Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 24 sierpnia 2018

TSBM - Rozdział 6



Severus odpływa tylko na jakąś godzinę.
Potter – potrafi spać. Więc śpi. I śpi. Śpi, jakby zbierał się do tego całe życie i wreszcie wykorzystuje wszystkie zaoszczędzone godziny. Kiedy używa słowa „drzemka” – to nie do końca opisuje stan snu, który osiąga Harry.
Severus odbiera pocztę z parapetu (ma na sobie drobne zaklęcie klejące, żeby zapobiec porwaniu listów przez wiatr). Każdy jeden jest zaadresowany do pani Aggrandizi Skoll, Mistrzyni Eliksirów. Imię należało do jego babki, nazwisko do jego ulubionego profesora z dzieciństwa. Pani, ponieważ statystycznie udowodniono, że czarownice sprzedają więcej eliksirów niż czarodzieje – oraz gdy podkrada się przyzwoite próbki włosów z kosza na śmieci w alejce za salonem fryzjerskim, niezmiennie zmienia się w coś żeńskiego.
Zdobycz: dwa nowe zlecenia, notka od odbiorczyni eliksiru unieruchamiającego – zapewniającej go, że zapłata dojdzie w ciągu kilku dni i tajemniczo sformułowane pismo oznaczone nieznanymi inicjałami. Severus wzdycha przy ostatnim liście, dostrzega niezbyt ukryte odniesienie do księżyca, myśli przez chwilę, odwraca kartkę i pisze na tyle – „Tak. Robimy eliksir Tojadowy.” Wypisuje jednak nieprzyzwoitą cenę, na wypadek gdyby to był Lupin. Akceptuje dwa inne zlecenia, jedno spore zamówienie na trutkę na śmierciotule bezpieczną dla tkanin i – niespodzianka! – więcej trutki na szczury.
Jeśli pochyli się na swoim krześle, Severus może spojrzeć przez próg i dostrzec tylko stopy Pottera.
^^^
Potter budzi się na obiad.
Mają kurczaka, makaron i marchewki. Severus żałuje, że nie ma do zaoferowania butelki wina.
- To jest świetne. Nie wiedziałem, że umiesz gotować.
- Wygląda na to, że dzielimy jakąś umiejętność.
- Nikogo nie oszukasz – ogłosił Potter z uniesioną brwią. – To był ukryty komplement.
^^^
- Co zwykle robisz po obiedzie?
- Pracuję.
- A potem?
- Pracuję. Śpię. Jeśli czuję się w odpowiednio bojowym nastroju, trochę czytam. Piję.
- Wow. I nie dopuszczono mnie do tej szalonej zabawy. – Potter odchyla się na stołku przy biurku, balansując na dwóch nogach i jednocześnie obserwując pracę Severusa. – Wiesz… Mogę gdzieś iść, jeśli chcesz. Nie chcę być kłopotliwy.
- Jestem dość przyzwyczajony do pana obecności, panie Potter.
Kroi w kostkę, sieka, mieli – szczypta dzikiej lilii…
- Tęskniłem.
- Ja też – mówi Harry. Uśmiecha się szeroko i przypadkowo odchyla się na krześle zbyt mocno.
^^^
- Tim… - wyśpiewuje Potter po całej skali dźwiękowej.
- Finnegan. Cholerny Finnegan – następne słowo to Finnegan (dop. tłum. Harry prawdopodobnie podśpiewuje sobie piosenkę „Finnegans’ Wake”).
- Pamiętam słowa – po prostu zadziwiam cię moimi wokalnymi umiejętnościami.
- Jeśli nie jesteś w stanie przetransmutować sobie gardła – czego nie polecam podczas wdechu – ani innego momentu, jeśli już przy tym jesteśmy – jeśli nie znasz jakiegoś kompetentnego uzdrowiciela – i nawet wtedy – jeśli je wymieniłeś, rozpoznałbyś własny głos? Czy może zawsze już czułbyś się tak, jakby ktoś stał ci za ramieniem i mówił za ciebie… - Severus zamrugał. – Co?
- Nie wiem. Jak wiele wypiłeś? – Potter zawahał się nieco.
- Dwie.
- A ile zwykle wypijasz?
- Jedną. Nie mam żadnych pianek. Jesteś okropnym piosenkarzem.
- Ty też nie jesteś dobrym.
- Ale ja, panie Potter, posiadam rozsądną dawkę wstydu. Pan nie. Pan by paradował przed całym światem i śpiewał – właśnie tak. – Severus siada na nowo przetransmutowanej kanapie. Jest czarna, zgodnie z życzeniem, a tapicerka przypomina miękki zamsz albo szorstki aksamit.
- Jedyne osoby, które słyszały, jak śpiewam to ty i ci, którzy podsłuchiwali pod prysznicami Gryfonów.
- Cóż, więc każdy tłusty zboczeniec w Hogwarcie? Brzmi dobrze.
- Od teraz to ty jesteś jedynym tłustym zboczeńcem, dla którego będę śpiewał.
- Wybacz mi, jeśli zemdleję. Och, nie, chciałem powiedzieć, napiję się jeszcze. – Severus sięga po butelkę swojego specjalnego naparu, jednak ta zostaje wzięta z zasięgu jego ręki. – Potter.
- Nie możesz trzymać swojego trunku.
- A ty tak?
- Ja robię to dobrze. – Potter uspokaja się. – Mogę z tobą usiąść?
- To twoja kanapa – mówi.
- To twoja chatka.
- To twoja kanapa w mojej chatce – ty jesteś w mojej chatce – powinieneś usiąść na swojej kanapie w mojej chatce – mówi mu Severus.
Potter opada obok niego.
- Nie sądziłem, że będzie taka mocna. Powinienem byś jak… jedna z najpotężniejszych… zrobiłem ci kanapę – ogłosił z przekonaniem.
- Twoja kanapa. W mojej chatce.
- Daję ci ją. Jako prezent.
- Urodzinowy?
- To moje urodziny, nie twoje. – Potter przesuwa się bliżej.
- Tak czy owak.
- Kiedy są twoje urodziny?
Severus marszczy brwi.
- W styczniu.
- Przegapiłem je, gdy byliśmy w tamtym pomieszczeniu. – Potter również marszczy brwi. – Muszę ci coś dać.
- Nie mam miejsca na kolejną kanapę.
- To nie będzie kanapa. Coś dobrego. Nie żeby ona nie była dobra. Zwłaszcza na pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie zrobiłem kanapy.
Obserwuje, jak poruszają się usta Pottera i jest absolutnie oczarowany.
- Och? – Severus dłużej nie nadąża.
^^^
Nie jest pięknie.
W porządku – może być pięknie dla Pottera, który jest dziwnie ślepy na wizualną estetykę.
- Zdejmij je – sapie, szarpiąc za materiał.
Severus zdziera spodnie z Harry’ego. Brzuch Pottera jest chyba jeszcze bardziej blady niż reszta jego ciała – Snape wykorzystuje możliwość, by polizać skórę przy pępku. Smakuje nieco słono.
- Och, proszę – błaga Harry, ukrywając dłonie we włosach Severusa. Traci równowagę, gdy drugi czarodziej szarpie za jedną nogawkę jego spodni; to idealna możliwość, żeby pchnąć go na kanapę i zawładnąć jego ustami. Potter wydaje z siebie pełne potrzeby, mruczące odgłosy, gdy Severus łączy razem ich wargi – język Harry’ego znajduje się w jego ustach – pocałunek jest mokry, niechlujny i pełen desperacji. Palce rozrywają guziki w koszulce Snape’a i rozporku. – Łóżko?
- Tutaj. – Zamyka Pottera w klatce stworzonej ze swoich ramion i nóg. Severus opuszcza głowę, ukrywając twarz w zgięciu szyi Harry’ego, delektując się jego zapachem.
- Ugryź – szepcze młodszy czarodziej.
Severus stara się zwolnić, robić wszystko ostrożnie. Przygryza ofiarowaną szuję, wnętrze nadgarstka Pottera i w końcu zaciska zęby wokół sztywnego, różowego sutka. Potter tężeje przy ukąszeniu i wypycha biodra w kierunku brzucha Severusa. Wydaje z siebie ciche zawodzenie i splata swoje palce z palcami Snape’a, sapiąc i dysząc pod wpływem okrutnych, ostrych ust, które napastują jego zmaltretowane ciało.
A potem Harry podciąga go do góry, kierując Severusem tak, póki nie siada na nim okrakiem.
- Czy przez to będzie cię bolało kolano? – pyta Harry.
Dziwna myśl przenika przez mgłę.
- Właściwie… nie bolało wcale. Nie od kiedy…
- Dobrze. – Potter zaledwie macha palcami, a Severus czuje ciepłą, przenikającą go śliskość.
- Gdzie nauczyłeś się tego zaklęcia?
- Z jakiejś książki – kto by pomyślał, że jednak książki się do czegoś przydają.
Severus ściera zadowolony uśmieszek z twarzy Pottera, opuszczając się na naprężony członek młodszego mężczyzny. Czuje minimalne pieczenie tarcia, gdy Harry wypycha biodra do góry.
Niezręcznie, tak. Niezdarnie. Przychodzi mu na myśl słowo „niegodnie”. Nie ma w tym rytmu.
Jest fantastycznie.
- Wspaniale.
W porządku, wspaniale też może być.
- Twoja kanapa potrzebuje zagłówka – jęczy Severus, opierając się o pierś Pottera.
- Krytyk – nh. – Harry chwyta jego biodra w morderczym uścisku, ciągnąc je przy każdym pchnięciu, aż Severus nie wydaje z siebie odgłosów przy każdym wtargnięciu.
Nie ma ognia. Światło dochodzi z lampy będącej w pobliżu jego stołu do pracy. Kanapa trzęsie się i drży razem z nimi – Severus zastanawia się, czy Potter transmutował kawałek mebla, który jest strukturalnie s…
Nogi po prawej stronie kanapy pękają i wysyłają ich na podłogę salonu. Pomimo sprzecznych dowodów, Severus przypisuje Harry’emu niemęski wrzask towarzyszący upadkowi.
- Au.
- Wybacz… czy… - Harry ma taki tupet, że ledwie dusi śmiech. – W porządku?
- Nie. A jeśli obawia się pan potężnej zemsty, panie Potter, to niech pan dokończy to, co pan zaczął. W – ostrzega, – mniej gimnastyczny sposób niż wcześniej. – Severus przewraca się na plecy.
- Wiesz – chichocze Harry, – mogłeś po prostu przyznać, że  lepiej ci, gdy jesteś na dole.
W odpowiedzi Severus zaplata ramiona i unosi kolana.
- Byłbyś tak miły? – cedzi przez zęby.
Podłoga z twardego drewna jest… miękka? – pod jego skórą. Salon ma teraz czerwony jak wino dywan. Harry czołga się nad nim i składa pocałunek na jego policzkach, czole, ustach…
Wchodzi w Severusa łagodnym pchnięciem. Tym razem nie piecze; czuje tylko śliskie, wypełniające uczucie, gdy przeszywa go członek Harry’ego.
- Harry?
- Severusie – mówi Harry, a Severus nie może stwierdzić, czy jego spojrzenie jest wynikiem emocji czy wypitego Gandismash's Best.
- Masz rękę na moich włosach.
- Och, yyy… wybacz. – Harry przesuwa rękę, przeczesując plątaninę w większości czarnych loków.
- To nie oznaczało, żebyś przestał – warczy, po czym oboje zachowują się jak w rui, Potter wdziera się w niego opętanymi pchnięciami, a Severus wygina się w łuk przy jego bezwzględnych ruchach. Harry’emu udaje się trafić na każde wywołujące przyjemność miejsce w jego ciele – pokryta potem ręka rusza się między nimi i wokół zaniedbanego pobudzenia Snape’a. Nie musi robić wiele. Każda pieszczota spuchniętego ciała przybliża Severusa coraz bardziej do krawędzi.
- Jeszcze... jeszcze… jeszcze… - wyśpiewuje, póki słowa nie zmieniają się w zduszony, wysoki lament w jego gardle, jego nogi tężeją i Severus dochodzi, wytryskując swoje wyzwolenie w uścisk Pottera.
Och, warto było.
Harry unosi swoje wilgotne palce do ust i wiruje wokół nich językiem. Prawy sutek Pottera jest zaczerwieniony od wcześniejszej uwagi Severusa – zaspokojony mężczyzna sięga do niego wolną ręką i szczypie go.
Harry krzyczy, przytrzymując mocno dłoń Severusa przy swojej piersi i odnajduje swoją ulgę, szaleńczo wbijając się w gorąco drugiego mężczyzny, póki nie opadł w chętny, wyczekiwany uścisk.
Mija sporo czasu, zanim którykolwiek z nich się porusza.
^^^
- …Będą mnie potrzebować do… - Potter wzdycha. Kontynuuje, ale z pewną dozą ostrożności, jak ktoś, kto przedziera się przez plątaninę zarośli. – Ludzie potrzebują teraz chłopca, który przeżył. Nie… Wiem, że dla większości z nich jestem swego rodzaju symbolem. Ale symbole są ważne. I jeśli to pomoże w Hogwarcie… w św. Mungo… będę przychodził w każdy weekend i machał, wymieniał uściski dłoni. Mogę im to zagwarantować. Ale jestem… Zasługuję na życie. Przez resztę czasu. – Harry patrzy na lampy ponad łóżkiem. – Mam dwadzieścia pięć lat, wiesz? Już najwyższy czas.
Snape unosi brew.
- Najwyższy czas? – powtarza.
- Nadszedł czas, bym miał stosownego chłopaka.
- Nie mam pojęcia, dlaczego sądzisz, że znajdziesz go tutaj.
- Dupek.
^^^
Severus budzi Pottera z koszmaru. Układa go do snu pocałunkiem.
^^^
Potter zostaje.
Pozostaje w domu do wyżej wymienionej soboty, kiedy zakłada swoje złote szaty i mówi Severusowi, że postara się wrócić jak najszybciej.
Będąc samym pierwszy raz od dawna, Mistrz Eliksirów decyduje, że zrobi sobie wycieczkę pod wypływem eliksiru Wielosokowego do miasta po zakupy.
Gdy tam jest, kupuje sobie herbatę w piekarni i przegląda tygodniowego Proroka Codziennego. Wiadomości nie są szczególnie interesujące, póki nie jest w połowie, a gazeta głosi:
CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ – ZAGINĄŁ!
Artykuł wiruje wokół dość ekscytującej historii o sześciu niewytłumaczalnie zdezorientowanych aurorów, skradzionej miotle, otwartym oknie, niepilnowanej imprezie urodzinowej i jednego zaginionego wybawiciela czarodziejskiego świata. „Bez komentarza” wydaje się być jedynym oficjalnym cytatem, ale z kolejnej ćwiartki rodzi się kolejna spekulacja. Obraz z opowieścią pokazuje niezjedzone urodzinowe ciasto i kilku bardzo zirytowanych gości.
Czwartkowe wydanie ośmiela się pytać:
GDZIE JEST HARRY POTTER?
I przegląda artykuł, w którym dwóch czołowych ekspertów (czego, nie jest sprecyzowane) zgadza się, że Harry Potter najprawdopodobniej został schwytany przez śmierciożerców. Jeden twierdzi, że Potter jest martwy, podczas gdy drugi mówi, że prawdopodobnie żyje i wymienią go za immunitet i/albo uwolnienie więźniów.
Piątkowe jest nieco bardziej ponure…
CHŁOPIEC, KTÓRY… ŻYJE?
Ten zawiera wywiad z mugolami, którzy go wychowywali i z Remusem Lupinem, jego ojcem chrzestnym…
- Chciałby.
Artykuł dodaje od siebie do tego terminu, że Lupin jest „adopcyjnym ojcem chrzestnym” Pottera.
Severus myśli, że wybieranie własnego ojca chrzestnego w jakiś sposób pobija cel systemu.
Lupin mówi reporterom, że jest przekonany, że Potter wróci.
Jednak mimo wszystko, Snape woli dzisiejszy nagłówek:
HARRY KRYMINALISTĄ!
W którym to Ministerstwo oficjalnie komentuje:
- Przyglądamy się sprawie.
Artykuł zawiera wywiad z jednym ze zdezorientowanych aurorów, który ze łzami wyznaje, że nie pamięta wydarzeń, które doprowadziły do tego „przerażającego ataku”. Wspomina również, że nie spodziewają się Pottera na planowanym wydarzeniu – na odsłonięciu Pomnika Pamięci w Ottery St. Catchpole.
- Jeszcze herbaty, proszę pani?
- Och… nie, dziękuję. – Severus składa gazetę i spogląda na dłonie, by się upewnić, że jeszcze nie wrócił do siebie.
- Całkiem chwytne, prawda? Wszyscy nosimy złote wstążki, póki go nie znajdą – niech będzie błogosławione jego biedne serce. – Właścicielka cmoka językiem i potrząsa głową.
Niedługo później Severus odkrywa, że znajduje się w gąszczu parcel, że myśli o pokoju pełnym przyjaciół Harry’ego i rzekomej rodziny. Wyobraża sobie tą scenę, wykorzystując zdjęcia z gazety jako bazy. I wyobraża sobie Pottera w ciemnym pokoju, ubranego w uniform Złotego Chłopca. Nadlatuje jego sowa – przekserowana przez kogo?
Harry wiedział, że musi iść na imprezę urodzinową – jego własną.
I zamiast zwyczajnie zaakceptować prezent, woli rzucić się przeciwko szóstce aurorów, popełnić drobną kradzież i śledzić jego sowę Merlin jeden wie gdzie…
Wybiera Severusa.
^^^
Potter wraca o ósmej pięćdziesiąt trzy wieczorem. Ma ze sobą małą walizkę.
- Głodny?
- Umieram z głodu. Nie musiałeś na mnie czekać. Nie wiedziałem nawet, że zamierzasz coś przygotować.
- Miałem nadzieję, że poczucie winy zmusi cię jutro do gotowania. Przygotowałem solidną porcję Klątwy Wdowy.
- Widzisz, wiedziałem, że potrzebujesz skrzata domowego. Albo przynajmniej pomocy. Zdecydowałem, że zrobię ci naczynia. Potrzebujesz ich.
- Mógłbym użyć zestawu – przyznaje. – Jak tam… twój dzień?
Potter siada przy stole.
- Długi – wzdycha. – A twój?
Odkrywają, że są tak dobrzy w rozmowie o zakupach, jak o jedzeniu. Połączenie jedzenia i zakupów – rozmowa toczy się łatwo.
- Ten klif – pyta Potter, – to całkiem solidny kawał skały, prawda?
^^^
Severus budzi się z jedną chudą nogą, wepchniętą między jego własne. Ręka spoczywa wokół jego talii.
Nadal czuje się tak, jakby to był jakiś szczególnie dziwny żart. Harry jest w jego łóżku, dociśnięty tak blisko, że Severus może poczuć bicie jego serca.
- Obudziłem cię?
- …Nie.
Ręka cofa się tak, że opuszki palców Harry’ego spoczywają lekko na jego biodrze.
- W porządku?
- Tak. – Severus czuje oddech na swoim karku i opiera się chęci skomlenia. Potem koniuszki palców wsuwają się pod tkaninę jego bluzki i palą jego nagą skórę.
- A to?
- Tak – odpowiada szeptem. Kąt nogi Pottera wciąż jest między jego własnymi kończynami, a inwazyjna dłoń pocierała go w przód i tył.
- Uwielbiam twój brzuch. Uwielbiam go dotykać. – Harry pociera policzek o szyję Severusa i wzdycha. – Tęskniłem za nim.
- …Nie ma w nim nic specjalnego.
- To twoja najmiększa część.
- Lubisz go tylko dlatego, że pozwalam ci go dotykać.
- Nie. Lubię go i pozwalasz mi go dotykać… Spojrzysz na mnie?
Severus przekręca się na plecy.
- Pomogłoby, gdybyś otworzył oczy – mówi Harry.
Otwiera. Światło słoneczne sunie po suficie nad głową Pottera. Niemal czarne włosy odstają we wszystkich kierunkach. Blizna na jego czole jest poszarpaną białą linią. Ciepło łóżka zaróżowiło jego policzki.
- Witam, panie Potter.
- Witam, profesorze… powinienem nazywać cię teraz panem Snapem, prawda? – Jego szmaragdowe oczy są jasne w przyciemnionym świetle sypialni. Potter opiera się na łokciu i przebiega palcami po jego miękkiej skórze.
- Panie… mógłbym się do tego przyzwyczaić.
- Zamknij się. – Harry chichocze i ukrywa twarz w ramieniu Severusa. – Dzień dobry.
- Tak. Jest dobry.
^^^
Harry bawi się ze swoją sową, pisze listy, pomaga w kuchni i transmutuje mu zestaw kieliszków, dzięki którym inne kieliszki zzieleniałyby z zazdrości.
- Nie potrzebujemy tego wszystkiego.
- Taak. Poniosło mnie, gdy się dowiedziałem, jak to zrobić. Może dam któreś z nich na prezent. Wiszę jednemu z moich aurorów przeprosiny.
- A to dlaczego?
- Cóż… Odbyliśmy sobie rozmowę o moim przybyciu tutaj. Chcieli wiedzieć, gdzie idę, wszyscy byli zdenerwowani, użyli różnych słów, były rzucone zaklęcia – byłem nieco ostry dla jednego z nich. Ale musiałem ustalić granice. Pozwolę im pilnować mnie, jak długo jestem w Hogwarcie – tutaj pozwolą mi być samemu. Swoją drogą, powiedziano mi, że to pani dyrektor przesłała twój prezent. Powiedziała, że oczekuje listu od ciebie, żeby choć jedna osoba wiedziała, że wciąż jesteśmy w kontakcie. I zapytała mnie, czy tym razem mógłbyś nie adresować go do „wielkiej, wrzeszczącej jędzy”.
- A to nie jest jej imię?
^^^
Severus odwraca się do wstępnej części Proroka.
- Zamieszkaj tutaj.
- …Musimy załatwić sieć Fiuu.
- Zgoda.
- Więc dobrze – mówi Harry i kontynuuje transmutowanie zestawu cienkich jak papier, kwadratowych, niebiesko-fioletowych talerzy obiadowych.
Dziesięć minut później, Potter zaczyna się śmiać.
^^^
Jest wiele rzeczy, o których nie mówią.
Jakiekolwiek wspomnienie dyrektora, bez względu na kontekst, powoduje u Severusa wściekłość, dąsanie się albo milczące, samotne napady płaczu. Rozmawianie o Ministerstwie, wojnie, procesach śmierciożerców – wszystko to sprawiało, że był niespokojny i nie był w stanie prowadzić cywilizowanej rozmowy.
Potter też nie lubi rozmawiać o Albusie. Nienawidzi także dyskusji na temat wojny, Ministerstwa, aurorów, śmierciożerców, dawnych śmierciożerców, jego rodziców, jego lat w Hogwarcie, Remusa Lupina, Syriusza Blacka, Weasleyów…
- Nie lubię w ogóle o niczym myśleć, gdy tu jestem.
- To by wszystko wyjaśniało.
- Nie… to jest tak jakby… jakby… wszystko jest tam gdzieś… a my jesteśmy tutaj. Nie lubię, gdy świat na zewnątrz dostaje się do środka… Powiedziałem Ronowi i Hermionie, że mieszkam z kimś. Powiedzieli, że są z tego powodu szczęśliwi. Dotarło to do Remusa. Chce spotkać tego ”wyjątkowego kogoś”.
- Ugh. Nie nazywaj mnie tak.
- Kto powiedział, że mówię o tobie?
Snape rzuca w niego poduszką. Ma ich teraz całkiem sporo w niemal wszystkich kolorach. Niektóre mają frędzle – jedna z faz Pottera w transmutacji. Nie robią wiele atmosferze, ale są wspaniałą bronią pociskową.
^^^
Zapytanie o eliksir tojadowy nadchodzi z pytaniem…
- To śmieszne.
- Dlaczego? – pyta Harry.
- Ponieważ, Potter, nie można składować tojadowego. Chcą rabatu przy zamówieniu hurtowym… mógłbym zrobić czterdzieści dawek tojadowego, ale jeśli nie mają czterdziestu wilkołaków, którzy by go wypili… - Mruga. – Nie sądzisz… na pewno nie.
Odpowiedź Pottera ostrożnie rozwiązuje tą kwestię.
- Jest wiele wilkołaków.
^^^
Naprawdę jest wiele wilkołaków. Madame Skoll spotyka się z czterema z nich na tyłach jednego z najbardziej podejrzanych pubów na Nokturnie.
Najwyraźniej pewien Lord zdecydował, że w jego interesie będzie posiadanie kluczowych postaci w niektórych organizacjach znajdujących się pod jego kontrolą. Pewna grupa wilkołaków, która związała się z Lordem, łaskawie oddała wysoce toksyczną ślinę i pewni sługusi musieli tylko podejść i wstrzyknąć ją  tym kluczowym postaciom. Wszyscy zostali zaszantażowani.
Również nienawidzili innych wilkołaków. Niektórzy się poddali – inni nie.
Nalegają na zachowanie absolutnej tajemnicy. Mieli czelność zagrozić mu utratą życia, mimo że Severus wie, że trzyma w rękach ich wspólną przyszłość. Nienawidzą  także innych wilkołaków.
Natychmiast czuje do nich sympatię.
Podaje cenę za dawkę, która nie jest zbyt wygórowana.
Akceptują ją.
^^^
- Tydzień pracy za miesięczną płacę. To dobry miesiąc.
- Co będziesz robił przez resztę miesiąca?
- Badania. Moja pierwsza miłość.
- Zabijanie smoków?
- Któż może powiedzieć?
- Myślisz, że mógłbyś… Za mało tu miejsca na pracę.
- W każdym razie będę musiał wynająć jakąś przestrzeń… nie możemy pozwolić, by wilkołaki wchodziły do nas frontowymi drzwiami po swoje dawki.
- Mogliby fiukać prosto do twojego laboratorium. – Potter uśmiecha się błogo.
- Tak, kiedy… - Severus rzuca mu spojrzenie z ukosa.
- Zrobiłem coś dla ciebie. Możesz chcieć sprawdzić nasze tylne wejście. Wszystkiego najlepszego na wcześniejsze urodziny.
Severus nie kłopocze się mówić, że nie ma w tym domku tylnego wyjścia – bo wie, że będzie tam, gdy spojrzy, a poza tym…
- Wkułeś się w kamień?
- Powinno być idealnie… poza wentylacją. Myślałem może, że będziesz chciał to rozwiązać. Mimo wszystko, ty będziesz tym, który będzie oddychał powietrzem w środku. I jeśli potrzebujesz więcej przestrzeni… tabel, pięter… mogę to naprawić.
- Tak jak naprawiłeś kanapę?
- Naprawiłem ją. Wyglądasz dzisiaj dobrze… weź ze mną kąpiel.
^^^
Harry jest w chatce tak często, jak nie jest. Chłopiec, który przeżył wciąż jest bardzo pożądany. Każdego tygodnia pojawia się kolejny kłótnia – albo jest z przypisaną ochroną, której musi unikać, by dostać się z powrotem do chatki, pani dyrektor, Łasicami albo Lupinem – o jego zniknięcia.
Severus odmówił większości żądań madame Skoll. Zakłada swoje laboratorium (jaskinia z mnóstwem płaskich powierzchni i dość przyzwoitymi półkami) i inwestuje w kilka kolejnych kotłów.
Potter miał w zwyczaju zostawiać pełną garść monet na swoim wierzchnim okryciu, gdy tylko zostawał. Zawsze mamrotał coś, że nie znosi nosić wszędzie luźne drobne. Żaden z nich nie uznał, że wszystkie czarodziejskie pieniądze można uznać za luźne drobne. To był sposób Pottera, by dokładać do domostwa od siebie coś innego niż szokująco wykwintne dywaniki, zasłony i ręczniki; Severus woli, jak Harry przemyca pieniądze do puszek pod zlewem i dorzuca się do jego rachunków.
Nie chodzi o to, że ma coś przeciwko byciu brudnym sekretem Harry’ego Pottera. Dużo bardziej woli to od alternatywy, to jest nie bycia z Harrym, bycia brutalnie zaatakowanym przez Łasice – ale może powiedzieć, że to ciągnie się za Potterem.
Coś mu to da. Wie o tym.
^^^
- Muszę iść.
Severus obserwuje, jak wciąga na siebie złote szaty – czasem te z czerwonym wykończeniem, a czasem te letnie – i nie pyta, gdzie pójdzie. Nie pyta też, czy Potter wróci. Gdyby ich pozycje były odwrócone, wie, że Potter zapytałby bez ogródek. Najbardziej umie sobie poradzić z…
- Mam gotować dzisiaj na kolację na dwóch? – To nie jest subtelne – Harry zaraz to zauważa. Ale udaje, że nie.
- Tak – powie Harry albo: – Dziś wieczorem moja kolej. – Kiedy odpowiedzią jest nie, jak dzisiaj, odpowie coś jak: – Nope, będziesz miał całą chatkę dla siebie. Nie rób dzikich przyjęć i jeśli zaprosisz jakiś swoich innych chłopaków, powiedz im, żeby posprzątali przed północą.
- Albo co?
- Albo ich wyrzucę.
- To moja chatka – mówi Snape, tylko po to, żeby utrudnić.
- Cóż, więc będę musiał samodzielnie obalić Ministra i koronować się na Cesarza… a wtedy dom będzie należał do mnie i będę mógł wyrzucić kogo tylko zechcę – odpowiada. Buty Pottera magicznie dopasowują się do jego łydek. – Postaram się wrócić jak najwcześniej będę mógł.
- To twoje życie, Potter… nie należysz do mnie. – Severus powraca do robienia ostrych, małych śladów piórem.
- …Dlaczego to robisz?
- Robię co?
- Chcesz mnie tu, prawda?
- Tak, panie Potter, a im wcześniej wyjdziesz, tym wcześniej będziesz mógł wrócić, by uraczyć mnie opowieściami ze świata.
Szczecina miotły drapie podłogę, gdy Potter ciągnie ją w kierunku drzwi. Mamrocze.
- …Musi być takim dupkiem przez cały…
- Zostawię ci kolację na zimno w lodówce.
- Nie musisz.
- Ale też mogę. Skoro i tak będę gotował dla ósemki…
- Ósemki?
- Reszty moich kochanków.
- Zamknij się, tłusty d… - Harry prycha i wypada przez frontowe drzwi – dudnienie jego butów, szelest miotły, huk zamykanych drzwi…
I jest cisza. Severus odkłada księgę rachunkową, kładzie brodę na dłoniach i pozwala sobie na uśmiech.
^^^
Na zbiórce pieniędzy ktoś podjął próbę odebrania Potterowi życia. Harry ukrywa się w chatce przez następne dwa tygodnie i odmawia rozmowy na ten temat.
^^^
Warzenie czterdziestu dawek tojadowego powinno być bardziej opodatkowane niż jest. Może to dlatego, że nie ma innych rozrywek – ale w głębi duszy podejrzewa, że tak, jak Potter (który jest w stanie transmutować garść żwiru w zestaw naczyń), otrzymał jakąś dziwną korzyść ze spotkania z Voldemortem.
Wilkołaki noszą kaptury i fiukają do laboratorium w przerwach czasowych po eliksiry. Madame Skoll nigdy nie wie, kim są, ale płacą na czas.
Severus zaczyna znowu czytać czasopisma. Wysyła po broszury na EuroPotion.
- EuroPotion? Kiedy jest?
- W czerwcu.
- Idziesz.
- Myślę o tym.
- Jako madame Skoll czy Severus Snape?
- Nie będę bawił się przyjmując wielosokowy cały tydzień. Pójdę jako ja… jeśli pójdę.
- Czy to nie będzie niebezpieczne?
- Cóż, nikt nie może ukrywać się wiecznie. – Co jest dziwne dla niego mówić, orientuje się, ale może nie zaszkodzi iść gdzieś choć raz w życiu.
Severus kończy wysyłając wniosek i propozycję obecności na konferencji. Wciąż nie wie, jak zabić smoka – ale zna techniki warzenia i dopasowywania eliksiru tojadowego. W nagłym wybuchu optymizmu, zaznacza krateczkę podpisane „i gość” obok swojego nazwiska.
Tydzień później otrzymuje paczkę.
Severus Snape zaprezentuje wprowadzenie do warzenia eliksiru tojadowego w niedzielę rano o dziewiątej w pomieszczeniu Auxiliary Brewer’s.
- Dostałem kartkę – mówi Harry.
- Myślałem, że może znajdziesz czas w swoim harmonogramie, żeby pójść ze mną.
Potter mruga.
- To jest w czerwcu.
- Nie byłem świadom, że trzeba rezerwować sobie twój czas z większym niż rocznym wyprzedzeniem.
- Nie, to… to już w czerwcu. Zapraszasz mnie, żebym pojechał z tobą na tydzień w czerwcu.
- Możesz uznać to za okrutnie nudne. Przyjedziesz tylko na dzień, jeśli będziesz chciał. Jakoś cię ukryjemy… i nikt nie będzie szukał Harry’ego Pottera we Wiedniu. Na miłość… Merlina… co jest nie tak?
Potter owija się wokół szyi Severusa i zawiesza się na nim.
- Co?
- Nic… Tylko miło wiedzieć, że nie zamierzasz się mnie pozbyć.
^^^
Potter rozkłada choinkę i dwie oddzielne gałązki jemioły.
Severus przez całą dobę jest atakowany w imię świątecznej tradycji.
Spędzają Wigilię w chatce. Severus dostaje fotel do swojego laboratorium, kilka książek, które wspominał,  że by chciał, a Potter nosi kokardę.
W świąteczny poranek Harry idzie do Nory. Wraca z większą ilością prezentów i jedną dłonią owiniętych jaskrawo paczek dla Severusa.
Są podpisane: „dla specjalnego kogoś Harry’ego”.
- Co to jest?
- Uch. To od… to sweter Weasleyów. I sądzę, że myślą, że jesteś dziewczyną… Nie śmiej się tak mocno. Coś sobie złamiesz.
^^^
Harry przyprowadza gościa do chatki w szare, wtorkowe popołudnie w styczniu, kilka dni po cichych, ale satysfakcjonujących urodzinach Severusa.
Severus nie jest uświadomiony o wizycie, zanim na nią nie wpada. Wraca do kuchni z długiego poranka w jaskini i odnajduje Harry’ego, rozmawiającego cicho z Lupinem nad herbatą. Harry nosi czerwone szaty i siedzi skrzyżnie na kanapie. Lupin jest ubrany tak, jak zwykle – w obskurny sweter.
- Severusie – mówi Harry.
Oczy Lupina rozszerzają się.
- Otworzę butelkę wina – stwierdza Severus.
^^^
Nie idzie za dobrze – nie doszło do rozlewu krwi, ale jednak.
- Nie martw się kolacją. Nie jestem głodny. – Potter wchodzi do sypialni powłócząc nogami i zwija się pod przykryciem, będąc w butach i ubraniu.
^^^
Rzadko bywa, gdy to Harry chce być penetrowany. Nie przyjmuje tego tak, jak Severus. Musi być trzymany przed i po. Lubi to tylko twarzą w twarz.
Harry przygryza wargę.
Severus porusza się z rozdzierającą powolnością, kołysząc się w nim, wypełniając go delikatnie i całkowicie.
- Jeszcze trochę – błaga Harry. Jego ręce zaciskają się za szyją Severusa. Jego nogi wiją się wokół talii starszego mężczyzny. – Więcej… och… tam.
Obezwładniony, jak się wydaje, Potter potrzebuje niewielkiej zachęty. Harry dochodzi szybko, ściskając i drapiąc plecy kochanka.
Severusowi zajmuje to więcej czasu. Potter odzyskuje zmysły i obserwuje. Severus musi zamknąć oczy.
- Lubię na ciebie patrzeć – szepcze Harry. – Spójrz na mnie.
Tęczówki Harry’ego są idealnie zielone – a potem Severus zaczyna być wciągany do ich środka. Przez króciutką chwilę, ich umysły się dotykają.
Potter chwyta w swoje dłonie jego policzki.
- Nie odchodzę.
Severus dochodzi bezsilnie.
Później leży obok Harry’ego i nie wydaje się, by stawiał opór złym wspomnieniom. Żaden z nich nic nie powiedział, ale co kilka minut, wymieniają mentalny odpowiednik szturchnięcia.
- Mówiłem serio. Zmierzyłem się z gorszymi rzeczami niż Remus. Będzie musiał po prostu przyzwyczaić się do tego pomysłu. Wszyscy się przyzwyczają.
- Czy słowo „wszyscy” obejmuje cały czarodziejski świat?
- Mm-hym – mówi Potter.
Cisza.
- Zimą nie słychać wielu świerszczy.
- Nie… Nie zostawałem w łóżku cały dzień od tygodnia, gdy kupiłem ten dom. To może być od jutra porządek dnia.
- Moglibyśmy zamówić kolację… Chcesz dzisiaj lampę?
- Jest mi to obojętne.
Potter unosi dłoń. Lampa mruga.
^^^
Epilog
Nie jest tym, kogo nazwałoby się odludkiem.
Prawda, spędza większość czasu w dwóch miejscach – apartamentach Pottera w Hogwarcie (oprócz tego, że jest prawdopodobnie najpotężniejszym czarodziejem w Europie, awansował na szczytną pozycję Asystenta Trenera Quidditcha i zastępcę podczas „chorób” Lupina) i chatce Snape’a (nazywaną dworem przez reporterów, którzy nigdy jej nie widzieli i zakładali, że była o wiele większa), ale nalega, by sam krążył po ingrediencje.
Pewnego dobrego dnia, udało mu się zrobić godzinne zakupy, zanim to się stało:
- Panie Snape… Severusie Snape! Roy Spritely, Czarodziejskie Sprawy – mogę zadać kilka pytań – czy to prawda, że pan i Harry Potter macie ze sobą na pieńku?
Severus ręcznie wybiera pojedyncze oczy chrząszcza. Trwa to nieco dłużej, ale to jedyny sposób, by upewnić się, że są dobrej jakości.
- Nie – komentuje, napełniając pojemnik połową uncji.
- Co pan może powiedzieć o plotkach łączących Pottera z lwem salonowym, Galarya Galaxy?
- Całkowita nieprawda – mówi. – Odejdź.
- Jeszcze kilka pytań, panie Snape – nalega reporter. Przekłada stosik karteczek.
Severus zauważa, że mężczyzna ma zęby jak Gilderoy Lockhart. Przesuwa się korytarzykiem w stronę kontuaru.
- Dzisiaj jakieś całe nietoperze, panie Snape?
- Cztery… jednego z każdego rozmiaru. I proszę mi przynieść trzy ogony, gdy będzie pan wracał – szczurze, jak najdłuższe. – Severus przegląda pojemniki z nasionami obok kontuaru, czekając, aż sprzedawca odbierze jego zamówienie.
- Panie Snape! Panie Snape! Phoenix Steele, Zjednoczone Pogaduchy…
- Ej! Pierwszy go zobaczyłem! Panie Snape – Roy Spritely, Czarodziejskie Sprawy…
- Tak, już pan mówił – stwierdza Severus, wybierając paczuszkę mieszaniny nasion.
- Pana przemyślenia na temat nowej książki Draco Malfoya – „Żerca Wewnątrz Mnie”?
- To śmieć. Mnóstwo pretensjonalnych plotek udających fakty. Nie mam wątpliwości, że sprzeda się w milionach. A teraz odejdźcie.
- Panie Snape – ostatnio SPPPS potępiło pana pracę, jakieś reakcje, komentarze?
- Kim jest SP…?
- Stowarzyszenie Przeciw Podłym Polowaniom na Smoki.
- Nigdy o nich nie słyszałem… i nie poluję na smoki. Umierają, tak, ale jest w tym bardzo niewiele polowania.
Sprzedawca wraca i podaje mu pudełko oraz owinięte opakowanie zawierające ogony.
- Są unieruchomione, proszę pana, i powinny tak pozostać na około dwie godziny. Dopiszę to do pana rachunku.
- Dziękuję. – Odwraca się i wpada elegancko na kolejnego reportera.
- Panie Snape – Severusie Snape – Itza Fabuloso, Cudowny Dziennik Magika – jak to jest spać z Harrym Potterem?
Severus mruga.
- Zwala z nóg. Przepraszam.
^^^
Czarodziej o raczej niezbyt dobrej sławie opowiada gazetom historie o przedłużającej się schadzce z Potterem. Trzy dni później, rozwijają się u niego tak ciężkie skurcze żołądka, że musi zostać hospitalizowany.
- Severus?
- Tak?
Potter kładzie przed nim Proroka Codziennego.
- Możesz to wyjaśnić?
- Najprawdopodobniej zjadł coś, co mu nie spasowało.
- Powiedz mi, że to nie jest śmiertelne.
- To nie jest śmiertelne.
- Nie rób tego ponownie – mówi Harry. – Choć to doceniam.
^^^
Na Wigilię przybywa przez sieć fiuu.
- Och, Severus, jesteś. Hej, wszyscy! Severus wreszcie się pojawił. – Bill szczerzy się. – Tylko się drażnię. Mogę wziąć twoje prezenty? Położę je pod choinką.
- Ach – tak. – Severus przekazuje mu skrupulatnie opakowane i oznakowane pudełka. – Dziękuję – dodaje. Nora jest ciepła i przytulna. Czuć w nim ciężką woń gotowania.
- Nie ma problemu. Moja mama chce z tobą porozmawiać.
- A po cóż? Ta kobieta nie ma dość krzyków?
- Chce, żebyś zrobił z Harry’ego uczciwego człowieka. Ponieważ wydaje się być na ciebie zdecydowany. I zrobiła ci w tym roku sweter.
- Mam nadzieję, że ten nie jest różowy.
- Jest niebieski. Odmówiła zrobienia czarnego. Załóż go jutro, a unikniesz bitwy. – Bill kiwa głową z powagą.
- Znakomicie.
- Hej, to niesprawiedliwe. Znajdź sobie własnego. – Harry wchodzi na korytarz, praktycznie podskakując. Posyła Billowi szydercze spojrzenie. – On jest mój. – Owija ramię wokół talii Severusa.
- No, już, już. Tylko go straszyłem, zanim wejdzie i zmierzy się z mamą. Zostawię was, gołąbki, samych – żartuje, patrząc na parę przed sobą.
- Zamknij się – śmieje się Harry.
Bill wydaje z siebie odgłosy całowania i zanosi prezenty korytarzem do jasnego pokoju.
Severus stoi całkiem nieruchomo. Nora mogłaby być równie dobrze inną planetą.
- Jak się trzymasz? – Harry zaborczo pociera dłonią mały kawałek jego pleców.
- Dobrze, jak na razie.
- Cieszę się, że przyszedłeś. Wyglądasz dobrze. Podoba mi się ta twoja szata ze srebrnymi wykończeniami.
- Mówisz to tylko dlatego, żebym nie wyszedł.
- Nie. W tym roku, powinieneś zostać. Wybrałeś idealny rok, by to ułatwić. Wiem, że byłem durniem, jeśli chodzi o poprzednie święta… ale te są idealne.
- A to dlaczego?
- Bliźniacy spędzają wakacje w Holandii. Więc nie musisz się martwić, że twój posiłek wybuchnie. Co więcej – Potter obniża głos do szeptu, – Percy tu jest. Pierwszy raz, od kiedy zaczęła się wojna. Nikt cię nawet nie zauważy. Poza mną. Całuj – rozkazuje, a Severus słucha. – Co, sekretnie, bardzo mi się podoba.
- Wiem, że mną władasz, Potter – nie ma potrzeby, by się o tym upewniać.
- Chodź. Dołączmy do reszty. Będę zaraz przy tobie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. – Harry bierze go za rękę i prowadzi korytarzem.
Severus wyrównuje ramiona.
- Kupiłem Lupinowi nieco czekolady.
- Dobry wybór.

KONIEC.


wtorek, 14 sierpnia 2018

CP - Rozdział 5 - Atak na Hogwart Express



Harry obudził się, odkrywając, że kilka rzeczy nie jest tak, jak powinny. Zaczynając, wciąż był ubrany w ciuchy, które nosił wczoraj. Nie znosił spać w jeansach i zwykle starał się, bez względu na to, jaki był zmęczony, zmienić je na spodnie od piżamy. Po drugie, jego głowa spoczywała na czymś solidnym, ale nie twardym. Jego poduszka zwykle była miękka. Po trzecie, Harry nie potrafił sobie nawet przypomnieć, żeby szedł do łóżka. To się rzadko zdarzało. W końcu, Harry nie słyszał cichego pikania swojego serca, które powinno być magicznie monitorowane. To się nigdy nie zdarzało. Syriusz i Remus zawsze się upewniali, że zaklęcie działa.
Otwierając powoli oczy, Harry przechylił głowę i zobaczył nieco rozmazaną, ale uśpioną twarz swojego ojca chrzestnego. To nie był dobry znak. Syriusz był tak opiekuńczy tylko, gdy Harry miał epizod. Wracając do poprzedniego wieczora, Harry przypomniał sobie wczorajszą uroczystość i zobaczenie Stworka. Nagle przypomniał sobie bogina z szafy i co się stało, gdy z niej wyszedł. Harry szybko usiadł, gdy zrozumienie tego, co musiało się stać po tym, przeszło przez jego umysł. Stworem musiał pójść po pomoc, co oznaczało, że Syriusz, Remus i wszyscy w domu zobaczyli, że nie umiał nawet obronić się przed boginem.
Jak najciszej i najostrożniej, Harry wyślizgnął się z łóżka, żeby nie obudzić Syriusza. Naprawdę nie potrzebował teraz, by jego nadopiekuńczy ojciec chrzestny chciał porozmawiać o tym, co się stało, ale w głębi duszy Harry wiedział, że Syriusz, Remus i wszyscy pod tym dachem będą czuli się do tego zmuszeni, gdy tylko go zobaczą. Ostrożnie obchodząc łóżko, Harry instynktownie manewrował między wszystkim, aż do stolika nocnego i chwycił okulary. W chwili, gdy je założył, Harry zobaczył swoją różdżkę w kaburze i natychmiast chwycił ją i założył. Nie zamierzał pozwolić, by ponownie stało się to, co zeszłego wieczora. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Ucieczka z pokoju była nieco trudniejsza. Jego drzwi czasem skrzypiały, gdy się je otwierało zbyt powoli, a światło z korytarza wystarczało, by obudzić każdego. Ostrożnie, Harry otworzył je częściowo i wyślizgnął się z pokoju, po czym zamknął je i westchnął z ulgą. Wiedział, że musi się ruszyć, ponieważ za kilka godzin będą wyjeżdżać na stację Kings Cross, a wciąż musiał dokończyć pakowanie.
Nadal było bardzo wcześnie, ale to nie powstrzymało Harry’ego przed zwykłym, rutynowym przygotowaniem śniadania dla wszystkich. Powoli zszedł po schodach, żeby nie ostrzec nikogo, że ktoś w tym domu nie śpi. Wślizgnął się do kuchni i dostrzegł, że ktoś jeszcze już nie śpi, siedząc przy stole z kubkiem herbaty w dłoniach i wyglądając, jakby był na nogach całą noc.
- Tonks? – zapytał z zakłopotaniem Harry. Tonks zawsze nienawidziła wstawać rano. Żartowali sobie, że to musi być coś w krwi Blacków, ponieważ Syriusz również nienawidził ranków. – Co ty tu robisz tak wcześnie rano?
Tonks nie powiedziała ani słowa. Zamiast tego, skoczyła na równe nogi, szybko podeszła do Harry’ego i pociągnęła go do uścisku. Jej włosy zmieniły się z powrotem na krótkie, sterczące i fioletowe, które zdawała się ostatnio uwielbiać.
- Co ty sobie myślałeś? – zapytała cicho. – Dlaczego nie miałeś swojej różdżki? Kogo obchodzi ministralne prawo o niepełnoletnich czarodziejach? Masz w ogóle pojęcie, jakie to było uczucie, gdy zobaczyliśmy cię na podłodze, a nad tobą unosił się dementor? Masz pojęcie, jak bardzo przeraziłeś Syriusza, Remusa i mnie?
Harry po prostu pozwolił Tonks się trzymać. Jak mógł być tak głupi? Nie myśląc, zanim wybiegł ze Stworkiem, Harry sprawił, że wszyscy się martwili. Wydawało się, że niczego nie nauczył się przez te lata. Wciąż wbiegał prosto w zagrożenie. Nie, już nie, przysiągł mentalnie Harry. Nie obchodzi mnie, co będzie trzeba zrobić. Nie zamierzam w tym roku robić kłopotów Syriuszowi i Remusowi. Ostatnio mieli ich przeze mnie za dużo.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, Tonks odsunęła Harry’ego na długość ramion i spojrzała w jego szmaragdowe oczy, dostrzegając ból i żal. Westchnęła, pociągając Harry’ego do kolejnego uścisku.
- Przepraszam, dzieciaku – powiedziała łagodnie Tonks. – Wiem, że to nie było zamierzone. Stworek powiedział nam, co się stało. Próbowałeś mu pomóc, ale jak mogłeś pójść bez różdżki?
- Przepraszam – powiedział cicho Harry. – Po prostu mnie zaskoczył. Zanim mogłem wybiec z pokoju, to zwyczajnie było dla mnie zbyt wiele.
Tonks westchnęła i pocałowała Harry’ego w czubek głowy.
- Nie martw się tym – powiedziała, wypuszczając go z uścisku. – Po prostu nie rób tego ponownie. Jesteś dla mnie jak brataniec, którego nigdy nie miałam. – Tonks oparła się o stół i spojrzała na Harry’ego z uniesioną brwią. – Nie nosiłeś tego wczoraj?
Harry potrząsnął głową, odchodząc do lodówki, by przygotować śniadanie. Witaj z powrotem, Tonks. Ona zawsze zauważała, gdy czyjeś ubranie nie wyglądało dobrze. Syriusz stwierdził, że to „dziewczęca rzecz”.
- Syriusz wciąż spał – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Pomyślałem, że potrzebuje snu, ponieważ wiem, że ma tendencję nie spać przez większość nocy, gdy coś mi się przydarzy.
Tonks spojrzała na Harry’ego sceptycznie.
- Czyli innymi słowy, jak najdłużej chcesz uniknąć konfrontacji – wyjaśniła. Potem kolejny raz westchnęła, gdy Harry nie powiedział nic, by ją poprawić. – Masz pojęcie, jaki będzie oszalały, gdy się obudzi i odkryje, że zniknąłeś?
Harry wyciągnął jajka i bekon z lodówki, zanim odwrócił się do Tonks.
- To dlatego planuję przynieść mu śniadanie, zanim się obudzi – odpowiedział, po czym wyciągnął składniki na muffiny. – Syriusz zawsze jest spokojniejszy, gdy zje; a przynajmniej tak mówi Lunatyk. – Remus powiedział, że Syriusz jest jak przerośnięty nastolatek i czuł potrzebę jedzenia przynajmniej pięć razy dziennie. Syriusz twierdził, że tylko próbował nadrobić fatalne posiłki, które dostawał w Azkabanie, więc wszyscy po prostu mu na to pozwalali.
- Masz rację – powiedziała z namysłem Tonks. – Potrzebujesz pomocy?
Harry spojrzał na Tonks nerwowo. Przygotowywanie posiłków zawsze trwało dwa razy dłużej, gdy Tonks pomagała, bo ktoś musiał zwykle sprzątać po niej bałagan, a potem robić to, co ona miała. Problem był taki, że Harry nigdy by nie mógł jej tego powiedzieć.
- Możesz pilnować boczku, gdy ja będę robił muffiny i jajka – powiedział w końcu Harry. – Trzymaj go na małym ogniu.
Tonks radośnie pospieszyła do pieca. Zanim Harry zrobił muffiny i jajka, bekon był gotowy. Gdy Harry przekładał bekon na zaczarowany talerz, Tonks zaczęła robić tosty (oczywiście po instrukcjach od Harry’ego). Wkrótce śniadanie zostało przygotowane i Tonks usiadła z dumnym uśmiechem na twarzy. Zjedli w komfortowej ciszy, po czym Harry przygotował dwa talerze i opuścił kuchnię, a Tonks życzyła mu powodzenia.
Jak najostrożniej, Harry wszedł po schodach i w dół wciąż pustego korytarza. Skręcił za róg i stanął przed drzwiami Remusa i zobaczył, że są częściowo otwarte. Wdzięczny za ten mały dar, Harry otworzył je całkowicie plecami i jak najciszej wszedł do pokoju. Dostrzegł, że Remus śpi w łóżku, mając napięcie wypisane na twarzy. O czymkolwiek Remus śnił, z pewnością nie było to przyjemne.
Starając się być bardzo cicho, Harry ostrożnie położył talerz na stoliku nocnym. Rozległo się ciche dudnienie, gdy talerz dotknął blatu, ale to wystarczyło, by Remus obudził się i natychmiast usiadł prosto na łóżku, jakby był gotów do ataku. Rozluźnił się w chwili, gdy dostrzegł Harry’ego i przetarł ze zmęczeniem oczy. Harry natychmiast poczuł się winny. To przez niego jego opiekun był tak wykończony.
- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus, po czym zauważył talerz z jedzeniem. – Proszę, powiedz mi, że nie gotowałeś na dole całkiem sam.
Harry potrząsnął głową.
- Tonks tam była – powiedział. – Pomogła mi z bekonem i tostami. Właściwie była z tego całkiem dumna, więc mógłbyś jej coś powiedzieć, gdy ją zobaczysz. – Spojrzał na talerz, który wciąż trzymał, wiedząc, że jedzenie nie pozostanie ciepłe przez długi czas. – Muszę zabrać to Syriuszowi. Może weźmiesz swoje jedzenie do mojego pokoju, żebyście mogli na mnie nawrzeszczeć razem.
Remus odrzucił przykrycie i powoli wstał z łóżka. Nosił ciemnoniebieskie spodnie od piżamy i białą koszulkę, która zdawała się czynić go jeszcze bledszym, niż już był. Pełnia księżyca była kilka tygodni temu, ale cały ten stres wydawał się sprawiać, że Remus nie zdołał z niej tak naprawdę wyzdrowieć.
- Nie zamierzamy na ciebie wrzeszczeć – powiedział Remus, chwytając talerz i podążając za Harrym z pokoju. – Tylko obiecaj, że następnym razem powiesz komuś, że Stworek chce ci coś pokazać, w porządku?
Harry spojrzał na Remusa i uśmiechnął się. Jego opiekunowie zawsze starali się powstrzymać od krzyczenia na swojego podopiecznego, ponieważ to zwykle przypominało Harry’emu o jego życiu u Dursleyów. W pewien sposób, Harry wciąż próbował zapomnieć o swoim życiu z krewnymi, ale pewne rzeczy, jak strach, że będzie dziwakiem, został i pewnie pozostanie na zawsze.
- W porządku – powiedział Harry, gdy dochodzili do pokoju i weszli.
Syriusz wciąż spał w tej samej pozycji, w jakiej Harry go zostawił. Harry i Remus wyszczerzyli się do siebie. Wiedzieli, że mogliby się dobrze zabawić, ale też zdawali sobie sprawę, że dzisiaj nie był na to dzień.
- Dzień dobry, Łapo! – wykrzyknął Remus, opadając na łóżko, przez co Syriusz natychmiast obudził się.
- Luniek! – krzyknął Syriusz, siadając szybko. – Harry wciąż… - Urwał, gdy dostrzegł, że Harry stoi przy boku łóżka z talerzem jedzenia w rękach. Syriusz wziął pożywienie i położył na stoliku nocnym, po czym chwycił Harry’ego i pociągnął go na łóżko. Harry wylądował na plecach na miękkim posłaniu z cichym „ugh” tuż obok Syriusza, który natychmiast owinął ramiona wokół nastolatka.
- Zostań tu, Rogasiątko – powiedział Syriusz, po czym chwycił talerz drugą ręką i zaczął jeść. – Która godzina?
- Wczesna – odparł Remus. – Dzisiaj Harry i Tonks zrobili śniadanie. Najwyraźniej nie tylko my mieliśmy dzisiaj w nocy kłopoty ze snem.
Syriusz spojrzał na Harry’ego i napotkał wzrok nastolatka.
- W porządku? – zapytał, po czym uśmiechnął się z ulgą, gdy Harry skinął głową. – Dobrze. Musisz przestać mnie straszyć, bo inaczej osiwieję jak Luniek. – Remus poruszył się, by zaoponować. – Wiesz, że żartuję – powiedział Syriusz do przyjaciela, po czym skupił uwagę na Harry’ego. – Swoją drogą, jest coś ważnego, o czym musimy porozmawiać, zanim wyjedziemy na stację.
Harry spojrzał nerwowo na Remusa, zanim skupił się na ojcu chrzestnym. Tego typu rozmowy, nigdy nie były czymś dobrym. Te zwykle nadchodziły, gdy coś musiało zostać Harry’emu delikatnie przekazane.
- Co się stało? – zapytał cicho.
Syriusz odchrząknął i odłożył talerz.
- Cóż, Knot wciąż jest zdenerwowany tym, że Dumbledore twierdzi, że Voldemort powrócił – powiedział ostrożnie. – Knot sądzi, że Dumbledore próbuje wywołać problemy, a ponieważ nikt nie chciał objąć pozycję nauczyciela obrony, Knot zdecydował się zatrudnić kogoś za Dumbledore’a. Nazywa się Dolores Umbridge. Jest Podsekretarzem Ministra i z pewnością nie pała miłością do Dumbledore’a.
Harry spojrzał na Remusa ze zdezorientowaniem.
- A co z tobą, Lunatyku? – zapytał. – Wszystkim się bardzo podobało, gdy wróciłeś w zeszłym roku. Nikt nie dbał o wilka. Wiemy, że nigdy byś nas nie skrzywdził.
Remus uśmiechnął się na ten komentarz.
- Wiem, że wy o to nie dbacie, ale Minister tak – powiedział miękko. – Knot jest tak zdesperowany, by zachować się na pozycji Ministra, że myśl o kolejnej wojnie jest dla niego zbyt straszna. To gra sił, szczeniaku. Cokolwiek Umbridge zobaczy w Hogwarcie, najprawdopodobniej napisze o tym raport Kontowi. W tym też wszystko, co zdarzy się tobie. Wielu w Ministerstwie wierzy w artykuły Skeeter o tym, że Dumbledore wykorzystuje cię, by zebrać wsparcie.
- Ale to nie prawda – zaprotestował Harry. – To ja powiedziałem, że Voldemort powrócił…
- …Ale na razie wszyscy uważają, że to słowa Dumbledore’a – przerwał mu Syriusz spokojnym głosem, który wydawał się tak dziwny z ust animaga. – Jakkolwiek to może być trudne, Harry, musimy trzymać cię z daleka od Umbridge. Nie musisz się zgadzać z tym, co powie; po prostu nie wyrażaj na głos swoich własnych przekonań. My znamy prawdę. Tylko to się liczy.
Harry nie potrafił powstrzymać lekkiego zdenerwowania. Syriusz rzadko mówił w taki sposób. Działo się coś jeszcze. Harry mógł to wyczuć. Syriusz i Remus nigdy nie odciągali go na bok, by ostrzec go przed czymś, chyba że było to coś całkowicie ważnego.
- Czego mi nie mówicie? – zapytał ostrożnie Harry.
Remus i Syriusz wymienili spojrzenia przez sekundę i wyglądało na to, że prowadzą kolejną ze swoich milczących rozmów.
- Chcemy tylko, żebyś był przygotowany – powiedział w końcu Syriusz, skupiając ponownie uwagę na Harrym. – Umbridge jest fanatyczką Knota. Cokolwiek on jej powie, ona będzie w to wierzyć, ale to nie oznacza, że to prawda. Nie mamy wątpliwości, że będzie starała się sprawić, by ty i twoi koledzy z klasy uwierzyli raczej w wersję Ministra, a nie Dumbledore’a.
- Po prostu chcemy, żebyś był ostrożny, Harry – dodał Remus. – To twój pierwszy dzień w życiu publicznym, a wiemy, jak nie znosisz uwagi, więc zwyczajnie pomyśleliśmy, że udzielimy się kilka rad, by uniknąć tego, cokolwiek Umbridge może próbować. Ludzie mogą wierzyć w cokolwiek chcą. To ich prawo.
Harry zrozumiał, co jego opiekunowie mówili oraz czego nie mówili. Umbridge prawdopodobnie będzie starała się przekonać ludzi, że Voldemort nie powrócił, a Harry będzie jednym z nich. Przez artykuły, które obecnie pisała Rita Skeeter, wszyscy byli przekonani, że Harry był tylko kłamcą albo bezradnym chłopcem. Nie będą dbać o prawdę. Syriusz i Remus mieli rację. On znał prawdę, tak jak ci, na którym im zależało. Tylko to miało znaczenie. Nie pozwoli Dolores Umbridge być od niego lepszą.
^^^
Syriusz i Remus zorganizowali trzy taksówki, czekające na nich przy Grimmauld Place numer 2, trzy kwadranse przed odjazdem pociągu. Harry (z Hedwigą w klatce), Syriusz, Remus i Tonks weszli do pierwszego auta, Ron, Fred, George i Szalonooki Moody do drugiego, a Hermiona (z Krzywołapem), Ginny, pan i pani Weasley zajęli trzeci. Droga na stację Kings Cross była krótka. Syriusz i Remus pozostali przy boku Harry’ego, podczas gdy Tonks szła kilka kroków za nimi, popychając jeden z wózków bagażowych. Reszta grupy podążyła za nimi.
Syriusz i Harry pierwsi przeszli przez barierę, a Remus podążył za nimi. Wchodząc na peron dziewięć i trzy-czwarte, Harry musiał uśmiechnąć się na widok Hogwart Expressu. Nawet mimo ostrzeżeń Syriusza i Remusa na nadchodzący rok szkolny, było coś w tej wielkiej, szkarłatnej maszynie parowej. Harry mógł przypomnieć sobie, jak zobaczył ten pociąg pierwszy raz, cztery lata temu. Tak wiele zmieniło się od tego czasu.
Na peronie było wiele uczniów ze swoimi rodzinami, ale nie aż tylu, by nie szło przejść. Dorośli zorientowali się, że ze względu na Harry’ego, lepiej przybyć nieco wcześniej. Im mniej ludzi dookoła, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że coś się stanie. Tonks, pan Weasley i Szalonooki Moody zabrali wózki, by załadować je do pociągu, podczas gdy wszyscy inni otoczyli Harry’ego, Syriusza i Remusa.
- Wszyscy mają wszystko? – zapytała pani Weasley po raz dziesiąty i w odpowiedzi otrzymała zgodne skinięcia. – Macie się w tym roku zachowywać, zwłaszcza ty, Ronaldzie. – Ron przewrócił oczami z irytacją na ten komentarz. Słyszał tą przemowę niezliczoną ilość razy, odkąd otrzymał odznakę Prefekta. – Jesteś teraz Prefektem i musisz dawać przykład.
- Dobrze, mamo – powiedział Ron znudzonym głosem.
Pani Weasley spojrzała bezpośrednio na Freda i George’a, którzy uśmiechnęli się niewinnie.
- Wami nawet nie będę się przejmowała – powiedziała ze zmęczonym westchnięciem, ponieważ wiedziała, że i tak by jej nie posłuchali. – Tylko pamiętajcie, o czym rozmawialiśmy wczoraj wieczorem.
Fred i George wypieli piersi i zasalutowali pani Weasley, zdobywając tym samym chichoty od strony Rona i Ginny, podczas gdy pan Weasley, Tonks i Szalonooki Moody dołączyli do grupy.
- Nie martw się, mamo – powiedział Fred służbowym tonem. – Nie zawiedziemy cię.
- Nikt nie może powstrzymać Greda i Feorge’a Weasleyów, gdy dostaną misję – dodał George takim samym tonem.
Harry spojrzał na Syriusza i Remusa ze zdezorientowaniem, ale dostrzegł, że jego opiekunowie również nie mieli pojęcia, co się działo. Fred i George pożegnali się z rodzicami, po czym pobiegli do pociągu. Zauważając, że coraz więcej osób wchodzi na peron, Szalonooki burknął, że nastolatki powinny się pospieszyć. Ginny szybko pożegnała się, a zaraz za nią zrobili to Ron i Hermiona. Gdy tylko znaleźli się w pociągu, szóstka dorosłych skupiła się na Harrym. Wiedząc, co nadchodzi, Harry odłożył Hedwigę  i czekał na nieuniknione.
Pani Weasley pociągnęła go do mocnego uścisku.
- Dbaj o siebie, kochanieńki – szepnęła mu do ucha, zanim go puściła. Pan Weasley chwycił ramię Harry’ego i kazał mu się pilnować. Tonks przyciągnęła Harry’ego do uścisku, po czym zażądała, by Harry pisał do niej przynajmniej raz na tydzień. Gdy tylko go puściła, Szalonooki chwycił ramię chłopca w podobny sposób, co pan Weasley i przypomniał Harry’emu o „stałej czujności”.
Harry pożegnał się z nimi, zanim odwrócił się do opiekunów. Wydawało się mu trudno uwierzyć, że już minęły dwa miesiące. Święta wydawały się być dopiero za tak długi czas, a w tym roku planowano małą rodzinną uroczystość na Grimmauld Place.
- Dziękuję za wszystko – powiedział w końcu Harry. – N-naprawdę nie wiem, co bym zrobił, gdybyście… - Został wciągnięty w grupowy uścisk, zanim mógł zakończyć.
- Nie musisz nam dziękować, szczeniaku – powiedział szczerze Remus. – Uważaj na siebie i pamiętaj, co ci powiedzieliśmy.
Syriusz pochylił się nad Harrym.
- Używaj swojego lusterka, gdy tylko to możliwe – wyszeptał do ucha Harry’ego. – Nigdy nie wiadomo, kto może zerkać do twojej poczty. Gdybyś miał jakiekolwiek problemy z Umbridge albo Ministerstwem, natychmiast się z nami skontaktuj. Nie mają prawa przepytywać się bez jednego z nas, pamiętaj o tym, Rogasiątko.
- Będę  - powiedział Harry, robiąc krok w tył i uśmiechnął się do Syriusza i Remusa. Dlaczego tak trudno jest się pożegnać? Harry znał odpowiedź na to pytanie. Syriusz i Remus byli dla niego jak kotwica przez ostatnie dwa miesiące. Byli przy nim, gdy budził się z imieniem Cedrica na ustach. Byli przy nim, gdy w końcu zaczął mówić o tym, co się stało. Byli przy nim, by mu pomóc, gdy nadchodziły niewielkie wybuchy. A teraz z kolejnymi będzie musiał radzić sobie sam. To wydawało się straszne.
- Słuchaj Poppy, Harry – dodał Remus, – i pamiętaj, by brać swój eliksir, póki ona będzie uważać to za konieczne. – Harry i Syriusz przewrócili oczami na nadopiekuńczość wilkołaka. – Widziałem to – powiedział natychmiast. – Od was obojga.
Syriusz tylko potrząsnął głową na ten komentarz i dostrzegł, jak zatłoczony jest teraz peron.
- Lepiej, jak już pójdziesz, Rogasiątko – powiedział. – Wkrótce porozmawiamy i będziemy czekać, gdy tylko pociąg przyjedzie na przerwę świąteczną.
- Nie mogę się doczekać – powiedział Harry z uśmiechem, po czym ostatni raz uścisnął każdego z opiekunów, po czym chwycił klatkę z Hedwigą, pożegnał się i pobiegł do pociągu, odnaleźć przyjaciół.
Harry znalazł Rona, Hermionę i Ginny, którzy już siedzieli w przedziale w środku pociągu. Kładąc Hedwigę na podłodze, Harry zajął wolne przy oknie koło Rona. Hermiona i Giny rozmawiały cicho, chichocząc od czasu do czasu, jak miały zwyczaj robić przez ostatni miesiąc. Harry i Ron wymienili zdezorientowane spojrzenia i wzruszyli ramionami. Czasami dziewczyny były zwyczajnie tak dziwne.
Ron i Hermiona wyszli dziesięć minut przed jedenastą, by pójść do Wagonu Prefektów, obiecując, że wrócą jak najszybciej będą mogli. Według Harry’ego, wydawało się, że Ron i Hermiona wciąż uważają, że Harry jest smutny z powodu tego, że nie został Prefektem. Albo może martwią się, że zostawią mnie samego, bo Ginny nie wie o kondycji mojego serca. Tak czy inaczej, zdawało się, że nie wierzyli Harry’emu bez kogoś, kto nie wiedział o jego sekrecie. Musiał się zastanowić, czy Syriusz i Remus powiedzieli im czegoś, przez co mogli być tak nadopiekuńczy.
Ponieważ nie było nic do roboty, Harry wyciągnął jedną z książek, które kupił mu Syriusz i zaczął czytać. Rozległ się ostatni gwizdek i pociąg zaczął poruszać się z szarpnięciem. Siedząc w ciszy, nie minęło czasu, zanim drzwi otworzyły się, ukazując okrągłą twarz Gryfona z roku Harry’ego, o imieniu Neville Longbottom.
- Czy mogę się dosiąść? – zapytał nieśmiało. – Wszędzie indziej jest pełno.
Widząc Neville’a, Harry nagle przypomniał sobie coś, co Voldemort powiedział na cmentarzu. Jak byś się czuł, będąc równie szalony, co Longbottomowie? Kompletnie zapomniał o tym komentarzu. Co to oznaczało?
- Oczywiście, Neville – powiedział Harry z uśmiechem. – Więc, jak twoje wakacje?
Neville wzruszył ramionami, siadając obok Harry’ego z Teodorą w ręce i swoją szkolną torbą w drugiej.
- Były okej – powiedział, – ale nigdy nie uwierzysz, co dostałem na urodziny. – Położył torbę, sięgnął do środka i wyciągnął coś, co wyglądało jak kaktus, poza tym, że był szary i był pokryty wrzodami, zamiast kolców.
Harry przyjrzał się bliżej roślinie, która wydawała się pulsować, przypominając sobie coś z nadmiaru lektur, które przeczytał w wakacje.
- Mimbulus mimbletonia – powiedział bardziej do siebie, niż do kogoś w pomieszczeniu. To była bardzo rzadka roślina, która miała taki mechanizm obronny, który mógł powodować wielki bałagan.
Neville spojrzał na Harry’ego ze zdumieniem.
- S-skąd wiesz, co to takiego? – zapytał.
Harry wzruszył ramionami.
- Nudziłem się podczas wakacji, więc dość dużo czytałem – powiedział. – Syriusz i Remus nie wypuszczali mnie z łóżka przez dwa tygodnie, chyba że było to absolutnie konieczne. To odciągało mój umysł od innych rzeczy. – Nie chcąc się rozwodzić, Harry spojrzał z powrotem na roślinę. – Więc co zamierzasz z nią zrobić?
- Chcę zobaczyć, czy mogę ją rozmnożyć – powiedział dumnie Neville. – Będę musiał porozmawiać z profesor Sprout. Naprawdę nie umiem się doczekać, by jej to pokazać. – Wszyscy wiedzieli, że zielarstwo było ulubionym przedmiotem Neville’a. To były naprawdę jedyne zajęcia, podczas których nie był nieśmiały.
- Może mógłbyś zrobić jakiś projekt i zaprezentować go na zajęciach – zaproponował Harry. Jedynym powodem, dlaczego wiedział o roślinie było to, że Syriusz pozwolił mu przeczytać niektóre książki z rodowej biblioteki Blacków i niemal zapamiętywał teraz swoje podręczniki. Staję się taki okropny, jak Hermiona. – Tylko nie aktywuj tutaj jej mechanizmów obronnych… może gdy Malfoy będzie w pobliżu.
Neville spojrzał na Harry’ego z przerażeniem.
- N-nigdy bym tego nie zrobił! – wykrzyknął. – Malfoy by mnie zabił!
- Dlaczego? – zapytała z ciekawością Ginny. – Co by się stało?
- Z bąbli wypłynie ciecz – odpowiedział automatycznie Harry. Tak, naprawdę zmieniam się w Hermionę. – Aromat nie jest zbyt przyjemny. – Skupił się z powrotem na Neville’u. – Próbowałeś kiedykolwiek ją aktywować?
Neville potrząsnął głową.
- Jednak czytałem, że odorosok nie jest trujący, co jest dobre na wypadek, gdybym przypadkiem ją aktywował – powiedział, odkładając roślinę na podłodze, po czym spojrzał na Harry’ego. – Jak ty się miewasz, Harry? Naprawdę byłeś w łóżku przez dwa tygodnie, po tym, co się stało?
Harry skinął głową.
- Radzę sobie o wiele lepiej – przyznał. – Staram się nie myśleć o tym, co się stało. Przez jakiś czas, gdy tylko zamykałem oczy, widziałem jedynie zielone światło, ale Syriusz i Remus wiele mi pomogli. Dziś poczuję wielką ulgę, gdy tylko zasnę w dormitorium. Wszystkie zaklęcia i czary, które były nałożone na mój pokój, były nieco przytłaczające.
- Co masz na myśli, Harry? – zapytała Ginny z częściowo zaciekawionym, ale również zdezorientowanym spojrzeniem na twarzy. Harry’emu nie podobało się to spojrzenie. Hermiona miała to spojrzenie, gdy miała zamiar coś rozwikłać. Oczy Ginny rozszerzyły się, gdy moment później zrozumiała. – Chodzi ci o to, że rzeczywiście mogłeś poczuć zaklęcia i czary wokół swojego pokoju?
Harry spojrzał na Neville’a, po czym zerknął na Ginny.
- No, tak – powiedział niepewny, dlaczego zachowywała się w taki sposób. – Każdego wieczora czułem, jak się aktywują. Co w tym dziwnego? Było ich tak wiele, że niemożliwe było ich nie poczuć.
Ginny potarła oczy, zanim spojrzała na Neville’a, prosząc o pomoc. W odpowiedzi otrzymała tylko wzruszenie ramionami.
- Harry, tylko potężni czarodzieje i czarownice są w stanie rzeczywiście poczuć magię – powiedziała ostrożnie. – Nie wszyscy umieją to zrobić, ale nie jest to niespotykane. Czy coś takiego działo się wcześniej, przed wakacjami?
Myśląc o tym, Harry przypomniał sobie, jak w zeszłym roku czuł Niewybaczalne w klasie obrony, ale to było inne. Czuł, jaki byłby ich wpływ. Tak naprawdę nie czuł magii będącej za nimi… prawda?
- Raz, jak sądzę – powiedział w końcu, po czym wzruszył ramionami. – Kto wie? Może to tylko szczęśliwy traf. Jeśli to się ponownie wydarzy, opowiem o tym profesorowi Dumbledore’owi.
To wydawało się zadowolić Ginny, która skinęła głową, po czym wyciągnęła książkę z torby i zaczęła czytać. Harry powrócił do czytania swojej książki, podczas gdy Neville wyciągnął tom o zielarstwie. Cała trójka czytała w ciszy, póki nie rozproszył ich dźwięk otwieranych drzwi. Unosząc wzrok, Harry zobaczył Cho Chang – ładną dziewczynę o długich, czarnych włosach, która również była szukającą w drużynie Krukonów. Wiedział też, że w zeszłym roku była blisko z Cedrikiem Diggorym.
Cho spojrzała na Harry’ego z zaskoczeniem, zanim się pozbierała.
- Um… cześć – powiedziała z uśmiechem, by ukryć swoje skrępowanie. – Zastanawiałam się, czy moglibyśmy zamienić słówko, Harry?
Obawiając się, o czym chciała porozmawiać, Harry wstał i odłożył książkę na siedzenie, po czym wyszedł za Cho z przedziału. Drzwi zamknęły się, przez co stanęli sami na korytarzu, twarzą w twarz.
- Więc, o czym chciałaś porozmawiać? – zapytał Harry, starając się ukryć nerwowość. Nie mógł nic na nią poradzić. To była dziewczyna Cedrica. Jeśli jego śmierć była trudna dla Harry’ego, nie mógł sobie wyobrazić, przez co przechodziła Cho.
- Cóż… tylko się zastanawiałam, jak sobie radzisz – powiedziała Cho, wiercąc się nerwowo.
To było kłamstwo i oboje o tym wiedzieli. Harry westchnął, pocierając oczy pod okularami.
- Dobrze – powiedział automatycznie. – A może powiesz, o co naprawdę chciałaś mnie zapytać?
Cho spuściła wzrok, jakby podłoga nagle stała się całkowicie interesująca.
- M-miałam nadzieję, że mógłbyś odpowiedzieć na kilka moich pytań, ale jeśli nie chcesz…
Harry spojrzał przez cały korytarz w obie strony, zauważając że Parvati Patil i Lavender Brown stały jakieś dwadzieścia stóp od nich, obserwując i cicho chichocząc. Potrząsając lekko głową, skupił się z powrotem na Cho.
- Wiem, że masz pytania o to, co się stało, Cho – powiedział miękko, – ale to nie jest najlepsze miejsce do rozmowy. Gdy wrócimy do szkoły, może znajdziemy jakieś miejsce na rozmowę, żeby nikt nie mógł podsłuchać naszego każdego słowa.
Cho spojrzała na Harry’ego z zakłopotaniem i zobaczyła, że oczy Harry’ego przenoszą się za jej plecy. Jak najbardziej od niechcenia, Cho spojrzała w prawo i zobaczyła obserwujące ich dwie Gryfonki.
- Rozumiem – powiedziała z łagodnym uśmiechem, spoglądając z powrotem na Harry’ego. – Dzięki, że tak o mnie myślisz, Harry.
- Nie ma problemu – powiedział Harry ze skinięciem. – Do zobaczenia później.
Rozeszli się – Harry wrócił do przedziału, a Cho ruszyła do swojego. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedział, że Ginny i Neville słyszeli wszystko, więc wrócił na swoje miejsce i wznowił czytanie. Tak, rozmawianie o Cedricu będzie trudne, ale Harry wiedział, że nie jest jedynym żałobnikiem. Widział, jak Syriusz i Remus jąkają się podczas opowieści o Jamesie i Lily Potterach, ignorując własny ból, by on mógł wiedzieć więcej o swoich rodzicach. Mógł zrobić to samo dla Cho. Może to pomoże mu być silnym, zamiast polegać na kimś innym.
Minęła ponad godzina, zanim Ron i Hermiona wrócili ze swojego spotkania. Przegapili wózek z jedzeniem, przez co Ron marudził na ten temat niemal kwadrans, podczas gdy Hermiona wymieniała nowych Prefektów z każdego domu. Ze Slytherinu byli to Draco Malfoy i Pansy Parkinson, z Hufflepuffu – Ernie Macmillan i Hannah Abbott, a z Ravenclawu – Anthony Goldstein i Padma Patil. Harry już widział problemy wynikające z Malfoya-Prefekta, ale również ze Slytherinu nie było wielkiego wyboru.
Gdy Hermiona skończyła wymieniać Prefektów, spojrzała na Harry’ego ze współczującym spojrzeniem na twarzy.
- Powinieneś wiedzieć, że wiele osób o ciebie pyta, Harry – powiedziała łagodnie Hermiona. – Um… wyszedłeś w ogóle z przedziału?
- Chwilkę rozmawiałem z Cho – odparł Harry z uniesioną brwią. Dlaczego to, czy wyszedł z przedziału, czy nie, miało jakieś znaczenie? – Dlaczego pytasz?
Hermiona odetchnęła głęboko, jakby przygotowywała się na coś.
- Cóż… um… Chyba niewielu spodziewało się, że będziesz wyglądać w taki sposób – powiedziała ostrożnie. Harry spojrzał na swoje ciało, po czym zerknął na Hermionę zdezorientowany. – Nie jest z tobą źle – dodała szybko. – Tylko oni tak jakby oczekiwali, że będziesz wyglądał jak pod koniec ostatniego semestru.
Harry wciąż był zdezorientowany. Nie zmienił się tak wiele, prawda? Jak miałby? Jedynym, na co pozwalano mu tego lata to teakwondo i tai chi. Tak, nabrał nieco mięśni, ale teraz było to zauważalne z powodu treningu , który odbył dwa lata wcześniej. Czy to jego wina, że nikt tego wcześniej nie zauważył? Czy oczekiwali, że wróci do tego samego słabego dzieciaka? Prawdopodobnie.
To właśnie wtedy drzwi przedziału otworzyły się ponownie, ujawniając ostatnią osobę, którą Harry chciał teraz widzieć. Draco Malfoy, otoczony przez swoich kumpli – Crabbe i Goyle’a, wyglądał dzisiaj na szczególnie zadowolonego. Harry musiał założyć, że to dlatego, że to Malfoy został Prefektem, a Harry nie. Jednak Malfoy wyglądał na równie zaskoczonego, co Cho, na widok Harry’ego. Wyglądało na to, że ten elegancki blondwłosy Ślizgon o szpiczastym podbródku również oczekiwał, że Harry będzie wyglądał tak, jak nieco ponad dwa miesiące temu.
- Możemy ci w czymś pomóc, Malfoy? – zapytał Harry, a jego oczy zwęziły się na widok trójki Ślizgonów w drzwiach.
- Wygląda na to, że plotki są prawdą – rzucił Malfoy, a okrutny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. – Powiedz mi, Potter, sądzisz, że w końcu uda ci się kogoś znaleźć, wyglądając w taki sposób? Strzelam, że skoro Diggory już nie stoi ci na drodze…
Ron i Hermiona natychmiast wstali i skierowali różdżki na Malfoya.
- Wynoś się stąd, dupku – syknął Ron.
Wiedząc, że zaczynają się kłopoty, Harry wstał powoli i położył dłoń na ramieniu Rona. Syriusz i Remus ostrzegli go przed tym. Wiedział, że ludzie jak Malfoy będą wykorzystywać pamięć Cedrica, by go zdenerwować, a na to Harry nie mógł sobie pozwolić. Nic, co powie Malfoy, nigdy nie zmieni przekonań Harry’ego. Tylko to miało znaczenie.
- On nie jest tego wart, Ron – powiedział spokojnie Harry, po czym spojrzał na Malfoya. – Odejdź, proszę, Malfoy. Niegrzecznym jest przeszkadzać, a może twój ojciec był zbyt zajęty dogadzaniem swojemu mistrzowi, by nauczyć cię manier?
Malfoy sapnął ostro na ten komentarz, a jego oczy zwęziły się.
- Ostatnim razem miałeś szczęście, Potter – syknął. – Następnym razem, szczęście cię nie ocali.
Nie czekając na odwet, Malfoy wyszedł wraz z Crabbem i Goylem. Ron i Hermiona opuścili różdżki i odwrócili się do Harry’ego, który uniknął ich wzroku. Musiał przyznać, że Malfoy miał rację. Miał szczęście, że uciekł z cmentarza. Voldemort nie docenił jego wybuchów. Były nikłe szanse, że to się powtórzy.
Nagle pociąg zatrzymał się gwałtownie, powodując, że wszyscy stracili równowagę i upadli na podłogę. Dało się słyszeć huki i uderzenia spadających z półek bagaży. Harry’ego wypełniło dziwne uczucie déjà vu. Zrywając się na nogi, Harry machnął nadgarstkiem i poczuł w dłoni różdżkę. Ostrożnie przeszedł pomiędzy wszystkimi na podłodze i wyjrzał za okno. Nie widział z nic, ale to nie oznaczało, że na zewnątrz nic nie było.
Odwracając się do swoich przyjaciół, Harry poczuł, jak jego ciało wypełnia intensywne zimno. Jego oczy rozszerzyły się z szoku. Nie, nie mogą tu być. Nie znowu! Nie mówiąc ani słowa, Harry podbiegł do drzwi przedziału i otworzył je. Wystawił głowę na zewnątrz i rozejrzał się w obu kierunkach, nie zauważając nic, poza innymi uczniami, robiącymi to samo, co on. Harry od razu wiedział, że będzie musiał zająć się sytuacją. Nie wiedział, by ktokolwiek inny znał zaklęcie Patronusa, a nie miał czasu, by szukać. Mógł mieć tylko nadzieję, że jest dość silny, by to osiągnąć.
- Harry, co się dzieje? – zapytała natychmiast Hermiona.
Harry wyszedł na korytarz i wziął głęboki oddech. Tu się nic nie dzieje.
- Wszystkich proszę o pozostanie w swoich przedziałach i trzymajcie zamknięte drzwi! – ogłosił, po czym spojrzał przez ramię na przyjaciół w przedziale. – To się tyczy także was.
Oczy Hermiony rozszerzyły się z przerażeniem.
- Harry, nie! – krzyknęła, wybiegając za nim. – Jeszcze nie jesteś zbyt silny!
Harry sapnął, gdy intensywne zimno wzmogło się, sprawiając, że trudno było oddychać. Chwyciwszy się ściany dla wsparcia, Harry zamknął oczy i skupił się.
- Hermiono, nie kłóć się ze mną – skarcił ją Harry. – To dementorzy. Czuję, że nadchodzą. Ty nie wiesz, jak się przed nimi bronić. Ja wiem!
Czując, jak powraca mu równowaga, Harry otworzył oczy i napotkał jej spojrzenie z determinacją, o której wcześniej sobie nie zdawał sprawy. Hermiona niechętnie skinęła głową i wycofała się do przedziału. Powracając do tematu, Harry zaczął ostrożnie iść w kierunku przodu pociągu. Czuł, że zimno intensywnieje. Zaczął drżeć, więc zacisnął mocniej rękę na różdżce.
Nagle jedno z wejść do pociągu otworzyło się, ukazując dwóch de mentorów, próbujących wejść do pociągu. Wysoki śmiech wypełnił jego uszy. Harry natychmiast uniósł różdżkę, skupiając się na wakacjach z Syriuszem i Remusem i krzyknął: „Expecto Patronum!”. Srebrne światło wypełniło korytarz tak intensywnie, że Harry musiał odwrócić wzrok. Kiedy światło zgasło, Harry otworzył oczy i zobaczył, że ponownie ma dwóch srebrnych kompanów. Po jego lewej stanął srebrny wilk (Lunatyk), podczas gdy po jego prawej był wielki, srebrny pies (Midnight). Patrząc prosto przed siebie, Harry widział srebrnego jelenia, ścigającego dementorów. Jednym ruchem różdżki zamknął i zakluczył drzwi. Przynajmniej oni nie mogą wrócić.
Ostry chłód zmniejszył się, ale Harry wiedział, że będzie potrzebował nieco czekolady. Wzdychając z ulgą, Harry spojrzał na swoich towarzyszy i uśmiechnął się.
- Chcę, żebyście oboje przeszukali pociąg i upewnili się, że wokół nie kręci się więcej dementorów – pouczył Harry. – Potem możecie znikać.
Usuwając się z drogi, Harry obserwował, jak Midnight i Lunatyk biegną na przód pociągu, po czym zawracają i powracają na koniec, wyglądając tak, jakby tylko się ścigali. Gdy tylko dotarli na koniec pociągu, spojrzeli ostatni raz na Harry’ego, po czym zniknęli w powietrzu. Harry powrócił do przedziału i zapukał w drzwi.
- Sprzątanie – zawołał.
Hermiona otworzyła drzwi przedziału i spiorunowała Harry’ego wzrokiem, wyraźnie nie podzielając jego poczucia humoru. Karciła go wzrokiem tak intensywnie, że Harry nigdy nie sądził, że to w ogóle możliwe, a przynajmniej od Hermiony.
- To nie jest czas na żarty – zbeształa go.
- Okej – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Następnym razem powiem: „Jestem dementorem i przyszedłem tu wyssać wasze dusze, więc wpuśćcie mnie”. – Ron i Ginny zachichotali na ten komentarz. – Chcę, żebyście zebrali Prefektów, by sprawdzili przedziały. Upewnijcie się, że nikomu nic nie jest, zwłaszcza pierwszorocznym. Dajcie im czekoladę, jeśli będzie taka potrzeba. Ja zamienię słówko z konduktorem. Dwa razy w ciągu trzech lat…
- Da się zrobić, Harry – powiedział Ron, wchodząc na korytarz. – Krzyknij, gdybyś czegoś potrzebował.
Harry kiwnął głową i skierował się na przód pociągu. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się ponownie. Na szczęście, nie był już na tej samej pozycji, co dwa lata temu. Tym razem wiedział, co robić i jak się bronić. Teraz musiał tylko zorientować się, dlaczego w pierwszej kolejności znaleźli się w tej sytuacji. Ignorując szepty, które wypełniły powietrze, Harry dotarł do drzwi i otworzył je powoli. Spodziewał się zobaczyć konduktora skulonego w kącie i cierpiącego na wpływ dementorów.
To, co Harry w rzeczywistości zobaczył, było całkowicie inne. Szczupły, siwowłosy konduktor leżał na ziemi, a jego niebieskie oczy patrzyły w górę bez życia. Harry powoli ukląkł i pomacał puls, ale nie znalazł żadnego. Konduktor był martwy. Nagły ruch z prawej przyciągnął uwagę Harry’ego. Bez namysłu, Harry zadziałał, wskazując różdżką w kierunku ruchu i krzyknął:
- Drętwota!
Wysoka postać odziana w czerń z białą maską na twarzy zablokowała zaklęcie, zanim wystrzeliła czerwony grot w kierunku Harry’ego. Schodząc mu z drogi, Harry zerwał się na nogi, gotów, by się bronić. Musiał coś wymyślić. Dementorzy to jedno, ale śmierciożercy? Co, do licha, miał zrobić, mając pociąg pełen ludzi? Ktoś zostanie ranny.
- Poddaj się, Potter – syknął śmierciożerca. – Nie chciałbyś, żeby ktoś inny umarł z twojego powodu.
Harry odetchnął ostro na ten komentarz, ale nie zrobił żadnego ruchu. Wydawało się, że Voldemort i jego zwolennicy byli świadomi, że Harry cenił sobie życia innych ponad swoim, ponieważ Voldemort drwił z Harry’ego na temat śmierci Cedrica, gdy się pojedynkowali. Śmierciożerca najwyraźniej stracił cierpliwość i wypalił kolejne niewypowiedziane zaklęcie w stronę Harry’ego. Odsuwając się szybko, Harry błędnie obliczył swoje kroki i potknął się o ciało konduktora… wpadając prosto w czekające ramiona śmierciożercy.
Chwytając Harry’ego za szatę, śmierciożerca ostro wyciągnął Harry’ego z pociągu, po czym machnięciem różdżki zamknął drzwi i okna pociągu, żeby nikt się nie wydostał. Harry próbował się uwolnić i natychmiast poczuł ból, gdy coś twardego uderzyło go w tył głowy. Upuszczając różdżkę, Harry poczuł, jak jego ciało wiotczeje, walcząc o zachowanie świadomości. Nie mógł zemdleć. To byłby jego koniec.
Zbliżające się kroki dotarły do uszu Harry’ego.
- No w końcu – syknął wściekły głos. – Musimy się stąd zabierać.
Od strony pociągu dało się słyszeć dudnienie, brzmiące jak uderzenia pięści o nietłukącą się powierzchnię. Harry mógł tylko założyć, że ci, którzy zostali w pociągu, obserwowali wszystko, co się dzieje. No dalej, Potter! Rusz się! Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić im się zabrać. Nigdy więcej nie zobaczy Syriusza, Remusa, Rona i Hermiony. Nie! Jestem od tego silniejszy! Muszę być!
Mocne uczucie mocy zalało Harry’ego, odpychając zawroty głowy. To było podobne do drobnych wybuchów, które czuł podczas lata, ale zamiast czekać, aż to minie, Harry wiedział, że musi to wykorzystać. To była teraz jego jedyna nadzieja. Zanim którykolwiek śmierciożerca się zorientował,  co się dzieje, Harry przekręcił swoje ciało, by patrzeć w górę, uwalniając prawe ramię i milcząco przywołując różdżkę w wyciągniętą rękę. Sekundę później łapiąc różdżkę, Harry skoczył na nogi, a potem w powietrze, podciągając nogi i kopiąc porywacza w twarz. Kiedy porywacz potknął się, Harry odwrócił się do jego wspólnika i wypalił szybkie zaklęcie oszałamiające, a zaraz potem zaklęcie wiążące.
Wspólnik upadł na ziemię, a Harry skierował uwagę na porywacza w samą porę, by uniknąć uderzenia oszałamiającym czarem. Zaczął się pojedynek. Śmierciożerca wypalał jedną klątwę za drugą, podczas gdy Harry odbijał je i manewrował między nimi, podskakując, kiedy to było konieczne. Minęło dobre dziesięć minut, gdy Harry zaczął czuć ból w piersi. Pocił się i ciężko oddychał. Harry wiedział, że nie będzie w stanie wytrzymać wiele dłużej. Musiał podjąć ofensywę, bo pozostanie w defensywie do nikąd nie prowadziło.
Robiąc krok w prawo, Harry wypalił zaklęcie wiążące, a śmierciożerca wystrzelił zaklęcie redukujące. Obaj poruszyli się, by uniknąć zaklęć, ale śmierciożerca przewidział to i wystrzelił kolejne Reducto… którego Harry nie dostrzegł, póki nie było za późno. Uderzyło ono mocno Harry’ego w prawy bok. Ból przeszył całe ciało Harry’ego i chłopak upadł na kolana, chwytając się za bok w desperackiej próbie zatrzymania jak największej ilości krwi.
Łapiąc z trudem oddech, Harry uniósł wzrok i zobaczył, że śmierciożerca podchodzi bliżej, a wokół nich zaczął padać deszcz. Siedząc na kolanach, Harry obserwował, jak śmierciożerca podchodzi do niego wolnym krokiem. Prawa ręka Harry’ego spoczywała na ziemi, tak jakby chciał zachować równowagę, ale w rzeczywistości ukrywał w niej różdżkę. To była jego ostatnia szansa. Mógł mieć tylko nadzieję, że zaskoczy śmierciożercę.
- Nie jesteś teraz tak potężny, co, Potter? – splunął śmierciożerca, robiąc kolejny krok. – Nie martw się, nie zamierzamy cię zabić… na razie. Musimy tylko odkryć, co zrobiłeś naszemu mistrzowi.
No, dalej, dalej, naciskał bez słów Harry. Śmierciożerca zrobił kolejny ostrożny krok, a zaraz za nim następny. Tuż po trzecim kroku, Harry szybko wycelował różdżką w śmierciożercę i krzyknął: „Drętwota!”, a zaraz potem: „Petrificus Totalus”. Kończyny śmierciożercy przywarły do jego boków, gdy upadał na ziemię, sztywny jak deska. Harry odetchnął z ulgą i opuścił ramię. Spojrzał ze zmęczeniem na pociąg, a deszcz zaczął się wzmagać, zanim zamknął oczy i opadł na ziemię.
Dało się słyszeć dźwięk tłuczenia szkła. Będąc zbyt wyczerpanym, by się poruszyć, Harry mógł tylko słuchać. Usłyszał dźwięk rozmów, po czym tupot biegnących kroków. Harry jęknął, gdy dwie pary rąk ostrożnie przekręciły go na plecy.
- Trzymaj się, Harry – powiedział Fred Weasley, a ramiona wsunęły się pod jego barki i nogi. Jednym płynnym ruchem, chłopak uniósł go w powietrze i zaniósł z powrotem do pociągu.
Zanim został wciągnięty do wnętrza przez czekających uczniów, Harry był całkiem przesiąknięty. Fred i George wspięli się do środka i ponownie jak najostrożniej unieśli Harry’ego. Okno zostało naprawione, gdy Fred i George wynosili Harry’ego z przedziału i w dół korytarza, który był dość wąski, ale w jakiś sposób bliźniacy zmieścili się. Harry walczył teraz, by nie zasnąć, ponieważ wiedział, że jeszcze nie minęło niebezpieczeństwo.
- Tutaj – rozległ się gwałtowny głos Hermiony.
Fred i George weszli do dużego przedziału i ostrożnie posadzili Harry’ego na krześle, które wyglądało tak, jakby zostało powiększone, by całe ciało Harry’ego mogło się na nim zmieścić. Harry jęknął, gdy ktoś oderwał jego rękę od rany i powoli uniósł jego koszulkę. Dało się słyszeć kilka syknięć i westchnięć, gdy obserwatorzy ujrzeli ranę. Harry poczuł, jak do jego rannego boku zostaje dociśnięte coś mokrego, przez co sapnął ostro, gdy ból rozszedł się po jego ciele.
- Przepraszam, Harry! – powiedziała Hermiona szybko.
Harry potrząsnął powoli głową, otwierając całkowicie oczy i zobaczył wokół siebie tłum. Próbując złapać oddech, Harry spojrzał bezpośrednio na Hermionę, ponieważ to ona była najbliżej.
- Musisz wysłać… wiadomość do Dumbledore’a – powiedział ze zmęczeniem. – Konduktor nie żyje. Wyślij Hedwigę. Powiedz jej, że jestem ranny. Ona będzie wiedziała, co zrobić.
- Ja to zrobię – powiedziała Ginny, po czym wybiegła z przedziału.
Harry zauważył Rona, stojącego za Hermioną, z szokiem wypisanym na twarzy.
- Ron, znajdź mój kufer – powiedział, brzmiąc nieco logiczniej. – Znajdź lusterko i skontaktuj się z Syriuszem. Może znaleźć się tu szybciej niż Dumbledore. Zabierz Freda i George’a, jeśli potrzebujesz pomocy. – Trójka Weasleyów skinęła głowami i wybiegła z wagonu. Harry zamknął oczy i pozwolił, by jego głowa oparła się o krzesło, gdy uderzyła w niego fala zawrotów głowy. Zaczęła docierać do niego utrata krwi.  – Zbierzcie starsze roczniki i idźcie do młodszych roczników. Pierwszaki muszą być przerażone.
Łagodna dłoń spoczęła na jego czole.
- Nie martw się, Harry – powiedziała Angelina Johnson, Gryfonka z siódmego roku i członkini drużyny Quidditcha. – Zajmiemy się tym. Oszczędzaj siły. Potrzebujemy naszego szukającego, jeśli chcemy w tym roku wygrać Puchar Quidditcha. – Potem wstała i skierowała się do tłumu. – Słyszeliście Harry’ego. Odpowiadamy za młodszych od nas. Siedmioroczni niech poszukają pierwszaki w przedziałach i zostaną z nimi. Szósty rok zajmie się drugim, a piąty – trzecim. Hermiona i Weasleyowie zostaną tutaj z Harrym, póki nie nadejdzie pomoc.
- Słyszeliście ją, a teraz jazda – ogłosił tenorowy głos. – Prefekci powinni patrolować korytarze, dla bezpieczeństwa.
Wszyscy, oprócz Hermiony, wyszli z przedziału, rozmawiając cicho ze sobą. Harry dosłyszał kilka słów jak: „Nie mogę uwierzyć, że to się stało” oraz „Widziałeś, co on zrobił?”, ale nie miał energii, by się zorientować, kto to mówił. Jego umysł przypominał mętny bałagan. Harry wiedział, że jeśli nadejdzie kolejne zagrożenie, będzie bezradny i to przerażało go bardziej, niż kiedykolwiek miałby przyznać. Nie znosił bezradności. Nie znosił bycia ofiarą.
Niedługo po tym, jak wszyscy wyszli, powróciła Ginny, podciągnęła krzesło i wzięła lewą rękę Harry’ego w dłoń, ponieważ prawą Harry  wciąż trzymał różdżkę.
- Hedwiga jest w drodze – wyjaśniła. – Nie wiem, jak szybko dotrze przez ten deszcz, ale jeśli którakolwiek sowa może to zrobić, jest to Hedwiga.
- Syriusz będzie tak wściekły – powiedziała nerwowo Hermiona. – Nie powinniśmy ci byli pozwolić iść samemu sprawdzić, co z konduktorem, Harry. Jak moglibyśmy być tak głupi? Kto inny umożliwiłby dementorom zaatakowanie pociągu? Powinniśmy byli cię chronić. Remus i Syriusz nigdy nam nie wybaczą… nigdy nie wybaczą profesorowi Dumbledore’owi. Och, nie! Zabiorą cię ze szkoły!
- Hermiono, zamknij się! – powiedziała Ginny z irytacją. – Powinniśmy uspokajać Harry’ego, a nie panikować!
- Hermiona panikuje? – zapytał Ron, wchodząc do przedziału. – Panna głos-rozsądku panikuje? – Przyciągnął krzesło i usiadł koło Ginny. – Syriusz i Remus są w drodze. Remus powiedział, że skontaktuje się z Zakonem, gdy tylko uspokoił Syriusza na tyle, by mogli się aportować. Dobrze, że to nie moja mama się z nim skontaktowała. Wyszorowałaby mu usta mydłem… wielokrotnie. Och, Fred i George stoją jako straż na zewnątrz… na wszelki wypadek.
Harry otworzył częściowo oczy i spojrzał na Rona.
- Dzięki – powiedział cicho, po czym ponownie zamknął oczy. Wiedział, że musiał cały czas mówić albo straci przytomność. – Wygląda na to, że miałaś rację, Hermiono. Nie byłem wystarczająco silny.
- Eee, Harry, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało – powiedziała ostrożnie Hermiona. – Widzieliśmy pojedynek. Był niesamowity. Żaden z nas nie wytrzymałby tak długo, jak ty. To byli śmierciożercy, a ty… cóż… zostałeś ranny, a pokonałeś ich obu. Nie przeszedłeś jeszcze SUM-ów, a pokonałeś dwóch śmierciożerców w pojedynku!
- Dobrze, że Remus i Syriusz dawali ci te prywatne lekcje – dodał Ron. – Eee, poza raną, wszystko w porządku, Harry? Znaczy, wyglądało na to, że bolało cię podczas pojedynku.
Harry przemyślał to. Naprawdę trudno mu było ocenić, czy cokolwiek jeszcze go boli z powodu bólu, który palił jego bok. Wiedział, o czym mówi Ron. Ron chciał wiedzieć, czy dementorzy i zmierzenie się ze śmierciożercami nie było zbyt wielkim wyzwaniem dla jego serca. Pamiętał ból w klatce piersiowej podczas pojedynku, ale naprawdę nie potrafił powiedzieć, czy teraz czuje jakikolwiek ból w tej okolicy.
- Nic mi nie jest, Ron – powiedział w końcu Harry. – Nie martw się.
- GDZIE ON JEST? – wrzasnął głos, który Harry i Weasleyowie znali za dobrze.
- Tutaj, Syriuszu – odpowiedziała nerwowo Ginny Weasley.
Syriusz wszedł do przedziału i odetchnął głęboko na widok, który miał przed sobą. Harry leżał na powiększonym krześle z koszulką podciągniętą do góry, podczas gdy Hermiona trzymała przesiąkniętą krwią szmatkę przy ranie na jego prawym boku. Ron i Ginny natychmiast usunęli się z drogi, żeby Syriusz mógł podbiec do Harry’ego. Harry częściowo otworzył zmęczone oczy i zobaczył zaniepokojoną twarz Syriusza.
Zmuszając się do uśmiechu, Syriusz przeczesał palcami włosy Harry’ego.
- Już wszystko dobrze, Rogasiątko – powiedział łagodnie. – Lunatyk wkrótce tu będzie z pomocą. – Potem odwrócił się do obserwujących nastolatków. – Gdzie ci aurorzy? Zabiję ich.
Ron, Hermiona i Ginny spojrzeli na Syriusza ze zdezorientowaniem.
- Jacy aurorzy? – zapytała Hermiona. – Skontaktowaliśmy się najpierw z wami, bo Harry miał lusterko.
Oczy Syriusza zwęziły się w gniewie.
- W pociągu powinni być dwaj aurorzy, żeby was chronić, dzieciaki – syknął. – Dumbledore zapewnił mnie, że będziecie mieli jakąkolwiek ochronę. Chcecie mi powiedzieć, że w tym pociągu nie było żadnej ochrony? Pozostawił pociąg pełen dzieci, by broniły się same przed dementorami i śmierciożercami?
- Eee… cóż… tak naprawdę sami się nie broniliśmy – powiedział Ron, unikając spojrzenia Syriusza. – Harry nas obronił. Nakazał nam zostać w naszych przedziałach, gdy nadeszli dementorzy, po czym poszedł porozmawiać na ten temat z konduktorem. To wtedy przyszli śmierciożercy. Oni…eee… wyciągnęli Harry’ego i zrobili coś, że wszyscy utknęliśmy w pociągu.
Syriusz warknął nisko. Harry jęknął, sięgając i dotykając ramienia Syriusza. Nie zniósłby, gdyby jego przyjaciele zapłacili za jego wybory.
- To nie ich wina, Syriuszu – wymamrotał Harry. – Nie wiedzieliśmy, że są tu śmierciożercy.
Kierując z powrotem uwagę na chrześniaka, Syriusz westchnął i ukrył twarz we włosach Harry’ego, owijając ramię wokół górnej części jego ciała tak, by nie spowodować chrześniakowi kolejnego bólu.
- Wiem, Rogasiątko – powiedział miękko. – To nie powinno się zdarzyć. Nie powinieneś był bronić pociągu pełnego dzieci. Sam wciąż jesteś dzieckiem, wiesz?
- Tutaj są, Remusie! – zawołał Fred, ostrzegając Harry’ego i Syriusza, że Remus przyszedł z pomocą. Syriusz odsunął się, gdy Remus wbiegł do przedziału i ukląkł obok Harry’ego. Odsunął zakrwawioną tkaninę i skrzywił się na widok rany Harry’ego.
- Trzymaj się, dzieciaku – powiedział łagodnie Remus. – Wyleczymy cię w mgnieniu oka. Nie martw się. Tonks jest na zewnątrz z pomocnikami i zajmuje się napastnikami. Zachowywała się niemal tak strasznie jak ty, Syriuszu, gdy powiedziałem jej, co się stało. Przysięgam, że Blackowie mają charakterek, gdy ktoś, na kim im zależy, ma kłopoty.
- Nie zabawne, Lunatyku – ostrzegł Syriusz.
- Kto powiedział, że żartuję? – odpowiedział Remus. – Syriusz, unieś go, żebym mógł go zabandażować. Musimy powstrzymać krwawienie.
Harry poczuł, jak ramię unosi jego ramiona i powoli podciąga go do góry, żeby jego górna część ciała nie była na krześle. Ból przeszedł przez całe ciało Harry’ego, sprawiając, że skrzywił się, a jego głowa opadła na lewo i spoczęła na ramieniu Syriusza. Harry pozwolił oczom się zamknąć i zaczął odpływać. Pomoc nadeszła. Syriusz powiedział coś do Remusa, ale brzmiało to zbyt niewyraźnie, by mógł to zrozumieć. Wszystko zdawało się odpływać… włącznie z bólem, gdy Harry tracił przytomność.