Snape westchnął. Były czasy,
kiedy raczej przegapiał wydarzenia dawnych czasów. Dopasowanie sprytu do
uczniów – nawet bliźniaków Weasley, - to po prostu nie to samo, co służenie
jako podwójny agent, złapany między dwoma najpotężniejszymi czarodziejami tych
lat.
Potem
znowu, Snape wspominał, zatrzymując się przed zakratowanymi żelaznymi drzwiami.
Było tam jakieś wspomnienie dawnych
czasów, bez którego mógłby żyć. Tyle nostalgii. Skinął niecierpliwie i drugi
strażnik Azkabanu niechętnie otworzył drzwi.
-Ten
jest niebezpieczny! Zabije cię, gdy tylko na ciebie spojrzy! – ostrzegł.
-
Wiem o tym lepiej niż ty. – Snape przecisnął się obok niego i wszedł do
wilgotnej celi. Strażnik za nim burknął urażony, ale odszedł. Cholera – tu rzeczywiście jest nieco cieplej niż w moich lochach. Naprawdę muszę
zacząć myśleć nad nowymi czarami ogrzewającymi. Podszedł do małej, wąskiej
pryczy i energicznie kopnął w bok leżącą postać. – Obudź się, draniu.
-
Kto…? – Zaczerwienione oczy zamrugały, skupiły się i w końcu rozszerzyły. – Smarkerus?
Snape
westchnął. Cóż, właśnie odeszła jedna z jego długo żywionych nadziei. Czubek
nie był jeszcze całkowicie szalony. Z drugiej strony, to znaczy, że może jest w
stanie odegrać rolę, o której myślał Snape.
Zajęło
mu dni rozgryzienie tego, ale w końcu to stało się strasznym rodzajem sensu.
Snape chciał torturować Dursleyów i to nie tylko przez kilka dni czy tygodni,
jak potrafili Lucjusz i Bellatrix. Kto wiedział, jak uczynić czyjeś życie
prawdziwym nieszczęściem do końca życia? Kto jak nie Huncwot?
Niefortunnie
dla planu Snape’a, zarówno Potter i Pettigrew byli martwi, a parszywy wilkołak
był najbardziej praworządnym z tego grona. Z drugiej strony, Black nie był
martwy, tylko wysłany do Azkabanu. Równie dobrze mógł być szalony po tylu
latach w takim miejscu, ale gdyby nie był… Kto wiedział lepiej od Syriusza
Blacka, jak uczynić czyjeś istnienie zupełnie nieszczęśliwym? I kto wiedział o
tym lepiej od Severusa Snape’a? Więc Snape musiał przezwyciężyć wstręt i pójść
do Azkabanu wypytać Blacka o najlepsze sposoby dręczenia Dursleyów.
To
szczęśliwy pomysł, pogratulował sobie Snape. Nikt nigdy nie zakładałby, że ze
wszystkich ludzi on podszedłby na odległość dwunastu mil od Syriusza Blacka,
nie mówiąc już o szukaniu jego pomocy. Była to jedna fabuła, której był
przekonany, że Dumbledore nigdy by nie przewidział.
- Co
do ch-cholery… - Black drżał i był bliski niespójności. Snape użył klejącego
zaklęcia do przymocowania go do pryczy – może i był zdezorientowany, ale Black
wciąż jeszcze był potężnym czarodziejem, nawet bez różdżki – i wmusił, by
przełknął czekoladę i eliksir pieprzowy. Po zaskakująco krótkim czasie, mógł
dostrzec powrót normalności do oczy Blacka.
-
Przyszedłeś tryumfować, Smarkerusie? – warknął Black i krzyknął, gdy piekące
zaklęcie uderzyło go w pierś.
-
Uważaj na maniery, Black – wycedził Snape leniwie. – Mogłeś zauważyć wyraźny
brak innych Huncwotów, za którymi mógłbyś się schować.
-
Sukin… Au! – Drugie zaklęcie, jeszcze bardziej bolesne niż pierwsze i Syriusz
przerwał piorunując go wzrokiem.
- No,
no, jestem zaskoczony – powiedział Snape drwiąco. – Wystarczyły tylko dwa
zaklęcia, by nauczyć cię trzymać język za zębami? Twoje IQ musiało gwałtownie
wzrosnąć w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Azkaban naprawdę był dla ciebie
dobry.
-
Czego chcesz? – prychnął Syriusz.
Snape
leniwie opuścił różdżkę.
-
Hymm. Tak wielki wybór. Może by zapłacić ci za przemiłą uwagę podczas naszych
szkolnych czasów? – Uśmiechnął się złośliwie, gdy Black zarumienił się na jego
słowa. – Widzę, że dementorzy nie zabrali ci wszystkich wspomnień. Może
pomyślisz o kilku rzeczach, które mógłbym zrobić?
-
Dobrze – weź swój chory dreszczyk emocji, cholerny śmierciożerco!
-
Przyganiał kocioł garnkowi, Black – warknął Snape i skrzywił się z mimowolnej
gry słów*. – To ty odwróciłeś się od swoich najlepszych przyjaciół i przy okazji
zabiłeś kilkanaście mugoli. Uczyniłbyś Voldemorta dumnym, gdyby wciąż żył, by
to docenić!
- Co?
– Syriusz pokręcił głową, zamęt znowu przysłonił jego oczy.
Snape
zawarczał z frustracji i wepchnął mu więcej czekolady w gardło. Gdy Black
wydawał się wrócić, zaczął.
-
Black, gdybyś miał mugolską rodzinę do torturowania, jakbyś się za to zabrał?
Black
patrzył na niego przez chwilę, po czym splunął mu prosto na twarz. Snape odskoczył w tył, wyciągając różdżkę.
-
Zrób to! Zabij mnie! Przeklnij mnie! – krzyknął Black z twarzą wykrzywioną
wściekłością. – Ale nie oczekuj, że pomogę ci robić niewinnym krzywdę,
ślizgoński draniu!
Snape
oczyścił twarz ze śliny, ale dziwne słowa Gryfona uniemożliwiły natychmiastową
zemstę, ale przykleił go do łóżka.
-
Czujesz wyrzuty sumienia za wszystkich mugoli, których zabiłeś? – zaszydził. –
Czy nie jest trochę za późno, by odgrywać rolę szlachetnego bohatera?
Black
spojrzał na niego.
-
Myślałem, że to ja jestem tym szalonym, Smarkerusie. O czym ty mówisz?
-
Próbujesz udawać, że to wszystko jest złym snem, Black? Pettigrew, mugole,
Potterowie… zabiłeś ich wszystkich. Zaprzecz jeśli potrafisz!
Syriusz
pokręcił głowa, jakby chciał ją oczyścić.
- Co?
Nie… Voldemort zabił Jamesa i Lily.
Snape
starał się ukryć wzdrygnięcie na imię Czarnego Pana.
- Po
tym, jak ty zdradziłeś ich ujawniając ich lokalizację. A potem, kiedy ten
biedny idiota Pettigrew starał się cię złapać, ty go zabiłeś, wysadzając przy
okazji kawałek miasta pełnego mugoli!
- To
– to nie prawda – zaprzeczył Syriusz, jego oczy skoncentrowały się na czymś
wewnątrz, gdy starał się zagłębić we wspomnienia. Długotrwałe narażenie na
dementorów miało szkodliwy wpływ na racjonalne myślenie. – Pettigrew… Peter był
zdrajcą. To ja próbowałem go złapać. To on wywołał wybuch, który wszystkich
zabił… A potem obudziłem się tutaj… - Spojrzał na Snape’a. – Kim teraz jesteś,
Smarkerusie? Ministrem Magii? Albo to Malfoy złapał to dla siebie po zniknięciu
Voldemorta? Codziennie się napawasz swoimi wspaniałymi zwycięstwami?
Snape
zmarszczył brwi.
-
Jakimi zwycięstwami?
-
Tymi, które pozwalają zwolennikom Voldemorta przejąć kontrolę nawet po tym, jak
ten drań umarł – warknął Syriusz. – Jesteś dumny z siebie, tłusty draniu? –
Zamrugał i spojrzał na Snape’a ponownie. – Hej, co się stało z twoimi włosami?
-
Knot jest Ministrem, Dumbledore wciąż kieruje Wizengamotem, a zwolennicy
Czarnego Pana zostali wyłapani i uwięzieni po tym, jak upadł – poinformował
Snape Blacka, ignorując pytanie o włosy. – Dlaczego uważasz, że Malfoy i
śmierciożercy wygrali?
Oczy
Syriusz stały się jeszcze bardziej zdezorientowane.
-
Ale-ale jeśli nie wygrali, jeśli Dumbledore wciąż żyje, to co ja tu robię? –
Jego wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej dotknięty. – Merlinie – co się
stało z Harrym? Jeśli śmierciożercy nie doszli do władzy i nie zabili go…
Dość
tego. Snape miał dość tej podwójnej rozmowy. Z jednej strony podejrzewał, że
Black ma tylko urojenia, ale musiał mieć pewność. Unosząc różdżkę, warknął: Legilimens! i chwilę później był już w
umyśle Blacka.
Emocje,
obrazy i dźwięki błysnęły obok niego w zawrotnych plamach – zawsze wiedział, że
Black jest chaotycznym, emocjonalnym bałaganem, a Azkaban nie pomógł w tym
względzie, - ale na pewno nie był szalony. Jeszcze.
Snape
poskładał wystarczająco skrawków i strzępek wspomnień, by poczuć przerażenie.
Nawet jego niesłabnąca nienawiść do tego mężczyzny nie mogła powstrzymać grozy
i współczucia, gdy zrozumiał, co się stało. Wyrwał się i spojrzał na więźnia
osłupiały.
Black
w to wierzył – uważał, że był Azkabanie, bo Czarny Pan wygrał, że Pettigrew
zdradził Jamesa i Lily, że w powstałym chaosie, Harry i pozostali członkowie
Zakonu Feniksa zostali zabici, a wojna przegrana.
-
Udowodnij to – Snape starał się utrzymać jego drżący głos. – Udowodnij, że to,
co myślisz jest prawdą.
Syriusz
zerknął na niego, jego głowa zwijała się z bólu po psychicznym ataku Snape’a.
-
Wypchaj się. Nie wykonuję poleceń śmierciożerczych drani.
Snape
zignorował słowa Blacka i odkleił go od łóżka, choć nadal mierzył w drugiego
mężczyznę różdżką.
-
Twoje wspomnienia pokazały, że wszyscy mieliście animagiczne formy. Udowodnij,
że to coś więcej niż wymysł twojego zepsutego umysłu.
Syriusz
wstał z wysiłkiem.
- W
porządku. Cokolwiek cię uszczęśliwi, ślizgoński du… - Zanim zdążył dokończyć
słowo, duży, czarny szkieletor psa stał tam, gdzie chudy mężczyzna.
Jedynie
żelazna kontrola Snape’a pozwoliła mu utrzymać się na nogach. Czyli to prawda.
Pettigrew był Strażnikiem Tajemnicy i
zdradził resztę Huncwotów. Przez niego, umarli James i Lily, a Syriusz został
wrobiony w zbrodnię, której nie popełnił. Ale dlaczego Dumbledore nie… Snape
zmusił się nie myśleć o tym. To nie byłoby pytanie, na które mógłby
odpowiedzieć tu i teraz, a po prawdzie nie był pewny, czy chce poznać odpowiedź. Albo dyrektor był o wiele bardziej omylny
niż ktokolwiek marzył, albo był o wiele bardziej bezwzględnym manipulatorem niż
ktokolwiek się obawiał. Żadna z tych opcji nie była mile widziana, a Snape nie
mógł sobie pozwolić na rozproszenie.
Syriusz
powrócił z powrotem do swojej ludzkiej postaci.
-
Więc? Już zadowolony, śmierciożerco? – zapytał złośliwie, ponownie siadając na
pryczy. Widocznie spędzenie jakiegoś czasu w zwierzęcej formie raczej
uspokajało; wydawał się mieć lepiej, był bardziej skoncentrowany niż wcześniej.
-
Zjedz to – zarządził Snape, podając mu więcej czekolady. – Będziesz tego
potrzebował.
-
Więc, dlaczego tu jesteś? – chciał wiedzieć Black. – Jeśli twoja strona
przegrała, jak to się stało, że nie jesteś w celi obok?
-
Byłem szpiegiem Dumbledore’a, idioto – warknął Snape. – Jak myślisz, skąd
wiedział, że Czarny Pan poszukuje Lily i Jamesa? – Black zamrugał. – Po wojnie
Dumbledore wstawił się za mną i zabrał mnie z powotem do Hogwartu. Jestem
Opiekunem Slitherinu i nauczycielem eliksirów.
- O
Merlinie – westchnął Black. – Dumbledore napuścił cię na te biedne bezbronne
dzieci?
Snape
popatrzył na niego z ukosa.
-
Zamknij się, kundlu.
- Co
z Harrym? Co się z nim stało? Bez Lily i Jamesa i ze mną, zamkniętym tutaj…
-
Dumbledore umieścił go z siostrą Lily.
Syriusz
zbladł.
- Nie
Petunia! Ona jest…
-
Tak. A jej mąż jest gorszy. – Snape spojrzał na niego. – A ja wyobrażałem
sobie, że rzeczywiście możesz okazać się przydatny choć raz w twoim
niewydarzonym życiu.
- O
czym ty mówisz?
Snape
machnął ręką z frustracją.
-
Miałem nadzieję, że możesz mieć jakieś nowatorskie pomysły na odpłacenie się
Dursleyom za uczynienie dzieciństwa Harry’ego nędznym, ale to było wtedy, gdy
wyobrażałem sobie ciebie jako tajemniczego śmierciożercę. Oczywiście jesteś tak
bezużyteczny jak zwykle – skończył, czując raczej przygnębienie. Wszystko, co
udało mu się zrobić, to udowodnić niewinność jego dziecięcego nemezis i wnieść
kilka bardzo niepokojących obaw o zachowanie jego mentora. Co za cholerna noc.
- Nie
denerwuj się, Smarkerusie – zbeształ go Black. – Mogę nie być mordercą, ale
nadal jestem Huncwotem. Oczywiście, że będę miał kilka dobrych pomysłów. –
Następnie zarejestrował wszystkie słowa Snape’a. – Czekaj. Co masz na myśli
mówiąc, że unieszczęśliwili Harry’ego?
Snape
wzruszył ramionami, misternie niedbale.
-
Och, ma to dla ciebie znaczenie? Cóż, zobaczmy. Zmuszali go do życia w komórce,
ledwo go karmili i wykorzystywali jak skrzata domowego, podczas gdy
rozpieszczali swojego własnego małego potwora. Och i regularnie go bili.
Przyjechał do Hogwartu zbyt potłuczony, by siedzieć jak należy.
Spojrzenie
oczu Blacka sprawiło, że Snape cofnął się o krok, unosząc różdżkę. Dopiero, gdy
zrozumiał, że furia drugiego mężczyzny nie jest skierowana na niego, poczuł, że
jego serce zaczyna zwalniać.
-
Zrobili to mojemu chrześniakowi? –
Głos Blacka był niskim pomrukiem.
- W
rzeczy samej.
- A
Albus odpłacił im za to?
Snape
przewrócił oczami. A mówią, że to Puchoni
są lojalni.
-
Albus, człowiek, który nie zrobił nic, by wyplątać się z niesprawiedliwego
uwięzienia, zostawił ukaranie obu Dursleyów i opiekę nad Harrym w moich rękach.
Black
w jednym skoku wstał z łóżka i Snape w ostatniej chwili zdołał unieść różdżkę.
Cisnął Blacka z powrotem na pryczę i usadził go znowu.
-
Draniu. Musisz być zachwycony – teraz możesz zemścić się za nas wyładowując się
na Harrym. Albus musi być cholernie szalony.
-
Uspokój się, kundlu! – prychnął Snape. – Przypomniałbym ci, że to nie ja byłem
tyranem w czasie szkoły, czepiającym się kolegów z roku, podczas gdy miałem
przewagę czterech na jednego. Chłopcu nic się nie stanie z mojej ręki, choć
trudno mi powiedzieć to samo o jego własnych krewnych.
Black
sapnął, ale nie miał siły podtrzymywać wściekłości i furii, które ogarnęły go,
szybko ustępując.
- Nie
skrzywdzisz Harry’ego? Przysięgasz? – zabrzmiał dość żałośnie.
-
Oczywiście – powiedział Snape gniewnie, zmuszając się do opanowania
niespodziewanego współczucia do drugiego mężczyzny. – Jest potwornym, biednym
małym bachorem, ale jest zbyt przestraszony własnego cienia – podziękuj za to
tym przerażającym mugolom, - by przypominać mi ciebie albo Jamesa. – Cóż, nie po tym pierwszym wieczorze…
pomyślał niespokojnie.
Black
patrzył na niego przez kolejny moment, jakby oceniał, czy miałby mu uwierzyć,
zanim spuścił wzrok na podłogę. Nastała długa cisza, gdy:
-
Przepraszam.
Snape
ukrył szok i nawet zdołał nonszalancko machnąć ręką.
-
Jakaś kolejna zniewaga, Black? Prawie nigdy nie zauważam.
-
Nie. Chodzi mi o to, że przepraszam za to, co robiliśmy ci w szkole. – Teraz
Snape był naprawdę oniemiały. Black utkwił wzrok w podłodze, ale kontynuował. –
My – James, Remus i ja – cóż, głównie James i ja – byliśmy draniami. A raczej
ja niż James, zwłaszcza, gdy zaczął widywać się z Lily i ta nalegała, byśmy cię
zostawili. My – ja – traktowałem cię jak gówno i przepraszam za to. Przez te
dziesięć lat dowiedziałem się jakie to uczucie był złapanym i torturowanym.
Nigdy nie powinniśmy cię tak traktować. Przypuszczałem, że biorąc pod uwagę,
jacy byliśmy okropni, wyładujesz się na Harrym. Za to też przepraszam.
-
Cz-czego chcesz, Black? – Severus zdołał odzyskać głos.
Black
uśmiechnął się, choć to był tylko cień jego starego bezczelnego uśmiechu.
-
Zawsze Ślizgon, co? Cóż, nie powiedziałbym nie na więcej czekolady, ale nie
przepraszam tylko po to, by dostać się w twoje łaski, Smark… er, Snape. Po
prostu wydawało mi się, że przynajmniej to mogę zrobić, biorąc pod uwagę to, że
opiekujesz się moim chrześniakiem, po tym jak reszta z nas się opierdalała. Nie
ma wiele rzeczy, które teraz mogę dla ciebie zrobić.
- Nie
– zgodził się kwaśno Snape, odzyskując panowanie nad sobą. – Co za
niespodzianka.
- Nie
jęcz, Snape – zbeształ go Black. – Przysięgam, że jesteś rozczarowany, że nie
byłem śmierciożercą. Właśnie, co zaplanowałeś krewnym Harry’ego?
Snape
mentalnie wzruszył ramionami i przedstawił plany, podkreślając trudności, które
bezużyteczność Blacka nie utworzyłaby. Może mam jeszcze czas, by wpaść do
Bellatrix…
Syriusz
patrzył na niego z mieszaniną irytacji i niepewnej nadziei.
-
Snape, cholerny idioto. Może i nie jestem jednym z małych lizusów Voldemorta,
ale czy zapomniałeś, kto zmieniał twoje życie w piekło przez tyle lat? Zabierz
mnie stąd, a ja sprawię, że Dursleyowie zwariują w ciągu roku. Sprawię, że
zapłacą za krzywdzenie Harry’ego.
Severus
rozważył ofertę. Nie było wątpliwości, że Black potrafiłby być nieustępliwym –
i zbyt pomysłowym – przeciwnikiem. Po wyposażeniu w nową różdżkę, byłby w
stanie torturować Dursleyów od sprowadzenia na nich inwazji termitów, a podczas
gdy jego ucieczka niewątpliwie rozpoczęłaby masowe polowanie, nikt nie
zakładałby, że Snape miał z tym cokolwiek wspólnego. Snape niechętnie przyznał,
że jeśli będzie właściwie potraktowana to ucieczka Blacka może również pomóc w
postawieniu kilku pytań odnośnie jego uwięzienia – takich jak, dlaczego nie otrzymał
procesu, dlaczego nie było użyte Veritaserum, i tak dalej. Choć ostatnią
rzeczą, którą pragnął był Syriusz Black z powrotem w jego życiu w przyszłych
latach – nie mówiąc już o tym, że wilkołak nie będzie daleko, gdy tylko Black
zostanie uniewinniony, - Harry potrzebowałby wszystkich dostępnych ochroniarzy.
A jeśli Dumbledore grał w jakąś
głęboką grę, to posiadanie sojuszu poza Hogwartem byłoby pomocne – mogą być
bardzo potrzebni.
-
Och, w porządku – warknął w końcu Snape. – Jesteś pewny, że nikt nie wie o
twojej animagicznej formie?
- Nie
wiem, czy Peter powiedział komukolwiek, ale zakładam, że Remus nie pisnął ani słowa
albo przez cały czas byłyby tu zaklęcia antytransformacyjne. Bycie w stanie spędzić większość czasu jako
pies to jedyna rzecz, która utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach. – Black
zignorował uśmieszek Snape’a. – Wiem, że Dumbledore i McGonagall nigdy nie wiedzieli
albo nalegaliby, żebyśmy się zarejestrowali.
-
Hmf. – Snape rzucił Blackowi ostatnie groźne spojrzenie. – Spróbuj czegoś, a
zmienię cię w dywanik, zapchlony psie. – Odkleił mężczyznę, po czym wyczarował
symulację na łóżku w jego miejscu. – Nie potrwa to dłużej niż kilka dni, ale
zakładam, że nie masz zbyt dużo kompanów, którzy mogliby dostrzec różnicę –
powiedział złośliwie.
- Nie
martw się. Chcesz, bym był w postaci psa?
- Tak
długo, jak będziesz nauczony porządku.
Duży
czarny pies usiadł i uniósł jedną łapę uprzejmie.
-
Nawet o tym nie myśl – powiedział mu chłodno Snape, a potem rzucił na zwierzaka
zaklęcie niewidzialności. – Trzymaj się blisko mnie. Jeśli zostaniesz w tyle,
już nie wrócę. – Poczuł dotyk dużego zwierzęcia na jego nodze i przewrócił
oczami. Miał wielką nadzieję, że
użycie określenia „zapchlony” nie okaże się dosłownie prawdziwe.
Kiedy
znaleźli się bezpiecznie na kontynencie, Snape przekazał drugi eliksir do
usłużnego nieuczciwego strażnika więzienia i wyruszył do Surrey z wciąż
niewidzialnym Blackiem przy boku. Aportowali się do domu Dursleyów i Snape
poinstruował Syriusza, co do rodziny. Skończył mówić, po czym rzucił złowrogim
okiem na teraźniejszy obraz psa.
- Nie
jesteś w stanie rozpocząć kampanii terroru – ogłosił z niesmakiem. – Jesteś
wychudzony i masz wszystkie włosy splątane. Sąsiedzi raz na ciebie spojrzą i
wezwą hycla. Byłoby lepiej, gdybyś zaszył się gdzieś i odzyskał trochę siebie.
Wtedy może będziesz w stanie podać się jako rodzinne zwierzątko.
Syriusz
przemienił się ponownie.
- Nie
mam żadnego miejsca, gdzie mogę się zatrzymać – stwierdził ociężale. Było
oczywiste, że był bliski zasłabnięcia; lata w Azkabanie zrobiły swoje. – A w
ciągu kilku godzin – może i dni, - dowiedzą się, że uciekłem i wtedy okleją
moją twarzą cały kraj, zarówno czarodziejskie i mugolskie miejsca. Nie mogę po
prostu zarejestrować się w hotelu i mieć nadzieję, że nikt nie zauważy, że
wynajmuje pokój obok zbiegłego mordercy.
- Nie
myślę o tym, idioto.
- A
jaki jest twój genialny plan? Nie mam siły utrzymywać uroku – odwarknął Black,
choć było jasne, że rani jego dumę przyznanie się do słabości. – Wiem, że
jesteś Mistrzem Eliksirw, ale naprawdę możesz rozbić dla mnie wystarczająco
Wielosokowego, żeby utrzymać przebranie całymi tygodniami?
-
Nie. – Snape ponuro obserwował drugiego mężczyznę. Dlaczego on? Dlaczego to zawsze jemu się dzieje? – Chodź.
-
Gdzie pójdziemy? – Zgodnie z przewidywaniami, gryfoński idiota zatrzymał się.
Snape
wskazał na niego groźnie różdżką.
-
Pójdziemy tam, gdzie powiem, choć będę szczęśliwy ogłuszając cię i zaciągając
tam.
-
Widzę, że twoje skłonności nie zmieniły się z wiekiem – mruknął Black
buntowniczo, nawet gdy chwycił ramię Snape’a pojawiając się.
-
Tutaj. – Snape strząsnął rękę Gryfona tak szybko, jak tylko mógł. – To jeden z
domów rodziny mojej matki. Jest nienanoszalny, a ja jestem Strażnikiem
Tajemnicy, więc jeśli nie będziesz mnie irytować to powinieneś być bezpieczny.
– Ignorując pomruk drugiego mężczyzny: „Jestem skazany!”, Snape kontynuował. –
Są dwa skrzaty, które się tobą zaopiekują. Nie opuszczaj posiadłości – są tu
książki, które zajmą twój czas, a nawet kilka starych mioteł z tyłu. Jeśli
spadniesz i się zabijesz, bądź tak dobry i zrób coś ze swoimi zwłokami, by nie
zrujnowały krajobrazu. Kilka pokoi jest zabezpieczonych. Jeśli do nich
wejdziesz, zabiję cię, jeśli nie zrobią tego podopieczni. – Snape spiorunował
wzrokiem bardzo niemile widzianego
gościa. Następna rzecz będzie trudna do powiedzenia, ale alternatywa była nawet
gorsza. – Ponieważ mam lepsze rzeczy do roboty niż opiekować się tobą, dzięki
czemu będziesz potrafił dotrzymać kroku wymaganiom Dursleyów, mogę… - zmusił
się, by powiedzieć następne słowa, - iść i skontaktować się z wilkołakiem, jeśli chcesz.
Oczy
Blacka rozszerzyły się.
-
Mógłbyś skontaktować się dla mnie z Remusem?
-
Nie, planowałem posłać po Fenrira Greybacka. Oczywiście, że mówię o Lupinie,
półgłówku! Myślisz, że uwierzy w twoją historyjkę, czy będzie próbował
przypodobać się Ministerstwu wydając cię?
Black
przełknął początkową złośliwą ripostę i rzeczywiście myślał przez chwilę.
-
Myślę, że będzie chciał się ze mną zobaczyć, zwłaszcza, jeśli powiesz mu, że mi
wierzysz. Możesz zaryzykować.
Snape
wzruszył ramionami.
- To
ty będziesz ryzykował. Jeśli złapią cię zanim oczyszczą twoje imię, na pewno
dostaniesz Pocałunek. Wciąż ufasz wilkołakowi?
Black
spiorunował go wzrokiem.
-
Tak. W przeciwieństwie do ciebie, mam przyjaciół, którym ufam.
-
Mmm. Jak Peter Pettigrew. – Snape był zaskoczony, gdy Black nie spróbował
uderzyć go za tę uwagę. Oczywiście mężczyzna był jeszcze słabszy niż
utrzymywał.
-
Zbliż się. – Przedstawił Black skrzatom domowym, upewnił się, że jest całkiem
dobrze zadomowiony i udał się do Hogwartu. Choć nie miał żadnych wątpliwości,
co do zdolności Blacka w sianiu zemsty na Dursleyach, był bardziej niż trochę
zirytowany na siebie, że w rzeczywistości pomógł
mężczyźnie. Pierwsze bachor Pottera, potem Black, a teraz miał zamiar
skontaktować się z wilkołakiem! Co się z nim dzieje? Jeszcze minuta, a będzie
klepał Longbottoma po głowie i pomagał Hagridowi karmić łyżeczką osierocone
kuguchary! To jasne, że to wina bachora! Nawet bezpiecznie schowany w Norze,
Potter wciąż sprawiał mu niekończące się kłopoty.
Snape
wrócił do swoich kwater i sprawdził czas. W pół do czwartej. Uśmiechnął się do
siebie złośliwie. Przynajmniej będzie miał przyjemność obudzić wilkołaka. Po
upewnieniu się, że były dwa tygodnie do pełni księżyca, Snape ponownie wszedł w
kominek.
Nie
omieszkał śledzić lokalizacji wilkołaka, odkąd Dumbledore pierwszy raz wpadł na
pomysł, by zatrudnić go na stanowisko OPCM, co było jeszcze jednym dowodem na
pogłębiające się wariactwo dyrektora. Wilkołak krążący wokół ciał studentów –
och, to jest genialny pomysł. Czasami
Snape był zdumiony, że Dumbledore nie został jeszcze zawieszony przez tłum
rodziców, zirytowanych na spotkaniach kadry nauczycielskiej. Ignorując burzliwą
przeszłość Snape’a, był jeszcze zhańbiony olbrzym, niekompetentna jasnowidz,
obecny jąkający się nauczyciel OPCM… Właściwie, wilkołak dobrze by pasował.
Mimo,
że do tej pory udało mu się odwieść Dumbledore’a, gdy tylko pomysł zatrudnienia
Lupina przychodził starcowi, choć zastanawiał się, jak długo jego głośne napady
złości i grożenie dymisją będą działać. Starzec potrafił być irytująco uparty,
gdy tylko chciał.
To
dość przydatne, że Lupin dał mu hasło do sieci Fiuu po tym, jak Snape
niechętnie, pod wielką presją Dumbledore’a, zgodził się dostarczać mu
miesięcznej dawki eliksiru na wilkołactwo. Wiedząc, że wilkołak nie ugryzłby go
przypadkowo, nie było tak dużym komfortem
dla Snape’a i powiedział to wielokrotnie Albusowi. Jak zwykle, dyrektor jedynie
uśmiechnął się i skinął głową. Z drugiej strony to sprawiło, że wchodzenie do
sypialni Lupina we wczesnych porannych godzinach było raczej łatwe.
-
Wstawaj! – prychnął Snape, kopiąc w łóżko. Ku jego rozczarowaniu – choć nie
zdziwieniu, – Lupin był sam.
-
Uhm? So to? Kto tam? – Lupin rzucił się, zaplątany w kołdrę.
-
Aguamenti! – Lupin wyswobodził się z kołdry w sam raz, by zimny strumień wody
Snape’a zalał jego twarz.
Gdy
wilkołak kaszlał i prychał, Snape uśmiechnął się złośliwie.
-
Och, mój drogi. Wybacz mi, Lupin. Myślałem, że możesz potrzebować pomocy w
obudzeniu się.
-
Severus? Co ty tu robisz? – Remus wytarł wodę z oczu i spojrzał na Snape’a z
niepokojem. – Albus cię wysłał? Czy stało się coś złego?
Snape
popatrzył na niego wilkiem. Wilkołak nie był zabawny. Black zacząłby się pienić
i przekląłby go, ale Remus po prostu zignorował wybryki i obelgi.
- To
zależy od tego, czy uważasz, że niesłuszne uwięzienie kogoś na dziesięć lat do
Azkabanu stanowi „coś złego”.
Remus
zesztywniał.
-
Syriusz. Mówisz o Syriuszu.
-
Nie, Lupin. Mówię o Bellatrix Lestrange. Oczywiście,
że mówię o Blacku, kretynie. Dlaczego nie powiedziałeś władzą, że był
animagiem?
Lupin
przełknął ślinę.
- Jak
się dowiedziałeś?
Snape
uśmiechnął się do niego złośliwie.
-
Cz-czy jest ranny? Próbował uciec i został złapany? Czy on jest…? – Głos Lupina
zamarł.
-
Martwy? – zaproponował Snape usłużnie.
Bursztynowe
oczy Lupin rozszerzyły się z przerażenia i przez chwilę Snape był pewny, że
ujrzał w nich pojawiający się żółty błysk. Nagle drażnienie wilkołaka nie
wydało się takim dobrym pomysłem.
- Nie,
nie, nie jest martwy – powiedział pospiesznie. – Uspokój się, wilku! Wszystko z
nim było w porządku, gdy ostatni raz sprawdzałem. Poza tym, jakie to ma dla
ciebie znaczenie? Czyż nie zabił twoich najlepszych przyjaciół?
Lupin
schował twarz w dłoniach, nie zważając na mokre prześcieradła, które nadal były
pomarszczone wokół niego.
-
Wiem, wiem. Powtarzam sobie, ale nie potrafię przestać się o niego martwić. To
po prostu tak trudne do uwierzenia…
-
Mimo to zrobiłeś to.
Lupin
spojrzał w górę.
- Co
masz na myśli, Severusie? Co zrobiłem?
-
Uwierzyłeś w tę historię – że zdradził Potterów, zabił Pettigrew i tych
wszystkich mugoli.
-
Cóż, dowody były tak mocne… – Lupin znowu zamarł.
-
Jakie dowody? – zapytał Snape.
- Co?
-
Cóż, ja nie potrzebuję dowodów, by
sądzić jak najgorzej o Blacku, ale co przekonało ciebie do zdrady najlepszego przyjaciela?
Wilkołak
wyprostował się.
-
Severusie, o czym ty mówisz? Wszystko było na papierze – Ministerstwo i aurorzy
wyjaśnili, co się stało. Dumbledore i reszta Zakonu nie unieśli ręki, by mu
pomóc. W co miałem uwierzyć? A poza tym dlaczego wgłębiasz się w tą starą
historię?
-
Ponieważ wydaje się, że kundel tego nie zrobił – powiedział Snape z irytacją.
Lupin
spojrzał na niego z niedowierzającą nadzieją wymalowaną na twarzy.
-
Naprawdę? Jesteś pewien? Dumbledore znalazł dowody, które do oczyszczą?
Snape
zacisnął zęby. Całe to ślepe przywiązanie do dyrektora było już denerwujące.
- Czy
to Dumbledore jest tutaj? – zapytał gniewnie. – Nie. Ja jestem. To ja pomagam
mu udowodnić swoją niewinność. Jesteś zainteresowany, czy wolisz raczej wezwać
aurorów?
-
Jeśli Syriusz tego nie zrobił, to… - Lupin urwał. – Jestem zainteresowany.
Powiedz mi, jak mogę pomóc.
Snape
spojrzał na niego. Zaufał wilkołakowi? To prawda, że gdyby zostali złapani,
Black dostałby Pocałunek, ale Snape najprawdopodobniej skończyłby sam w
Azkabanie. On miał zbyt dużo do stracenie, jeśli wilkołak ich zdradzi… Ale
trudno mu było sobie wyobrazić wilkołaka, nawet tak obrzydliwie
podporządkowanego jak Lupin, zdradzającego członka swojej paczki, obecnej lub
przeszłej.
-
Zabiorę cię do niego i wasza dwójka będzie mogła ustalić pewne rzeczy. Będzie
potrzebował ubrań, nowej różdżki i prawdopodobnie jakieś wsparcie, by wrócić do
siebie po takim czasie w Azkabanie. Kiedy dowiedzą się, że uciekł,
prawdopodobnie będą szukać ciebie.
Remus
rzucił smutne spojrzenie wokół swojego małego łóżka.
- Nie
ma tu nic, za czym będę tęsknił. Zabierz mnie do Syriusza – dwójka może
przetrwać na wygnaniu łatwiej niż jeden.
- Nie
jeśli któryś jest wilkołakiem, który potrzebuje stałego dostępu do wywaru
tojadowego – warknął Snape. Zidiociali
Gryfoni! – Dam ci trzy dni na wymyślenie wiarygodnego podtekstu, który
zabierze cię z kraju. Zanim zorientują się, że Black uciekł i przesłuchają
ciebie. Po tym wybierzesz się w podróż. Pójdziesz na kontynent i kupisz
dodatkową różdżkę. Poślesz mi sową swoje miejsce pobytu i spotkamy się tam, a
następnie zabiorę cię do Blacka. Załapałeś wszystko, czy mam powtarzać, aż twój
niedorozwinięty mózg będzie w stanie to pojąć?
Remus
uśmiechnął się jak zwykle, ignorując obelgi.
-
Dziękuję, Severusie. Jesteś bardzo miły.
Snape
prychnął z niesmakiem i odwrócił się na pięcie. Głupi wilkołak.
Będąc
już z powrotem bezpieczny w swoich kwaterach na godzinę przed wschodem słońca,
Snape ponuro przeglądał swoją noc, wchodząc do łóżka. Opadł na poduszkę i
mentalnie odhaczał każde zadanie. Spotkać się z mugolskim przestępcą?
Jest. Zaaranżować następną karę dla Dursleyów? Jest. Spędzić resztę wieczoru
coraz bardziej szalejąc? Jest.
Tak,
dostał zadziwiająco spójne przeprosiny od Blacka,
ze wszystkich ludzi – dzisiaj w piekle muszą jeździć na łyżwach, - ale to nie
wymazywało faktu, że nie tylko przemycił tego wielkiego idiotę z najbardziej
strzeżonego więzienia w czarodziejskim świecie, ale też ukrył go w swoim
własnym domu rodzinnym! Co było dalej? Zabrałby kolejną paczkę od Molly Weasley
i zrobiłby Blackowi sweter na święta?
A
potem zrobił również coś miłego dla Lupina? Powinien tylko posłać głupiego
Gryfona, by szedł prosto do Blacka, tak jak chciał. Wtedy ta dwójka zapewne
zdecydowałaby, że muszą sprawdzić, co z Harrym i wtedy wpadliby prosto w ręce
aurorów. Black dostałby Pocałunek, wilkołak zostałby ścięty… A nawet lepiej,
gdyby twierdzili, że Snape im pomógł to nikt by im nie uwierzył. Raczej
uwierzyliby w Malfoya pod Wielosokowym niż w prawdziwego Snape’a – to byłby
idealny, ślizgoński plan, opłakiwał. Ale nie, tylko dlatego, że Black i Lupin
mogą być silnymi sojusznikami Harry’ego w nadchodzących latach, musiał im pomóc.
Te
rzeczy, które robił dla tego małego potwora – i czy istniało
prawdopodobieństwo, że dzieciak byłby wdzięczny? Ha! Gdyby imię Syriusza
zostało oczyszczone i mógł spotkać się z Harrym, byłby niczym więcej niż
przerośniętym kolegą. Harry by go uwielbiał, a Black bez wątpienia okazałby się
zupełnie bezużytecznym opiekunem. Dyscyplina? Nie potrafiłby nawet
przeliterować tego słowa, nie mówiąc już o zaszczepieniu jakiejś w dzieciaku.
Snape przewrócił oczami. Och, tak, chciałby zobaczyć Blacka próbującego nakłonić Harry’ego do zjedzenia warzyw.
Mężczyzna nie poznałby brukselki nawet gdyby się o nią potknął.
Cóż,
jeśli ten zidiociały kundel – lub jego oswojony wilkołak, - myślą, że przejdą
przez to łatwo i podejmą opiekę nad Harrym, dowiedzą się rzeczy lub dwóch!
Spędził zbyt wiele czasu i wysiłku przy tym przerażającym bachorze, by po
prostu pozwolić tym dwóm wkroczyć do akcji i zebrać całe laury. Prychnął pod
nosem. Typowi Gryfoni – bezmyślny pośpiech i oczekiwanie, że ktoś inny weźmie
się w garść! Cóż, zaszczepiłby w Harrym pewne ślizgońskie cechy, nawet, jeśli
by go to zabiło. Snape nie zamierzał pozwolić, by Czarny Pan zmartwychwstał i
zniewolił świat tylko, dlatego, że Black nie pomyślał, by upewnić się, że
dzieciak będzie dostatecznie wypoczęty na lekcji OPCM!
Nie,
w rzeczy samej. Snape nie pozwoli Zbawicielowi Czarodziejskiego Świata być pod
opieką idioty, który nawet na siódmym roku rutynowo zapominał zawiązać buty.
Black mógł być łamaczem serc, ale był również bezmyślnym głupkiem, którego
poczucie odpowiedzialności pewnie nie sięgało dalej niż pamiętanie, by nie
upuścić małego Harry’ego na głowę. O czym Lily i James myśleli powierzając
swojego bezbronnego synka takiemu niedojrzałemu palantowi? Wystarczy spojrzeć,
co zrobił, gdy zostali zabici. Natychmiast podjął opiekę nad osieroconym
dzieckiem? Nie, zostawił dziecko Hagridowi (!!) i Dumbledore’owi i pobiegł
szukać Pettigrew – bez, proszę zwrócić uwagę, starania się powiedzieć, ze
Pettigrew był Strażnikiem Tajemnicy i animagicznym szczurem. Naprawdę, to sprawiło,
że trudno czuć współczucie do jego uwięzienia. Może idiotyzm powinien być przestępstwem.
W
każdym razie, niezależenie od życzeń starszego Pottera dziesięć lat temu, Snape
nie miał absolutnie żadnego zamiaru zrzec się Harry’ego dla lekkomyślnego przygłupa,
którego odpowiednio minimalny mózg został ponadto przyćmiony od lat w
Azkabanie. Mruknął do siebie. To było tak gryfońskie założyć, że wychowanie
dziecka to tylko zabawy i gry. Kruche jak Harry dziecko, z historią nadużyć,
przetrwałoby około trzydziestu sekund pod nadzorem porywistego Blacka.
Snape
mruknął ponownie i przewrócił się na bok. Ten zepsuty bachor. Żąda coraz więcej
czasu i uwagi. Jakby nie miał lepszych rzeczy do roboty. Jakby chciał
się opiekować takim małym irytującym diabłem. Jakby mógł właściwie opiekować
się tą kreaturą. Jakby to było dla niego ważne, by był szczęśliwy albo lubił
swój nowy pokój… Snape odpłynął w sen, a jego ostatnią myślą było wspomnienie
wyrazu twarzy Harry’ego, gdy dotknął czule swojej nowej miotły.
CDN…
* W
oryginale: „Let’s not play the pot and the kettle, Black!” – wyrażenie “the pot
calling the kettle black” to idiom tłumaczony jako “przyganiał kocioł
garnkowi”, także Snape stosuje taką niewielką grę słów z nazwiskiem Syriego ;)
(dziękuję Zozolowi za pomoc w
ubarniu tego w słowa)