Albus spokojnie usiadł na jedynym wolnym krześle w pokoju, który był wytarty, z tapicerką w tureckie wzory. Skrzyżował nogi, jego szata znajdowała się jakiś cal nad skarpetkami w tęczę i fioletowymi butami. Jego broda była starannie uczesana i przystrzyżona, a ulubiona szata w księżyce i gwiazdy na fioletowym tle błyszczała. Harry spojrzał na niego w zamyśleniu, próbując ustalić, czy to był jakiś żart. A potem spojrzał w oczy starego czarodzieja.
W
tych oczach nie było wesołości, ani nawet odrobiny uśmiechu. Te oczy były
poważne, smutne i pełne zrozumienia. Widział w nich żal i ból oraz rezygnację z
powodu swojego stanu. Po raz pierwszy Harry spojrzał na wielkiego czarodzieja i
dostrzegł coś poza fasadą wesołego, starego dyrektora. Widział duszę, która
została rozdarta i posklejana przez poświęcenie i ból, tak jak jego, jak
Severusa, i po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczuł więź z dyrektorem. Podobnie jak ja, został przekłuty w ogniu i
wyszedł z niego odmieniony na zawsze.
-
To naprawdę prawda? – wyszeptał Harry. – Naprawdę nie ma pan już magii.
-
Obawiam się, że tak, mój chłopcze.
-
Jak to możliwe, Albusie? – zapytał Severus, spoglądając ostro na drugiego
czarodzieja. – Powiedziałeś, że zrezygnowałeś ze swojej magii, ale jak byłeś w
stanie to zrobić? Czarodziej bez magii umiera.
Dumbledore
odchrząknął.
-
W pewnym sensie umarłem tamtej nocy, Severusie. Nim Lucjusz przyszedł po mnie,
by dokończyć swój rytuał, zostałem poddany kilku zaklęciom, które doprowadziły mnie
na skraj śmierci. Jednym z nich był Cruciatus, inne to zaklęcie, które ukradło
moją magię. Było to starożytne zaklęcie, którym Lucjusz umieścił moją magię w kilku pojemnikach, podobnie jak
można umieścić wspomnienia z myślodsiewni w fiolce. Kradzież mojej magii tak
mnie osłabiła, że byłem wtedy pewny, że umrę, ale tak się nie stało. Zamiast
tego znalazłem drogę do miejsca zwanego Ogrodem Wieczności, gdzie spotkałem
również moją młodszą siostrę, Arianę oraz Lily. Powiedziały mi, że Voldemortowi
można przeszkodzić, ale tylko jeśli będę gotów złożyć ostateczną ofiarę. W
tamtym czasie myślałem, że to oznacza moje życie. Byłem gotów je oddać, jeśli
to oznaczało nasze zwycięstwo, bo nie chciałbym, żeby wszystko, przez co
przeszliście, poszło na marne. Lucjusz wyciągnął resztki mojej magii i
dobrowolnie mu na to pozwoliłem. Ale po rytuale, gdy leżałem bliski śmierci,
zostałem odesłany i powiedziano mi, że moja ofiara została zaakceptowana, mimo
że nie w taki sposób, jak się spodziewałem. Oddałem swoją magię, a czyniąc to,
ogromnie osłabiłem Voldemorta, ponieważ on nie rozumiał, co to znaczy
zrezygnować ze wszystkiego, by ocalić życie albo kilka. Była to dla niego obca
koncepcja, ponieważ on cenił siebie ponad wszystko inne.
-
To dlatego nie mógł rzucić morderczego zaklęcia – powiedział Harry.
-
Tak. Część jego ciała została ukształtowana przez moją magię, a magia
poświęcenia nie może być wykorzystana do zabijania.
-
Ale teraz, kiedy on nie żyje… czy pana magia nie powróci? – zapytał z nadzieją
Harry.
Dumbledore
potrząsnął głową.
-
Nie, Harry. To, co oddałem, było dobrowolne. Stało się. Magia, która mi
pozostała, wystarczy, by utrzymać mnie przy życiu, tyle ma w sobie większość
mugoli, ale o niej nie wiedzą, malutka iskierka twórczej magii. – Rozłożył
ręce. – Nie czuj się źle, Harry. To był wybór, którego sam dokonałem. Nie był
łatwy, ale nic, co jest warte zrobienia nie jest łatwe. Słyszałeś już to ode
mnie wcześniej, ale nigdy nie zdawałem sobie sprawę, co to naprawdę znaczy, aż
do tego momentu.
Harry
przekrzywił głowę.
-
Mówi pan, że aż do teraz nie musiał pan rezygnować z czegoś, czego pan naprawdę
pragnął.
-
Dokładnie. Jesteś bystrym chłopcem, Harry – uśmiechnął się Albus.
-
Jest, kiedy używa głowy do czegoś innego niż ćwiczenie z celem – powiedział
znacząco Severus, po czym wyciągnął rękę i figlarnie zmierzwił włosy
piętnastolatka.
-
Hej! Przestań! – Harry próbował się uchylić, ale Severus był zbyt szybki. Jego
długie palce sprawiły, że włosy, które miały tendencję do nieładu, sterczały we
wszystkich kierunkach. – O co ci chodzi, Sev?
-
Po prostu sprawiam, że wyglądasz normalnie – odparł profesor, uśmiechając się
złośliwie.
Albus
roześmiał się, wyraźnie zachwycony, że jego dwóch ulubionych uczniów tak dobrze
się dogaduje. Potem znów spoważniał.
-
Masz rację, Harry. Pamiętasz ten dzień, kiedy odlecieliście, gdy skarciłeś
mnie, i to słusznie, za manipulowanie ludźmi? Powiedziałeś, że wykorzystałem
ciebie i Severusa do własnych celów i ku mojemu żalowi, miałeś całkowitą rację.
Wtedy tego nie widziałem, widziałem tylko potrzebę znalezienia ludzi gotowych,
by przeciwstawić się Voldemortowi, by odkupić mój fatalny błąd, jakim była
próba kontrolowania szaleńca za pomocą fałszywej przepowiedni. Wykorzystałem
również biedną Sybillę i żałuję tego tak bardzo, jak nigdy niczego nie
żałowałem. Zaufała mi tak, jak nikt inny, a ja wykorzystałem to zaufanie i
zrobiłem z niej moją ofiarę. Ale ostatecznie zrobiłem z siebie głupka, ponieważ
przepowiedziała prawdę i w pewien sposób ocaliła świat.
Kiedy
leżałem w tej kamiennej celi, na wpół martwy od Cruciatusa i kradzieży magii, w
końcu zdałem sobie sprawę, że to, co robiłem, było złe. Przekonywałem samego
siebie, że wszystko, co robiłem – uczynienie z ciebie bohatera, a z Severusa
szpiega – było dla większego dobra, ponieważ wszystko to miało na celu
zniszczenie Voldemorta. Ale nie zdawałem sobie sprawy, że cel nie uświęca
środków. Wykorzystałem poczucie winy i niewinność, by osiągnąć te cele, a
robiąc to, odebrałem wam wolną wolę.
-
Albusie, zgodziłem się zostać szpiegiem – zaczął Severus.
Stary
czarodziej uniósł rękę.
-
Tak, ale wykorzystałem twoje poczucie winy z powodu śmierci Lily, by cię do
tego przekonać. Pomyśl o tym, Severusie. Byłeś przerażonym siedemnastolatkiem,
który zrezygnował z najpodlejszego czarodzieja w magicznym świecie i któremu
nie ufali wszyscy, z którymi miałeś walczyć ramię w ramię. Byłem jedyną osobą
między tobą a Azkabanem, a desperacko cię potrzebowałem. Więc tobą
manipulowałem, byś myślał, że warto być szpiegiem. A tak nie było, mój
chłopcze. Miałeś przed sobą całe życie, mogłeś być kim tylko chciałeś, ale
odebrałem ci wybór. Sprawiłem, że widziałeś tylko jedną ścieżkę i za to
przepraszam. Ale mogłeś być Szefem Konfederacji Mistrzów Eliksirów, jednak nie
doświadczyłbyś horroru klątwy Cruciatus i nie zostałbyś zmuszony do patrzenia,
jak umierają niewinni. Nie rozumiałem... póki Lucjusz nie miał mnie w swojej
mocy, jak to jest znosić taki ból. Myślałem, że wiem, ale się myliłem. Nic nie wiedziałem. I pomyśleć… odesłałem cię
do tego tak wiele razy… nie sądzę, bym kiedykolwiek miał to sobie wybaczyć…
Wtedy
głos mu się załamał, więc wyciągnął chusteczkę koloru cytryny z kieszeni i otarł
oczy.
-
Albusie, wiedziałem, w co się pakuję, nigdy w to nie wątp – zaczął Severus. –
Nie było nikogo innego, kto mógłby być tym, kim ja byłem i przeżyć przez te
wszystkie lata. To była moja ofiara.
Stary
czarodziej potrząsnął głową, pociągając nosem.
-
To wciąż nie zwalnia mnie z odpowiedzialności. Ignorancja nie jest żadnym
usprawiedliwieniem. Jesteś odważniejszym człowiekiem ode mnie, Severusie Snape.
O wiele. Jak również Harry. Wiedziałeś, czym jest ofiara na długo przede mną,
pomimo mojego wieku. Ja znałem jedynie ideę poświęcenia i to, jak sprawić, by
inni wykonywali moje rozkazy. Nigdy nie rozumiałem prawdziwego cierpienia i
bezradności, aż do czasu Lucjusza i kamiennej celi. Ale teraz rozumiem. I
dlatego mogę powiedzieć z całkowitą szczerością, że ty i Harry jesteście o
wiele lepszymi czarodziejami ode mnie. Przeżyliście najgorsze rzeczy, które
mogło rzucić w was życie i wyszliście z tego mądrzejsi i lepsi.
-
Miałem pomoc – sprzeciwił się Severus. – Hagrid mi pomógł. Gdyby nie on,
pogrążyłbym się w rozpaczy i zakończyłbym życie w wieku szesnastu lat.
Harry
sapnął, ponieważ nigdy nie dowiedział się o tym szczególnym wydarzeniu z
przeszłości Severusa.
-
Naprawdę myślałeś o… zabiciu się?
Severus
skinął głową.
-
Nie myślałem, prawie to zrobiłem. Jednak Hagrid mnie znalazł, wyleczył i dał mi
powód do życia. Zawdzięczam mu więcej niż kiedykolwiek będę w stanie mu
spłacić.
-
I wstyd się przyznać, do niedawna o tym nie wiedziałem. Nigdy mi o tym nie
powiedział – powiedział cicho Albus.
-
Ponieważ poprosiłem go, żeby zachował milczenie – odpowiedział spokojnie
Severus.
Harry’emu
kręciło się w głowie. Nigdy nie sądził, że jego niezłomny mentor był w takiej
depresji, że myślał o zakończeniu tego wszystkiego. Tak jak dawno temu w nocy,
kiedy szukał wyjścia ze swojego nędznego życia i stał się jastrzębiem.
-
Ja też miałem pomoc, proszę pana – przypomniał dyrektorowi. – Sev mi pomógł.
Wewnętrznie tonąłem, a on mi pomógł dostrzec, że moje życie może być coś warte,
że ktoś się o mnie troszczy. Żaden z nas nie zrobił tego sam.
Właśnie
wtedy zaburczało mu w brzuchu, przypominając mu, że nie jadł nic od… tygodni?
Zwrócił błagalne spojrzenie na swojego opiekuna.
-
Severusie, umieram z głodu.
-
Słyszałem. Co chciałbyś zjeść?
-
Uch… może trochę zupy? Rosół z makaronem i może kanapkę?
Severus
skinął głową.
-
Dobry wybór, biorąc pod uwagę, że cały czas byłeś na eliksirach odżywczych.
Twój żołądek powinien to przyjąć. – Machnął różdżką i jedzenie, o które
poprosił Harry, pojawiło się na tacy, która podleciała do chłopca.
Harry
usiadł i zaczął jeść, był wygłodniały, ale uważał, by jeść powoli, inaczej
wiedział, że może się to skończyć wymiotami. Ale nawet mała miska zupy i
kanapki z masłem była dla niego niemal zbyt wielkim wyzwaniem. Zjadł do syta, a
kiedy skończyć, coś jeszcze zostało na tacy.
-
Sev, już nie mogę. Przepraszam za marnowanie jedzenia.
-
To zrozumiałe, Harry. Twój żołądek się skurczył i potrzebuje czasu, by znów przyzwyczaić
się do normalnych porcji. Nie zmuszaj się do dokończenia, bo tylko się pochorujesz.
I nie martw się też marnowaniem jedzenia, nie musisz kończyć wszystkiego, co
jest na talerzu, nie jestem twoim skąpym wujem, żebym miał narzekać na kilka
łyżek zupy i skórki z chleba.
Po
tych słowach Severus odsunął tacę i dał Harry’emu trochę herbaty rumiankowej do
wypicia, mówiąc, że pomoże mu ona pozbyć się wszelkich gazów, wzdęć i strawić
posiłek.
Harry
zarumienił się, ale wypił herbatę, wiedząc, że tej bitwy nie wygra, więc lepiej
nie zaczynać. Jeśli chodziło o jego zdrowie, Severus był jak gniazdująca
smoczyca.
Albus
roześmiał się na tą wymianę zdań.
-
Wygląda na to, Severusie, że całkiem dobrze radzisz sobie z rodzicielstwem.
Severus
prychnął.
-
Jeśli przez „dobrze” mówisz, że nauczyłem się, jak zmusić jednego upartego
pisklaka do posłuszeństwa dla jego własnego dobra, to chyba masz rację.
-
Ach, Severusie. Widzisz, nie jesteś gderliwym zrzędą, którego udawałeś.
-
Nie zawsze – powiedział Harry, czym zasłużył sobie na ostre spojrzenie swojego
opiekuna.
Albus
uśmiechnął się.
-
Cóż, przynajmniej jedna dobra rzecz wynikła z mojego wtrącania się. W końcu
jesteście rodziną. Zawsze miałem nadzieję, że pewnego dnia to się stanie. –
Ponownie pociągnął nosem i otarł łzę z oka.
-
Och, nie rozklejaj się teraz, Albusie – jęknął Mistrz Eliksirów. – Pan Potter
zawsze potrzebował opiekuna, który trzymałby go w ryzach.
-
Tak, a ty zawsze potrzebowałeś kogoś, kogo mógłbyś chronić i kochać, przyznaj
to.
-
Kto by mnie doprowadzał do szaleństwa – odparował Severus.
-
To też – roześmiał się jego podopieczny. – Ale pomyśl tylko, jak byłoby nudno,
gdybym nie wpadał w tarapaty.
-Ty
niepoprawny bachorze, od dnia, kiedy postawiłeś stopę w Hogwarcie, pragnąłem
tylko spokoju i ciszy.
-
W tym nie jestem zbyt dobry.
-
Najwyraźniej.
-
Ale staram się.
Usta
Severusa drgnęły.
-
W takim razie to musi wystarczyć.
Naprawdę do siebie pasują, pomyślał z zadowoleniem
dyrektor, po czym zbeształ się za poczucie takiej dumy.
-
Chciałbym przeprosić za wszystko, co zrobiłem i mieć nadzieję, że któregoś dnia
mi wybaczycie. Tym razem postaram się być lepszy. Myślę, że to moja druga
szansa i postaram się tego nie zepsuć.
Rzucił
obu czarodziejom błagalne spojrzenie.
-
Z pewnością nie dałbyś rady poradzić sobie gorzej – powiedział nagle Severus,
po czym potrząsnął głową. – Wybacz mi, nie powinienem był tego mówić.
-
Dlaczego? To prawda.
-
Ja, ze wszystkich ludzi, wiem, jak ważne są drugie szanse, nie powinienem kpić
z ciebie za twoje wysiłki. – Wziął głęboki oddech, zdumiony, że ma zamiar
wypowiedzieć takie słowa, bo nigdy łatwo nie wyzbywał się urazy. – Niech przeszłość
pozostanie przeszłością, Albusie. Człowiek, którym byłeś, umarł, a teraz w
pewnym sensie się odrodziłeś. Odpokutowałeś za swoje błędy i… wybaczam ci. –
Wyciągnął rękę.
Albus
ujął ją i przycisnął do policzka, płacząc.
-
Dziękuję, Severusie.
Severus
westchnął i wymamrotał coś, co brzmiało jak: „Merlinie ratuj mnie od
rozemocjonowanych Gryfonów”. Potem podał Albusowi kolejną chusteczkę.
-
Harry, powiedz teraz, że mu wybaczasz, żeby mógł się wypłakać raz a dobrze. Nie
chcę być tu całą noc.
-
Wybaczam panu, profesorze – powiedział szczerze Harry, powstrzymując uśmiech.
Ponieważ Severus klepał teraz dyrektora po ramieniu, pomimo swojego szorstkiego
tonu. Ha! Możesz udawać twardziela, ale w
środku jesteś jak pluszowy miś, Sev. I dzięki Bogu, że nie potrafisz mi czytać
w myślach, bo chyba kopałbym sobie grób.
-
No już, nie ma potrzeby… - zaczął Severus, ponieważ staruszek płakał coraz
bardziej. – Och, na miłość Merlina…! – Objął starszego czarodzieja ramieniem,
który wyglądał, jakby wyrządzono mu wielką krzywdę, ale nie odsunął się, gdy
Albus okręcił się i zapłakał w jego szatę. Po chwili zaczął go rytmicznie
poklepywać, co Harry pamiętał, że było bardzo kojące i pozwoliło skruszonemu
czarodziejowi się wypłakać.
Harry
odwrócił się, czując się niezręcznie, ale nie mógł uciec z pokoju, ponieważ był
zbyt słaby, by gdzieś dalej iść. Udawał więc, że jest bardzo zainteresowany
sufitem, na którym zaklęte były kojące obrazy chmur i błękitnego nieba,
czekając, aż starszy czarodziej odzyska nad sobą panowanie.
Po
wielu minutach Albusowi w końcu się to udało, wtedy zaczął dziękować Severusowi
i Harry’emu, póki Mistrz Eliksirów nie warknął, by przestał o tym wspominać.
Albus
spojrzał na Harry’ego i mrugnął. Harry powstrzymał śmiech. Wyglądało na to, że
Albus dobrze wiedział, jakim naprawdę człowiekiem był Severus Snape.
-
Profesorze, co pan teraz zrobi? – zapytał Harry, bo to pytanie dręczyło go
odkąd Dumbledore ujawnił, że został pozbawiony magii. – Chodzi mi o to, czy
nadal może pan być dyrektorem bez magii?
-
Nie, Harry. Będę musiał znaleźć zastępcę. Dyrektor Hogwartu zawsze musi być
czarodziejem, a ja już nim nie jestem. Właściwie nie jestem już pewny, czym jestem. No cóż, przypuszczam, że
któregoś dnia ktoś wymyśli na mnie imię. – Dumbledore wzruszył ramionami. – W każdym
razie, będę musiał wybrać kogoś innego do kierowania Hogwartem.
-
Może Minerva? – zapytał Severus.
-
Minerva oświadczyła, że chce przejść na emeryturę. Nie mogę jej za to winić.
Nie bój się, znajdę nowego kandydata na dyrektora, zanim odejdę w zapomnienie.
Severus
prychnął.
-
Ty, Albusie? Nie sądzę.
-
Dlaczego nie? Bycie chociaż raz zwykłym człowiekiem byłoby nowością. Chciałbym
posiedzieć w domu i poczytać wiele moich książek, na które nigdy wcześniej nie
miałem czasu. I napisać swoje wspomnienia, a i może kilka ksiąg z zaklęciami,
za co chciałem się kiedyś zabrać. Przyznaję, że na początku będzie mi trudno
poradzić sobie bez magii, ale przystosuję się.
-
Możemy panu pomóc – zaoferował Harry. – Razem z Sevem możemy panu pokazać, jak
żyć bez magii.
-
Dobrze. Obawiam się, że będę potrzebował waszych rad – roześmiał się
Dumbledore.
-
Naprawdę nie jest to tak złe. Tylko inne.
-
Wszystko będzie w porządku. Codziennie uczymy się czegoś nowego.
-
Gdzie będzie pan mieszkał? – zapytał Harry, ponieważ nigdy nie widział
Dumbledore’a poza Hogwartem.
-
Och, mam małą posiadłość położoną na wzgórzach – powiedział przebiegle
Dumbledore. – Odziedziczyłem ją po rodzicach, a to oraz bliskość wsi dobrze mi
zrobić na początku nowego życia. Nie będę się nudził, ponieważ z pewnością będę
miał wiele wywiadów z prasą i tego typu rzeczy oraz oczywiście będę pod ręką,
gdyby ktoś potrzebował mojej porady. – W niebieskich oczach pojawił się teraz
lekki błysk. – Ale koniec z wtrącaniem się, koniec z czynami dla większego
dobra. Teraz pozostawiam to innym. Zrobiłem swoje, teraz wrócę do domu. Gdzie
będę całkiem zadowolony. Oczywiście, gdy tylko załatwię kilka spraw.
Harry
skinął głową, myśląc o tym, jak bardzo zmieni się teraz ich życie, gdy nie będzie
wojny. Czuł jednocześnie ulgę oraz niepokój, ponieważ cień Voldemorta pochłonął
tak wielką część jego życia, że teraz dziwnie mu było, gdy nie musiał oglądać
się przez ramię i martwić, że w jakiś sposób zostanie zamordowany. Nie musiał
się spieszyć i zdrowieć, bo ścigał go jakiś maniak. Mógł być po prostu
normalny. Tylko że… nie był pewny, czym jest normalność.
Przypomniał
sobie, że też ma do załatwienia sprawy. Musiał porozmawiać z Knotem o Wilczakach,
a także o Witherspoonach, żeby Jasper mógł uzyskać patent i uznanie, na które
zasługiwał z powodu amuletów oraz żeby wilczaki mogły wreszcie zostać uwolnione
z Mrocznego Lasu. Wiedział, że przekonanie Knota będzie wymagało wiele pracy,
ale Harry miał nadzieję, że status bohatera pomoże wpłynąć na zacofanego
czarodzieja. I wiedział, że Severus go poprze. Dumbledore również, kiedy
wyjaśni, co wilczaki dla nich zrobiły.
Nagle poczuł nieprzyjemną potrzebę
skorzystania z łazienki, która znajdowała się po drugiej stronie pokoju.
Ostrożnie usiadł i przesunął się na krawędź łóżka. Ale kiedy próbował wstać,
poczuł zawroty głowy, a nogi zagroziły, że ugną się pod nim jak u jednodniowego
źrebaka.
Severus
spojrzał na niego i zapytał:
-
Harry, gdzie ty się wybierasz?
-
Ja… muszę skorzystać z łazienki – powiedział, próbując się podnieść.
-
Stój – rozkazał jego opiekun, podchodząc i obejmując go ramieniem. – Jesteś zbyt
słaby od leżenia w łóżku przez dwa tygodnie, a Cruciatus mógł uszkodzić pewne z
twoich mięśni.
-
To dlatego ledwie stoję?
-
Tak. Pozwól, że ci pomogę – powiedział Severus. Potem, nim chłopiec zdążył
zaprotestować, z łatwością wziął go na ręce i przeszedł pięć kroków do
łazienki. Wniósłby Harry’ego do środka, ale Harry upierał się, że stąd mógł już
iść.
-
Sev, mogę przytrzymać się szafki. Nic mi nie będzie – nalegał.
Severus
postawił go i Harry poradził sobie, choćby przez czysty upór, by zrobić kilka kroków
do łazienki. Światła natychmiast się zapaliły, więc Harry chwycił się szafki,
żeby złapać równowagę, a potem drzwi się zamknęły.
Harry
poczuł, jak uginają się pod nim kolana, ale nie chciał się poddać. Udało mu się
dotrzeć do toalety i oparł się o ścianę, w głowie mu szumiało i czuł się tak
zmęczony, jakby przebiegł jednocześnie przez wszystkie schody w Hogwarcie. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby złapać
oddech, a potem już będzie dobrze.
Ledwie
o tym pomyślał, poczuł, jak ciepłe dłonie chwytają go w talii i utrzymują w
pozycji pionowej.
Huh? Co do diabła? Próbował się wyrwać z
niewidzialnych rąk, ale nie mógł uzyskać wystarczającej siły.
Następnie
upiorne palce odpięły spodnie jego piżamy i zaczęły je opuszczać.
-
Czy masz skrzaty domowe w swojej posiadłości? – zapytał Severus. – Bo jeśli
nie, mogę ci pokazać, jak ugotować dla siebie najprostsze dania. Nie możesz żyć
na samych słody czasz, wiesz o tym? Tylko się rozchorujesz…
-
Nie bój się, Severusie, w Bumblebee Ridge mam dwa skrzaty domowe i one
dopilnują, żebym się dobrze odżywiał. Znają mnie całe życie i niestety nauczyły
się już moich wszystkich sztuczek – westchnął starzec. – Nigdy nie byłem w
stanie ich oszukać, kiedy byłem chłopcem i wątpię, bym teraz był w stanie…
Z
łazienki dobiegło głośne uderzenie, a potem usłyszeli spanikowany głos Harry’ego:
-
Zostaw mnie, czymkolwiek jesteś! Puść! Zostaw mnie w spokoju! Sev, pomóż! Łazienka… ona mnie atakuje! Jest zaczarowana!
Severus
natychmiast wstał.
-
Co, w imię Merlina?
-
Severusie, w każdej łazience w świętym Mungu są zaklęcia wspomagające – przypomniał
mu Albus. – Harry o tym nie wiedział i zapomnieliśmy go ostrzec…
Severus
wchodził już łazienki, gdzie słychać było kolejne uderzenia.
-
Nie! Oddawaj je! Sev, ta cholerna łazienka kradnie mi piżamę!
Severus
otworzył drzwi i zobaczył, że Harry leży bez godności pod ścianą, z dzikimi
oczami, gorączkowo kopiąc jakąś niewidzialną siłę. Jego spodnie od piżamy sięgały
mu do kostek, więc trzymał się ponuro paska bielizny, mocując się z
niewidzialnymi rękami, które próbowały je zdjąć. Był czerwony na twarzy i
dyszał.
-
Wynoś się! Nie możesz ich dostać, cholerny duchu! Severusie, pomóż!
-
Harry, uspokój się – rozkazał Severus. – Łazienka w szpitalu jest zaczarowana,
by pomóc ci w ubieraniu się u rozbieraniu oraz siadaniu i wstawaniu, jeśli tego
potrzebujesz.
-
Ja nie! Ja nie potrzebuję pomocy! – krzyknął nastolatek. – Sev, to próbowało…
rozebrać… moje spodnie! Jakbym był jakimś cholernym dzieckiem.
-
Harry, zaklęcia wspomagające reagują na twoje możliwości fizyczne, więc nie
zadziałałyby w ten sposób, gdybyś nie potrzebował pomocy – wyjaśnił cierpliwie
Severus. – Gdybyś nie walczył z zaklęciem, nie skończyłbyś w takim miejscu.
Jesteś ranny?
-
Nic mi nie jest! – upierał się jego podopieczny. – Po prostu zakręciło mi się trochę
w głowie.
Severus
uniósł brew.
-
Więcej niż trochę, jeśli zaklęcia zadziałały. – Zerknął na chłopca. Harry dąsał
się i krzywił, piorunując Severusa wzrokiem, jakby w jakiś sposób była to jego
wina. Przypominał Snape’owi wściekłego pięciolatka, a ten obraz wydał mu się
dziwnie ujmujący. – No już, pomogę ci wstać.
-
Sam mogę wstać – krzyknął chłopiec. – Nie potrzebuję zaklęć ani niczego innego.
Mogłeś mnie ostrzec.
-
Zapomniałem, że zaklęcia te są automatycznie nakładane na wszystkie łazienki
dla pacjentów – odparł Severus. – Przestań się upierać.
Ignorując
rumieńce na policzkach i jąkanie się, Severus podniósł Harry’ego i na wpół
zaniósł go do toalety. Harry próbował odepchnąć jego ręce, ale Severus nie
puszczał.
-
Jeśli nie chcesz, żeby ci pomagały zaklęcia to ja ci pomogę.
-
Nie! – krzyknął Harry, szkarłatny na twarzy. – Mogę zdjąć swoje własne cholerne
spodnie!
Severus
podtrzymał go, kiedy wykonywał zadanie, pomógł mu usiąść, po czym wyszedł,
wołając przez ramię:
-
Daj mi znać, kiedy skończysz, żebym mógł cię zanieść z powrotem do łóżka.
-
Sam tam wrócę! – nadeszła warknięta cicho odpowiedź.
Severus
stłumił chichot, zamykając drzwi.
Albus
uniósł wzrok.
-
Merlinie, brzmiało to tak, jakby toczyła się tam bitwa.
-
O parę spodni – zauważył Severus, a jego czarne oczy zabłysły.
-
Ojej – powiedział tylko Albus, po czym nie mógł się powstrzymać i zaczął się
cicho śmiać. Po chwili dołączył do niego Snape.
Kilka
chwil później, w drzwiach stanął raczej niezadowolony Harry.
-
Tak, to naprawdę zabawne.
-
Och, Harry, przepraszam, ale… widzisz, to samo przydarzyło mi się wczoraj,
kiedy próbowałem skorzystać z toalety – powiedział Dumbledore, wciąż
chichocząc. – Na początku byłem całkowicie… zakłopotany, ale zaklęcie jest tam
nałożone dla twojego dobra, mój chłopcze. A walka z nimi tylko pogarsza sprawę.
Powinienem był o nich pamiętać i powiedzieć ci, zanim… Czy zostałeś ranny?
Harry
potrząsnął głową. Jego tyłek trochę bolał, ale poza tym nic mu nie było.
Severus
pomógł mu wrócić do łóżka.
-
Nigdy więcej nie zostanę w tym cholernym szpitalu – mruknął złowrogo Harry. –
Wolałbym zdrowieć w domu.
-
Ach, teraz naprawdę brzmisz jak syn Severusa, mój chłopcze – uśmiechnął się
szeroko Albus. – On też woli dochodzić do siebie w swoich własnych kwaterach.
- Rozumiem dlaczego – odparł Harry. – Głupia łazienka!
-
Połóż się i pozwól mi zmierzyć ci temperaturę – zaczął Severus. – Myślę, że
zakręciło ci się w głowie od zbyt szybkiego wstania…
-
Nie musisz przesadzać… - warknął Harry, wciąż zawstydzony, chociaż gdyby się
nad tym zastanowił, śmiałby się z tego, jak śmiesznie musiał wyglądać, walcząc
z niewidzialną postacią.
Severus
zmarszczył ostrzegawczo brwi.
-
Uważaj na słowa, pisklaku.
Nim
mógł przeprowadzić badanie, drzwi pokoju otworzyły się i wszedł uzdrowiciel
Sandrilas.
-
Severusie, przyszedłem rzucić na ciebie zaklęcie, żebyś mógł się przespać. Och,
pan Potter, obudził się pan! Jak wspaniale. Zobaczmy, jak się pan ma.
Machnął
różdżką i rzucił zaklęcie diagnostyczne.
-
Hymm, cóż, magicznie już wyzdrowiałeś, ale twoje mięśnie wciąż są słabe i
potrzebują odpoczynku, by dojść do siebie. Zastosuję eliksiry, by wzmocnić te
mięśnie, ale do tego czasu musisz pozostać w łóżku.
-
Jak długo? – krzyknął przerażony Harry.
-
Trzy dni.
-
Trzy dni? – wrzasnął. – Czy nie może
pan… no… naprawić mnie zaklęciem?
Uzdrowiciel
Sandrilas westchnął.
-
Panie Potter, żadne zaklęcie pana nie wyleczy, pańskie mięśnie zostały
nadwyrężone i zranione przez Cruciatusa i potrzebują czasu, by dojść do siebie
w naturalny sposób. Mogę podać panu eliksiry przeciwbólowe i wzmacniające
mięśnie, ale najlepiej zrobić to powoli. Przeszedłeś przez nie lada mękę,
chłopaku, nie ma potrzeby się spieszyć.
Harry
skrzyżował ręce na piersi i wymamrotał:
-
Nienawidzę być chory.
-
Tak samo jak większość mi znanych osób – powiedział rozbawiony uzdrowiciel
Sandrilas. – To dobrze, bo inaczej musiałbym przyjmować więcej pacjentów. – Machnął
różdżką i na stoliku nocnym Harry’ego pojawiły się trzy eliksiry. – Możesz zacząć
od tych. Wypij wszystkie.
Harry
posłuchał, mając nadzieję, że eliksiry zadziałają lepiej niż powiedział
Sandrilas. Wszystkie smakowały obrzydliwie, więc zapił je szklanką wody.
Uzdrowiciel
spojrzał na niego, po czym powiedział dość cierpko:
-
Przypominasz trochę swojego ojca chrzestnego, młody człowieku.
-
Tak? – Harry brzmiał na zadowolonego.
-
Tak, też się dąsał, gdy chodziło o wypełnianie poleceń uzdrowiciela. Podobnie
jak inny pacjent, którego mógłbym wymienić. – Sandrilas odwrócił się, by
spojrzeć na Albusa. – Myślę, że jest pan wystarczająco dorosły, by wiedzieć, że
pacjenci nie powinni tak po prostu opuszczać swoich pokoi, kiedy mają na to
ochotę, panie Dumbledore. Moja asystentka, Alicja, prawie dostała zawału, kiedy
odkryła, że pana nie ma.
Albus
wyglądał na tak winnego, jak uczniak, który przepisał czyjąś pracę domową, a
potem skłamał w tej sprawie.
-
Och, cóż, chciałem zostać tylko na chwilę, Alec… Musiałem porozmawiać z
Severusem i sprawdzić, co z Harrym… Nie chciałem nikogo martwić…
Sandrilas
tylko wywrócił oczami.
-
Może nie powinniśmy likwidować tych zaklęć przylepnych… wtedy pacjenci
zostaliby tam, gdzie ich zostawiliśmy, zamiast skakać wesoło z pokoju do pokoju…
- Wycelował surowo palcem w Albusa i machnął różdżką, rzucając kolejne zaklęcie
diagnostyczne. – Dyrektorze, może się pan czuć lepiej niż dwa dni temu, ale w
żaden sposób nie wyzdrowiał pan z tego, co te potwory panu zrobiły. Potrzebuje
pan dużo odpoczynku, ma pan szczęście, że nie spowodował pan nawrotu, chodząc
zbyt wcześnie. Pan i pan Potter jesteście tacy sami.
-
Może pan nam oszczędzi irytacji i położy ich razem w tym samym pokoju? –
zasugerował Snape. – Wtedy mógłbyś mieć oko na obu w tym samym czasie.
Uzdrowiciel
Sandrilas spojrzał na Snape’a, jakby ten był geniuszem.
-
Severusie, to genialne! Natychmiast każę mojemu sanitariuszowi przynieść
dodatkowe łóżko i powiadomię personel. Dziękuję za uratowanie zdrowia
psychicznego.
-
Nie ma za co, Alec – powiedział cicho Severus. Odwrócił się i spojrzał na Harry’ego.
– Ufam, że będziesz się zachowywał, gdy pójdę po kolację? A może mam cię
przykleić do łóżka?
-
Właściwie planowałem związać prześcieradła i wyjść przez okno – powiedział bezczelnie
Harry.
-
Proszę się zdrzemnąć, Potter – rozkazał szorstko Severus. – Zrobiłeś się
marudny.
Potem
wyszedł z pokoju, zanim Harry zdążył odpowiedzieć.
-
Cholera jasna! – warknął. – Dlaczego on zawsze
musi mieć ostatnie słowo?
-
W innym wypadku nie byłby Severusem, Harry – powiedział Dumbledore, a jego oczy
błyszczały dawnym zapałem. – On chce dobrze, dziecko.
-
I ma rację. Jesteś wyczerpany, Harry – wtrącił się Sandrilas. – Zamknij oczy i
idź spać. Chcesz eliksir nasenny?
-
Nie, proszę pana – powiedział Harry, starając się nie marudzić. Wbrew siebie
odkrył, że jego oczy się zamykają i zanim się zorientował, zasnął.
Uzdrowiciel
Sandrilas przemówił do lustra i wkrótce łóżko oraz reszta ciuchów Albusa oraz
jego rzeczy osobiste zostały przeniesione do pokoju Harry’ego, a notatka na
jego karcie została zmieniona. Uzdrowiciel dał znak starszemu czarodziejowi, by
się położył, a Albus posłuchał. On też był wyczerpany, emocjonalnie i
fizycznie.
Zanim
Severus wrócił, obaj Gryfoni spali. Uzdrowiciel Sandrilas siedział na krześle,
obserwując swoich dwóch krnąbrnych pacjentów.
-
Co zrobiłeś, dałeś im eliksiry nasenne?
-
Nie. Są wyczerpani. Powinni przespać całą noc. Jutro to inna historia. Gryfoni!
Mają kompleks spartański, zawsze muszą grać bohaterów, nawet gdy są chorzy.
-
W jakim domu byłeś? Slytherinie?
-
Nie, ja byłem Krukonem. Wystarczająco sprytnym, by wykonywać rozkazy
uzdrowiciela, jeśli to konieczne – odpowiedział Sandrilas. – Dobranoc,
Severusie. Do zobaczenia jutro na obchodzie.
Potem
wyszedł, zostawiając Severusa, który czytał powieść, którą kupił w szpitalnym
sklepie z pamiątkami.
Wiedział,
że w swoim czasie z Harrym będzie w porządku, chłopiec miał niezwykłą zdolność
do wychodzenia z traum. I Albus też się wyleczy, chociaż na innym poziomie.
Jutro musiał porozmawiać z Harrym o ważnej sprawie, mając nadzieję, że to
uspokoi chłopca na dobre, że jest godny, by gdzieś przynależeć.
Zbliżył
się do łóżka chłopca na paluszkach, delikatnie odgarnął włosy z czoła Harry’ego
i zdjął jego okulary, po czym mocniej przykrył śpiącego nastolatka kołdrą. Na
nim poruszyła się Hedwiga, ale nie obudziła się. Trzy dni nieprzerwanego kotu
przez kontynent wyczerpał ją do granic możliwości, więc ciągle spała. Będziesz miała miłą niespodziankę, gdy się
obudzisz, Hedwigo.
Severus
krótko pogłaskał jej pióra, po czym wrócił na swoje krzesło i do książki.
Wkrótce jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu były przyciszone oddechy, chrapanie
Albusa i przewracanie stron książki.
Biedny Sev i uzdrowiciele... Takie ciężkie przypadki gryfonizmu w jednym pomieszczeniu...
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział, Harry walczący o spodnie mnie urzekł...
Dziękuję za wspaniałe tłumaczenie
Ciuma