Severus
odpływa tylko na jakąś godzinę.
Potter
– potrafi spać. Więc śpi. I śpi. Śpi, jakby zbierał się do tego całe życie i
wreszcie wykorzystuje wszystkie zaoszczędzone godziny. Kiedy używa słowa
„drzemka” – to nie do końca opisuje stan snu, który osiąga Harry.
Severus
odbiera pocztę z parapetu (ma na sobie drobne zaklęcie klejące, żeby zapobiec
porwaniu listów przez wiatr). Każdy jeden jest zaadresowany do pani Aggrandizi
Skoll, Mistrzyni Eliksirów. Imię należało do jego babki, nazwisko do jego
ulubionego profesora z dzieciństwa. Pani, ponieważ statystycznie udowodniono,
że czarownice sprzedają więcej eliksirów niż czarodzieje – oraz gdy podkrada
się przyzwoite próbki włosów z kosza na śmieci w alejce za salonem fryzjerskim,
niezmiennie zmienia się w coś żeńskiego.
Zdobycz:
dwa nowe zlecenia, notka od odbiorczyni eliksiru unieruchamiającego –
zapewniającej go, że zapłata dojdzie w ciągu kilku dni i tajemniczo
sformułowane pismo oznaczone nieznanymi inicjałami. Severus wzdycha przy
ostatnim liście, dostrzega niezbyt ukryte odniesienie do księżyca, myśli przez
chwilę, odwraca kartkę i pisze na tyle – „Tak. Robimy eliksir Tojadowy.”
Wypisuje jednak nieprzyzwoitą cenę, na wypadek gdyby to był Lupin. Akceptuje
dwa inne zlecenia, jedno spore zamówienie na trutkę na śmierciotule bezpieczną
dla tkanin i – niespodzianka! – więcej trutki na szczury.
Jeśli
pochyli się na swoim krześle, Severus może spojrzeć przez próg i dostrzec tylko
stopy Pottera.
^^^
Potter
budzi się na obiad.
Mają
kurczaka, makaron i marchewki. Severus żałuje, że nie ma do zaoferowania
butelki wina.
-
To jest świetne. Nie wiedziałem, że umiesz gotować.
-
Wygląda na to, że dzielimy jakąś umiejętność.
-
Nikogo nie oszukasz – ogłosił Potter z uniesioną brwią. – To był ukryty
komplement.
^^^
-
Co zwykle robisz po obiedzie?
-
Pracuję.
-
A potem?
-
Pracuję. Śpię. Jeśli czuję się w odpowiednio bojowym nastroju, trochę czytam.
Piję.
-
Wow. I nie dopuszczono mnie do tej szalonej zabawy. – Potter odchyla się na
stołku przy biurku, balansując na dwóch nogach i jednocześnie obserwując pracę
Severusa. – Wiesz… Mogę gdzieś iść, jeśli chcesz. Nie chcę być kłopotliwy.
-
Jestem dość przyzwyczajony do pana obecności, panie Potter.
Kroi
w kostkę, sieka, mieli – szczypta dzikiej lilii…
-
Tęskniłem.
-
Ja też – mówi Harry. Uśmiecha się szeroko i przypadkowo odchyla się na krześle
zbyt mocno.
^^^
-
Tim… - wyśpiewuje Potter po całej skali dźwiękowej.
-
Finnegan. Cholerny Finnegan – następne słowo to Finnegan (dop. tłum. Harry
prawdopodobnie podśpiewuje sobie piosenkę „Finnegans’ Wake”).
-
Pamiętam słowa – po prostu zadziwiam cię moimi wokalnymi umiejętnościami.
-
Jeśli nie jesteś w stanie przetransmutować sobie gardła – czego nie polecam
podczas wdechu – ani innego momentu, jeśli już przy tym jesteśmy – jeśli nie znasz
jakiegoś kompetentnego uzdrowiciela – i nawet wtedy – jeśli je wymieniłeś,
rozpoznałbyś własny głos? Czy może zawsze już czułbyś się tak, jakby ktoś stał
ci za ramieniem i mówił za ciebie… - Severus zamrugał. – Co?
-
Nie wiem. Jak wiele wypiłeś? – Potter zawahał się nieco.
-
Dwie.
-
A ile zwykle wypijasz?
-
Jedną. Nie mam żadnych pianek. Jesteś okropnym piosenkarzem.
-
Ty też nie jesteś dobrym.
-
Ale ja, panie Potter, posiadam rozsądną dawkę wstydu. Pan nie. Pan by paradował
przed całym światem i śpiewał – właśnie tak. – Severus siada na nowo
przetransmutowanej kanapie. Jest czarna, zgodnie z życzeniem, a tapicerka
przypomina miękki zamsz albo szorstki aksamit.
-
Jedyne osoby, które słyszały, jak śpiewam to ty i ci, którzy podsłuchiwali pod
prysznicami Gryfonów.
-
Cóż, więc każdy tłusty zboczeniec w Hogwarcie? Brzmi dobrze.
-
Od teraz to ty jesteś jedynym tłustym zboczeńcem, dla którego będę śpiewał.
-
Wybacz mi, jeśli zemdleję. Och, nie, chciałem powiedzieć, napiję się jeszcze. –
Severus sięga po butelkę swojego specjalnego naparu, jednak ta zostaje wzięta z
zasięgu jego ręki. – Potter.
-
Nie możesz trzymać swojego trunku.
-
A ty tak?
-
Ja robię to dobrze. – Potter uspokaja się. – Mogę z tobą usiąść?
-
To twoja kanapa – mówi.
-
To twoja chatka.
-
To twoja kanapa w mojej chatce – ty jesteś w mojej chatce – powinieneś usiąść
na swojej kanapie w mojej chatce – mówi mu Severus.
Potter
opada obok niego.
-
Nie sądziłem, że będzie taka mocna. Powinienem byś jak… jedna z
najpotężniejszych… zrobiłem ci kanapę – ogłosił z przekonaniem.
-
Twoja kanapa. W mojej chatce.
-
Daję ci ją. Jako prezent.
-
Urodzinowy?
-
To moje urodziny, nie twoje. – Potter przesuwa się bliżej.
-
Tak czy owak.
-
Kiedy są twoje urodziny?
Severus
marszczy brwi.
-
W styczniu.
-
Przegapiłem je, gdy byliśmy w tamtym pomieszczeniu. – Potter również marszczy
brwi. – Muszę ci coś dać.
-
Nie mam miejsca na kolejną kanapę.
-
To nie będzie kanapa. Coś dobrego. Nie żeby ona nie była dobra. Zwłaszcza na
pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie zrobiłem kanapy.
Obserwuje,
jak poruszają się usta Pottera i jest absolutnie oczarowany.
-
Och? – Severus dłużej nie nadąża.
^^^
Nie
jest pięknie.
W
porządku – może być pięknie dla Pottera, który jest dziwnie ślepy na wizualną
estetykę.
-
Zdejmij je – sapie, szarpiąc za materiał.
Severus
zdziera spodnie z Harry’ego. Brzuch Pottera jest chyba jeszcze bardziej blady
niż reszta jego ciała – Snape wykorzystuje możliwość, by polizać skórę przy
pępku. Smakuje nieco słono.
-
Och, proszę – błaga Harry, ukrywając dłonie we włosach Severusa. Traci
równowagę, gdy drugi czarodziej szarpie za jedną nogawkę jego spodni; to
idealna możliwość, żeby pchnąć go na kanapę i zawładnąć jego ustami. Potter
wydaje z siebie pełne potrzeby, mruczące odgłosy, gdy Severus łączy razem ich
wargi – język Harry’ego znajduje się w jego ustach – pocałunek jest mokry,
niechlujny i pełen desperacji. Palce rozrywają guziki w koszulce Snape’a i
rozporku. – Łóżko?
-
Tutaj. – Zamyka Pottera w klatce stworzonej ze swoich ramion i nóg. Severus
opuszcza głowę, ukrywając twarz w zgięciu szyi Harry’ego, delektując się jego
zapachem.
-
Ugryź – szepcze młodszy czarodziej.
Severus
stara się zwolnić, robić wszystko ostrożnie. Przygryza ofiarowaną szuję,
wnętrze nadgarstka Pottera i w końcu zaciska zęby wokół sztywnego, różowego
sutka. Potter tężeje przy ukąszeniu i wypycha biodra w kierunku brzucha
Severusa. Wydaje z siebie ciche zawodzenie i splata swoje palce z palcami
Snape’a, sapiąc i dysząc pod wpływem okrutnych, ostrych ust, które napastują
jego zmaltretowane ciało.
A
potem Harry podciąga go do góry, kierując Severusem tak, póki nie siada na nim
okrakiem.
-
Czy przez to będzie cię bolało kolano? – pyta Harry.
Dziwna
myśl przenika przez mgłę.
-
Właściwie… nie bolało wcale. Nie od kiedy…
-
Dobrze. – Potter zaledwie macha palcami, a Severus czuje ciepłą, przenikającą
go śliskość.
-
Gdzie nauczyłeś się tego zaklęcia?
-
Z jakiejś książki – kto by pomyślał, że jednak książki się do czegoś przydają.
Severus
ściera zadowolony uśmieszek z twarzy Pottera, opuszczając się na naprężony
członek młodszego mężczyzny. Czuje minimalne pieczenie tarcia, gdy Harry
wypycha biodra do góry.
Niezręcznie,
tak. Niezdarnie. Przychodzi mu na myśl słowo „niegodnie”. Nie ma w tym rytmu.
Jest
fantastycznie.
-
Wspaniale.
W
porządku, wspaniale też może być.
-
Twoja kanapa potrzebuje zagłówka – jęczy Severus, opierając się o pierś
Pottera.
-
Krytyk – nh. – Harry chwyta jego biodra w morderczym uścisku, ciągnąc je przy
każdym pchnięciu, aż Severus nie wydaje z siebie odgłosów przy każdym
wtargnięciu.
Nie
ma ognia. Światło dochodzi z lampy będącej w pobliżu jego stołu do pracy.
Kanapa trzęsie się i drży razem z nimi – Severus zastanawia się, czy Potter transmutował
kawałek mebla, który jest strukturalnie s…
Nogi
po prawej stronie kanapy pękają i wysyłają ich na podłogę salonu. Pomimo
sprzecznych dowodów, Severus przypisuje Harry’emu niemęski wrzask towarzyszący
upadkowi.
-
Au.
-
Wybacz… czy… - Harry ma taki tupet, że ledwie dusi śmiech. – W porządku?
-
Nie. A jeśli obawia się pan potężnej zemsty, panie Potter, to niech pan
dokończy to, co pan zaczął. W – ostrzega, – mniej gimnastyczny sposób niż
wcześniej. – Severus przewraca się na plecy.
-
Wiesz – chichocze Harry, – mogłeś po prostu przyznać, że lepiej ci, gdy jesteś na dole.
W
odpowiedzi Severus zaplata ramiona i unosi kolana.
-
Byłbyś tak miły? – cedzi przez zęby.
Podłoga
z twardego drewna jest… miękka? – pod jego skórą. Salon ma teraz czerwony jak
wino dywan. Harry czołga się nad nim i składa pocałunek na jego policzkach,
czole, ustach…
Wchodzi
w Severusa łagodnym pchnięciem. Tym razem nie piecze; czuje tylko śliskie,
wypełniające uczucie, gdy przeszywa go członek Harry’ego.
-
Harry?
-
Severusie – mówi Harry, a Severus nie może stwierdzić, czy jego spojrzenie jest
wynikiem emocji czy wypitego Gandismash's Best.
-
Masz rękę na moich włosach.
-
Och, yyy… wybacz. – Harry przesuwa rękę, przeczesując plątaninę w większości
czarnych loków.
-
To nie oznaczało, żebyś przestał – warczy, po czym oboje zachowują się jak w
rui, Potter wdziera się w niego opętanymi pchnięciami, a Severus wygina się w
łuk przy jego bezwzględnych ruchach. Harry’emu udaje się trafić na każde
wywołujące przyjemność miejsce w jego ciele – pokryta potem ręka rusza się
między nimi i wokół zaniedbanego pobudzenia Snape’a. Nie musi robić wiele.
Każda pieszczota spuchniętego ciała przybliża Severusa coraz bardziej do
krawędzi.
-
Jeszcze... jeszcze… jeszcze… - wyśpiewuje, póki słowa nie zmieniają się w
zduszony, wysoki lament w jego gardle, jego nogi tężeją i Severus dochodzi,
wytryskując swoje wyzwolenie w uścisk Pottera.
Och,
warto było.
Harry
unosi swoje wilgotne palce do ust i wiruje wokół nich językiem. Prawy sutek
Pottera jest zaczerwieniony od wcześniejszej uwagi Severusa – zaspokojony
mężczyzna sięga do niego wolną ręką i szczypie go.
Harry
krzyczy, przytrzymując mocno dłoń Severusa przy swojej piersi i odnajduje swoją
ulgę, szaleńczo wbijając się w gorąco drugiego mężczyzny, póki nie opadł w
chętny, wyczekiwany uścisk.
Mija
sporo czasu, zanim którykolwiek z nich się porusza.
^^^
-
…Będą mnie potrzebować do… - Potter wzdycha. Kontynuuje, ale z pewną dozą
ostrożności, jak ktoś, kto przedziera się przez plątaninę zarośli. – Ludzie
potrzebują teraz chłopca, który przeżył. Nie… Wiem, że dla większości z nich
jestem swego rodzaju symbolem. Ale symbole są ważne. I jeśli to pomoże w
Hogwarcie… w św. Mungo… będę przychodził w każdy weekend i machał, wymieniał
uściski dłoni. Mogę im to zagwarantować. Ale jestem… Zasługuję na życie. Przez
resztę czasu. – Harry patrzy na lampy ponad łóżkiem. – Mam dwadzieścia pięć
lat, wiesz? Już najwyższy czas.
Snape
unosi brew.
-
Najwyższy czas? – powtarza.
-
Nadszedł czas, bym miał stosownego chłopaka.
-
Nie mam pojęcia, dlaczego sądzisz, że znajdziesz go tutaj.
-
Dupek.
^^^
Severus
budzi Pottera z koszmaru. Układa go do snu pocałunkiem.
^^^
Potter
zostaje.
Pozostaje
w domu do wyżej wymienionej soboty, kiedy zakłada swoje złote szaty i mówi
Severusowi, że postara się wrócić jak najszybciej.
Będąc
samym pierwszy raz od dawna, Mistrz Eliksirów decyduje, że zrobi sobie
wycieczkę pod wypływem eliksiru Wielosokowego do miasta po zakupy.
Gdy
tam jest, kupuje sobie herbatę w piekarni i przegląda tygodniowego Proroka Codziennego.
Wiadomości nie są szczególnie interesujące, póki nie jest w połowie, a gazeta
głosi:
CHŁOPIEC,
KTÓRY PRZEŻYŁ – ZAGINĄŁ!
Artykuł
wiruje wokół dość ekscytującej historii o sześciu niewytłumaczalnie
zdezorientowanych aurorów, skradzionej miotle, otwartym oknie, niepilnowanej
imprezie urodzinowej i jednego zaginionego wybawiciela czarodziejskiego świata.
„Bez komentarza” wydaje się być jedynym oficjalnym cytatem, ale z kolejnej
ćwiartki rodzi się kolejna spekulacja. Obraz z opowieścią pokazuje niezjedzone
urodzinowe ciasto i kilku bardzo zirytowanych gości.
Czwartkowe
wydanie ośmiela się pytać:
GDZIE
JEST HARRY POTTER?
I przegląda artykuł, w którym dwóch czołowych ekspertów
(czego, nie jest sprecyzowane) zgadza się, że Harry Potter najprawdopodobniej
został schwytany przez śmierciożerców. Jeden twierdzi, że Potter jest martwy,
podczas gdy drugi mówi, że prawdopodobnie żyje i wymienią go za immunitet
i/albo uwolnienie więźniów.
Piątkowe jest nieco bardziej ponure…
CHŁOPIEC, KTÓRY… ŻYJE?
Ten zawiera wywiad z mugolami, którzy go wychowywali i z
Remusem Lupinem, jego ojcem chrzestnym…
- Chciałby.
Artykuł dodaje od siebie do tego terminu, że Lupin jest
„adopcyjnym ojcem chrzestnym” Pottera.
Severus myśli, że wybieranie własnego ojca chrzestnego w
jakiś sposób pobija cel systemu.
Lupin mówi reporterom, że jest przekonany, że Potter wróci.
Jednak mimo wszystko, Snape woli dzisiejszy nagłówek:
HARRY KRYMINALISTĄ!
W którym to Ministerstwo oficjalnie komentuje:
- Przyglądamy się sprawie.
Artykuł zawiera wywiad z jednym ze zdezorientowanych
aurorów, który ze łzami wyznaje, że nie pamięta wydarzeń, które doprowadziły do
tego „przerażającego ataku”. Wspomina również, że nie spodziewają się Pottera
na planowanym wydarzeniu – na odsłonięciu Pomnika Pamięci w Ottery St.
Catchpole.
- Jeszcze herbaty, proszę pani?
- Och… nie, dziękuję. – Severus składa gazetę i spogląda na
dłonie, by się upewnić, że jeszcze nie wrócił do siebie.
- Całkiem chwytne, prawda? Wszyscy nosimy złote wstążki,
póki go nie znajdą – niech będzie błogosławione jego biedne serce. –
Właścicielka cmoka językiem i potrząsa głową.
Niedługo później Severus odkrywa, że znajduje się w gąszczu
parcel, że myśli o pokoju pełnym przyjaciół Harry’ego i rzekomej rodziny.
Wyobraża sobie tą scenę, wykorzystując zdjęcia z gazety jako bazy. I wyobraża
sobie Pottera w ciemnym pokoju, ubranego w uniform Złotego Chłopca. Nadlatuje
jego sowa – przekserowana przez kogo?
Harry wiedział, że musi iść na imprezę urodzinową – jego
własną.
I zamiast zwyczajnie zaakceptować prezent, woli rzucić się
przeciwko szóstce aurorów, popełnić drobną kradzież i śledzić jego sowę Merlin
jeden wie gdzie…
Wybiera Severusa.
^^^
Potter wraca o ósmej pięćdziesiąt trzy wieczorem. Ma ze sobą
małą walizkę.
- Głodny?
- Umieram z głodu. Nie musiałeś na mnie czekać. Nie
wiedziałem nawet, że zamierzasz coś przygotować.
- Miałem nadzieję, że poczucie winy zmusi cię jutro do
gotowania. Przygotowałem solidną porcję Klątwy Wdowy.
- Widzisz, wiedziałem, że potrzebujesz skrzata domowego.
Albo przynajmniej pomocy. Zdecydowałem, że zrobię ci naczynia. Potrzebujesz
ich.
- Mógłbym użyć zestawu – przyznaje. – Jak tam… twój dzień?
Potter siada przy stole.
- Długi – wzdycha. – A twój?
Odkrywają, że są tak dobrzy w rozmowie o zakupach, jak o
jedzeniu. Połączenie jedzenia i zakupów – rozmowa toczy się łatwo.
- Ten klif – pyta Potter, – to całkiem solidny kawał skały,
prawda?
^^^
Severus budzi się z jedną chudą nogą, wepchniętą między jego
własne. Ręka spoczywa wokół jego talii.
Nadal czuje się tak, jakby to był jakiś szczególnie dziwny
żart. Harry jest w jego łóżku, dociśnięty tak blisko, że Severus może poczuć
bicie jego serca.
- Obudziłem cię?
- …Nie.
Ręka cofa się tak, że opuszki palców Harry’ego spoczywają
lekko na jego biodrze.
- W porządku?
- Tak. – Severus czuje oddech na swoim karku i opiera się
chęci skomlenia. Potem koniuszki palców wsuwają się pod tkaninę jego bluzki i
palą jego nagą skórę.
- A to?
- Tak – odpowiada szeptem. Kąt nogi Pottera wciąż jest
między jego własnymi kończynami, a inwazyjna dłoń pocierała go w przód i tył.
- Uwielbiam twój brzuch. Uwielbiam go dotykać. – Harry
pociera policzek o szyję Severusa i wzdycha. – Tęskniłem za nim.
- …Nie ma w nim nic specjalnego.
- To twoja najmiększa część.
- Lubisz go tylko dlatego, że pozwalam ci go dotykać.
- Nie. Lubię go i pozwalasz mi go dotykać… Spojrzysz na
mnie?
Severus przekręca się na plecy.
- Pomogłoby, gdybyś otworzył oczy – mówi Harry.
Otwiera. Światło słoneczne sunie po suficie nad głową
Pottera. Niemal czarne włosy odstają we wszystkich kierunkach. Blizna na jego
czole jest poszarpaną białą linią. Ciepło łóżka zaróżowiło jego policzki.
- Witam, panie Potter.
- Witam, profesorze… powinienem nazywać cię teraz panem
Snapem, prawda? – Jego szmaragdowe oczy są jasne w przyciemnionym świetle
sypialni. Potter opiera się na łokciu i przebiega palcami po jego miękkiej
skórze.
- Panie… mógłbym się do tego przyzwyczaić.
- Zamknij się. – Harry chichocze i ukrywa twarz w ramieniu
Severusa. – Dzień dobry.
- Tak. Jest dobry.
^^^
Harry bawi się ze swoją sową, pisze listy, pomaga w kuchni i
transmutuje mu zestaw kieliszków, dzięki którym inne kieliszki zzieleniałyby z
zazdrości.
- Nie potrzebujemy tego wszystkiego.
- Taak. Poniosło mnie, gdy się dowiedziałem, jak to zrobić.
Może dam któreś z nich na prezent. Wiszę jednemu z moich aurorów przeprosiny.
- A to dlaczego?
- Cóż… Odbyliśmy sobie rozmowę o moim przybyciu tutaj.
Chcieli wiedzieć, gdzie idę, wszyscy byli zdenerwowani, użyli różnych słów,
były rzucone zaklęcia – byłem nieco ostry dla jednego z nich. Ale musiałem
ustalić granice. Pozwolę im pilnować mnie, jak długo jestem w Hogwarcie – tutaj
pozwolą mi być samemu. Swoją drogą, powiedziano mi, że to pani dyrektor
przesłała twój prezent. Powiedziała, że oczekuje listu od ciebie, żeby choć
jedna osoba wiedziała, że wciąż jesteśmy w kontakcie. I zapytała mnie, czy tym
razem mógłbyś nie adresować go do „wielkiej, wrzeszczącej jędzy”.
- A to nie jest jej imię?
^^^
Severus odwraca się do wstępnej części Proroka.
- Zamieszkaj tutaj.
- …Musimy załatwić sieć Fiuu.
- Zgoda.
- Więc dobrze – mówi Harry i kontynuuje transmutowanie
zestawu cienkich jak papier, kwadratowych, niebiesko-fioletowych talerzy
obiadowych.
Dziesięć minut później, Potter zaczyna się śmiać.
^^^
Jest wiele rzeczy, o których nie mówią.
Jakiekolwiek wspomnienie dyrektora, bez względu na kontekst,
powoduje u Severusa wściekłość, dąsanie się albo milczące, samotne napady
płaczu. Rozmawianie o Ministerstwie, wojnie, procesach śmierciożerców –
wszystko to sprawiało, że był niespokojny i nie był w stanie prowadzić
cywilizowanej rozmowy.
Potter też nie lubi rozmawiać o Albusie. Nienawidzi także
dyskusji na temat wojny, Ministerstwa, aurorów, śmierciożerców, dawnych
śmierciożerców, jego rodziców, jego lat w Hogwarcie, Remusa Lupina, Syriusza
Blacka, Weasleyów…
- Nie lubię w ogóle o niczym myśleć, gdy tu jestem.
- To by wszystko wyjaśniało.
- Nie… to jest tak jakby… jakby… wszystko jest tam gdzieś… a
my jesteśmy tutaj. Nie lubię, gdy świat na zewnątrz dostaje się do środka…
Powiedziałem Ronowi i Hermionie, że mieszkam z kimś. Powiedzieli, że są z tego
powodu szczęśliwi. Dotarło to do Remusa. Chce spotkać tego ”wyjątkowego kogoś”.
- Ugh. Nie nazywaj mnie tak.
- Kto powiedział, że mówię o tobie?
Snape rzuca w niego poduszką. Ma ich teraz całkiem sporo w
niemal wszystkich kolorach. Niektóre mają frędzle – jedna z faz Pottera w
transmutacji. Nie robią wiele atmosferze, ale są wspaniałą bronią pociskową.
^^^
Zapytanie o eliksir tojadowy nadchodzi z pytaniem…
- To śmieszne.
- Dlaczego? – pyta Harry.
- Ponieważ, Potter, nie można składować tojadowego. Chcą
rabatu przy zamówieniu hurtowym… mógłbym zrobić czterdzieści dawek tojadowego,
ale jeśli nie mają czterdziestu wilkołaków, którzy by go wypili… - Mruga. – Nie
sądzisz… na pewno nie.
Odpowiedź Pottera ostrożnie rozwiązuje tą kwestię.
- Jest wiele wilkołaków.
^^^
Naprawdę jest wiele wilkołaków. Madame Skoll spotyka się z
czterema z nich na tyłach jednego z najbardziej podejrzanych pubów na
Nokturnie.
Najwyraźniej pewien Lord zdecydował, że w jego interesie
będzie posiadanie kluczowych postaci w niektórych organizacjach znajdujących
się pod jego kontrolą. Pewna grupa wilkołaków, która związała się z Lordem,
łaskawie oddała wysoce toksyczną ślinę i pewni sługusi musieli tylko podejść i
wstrzyknąć ją tym kluczowym postaciom.
Wszyscy zostali zaszantażowani.
Również nienawidzili innych wilkołaków. Niektórzy się
poddali – inni nie.
Nalegają na zachowanie absolutnej tajemnicy. Mieli czelność
zagrozić mu utratą życia, mimo że Severus wie, że trzyma w rękach ich wspólną
przyszłość. Nienawidzą także innych
wilkołaków.
Natychmiast czuje do nich sympatię.
Podaje cenę za dawkę, która nie jest zbyt wygórowana.
Akceptują ją.
^^^
- Tydzień pracy za miesięczną płacę. To dobry miesiąc.
- Co będziesz robił przez resztę miesiąca?
- Badania. Moja pierwsza miłość.
- Zabijanie smoków?
- Któż może powiedzieć?
- Myślisz, że mógłbyś… Za mało tu miejsca na pracę.
- W każdym razie będę musiał wynająć jakąś przestrzeń… nie
możemy pozwolić, by wilkołaki wchodziły do nas frontowymi drzwiami po swoje
dawki.
- Mogliby fiukać prosto do twojego laboratorium. – Potter
uśmiecha się błogo.
- Tak, kiedy… - Severus rzuca mu spojrzenie z ukosa.
- Zrobiłem coś dla ciebie. Możesz chcieć sprawdzić nasze
tylne wejście. Wszystkiego najlepszego na wcześniejsze urodziny.
Severus nie kłopocze się mówić, że nie ma w tym domku
tylnego wyjścia – bo wie, że będzie tam, gdy spojrzy, a poza tym…
- Wkułeś się w kamień?
- Powinno być idealnie… poza wentylacją. Myślałem może, że
będziesz chciał to rozwiązać. Mimo wszystko, ty będziesz tym, który będzie
oddychał powietrzem w środku. I jeśli potrzebujesz więcej przestrzeni… tabel,
pięter… mogę to naprawić.
- Tak jak naprawiłeś kanapę?
- Naprawiłem ją. Wyglądasz dzisiaj dobrze… weź ze mną
kąpiel.
^^^
Harry jest w chatce tak często, jak nie jest. Chłopiec,
który przeżył wciąż jest bardzo pożądany. Każdego tygodnia pojawia się kolejny
kłótnia – albo jest z przypisaną ochroną, której musi unikać, by dostać się z
powrotem do chatki, pani dyrektor, Łasicami albo Lupinem – o jego zniknięcia.
Severus odmówił większości żądań madame Skoll. Zakłada swoje
laboratorium (jaskinia z mnóstwem płaskich powierzchni i dość przyzwoitymi
półkami) i inwestuje w kilka kolejnych kotłów.
Potter miał w zwyczaju zostawiać pełną garść monet na swoim
wierzchnim okryciu, gdy tylko zostawał. Zawsze mamrotał coś, że nie znosi nosić
wszędzie luźne drobne. Żaden z nich nie uznał, że wszystkie czarodziejskie
pieniądze można uznać za luźne drobne. To był sposób Pottera, by dokładać do
domostwa od siebie coś innego niż szokująco wykwintne dywaniki, zasłony i
ręczniki; Severus woli, jak Harry przemyca pieniądze do puszek pod zlewem i
dorzuca się do jego rachunków.
Nie chodzi o to, że ma coś przeciwko byciu brudnym sekretem
Harry’ego Pottera. Dużo bardziej woli to od alternatywy, to jest nie bycia z
Harrym, bycia brutalnie zaatakowanym przez Łasice – ale może powiedzieć, że to
ciągnie się za Potterem.
Coś mu to da. Wie o tym.
^^^
- Muszę iść.
Severus obserwuje, jak wciąga na siebie złote szaty – czasem
te z czerwonym wykończeniem, a czasem te letnie – i nie pyta, gdzie pójdzie.
Nie pyta też, czy Potter wróci. Gdyby ich pozycje były odwrócone, wie, że
Potter zapytałby bez ogródek. Najbardziej umie sobie poradzić z…
- Mam gotować dzisiaj na kolację na dwóch? – To nie jest
subtelne – Harry zaraz to zauważa. Ale udaje, że nie.
- Tak – powie Harry albo: – Dziś wieczorem moja kolej. –
Kiedy odpowiedzią jest nie, jak dzisiaj, odpowie coś jak: – Nope, będziesz miał
całą chatkę dla siebie. Nie rób dzikich przyjęć i jeśli zaprosisz jakiś swoich
innych chłopaków, powiedz im, żeby posprzątali przed północą.
- Albo co?
- Albo ich wyrzucę.
- To moja chatka – mówi Snape, tylko po to, żeby utrudnić.
- Cóż, więc będę musiał samodzielnie obalić Ministra i
koronować się na Cesarza… a wtedy dom będzie należał do mnie i będę mógł
wyrzucić kogo tylko zechcę – odpowiada. Buty Pottera magicznie dopasowują się
do jego łydek. – Postaram się wrócić jak najwcześniej będę mógł.
- To twoje życie, Potter… nie należysz do mnie. – Severus
powraca do robienia ostrych, małych śladów piórem.
- …Dlaczego to robisz?
- Robię co?
- Chcesz mnie tu, prawda?
- Tak, panie Potter, a im wcześniej wyjdziesz, tym wcześniej
będziesz mógł wrócić, by uraczyć mnie opowieściami ze świata.
Szczecina miotły drapie podłogę, gdy Potter ciągnie ją w
kierunku drzwi. Mamrocze.
- …Musi być takim dupkiem przez cały…
- Zostawię ci kolację na zimno w lodówce.
- Nie musisz.
- Ale też mogę. Skoro i tak będę gotował dla ósemki…
- Ósemki?
- Reszty moich kochanków.
- Zamknij się, tłusty d… - Harry prycha i wypada przez
frontowe drzwi – dudnienie jego butów, szelest miotły, huk zamykanych drzwi…
I jest cisza. Severus odkłada księgę rachunkową, kładzie
brodę na dłoniach i pozwala sobie na uśmiech.
^^^
Na zbiórce pieniędzy ktoś podjął próbę odebrania Potterowi
życia. Harry ukrywa się w chatce przez następne dwa tygodnie i odmawia rozmowy
na ten temat.
^^^
Warzenie czterdziestu dawek tojadowego powinno być bardziej
opodatkowane niż jest. Może to dlatego, że nie ma innych rozrywek – ale w głębi
duszy podejrzewa, że tak, jak Potter (który jest w stanie transmutować garść
żwiru w zestaw naczyń), otrzymał jakąś dziwną korzyść ze spotkania z
Voldemortem.
Wilkołaki noszą kaptury i fiukają do laboratorium w
przerwach czasowych po eliksiry. Madame Skoll nigdy nie wie, kim są, ale płacą
na czas.
Severus zaczyna znowu czytać czasopisma. Wysyła po broszury
na EuroPotion.
- EuroPotion? Kiedy jest?
- W czerwcu.
- Idziesz.
- Myślę o tym.
- Jako madame Skoll czy Severus Snape?
- Nie będę bawił się przyjmując wielosokowy cały tydzień.
Pójdę jako ja… jeśli pójdę.
- Czy to nie będzie niebezpieczne?
- Cóż, nikt nie może ukrywać się wiecznie. – Co jest dziwne
dla niego mówić, orientuje się, ale może nie zaszkodzi iść gdzieś choć raz w
życiu.
Severus kończy wysyłając wniosek i propozycję obecności na
konferencji. Wciąż nie wie, jak zabić smoka – ale zna techniki warzenia i
dopasowywania eliksiru tojadowego. W nagłym wybuchu optymizmu, zaznacza
krateczkę podpisane „i gość” obok swojego nazwiska.
Tydzień później otrzymuje paczkę.
Severus Snape zaprezentuje wprowadzenie do warzenia eliksiru
tojadowego w niedzielę rano o dziewiątej w pomieszczeniu Auxiliary Brewer’s.
- Dostałem kartkę – mówi Harry.
- Myślałem, że może znajdziesz czas w swoim harmonogramie,
żeby pójść ze mną.
Potter mruga.
- To jest w czerwcu.
- Nie byłem świadom, że trzeba rezerwować sobie twój czas z
większym niż rocznym wyprzedzeniem.
- Nie, to… to już w czerwcu. Zapraszasz mnie, żebym pojechał
z tobą na tydzień w czerwcu.
- Możesz uznać to za okrutnie nudne. Przyjedziesz tylko na
dzień, jeśli będziesz chciał. Jakoś cię ukryjemy… i nikt nie będzie szukał
Harry’ego Pottera we Wiedniu. Na miłość… Merlina… co jest nie tak?
Potter owija się wokół szyi Severusa i zawiesza się na nim.
- Co?
- Nic… Tylko miło wiedzieć, że nie zamierzasz się mnie
pozbyć.
^^^
Potter rozkłada choinkę i dwie oddzielne gałązki jemioły.
Severus przez całą dobę jest atakowany w imię świątecznej
tradycji.
Spędzają Wigilię w chatce. Severus dostaje fotel do swojego
laboratorium, kilka książek, które wspominał,
że by chciał, a Potter nosi kokardę.
W świąteczny poranek Harry idzie do Nory. Wraca z większą
ilością prezentów i jedną dłonią owiniętych jaskrawo paczek dla Severusa.
Są podpisane: „dla specjalnego kogoś Harry’ego”.
- Co to jest?
- Uch. To od… to sweter Weasleyów. I sądzę, że myślą, że
jesteś dziewczyną… Nie śmiej się tak mocno. Coś sobie złamiesz.
^^^
Harry przyprowadza gościa do chatki w szare, wtorkowe
popołudnie w styczniu, kilka dni po cichych, ale satysfakcjonujących urodzinach
Severusa.
Severus nie jest uświadomiony o wizycie, zanim na nią nie
wpada. Wraca do kuchni z długiego poranka w jaskini i odnajduje Harry’ego,
rozmawiającego cicho z Lupinem nad herbatą. Harry nosi czerwone szaty i siedzi
skrzyżnie na kanapie. Lupin jest ubrany tak, jak zwykle – w obskurny sweter.
- Severusie – mówi Harry.
Oczy Lupina rozszerzają się.
- Otworzę butelkę wina – stwierdza Severus.
^^^
Nie idzie za dobrze – nie doszło do rozlewu krwi, ale
jednak.
- Nie martw się kolacją. Nie jestem głodny. – Potter wchodzi
do sypialni powłócząc nogami i zwija się pod przykryciem, będąc w butach i
ubraniu.
^^^
Rzadko bywa, gdy to Harry chce być penetrowany. Nie
przyjmuje tego tak, jak Severus. Musi być trzymany przed i po. Lubi to tylko
twarzą w twarz.
Harry przygryza wargę.
Severus porusza się z rozdzierającą powolnością, kołysząc
się w nim, wypełniając go delikatnie i całkowicie.
- Jeszcze trochę – błaga Harry. Jego ręce zaciskają się za
szyją Severusa. Jego nogi wiją się wokół talii starszego mężczyzny. – Więcej…
och… tam.
Obezwładniony, jak się wydaje, Potter potrzebuje niewielkiej
zachęty. Harry dochodzi szybko, ściskając i drapiąc plecy kochanka.
Severusowi zajmuje to więcej czasu. Potter odzyskuje zmysły
i obserwuje. Severus musi zamknąć oczy.
- Lubię na ciebie patrzeć – szepcze Harry. – Spójrz na mnie.
Tęczówki Harry’ego są idealnie zielone – a potem Severus
zaczyna być wciągany do ich środka. Przez króciutką chwilę, ich umysły się
dotykają.
Potter chwyta w swoje dłonie jego policzki.
- Nie odchodzę.
Severus dochodzi bezsilnie.
Później leży obok Harry’ego i nie wydaje się, by stawiał
opór złym wspomnieniom. Żaden z nich nic nie powiedział, ale co kilka minut,
wymieniają mentalny odpowiednik szturchnięcia.
- Mówiłem serio. Zmierzyłem się z gorszymi rzeczami niż
Remus. Będzie musiał po prostu przyzwyczaić się do tego pomysłu. Wszyscy się
przyzwyczają.
- Czy słowo „wszyscy” obejmuje cały czarodziejski świat?
- Mm-hym – mówi Potter.
Cisza.
- Zimą nie słychać wielu świerszczy.
- Nie… Nie zostawałem w łóżku cały dzień od tygodnia, gdy
kupiłem ten dom. To może być od jutra porządek dnia.
- Moglibyśmy zamówić kolację… Chcesz dzisiaj lampę?
- Jest mi to obojętne.
Potter unosi dłoń. Lampa mruga.
^^^
Epilog
…
Nie jest tym, kogo nazwałoby się odludkiem.
Prawda, spędza większość czasu w dwóch miejscach –
apartamentach Pottera w Hogwarcie (oprócz tego, że jest prawdopodobnie
najpotężniejszym czarodziejem w Europie, awansował na szczytną pozycję
Asystenta Trenera Quidditcha i zastępcę podczas „chorób” Lupina) i chatce
Snape’a (nazywaną dworem przez reporterów, którzy nigdy jej nie widzieli i
zakładali, że była o wiele większa), ale nalega, by sam krążył po ingrediencje.
Pewnego dobrego dnia, udało mu się zrobić godzinne zakupy,
zanim to się stało:
- Panie Snape… Severusie Snape! Roy Spritely, Czarodziejskie
Sprawy – mogę zadać kilka pytań – czy to prawda, że pan i Harry Potter macie ze
sobą na pieńku?
Severus ręcznie wybiera pojedyncze oczy chrząszcza. Trwa to
nieco dłużej, ale to jedyny sposób, by upewnić się, że są dobrej jakości.
- Nie – komentuje, napełniając pojemnik połową uncji.
- Co pan może powiedzieć o plotkach łączących Pottera z lwem
salonowym, Galarya Galaxy?
- Całkowita nieprawda – mówi. – Odejdź.
- Jeszcze kilka pytań, panie Snape – nalega reporter.
Przekłada stosik karteczek.
Severus zauważa, że mężczyzna ma zęby jak Gilderoy Lockhart.
Przesuwa się korytarzykiem w stronę kontuaru.
- Dzisiaj jakieś całe nietoperze, panie Snape?
- Cztery… jednego z każdego rozmiaru. I proszę mi przynieść
trzy ogony, gdy będzie pan wracał – szczurze, jak najdłuższe. – Severus
przegląda pojemniki z nasionami obok kontuaru, czekając, aż sprzedawca odbierze
jego zamówienie.
- Panie Snape! Panie Snape! Phoenix Steele, Zjednoczone
Pogaduchy…
- Ej! Pierwszy go zobaczyłem! Panie Snape – Roy Spritely, Czarodziejskie
Sprawy…
- Tak, już pan mówił – stwierdza Severus, wybierając
paczuszkę mieszaniny nasion.
- Pana przemyślenia na temat nowej książki Draco Malfoya –
„Żerca Wewnątrz Mnie”?
- To śmieć. Mnóstwo pretensjonalnych plotek udających fakty.
Nie mam wątpliwości, że sprzeda się w milionach. A teraz odejdźcie.
- Panie Snape – ostatnio SPPPS potępiło pana pracę, jakieś
reakcje, komentarze?
- Kim jest SP…?
- Stowarzyszenie Przeciw Podłym Polowaniom na Smoki.
- Nigdy o nich nie słyszałem… i nie poluję na smoki.
Umierają, tak, ale jest w tym bardzo niewiele polowania.
Sprzedawca wraca i podaje mu pudełko oraz owinięte
opakowanie zawierające ogony.
- Są unieruchomione, proszę pana, i powinny tak pozostać na
około dwie godziny. Dopiszę to do pana rachunku.
-
Dziękuję. – Odwraca się i wpada elegancko na kolejnego reportera.
-
Panie Snape – Severusie Snape – Itza Fabuloso, Cudowny Dziennik Magika – jak to
jest spać z Harrym Potterem?
Severus
mruga.
-
Zwala z nóg. Przepraszam.
^^^
Czarodziej
o raczej niezbyt dobrej sławie opowiada gazetom historie o przedłużającej się
schadzce z Potterem. Trzy dni później, rozwijają się u niego tak ciężkie
skurcze żołądka, że musi zostać hospitalizowany.
-
Severus?
-
Tak?
Potter
kładzie przed nim Proroka Codziennego.
-
Możesz to wyjaśnić?
-
Najprawdopodobniej zjadł coś, co mu nie spasowało.
-
Powiedz mi, że to nie jest śmiertelne.
-
To nie jest śmiertelne.
-
Nie rób tego ponownie – mówi Harry. – Choć to doceniam.
^^^
Na
Wigilię przybywa przez sieć fiuu.
-
Och, Severus, jesteś. Hej, wszyscy! Severus wreszcie się pojawił. – Bill
szczerzy się. – Tylko się drażnię. Mogę wziąć twoje prezenty? Położę je pod
choinką.
-
Ach – tak. – Severus przekazuje mu skrupulatnie opakowane i oznakowane pudełka.
– Dziękuję – dodaje. Nora jest ciepła i przytulna. Czuć w nim ciężką woń
gotowania.
-
Nie ma problemu. Moja mama chce z tobą porozmawiać.
-
A po cóż? Ta kobieta nie ma dość krzyków?
-
Chce, żebyś zrobił z Harry’ego uczciwego człowieka. Ponieważ wydaje się być na
ciebie zdecydowany. I zrobiła ci w tym roku sweter.
-
Mam nadzieję, że ten nie jest różowy.
-
Jest niebieski. Odmówiła zrobienia czarnego. Załóż go jutro, a unikniesz bitwy.
– Bill kiwa głową z powagą.
-
Znakomicie.
-
Hej, to niesprawiedliwe. Znajdź sobie własnego. – Harry wchodzi na korytarz,
praktycznie podskakując. Posyła Billowi szydercze spojrzenie. – On jest mój. –
Owija ramię wokół talii Severusa.
-
No, już, już. Tylko go straszyłem, zanim wejdzie i zmierzy się z mamą. Zostawię
was, gołąbki, samych – żartuje, patrząc na parę przed sobą.
-
Zamknij się – śmieje się Harry.
Bill
wydaje z siebie odgłosy całowania i zanosi prezenty korytarzem do jasnego
pokoju.
Severus
stoi całkiem nieruchomo. Nora mogłaby być równie dobrze inną planetą.
-
Jak się trzymasz? – Harry zaborczo pociera dłonią mały kawałek jego pleców.
-
Dobrze, jak na razie.
-
Cieszę się, że przyszedłeś. Wyglądasz dobrze. Podoba mi się ta twoja szata ze
srebrnymi wykończeniami.
-
Mówisz to tylko dlatego, żebym nie wyszedł.
-
Nie. W tym roku, powinieneś zostać. Wybrałeś idealny rok, by to ułatwić. Wiem,
że byłem durniem, jeśli chodzi o poprzednie święta… ale te są idealne.
-
A to dlaczego?
-
Bliźniacy spędzają wakacje w Holandii. Więc nie musisz się martwić, że twój
posiłek wybuchnie. Co więcej – Potter obniża głos do szeptu, – Percy tu jest.
Pierwszy raz, od kiedy zaczęła się wojna. Nikt cię nawet nie zauważy. Poza mną.
Całuj – rozkazuje, a Severus słucha. – Co, sekretnie, bardzo mi się podoba.
-
Wiem, że mną władasz, Potter – nie ma potrzeby, by się o tym upewniać.
-
Chodź. Dołączmy do reszty. Będę zaraz przy tobie.
-
Obiecujesz?
-
Obiecuję. – Harry bierze go za rękę i prowadzi korytarzem.
Severus
wyrównuje ramiona.
-
Kupiłem Lupinowi nieco czekolady.
-
Dobry wybór.
KONIEC.