Wybaczcie za błędy, które mogą pojawić się w tekście, ale dopiero w połowie rozdziału zorientowałam się, że szlaban dostały "dwie Ślizgonki", a nie "dwaj Ślizgoni". Starałam się to poprawić, ale obawiam się, że mogłam coś pominąć. Gdybyście zauważyli jakiś błąd w odmianie, poinformujcie w komentarzu ;)
Snape
zmierzył wściekłym spojrzeniem szarą, kamienną ścianę klasy w lochach, i
rozważał uderzenie w nią głową. Bardzo wbrew swojej woli, spędzał ten wieczór,
nadzorując Harry'ego, Hermionę i Rona, wraz z dwoma małymi wężami, które zdołały zarobić szlaban ze Sprout. (Od
Sprout! Co one sobie myślały? Wściekły Snape dał każdej drugi szlaban za
to, że były tak nieudolne, by rozwścieczyć zwykle spokojną profesor zielarstwa.
Jaki Ślizgon nie potrafił poradzić sobie z Puchonem, na litość Merlina? Cóż,
dwa wieczory przepisywania w kółko zdania "Ślizgoni nie są cymbałami"
powinny pomóc im przypomnieć, że ich Dom szczyci się tym, że jest w stanie
przechytrzyć resztę szkoły. Jeśli nie umiały nawet poradzić sobie z Opiekunką
Puchonów, zasługiwały na każdą klątwę, którą wysłali w ich stronę inni
Ślizgoni).
Normalnie kazałby Ślizgonkom szorować kociołki, ale trudno byłoby to zrobić, gdy trójka Gryfonów siedziała przy pobliskich biurkach i pracowała nad swoimi esejami. Więc zamiast tego całą piątka pracowicie notowała, a Snape musiał samodzielnie rzucić zaklęcia czyszczące na kociołki. Jakby nie miał lepszych rzeczy do roboty! To wszystko wina Pottera.
I Minervy. Zwróciła uwagę, że dla Trio bycie ograniczonym tylko do pokoju wspólnego, gdzie byli ich przyjaciele, nie było zbyt uciążliwą karą, ani nie sprzyjało to pisaniu karnych esejów. A ponieważ ani Granger, ani Weasley nie mieli dostępu do prywatnych sypialni, w taki sposób, jak Potter - choć sypialnia Pottera (przezAlbusa) była tak wypełniona zabawkami, że to miejsce nie karało bardziej niż pokój wspólny – jedynym sensownym pomysłem było to, by trzej uczniowie spędzali czas, w którym mieli być nadzorowali, pod nadzorem profesora. I, powiedziała McGonagall ze stalowym błyskiem w oku, ponieważ ona spędziła już z nimi trzy wieczory, teraz była jego kolej.
Normalnie kazałby Ślizgonkom szorować kociołki, ale trudno byłoby to zrobić, gdy trójka Gryfonów siedziała przy pobliskich biurkach i pracowała nad swoimi esejami. Więc zamiast tego całą piątka pracowicie notowała, a Snape musiał samodzielnie rzucić zaklęcia czyszczące na kociołki. Jakby nie miał lepszych rzeczy do roboty! To wszystko wina Pottera.
I Minervy. Zwróciła uwagę, że dla Trio bycie ograniczonym tylko do pokoju wspólnego, gdzie byli ich przyjaciele, nie było zbyt uciążliwą karą, ani nie sprzyjało to pisaniu karnych esejów. A ponieważ ani Granger, ani Weasley nie mieli dostępu do prywatnych sypialni, w taki sposób, jak Potter - choć sypialnia Pottera (przezAlbusa) była tak wypełniona zabawkami, że to miejsce nie karało bardziej niż pokój wspólny – jedynym sensownym pomysłem było to, by trzej uczniowie spędzali czas, w którym mieli być nadzorowali, pod nadzorem profesora. I, powiedziała McGonagall ze stalowym błyskiem w oku, ponieważ ona spędziła już z nimi trzy wieczory, teraz była jego kolej.
Na
próżno protestował, twierdząc, że są przecież w jej Domu. Puściła to mimo uszu i punktualnie o siódmej trójka
łachudrów stanęła w jego progu. Jego dwa wężyki przyszły zaraz po nich i – ku
irytacji Snape’a, - wyraźnie im ulżyło, gdy zauważyli obecność Gryfonów, dobrze
wiedząc, że ich Opiekun Domu nie będzie nawet w połowie tak uszczypliwy w
obelgach, gdy w zasięgu słuchu będą jacyś nie-Ślizgoni.
Jednak
nie docenili jego groźnego syku i zanim wysłał je do biurek, sprawił, że
zrobiły się popielate i spociły się przez jego wykład prowadzony niskim głosem
na temat tego, co by się stało, gdyby kiedykolwiek ponownie były na tyle głupie,
by nie wywiązywać się z wartości, które ich Dom posiada. Jednak teraz, godzinę
później, wykazywały jaką młodzież ma odporność i zaczęły zerkać znad swoich
papierów i wymieniać mrugnięcia i ostrożne sygnały z Gryfonami.
Snape
znów miał ochotę walnąć głową o ścianę. Jego Ślizgoni byli zdeprawowani przez
te cholerne lwy. Normalnie Ślizgoni byli albo zbyt nadąsani przez to, że
zostali ukarani albo zbyt zakłopotani tym, że byli złapani, by robić na
szlabanie coś poza przydzielonym zadaniem. Pragnęli, by ich kara się skończyła
i by mogli uciec, udając, że ta sytuacja nigdy nie miała miejsca.
Natomiast
Gryfoni (prawdopodobnie dlatego, że otrzymywali dużo więcej szlabanów, pomyślał
kwaśno Snape) zdawali się patrzeć na to, jak na społeczną okazję. Te cholerne
lwy najwyraźniej nie uważały nadzoru za wstydliwe upokorzenie i posyłali jego wężom
współczujące spojrzenia oraz zabawne miny, próbując rozweselić ponure drugoroczne.
Ku
wielkiej irytacji Snape’a to działało i zamiast przedstawiać sobą ponure okazy
nędzy, jego uczennice tłumiły teraz chichot. Nawet Snape musiał przyznać, że
zdolność Weasleya do jednoczesnego robienia zeza, poruszania uszami i wywijania
języka prowadziła do… niezwykłej… ekspresji. Mimo tego, lochy były jego i
uczniowie mięli w nich cierpieć.
Mocno
uderzył dłonią o biurko, a studenci podskoczyli i zbledli.
-
Ktoś uważa karę za coś zabawnego? – zapytał jedwabiście. – Cokolwiek?
Do
jego uszu dotarł chórek głosów, mówiących: „Nie, proszę pana” i zanim wrócił do
pracy, posłał dzieciakom wściekłe spojrzenie. Poczuł zadowolenie, gdy usłyszał,
że jedna Ślizgonka zachlipał cicho z przerażenia, po czym wróciła do swojego
papieru, ale jego zadowolenie było krótkotrwałe.
- Nie
martw się – usłyszał szept Harry’ego – dzieciak nie miał w sobie ani odrobiny
chytrości. – Wiem, że to, co mówi brzmi podle, ale on jest naprawdę miły. Przysięgam
– upierał się, oczywiście zyskując tym niedowierzające spojrzenia Ślizgonek. –
Nawet jego klapsy nie bolą. Cóż, nie bardzo, w każdym razie. Nie zrobi wam nic,
oprócz tego, że nakrzyczy trochę, a to tylko dlatego, że chce, byście dobrze
sobie radzili ze szkołą i innymi sprawami.
Snape
był zbyt sparaliżowany przez pierwsze kilka sekund, by zareagować. Po czasie,
gdy jego mózg przetwarzał to, co ten straszny bachor zrobił z jego starannie
wypracowaną reputacją, było za późno. Uniósł głowę i zobaczył, jak jego
Ślizgonka posyła Harry’emu wdzięczny uśmiech z namacalną ulgą, podczas gdy
Harry i reszta Gryfonów odpowiedziała tym samym. Druga Ślizgonka obserwował to,
widocznie starając się obliczyć, czy słowa Harry’ego były jakimś przebiegłym
planem. Godnym prawdziwego węża czy bezpośrednim zapewnieniem.
- Potter! – W końcu udało mu się zmusić
struny głosowe do współpracy i przygotował się do werbalnego wypatroszenia
bachora. To powinno rozwiać wszystkie wątpliwości co do jego „uprzejmości”.
-
Tak, pszę pana? – odparł Harry niewinnie, unosząc oczy na spotkanie ze
spojrzeniem Snape’a. To szmaragdowe spojrzenie wysłało Snape’a w czasie i po
raz kolejny dostrzegł, że jest bezradny.
-
Żadnych rozmów podczas szlabanu – zdołał wywarczeć.
- Tak
jest. Przepraszam, profesorze – odpowiedział Harry przepraszająco, po czym
skupił się ponownie na eseju.
Snape
stłumił jęk. Gryfoni. Był otoczony Gryfonami. Już dłużej nie miał do czynienia
z Dumbledorem i McGonagall; teraz miał podopiecznego, który jest Gryfonem i nie
mógł dłużej izolować się między zajęciami wśród Ślizgonów. Nie, naturalnie
Harry miał dużo Gryfonów, którzy byli jego przyjaciółmi, ale również wykazywał
alarmującą zdolność do zabierania przyjaźni z członkami innych Domów. Harry
przynajmniej zaprzyjaźnił się z Draco, a to z kolei przyciągnęło innych
Ślizgonów. Mimo to, Snape wiedział ze straszliwym przeczuciem, że to tylko
kwestia czasu zanim będzie musiał gościć Puchonów i całą resztę u siebie w
domu.
Przynajmniej
potomek Malfoyów ścierał się z innymi. Jakiegoś dnia na zajęciach Longbottom
naprawdę zdołał ostro zripostować zniewagę Parkinson, a bachor Weasleyów
pokazał swój zaskakujący talent do intryg. Również wpływ Dracona (wraz z jego
dobrze wypracowanymi umiejętnościami samozachowawczymi) zapewnił, że żaden
wybryk małych potworów, który zapewne knuli, nie był wymierzony w Snape’a lub
jego zajęcia.
Oczywiście,
jeśli Snape miał być szczery, nie było żadnego małoletniego Gryfona, który
naprawdę doprowadzałby go do szału. Po tylu latach nauczanie był bardziej lub
mniej odporny na uczniów. Nie, chciałby móc raczej wymazać z pamięci kundla i
wilkołaka. Co on sobie myślał, gdy pomagał tym dwóm idiotom? Gryfoni –
zwłaszcza ta dwójka – powinni być utopieni w chwili narodzin. Ale nie, pomógł
im i tego ranka, sprawy stanęły na ostrzu noża.
Snape
spojrzał groźnie i starał sobie przypomnieć, że mimo wszystko, jego plan był
sukcesem. Aurorzy byli kompletnie zaskoczeni ucieczką Blacka, a wrzawa ucichła
po kilku tygodniach. Knot nie chciał nadmiernie reklamować swojej kierowniczej
porażki.
Kilka
dni po ucieczce, gdy uznał to za bezpieczne, Snape zorganizował odebranie
Lupina z kawiarni we Włoszech. Z perspektywy czasu był to błąd, ponieważ kelner
aż nadto wyraźnie myślał, że zabiera wilkołaka na nielegalną schadzkę i musiał
znosić intrygujące mrugnięcia, kuksańce i romantyczne westchnięcia mężczyzny.
Cholerni Włosi.
Zabrał
Lupina do rodzinnego domu Princów, gdzie wilk i pies padli w swoją stronę w
wywołującej mdłości orgii, pełnej oskarżeń i łez. Mistrz Eliksirów ledwo
uciekł, zanim został przytulony (przytulony!)
przez dwójkę Huncwotów. Wzdrygnął się na samo wspomnienie. Musiałby użyć
jakiegoś zaklęcia szorującego, gdyby to się rzeczywiście wydarzyło.
Black
dodatkowo zirytował go tym, że tak denerwująco szybko wrócił do zdrowia, choć
to przynajmniej pozwoliło mu szybciej zająć się Dursleyami niż Snape tego
oczekiwał. Ale to też okazało się rozczarowujące. Krewni Harry’ego nie mogli
się równać z Huncwotami.
Severus
burknął. Teraz mugole mają tak mało hartu ducha. Obrzydliwi Dursleyowie byli
niemal zbyt łatwi. Między organizacją jego przyjaciół z dzieciństwa i
fantazyjnymi pomysłami Syriusza, minęły niecałe cztery tygodnie zanim mugole
drgali gwałtownie i padali na podłogę, gdy tylko usłyszeli głośniejszy hałas.
Snape westchnął. Naprawdę musiał znaleźć kogoś, kto zaoferowałby mu prawdziwe
wyzwanie.
Odwiedził
Huncwotów jakieś dziesięć dni wcześniej i znalazł ich obu w dworze,
rozciągniętych na kanapie, gdy uczyli skrzaty domowe niezwykle niegrzecznej
pijackiej piosenki.
-
Widzę, że wasza etyka pracy nie poprawia się wraz z czasem – warknął Snape. –
Dlaczego nie torturujecie Dursleyów?
Black
wyszczerzył się do niego i zaśmiał się tym swoim podobnym do szczekania głosem.
-
Wszystko pod kontrolą, chłopaczku. Dzisiaj Petunia myje dom, a my
przechwyciliśmy Vernona w drodze do biura.
- I?
Remus
uśmiechnął się złośliwie.
-
Powiedzmy, że Petunia nie zauważyła, że jej szczotka do toalety wygląda
znajomo.
Snape
zamrugał. Musiał przyznać, że było to całkiem pomysłowe, szczególnie jak na
dwóch kretynów, którzy ledwo przebrnęli przez zajęcia McGonagall o transmutacji
materii ożywionej w nieożywioną.
- To…
właściwie zmyślne – wyznał niechętnie.
Dwójka
idiotów uśmiechnęła się radośnie i przybili sobie piątki.
-
Ponieważ wydaje się oczywiste, że mugole nie wymagają waszej dalszej całkowitej
uwagi, a kundel wydaje się być swoim zwykłym irytującym sobą, mogę spytać,
kiedy planujecie opuścić mój dom? – zapytał Snape.
Oboje
odwrócili się do niego, a ich uśmiechy zblakły.
-
Wyrzucasz nas? – zapytał zszokowany Syriusz.
-
Myślałeś, że dam wam pokój i wyżywienie na czas nieokreślony? – spytał Snape
tym samym niedowierzającym tonem.
-
Cóż, tak – przyznał Black, wymieniając z Lupinem oszołomione spojrzenia.
-
Naprawdę planowaliście spędzić kolejne pięćdziesiąt lat swojego życia w tym
miejscu, tylko raz na jakiś czas przeklinając Dursleyów? – Snape spojrzał na
nich z niedowierzaniem. Czy tylko on zdawał sobie sprawę z tego, że przez tą
minimalną umiejętność skupienia uwagi, Black wkrótce znudzi się i nadąsa na
takie uwięzienie? A potem wyruszy na jakąś śmieszną aferę, by spotkać Harry’ego
albo by skompromitować Knota lub cokolwiek innego, co zrobiłby Gryfon, którego
rozsądek jest umiejscowiony w ptasim móżdżku? Że bez wątpienia zostanie złapany
i zabity?
-
Ale… ale… - wyjąkał Black niezrozumiale.
- W
porządku, Syriuszu – przerwał mu szybko Lupin. – Severus ma rację. Był już dla
nas bardziej łaskawy niż moglibyśmy tego oczekiwać. Nie możemy narzucać się
jego gościnności. Jestem pewny, że znajdę dla nas jakieś małe mieszkanie. Nie
mam wiele oszczędności, ale jest wiele miejsc, gdzie mugolskie czynsze są
całkiem rozsądne.
Snape
spojrzał na wilkołaka z niedowierzaniem.
- Mam
nawet lepszy pomysł, Lupin. Dlaczego zwyczajnie nie sprawdzisz, czy Szalonooki
Moody albo Amelia Bones mają dodatkową sypialnię, którą Black mógłby użyć? –
zapytał sarkastycznie. Na widok zdezorientowanego wyrazu twarzy Lupina,
warknął: - Co z tobą, głupcze? Czy Gryfonom brakuje jakiegokolwiek instynktu
samozachowawczego? W momencie, gdy Black wyjdzie z tego domu, żadne miejsce nie
będzie dla niego bezpieczne. Naprawdę jesteś tak prostolinijny, czy w końcu
zrozumiesz, że ten kundel jest bezużyteczny i zdecydujesz go w końcu wydać?
-
Oczywiście, że nie! – odwarknął Lupin, a jego zwykle spokojny temperament
zapłonął. – Ale co mamy zrobić, gdy zmusisz nas do odejścia? Dobrze wiesz, że
nie mamy środków do życia.
-
Czekaj! Mam pomysł! – wytrącił się Black. – W lesie Hogwartu są jaskinie.
Mógłbym żyć tam jako Łapa. Akromantule i inne stworzenia wcale mi nie
przeszkadzają.
Snape
potarł czoło ze znużeniem. Miał dość bycia z Gryfonami. Byli tak głupimi,
wielkimi psami, które nie potrafiły zrozumieć, gdzie podziała się piłka, kiedy
puści się ją za plecami.
-
Przypuszczam, że jadłbyś szczury albo to, co potrafiłbyś złapać? – zapytał, już
znając odpowiedź.
Black
wzruszył ramionami z rezygnacją.
-
Jeśli będę musiał. Może raz na jakiś czas będę mógł wymknąć się do kuchni
Hogwartu.
-
Gdzie niezwłocznie chwycą cię skrzaty domowe, żebyś nie zagrażał ich kochanemu
Harry’emu Potterowi, a Dumbledore zrobi to, co dziesięć lat temu i dostarczy
cię do Azkabanu. Zanim dostaniesz Pocałunek, Ministerstwo przesłucha cię pod
Veritaserum, a wtedy wilkołak i ja skończymy jako uciekinierzy. – Snape czuł
nadchodzący ból głowy. Nawet pierwszoroczni Puchoni nie byli tak naiwni jak ta
dwójka. Jak, do licha, udało się Huncwotom uniknąć tylu szlabanów, jeśli to
uważali za przebiegły plan?
-
Eee… - Black wyglądał na zakłopotanego, ale Lupin zmarszczył brwi w zamyśleniu.
-
Może Ministerstwo nie zauważy nas, jeśli ukryjemy się z… - zaczął wilkołak.
-
Wystarczy! – Oczywistym było, że Snape musi zrobić to sam. Och, może byli w
stanie torturować mugoli i dzieci w wieku szkolnym, ale pojęcie strategiczne
Lupina i Blacka rywalizowało z Harrym – nie usprawiedliwiając tego, że ma
jedenaście lat. Nie, to zależało od niego. Zostawiając w spokoju ich
pomysłowość, Lupin i Black wałęsaliby się w najbardziej oczywistych miejscach,
praktycznie prosząc się o aresztowanie. Czy oni nie mięli pojęcia, że świat
wychodzi poza Hogwart i ulicę Pokątną?
Nie,
nie mógł zaufać im, że zadbają o siebie, a mimo że byli idiotami, byli silnymi
czarodziejami i oddani chłopakowi. Snape umyślnie otaczał Harry’ego potężnymi
czarodziejami i czarownicami, by gdy nadejdzie nieunikniona walka z Czarnym
Panem, Harry miał wielu sprzymierzeńców i nie musiał powoływać się na
Ministerstwo, Dumbledore’a czy kogokolwiek innego. Snape mógł nie ufać
Blackowi, że zorientuje się, że tosty powstają z chleba, ale wiedział bez
cienia wątpliwości, że na pewno będzie chronił Harry’ego, nawet za cenę życia.
To były rzeczy dla których żyli Gryfoni. (A właściwie, umierali.)… Chodziło o
to, że kundel nie pomyśli dwa razy zanim zabierze Harry’ego na Alaskę, a to
oznaczało, że Severus potrzebował go.
Ponadto
Snape potrzebował zapewnić Blackowi wolność, żeby zagwarantować sobie
długoterminowe bezpieczeństwo. Nie miał zamiaru żyć pod groźbą Blacka, który
mógłby zostać przesłuchany pod Veritaserum i tego, że jego własne zaangażowanie
wyjdzie na jaw. Potrzebował, by kundel był oczyszczony z zarzutów i nietykalny,
a nie mógł oczekiwać, że Gryfoni zadbają o to sami.
-
Oto, co zrobicie…
Kilka
dni później, Brytyjski Czarodziejski Świat został podbity przez szokującą
wiadomość: Syriusz Black żywy i zdrowy w Szwajcarii! W Proroku Codziennym był
obraz uśmiechniętego i machającego Blacka, który stał pod oddziałem Gringotta w
Zurychu, a pod dołem dało się przeczytać:
Śmierciożercy Blackowi przyznano
azyl w Szwajcarii!
Długo utrzymywano, że Syriusz
Black jest śmierciożercą i zdrajcą Lily i Jamesa Potterów – rodziców Chłopca,
Który Przeżył, - a teraz Szwajcaria dała mu azyl po brawurowej ucieczce z
Azkabanu. Były Auror, obecnie głowa Szlachetnego i Najstarszego Rodu Blacków,
został uwięziony zaraz po śmierci Potterów za rzekome zamordowanie swojego
bliskiego przyjaciela, Petera Pettigrew, i tuzina mugolskich naocznych
świadków. Poufne źródła spekulują, że Pettigrew – który również współpracował z
Potterami, - dzielnie skonfrontował się z Blackiem po jego zdradzie, tylko po
to, by być zdartym w pył przez potężniejszego czarodzieja. Kiedy Black z nim
skończył, po Pettigrew został tylko palec. Ministerstwo oceniło Blacka na tak
wielkie niebezpieczeństwo dla społeczeństwa, że po jego schwytaniu,
niezwłocznie zesłali go do Azkabanu.
Wczorajszego dnia, jako
zaskakujący obrót zdarzeń, szwedzki rząd potwierdził, że Black dotarł do
Zurychu i wystąpił o azyl polityczny. Szwedzi spełnili jego prośbę i odrzucili
głośne żądanie Ministra Magii, Korneliusza Knota, o natychmiastowe odesłanie
Blacka.
Prezes szwedzkiej Magicznej Rady,
Pascal Schlumpf, wydał oświadczenie, gdzie można przeczytać: „Szwajcaria jest
dumna z tego, że może pomóc panu Blackowi oczyścić swoje dobre imię. Przez
dziesięć lat, pan Black był bezprawnie więziony na wyspie Azkabanie – co jest
wyraźnym naruszeniem Uniwersalnej Deklaracji Czarodziejskich Praw. Ponadto
przerażające traktowanie pana Blacka przez brytyjski rząd dorównuje tylko
obrzydliwości, jaką jest wykorzystanie dementorów jako strażników więziennych
wyspy. Cywilizowane kraje dawno temu potępiły średniowieczny sposób Wielkiej
Brytanii używania dementorów do tej roli, a fakt, że pan Black wyszedł z tej
próby z nienaruszonym stanem umysłu jest hołdem dla jego psychicznego męstwa i
magicznej waleczności. Wieloletnia odmowa Szwajcarii na podpisanie ekstradycji
z Wielką Brytanią została w dużej mierze oparta na nieludzkiej polityce
Brytanii, a traktowanie pana Blacka potwierdza zasadniczość naszej decyzji.
Mamy nadzieję, że pan Black wybierze Szwajcarię i uczyni swoim domem piękny
kraj, którego obywatele poświęcają się ideom prawa i sprawiedliwości.”
Pan Black komentuje: „Mają także
niezwykłą czekoladę – nie wspominając o kobietach! To tak jakby poruszać
stawami do przodu i jednocześnie do tyłu, czy coś w tym rodzaju. Po prawdzie,
rzeczy, które szwedzkie kobiety robią z czekoladą są niewiarygodnie…” Reszta
uwag pana Blacka nie nadaje się do publikacji w gazecie rodzinnej.
Źródło zbliżone do szwedzkiego
dyrektora kont na tą niewytłumaczalną ofertę azylu komentuje: „Pamiętasz
ostatni Europejski Szczyt, kiedy wasz Minister upił się i pomyślał, że byłoby
zabawnie, gdyby wlał Amortencji do czary prezydenta Schlumpfa? Pamiętasz, jak
wasza gazeta drukowała zdjęcia tego, co stało się później z delegacją ze
Szwecji? Pamiętasz reakcję pani Schlumpf, kiedy zobaczyła te zdjęcia? Czy nie
macie takiego powiedzenia, jak <<zemsta jest wiedźmą>>? W każdym
razie co jest z wami, Brytyjczycy, i tymi waszymi głupimi żartami?”
Inny wysoko postawiony urzędnik
państwowy na Szwajcarskiej Radzie Czarodziejów, powiedział: „Kijedy głowa
jednego z najsarszyjich i najżamożnijych czarodziejskich rodzin Brytaniji pojawia
siję na progu, prosząc o azyl, co innego moglibyźmy zrobidź poza powiedzeniem
<<Wejdź i zabijerz ze sobą swoije pieniądze>>? A poza tym,
ułatwiliście to. Nigdy nie daliźcie temu mężczyźnie procesu, a teraz
oczekujecije, że wam go wyidamy, żeby został Pocałowani? Tak, jasne.”
Gobliny z oddziału Gringotta z
ulicy Pokątnej odmówiły komentarza, ale gobliński rzecznik prasowy z oddziału w
Zurychu stwierdził: „Jesteśmy szczęśliwi z powodu tego, że możemy umożliwić
panu Blackowi czerpanie ze swojej fortuny. Jesteśmy przekonani zarówno, że pan
Black zostanie uniewinniony w nowym śledztwie PPC*, a w tym przypadku nasz
Angielski bank będzie mógł odblokować jego aktywa lub będziemy w stanie zebrać
wszystkie należności od spadkobierców lub posiadłości pana Blacka. W bardzo
rzadkim przypadku, gdyby brytyjski rząd był na tyle głupi, by spróbować zająć
wszystkie rachunki pana Blacka, a bezkrytyczny Gringotta,” – tu rzecznik
prasowy goblinów przerwał i obnażył swoje ostre, szpiczaste kły, - „Brytyjski
Czarodziejski Świat dowie się, dlaczego irytowanie goblina jest tak złym
pomysłem.”
Tego
ranka, gdy Snape wszedł do Wielkiej Sali na śniadanie, usłyszał fragment
stłumionej rozmowy między Dumbledorem a McGonagall. Nadal było wcześnie i przy
stołach było tylko kilku uczniów, ale – co ciekawe, - zgromadzili się już
niemal wszyscy nauczyciele.
- Nie
bądź śmieszny… wścieknie się, gdy usłyszy… nie pokazuj mu tego tutaj… uczniowie są na linii ognia… -
Głos McGonagall był niski, ale niepokój był w nim oczywisty.
Dumbledore
zacmokał uspokajająco.
- …
dorosły mężczyzna… przyjmie to jak dorosły… dobrze kontroluje emocje…
przekonany, że dobrze to zniesie…
-
Och, Severusie – zawołała słodko Hooch. – Widziałeś dzisiejszego Proroka?
-
Nie, dlaczego? – zapytał podejrzliwie, zauważając, jak cała reszta kadry
wydawała się odsunąć ze od niego strachem.
-
Pomyślałam, że to może cię zainteresować. – Hooch wylewitowała kopię gazety w
jego stronę, a reszta personelu rzuciła pospieszne Protego.
Snape
przeczytał nagłówek i najpierw pobladł, a potem poczerwieniał.
-
Eee, Severusie, mój chłopcze – zaczął Dumbledore niepewnie, a jego pewność
siebie gwałtownie spadła, gdy patrzył na wyraz twarzy Mistrza Eliksirów. –
Proszę, nie pozwól, by to…
Kielich
Snape’a wypełniony sokiem dyniowym minął tylko o kilka cali ucho Dyrektora.
- CO
ZA NĘDZNY DRAŃ!
Uczniowie
w Sali parzyli szeroko otwartymi oczami, jak ich normalnie lodowaty profesor
rozrzuca naczynia z jedzeniem i piciem dookoła Sali, podczas gdy reszta kadry
zanurkowała pod stół.
Kilka
skrzatów domowych pojawiła się, by zaprotestować sposoby, jak ktoś marnuje
żywność, ale wystarczyło jedno spojrzenie na twarz Snape’a i natychmiast
znikały. Dopiero gdy całkowicie usunął jedzenie ze stołu, rozdarł kopię Proroka i podeptał jego pozostałości,
wściekłość Snape’a skończyła się. Głowy nauczycieli nieśmiało wyjrzały spoza
stołu, gdy mężczyzna wziął głęboki wdech, wyprostował swoje szaty i wyszedł z
pomieszczenia.
McGonagall
przekształciła się z postaci kota, w której kuliła się pod szerokim tułowiem
Hagrida i odwróciła się, by zerknąć na Dyrektora, a jej próżny wyraz twarzy
mówił: „A nie mówiłam?”.
Dumbledore
westchnął i rozejrzał się po zdewastowanej Wielkiej Sali.
-
Cóż, mogło pójść nieco lepiej – przyznał ze smutkiem.
Wracając
do swoich kwater, Snape opadł na krzesło z prychnięciem. Black to taki idiota!
Jak śmiał dodawać swój własny tekst? Te uwagi o czekoladzie i szwajcarskich
kobietach? Byłby takim szczęściarzem, gdyby lokalni nie wieszali go za – hymmm.
Usta Snape’a wykrzywiły się w uśmiechu. Właściwie, czy to byłoby tak
przerażające?
Odciągnął swój umysł od przyjemnych wyobrażeń
i ponownie przejrzał swoją kopię Proroka.
Tak, informacja prasowa, którą dla nich napisał, była praktycznie dosłownie
wykorzystana przez szwajcarskiego prezydenta. To niesamowite, co mogła zdziałać
obietnica hojnego wkładu w kampanię. Szwajcarzy zawsze byli tak… rzeczowi…
jeśli chodziło o te sprawy. I oczywiście mężczyzna umarłby za możliwość odpłaty
Knotowi za aferę z Eliksirem Miłosnym. Snape uśmiechnął się złośliwie. Zawsze
opłacało się bycie na bieżąco z polityką międzynarodową, a po nauczeniu się,
jak śledzić dorastające w zawrotnym tempie żale w Hogwarcie, łatwo było podążać
za politycznymi wrogościami. Byli raczej dość stateczni w porównaniu z stale
zmieniającymi się sojuszami humoralnych nastolatków.
Przewrócił
oczami, przypominając sobie, jak Lupin i Black byli zaskoczeni, gdy zasugerował
im wyjazd za granicę. Do ich małych umysłów nigdy nie wpadł pomysł szukania
sojuszników poza Brytanią.
- Naprawdę
myślicie, że Voldemort kręci się po Dolinie Godryka czy Zakazanym Lesie? –
zapytał, niemal wyrywając sobie włosy z głowy przez ich niezrozumienie. –
Zapewne dawno wyjechał poza Anglię i szuka sojuszników, odzyskując siły.
Musicie zrobić to samo!
- Nie
będę zachowywał się jak ślizgoński Czarny Pan! – prychnął Black, oburzony tą
sugestią.
-
Świetnie. Więc zostań tutaj i skończ jako skorupa bez duszy, przygłupie! –
warknął Snape. – Myślę, że Knot zawiesi sobie głowę Lupina na ścianie, gdy
tylko kat się do niego dobierze.
Syriusz
zamarł, porażony strachem o egzekucję Lupina, która odbyłaby się za pomoc mu,
ale to nie rozwiało wiele jego sprzeciwu.
- Ale
dlaczego Szwajcaria? – nadąsał się. – Tam jest zimno. Dlaczego nie gdzieś,
gdzie jest dużo bikini, jak Brazylia, albo plaż topless, jak Dania?
Snape
zacisnął zęby.
- Tylko
ty możesz być tak głupi, by wybierać potencjalne schronienie na podstawie
kostiumów kąpielowych – warknął. – Szwajcaria nie ma umowy o ekstradycję z
Wielką Brytanią, jej obecny prezydent gardzi Knotem, jej mieszkańcy są
neutralni w wojnie, więc twoja reputacja jako Śmierciożercy czy członka Zakonu
nie ma znaczenia, a ich system bankowy jest znany ze swojej niezależności.
Lupin,
co nie jest niczym dziwnym, połapał się pierwszy.
-
Więc uważasz, że ich lokalny Gringott udostępniłby Syriuszowi skarbiec? –
zapytał, a jego oczy rozbłysły.
Gryfoni.
Snape potarł czoło i przygotował się wyjaśnić całą sprawę w jak najłatwiejszy
sposób.
- W
kręgach bankowych dobrze wiadomo, że wszystkie gałęzie Gringotta są ze sobą
magicznie połączone. Magia goblinów jest niezła w łączeniu dwóch odległych
miejsc. Nie uważaliście na zajęciach historii Binnsa? Myślicie, że jak udało im
się założyć te wszystkie zasadzki?
Black
zachichotał.
-
Naprawdę słuchałeś tego ducha? Co za przegryw! Robiłeś też notatki?
-
Najważniejszą rzeczą – wycedził Snape, - którą nawet wilkołak załapał, jest to,
że w Szwajcarii będziesz mógł sam się finansować, a zatem zapewnisz sobie
bezpieczeństwo od oskarżeń, które dopłyną do ciebie przez światową prasę.
- Och
– Black przemyślał to. – To byłoby dobre, prawda?
Snape
znów przypomniał sobie, że ma do czynienia z Gryfonami.
-
Żadnych szczurów – powiedział powoli i wyraźnie. – Żadnych dementorów.
Pieniądze. Uwaga. Kobiety.
Teraz
Black wyglądał na bardzo szczęśliwego.
-
Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? – zapytał. – Dalej! Chodźmy, Luni! Na co
czekasz?
A
teraz, patrząc na pierwszą stronę Proroka,
Snape zobaczył rezultaty swoich działań. Musiał przyznać, że Black wyglądał
dobrze. Lupin i skrzaty domowe zdołały odwrócić wiele zniszczeń, które dokonał
Azkaban i teraz Black wyglądał jak obraz dostojnego cierpienia, wychudzony, ale
nadal raczej wytrzymale przystojny niż brudny i wynędzniały. Nic dziwnego, że
europejscy paparazzi oszaleli. Był bogaty, przystojny, młody i stanu wolnego:
wszystko, o czym marzyła młoda czarownica.
Snape
skrzywił się na myśl, jak kobiety zapewne podchlebiały się Blackowi. Znając
kundla, szybko zorientuje się, jak efektywnie działa na kobiety gadka
„torturowany przez dementorów”. Zostawiając to Blackowi, użyje gnicia w
Azkabanie jako sposobu na wyrywanie lasek.
Remus
też był w Szwajcarii, choć wykonywał rozkazy i trzymał się swojej niepozornej postaci.
Tym sposobem był w stanie łatwiej przedostawać się świstoklikiem w tę i z powrotem,
kontynuując huncwodzkie karanie Dursleyów i negocjowanie z Bones w PPC w imieniu Blacka.
Snape
szybko usunął kopię, gdy usłyszał niepewne pukanie w drzwi.
- Co?
– warknął, otwierając je, by ujrzeć pełną obaw twarz Dumbledore’a.
-
Chciałem się tylko upewnić, że wszystko w porządku, mój chłopcze – powiedział
Albus uspokajająco. – Już upomniałem Rolandę za rzucanie w ciebie gazetą w tak
ostrym stylu.
-
Jestem całkowicie niezainteresowany tym, gdzie Black przebywa i w jakiej jest
kondycji – powiedział Snape chłodno. – Jeśli te szwajcarskie głupki są skłonne
do udzielenia schronienia śmierciożerczej szumowinie, zasługują na wszystko, co
dostali.
Dumbledore
westchnął.
-
Tak, cóż, wydaje się, że mógł zajść jakiś… błąd.
Snape
uniósł brew.
- Co?
-
Mimo że to nie dotarło jeszcze do gazet, moje kontakty z Ministerstwa
poinformowały mnie, że Syriusz udostępnił kopię swoich osobistych wspomnień.
Zostały przebadane przez Niewymownych, by upewnić się, że są prawdziwe i niezmienione,
ale jeśli to prawda, wydaje się, że została popełniona okropna pomyłka.
Albus
nagle zaczął wyglądać na tyle, ile miał lat.
-
Znaczy, że nie zdradził Potterów i Pettigrew? – zapytał Snape, grając swoją
rolę.
Dumbledore
zamknął na chwilę oczy, a jego głos był ciężki od poczucia winy.
-
Nie. Wydaje się, że tego nie zrobił. – Otworzył oczy i spojrzał na Snape’a
niemal błagalnie. – Nigdy nie przyszło mi do głowy, że Lily i James mogli
zmienić swojego Strażnika Tajemnicy i nie powiedzieć mi o tym, ale według
Syriusza, cała trójka zdecydowała, że Syriusz jest zbyt oczywistym wyborem.
Zmienili go na Petera Pettigrew, ale zatrzymali to w sekrecie, uważając, że
wszelkie ataki nadal będą się koncentrować na Syriuszu. Zdecydowali nie mówić
nikomu, nawet mi – dodał z nieświadomą arogancją. – Kiedy umarli, naturalnie
założyłem, że Syriusz jest za to odpowiedzialny, a kiedy Peter upozorował swoje
alibi… nigdy w to nie zwątpiłem. Wiedziałem, że Peter nigdy nie był zdolny do
tworzenia skomplikowanych planów, i dlatego nigdy nie przyszło mi do głowy, by
zadać sobie pytanie, dlaczego Syriusz stał się zły. Oczywiście, Peter nie
działał sam – kierowali nim Czarny Pan i Śmierciożercy, - i oczywiście dobrze
się do tego przygotował. Na tyle dobrze, że był w stanie wrobić Syriusza i upewnić
się, że nikt nie opowie się w jego imieniu. – Twarz Albusa nawiedziło poczucie
samooskarżenia. – Chciałem, by Harry był bezpieczny i pozostawiłem za sobą całą
tą nieszczęsną sprawę… skazując Syriusza na dziesięć lat męczarni.
-
Biorąc pod uwagę to, że on skazał mnie na siedem lat męczarni, wybacz mi, ale
nie dołączę do twojego zbiorowego poczucia winy – uciął Snape kwaśno. – Może
to, że usiłowanie zabójstwa jest zwykle karane dziesięcioma latami w Azkabanie
sprawi, że poczujesz się lepiej. Dzięki twojej interwencji, Blackowi przyznano
kilka lat wolności, po tym, jak prawie zwabił mnie do wilkołaka, ale w końcu
sprawy zdały się ułożyć w satysfakcjonujący sposób.
Przez
moment myślał, że przegiął, gdy oczy Dumbledore’a krótko zapłonęły
wściekłością, ale potem dyrektor wzruszył ramionami, a jego oczy były tylko
zmęczone i smutne.
-
Ach, biedny Severus. Jesteś najbardziej poszkodowany z nas wszystkich, prawda?
Snape
urażony zaczął protestować, ale Dumbledore uniósł dłoń, by go uciszyć.
- Nie
przyszedłem tutaj, by omawiać z tobą aresztowanie Blacka, Severusie. Jestem tu,
by ostrzec cię, że wspomnienia Syriusza mogą być w ciągu dnia lub dwóch
udostępnione prasie. Harry na pewno o tym usłyszy i jeśli – co wydaje się coraz
bardziej prawdopodobne, - Syriusz jest uniewinniony, będzie niewątpliwie dążyć
do spotkania ze swoim chrześniakiem.
Snape
wzruszył ramionami tak niedbale, jak tylko mógł.
-
Świetnie. Pozwól mu przejąć opiekę nad bachorem. Będzie to mile widziane
wyzwolenie.
Wyraz
twarzy Dumbledore’a powiedział mu, że staruszek nie przejął się uwagą Snape’a.
-
Wątpię, że do tego dojdzie, Severusie, ale sądzę, że Harry powinien być
przygotowany na tą wiadomość i na ewentualne spotkanie. Być może przedstawienie
go Syriuszowi prędzej czy później będzie w jego najlepszym interesie i także
pokaże Syriuszowi, że nie musi przejmować opieki, by widywać się z chłopcem.
Snape
spojrzał z wściekłością na Dumbledore’a.
-
Jeśli uważasz, że wyświadczę jakąkolwiek
przysługę temu draniowi Blackowi…
Dumbledore
spojrzał na niego surowo.
-
Oczekuję, Severusie, że zrobisz wszystko, co najlepsze dla Harry’ego. – I z tą
naganą, odwrócił się i opuścił kwatery.
Wyłącznie
dla efektu, Snape przez kilka chwil mierzył drzwi wściekłym spojrzeniem, a
następnie napisał krótki liścik. Przywoławszy skrzata, polecił małej istocie
przynieść sowę Harry’ego z Sowiarnii i spojrzał na zwój, czekając.
Etap pierwszy zakończony
sukcesem. W ciągu następnego tygodnia doradzam konferencję prasową z
prawdziwymi wspomnieniami. Domaga się niezwłocznego spotkania z chłopcem. Zachęć
Łapę, by poszedł się leczyć.
Kiedy
elf wrócił z sową siedzącą mu na głowie, podał zwój Hedwidze.
- Do
wilka, jeśli łaska – powiedział krótko. Zahukała i spojrzała na niego
wyczekująco. – Zdzierca – mruknął, podając jej sowi przysmak. – Manipulujesz
tak, jak twój pan.
Rzuciła
mu spojrzenie, które można było określić tylko jako złośliwy uśmieszek, a on
odwrócił się do elfa.
-
Wróć z nią do Sowiarni. – Ciężko byłoby ptakowi wydostać się z bezokiennych
lochów.
- Tak
jest, Mistrzu Eliksirów, profesorze! – zapiszczał radośnie skrzat.
Tego
popołudnia Snape szedł przez korytarz, ciesząc się rzadkim momentem, kiedy był
wolny od obecności uczniów, kiedy usłyszał chłopięcy chichot. Wyszedł za róg i
zobaczył Harry’ego oraz kilku innych pierwszorocznych, którzy ślęczeli nad
dzisiejszą gazetą. Najwyraźniej dokończyli artykuł z okładki i czytali opis
Blacka znajdujący się na środkowych stronach.
Harry
spojrzał ponad ramieniem Seamusa, odsuwając na bok Vincenta i Grega. Dwójka
ogromnych chłopaków posłusznie zrobiła dla niego miejsce, podczas gdy Draco
uniósł gazetę nieco wyżej.
- Czy
on nie jest czasem twoim ojcem chrzestnym, Harry? – zapytał Neville.
- On?
– spytał Terry Boot, brzmiąc na ostro zazdrosnego.
- O,
czekaj, znowu to robi! – zachichotał Ernie Macmillan, wskazując na obrazek.
Harry
patrzył, jak wysoki, czarnowłosy mężczyzna na zdjęciu szczerzy się do dużej
grupki młodych czarownic, z których kilka unosiło znaki z napisem „KOCHAM
SYRIEGO”. Jakiś obiekt przyleciał z poza zasięgu kamery, a Syriusz złapał go, a
następnie okręcił wokół palca, spoglądając wprost w kamerę i poruszając
sugestywnie brwiami. Jego publiczność składająca się z dziewczyn krzyknęła i
westchnęła.
- Co
to takiego? – zapytał Ron tępo.
-
Stringi – powiedział Snape w odwecie, jedną ręką zasłaniając Harry’emu oczy, a
drugą wyrywając Draco gazetę.
- Hej…
- głośny protest Draco został natychmiast przerwany, gdy chłopak odwrócił się i
zobaczył, kto skonfiskował jego prasę.
Snape
spojrzał gniewnie na chłopaków.
- Jeśli
tak bardzo cierpicie na brak obowiązków, że musicie spoglądać w kierunku zdjęć
pornograficznych w celach rozrywkowych, będę szczęśliwy przydzielając wam tyle
szlabanów, ile potrzebujecie.
-
N-nie, proszę pana! – Draco zapewnił go pospiesznie, ciągnąc za sobą
pozostałych chłopców, którzy nadal próbowali poskładać to, co powiedział. – Nie
potrzebujemy szlabanów!
To
pozostali zrozumieli i szybko przytaknęli chórem.
- Więc
zejdźcie mi z oczu! – warknął Snape, a chłopcy rozproszyli się, znikając niemal
tak szybko, jak skrzaty domowe.
Harry
spojrzał na opiekuna z niepokojem. Brzmiał na okropnie poirytowanego i zgniótł
gazetę Draco tak, jakby chciał rzucić na nią Incendio.
- Um,
nie chciałem patrzyć na coś złego – powiedział potulnie. – To tylko Prorok Codzienny.
-
Pornografia to pornografia – odparował Snape. – Jeśli zdecydują się drukować
więcej takiego świństwa, spodziewam się, że będziesz tego unikał. – Doskonale wiedział,
że jest niesprawiedliwy, ale to było dobre. Bachor zapewne słyszał o jego
wybuchu na śniadaniu i Potter powinien dobrze wiedzieć, że lepiej nie irytować
opiekuna, gdy jest w Nastroju. Jeśli mały idiota nie nauczy się teraz tej
lekcji, potem nie będzie darowanego czasu.
-
Przepraszam – rzekł Harry szybko. Wyglądało na to, że plotki o tym, że z jakiegoś
powodu jego profesor był okropnie ponury, były prawdą. Mimo to, Harry
dostrzegł, że mężczyzna tak naprawdę nie przyznał szlabanu jemu, ani jego
przyjaciołom. Tylko groził, że to zrobi. Harry uśmiechnął się do siebie.
Profesor Snape był takim miłym człowiekiem.
- Hmf
– Snape posłał chłopakowi złe spojrzenie. – Podejrzewam, że jesteś
zainteresowany spotkaniem z ojcem chrzestnym?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Reszta mówi, że brzmi na całkiem spoko gościa – przerwał. – Nie miałbym nic
przeciwko spotkania z nim, ale to naprawdę nie jest takie ważne – powiedział w
ostrożnie swobodny sposób. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał było sprawienie, by
jego profesor myślał, że woli kogoś obcego od niego.
-
Świetnie. Rozważę zorganizowanie tego. A teraz wracaj do Pokoju Wspólnego –
twój szlaban się jeszcze nie skończył i jeśli znajdę cię tu ponownie,
pożałujesz tego. Chyba że chcesz już teraz dostać klapsa jako przypomnienie,
czym jest posłuszeństwo? – zagroził.
- Właśnie
wracaliśmy z zajęć, gdy Draco pokazał nam gazetę – zaprotestował Harry, ale
szybko uciekł do Wieży, zanim profesor mógł rozważyć na nowo swoją
wyrozumiałość. Snape skrzywił się, po czym ruszył do Minervy i Albusa, by
zajadle poskarżyć się na to, do czego Prorok
zniżał się w ostatnich dniach.
Niestety,
McGonagall, będąc daleko od współczucia mu, przyczaiła się z żądaniem, by to on
nadzorował szlaban jej lwów i teraz był właśnie w tym miejscu, gdzie jego
reputacja Złego Nietoperza legła w gruzach, jego dziecięcy nemezis miał opiekę
Europy, a jego podopieczny spodziewa
się, że zorganizuje spotkanie z najbardziej bezwstydnym czarodziejem Wielkiej
Brytanii. Czy jego życie mogłoby być gorsze?
-
Och, Severusie? – Albus włożył głowę przez framugę drzwi. – Czy Minerva wspomniała
ci o twojej nominacji do Między-Domowego Komitetu Przyjaźni i Wakacyjnych
Ozdób?
CDN…
*Departament
Przestrzegania Prawa Czarodziejów
Czekam na, powiedzmy... 6 komentarzy :D
Sevi, Sevi, Sevi... Nigdy nie mów/myśl/pisz "czy mogło by być gorzej?". Bo zwykle tak się właśnie dzieje xD Severus w tym opowiadaniu jest taki... Świetny. Od jego zachowania w stosunku do Harry'ego do zaniepokojenia o własną reputację Złego Nietoperza z Lochów xD I już nie wspominajmy o tym napadzie złości w Wielkiej Sali. Bo naprawdę brakowało mi tam tylko skakania w górę i w dół, pisków wściekłości i wrzasków brzmiących mniej więcej tak: "Nie chcę! Nienienineien! To nie może być prawda!" xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i czekam na kolejny :D
Zauważyłam kilka błędów. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńKilka błędów o ślizgonach.
OdpowiedzUsuń1. "
Jednak nie docenili jego groźnego syku i zanim wysłał je do biurek, sprawił, że zrobiły się popielate i spociły się przez jego wykład prowadzony niskim głosem na temat tego, co by się stało, gdyby kiedykolwiek ponownie były na tyle głupie, by nie wywiązywać się z wartości, które ich Dom posiada. Jednak teraz, godzinę później, wykazywały jaką młodzież ma odporność i zaczęły zerkać znad swoich papierów i wymieniać mrugnięcia i ostrożne sygnały z Gryfonami."
2. " Te cholerne lwy najwyraźniej nie uważały nadzoru za wstydliwe upokorzenie i posyłali jego wężom współczujące spojrzenia oraz zabawne miny, próbując rozweselić ponure drugoroczne.
Ku wielkiej irytacji Snape’a to działało i zamiast przedstawiać sobą ponure okazy nędzy, jego uczennice tłumiły teraz chichot. "
3." Poczuł zadowolenie, gdy usłyszał, że jedna Ślizgonka zachlipał cicho z przerażenia, po czym wróciła do swojego papieru, ale jego zadowolenie było krótkotrwałe.
- Nie martw się – usłyszał szept Harry’ego – dzieciak nie miał w sobie ani odrobiny chytrości. – Wiem, że to, co mówi brzmi podle, ale on jest naprawdę miły. Przysięgam – upierał się, oczywiście zyskując tym niedowierzające spojrzenia Ślizgonek.
(...)
Uniósł głowę i zobaczył, jak jego Ślizgonka posyła Harry’emu wdzięczny uśmiech z namacalną ulgą, podczas gdy Harry i reszta Gryfonów odpowiedziała tym samym. Druga Ślizgonka obserwował to, widocznie starając się obliczyć, czy słowa Harry’ego były jakimś przebiegłym planem."
Więc naprawdę nie było aż tak wiele form żeńskich.
Świetny rozdział, a Albus na koniec rozbawił mnie na całego. Dziękuję za tłumaczenie i już nie mogę doczekać się kolejnej publikacji.
Pozdrawiam
Rusti
XD XD Hahahahaha!! Sev, pamiętaj, nigdy nawet tak nie myśl, bo b ę d z i e gorzej!! Swoją drogą: WTF?! Ciekawa nominacja... XD Ach, ten Prorok Codzienny... Tanie chwyty, tanie... *kręci głową* Jeszcze w ogólnodostępnej gazecie... Ugh.
OdpowiedzUsuńW ogóle, jestem strasznie ciekawa przebiegu spotkania Harry'ego z Syriuszem... I reakcji Syriego na przywiązanie Harry'ego do Seva XP
Nie wiem, co jeszcze napisać, nie mam pomysłu, więc po prostu pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI!!
~Daga ^^'
Z przyjemnością przeczytałam kolejny rozdział. Bardzo dziękuję za tłumaczenie
OdpowiedzUsuńDzięki za to, że wytrwale tłumaczysz :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czasu do tłumaczenia
i pisania własnych tekstów :)
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, Severus i ta jego złość, aż wszyscy profesorowie się pochowali, plan uniewinnienia Syriusza świetny, a końcówka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
To było niesamowite taki wybuchowy napad złości i od razu poczuł się lepiej Brawo Sev. Pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuń