Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 18 lipca 2022

PoO - Rozdział 14 – Pierwsze uderzenie

Gdy weszli do willi, wszystko wydawało się wręcz rozczarowujące, gdy ostatnie promienie słońca zniknęły z horyzontu. Słabe oświetlenie pozwalało im zobaczyć, dokąd szli, jak również dwa ciała, leżące w korytarzu. Krew powoli zbierała się wokół każdego z ciał, zmuszając Harry’ego do powrotu do rzeczywistości i pospiesznego działania. Hermiona i Syriusz byli ledwie kilka kroków za nim, podczas gdy Ron, Remus i Kingsley weszli innym wejściem. Słabe fale mroku spływały kaskadami po ścianach, ale łatwo było je zignorować.

Harry był bardziej skupiony na dwóch znajomych, bardziej odległych falach mroku, które poczuł w momencie wejścia do środka. Nie były przytłaczające, ale wystarczająco silne, by Harry wiedział, ze Voldemort i Nagini nie byli w tym samym miejscu. Harry uznał to za niezwykle dziwne. Dlaczego Voldemort pozwolił Nagini zniknąć z jego wzroku, skoro była jego jedyną szansą na zachowanie nieśmiertelności?

Aurorzy i niewymowni z dwóch pierwszych fal byli tylko kilka kroków przed nimi, podczas gdy członkowie GD byli nieco za nimi. W powietrzu było napięcie, które wydawało się wirować wokół całej grupy. Wszyscy wyraźnie myśleli o tym samym: to było zbyt łatwe. Coś się działo ze śmierciożercami albo byli po prostu całkowicie nieprzygotowani. Harry miał wrażenie, że chodzi o pierwszą opcję.

- Moody, naprawdę przydałyby się nam tu jakieś wskazówki – syknął cicho Harry.

- Ci z przodu, idźcie dalej – warknął Moody. – Ci z lewej, skręćcie dwa razy w prawo i w lewo. Ci z prawej, skręćcie dwa razy w lewo, a potem w prawo. Ci z tyłu, skręćcie w lewo i szybko w prawo. Zwierzak idzie w kierunku tych, idących od lewej.

Harry zaklął w myślach, zdejmując swoje zaczarowane okulary. To było wejście, którym weszli Ron, Remus i Kingsley, a tylko Remus miał jakieś doświadczenie, jak radzić sobie z horkruksami. Nie było czasu na wycofanie się oraz jeszcze mniej na poinstruowanie wszystkich, którzy weszli tamtędy, co mają robić. Bez względu na to, co stanie się z Nagini, Voldemort będzie wiedział o ich obecności. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że Voldemort akurat jej nie opętał. Potrzebowali każdej sekundy.

- Poradzimy sobie z Nagini, Harry – powiedział pewnie Remus. – Ty martw się znalezieniem Voldemorta.

- Remus, nie możemy pozwolić jej uciec – powiedział szybko Syriusz. – Ci, którzy zajęli lewe wejście, baczność. Remus, przejmij dowodzenie. Jeśli nie możecie jej pokonać, ogłuszcie ją, póki tam nie dotrzemy.

- Tu Andrews, zagrożenie zostało zneutralizowane. Zbliżam się do celu. Czekam na rozkazy.

- Fala pierwsza na pozycji. Czekamy na rozkaz ataku.

Harry ruszył za aurorami, skręcając w lewy korytarz, kiedy nagle poczuł ból blizny. Zatrzymując się nagle, sięgnął zmysłami i poczuł, jak odległy mrok drwi z niego, błagając go, by poszedł za nim. To było znajome, zbyt znajome jak na horkruksa. Wbrew dobremu osądowi, Harry oderwał się od grupy i podążył za mrokiem w kierunku głównych schodów. Voldemort był w tę stronę, po prostu to wiedział.

- Harry! – syknęła Hermiona. – Wracaj tu!

- Wiem, co robię, Hermiono – powiedział Harry, wiedząc, że brzmi pewniej niż się czuł. – Idźcie dalej.

- Harry…

- Proszę, Syriuszu, zaufaj mi w tym wypadku – nalegał Hary, docierając go dużego i pustego foyer i szybko rozejrzał się. – Przejmij dowodzenie. Myślę, że mogę znaleźć główny cel. Jeśli będę potrzebować pomocy, dam ci znać. – Czy raczej będziecie wiedzieć, że dzieje się coś złego.

Nastąpiła długa chwila ciszy, nim Syriusz odpowiedział.

- No mam nadzieję – padła krótka odpowiedź. Jasne było dal wszystkich, że Syriuszowi nie podoba się decyzja Harry’ego i walczył z chęcią podążenia za swoim chrześniakiem. Nadopiekuńcza natura Syriusza nigdy nie zniknie, niezależnie od wieku Harry’ego.

- Zwierzak został zauważony – powiedział szybko Remus. – Kingsley!

- Mam to – odpowiedział prędko Kingsley. – Tarcza uniesiona. Zwierzak jest w pułapce.

- Wszyscy cofnąć się – poinstruował Remus. – Na trzy, opuść tarczę z naszej strony, Kingsley. Ron, uderz ją tyloma kulami zapalającymi, iloma zdołasz. Raz… dwa… trzy…

Harry zatrzymał się, wchodząc pospiesznie na schody i czekał, aż kilka głośnych oddechów i sapnięć wypełniło jego uszy. Nagle rozległ się huk, który wstrząsnął całym budynkiem. Obrazy i wyposażenie zatrząsło się, a Harry walczył o utrzymanie równowagi. W mgnieniu oka Harry poczuł, że słaba mroczna sygnatura słabnie i wiedział, że w tym momencie, Nagini już nie ma. Horkruks został zniszczony. Jest szansa, że Voldemort też to wie.

- Zwierzak został eksterminowany – powiedział w końcu Remus. – Ruszamy do celu.

- Ruszajmy – rozkazał Syriusz. – Fala pierwsza i druga, do ataku. Muszą wiedzieć, że ktoś tu jest. Użyjcie wybuchowych kul, by oczyścić drogę. Naszą najlepszą szansą jest zaskoczenie ich, zanim zdążą uderzyć.

Harry zrozumiał aluzję i wbiegł po schodach. Z różdżką przygotowaną w prawej ręce, szybko sięgnął lewą za pasek i wyciągnął sai. Nie było mowy, by Harry dał się zaskoczyć. Nie zamierzał pozwolić, by Voldemort zdobył przewagę, nie tym razem. To zdecyduje o losie wszystkich, których kochał. Nie zamierzał dopuścić, by w jego umyśle  pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości albo strach; nie mógł sobie na to pozwolić.

- Do ataku. Oczyścić wejście. Różdżki w pogotowiu!

Całe fundamenty zatrzęsły się, gdy seria eksplozji przeszyła willę, powodując, że Harry prawie upadł na twarz. Utrzymywanie równowagi stało się jeszcze trudniejsze, gdy ból blizny gwałtownie narósł. Harry robił, co mógł, by to zignorować i iść dalej, przechodząc z jednego korytarza do drugiego w kierunku mrocznej obecności. Nie minie dużo czasu, nim Voldemort zda sobie sprawę, że jego jedyna droga ucieczki prowadzi przez Aurorów, Niewymownych, członków Zakonu i tych samych uczniów, którzy niecały rok temu pokonali śmierciożerców.

Krzyki wypełniły jego uszy, powiadamiając Harry’ego, że bitwa rzeczywiście się rozpoczęła i potęgowała jego już narastający ból głowy. Chociaż Harry nienawidził tego rozważać, wiedział, ze oszaleje, próbując to wszystko zignorować. Nie mógł słyszeć bitwy na dole i jednocześnie koncentrować się na pozostawianiu o krok przez Voldemortem. Nie miał wyboru. Harry musiał zdjąć słuchawkę.

Gdy hałas z jego głowy zniknął, Harry skręcił za kolejny róg i zatrzymał Siena widok Bellatrix Lestrange, wybiegającej z jednego z pokoi, ubranej w szaty śmierciożercy. W jej czarnych włosach były smugi siwizny, a w oczach szalony wyraz. Nie było czasu na wahanie. Nim Bellatrix zdążyła unieść różdżkę, Harry zadziałał. Zaklęcia, klątwy i przekleństwa szybko wystrzeliły z jego różdżki, gdy biegł w kierunku celu. Bellatrix wydała przenikliwy krzyk, robiąc, co mogąc, by gorączkowo zablokować szereg zaklęć, ale było oczywiste, że traci grunt pod nogami.

Harry szybko wychwycił fale desperacji, otaczające Bellatrix, które były jedynym ostrzeżeniem, nim upadła na podłogę, celując różdżką w ścianę. Instynkt Harry’ego krzyczał, zmuszając go do zatrzymania się i rzucenia kilku zaklęć tarczy, nim klątwa Bellatrix uderzyła w ścianę, powodując jej eksplozję. Gruz o różnych kształtach i rozmiarach poleciał we wszystkie strony, odbijając się rykoszetem od tarcz otaczających Harry’ego. Wielka ilość kurzu w powietrzu praktycznie uniemożliwiła zobaczenie czegokolwiek.

Jednak Harry zauważył wir czerni, który pędził korytarzem. Voldemort próbował uciec. Szybkie Evanesco oczyściło korytarz, ale też oczyściło drogę Bellatrix. Opuszczając tarcze, Harry natychmiast ruszył, by ogłuszyć Bellatrix, tylko po to, by uchylić się, gdy w jego stronę poleciał błysk zieleni. Okręcając się, Harry wystrzelił zaklęcie Reducto, jednocześnie obracając sai, by zablokować zbliżające się zaklęcie. Jednym ruchem sai, zaklęcie odbiło się i zostało odesłane z powrotem w stronę Bellatrix.

Bellatrix krzyknęła głośno, desperacko próbując odwrócić zaklęcie. Odniosła tylko częściowy sukces. Zaklęcie zmieniło kurs, ale nie całkowicie, uderzając w jej lewy bok. Gdy lekko się potknęła, Harry skorzystał z okazji, by rzucić arsenał zaklęć, nie dając przeciwnikowi czasu na odwet. Bella próbowała walczyć dzielnie, ale kiedy rany na jej ciele narastały, a jej siła znikała, Harry widział w jej oczach, że wiedziała, że umrze, gdy tylko upadła na kolana.

- Nigdy nie wygrasz, Potter – wydyszała Bellatrix, kołysząc się. – Mój pan jest o wiele… potężniejszy niż ty… kiedykolwiek będziesz.

Harry zrobił krok do przodu, wycelował różdżkę i sai w twarz Bellatrix.

- Skoro Voldemort jest tak potężny to dlaczego ty walczysz ze mną, a nie on? – odparował Harry.

Bellatrix syknęła głośno.

- Jesteś… niegodny, by wypowiadać jego… imię, ty obrzydliwy… mieszańcu – sapnęła, a różdżka wypadła z jej dłoni.

Harry powoli podszedł i kopnął różdżkę poza jej zasięg. Z różdżką przy jej szyi pochylił się do przodu i wyszeptał jej do ucha:

- Ta zniewaga nie ma dla ciebie żadnego znaczenie, Bello. Prawdziwe imię Voldemorta to Tom Riddle. Jego matka była czarownicą, która użyła eliksiru miłości na jego mugolskim ojcu. Walczyłaś za największego hipokrytę na świecie.

Gniew wirował wokół Bellatrix, gdy walczyła o utrzymanie świadomości. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak tylko pociekła z nich krew. Harry skorzystał z okazji, by odsunąć różdżkę i uderzyć ją łokciem w bok głowy. Bellatrix opadła na ziemię, wpadając w nieprzytomność. Rzucając jej ostatnie spojrzenie, Harry związał ją i ruszył dalej. Stracił już wystarczająco dużo czasu. Wiedział, że Voldemort wciąż był w budynku. Pytanie, gdzie się ukrywał?

Zamykając oczy, Harry próbował skupić się na otaczających go falach. Wokół było tak wiele czarnej magii, że trudno było wskazać, która z nich jest najsilniejsza. Desperacko sięgając zmysłami, Harry przeszukiwał fale i został prawie przytłoczony palącym bólem, który przeszył jego bliznę. Nie mógł powstrzymać się od upadku na kolana, gdy ból próbował go pochłonąć. Coś próbowało przeniknąć mu do głowy i uwięzić. Harry natychmiast zmusił się do uspokojenia i skupienia na wypychaniu obcej obecności ze swojej głowy. Nie zamierzał pozwolić Voldemortowi wygrać… nie mógł pozwolić mu wygrać.

- Naprawdę wierzysz, że masz szanse przeciwko mnie, Harry? – Wysoki głos Voldemorta odbił się echem po korytarzu.

Harry wypuścił drżący oddech i powoli wstał. Widział przed sobą koniec korytarza wraz ze znaczną liczbą zamkniętych drzwi, które znajdowały się po drodze. Voldemort musiał być w jednym z pokoi. Ale którym?

- Skoro jesteś taki pewny siebie to dlaczego się ukrywasz? – odparował. – Wyjdź i walcz ze mną twarzą w twarz!

Oświetlenie w holu zamigotało, ale to był jedyny widoczny ruch. Harry zaczął iść ostrożnie do przodu z różdżką i sai w pogotowiu. Głowa pulsowała mu do tego stopnia, że wpływało to na jego wzrok. Voldemort wciąż tam był. Harry czuł, jak próbuje wepchnąć się z powrotem. To dlatego Voldemort się „ukrywał”. Miał nadzieję, że osłabi Harry’ego do punktu, w którym fizyczny atak będzie łatwy.

Docierając do pierwszych drzwi, Harry niepewnie oparł się o nie i próbował wychwycić jakikolwiek znak, że ktoś jest w pokoju. Nie wyczuł niczego niezwykłego, więc przeszedł do następnych. Wiedział, że nie ma czasu na przeszukanie wszystkich drzwi, a także wiedział, że Voldemort na to liczył. Musiał szybko coś wymyślić.

- Powinienem był wiedzieć, że jesteś tchórzem, Tom! – krzyknął w końcu Harry.

Rozgniewanie Voldemorta prawdopodobnie nie było najmądrzejszym pomysłem, ale był jedynym, jaki w tej chwili miał. Jego blizna rozbłysła bólem, ostrzegając Harry’ego, że mu się udało.

- Nic nie wiesz, Potter! – odpalił Voldemort, pozwalając Harry’emu zbliżyć się do rzeczywistego głosu.

- Wiem więcej niż myślisz – odwarknął Harry. – Wiem, że dorastałeś w sierocińcu, zastraszając swoich rówieśników, tylko dlatego, że mogłeś. Wiem, że nasiliło się to po tym, jak zostałeś przyjęty do Hogwartu. Obwiniałeś cały świat za swoje problemy, zamiast wznieść się ponad to. Obwiniałeś swojego mugolskiego ojca, że cię porzucił, zamiast uświadomić sobie, że twoja matka sama to na siebie sprowadziła.

Kolejny błysk bólu był jedynym ostrzeżeniem, nim drzwi tuż po jego lewej stronie wyleciały z zawiasów. Nie było czasu do stracenia. Tak szybko, jak to możliwe, Harry wyciągnął z kieszeni kilka małych, wybuchowych kulek i wrzucił je do pokoju. Musiał poczekać tylko sekundę, nim rozległy się trzy głośne huki, które spowodowały, że podłoga się zatrzęsła, a pokój wypełnił dymem. Harry skorzystał z okazji, by wejść do pokoju, trzymając się plecami przy ścianie i mając broń w pogotowiu. Gniew i nienawiść wirowały po pokoju, nasilając się w odległym kącie.

W mgnieniu oka, dym zniknął, pozwalając Harry’emu i Voldemortowi w końcu stanąć twarzą w twarz. Voldemort nie zmienił się ani trochę od dwóch lat. Nadal był niezwykle blady, wysoki, chudy jak szkielet, z szerokim, szkarłatnymi oczami i płaskim nosem ze szczelinami na nozdrza. Jego czarne szaty wyglądały na lekko zwęglone i nadal dymiły. Oczy Voldemorta zwęziły się na widok Harry’ego i powoli uniósł cisową różdżkę w pogotowiu.

Jedyną myślą, jaka przyszła Harry’ emu do głowy była, że teraz zdecydowanie nie ma już odwrotu. Nie było miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Nadszedł czas, by to wszystko zakończyć. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że mu się uda.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz