Oczywiście zagadka
z labiryntu jest przeze mnie spisana z tłumaczenia oryginalnego książki, jak
również zmieniłam nieco sens przemyśleń Harry’ego, by pasowały do zagadki.
Profesor Moody został uznany za zdrowego i zdolnego
nauczać po tygodniowym pobycie w skrzydle szpitalnym. Potrzebował nowe magiczne
oko i drewnianego kikuta na brakującą nogę, ponieważ oszust zabrał ze sobą
pierwowzory, więc Dumbledore musiał pociągnąć za kilka sznurków. Problemem było
to, że ośmiomiesięczny pobyt Moody’ego w jego własnym kufrze uczynił go jeszcze
nieco bardziej nerwowym niż normalnie (według Syriusza). Remus robił wszystko,
by pomóc prawdziwemu profesorowi Moody’emu z nauczaniem i choć dla kogoś mogło
być trudne wskoczyć w rolę, którą grał ktoś inny (nawet jeśli ta osoba grała
jego). Dumbledore nalegał, by zachować pozory, by zapobiec panice. Czasami
Harry musiał się zastanowić, o kogo Dumbledore bardziej się martwił: uczniów
czy Ministerstwo.
Kiedy nadszedł czerwiec, profesor Moody „wrócił” do
uczenia i nikt się nie zorientował. Remus pozostał z Syriuszem w Hogwarcie ze
„względów bezpieczeństwa”, ale Harry wiedział, że to dlatego, że jego
opiekunowie nie wierzyli, że trzecie zadanie odbędzie się bez przeszkód. Obaj
mężczyźni brali den Harry’ego o Voldemorcie na tyle poważnie, żeby nadzorować
wszystko, co miało związek z zadaniem. Dla kogoś innego, mogło się wydawać, że
zachowywali się obsesyjnie, ale ich zachowanie tylko udowodniło Harry’emu, że
zagrożenie jest prawdziwe. Voldemort naprawdę był tam… gdzieś… czekał.
Harry’emu trudno było trzymać to w sekrecie przed Ronem i
Hermioną. Jego sekret, jakim były wybuchy, szybko rozrósł się o prawdę o ataku,
obecności Syriusza, jego śnie o Voldemorcie, a szczególnie jego reakcji na sen.
Nie sądził, że Ron i Hermiona chcieliby słyszeć, że naprawdę poczuł ból klątwy
Cruciatus przez sen.
Ponieważ Harry miał wymówkę przed końcowymi egzaminami,
był w stanie robić badania i ćwiczyć przed trzecim zadaniem, gdy inni się
uczyli. Trzecie zadanie zaplanowano na tydzień, przed końcem semestru i szybko
się zbliżało. Jego lista przekleństw, zaklęć i klątw rosła z dnia na dzień.
Teraz jedynym problemem było odróżnienie tego. Kilka razy musiał nawet poprosić
opiekunów, by go przepytali wszystkiego, ponieważ Ron i Hermiona byli zbyt
pochłonięci ich zajęciami.
Niezależnie od ilości ludzi, którzy życzyli mu
powodzenia, Harry nie mógł poradzić nic na to, że po raz kolejny czuł presję
oczekiwań innych. Kilka osób nawet zapytało Harry’ego, czego zamierza dokonać
podczas trzeciego zadania, przypominając czternastolatkowi, że z jakiegoś
powodu, ludzie oczekiwali, że zrobi coś cudownego. To tylko go frustrowało i
denerwowało. Jakby nie był już pod wystarczającą presją!
Zanim nadszedł dwudziesty czwarty czerwca, Harry nie mógł
się doczekać końca Turnieju. Nie obchodziło go, jaki może być jego wynik tak
długo, jak cała ta uwaga i presja się skończą. Po prawdzie, Harry nie chciał
wygrać. Nie potrzebował pieniędzy i z pewnością nie chciał być rozpoznawanym.
Myślał nawet, że może się nie zjawić, ale wiedział, że Ron, Hermiona i
większość Domu Gryffindora nigdy by mu tego nie wybaczyli.
Podczas śniadania Harry był zamyślony. Wszyscy wokół
niego rozmawiali, nie zauważając faktu, że nie uczestniczy w żadnych rozmowach.
Ron rozmawiał z Deanem i Seamusem, podczas gdy Hermiona ukrywała twarz za
książką. W takich momentach, Harry zastanawiał się, czy naprawdę tu należy.
Czuł się tak, jakby nikt go nie rozumiał, ale wiedział, że to w większości jego
wina, ponieważ miał tyle sekretów przed swoimi przyjaciółmi. Problemem było to,
że zbyt się bał tego, jak mogą zareagować.
Dotyk dłoni na jego ramieniu sprawił, że Harry podskoczył
i szybko odwrócił się, dostrzegając uśmiechającego się do niego Cedrica.
- Chodź, Harry – powiedział radośnie Cedric. – Możemy
spędzić cały dzień z naszymi rodzinami i chcę przedstawić profesora Lupina i
pana Blacka moim rodzicom.
Zanim Harry mógł cokolwiek powiedzieć, Cedric pociągnął
go na nogi i poprowadził go do bocznej komnaty. Z jakiegoś powodu, jego mózg
zdawał się nie pracować w normalnym tempie. W momencie, gdy Harry został
wepchnięty do komnaty i zobaczył, że czekają na niego jego opiekunowie,
zrozumiał, co powiedział Cedric. Para Huncwotów pociągnęła Harry’ego do uścisku,
zachowując się tak, jakby nie widzieli się z Harrym od lat. Kiedy Harry odsunął
się, został pociągnięty do kolejnego uścisku, ale ten był raczej duszący.
- Och, spójrz na siebie! – wykrzyknął ktoś głosem pani
Weasley. – Tak bardzo urosłeś, ale wciąż jesteś taki chudziutki!
- Pani Weasley? – zapytał zdezorientowany Harry,
odsuwając się od niej. Zauważył kolejnego Weasleya, stojącego po jej prawej,
który miał długie, rude włosy i kolczyk w kształcie kła. To był najstarszy z
rodzeństwa Weasley. – Bill?
Pani Weasley starała się przygładzić włosy Harry’ego,
jednak nie wydawały się chętne do współpracy. W końcu poddała się, rozumiejąc,
że to przegrana walka.
- Syriusz i Remus nas zaprosili, mój drogi – powiedziała
radośnie. – Nie widzieliśmy cię od tak dawna. Charlie opowiedział nam o
pierwszym zadaniu. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore zgodził się na
wykorzystanie smoków.
- Charlie i tata chcieli przyjść – powiedział Bill z
szerokim uśmiechem. – Nie mogli wyrwać się z pracy, ale oboje życzą ci
powodzenia.
Harry poczuł, że ktoś klepie go w ramię i odwrócił się,
dostrzegając, że stoją za nim Cedric ze swoimi rodzicami. Pan Diggory miał
krzaczastą, brązową brodę i był bardzo podobny do Cedrica. Pani Diggory miała
bardzo miłą twarz i długie, brązowe włosy.
- Harry, to moi rodzice – powiedział Cedric z uśmiechem.
- Miło mi poznać, pana, panią – powiedział grzeczne, po
czym wskazał na Huncwotów. – Moi opiekunowie, Syriusz Black i Remus Lupin – po
czym skinął na Weasleyów. – Pani Weasley i jej syn, Bill… przyjaciele rodziny.
Pan Diggory uścisnął ręce Syriuszowi, Remusowi i Billowi,
po czym skinął grzecznie w kierunku pani Weasley. Następnie skupił się na
Harrym.
- Muszę powiedzieć, że z pewnością zyskał pan reputację,
panie Potter – powiedział pan Diggory. – Zdaje mi się, że owinął pan sobie ten
turniej wokół palca.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się, podczas gdy ręka dostała
się na jego ramię i pociągnęła go troskliwie do tyłu. Czy naprawdę ludzie tak
myśleli? Nigdy nie powinienem był spędzać
tych godzin w bibliotece. Nigdy nawet nie powinienem był próbować. Po prostu
powinienem był zawieść. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi i nikt nie naciskałby
na mnie, żebym wygrał.
- Już, już, Amosie – powiedział opiekuńczo Syriusz. –
Wiesz, że to nie prawda. Harry pracuje równie ciężko, jak twój syn.
- Jestem tego pewna – powiedziała pani Diggory z
uśmiechem, starając się zmniejszyć napięcie. – Powodzenia dziś wieczorem,
Harry. Amosie, chyba mieliśmy porozmawiać z naszym synem. Syriuszu, Remusie,
Molly, Williamie, to była czysta przyjemność.
Cedric posłał Harry’emu przepraszające spojrzeniem, zanim
odszedł z rodzicami. Syriusz spojrzał na pozostałą trójkę dorosłych, zanim
pociągnął Harry’ego bliżej siebie.
- Nie bierz tego na serio, Harry – powiedział cicho. –
Chodźmy. Niech Molly i Bill na nowo rozejrzą się po Hogwarcie.
Harry był cichy przez większość ranka, mówiąc tylko
wtedy, gdy ktoś zadał mu bezpośrednie pytanie. Wydawało się, że wszystko znowu
wychodziło na powierzchnię. Nie tylko jego rówieśnicy naciskali, żeby wygrał,
ale teraz musiał się martwić, jak sprawić, by jego opiekunowie i Weasleyowie
byli z niego dumni i żeby nikt nie uważał, że w jakiś sposób miał dodatkowe
informacje. Problemem było to, że w pierwszych dwóch zadaniach była to prawda.
Hagrid pomógł mu ze smokami, a Cedric z jajkiem. Ale wszyscy mieli pomoc w pierwszym zadaniu. Czy to w jakiś sposób
lepiej?
Głęboko zamyślony, Harry nie zauważył, że rozmowa wokół
niego ucichła. Nie zdawał sobie sprawy ze zmartwionych spojrzeń, które
otrzymywał od czwórki dorosłych. Wiedział, że nie powinien pozwolić, by wszystko
się na niego zwaliło; nie powinien pozwolić, by to, co powiedział pan Diggory,
zaprzątało jego głowę, ale było to trudne. Wiedział, że ludzie uważają, że
otrzymuje specjalne przywileje, ponieważ jest chłopcem, który przeżył. Nie
sądził tylko, że myśli tak cały czarodziejski świat.
- Harry? – zapytał Remus, kładąc łagodnie dłoń na
ramieniu nastolatka. – Harry, wszystko w porządku?
Wyrwany z myśli, Harry uniósł wzrok i zorientował się, że
zauważyli jego brak uwagi. Wewnętrznie przeklął się za takie rozmyślanie w
obecności Syriusza i Remusa. Od drugiego zadania, obaj mężczyźni zrobili misję
z tego, by wiedzieć, kiedy Harry wiele o czymś myśli i by przekonać go, żeby z
nimi o tym porozmawiał. Zaakceptował to, że chcieli pomóc, ale Harry nigdy nie
należał do osób, mówiących wiele o swoich uczuciach. Nikt nigdy wcześniej nie
wydawał się o to dbać, więc jak z wszystkim innym, Harry przyzwyczaił się
radzić z tym we własnej głowie.
- Harry, proszę, nie martw się o to, co powiedział Amos
Diggory – powiedział Remus takim samym, łagodnym tonem. – Jest zwyczajnie
zazdrosny, że masz więcej punktów niż jego syn. Diggory zawsze lubił
rywalizację. Chce, żeby jego syn wygrał, więc spróbował nieco tobą wstrząsnąć.
Harry spojrzał na dorosłych skrępowany. Myśl o nacisku
rodzica sprawiła, że czuł się bardziej niespokojnie. Czy Cedric przechodził
przez to samo, co on? A Viktor i Fleur?
- Będziecie źli, jeśli nie wygram? – zapytał cicho Harry.
- Oczywiście, że nie – powiedział natychmiast Syriusz. –
Nie obchodzi nas to, czy wygrasz, czy przegrasz, Harry. Jesteśmy tu, by cię
wesprzeć, żebyś wiedział, że nie jesteś sam. Nie jesteśmy tu po to, by wywierać
na ciebie jeszcze większą presję, niż sam wywarłeś na siebie. – Syriusz
wyciągnął rękę i potargał włosy Harry’ego, na co Harry zaskomlał z irytacją. –
Postaraj się najlepiej jak potrafisz. Tylko o to można cię prosić.
Harry nie mógł nic poradzić, ale poczuł się tak, jakby z
jego ramion zniknął wielki ciężar. Syriusz i Remus mieli rację. Nagle
przypomniał sobie techniki uspokajające, których uczył go Syriusz. Nie powinien
skupiać się na tym, czego nie może kontrolować. Pozwolił opiniom innych zasnuć
jego umysł. Jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić to pamiętać to, czego nauczył się
przez poprzednie cztery lata i być dobrej myśli.
Zjedli obiad w Wielkiej Sali, zaskakując Rona, Ginny,
Freda i George’a. Żaden z nich nie wiedział, że ich matka i najstarszy brat
dzisiaj przyjeżdżali. Bill łatwo posłużyła jako rozproszenie dla całego
rodzeństwa Weasley, podczas gdy Syriusz i Remus odwracali uwagę Harry’ego,
wyjaśniając, co mieli w zanadrzu dla niego, gdy tylko rok szkolny się skończy.
Pani Weasley zwyczajnie obserwowała dwójkę mężczyzn i ich podopiecznego z
miękkim uśmiechem na twarzy. To był pierwszy raz, kiedy była świadkiem, jaki
Harry był z nową rodziną.
Po południu, Syriusz i Remus oprowadzili panią Weasley i
Billa po Kwaterach Huncwotów, co oznaczało, że przejrzeli albumy, które Syriusz
i Remus zrobili o życiu Harry’ego przed morderstwem jego rodziców oraz po
adopcji. Opowiadanie wspomnień było dla nastolatka okropnie żenujące, ale Harry
nie miał zamiaru nic mówić. Syriusz, Remus i pani Weasley zdawali się tym zbyt
mocno cieszyć.
W drodze na kolację, Harry dowiedział się, że Knot miał
być dzisiaj piątym sędzią, ponieważ Crouch był do tego niezdolny, a Percy –
przesłuchiwany. Najwyraźniej Ministerstwo przepytywało Percy’ego na temat tego,
nad czym naprawdę pracował pod rozkazami pana Croucha albo kogoś innego
podającego się za Croucha. Sądząc po zmartwionym głosie pani Weasley, Harry
wiedział, że to dochodzenie było poważne.
Ciężko było słyszeć własne myśli przez to podekscytowane
babranie podczas kolacji. Ponownie Harry zaczął czuć się nerwowo, ale to nic w
porównaniu do poranka. Wiedział, że był tak przygotowany, jak tylko mógł i
jeśli to nie wystarczy, nie zasłużył na to, by wygrać. To było całkiem proste. A
teraz, jeśli pozbędzie się motyli z brzucha, poczuje się o wiele lepiej.
Rozmowy ucichły, gdy profesor Dumbledore powstał.
- Panie i panowie, za kilka minut przejdziemy wszyscy na
boisko Quidditcha na z niecierpliwością oczekiwane trzecie zadanie – powiedział
uprzejmie. – Reprezentanci, proszę już teraz podążyć za panem Bagmanem na
stadion.
Remus i Syriusz ostatni raz życzyli Harry’emu powodzenia,
kiedy wstał, a zaraz za nimi Hermiona z Weasleyami. Cały stół Gryffindoru
klaskał i dopingował głośno, kiedy wychodził z Wielkiej Sali. Wydawało się, że
Gryfoni starali się pokazać ich wsparcie, robiąc większy hałas niż inni w sali.
W momencie, gdy drzwi zamknęły się, uciszając hałas, Harry nie potrafił
powstrzymać westchnienia ulgi. Gdy tylko ten Turniej się skończy, z pewnością
będzie potrzebował wakacji.
Kiedy wyszli na dziedziniec, Cedric natychmiast stanął
przy boku Harry’ego.
- Posłuchaj, Harry, naprawdę cię przepraszam za to, co
powiedział mój tata – powiedział szybko Cedric. – Ostatnio był w złym humorze.
Wszyscy w pracy pytali go o ciebie i czy cię spotka…
- Dlaczego? – przerwał mu Harry. – Jestem tylko
dzieciakiem…
Cedric popatrzył na Harry’ego tak, jakby wyrosła mu druga
głowa.
- Nie słyszałeś? – zapytał. – Wśród aurorów to jest
często powtarzany żart o tym, jak Minister Magii został przechytrzony przez
trzynastolatka. Wszyscy w Ministerstwie wiedzą, co zrobiłeś, by dano Syriuszowi
Blackowi proces. Zrobiłeś jedną z rzeczy, jaką chcieli zrobić od lat: pokazałeś
Knotowi, gdzie jego miejsce.
- Ale nie miałem wyboru – zaprotestował Harry. – Nie
posłuchałby, że Syriusz jest niewinny!
Cedric tylko uśmiechnął się i potargał włosy Harry’ego.
- Wiem o tym – powiedział. – Mój tata powiedział mi
wszystko. Sądzę, że staram się tylko wyjaśnić, dlaczego zachował się tak, a nie
inaczej. Nie zasłużyłeś na to, co powiedział. Zaufaj mi. Moja mama dała mu do
słuchu.
Weszli na boisko do Quidditcha, które wypełnione było
wysokim na dwadzieścia stóp żywopłotem, tworzącym rozległy labirynt. Dotarli do
ciemnego wejścia i mogli tylko czekać. Nie chcąc, żeby nerwy przejęły ponownie
nad nim kontrolę, Harry ukląkł i po raz kolejny przebrnął przez techniki
uspokajające, których nauczył go Syriusz. Miał przeczucie, że dzisiaj będzie
używał wielu rzeczy, których uczyli go opiekunowie.
Trudno było się skoncentrować przez hałas, tworzony przez
uczniów wypełniających boisko. Stopnie zdawały się grzmieć każdym krokiem,
mnożąc się, kiedy kolejni uczniowie na nie stawali. Po kilku minutach, Harry
został zmuszony do poddania się i ponownego stania. Wiedział, że będzie miał
dość okropny ból głowy, jeśli dłużej będzie zmuszał się do skupienia.
Słońce całkowicie zaszło, zostawiając za sobą tylko
głęboko ciemnoniebieskie niebo. Słysząc okrzyki innych, Harry odwrócił się
szybko i zobaczył nadchodzących profesor McGonagall, Hagrida, profesora
Flitwicka i Moody’ego. Nosili wielkie żarzące się czerwone gwiazdy na
kapeluszach, poza Hagridem, który miał jedną na kamizelce. Harry dostrzegł mimowolnie,
że nauczyciele wydawali się patrzeć na niego moment dłużej, niż na innych
reprezentantów.
- Będziemy patrolować granice labiryntu – poinformowała
reprezentantów profesor McGonagall. – Jeśli wpadniecie w kłopoty i będziecie
potrzebowali ratunku, wyślijcie w powietrze czerwone iskry. Któryś z nas
przybędzie, rozumiecie?
Z jakiegoś powodu, Harry czuł, że profesor McGonagall
wypowiadała to ostrzeżenie bardziej w jego kierunku niż innych reprezentantów,
ale zignorował to. Wiedział, że McGonagall całkowicie się o niego troszczy
przez wszystko, co stało się w zeszłym roku, ale nie zamierzała tego
rozgłaszać, ponieważ żaden z uczniów nie był tego świadomy – pewnie poza
Hermioną.
Bagman wyciągnął różdżkę i wskazał nią swoje gardło, a
czwórka nauczycieli odeszła.
- Sonorus –
powiedział, magicznie zwiększając głośność swojego głosu. – Panie i panowie!
Witam na trzecim i ostatnim zadaniu Turnieju Trójmagicznego! Obecne miejsca to:
na pierwszym miejscu, z dziewięćdziesięcioma punktami jest pan Harry Potter z Hogwartu!
– Stadion wypełniły głośne okrzyki i oklaski. Kiedy w końcu ucichły, Bagman
kontynuował. – Na trzecim miejscu, z osiemdziesięcioma pięcioma punktami jest
pan Cedric Diggory z Hogwartu! – Ponownie dało się słyszeć klaskanie i aplauz.
– Na trzecim miejscu, z osiemdziesięcioma punktami jest pan Viktor Krum z
Instytutu Magii Durmstrang! – Więcej oklasków. – I w końcu, na czwartym miejscu
jest panna Fleur Delacour! – Bagman skupił się na reprezentantach. – Na mój
gwizdek, Harry! Trzy… dwa… jeden…
Gwizdek huknął głośno w jego uszach, sprawiając, że Harry
skrzywił się, zanim wszedł do labiryntu. Wysoki żywopłot wyglądał na jeszcze
wyższy, gdy podeszło się bliżej, sprawiając, że Harry poczuł się nawet
mniejszy, niż był. Machnąwszy nadgarstkiem, Harry chwycił różdżkę w dłoń i
mruknął „Lumos”, by pomóc sobie widzieć, gdzie idzie. Już przejął nad nim
kontrolę trening, kiedy szedł ostrożnie. Po około pięćdziesięciu jardach było
rozwidlenie. Harry spojrzał w obie strony, zanim ruszył w lewo. Wciąż szedł,
gdy rozległ się gwizdek, oznajmiający kolej Cedrica na wejście do labiryntu.
Nie zamierzał martwić się o innych reprezentantów. Jego głównym zmartwieniem
było jego bezpieczeństwo. Nie dojdzie daleko, jeśli zostanie ranny, ślepo
wbiegając w niebezpieczeństwo.
Do tej pory przejście wydawało się puste, ale Harry wciąż
trzymał straż. Odwrócił się w prawo, gdy rozległ się kolejny gwizdek,
sygnalizujący wejście Viktora. Szedł, aż nagle nie poczuł, że jest obserwowany.
Natychmiast zesztywniał, odwracając się, ale nie zobaczył niczego. Powoli
wycofał się, używając zaklęcia Wskaż Mi, by znaleźć północ. Wiedząc, że środek
labiryntu jest na północny zachód, Harry powoli odwrócił się i ruszył dalej.
Dotarł do kolejnego rozwidlenia i wybrał drogę w lewo.
Tak, jak poprzednia ścieżka, ta też była pusta. Harry
naprawdę zaczął czuć zdenerwowanie. To nie było w porządku. Usłyszał czwarty i
ostatni gwizdek i wiedział, że teraz wszyscy reprezentanci byli w labiryncie.
Szedł dalej, skręcając w prawo, gdy tylko mógł i podróżował dalej na
północny-zachód. Już miał wrócić i zacząć od nowa, kiedy nagle poczuł za sobą
chłodny podmuch. Znał to uczucie. Zbyt dobrze je znał.
Dementorzy.
Wychodząc zza róg, Harry zobaczył potężne stworzenie,
noszące czarne szaty z kapturem, a jego butwiejące ręce sięgały w jego stronę,
chcąc wyssać jego duszę tak, jak to niemal stało się z Syriuszem. Szybko
przypomniał sobie Mistrzostwa Świata i spędzanie czasu ze swoimi opiekunami,
zanim wskazał różdżkę w stworzenie i krzyknął: „Expecto Patronum!”
Z końca różdżki Harry’ego wyskoczyły trzy srebrne
zwierzęta. Pierwszym był srebrny jeleń, który przepuścił atak na dementora,
drugim był srebrny wilk, Lunatyk, który został przy boku Harry’ego wraz z
wielkim, srebrzystym psem, Midnightem. Harry obserwował, jak dementor w pewien
sposób potyka się i wiedział, że to nie był naprawdę dementor. To by bogin.
- Riddikulus!
Uszy Harry’ego wypełnił głośny trzask, a forma bogina
eksplodowała. Harry patrzył, jak srebrny jeleń znika, po czym zerknął w dół i
dostrzegł, że Lunatyk i Midnight zostali. Oba błyszczące zwierzęta czekały
cierpliwie, aż Harry wykona jakiś ruch. Harry uśmiechnął się do nich, po czym
zaczął odchodzić. Lunatyk został przy boku Harry’ego, podczas gdy Midnight
odważył się podejść kilka kroków przed nimi, jakby sprawdzał, że droga jest
bezpieczna. Szli w ciszy, skręcając w lewo, potem w prawo, a Harry używał
zaklęcia Czterech Stron Świata, by upewnić się, że idą w dobrą stronę. Wydawało
się, że chodzą w kółko, a każda kolejna ściana żywopłotu wyglądała dokładnie tak,
jak następna. Harry naprawdę zaczął czuć się jak szczur laboratoryjny, który
biega dookoła nieskończonego labiryntu dla eksperymentu.
Skręcając ponownie w prawo, Harry niemal wpadł na
Midnighta, który stał przed złotą mgiełką, która unosiła się w powietrzu.
Usłyszał, że Cedric krzyczy z przerażenia gdzieś w pobliżu, a zaraz za nim
krzyczała Fleur. Harry musiał powstrzymać się prze pobiegnięciem i dowiedzeniem
się, co się stało. Przypomniał sobie, że czwórka wysoce wykwalifikowanych
nauczycieli patrolowało labirynt i mogli wkroczyć, gdyby to było konieczne. „Czasami najtrudniejszą rzeczą jest
pokładanie wiary w innych”, powiedział mu Syriusz. „Nie możesz zawsze robić wszystkiego na własną rękę, dzieciaku. Próbując
tylko doprowadzisz się do szaleństwa”.
Nie ufając złotej mgiełce przed sobą, Harry rzucił jedną
z wielu ochronnych tarcz, których się nauczył i ostrożnie ruszył do przodu.
Tarcza odepchnęła mgłę przy każdym jego kroku. Ryzykując, Harry kucnął i
wskazał różdżką przed siebie, starając się odepchnąć mgłę ze swojej drogi.
Powoli mgiełka uniosła się, pozwalając Harry’emu przemknąć pod nią z Midnightem
i Lunatykiem, podążającymi jego śladem. Dotarł do kolejnego skrzyżowania i
westchnął z frustracją. To naprawdę stawało się śmieszne. Zaczynał myśleć, że
ten labirynt nie ma końca.
Spoglądając w dół na dwa pozostałe patronusa, Harry
zrozumiał, że warto strzelać.
- Którędy? – zapytał ze zmęczeniem. Obserwował, jak
Lunatyk idzie w prawą ścieżkę, podczas gdy Midnight poszedł w lewo. To nie do
końca była taka odpowiedź, na jaką miał nadzieję.
- Niech zgadnę, droga Lunatyka jest bezpieczniejsza, ale
dłuższa, podczas gdy Midnighta jest szybsza, ale bardziej niebezpieczna. – Midnight
usiadł uparcie, sprawiając, że Harry przewrócił oczami. – Nie, Midnight –
skarcił patronusa. – Lunatyk ma rację. Możesz zostać tutaj albo pójść z nami.
To twój wybór.
Midnight niechętnie wstał na cztery łapy i podążył za
nimi. Harry tylko potrząsnął głową, ruszając za Lunatykiem. Później będzie
musiał zapytać Remusa o patronusy. To z pewnością nie było normalne zachowanie.
Patronusy normalnie nie zostawały tak długo… nie żeby Harry narzekał. Uznał
towarzystwo za kojące uspokojenie. To było tak, jakby Syriusz i Remus byli tu z
nim.
Lunatyk prowadził, podczas gdy Midnight został przy boku
Harry’ego. Wilczy patronus powoli przyspieszył, zmuszając Harry’ego do
zwiększenia tempa. Podążył za Lunatykiem, wychodząc za róg i zatrzymał się,
kiedy stanął twarzą w twarz ze sklątkami tylnowybuchowymi, które Hagrid
wykorzystywał na zajęciach opieki nad magicznymi stworzeniami. Jednak teraz
były o wiele większe. Miały przynajmniej dziesięć stóp długości, z grubym
pancerzem i długim żądłami zakrzywionymi na plecach tak, że dawały im wygląd
ogromnych skorpionów.
Przypominając sobie lekcje, Harry wskazał różdżkę na spód
zwierzęcia, gdzie nie było zakryte pancerzem i krzyknął:
- IMPEDIMENTA!
Klątwa uderzyła w sklątkę, powodując, że zamarła w
połowie ataku. Nie chcąc marnować więcej czasu w pobliżu tego, ponieważ klątwa
nie była trwała; Harry przebiegł koło niej, a tuż za nim Lunatyk i Midnightem.
- Mogłeś mnie ostrzec, wiesz? – powiedział kwaśno Harry
do Lunatyka, nie oczekując odpowiedzi. Użył kolejnego zaklęcia Wskaż mi i po
skręceniu w lewo wrócił na swoją ścieżkę.
Harry ruszył dalej, a Midnight po raz kolejny
poprowadził. Niemal dziesięć minut szli szybko, a Midnight zajął poprzednie
miejsce Lunatyka. Wydawało się, że oba patronusy chciały wyjść z labiryntu tak,
jak Harry. Wiedział, że powinien być blisko centrum, kiedy znajomy głos,
wymawiający jedno słowo sprawił, że Harry’emu zmroziło krew.
- Crucio!
Krzyki Cedrica wypełniły uszy Harry’ego, przypominając mu
koszmar z Voldemortem. Nie miał czasu pomyśleć. Odwracając się w kierunku
krzyków, Harry podpalił ścianę żywopłotu, wypalając wielką dziurę, przez którą
mógł przeskoczyć. Kiedy to zrobił, Midnight i Lunatyk wskoczyli przez dziurę i
pospieszyli w kierunku odgłosów. Harry podążył za nimi, zatrzymując się nagle,
kiedy zobaczył, że Viktor stoi nad Cedriciem, który drgał na ziemi. Wskazał
różdżką w Bułgara i krzyknął:
- Petrificus
Totalus!
Ramiona Viktora przykleiły się do jego boków i chłopak
upadł do przodu na ziemię, sztywny jak deska. Harry podbiegł do Cedrica i
pomógł mu usiąść. Midnight i Lunatyk usiedli i czekali cierpliwie kilka stóp od
nich, widząc, że Harry ma wszystko pod kontrolą. Harry musiał przewrócić oczami
na widok swoich „zwierzątek”. Och, tak,
zdecydowanie będę musiał porozmawiać z Remusem. Szybko przebadał Cedrica,
zanim skierował się do Viktora. Spoglądając na osiemnastolatka, Harry zauważył,
że jest coś nie tak z jego oczami. Nie rozglądały się tak, jak powinny.
Wyglądały tak, jakby był w jakiegoś rodzaju odurzeniu. Klątwa Imperius!
- Viktor! – krzyknął Harry na oszołomionego ucznia. –
Zwalcz to, Viktor! To twój umysł! Wypchnij go!
Przez kilka sekund nic się nie zmieniło i oczy Viktora
wciąż były otumanione. Harry już miał wysłać czerwone iskry po pomoc, gdy
zobaczył, że oczy Viktora poruszają się raz… drugi, a potem ciągle. Viktor
ponownie był Viktorem. Harry wskazał różdżką na Viktora i mruknął: „Finite
Incantatem”. Obserwował, jak ciało Viktora odpręża się i mruga kilka razy, po
czym skupia wzrok na Harrym. W jego oczach było oczywiste zdezorientowanie, gdy
Harry powoli pomagał mu usiąść.
- Harry, co ty wyprawiasz! – krzyknął Cedric. – Właśnie
widziałeś…
- …Kogoś pod wpływem Zaklęcia Imperius – przerwał mu
spokojnie Harry, nie odwracając wzroku od Viktora. Nie chciał odwracać się
plecami od kogoś, kto był pod kontrolą kogoś innego. Ale kogo? Kto mógłby zrobić coś takiego, zwłaszcza Cedricowi? Kto
mógłby podjąć takie ryzyko, gdy tylu ludzi patrzyło? – Jesteś z nami,
Viktor, czy tym razem mam cię oszołomić?
Viktor potarł głowę, spoglądając to na Harry’ego, to na
Cedrica, wyraźnie zdezorientowany.
- Co się stało? – zapytał. – Kiedy przyszli wy? Pamiętam,
że widziałem sklątkę, a potem nic. Czy ktoś mnie zaatakował?
Cedric podszedł do boku Harry’ego.
- Imperius? – zapytał z wahaniem, wyraźnie nie będąc
gotowy ufać komuś, kto właśnie użył na nim Niewybaczalnego. Nie, żeby Harry go
obwiniał. – Jesteś pewny, Harry?
Harry skinął głową.
- Można to zobaczyć w jego oczach – powiedział, wstając i
rozglądając się, a jego dłoń zacisnęła się ciasno na różdżce. To zaszło za
daleko. Żaden uczeń nie mógł dobrze rzucić zaklęcia niewybaczalnego, a nie można
było rozważać, że któryś z patrolujących nauczycieli zrobiłby coś takiego. To
oznaczało, że na terenie Hogwartu jest dorosły (albo był), który chciał zranić
Cedrica. Albo możliwie resztę z nas.
– Jak najszybciej powinniśmy stąd odejść. Jest szansa, że ktokolwiek użył na
tobie zaklęcia, Viktor, może spróbować ponownie, jeśli tu zostaniemy. Dasz rady
iść czy chcesz, żebym wysłał iskry?
- Idę – powiedział Viktor, powoli wstając z pomocą
Harry’ego i Cedrica. Potem spojrzał na dwóch uczniów Hogwartu ze strachem. – Co
zrobiłem?
Harry i Cedric spojrzeli po sobie nerwowo. Viktor był ich
przyjacielem i pewnie nie przyjąłby dobrze prawdy.
- Eee… tak jakby zaatakowałeś mnie, ale Harry przyszedł,
zanim coś naprawdę się stało – skłamał Cedric. – Powinniśmy ruszać. Marnujemy
czas.
Viktor skinął głową, po czym spojrzał za nich, a jego
oczy rozszerzyły się z przerażeniem.
- Co to takiego? – zapytał szybko.
Harry odwrócił się i uśmiechnął do Midnighta i Lunatyka,
którzy wciąż siedzieli i czekali.
- Midnight i Lunatyk – powiedział, podchodząc do nich.
Ukląkł, żeby móc być na ich poziomie. – Dzięki za pomoc, ale naprawdę
powinienem zakończyć to samodzielnie. Jeśli chcecie, możecie patrolować krańce
z nauczycielami.
Midnight skoczył radośnie na równe nogi i odbiegł, a
Lunatyk ruszył tuż za nim. Harry uśmiechnął się na ten widok, zanim wstał i
odwrócił się, by zobaczyć, że Cedric i Viktor patrzą na niego szeroko otwartymi
oczami.
- Co? – zapytał niewinnie. – Nie mówcie mi, że nigdy
wcześniej nie widzieliście patronusów. Midnight i Lunatyk są tylko nieco
nadopiekuńczy. – Nie otrzymawszy jakiejkolwiek odpowiedzi, Harry tylko wzruszył
ramionami i pożegnał się z nimi, zanim wyruszył dalej.
Nie zajęło mu długo odnalezienie wypalonej dziury, więc
przeskoczył przez nią, pochylając głowę i tocząc, kiedy uderzył o ziemię, by
zapobiec zranieniu. Wstawszy, Harry ponownie użył zaklęcia Wskaż Mi i zaczął
poruszać się w kierunku północnego-zachodu. Wiedział, że pewnie będzie musiał
wyjaśnić Cedricowi i Viktorowi obecność Midnighta i Lunatyka tak, jak tym,
którzy prawdopodobnie obserwowali. Problemem było to, że nie miał
wytłumaczenia. Pamiętał, że Remus mówił mu, że posiadanie trzech form było
niezwykle rzadkie (bardziej niemożliwe, ale Remus starał się przekazać to
Harry’emu delikatnie), więc prawdopodobieństwo, że ludzie będą mieć pytania,
było całkowicie wysokie.
Bez pomocy Midnighta i Lunatyka, Harry natrafił na kilka
ślepych uliczek, ale szedł dalej. Gdy zrobiło się ciemniej, Harry rzucił mocne
„Lumos”, by widzieć, gdzie idzie. Dotarł do długiej, prostej ścieżki i
natychmiast stał się ostrożny. Musiał być gdzieś blisko centrum labiryntu, co
oznaczało, że wyzwania powinny być bardziej wymagające. Prawda?
Nagły ruch skupił jego uwagę. Był gotowy, ale nie
uderzył. Nie chciał ryzykować, że zezłości to, cokolwiek to było. W chwili, gdy
stworzenie stało się dla niego widoczne, Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Miało ciało wielkiego lwa i głowę kobiety. Był to sfinks. Nie wydawała się
gotować do ataku, tylko blokowała drogę. Harry utrzymał dystans i przygotował
różdżkę.
- To, czego szukasz, jest za mną – przemówiło stworzenie
głębokim i chrapliwym głosem. – Musisz za pierwszym razem dobrze odpowiedzieć
na moją zagadkę, żeby przejść. Odpowiedz źle, a zaatakuję. Powstrzymaj się od
odpowiedzi, a będziesz mógł odejść bez szwanku.
Świetnie. Po prostu
świetnie. Harry naprawdę chciałby, żeby byli tu z nim Ron i Hermiona.
Zagadki były bardziej ich mocną stroną, niż jego. Myśląc o tym, Harry
stwierdził, że mógł usłyszeć zagadkę i jeśli nie będzie mógł tego wymyślić,
będzie musiał odejść i znaleźć inną drogę.
- Czy mógłbym usłyszeć zagadkę? – zapytał niepewnie.
Sfinks skinął głową i usiadł na środku ścieżki, zanim
zaczął recytować zagadkę.
„Najpierw pomyśl o kimś, kto żegna się czule,
Potem się zastanów, czego ci brakuje,
Gdy mówisz o chłopcu, gdy kogoś całuje.
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek,
Albo koniec początku. Już złapałeś wątek.
Bo gdy to połączysz – już spokojna głowa,
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba,
Którego byś nigdy nie chciał pocałować.”
Harry zamknął oczy i przetrawił to, co powiedziała.
Wydawało się, że są trzy części zagadki, a dodając je do siebie wyjdzie
stworzenie, którego nie chciałby pocałować. No,
to całkiem zwęża poszukiwania, pomyślał sarkastycznie. Pierwsza część zagadki
była prosta. Ktoś, kto żegna się czule, czyli jakiś przyjaciel. A gdy ktoś się
żegna, mówi „pa”. Trzecia część zagadki nie miała dla niego sensu, więc skupił
się na drugiej. Chłopiec kogoś całuje… ale kogo? JĄ!
Chwila!
Zrozumienie uderzyło w Harry’ego jak tłuczek w zeszłym roku… mocno. Początkiem
końca i końca początkiem jest litera „K”. Odpowiedzią musiał być pa-ją-k,
tworząc stworzenie, którego nie chciałby pocałować.
- Odpowiedzią jest pająk – powiedział Harry z pewnością
siebie.
Sfinks uśmiechnął
się, wstając i przesunęła się z drogi, by mógł przejść. Harry skinął głową do
stworzenia, po czym ruszył dalej. Poszedł na północny-zachód z wszystkimi
zmysłami w gotowości. Zbliżał się, co oznaczało, że przeszkody powinny być
coraz trudniejsze. Dotarłszy do kolejnego rozwidlenia, Harry ponownie użył
zaklęcia czterech stron świata i ruszył w prawo. W odległości mógł widzieć
światło, ale wciąż podróżował ostrożnie. Zawsze
bądź gotów, nauczał go Syriusz. Nigdy
nie biegnij w kierunku czegoś, nie wiedząc, z czym się mierzysz. Działanie
lekkomyślnie może kosztować cię życie. Zaufaj mi, Rogasiątko, wiem co mówię.
Puchar Turnieju był na podwyższeniu jakieś sto jardów
przed nim. Szybki ruch skupił na sobie uwagę Harry’ego, zmuszając go do ruchu.
Przeturlał się na bok, gdy spora ciemna postać wskoczyła na jego drogę i
pobiegła w stronę Pucharu. To był Cedric. Harry miał już poruszyć się, kiedy
coś ogromnego, będącego nad wielkim żywopłotem przyciągnęło jego wzrok.
Poruszało się równolegle z Cedriciem. Zamierzało zaatakować Cedrica.
Harry skoczył na nogi. Miał pojęcie, jakie to mogło być
stworzenie i naprawdę nie chciał mierzyć się z nim ponownie. Niestety, Cedric
wcześniej żadnej nie spotkał i nie miał pojęcia, w co wbiegał.
- Cedric, uważaj! – krzyknął.
Cedric zatrzymał się z poślizgiem, zanim odskoczył z
drogi, gdy akromantula weszła na ścieżkę i zaczęła poruszać się w kierunku
Cedrica. Harry zadziałał szybko, wskazując różdżkę w stworzenie i krzycząc:
„Drętwota!”. Zaklęcie uderzyło w ciało ogromnego pająka, ale nic się nie stało
oprócz tego, że stworzenie skierowało się w Harry’ego, uważając chłopca za
większe zagrożenie.
- Impedimenta!
Drętwota! – krzyknął Harry, ale to nie było użyteczne. Stworzenie tylko
dalej podchodziło. Kończyły mu się pomysły. – Arinea Rximae! – spróbował i był zszokowany, gdy stworzenie
poleciało do tyłu, lądując na plecach. – Immobulus!
Zaklęcie uderzyło w brzuch stworzenia i wszystkie ruchy
zanikły. Cisza była ogłuszająca. Harry nie zdawał sobie braku odgłosów aż do
teraz. Wydawało się, że cały tłum z niecierpliwością czekał na następny ruch
Harry’ego i Cedrica, ponieważ oboje byli tak bliscy końca. Harry zbliżył się
ostrożnie, aż nie dotarł do Cedrica i pociągnął Puchona na nogi.
- Dzięki za to – powiedział Cedric, nie będąc w stanie
zdjąć wzroku ze stworzenia. – Skąd wiedziałeś?
Harry wzruszył ramionami. Spoglądając na Puchar, Harry
wiedział, co musiał zrobić. Miał tylko nadzieję, że nikt go za to nie
znienawidzi.
- To nie ma znaczenia – powiedział. – Posłuchaj, sądzę,
że to ty powinieneś wziąć Puchar. Chciałeś być w tym Turnieju. Ja nie. Twój
tata chce, żebyś wygrał. Moi opiekunowie powiedzieli, że ich to nie obchodzi.
Mam tylko pięć punktów przewagi. Przy odrobinie szczęścia, sędziowie dają nam
punkty z większą niż pięć przewagą. Nie potrzebuję pieniędzy ani uwagi. Proszę,
weź go. Wciąż wygra Hogwart, a oboje dostaniemy to, czego chcemy.
Cedric po raz kolejny popatrzył na Harry’ego, jakby
wyrosła mu druga głowa.
- Harry, nie mogę tego zrobić – powiedział. – Dzisiaj
uratowałeś mnie dwa razy. Ty zasługujesz na to, by wygrać. Zapomnij o moim ojcu
i wszystkim innym. Udowodniłeś, że jesteś lepszym reprezentantem.
- Nie obchodzi mnie to – powiedział szybko Harry. – Po
prostu weź go zanim Viktor przyjdzie. Proszę.
Widząc błaganie w oczach Harry’ego, Cedric westchnął i z
ociąganiem podszedł do Pucharu. Harry obserwował, jak Cedric zwiększa tempo i schował
różdżkę. Powoli zaczął iść za Cedriciem, gotowy pogratulować swojemu koledze…
przyjacielowi. Musiał zastanowić się, gdzie był Viktor. Problemem byłoby, gdyby
Viktor wziął puchar, że była szansa, że Harry wciąż mógł zostać uznanym za
wygranego, ponieważ był dziesięć punktów przed Bułgarem. Sędziowie nie dają
punktów o różnicy większej niż dziesięć; nie zrobili tego przedtem.
Cisza pozostała, aż Cedric nie dotarł do pucharu i
została złamana, gdy potężna fala bieli i złota wystrzeliła od pucharu,
sprawiając, że Cedric i Harry polecieli do tyłu. Harry wylądował płasko na
plecach, łapiąc oddech. Jego pierś bolała, kiedy przewrócił się i pociągnął na
kolana. Spoglądając na Cedrica, Harry spanikował, gdy zauważył, że Puchon nie
porusza się. Powoli wstał i podszedł do Cedrica, który wydawał się jedynie
oszołomiony. Przynajmniej nie jest ranny.
Pomógłszy Cedricowi usiąść, Harry usłyszał niski,
brzęczący dźwięk i powoli spojrzał przez ramię, by zobaczyć, że puchar świeci
nienaturalnym światłem. Dzięki machnięciu nadgarstka Harry chwycił ponownie
różdżkę w dłoń. Światło wokół pucharu pojaśniało, ostrzegając Harry’ego, że
cokolwiek ich uderzyło, miało zrobić to ponownie. Szybko rzucił ochronną
tarczę, gdy brzęczenie stało się głośniejsze. Kolejna fala białego i złota
wystrzeliło z pucharu, uderzając w tarczę i owijając się wokół niej. Harry
starał się utrzymać tarczę, ale mógł poczuć, jak się załamuje. U momencie, gdy
tarcza była dość słaba, białe i złote światło nakryło Harry’ego i Cedrica jak
płaszcz.
Kiedy światło w końcu zniknęło, zapanowało piekło. Dwójka
nastolatków i puchar zniknęli.
Nie obiecuję, że rozdziały kolejnych części, jak i innych tłumaczeń będą regularnie, bo bym skłamała, ale na pewno co jakiś czas pojawi się kolejny, więc nie załamujcie się ;)