Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 24 kwietnia 2022

PoO - Rozdział 10 – Cena wojny

Potter,

Ponieważ wciąż jesteśmy w trakcie wojny, uważam, że można bezpiecznie założyć, że siedziałeś i czekałeś, aż inni wykonają za ciebie trudną robotę. Po ostatniej wycieczce do Londynu trudno jest odwrócić uwagę Czarnego Pana od przyglądania się twoim poczynaniom. Cokolwiek planujesz, sugeruję, żebyś się ruszył. Kiedy w końcu zakończysz swoje zadanie, napisz czas i miejsce spotkania na odwrocie pergaminu i dotknij go różdżką.

To tak proste, że chyba nawet ty nie możesz tego zepsuć.

Snape

Harry przeczytał list powoli, mimo że już go zapamiętał. Nie dało się zaprzeczyć, że to Severus Snape napisał list. Pytanie brzmiało: czego chciał? Syriusz był pewny, że to pułapka, gadając o „tłustych dupkach” przez wiele godzin po tym, jak wszyscy wielokrotnie przeczytali list. Remus po prostu wymienił z Harrym porozumiewawcze spojrzenie, po czym powiedział, że omówią wszystko później, Innymi słowy, Remus zamierzał na osobności uwolnić trochę gniewu, by mogli racjonalnie wszystko omówić.

Reakcje Rona i Hermiony też były ekstremalne. Oboje wierzyli, że Snape był tylko zdrajcą, który czegoś chciał, co było zaskakujące. Ron i Hermiona faktycznie zgadzali się w czymś, choć zdumienie nagle zmieniło się we frustrację, gdy Ron i Hermiona zaczęli się kłócić o powody, dlaczego Snape był zdrajcą. Harry nawet nie próbował wejść w środek tego.

Harry musiał przyznać, że był podejrzliwy. Dlaczego właśnie teraz? Co Snape miał nadzieję zyskać? Harry szczerze wątpił, by Snape chciał pomóc z dobroci własnego serca. Snape nie miał serca. Był tylko zgorzkniałym człowiekiem, który nie dbał o nikogo oprócz siebie, bez względu na to, co mógł powiedzieć profesor Dumbledore. Wszelkie zaufanie, jakim Harry mógł obdarzyć Snape’a, zniknęło, gdy dowiedział się o roli Snape’a w śmierci jego rodziców.

Dzięki informacjom przekazanym przez Malfoya, członkowie Zakonu Feniksa otrzymali zadanie monitorowania ulicy Pokątnej pod kątem jakiejkolwiek aktywności śmierciożerców. Fred i George Weasleyowie stworzyli ze swojego sklepu bazę operacyjną na ulicy Pokątnej, by przekazywać informacje między ulicą a Hogwartem, a także w razie potrzeby transportować między nimi ludzi. Bill i Fleur również byli dostępni w Gringocie, jeśli zaistniała sytuacja awaryjna.

Wraz z przejściem świąt Bożego Narodzenia, Kingsley i Tonks musieli podzielić swój czas między planowaniem kolejnego ruchu w sprawie następnego horkruksa a przygotowaniami do nadchodzącego semestru. Wszyscy nauczyciele i aurorzy ponownie wzmocnili zabezpieczenia, by po kilku godzinach powrócić do zamku całkowicie wyczerpani. Syriusz i Remus przejęli szkolenie Rona i Hermiony do „służby w terenie”, podczas gdy Harry miał zaszczyt zbierać od Malfoya dane na temat przedmiotów przechowywanych u Borgina i Burkesa.

Od członków Zakonu będących pod przykrywką zdobyli prawie cały rozkład sklepu Borgina i Burkesa, by mogli zbadać każdą możliwą kryjówkę horkruksa. Harry chciał osobiście zbadać sprawę, ale był zwyczajnie zbyt rozpoznawalny, nawet w przebraniu. Wyglądałoby to zbyt podejrzanie, gdyby ktoś z ochroną szedł aleją Śmiertelnego Nokturnu. Oczywiście był też fakt, że u Borgina i Burkesa była duża ilość „mrocznych” przedmiotów, które najprawdopodobniej przytłoczyłyby Harry’ego, ale był to tylko mały problem, który obecnie badano.

Malfoy był dla wszystkich prawdziwą niespodzianką. Nie chodziło o to, że Malfoy był niezwykle chętny do pomocy; był po prostu znudzony i bał się zostać sam z Szalonookim Moodym przez dłuższy czas. Właściwie przyznał, że spędzanie czasu z kilkoma „Gryfgłupkami” nie było takie złe w porównaniu z „niespodziewanymi” inspekcjami Moody’ego w ciągu dnia i nocy.

Kolejną niespodzianką było to, jak dobrze Malfoy tolerował wymagające maniery Hermiony dotyczące pracy domowej. Hermiona dała Malfoyowi ścisły plan lekcji, którego miał przestrzegać, by mieć pewność, że będzie mógł podjąć się OWTM-ów wraz z resztą siódmego roku. Szczerze mówiąc, Harry nie wiedział, jak Hermionie udało się tak dobrze zachować zdrowy rozsądek. Trenowała z Syriuszem i Remusem, pomagała w badaniach, pomagała Malfoyowi, a nawet znajdowała czas na dręczenie Harry’ego i Rona w kwestii ich pracy domowej.

To było po prostu złe.

Nadejście Nowego Roku przyniosło sporo presji. Niektórzy rodzice i opiekunowie wysłali zawiadomienia, że ich dzieci nie wrócą do Hogwartu, podczas gdy inni chcieli mieć pewność, że ich dzieci będą całkowicie bezpieczne. Chcieli informacji, których profesor McGonagall nie mogła ujawnić, co nie odpowiadało niektórym rodzicom. Ostatnia seria ataków Voldemorta była dla wszystkich punktem krytycznym. Na celowniku były czarodziejskie rodziny, przez co wielu porzucało swoje domy i dobytki. Weasleyowie przenieśli się na Grimmauld Place przez Boże Narodzenie wraz z kilkoma innymi rodzinami członków Zakonu.

Rodzice Tonks zostali wyciągnięci z mugolskiego świata po tym, jak w ich sąsiedztwie zauważono śmierciożerców. Matka Tonks, Andromeda, miała nad wszystkim kontrolę, ponieważ znała dom lepiej niż ktokolwiek inny. Arabella Figg również wyprowadziła się ze swojego domu na Privet Drove, by pomóc w dokumentowaniu informacji przyniesionych przez członków, podczas gdy  z drugiej strony Mundungus Fletcher, po próbie kradzieży kilku reliktów rodziny Black, miał zakaz wstępu na Grimmauld Place, chyba że ktoś go obserwował.

Na szczęście dla wszystkich, nie było żadnych małych dzieci, którymi musieliby się martwić, że będą błąkać się po „zabronionych miejscach”, takich jak piwnica, która wciąż była przygotowana do zniszczenia horkruksów. Ważne artefakty Blacków, których Syriusz jeszcze nie wyniósł do Gringotta, zostały umieszczone w zabezpieczonych pokojach, zaklętych tak, by dźwięczał alarm, jednocześnie zamykając każdego, kto próbował wejść. Syriusz nie chciał ryzykować, by pokonała ich czyjaś ciekawość.

Z powodu zajęć, nikt nie zauważył wzmożonego ruchu w skrzydle z Kwaterami Huncwotów i kwaterami Malfoya. Byli w końcowej fazie planowania misji na ulicy Pokątnej. Niedzielna noc była najmniej pracowitą nocą na ulicy, ponieważ wszystkie sklepy były zamykane wcześniej, co dawał wystarczająco czasu, by wślizgnąć się, znaleźć horkruksa i wyjść tak, by nikt tego nie zauważył.

Oczywiście nikt nie spodziewał się, że wszystko pójdzie tak gładko, ale zawsze była nadzieja, prawda?

Zanim niedzielne słońce schowało się za horyzontem, wszyscy w Kwaterach Huncwotów byli gotowi do wyjścia. Mając na uwadze swój cel, mieli lecieć świstoklikami w małych grupach, które miały pojawić się w ukrytych zakamarkach na całej ulicy Pokątnej, by jak najdłużej nie zwracać na siebie uwagi. Harry, Syriusz i Tonks pojawili się piersi na rogu ulicy Pokątnej i Śmiertelnego Nokturnu. Hermiona i Kingsley mieli pojawić się wkrótce po nich przed sklepem Flourish & Blott's. Ron i Remus byli ostatnią grupą i mieli pojawić się w Czarodziejskich Dowcipach, gdzie mieli czekać inni członkowie Zakonu, jeśli będą potrzebni.

Ostatnim aktem obrony był zespół aurorów, który zorganizował Scrimgeour. Trudno było przekonać Scrimgeoura, że taki akt jest konieczny bez ujawniania szczegółów, ale w końcu ustąpił, ponieważ „społeczność czarodziejów nie mogła pozwolić sobie na utratę ulicy Pokątnej”. Przynajmniej takiego argumentu użył Remus, by zakończyć kłótnię z Scrimgeourem. Był to też argument, który zapewnił grupie zatwierdzone przez Ministerstwo świstokliki.

Czując pociągnięcie za pępkiem, trzy grupy zniknęły z Hogwartu i chwilę później dotarły do celu. Harry, Syriusz i Tonks natychmiast weszli w cień i ostrożnie skierowali się do Borgina i Burkesa. Aleja na szczęście była pusta od jakichkolwiek istot, które normalnie czaiłyby się po godzinach, nawet po zamknięciu sklepów. Harry wytrząsnął zbłąkaną myśl z głowy i starał się pozostać skupiony, jednocześnie ignorując mrok, który wydawał się wyciekać z każdego kamienia i każdej cegły. Nerwowo dotknął zaczarowanego pierścienia, który miał na środkowym palcu lewej dłoni, upewniając się, że istnieją środki, które pozwolą mu zachować zdrowie psychiczne. Pierścień został stworzony i zaczarowany tak, by stworzyć wokół niego potężną osłonę, która częściowo miała blokować jego empatię.

Harry wejdzie do Borgina i Bukresa tak ślepy jak wszyscy inni.

Borgin i Burkes był zdecydowanie największym sklepem na Nokturnie i z pewnością miał najgorszą reputację. Sklep specjalizował się wyłącznie w mrocznych i przeklętych przedmiotach lub takich, które można było sprzedać w wyjątkowo dobrej cenie. Wiadomo było, że wiele „bezcennych” przedmiotów zostało skradzionych, ale pierwotni właściciele odmówili odbioru swoich przedmiotów. Niemal każda rodzina w czarodziejskim świecie posiadała przynajmniej jeden mroczny przedmiot, nie ważne jak mały. Ci, którzy twierdzili, że to nie prawda, mieli tylko cenniejsze przedmioty. Wydawało się, że wspólnym mottem w czarodziejskim świecie było „rób, co chcesz, tylko nie daj się złapać”.

Hermiona i Kingsley dogonili Harry’ego, Syriusza i Tonks, gdy docierali do Borgina i Burkesa, podczas gdy Remus i Ron dotarli do celu na rogu ulicy Pokątnej i Śmiertelnego Nokturna. Gdy wszyscy byli na miejscu, Syriusz skinął na otaczające go osoby, by milczeli, wyciągnął różdżkę i rzucił kilka zaklęć odblokowujących, nim usłyszeli głośne kliknięcie. Po chwili wahania, Syriusz skinął głową Kingsleyowi, który sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś, co wyglądało jak duży, zielony, podobny do szkła kamień o wielkości dłoni Kingsleya.

- Po prostu wrzuć go do środka i zamknij drzwi, Syriuszu – powiedział cicho Kingsley, wręczając mu kamień. – Powinien wyłączyć wszystkie zabezpieczenia, jasne i mroczne.

- Wszyscy zamknijcie oczy – powiedział Syriusz, po czym wrzucił kamień do sklepu. Wszyscy posłuchali bez pytania i zrozumieli dlaczego, kiedy intensywne światło wylało się z okien, wypełniając na ułamek sekundy całą aleję. Gdy powróciła ciemność, wszyscy powoli otworzyli oczy i czekali, aż jasne błyski sprzed ich oczu znikną. – Dobra – powiedział w końcu Syriusz. – Ruszajmy. Wszyscy okulary i rękawiczki.

Z różdżką w gotowości i zaczarowanymi okularami przeciwsłonecznymi, Harry wszedł za Syriuszem do sklepu, zakładając rękawice ochronne i potykając się lekko, gdy z wszystkich kierunków uderzyły w niego fale mroku na dłuższą chwilę nim całkowicie zniknęły. Westchnął cicho z ulgą. Zaczarowany pierścień najwyraźniej się aktywował. Rozglądając się po sklepie mrocznego czarodzieja, Harry szybko zlokalizował wiele przedmiotów, o których mówili członkowie Zakonu, podczas gdy Syriusz rzucał jedno po drugim zaklęciu wyciszającym.

Dzięki okularom zapewniającym niezbędne oświetlenie dla każdego, Harry mógł zobaczyć złowrogie maski spoglądające w dół ze ścian, które nie zawierały szafek pełnych małych pudełek i bibelotów. Błyszczące i błyskające przedmioty spoczywały w zamkniętych, szklanych gablotach. Z sufitu zwisały najeżone kolcami instrumenty, kołyszące się lekko w słabym świetle.

- Co z panem Borginem? – zapytała Hermiona ściszonym głosem. – Z pewnością będzie wiedział, że ktoś włamuje się do jego sklepu.

Syriusz wyszczerzył się.

- Bill i Fleur się tym zajęli – powiedział zadowolony z siebie. – Dzięki odrobinie uroku, Borgin nie zauważył, jak Bill wlewa do jego napoju eliksir nasenny, który uwalnia się po czasie. Nie musimy się o niego martwić aż do rana.

Wszyscy jak najszybciej rozeszli się w różne strony. Harry przesunął się do najdalszego kąta, machając różdżką nad każdym możliwym przedmiotem i otwartą przestrzenią, cicho rzucając zaklęcia wykrywające. Ze wszystkich zebranych wcześniej informacji Harry wiedział, że horkruks był albo ukryty albo przemieniony… prawdopodobnie ukryty tak, by zapobiec sprzedaży i kradzieży.

Nie znajdując niczego niezwykłego, Harry przesunął się w prawo i zaczął cały proces od nowa. Szybko zdał sobie sprawę, jak bardzo polegał na swoich zdolnościach, zwłaszcza na wyczuwaniu czarnej magii. Zdecydowanie łatwiej było zaufać sobie niż ogólnym odczytom, które zapewniały zaklęcia. Wymagało to również mniejszej cierpliwości, która Harry’emu się kończyła. To nie był sierociniec. Im dłużej szukali, tym większa była szansa, że zostaną odkryci przez niewłaściwych ludzi, którzy mieli powiązania z tymi, których Harry chciał uniknąć, póki nie będą gotowi.

Harry ponownie przesunął się w prawo, ale zatrzymał się, gdy poczuł wgłębienie w ścianie. Z ciekawością, która wzięła nad nim górę, Harry przycisnął palec do wgłębienia i usłyszał ciche kliknięcie, po czym ściana zaczęła się do niego zbliżać. Przedmioty na ścianie zatrzęsły się, potęgując skrzypienie, które brzmiało ogłuszająco w porównaniu z przytłaczającą ciszą, która przed chwilą wypełniała pokój. Na szczęście Syriusz rzucił tak wiele zaklęć wyciszających.

Wszyscy szybko przeszli do boku Harry’ego, ale nikt nie powiedział ani słowa, póki ściana nie przestała się poruszać i nie ukazała małego, okrągłego pokoju. Na ścianach ustawione były szklane gabloty z przedmiotami o różnych kształtach, każdy zamknięty za otworem na klucz o innym kształcie. Harry z ciekawością zrobił krok do przodu jednak zatrzymał się, gdy poczuł rękę Syriusza na ramieniu.

- Musimy sprawdzić, czy są tu jakieś zaklęcia, Harry – wyszeptał Syriusz. – Ten pokój był ukryty z jakiegoś powodu.

Besztając się w myślach, Harry skinął głową i odsunął się, pozwalając Syriuszowi objąć prowadzenie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, było popełnienie głupiego błędu. Harry ostrożnie podążył za Syriuszem, wiedząc, że Tonks jest zaledwie krok za nim. Wchodząc na próg, Harry powoli skanował każdą szklaną gablotę, by zobaczyć to, czego szukali. W najwyższej szklanej gablocie na ścianie po lewej stronie, spoczywała kryształowa kula na kruku wyrzeźbionym z brązu. Kryształową kulę pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn, a po jej bokach umieszczone były dwa dziwnie ukształtowane klejnoty.

Spoglądając w dół na swoją lewą dłoń w rękawiczce, Harry wiedział, że musi dokonać trudnego wyboru. W każdym miejscu na półce na pewno będą mroczne zaklęcia. Potrzebowali każdej przewagi, a zdolność Harry’ego do wyczuwania mrocznej magii z pewnością była zaletą. Zanim ktokolwiek mógł go zniechęcić, Harry zdjął rękawiczkę, ściągnął zaczarowany pierścień i zamknął oczy, gdy ponownie otoczyły go fale ciemności.

Rozległ się cichy brzdęk, kiedy pierścień wysunął się z palców Harry’ego i uderzył o podłogę, ale Harry był zbyt skupiony na rozróżnianiu różnych fal ciemności, by to zauważyć. Liczyła się tylko ciemność przed nim. Na pewno zderzyło się ze sobą kilka fal. Upiorne fale biegły po ścianach, otaczając każdą szklaną gablotę.

To nie będzie łatwe.

- Harry! – syknęła Hermiona. – Co ty robisz?!

- Pomagam – odparł Harry, próbując zignorować ból głowy, który zaczynał uderzać w jego skronie. Musiał skoncentrować się na „wyczuwaniu” zaklęć umieszczonych w pomieszczeniu, by wiedzieć, na czym należy się skoncentrować, a czego uniknąć. – Na samej podłodze są trzy, być może cztery zaklęcia i wszystkie są w jakiś sposób ze sobą powiązane.

- Jeśli to prawda to próba zniwelowania jednego może odpalić pozostałe – powiedział z namysłem Kingsley. – Przedmiot musi być wyjęty bez wchodzenia na podłogę.

Tonks i Syriusz wpatrywali się w Kingsleya z niedowierzaniem.

- Cóż, to sprawia, że wszystko będzie łatwiejsze – mruknął sarkastycznie Syriusz.

- To po prostu oznacza, że musimy być kreatywni – odparła w zamyśleniu Hermiona. – Możemy spróbować lewitacji. Syriusz może lewitować Harry’ego, a profesor Shacklebolt może lewitować mnie…

- Poczekaj sekundę! – zaprotestował Syriusz. – Jeśli przez chwilę o tym pomyślimy…

- Jesteśmy oczywistym wyborem, Syriuszu – upierała się Hermiona. – Znam wszystkie zaklęcia, a Harry może wskazać, jeśli coś przegapię. Jesteśmy też lżejsi niż wasza dwójka.

- A co ze mną? – zaprotestowała Tonks. Wszyscy spojrzeli na nią z tym samym sceptycznym wyrazem twarzy, przez co Tonks skrzywiła się. Mimo że Tonks najwyraźniej starała się być ostrożna, wciąż miała momenty niezdarności, które trzymały wszystkich w napięciu. – Racja – powiedziała Tonks z zakłopotaniem. – Zapomnijcie, że cokolwiek powiedziałam. Kontynuujcie.

- Hermiona ma rację, Syriuszu – dodał Harry, wzruszając ramionami i zakładając z powrotem rękawiczkę. – Poza tym, czy naprawdę mamy czas o tym dyskutować?

Syriusz westchnął zrezygnowany i potrząsnął głową, po czym odsunął się na bok, by Harry i Hermiona mogli stanąć obok siebie w progu.

- Raz kozie śmierć – mruknął Syriusz.

Bez ostrzeżenia Harry poczuł, jak bez wysiłku jest unoszony w powietrze, aż znalazł się na poziomie najwyższych gablot. Starał się utrzymać nerwy pod kontrolą, gdy powoli odwrócił się w powietrzu i ruszył w kierunku gabloty z pokrytą kurzem kryształową kulą. Hermiona już unosiła różdżkę, gotowa do rzucania zaklęć. Kiwając ręką, by czekała, Harry uniósł własną różdżkę i zaczął ostrożnie wyczarowywać lustra, by odwrócić upiorne fale, biegnące po ścianach.

Hermiona szybko zrozumiała, co Harry próbował zrobić i zaczęła rzucać zaklęcia przyklejające wokół gabloty. Harry ostrożnie ustawił lustra tak, by odbijały fale, dzięki czemu mogli martwić się o jeden problem mniej, o ile nie ześlizgną się lub nie upadną. Gdy wszystkie lustra były na swoim miejscu, Harry skinął głową dając znak Hermionie, która natychmiast zaczęła rzucać wszystkie zaklęcia diagnostyczne, jakie przyszły jej do głowy.

- Proszę, powiedzcie mi, że prawie skończyliście – powiedział cicho Remus przez słuchawki.

Wszyscy wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nie można było zaprzeczyć, że w głosie Remusa słychać było nutę nerwowości.

- Co się stało, Remusie? – zapytał szybko Kingsley.

Nastąpiło lekkie wahanie, nim Remus odpowiedział.

- Na ulicę pokątną właśnie aportowało się kilka grup zamaskowanych na czarno osobników i zbliżają się do nas. Nie ma mowy, żebyśmy byli w stanie ich długo powstrzymać, nawet z pomocą Zakonu.

Harry pilnie zaczął machać różdżką nad szklaną gablotą, by spróbować „odblokować” umieszczone na niej zaklęcia ochronne. Wyczuwał co najmniej trzy różne, z czego dwa były mroczne. Usunięcie jasnego zaklęcia byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że był to klej, który spajał resztę.

- Poczekaj, aż będą wystarczająco blisko, żeby wysłać sygnał – nakazał Kingsley. – Mam nadzieję, że otoczenie ich da nam wystarczająco czasu, żeby tu wszystko skończyć.

Różdżka Syriusza drgnęła lekko, gdy ten rzucił niedowierzające spojrzenie na Kingsleya, co wystarczyło, by zaklęcie na Harrym osłabło. Moment później Harry wiedział przez lekkie drgnięcie, że był w tarapatach. To było jedyne ostrzeżenie przed upadkiem. Jego umysł zamarł, kiedy upadł twarzą do podłogi, a jedyną rzeczą, która wypełniła jego uszy, był krzyk Hermiony. Widząc, jak podłoga pędzi mu na spotkanie, Harry odruchowo zamknął oczy tylko po to, by poczuć, jak całe powietrze ulatuje z jego płuc, gdy nagle się zatrzymał.

- Co się stało? – zapytał Ron przez słuchawki. – Co się dzieje?

Harry ostrożnie otworzył oczy, zdając sobie sprawę, że podłoga jest tylko kilka centymetrów pod nim. Fale ciemności unosiły się, próbując się wokół niego owinąć, ale nie mogły dosięgnąć. Harry nie próbował się poruszyć, nawet nie oddychał. Jak mógł, kiedy od pochłonięcia przez czarną magię dzielił go zaledwie ułamek sekundy.

- Nic, Ron – warknął Syriusz, a jego różdżka drżała lekko pod jego mocnym uściskiem dłoni. – Skup się na swojej robocie, byśmy mogli wykonać naszą.

Harry w końcu odetchnął, gdy poczuł, że powoli zaczyna unosić się w powietrzu. Gdy tylko był wystarczająco wysoko, powoli przemieścił swoje ciało, by spojrzeć w górę. Natychmiast zauważył zdenerwowaną twarz Hermiony, po czym skinął głową w kierunku gabloty. Hermiona niepewnie skinęła głową i wróciła do próby otwarcia gabloty. Kiedy Harry przeleciał obok Syriusza, nie mógł nie zauważyć wyczerpanego wyrazu twarzy swojego ojca chrzestnego. Próbował rzucić mu uspokajające spojrzenie, ale wiedział, że niewiele to da, póki nie wrócą do Hogwartu.

- Tonks, zajmij się drzwiami – rozkazał Kingsley, po czym spojrzał na Syriusza. – Wszystko w porządku czy chcesz, żeby Tonks przejęła Harry’ego?

- Nic mi nie jest – odpowiedział Syriusz przez zaciśnięte zęby. – Przepraszam za to, Harry.

- Po prostu więcej tak nie rób, Syriuszu – powiedział cicho Harry, docierając do Hermiony. – Chyba postarzałem się o dziesięć lat.

- Myślę, że prawie to mam – mruknęła Hermiona, marszcząc w skupieniu brwi, ciągle machając różdżką nad gablotą w skomplikowanym wzorze.

Harry ostrożnie sięgnął zmysłami i był zaskoczony, gdy poczuł, jak ostatnie mroczne zaklęcie zachwiało się przez moment, po czym zniknęło. Hermiona szybko rzuciła Harry’emu niepewne spojrzenie, by następnie zacząć promieniować dumą, gdy Harry skinął głową w potwierdzeniu. Harry musiał przyznać, że był zdumiony tym, jak Hermiona rzucała zaklęcia, zwłaszcza że był to pierwszy raz, gdy rzeczywiście miała do czynienia z mrocznymi zaklęciami.

Rzucając szybkie zaklęcie otwierające, gablota otworzyła się, pozwalając Harry’emu ostrożnie do niej sięgnąć i owinąć jedną rękę wokół brudnej, kryształowej kuli, podczas gdy drugą chwycił podstawę. Przyglądając się bliżej, Harry zauważył, że nie tylko kurz i pajęczyny nadawały kryształowej kuli wygląd „brudnej”. Było coś wewnątrz samej kuli i to coś mogło być tylko kawałkiem mrocznej duszy Voldemorta.

- Mamy to – powiedział Harry wystarczająco głośno, by Ron i Remus mogli go usłyszeć, gdy poczuł, jak powoli opada na ziemię. Mrok zdawał się pulsować wokół kuli, zmuszając Harry’ego do większej ostrożności. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali było upuszczenie przez niego artefaktu, zawierającego jedną z najmroczniejszych magii i wywołanie reakcji łańcuchowej.

- Świetnie – powiedział Remus z napięciem w głosie. – Wynoście się stamtąd, żebyśmy mogli zaalarmować Ministerstwo i wycofać się.

Harry i Hermiona wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nagle ich tempo nie było wystarczająco szybkie. Gdy tylko byli dość nisko, Harry został przyciągnięty do drzwi i zaczął cicho błagać, by się pospieszyli. Ron i Remus najprawdopodobniej byli wszystkim, co stało między nimi a śmierciożercami ,a ta myśl sprawiła, że Harry się martwił. Ron wiedział wystarczająco dużo, by stawić czoła prawie każdemu, ale miał też tendencję do panikowania, gdy coś go zbyt przytłaczało.

Gdy tylko stopy Harry’ego dotknęły podłogi, już wybiegali z Borgina i Burkesa, próbując zignorować fale mroku, które uderzały w niego z każdym krokiem.

- Jak źle jest, Ron? – zapytał szybko.

- Zaczynają przebijać się przez tarcze ochronne, które ustawili Fred i George – odpowiedział z roztargnieniem Ron. – Próbujemy wzmocnić tarczę, ale jest ich po prostu za dużo.

 

Prawie jakby wiedzieli, że tu będziemy. Oczywiście gdyby to była prawda, wpadliby w pułapkę. Nie. Harry doszedł do wniosku, że musiał istnieć jakiś rodzaj osłony, którą przegapili, co spowodowało, że Voldemort wysłał śmierciożerców, by zbadali sprawę. I zabili każdego, kogo napotkają na swojej drodze.

- Ron, w chwili, gdy tarcza pęknie, aportuj się – nakazał Harry.

- Skontaktowałem się z Ministerstwem – powiedział Kingsley, wychodząc ze sklepu, trzymając w ręce odznakę aurora. – Wkrótce powinni tu być.

- Jak wkrótce? – zapytał Remus z napięciem w głosie. – Tarcze pękają… Opadły! Ron! Po prostu strzelaj we wszystko, co się rusza!

Syriusz wybiegł ze sklepu, a za nim Hermiona i Tonks.

- Jesteśmy w drodze, Lunatyku – powiedział szybko, po czym zwrócił się do Harry’ego i Hermiony. – Nie mamy czasu, by zabrać horkruksa do Dworu Blacków i go zniszczyć. Zabierzcie go do Hogwartu. Spotkamy się tam tak szybko, jak to możliwe.

Harry przekazał Hermionie horkruksa.

- Ukryj go w Kwaterach Huncwotów – dodał. – Pójdę zastąpić Rona. – Nim ktokolwiek mógł zaprotestować, Harry pobiegł do wyjścia z Alei, dostrzegając błyski światła, przelatujące w tę i z powrotem, oświetlając ulicę Pokątną. Szybko namierzył Remusa i Rona, na których nacierała garstka śmierciożerców. Harry natychmiast zaczął rzucać zaklęcia we wszystko, co było w pelerynie śmierciożercy.

Jedno z zaklęć właśnie ominęło głowę Rona, powodując, że uchylił się i odwrócił z różdżką gotową do wystrzału.

- Harry! – wykrzyknął z ulgą. – Nie strasz mnie tak!

Harry nie miał czasu na odpowiedź, popychając Rona na ziemię i obserwując, jak zielony błysk przelatuje obok miejsca, w którym przed chwilą stali. Ron wpatrywał się w Harry’ego z niepokojem, po czym obaj zerwali się na równe nogi. Stojąc u wylotu alei, Harry mógł wreszcie ogarnąć całą sytuację. Śmierciożercy rzeczywiście zostali otoczeni przez członków Zakonu, ale liczba wrogów wyraźnie przewyższała liczbę członków Zakonu. Harry wiedział, że jeśli aurorzy nie przybędą szybko, ulica pokątna zostanie zniszczona.

Remus podbiegł do nich.

- Nic wam nie jest? – zapytał, a w odpowiedzi otrzymał szybkie skinienie głowami. Pokiwał z ulgą, po czym rzucił szybkie zaklęcie nad ramieniem Rona. – Syriuszu, naprawdę przydałaby nam się tu pomoc.

- Harry i Ron, wracajcie tu – nakazał Syriusz przez słuchawki. – Musimy zabrać was z powrotem do Hogwartu.

Harry opadł na jedno kolano i strzelił nisko, podczas gdy Ron rzucił zaklęcie wysoko. Nie było mowy, by mogli odejść, nie narażając Remusa na niebezpieczeństwo. Na szczęście Remus przemówił w ich obronie.

- Pomagają, Syriuszu! Tak jak ty powinieneś!

- Już idę, Remusie – wtrącił się Kingsley. – Borgin i Burkes jest całkowicie zamknięty.

Harry skoczył na równe nogi i przesunął się w prawo, gdy podeszli trzej śmierciożercy. Harry bez namysłu wyciągnął zza pasa sai i odwrócił się, szybko powiększając je w dłoni. Szybko przyzwyczaił się do rzucania zaklęć prawą ręką, jednocześnie blokując inne swoim sai w lewej. Kiedy nadarzyła się okazja, dźgał sai w nogę lub rękę, nie było to nic śmiertelnego, ale wystarczyło, by kogoś spowolnić. Nie mogli polegać na ogłuszaczach. Przeciwników było zwyczajnie zbyt wiele.

- Hermiona zabrała się świstoklikiem do Hogwartu – oznajmił Syriusz. – Ja i Tonks jesteśmy w drodze.

Cała aleja zadudniła, gdy wszyscy walczyli, by utrzymać się na nogach. Zerkając przez ramię, Harry tylko sapnął, gdy zobaczył, jak dwa białe filary Gringotta runęły na ziemię. Krzyki i wrzaski wypełniły powietrze, gdy wszyscy starali się uniknąć uderzenia. Wielki podmuch niosący brud i drobiny gruzu przeniósł się nad alejką, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek. Harry natychmiast sięgnął zmysłami, próbując odróżnić przyjaciela od wroga.

- Lewa strona potrzebuje pomocy! – krzyknął Remus. – Bill i Fleur oberwali!

- Jestem w drodze – odpowiedziała Tonks. Nastąpiła chwila ciszy. – Z Billem wszystko w porządku, jest tylko nieprzytomny. Fleur ma złamaną co najmniej jedną nogę. Musimy…

Krzyk Tonks sprawił, że wszyscy wzdrygnęli się z szoku i strachu. Harry nie zawahał się, odwrócił się w miejscu i aportował do Gringotta. Pojawił się na szczycie schodów i natychmiast musiał zakryć usta oraz zamknąć oczy. Kurz i brud były tak gęste, że prawie niemożliwe było patrzenie i oddychanie, nawet w zaczarowanych okularach przeciwsłonecznych, ale nie miał zamiaru pozwolić, by to go powstrzymało.

Krzyk Tonks mógł ucichnąć, ale jej strach z pewnością nie zniknął.

Harry chwycił się tego uczucia i pobiegł w jego kierunku. Nie minęło dużo czasu, nim gęsta chmura kurzu nieco się zmniejszyła, pozwalając Harry’emu zobaczyć wysoką i szczupłą postać w czarnej szacie z kapturem, trzymającą Tonks w dziwnej pozycji. Harry mógłby przysiąc, że postać gryzie ją w szyję.

Ogarnęła go panika i Harry zaatakował postać. Przebiegł tylko kilka kroków, nim postać puściła Tonks i odwróciła się twarzą do Harry’ego. Tonks osunęła się na ziemię i pozostała nieruchoma, z zamkniętymi oczami i bardzo płytkim oddechem. Harry nie mógł nie zauważyć dwóch wyraźnych śladów na jej szyi.

- Potter – warknęła postać wyraźnie męskim głosem, wyciągając różdżkę i celując nią w Harry’ego.

Błysk fioletowego światła wystrzelił z różdżki, zmuszając Harry’ego do zejścia mu z drogi i odpowiedzenia ogniem. Postać poruszała się szybciej, niż Harry myślał, że to możliwe, zmuszając go do działania w defensywie. Zaklęcia, pięści i kopniaki pojawiły się na jego drodze, ale Harry unikał, blokował i kontrował wszystko, całkowicie polegając na wszystkich swoich zmysłach. Kiedy postać atakowała wysoko, Harry zszedł nisko, próbując wykopać jego nogi. Kiedy postać zaatakowała nisko, Harry odskoczył poza jego zasięg i rzucił tarczę, próbując zdobyć trochę przewagi. Poruszał się bez zastanowienia, ignorując wszystko, co zostało wypowiedziane w słuchawce. Tylko w ten sposób Harry wciąż stał na nogach.

Gdy szponiasta dłoń sięgnęła do twarzy Harry’ego, podskoczył, odwracając się w powietrzu, wygiął stopę w łuk i kopnął postać w bok twarzy. Gdy mężczyzna potknął się, Harry zintensyfikował swój atak. Z jego różdżki wystrzeliły zaklęcia, odwrócił swoje sai i uderzył w pierś postaci, powodując, że znowu się potknęła.

- Naprawdę myślisz, że możesz mnie pokonać, Potter? – zasyczała postać. – Przegrasz, a mroczni zaczną rządzić…

Harry zakończył tyradę postaci szybkim kopniakiem w twarz, po którym nastąpiła kombinacja klątw, za które prawdopodobnie dostałby reprymendę od Hermiony. Odwrócił się, by odzyskać równowagę, uniósł swoje sai, by wykonać ostateczny cios, jednak zobaczył, jak postać znika. Harry zacisnął zęby z frustracji, po czym podszedł do Tonks. Widział lecące w oddali zaklęcia i szybko dostrzegł dużą ilość aurorskich płaszczy.

Chyba lepiej późno niż wcale.

Klękając obok Tonks, Harry nie mógł nie dostrzec sporej ilości krwi, która zebrała się wokół jej głowy, wsiąkając w fioletowe włosy. W niczym nie przypominała Tonks, którą Harry kochał jak ciotkę przez ostatnie kilka lat. Była niezwykle blada, jej oddech był jeszcze bardziej płytki, a ciało lekko się trzęsło. Harry szybko przymocował swoje sai do paska i rzucił kilka zaklęć diagnostycznych, kuląc się z powodu informacji zwrotnej.

- Syriuszu? Remusie? – zapytał Harry, świadomie dotykając słuchawki w uchu.

- Jesteśmy tu, Harry – odpowiedział Syriusz. – W końcu uciekają. Jak źle tam jest?

- Tonks jest poważnie ranna – powiedział, rozglądając się wokół i dostrzegając, jak Bill próbuje wydobyć Fleur spod gruzów. – Dopadł ją wampir. Żyje, ale potrzebuję świstoklika do skrzydła szpitalnego albo świętego Munga.

- Dotknij jej odznaki na płaszczu aurora i powiedz Hogwart, Harry – powiedział spokojnie Kingsley. – Dołączymy do ciebie tak szybko, jak to możliwe.

Harry przygryzł wargę, ostrożnie przesuwając Tonks, by odnaleźć odznakę aurora. – Czy ktoś jeszcze jest ranny? – zapytał. – Czy z Ronem wszystko w porządku?

- To nic czego nie wyleczy kilka zaklęć leczniczych, Harry – odpowiedział Remus. – Nie martw się o nas. Zaopiekuj się Tonks.

To wystarczyło, by Harry dotknął odznaki Tonks, wymamrotał „Hogwart” i poczekał, aż poczuje ostre szarpnięcie za pępkiem, gdy świstoklik zabrał ich w bezpieczne miejsce.

 

sobota, 16 kwietnia 2022

PDJ - Rozdział 36 – Ostrzeżenie dla Zakonu

Wieża Trelawney

Hogwart:

Sybilla Trelawney nie była znana ze swojej praktyczności, w rzeczywistości była znana z czegoś wręcz przeciwnego. Była marzycielką, żyjącą w połowie w stworzonym przez siebie świecie, a w połowie w rzeczywistym świecie. Wolała, by było w ten sposób. Ale kiedy wyszła Se swojego świata, potrafiła być bystra jak strzała, a uzyskiwała informacje nie tylko dzięki swoim umiejętnością wróżbiarskim, ale także dzięki sprytnym systemom wiadomości, które Dumbledore wysyłał jej przez Fawkesa.

Ale w ciągu ostatnich trzech dni, od czasu strasznej wiadomości, że czwórka uczniów Hogwartu została porwana, nie miała ani słowa od Dumbledore’a o tym, co robił z tym strasznym stanem rzeczy. Wiedziała, że nie był kimś, kto siedzi bezczynnie w miejscu, kiedy śmierciożercy zaangażowali w to jego uczniów. Martwiło ją to, ponieważ dyrektor był jednym z jej nielicznych przyjaciół w Hogwarcie i jedynym, który wierzył w jej dar.

- Och, mam nadzieję, że nic mu się nie stało, Kleopatro – powiedziała do swojego kota, pięknego, srebrnego nakrapianego egipskiego kota mau. Jej kot zamruczał cicho i wbił łapy w pulchną, różową poduszkę na łóżku. – Ależ jestem głupia, jest jednym z najpotężniejszych czarodziejów na świecie, co może się mu stać?

Mimo to miała dziwne uczucie w brzuchu i czuła się strasznie nieswojo. I zwykle, kiedy tak się czuła, musiała powróżyć. Szybko podniosła pojemnik z herbatą Tajemniczy Cień i umieściła nalała niewielką ilość wody do swojej ulubionej porcelanowej filiżanki, a następnie wrzuciła szczyptę herbaty. Zamieszała, zamarła i odczekała minutę, po czym w nią spojrzała.

To, co zobaczyła, zmroziło jej krew. Na dnie czarki znajdowała się czarna czaszka i skrzyżowane piszczele, co wiedział każdy wróżbita, było ostrzeżeniem przed katastrofą lub śmiercią. Przyłożyła ręce do twarzy i jęknęła. Nie, och, nie! Proszę, niech się mylę. On nie może umrzeć! Łzy wypełniły jej oczy i spłynęły po policzkach.

Właśnie wtedy Fawkes wleciał przez okno, niosąc notkę, przyczepioną do kostki. Feniks wylądował na stole, ćwierkając z niepokojem.

- Och, Fawkes! Czy to prawda?

Ptak wyciągnął nogę, a Sybilla drżącymi palcami odwiązała list.

Sybillo,

Moja droga, wiedz, że muszę na chwilę odejść i mogę nie wrócić przez dłuższy czas. Proszę, byś nie mówiła nikomu, gdzie poszedłem, jeśli zapytają. Jeśli nie wrócę, pamiętaj, że zawsze zajmowałaś szczególne miejsce w moim sercu i nigdy nie wątp w swój Dar. A może kiedyś napiszesz o mnie w swoim życiorysie. Jeszcze jedno – w zamku jest niebezpieczeństwo, więc proszę, bądź bezpieczna w swojej wieży. Moje osłony cię ochronią.

Z poważaniem,

Albus

Fawkes, wyczuwając jej niepokój, zaczął cicho śpiewać. Sybilla wyciągnęła rękę, by podrapać feniksa po głowie, mówiąc ze smutkiem:

- Musi wrócić, Fawkes. To prawda, że jego przyszłości grozi niebezpieczeństwo, ale moja przepowiednia dotycząca naszych dwóch jastrzębi musi się spełnić. – Pociągnęła nosem i otarła oczy wierzchem dłoni. Uwierz w siebie, powiedział. I chyba wierzę. Ponieważ on wierzy, a jest najmądrzejszą osobą, jaką znam. Być może jednak ma rację i muszę zacząć to zapisywać.

Wezwała oprawiony w skórę dziennik, pióro i atrament, usiadła przy biurku z kotem na kolanach i zaczęła pisać. Na wypadek, gdyby coś się stało, musiała to wszystko spisać, żeby ludzie poznali prawdę.

Siedzący na stole Fawkes zaczął jeść truskawki z miski Trelawney.

Minerva otworzyła kopertę, którą dała jej Serafina i odkryła w niej notkę oraz malachitowy wisiorek.

- Co to, na Merlina, jest? – zastanowiła się głośno. Założyła, że wisior jest magiczny i szybko otworzyła towarzyszącą mu notkę. Tak jak podejrzewała, pochodziła od Severusa, choć liścik podpisany był „Warrior”. Tylko trzy osoby wiedziały o imieniu animagicznej postaci Snape’a. Jednym z nich był Harry, drugim Dumbledore, a trzecia była ona.

Postępując zgodnie z instrukcjami Snape’a, wsunęła Amulet Komunikacji na swoją szyję, podziwiając rzadki przedmiot. Jak zdobył pasującą parę? Były drogie, a czarodziej, które je wytwarzał, rzadko sprzedawał je byle komu. Z drugiej strony, jego syn był Ślizgonem i może starszy Witherspoon zrobił wyjątek dla Opiekuna Domu swojego syna.

Zacisnęła wisiorek w lewej dłoni i zawołała w myślach:

- Severusie? Słyszysz mnie?

Nie była pewna, czy naszyjnik może docierać na duże odległości.

Zaczął delikatnie świecić, po czym usłyszała w swojej głowie głos Severusa.

- Minerva? Rozumiem, że otrzymałaś amulet.

- Tak. Och, Severusie, to wspaniały sposób komunikacji. O wiele szybszy niż listy czy kominki.

- Wiem. Jasper Witherspoon jest geniuszem. Nie mam wiele czasu, ściga nas Greyback i reszta jego watahy wilkołaków. Musisz powiadomić resztę Zakonu, żeby przybyli do szkoły. Lecimy tam najszybciej jak potrafimy. Jest tam przedmiot związany z naszą wyprawą.

- Tak? Skąd to wiesz?

- Ten, który go wykonał, sam mi powiedział. A raczej jego dziennik. Zwołaj Zakon, Minervo. Będziemy potrzebować wszystkich, których możemy zebrać.

- Wszystko w porządku, Severusie? Harry jest z tobą? Wielki Merlinie, jak to się stało, że polują na ciebie wilkołaki?

- Jest ze mną. Nic nam nie jest, Minervo. Co do twojego ostatniego pytania, to opowieść na inny czas, przyjaciółko. Wystarczy, że powiem, że byliśmy na misji od Albusa.

Nauczycielka transmutacji odetchnęła z ulgą.

- Dobrze, Severusie. Wezwę pozostałych i będą czekać na twoje przybycie. Powodzenia, przyjacielu.

Potem zdjęła rękę z amuletu i przestał on świecić.

Podeszła do kominka, rzuciła garść proszku Fiuu i zawołała:

- Departament aurorów, biuro Remusa Lupina. – Odkąd Lupin opuścił Hogwart, wrócił jako konsultant aurorów i obecnie pracował nad sprawą porwania wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Syriuszem Blackiem, który w końcu był na tyle zdrowy, by można było mu zaufać, że da radę pracować na niepełny etat wraz z wilkołakiem.

Potem wsunęła głowę w zielone płomienie, żałując, że nie ma więcej niż jednego z tych amuletów, które wysłał Severus.

Severus zdjął rękę z Amuletu Komunikacji, który dał mu Harry, ponieważ Severus był od niego starszy i potrafił wzbudzić większy szacunek u innych członków Zakonu. Większość z nich nadal traktowała Harry’ego jako dziecko, pomimo jego dwukrotnego pokonania Voldemorta. Harry przypuszczał, że to dlatego, że wciąż wyglądał jak dziecko i nie był jeszcze pełnoletni. Zastanawiał się leniwie, czy Severus miał kiedykolwiek ten problem, kiedy zaczął uczyć wraz z tymi, którzy uczyli jego.

Przykucnęli na małym przepuście za dużym głazem gdzieś w Highlands. Wilkołaki wciąż ich goniły, a dwóm animagom w końcu udało się im wymknąć i przemienić na tyle długo, by Severus mógł skontaktować się z Minervą przez amulet i upewnić się, że zaalarmowała Zakon.

Harry stał obok swojego mentora, zmieniając się z powrotem w ludzką formę, by na chwilę dać odpocząć znużonym skrzydłom. Usłyszał szelest w zaroślach i odwrócił się z wyciągniętą różdżką, ale zbyt późno zauważył, że to podstęp.

Coś wielkiego i włochatego wypadło po przeciwnej stronie przepustu, sięgając pazurami, by rozerwać Severusa, obnażonymi zębami i ociekającą krwią śliną. Znalazł ich jeden z wilkołaków.

Harry odwrócił się, reagując błyskawicznie i wrzasnął:

- Incendio Maximus!

Ogień wystrzelił z jego różdżki strumieniem, uderzając w skaczącego wilkołaka i odrzucając go do tyłu w pień drzewa. Płomienie otoczyły nieszczęsną istotę, spalając ją w ciągu kilku sekund. Umarł, ledwie zauważając, co go uderzyło.

Harry pozostał przez chwilę nieruchomo, obserwując, jak płomienie okręcają się wokół dnia drzewa. Część jego umysłu była przerażona umyślnym zniszczeniem życia, ale druga szeptała, że gdyby tego nie zrobił, wilkołak mógłby ugryźć i zakazić Severusa albo gorzej. Musiałem to zrobić. Musiałem. Jednak część jego skuliła się.

- Harry, zgaś ogień – nalegał Severus. – Szybko, zanim go zobaczą.

Harry machnął różdżką i rzucił zaklęcie tłumiące, a ogień zgasł. Potem po prostu stał, a jego umysł wciąż był w stanie szoku. Ręka objęła jego ramiona w mocnym, ale pocieszającym uścisku.

- Nie myśl o tym, Harry. Musiałeś to zrobić. To wojna, synu, i zabiłeś, żeby uratować mnie. No dalej, chodź. Reszta zaraz tu będzie, ten ogień był jak latarnia morska.

Harry zamrugał.

- Przepraszam. Ja… sprzedałem nas.

- Nieważne. Chodź, pisklaku. Czas lecieć. – Severus poklepał go po ramieniu, czekając, aż Harry przybierze postać jastrzębia, po czym dołączył do niego w powietrzu.

Oddalili się od przepustu, lecieli wysoko i szybko, a wkrótce dołączyła do nich znajoma śnieżna sowa.

- Freedom, wszystko w porządku? Widziałam ogień! – zahukała Hedwiga, a jej złote oczy rozszerzyły się z niepokoju.

- Ja… mi nic nie jest. Ogień… pochodził z mojego zaklęcia. Ja… zabiłem wilkołaka. Próbował ugryźć Severusa, kiedy rozmawiał z McGonagall – powiedział jej Freedom. W jakiś sposób przyznanie się do faktu, że celowo zabił wilkołaka było w tej formie łatwiejsze. Może ponieważ, jako jastrząb, był drapieżnikiem, przyzwyczajonym do zabijania, żeby przeżyć.

- Ach! Bardzo dobrze! Musimy się martwić o jedno mniej złe stworzenie – powiedziała Hedwiga z satysfakcją. Spojrzała w dół i zobaczyła w oddali cztery szare kształty, biegnące po ziemi. – Czy oni nigdy się nie nauczą? Głupie tchórzliwe kundle!

Nabrała prędkości i zrównała się z Warriorem.

Freedom pozostał nieco w tyle za dwójką, wciąż próbując pogodzić się z koniecznością zabicia wilkołaka, czując poczucie winy, że użył magii, by zakończyć czyjeś życie. Spalił mnóstwo inferiusów, ale to nie to samo. Oni byli martwi, wilkołak, nieważna jak paskudny, żył.

Jesteś głupi, argumentowała racjonalna część jego umysłu. Hedwiga ma rację, jedna mniej niegodziwa istota, którą musimy się martwić. Nie miałeś wyboru, ugryzłby Seva. Czy lepiej pozwolić, by cholerny wilkołak żył i zaryzykować życie Seva, czy lepiej przybić jego skórę do ściany?

Znał odpowiedź na to pytanie – nic nie było ważniejsze od uratowania Severusa.

Ale to nie usuwało faktu, że zabicie wilkołaka pozostawiło w jego żołądku uczucie ścisku. Merlinie, ale chciałbym, żeby ta wojna się skończyła. Jestem tak zmęczony krwią i śmiercią, tak zmęczony bieganiem i ukrywaniem się. Chcę tylko wrócić do domu i odpocząć. Czy proszę o zbyt wiele?

Zniechęcony i zmęczony jastrząb poleciał dalej, nie mogąc doczekać się, aż ponownie zobaczy znajome wieże Hogwartu i mając nadzieję, że zdołają zlokalizować ostatniego horkruksa na czas, by uratować Dumbledore’a i jego przyjaciół. Miej wiarę, skarcił się w myślach. Niezłomne i szczere serce przezwycięży wszystko. Ale o czyim sercu mówiło proroctwo? Jego czy Severusa?

 

niedziela, 3 kwietnia 2022

PoO - Rozdział 9 – Pomoc z mało prawdopodobnych źródeł

Przez następnych kilka tygodni, Harry robił, co mógł, by balansować między szkołą, wojną i spotkaniami z Ministrem Magii. Ciężką bitwą było przekonanie Scrimgroura, by choćby zaakceptował wizytę Harry’ego w Azkabanie, nie mówiąc już o zawarciu umowy o pomoc Malfoya. Scrimgrour nadal mocno wierzył w utrzymanie pozytywnej opinii społeczeństwa o Ministerstwie i nim samym. Rodzina Malfoyów była dobrze znana z mroku. Negocjacje z którymkolwiek z nich bez wątpienia spotka się z ciężkim nadzorem.

Syriuszowi i Remusowi też nie spodobała się sugestia Harry’ego, ale w tej chwili była to jedyna droga, której nie próbowali. Spośród wszystkich „śmierciożerców”, którzy zostali skazani do Azkabanu, Draco Malfoy stanowił najmniejsze zagrożenie. Siedemnastolatek nie miał nic do stracenia i wszystko do zyskania, o ile trzymał się z daleka od wszystkiego, co dotyczyło Voldemorta.

Nalegania Harry’ego, by zyskać jakąś przewagę tylko wzrosły pod koniec listopada, kiedy profesor Shacklebolt odciągnął Harry’ego na bok, by powiedzieć mu, że śmierciożercy zostali zauważeni i zatrzymani w pobliżu sierocińca. Wiadomość była jasna. Voldemort albo usłyszał o częściowym zawaleniu albo sprawdzał stan wszystkich swoich horkruksów. Harry wiedział, że ich czas szybko się kończył i, po raz pierwszy, wszyscy się zgodzili.

Głównym źródłem informacji stały się kontakty profesora Shacklebolta. To z powodu tych informacji Harry wiedział, że Voldemort wysłał jeszcze trzy grupy śmierciożerców do sierocińca, nim z powodzeniem weszli do środka, tylko po to, by się dowiedzieć, że cała podłoga zawaliła się sama. Wszystko, co zostało na tym piętrze, zostało zniszczone. Według profesora Shacklebolta, ukryty auror obserwował, że śmierciożercy mocno się zdenerwowali, gdy znaleźli konkretny pokój na drugim piętrze wśród masy pomieszczeń zniszczonych „katastrofą naturalną”.

To był łut szczęścia, który Harry miał zamiar wykorzystać. Voldemort wciąż nie miał powodu podejrzewać, że coś się teraz działo. Harry nie miał wątpliwości, że jeśli Voldemort nie zaczął już sprawdzać innych horkruksów, z pewnością w niedługim czasie zacznie dowiadywać się, czy spokój któregoś nie został zakłócony. Aktywność śmierciożerców musiała być jeszcze bardziej monitorowana niż wcześniej, a do współpracy potrzebowali Scrimgeoura.

Może to czasu udowodni, że nie mam ochoty grać według reguł Ministerstwa. Jeśli chcą mojej pomocy, powinni grać według mnie.

Harry wiedział, że Minister był pod dużą presją, by „chronić społeczność czarodziejów”, ale to nie oznaczało, że Harry musiał schować się i pozwolić Scrimgeourowi kontrolować to, co musieli zrobić. Jeśli Scrimgeour odmówi pomocy, Harry byłby zmuszony do użycia bardziej drastycznych środków, nawet jeśli byłyby nielegalne.

Ron i Hermiona próbowali pomóc w każdy możliwy sposób, co było trudne, biorąc pod uwagę, że pojawiło się między nimi napięcie, odkąd dowiedzieli się, że Ginny powiedziała Harry’emu o swoich uczuciach. Ron był rozdarty między swoją siostrą a najlepszym przyjacielem. Rozumiał rozumowanie Harry’ego i nawet poparł jego decyzję, ale to nie znaczyło, że nie był lojalny względem swojej rodziny. Hermiona była w jeszcze trudniejszym położeniu. Zwykle była powiernikiem Ginny w sprawach sercowych, więc wiedziała, jak bardzo załamana była Ginny, ale nie mogła jej powiedzieć, dlaczego nie mogą być razem.

Na szczęście cała sytuacja pozostała między nimi. Harry nie sądził, by był w stanie poradzić sobie z kolejną porcją plotek i wszystkim innym. To było straszne, gdy w zeszłym roku szkoła dowiedziała się o próbie Cho Chang stania się… kimś więcej niż przyjaciółmi. Harry nie mógł zmusić się do myślenia o tym, co mogła przynieść ta sytuacja, skoro Ginny była młodszą siostrą Rona.

Odrabianie lekcji stawało się jeszcze trudniejsze, ale tym razem Hermiona nie stała z boku, by nic nie robić. Bez względu na to, co mówił Harry, Hermiona nalegała, by mu pomóc, nie ważne, czy musieli wstać godzinę wcześniej, czy pójść spać godzinę później. Z powodu przesiadywania długie godziny, sen znów stał się luksusem, na który Harry nie mógł sobie pozwolić, zwłaszcza po wyznaczeniu spotkania z Ministrem Scrimgeourem.

Pierwszy grudnia nadszedł szybko, pod pewnymi względami zbyt szybko, a pod innymi niedostatecznie szybko. Tego wieczoru Harry miał spotkać się z Scrimgeourem oraz Syriuszem, Remusem i profesor McGonagall. Choć było to trudne, Harry postanowił tym razem nie słuchać swojej empatii ani wymówek Scrimgeoura.

Nim Harry się zorientował, zajęcia tego dnia skończyły się, a jego żołądek natychmiast skręcił się w supeł. Wiedział, że to spotkanie może być punktem zwrotnym. Jeśli Scrimgeour odmówi rozważenia prośby, Harry byłby zmuszony do zerwania wszelkich powiązań z Ministerstwem. Wszedł do gabinetu profesor McGonagall i zobaczył, że McGonagall, Syriusz i Remus już czekają. Zdążyli tylko wymienić spojrzenia, nim płomienie kominka pozieleniały i ożyły. Rufus Scrimgeour wyszedł z niego i spojrzał na wszystkich, obecnych w pokoju, nim jego wzrok spoczął na Harrym.

- Miałem wrażenie, że spotykamy się bez publiczności, panie Potter – powiedział ostrożnie Scrimgeour.

Harry skinął na niego, by usiadł i czekał, aż  mężczyzna posłucha.

- Są tutaj, by mi pomóc pana przekonać do umówienia dla mnie spotkania z Draco Malfoyem – powiedział stanowczo. – To moja ostatnia próba przekonania cię, Ministrze. Jeśli nie będzie pan chciał posłuchać rozsądku to obawiam się, że będziemy musieli iść w swoim kierunku. Kiedy tworzyliśmy ten sojusz zgodził się pan zrobić wszystko, co w pana mocy, by pomóc mi dokończyć pracę profesora Dumbledore’a. W tej chwili musimy porozmawiać z kimś, kto dorastał w domu wysokiej rangi śmierciożercy, który nie ma nic do stracenia, ale wszystko do zyskania.

- Draco wciąż będzie wyrzucony z Hogwartu, Ministrze – dodał Remus. – Nie będzie zagrożeniem dla uczniów.

Oczy Scrimgeoura zwęziły się w stronę Remusa, po czym jego wzrok przeniósł się z powrotem na Harry’ego. Spływały z niego potężne fale irytacji i zniecierpliwienia.

- Podałem panu moją decyzję dotyczącą chłopca Malfoyów, panie Potter – warknął Scrimgeour. – Ministerstwo Magii nie negocjuje z mrocznymi czarodziejami.

- Bardzo dobrze – powiedział Harry, zaplatając ramiona na piersi. – W takim razie to koniec naszego sojuszu, Ministrze. Życzę panu powodzenia w pokonaniu Voldemorta.

- Co?! – ryknął Scrimgeour, zrywając się na równe nogi.

Harry uśmiechnął się porozumiewawczo.

- Jest pan sam – powiedział bez ogródek. – Zbyt długo pozwalałem sobie na pana egoizm. Albo zgadza się pan na moje warunki albo niech sobie pan znajdzie innego zbawiciela.

Scrimgeour zrobił krok w kierunku Harry’ego, jednak drogę zablokowali mu Remus i Syriusz.

- Jak śmiesz mi grozić! – warknął.

- To nie jest groźba – odparował Syriusz, popychając Scrimgeoura z powrotem na krzesło. – Po prostu nie pozwolimy ci więcej zwlekać. Zrobiliśmy o wiele więcej w walce z Voldemortem niż ty. Właściwie zyskujemy przewagę. A jak twoi aurorzy mierzą się ze śmierciożercami? Miałeś jakieś sukcesy w odnalezieniu bazy operacyjnej Voldemorta?

- Muszę powiedzieć, że mają rację, Ministrze – dodała profesor McGonagall. – Pan Potter nie prosi pana o uwolnienie śmierciożerców z Azkabanu. Prosi, by mógł porozmawiać z chłopakiem, który popełnił błąd w czasie emocjonującego okresu w swoim życiu. Sam Wiesz Kto groził chłopcu i jego rodzinie.

- Idziemy do Azkabanu z pańskim albo bez pańskiego pozwolenia – powiedział stanowczo Harry. – Współpraca po prostu sprawi, że wszystko pójdzie gładko.

Scrimgeour uwolnił się od Syriusza i Remusa, nie spuszczając wzroku z Harry’ego.

- Musi być ktoś inny – upierał się.

- Nikogo innego nie znaleźliśmy  powiedział Harry zgodnie z prawdą. – Co ma pan przeciwko Draco Malfoyowi? Jeśli ja jestem chętny z nim pracować, dlaczego pan nie jest?

Scrimgeour oparł się na lasce, powoli rozglądając się po pokoju.

- Rodzina Malfoyów wierzy, że pieniądze rozwiążą wszystko – warknął ze złością. – Oni i ludzie im podobni są jednym z głównych powodów, dlaczego Ministerstwo było tak skorumpowane! W końcu odzyskaliśmy kontrolę nad Ministerstwem, a ty chcesz uwolnić chłopca Malfoyów!

- Obwiniasz Draco za rzeczy, które robił jego ojciec – odparł spokojnie Remus. – Draco może by zepsuty i samolubny, ale nie jest swoim ojcem, tak jak ty nie jesteś Korneliuszem Knotem. Połowa spraw potoczyła się tak źle dlatego, że Knot był bardziej zainteresowany zapewnieniem sobie przyszłości niż przyszłości czarodziejskiego świata.

- Nie możesz zrzucać winy za błędy czarodziejskiego świata na dziecko, Ministrze – zbeształa profesor McGonagall. – Ministerstwo było skorumpowane zanim pan Malfoy się urodził.

Scrimgeour westchnął cicho i uparcie potrząsnął głową.

- Zgadzam się, że mogę być nieco uprzedzony co do mrocznych rodzin, ale czuję, że mam do tego prawo w tych mrocznych czasach – powiedział. – Jeśli jesteście tak zdeterminowani, by wciągnąć w to chłopca Malfoyów to przypuszczam, że nie mogę nic zrobić, by was powstrzymać. Jednak nalegam, żeby obecny był przy tym przedstawiciel z Ministerstwa.

Harry wymienił spojrzenia z Remusem i Syriuszem. To z pewnością było więcej niż sądzili, że Scrimgeour im da, ale jeśli ktoś będzie monitorował ich dyskusję tylko przysporzy kłopotów. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali było to, by Voldemort dowiedział się, że wykorzystywali Malfoyów przeciwko niemu.

- Czy Kingsley lub Tonks będą w porządku? – zapytał Harry. – Wiedzą wystarczająco dużo o tym, co robimy, by wiedzieć, czego nie mówić nieodpowiednim ludziom.

Scrimgeour zawahał się przez dłuższą chwilę, po czym skinął głową.

- Zgadzam się na Shacklebolta – powiedział w końcu, podchodząc do kominka, – ale chcę się z nim wkrótce spotkać. Mamy wiele do omówienia. – Nie czekając na odpowiedź, Scrimgeour wrzucił garść proszku fiuu do kominka i wszedł w zielone płomienie.

Nikt się nie poruszył, póki płomienie nie wróciły do normy, nie pozostawiając śladu po Scrimgeourze.

- Scrimgeour to chyba najbardziej uparty facet jakiego kiedykolwiek widziałem – wypluł Syriusz. – Nie mam wątpliwości, że „spotkanie” będzie tylko silnym przypomnieniem, gdzie powinna leżeć lojalność Kingsleya.

- W takim razie nie spodoba mu się odpowiedź Kingsleya – powiedział spokojnie Remus. – Kingsley nie jest bezmyślnym pionkiem, jak wielu innych aurorów. Zna ich zasady lepiej niż ktokolwiek inny. Jego priorytetem jest osoba, którą chroni. Bez względu na to, o co poprosi Scrimgeour, Kingsley nie musi podążać za innymi rozkazami, zwłaszcza jeśli zagraża to Harry’emu.

Harry’emu nie spodobało się to, co usłyszał.

- Nie chcę, żeby Kingsley „musiał” być tego częścią – zaprotestował.

- Nie musi – zapewnił Remus. – Kingsley wierzy w to, co robimy, Harry. Mówię tylko, że ma całkowicie uzasadnioną wymówkę dla tego, co Scrimgeour może mu zarzucić.

^^^

Remus miał rację. Następnego dnia Kingsley Shacklebolt został wezwany do Ministerstwa na spotkanie z Ministrem i nie był zbyt szczęśliwy, gdy wrócił. Najwyraźniej Scrimgeour uważał, że pozycja Kingsleya w Hogwacie i jako ochrona Harry’ego była tymczasowe, podczas gdy jego praca dla Ministerstwa nie. Jednak kilka trafnych słów Kingsleya szybko położyło kres żądań Scrimgeoura. Kingsley odmówił zniszczenia „związku opartego na zaufaniu”, jaki miał z Harrym, ponieważ może to narazić ich życia.

Stwierdzenie, że Scrimgeour był niezadowolony było niedopowiedzeniem. Został odcięty od jedynej strony wojny, która zyskiwała przewagę. Harry doszedł do wniosku, że właśnie dlatego Scrimgeour był tak przeciwny zaangażowaniu Draco Malfoya. Nie tylko dlatego, że Scrimgeour nienawidził mrocznych rodzin. Także dlatego, że była to jedyna rzecz w zadaniu Harry’ego, którą mógł kontrolować. Twierdzenie, że były jakieś legalne przeciwwskazania było tylko pretekstem do rozkoszowania się tą kontrolą.

Zorganizowanie wycieczki do więzienia Azkaban było nieco bardziej skomplikowane niż Harry początkowo myślał. Mimo że mieni pozwolenie Ministra, podróż nadal musiała zostać zaplanowana, by ukryć ich nieobecność przed Hogwartem, a także to, kogo odwiedzają w Azkabanie. Nikt nie musiał wspominać o konsekwencjach, jeśli niewłaściwe osoby dowiedzą się, co zamierzają. Atak na Azkaban był ostatnią rzeczą, jaką potrzebowali oni oraz Ministerstwo.

Uzgodniono, że ostatni dzień semestru będzie najlepszym czasem na dyskretną podróż do Azkabanu. Tego dnia wszyscy skupiali się na upewnieniu się, że wszyscy uczniowie bezpiecznie dotrą na stację King’s Cross. To był odpowiedni moment, by Voldemort zaatakował, co oznaczało, że Scrimgeour upewni się, by to miejsce roiło się od aurorów. Wszyscy „dobrze wiedzieli”, że Harry pozostanie w Hogwarcie dla swojej ochrony, więc przynajmniej nie będzie przyciągał żadnego dodatkowego niebezpieczeństwa.

Kingsley miał kolejne spotkanie z Scrimgeourem, by poinformować go o ich planie oraz załatwić transport i odpowiednią odprawę, by cała podróż przebiegła tak gładko, jak to możliwe. Trudno było przekonać Scrimgeoura, by zgodził się na zorganizowanie umowy z Malfoyem za jego pomóc, nie mając pojęcia, czy Malfoy mówiłby w ogóle udzielić jakąkolwiek pomoc. Ostatecznie uzgodniono, że jeśli Draco Malfoy zapewni wystarczającą pomoc przeciwko Voldemortowi, może zostać przeniesiony do bezpiecznego pomieszczenia w Hogwarcie dla jego własnego bezpieczeństwa. „Auror” miał zostać przydzielony do Malfoya i poinstruowany, by nigdy nie opuszczał jego boku. Malfoy miał nie mieć kontaktu z nikim innym poza członkami grupy Harry’ego.

Ale to tylko wtedy jeśli Malfoy poda wystarczająco informacji, by te wszystkie kłopoty były warte zachodu.

Kiedy wreszcie nadszedł koniec semestru, Harry nie mógł się doczekać, aż spotkanie z Malfoyem się skończy. Po tygodniach badań, Harry miał wrażenie, że wie o rodzinie Malfoyów więcej niż sam Draco Malfoy. Rodzina Malfoyów od pokoleń wykorzystywała swój status finansowy dla wpływów, stale zmniejszając ich wartość w czarodziejskim świecie. Prawdopodobnie największe szkody wyrządziła zapłata Lucjusza Malfoya za jego związek z Voldemortem. Harry musiał się zastanowić, czy Draco był w ogóle świadomy, jak wiele szkód wyrządził Lucjusz rodzinie Malfoyów.

Zbadali nie tylko ich finanse. Dla rodziny Malfoyów wizerunek był wszystkim. Zabezpieczenie rodzinnej linii było największym priorytetem. Malfoyowie zostali wyszkoleni, by być idealnymi czystokrwistymi, nie byli kochani jak normalne dzieci. Draco Malfoy został wychowany w wierze, że to, czego nie może zarobić, może kupić. Nic nie było poza zasięgiem Malfoya, co wyjaśniało, dlaczego obaj byli w Azkabanie. Reszta świata nie miała takiego braku ograniczeń.

Kiedy uczniowie wyjeżdżali z Hogwartu pociągiem, Harry dołączył do Syriusza, Remusa, Tonks i Kingsleya w Kwaterach Huncwotów, by poczekać na aktywację świstoklika. Hermiona i Ron obecnie kryli Harry’ego, chociaż oboje nadal byli zirytowani, że nie mogli pójść. Harry rozumiał ich frustrację. Chcieli tylko pomóc, ale pozostanie z tyłu, by pomóc profesor McGonagall w zorganizowaniu bezpiecznego pomieszczenia dla Draco Malfoya nie było tym, co mieli na myśli.

Gdy zegar wybił jedenastą, czterej czarodzieje i czarownica dotknęli medalionu Kingsleya, by poczuć znajome wrażenie pociągnięcia za pępkiem. Harry szybko zamknął oczy, czekając na nieunikniony koniec podróży. Gdy jego stopy uderzyły o ziemię, Harry walczył o utrzymanie równowagi i ciasno owinął się płaszczem, by zablokować lodowaty podmuch. Jego oczy otworzyły się i zobaczył dużą, mroczną kamienną wierzę, otoczoną szorstkimi skałami. Ostre fale uderzały o skały na linii brzegowej, potęgując wycie wiatru.

- Widzę, że nic się nie zmieniło – powiedział sucho Syriusz, poprawiając płaszcz. – Ruszajmy. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziemy mogli odejść.

- Przynajmniej nie musimy się martwić dementorami – stwierdziła Tonks. – Są ograniczeni do sekcji o wysokim poziomie zabezpieczeń.

- Jeśli chcesz w to wierzyć – powiedział Kingsley, po czym skierował się w stronę wejścia. – Pozostali śmierciożercy prawdopodobnie z radością powitają świeże mięso. Im szybciej dotrzemy do bezpiecznych obszarów, tym lepiej dla nas wszystkich.

Nikt się nie wahał, podążając za Kingsleyem. Grunt był nierówny z dużymi głazami, po których musieli się wspinać. Każdy miał w ręku różdżkę, gotów w każdej chwili rzucić Patronusa. Syriusz i Tonks trzymali się blisko Harry’ego, ich dłonie od czasu do czasu dotykały jego ramienia, jakby przygotowywali się do teleportacji z dala od wszelkiego niebezpieczeństwa, które mogło się przed nimi pojawić. Harry milczał. Wiedział, jakie to musiało być trudne dla Syriusza. Jak mogło nie być?

Poczuli ogólne uczucie ulgi, kiedy w końcu dotarli do wejścia, ale zostało im wyrwane, gdy lodowaty wiatr zdawał się nasilać, wyciągając z nich resztki ciepła w sposób, który nie potrafiłby zrobić tego zwykły wiatr. Bez ostrzeżenia duże, stalowe drzwi powoli otworzyły się, ukazując niezwykle chudego mężczyznę w średnim wieku z poirytowanym wyrazem twarzy.

- Auror Shacklebolt – powiedział szorstko mężczyzna, gdy jego wzrok spoczął na Kingsleyu.

- Naczelniku – odpowiedział Kingsley, sztywno kiwając głową, ale nie poruszył się, by odłożyć różdżkę. – Ufam, że wszystko jest sprawdzone i czyste?

- Na tyle, na ile można się było spodziewać – powiedział sucho naczelnik. – Powinieneś był nas poinformować, że masz ze sobą metamorfomaga. Musieliśmy przeprowadzić na niej pięć różnych skanów, by się upewnić, że rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje.

Kingsley zerknął na Tonks, po czym zwrócił surowe spojrzenie na naczelnika.

- Czy podejrzany jest gotowy? – zapytał. – Mamy napięty harmonogram.

Naczelnik skinął głową i wskazał na wszystkich, by ruszyli za nim.

- Czeka w jednej z sal konferencyjnych, jak prosiłeś – powiedział, skręcając w lewo, by przejść wąskim korytarzem. – Nie wie, kto chce się z nim zobaczyć, ani dlaczego.

Jedynym źródłem przyćmionego światła były pochodnie na ścianach. Grube, metalowe drzwi wydawały się łapać więcej światła niż mroczne ściany, przyciągając do nich uwagę Harry’ego. Aż trudno było uwierzyć, że za tymi drzwiami kryli się najgorsi przestępcy, jakich złapało Ministerstwo. Syriusz był za takimi drzwiami dwanaście lat, nie robiąc absolutnie nic poza czekaniem, jak minie go kolejny dementor.

To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, jak Syriusz zdołał przetrwać to przy zdrowych zmysłach.

Harry starał się patrzeć przed siebie, gdy skręcali korytarzem i szli kolejnym. Im więcej Harry widział, tym bardziej chciał zamknąć oczy. Za jednymi z tych drzwi mógł znajdować się Lucjusz Malfoy, Barty Crouch junior, Peter Pettigrew albo Dolores Umbridge. Harry wiedział, że Ministerstwo umieściło dodatkowe zabezpieczenia wokół każdej celi po ucieczce Syriusza, by zamknąć każdego więźnia. Petera Pettigrew sprawdzano co godzinę, poza zaklęciami antyanimagicznymi, które otaczały pokój, ale nie zmieniało to faktu, że tak wielu ludzi, którzy chcieli go zabić, znajdowali się tuż za zamkniętymi drzwiami.

- Jak sobie tutaj radził? – zapukał cicho Remus, przerywając pełną niepokoju ciszę.

Naczelnik obejrzał się przez ramię, po czym otworzył drzwi po prawej i dał znak, żeby weszli. Wchodząc do małego pokoju, Harry od razu zauważył duże okno, odsłaniające to, co było w następnym pomieszczeniu. Do podłogi przykuty był duży, stalowy stół, przy którym siedział Draco Malfoy, a za nim stał umundurowany strażnik. Harry nie mógł uwierzyć w zmiany, które zaszły w jego byłym rywalu. Malfoy stracił na wadze od czasu uwięzienia, czego nie mogła ukryć jego brudna, więzienna szata. Jego dawna, pewna siebie postawa była teraz pełna zmęczenia i pokory. Jego włosy zwisały bezwładnie i wydawały się zmatowieć o przynajmniej kilka odcieni. Z Malfoya nie pozostało nic, o pamiętał Harry.

- Jak widać – powiedział naczelnik, zamykając drzwi, – więzień 389547 wykazywał wyraźne oznaki depresji i paranoi. Kiedy przybył był niezwykle wymagający. Chciał, by do jego celi był jak najszybciej codziennie dostarczany „Prorok Codzienny”  i miał kilka napadów złości, kiedy odmówiliśmy podporządkowania się.

- Czy powiadomiłeś go, że może zostać przeniesiony na niższe poziomy za spowodowanie zakłóceń? – zapytał z ciekawością Kingsley.

- Niższe poziomy? – zapytał zdezorientowany Harry. Syriusz nigdy o tym nie wspominał.

- Blok Kar – odpowiedział naczelnik, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Syriusza. – Jest rzadko używany, ale niezbędny dla bardziej niebezpiecznych więźniów. W Bloku Kar panuje całkowita ciemność, a dementorzy wędrują po korytarzach częściej niż na normalnych piętrach. W większość przypadków wystarczą dwadzieścia cztery godziny, by naprostować więźniów.

Harry wpatrywał się w naczelnika z niedowierzaniem, po czym odwrócił się i spojrzał błagalnie w oczy Syriusza. Kiedy Syriusz odwrócił wzrok, Harry wiedział, że to, czego się obawiał, było prawdą. Syriusz spędził trochę czasu w Bloku Kar. Był uwięziony w całkowitej ciemności, mając za towarzystwo tylko twoje najgorsze wspomnienia.

- Jak często? – zapytał ochryple Harry. – Jak wiele razy zostałeś tam zesłany?

Syriusz westchnął, przeczesując palcami włosy.

- To nieważne, Harry – powiedział cicho. – Zróbmy to, po co tu przyszliśmy. Porozmawiamy o tym później.

- Syriusz ma rację – dodał stanowczo Kingsley. – Minister czeka na nasz powrót.

Harry westchnął z frustracją, po czym przeniósł wzrok na okno. Im więcej słyszał o tym, jak Ministerstwo radziło sobie z uwięzieniem Syriusza, tym bardziej chciał się zemścić. Jak Syriusz pozostał przy zdrowych zmysłach?

- Ja z nim porozmawiam – zaproponował Harry.

- Absolutnie nie! – zaprotestował Syriusz. – Draco Malfoy prawdopodobnie obwinia cię za wszystko, co się stało, Harry. Nie zaryzykuję…

- Że co zrobi? – przerwał mu Harry. – Spróbuje mnie zaatakować? Jest nieuzbrojony! Jest tam strażnik i nie mam problemu z tym, by ktoś mi towarzyszył. Po prostu myślę, że może być bardziej otwarty na rozmowę z kimś w swoim wieku, kto stracił tak wiele jak on.

- Harry ma rację – dodała Tonks. – Draco nie ma powodu, by ufać czemukolwiek, co mówimy, ponieważ nas nie zna. Zna Harry’ego, Nawe jeśli jest jego rywalem.

Kingsley zrobił krok do przodu i położył dłoń na ramieniu Harry’ego.

- Wejdę z nim – powiedział. – I tak powinienem tam być, ponieważ reprezentuję Ministerstwo.

- Ja też idę – rzucił Syriusz, zanim ktokolwiek mógł coś powiedzieć. – Jako głowa rodziny Black mogę zaprezentować pokrewieństwo, czy tego chce, czy nie chce.

Wszyscy spojrzeli na Syriusza z niepokojem.

- Jesteś pewny, że możesz to zrobić, Syriuszu? – zapytała Tonks. – Jako jego przedstawiciel, musisz brać pod uwagę jego najlepszy interes, nie swój, nie Harry’ego.

Syriusz westchnął z frustracją.

- Byłby problem, gdyby najlepszy interes Draco nie pasował do naszego – powiedział z irytacją. – Zniszczenie Voldemorta to jedyny sposób, by ktokolwiek z rodziny Malfoyów mógł mieć jakieś życie poza Azkabanem.

Harry musiał przyznać, że Syriusz miał dużo racji. Malfoy prawdopodobnie będzie bardziej otwarty, jeśli będzie miał kogoś po swojej stronie, nawet jeśli tą osobą będzie ojciec chrzestny Harry’ego Pottera.

- W takim razie spróbujmy – powiedział stanowczo Harry, po czym odwrócił się do naczelnika. – To, o czym będziemy rozmawiać, jest ściśle tajne…

- To już zostało omówione, panie Potter – przerwał mu naczelnik, kiwając głową. – Auror Shacklebolt będzie usuwał naszą pamięć, zanim odejdziecie. Nikogo z was tu nigdy nie było.

Harry skinął głową z wdzięcznością, po czym wyszedł z pokoju do pomieszczenia, w którym znajdował się Malfoy, a za nim podążyli Syriusz i Kingsley. Powiedzenie, że Malfoy był zaskoczony ich widokiem było niedopowiedzeniem. Fale niedowierzania, podejrzliwości i strachu odbijały się od ścian. Malfoy z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Cienie pod jego oczami wyglądały, jakby nigdy nie miały zniknąć, a jego skóra była z pewnością bladsza, niż można to uznać za zdrowe.

Oto, co zostało z potężnej rodziny Malfoyów.

- Malfoy – powiedział sztywno Harry, siadając na krześle naprzeciwko Malfoya.

- Potter – wychrypiał Malfoy. – Co ty tu robisz? Przyszedłeś się napawać?

Harry napotkał spojrzenie Malfoya, tłumiąc ripostę, która prawdopodobnie pogorszyłaby sytuację.

- Jestem tu po to, żeby porozmawiać – powiedział zgodnie z prawdą, po czym skinął na Kingsleya. – Auror Shacklebolt jest tu w imieniu Ministerstwa, a Syriusz ma służyć jako przedstawiciel pokrewieństwa.

Malfoy wpatrywał się w Syriusza z całkowitym niedowierzaniem, co nie było niespodzianką. Żadne ze spotkań Syriusza i Malfoya w ciągu ostatnich kilku lat nie było przyjemne. Syriusz zawsze nalegał, by kary Malfoya były surowe. Malfoy miał wszelkie powody, by nienawidzić Syriusza tak bardzo, jak Harry’ego.

- Wolałbyś, żebym sprowadził tu twojego ojca, Draco? – zapytał z ciekawością Syriusz.

Malfoy wyraźnie wzdrygnął się i odwrócił wzrok, dając Syriuszowi możliwość podejścia do jego boku. Harry spojrzał na Kingsleya, który zamknął drzwi i pozostał przy nich. Dla wszystkich było jasne, że Kingsley był obserwatorem, bezstronną partią, która zadziała tylko wtedy, gdy będzie to absolutnie konieczne. Właściwie było to całkiem genialne, jeśli się nad tym zastanowić. Sposób rozmieszczenia ludzi w pokoju sprawiał wrażenie, że Malfoy miał przewagę, podczas gdy w rzeczywistości było odwrotnie.

Wypuszczając długi oddech, Harry przeniósł wzrok z powrotem na Malfoya i skupił się na aktualnej sprawie.

- Nie wiem, ile tutaj słyszałeś o wojnie – zaczął. – Ataki stają się coraz liczniejsze i intensywniejsze. Jeśli wkrótce go nie powstrzymamy, nie będzie już do uratowania żadnego czarodziejskiego świata.

Malfoy prychnął.

- Zachowaj dla innych to dramatyczne przemówienie, Potter – warknął. – Po prostu przejdź do rzeczy.

- W porządku – powiedział Harry przez zęby, pochylając się do przodu. Zachowanie spokoju wymagało od niego każdej uncji samokontroli. Harry nie potrafił tego wyjaśnić. W Draco Malfoyu było coś, co irytowało go bardziej niż cokolwiek innego. – Chodzi mi o to, że mam niewielką grupę ludzi, która pracuje nad zakończeniem tej wojny na swój sposób i potrzebujemy informacji.

Malfoy splótł ramiona na piersi, a na jego twarzy powoli pojawił się uśmieszek.

- Prosisz mnie o pomoc? – wycedził.

Oczy Harry’ego zwęziły się. Wiedział, że Malfoyowi się to podobało.

- Zostałeś mi ty albo twój ojciec – powiedział z napięciem. – Jeśli dla własnej wolności nie chcesz z nami pracować, jestem pewny, że twój ojciec będzie chętny.

Oczy Malfoya rozszerzyły się.

- Dla wolności? – zapytał cicho, po czym spiorunował Harry’ego wzrokiem. – Nie mógłbyś mnie uwolnić.

Harry usiadł prosto na krześle, wzruszając ramionami.

- Technicznie nie mogę – powiedział zgodnie z prawdą, – ale auror Shacklebolt może. Jeśli zapewnisz nam wystarczająco dużo informacji, zostaniesz usunięty z Azkabanu i dla własnego bezpieczeństwa ukryty do końca wyroku albo do czasu zniszczenia Voldemotra.

Z Malfoya wylewała się podejrzliwość.

- Więc przejdę z jednego więzienia do drugiego – podsumował. – Wybacz mi, że nie skaczę z radości.

- To dla twojej własnej ochrony, Malfoy – upierał się Harry. – Będziesz miał więcej wolności niż teraz.

Syriusz położył dłoń na ramieniu Malfoya, klękając i patrząc w oczy Malfoya.

- Draco, pomyśl o tym, co tu jest oferowane – powiedział cicho. – Byłeś dzieckiem i znajdowałeś się w sytuacji bez wyjścia. Bądź teraz mężczyzną i udowodnij, że chcesz naprawić swoje błędy.

Malfoy w mgnieniu oka zerwał się na nogi.

- Niby jakie błędy?! – krzyknął. – Czarny Pan powiedział, że mnie zabije! Powiedział, że zabije moją matkę! Z TEGO, CO WIEM, MOJA MATKA NIE ŻYJE!

Strażnik poruszył się, nim ktokolwiek mógł zaprotestować, popychając Malfoya z powrotem na jego miejsce. Malfoy nie walczył z nim i nie walczył z więzami, które pojawiły się, by utrzymać go w miejscu. Harry musiał odwrócić wzrok, gdy kajdanki zacisnęły się wokół nadgarstków i kostek Malfoya. To naprawdę nie szło tak dobrze, jak się spodziewał.

- Draco, posłuchaj mnie – nalegał Syriusz. – Nie wiem, gdzie jest twoja matka, ale wiem, że wciąż żyje. Gobelin Rodziny Black powiedziałby mi, gdyby nie żyła.

Malfoy wpatrywał się w Syriusza, a jego oczy błagały, by w jego słowach była prawda.

- Ona żyje? – zapytał cicho.

- Ostatnio słyszeliśmy, że opuściła Anglię – stwierdził Harry. – Nikt od miesięcy jej nie widział.

Malfoy przeniósł pełne bólu spojrzenie na Harry’ego.

- Od miesięcy? – zapytał, po czym spojrzał z powrotem na Syriusza. – Ona naprawdę żyje? – Syriusz skinął głową, powodując, że Malfoy westchnął z ulgą i wyraźnie się odprężył. Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Malfoy zamknął oczy i oparł głowę na stalowym stole. Wszyscy teraz rozumieli, dlaczego Malfoy tak nalegał, by widzieć w więzieniu „Proroka Codziennego”. Szukał wiadomości o Narcyzie Malfoy. Kto by pomyślał?

Niestety nie mogli zrobić nic, by pomóc Malfoyowi. Skupienie się na pani Malfoy mogło narazić jej życie na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Spowodowałoby to również pytania, na które bardzo trudno byłoby odpowiedzieć. Szpiedzy Voldemorta byli wszędzie, zwłaszcza gdy dotyczyło to jego byłych sług, jak Malfoyowie, którzy mogli ujawnić jego najmroczniejsze sekrety. To był cud, że jeszcze żyli.

Malfoy powoli uniósł głowę i spojrzał prosto na Harry’ego.

- Powiem ci, co chcesz, Potter – powiedział niepewnie. – Po prostu chroń moją rodzinę.

Harry spojrzał na Syriusza z zakłopotaniem, po czym ponownie spojrzał na Malfoya.

- Nie mogę złożyć tej obietnicy – powiedział zgodnie z prawdą. – Nie wiemy, gdzie jest twoja matka, a twój ojciec…

- Nie mieszaj w to mojego ojca – przerwał mu Malfoy. – Zdecydował się podążać za Czarnym Panem z chciwości. Dał jasno do zrozumienia lata temu, gdzie leży jego lojalność. Możesz chronić moją matkę robiąc to, czego wszyscy od ciebie oczekują. Zabij Czarnego Pana, zanim ją znajdzie.

Kingsley w końcu zrobił krok do przodu, patrząc uważnie na Malfoya.

- Rozumie pa, że usunięcie pana z ośrodka zależy wyłącznie od informacji, które nam pan dostarczy, panie Malfoy? – stwierdził stanowczo i czekał, aż Malfoy skinie głową. – Musi pan również zrozumieć, że Ministerstwo ma pełna prawo wrócić pana do Azkabanu, jeśli pana informacje okażą się fałszywe.

Rozdrażnienie wylało się z Malfoya, gdy ten prychnął.

- Wiem, jak działa system prawny – powiedział sucho. – Mój ojciec manipulował systemem więcej razy, niż pamiętam. Nie miał też problemu z przechwalaniem się swoimi osiągnięciami w dworze. Proszę mi zaufać; prawdopodobnie wiem więcej o „systemie prawnym” Ministerstwa niż pan.

Kingsley pochylił się do przodu, a jego oczy zwęziły się podejrzliwie.

- Szczerze w to wątpię – powiedział z napięciem. – Zacznij mówić, Malfoy. Co twój ojcie powiedział ci o swoich działaniach dla Voldemrota?

Kiedy Malfoy zaczął mówić, wydawało się, że nie ma sposobu, żeby go powstrzymać. Harry był zaskoczony, gdy dowiedział się, jaki sadystyczny w rzeczywistości był Lucjusz Malfoy. Był prawdziwym Malfoyem, bez względu na cenę zdecydowanym przestrzegać ideałów czystej krwi. Jego syn był tylko gwarancją, że nazwisko Malfoyów przetrwa, a pozycja w szeregach Voldemorta bez wątpienia wzrośnie. Lucjusz Malfoy zrobiłby wszystko, o co poprosiłby Voldemort.

Draco Malfoy ujawnił kilka miejsc, które jego ojciec wielokrotnie odwiedzał w „celach biznesowych”, co zbiegło się z wieloma miejscami, które badali. Harry czuł, że można bezpiecznie wnioskować, że Lucjusz Malfoy od lat sprawdzał zabezpieczenia kryjówek horkruksów, nawet nie wiedząc, co sprawdza.

Kingsley nie potrzebował wiele, by się zgodzić, że informacje Malfoya rzeczywiście wystarczyły, by uzyskać ochronę Ministerstwa. Harry nigdy wcześniej nie widział Draco Malfoya tak pełnego ulgi, ale trzymał język za zębami. Malfoy w końcu zachowywał się wobec nich jakkolwiek towarzysko. Harry nie zamierzał zrobić czegoś, co mogłoby temu zagrozić.

Podróż powrotna do Hogwartu trwała boleśnie długo. Musieli złożyć papierkową robotę, by uwolnić Malfoya, zmodyfikować wspomnienia naczelnika i strażnika oraz dostosować zabezpieczenia, by Malfoy mógł wyjść. Przez cały proces Harry, Syriusz i Remus musieli pozostać w osobnym pomieszczeniu, by nikt tak naprawdę nie „widział” ich w Azkabanie. Powiedzenie, że Harry poczuł ulgę, gdy Kingsley, Tonks i Malfoy weszli do pokoju, było niedopowiedzeniem. Bez słowa zebrali się na środku pokoju i położyli palec na trzymanym przez Kingsleya świstokliku.

- Odkupienie – mruknął Kingsley i wszyscy poczuli pociągnięcie za pępkiem, opuszczając więzienie Azkaban.

Chwilę później pojawili się w gabinecie dyrektorki i zostali natychmiast powitani przez profesor  McGonagall, Rona, Hermionę i Szalonookiego Moody’ego. Kingsley natychmiast zaprowadził Malfoya do pobliskiego krzesła i zdjął więzy, które naczelnik nalegał, by pozostawić, póki nie osiągną celu.

- Widzę, że wasza podróż zakończyła się sukcesem – stwierdziła profesor McGonagall, siadając za biurkiem. – Panie Malfoy, pana pobyt tutaj zależy wyłącznie od pana. Jeśli zdecyduje pan przestrzegać zasad, nie będziemy mieli problemów. Będzie pan ograniczony do swoich kwater i innych lokalizacji, które są dostępne przez sieć fiuu w pana kwaterach. Na przejście do innych lokalizacji musi pan mieć udzielone pozwolenie. Będzie pan mógł komunikować się ze mną, skrzydłem szpitalnym i kwaterami Syriusza Blacka. Wiele badań i przygotowań odbywa się w kwaterach Syriusza, więc najprawdopodobniej spędzi pan tam wiele czasu.

Malfoy skinął głową z ulgą. To rzeczywiście było lepsze niż pozostanie w celi w Azkabanie.

- Alastor Moody został wyznaczony na pana nadzorcą – kontynuowała profesor McGonagall, – a panna Granger zaoferowała pomoc w przejrzeniu materiałów klasowych, jeśli chce pan ubiegać się o pozwolenie na napisanie OWTM-ów. – Urwała na chwilę, gdy oczy Malfoya rozszerzyły się w szoku. – To znaczy, oczywiście, jeśli uda się panu utrzymać z nią profesjonalne stosunki. W chwili, gdy usłyszę, że obraził pan pannę Granger swoim wulgarnym językiem, zostanie pan ograniczony tylko do swoich kwater, a Alastor będzie pana jedynym towarzystwem. Rozumiano?

- T-Tak, pani profesor – powiedział cicho Malfoy.

Profesor McGonagall skinęła głową.

- W takim razie bardzo dobrze – powiedziała surowo. – Alastor zabierze pana do pana kwater, gdzie może się pan odświeżyć. Późny obiad będzie czekał na pana w kwaterach Syriusza.

Nikt nie powiedział ani słowa, gdy Moody i Malfoy wyszli przez Fiuu. Kiedy płomienie w końcu wróciły do normy, wszyscy westchnęli z ulgą. Harry nie przegapił zaskoczenia i ulgi, które otoczyły Malfoya, gdy profesor McGonagall wspomniała o OWTM-ach. Zaangażowanie Hermiony było czymś, czego nie był świadomy i musiał się zastanowić, czy Hermiona wiedziała, w co się pakuje. Pobyt Malfoya w Azkabanie z pewnością sprawił, że nabrał on nieco pokory, ale nie można było zaprzeczyć, że Malfoy wciąż był Malfoyem. Zmiana zakorzenionych przekonań zajmie dużo czasu.

- Ufam, że nie było problemów? – zapytała profesor McGonagall, przerywając ciszę. Otrzymawszy potwierdzające skinienia głowami, kontynuowała:  – Bardzo dobrze. Harry, kiedy cię nie było, przyszedł do ciebie list. – Podniosła zapieczętowaną kopertę, aby wszyscy mogli ją zobaczyć, po czym wręczyła ją Harry’emu. – Sprawdziliśmy już, czy nie ma żadnego rodzaju zaklęć na sobie i znaleźliśmy tylko jedno. List jest zaczarowany tak, że otworzy się tylko dla tego, dla kogo jest zaadresowany.

- Jak przybył? – zapytał natychmiast Syriusz, sięgając po list.

Profesor McGonagall rzuciła Syriuszowi surowe spojrzenie.

- Szczerze nie potrafię odpowiedzieć – odpowiedziała. – Był na moim biurku, gdy wróciłam z zamykania zabezpieczeń na kwaterach pana Malfoya. Fakt, że został wpuszczony do mojego biura powinien dowodzić, że w liście ani na liście nie ma czarnej magii.

Harry wyciągnął list poza zasięg Syriusza i powoli otworzył. Nie wyczuwał żadnego mroku, co potwierdziło oświadczenie profesor McGonagall. Osłony wokół każdego biura były jednym z ulepszeń, wprowadzonych w czasie wakacji. Alarmy zostały ustawione tak, by aktywowały się, jeśli jakikolwiek przedmiot zawierający czarną magię znajdzie się w pobliżu jednego z biur. Harry wiedział z własnego doświadczenia, że alarmy były wystarczająco głośne, by obudzić wszystkich w zamku. Profesor McGonagall nalegała, by każdy gabinet został dokładnie przetestowany.

Pismo wyglądało znajomo. Nie było co do tego wątpliwości. Ciekawość Harry’ego zmieniła się w szok w chwili, gdy spojrzał na podpis. Nie mógł w to uwierzyć. To musiał być jakiś żart.

- Od kogo to, Harry? – zapytała z zaciekawieniem Hermiona.

Harry powoli uniósł wzrok i napotkał jej spojrzenie, szok wciąż był widoczny na całej jego twarzy.

- To od Snape’a – wychrypiał.

Powiedzenie, że następnie wybuchł chaos, było niedopowiedzeniem.