Później
tego popołudnia, wszyscy czterej Opiekunowie Domów byli w gabinecie Dumbledore
wraz z Poppy. Dyrektor wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż inni mogli
sobie przypomnieć.
-
W porządku, Albusie? – zapytała Minerva z pewną troską, rzucając spojrzenie
Poppy.
Dumbledore
uśmiechnął się do niej ze zmęczeniem.
-
Tak, moja droga. Nic mi nie jest. Po prostu potwierdziły się moje najgorsze
podejrzenia i jest to… przygnębiające.
-
Cóż, przestań być tak tajemniczy i powiedz nam, co się dzieje! – wybuchła
Pomona Sprout z niecierpliwością, po czym zarumieniła się. – Znaczy…
Oczy
Dumbledore’a zalśniły mocno.
-
Rozumiem i przepraszam za niepotrzebną skrytość. Najpierw jednak, Poppy, jak
się ma panna Parkinson?
Pielęgniarka
zmarszczyła brwi.
-
Była osuszona, dyrektorze. Nie tylko
z magii, ale również z sił życiowych. Gdyby to potrwało trochę dłużej, nie
widzę, jak mogłaby przeżyć.
-
Ale dojdzie do siebie? – zapytał zmartwiony profesor Flitwick.
Poppy
skinęła głową.
-
Zajmie to trochę czasu, ale całkiem wyzdrowieje.
-
Co wywołało to… „osuszenie”? – zapytała McGonagall. – Czy to przez to
stworzenie, które zaatakowało Severusa?
Sprout
zmarszczyła brwi.
-
Jakie stworzenie? Panna Granger nie mówiła nic o jakimś stworzeniu. Severusie,
nic ci nie jest?
Dumbledore
westchnął.
-
Być może powinniśmy zacząć od początku. Severusie?
Snape
powtórzył tą samą mocno zmienioną wersję, którą podał dyrektorowi o ataku
Nagini i jej późniejszej ucieczce przez Komnatę Tajemnic.
-
…Ale co dyrektor i Hagrid tam znaleźli, nie mam pojęcia – zakończył.
Wszyscy
czterej nauczyciele i pielęgniarka zwrócili się wyczekująco w stronę
Dumbledore’a.
-
Kiedy zostałem wezwany przez Martę, z przerażeniem odkryłem powtórkę wzoru,
który był dla mnie zbyt świadomy. Kiedy Marta została zabita – jak wiecie – nie
byłem jeszcze dyrektorem i zawsze miałem wątpliwości, co do wyjaśnienia tych
wydarzeń, które zaakceptował mój poprzednik. Byłem przekonany, że Hagrid nie
był w to zaangażowany, ale ten inny uczeń, który już ukazał niezdrowe
zainteresowanie Salazarem Slytherinem, odegrał swoją rolę. W owym czasie nie
miałem ani autorytetu, ani dowodów, które potwierdziłyby moje przypuszczenia,
ale krótko po tym, jak zotałem dyrektorem,
podjąłem pewne… środki ostrożności… na wypadek gdyby historia się powtórzyła,
byłbym gotowy.
-
To dlatego kazano mi przynieść to? – zapytała McGonagall, unosząc parę
okularów, które były identyczne jak te, które teraz leżały na biurku dyrektora.
Albus
skinął głową.
-
Zdołałem wyprodukować kilka par – na wszelki wypadek. Kiedy Marta poinformowała
mnie, że zostało otworzone sekretne przejście w jej toalecie, czułem, że musimy
podjąć wszystkie środki ostrożności i nalegałem, żebyśmy z Hagridem założyli
ochronne okulary i zaryzykowali pójście przodem. Kiedy pierwszy zeszliśmy – kontynuował
uroczyście dyrektor, – jasne było, że rzeczywiście jesteśmy w Komnacie
Tajemnic; legendarna kryjówka Salazara Slytherina była zbyt realna. Razem z
Hagridem zeszliśmy, znaleźliśmy Nagini, zwierzątko Voldemorta… - zignorował
skrzywienia innych na imię Czarnego Pana, – drżącą w śmiertelnych bólach, a jej
ciało było niemal rozerwane na pół.
Oczy
McGonagall rozszerzyły się.
-
Wielki Merlinie! Co mogło zrobić coś takiego? Ten wąż był ogromny!
-
Zwierzak Salazara Slytherina wciąż był większy – powiedział ze zmęczeniem
Dumbledore.
-
Jego zwierzak! Bazyliszek? – pisnął Flitwick, niemal spadając z krzesła. –
Wciąż żył?
-
I to jak. Pojawił się pewnie z powodu nagłego wejścia Nagini. Podejrzewam, że
magia pana Pottera tymczasowo oślepiła Nagini, czyniąc ją niewrażliwą na
spojrzenie bazyliszka, ale był na tyle wielki, by pozbyć się jej, ach, bezpośrednio.
-
Słodki Merlinie – wyszeptała szara Sprout. – Żywy bazyliszek w zamku! Co, gdyby
uwolnił się po tym, jak Nagini go przebudziła?
-
Tym są te zabawne okulary? – Poppy przyglądała się bacznie parze w dłoni
Minervy z zainteresowaniem. – Jakiegoś rodzaju ochroną? Nigdy o czymś takim nie
słyszałam!
-
Są dość rzadkie, ale biorąc pod uwagę moje wcześniejsze przeczucia, że Marta
padła ofiarą bazyliszka, czułem się zmuszony zdobyć kilka, skoro przejąłem
obecną rolę. Przyznam, że nigdy nie spodziewałem się, że zmierzę się ze
stworzeniem Slytherina – myślałem, że wcześniejszy uczeń mógł, starając się
naśladować swojego bohatera, spróbować w sekrecie utworzyć bazyliszka dla
siebie. Sądziłem, że mu się udało, ale kiedy to stworzenie zabiło Martę, to
albo zabił je, by ukryć swoją winę w powstałej wrzawie, albo ukrył je gdzieś w
zamku. Ogromnym szokiem było spotkanie wielkiej, tysiącletniej kreatury.
-
Dobry boże… więc to tam znaleźliście?
-
Wybacz, Pomono. Chyba cię trochę zmyliłem. Bazyliszek nie był jedynym
mieszkańcem Komnaty. Uczennica, panna Parkinson, też była tam obecna tak, jak
nasz dawny uczeń – Tom Riddle.
Reszta
zamrugała ze zdezorientowaniem.
-
Kto? – zapytał w osłupieniu Flitwick.
Dumbledore
machnął różdżką i imię „Tom Marvolo Riddle” pojawiło się nad jego głową.
Kolejne machnięcie i litery pozmieniały się miejscami.
-
Nie!
-
Sami Wiecie Kto?
-
Och, Merlinie! – Inni głośno wyrazili swoje przerażenie.
-
Ale, Albusie – zaprotestowała Minerva, – chcesz nam powiedzieć, że on znów jest
bardziej cielesny?
-
Nie… to nieco bardziej skomplikowane – przyznał Albus.
McGonagall
zamrugała.
-
Bardziej skomplikowane niż tysiącletni zwierzak i odrodzony Mroczny czarodziej?
-
Ostatnim przedmiotem w Komnacie był mały dziennik i podejrzewam, że panna
Parkinson w jakiś sposób go zdobyła. Ten dziennik należał do Toma Riddle’a,
kiedy chodził do Hogwartu. W tym samym czasie odkrył pierwszy raz Komnatę,
zaprzyjaźnił się z chowańcem Slytherina i – jak sądzę – był odpowiedzialny za
śmierć Marty.
Nauczyciele
sapnęli z przerażeniem.
-
Więc biedna, mała Pansy w jakiś sposób przeczytała dziennik i odkryła wejście
do Komnaty? – zgadywała Poppy.
-
Dziennik już dłużej nie był zwykłą książką – wyjaśnił Dumbledore. – Została…
zmieniona… przez Voldemorta w coś więcej. Coś Mrocznego i nieopisanego.
-
Co? – wybuchnął z niecierpliwością Snape.
-
Kto z was wie coś o horkruksach? – zapytał Albus, wyglądając na bardzo starego
i bardzo smutnego.
Snape
zmarszczył w zamyśleniu brwi. Było coś…
-
Cóż, ja nigdy o czymś takim nie słyszałam – stwierdziła wprost Sprout.
-
Horkruks to – z braku lepszego wyjaśnienia – przedmiot, w który czarodziej
wkłada część swojej duszy. Stworzenie go wymaga okropnie Mrocznej – oraz
morderstwa – ale chronienie kawałka duszy czarodzieja, czyni go nieśmiertelnym.
Tak długo, jak horkruks istnieje, istnieje również kawałek duszy czarodzieja i
nie może on zostać zabity. – Dumbledore wziął głęboki oddech. – Tom Riddle
zmienił dziennik w horkruks. To fragment jego duszy obudził bazyliszka i wyssał
siły życiowe z Pansy.
Reszta
patrzyła na niego z przerażeniem.
-
Ale Sami Wiecie Kto nigdy nie wspominał swoim zwolennikom o czymś takim! –
zaprotestował Snape. – Z pewnością tym z Wewnętrznego Kręgu powiedziałby!
-
Oczywiście, że nie – Dumbledore potrząsnął głową. – Dlaczego Voldemort miałby
wyjawiać wam swoją słabość? Gdybyście wiedzieli o istnieniu horkruksów i
zniszczyli je, znów byłby śmiertelny. Nie jestem w najmniejszym stopniu
zaskoczony, że nigdy nie zachęcił żadnego ze śmierciożerców do badania tej
gałęzi czarnej magii.
-
Więc to dlatego Voldemort nie został zabity, gdy AK odbiło się w jego stronę od
Harry’ego? Ponieważ ten horkruks chronił część jego duszy? – zapytał Flitwick
-
Tak. Oczywiście, teraz, gdy horkruks został zniszczony, jest on podatny…
-
Czekaj. – Głos Snape’a przerwał dyrektorowi. – Dlaczego zakładasz, że ma tylko
jednego horkruksa?
Dumbledore
zamrugał.
-
Nikt nigdy nie słyszał o więcej, niż jednym, mój chłopcze. To wymaga rozszczepienia duszy.
Snape
wzruszył ramionami.
-
Nie miałem pojęcia, że duszę w ogóle da się rozszczepić. Ale jeśli rozszczepisz
ją raz, dlaczego nie miałbyś ponownie? Szczególnie, jeśli to sprawi, że twoja
nieśmiertelność będzie lepiej strzeżona?
-
Dlaczego ktokolwiek miałby pójść w taką skrajność? – zapytała ze zdumieniem
Sprout. – Czy jeden horkruks nie wystarczy?
-
Nie Ślizgonowi – warknął Snape. – Pojedynczy horkruks daje pojedynczy punkt w
razie niepowodzenia planu. Oczywiście wymagałoby to dodatkowego wsparcia i
bezpieczeństwa. Skoro już raz rozdzieliłeś duszę, dlaczego na tym poprzestać?
Zwrócili
się do Dumbledore’a, który wyglądał na oszołomionego.
-
M-muszę przyznać, że nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, by Tom mógł stworzyć
więcej niż jeden horkruks – wyznał, – ale nie mogę zarzucić nic twojej logice,
Severusie. Tom zawsze był tajemniczym i nieufnym dzieckiem, choć z pewnością
miał do tego powód, biorąc pod uwagę jego dzieciństwo. Ale podczas gdy
martwiłem się o niego – ogromnie – kiedy chodził do szkoły, nawet ja nigdy nie
przewidziałem wielkości otchłani deprawacji, w jakiej zatonął.
-
Rozdzielenie duszy raczej nie może wyjść na zdrowie – wtrąciła cierpko pani
Pomfrey. – Może za każdym razem, gdy to robił, tracił coraz więcej zdrowego
rozsądku?
Dumbledore
wyglądał na bardzo zasmuconego.
-
I człowieczeństwa. Tak, to wiele by wyjaśniło.
-
Ale powiedziałeś, że przynajmniej ten horkruks został zniszczony? – Sprout
powróciła do sedna sprawy. – Co się stało?
-
Po tym, jak dotarliśmy do Komnaty i zobaczyłem ducha Toma, zacząłem z nim
rozmawiać i szybko zrozumiałem, z czym mamy do czynienia. Sądzę, że był
rozbawiony, że zobaczył mnie tak bardzo starszego i tak zdenerwowanego tym, co
sobie zrobił. Chciał się upewnić, że rozumiem jego spryt, zanim rozkazał
bazyliszkowi nas zniszczyć, ale na szczęście, kusza Hagrida wystarczyła, by
nawet bazyliszek się zawahał i zanim wrócił do siebie, by ponowić atak,
wysłałem Hagrida z dzieckiem do Severusa. Przez kilka chwil byłem w stanie
powstrzymać bazyliszka, ale gdy zrozumiałem, że mam do czynienia z horkruksem,
została mi tylko jedna opcja. – Westchnął ciężko. – Gdy tylko Hagrid wyszedł z
Komnaty, rzuciłem szatańską pożogę. Strawiła ona zarówno bazyliszka i horkruks
oraz, obawiam się, również toaletę Marty. Będziemy musieli znaleźć jej nowe
lokum.
Flitwick
zdołał odzyskać głos.
-
Zdaje mi się, że była w Ravenclaw. Poproszę Szarą Damę, by z nią pomówiła.
Jestem pewny, że znajdzie gdzieś w wieży miejsce, gdzie będzie szczęśliwa.
-
Więc horkruksy muszą być zniszczone przez szatańską pożogę? – Sprout przełknęła
ślinę, blednąc.
-
To chyba najbardziej… bezpieczna… metoda – zgodził się Albus.
-
Ale, dyrektorze, jeśli Severus ma rację i są inne horkruksy, to oznacza, że
Sali Wiecie Kto naprawdę ponownie powstanie – powiedział Flitwick wyglądając,
jakby mu było nieco niedobrze. – Naprawdę nic nie możemy zrobić?
-
Oczywiście, że możemy – powiedziała z niecierpliwością McGonagall. – Musimy się
dowiedzieć, gdzie są inne i zniszczyć je tak, jak Albus zrobił to z
Dziennikiem. Musimy – jak powiedział Severus – usunąć jego wsparcie.
-
A jak to zrobimy? – zapytała Poppy. – Z pewnością nie był w stanie zrobić kolejnych
od kiedy, cóż, został pokonany przez Harry’ego dziesięć lat temu. Jak możemy
się dowiedzieć, co Sami Wiecie Kto robił dekadę temu?
-
Wygląda na to, że zaczął swoją działalność jeszcze w Hogwarcie, więc też tutaj
zaczniemy swoje badania – powiedziała zaciekle Minerva. – Może Horacy coś wie.
Mimo wszystko, był Opiekunem Domu chłopca.
Dumbledore
pokiwał powoli głową.
-
Będziemy musieli wykazać się podczas polowania wielką dozą sprytu i
ostrożności. Jeśli Voldemort odkryje, co usiłujemy zrobić, nie cofnie się przed
niczym, by nas powstrzymać, a jak widzieliśmy, wciąż ma lojalnych
śmierciożerców. – Wszyscy uprzejmie nie spojrzeli na Snape’a.
-
I sugerujesz, że jak mamy poprowadzić sekretne poszukiwania, jednocześnie
próbując prowadzić szkołę pełną złośliwych i wścibskich bachorów? – zapytał
Snape.
-
Cóż… - zaczął Dumbledore, jednak zaraz przerwała mu McGonagall.
-
Masz całkowitą rację, Severusie. Będziemy musieli wprowadzić kilka zmian.
Wszyscy
spojrzeli na zastępcę dyrektora z zaskoczeniem.
-
Eee, zmian, moja droga? – powtórzył niepewnie Dumbledore.
Skinęła
stanowczo głową.
-
Poppy, długo martwiłaś się o Albusa, nieprawdaż? – Poppy spojrzała od
McGonagall do Dumbledore’a ze zdezorientowaniem. – Mimo wszystko, nie jest już
młodzieniaszkiem, a to był bardzo stresujący rok. Załamanie jest nieuchronne,
nie?
Poppy
uniosła brwi z zaniepokojeniem, ale potem wreszcie zrozumiała.
-
Och! Och, tak, ma pani całkowitą rację, pani profesor. Nie byłoby
niespodzianką, gdyby musiał wziąć sobie wolne na semestr, by wypocząć.
-
Ale… ale… - Dumbledore spróbował zaprotestować.
-
Nie bądź śmieszny, Albusie. Wyraźnie jesteś osobą, która wie najwięcej o
horkruksach i jeśli całkowita dyskrecja jest tak ważna, raczej nie możemy ufać aurorom
ani innej części rządu Korneliusza Knota.
Nawet
Snape był pod wrażeniem planu McGonagall, ale czuł się zobowiązany wskazać
oczywistą wadę.
-
Jeśli horkruksy są tak niebezpieczne, jak to opisuje dyrektor, nie byłoby dla
niego bezpieczne tropić je na własną rękę. Znaczy, bez urazy, dyrektorze – powiedział
szybko, zanim starszy, ale wciąż niezwykle potężny czarodziej mógł się obrazić,
– ale tak ważne zadanie nie może być powierzone jednej osobie, nie ważne jak
bardzo utalentowanej.
-
Hymm. – Dumbledore najwyraźniej pogodził się z tym pomysłem. – Może Syriusz
Black i Remus Lupin mogliby mi pomóc. Skoro Syriusz jest teraz wolny od
Azkabanu…
-
Ten kundel nie byłby w stanie zachować tego w tajemnicy, chyba że zakleiłbyś mu
usta! – warknął Snape. – Może zwyczajnie zabierzesz ze sobą Hagrida i
zakończysz to?
-
Severusie, wszyscy wiemy, że nie lubisz…
-
Nie, sądzę, że Severus ma rację. – Minerva ponownie weszła mu w słowo. –
Syriusz nigdy nie wykazał talentu do udawania i wciąż dochodzi do siebie po
Azkabanie. Mimo że był lojalnym członkiem Zakonu i bez wątpienia zrobiłby
wszystko, by chronić Harry’ego, jego wiedza o Mrocznych artefaktach jest
minimalna.
-
Jest Blackiem – zauważyła Sprout. – I jako najstarszy syn, byłby dziedzicem…
-
Zerwał ze swoją rodziną w okresie dojrzewania i nawet przed tym, odmawiał, by mieć
cokolwiek wspólnego z jego rodzinną… działalnością. Wątpię, by wiedział wiele
użytecznych rzeczy.
-
Jeśli potrzebna jest wiedza o Czarnej Magii, ja jestem oczywistym wyborem –
rzucił zimno Snape.
McGonagall
spojrzała na niego czule.
-
Masz inne, równie ważne obowiązki, Severusie. Co więcej, Albusie, oboje wiemy,
że czasami potrafisz być nieco… porywczy. Będziesz potrzebował towarzysza,
który w razie potrzeby będzie umiał cię pohamować.
Dumbledore
uniósł brwi.
-
Kogo masz na myśli? Mojego brata?
Minerva
prychnęła.
-
To polowanie na horkruksy, nie na kozy. Nie, sądzę, że ja dobrze się nadam.
Szczęka
Dumbledore’a nie była jedyna, która opadła z donośnym kłapnięciem.
-
Ty? Ale… ale… - bełkotał Snape.
Zwróciła
w jego stronę chłodne spojrzenie.
-
Tak, Severusie?
Snape
przełknął i przemyślał jeszcze raz swoją natychmiastową reakcję. Właściwie, im
dłużej to rozważał, tym bardziej mu się to podobało. McGonagall skrywała
ślizgońską powściągliwość i z pewnością była jedyną osobą, która wydawała się
sprawować jakąkolwiek kontrolę nad Dumbledorem. Miał więcej niż dowód jej
bezwzględności z Różową Ropuchą, a utalentowany animag i ekspert w transmutacji
mógł być naprawdę pomocny w poszukiwaniach. Co więcej, była rówieśniczką
Riddle’a z Hogwartu, co mogło dać jej dodatkowy wgląd w jego zachowanie.
-
Myślę, że to wspaniały pomysł – powiedział potulnie.
Reszta
spojrzała na niego, bardziej zszokowana posłuszną zgodną Snape’a, niż oszalały
plan McGonagall.
-
Ale, Minervo, jeśli mi potowarzyszysz, kto poprowadzi Hogwart pod moją nieobecność?
– zaprotestował Dumbledore płaczliwym tonem. – Jak moglibyśmy wyjaśnić
nieobecność nas obu?
-
Prawdą – zasugerował Snape, ukrywając złośliwy uśmiech. – Kto będzie się kłócił,
że Minerva jest jedną z kilku osób, które mogą upewnić się, że ściśle
przestrzegasz nakazu odpoczynku i regeneracji?
Reszta
uprzejmie ukryła uśmiechy, podczas gdy Dumbledore posłał mu kwaśne spojrzenie.
-
Ale wciąż pozostaje pytanie, kto poprowadzi Hogwart pod naszą nieobecność.
-
Och, sądzę, że razem z Severusem możemy dzielić się stanowiskiem – zaproponował
radośnie Flitwick. – W dwójkę powinniśmy być w stanie zarządzać zarówno
obowiązkami administracyjnymi, jak i dyscyplinarnymi.
Snape
zmusił się, by nie pokazać szoku. On? Miałby grać dyrektora? Czy choćby
zastępcę? Z pewnością rozpętają się uliczne zamieszki, albo przynajmniej
wielko-salowe. I dlaczego został odsunięty od polowania na te Mroczne
przedmioty? Z pewnością był jednym z najbardziej wykwalifikowanych…
-
Severusie – Dumbledore – jak zwykle – poprawnie odgadł jego uczucia. –
Ktokolwiek inny ma ze mną pójść, ty nie możesz. – Podniósł rękę, by powstrzymać
automatyczne protesty. – Pomijając całkiem prawdziwy problem, jakim jest
dobrobyt Harry’ego, ostatnie wydarzenia dowiodły, że Voldemort jest całkiem
świadom twojej prawdziwej lojalności. Będziesz ściśle obserwowany przez tych,
którzy są lojalni jemu i bardzo prawdopodobne, że będziesz celem kolejnych prób
morderstwa. Mimo wszystko, przez dzisiejsze wyjątkowe wydarzenia, będziesz
bezpieczniejszy za osłonami Hogwartu bardziej, niż gdziekolwiek indziej. I
jeśli razem z Filiusem podzielicie między siebie obowiązki dyrektora, będziesz
nawet bardziej obeznany z zamkiem i będziesz mógł lepiej strzec budynek oraz
samego siebie.
Przegrawszy
z argumentami, Snape wiedział, że nie ma innego wyboru, tylko wyrazić zgodę.
Skinął gderliwie głową i zgarbił się na krześle, zakładając ramiona na piersi.
Reszta udała, że nie zauważyli jego nieco-mniej-niż-entuzjastycznego
nastawienia.
-
Zaczniemy tego lata. Nie ma powodu, by wywoływać jeszcze większe zamieszanie w
tym semestrze – zdecydował Dumbledore. – To da nam dwa miesiące na ustalenie,
jak najlepiej podzielić się obowiązkami i przygotować się do nowych ról.
-
Ale, och, moi drodzy, to będzie oznaczało, że będziemy potrzebowali kogoś na
Opiekuna Gryffindoru, a także nowych nauczycieli transmutacji i OPCM-u –
zauważyła Sprout.
Dyrektor
zerknął na miejsce, gdzie siedział nadąsany najmłodszy profesor.
-
Mam pewną sugestię – stwierdził.
Trzydzieści
sekund później, wszyscy w pokoju wzdrygnęli się i zakryli uszy, gdy Snape
zaczął krzyczeć i rzucać przedmiotami.
-
No, już, Severusie – Dumbledore w końcu zdołał pociągnąć go na słowo na boku. –
Doskonale wiesz, że są idealnym rozwiązaniem. Jeśli razem z Minervą wyjedziemy
na polowanie na horkruksy, nie możemy mieć w Hogwarcie żadnych obcych ani
ulubieńców Ministerstwa, podpatrujących wszystko z ukrycia.
-
Ale Black i Lupin? – krzyknął Snape. – Ta dwójka…
-
Remus będzie całkiem odpowiedzialnym Opiekunem Domu i nauczycielem OPCM-u i
prawdopodobnie będzie w stanie zapobiec pewnym bardziej, em, ekstrawaganckim wyczynom Syriusza. –
Widząc nieprzerwane piorunujące spojrzenie Snape’a, Dumbledore wyciągnął asa. –
Jeśli pozwolisz im prawie codziennie widywać się ze sobą i Harrym, uważam, że
mogę przekonać Syriusza, by zgodził się, być ty adoptował chłopca. – Dumbledore
był daleki od pewności, czy dalej ma jakikolwiek wpływ na Syriusza, ale miał
nadzieję, że ten argument okaże się przekonujący dla Snape’a.
Snape
przerwał. Nie miał zamiaru pozwalać na ściągnięcie tu Blacka i Lupina bez
walki, żeby ich nowe relacje – i ich wzajemne działalności – nie zostały
ujawnione. Z drugiej strony, ich przyjazd tutaj z pewnością pasował do jego
własnych planów i nie był głuchy na argumenty Dumbledore’a. Poza tym, bez tak
widocznego nacisku ze strony Albusa, jak miał wyjaśnić chęć Blacka do tego, by
to on, Snape, adoptował Pottera?
-
Dobra! – warknął. – Ale kiedy ten kretyn spali zamek albo wilkołak wygryzie
sobie drogę przez mieszkańców wież, nie przychodź do mnie z płaczem!
-
Doskonale. – Dumbledore uśmiechnął się radośnie. – A teraz, skoro wszyscy się
zgodziliśmy co do naszych planów pokrzyżowania szyków Voldemorta, być może
poświęcimy kilka chwil na przedyskutowanie skarg skrzatów domowych na temat
przesadnego używania pralni?
^^^
Nieco
później tego samego wieczora, sprawdziwszy w ambulatorium, co z Pansy i
zafiukawszy do jej rodziców, Snape wrócił do swoich kwater, zdeterminowany, by
wcześnie położyć się spać. Ku jego irytacji, rozległo się pukanie do drzwi i
uśmiechająca się ironicznie Minerva wprowadziła do środka Harry’ego.
-
Harry chciał spędzić tę noc z tobą – poinformowała go czarownica, popychając do
przodu nagle nieśmiałego dzieciaka. – Jest niemal cisza nocna, więc pomyślałam,
że najlepiej będzie zejść tu razem z nim.
Snape
prychnął z irytacją na to, w jaki wyzywający sposób McGonagall przejęła jego
wieczór.
-
A jeśli…
-
Powiedziałam – przerwała mu
czarownica, posyłając mu Spojrzenie, które sprawiało, że nawet Dumbledore
myślał dwa razy, – że Harry chciał spędzić noc w swoim pokoju.
W
umyśle Snape’a nieproszony pojawił się obraz Umbridge i mężczyzna odchrząknął.
-
Ach. Cóż, Potter doskonale wie, że może kiedy chce być w swoim pokoju. Nie
potrzebuje mojego pozwolenia, by tu przychodzić.
Pierwszy
raz bachor uniósł wzrok i pełen ulgi uśmiech rozjaśnił jego wyraz twarzy.
-
Dzięki, tato!
McGonagall
poklepała chłopca po ramieniu i lekko skinęła głową w stronę Snape’a.
-
Więc dobranoc.
-
Dzięki za przyprowadzenie mnie, pani profesor! – zawołał za czarownicą Harry.
Snape
popatrzył na małą postać z niechęcią. To był długi dzień, a jego skóra wciąż
pełzała od wspomnienia dotyku Nagini. Pomiędzy rewelacjami o horkruksach, a
jego obowiązkami najpierw w kierunku Pansy, a potem reszty jego Domu, nie miał
nawet czasu, by zmienić ciuchy po ataku. Po prostu rzucił szybkie zaklęcie
naprawiające tam, gdzie kły roztargały jego szaty. A teraz musiał zająć się
kolejnym dzieckiem, zanim skupi się na własnych potrzebach. Stłumił narzekanie.
Dla Harry’ego to też był długi dzień, a chłopiec wciąż był emocjonalnie kruchy.
Nic dziwnego, że chciał wrócić do swojego opiekuna po kolejne zapewnienia i…
Kruche
dziecko, o którym była mowa, ziewnęło szeroko.
-
Jestem naprawdę zmęczony, tato. Czy mogę iść po prostu spać?
Snape
zamrugał.
-
Nie potrzebujesz porozmawiać o dzisiejszych wydarzeniach?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Głównie nie chciałem być w dormitorium, kiedy Ron będzie miał koszmary. Kiedy
śni o pająkach, praktycznie krzyczy na cały głos, a powiedział, że Naguni była
nawet gorsza od pająka. Zrozumiałem,
że całą noc będzie miał złe sny.
Snape
był rozerwany między obawą o nieczułość chłopca a dumą z powodu jego
ślizgońskiego podejścia.
-
Och… rozumiem. Tak, możesz iść do łóżka.
-
Okej. Dobranoc, tato – Harry przytulił go szybko, po czym zniknął w swoim
pokoju.
Snape
zamrugał, po czym, wzruszając ramionami, skierował się do swojej własnej
sypialni. Długie szorowanie pod prysznicem, w najgorętszej wodzie, jaką mógł
wytrzymać, w większości wymazało uczucie wagi węża z jego skóry, a potem padł
na łóżko, zdeterminowany udawać, że ten dzień nigdy nie miał miejsca.
Udało
mu się przespać kilka godzin, zanim cichy hałas u jego boku sprawił, że siadł
prosto, jedną ręką chwycił różdżkę, podczas gdy druga podążyła wyżej, by
chronić szyi. Gdy jego umysł oczyścił się i przypomniał sobie, że Nagini jest
całkowicie i prawdziwie martwa – i skremowana – jego spojrzenie padło na małą
postać z rozczochraną głową, stojącą niepewnie przy jego łóżku.
-
Przepraszam – wymamrotał Harry. – Nie chciałem cię obudzić.
Snape
opuścił różdżkę i przetarł dłonią zmęczoną twarz.
-
Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałbyś pomyśleć, że wejście do mojej
sypialni o – sprawdził, – niemal drugiej nad ranem mnie obudzi?
Harry
zwiesił głowę.
-
Mogę wrócić do swojego pokoju.
-
No, co jest, Potter? Teraz już nie śpię, więc równie dobrze możesz wyjaśnić
swoją obecność – rozkazał Snape.
-
Chciałem tylko przeprosić.
Snape
stłumił przekleństwo. Naprawdę był na to zbyt zmęczony.
-
Co teraz zrobiłeś? – zapytał, wyobrażając sobie najgorsze. Cierpiący na
bezsenność Harry zdecydował spróbować wynaleźć nowy eliksir i napadł na jego
zapasy. Albo zamierzał zdobyć nielegalną dawkę eliksiru bezsennego snu i
zrzucił całą półkę starannie stworzonych eliksirów. Albo…
-
Chodzi mi o wcześniej.
Drogi Czarodziejski Magazynie
Rodzica, kiedy zostanie się obudzonym w środku nocy przez nieśpiące dziecko,
czy uważa się za złą formę wychowania oszołomienie wspomnianego dziecka,
przeniesienie go do łóżka i powiedzenie mu rano, że to był tylko koszmar?
-
Potter, na Merlina, o czym ty mówisz?
Harry
pokręcił się niespokojnie. Tak bardzo to spaprał! Najpierw wystraszył się
przeprosin, kiedy po raz pierwszy tu przyszedł, paplając coś o Ronie, jako
wymówce, że tam jest. Potem, zdecydowawszy, że pomówi z tatą przed śniadaniem,
sumienie tak bardzo go nękało, że nie umiał spać. I kiedy leżał w łóżku, jego
zacięcie pracujący umysł podawał mu raz po raz kolejne scenariusze „co jeśli”,
aż pomyślał, że wybuchnie przerażonymi łzami. Więc wpadł tu, myśląc o
najlepszych przeprosinach, nagle zdając sobie sprawę – zbyt późno – że zakłócił
tacie bardzo potrzebny odpoczynek.
-
Harry Jamesie Potterze! – huknął na niego Snape. – GDZIE SĄ TWOJE KAPCIE?
Harry
spojrzał w dół na swoje bose stopy.
-
Och. Eee…
Snape
przewrócił oczami. Była zima, byli w Szkocji i mieszkali w kamiennym zamku. W
lochach. A ten mały dureń wędrował sobie bez szaty ani kapci, jakby biegał
sobie po trawie wokół domku na Tahiti.
-
Właź – rozkazał, odsuwając koce, zanim zidiociały dzieciak złapie zapalenie
płuc, a Poppy przeklnie go za niedostateczny nadzór.
Harry
wyprostował się z szerokim uśmiechem. Jego tata był tak miły! Wpadł do ciepłego
łóżka.
-
O KU… - Snape zdołał ukrócić resztę przekleństwa, kiedy bachor wsunął lodowate
stopy pod kołdrę. Chwycił różdżkę i rzucił na chłopca zaklęcie ogrzewające,
zanim dzieciak mógł wyrządzić jakieś kolejne szkody.
Harry
odprężył się, rozkładając się giętko na dużym łóżku taty. Było mu tak dobrze,
kiedy otuliło go ciepło zaklęcia!
-
Potter! – Snape dźgnął chłopca w żebra, kiedy dzieciak wykazał alarmującą
skłonność do zasypiania. – Co ty tu robisz?
-
Och! – Harry przygryzł wargę. – N-nie mogłem zasnąć – zaczął z wahaniem.
Snape
poczuł poczucie winy. Oczywiście, że chłopiec nie potrafił zasnąć. Stanął
twarzą w twarz ze zwierzakiem Voldemorta! Naturalnie wciąż martwił się, co
mogłoby się stać, gdyby Nagini wybrała zaatakowanie go zamiast ucieczkę.
-
Nie musisz się martwić – powiedział tak łagodnie, jak tylko zdołał o drugiej
nad ranem. – Wąż nie żyje tak, jak inni, ach, mieszkańcy Komnaty. Nigdy cię nie
zranią.
Harry
odwrócił się i popatrzył na niego w szoku.
-
Nie martwię się o siebie! – zaprotestował
z nieświadomą arogancją jedenastolatka (i Pottera, warknął do siebie Snape). –
Wciąż myślę o tym, co ten wąż niemal zrobił tobie.
– Na widok spojrzenia Snape’a pełnego szoku – chłopiec nie spał ze strachu o jego dobro? – Harry wszedł w szczegóły.
– Znaczy, wciąż przypominam sobie, jaki ten wąż był podły i jak już zadrapał ci
gardło, i co mogłoby się stać, gdybym wtedy nie przyszedł, albo gdyby nie bawił
się najpierw jedzeniem, i co jeśli…
-
Dykcja, panie Potter. To sypanie przypadkowymi słowami musi się skończyć –
powiedział automatycznie Snape, ucinając potok słów, zanim dostanie gęsiej
skórki. Zdołał powstrzymać najgorsze drżenie pod prysznicem, brutalnie tłumiąc
wszystkie wspomnienia z jego spotkania, ale słowa chłopca zbyt działały na
wyobraźnię i ponownie mógł poczuć kły Nagini lekko drapiące jego gardło.
-
Przepraszam – odpowiedział Harry równie automatycznie, – ale to było po prostu
naprawdę straszne – zakończył, pociągając nosem. – Znaczy, co gdyby coś ci się
stało?
Snape
przestał pocierać szyję i spojrzał na bachora.
-
Nie musisz się martwić – zapewnił go. – Nigdy nie wrócisz do Dursleyów,
pamiętasz? Najprawdopodobniej zamieszkałbyś ze swoim chrzestnym i…
Był
kompletnie zaskoczony, gdy oczy Harry’ego wypełniły się łzami.
-
Nie chcę mieszkać z Łapą! – jęknął
Harry. – Chcę mieszkać z tobą! –
Rzucił się na Severusa i Mistrz Eliksirów poczuł, że jego mostek trzeszczy w
proteście.
-
Tak, tak, oczywiście, że będziesz mieszkał ze mną – usiłował przekonać
szlochającego chłopca. – Mówimy tylko o tym, co by się stało, gdybym umarł. –
Co dziwne, to tylko sprawiło, że bachor rozpłakał się mocniej. Oczywiście
uspokajanie dziecka było czymś więcej, niż sobie zdawał sprawę – nie żeby
wcześniej bardzo się starał. – Potter. Potter! Harry! Zapewniam cię, że zrobię
wszystko, żeby nie umrzeć – zapewnił.
To
wydawało się nieco pomóc, więc kontynuował w tym tonie.
-
Jestem świadomy tego, że twój ojciec psiestny raczej nie zapewnia środowiska
sprzyjającemu właściwej dyscyplinie i odżywianiu. Czy uważasz, że z chęcią
pozwoliłbym ci z nim mieszkać? – Harry wydał z siebie płaczliwy chichot i
czując otuchę, Snape kontynuował. – Nie wspominając o ilości pracy domowej,
którą musze ocenić. Wątpię, że pozwolono by mi umrzeć, podczas gdy w szkole
wciąż istnieją durne dzieciaki.
Harry
zdołał otrzeć oczy i zwolnić uścisk na jego ojcu na tyle, by spojrzeć w górę.
-
Ale byłem okropnym synem – wyznał
nieszczęśliwie. – Nie rozumiem, dlaczego chcesz mnie zatrzymać.
Snape
zdołał nie pokazać swoich emocji, gdy Harry odniósł się do niego w ten
zaskakujący sposób.
-
O czym ty bredzisz? – zapytał ostro, wyrażając swoje zdezorientowane emocje,
jak zwykle, gniewem.
Harry
ponownie pociągnął na nosie.
-Po
wężu. Kiedy uciekł, zwyczajnie za nim pobiegłem – wyszeptał, zwieszając głowę.
Snape
zmarszczył brwi.
-
Tak i dostałeś klapsa za tą głupotę. – Czy chłopak był zły za klapsa? Nie
myślał, że przy tym całym podekscytowaniu, którekolwiek z dzieci szczególnie zauważy skarcenie.
-
Cóż, tak – przyznał Harry. – Ale to nie jest najgorsze. Znaczy, zostawiłem
ciebie. Zawsze martwisz się o mnie i czy nic mi nie jest, i zawsze upewniasz
się, żeby mnie przebadać. Nawet w toalecie, praktycznie pierwszą rzeczą, o jaką
nas zapytałeś to było, czy nic nam nie jest. Ale ja tego nie robiłem. Zapytałem
tylko po tym, jak ty to zrobiłeś. Nie
powinienem był cię tak zostawiać. Powinienem był zostać i upewnić się, że nic
ci nie jest, zawołać do ciebie panią Pomfrey i zrobić inne takie rzeczy. –
Ponownie zaczął pochlipywać. – To nie tak, że cię nie kocham; byłem tylko tak
głupi…
Ciepło,
które rozkwitło w piersi Snape’a na bezpośrednią, przypadkową deklarację
miłości Harry’ego było niemożliwe do zignorowania. Przyciągnął chłopca bliżej,
a jego głos był szorstki, gdy mówił:
-
Głupi dzieciak. Dlaczego miałbym być na ciebie zły za zrobienie tego, co ci
kazałem? Czy nie powtarzałem ci, że to ja jestem dorosłym i to moim obowiązkiem jest troszczyć się o ciebie; ty nie musisz troszczyć się o mnie.
Nie chcę, żebyś czuł, że dbanie o mnie jest twoim obowiązkiem. Jesteś dzieckiem
– zignorował to bez przekonania, odruchowe zaprzeczenie Harry’ego na to
określenie, – i nie powinieneś czuć, że musisz troszczyć się o moje dobro. Ja to mam robić, nie ty.
Harry
przybliżył się. Jego tata zawsze wiedział, co powiedzieć, by czuł się lepiej,
choć wciąż nie był pewny, czy nie powinien mieć jakiejś roli w trosce o jego
tatę.
-
Nie możemy nawzajem o siebie dbać? – zapytał płaczliwie. – Znaczy, kiedy nieco
podrosnę, wtedy mogę się o ciebie troszczyć, prawda?
Tata
ścisnął go kolejny raz.
-
Idiota – mruknął, ale jego głos był tak chropowaty i łagodny, że Harry
wiedział, że ma na myśli coś całkiem innego. – A nie ocaliłeś mi dzisiaj życia?
Jesteś bardzo potężnym czarodziejem, Harry.
Harry
rozpromienił się.
-
Naprawdę? – powtórzył, chcąc, żeby tata powiedział to ponownie.
-
Tak. I to dlatego będziesz mieć dodatkowe lekcje latem, żeby się upewnić, że
nauczysz się, jak kontrolować swoją moc – poinformował go Snape sucho, pewny,
że to odwróci uwagę Harry’ego od strasznych wydarzeń dzisiejszego dnia i jego
myśli popłyną kompletnie nowym strumieniem.
I
tak się stało.
-
Tatooooo! – zawył Harry w proteście. – Nie! Żadnych wakacyjnych lekcji!
-
Tak – powiedział bezlitośnie. – Przez całe wakacje. – Na widok wydętych warg
Harry’ego, uśmiechnął się złośliwie i powiedział: – Pomyśl, jak bardzo
zazdrosna będzie panna Granger.
To
nieco ożywiło Harry’ego.
-
Tak – zgodził się, ale potem jego twarz spochmurniała. – Ale Ron i reszta
chłopaków będą sobie ze mnie żartować.
-
Może nie, kiedy zrozumieją, że będziesz się uczył wszystkich zaklęć defensywnych,
przekleństw i składników eliksirów, które mogą być bronią – odpowiedział jak
gdyby nigdy nic Snape, kładąc sięz powrotem.
Harry
automatycznie poszedł za jego przykładem.
-
Przekleństwa? Będę się ich uczył? I rzeczy z OPCM-u? Naprawdę? I obronnych eliksirów? Wow! To brzmi
naprawdę super! I pojedynkowania? Będzie pojedynkowanie? – zapytał z
podekscytowaniem, kuląc się pod kocem.
-
Mmm. Jeśli będziesz ciężko pracował.
-
Wow. Chłopaki będą nawet bardziej zazdrośni niż Hermiona, gdy to usłyszą – tryumfował
Harry. – Eee, tato… myślisz, że może czasem któreś z moich przyjaciół mogłoby
przyjść i być na części lekcji? – zapytał z nadzieją.
-
Jeśli twoje zachowanie będzie wymagało takiej nagrody. – Oczy Snape’a były
zamknięte.
-
Huh. – Powieki Harry’ego też zaczęły opadać. – To będą… - musiał przerwać przez
szerokie ziewnięcie, – …zabawne wakacje… Tato, zobaczymy się z Łapą i
Lunatykiem? – zapytał sennie, gdy uderzyła w niego pewna myśl.
Oczy
Snape’a otworzyły się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Black i Lupin będą
musieli przenieść się do Hogwartu, pewnie wkrótce po zakończeniu tego semestru.
-
Och, tak. Z pewnością – odpowiedział posępnie.
Harry
uśmiechnął się szelmowsko, choć nie chciało mu się otwierać oczu.
-
Dobrze, bo w takim razie mogę poćwiczyć nowe zaklęcia, robiąc Łapie żarty.
Oczy
Snape’a rozszerzyły się i zaczął wyliczać korzyści tego, że kundel i wilkołak
będą w pobliżu, zwłaszcza, że Harry dotychczas wykazywał nieoczekiwane
ślizgońskie tendencje.
-
Hymm. Doskonały sposób na zebranie praktycznego doświadczenia – zgodził się w
końcu, ale bachor już zapadł w sen.
Snape
uśmiechnął się złośliwie na myśl o obserwowaniu, jak Harry raz po raz robi
żarty chrzestnemu, przez całe długie lato. Naturalnie Black będzie okropnie
troskliwy, za bardzo, by upomnieć bachora, nie mówiąc o odwecie. Hymmmm. To
zdecydowanie miało potencjał, zwłaszcza, jeśli niektóre notatki z jego
chłopięcych lat znajdą się w dłoniach Harry’ego. Snape zdecydował, że mimo
wszystko, adoptowanie Pottera mogło być bardzo dobrym pomysłem.
Następnego
ranka, namyślił się drugi raz, gdy obudziwszy się, drżąc, odkrył, że bachor
ukradł nie tylko jego poduszkę, ale też koce i teraz radośnie drzemał w ciepłym
kokonie, podczas gdy Snape – pełnoprawny
właściciel łóżka i pościeli – marzł u jego boku. Rozważał obudzenie łajdaka
przez Aguamenti, ale zdecydował, że
to będzie tylko oznaczało, że bachor również pierwszy przejmie prysznic. Wstał
z całą godnością, jaką mógł zgromadzić, będąc siny i drżący, rzucił na siebie
zaklęcie ogrzewające i ruszył majestatycznie do łazienki z cała swoją oburzoną
delikatnością urażonego kota.
CDN…
Uwielbiam gdy Snape pisze w myślach listy do Czarodziejskiego Magazynu Rodzica :D każdy następny jest lepszy od poprzedniego xD
OdpowiedzUsuńI mega uroczy był fragment, gdy Sev krzyczał na Harry'ego z powodu braku kapci i jak go tulił w łóżku <3 Słodki tatuś z tego Seva <3
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na next. Dobrze pamiętam, że zostało tylko około 10 rozdziałów do końca? :(
http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com
NIE TO MNIE ROZWALIŁA ROZBAWIŁO OCH "albo gdyby nie bawił się najpierw jedzeniem, i co jeśli…" SEVERUS JAKO WĘŻOWA ZABAWKA PRZEKĄSKA REWELACJA KAPCIE TEZ SUPER I MINERWA Z MISJĄ OKIEŁZNANIA ALBUSA JUŻ MYŚLAŁAM ZE ZAPROPONUJĄ ABY SIĘ POBRALI ALBUS I MINERWA JAKO PRZYKRYWKA POSZUKIWAŃ HORKRUKSÓW A Z HUNCWOTAMI BĘDZIE WESOŁO MAM NADZIEJE ŻE SEV ZAADOPTUJE HARRY'EGO A SYRIUSZ ZROZUMIE WOLE CHŁOPCA Z HARRY JEST CORAZ ŚLIZGOŃSKI A TO DOBRZY CZYLI SKASOWALI DWA HORKRUKSY DZIENNIK I NAGINI CZYLI ZOSTAŁO 6 OJ BĘDZIE SIĘ DZIAŁO
OdpowiedzUsuńW OGÓLE CAŁY ROZDZIAŁ WSPANIAŁY RÓWNIEŻ WYCZEKUJE KAŻDEGO ROZDZIAŁY I MAM PYTANIE CZYT TO I OPOWIADANIE MA KOLEJNE CZĘŚCI MA NADZIEJE ŻE TAK JEST WSPANIAŁE BARDZO DZIĘKUJE ZA TŁUMACZENIE POZDRAWIAM GOSIA
Ps. POWODZENIE NA STUDIACH
"GDZIE SĄ TWOJE KAPCIE?" BUahahahahahahahahahahaha!! XD
OdpowiedzUsuńList Seva też jak zawsze genialny ;D
A słowotok Harry'ego i to upomnienie Seva - "Dykcja, panie Potter." - awww~!!
Hehehe...! I "ojciec psiestny" XD
I plany Harry'ego dotyczące wakacji... Aaach!! Genialne!! Hahaha!!
A końcówka rozdziału też oczywiście genialna XD
Pozdrawiam, życzę WENY, CZASU i CHĘCI~! I powodzenia na studiach! ;)
~Daga ^.^'
😀😁😀😁😂😂😂 ale rozdział tyle się dzieje że trudno to opisać słowami HJP gdzie są twoje kapcie Severus zawsze dba o " tego małego potwora " poezja. Powodzenia na studiach weny życzę Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudnie, że Severus chce adoptować Harrego, haha to jest cudowne, Harry martwi się o Severusa a nie o siebie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia