Pokój
był ledwie oświetlony, ale i tak nie było w nim wiele widać. Był brudny i
poniszczony. Było w tym pokoju coś znajomego, niemal jak zapomniany sen albo
wspomnienie. Wcześniej już tu był, Harry był tego pewny. Mężczyzna mający na
sobie czarny płaszcz, który skrywał jego rysy, wszedł do pokoju. Kołysał się
nerwowo, chodząc w tę i z powrotem, mamrocząc do siebie. Spoglądając na jego
ręce, Harry zauważył, że miał w sumie tylko dziewięć palców. To był Peter
Pettigrew!
Fotel
stał przodem do kominka. Ogromny wąż kulił się przy nim, sycząc cicho. Harry
nie wiedział dlaczego, ale musiał trzymać się z daleka od tego krzesła i węża.
Coś w nich wysyłało dreszcze w dół jego kręgosłupa. Skupiając ponownie uwagę na
Pettigrew, Harry nie powstrzymał się przed zauważeniem, że mężczyzna również
robił wszystko, by zachowywać dystans od krzesła i węża.
-
Zakończ to piekielne łażenie, Glizdogonie – syknął wysoki, chłodny głos. –
Powiedziałem ci, że cię nie zabiję… jeszcze.
Pettigrew
zaskomlał ze strachu. Jasne było, że nie to miał nadzieję usłyszeć, ale
przestał chodzić i stanął przy drzwiach, wciąż drgając nerwowo. Pulchny
mężczyzna zawsze był nerwowy, ale to było co innego. Pettigrew stało się coś
złego, co sprawiło, że był zdenerwowany, a jego kompan – porywczy. Pytaniem
było, co to mogło być?
Odpowiedź
nadeszła, gdy otworzyły się frontowe drzwi, a następnie rozległy się najbardziej
nieprawdopodobne kroki. Profesor Moody!
Co on tu robi?! Moody spiorunował Pettigrew wzrokiem, zanim podszedł do
fotelu i ukląkł, jednocześnie pochylając głowę.
-
Mój panie, starałem się naprawić błąd Pettigrew – burknął Moody. – Próbowałem
schwytać ponownie mojego ojca, ale Potter mi w tym przeszkodził.
Ojca? Mój panie? Oczy Harry’ego rozszerzyły
się z przerażenia. Moody rozmawiał z Voldemortem!
-
I jak zwykły dzieciak mógł przeszkodzić ci wykonaniu swojego zadania? – syknął
Voldemort. – Harry Potter nie powinien być dla ciebie godnym przeciwnikiem,
Baryt Crouchu Jr., zwłaszcza z okiem, które posiadasz.
Moody
spojrzał na Pettigrew z nienawiścią, zanim wrócił wzrokiem na podłogę.
-
Potter znalazł mojego ojca i wysłał drugiego reprezentanta po pomoc – burknął.
– Próbowałem go oszołomić, ale rzucił potężną tarczę, która pochłonęła
zaklęcie. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Potem Potter wezwał
Hagrida. Tej przygłup użył własnego ciała by chronić chłopca, aż nie przybył
ten kochający mugoli głupiec Dumbledore. Nic nie mogłem zrobić. Musiałem
odejść.
-
Zawiodłeś mnie, Crouch – wypluł Voldemort. – Za bardzo straciłeś formę i
zostałeś pokonany przez czternastolatka! Crucio!
Moody
krzyknął z bólu, padając na podłogę. Harry chciał zakryć uszy, ale palący ból
wybuchnął w jego bliźnie, powstrzymując go przed robieniem jakiegokolwiek
ruchu. Ból wypełnił jego ciało, kiedy krzyczał wraz z Moodym. Harry wiedział,
że Voldemort usłyszy go i dowie się, że tam był, ale nic nie mógł na to
poradzić. Ból był zbyt wielki.
Tak
szybko, jak ból nadszedł, zniknął. Harry upadł na kolana, powoli spoglądając w
górę i dostrzegając, że różdżka przemieszcza się z Moody’ego na Pettigrew. Och, nie! Nie znowu! Voldemort ponownie
krzyknął Crucio i tym razem to
Pettigrew upadł na podłogę w bólu, który równocześnie wybuchł z blizny na czole
Harry’ego. Oboje Harry i Pettigrew wrzeszczeli z bólu przez czas, który wydawał
się wiecznością.
Kiedy
to w końcu się skończyło, ani Harry, ani Pettigrew nie mogli się ruszyć.
-
Przez twoją niekompetencję ryzykujemy, że ten kochający mugoli głupiec dowie
się o moich planach, Glizdogonie – syknął Voldemort. – Jeśli twoja pomyłka
będzie mnie kosztować Harry’ego Pottera, będziesz się martwił przynajmniej
jedną klątwą Cruciatus. Wydaje mi się, że musimy skontaktować się z kimś innym.
To twoja ostatnia szansa, Glizdogonie. Lepiej tego nie schrzań.
-
Harry! Harry, obudź się! Proszę, obudź
się!
Otwierając
oczy, Harry dostrzegł, że leży w łóżku, a wiele zamazanych twarzy patrzy na
niego z góry. Jego blizna wciąż piekła z bólu, a jego ciało trzęsło się
niekontrolowanie. Ktoś uniósł jego górną część ciała, siadając obok niego. Jego
głowa opadła na czyjąś pierś, podczas gdy dłoń zaczęła pocierać jego plecy w
kojący sposób. Harry mógł tylko jęknąć, zamykając oczy. Chyba nie będzie w
stanie się poruszyć samodzielnie przez całkiem długi czas.
-
Co to było? – zapytał głos całkiem podobny do profesor McGonagall.
-
To musiała być kolejna wizja – odpowiedział głos brzmiący jak Remus. – Miał
jedną tego lata, ale nie była nawet w połowie tak zła.
Harry
jęknął, starając się odwrócić głowę. Wizja? To był tylko sen? Harry nie wiedział,
czy czuć ulgę, czy panikować. To było tak realne. Remus tu był? Co on robił w
Hogwarcie? Czy Syriusz też tu był?
-
Lunatyk? – zapytał Harry chrapliwym głosem.
Remus
usiadł na brzegu łóżka i łagodnie ścisnął rękę Harry’ego.
-
Jestem tu, szczeniaku – powiedział delikatnie. – Łapa też tu jest. Pani Pomfrey
wkrótce powinna dotrzeć. Wciąż bardzo cię boli?
Harry
uchylił oczy i spojrzał na zamazaną twarz Remusa.
-
Tylko blizna – powiedział ze zmęczeniem. Nagle przypomniał sobie swój sen i
spróbował poruszyć się, jednak ramiona owinięte wokół niego, przytrzymały go w
miejscu. Po minucie poddał się i pozostał na miejscu. – Moody – powiedział,
walcząc, by nie zasnąć. – Szpiegiem jest profesor Moody.
Profesor
McGonagall sapnęła, a ramiona wokół Harry’ego zacieśniły się.
-
Harry, to nie jest możliwe – powiedział ostrożnie Remus. – Alastor Moody nigdy
by nie dołączył do Voldemorta. Jesteś pewny, że to jego widziałeś?
Mimo
że jego ciało w końcu przestało się trząść, Harry wciąż miał trudność z
poruszaniem się, co naprawdę zaczęło go irytować.
-
Widziałem go, ale… Voldemort nazwał go Bartym Crouchem Jr. – powiedział Harry
nie będąc w stanie ukryć dezorientacji w głosie. – Myślałem, że umarł.
-
Jeśli nikt nie zajął jego miejsca w Azkabanie to tak, umarł – powiedział otwarcie
Syriusz. Cisza wypełniła pomieszczenie, sprawiając, że Syriusz parsknął
szyderczo. – Żartowałem! Kto o zdrowych zmysłach zrobiłby coś takiego?
Harry
nie musiał długo zastanawiać się nad tym pytaniem.
-
Ja – przyznał sennie. – Gdyby ktoś wysłał tam ciebie albo Lunatyka, zająłbym
twoje miejsce, Midnight.
-
Nie podoba mi się to, ale Harry ma rację – powiedział cicho Remus, odsuwając
włosy Harry’ego z oczu nastolatka. – Każdy rodzic zająłby miejsce swojego
dziecka. Nie zająłbyś miejsca Harry’ego, Łapo?
Syriusz
westchnął.
-
W ułamku sekundy – zgodził się.
Chwilę
później nadbiegła pani Pomfrey i zmusiła wszystkich oprócz Harry’ego do
wyjścia. Harry jęknął w proteście, gdy ojciec chrzestny ułożył go z powrotem na
łóżku i odszedł z resztą. Był ledwie świadom badań pani Pomfrey, zanim nie
pomogła mu przełknąć kilka eliksirów. Ból głowy znacznie zmniejszył się i był w
stanie poruszyć kończynami, ale również był ogromnie zmęczony. Zadowolona, że
zrobiła wszystko, co mogła, pani Pomfrey z powrotem wpuściła dorosłych do
pokoju.
Syriusz
i Remus pospieszyli do boku Harry’ego, podczas gdy profesor Dumbledore i
McGonagall zostali w progu, zwyczajnie przyglądając się scenie przed nimi. Każdy Huncwot usiadł po przeciwnym boku
łóżka. Syriusz przebiegał palcami jednej dłoni przez włosy Harry’ego, czym
zdawał się koić nerwy nastolatka, podczas gdy Remus upewniał się, że Harry’emu
jest wygodnie. Wydawało się przestępstwem przerywać ten rodzinny moment, ale
musieli to zrobić.
-
Harry, dasz radę odpowiedzieć na kilka pytań? – zapytał profesor Dumbledore.
Syriusz
spojrzał przez ramię na dyrektora, wydając się gotowy do sprzeciwu, ale tylko
westchnął i zerknął na Harry’ego.
-
Powiedz tylko słowo, Rogasiu, a ich stąd wykopię – powiedział miękko. – Możemy
zrobić to rano.
Harry
potrząsnął powoli głową. Wiedział, że musi to zakończyć, więc nie miało sensu
odkładanie tego.
-
Nic mi nie jest – powiedział, ale dostrzegł, że żaden z mężczyzn mu nie wierzy.
– Jestem tylko zmęczony i obolały. Chyba dwa Cruciatusy to mój limit. – To był
zły żart i sądząc po ostrych sapnięciach, które usłyszał, Harry wiedział, że to
prawdopodobnie była ostatnia rzecz, jaką powinien powiedzieć.
-
Może zaczniesz od początku, Harry – zaproponował profesor Dumbledore, wchodząc
do pokoju. – Cokolwiek nam powiesz, będzie to pomocne.
Harry
zamknął oczy i zrelacjonował swój sen. Zdołał mówić do momentu, gdy Voldemort
rzucił pierwszego Cruciatusa, po czym znieruchomiał. Wciąż pamiętał tamten ból.
Trzęsącym się głosem mówił dalej, ignorując zacieśniający się uścisk jego ojca
chrzestnego na jego dłoniach. Zanim skończył, Syriusz pociągnął go do
stanowczego uścisku. W pierwszym momencie Harry znieruchomiał z zaskoczenia,
ale odprężył się w ramionach chrzestnego. Był wyczerpany i chciał jedynie spać.
I
sen nadszedł.
^^^
Harry
obudził się następnego ranka i dostrzegł, że jego opiekunowie zasnęli na
krzesłach przy jego boku. Usiadłszy, Harry odnalazł okulary na szafce nocnej,
pozwalające mu zobaczyć wszystko wyraźnie. Jak najciszej wyczołgał się z łóżka,
chwycił stos przygotowanych dla niego ubrań i wszedł do przylegającej do pokoju
łazienki. Po umyciu się i przebraniu, Harry wrócił do pokoju i zauważył, że
jego opiekunowie nie poruszyli się. Nie był pewny, co robić. Powinien czekać,
aż jego opiekunowie obudzą się, czy może wyjść? Miał dzisiaj zajęcia i
wiedział, że Ron i Hermiona pewnie zastanawiali się, gdzie on jest.
Ale jeśli wyjdę, przestraszę
Syriusza i Remusa.
Decyzja
została podjęta za niego, kiedy drzwi powoli otworzyły się i profesor
Dumbledore wsadził głowę do środka. Widząc, że Harry jest ubrany, skinął na
chłopca, by ten podążył za nim do jego gabinetu. Kiedy wszedł, Harry nagle
poczuł zdenerwowanie, gdy dostrzegł profesor McGonagall i Snape’a, siedzących
przed biurkiem Dumbledore’a. Przypomniał sobie jak profesor Dumbledore
„skarcił” go zeszłego wieczora i nie powstrzymał strachu, że to był tylko
początek.
Dumbledore
wyczarował krzesło między profesorem Snapem a profesor McGonagall, po czym
podszedł do biurka i usiadł.
-
Proszę, Harry, usiądź – powiedział uprzejmie. – Jest kilka rzeczy, które musimy
przedyskutować. – Harry w ciszy posłuchał i usiadł, wlepiając wzrok w podłogę.
– Nie masz kłopotów, Harry – powiedział łagodnie Dumbledore. – Mógłbym ci
powiedzieć, że nasze poszukiwania wczorajszego napastnika nie powiodły się, ale
już wiedziałeś, że tak będzie. Przeszukaliśmy kwatery profesora Moody’ego i
dokonaliśmy zaskakującego odkrycia. Okazało się, że oszust trzymał prawdziwego
Alastora Moody’ego zamkniętego w kufrze, żeby móc używać jego włosów do
eliksiru Wielosokowego. Alastor wraca do zdrowia strzeżony w skrzydle
szpitalnym, ale nie wiemy, jak długo będzie odzyskiwał siły.
Harry
uniósł wzrok na profesora Dumbledore’a, zaskoczony tym, że mężczyzna tak wiele
mu mówił. Wątpił, by reszta szkoły kiedykolwiek o tym miała usłyszeć. Okropnie
trudno byłoby wyjaśnić całą prawdę, bez ujawniania wizji Harry’ego, a Harry nie
chciał, by ktokolwiek o tym wiedział w najbliższym czasie. Jeśli reakcja szkoły
na to, że rozmawia z wężami była jakąś wskazówką, Harry wiedział, że ludzie
prawdopodobnie uwierzą, że stracił rozum.
-
Aż Alastor nie będzie w stanie uczyć, będziemy potrzebować tymczasowego
zastępstwa – kontynuował Dumbledore. – Zapytałem Remusa, czy rozważyłby tą
pozycję, ale nie jest pewny, jak ty to przyjmiesz, ponieważ jest on teraz twoim
opiekunem.
Powiedzenie,
że Harry był zdezorientowany było niedomówieniem.
-
Był moim opiekunem w zeszłym roku, kiedy mnie uczył – zauważył.
-
Ale cały czarodziejski świat nie był tego świadomy, Harry – wyjaśnił
Dumbledore, pochylając się. – Pewni uczniowie i rodzice mogą twierdzić, że cię
faworyzujemy, bo zatrudniamy jednego z twoich opiekunów na nauczyciela. Wiemy,
że jesteś pod wpływem dużego stresu i nie chcemy dodawać jeszcze tego, twoi
opiekunowie tego nie chcą.
-
Poradzę sobie z tym, cokolwiek uczniowie mi zarzucą, profesorze – powiedział
stanowczo Harry. Nie mógł uwierzyć, że Dumbledore był bardziej zatroskany jego
„stresem” niż tym, przez co będzie przechodził Remus. – Bardziej martwiłbym się
o Remusa, ponieważ nie wszyscy zaakceptują jego stan. To dlatego zrezygnował w
zeszłym roku. Bez względu na to, co Remus może mówić, wiem, że dręczy go to, że
czasem ludzie widzą w nim wilka, a nie człowieka.
-
Nie będziesz starał się wykorzystać swojej relacji z panem Lupinem w klasie? –
zapytała surowo profesor McGonagall.
Harry
spojrzał na nią z uniesioną brwią. Jak McGonagall mogła sądzić, że zrobiłby coś
takiego?
-
Nie robiłem tego w zeszłym i z pewnością nie zrobię w tym – powiedział, brzmiąc
na lekko urażonego. – Zbyt mocno szanuję obu moich opiekunów, by zrobić coś tak
dziecinnego.
-
Profesor McGonagall nie miała na myśli czegoś takiego, Harry – powiedział
spokojnie profesor Dumbledore. – Większość nastolatków stara się wykorzystać taką
sytuację. Przepraszam, że osądziliśmy, że zrobisz podobnie. Czasami ciężko
myśleć, że tak krótko znasz Syriusza i Remusa, biorąc pod uwagę to, jak blisko
jesteście.
Harry
wciąż był zdezorientowany. Dlaczego ktokolwiek miałby wykorzystać to, że jego
opiekunowie go uczą?
-
Wciąż nie rozumiem – powiedział. – Dlaczego dzieciaki miałyby zachowywać się
tak w stosunku do rodziców czy opiekunów? Takie zachowanie tylko prosi się o
kłopoty ze strony innych uczniów.
Profesor
Dumbledore zerknął na McGonagall, potem Snape’a, zanim skupił wzrok z powrotem
na Harrym.
-
To prawda – przyznał. – Nie sądzę, że muszę przypominać ci Draco Malfoya.
Wykorzystuje pozycje swojego ojca, jako szkolnego naczelnika, by dostać to, co
chce. To nie takie rzadkie. – Harry wyglądał na przerażonego byciem porównanym
do Draco Malfoya, co Dumbledore zauważył. – Nie mówię, że ty byś zrobił to
samo. Chcieliśmy się tylko upewnić, że to rozwiązanie nie przysporzy problemów.
Jeśli uważasz, że dasz sobie z tym rady, poinformuję Remusa, że od dzisiejszego
ranka będzie uczył.
Zamykając
oczy, Harry starał się utrzymać emocje pod kontrolą. Był przygotowany na to, że
Draco Malfoy oraz wielu innych Ślizgonów przysporzą mu wiele problemów. Miał
tylko nadzieję, że nie zrobią mu tego samego trzy inne domy. Otwierając
ponownie oczy, Harry spojrzał na Dumbledore’a z biernym wyrazem twarzy.
-
Profesorze, moje stanowisko w tej sprawie nie zmieniło się – powiedział
szczerze. – Remus będzie większym celem szyderstw niż ja. Bierze wszystkie
oszczerstwa w stronę wilkołaków bez pokazywania, jak bardzo go to boli. Wiem,
że gdy nazywają go mieszańcem cierpi. Boli go to, że czarodziejski świat uważa
go za kogoś gorszego od człowieka.
Dumbledore
splótł palce, a powolny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-
Przedyskutuję to z Remusem i zobaczę, co można zrobić, by jego pobyt tutaj był
przyjemny – powiedział, a jego oczy zabłyszczały. – Kolejną sprawą, którą
musimy przedyskutować jest to, co wydarzyło się zeszłej nocy. Nie byłoby
dobrze, gdyby uczniowie dowiedzieli się, że byli uczeni przez zwolennika
Voldemorta przez niemal cały rok szkolny, zwłaszcza, że Turniej wciąż ma pełen
rozmach. Żeby zapobiec panice, muszę nalegać, żebyś nie mówił o tym, co się
stało zeszłego wieczora komukolwiek, kto już nie wie.
Harry
nie mógł w to uwierzyć. Jak on mógł trzymać w sekrecie zeszłą noc przed
wszystkimi? Sekrety w Hogwarcie długo nie pozostawały sekretami. Harry nauczył
się tego w brutalny sposób.
-
Co z Viktorem? – zapytał. – Wie, że zostałem zaatakowany…
-
…ale tylko to wie – przerwał mu spokojnie Dumbledore. – Nie mogę zaprzeczyć, że
zostałeś zeszłego wieczora zaatakowany, ale nikt poza kadrą i twoimi opiekunami
nie wiedzą, kto to był. Przyznamy, że atak był i że napastnik uciekł, ale
wszystkie informacje dotyczące obecności Barty’ego Croucha Jr. zwyczajnie
zatrzymamy dla siebie. To jest również dla twojego bezpieczeństwa, Harry. Jeśli
czarodziejski świat dowie się o twoich wizjach, możesz być w poważnym
niebezpieczeństwie. Ministerstwo może próbować wykorzystać cię do pozyskania
informacji o Voldemorcie i jego zwolennikach.
Dreszcz
przebiegł przez kręgosłup Harry’ego, sprawiając, że zadrżał. Kolejne wizje? Ta
z ostatniej nocy wystarczyła na całe jego życie. Profesor McGonagall zauważyła,
że Harry przestał skupiać się na nich, więc wyciągnęła rękę, chwytając
stanowczo jego dłoń. Harry nawet tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty
strachem. Nie chciał wiedzieć, co Voldemort knuje. To zbyt bolało.
-
Harry? – zapytał łagodnie Dumbledore. – Harry, wszystko w porządku?
Wyrwany
z myśli, Harry spojrzał na profesora Dumbledore’a i skinął głową, choć naprawdę
nie czuł, by w tym momencie było w porządku.
-
Przepraszam, profesorze – powiedział cicho, mając nadzieję, że Dumbledore odpuści
sprawę. – Eee… co pan mówił?
Dumbledore
przez moment przyglądał się Harry’emu zanim odpowiedział.
-
Przypominałem ci, że robimy wszystko, co w naszej mocy, by zapewnić
bezpieczeństwo w Hogwarcie, Harry – powiedział uprzejmie. – Syriusz zgodził się
pozostać przez jakiś czas w Hogwarcie, by pomóc w trudnej sytuacji, ale jeszcze
nie chcemy, żeby cała szkoła wiedziała o jego obecności. Jeśli uczniowie
dowiedzą się, że potrzebujemy dla bezpieczeństwa kogoś takiego jak Syriusz,
mogą przesadnie zareagować. Rozumiesz?
Harry
nie rozumiał, co to za wielka rzecz, ale nie miał zamiaru tego powiedzieć,
zwłaszcza, że obok niego siedział profesor Snape. Wydało się Harry’emu dziwne
to, jak cichy był Mistrz Eliksirów, ale po raz kolejny nie zamierzał wymówić
swoich myśli. Snape obmawiał jego oraz jego ojca, więc lepiej nie wsadzać kija
w mrowisko.
-
Tak, proszę pana – powiedział Harry posłusznie.
-
Dobre więc, jeśli nie masz więcej pytań, myślę, że zaczęło się właśnie
śniadanie – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore.
Pojmując
sygnał, Harry pożegnał się i ruszył do drzwi. Gdy sięgnął po klamkę, Harry
poczuł na sobie chłodny dreszcz. Coś w tym było nie tak.
-
Proszę pana, wiem, że to może nie na miejscu, ale historia pokazała, że
tajemnice mają zwyczaj wychodzić na jaw – powiedział, zerkając przez ramię na
dyrektora. – Mam tylko nadzieję, że jest pan gotowy na następstwa, które
nadejdą.
Wszyscy
trzej nauczyciele wpatrywali się w Harry’ego ze zdumieniem, gdy nastolatek
opuszczał biuro. Przez dłuższą chwilę nikt nie powiedział ani słowa.
-
Ten chłopiec jest zbyt bystry – powiedziała w końcu profesor McGonagall. –
Wyglądało to tak przez moment, jakby duch jego matki przejął jego ciało.
Dumbledore
i Snape musieli się zgodzić.
^^^
Zanim
skończył się dzień, Harry desperacko potrzebował azylu. Gdziekolwiek się
odwrócił, ktoś pytał go o wczorajszy atak, chcąc nać każdy pojedynczy szczegół.
Cedric Diggory przyparł do muru Viktora Kruma przed śniadaniem, chcąc wiedzieć,
co było wczoraj tak ważnego i był całkiem zaskoczony, kiedy Viktor powiedział
mu wszystko, co wiedział o ataku, włącznie z omdleniem Harry’ego. Spanikowany
Cedric pospieszył do Wielkiej Sali z Viktorem, depczącym mu po piętach i
zobaczył, jak Harry bezmyślnie bawi się jedzeniem. Przy każdym stole było tylko
kilku uczniów z każdego domu, ale ich rozmowy urwały się gwałtownie, kiedy
Cedric podszedł do Harry’ego i zażądał, by mu powiedział, co się stało.
Harry
usiłował uznać atak za niewart zmartwienia, przez co Cedric i Viktor zamarli w
milczącym szoku. Starsi reprezentanci chwycili Harry’ego za ramiona i
wyciągnęli go z Wielkiej Sali do pustej klasy, gdzie zażądali wyjaśnienia. Harry
powiedział im, co tylko mógł, czyli niewiele więcej, niż to, co Viktor
powiedział Cedricowi. Choć Cedric był pod wrażeniem, że Harry zdołał sam się
obronić, nie tracił czasu i nakrzyczał na Harry’ego i Viktora za robienie
czegoś tak głupiego. To zaskoczyło Harry’ego i Viktora najwyraźniej też. Cedric
zakończył swoją tyradę, sprawiając, że Harry obiecał, że nigdy więcej czegoś
takiego nie zrobi. Harry szybko zgodził się i westchnął ulgą, kiedy Cedric
nieco się odprężył.
Oczywiście
Cedric nie utrzymał buzi na kłódkę, więc zanim skończyły się pierwsze tego dnia
zajęcia, cała szkoła wiedziała, że Harry został zeszłego wieczoru zaatakowany,
gdy starał się bronić pana Croucha, a napastnik nawiał. Hermiona kolejna
skarciła Harry’ego za wysłanie po pomoc Viktora, ponieważ Bułgar był starszy i
miał więcej wiedzy o zaklęciach obronnych, zmuszając Harry’ego do powstrzymania
się od pytania, skąd ona może to wiedzieć.
Zanim
skończył się obiad rozpędził się młynek plotek. Atak Harry’ego wciąż był na
ustach wszystkich, na równi z powrotem profesora Lupina i nieobecnością
profesora Moody’ego. Jeśli chodziło o uczniów, byli zaniepokojeni tym, że
profesor Moody zachorował i profesor Lupin był jego tymczasowym zastępstwem.
Spoglądając na opiekuna, siedzącego przy Głównym Stole, Harry zauważył, że
Remus bezgłośnie mówi: „Kwatery Huncwotów”, więc skinął głową w odpowiedzi. Po
tym, co się stało zeszłego wieczora, żaden z jego opiekunów nie miał szansy
jeszcze upomnieć Harry’ego, czego raczej nie oczekiwał z niecierpliwością.
Wieczorem, po kolacji, Harry ruszył do Kwater
Huncwotów, wdzięczny, że hasło nie zostało zmienione. Wchodząc do salonu, Harry
dostrzegł, że Syriusz i Remus siedzą przed ogniem, rozmawiając cicho. Przez
chwilę, Harry rozważał wyjście, żeby im nie przeszkadzać, ale Syriusz dostrzegł
obecność Harry’ego i ich rozmowa szybko ucichła.
Ku
wielkiej uldze Harry’ego, Syriusz i Remus nie skarcili go za to, co się stało.
Właściwie Syriusz był dumny z tego, jak Harry poradził sobie ze wszystkim, ale
równie zmusił go do obietnicy, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobi. Z
drugiej strony, Remus wyraził obawę, że Harry użył tak potężnej tarczy
pochłaniającej, co pozostawiło go bezbronnym. Harry musiał zgodzić się, że
Remus ma rację. Ta tarcza była jedną z najpotężniejszych, jakich się uczył, ale
nie wiedział, jak potężne zaklęcia nadejdą w jego stronę. Gdyby je
zbagatelizował, zaklęcie mogłoby przejść przez tarczę i uderzyć w niego.
Jako
karę, Harry miał spędzić dwie godziny dziennie przez następny tydzień, szukając
tarcz i innych zaklęć ochronnych, pod czujnym wzrokiem Syriusza lub Remusa.
Harry wiedział, że to niezbyt wielka kara, ponieważ prawdopodobnie sam i tak
przeszukałby ten temat przed trzecim zadaniem. Istniała też kwestia, że Syriusz
czynił te dwie godziny bardziej zabawnymi, nalegając na praktyczne lekcje,
kiedykolwiek naszła jego kolej na „monitorowanie kary”.
W
ciągu kilku dni Ministerstwo dowiedziało się o obecności pana Croucha w
Hogwarcie. Korneliusz Knot przybył wraz z Percym Weasleyem i uzdrowicielką ze
szpitala św. Munga, by przegadać „stan psychiczny” pana Croucha. Prognozy nie
były dobre. Uzdrowicielka wywnioskowała to samo, co pani Pomfrey: pan Crouch
cierpiał na uszkodzenie mózgu w skutek potraktowania go zaklęciem zapomnienia.
Podano mu środki uspokajające i przetransportowano do św. Munga na
„nieokreśloną ilość czasu”. Knot zrobił się całkiem blady, gdy Crouch zaczął
mówić o tym, że Czarny Pan staje się coraz silniejszy i niemal wybiegł ze
skrzydła szpitalnego (jak to określił Syriusz, ponieważ Harry i Remus byli na
zajęciach, gdy przybył Knot).
Ponieważ
Knot był w skrzydle szpitalnym, zobaczył profesora Moody’ego, który wciąż
dochodził do siebie i tak dowiedział się, że Remus był jego zastępcą. Nie był
zadowolony z tymczasowego nauczyciela i zażądał przyjrzenia się zajęciom, a tak
się stało, że owe zajęcia miał właśnie Harry. Kiedy weszli do klasy, zobaczyli
uczniów, podzielonych na grupki po trzy osoby, rozmawiających cicho, podczas
gdy jeden z każdej grupki pisał notatkę na kawałku pergaminu, podczas gdy
profesor Lupin przechadzał się po pomieszczeniu, obserwując. Po jakiś pięciu
minutach, Remus polecił wszystkim, by odłożyli pióra, po czym przywołał jednego
członka każdej grupy, by zapisał ich ustalenia na tablicy.
Gdy
wszyscy skończyli, profesor Lupin zerknął na listę zaklęć, czarów i
przekleństw, zanim odezwał się do klasy.
-
Tylko jedna grupa pomyślała o zaklęciu Protego
– powiedział w zamyśleniu. – Większość z was wypisała zaklęcia ofensywne, ale
co z defensywnymi? Jeśli ktoś rzuci na was Zwieracz Nóg, jak się uwolnicie? –
Kilka rąk uniosło się w powietrze. – Dean?
-
Finite Incantatem? – zasugerował Dean
Thomas.
-
To jeden sposób, ale nie jedyny – powiedział profesor Lupin z uśmiechem. –
Wasze zadanie: jednak rolka pergaminu na temat defensywnej strony
pojedynkowania się. Wybierzcie trzy zaklęcia, klątwy lub uroki i znajdźcie
przynajmniej trzy sposoby, by nim przeciwdziałać. Przedyskutujemy wasze
znaleziska następnym razem. Jesteście wolni.
Uczniowie
natychmiast zaczęli rozmawiać o tym, jakie będą ich trzy wybory, jednocześnie
pakując rzeczy i opuszczając klasę. Harry skinął na Rona i Hermionę, żeby
poszli przodem bez niego i został z tyłu, a kiedy wszyscy wyszli, zbliżył się
do opiekuna, nieświadomy obecności Dumbledore’a, pana Knota i Percy’ego z tyłu
klasy.
-
Więc, straciłem moje podejście? – zapytał Remus Harry’ego z szerokim uśmiechem.
-
Ani trochę, profesorze – powiedział Harry odpowiadając równie szerokim
uśmiechem. Powrót Remusa do formalnego nauczania było dziwne dla nich obu. – Ma
pan rację. Naprawdę nikt nie myśli o obronnej stronie pojedynków. Na drugim
roku zawsze pierwszy był atak, mocny atak.
Remus
westchnął.
-
Wiem – przyznał, pakując swoje rzeczy. – Zwykle tak wszyscy myślą. – Spojrzał
na Harry’ego z uniesioną brwią. – Wiesz, że oczekuję, że twój esej będzie z
materiału, którego jeszcze się nie uczyłeś. Daj innym uczniom zająć się łatwymi
czarami i przekleństwami. Pomyśl o tym, jak o ćwiczeniu na trzecie zadanie.
Musisz się bronić, Harry. Nie powiem nic więcej w tym temacie.
Harry
skinął głową.
-
Pan Bagman już nam powiedział, z czym się zmierzymy – powiedział twardo. –
Niech mi pan zaufa. Nie mam zamiaru pójść na łatwiznę przy tym eseju. I tak
planowałem zrobić badania na ten temat.
-
Dobrze to słyszeć – powiedział Remus, obchodząc biurko dookoła. – Choć nie
powiem o tym twojemu ojcu chrzestnemu. Już i tak myśli, że zatruwam ci umysł
przeciw niemu…
Odchrząknięcie
sprawiło, że Harry podskoczył i odwrócił się, dostrzegając obserwatorów. Nie
podobało mu się to, że Korneliusz Knot (ten sam mężczyzna, który próbował
zasądzić na Syriuszu karę Pocałunku Dementora bez procesu) z Percym Weasleyem;
Harry zrobił podświadomy krok w tył i poczuł opiekuńczą dłoń na ramieniu. Ze
stanowczego ściśnięcia, Harry mógł powiedzieć, że Remus miał takie same obawy,
jak on.
-
Jest coś, co mogę dla pana zrobić, Ministrze? – zapytał uprzejmie Remus.
-
Nie – powiedział Knot sztywno. – Dowiedziałem się, że powrócił pan do nauczania
i chciałem sam zobaczyć…
-
…czy nie stanowię zagrożenia dla moich uczniów? – zaproponował Remus. –
Zapewniam pana, Ministrze, że to stanowisko jest tylko tymczasowe, póki
profesor Moody nie dojdzie do siebie. Byłem jedyną dostępną osobą w tak krótkim
czasie.
-
I pan Potter nie ma z tego powodu żadnych przywilejów? – zapytał Knot z
uniesioną brwią.
Oczy
Harry’ego zwęziły się na to oskarżenie. Czemu wszyscy wierzyli, że będzie
wykorzystywał to, że Remus jest nauczycielem?
-
Jestem dla Harry’ego surowszy niż dla innych uczniów – powiedział Remus
spokojnie. – Nie pozwalam żadnemu uczniowi – nie ważne, kim on jest – lenić się
na moich zajęciach.
-
Jak widzisz, Korneliuszu – powiedział uprzejmie profesor Dumbledore, – Remus
jest bardziej niż zdolny zastąpić Alastora… chyba że wolisz, żeby Syriusz Black
zajął tą pozycję zamiast niego.
Knot
szybko spojrzał na Dumbledore’a z przerażeniem. Zdawało się, że jakiekolwiek
obiekcje miał Knot, skończyły się one.
-
N-nie, jest dobrze – powiedział szybko. – Jestem pewien, że profesor Lupin nie
będzie miał żadnych kłopotów, ponieważ ta pozycja jest tymczasowa. Naprawdę
musimy już iść… mamy mnóstwo papierów i musimy znaleźć kogoś, kto zastąpi
Barty’ego.
Knot
i Percy szybko po tym wyszli, ku wielkiej uldze wszystkich. Harry musiał się
zastanowić, dlaczego Knot był tak przeciwny temu, by Syriusz uczył. Syriusz
nauczał go przez całe lato i właściwie był w tym całkiem niezły. Miał własne
przekonania i żale, zwłaszcza co do Mistrza Eliksirów, ale to nie uznawało go
za niegodnego bycia nauczycielem. Oczywiście Knot był raczej dość nerwowy przy
temacie Syriusza Blacka, od kiedy proces dowiódł, że jest one niewinny. Harry
musiał się zastanowić, czy Knot zwyczajnie nie bał się Syriusza i tego, co
animag może powiedzieć tym, którzy byli chętni słuchać.
Dzięki za kolejny super rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest super a Knot to taki tchórzliwy dupek weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta wizja dobrze że powiedział, mogli działać u Cedrik taki zaniepokony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia