Do dużej sypialni wpadał tylko srebrny płomyk słońca, ale to wystarczyło, bo zobaczyć to, co potrzeba. Każda płaska powierzchnia była pokryta kwiatami, roślinami, kartkami i upominkami, będącymi wyrazami wdzięczności od tych, którzy faktycznie znali mieszkańca pokoju. Na szczęście wszystko, co zostało wysłane przez ogół społeczeństwa, zostało skierowane do Ministerstwa, gdzie zespół wyszkolonych czarownic i czarodziei mógł je uporządkować. W końcu chociaż tyle mogło zrobić Ministerstwo.
Jedyną
otwartą przestrzenią w pokoju była ścieżka od drzwi do dużego łóżka z
baldachimem, przy którym inni mieszkańcy domu sprawdzali, jak się ma śpiąca
postać. Na pierwszy rzut oka łatwo było przeoczyć osobę śpiącą w łóżku. W końcu
była ukryta za ciemnoniebieskimi zasłonami, które blokowały widok na prawie
całe łóżko. Jednak z jednej strony było lekko odsłonięte, przez co widać było
potargane, czarne włosy na kremowej poduszce. Niezależnie od tego, jak niewiele
było widać, od razu było wiadomo, kto dokładnie zajmował łóżko.
Powietrze
przenikały ślady magii, zwłaszcza wokół łóżka, gdzie było słychać powolny,
głęboki oddech. Był spokojny, stały i dawał otuchę wszystkim, którzy weszli do
pokoju. W końcu był to znak, że mieszkaniec pokoju jeszcze żyje. Nie widać było
żadnego ruchu, chyba że zrobił go ktoś inny. Chłopak nadal był jak w stanie
podobnym do śmierci, bez oznak poprawy. Z każdym mijającym dniem optymizm i
nadzieja malały. Wielu zaczęło obawiać się najgorszego.
Spokojną
ciszę przerwało najpierw powolne przekręcanie klamki, a potem dziwnie głośne
skrzypnięcie otwieranych drzwi. Światło z korytarza szybko rozświetliło pokój,
ujawniając, jak jasne były niektóre kwiaty i prezenty. W wazonie na stoliku
nocnym stał bukiet błyszczących kwiatów, które zdawały się ożywać w świetle,
praktycznie błagając o uwagę. Z pewnością były jednym z najbardziej irytujących
„prezentów”, ale skrzaty domowe nalegały, by z jakiegoś dziwnego powodu
pozostały tam, gdzie były.
W
drzwiach pojawiła się wysoka postać, a światło za jej plecami blokowało widok
na jej twarz. Zawahała się tylko na moment, nim weszła, ruszając w kierunku
łóżka w sposób, który sugerował, że dotrze zna położenie otaczających go
przedmiotów, co najwyraźniej było dobrze przećwiczone. Dotarłszy do łóżka,
postać odsunęła zasłony, po czym ostrożnie usiadła na brzegu łóżka, aby w
najmniejszym stopniu nie zaskoczyć śpiącej postaci.
Na
pierwszy rzut oka nie dało się nie zauważyć, jak blada i chuda był śpiąca
postać. Jego rozczochrane, czarne włosy nie pomagały, nie ważne, jak krótkie
były. Na jego czole była wyraźnie widoczna blizna w kształcie błyskawicy,
chociaż nie wyglądała już tak boleśnie jak kiedyś. Z prawej strony jego ust
wychodziła mała rurka, która biegła do najbliższego słupka łóżka. Narzuta była
podciągnięta do klatki piersiowej młodego mężczyzny, a jego ręce spoczywały na
kołdrze, by ułatwić dostęp.
Wysoka
postać przeczesała dłonią krótkie, ciemne włosy, po czym sięgnęła po małą rurkę
spoczywającą przy słupku łóżka.
-
Niewiele się dzisiaj zdarzyło, Harry – powiedział cicho. – Ministerstwo wciąż
robi, co w ich mocy, by utrzymać porządek, ale nie sądzę, że powinniśmy
wstrzymywać oddech. – Otworzył prawą rękę, ukazując trzy zakorkowane fiolki.
Ostrożnie położył je na łóżku, a następnie podniósł fiolkę z jasnoniebieską
substancją w środku, odkorkował ją i wlał do rurki. Podniósł ją i patrzył, jak
płyn spływa tubą do ust jego chrześniaka.
-
Minvera kontaktowała się przez kominek – kontynuował cicho, podnosząc fiolkę z
prawie przezroczystą cieczą, odkorkował ją i wlał do rurki. – Jest całkiem
sporo osób, które chcą przyjść nas odwiedzić. Kończą mi się wymówki, dzieciaku.
Wiem, że nie chciałbyś, żeby widzieli cię w takim stanie, ale naprawdę za tobą
tęsknią… tak jak my. – Gdy substancja zniknęła w ustach pacjenta, powtórzył
proces z trzecią i ostatnią fiolką. – Wiesz, nie zaprotestowałbym na jakiś
znak, że naprawdę mnie słyszysz.
Długi
cień wypełnił pokój, gdy szczupła postać z laską przykuśtykała do drzwi,
blokując światło.
-
Mówisz to każdego dnia, Syriuszu – powiedziała postać ze znużeniem. – Obudzi
się, gdy będzie gotowy.
Syriusz
przez dłuższą chwilę patrzył przez ramię, po czym ponownie spojrzał na
Harry’ego.
-
Nie powinieneś być na nogach, Remusie – odparował. – Wciąż dochodzisz do
siebie.
Remus
westchnął ze zmęczeniem i powoli wszedł do pokoju, opierając się ciężko na
lasce.
-
Prawdopodobnie będę wracał do zdrowia przez resztę życia, Syriuszu – powiedział
bez ogródek. – Nie zamierzam spędzić większości dni na tyłku z powodu
niewielkiego bólu. Im szybciej się do niego przyzwyczaję, tym lepiej. Harry
będzie potrzebował nas obu, gdy się obudzi.
Teraz
z kolei Syriusz westchnął, zbierając puste fiolki i wstając. Jak najciszej
zaciągnął zasłony łóżka do pierwotnej pozycji, blokując widok na wszystko poza
twarzą Harry’ego. Remus miał rację. Harry będzie potrzebował wszelkiej możliwej
pomocy. Pytanie brzmiało, czy się na nią zgodzi, czy nie.
Rzucając
ostatnie spojrzenie, Syriusz w wolnym tempie opuścił pomieszczenie, wiedząc, że
lepiej nawet nie próbować oferować Remusowi pomocy. Remus był zdeterminowany,
by stać na własnych nogach tak długo, jak to możliwe, nawet jeśli dotarcie do
celu zajmowało mu dwa razy więcej czasu niż wszystkim innym.
Gdyby
zostali chwilę dłużej, obaj mężczyźni byliby świadkami, jak oczy Harry’ego
powoli otwierają się częściowo, po czym ponownie zamykają i pozostają
zamknięte.
^^^
Stłumione
głosy wypełniły powietrze, drażniąc go i drwiąc, ale pozostawały tuż poza jego zasięgiem. Poruszenie się nie
wchodziło w grę, zwłaszcza że myślenie wydawało się wymagać zbyt wiele wysiłku.
Jego usta były wyjątkowo suche, a do gardła wepchnięto mu coś giętkiego, ale
twardego, co utrudniało przełykanie bez krztuszenia się. Jego umysł był zbyt
zamglony, by wymyślić jakiekolwiek pytania, ale to nie zapobiegło dezorientacji
i panice, które zaczynały go przytłaczać.
Co
się do cholery dzieje?
Co
ciekawe, panika zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Ciężar przytrzymujący
jego ciało powoli się uniósł, pozwalając mu się poruszyć, nawet jeśli był to
tylko niewielki ruch. Przypływ ciepła osiadł w jego żołądku, po czym szybko
rozprzestrzenił się po całym jego ciele, dając mu dość energii, by mógł
otworzyć oczy i zobaczyć dwie niewyraźne postacie, które się w niego wpatrują.
Niemal natychmiast jego świat wyostrzył się, w przedmiot w jego gardle skurczył.
Poczuł ulgę, gdy z łatwością mógł przełknąć ślinę i patrzył na swoich
opiekunów, analizując każdą rysę, zmarszczkę i bliznę.
Remus
i Syriusz żyli. Żyli i poza kilkoma dodatkowymi bliznami, wyszli z walki
stosunkowo bez szwanku.
Uśmiech
Syriusza nie mógłby być większy.
-
Witaj z powrotem, dzieciaku – powiedział drżącym głosem. – Poppy niedługo tu
będzie. Kiedy zobaczy, że nie śpisz, wyjmie ci sondę na eliksiry. – Chwycił
dłoń Harry’ego i ścisnął ją. – Nieźle nas zmartwiłeś, Harry. Kiedy spadłeś…
-
Syriusz ma na myśli, Harry, że spodziewaliśmy się najgorszego – wtrącił się
Remus. – Byłeś w śpiączce przez prawie pięć tygodni bez żadnych oznak
przebudzenia. Fakt, że jesteś przytomny i rozumiesz, jest większą rzeczą, niż
mogliśmy mieć nadzieję.
Harry
powoli zamrugał na Remusa i Syriusza, jego umysł potrzebował czasu na
przetworzenie wszystkiego. W końcu wszystko do niego wróciło. Pamiętał walkę z
Voldemortem, dźgnięcie go w klatkę piersiową i upadek, podczas gdy Voldemort
desperacko próbował wydusić z niego życie. Pamiętał ból. Jak kiedykolwiek
zapomni o tym bólu? Pytania wypełniły głowę Harry’ego, szczególnie dotyczące
jego przyjaciół. Czy wszyscy byli cali? Czy w ogóle żyli?
Czyjaś
dłoń spoczęła na jego ramieniu, wyrywając go z niespokojnych myśli.
-
Wiemy, że masz pytania, Harry, ale proszę, spróbuj się uspokoić – powiedział
łagodnie Remus, powoli siadając obok Harry’ego. – Po pierwsze, powinieneś
wiedzieć, że większości członków Gwardii Defensywnej udało się przeżyć. Wielu z
nich zostało rannych, ale ich świstokliki zabrały ich w bezpieczne miejsce,
zanim obrażenia okazały się śmiertelne. Justin, Terry, Padma i Ron zostali
zatrzymani w łóżku na jakiś czas, ale całkowicie wyzdrowieli. Niestety
Zachariasz i Anthony niestety nie przeżyli. Zostali zabici przez
śmierciożerców, którzy próbowali uciec.
Harry
powoli zamknął oczy, gdy zalała go fala poczucia winy i żalu. W głębi duszy
wiedział, że to się musiało wydarzyć, ale miał nadzieję, że może było tego
uniknąć. Nikt nie zasługiwał na śmierć w wieku siedemnastu lat. Harry mógł
sobie tylko wyobrazić, przez co przechodziły ich rodziny.
Syriusz
i Remus wymienili zaniepokojone spojrzenia, nim Syriusz się odezwał.
-
Nie obwiniaj się, dzieciaku – powiedział poważnie. – Smith i Goldstein dokonali
własnych wyborów. Znali ryzyko. Cały czarodziejski świat postrzega ich jako
bohaterów. Scrimgeour nawet przyznał im Order Merlina trzeciej klasy.
-
Pomyśl o tym, Harry – dodał łagodnie Remus. – Voldemort został ostatecznie
pokonany przez nastolatka i grupę uczniów, których wyszkolił. – Harry wydał
cichy dźwięk w proteście. – To w zasadzie prawda i wiesz o tym, Harry.
Stworzyłeś Gwardię Defensywną, ustaliłeś, czego wszyscy będą się uczyć i
upierałeś się, żeby wszyscy wiedzieli wystarczająco dużo, by mieć szansę z
najgorszym Voldemortem.
Harry
próbował jęknąć z frustracji, ale wyszedł z tego tylko bulgot. Naprawdę nie
chciał słyszeć komentarzy, które prawdopodobnie będą go prześladować przez
lata. Wszyscy zamierzali go chwalić za coś, za co tak naprawdę nie czuł się
odpowiedzialny. Syriusz, Remus i Kingsley zrobili więcej w nauczaniu GD niż on.
Niestety nikt tak naprawdę nie dbał o prawdę, kiedy jej przekręcenie było o
wiele zabawniejsze.
-
Wiem, jak się czujesz, dzieciaku – powiedział Syriusz z szerokim uśmiechem. –
Niemal podbiłem oko Scrimgeourowi, kiedy próbował mnie przekonać do bycia
rzecznikiem tygodnika „Wieści o Harrym Potterze. Niektórzy ludzie po prostu nie
mają pojęcia, co znaczy życie „prywatne”.
Pukanie
do drzwi nagle przerwało rozmowę. W mgnieniu oka Syriusz wstał z łóżka i pognał
w stronę drzwi. Remus zachichotał, gdy Syriusz szarpnięciem otworzył drzwi i
wciągnął gościa do środka. Ciało Harry’ego wciąż było bardzo powolne, przez co
musiał czekać, aż znajoma twarz pani Pomfrey znajdzie się w jego polu widzenia.
Mógł tylko patrzeć na zmiany, które zaszły w niej od ich ostatniego spotkania.
Chociaż się uśmiechała, pani Pomfrey nadal wyglądała na zmęczoną i wyczerpaną.
Wyglądała, jakby postarzała się o kilka lat w ciągu zaledwie kilku tygodni.
-
Dzień dobry, Harry – powiedziała łagodnie pani Pomfrey, wyciągając różdżkę. –
Zamierzam tylko rzucić kilka zaklęć diagnostycznych, a potem wyjmę sondę na
eliksiry. – Machnęła nad nim różdżką kilka razy w różnych ruchach, po czym
lekko zmarszczyła brwi i spojrzała
podejrzliwie na Syriusza. – Ile eliksirów mu dawałeś, Black?
-
Daliśmy Harry’emu tylko połowę dawki eliksiru pieprzowego, kiedy zaczął się
budzić i reagować na sondę, Poppy – zapewnił Remus. – Wiesz, że nigdy nie
zrobilibyśmy niczego, co mogłoby go narazić na niebezpieczeństwo.
Pani
Pomfrey przeniosła wzrok na Remusa, po czym skinęła głową.
-
Nigdy nie powiedziałam, że byście na to pozwolili – sprzeciwiła się. – Byłam po
prostu ciekawa. Eliksir pieprzowy, co zaskakujące, nie powoduje żadnych skutków
ubocznych w połączeniu z resztą jego eliksirów, ale nie zalecałabym dłuższego
używania go, na wszelki wypadek. – Z kolejnym machnięciem różdżki pani Pomfrey
usunęła sondę na eliksiry, sprawiając, że Harry dostał ataku kaszlu z powodu
doznań związanych z zaklęciem. – Przepraszam za to, ale naprawdę nie ma łatwego
sposobu na wyjęcie sondy bez pewnego dyskomfortu. A teraz, Syriuszu, Remusie,
ufam, że wy utrzymacie go w odpowiednim stanie przez co najmniej kolejny
tydzień.
Harry
mógł tylko słuchać, gdy jego powieki zaczęły opadać z wyczerpania. Wiedział, że
musi dowiedzieć się więcej o ostatnich pięciu tygodniach, ale nie mógł zmusić
się do pytania. Syriusz i Remus żyli, jego przyjaciele żyli, a Voldemort nie.
To był nowy świat, w którym nie rządził strach i uprzedzenia. Był teraz wolny i
mógł żyć tak, jak chciał.
Harry
nie mógł nic na to poradzić. Zasnął z uśmiechem na twarzy.
^^^
Przez
kilka następnych dni, Harry’emu udało się poznać całą historię. Najwyraźniej
Voldemort połączył ze sobą wszystkich śmierciożerców poprzez Mroczny Znak.
Kiedy zaczęły działać uzdrawiające zdolności Harry’ego, Voldemort uciekł się do
kradzieży energii od swoich śmierciożerców, by przeciwdziałać temu, co robił
Harry. W rezultacie wielu śmierciożerców, którzy przeżyli, byli zauważalnie
słabsi pod względem mocy magicznej, co ułatwiło Ministerstwu poradzenie sobie
ze schwytanymi śmierciożercami. Ich procesy były szybkie, a wyniki były jedną z
dwóch opcji: pocałunek dementora lub Azkaban.
Większość
z nich dostała Pocałunek. Scrimgeour dał jasno do zrozumienia, że Ministerstwo
będzie surowe w stosunku do każdego zwolennika Voldemorta. Wiele rodzin czystej
krwi było w rozsypce z powodu powiązań z Voldemortem, pozostawiając ich w
mniejszości, jeśli chodzi o czarodziejską politykę. Kilka rodzin czystej krwi, którzy
otwarcie sprzeciwiali się Voldemortowi, zostało przeniesionych na wyższe
stanowiska w Ministerstwie, w tym ojciec Rona, któremu bardziej ono odpowiadało
z powodu jego długotrwających obrażeń.
Słuchanie
o obrażeniach było trudne. Fred Weasley miał roztrzaskane kości w prawej nodze,
przez co potrzebował laski, by chodzić, najprawdopodobniej do końca życia,
Artur Weasley był ślepy na jedno oko i chodził lekko utykając z powodu
wszystkich obrażeń, Justin Finch-Fletchley spędził kilka dni w świętym Mungu z
powodu uszkodzonych jelit i teraz potrzebował kilku eliksirów dziennie, by móc
normalnie trawić jedzenie, Terry Boot stracił władzę w lewej ręce, a Kingsley
Shacklebolt stracił życie, chroniąc kilku rannych uczniów.
To
było prawdopodobnie najtrudniejsza wiadomość do przetworzenia. Przez ostatni
rok Kingsley był wspaniałym nauczycielem, korepetytorem i jeszcze lepszym
przyjacielem. Harry’emu wydawało się niemożliwe nawet rozważać, że nigdy więcej
nie zobaczy Kingsleya. Order Merlina pierwszej klasy, czy nawet pochówek
bohatera nie mógł nawet dotknąć części tego, na co Kingsley zasługiwał, za
swoją pomoc.
W
tej chwili Tonks reprezentowała rodzinę Blacków, budząc się ze śpiączki
zaledwie kilka dni po ataku na Voldemorta. Na początku była trochę
zdenerwowana, gdy dowiedziała się, co przegapiła, ale złość dość szybko opadła,
gdy dowiedziała się o wszystkich obrażeniach i śmieciach. Tonks starała się
odwiedzać ich co kilka dni, przynosząc wszystkie nowe informacje z
Ministerstwa, które niewątpliwie były oznaczone jako „tylko dla
wtajemniczonych”. Była głównym powodem, dlaczego Syriusz był jeden krok przed
Scrimgeourem.
Z
drugiej strony Syriusz i Remus wyjawili, że zniknęło kilku śmierciożerców, w
tym Severus Snape. Nie było żadnego znaku, że Snape był obecny tamtej nocy oraz
jego majątek nie był naruszony. Było tak, jakby Snape po prostu zniknął z
powierzchni ziemi.
Pomimo
nadmiaru informacji, Harry musiał przyznać, że czuł się… lżejszy niż przez
ostatnie lata. Dzięki temu, że nie czuł bólu, jego głowa wydawała się
zdumiewająco klarowna. To było dziwne. Przyzwyczaił się do codziennej mentalnej
walki z obecnością Voldemorta i teraz czuł, że czegoś mu brakuje. Poza tym,
Harry nie mógł nie zauważyć, że jego empatia nie była już tak pochłaniająca.
Harry
nie wiedział, co to znaczyło i przerażało go to bardziej niż był w stanie
przyznać na głos.
Wraz
z nadejściem weekendu, Harry’emu wreszcie pozwolono wstać z łóżka, nawet jeśli
tylko siedział na siedzisku przy oknie swojej sypialni, gdzie teraz usunięto
nadmiar „prezentów”. Zwinięty w kłębek na wygodnym fotelu, Harry nie mógł
powstrzymać się od zamknięcia oczu, gdy słuchał, jak Remus omawia notatki z
zajęć, które zrobiła Hermiona. Myślenie o wszystkich szkolnych zadaniach, które
musiał nadrobić, nieco nadszarpywało nerwy Harry’ego, ale jeśli planował zdać
OWTMy, nie było możliwości obejścia tego.
Przynajmniej
Remus czynił wszystko interesującym, wstawiając wiele przykładów, przez które
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Im więcej słyszał, tym bardziej
zastanawiał się, jak Syriuszowi udało się dożyć dorosłości.
-
Harry? – zapytał łagodnie Remus, powodując, że Harry otworzył oczy i napotkał
zatroskane spojrzenie Remusa. – Czy powinniśmy zrobić sobie przerwę?
Harry
potrząsnął głową.
-
Nic mi nie jest – powiedział z uśmiechem. – Tylko sobie wyobrażam. – Delikatnie
ocierały się o niego różne fale podekscytowania, które stopniowo narastały. –
Mamy towarzystwo.
Remus
westchnął i przetarł oczy.
-
Jeśli nie jesteś gotowy…
-
Nie – przerwał mu szybko Harry. – Czekali wystarczająco długo. Po prostu
chciałbym… cóż… nie wyglądać tak.
Spojrzenie
Remusa stało się współczujące.
-
Harry, byłeś w śpiączce przez pięć tygodni – powiedział łagodnie, pochylając
się do przodu. – To zrozumiałe, że trochę schudłeś. – Harry prychnął. – W
porządku, jesteś nieco szczupły. Z czasem to nadrobisz, Harry. Twoi przyjaciele
nie będą się tym przejmować. Będą wdzięczni, że mogą z tobą porozmawiać.
Pukanie
do drzwi zakończyło rozmowę. Harry powoli przesunął się i spojrzał ponad
oparciem krzesła, by zobaczyć, jak drzwi powoli się otwierają i Syriusz wsadza
głowę do środka.
-
Macie ochotę na kilku gości? – zapytał cicho. Remus skinął głową i skinął na
Syriusza, żeby wszedł. Harry wyprostował się, gdy usłyszał, jak Syriusz
przemawia do gości. – Ale pamiętajcie, co powiedziałem. Harry wciąż dochodzi do
siebie. Nie wymęczcie go.
Harry
przewrócił oczami i powoli wstał i obszedł fotel, a drzwi otworzyły się
całkowicie. Obserwował, jak Syriusz odsuwa się na bok, pozwalając kilku
postaciom w cieniu wejść do pokoju i natychmiast dostrzegł wyróżniający się
wzrost Rona, włosy Hermiony, postawę Neville’a, drobną postać Ginny i zarys
ciała Luny. Powoli przystosował się do światła, będąc w stanie dostrzec ich
twarze. Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ron, Hermiona i Neville z
pewnością wyglądali na starszych, a przynajmniej ich oczy. Neville miał również
długą, cienką bliznę po lewej stronie twarzy, której nie dało się przeoczyć, a
sądząc po sposobie, w jaki Ron przenosił ciężar ciała, Harry wiedział, że nie
tylko Neville skończył z bliznami.
-
Cześć wszystkim – powiedział w końcu Harry, siadając na swoim łóżku. – Długo
się nie widzieliśmy.
To
wystarczyło, by Hermiona wystartowała i niemal rzuciła się na Harry’ego, przez
co oboje upadli do tyłu na łóżko. Fale ulgi i strachu pulsowały w Hermionie,
ostrzegając Harry’ego, że w tej chwili potrzebuje ona pocieszenia bardziej niż
czegokolwiek innego. Obejmując ją ramieniem, chwycił ją blisko siebie, póki
silne emocje nie opadły, pozwalając mu wrócić do pozycji siedzącej. Hermiona odsunęła
się nieco i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Harry’ego, po czym na jej
twarzy pojawił się uśmiech.
-
Naprawdę za tobą tęskniliśmy – powiedziała drżącym głosem Hermiona, siadając w
nogach łóżka Harry’ego. – Przebywanie w Hogwarcie bez ciebie wydawało się takie
zwyczajnie… złe!
-
Hermiona ma rację, Harry – dodał Ron, dołączając do Hermiony w nogach łóżka
Harry’ego, a za nim podążyli Neville, Luna i Ginny. – Bez ciebie jest dość
nudno. – Zawahał się przez moment, po czym kontynuował. – Ja… eee… podejrzewam,
że nie słyszałeś, co Scrimgeour próbuje wywinąć, co nie?
-
Ron – ostrzegła Hermiona.
-
Co? – zaprotestował w obronie Ron. – Sądzę, że lepiej żeby wiedział wcześniej
niż później.
-
Jeśli chodzi ci o to, że Scrimgeour chce wstrzymać ceremonię wręczenia nagród,
aż Harry wróci do Hogwartu to nie, Ron, nie powiedzieliśmy mu – stwierdził
Remus, powoli wstając i chwytając swoją laskę. – Harry ma w tej chwili dość na
głowie, bo musi nadrobić zadania do szkoły. Poradzimy sobie ze Scrimgeourem, w
porządku?
-
Nic się nie dzieje, Remusie – wtrącił Harry. – Rozumiem, co próbuje zrobić
Scrimgeour. W tej chwili wizerunek jest ważniejszy od czegokolwiek innego.
Popisywanie się mną wzmocni wiarę ludzi w Ministerstwo.
Wszyscy
popatrzyli na Harry’ego z niedowierzaniem. Najwyraźniej była to ostatnia rzecz,
jaką wszyscy spodziewali się usłyszeć od osoby, która unikała publiki jak
ognia.
-
Możesz chcieć zachować ostrożność, Harry – powiedział niepewnie Neville,
siadając po przeciwnej stronie łóżka. – Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak
teraz jest. „Prorok Codzienny” ma rubrykę zatytułowaną „Potterowe nowinki”.
Każdego dnia udaje im się wypełnić ją czymś o tobie.
Harry
wpatrywał się w Neville’a z uniesioną brwią.
-
Przesadzasz. Nie ma cholernej możliwości, by znaleźli tak wiele…
-
Byłbyś zaskoczony – powiedział gorzko Ron. – Rita Skeeter bywa w Hogwarcie co
najmniej raz w tygodniu, próbując przeprowadzić wywiad z każdym, kto cię zna.
Właściwie profesor McGonagall musiała kilka razy wzywać aurorów, by siłą ją
wyrzucili.
Harry
nagle poczuł większe zdenerwowanie. Rita Skeeter miała talent do odkrywania
sekretów. Harry nie miał już ich wiele, ale kilka z nich z pewnością był
takimi, które mogły zrujnować jego życie, gdyby zostały ujawnione. Nagle chęć
publicznego wystąpienia się nasiliła. Musiał pokazać, że jego życie prywatne ma
być prywatne. Wykonał swoją robotę. Wypełnił przepowiednię. Teraz chciał po
prostu żyć w spokoju.
-
Harry? – zapytała łagodnie Hermiona. – Nikomu nic nie powiedzieliśmy. Całe GD
wie, by szanować twoją prywatność. Szczerze mówiąc, Rita odkryła tylko, że
Romilda Vane próbowała użyć na tobie eliksiru miłosnego. Po tym Romilda
otrzymywała wyjce przez niemal dwa tygodnie.
-
Ale to wszystko, prawda? – zapytał nerwowo Harry.
-
Och, nie martw się, Harry – powiedziała z rozmarzeniem Luna. – Ludzie zwykle
wierzą w to, co wiarygodne, ale ignorują to, co oczywiste. Jak myślisz,
dlaczego mało kto wierzy, by istniały Chrapaki krętorogie? Widać znaki, ale nie
dowody, które niektórzy uznają za niezbędne.
Harry,
Ron i Hermiona wpatrywali się w Lunę w szoku, podczas gdy Neville i Ginny
wyglądali na zdezorientowanych. Luna w zasadzie potwierdziła, że wie o
zdolnościach Harry’ego, jednak nie wypowiedział dokładnych słów. W głębi duszy
Harry tak naprawdę nie był zaskoczony. Luna z pewnością miała wyjątkowy sposób
patrzenia na świat.
Remus
odchrząknął z niezręcznością.
-
Cóż, zostawimy was, żebyście chwil porozmawiali – powiedział, po czym spojrzał
bezpośrednio na Rona i Hermionę. – Postarajcie się ograniczyć walki do minimum,
dobra?
Ron
i Hermiona szybko odwrócili wzrok, nie mówiąc ani słowa, podczas gdy Remus
powoli wyszedł z pokoju wraz z Syriuszem. W momencie, gdy drzwi się zamknęły,
wszyscy wydawali się nieco odprężyć, zwłaszcza Ron i Hermiona. Harry nie mógł
nie czuć dezorientacji z powodu ich zachowania. Dlaczego mieliby się wstydzić
walk? Zawsze walczyli o wszystko. Tak już między nimi było.
-
Czy dzieje się coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał w końcu Harry,
przenosząc wzrok na wszystkich w pokoju.
Hermiona
westchnęła z frustracją.
-
To naprawdę nic takiego, Harry – nalegała. – Myślę, że wszyscy zauważyli, że ja
i Ron od jakiegoś czasu mamy zupełnie inny punkt widzenia na pewne rzeczy. Nie
było cię, żebyś nas trzymał w ryzach, a ponieważ Voldemorta już nie ma…
-
Och, proszę cię – przerwała jej Ginny. – Skaczecie sobie do gardeł od tygodni,
próbując wymyślić najlepszy sposób, żeby się tu zakraść i sprawdzić, co z
Harrym, a kiedy nie kłócicie się o to, walczycie o OWTMy, ogólnie zajęcia,
naukę, a nawet Malfoya.
-
Malfoya? – zapytał Harry z dezorientacją. – Co on ma z tym wspólnego?
-
Hermiona się w nim buja – warknął Ron.
-
Nieprawda! – krzyknęła Hermiona. – Nie ma mowy, bym kiedykolwiek polubiła
Malfoya. Jesteś po prostu zazdrosny, że pomagam mu nadrobić szkołę, żeby mógł
dołączyć do zajęć.
Harry
wpatrywał się w Rona i Hermionę w szoku.
-
C-Co? – wyjąkał. – Myślałem, że Malfoy został wydalony.
-
Bo został – wtrącił Neville. – Przynajmniej był wydalony do czasu, aż
społeczeństwo nie dowiedziało się, że nam pomagał i o wszystkim, co kryło się
za jego „sojuszem” z Voldemortem. Nie zostało mu to całkowicie wybaczone, ale
jest wiele ludzi, którzy mu współczują. Kilka tygodni temu spotkał się ze swoją
matką, a ona wydała publiczne oświadczenie, w którym obwiniała o wszystko
swojego męża, który był bardziej lojalny wobec Sam-Wiesz-Kogo niż swojej
rodziny.
-
Według mnie kupa bzdur – dodał Ron, zakładając ramiona na piersi i krzywiąc
się, przez co wyglądał jak naburmuszone dziecko.
-
Nie ma znaczenia, czy to bzdury – sprzeciwiła się Hermiona. – Faktem jest, że
społeczeństwo wierzy, że Malfoy jest tragiczną ofiarą, więc są gotowi dać mu
drugą szansę na dokończenie edukacji i stanie się uczciwym członkiem
społeczeństwa. Logicznie rzecz biorąc, jest to sprytne posunięcie rodziny
Malfoyów. To jedyna szansa, by mieli jakiekolwiek życie w świecie czarodziejów.
-
Wykopanie Malfoyów z czarodziejskiego świata brzmi dla mnie jak genialny pomysł
– odparł Ron. – Nie potrzebujemy takich jak oni.
-
Znaczy jakich? – odparowała Hermiona, zrywając się na nogi. – Czystokrwistych,
którzy są zbyt skupieni na sobie, by zobaczyć, że ludzie potrafią zmienić się
na lepsze?
Harry
skulił się. Wiedział, dokąd to zmierza oraz że Ron w to pójdzie. Neville, Ginny
i Luna również zdawali się dostrzegać, co się miało wydarzyć, gdyż każde
ostrożnie się cofnęło.
-
Brzmi dobrze! – powiedział Ron z przekonaniem, robiąc krok w stronę Hermiony,
gotowy na wyzwanie.
-
Świetnie! Więc możesz w takim razie wypędzić sam siebie, bo to doskonale cię
opisuje! – krzyknęła Hermiona, po czym wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Nieprzyjemna
cisza wypełniła pomieszczenie. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Hermiona miała
rację, ale mogła być nieco delikatniejsza, próbując przekazać swój punkt
widzenia. Porównanie Rona do Malfoya było prawdopodobnie najgorszą rzeczą, jaką
Hermiona mogła zrobić.
-
Możesz w to uwierzyć!? – zapytał oburzony Ron. – Ona całkowicie zwariowała,
mówię ci! Całkowicie!
Harry
wypuścił długi oddech, przeczesując dłonią włosy. To był naprawdę jeden z ostatnich
tematów, jakie chciał poruszać, ale co miał zrobić? Opowiedzenie się po
którejkolwiek stronie skończy się tylko katastrofą, ale jasne było, że Ron i
Hermiona musieli znaleźć jakiś wspólny język, inaczej doprowadzą się do
szaleństwa.
-
Hermiona nie zwariowała, Ron – powiedział w końcu Harry. – Mogę go nie lubić,
ale zapłacił za swoje błędy. Spędził rok w Azkabanie i stracił niemal wszystko.
Jeśli będzie się zachowywał, to kim my jesteśmy, żeby się temu sprzeciwiać?
Ron
wpatrywał się w Harry’ego z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę, po czym
wypadł z pokoju jak Hermiona, zatrzaskując drzwi. Ramiona Harry’ego opadły,
więc zmienił pozycję i oparł się o zagłówek. To tyle jeśli chodzi o miłą,
spokojną rozmowę między przyjaciółmi.
-
Ktoś to musiał powiedzieć, Harry – stwierdził w końcu Neville. – Zachowywali
się tak od tygodni, odkąd…
Harry
spojrzał na Neville’a z ciekawością, podczas gdy ten uniknął jego wzroku.
-
Odkąd? – prowokował.
Odpowiedziała
Ginny.
-
Odkąd spróbowali być razem. Nikt z nas nie wiedział, że w ogóle próbowali. Są
całkowitymi przeciwieństwami.
-
Pewnie nie chcą, żebyś o tym wiedział, Harry – powiedział cicho Neville. –
Nigdy tak naprawdę nie powiedzieli, że są parą. Po prostu zauważyliśmy, że
przez krótki czas bywali więcej razem i kiedy to się skończyło zaczęli więcej
się kłócić. Próbowaliśmy porozmawiać z Ronem, ale on wszystkiemu zaprzecza.
-
Próbowałam też rozmawiać z Hermioną, ale wiesz, jaka ona potrafi być – dodała
Ginny. – Mam nadzieję, że szybko się z tego otrząsną, ponieważ wszyscy jesteśmy
na skraju wytrzymałości.
Harry
tylko wpatrywał się w Ginny i Neville’a przez dłuższą chwilę, gdy jego umysł
powoli przetwarzał wszystko, co usłyszał. To było dziwne. Potrafił radzić sobie
w sytuacji życia i śmierci, ale nastoletnie hormony i związki były zupełnie
nowym terytorium. W zeszłym roku tylko Ron pozwolił, by jego emocje przysłoniły
osąd. Sądził, że Ron wyciągnął tego lekcję. Oczywiście
tak się nie stało, a teraz jest zaangażowana również Hermiona.
-
Przepracują to tylko, jeśli się ich do tego zmusi – powiedział Harry bardziej
do siebie niż reszty.
Ginny
nagle uśmiechnęła się szeroko.
-
Mam! – wykrzyknęła, po czym podbiegła do boku Harry’ego. – Właź do łóżka. –
Harry zawahał się na moment, po czym ostrożnie wykonał polecenie. – Dobrze. Mam
pomysł, ale żeby zadziałał, wszyscy musimy grać razem. Zejdziemy na dół i
powiemy Ronowi i Hermionie, że jeszcze nie radzisz sobie z ich kłótniami. Jeśli
będą chcieli cię zobaczyć w najbliższym czasie, muszą popracować nad tym, co
się między nimi dzieje.
-
A to zrobią, ponieważ zrobią wszystko, żeby zobaczyć Harry’ego – dodał Neville
z uśmiechem. – Genialne, Ginny.
Jednak
Harry nie był tak entuzjastyczny.
-
No nie wiem. Przez to wydaję się słabszy, niż jestem w rzeczywistości.
-
Pamiętaj, wierz w wiarygodne – powiedziała z rozmarzeniem Luna, podchodząc do
okna. – Nie sądzę, żeby do głowy im przyszła słabość. Z drugiej strony,
potrzeba spokojnego otoczenia to inna historia.
Neville
przez długą sekundę patrzył na Lunę z uniesioną brwią, po czym skupił uwagę na
Harrym.
-
Proszę, powiedz mi, że ma to dla ciebie jakiś sens, bo ja nic nie rozumiem.
Harry
nie mógł powstrzymać uśmiechu. To właśnie lubił w Neville’u. Nie żądał, by
wiedzieć, o czym Luna mówiła, tylko potrzebował pełnego nadziei zapewnienia, że
nie zwariował. To sprawiło, że Harry poczuł się nieco winny, że ukrywa taki
sekret przed kimś, kto nigdy nie zachwiał się w swojej lojalności, ale naprawdę
nie mógł ryzykować, że dowiedzą się o tym niewłaściwi ludzie.
-
Ma sens – potwierdził Harry. – Przykro mi, ale w tej chwili im mniej osób rozumie,
o czym mówi Luna, tym lepiej.
-
Rozumiemy, Harry – powiedziała uspokajająco Ginny. – Każdy ma prawo do swoich
sekretów, nawet Harry Potter.
-
Dokładnie – potwierdził Neville, kiwając głową i zsunął się z łóżka. – Cóż,
powinniśmy iść, jeśli chcemy złapać Rona i Hermionę, zanim wrócą. Będziemy w
kontakcie, Harry. Prawdę mówiąc, teraz, gdy wiadomo, że się obudziłeś,
przypuszczam, że będziesz dostawał o wiele więcej listów niż normalnie.
Harry
nie mógł powstrzymać dezorientacji.
-
Neville, nie otrzymałem żadnych listów.
Neville
i Ginny wymienili zaskoczone spojrzenia.
-
Może powinieneś zapytać o to Syriusza i Remusa – powiedziała ostrożnie Ginny. –
Kilka tygodni temu opublikowano w „Proroku Codziennym” twoją sytuację, ponieważ
tak wiele ludzi próbowało wysyłać ci jakieś rzeczy. Wszystko dostaje
Ministerstwo i sprawdza pod kątem klątw. Potem dzieli na dwie kategorie.
Wszystko z listy, którą zapewnili Syriusz i Remus, zostaje przekazane Tonks.
Cała reszta wysyłana jest do świętego Munga.
-
Może odpowiadanie na listy nie jest teraz priorytetem – zaproponowała
nonszalancko Luna. – Na twoim miejscu skupiłabym się całkowicie na powrocie do
szkoły.
Harry
wpatrywał się w Lunę ze zdumieniem. To było dziwnie jasne.
-
Porozmawiam o tym z Syriuszem i Remusem – powiedział w końcu. – Bez względu na
wszystko, powiem im, żeby przekazywali mi wasze listy. Miło byłoby wiedzieć, co
dzieje się w prawdziwym świecie od kogoś, kto nie będzie owijał w bawełnę.
Drzwi
się otworzyły, zaskakując wszystkich w pokoju przez moment, nim się nie
zorientowali, że to Remus wchodzi do środka, a nie Ron czy Hermiona.
-
Obawiam się, ze czasu już iść – powiedział z lekką surowością w głosie. – Ron i
Hermiona już zostali odesłani do Hogwartu.
-
Eee… jasne – powiedział niespokojnie Neville. – W takim razie pójdziemy.
Porozmawiamy później, Harry?
Harry
skinął głową, obserwując, jak Neville, Ginny i Luna wychodzą szybko z pokoju.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale
surowy Remus był dość onieśmielający, nawet gdy mocno opierał się na swojej
lasce. W chwili, gdy zostali sami, Harry zauważył, że zastraszająca postawa
Remusa nieco się zmieniła, nim ten skupił swoją uwagę na Harry’ego. Ten Remus
wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego.
-
Harry, myślę, że musimy porozmawiać o kilku sprawach – powiedział Remus
zmęczonym głosem, wyciągając różdżkę i machając nią w kierunku najbliższego
krzesła, powodując, że przeleciało i ustawiło się tuż za nim. Z westchnieniem
ulgi usiadł i ponownie skupił się na Harry. – Nigdy nie próbowaliśmy niczego
przed tobą ukrywać. Chcieliśmy tylko czekać tak długo, jak to możliwe, żeby nie
rozpraszać cię w swoim powracaniu do zdrowia. Widzisz, Harry, w świecie
czarodziejów jest wiele typów ludzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz