Potter,
Ponieważ wciąż
jesteśmy w trakcie wojny, uważam, że można bezpiecznie założyć, że siedziałeś i
czekałeś, aż inni wykonają za ciebie trudną robotę. Po ostatniej wycieczce do
Londynu trudno jest odwrócić uwagę Czarnego Pana od przyglądania się twoim
poczynaniom. Cokolwiek planujesz, sugeruję, żebyś się ruszył. Kiedy w końcu
zakończysz swoje zadanie, napisz czas i miejsce spotkania na odwrocie pergaminu
i dotknij go różdżką.
To tak proste, że
chyba nawet ty nie możesz tego zepsuć.
Snape
Harry przeczytał list powoli, mimo że już go zapamiętał. Nie dało się zaprzeczyć, że to Severus Snape napisał list. Pytanie brzmiało: czego chciał? Syriusz był pewny, że to pułapka, gadając o „tłustych dupkach” przez wiele godzin po tym, jak wszyscy wielokrotnie przeczytali list. Remus po prostu wymienił z Harrym porozumiewawcze spojrzenie, po czym powiedział, że omówią wszystko później, Innymi słowy, Remus zamierzał na osobności uwolnić trochę gniewu, by mogli racjonalnie wszystko omówić.
Reakcje Rona i Hermiony też były ekstremalne. Oboje wierzyli, że Snape był tylko zdrajcą, który czegoś chciał, co było zaskakujące. Ron i Hermiona faktycznie zgadzali się w czymś, choć zdumienie nagle zmieniło się we frustrację, gdy Ron i Hermiona zaczęli się kłócić o powody, dlaczego Snape był zdrajcą. Harry nawet nie próbował wejść w środek tego.
Harry musiał przyznać, że był podejrzliwy. Dlaczego właśnie teraz? Co Snape miał nadzieję zyskać? Harry szczerze wątpił, by Snape chciał pomóc z dobroci własnego serca. Snape nie miał serca. Był tylko zgorzkniałym człowiekiem, który nie dbał o nikogo oprócz siebie, bez względu na to, co mógł powiedzieć profesor Dumbledore. Wszelkie zaufanie, jakim Harry mógł obdarzyć Snape’a, zniknęło, gdy dowiedział się o roli Snape’a w śmierci jego rodziców.
Dzięki informacjom przekazanym przez Malfoya, członkowie Zakonu Feniksa otrzymali zadanie monitorowania ulicy Pokątnej pod kątem jakiejkolwiek aktywności śmierciożerców. Fred i George Weasleyowie stworzyli ze swojego sklepu bazę operacyjną na ulicy Pokątnej, by przekazywać informacje między ulicą a Hogwartem, a także w razie potrzeby transportować między nimi ludzi. Bill i Fleur również byli dostępni w Gringocie, jeśli zaistniała sytuacja awaryjna.
Wraz z przejściem świąt Bożego Narodzenia, Kingsley i Tonks musieli podzielić swój czas między planowaniem kolejnego ruchu w sprawie następnego horkruksa a przygotowaniami do nadchodzącego semestru. Wszyscy nauczyciele i aurorzy ponownie wzmocnili zabezpieczenia, by po kilku godzinach powrócić do zamku całkowicie wyczerpani. Syriusz i Remus przejęli szkolenie Rona i Hermiony do „służby w terenie”, podczas gdy Harry miał zaszczyt zbierać od Malfoya dane na temat przedmiotów przechowywanych u Borgina i Burkesa.
Od członków Zakonu będących pod przykrywką zdobyli prawie cały rozkład sklepu Borgina i Burkesa, by mogli zbadać każdą możliwą kryjówkę horkruksa. Harry chciał osobiście zbadać sprawę, ale był zwyczajnie zbyt rozpoznawalny, nawet w przebraniu. Wyglądałoby to zbyt podejrzanie, gdyby ktoś z ochroną szedł aleją Śmiertelnego Nokturnu. Oczywiście był też fakt, że u Borgina i Burkesa była duża ilość „mrocznych” przedmiotów, które najprawdopodobniej przytłoczyłyby Harry’ego, ale był to tylko mały problem, który obecnie badano.
Malfoy był dla wszystkich prawdziwą niespodzianką. Nie chodziło o to, że Malfoy był niezwykle chętny do pomocy; był po prostu znudzony i bał się zostać sam z Szalonookim Moodym przez dłuższy czas. Właściwie przyznał, że spędzanie czasu z kilkoma „Gryfgłupkami” nie było takie złe w porównaniu z „niespodziewanymi” inspekcjami Moody’ego w ciągu dnia i nocy.
Kolejną niespodzianką było to, jak dobrze Malfoy tolerował wymagające maniery Hermiony dotyczące pracy domowej. Hermiona dała Malfoyowi ścisły plan lekcji, którego miał przestrzegać, by mieć pewność, że będzie mógł podjąć się OWTM-ów wraz z resztą siódmego roku. Szczerze mówiąc, Harry nie wiedział, jak Hermionie udało się tak dobrze zachować zdrowy rozsądek. Trenowała z Syriuszem i Remusem, pomagała w badaniach, pomagała Malfoyowi, a nawet znajdowała czas na dręczenie Harry’ego i Rona w kwestii ich pracy domowej.
To było po prostu złe.
Nadejście Nowego Roku przyniosło sporo presji. Niektórzy rodzice i opiekunowie wysłali zawiadomienia, że ich dzieci nie wrócą do Hogwartu, podczas gdy inni chcieli mieć pewność, że ich dzieci będą całkowicie bezpieczne. Chcieli informacji, których profesor McGonagall nie mogła ujawnić, co nie odpowiadało niektórym rodzicom. Ostatnia seria ataków Voldemorta była dla wszystkich punktem krytycznym. Na celowniku były czarodziejskie rodziny, przez co wielu porzucało swoje domy i dobytki. Weasleyowie przenieśli się na Grimmauld Place przez Boże Narodzenie wraz z kilkoma innymi rodzinami członków Zakonu.
Rodzice Tonks zostali wyciągnięci z mugolskiego świata po tym, jak w ich sąsiedztwie zauważono śmierciożerców. Matka Tonks, Andromeda, miała nad wszystkim kontrolę, ponieważ znała dom lepiej niż ktokolwiek inny. Arabella Figg również wyprowadziła się ze swojego domu na Privet Drove, by pomóc w dokumentowaniu informacji przyniesionych przez członków, podczas gdy z drugiej strony Mundungus Fletcher, po próbie kradzieży kilku reliktów rodziny Black, miał zakaz wstępu na Grimmauld Place, chyba że ktoś go obserwował.
Na szczęście dla wszystkich, nie było żadnych małych dzieci, którymi musieliby się martwić, że będą błąkać się po „zabronionych miejscach”, takich jak piwnica, która wciąż była przygotowana do zniszczenia horkruksów. Ważne artefakty Blacków, których Syriusz jeszcze nie wyniósł do Gringotta, zostały umieszczone w zabezpieczonych pokojach, zaklętych tak, by dźwięczał alarm, jednocześnie zamykając każdego, kto próbował wejść. Syriusz nie chciał ryzykować, by pokonała ich czyjaś ciekawość.
Z powodu zajęć, nikt nie zauważył wzmożonego ruchu w skrzydle z Kwaterami Huncwotów i kwaterami Malfoya. Byli w końcowej fazie planowania misji na ulicy Pokątnej. Niedzielna noc była najmniej pracowitą nocą na ulicy, ponieważ wszystkie sklepy były zamykane wcześniej, co dawał wystarczająco czasu, by wślizgnąć się, znaleźć horkruksa i wyjść tak, by nikt tego nie zauważył.
Oczywiście nikt nie spodziewał się, że wszystko pójdzie tak gładko, ale zawsze była nadzieja, prawda?
Zanim niedzielne słońce schowało się za horyzontem, wszyscy w Kwaterach Huncwotów byli gotowi do wyjścia. Mając na uwadze swój cel, mieli lecieć świstoklikami w małych grupach, które miały pojawić się w ukrytych zakamarkach na całej ulicy Pokątnej, by jak najdłużej nie zwracać na siebie uwagi. Harry, Syriusz i Tonks pojawili się piersi na rogu ulicy Pokątnej i Śmiertelnego Nokturnu. Hermiona i Kingsley mieli pojawić się wkrótce po nich przed sklepem Flourish & Blott's. Ron i Remus byli ostatnią grupą i mieli pojawić się w Czarodziejskich Dowcipach, gdzie mieli czekać inni członkowie Zakonu, jeśli będą potrzebni.
Ostatnim aktem obrony był zespół aurorów, który zorganizował Scrimgeour. Trudno było przekonać Scrimgeoura, że taki akt jest konieczny bez ujawniania szczegółów, ale w końcu ustąpił, ponieważ „społeczność czarodziejów nie mogła pozwolić sobie na utratę ulicy Pokątnej”. Przynajmniej takiego argumentu użył Remus, by zakończyć kłótnię z Scrimgeourem. Był to też argument, który zapewnił grupie zatwierdzone przez Ministerstwo świstokliki.
Czując pociągnięcie za pępkiem, trzy grupy zniknęły z Hogwartu i chwilę później dotarły do celu. Harry, Syriusz i Tonks natychmiast weszli w cień i ostrożnie skierowali się do Borgina i Burkesa. Aleja na szczęście była pusta od jakichkolwiek istot, które normalnie czaiłyby się po godzinach, nawet po zamknięciu sklepów. Harry wytrząsnął zbłąkaną myśl z głowy i starał się pozostać skupiony, jednocześnie ignorując mrok, który wydawał się wyciekać z każdego kamienia i każdej cegły. Nerwowo dotknął zaczarowanego pierścienia, który miał na środkowym palcu lewej dłoni, upewniając się, że istnieją środki, które pozwolą mu zachować zdrowie psychiczne. Pierścień został stworzony i zaczarowany tak, by stworzyć wokół niego potężną osłonę, która częściowo miała blokować jego empatię.
Harry wejdzie do Borgina i Bukresa tak ślepy jak wszyscy inni.
Borgin i Burkes był zdecydowanie największym sklepem na Nokturnie i z pewnością miał najgorszą reputację. Sklep specjalizował się wyłącznie w mrocznych i przeklętych przedmiotach lub takich, które można było sprzedać w wyjątkowo dobrej cenie. Wiadomo było, że wiele „bezcennych” przedmiotów zostało skradzionych, ale pierwotni właściciele odmówili odbioru swoich przedmiotów. Niemal każda rodzina w czarodziejskim świecie posiadała przynajmniej jeden mroczny przedmiot, nie ważne jak mały. Ci, którzy twierdzili, że to nie prawda, mieli tylko cenniejsze przedmioty. Wydawało się, że wspólnym mottem w czarodziejskim świecie było „rób, co chcesz, tylko nie daj się złapać”.
Hermiona i Kingsley dogonili Harry’ego, Syriusza i Tonks, gdy docierali do Borgina i Burkesa, podczas gdy Remus i Ron dotarli do celu na rogu ulicy Pokątnej i Śmiertelnego Nokturna. Gdy wszyscy byli na miejscu, Syriusz skinął na otaczające go osoby, by milczeli, wyciągnął różdżkę i rzucił kilka zaklęć odblokowujących, nim usłyszeli głośne kliknięcie. Po chwili wahania, Syriusz skinął głową Kingsleyowi, który sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś, co wyglądało jak duży, zielony, podobny do szkła kamień o wielkości dłoni Kingsleya.
- Po prostu wrzuć go do środka i zamknij drzwi, Syriuszu – powiedział cicho Kingsley, wręczając mu kamień. – Powinien wyłączyć wszystkie zabezpieczenia, jasne i mroczne.
- Wszyscy zamknijcie oczy – powiedział Syriusz, po czym wrzucił kamień do sklepu. Wszyscy posłuchali bez pytania i zrozumieli dlaczego, kiedy intensywne światło wylało się z okien, wypełniając na ułamek sekundy całą aleję. Gdy powróciła ciemność, wszyscy powoli otworzyli oczy i czekali, aż jasne błyski sprzed ich oczu znikną. – Dobra – powiedział w końcu Syriusz. – Ruszajmy. Wszyscy okulary i rękawiczki.
Z różdżką w gotowości i zaczarowanymi okularami przeciwsłonecznymi, Harry wszedł za Syriuszem do sklepu, zakładając rękawice ochronne i potykając się lekko, gdy z wszystkich kierunków uderzyły w niego fale mroku na dłuższą chwilę nim całkowicie zniknęły. Westchnął cicho z ulgą. Zaczarowany pierścień najwyraźniej się aktywował. Rozglądając się po sklepie mrocznego czarodzieja, Harry szybko zlokalizował wiele przedmiotów, o których mówili członkowie Zakonu, podczas gdy Syriusz rzucał jedno po drugim zaklęciu wyciszającym.
Dzięki okularom zapewniającym niezbędne oświetlenie dla każdego, Harry mógł zobaczyć złowrogie maski spoglądające w dół ze ścian, które nie zawierały szafek pełnych małych pudełek i bibelotów. Błyszczące i błyskające przedmioty spoczywały w zamkniętych, szklanych gablotach. Z sufitu zwisały najeżone kolcami instrumenty, kołyszące się lekko w słabym świetle.
- Co z panem Borginem? – zapytała Hermiona ściszonym głosem. – Z pewnością będzie wiedział, że ktoś włamuje się do jego sklepu.
Syriusz wyszczerzył się.
- Bill i Fleur się tym zajęli – powiedział zadowolony z siebie. – Dzięki odrobinie uroku, Borgin nie zauważył, jak Bill wlewa do jego napoju eliksir nasenny, który uwalnia się po czasie. Nie musimy się o niego martwić aż do rana.
Wszyscy jak najszybciej rozeszli się w różne strony. Harry przesunął się do najdalszego kąta, machając różdżką nad każdym możliwym przedmiotem i otwartą przestrzenią, cicho rzucając zaklęcia wykrywające. Ze wszystkich zebranych wcześniej informacji Harry wiedział, że horkruks był albo ukryty albo przemieniony… prawdopodobnie ukryty tak, by zapobiec sprzedaży i kradzieży.
Nie znajdując niczego niezwykłego, Harry przesunął się w prawo i zaczął cały proces od nowa. Szybko zdał sobie sprawę, jak bardzo polegał na swoich zdolnościach, zwłaszcza na wyczuwaniu czarnej magii. Zdecydowanie łatwiej było zaufać sobie niż ogólnym odczytom, które zapewniały zaklęcia. Wymagało to również mniejszej cierpliwości, która Harry’emu się kończyła. To nie był sierociniec. Im dłużej szukali, tym większa była szansa, że zostaną odkryci przez niewłaściwych ludzi, którzy mieli powiązania z tymi, których Harry chciał uniknąć, póki nie będą gotowi.
Harry ponownie przesunął się w prawo, ale zatrzymał się, gdy poczuł wgłębienie w ścianie. Z ciekawością, która wzięła nad nim górę, Harry przycisnął palec do wgłębienia i usłyszał ciche kliknięcie, po czym ściana zaczęła się do niego zbliżać. Przedmioty na ścianie zatrzęsły się, potęgując skrzypienie, które brzmiało ogłuszająco w porównaniu z przytłaczającą ciszą, która przed chwilą wypełniała pokój. Na szczęście Syriusz rzucił tak wiele zaklęć wyciszających.
Wszyscy szybko przeszli do boku Harry’ego, ale nikt nie powiedział ani słowa, póki ściana nie przestała się poruszać i nie ukazała małego, okrągłego pokoju. Na ścianach ustawione były szklane gabloty z przedmiotami o różnych kształtach, każdy zamknięty za otworem na klucz o innym kształcie. Harry z ciekawością zrobił krok do przodu jednak zatrzymał się, gdy poczuł rękę Syriusza na ramieniu.
- Musimy sprawdzić, czy są tu jakieś zaklęcia, Harry – wyszeptał Syriusz. – Ten pokój był ukryty z jakiegoś powodu.
Besztając się w myślach, Harry skinął głową i odsunął się, pozwalając Syriuszowi objąć prowadzenie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, było popełnienie głupiego błędu. Harry ostrożnie podążył za Syriuszem, wiedząc, że Tonks jest zaledwie krok za nim. Wchodząc na próg, Harry powoli skanował każdą szklaną gablotę, by zobaczyć to, czego szukali. W najwyższej szklanej gablocie na ścianie po lewej stronie, spoczywała kryształowa kula na kruku wyrzeźbionym z brązu. Kryształową kulę pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn, a po jej bokach umieszczone były dwa dziwnie ukształtowane klejnoty.
Spoglądając w dół na swoją lewą dłoń w rękawiczce, Harry wiedział, że musi dokonać trudnego wyboru. W każdym miejscu na półce na pewno będą mroczne zaklęcia. Potrzebowali każdej przewagi, a zdolność Harry’ego do wyczuwania mrocznej magii z pewnością była zaletą. Zanim ktokolwiek mógł go zniechęcić, Harry zdjął rękawiczkę, ściągnął zaczarowany pierścień i zamknął oczy, gdy ponownie otoczyły go fale ciemności.
Rozległ się cichy brzdęk, kiedy pierścień wysunął się z palców Harry’ego i uderzył o podłogę, ale Harry był zbyt skupiony na rozróżnianiu różnych fal ciemności, by to zauważyć. Liczyła się tylko ciemność przed nim. Na pewno zderzyło się ze sobą kilka fal. Upiorne fale biegły po ścianach, otaczając każdą szklaną gablotę.
To nie będzie łatwe.
- Harry! – syknęła Hermiona. – Co ty robisz?!
- Pomagam – odparł Harry, próbując zignorować ból głowy, który zaczynał uderzać w jego skronie. Musiał skoncentrować się na „wyczuwaniu” zaklęć umieszczonych w pomieszczeniu, by wiedzieć, na czym należy się skoncentrować, a czego uniknąć. – Na samej podłodze są trzy, być może cztery zaklęcia i wszystkie są w jakiś sposób ze sobą powiązane.
- Jeśli to prawda to próba zniwelowania jednego może odpalić pozostałe – powiedział z namysłem Kingsley. – Przedmiot musi być wyjęty bez wchodzenia na podłogę.
Tonks i Syriusz wpatrywali się w Kingsleya z niedowierzaniem.
- Cóż, to sprawia, że wszystko będzie łatwiejsze – mruknął sarkastycznie Syriusz.
- To po prostu oznacza, że musimy być kreatywni – odparła w zamyśleniu Hermiona. – Możemy spróbować lewitacji. Syriusz może lewitować Harry’ego, a profesor Shacklebolt może lewitować mnie…
- Poczekaj sekundę! – zaprotestował Syriusz. – Jeśli przez chwilę o tym pomyślimy…
- Jesteśmy oczywistym wyborem, Syriuszu – upierała się Hermiona. – Znam wszystkie zaklęcia, a Harry może wskazać, jeśli coś przegapię. Jesteśmy też lżejsi niż wasza dwójka.
- A co ze mną? – zaprotestowała Tonks. Wszyscy spojrzeli na nią z tym samym sceptycznym wyrazem twarzy, przez co Tonks skrzywiła się. Mimo że Tonks najwyraźniej starała się być ostrożna, wciąż miała momenty niezdarności, które trzymały wszystkich w napięciu. – Racja – powiedziała Tonks z zakłopotaniem. – Zapomnijcie, że cokolwiek powiedziałam. Kontynuujcie.
- Hermiona ma rację, Syriuszu – dodał Harry, wzruszając ramionami i zakładając z powrotem rękawiczkę. – Poza tym, czy naprawdę mamy czas o tym dyskutować?
Syriusz westchnął zrezygnowany i potrząsnął głową, po czym odsunął się na bok, by Harry i Hermiona mogli stanąć obok siebie w progu.
- Raz kozie śmierć – mruknął Syriusz.
Bez ostrzeżenia Harry poczuł, jak bez wysiłku jest unoszony w powietrze, aż znalazł się na poziomie najwyższych gablot. Starał się utrzymać nerwy pod kontrolą, gdy powoli odwrócił się w powietrzu i ruszył w kierunku gabloty z pokrytą kurzem kryształową kulą. Hermiona już unosiła różdżkę, gotowa do rzucania zaklęć. Kiwając ręką, by czekała, Harry uniósł własną różdżkę i zaczął ostrożnie wyczarowywać lustra, by odwrócić upiorne fale, biegnące po ścianach.
Hermiona szybko zrozumiała, co Harry próbował zrobić i zaczęła rzucać zaklęcia przyklejające wokół gabloty. Harry ostrożnie ustawił lustra tak, by odbijały fale, dzięki czemu mogli martwić się o jeden problem mniej, o ile nie ześlizgną się lub nie upadną. Gdy wszystkie lustra były na swoim miejscu, Harry skinął głową dając znak Hermionie, która natychmiast zaczęła rzucać wszystkie zaklęcia diagnostyczne, jakie przyszły jej do głowy.
- Proszę, powiedzcie mi, że prawie skończyliście – powiedział cicho Remus przez słuchawki.
Wszyscy wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nie można było zaprzeczyć, że w głosie Remusa słychać było nutę nerwowości.
- Co się stało, Remusie? – zapytał szybko Kingsley.
Nastąpiło lekkie wahanie, nim Remus odpowiedział.
- Na ulicę pokątną właśnie aportowało się kilka grup zamaskowanych na czarno osobników i zbliżają się do nas. Nie ma mowy, żebyśmy byli w stanie ich długo powstrzymać, nawet z pomocą Zakonu.
Harry pilnie zaczął machać różdżką nad szklaną gablotą, by spróbować „odblokować” umieszczone na niej zaklęcia ochronne. Wyczuwał co najmniej trzy różne, z czego dwa były mroczne. Usunięcie jasnego zaklęcia byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że był to klej, który spajał resztę.
- Poczekaj, aż będą wystarczająco blisko, żeby wysłać sygnał – nakazał Kingsley. – Mam nadzieję, że otoczenie ich da nam wystarczająco czasu, żeby tu wszystko skończyć.
Różdżka Syriusza drgnęła lekko, gdy ten rzucił niedowierzające spojrzenie na Kingsleya, co wystarczyło, by zaklęcie na Harrym osłabło. Moment później Harry wiedział przez lekkie drgnięcie, że był w tarapatach. To było jedyne ostrzeżenie przed upadkiem. Jego umysł zamarł, kiedy upadł twarzą do podłogi, a jedyną rzeczą, która wypełniła jego uszy, był krzyk Hermiony. Widząc, jak podłoga pędzi mu na spotkanie, Harry odruchowo zamknął oczy tylko po to, by poczuć, jak całe powietrze ulatuje z jego płuc, gdy nagle się zatrzymał.
- Co się stało? – zapytał Ron przez słuchawki. – Co się dzieje?
Harry ostrożnie otworzył oczy, zdając sobie sprawę, że podłoga jest tylko kilka centymetrów pod nim. Fale ciemności unosiły się, próbując się wokół niego owinąć, ale nie mogły dosięgnąć. Harry nie próbował się poruszyć, nawet nie oddychał. Jak mógł, kiedy od pochłonięcia przez czarną magię dzielił go zaledwie ułamek sekundy.
- Nic, Ron – warknął Syriusz, a jego różdżka drżała lekko pod jego mocnym uściskiem dłoni. – Skup się na swojej robocie, byśmy mogli wykonać naszą.
Harry w końcu odetchnął, gdy poczuł, że powoli zaczyna unosić się w powietrzu. Gdy tylko był wystarczająco wysoko, powoli przemieścił swoje ciało, by spojrzeć w górę. Natychmiast zauważył zdenerwowaną twarz Hermiony, po czym skinął głową w kierunku gabloty. Hermiona niepewnie skinęła głową i wróciła do próby otwarcia gabloty. Kiedy Harry przeleciał obok Syriusza, nie mógł nie zauważyć wyczerpanego wyrazu twarzy swojego ojca chrzestnego. Próbował rzucić mu uspokajające spojrzenie, ale wiedział, że niewiele to da, póki nie wrócą do Hogwartu.
- Tonks, zajmij się drzwiami – rozkazał Kingsley, po czym spojrzał na Syriusza. – Wszystko w porządku czy chcesz, żeby Tonks przejęła Harry’ego?
- Nic mi nie jest – odpowiedział Syriusz przez zaciśnięte zęby. – Przepraszam za to, Harry.
- Po prostu więcej tak nie rób, Syriuszu – powiedział cicho Harry, docierając do Hermiony. – Chyba postarzałem się o dziesięć lat.
- Myślę, że prawie to mam – mruknęła Hermiona, marszcząc w skupieniu brwi, ciągle machając różdżką nad gablotą w skomplikowanym wzorze.
Harry ostrożnie sięgnął zmysłami i był zaskoczony, gdy poczuł, jak ostatnie mroczne zaklęcie zachwiało się przez moment, po czym zniknęło. Hermiona szybko rzuciła Harry’emu niepewne spojrzenie, by następnie zacząć promieniować dumą, gdy Harry skinął głową w potwierdzeniu. Harry musiał przyznać, że był zdumiony tym, jak Hermiona rzucała zaklęcia, zwłaszcza że był to pierwszy raz, gdy rzeczywiście miała do czynienia z mrocznymi zaklęciami.
Rzucając szybkie zaklęcie otwierające, gablota otworzyła się, pozwalając Harry’emu ostrożnie do niej sięgnąć i owinąć jedną rękę wokół brudnej, kryształowej kuli, podczas gdy drugą chwycił podstawę. Przyglądając się bliżej, Harry zauważył, że nie tylko kurz i pajęczyny nadawały kryształowej kuli wygląd „brudnej”. Było coś wewnątrz samej kuli i to coś mogło być tylko kawałkiem mrocznej duszy Voldemorta.
- Mamy to – powiedział Harry wystarczająco głośno, by Ron i Remus mogli go usłyszeć, gdy poczuł, jak powoli opada na ziemię. Mrok zdawał się pulsować wokół kuli, zmuszając Harry’ego do większej ostrożności. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali było upuszczenie przez niego artefaktu, zawierającego jedną z najmroczniejszych magii i wywołanie reakcji łańcuchowej.
- Świetnie – powiedział Remus z napięciem w głosie. – Wynoście się stamtąd, żebyśmy mogli zaalarmować Ministerstwo i wycofać się.
Harry i Hermiona wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nagle ich tempo nie było wystarczająco szybkie. Gdy tylko byli dość nisko, Harry został przyciągnięty do drzwi i zaczął cicho błagać, by się pospieszyli. Ron i Remus najprawdopodobniej byli wszystkim, co stało między nimi a śmierciożercami ,a ta myśl sprawiła, że Harry się martwił. Ron wiedział wystarczająco dużo, by stawić czoła prawie każdemu, ale miał też tendencję do panikowania, gdy coś go zbyt przytłaczało.
Gdy tylko stopy Harry’ego dotknęły podłogi, już wybiegali z Borgina i Burkesa, próbując zignorować fale mroku, które uderzały w niego z każdym krokiem.
- Jak źle jest, Ron? – zapytał szybko.
- Zaczynają przebijać się przez tarcze ochronne, które ustawili Fred i George – odpowiedział z roztargnieniem Ron. – Próbujemy wzmocnić tarczę, ale jest ich po prostu za dużo.
Prawie jakby wiedzieli, że tu będziemy. Oczywiście gdyby to była prawda, wpadliby w pułapkę. Nie. Harry doszedł do wniosku, że musiał istnieć jakiś rodzaj osłony, którą przegapili, co spowodowało, że Voldemort wysłał śmierciożerców, by zbadali sprawę. I zabili każdego, kogo napotkają na swojej drodze.
- Ron, w chwili, gdy tarcza pęknie, aportuj się – nakazał Harry.
- Skontaktowałem się z Ministerstwem – powiedział Kingsley, wychodząc ze sklepu, trzymając w ręce odznakę aurora. – Wkrótce powinni tu być.
- Jak wkrótce? – zapytał Remus z napięciem w głosie. – Tarcze pękają… Opadły! Ron! Po prostu strzelaj we wszystko, co się rusza!
Syriusz wybiegł ze sklepu, a za nim Hermiona i Tonks.
- Jesteśmy w drodze, Lunatyku – powiedział szybko, po czym zwrócił się do Harry’ego i Hermiony. – Nie mamy czasu, by zabrać horkruksa do Dworu Blacków i go zniszczyć. Zabierzcie go do Hogwartu. Spotkamy się tam tak szybko, jak to możliwe.
Harry przekazał Hermionie horkruksa.
- Ukryj go w Kwaterach Huncwotów – dodał. – Pójdę zastąpić Rona. – Nim ktokolwiek mógł zaprotestować, Harry pobiegł do wyjścia z Alei, dostrzegając błyski światła, przelatujące w tę i z powrotem, oświetlając ulicę Pokątną. Szybko namierzył Remusa i Rona, na których nacierała garstka śmierciożerców. Harry natychmiast zaczął rzucać zaklęcia we wszystko, co było w pelerynie śmierciożercy.
Jedno z zaklęć właśnie ominęło głowę Rona, powodując, że uchylił się i odwrócił z różdżką gotową do wystrzału.
- Harry! – wykrzyknął z ulgą. – Nie strasz mnie tak!
Harry nie miał czasu na odpowiedź, popychając Rona na ziemię i obserwując, jak zielony błysk przelatuje obok miejsca, w którym przed chwilą stali. Ron wpatrywał się w Harry’ego z niepokojem, po czym obaj zerwali się na równe nogi. Stojąc u wylotu alei, Harry mógł wreszcie ogarnąć całą sytuację. Śmierciożercy rzeczywiście zostali otoczeni przez członków Zakonu, ale liczba wrogów wyraźnie przewyższała liczbę członków Zakonu. Harry wiedział, że jeśli aurorzy nie przybędą szybko, ulica pokątna zostanie zniszczona.
Remus podbiegł do nich.
- Nic wam nie jest? – zapytał, a w odpowiedzi otrzymał szybkie skinienie głowami. Pokiwał z ulgą, po czym rzucił szybkie zaklęcie nad ramieniem Rona. – Syriuszu, naprawdę przydałaby nam się tu pomoc.
- Harry i Ron, wracajcie tu – nakazał Syriusz przez słuchawki. – Musimy zabrać was z powrotem do Hogwartu.
Harry opadł na jedno kolano i strzelił nisko, podczas gdy Ron rzucił zaklęcie wysoko. Nie było mowy, by mogli odejść, nie narażając Remusa na niebezpieczeństwo. Na szczęście Remus przemówił w ich obronie.
- Pomagają, Syriuszu! Tak jak ty powinieneś!
- Już idę, Remusie – wtrącił się Kingsley. – Borgin i Burkes jest całkowicie zamknięty.
Harry skoczył na równe nogi i przesunął się w prawo, gdy podeszli trzej śmierciożercy. Harry bez namysłu wyciągnął zza pasa sai i odwrócił się, szybko powiększając je w dłoni. Szybko przyzwyczaił się do rzucania zaklęć prawą ręką, jednocześnie blokując inne swoim sai w lewej. Kiedy nadarzyła się okazja, dźgał sai w nogę lub rękę, nie było to nic śmiertelnego, ale wystarczyło, by kogoś spowolnić. Nie mogli polegać na ogłuszaczach. Przeciwników było zwyczajnie zbyt wiele.
- Hermiona zabrała się świstoklikiem do Hogwartu – oznajmił Syriusz. – Ja i Tonks jesteśmy w drodze.
Cała aleja zadudniła, gdy wszyscy walczyli, by utrzymać się na nogach. Zerkając przez ramię, Harry tylko sapnął, gdy zobaczył, jak dwa białe filary Gringotta runęły na ziemię. Krzyki i wrzaski wypełniły powietrze, gdy wszyscy starali się uniknąć uderzenia. Wielki podmuch niosący brud i drobiny gruzu przeniósł się nad alejką, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek. Harry natychmiast sięgnął zmysłami, próbując odróżnić przyjaciela od wroga.
- Lewa strona potrzebuje pomocy! – krzyknął Remus. – Bill i Fleur oberwali!
- Jestem w drodze – odpowiedziała Tonks. Nastąpiła chwila ciszy. – Z Billem wszystko w porządku, jest tylko nieprzytomny. Fleur ma złamaną co najmniej jedną nogę. Musimy…
Krzyk Tonks sprawił, że wszyscy wzdrygnęli się z szoku i strachu. Harry nie zawahał się, odwrócił się w miejscu i aportował do Gringotta. Pojawił się na szczycie schodów i natychmiast musiał zakryć usta oraz zamknąć oczy. Kurz i brud były tak gęste, że prawie niemożliwe było patrzenie i oddychanie, nawet w zaczarowanych okularach przeciwsłonecznych, ale nie miał zamiaru pozwolić, by to go powstrzymało.
Krzyk Tonks mógł ucichnąć, ale jej strach z pewnością nie zniknął.
Harry chwycił się tego uczucia i pobiegł w jego kierunku. Nie minęło dużo czasu, nim gęsta chmura kurzu nieco się zmniejszyła, pozwalając Harry’emu zobaczyć wysoką i szczupłą postać w czarnej szacie z kapturem, trzymającą Tonks w dziwnej pozycji. Harry mógłby przysiąc, że postać gryzie ją w szyję.
Ogarnęła go panika i Harry zaatakował postać. Przebiegł tylko kilka kroków, nim postać puściła Tonks i odwróciła się twarzą do Harry’ego. Tonks osunęła się na ziemię i pozostała nieruchoma, z zamkniętymi oczami i bardzo płytkim oddechem. Harry nie mógł nie zauważyć dwóch wyraźnych śladów na jej szyi.
- Potter – warknęła postać wyraźnie męskim głosem, wyciągając różdżkę i celując nią w Harry’ego.
Błysk fioletowego światła wystrzelił z różdżki, zmuszając Harry’ego do zejścia mu z drogi i odpowiedzenia ogniem. Postać poruszała się szybciej, niż Harry myślał, że to możliwe, zmuszając go do działania w defensywie. Zaklęcia, pięści i kopniaki pojawiły się na jego drodze, ale Harry unikał, blokował i kontrował wszystko, całkowicie polegając na wszystkich swoich zmysłach. Kiedy postać atakowała wysoko, Harry zszedł nisko, próbując wykopać jego nogi. Kiedy postać zaatakowała nisko, Harry odskoczył poza jego zasięg i rzucił tarczę, próbując zdobyć trochę przewagi. Poruszał się bez zastanowienia, ignorując wszystko, co zostało wypowiedziane w słuchawce. Tylko w ten sposób Harry wciąż stał na nogach.
Gdy szponiasta dłoń sięgnęła do twarzy Harry’ego, podskoczył, odwracając się w powietrzu, wygiął stopę w łuk i kopnął postać w bok twarzy. Gdy mężczyzna potknął się, Harry zintensyfikował swój atak. Z jego różdżki wystrzeliły zaklęcia, odwrócił swoje sai i uderzył w pierś postaci, powodując, że znowu się potknęła.
- Naprawdę myślisz, że możesz mnie pokonać, Potter? – zasyczała postać. – Przegrasz, a mroczni zaczną rządzić…
Harry zakończył tyradę postaci szybkim kopniakiem w twarz, po którym nastąpiła kombinacja klątw, za które prawdopodobnie dostałby reprymendę od Hermiony. Odwrócił się, by odzyskać równowagę, uniósł swoje sai, by wykonać ostateczny cios, jednak zobaczył, jak postać znika. Harry zacisnął zęby z frustracji, po czym podszedł do Tonks. Widział lecące w oddali zaklęcia i szybko dostrzegł dużą ilość aurorskich płaszczy.
Chyba lepiej późno niż wcale.
Klękając obok Tonks, Harry nie mógł nie dostrzec sporej ilości krwi, która zebrała się wokół jej głowy, wsiąkając w fioletowe włosy. W niczym nie przypominała Tonks, którą Harry kochał jak ciotkę przez ostatnie kilka lat. Była niezwykle blada, jej oddech był jeszcze bardziej płytki, a ciało lekko się trzęsło. Harry szybko przymocował swoje sai do paska i rzucił kilka zaklęć diagnostycznych, kuląc się z powodu informacji zwrotnej.
- Syriuszu? Remusie? – zapytał Harry, świadomie dotykając słuchawki w uchu.
- Jesteśmy tu, Harry – odpowiedział Syriusz. – W końcu uciekają. Jak źle tam jest?
- Tonks jest poważnie ranna – powiedział, rozglądając się wokół i dostrzegając, jak Bill próbuje wydobyć Fleur spod gruzów. – Dopadł ją wampir. Żyje, ale potrzebuję świstoklika do skrzydła szpitalnego albo świętego Munga.
- Dotknij jej odznaki na płaszczu aurora i powiedz Hogwart, Harry – powiedział spokojnie Kingsley. – Dołączymy do ciebie tak szybko, jak to możliwe.
Harry przygryzł wargę, ostrożnie przesuwając Tonks, by odnaleźć odznakę aurora. – Czy ktoś jeszcze jest ranny? – zapytał. – Czy z Ronem wszystko w porządku?
- To nic czego nie wyleczy kilka zaklęć leczniczych, Harry – odpowiedział Remus. – Nie martw się o nas. Zaopiekuj się Tonks.
To wystarczyło, by Harry dotknął odznaki Tonks, wymamrotał „Hogwart” i poczekał, aż poczuje ostre szarpnięcie za pępkiem, gdy świstoklik zabrał ich w bezpieczne miejsce.