Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 16 grudnia 2021

Rozdział 27 – Odważny powrót do zdrowia

- Czy teraz można bezpiecznie zdjąć pelerynę, Grace? – zapytał Harry z twarzą pełną niepewności, niepokoju i obawy. Desperacko chciał, żeby powiedziała „tak”, ale jednocześnie był przerażony, że Severus się obudzi, spojrzy na niego i rozkaże mu odejść. Ten strach był tak wszechobecny, że poczuł się chory.

- Tak, klątwa została złamana, gdy Sztylet Niezgody został zniszczony – uspokoiła go Grace. – Jednak profesorowi Snape’owi może zająć trochę więcej czasu, zanim wyzdrowieje po skutkach klątwy.

- Co masz na myśli?

- To była potężna klątwa, Harry. Złamanie jej oznacza tylko, że przeżyje, nie naprawi wyrządzonych mu szkód magicznych, fizycznych i psychicznych. Będę mogła powiedzieć więcej, gdy się obudzi – powiedziała czarodziejka, po czym wypowiedziała ciche słowo i położyła dłonie na Pelerynie Zastoju, zdejmując ją z Mistrza Eliksirów. Gdy magiczna peleryna została usunięta, jej światło przygasło i ponownie stała się kawałkiem ubrania. Grace złożyła ją w kwadrat i wręczyła synowi.

- Jace, odłóż ją, proszę.

Ale Harry stanął przed młodszym Witherspoonem.

- Ja mogę to zrobić, Grace. Gdzie mam ją dać?

- W gabinecie, do kufra z palisandru w prawym rogu pokoju – odpowiedziała Grace, zaskoczona, że Harry zgłosił się na ochotnika do czegoś, co w tej chwili odciągnie go od jego mentora. – Hasło do otwarcia o „serce magii”. – Wyciągnęła różdżkę. – Wykonam kilka badań, gdy cię nie będzie. Powinien wkrótce zacząć się budzić z zastoju.

Harry wyślizgnął się z pokoju, tuląc do siebie płaszcz. Wiedział, że zachowuje się jak tchórz, uciekając z pokoju, zanim Severus się obudzi, ale nie mógłby znieść potępienia w oczach drugiego czarodzieja, gdy ten spojrzy na swojego ucznia. I tak nie będzie chciał mnie widzieć, próbował racjonalizować swoją ucieczkę. Dlaczego miałby chcieć mnie widzieć, skoro prawie go zabiłem? Lepiej, jeśli będę trzymał się z daleka, prawdopodobnie mu się to przypomni albo coś, jeśli zobaczy mnie zaraz po przebudzeniu. Skierował się do gabinetu, który był małym pokojem tuż przy głównej sypialni, gdzie starsi Witherspoonowie pisali korespondencję i czytali księgi zaklęć. Miała tam też swoją klatkę ich sowa, Brennatillia, choć prawie nigdy w niej nie przebywała, ponieważ mogła swobodnie wylatywać z chaty i jej okolic.

Harry wszedł do gabinetu, w którym rozpaliły się światła, gdy tylko jego paluch znalazł się za progiem. Jace wyjaśnił, że wszystkie pokoje są zaczarowane tak, że jego matka stworzyła osłony wykrywające, więc gdy tylko osoba wejdzie do pokoju, włączają one zaklęcie Lumos, nałożone na pomieszczenie. Szybko zlokalizował kufer z różanego drewna w rogu, który był pięknie rzeźbiony, wypowiedział hasło, po czym podniósł wieko i włożył pelerynę do środka. Położył ją na wierzchu stosu różnych koców, szalików i innych elementów garderoby, jak podejrzewał, wszystkie były zaczarowane przez panią domu. Zawahał się, po czym powoli zamknął wieko i wyprostował się, wpatrując się w wierzch wieka, na którym wyrzeźbiono piękne pnącza, liście i pnące się róże.

Czy już się obudził? Jak na niego wpłynęła klątwa? Mam nadzieję… Merlinie, mam nadzieję, że wyzdrowieje. Jeśli permanentnie go uszkodziłem… nigdy mi nie wybaczy i nie będę go za to obwiniał, ponieważ sam sobie nie wybaczę. Proszę, och proszę, nich tak się nie stanie. Nie wiedział, do kogo się modlił, do Boga, Księżycowej Pani, którą czcili Meadowsweet i inne wilczaki, Merlina, czy jakiejś nienazwanej Mocy. Dorastając z Dursleyami, nigdy nie zastanawiał się bardzo nad religią, ponieważ jedynym bóstwem, które czcili Dursleyowie było Bogactwo i jego towarzysz, Prestiż. Nie miał prawdziwych podstaw wiary, ale desperacko potrzebował czegoś, co by mu pomogło, czegoś, co uwolniłoby go od strasznego ciężaru poczucia winy, które ciążyło mu jak tona kamieni na plecach.

Podkradł się z powrotem korytarzem, zatrzymując się tuż za drzwiami pokoju, wystarczająco blisko, by usłyszeć, co mówi, ale nie na tyle blisko, żeby zobaczyć. Przekształcił swoje oczy w jastrzębie oczy, by mógł zajrzeć do wnętrza pokoju, nie zbliżając się zbytnio do drzwi.

Grace pochyliła się nad nieruchomą postacią Mistrza Eliksirów, mrucząc cicho.

- Mamo? Co z nim? – zapytał zmartwiony Jace.

Grace wyprostowała się.

- Cóż, zaczyna wychodzić z zastoju, ale jest bardzo słaby magicznie i fizycznie, ta klątwa wyczerpała jego rezerwy prawie do zera, a to coś mówi, biorąc pod uwagę, że jest czarodziejskim mistrzem z bardzo dużą rezerwą, z której może czerpać.

- Skąd możesz to stwierdzić?

- To umiejętność zaklinaczek – odparła Grace, mocniej otulając kołdrą szczupłe ramiona Severusa. – Gdyby był słabszym czarodziejem, umarłby od klątwy zanim bym do niego dotarła. W obecnej sytuacji nie wątpię, że będzie miał gorączkę oraz wydaje się, że ma zatkane płuca.

Prawdopodobnie od miejsca, gdzie go dźgnąłem, pomyślał ponuro Harry, chociaż nie mógł wiedzieć, czy sztylet przebił płuco, czy nie. Więc to w końcu magia Severusa go uratowała.

- Czy istnieją eliksiry przywracające magię? – było następnym pytaniem Jace’a.

- Tak, ale są trudne do przygotowania i można je przyjmować tylko w małych dawkach – odpowiedziała jego matka. Spojrzała na czarodzieja i zauważyła trzepotanie powiek. – Patrz, zaczyna się budzić. Gdzie się podział Harry?

- Mam go poszukać, mamo? – zaoferował Jace.

- Zostań na chwilę. Nie chcę, żeby się obudził i zobaczył obcą twarz. Ciebie zna, synku.

Oczy Mistrza Eliksirów otworzyły się i zamrugały powoli, uniosły na Jace’a i jego matkę ze zdumieniem.

- Gdzie… jestem? – zapytał, a jego głos był ochrypły od nieużywania. – Kim jesteś?

Pytanie było skierowane do Grace, ale to Jace na nie odpowiedział.

- Profesorze Snape, jestem Jace, pamięta mnie pan? Jestem w Slytherinie. Jace Witherspoon.

Wtedy w hebanowych oczach rozbłysło rozpoznanie.

- Tak… Jace, czytający z mojego domu. Czy… utrzymujesz swoje tarcze w nienaruszonym stanie tak, jak cię uczyłem?

- Tak, proszę pana. Naprawdę mi pomagają. Jak się pan czuje?

Severus skrzywił się, gdy ból przeszył mu głowę.

- Ja… niezbyt dobrze. – Jedną ręką sięgnął do klatki piersiowej, gdzie pamiętał, wbił się w niego lśniący, złoty sztylet. Ale jego ręka natrafiła tylko na tkaninę, nie czuł bólu, jakby by był, gdyby odniesiona rana wciąż się goiła. – Moja rana… jest zagojona… Jak?

- Uleczyłam ją, Severusie Snape – powiedziała wtedy Grace. – Jestem Grace Witherspoon, matka Jace’a. Witam w moim domu. Mój mąż i syn uratowali ciebie i twojego praktykanta przed wilkołakami i przynieśli tutaj, do mojego domu. Przez kilka dni byłeś pod wpływem zaklęcia zastoju, kiedy próbowaliśmy złamać klątwę na Sztylecie Niezgody.

Severus zmarszczył brwi, próbując przetrawić tą informację, był wyczerpany, jego umysł był zamglony i nie pracował tak jak powinien. Ale wiedział jedno – że sztylet był zbyt niebezpieczny, by pozostawić go bez ochrony.

- Sztylet… gdzie on jest? – sapnął, kaszląc.

- Zniszczony. Harry go zniszczył – powiedziała Grace, pomagając mu usiąść, by się nie udławił i podała mu dużą chusteczkę.

Profesor kaszlał głęboko przez kilka minut, nie mogąc oczyścić gardła z zebranego tam śluzu. W końcu udało mu się odetchnąć i powiedzieć:

- Już dobrze. Harry, gdzie on jest? – Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chłopca, ale jedynymi osobami byli Grace i jej syn. – On nie był… sobą… - Nawet w osłabionym stanie, Severus uważał, by nie ujawnić zbyt wiele, a jego wrodzona ostrożność szpiega kazała mu trzymać język za zębami.

- Jace, przyprowadź Harry’ego – nakazała Grace, kładąc dłoń na czole Severusa. – Powiedz mu, że jego mentor się obudził i chce go widzieć. Może się zgubił i wciąż szuka gabinetu, choć jak to możliwe w tak małym domu… - Urwała, gdy odczytała temperaturę profesora. – Merlinie! Masz naprawdę wysoką gorączkę, Severusie, prawdopodobnie z powodu uszkodzenia twoich magicznych rezerw. To najprawdopodobniej szok.

Jace wyszedł, by znaleźć Harry’ego, zostawiając matkę samą z bardzo chorym czarodziejem.

Usta Severusa wykrzywiły się.

- Tak… potrzebuję eliksiru… - Zaczął gwałtownie drżeć, szczękając zębami. – Jestem tak zmęczony… nigdy nie byłem tak zmęczony…

- Nie śpij jeszcze – powiedziała Grace, przywołując do siebie trzy eliksiry. – Musisz je przyjąć.

Czarne oczy przyjrzały się podejrzliwie fiolkom, więc powiedziała mu, czym są, nim uniosła je do jego ust. – Przeciwgorączkowy, eliksir uzupełniający magię oraz środek udrożniający drogi oddechowe.

To wystarczyło, by Severus mógł pozostać logiczny na tyle, by wypić mikstury, po czym ułożył się na poduszkach, całkowicie wykończony.

- Harry… - było ostatnim jego słowem, przed zapadnięciem w gorączkowy sen.

Grace potrząsnęła głową, zirytowana chłopcem, ale delikatnie odsunęła włosy Severusa z jego czoła, po czym wyszeptała:

- Teraz odpoczywaj, profesorze. Sen ci dobrze zrobi.

Właśnie wtedy Jace wrócił z Harrym, który przyznał z zakłopotaniem, że trochę się zagubił. Chłopiec natychmiast stanął koło swojego mentora.

- Co z nim? Czy są jakieś… trwałe uszkodzenia?

- Nie wiem na pewno, Harry – powiedziała łagodnie Grace. – Niełatwo to teraz stwierdzić. Wciąż jest słaby i chory od czarnej magii, mogę stwierdzić to tylko, kiedy zacznie wracać do zdrowia. Obudził się na krótko i powiedziałam mu, gdzie jest, zapytał o ciebie, ale zasnął zanim wróciłeś.

- Kiedy znowu się obudzi?

- Powinien spać przynajmniej kilka godzin. Dałem mu kilka eliksirów, w tym uzupełniający magię, a on zawsze usypia, ponieważ sen jest najlepszym sposobem na odnowienie twoich magicznych rezerw i rdzenia. – Delikatnie położyła dłoń na ramieniu Harry’ego. – To silny mężczyzna, Harry. Waleczny. Jeśli ktokolwiek ma to przetrwać to właśnie on.

Harry skinął głową.

- Wiem. Jest najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. – Wyciągnął niepewnie rękę i dotknął dłoni Severusa, która leżała na prześcieradle. – I najodważniejszym. – Ścisnął palce na krótką chwilę, po czym cofnął się.

Grace przyjrzała się uważnie młodemu czarodziejowi, zauważając ciemne okręgi pod oczami Harry’ego, ściągnięte policzki i wyraz wyczerpania.

- Ty też powinieneś pójść spać, dziecko. Jesteś wyczerpany, a walka ze sztyletem nie była łatwym zadaniem.

Harry pokiwał niewyraźnie głową, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że ledwo jest w stanie stanąć na nogach.

- Może powinieneś wypić kubek rosołu z chlebem, a potem trochę odpocząć – zasugerowała zaklinaczka, a ton jej głosu jasno wskazywał, że to bardziej rozkaz niż sugestia.

Harry był zbyt wyczerpany emocjonalnie i fizycznie, by podjąć walkę i po prostu pozwolił Grace zaprowadzić się do kuchni, zjadł rosół z kurczaka z kilkoma kroplami eliksiry uzupełniającego magię i trochę miękkiego, białego chleba, a potem Jace pomógł mu przejść korytarzem i do pokoju.

Zasnął, gdy tylko jego głowa uderzyła w poduszkę, a Grace wyczarowała na nim piżamę i zdjęła jego buty, owijając go chwilę później miękkim, zielonym kocem. Biedne dziecko. Myślę, że zniszczenie tego sztyletu było najmniejszym z twoich zmartwień, choć może to zabrzmieć dziwnie. Odwróciła się i wyszła z pokoju.

- Jace, musisz zebrać dla mnie więcej ziół z ogrodu. Złocień, nagietki, korę jarzębiny, kwiaty amleothoria…

- Do eliksirów, prawda? – zgadł intuicyjnie jej syn.

- Prawda. Pospiesz się. Będę miał akurat dość czasu, żeby uwarzyć nową porcję eliksiru redukującego gorączkę, nim się obudzą – ponaglała Grace.

Jace pobiegł do ogrodu, a kosz lewitował i unosił się za nim.

Harry obudził się kilka godzin później, czując się znacznie lepiej po długiej drzemce. Poszedł, wziął długi, gorący prysznic i ubrał się w czyste ubranie, po czym zszedł do kuchni, by zobaczyć, czy jest coś do zjedzenia, ponieważ nagle był wygłodniały. W kuchni znalazł Jaspera i Jilly, Jasper podawał Jilly obiad, który wyglądał na zupę pomidorową i grillowane kanapki z serem.

Harry zorientował się, że uśmiecha się na widok prostego posiłku, który jego ciotka zawsze przygotowywała dla Dudleya, gdy pogoda stawała się zimna i mroźna. Harry’emu zawsze udawało się wykraść kilka łyżek z garnka, kiedy Petunia odwracała się plecami i zwinąć kilka kawałków kanapki, ponieważ Dudley zawsze zjadał trzy i obcinał skórki, ponieważ ich nienawidził.

- Hej, Haly! – przywitała go Jilly, gdy tylko wszedł do pomieszczenia, trzymając w jednej ręce ćwiartkę kanapki z grillowanym serem, pokrojoną w trójkąt. – Długo spałeś. Chces zjeść obiad? – Wgryzła się w kanapkę, by mu to zilustrować.

Harry uśmiechnął się do niej. W małej dziewczynce było coś, co zawsze sprawiało, że czuł się dobrze.

- Tak. Co jecie? – zapytał, podchodząc, by usiąść obok niej.

- Mam glilowany sel i ziupę pomidolową – poinformowała go, ale wyszło niezbyt wyraźnie, ponieważ próbowała mówić z grillowanym serem w ustach, brzmiąc bardziej jak „Mm ilowny sel izpe pomdolową”.

- Jilly, nie mów z pełnymi ustami – skarcił ją miękko Jasper. – Cześć, Harry. Dobrze spałeś? Jesteś głodny?

- Tak, pr… Jasper – złapał się, nim ponownie powiedział „proszę pana”. – Byłem bardziej zmęczony niż myślałem.

- Wyobrażam sobie, biorąc pod uwagę to, co zrobiłeś. Zniszczenie Sztyletu Niezgody było nie lada wyczynem – powiedział starszy czarodziej z aprobatą w głosie.

- Nie mógłbym tego wykonać bez Hedwigi, Grace i Jace’a – powiedział skromnie Harry. Spuścił wzrok na stół i powiedział: – Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale…

- Harry, nie musisz mi wszystkiego opowiadać, jesteś gościem w moim domu i nigdy nie zażądałbym od ciebie rozliczenia ani żebyś mi opowiadał informacje, które chcesz zachować w tajemnicy – powiedział poważnie Jasper. – Prywatność jest najważniejsza w domu czytającego. – Postawił przed Harrym dużą miskę zupy, kanapkę z grillowanym serem, krakersy z ostrygami i szklankę soku z dyni. – Grace powiedziała, że profesor Snape się obudził, i chociaż jest słaby i chory, powinien w końcu dojść do siebie po klątwie sztyletu. To wspaniała wiadomość, prawda?

- Tak. Cieszę się – powiedział szczerze Harry. – Wciąż śpi, ale tego potrzebuje, ponieważ jego magiczne rezerwy zostały wyczerpane prawie do zera. – Po prysznicu poszedł sprawdzić, co z Severusem i zobaczył, że profesor wciąż spał, chociaż trochę się rzucał i obracał. Harry przetarł jego twarz chłodną, mokrą szmatką, którą znalazł obok łóżka profesora na małym stoliku i po tym Severus wydawał się odprężyć.

- Tak, Grace mi to powiedziała. Odpoczynek jest na to najlepszym lekarstwem – powiedział rozmyślnie Jasper. – Założę się, że umierasz z głodu, więc jedz, nie wstydź się. Moja zupa nie jest zła, a Jace zawsze mówi, że robię paskudną kanapkę z grillowanym serem. – Przelewitował miskę zupy i kanapkę na swoje miejsce przy stole, a także kielich czegoś, co wyglądało jak wino.

- Mmm, pzepysne! – dodała Jilly, kończąc to, co miała w ustach i zjadła trochę zupy małą łyżeczką.

Harry zaśmiał się z próby małej dziewczynki użycia wielkich słów i wgryzł się we własną kanapkę, była niesamowita, w sam raz przypieczona i idealnie stopiona w środku.

- Masz na myśli „przepyszne” – poprawił córkę Jasper.

Jilly zmarszczyła brwi.

- Wiem o tym, tato. Uwielbiam glilowany sel! – Wzięła kolejny kęs kanapki, nie dbając o to, że ser rozsmarował jej się na całej twarzy.

- Jilly, ale z ciebie łobuz! – westchnął Jasper, po czym sięgnął, by wytrzeć jej twarz serwetką.

Harry ukrył uśmiech na widok sposobu, w jaki zachowywali się ojciec i córka, po czym powiedział:

- Wiesz, ona ma rację. To najlepszy grillowany ser jaki w życiu jadłem.

Jasper wyglądał na zadowolonego i zaczął jeść własną kanapkę.

- Gdzie jest Jace? – zapytał Harry, gdy skończył ser i większość zupy.

- W laboratorium, pomaga Grace warzyć. Robili eliksir przeciwgorączkowy, kiedy wysłałem im coś do zjedzenia – odpowiedział szybko Jasper. Pochylił głowę, jakby słuchał, po czym powiedział: – Powinni prawie kończyć.

- Czy możesz… usłyszeć ich, gdziekolwiek są? – zapytał Harry, zaciekawiony zdolnościami czytającego.

- Nie zawsze. Nasza komunikacja jest ograniczona do około dziesięciu mil, a po tym nie mogę im nic posyłać. Ale tutaj, w domu, mogę wyczuć ich ogólne położenie i wysyłać im wiadomości bez problemu, chyba że wznieśli pełne osłony. Dlatego w ogóle wymyśliłem Amulety Komunikacji, żebym mógł rozmawiać z Grace i Jacem, nawet gdy byli daleko od wioski. – Postukał w wisiorek na swojej szyi. – To jest oryginalny, jaki stworzyłem. Grace nosi na szyi bliźniaka tego naszyjnika. Mam inny, zrobiony z malachitu, który nosi Jace. Ale nosi go zwykle, gdy jest w szkole, żeby mógł ze mną porozmawiać, gdyby potrzebował i nie musi tracić czasu na listy. Zwłaszcza w nagłych wypadkach.

- Szkoda, że więcej osób go nie ma. Założę się, że jest to dwadzieścia razy szybsze niż sowia poczta – zauważył Harry, choć poczuł się z tego powodu nielojalny wobec Hedwigi.

- Tak, jest to prawie tak szybkie, jak wysłanie mentalnej wiadomości. Ale niewielu czarodziei mogłoby sobie na nie pozwolić, musieliby zapłacić dość wysoką cenę, ponieważ wykonanie ich jest czasochłonne, a Ministerstwo wciąż nie przyznało mi patentu, co oznacza, że sprzedaję je tylko tym, do których mam zaufanie, że nie spróbują wykraść mojego wynalazku. Moi przyjaciele w wiosce je mają i są dostrojeni do mnie. Więc w razie niebezpieczeństwa wszyscy możemy się ze sobą skontaktować i przyjść z pomocą, jeśli to konieczne. Nie, żeby coś się tu działo, bo dzięki Merlinowi jest to dość spokojne miejsce. Mimo to nie zaszkodzi być przygotowanym.

- To ma sens. Czy śmierciożercy mogą znaleźć drogę do tego miejsca? – zapytał niespokojnie Harry. Wiedział, że chociaż chwilowo zostali odgonieni, ale wciąż gdzieś tam byli, obserwowali i czekali na swoją szansę do ponownego uderzenia.

- Tak, jeśli szukaliby wystarczająco długo, ale wioska jest chroniona i potrzeba całkiem silnych zaklęć, by przełamać osłony i cię znaleźć. My, czytający, jesteśmy dobrzy w ukrywaniu rzeczy. Pochodzi to z konieczności ukrywania siebie samego wieki temu, kiedy byliśmy prześladowani – wyjaśnił Jasper.

Harry poczuł ulgę, słysząc to, bo na poły bał się, że lada dzień zjawi się tu jakiś śmierciożerca, zwłaszcza kiedy sztylet został zniszczony. Czy Voldemort poczuł zniszczenie horkruksów? Harry się nad tym zastanowił. Pomyślał chwilę, po czym stwierdził, że chyba nie, ponieważ kiedy został wskrzeszony na cmentarzu nic nie wskazywało na to, by miał świadomość, że dziennik został zniszczony.

Dokończył zupę, a Jasper dał mu dokładkę bez pytania.

Jilly spojrzała na niego, gdy zaczął drugą porcję i zapytała:

- Smakuje ci, Haly?

- Jest pyszne, Jilly.

- Taka robi najlepszą zupę pomidorową i kanapki z grillowanym serem – stwierdził dumnie Jace, wchodząc do kuchni i porywając kolejną z rozgrzanego zaklęciem talerza na środku stołu.

- Uczyłem się od mojej mamy. Ona to potrafiła gotować, była mugolską, a mój tata zawsze mówił, że w kuchni czyni magię. Kiedyś zapisał ją do magicznego konkursu na wypieki bez jej wiedzy, a rywalizowali tam czarodzieje i czarownice, by zobaczyć, kto ma lepsze zaklęcia na przepisy, piekli coś zaklęciami i pozwalali ludziom spróbować, a potem wszyscy głosowali. Więc zgłosił tort mojej mamy, umieścił na nim swoje imię i wygrał. Potem przyznał, że tort zrobiła jego żona, a kiedy sędziowie poprosili go o zaklęcie, którego użyła, roześmiał się i powiedział im, że jest ona mugolską, a ciasto zostało zrobione od zera, bez użycia magii. Opowiadał, że sędziowie prawie zemdleli, tak byli zszokowani. Ale pozwolili mojej matce zatrzymać wstęgę za pierwsze miejsce.

- A lokalni czarodzieje nazywali ją po tym Mandy Witherspoon, Czyniąca Cuda bez Zaklęć – powiedziała Grace, śmiejąc się.

Harry zdołał się uśmiechnąć, po czym zapytał zaklinaczkę, jakie eliksiry warzyła dla Severusa. Kiedy Grace mu odpowiedziała, zaoferował też pomoc.

- Warzyłem wszystkie poza eliksirem uzupełniającym magię, ale jestem pewny, że też bym dał radę, jeśli za pierwszym razem popatrzę, jak to robisz. Jestem praktykantem z eliksirów i to sprawiedliwe, jeśli ja uwarzę dla niego eliksiry, skoro to moja wina, że jest w takim stanie.

- Możesz popatrzeć, jak robię eliksir uzupełniający magię. Zacznę go warzyć jutro. W międzyczasie myślę, że będę potrzebować kolejnej porcji eliksiru przeciwko zapaleniu płuc.

- Zacznę od razu – powiedział Harry, po czym zerwał się na nogi i praktycznie wybiegł do laboratorium.

Grace pokręciła głową.

- Biedne dziecko, czuje się tak winny z powodu swoich działań.

- Może warzenie eliksirów mu jednak pomoże – rozmyślał Jasper.

- Haly jest smutny – dodała Jilly. – Potsebuje specjalnego psytulasa.

- Potem, Jilly – powiedział Jace. – Mam iść mu pomóc, mamo?

- Jeszcze nie, Jace. Sądzę, że chce być sam – powiedziała mądrze Grace. – Może pójdziesz polatać?

- Ja tes! Ja tes, Jace! – krzyknęła Jilly, wyglądając całkiem żałośnie.

Jace jęknął łagodnie, ale potem zgodził się zabrać Jilly na miotłę na jakieś piętnaście minut, a dziewczynka pisnęła i przytuliła go, posyłając mu swoją radość, czym sprawiła, że uśmiechnął się i podrzucił ja w powietrze.

Ale w innym pokoju, Severus jęczał i rzucał się niespokojnie we śnie, gdy powróciły stare koszmary, by go nękać.

Harry pozostał w laboratorium, warząc środek przeciwko zapaleniu płuc, który nie był bardzo skomplikowanym eliksirem, w niczym nie przypominał eliksiru rozpuszczającego klątwy, ale był czasochłonny i musiał się moczyć godzinami, nim osiągał pełną moc. Doszedł do drugiego etapu procesu warzenia, nim Jace zszedł, by zawołać go na obiad.

- Profesor znowu się obudził, gdy tu byłeś i pytał o ciebie, ale kiedy powiedziałem mu, że warzysz, stwierdził, żeby cię zostawić i wrócił do spania. Przepraszam, powinienem powiedzieć ci wcześniej.

- W porządku, Jace. Severus rozumie, więc porozmawiam z nim jutro, gdy się obudzi – powiedział gładko Harry, nie zdradzając, jaką ulgę poczuł, że Severus zasnął i dzięki temu nie musiał rozmawiać ze swoim mentorem. Jedyny powód, dlaczego pyta o mnie to prawdopodobnie po to, żeby mi powiedzieć, żebym odszedł. Gdy próbowałem go zabić złamałem każdą zasadę w umowie praktykanckiej.

Postanowił, że spróbuje odłożyć nieuniknioną konfrontację tak długo, jak to możliwe. Warzenie eliksirów było świetną wymówką, a także dało mu ujście złagodzeniu odrobiny poczucia winy. Ale nadal czuł się okropnie i nie mógł znieść chwili, gdy będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Severusem.

Po obiedzie wrócił do laboratorium i dokończył eliksir, zabutelkował go i przyniósł na górę, by pokazać go Grace.

Wtedy dowiedział się, że Severus majaczył i nikogo nie rozpoznawał, myślał, że wrócił do nauczania w Hogwarcie i próbował wstać, by sprawdzić kociołki uczniów. Jace próbował z nim rozmawiać, ale nie przestawał próbować wstać, więc Grace myślała o skrępowaniu go, póki Harry nie podszedł, położył dłonie na jego ramionach i powiedział stanowczo:

- Severusie, ja będę uczył twoich zajęć. Jestem Harry, nie martw się, potrafię ich uczyć, dobrze?

- … pierwszy rok musi uwarzyć lek na czyraki, drugi eliksir przyjaźni, upewnij się, że wszystkie składniki są oznakowane… - wyszeptał Snape, a jego oczy były zaszklone.

- Tak zrobię. Teraz idź spać, Sev. Po prostu… idź spać.

Wtedy profesor uspokoił się.

- Ciepło… pić…

Harry podał mu chłodnej wody i eliksir przeciwgorączkowy, po czym profesor ponownie wycofał się do królestwa mroku między snem a marzeniami.

- Jego temperatura jest niebezpiecznie wysoka – powiedziała z niepokojem Grace. – Mam nadzieję, że następne dawki eliksirów przyniosą lepszy efekt, w przeciwnym razie będę musiała mu przygotować lodowatą kąpiel.

- Raz mi to zrobił, kiedy byłem chory – powiedział Harry. – Zadziałało. – Przysunął sobie krzesło i usiadł. – Będę obserwował go przez część nocy, Grace. Przynajmniej tyle mogę zrobić.

- Ale z pewnością jesteś zmęczony, Harry… - zaczęła.

- Proszę, Grace. Muszę tu być, na wypadek gdyby… nic mi nie będzie.

- No dobrze. Ale zawołaj mnie, gdyby jego temperatura wzrosła albo byłoby to dla ciebie zbyt wiele.

- W porządku.

Potem Witherspoonowie poszli do łóżka, a Harry rozsiadł się na noc w fotelu. Sev, zrobiłeś to dla mnie, kiedy byłem chory w Calais oraz kilka innych razy wcześniej. Zmiana jest sprawiedliwa, prawda?

Spędził noc obok swojego mentora, wycierając jego twarz i szyję chłodną szmatką, uspokajają go, gdy drżał i płakał z powodu koszmarów,  trzymając go za rękę i szepcząc:

- W porządku, Sev. Jestem tu. Nie jesteś sam.

Kilka razy Severus otworzył oczy i spojrzał na niego, ale nie był obudzony, tylko majaczył, więc nie rozpoznał Harry’ego. W nocy kilka razy Severus wołał kogoś o imieniu Thea, błagając ją, by nie zapominała o nim, a potem, by odpuściła, że nie jest wart jej czasu.

- … nie znasz prawdy o tym, kim jestem… a nie mogę ci powiedzieć… zostaw mnie, tak będzie lepiej, nie rozumiesz… - płakał, a jego głos był ostry z bólu.

Harry słuchał, milcząc z rozpaczy i próbując zrozumieć, o kim mówi Severus, po czym wpadł na to.

- Słodki Merlinie! To ta dziewczyna, którą zostawił te lata temu. Wciąż za nią tęskni.

- Thea… Thea… przepraszam… tak bardzo… Lily, wybacz mi…

- Ciii. Jest dobrze. Ona wie, Sev. Rozumie – mruczał Harry, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, by ulżyć udręczonej duszy swojego mentora. Jego serce się niemal złamało, gdy widział, jak ten dumny czarodziej stał się taki… zagubiony w świecie koszmarów, błagający o rozgrzeszenie ludzi, którzy byli martwi lub odeszli. Tak wiele cierpienia jak na jedno życie. Harry pochylił głowę, by ukryć łzy. Sev, to ja przepraszam. Przepraszam, że cię zraniłem i za to, że przeze mnie przechodzisz przez piekło.

Położył kolejną chłodną szmatkę na czole Mistrza Eliksirów, a Severus ponownie zapadł w sen pod wpływem chłodnego dotyku.

Harry obserwował śpiącego mężczyznę przez dobre dwadzieścia minut, po czym pozwolił swoim oczom się zamknąć. Zdrzemnę się na dwadzieścia minut, tylko tyle…

Kiedy otworzył oczy był ranek, a Severus wciąż miał gorączkę.

Przez trzy dni Severus wchodził i wychodził z koszmarów, jego gorączka wzrastała i spadała, ale nigdy nie ustępowała. Czasami był na wpół przytomny, wystarczająco, by wiedzieć, że jest w domu jednego ze swoich uczniów, który się nim zajmował, ale najczęściej pozostawał zagubiony w swoim umyśle, będąc więźniem swoich wspomnień. Grace dałaby mu eliksir bezsennego snu, ale dawkowanie go przy tak wysokiej gorączce było zbyt niebezpieczne, może na niego źle zareagować i spowodować zapadnięcie w śpiączkę. Dała mu więc łagodny eliksir nasenny, by spał komfortowo przez kilka godzin, ale kiedy przestał działać, koszmary wróciły ze zdwojoną siłą.

Wszyscy siedzieli przy jego łóżku na zmianę, podając mu eliksiry i rzucając zaklęcia chłodzące, ale to Harry był tam najczęściej, a kiedy go nie było, siedział w laboratorium, ważąc kolejne eliksiry. Poczucie winy skłaniało go do spędzania tam coraz większej ilości czasu, warząc silniejsze eliksiry zmniejszające temperaturę i leczące zapalenie płuc, by zwalczyć uciążliwy kaszel, który rozwinął się u Mistrza Eliksirów i nie chciał odejść, więc obawiali się, że może przekształcić się w zapalenie oskrzeli albo gorzej.

Trzeciej nocy Harry około północy wtoczył się na górę do łóżka, tak zmęczony, że ledwie widział do przodu i ciągle wpadał na ściany. Zasnął zaraz po zdjęciu szaty i butów, śpiąc jak zabity, zapominając, że powinien był iść sprawdzić, co z Severusem, ponieważ sam nalegał na nocną zmianę.

Na przemian marzł i płonął, od środka zimny jak lód, a na zewnątrz jego skóra płonęła jak ogień, gdy patrzył bezradnie, jak Voldemort rozkazał spalić dzieci żywcem. Płakał za maską i pragnął odwrócić się i przekląć szaleńca, który uważał, że niewinne dzieci powinny zginął za przestępstwo urodzenia się zwykłymi i bez magii. Nie! Nie dzieci! Nie krzywdź ich! Jego umysł krzyczał za każdym razem, gdy płomienie powoli lizały stos, a ich przerażony szloch zmieniał się w wycie agonii.

Patrzył bezradny, podczas gdy jego dusza kurczyła się z przerażenia i poprzysiągł, że pewnego dnia zapłacą za skrzywdzenie dzieci, z których jedno miało tylko dwa latka.

- Nie! Nie dzieci!

A potem znalazł się na ziemi, a Harry stał nad nim ze złotym sztyletem, wpatrując się w niego z wypełnionymi nienawiścią rubinowymi oczami, które należały do Voldemorta, uśmiechał się i wbił sztylet w jego pierś.

- Kto teraz uratuje twoje cenne dzieci, Severusie Snape?

Obudził się, a w jego uszach wciąż dzwoniły mu szaleńczy śmiech i krzyki umierających dzieci. Gdy otworzył oczy, stwierdził, że patrzy w parę wspaniałych, szmaragdowych oczu, które początkowo myślał, że należały do Harry’ego, póki nie poczuł, jak mała dłoń klepie go po policzku.

- Juś dobźe. Nie bój się.

Znowu śnię. Bo to jedyne wytłumaczenie, że koło mnie siedzi mała dziewczynka. Przetarł oczy, mając nadzieję, że widmowe dziecko, duch tego, którego nie udało mu się uratować, zniknie.

Ale pozostała tam, gdzie była, spoglądając na niego.

- Jesteś smutny i zraniony, jak Haly – powiedziała mu cicho. – Ale mogę sprawić, ze pocujesz się lepiej.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wczołgała się na jego kolana, wyciągnęła małe rączki do góry i objęła go za szyję, kładąc głowę na jego ramieniu.

Zamarł. On, Severus Snape, przerażający nietoperz z lochów, miał teraz na kolanach małą dziewczynkę. Przytulała go. Jej mała twarz była ukryta w jego ramieniu, na litość Merlina! To nie mogło się dziać!

- Czym jesteś… jak…?

- Potsepujes psytulasa, plofesoze, Sevi – powiedziała mu Jilly, a przynajmniej tak myślała, że mężczyzna ma na imię, bo słyszała, jak Harry i jej brat go tak nazywają. – Baldzo – dodała, gdy napłynęły do niej ostre uczucia bólu, przerażenia i zaskoczenia, gdy wchłaniała jego uczucia.

- T-Tak?

- Uhuh. – Przytuliła go mocniej. – Jesteś baldzo smutny. Baldzo, baldzo. – A potem zaczęła płakać, nie mogąc w żaden inny sposób poradzić sobie z głębią jego bólu.

- Nie… och, nie… nie… - sapnął, nie wiedząc, co robić. Dlaczego płacze? Widzisz, teraz ją przestraszyłeś, Severusie. Tobiasz miał rację, naprawdę masz twarz, która sprawia, że dzieci płaczą. Patrz na nią, trzęsie się jak liść na wietrze. Dziecko szlochało cicho w jego ramię, ale nie chciało go puścić, jej ramiona były owinięte wokół jego szyi jak pętla. Niezręcznie objął ją ramieniem. – No już… nie płacz… Ja… Nie chciałem cię przestraszyć… - Poklepał ją po plecach, zastanawiając się na nowo, czy to nie był po prostu kolejny szalony sen. Ale nie czuł, by śnił. Był prawie pewny, że to prawda.

Nawet pomimo wchłoniętego bólu i strachu, Jilly wyczuła jego dezorientację i nagle usiadła ze łzami wciąż spływającymi na policzkach, i powiedziała:

- Nie, nie boję się. Jesteś choly, nie strasny. Ale cuję cię tu – poklepała się w pierś. – I to boli. Ciebie boli. – Położyła dłoń na jego klatce piersiowej.

Był zszokowany i przerażony.

- Potrafisz poczuć to, co ja czuję? Wielki Merlinie! – Żadne dziecko nigdy nie powinno wyczuć moich uczuć, pomyślał gorączkowo i zaczął wzmacniać swoje tarcze wokół umysłu, jednak odkrył, że były już wzniesione i miały pełną moc. A jednak wciąż potrafiła go wyczuć. Jak to możliwe? Moje tarcze… nie działają! Sięgnął do jednej, odkrywając, że faktycznie była aktywna. Jednak nie mógł jej zablokować.

Wpatrywał się w nią zagubiony, w tego uroczego cherubinka ułożonego w jego ramionach i zapytał:

- Jak się nazywasz?

- Jestem Jilly – mruknęła. – A ty plofesol Sevi. Jace tam mówi.

Profesor… Sevi?! Merlinie miej litość.

- Ach, chodzi ci o profesor Snape.

Uśmiechnęła się anielsko.

- Haly nazywa cię Sevi.

- Tak?

- Tak. Tak cię wceśniej nazywał. Słysała.

- Chciałaś powiedzieć „słyszałam” – poprawił ją automatycznie Severus. Jakim cudem ja go nie słyszałem? Chociaż w sumie, lepiej żeby nigdy mnie tak nie nazywał, kiedy nie śpię! Bezczelny.

- Tak powiedziaam. – Potem znowu zarzuciła mu ręce na szyję. – Lubię cię. Nie smutaj, Sevi.

Otworzył usta, by powiedzieć jej, żeby przestała go przytulać, do cholery, był profesorem i nie potrzebował przytulasów, dorosłym mężczyznom i żadne dziecko nie powinno go przytulać w tej sposób, bo było to cholernie zawstydzające, ale wtedy zaczął odczuwać cudowny rodzaj uczucia, którego nie czuł od bardzo dawna.

To była radość. Czysta, nieskażona radość.

Przepłynęła od dziecka do niego olśniewającą falą ciepła i owinęła się wokół jego serca jak ciepły, puszysty koc, izolując go od tych wszystkich okropnych wspomnień i bólu, które przyniosły. Śmiech Voldemorta został wygnany, odrzucony w czarną pustkę oraz nie słyszał już krzyków umierających dzieci.

Po raz pierwszy, od kiedy ugodził go sztylet, a może nawet od dłuższego czasu, był naprawdę spokojny.

- Lepiej?

- Tak… zdecydowanie – wymamrotał. – Jak to zrobiłaś, Jilly?

Dziewczynka wzruszyła ramionami i szepnęła mu do ucha:

- Nie wiem.

Co za niezwykłe dziecko, pomyślał i przez kilka chwil w pokoju nie rozlegał się żaden dźwięk poza tykaniem zegara na nocnym stoliku i cichym odgłosem ich oddechów.

Snape spojrzał na zegar. Trzecia nad ranem, a ja siedzę z dziewczynką na kolanach, która potrafi czytać moje emocje jak z książki.

Wiedział, że powinien czuć się zirytowany i zrzędzić, miał gorączkę i był chory oraz nienawidził uczucia bezbronności i pozbawienia kontroli. Ale czuł tylko pewien rodzaj spokojnego zadowolena, jakby otrzymał dawkę eliksiru euforii. Nie, to lepsze niż eliksir euforii, bo on wpływa tylko na umysł, a on poczuł szczęście aż do głębi swojej duszy, gdzie powoli leczyło pęknięcia i rozdarcia.

Czuł się tak dobrze, że niemal zasnął z Jilly wtuloną w jego ramiona, kiedy usłyszał cichy głos, wołający:

- Jillian Elise Witherspoon, gdzie się podziałaś?

Nieco przestraszona Grace wsunęła głowę do pokoju Snape’a, włosy opadały jej na ramiona, a na srebrzystą koszulę nocną miała pospiesznie nałożoną niebieską szatę.

- Profesorze, przepraszam, że przeszkadzam, ale … och, Jilly, tu jesteś! – wykrzyknęła, gdy zobaczyła swoje krnąbrne potomstwo. – Co robisz w pokoju Severusa? Tak bardzo przepraszam, profesorze, obudziła cię?

Jilly poruszyła się, podniosła głowę i odpowiedziała:

- Nie obudziłam go, mamusiu. On obudził mnie. Swoim złym snem. Pocułam go.

- Na różdżkę Merlina! Mówisz, że…

- Obawiam się, że mój koszmar zakłócił jej spoczynek, pani Witherspoon – zaczął przepraszająco Severus.

- Grace.

- Obudziłem się i zobaczyłem, że ją obok siebie i bardzo nalegała… - zakaszlał z dyskomfortem,  ­– by mnie uspokoić. Wspięła się na moje kolana i… przytuliła mnie.

- Ojej! – Grace przyłożyła dłoń do ust, a jej wargi zadrżały. – Jilly uwielbia przytulać ludzi, którzy są… smutni albo zdenerwowani.

- Potsebował tego, mamo. Naprawdę baldzo.

- Jilly, co ci mówiłam o przytulaniu nieznajomych?

- Ale on nie jest nieznajomy, mamo. Wiem jego imię. To plofesol Sevi, naucyciel Jace’a, no i mieska tutaj, w moim domu.

- Ona ma rację  - przyznał Severus, a na jego twarzy pojawił się słaby, krzywy półuśmiech. – Szczerze jestem zaskoczony, że chce być blisko mnie, skoro przestraszyłem ją swoim koszmarem. – Szybko opowiedział Grace, jak Jilly rozpłakała się po tym, jak go przytuliła. – Próbowałem osłonić swój umysł, jestem silnym oklumentą, ale z jakiegoś powodu udało jej się prześlizgnąć przez moje tarcze. – Teraz brzmiał na zirytowanego, bo nie był nowicjuszem i nie lubił, gdy zwykłe dziecko go pokonywało.

- Obawiam się, że twoje tarcze nie powstrzymają empaty przed użyciem jej talentu. Twoje tarcze mogą maskować myśli i wspomnienia, a nie emocje. Dar Jilly działa na zupełnie innym poziomie. Czasami nawet moje tarcze, które są warstwowe, nie są w stanie jej powstrzymać – powiedziała Grace z nutą dumy w głosie. – Przepraszam za jej wtargnięcie, ale na tym etapie nie może tak naprawdę kontrolować swojego daru i po prostu wychwytuje wszystkie emocje, które są na powierzchni twojego umysłu i instynktownie wyczuwa te, które są bardzo silne.

- To całkowicie zrozumiałe, jest tak młoda, nie potrafi na długo utrzymywać swoich tarczy. Ale jak będzie starsza to w końcu rozwinie kontrolę.

- Dziękuję za zrozumienie, Severusie. Właśnie dlatego nie lubimy zabierać jej w duży tłum, bo przytłacza ją to, a większość czarodziejów uważa, że dziecko z jej talentem nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa.

- To niedorzeczne! – skrzywił się Mistrz Eliksirów. – Takie postawy trzeba wykorzeniać. Nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa! Humph! Znam kilku czystokrwistych o nieskazitelnym rodowodzie, którzy nie nadają się do mieszkania ze świniami w chlewie, a tym bardziej z ludźmi.

Grace skinęła głową.

- Ludzie boją się odmienności. To fakt, którego czytający nauczyli się zbyt dobrze.

- Zawsze  tak było i zawsze będzie. Idioci! – powiedział cynicznie Snape. – Ja… sam nie jestem przyzwyczajony do małych dzieci, ale nawet ja wiem, że lepiej nie szufladkować w ten sposób niewinnego malucha. – Wydawało mu się przestępstwem bać się tak pięknego dziecka, które teraz spało na jego ramieniu z kciukiem w ustach. Tak młoda, tak niewinna, jak te wszystkie inne dzieci. Modlę się, by nigdy nie poznała ich losu. Przepłynęła przez niego nagła fala opiekuńczości.

- Kiedy dotknie cię empata, już nigdy nie będziesz taki sam – powiedziała Grace, a ich oczy napotkały się we wspólnym zrozumieniu.

- Ona jest niezwykłym dzieckiem. – Severus skinął głową, poruszając się z niezręcznością.

- Jest błogosławieństwem – zgodziła się jej matka. – Mam ją położyć do łóżka? Musisz być zmęczony, skoro trzymasz ją tak długo.

Severus nie odpowiedział, stwierdzając, że puszczał ją z dziwną niechęcią.

Grace ukryła porozumiewawczy uśmiech, po czym rzuciła na niego szybkie zaklęcie diagnostyczne. Wynik zaskoczył ją.

- Cóż, wygląda na to, że w końcu udało ci się pokonać gorączkę, dzięki Bogu, i twoje płuca też się oczyszczają. Od wczoraj nastąpiła znaczna poprawa.

- Moja magia też powoli wraca – powiedział jej Severus.

- To bardzo odważny powrót do zdrowia – oświadczyła z zadowoleniem Grace. – Jeszcze kilka dni i powinieneś być na nogach. Za tydzień powinieneś całkowicie odnowić swoją magię. – Nie wspomniała o jego emocjonalnym stanie, ponieważ miała przeczucie, że jej córka może w tym pomóc bardziej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. – Jesteś w niesamowitej kondycji. Inny czarodziej mógłby zginąć od klątwy sztyletu.

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Odziedziczyłem dobre zdrowie po moich przodkach z Yorkshire. Nie da się mnie pokonać tak łatwo jak większości – stwierdził po prostu Severus.

- Ta, dobrze o tym wiem. My z północy jesteśmy nieźli – powiedziała Grace, po czym delikatnie uniosła Jilly z jego ramion. – Czas położyć tego szkraba do łóżka. Potrzebuje pan odpoczynku, pani Snape, pomimo swojego pochodzenia z Yorkshire. – Machnęła ręką i na stoliku nocnym pojawiły się dwa eliksiry. – Weź je, proszę.

Uniósł jeden, przypominając sobie coś, co powiedział wcześniej Jace.

- Harry je uwarzył. – Pierwszy przyjął jednym łykiem, krzywiąc się pod wpływem smaku. Eliksir uzupełniający magię był bez smaku i znacznie łatwiej było go przełknąć.

Grace wręczyła mu filiżankę zimnej wody, a potem powiedziała:

- W rzeczy samej. Nalegał, mimo to, że próbowałam mu pomóc. Sam uwarzył każdą porcję. Dobrze go nauczyłeś, Severusie. Ma dobre serce, pomimo tego, do czego zmusił go sztylet. Nie możesz go winić, wiesz? Niewielu było takich, którzy byli w stanie oprzeć się opętaniu przez Sztylet Niezgody.

Severus zesztywniał.

- Opętaniu? Ten cholerny sztylet go opętał. Dlatego próbował… mnie zabić. – Bolało go wypowiadanie tych słów, przypominanie sobie wyrazu nienawiści na twarzy Harry’ego, ale lepsze opętanie niż pielęgnowanie szalonej urazy i nienawiści. Jak to przegapiłem? Dlaczego mi nie powiedział?

- Nie chciał cię zaatakować, sztylet kontrolował jego umysł poprzez jego podświadomość – zaczęła Grace, widząc, jak twarz Mistrza Eliksirów ciemnieje.

- Wiem, co oznacza opętanie, proszę pani – powiedział sztywno Severus. – Porozmawiam z nim o tym jutro.

- Profesorze, proszę nie być wobec niego zbyt surowym. Jest z tego powodu bardzo zdenerwowany, wydaje mi się, że myśli, że go nie zrozumiesz i… odprawisz w złości. Jeśli możesz, pozwól mu wyjaśnić, zanim wydasz jakiekolwiek ultimatum. Nie jest to moja sprawa, mimo wszystko jest twoim praktykantem i podopiecznym…

- Wezmę twoje słowa pod uwagę – powiedział Severus, ziewając. – W tej chwili chyba pójdę spać, nie jestem w stanie utrzymać rozmowy sam ze sobą, a tym bardziej z moim podopiecznym. – Eliksiry, które zażył, zadziałały szybko i miał czas tylko położyć się na poduszce, nim odpłynął w krainę snów.

- Śpij dobrze, profesorze – mruknęła Grace i naciągnęła na niego kołdrę, by nie zmarzł. Nawet latem na wrzosowisku mogło być chłodno. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze między Mistrzem Eliksirów i jego podopiecznym i że uda im się naprawić ich zniszczoną relację.

Potem wyszła tak cicho, jak weszła, by położyć swoją najmłodszą pociechę do łóżka, a potem wrócić do siebie, by zdrzemnąć się do ósmej, kiedy to wstała i przygotowała śniadanie dla rodziny i gości.

 

 

 

1 komentarz:

  1. Nie ma na tym świecie większej mocy niż łzy małych dziewczynek. Nawet ta paskudna klątwa pogodziła się z porażką gdy Jilly przybyła
    Dziękuję za uroczy rozdział
    Ciyma

    OdpowiedzUsuń