwych rozmiarów, jednak po chwili
wszystko zniknęło. Odetchnął głęboko, natychmiast zauważając wysoką wartość
soli, a gdy otworzył oczy i zobaczył oświetlone księżycem morze pod klifem
ciemnych skał oraz rozgwieżdżone niebo. Kątem oka Harry zobaczył, że Dumbledore
odwrócił się, by spojrzeć na to, co było za nimi. Harry podążył za nim i
zobaczył wysoki klif. Było kilka dużych wychodni skalnych, podobnych do tego,
na którym stali, ale większość klifu była stromym spadkiem.
Dotarli
do celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz