Na
szczęście reszta posiłku przeszła bez incydentów. Po raz pierwszy Snape miał
powód, by docenić pochłonięty sobą charakter dzieci, ponieważ dzieci Weasleyów
paplały naiwnie o błahostkach, tym samym nie karząc mu mówić. Niewiarygodne, że
Artur i Molly wydawali się cieszyć z hałasu i szaleństwa, a pod koniec posiłku,
Harry śmiał się i gaworzył wraz z resztą. Snape ze znużeniem zauważył, że
lekcje zasadniczego zachowania przy stole – szczególnie to o nie mówieniu z
pełnymi ustami, - będą potrzebne po wizytach w Norze.
Wtedy
wreszcie mógł się usprawiedliwić. Harry, nagle nieśmiały, podszedł, gdy on
stanął przy kominku, niecierpliwy, by wyjść. Snape spojrzał na niego.
-
Będziesz się zachowywał. – To nie
było pytanie.
Harry
skinął posłusznie głową.
-
Tak, proszę pana.
-
Zobaczymy się ponownie w Hogwarcie, jutro wieczorem. Nie zapomnij dokończyć
swojej pracy domowej. – Snape sięgnął po trochę proszku Fiuu, by uciec, ale
Harry złapał go w pół, zanim mógł skończyć ruch.
Cholera!
To trochę twarde czoło zawsze pozbawiało go oddechu. Chwilę później Harry
uwolnił go i czmychnął, rzucając przez ramię „Do zobaczenia jutro!”, rzucając
się z powrotem w stronę dzieci Weasleyów.
Snape
pomasował swój brzuch i spiorunował wzrokiem bachora. Molly i Artur skryli uśmiechy.
-
Eee, jeszcze raz dziękuję, że przyszedłeś – powiedział Artur. – Mam nadzieję,
że będzie to regularne.
Snape
uniósł brew.
-
Wszystkie wydarzenia z dzisiejszego
spotkania?
Artur
oblał się rumieńcem. Jednak Molly ukryła zakłopotanie znacznie szybciej. Ku
jego oburzeniu, pociągnęła Severusa do uścisku.
-
Już, już… im mniej się o tym mówi, tym lepiej. – Ukończyła atak na jego osobę
głośnym pocałunkiem w policzek, który tylko sztywna samokontrola nauczona przez
Voldemorta zaklęciem Crucio powstrzymała go od wytarcia się.
-
Rzeczywiście – powiedział jak najbardziej przerażająco. – Dobranoc.
Uciekł
– eee, pospiesznie wyszedł – przez kominek i z westchnięciem ulgi wszedł do
swoich kwater. Ku jego uldze zdał sobie sprawę, że pomimo, iż czuł się, jakby
to była wieczność, był u Weasleyów tylko kilka godzin. Było jeszcze dość
wcześnie, by przeprowadzić swój plan.
Włożył
głowę do kominka i zawołał Albusa. Chwilę później dyrektor przeszedł przez
palenisko i do kwater Snape’a.
-
No, no, mój chłopcze, i jak minął wieczór?
Snape
spiorunował go wzrokiem z miejsca, gdzie siedział na jednym ze swoich krzeseł.
-
Jak myślisz, staruchu? Zostałem otoczony przez Weasleyów, poddany
niedoskonałości architektury Nory i zmuszony do jedzenia ugotowanego przez
Molly.
-
Jestem pewien, że Harry miał wspaniały wieczór – powiedział spokojnie
Dumbledore, beztrosko ignorując zarówno treść, jak i ton odpowiedzi Snape’a.
Snape
przewrócił oczami.
-
Twój cenny Gryfoński książę jest bezpiecznie ukryty pośród rudowłosego
niebezpieczeństwa. Tego wieczoru są tam Bill i Charlie, więc trudno jest
martwić się, że ewentualny atak śmierciożerców pokona rodzinkę – nie mówiąc już
o dzieciakach, - a ja mam zamiar utopić się w Eliksirze Bezsennego Snu w
nadziei, że zapomnę to, co się tego dnia wydarzyło. To ci się należy jeśli
podczas mojej nieobecności na nocnym patrolu, studenci przejmą ten azyl.
Albus
zaśmiał się i poklepał młodego mężczyznę po ramieniu.
-
Już, już. Poproszę Argusa na słówko, by upewnić się, że uczniowie wstawiający
nie zasiali więcej zagrożeń niż zwykle i osobiście przejdę się na kilka
spacerów wokół zamku, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej.
Ha!
Sukces! Snape zamsakował swój tryumf gderaniem i dźwignął się z krzesła.
-
Jestem pewny, że możesz odprowadzić się do drzwi – warknął, kierując się w
stronę sypialni.
Ryk
sieci Fiuu zagłuszył albusowe życzenia dobrej nocy, a Snape uśmiechnął się
drapieżnie. Poczekał kolejne dziesięć minut, tylko gdyby Dumbledore przypomniał
coś sobie i wrócił. Dłużej i będzie zakładał, że Severus jest nieprzytomny od
eliksiru i wiedziałby, że nie ma po co wracać.
Potem,
gdy Dumbledore był zdekoncentrowany, a jego własne alibi starannie
zabezpieczone, Snape będzie wolny, by wykonać swoje prawdziwe plany na wieczór.
Być
może jedyną dobrą rzeczą w byciu synem Tobiasza Snape’a było to, że do czasu,
gdy miał osiem lat, Severus był przez swojego ojca dobrze zaznajomiony z ciemną
stroną życia. Niezależnie od tego czy wysyłał syna by zawarł układ czy by kupił
więcej alkoholu, Tobiasz nie miał żadnych skrupułów, by narażać Severusa na
niebezpieczne elementy społeczeństwa. Nawet po tym, jak zaczął Hogwart, Severus
utrzymywał kilka kontaktów z mugolskim podziemiem. Początkowo było tak, że
podczas wizyt w domu nadal mógł wykonywać zlecenia Tobiasza, ale jego
połączenia okazały się również przydatne podczas swoich śmierciożerczych lat,
nie dlatego, że Voldemort kiedykolwiek rozważał sojusz z jugolami, ale dlatego,
że dlatego że dało to Severusowi zrozumieć mugolskie organy ścigania, które
Czarny Pan mógłby wykorzystać.
Tej
nocy Snape planował odwiedzić starego znajomego z dzieciństwa, który był
ugruntowanym członkiem przestępczej elity mugoli. Transmutował ubranie w
rzeczy, które nie wywoływałyby zdziwienia i aportował się do wyznaczonego
miejsca, pubu niedaleko miejsca, gdzie dorastał. W ciągu kilku minut usiadł w
ciemnym kącie, naprzeciwko mężczyzny, z którym miał się spotkać.
-
Hej, wygląda na to, że życie było dla ciebie dobre, Severusie – zauważył John
Marvin, unosząc kieliszek w niemym toaście. – Twój ojciec byłby zadowolony.
Snape
uśmiechnął się szyderczo.
-
Mój ojciec byłby jak najbardziej niezadowolony, a ty o tym wiesz. Nienawidził
mnie, a to uczucie było zupełnie odwzajemnione.
Marvin
wzruszył ramionami.
-
Tak, to prawda. Więc – nie jesteś tu oczywiście po to, by mówić o dawnych
czasach. Czego chcesz?
Snape
odchylił się do tyłu.
-
Mam zadanie dla ciebie i twojej organizacji. Zainteresowany?
Od
prawie dwóch tygodni, od kiedy pierwszy raz dowiedział się o traktowaniu
Harry’ego przez Dursleyów, Snape dużo myślał o tym, jak najlepiej odwdzięczyć
się im za złe traktowanie magicznego dziecka. Niestety, miał nieco ograniczone
opcje przez fakt, że Albus przydzielił mu zadnie, a zatem oczekiwał raportu.
Od
kiedy starsi czarodzieje byli zaskakująco przeczuleni na przemoc fizyczną –
choć nie na celowe manipulowanie innymi, czy to dla własnej korzyści czy dla
domniemanego „większego dobra” – Snape wiedział, że będzie musiał unikać
niewybaczalnych albo czegoś wręcz zbyt czarno magicznego. Jeśli to, jak
potraktuje Dursleyów za mocno, niż Dumbledore sądzi, że na to zasłużyli,
starszy czarodziej może również wysłać go do Azkabanu, decydując, że miał zbyt
niebezpieczny wpływ na Harry’ego. Niewypowiedzianym podtekstem we wszystkim, co
robił dla chłopca była obawa, że Harry dorośnie, by dołączyć, a nie przeciwstawić
się, Voldemortowi, a jeśli Dumbledore uważał, że Snape jakoś popiera takie
zachowania… Cóż, Severus już wiedział, że dyrektor jest gotów poświęcić go,
jeśli to będzie niezbędne. Zrobiłby to niechętnie i z wielkim smutkiem, ale zrobiłby. Snape zdecydował nie dawać mu
żadnego powodu do działania w taki sposób.
Niewłaściwe
(w opinii Snape’a) miłosierdzie starca ukierunkowane do niezasługujących go
czarodziejów było powodem, dlaczego tak wielu śmierciożerców – w tym Lucjusz
Malfoy, Bellatrix Lestrange i oczywiście sam Snape – nadal byli wokoło. Dumbledore
upierał się, żeby Zakon Feniksa używał innych środków niż śmiertelne, gdy jest
to możliwe, a Snape był przekonany, że zatem odrzuciłby wszystko, co wydawało
się zbyt okrutne dla „biednych mugoli”. Dumbledore najwyraźniej miał nadzieję,
że krewni Harry’ego mogą mieć sposobność,
by zobaczyć błędy w ich postępowaniu. Snape raczej wolał, by zobaczyli
swoje wnętrzności.
Westchnął.
Ponieważ to nie mogło się wydarzyć, mógł przynajmniej wymyślić kolejną lepszą
rzecz. Myślał długo i mocno na ten temat i raczej szybko wykluczył użycie na
mugolach wszelkiego rodzaju uroki lub klątwy. Dumbledore na pewno by się
sprzeciwił wobec tych, których chciał
użyć, gdy będą nieuchronnie prowadzić do powolnej, potwornej śmierci, a Snape
nie chciał pozwolić Dursleyom odejść z odpowiednikiem surowego wykładu.
W
końcu zdecydował na dwutorowe podejście. Z jednej strony – o której powie
Albusowi, - wydawało się właściwe stosować mugolskie metody do ukarania mugoli.
Był przekonany, że John Marvin, z właściwą motywacją, mógłby zniszczyć zarówno
jakość życia Dursleyów oraz ich spokój.
-
Jest pewna rodzina w Surrey – zaczął, postukując palcami, - która mnie
obraziła. Chcę mieć pewność, że będą cierpieć.
Marvin
przytaknął powoli.
-
Zawsze byłeś mściwym, małym draniem. Co masz na myśli?
Snape
wzruszył ramionami.
-
Jestem pewny, że potrafisz być bardziej pomysłowy niż ja. Z pewnością istnieją
sposoby, by upewnić się, że są nękani przez wszelkie różne biurokratyczne
agencje?
Marvin
uśmiechnął się złośliwie.
-
To niezwykłe, co można zrobić z komputerami w tych czasach. Fałszywy nakaz
aresztowania, anulowanie licencji kierowców i oczywiście chłopcy podatkowi
pojawiający się po niewłaściwej stronie i twoje życie jest tak dobre, co
skończone.
Snape
machnął zbywająco ręką.
-
Tak, tak. Na wszystkie sposoby, na jakie możesz wykorzystać swoich „mącicieli”.
Celem jest to, by każdy ich dzień dał im się we znaki.
Marvin
był zajęty notowaniem na odwrocie papierowej serwetki.
-
Dobrze, dobrze. To nie jest tak nietypowa prośba, jakby się wydawało. Zawsze
chętnie wyświadczę przysługę znajomemu…
-
I chciałbym również skorzystać z bardziej… ortodoksyjnych… metod zastraszania.
-
Przerazić ich? Dość proste. Masz jakieś pomysły?
-
Dziwne napady, gdy parkują pojazd na parkingu. Może ktoś włamać się im do domu,
podczas gdy nie ma ich w środku i rozrzucić ich rzeczy wokoło po prostu, by ich
zdenerwować… Może być zabawne obudzić ich, by zdali sobie sprawę, że jacyś
intruzi stoją wokół ich łóżka – zamyślił się Snape. – Chociaż bez żadnego
trwałego uszczerbku – nie chcę, by gra szybko się skończyła.
-
Dobrze, dobrze. Bardziej wojna nerwów niż metoda siłowa? Znów mamy więcej
próśb, choć zazwyczaj tylko dla jednej osoby lub innych – Marvin kontynuował
pisanie. – Kurczę, w każdym razie, co ci ludzie ci zrobili?
-
Czy to ważne?
-
Nie po prostu jestem ciekawy.
-
Wykorzystywali dziecko pozostawione pod ich opieką, choć nie życzę sobie, by
mówić o tym twoim pracownikom. Znaczenie
lepiej będzie dla nich, gdy nie będą mieli pojęcia, dlaczego są wybrani na cel.
Mugol
zagwizdał.
-
Coż, dobrze jest zobaczyć, że nie zmieniłeś się znacznie, Sev. Zawsze zły drań.
Jak duża jest rodzina? Mogę pobrać dodatkową opłatę, jeśli jest zbyt duża.
-
Trójka. Dwaj rodzice, jedno dziecko w wieku jedenastu lat.
-
Chcesz, by zostawić dziecko w spokoju?
Snape
pogładził się po brodzie.
-
Nie-e. Nie powiedziałbym. Choć nie poświęcaj mu takiej samej uwagi, co
dorosłym, ale tak jak oni, powinien poczuć się bezradny i jak ofiara.
-
Hymm. Jakiś pomysł, gdzie mały drań idzie do szkoły.
Snape
pokręcił głową.
-
Nie ma znaczenia. To będzie dość łatwo rozpracować.
-
Dlaczego?
-
Każda szkoła ma swój udział w zastraszaniu dzieciaków. Łatwo jest wcisnąć im
kilka funtów i powiedzieć im, kto jest celem. Zrobią z czasów szkolnych dziecka
prawdziwe piekło.
-
Doskonale – wymruczał Snape. – Więc cieszę się, że rozumiemy się nawzajem.
Czekam na raport dwa razy w miesiącu. Oddzielne raporty z biurokratycznego
nękania i z bardziej „osobistych” podejść, jeśli byłbyś taki miły.
Marvin
przytaknął.
-
Znasz zasady – tak długo, jak pieniądze będą się pojawiały na moim koncie
bankowym, będziesz dostawał wyniki.
-
Dziękuję. Oto ich dane – Snape podsunął Marvinowi kawałek papieru z imionami i
adresem Dursleyów. – Miłego wieczoru.
Kiedy
się aportował, pozwolił sobie na uśmieszek satysfakcji. Albus byłby zadowolony
z bezkrwawych biurokratycznych prześladowań i jeśli uzna, że zemsta Snape’a
jest zbyt powściągliwa, by być wiarygodna, wówczas może zezwolić dyrektorowi na
odkrycie również dodatkowych zastraszeń. Mógł zrobić Severusowi wykład na temat
przesady, ale póki była to mugolska zemsta na mugolska przemoc, aurorzy nie
zostaną wezwani i Azkaba nie będzie potencjalnym wynikiem.
A
mówiąc o Azkabanie…
Kiedy
Snape postanowił nie być zadowolonym z niewielkich mąk, które były wszystkim,
na co Albus pozwoli mu wykorzystać na Dursleyach, spędził dużo czasu
zastanawiając się, jak się im odpłacić. Oczywistym rozwiązaniem było
skorzystanie z pomocy kogoś innego, kogoś, o kim Albus nie wiedział nic, a kto
nie miałby żadnego oczywistego powodu, by wiedzieć o krewnych Harry’ego, nie
mówiąc już o ich działaniach. W ten sposób mógłby działać bezkarnie,
niezauważony przez Dumbledore’a i Ministerstwo. Pozostawał tylko jeden problem:
kogo znał, kto mógł zarówno dobrze torturować mugoli i przypuszczalnie przyjąć
propozycję? Oczywiście jego własne obowiązki w Hogwarcie uniemożliwiłyby my
poświęcanie niezbędnej ilości czasu na nadzorowanie działań na Privet Drive, a
żeby być szczerym, nigdy nie był szczególnie poszukiwany po zabawach
śmierciożerców.
Wbrew
temu, w co mogli wierzyć uczniowie, Snape nie był w rzeczywistości sadystą i
nigdy nie miał w żadnym stopniu satysfakcji z brania udziału w atakach z
Voldemortem. Było jednak wiele śmierciożerców, którzy uważali takie działania
za wręcz zabawne i to przez ich umiejętności postanowił wykorzystać z
Dursleyami. Lucjusz Malfoy byłby oczywiście idealny do tej roli, ale ponieważ
po ucieczce z Azkabanu Czarny Pan został pokonany, poświęcił się zwiększaniu
wpływu politycznego i społecznego jego rodziny. Szczególnie teraz, gdy jego
następca był coraz bliżej pełnoletniości, Lucjusz uważał, by trzymać nos (i
inne części ciała) z dala od kłopotów*.
Bellatrix
Black Lestrange nadała nowe znaczenie terminowi „sadysta”, nie mówiąc już o
„szaleństwie”. Przy okazji, nawet Czarny Pan był zaskoczony jej entuzjazmem. W
porównaniu do Belli, Voldemort był okazem zdrowia psychicznego – w końcu chciał
tylko rządzić światem, nie miał całkowicie nieuzasadnionego celu. Bella miała
po prostu bzika.
Mimo
to, Bellatrix zawsze można było powołać do rozwijania coraz to nowych i
bardziej pomysłowych tortur i wzgardzała mugolami z pełną determinacji pasją,
co było cechami, które pomogłyby mu w prześladowaniu Dursleyów. Choć tak
atrakcyjne jak dla niej. Snape z żalem zdecydował, że jej obłęd sprawia, że
jest zbyt nieprzewidywalna, by pracować nad tym projektem.
Westchnął.
Miał nadzieję, że nie dojdzie do tego, ale kto inny mu pozostał? Potrzebował
nienawidzącego mugoli śmierciożercy z udokumentowaną historią zabójstw, tortur,
zdrad i innych mrocznych działalności. Tak czy inaczej, został tylko jeden
oczywisty kandydat. Pozostawiając ciemny pub daleko w tyle, teleportował się do
mglistego, opuszczonego odcinku piasku.
-
To ty? – zażądał chrapliwy głos.
Snape
przewrócił oczami.
-
Oczywiście. Dokonasz niezbędnych uzgodnień?
Drugi
czarodziej wyłonił się z mgły.
-
Tak, masz eliksiry?
Snape
uniósł jedną zieloną, świecącą fiolkę.
-
Oto jeden. Przywołam resztę po moim bezpiecznym powrocie.
Drugi
mężczyzna prychnął z rozbawienia i pogardy.
-
Nie ufasz mi?
-
Oczywiście, że ufam – odparł Snape jedwabistym głosem. – Bo wiesz równie dobrze
jak ja, że tylko mój dalszy dobry stan zdrowia uniemożliwi pewnym dowodom
twoich przeszłych działań dotrzeć do aurorów. I oczywiście nie chciałbyś, by
coś się ze mną stało, albo gdzie indziej uzyskasz – hymn – „poprawione”
eliksiry? Nie mógłbyś rozczarować swojej żony, prawda? Czy to nie jest problem
Wil, że nigdy nie są w pełni zadowolone?
-
Ja ją zadowalam! – drugi mężczyzna zaczerwienił się, ale wyciągnął rękę, by
wyrwać mu eliksiry.
Snape
uśmiechnął się złośliwie.
-
Oczywiście, że tak. Możemy iść to zakończyć?
Naprawdę
nie było trudno włamać się do Azkabanu, zamyślił się Snape. Naturalnie, zostały
podjęte wszystkie wysiłki, by zapobiec ucieczce
czarodziejów. Tak długo jak miałeś wysoko postawionego współpracownika
wewnątrz, dostanie się tam niepostrzeżenie było raczej bułką z masłem. I
powiedz, co chcesz o minusach bycia śmierciożercy, nie można zaprzeczyć, że
gwarantuje ci to niezłą znajomość z wszystkimi podejrzanymi elementami
czarodziejskiego społeczeństwa, nie wspominając już o zapewnieniu odpowiednich
informacji o nich dzięki szantażowi. W rezultacie, zidentyfikowanie łatwo
przekupnej straży było tak proste, że Snape prawie czuł się rozczarowany.
Oczywiście fakt, że Voldemorta nie było już od prawie dekady i aktywność
śmierciożerców już niemal nie istniała, wydawało się uśpić aurorów i osłony w
poczuciu bezpieczeństwa.
Snape
westchnął. Były czasy, kiedy raczej przegapiał wydarzenia dawnych czasów.
Dopasowanie sprytu do uczniów – nawet bliźniaków Weasley, - to po prostu nie to
samo, co służenie jako podwójny agent, złapany między dwoma najpotężniejszymi
czarodziejami tych lat.
CDN…
* “to
keep his nose (and other body parts) squeaky clean” – określenie “keep one’s
nose clean” oznacza trzymać się z dala od kłopotów. Przetłumaczone dosłownie
oznacza “trzymać nos (i inne części ciała) wypucowane”. Taka lekka gra słów.
Och, nareszcie! :D Zabieram się za czytanie! <3
OdpowiedzUsuńO fuj! Severus i buziaczki z Molly? Fuj fuj! Zdecydowanie FUJ! Biedny Sev!
Och, Seviś coś knuje. Nie mogę się doczekać tego co to będzie!
Czarny Pan współpracujący z policją w mniejszej lub większej komitywie? Eee... Serio? O_O
O, ciekawe co to za typek, ten Marvin. Podejrzewam, że Severus wreszcie naśle kogoś na Dursleyów. Zobaczymy czy intuicja mnie nie zawodzi :D
O, chyba miałam rację.
Ale wkurza mnie Dumbledore. Rozumiem, że "większe dobro" jest lepsze niż "mniejsze dobro", ale biedny Severus zasługiwał na to, żeby czuć się pewnie i spokojnie w kontaktach z dyrektorem, a nie wiecznie musieć się pilnować pod groźbą Azkabanu albo wyrzucenia z pracy. Przecież Snape jest w końcu rozsądny i w miarę zrównoważony!
Ha! Całkiem trafiłam, Seviś zgotuje im piekło! :D
E, piekło... Podatkowe? :D No prawdę mówiąc liczyłam na coś więcej niż biurokratyczna góra papierów xD ale i tak jestem ciekawa jak to wyjdzie i czy ktokolwiek z tej rodziny w końcu zmądrzeje.
"W porównaniu do Belli, Voldemort był okazem zdrowia psychicznego – w końcu chciał tylko rządzić światem, nie miał całkowicie nieuzasadnionego celu". - Błahahahahaha :D To takie urocze i trafne zarazem xD Voldzio chciał przecież tylko rządzić światem! :D <3
Tak czy siak - cieszę się, że Bella roli w przedstawieniu nie dostanie. Nie lubię jej.
Ok, krótko dzisiaj. Mam nadzieję, że następna notka będzie dłuższa i choć trochę się dowiemy o zabawie z Dursleyami ^^
I że Harry wpadnie do Hogwartu uszczęśliwiony i zechce wszystko ze szczegółami opowiedzieć Snape'owi a on mu na to pozwoli <3
Życzę weny i czasu na tłumaczenie!
Pozdrawiam :)
Twoje zgłoszenie zostało rozpatrzone pozytywnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Arabella
stowarzyszenie-harregopottera.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńach droga autorko trafiłam tutaj całkiem przypadkowo, podoba mi się pomysł z tłumaczeniem tekstów, więc trzymam kciuki i tak dalej, chętnie bym coś przeczytała o Severusie jako ojcu Harrego... musze powiedzieć, że zastanawiałam się długo skąd znam twój nick, aż później mnie olśniło... czytam Twój blog „Powrót do przeszłości” zanim zacznę czytać „Nowy dom Harrego” a przeczytałam kawałek tutejszego rozdziału, musze przeczytać te pierwsze rozdziały, ale jak tylko to nadrobię to będę tutaj już regularnie komentować...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńbosko, Dursleyowie będż mieli przekichane, Harry i jego reakcje, on się bardzo cieszy, że Severus poświęca mu swój czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńnaprawdę bosko, Dursleyowie to będą mieli przekichane, Harry i te jego reakcje są cudowne, bardzo cieszy, że Severus poświęca mu swój czas... zajmuje się nim...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Dursleyowie to będą mieli prze.... Harry i reakcje są cudowne, bardzo cieszy się, że Severus poświęca mu swój czas... zajmuje się nim... troszczy się o niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza