- Czy teraz można bezpiecznie zdjąć pelerynę, Grace? – zapytał Harry z twarzą pełną niepewności, niepokoju i obawy. Desperacko chciał, żeby powiedziała „tak”, ale jednocześnie był przerażony, że Severus się obudzi, spojrzy na niego i rozkaże mu odejść. Ten strach był tak wszechobecny, że poczuł się chory.
-
Tak, klątwa została złamana, gdy Sztylet Niezgody został zniszczony – uspokoiła
go Grace. – Jednak profesorowi Snape’owi może zająć trochę więcej czasu, zanim
wyzdrowieje po skutkach klątwy.
-
Co masz na myśli?
-
To była potężna klątwa, Harry. Złamanie jej oznacza tylko, że przeżyje, nie
naprawi wyrządzonych mu szkód magicznych, fizycznych i psychicznych. Będę mogła
powiedzieć więcej, gdy się obudzi – powiedziała czarodziejka, po czym
wypowiedziała ciche słowo i położyła dłonie na Pelerynie Zastoju, zdejmując ją
z Mistrza Eliksirów. Gdy magiczna peleryna została usunięta, jej światło
przygasło i ponownie stała się kawałkiem ubrania. Grace złożyła ją w kwadrat i
wręczyła synowi.
-
Jace, odłóż ją, proszę.
Ale
Harry stanął przed młodszym Witherspoonem.
-
Ja mogę to zrobić, Grace. Gdzie mam ją dać?
-
W gabinecie, do kufra z palisandru w prawym rogu pokoju – odpowiedziała Grace,
zaskoczona, że Harry zgłosił się na ochotnika do czegoś, co w tej chwili
odciągnie go od jego mentora. – Hasło do otwarcia o „serce magii”. – Wyciągnęła
różdżkę. – Wykonam kilka badań, gdy cię nie będzie. Powinien wkrótce zacząć się
budzić z zastoju.
Harry
wyślizgnął się z pokoju, tuląc do siebie płaszcz. Wiedział, że zachowuje się
jak tchórz, uciekając z pokoju, zanim Severus się obudzi, ale nie mógłby znieść
potępienia w oczach drugiego czarodzieja, gdy ten spojrzy na swojego ucznia. I tak nie będzie chciał mnie widzieć, próbował
racjonalizować swoją ucieczkę. Dlaczego
miałby chcieć mnie widzieć, skoro prawie go zabiłem? Lepiej, jeśli będę trzymał
się z daleka, prawdopodobnie mu się to przypomni albo coś, jeśli zobaczy mnie
zaraz po przebudzeniu. Skierował się do gabinetu, który był małym pokojem
tuż przy głównej sypialni, gdzie starsi Witherspoonowie pisali korespondencję i
czytali księgi zaklęć. Miała tam też swoją klatkę ich sowa, Brennatillia, choć
prawie nigdy w niej nie przebywała, ponieważ mogła swobodnie wylatywać z chaty
i jej okolic.
Harry
wszedł do gabinetu, w którym rozpaliły się światła, gdy tylko jego paluch
znalazł się za progiem. Jace wyjaśnił, że wszystkie pokoje są zaczarowane tak,
że jego matka stworzyła osłony wykrywające, więc gdy tylko osoba wejdzie do
pokoju, włączają one zaklęcie Lumos, nałożone na pomieszczenie. Szybko
zlokalizował kufer z różanego drewna w rogu, który był pięknie rzeźbiony,
wypowiedział hasło, po czym podniósł wieko i włożył pelerynę do środka. Położył
ją na wierzchu stosu różnych koców, szalików i innych elementów garderoby, jak
podejrzewał, wszystkie były zaczarowane przez panią domu. Zawahał się, po czym
powoli zamknął wieko i wyprostował się, wpatrując się w wierzch wieka, na
którym wyrzeźbiono piękne pnącza, liście i pnące się róże.
Czy już się obudził? Jak na
niego wpłynęła klątwa? Mam nadzieję… Merlinie, mam nadzieję, że wyzdrowieje.
Jeśli permanentnie go uszkodziłem… nigdy mi nie wybaczy i nie będę go za to
obwiniał, ponieważ sam sobie nie wybaczę. Proszę, och proszę, nich tak się nie
stanie. Nie
wiedział, do kogo się modlił, do Boga, Księżycowej Pani, którą czcili
Meadowsweet i inne wilczaki, Merlina, czy jakiejś nienazwanej Mocy. Dorastając
z Dursleyami, nigdy nie zastanawiał się bardzo nad religią, ponieważ jedynym
bóstwem, które czcili Dursleyowie było Bogactwo i jego towarzysz, Prestiż. Nie
miał prawdziwych podstaw wiary, ale desperacko potrzebował czegoś, co by mu
pomogło, czegoś, co uwolniłoby go od strasznego ciężaru poczucia winy, które
ciążyło mu jak tona kamieni na plecach.
Podkradł
się z powrotem korytarzem, zatrzymując się tuż za drzwiami pokoju,
wystarczająco blisko, by usłyszeć, co mówi, ale nie na tyle blisko, żeby
zobaczyć. Przekształcił swoje oczy w jastrzębie oczy, by mógł zajrzeć do
wnętrza pokoju, nie zbliżając się zbytnio do drzwi.
Grace
pochyliła się nad nieruchomą postacią Mistrza Eliksirów, mrucząc cicho.
-
Mamo? Co z nim? – zapytał zmartwiony Jace.
Grace
wyprostowała się.
-
Cóż, zaczyna wychodzić z zastoju, ale jest bardzo słaby magicznie i fizycznie,
ta klątwa wyczerpała jego rezerwy prawie do zera, a to coś mówi, biorąc pod
uwagę, że jest czarodziejskim mistrzem z bardzo dużą rezerwą, z której może
czerpać.
-
Skąd możesz to stwierdzić?
-
To umiejętność zaklinaczek – odparła Grace, mocniej otulając kołdrą szczupłe
ramiona Severusa. – Gdyby był słabszym czarodziejem, umarłby od klątwy zanim
bym do niego dotarła. W obecnej sytuacji nie wątpię, że będzie miał gorączkę
oraz wydaje się, że ma zatkane płuca.
Prawdopodobnie od miejsca,
gdzie go dźgnąłem, pomyślał
ponuro Harry, chociaż nie mógł wiedzieć, czy sztylet przebił płuco, czy nie.
Więc to w końcu magia Severusa go uratowała.
-
Czy istnieją eliksiry przywracające magię? – było następnym pytaniem Jace’a.
-
Tak, ale są trudne do przygotowania i można je przyjmować tylko w małych
dawkach – odpowiedziała jego matka. Spojrzała na czarodzieja i zauważyła
trzepotanie powiek. – Patrz, zaczyna się budzić. Gdzie się podział Harry?
-
Mam go poszukać, mamo? – zaoferował Jace.
-
Zostań na chwilę. Nie chcę, żeby się obudził i zobaczył obcą twarz. Ciebie zna,
synku.
Oczy
Mistrza Eliksirów otworzyły się i zamrugały powoli, uniosły na Jace’a i jego
matkę ze zdumieniem.
-
Gdzie… jestem? – zapytał, a jego głos był ochrypły od nieużywania. – Kim jesteś?
Pytanie
było skierowane do Grace, ale to Jace na nie odpowiedział.
-
Profesorze Snape, jestem Jace, pamięta mnie pan? Jestem w Slytherinie. Jace
Witherspoon.
Wtedy
w hebanowych oczach rozbłysło rozpoznanie.
-
Tak… Jace, czytający z mojego domu. Czy… utrzymujesz swoje tarcze w
nienaruszonym stanie tak, jak cię uczyłem?
-
Tak, proszę pana. Naprawdę mi pomagają. Jak się pan czuje?
Severus
skrzywił się, gdy ból przeszył mu głowę.
-
Ja… niezbyt dobrze. – Jedną ręką sięgnął do klatki piersiowej, gdzie pamiętał,
wbił się w niego lśniący, złoty sztylet. Ale jego ręka natrafiła tylko na
tkaninę, nie czuł bólu, jakby by był, gdyby odniesiona rana wciąż się goiła. –
Moja rana… jest zagojona… Jak?
-
Uleczyłam ją, Severusie Snape – powiedziała wtedy Grace. – Jestem Grace
Witherspoon, matka Jace’a. Witam w moim domu. Mój mąż i syn uratowali ciebie i
twojego praktykanta przed wilkołakami i przynieśli tutaj, do mojego domu. Przez
kilka dni byłeś pod wpływem zaklęcia zastoju, kiedy próbowaliśmy złamać klątwę
na Sztylecie Niezgody.
Severus
zmarszczył brwi, próbując przetrawić tą informację, był wyczerpany, jego umysł
był zamglony i nie pracował tak jak powinien. Ale wiedział jedno – że sztylet
był zbyt niebezpieczny, by pozostawić go bez ochrony.
-
Sztylet… gdzie on jest? – sapnął, kaszląc.
-
Zniszczony. Harry go zniszczył – powiedziała Grace, pomagając mu usiąść, by się
nie udławił i podała mu dużą chusteczkę.
Profesor
kaszlał głęboko przez kilka minut, nie mogąc oczyścić gardła z zebranego tam
śluzu. W końcu udało mu się odetchnąć i powiedzieć:
-
Już dobrze. Harry, gdzie on jest? – Rozejrzał się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu chłopca, ale jedynymi osobami byli Grace i jej syn. – On nie był…
sobą… - Nawet w osłabionym stanie, Severus uważał, by nie ujawnić zbyt wiele, a
jego wrodzona ostrożność szpiega kazała mu trzymać język za zębami.
-
Jace, przyprowadź Harry’ego – nakazała Grace, kładąc dłoń na czole Severusa. –
Powiedz mu, że jego mentor się obudził i chce go widzieć. Może się zgubił i
wciąż szuka gabinetu, choć jak to możliwe w tak małym domu… - Urwała, gdy
odczytała temperaturę profesora. – Merlinie! Masz naprawdę wysoką gorączkę,
Severusie, prawdopodobnie z powodu uszkodzenia twoich magicznych rezerw. To
najprawdopodobniej szok.
Jace
wyszedł, by znaleźć Harry’ego, zostawiając matkę samą z bardzo chorym
czarodziejem.
Usta
Severusa wykrzywiły się.
-
Tak… potrzebuję eliksiru… - Zaczął gwałtownie drżeć, szczękając zębami. –
Jestem tak zmęczony… nigdy nie byłem tak zmęczony…
-
Nie śpij jeszcze – powiedziała Grace, przywołując do siebie trzy eliksiry. –
Musisz je przyjąć.
Czarne
oczy przyjrzały się podejrzliwie fiolkom, więc powiedziała mu, czym są, nim
uniosła je do jego ust. – Przeciwgorączkowy, eliksir uzupełniający magię oraz
środek udrożniający drogi oddechowe.
To
wystarczyło, by Severus mógł pozostać logiczny na tyle, by wypić mikstury, po
czym ułożył się na poduszkach, całkowicie wykończony.
-
Harry… - było ostatnim jego słowem, przed zapadnięciem w gorączkowy sen.
Grace
potrząsnęła głową, zirytowana chłopcem, ale delikatnie odsunęła włosy Severusa
z jego czoła, po czym wyszeptała:
-
Teraz odpoczywaj, profesorze. Sen ci dobrze zrobi.
Właśnie
wtedy Jace wrócił z Harrym, który przyznał z zakłopotaniem, że trochę się
zagubił. Chłopiec natychmiast stanął koło swojego mentora.
-
Co z nim? Czy są jakieś… trwałe uszkodzenia?
-
Nie wiem na pewno, Harry – powiedziała łagodnie Grace. – Niełatwo to teraz
stwierdzić. Wciąż jest słaby i chory od czarnej magii, mogę stwierdzić to
tylko, kiedy zacznie wracać do zdrowia. Obudził się na krótko i powiedziałam
mu, gdzie jest, zapytał o ciebie, ale zasnął zanim wróciłeś.
-
Kiedy znowu się obudzi?
-
Powinien spać przynajmniej kilka godzin. Dałem mu kilka eliksirów, w tym
uzupełniający magię, a on zawsze usypia, ponieważ sen jest najlepszym sposobem
na odnowienie twoich magicznych rezerw i rdzenia. – Delikatnie położyła dłoń na
ramieniu Harry’ego. – To silny mężczyzna, Harry. Waleczny. Jeśli ktokolwiek ma
to przetrwać to właśnie on.
Harry
skinął głową.
-
Wiem. Jest najsilniejszym człowiekiem, jakiego znam. – Wyciągnął niepewnie rękę
i dotknął dłoni Severusa, która leżała na prześcieradle. – I najodważniejszym.
– Ścisnął palce na krótką chwilę, po czym cofnął się.
Grace
przyjrzała się uważnie młodemu czarodziejowi, zauważając ciemne okręgi pod
oczami Harry’ego, ściągnięte policzki i wyraz wyczerpania.
-
Ty też powinieneś pójść spać, dziecko. Jesteś wyczerpany, a walka ze sztyletem
nie była łatwym zadaniem.
Harry
pokiwał niewyraźnie głową, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że ledwo jest w
stanie stanąć na nogach.
-
Może powinieneś wypić kubek rosołu z chlebem, a potem trochę odpocząć –
zasugerowała zaklinaczka, a ton jej głosu jasno wskazywał, że to bardziej
rozkaz niż sugestia.
Harry
był zbyt wyczerpany emocjonalnie i fizycznie, by podjąć walkę i po prostu
pozwolił Grace zaprowadzić się do kuchni, zjadł rosół z kurczaka z kilkoma
kroplami eliksiry uzupełniającego magię i trochę miękkiego, białego chleba, a
potem Jace pomógł mu przejść korytarzem i do pokoju.
Zasnął,
gdy tylko jego głowa uderzyła w poduszkę, a Grace wyczarowała na nim piżamę i
zdjęła jego buty, owijając go chwilę później miękkim, zielonym kocem. Biedne dziecko. Myślę, że zniszczenie tego
sztyletu było najmniejszym z twoich zmartwień, choć może to zabrzmieć dziwnie.
Odwróciła się i wyszła z pokoju.
-
Jace, musisz zebrać dla mnie więcej ziół z ogrodu. Złocień, nagietki, korę
jarzębiny, kwiaty amleothoria…
-
Do eliksirów, prawda? – zgadł intuicyjnie jej syn.
-
Prawda. Pospiesz się. Będę miał akurat dość czasu, żeby uwarzyć nową porcję
eliksiru redukującego gorączkę, nim się obudzą – ponaglała Grace.
Jace
pobiegł do ogrodu, a kosz lewitował i unosił się za nim.
Harry
obudził się kilka godzin później, czując się znacznie lepiej po długiej
drzemce. Poszedł, wziął długi, gorący prysznic i ubrał się w czyste ubranie, po
czym zszedł do kuchni, by zobaczyć, czy jest coś do zjedzenia, ponieważ nagle
był wygłodniały. W kuchni znalazł Jaspera i Jilly, Jasper podawał Jilly obiad,
który wyglądał na zupę pomidorową i grillowane kanapki z serem.
Harry
zorientował się, że uśmiecha się na widok prostego posiłku, który jego ciotka
zawsze przygotowywała dla Dudleya, gdy pogoda stawała się zimna i mroźna.
Harry’emu zawsze udawało się wykraść kilka łyżek z garnka, kiedy Petunia
odwracała się plecami i zwinąć kilka kawałków kanapki, ponieważ Dudley zawsze
zjadał trzy i obcinał skórki, ponieważ ich nienawidził.
-
Hej, Haly! – przywitała go Jilly, gdy tylko wszedł do pomieszczenia, trzymając
w jednej ręce ćwiartkę kanapki z grillowanym serem, pokrojoną w trójkąt. –
Długo spałeś. Chces zjeść obiad? – Wgryzła się w kanapkę, by mu to zilustrować.
Harry
uśmiechnął się do niej. W małej dziewczynce było coś, co zawsze sprawiało, że
czuł się dobrze.
-
Tak. Co jecie? – zapytał, podchodząc, by usiąść obok niej.
-
Mam glilowany sel i ziupę pomidolową – poinformowała go, ale wyszło niezbyt
wyraźnie, ponieważ próbowała mówić z grillowanym serem w ustach, brzmiąc
bardziej jak „Mm ilowny sel izpe pomdolową”.
-
Jilly, nie mów z pełnymi ustami – skarcił ją miękko Jasper. – Cześć, Harry.
Dobrze spałeś? Jesteś głodny?
-
Tak, pr… Jasper – złapał się, nim ponownie powiedział „proszę pana”. – Byłem
bardziej zmęczony niż myślałem.
-
Wyobrażam sobie, biorąc pod uwagę to, co zrobiłeś. Zniszczenie Sztyletu
Niezgody było nie lada wyczynem – powiedział starszy czarodziej z aprobatą w
głosie.
-
Nie mógłbym tego wykonać bez Hedwigi, Grace i Jace’a – powiedział skromnie
Harry. Spuścił wzrok na stół i powiedział: – Przepraszam, że nie powiedziałem
ci wcześniej, ale…
-
Harry, nie musisz mi wszystkiego opowiadać, jesteś gościem w moim domu i nigdy
nie zażądałbym od ciebie rozliczenia ani żebyś mi opowiadał informacje, które
chcesz zachować w tajemnicy – powiedział poważnie Jasper. – Prywatność jest
najważniejsza w domu czytającego. – Postawił przed Harrym dużą miskę zupy,
kanapkę z grillowanym serem, krakersy z ostrygami i szklankę soku z dyni. –
Grace powiedziała, że profesor Snape się obudził, i chociaż jest słaby i chory,
powinien w końcu dojść do siebie po klątwie sztyletu. To wspaniała wiadomość,
prawda?
-
Tak. Cieszę się – powiedział szczerze Harry. – Wciąż śpi, ale tego potrzebuje,
ponieważ jego magiczne rezerwy zostały wyczerpane prawie do zera. – Po
prysznicu poszedł sprawdzić, co z Severusem i zobaczył, że profesor wciąż spał,
chociaż trochę się rzucał i obracał. Harry przetarł jego twarz chłodną, mokrą
szmatką, którą znalazł obok łóżka profesora na małym stoliku i po tym Severus
wydawał się odprężyć.
-
Tak, Grace mi to powiedziała. Odpoczynek jest na to najlepszym lekarstwem –
powiedział rozmyślnie Jasper. – Założę się, że umierasz z głodu, więc jedz, nie
wstydź się. Moja zupa nie jest zła, a Jace zawsze mówi, że robię paskudną
kanapkę z grillowanym serem. – Przelewitował miskę zupy i kanapkę na swoje
miejsce przy stole, a także kielich czegoś, co wyglądało jak wino.
-
Mmm, pzepysne! – dodała Jilly, kończąc to, co miała w ustach i zjadła trochę
zupy małą łyżeczką.
Harry
zaśmiał się z próby małej dziewczynki użycia wielkich słów i wgryzł się we
własną kanapkę, była niesamowita, w sam raz przypieczona i idealnie stopiona w
środku.
-
Masz na myśli „przepyszne” – poprawił córkę Jasper.
Jilly
zmarszczyła brwi.
-
Wiem o tym, tato. Uwielbiam glilowany sel! – Wzięła kolejny kęs kanapki, nie
dbając o to, że ser rozsmarował jej się na całej twarzy.
-
Jilly, ale z ciebie łobuz! – westchnął Jasper, po czym sięgnął, by wytrzeć jej twarz
serwetką.
Harry
ukrył uśmiech na widok sposobu, w jaki zachowywali się ojciec i córka, po czym
powiedział:
-
Wiesz, ona ma rację. To najlepszy grillowany ser jaki w życiu jadłem.
Jasper
wyglądał na zadowolonego i zaczął jeść własną kanapkę.
-
Gdzie jest Jace? – zapytał Harry, gdy skończył ser i większość zupy.
-
W laboratorium, pomaga Grace warzyć. Robili eliksir przeciwgorączkowy, kiedy
wysłałem im coś do zjedzenia – odpowiedział szybko Jasper. Pochylił głowę,
jakby słuchał, po czym powiedział: – Powinni prawie kończyć.
-
Czy możesz… usłyszeć ich, gdziekolwiek są? – zapytał Harry, zaciekawiony
zdolnościami czytającego.
-
Nie zawsze. Nasza komunikacja jest ograniczona do około dziesięciu mil, a po
tym nie mogę im nic posyłać. Ale tutaj, w domu, mogę wyczuć ich ogólne
położenie i wysyłać im wiadomości bez problemu, chyba że wznieśli pełne osłony.
Dlatego w ogóle wymyśliłem Amulety Komunikacji, żebym mógł rozmawiać z Grace i
Jacem, nawet gdy byli daleko od wioski. – Postukał w wisiorek na swojej szyi. –
To jest oryginalny, jaki stworzyłem. Grace nosi na szyi bliźniaka tego
naszyjnika. Mam inny, zrobiony z malachitu, który nosi Jace. Ale nosi go
zwykle, gdy jest w szkole, żeby mógł ze mną porozmawiać, gdyby potrzebował i
nie musi tracić czasu na listy. Zwłaszcza w nagłych wypadkach.
-
Szkoda, że więcej osób go nie ma. Założę się, że jest to dwadzieścia razy
szybsze niż sowia poczta – zauważył Harry, choć poczuł się z tego powodu
nielojalny wobec Hedwigi.
-
Tak, jest to prawie tak szybkie, jak wysłanie mentalnej wiadomości. Ale
niewielu czarodziei mogłoby sobie na nie pozwolić, musieliby zapłacić dość
wysoką cenę, ponieważ wykonanie ich jest czasochłonne, a Ministerstwo wciąż nie
przyznało mi patentu, co oznacza, że sprzedaję je tylko tym, do których mam zaufanie,
że nie spróbują wykraść mojego wynalazku. Moi przyjaciele w wiosce je mają i są
dostrojeni do mnie. Więc w razie niebezpieczeństwa wszyscy możemy się ze sobą
skontaktować i przyjść z pomocą, jeśli to konieczne. Nie, żeby coś się tu
działo, bo dzięki Merlinowi jest to dość spokojne miejsce. Mimo to nie
zaszkodzi być przygotowanym.
-
To ma sens. Czy śmierciożercy mogą znaleźć drogę do tego miejsca? – zapytał
niespokojnie Harry. Wiedział, że chociaż chwilowo zostali odgonieni, ale wciąż
gdzieś tam byli, obserwowali i czekali na swoją szansę do ponownego uderzenia.
-
Tak, jeśli szukaliby wystarczająco długo, ale wioska jest chroniona i potrzeba
całkiem silnych zaklęć, by przełamać osłony i cię znaleźć. My, czytający,
jesteśmy dobrzy w ukrywaniu rzeczy. Pochodzi to z konieczności ukrywania siebie
samego wieki temu, kiedy byliśmy prześladowani – wyjaśnił Jasper.
Harry
poczuł ulgę, słysząc to, bo na poły bał się, że lada dzień zjawi się tu jakiś
śmierciożerca, zwłaszcza kiedy sztylet został zniszczony. Czy Voldemort poczuł
zniszczenie horkruksów? Harry się nad tym zastanowił. Pomyślał chwilę, po czym
stwierdził, że chyba nie, ponieważ kiedy został wskrzeszony na cmentarzu nic
nie wskazywało na to, by miał świadomość, że dziennik został zniszczony.
Dokończył
zupę, a Jasper dał mu dokładkę bez pytania.
Jilly
spojrzała na niego, gdy zaczął drugą porcję i zapytała:
-
Smakuje ci, Haly?
-
Jest pyszne, Jilly.
-
Taka robi najlepszą zupę pomidorową i kanapki z grillowanym serem – stwierdził
dumnie Jace, wchodząc do kuchni i porywając kolejną z rozgrzanego zaklęciem
talerza na środku stołu.
-
Uczyłem się od mojej mamy. Ona to potrafiła gotować, była mugolską, a mój tata
zawsze mówił, że w kuchni czyni magię. Kiedyś zapisał ją do magicznego konkursu
na wypieki bez jej wiedzy, a rywalizowali tam czarodzieje i czarownice, by
zobaczyć, kto ma lepsze zaklęcia na przepisy, piekli coś zaklęciami i pozwalali
ludziom spróbować, a potem wszyscy głosowali. Więc zgłosił tort mojej mamy,
umieścił na nim swoje imię i wygrał. Potem przyznał, że tort zrobiła jego żona,
a kiedy sędziowie poprosili go o zaklęcie, którego użyła, roześmiał się i
powiedział im, że jest ona mugolską, a ciasto zostało zrobione od zera, bez
użycia magii. Opowiadał, że sędziowie prawie zemdleli, tak byli zszokowani. Ale
pozwolili mojej matce zatrzymać wstęgę za pierwsze miejsce.
-
A lokalni czarodzieje nazywali ją po tym Mandy Witherspoon, Czyniąca Cuda bez
Zaklęć – powiedziała Grace, śmiejąc się.
Harry
zdołał się uśmiechnąć, po czym zapytał zaklinaczkę, jakie eliksiry warzyła dla
Severusa. Kiedy Grace mu odpowiedziała, zaoferował też pomoc.
-
Warzyłem wszystkie poza eliksirem uzupełniającym magię, ale jestem pewny, że
też bym dał radę, jeśli za pierwszym razem popatrzę, jak to robisz. Jestem
praktykantem z eliksirów i to sprawiedliwe, jeśli ja uwarzę dla niego eliksiry,
skoro to moja wina, że jest w takim stanie.
-
Możesz popatrzeć, jak robię eliksir uzupełniający magię. Zacznę go warzyć
jutro. W międzyczasie myślę, że będę potrzebować kolejnej porcji eliksiru przeciwko
zapaleniu płuc.
-
Zacznę od razu – powiedział Harry, po czym zerwał się na nogi i praktycznie
wybiegł do laboratorium.
Grace
pokręciła głową.
-
Biedne dziecko, czuje się tak winny z powodu swoich działań.
-
Może warzenie eliksirów mu jednak pomoże – rozmyślał Jasper.
-
Haly jest smutny – dodała Jilly. – Potsebuje specjalnego psytulasa.
-
Potem, Jilly – powiedział Jace. – Mam iść mu pomóc, mamo?
-
Jeszcze nie, Jace. Sądzę, że chce być sam – powiedziała mądrze Grace. – Może
pójdziesz polatać?
-
Ja tes! Ja tes, Jace! – krzyknęła Jilly, wyglądając całkiem żałośnie.
Jace
jęknął łagodnie, ale potem zgodził się zabrać Jilly na miotłę na jakieś
piętnaście minut, a dziewczynka pisnęła i przytuliła go, posyłając mu swoją
radość, czym sprawiła, że uśmiechnął się i podrzucił ja w powietrze.
Ale
w innym pokoju, Severus jęczał i rzucał się niespokojnie we śnie, gdy powróciły
stare koszmary, by go nękać.
Harry
pozostał w laboratorium, warząc środek przeciwko zapaleniu płuc, który nie był
bardzo skomplikowanym eliksirem, w niczym nie przypominał eliksiru
rozpuszczającego klątwy, ale był czasochłonny i musiał się moczyć godzinami,
nim osiągał pełną moc. Doszedł do drugiego etapu procesu warzenia, nim Jace
zszedł, by zawołać go na obiad.
-
Profesor znowu się obudził, gdy tu byłeś i pytał o ciebie, ale kiedy
powiedziałem mu, że warzysz, stwierdził, żeby cię zostawić i wrócił do spania.
Przepraszam, powinienem powiedzieć ci wcześniej.
-
W porządku, Jace. Severus rozumie, więc porozmawiam z nim jutro, gdy się obudzi
– powiedział gładko Harry, nie zdradzając, jaką ulgę poczuł, że Severus zasnął
i dzięki temu nie musiał rozmawiać ze swoim mentorem. Jedyny powód, dlaczego pyta o mnie to prawdopodobnie po to, żeby mi
powiedzieć, żebym odszedł. Gdy próbowałem go zabić złamałem każdą zasadę w
umowie praktykanckiej.
Postanowił,
że spróbuje odłożyć nieuniknioną konfrontację tak długo, jak to możliwe.
Warzenie eliksirów było świetną wymówką, a także dało mu ujście złagodzeniu
odrobiny poczucia winy. Ale nadal czuł się okropnie i nie mógł znieść chwili,
gdy będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Severusem.
Po
obiedzie wrócił do laboratorium i dokończył eliksir, zabutelkował go i
przyniósł na górę, by pokazać go Grace.
Wtedy
dowiedział się, że Severus majaczył i nikogo nie rozpoznawał, myślał, że wrócił
do nauczania w Hogwarcie i próbował wstać, by sprawdzić kociołki uczniów. Jace
próbował z nim rozmawiać, ale nie przestawał próbować wstać, więc Grace myślała
o skrępowaniu go, póki Harry nie podszedł, położył dłonie na jego ramionach i
powiedział stanowczo:
-
Severusie, ja będę uczył twoich zajęć. Jestem Harry, nie martw się, potrafię
ich uczyć, dobrze?
-
… pierwszy rok musi uwarzyć lek na czyraki, drugi eliksir przyjaźni, upewnij
się, że wszystkie składniki są oznakowane… - wyszeptał Snape, a jego oczy były
zaszklone.
-
Tak zrobię. Teraz idź spać, Sev. Po prostu… idź spać.
Wtedy
profesor uspokoił się.
-
Ciepło… pić…
Harry
podał mu chłodnej wody i eliksir przeciwgorączkowy, po czym profesor ponownie
wycofał się do królestwa mroku między snem a marzeniami.
-
Jego temperatura jest niebezpiecznie wysoka – powiedziała z niepokojem Grace. –
Mam nadzieję, że następne dawki eliksirów przyniosą lepszy efekt, w przeciwnym
razie będę musiała mu przygotować lodowatą kąpiel.
-
Raz mi to zrobił, kiedy byłem chory – powiedział Harry. – Zadziałało. –
Przysunął sobie krzesło i usiadł. – Będę obserwował go przez część nocy, Grace.
Przynajmniej tyle mogę zrobić.
- Ale z pewnością jesteś zmęczony, Harry… - zaczęła.
- Proszę, Grace. Muszę tu być, na wypadek gdyby… nic mi nie
będzie.
- No dobrze. Ale zawołaj mnie, gdyby jego temperatura
wzrosła albo byłoby to dla ciebie zbyt wiele.
- W porządku.
Potem Witherspoonowie poszli do łóżka, a Harry rozsiadł się
na noc w fotelu. Sev, zrobiłeś to dla
mnie, kiedy byłem chory w Calais oraz kilka innych razy wcześniej. Zmiana jest
sprawiedliwa, prawda?
Spędził noc obok swojego mentora, wycierając jego twarz i
szyję chłodną szmatką, uspokajają go, gdy drżał i płakał z powodu
koszmarów, trzymając go za rękę i
szepcząc:
- W porządku, Sev. Jestem tu. Nie jesteś sam.
Kilka razy Severus otworzył oczy i spojrzał na niego, ale
nie był obudzony, tylko majaczył, więc nie rozpoznał Harry’ego. W nocy kilka
razy Severus wołał kogoś o imieniu Thea, błagając ją, by nie zapominała o nim,
a potem, by odpuściła, że nie jest wart jej czasu.
- … nie znasz prawdy o tym, kim jestem… a nie mogę ci
powiedzieć… zostaw mnie, tak będzie lepiej, nie rozumiesz… - płakał, a jego
głos był ostry z bólu.
Harry słuchał, milcząc z rozpaczy i próbując zrozumieć, o
kim mówi Severus, po czym wpadł na to.
- Słodki Merlinie! To ta dziewczyna, którą zostawił te lata
temu. Wciąż za nią tęskni.
- Thea… Thea… przepraszam… tak bardzo… Lily, wybacz mi…
- Ciii. Jest dobrze. Ona wie, Sev. Rozumie – mruczał Harry,
nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć, by ulżyć udręczonej duszy swojego mentora.
Jego serce się niemal złamało, gdy widział, jak ten dumny czarodziej stał się
taki… zagubiony w świecie koszmarów, błagający o rozgrzeszenie ludzi, którzy
byli martwi lub odeszli. Tak wiele cierpienia jak na jedno życie. Harry
pochylił głowę, by ukryć łzy. Sev, to ja
przepraszam. Przepraszam, że cię zraniłem i za to, że przeze mnie przechodzisz
przez piekło.
Położył kolejną chłodną szmatkę na czole Mistrza Eliksirów,
a Severus ponownie zapadł w sen pod wpływem chłodnego dotyku.
Harry obserwował śpiącego mężczyznę przez dobre dwadzieścia
minut, po czym pozwolił swoim oczom się zamknąć. Zdrzemnę się na dwadzieścia minut, tylko tyle…
Kiedy otworzył oczy był ranek, a Severus wciąż miał
gorączkę.
Przez trzy dni Severus wchodził i wychodził z koszmarów,
jego gorączka wzrastała i spadała, ale nigdy nie ustępowała. Czasami był na
wpół przytomny, wystarczająco, by wiedzieć, że jest w domu jednego ze swoich
uczniów, który się nim zajmował, ale najczęściej pozostawał zagubiony w swoim
umyśle, będąc więźniem swoich wspomnień. Grace dałaby mu eliksir bezsennego
snu, ale dawkowanie go przy tak wysokiej gorączce było zbyt niebezpieczne, może
na niego źle zareagować i spowodować zapadnięcie w śpiączkę. Dała mu więc
łagodny eliksir nasenny, by spał komfortowo przez kilka godzin, ale kiedy
przestał działać, koszmary wróciły ze zdwojoną siłą.
Wszyscy siedzieli przy jego łóżku na zmianę, podając mu
eliksiry i rzucając zaklęcia chłodzące, ale to Harry był tam najczęściej, a
kiedy go nie było, siedział w laboratorium, ważąc kolejne eliksiry. Poczucie
winy skłaniało go do spędzania tam coraz większej ilości czasu, warząc
silniejsze eliksiry zmniejszające temperaturę i leczące zapalenie płuc, by
zwalczyć uciążliwy kaszel, który rozwinął się u Mistrza Eliksirów i nie chciał
odejść, więc obawiali się, że może przekształcić się w zapalenie oskrzeli albo
gorzej.
Trzeciej nocy Harry około północy wtoczył się na górę do
łóżka, tak zmęczony, że ledwie widział do przodu i ciągle wpadał na ściany.
Zasnął zaraz po zdjęciu szaty i butów, śpiąc jak zabity, zapominając, że
powinien był iść sprawdzić, co z Severusem, ponieważ sam nalegał na nocną
zmianę.
Na przemian
marzł i płonął, od środka zimny jak lód, a na zewnątrz jego skóra płonęła jak
ogień, gdy patrzył bezradnie, jak Voldemort rozkazał spalić dzieci żywcem. Płakał
za maską i pragnął odwrócić się i przekląć szaleńca, który uważał, że niewinne
dzieci powinny zginął za przestępstwo urodzenia się zwykłymi i bez magii. Nie!
Nie dzieci! Nie krzywdź ich! Jego umysł krzyczał za każdym razem, gdy płomienie
powoli lizały stos, a ich przerażony szloch zmieniał się w wycie agonii.
Patrzył
bezradny, podczas gdy jego dusza kurczyła się z przerażenia i poprzysiągł, że
pewnego dnia zapłacą za skrzywdzenie dzieci, z których jedno miało tylko dwa
latka.
- Nie! Nie
dzieci!
A potem znalazł
się na ziemi, a Harry stał nad nim ze złotym sztyletem, wpatrując się w niego z
wypełnionymi nienawiścią rubinowymi oczami, które należały do Voldemorta,
uśmiechał się i wbił sztylet w jego pierś.
- Kto teraz
uratuje twoje cenne dzieci, Severusie Snape?
Obudził się, a w jego uszach wciąż dzwoniły mu szaleńczy
śmiech i krzyki umierających dzieci. Gdy otworzył oczy, stwierdził, że patrzy w
parę wspaniałych, szmaragdowych oczu, które początkowo myślał, że należały do
Harry’ego, póki nie poczuł, jak mała dłoń klepie go po policzku.
- Juś dobźe. Nie bój się.
Znowu śnię. Bo
to jedyne wytłumaczenie, że koło mnie siedzi mała dziewczynka. Przetarł oczy, mając
nadzieję, że widmowe dziecko, duch tego, którego nie udało mu się uratować,
zniknie.
Ale pozostała tam, gdzie była, spoglądając na niego.
- Jesteś smutny i zraniony, jak Haly – powiedziała mu cicho.
– Ale mogę sprawić, ze pocujesz się lepiej.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wczołgała się na jego
kolana, wyciągnęła małe rączki do góry i objęła go za szyję, kładąc głowę na
jego ramieniu.
Zamarł. On, Severus Snape, przerażający nietoperz z lochów,
miał teraz na kolanach małą
dziewczynkę. Przytulała go. Jej mała
twarz była ukryta w jego ramieniu, na
litość Merlina! To nie mogło się dziać!
- Czym jesteś… jak…?
- Potsepujes psytulasa, plofesoze, Sevi – powiedziała mu
Jilly, a przynajmniej tak myślała, że mężczyzna ma na imię, bo słyszała, jak
Harry i jej brat go tak nazywają. – Baldzo – dodała, gdy napłynęły do niej
ostre uczucia bólu, przerażenia i zaskoczenia, gdy wchłaniała jego uczucia.
- T-Tak?
- Uhuh. – Przytuliła go mocniej. – Jesteś baldzo smutny.
Baldzo, baldzo. – A potem zaczęła płakać, nie mogąc w żaden inny sposób
poradzić sobie z głębią jego bólu.
- Nie… och, nie… nie… - sapnął, nie wiedząc, co robić. Dlaczego płacze? Widzisz, teraz ją
przestraszyłeś, Severusie. Tobiasz miał rację, naprawdę masz twarz, która
sprawia, że dzieci płaczą. Patrz na nią, trzęsie się jak liść na wietrze. Dziecko
szlochało cicho w jego ramię, ale nie chciało go puścić, jej ramiona były
owinięte wokół jego szyi jak pętla. Niezręcznie objął ją ramieniem. – No już…
nie płacz… Ja… Nie chciałem cię przestraszyć… - Poklepał ją po plecach,
zastanawiając się na nowo, czy to nie był po prostu kolejny szalony sen. Ale
nie czuł, by śnił. Był prawie pewny, że to prawda.
Nawet
pomimo wchłoniętego bólu i strachu, Jilly wyczuła jego dezorientację i nagle
usiadła ze łzami wciąż spływającymi na policzkach, i powiedziała:
-
Nie, nie boję się. Jesteś choly, nie
strasny. Ale cuję cię tu – poklepała się w pierś. – I to boli. Ciebie boli. – Położyła dłoń na jego
klatce piersiowej.
Był
zszokowany i przerażony.
-
Potrafisz poczuć to, co ja czuję? Wielki Merlinie! – Żadne dziecko nigdy nie powinno wyczuć moich uczuć, pomyślał
gorączkowo i zaczął wzmacniać swoje tarcze wokół umysłu, jednak odkrył, że były
już wzniesione i miały pełną moc. A jednak wciąż potrafiła go wyczuć. Jak to możliwe? Moje tarcze… nie działają!
Sięgnął do jednej, odkrywając, że faktycznie była aktywna. Jednak nie mógł jej
zablokować.
Wpatrywał
się w nią zagubiony, w tego uroczego cherubinka ułożonego w jego ramionach i zapytał:
-
Jak się nazywasz?
-
Jestem Jilly – mruknęła. – A ty plofesol Sevi. Jace tam mówi.
Profesor… Sevi?! Merlinie
miej litość.
-
Ach, chodzi ci o profesor Snape.
Uśmiechnęła
się anielsko.
-
Haly nazywa cię Sevi.
-
Tak?
-
Tak. Tak cię wceśniej nazywał. Słysała.
-
Chciałaś powiedzieć „słyszałam” – poprawił ją automatycznie Severus. Jakim cudem ja go nie słyszałem? Chociaż w
sumie, lepiej żeby nigdy mnie tak nie nazywał, kiedy nie śpię! Bezczelny.
-
Tak powiedziaam. – Potem znowu zarzuciła mu ręce na szyję. – Lubię cię. Nie
smutaj, Sevi.
Otworzył
usta, by powiedzieć jej, żeby przestała go przytulać, do cholery, był
profesorem i nie potrzebował przytulasów, dorosłym mężczyznom i żadne dziecko
nie powinno go przytulać w tej sposób, bo było to cholernie zawstydzające, ale
wtedy zaczął odczuwać cudowny rodzaj uczucia, którego nie czuł od bardzo dawna.
To
była radość. Czysta, nieskażona radość.
Przepłynęła
od dziecka do niego olśniewającą falą ciepła i owinęła się wokół jego serca jak
ciepły, puszysty koc, izolując go od tych wszystkich okropnych wspomnień i
bólu, które przyniosły. Śmiech Voldemorta został wygnany, odrzucony w czarną
pustkę oraz nie słyszał już krzyków umierających dzieci.
Po
raz pierwszy, od kiedy ugodził go sztylet, a może nawet od dłuższego czasu, był
naprawdę spokojny.
-
Lepiej?
-
Tak… zdecydowanie – wymamrotał. – Jak to zrobiłaś, Jilly?
Dziewczynka
wzruszyła ramionami i szepnęła mu do ucha:
-
Nie wiem.
Co za niezwykłe dziecko, pomyślał i przez kilka
chwil w pokoju nie rozlegał się żaden dźwięk poza tykaniem zegara na nocnym
stoliku i cichym odgłosem ich oddechów.
Snape
spojrzał na zegar. Trzecia nad ranem, a
ja siedzę z dziewczynką na kolanach, która potrafi czytać moje emocje jak z
książki.
Wiedział,
że powinien czuć się zirytowany i zrzędzić, miał gorączkę i był chory oraz
nienawidził uczucia bezbronności i pozbawienia kontroli. Ale czuł tylko pewien
rodzaj spokojnego zadowolena, jakby otrzymał dawkę eliksiru euforii. Nie, to
lepsze niż eliksir euforii, bo on wpływa tylko na umysł, a on poczuł szczęście
aż do głębi swojej duszy, gdzie powoli leczyło pęknięcia i rozdarcia.
Czuł
się tak dobrze, że niemal zasnął z Jilly wtuloną w jego ramiona, kiedy usłyszał
cichy głos, wołający:
-
Jillian Elise Witherspoon, gdzie się podziałaś?
Nieco
przestraszona Grace wsunęła głowę do pokoju Snape’a, włosy opadały jej na
ramiona, a na srebrzystą koszulę nocną miała pospiesznie nałożoną niebieską
szatę.
-
Profesorze, przepraszam, że przeszkadzam, ale … och, Jilly, tu jesteś! –
wykrzyknęła, gdy zobaczyła swoje krnąbrne potomstwo. – Co robisz w pokoju
Severusa? Tak bardzo przepraszam, profesorze, obudziła cię?
Jilly
poruszyła się, podniosła głowę i odpowiedziała:
-
Nie obudziłam go, mamusiu. On obudził
mnie. Swoim złym snem. Pocułam go.
-
Na różdżkę Merlina! Mówisz, że…
-
Obawiam się, że mój koszmar zakłócił jej spoczynek, pani Witherspoon – zaczął
przepraszająco Severus.
-
Grace.
-
Obudziłem się i zobaczyłem, że ją obok siebie i bardzo nalegała… - zakaszlał z
dyskomfortem, – by mnie uspokoić.
Wspięła się na moje kolana i… przytuliła mnie.
-
Ojej! – Grace przyłożyła dłoń do ust, a jej wargi zadrżały. – Jilly uwielbia
przytulać ludzi, którzy są… smutni albo zdenerwowani.
-
Potsebował tego, mamo. Naprawdę baldzo.
-
Jilly, co ci mówiłam o przytulaniu nieznajomych?
-
Ale on nie jest nieznajomy, mamo. Wiem jego imię.
To plofesol Sevi, naucyciel Jace’a, no i mieska tutaj, w moim domu.
-
Ona ma rację - przyznał Severus, a na
jego twarzy pojawił się słaby, krzywy półuśmiech. – Szczerze jestem zaskoczony,
że chce być blisko mnie, skoro przestraszyłem ją swoim koszmarem. – Szybko
opowiedział Grace, jak Jilly rozpłakała się po tym, jak go przytuliła. –
Próbowałem osłonić swój umysł, jestem silnym oklumentą, ale z jakiegoś powodu
udało jej się prześlizgnąć przez moje tarcze. – Teraz brzmiał na zirytowanego,
bo nie był nowicjuszem i nie lubił, gdy zwykłe dziecko go pokonywało.
-
Obawiam się, że twoje tarcze nie powstrzymają empaty przed użyciem jej talentu.
Twoje tarcze mogą maskować myśli i wspomnienia, a nie emocje. Dar Jilly działa
na zupełnie innym poziomie. Czasami nawet moje tarcze, które są warstwowe, nie
są w stanie jej powstrzymać – powiedziała Grace z nutą dumy w głosie. –
Przepraszam za jej wtargnięcie, ale na tym etapie nie może tak naprawdę
kontrolować swojego daru i po prostu wychwytuje wszystkie emocje, które są na
powierzchni twojego umysłu i instynktownie wyczuwa te, które są bardzo silne.
-
To całkowicie zrozumiałe, jest tak młoda, nie potrafi na długo utrzymywać
swoich tarczy. Ale jak będzie starsza to w końcu rozwinie kontrolę.
-
Dziękuję za zrozumienie, Severusie. Właśnie dlatego nie lubimy zabierać jej w
duży tłum, bo przytłacza ją to, a większość czarodziejów uważa, że dziecko z
jej talentem nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa.
-
To niedorzeczne! – skrzywił się Mistrz Eliksirów. – Takie postawy trzeba
wykorzeniać. Nie pasuje do odpowiedniego społeczeństwa! Humph! Znam kilku
czystokrwistych o nieskazitelnym rodowodzie, którzy nie nadają się do
mieszkania ze świniami w chlewie, a tym bardziej z ludźmi.
Grace
skinęła głową.
-
Ludzie boją się odmienności. To fakt, którego czytający nauczyli się zbyt
dobrze.
-
Zawsze tak było i zawsze będzie. Idioci!
– powiedział cynicznie Snape. – Ja… sam nie jestem przyzwyczajony do małych
dzieci, ale nawet ja wiem, że lepiej nie szufladkować w ten sposób niewinnego
malucha. – Wydawało mu się przestępstwem bać się tak pięknego dziecka, które
teraz spało na jego ramieniu z kciukiem w ustach. Tak młoda, tak niewinna, jak te wszystkie inne dzieci. Modlę się, by
nigdy nie poznała ich losu. Przepłynęła przez niego nagła fala
opiekuńczości.
-
Kiedy dotknie cię empata, już nigdy nie będziesz taki sam – powiedziała Grace,
a ich oczy napotkały się we wspólnym zrozumieniu.
-
Ona jest niezwykłym dzieckiem. – Severus skinął głową, poruszając się z
niezręcznością.
-
Jest błogosławieństwem – zgodziła się jej matka. – Mam ją położyć do łóżka?
Musisz być zmęczony, skoro trzymasz ją tak długo.
Severus
nie odpowiedział, stwierdzając, że puszczał ją z dziwną niechęcią.
Grace
ukryła porozumiewawczy uśmiech, po czym rzuciła na niego szybkie zaklęcie
diagnostyczne. Wynik zaskoczył ją.
-
Cóż, wygląda na to, że w końcu udało ci się pokonać gorączkę, dzięki Bogu, i
twoje płuca też się oczyszczają. Od wczoraj nastąpiła znaczna poprawa.
-
Moja magia też powoli wraca – powiedział jej Severus.
-
To bardzo odważny powrót do zdrowia – oświadczyła z zadowoleniem Grace. –
Jeszcze kilka dni i powinieneś być na nogach. Za tydzień powinieneś całkowicie
odnowić swoją magię. – Nie wspomniała o jego emocjonalnym stanie, ponieważ
miała przeczucie, że jej córka może w tym pomóc bardziej, niż ktokolwiek mógł
się spodziewać. – Jesteś w niesamowitej kondycji. Inny czarodziej mógłby zginąć
od klątwy sztyletu.
-
Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Odziedziczyłem dobre zdrowie po moich przodkach
z Yorkshire. Nie da się mnie pokonać tak łatwo jak większości – stwierdził po
prostu Severus.
-
Ta, dobrze o tym wiem. My z północy jesteśmy nieźli – powiedziała Grace, po
czym delikatnie uniosła Jilly z jego ramion. – Czas położyć tego szkraba do
łóżka. Potrzebuje pan odpoczynku, pani Snape, pomimo swojego pochodzenia z
Yorkshire. – Machnęła ręką i na stoliku nocnym pojawiły się dwa eliksiry. – Weź
je, proszę.
Uniósł
jeden, przypominając sobie coś, co powiedział wcześniej Jace.
-
Harry je uwarzył. – Pierwszy przyjął jednym łykiem, krzywiąc się pod wpływem
smaku. Eliksir uzupełniający magię był bez smaku i znacznie łatwiej było go
przełknąć.
Grace
wręczyła mu filiżankę zimnej wody, a potem powiedziała:
-
W rzeczy samej. Nalegał, mimo to, że próbowałam mu pomóc. Sam uwarzył każdą
porcję. Dobrze go nauczyłeś, Severusie. Ma dobre serce, pomimo tego, do czego
zmusił go sztylet. Nie możesz go winić, wiesz? Niewielu było takich, którzy
byli w stanie oprzeć się opętaniu przez Sztylet Niezgody.
Severus
zesztywniał.
-
Opętaniu? Ten cholerny sztylet go opętał. Dlatego próbował… mnie zabić. –
Bolało go wypowiadanie tych słów, przypominanie sobie wyrazu nienawiści na
twarzy Harry’ego, ale lepsze opętanie niż pielęgnowanie szalonej urazy i nienawiści.
Jak to przegapiłem? Dlaczego mi nie
powiedział?
-
Nie chciał cię zaatakować, sztylet kontrolował jego umysł poprzez jego
podświadomość – zaczęła Grace, widząc, jak twarz Mistrza Eliksirów ciemnieje.
-
Wiem, co oznacza opętanie, proszę pani – powiedział sztywno Severus. –
Porozmawiam z nim o tym jutro.
-
Profesorze, proszę nie być wobec niego zbyt surowym. Jest z tego powodu bardzo
zdenerwowany, wydaje mi się, że myśli, że go nie zrozumiesz i… odprawisz w
złości. Jeśli możesz, pozwól mu wyjaśnić, zanim wydasz jakiekolwiek ultimatum.
Nie jest to moja sprawa, mimo wszystko jest twoim praktykantem i podopiecznym…
-
Wezmę twoje słowa pod uwagę – powiedział Severus, ziewając. – W tej chwili
chyba pójdę spać, nie jestem w stanie utrzymać rozmowy sam ze sobą, a tym
bardziej z moim podopiecznym. – Eliksiry, które zażył, zadziałały szybko i miał
czas tylko położyć się na poduszce, nim odpłynął w krainę snów.
-
Śpij dobrze, profesorze – mruknęła Grace i naciągnęła na niego kołdrę, by nie
zmarzł. Nawet latem na wrzosowisku mogło być chłodno. Miał nadzieję, że
wszystko pójdzie dobrze między Mistrzem Eliksirów i jego podopiecznym i że uda
im się naprawić ich zniszczoną relację.
Potem
wyszła tak cicho, jak weszła, by położyć swoją najmłodszą pociechę do łóżka, a
potem wrócić do siebie, by zdrzemnąć się do ósmej, kiedy to wstała i
przygotowała śniadanie dla rodziny i gości.
Nie ma na tym świecie większej mocy niż łzy małych dziewczynek. Nawet ta paskudna klątwa pogodziła się z porażką gdy Jilly przybyła
OdpowiedzUsuńDziękuję za uroczy rozdział
Ciyma