Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 8 sierpnia 2018

TSBM - Rozdział 2


Snape przesuwa językiem po wewnętrznej stronie zębów.
- Jeszcze nigdy tego nie robiłeś.
- A właśnie, że robiłem - odpowiada Harry. Po chwili jego święte oburzenie zaczyna chwiać się leciutko w posadach. - Tylko... nie z kimś, kto mógłby mi powiedzieć, czy robię to dobrze, czy źle. Jeśli chcesz... w inny sposób, powiedz mi. Mogę... jestem otwarty na propozycje.
Bez okularów Harry wygląda na zarazem starszego i młodszego, niż w rzeczywistości. Jeśli Severus wystarczająco uważnie się przyjrzy, może zobaczyć w nim cień Jamesa Pottera. Lily. Cedrika Diggory'ego. Syriusza Blacka. Tuzin cieni, a każdy kolejny ciemniejszy od poprzedniego.
-, Czego chcesz, Potter? W co ty grasz?
- Do ciężkiej cholery, Snape! - warczy Harry, wycofując się z szybkością węża. - Pytasz, czego chcę? Czego chcę, dobra, czego naprawdę chcę, to przestać czuć się jak więzień przez te pieprzone pięć minut. To wszystko. Chcę poczuć się dobrze, nie po prostu nieźle, ale dobrze - a to jest różnica. Chociaż przez chwilę - błaga. - Chcę przestać odgrywać te dziwne pojedynki umysłów, które tak dobrze nam wychodzą. Chcę przestać się na ciebie złościć, bo wcale nie jestem na ciebie zły! Już nie. I nie mogę zrozumieć, dlaczego musimy... - Przeczesuje z frustracją swoje potargane włosy i zsuwa ręce po szyi, znacząc paznokciami cieniutkie białe linie na skórze, które prawie natychmiast znikają. - Wiem, że mnie wtedy całowałeś, następnego dnia po tym, jak... Wiem, że mnie całowałeś... Czułem to... Mam rację? - Potter zwiesza głowę. Jego głos jest niepewny, niepewny niczego. Niepewny, załamany, zimny.
Severus zaciska palce na biodrze chłopaka. Jego skóra jest gorąca w dotyku. Przypomina mu się dziecięca zabawa w zawieszanie dłoni nad płomieniem świecy - po to tylko, żeby sprawdzić, jak bardzo może się przybliżyć, zanim ból zmusi go do ucieczki.
- Nie patrz na mnie przez chwilę - mamrocze Potter.
- Potter! - warczy Snape. Szmaragdowe spojrzenie spotyka się z jego wzrokiem. - Przez siedzenie w tej wannie mogłeś dostać zapalenia płuc. Ja tylko próbowałem cię rozgrzać. - Cóż za niedorzeczne wytłumaczenie, żeby nie powiedzieć ewidentne kłamstwo. - Jeśli wyszło to tak, jakbym robił... coś bardziej... intymnego, przepraszam.
- Cóż, problem w tym, że ja wcale nie chcę twoich przeprosin! - krzyczy Potter. Magia trzaska pod jego skórą niczym płomienie w kominku.
- A ja nie potrzebuję seksu z litości! - parska Severus. Czasami zastanawia się, czy to możliwe, żeby pokaleczyć sobie językiem delikatne wnętrze ust.
- Nie...? - Harry śmieje się śmiechem, w którym nie ma radości. - W takim razie mogę ja trochę dostać? - szepcze. Gdy się pochyla, między jego włosami miga sina blizna
Severus czuje ukłucie wspomnień - w ramieniu, w szczęce, niżej. Pamięta smak Pottera, jego zapach... pamięta poczucie winy. Chce zrobić to, co jest właściwe. Chce powiedzieć Harry'emu, że w ten sposób niczego nie rozwiążą. To niczego nie zmieni, nie zmieni żadnego z nich - a jeśli już, to na pewno nie na lepsze. Wciąż będą walczyć, wciąż będą na siebie krzyczeć... najprawdopodobniej zniszczy to tylko ich wątłe porozumienie i w efekcie będą się naprawdę nienawidzić. Chce powiedzieć Harry'emu, że powinien o tym zapomnieć, że powinni się położyć i iść spać, położyć się i zapomnieć, spać. Chce powtórzyć kłamstwa. Rankiem będzie lepiej. Przyjdą po nas. Niedługo. Choć raz w życiu chce okazać się godnym pokładanego w nim zaufania. Choć raz chce być dobrym człowiekiem, pragnie tego równie mocno jak przebaczenia, szacunku i prywatności, jak własnych komnat, przywiązania Dumbledore'a, zemsty, przedramienia bez tatuażu, jak ciała Pottera, jak wdzięczności Pottera... Chce... może prawie posmakować to w ustach i poczuć w środku... Czuje to, prawie się w tym topi...
Powiedz: "nie".
- Zrobię, co tylko zechcesz - mówi Harry.
To jest test. Powiedz: "nie". Powiedz: "nie". Niech cię szlag. Powiedz: "nie".
- Severusie?
Ciałem Snape'a wstrząsa dreszcz. Stawia jedną nogę na ścieżce honoru i zatrzymuje się.
Niżej, i niżej, i jeszcze niżej.
- Załóż okulary.
Wahanie Harry'ego trwa nie dłużej, niż kilka uderzeń serca. Bierze okulary z szafki przy łóżku i wsuwa je na nos.
- Nie wejdziesz w to na oślep.
- Ciężka sprawa, gdy jest się krótkowidzem - Harry próbuje żartować.
Severus unosi się na łokciu, a młodszy mężczyzna cofa się instynktownie. Usta Pottera rozchylają się z zaskoczenia, zielone oczy śmigają nerwowo w górę i w dół.
- Robiłeś to już wcześniej - Severus nie może powstrzymać się od pytania.
- Tak... ale było zupełnie inaczej - oświadcza Harry. Serce tak mocno wali mu w piersi, że Severus może to poczuć.
- Robię, co mogę, by uczynić to doświadczenie jak najbardziej unikalnym. - Severus wzdycha z niecierpliwością i wyobraża sobie przez chwilę, jak bardzo Albus byłby rozczarowany, gdyby widział, jak jego mistrz eliksirów pozbywa się resztek przyzwoitości. Przysięga sobie, że jeśli chłopak - mężczyzna - teraz się wycofa, to Severus nigdy, przenigdy mu nie wybaczy.
Okazuje się jednak, że ten mały żart wywołuje u Harry'ego rumieniec. Mężczyzna wygląda tak, jakby nie mógł się zdecydować, czy lepiej wpatrywać się w ich ciała w tej raczej intymnej pozycji, czy też powiedzieć coś zachęcającego.
- Wątpię, żebym mógł je z łatwością zapomnieć - mamrocze do siebie. Słysząc to, Snape postanawia, że ma już dosyć gadania.
Podnosi się jeszcze ciut wyżej, opierając dłonie na materacu. Przechyla lekko głowę, aby schwytać dolną wargę Pottera. Na ułamek sekundy usta wymykają się, ale po chwili wracają, żeby zmiażdżyć jego własne wśród pożądliwych jęków. Severus poddaje się temu, pozwalając Harry'emu skubać swoje wargi tak długo, aż chłopak zaczyna kreślić językiem kółka wokół jego zamkniętych ust. Wtedy Severus otwiera się jak długo ukryty skarbiec, wymagający jedynego w swoim rodzaju hasła.
Było warto.
Potter całuje słodko. Jego usta są miękkie, język włącza się tylko na tyle, by drażnić leciutko, z czułością. To ten rodzaj pocałunku, po który można wymknąć się do Wieży Astronomicznej, by dzielić go z rumieniącym się towarzyszem. Przypomina Severusowi niemądre bajki z dzieciństwa, w których martwi czarodzieje okazują się być jedynie pogrążeni we śnie i w których smok pokornieje, gdy wyjmie się cierń spomiędzy jego pazurów.
Kładzie dłoń na karku Pottera i przyciąga go bliżej, mocniej, przytrzymując go w tej pozycji, dając do zrozumienia, że nie będzie litości, że pocałunki są najlepsze, kiedy w równym stopniu angażują zęby, język i gorący oddech, jak i delikatne muśnięcia warg. Poduszka obejmuje jego głowę, gdy osuwa się na plecy, ciągnąc Harry'ego za sobą.
Potter odrywa się od niego i szybkim ruchem ściąga swoje zaparowane okulary.
- One tylko przeszkadzają, przysięgam - szepcze, po czym nurkuje z powrotem. Jedną rękę zaciska na prześcieradle, w drugą chwytając garść atramentowoczarnych włosów, po czym miażdży usta Severusa własnymi. Tym razem demonstruje nieco mniejszą wprawę - ssanie i lizanie z nieco zbyt dużą ilością śliny zdradzają jego niecierpliwość. Severusowi bynajmniej to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - to takie przyjemne, kiedy nie musi być tym *doświadczonym*, a jedynie poddać się, kiedy Harry przysuwa się bliżej i wydycha powietrze w jego usta, kiedy przestaje na moment, by już po chwili odnowić atak.
Było warto, warto, warto - przestań myśleć, do diabła...
Snape przez jakiś czas pozwala Potterowi kontynuować, ale potem ześlizguje się niżej i zębami pożółkłymi ze starości i z miłości do darjeeling skubie krawędź jego żuchwy.
Przez ciało Pottera przebiega dreszcz, sprawiając, że mężczyzna jeszcze mocniej wtapia się w objęcia Severusa.
- Gryziesz... wiedziałem, że będziesz gryzł... wiedziałem... - dyszy, podczas gdy jego biodra poruszają się rytmicznie, ocierając się o ciało pod nim.
Severus mruczy z zadowoleniem i wbija zęby w miękką skórę; na tyle mocno, by zostawić ślad. Jego ręce wędrują po torsie Harry'ego, muskając delikatne czarne włoski.
- Kurwa...! Och, kurwa...! - krzyczy Harry, zaciskając pięść we włosach Severusa i, ku zaskoczeniu mistrza eliksirów, wciąż przyciskając go do siebie.
Czuje teraz członek Pottera - twardość tuż przy swoim brzuchu.
- Jesteś otwarty na propozycje, czyż nie? - pyta zniżonym do chrapliwego szeptu głosem. Harry kiwa głową. Z jego gardła dobywa się jęk, gdy Snape zaczyna zsuwać mu spodnie od piżamy, odsłaniając coraz więcej śmietankowej skóry, cal po calu. - Ja również. Jakieś specjalne życzenia...?
- Wszystko, czego ty chcesz, jest OK - dyszy, wpatrując się jak zahipnotyzowany w swoje zsuwające się spodnie.
- Nie przeczę, że w klasie uległość mnie raduje, teraz jednak, Potter...
- Harry! - krzyczy, łapiąc Snape'a za nadgarstek i kierując jego rękę w dół, pod materiał spodni. - Mów do mnie "Harry". Nie chcę, żebyś się ze mną pieprzył i nazywał mnie "Potter".
- Czy aby nie wybiegamy zbytnio do przodu?
Marszczy brwi.
- Nie będziesz nazywał mnie "Harry"?
- Harry... Musisz wiedzieć, że cenię sobie dobre chędożenie jak każdy inny mężczyzna, jednak nie zmienia to faktu, że nie mamy żadnego przyzwoitego lubrykantu - a nie mam najmniejszej ochoty krzywić się z bólu przez tydzień i zapewniam cię, że ty też tego nie chcesz. - Spodnie od piżamy zsuwają się z uroczego zaokrąglenia tyłka Pottera, po czym, energicznie skopane, lądują gdzieś poza krawędzią łóżka.
- Lubię ból. - Harry powoli wczołguje się z powrotem, odsłaniając swój zarumieniony, stojący dumnie członek, wskazujący prosto na jego usta, niczym igiełka kompasu. Snape wyobraża sobie, jak by to było, wziąć ten piękny penis między wargi - albo nogi, jeśli już o tym mowa.
- Jest różnica między dobrym pieprzeniem a pieprzeniem na sucho.
- Powiedz "pieprzyć" jeszcze raz - sapie Potter, miętosząc w dłoni róg koszuli Severusa.
- Po co?
- Twój głos jest sexy.
Severus milknie. Nikt nigdy nie mówił mu, że jakikolwiek obszar jego skromnej osoby - w jakimkolwiek stopniu - mógłby zostać uznany za seksowny. Lucjusz, po kilku głębszych, powiedział o nim kiedyś, że "ujdzie w tłoku". Z naciskiem na "w tłoku".
- Doprawdy. - Unosi się lekko, gdy Potter ściąga mu koszulę przez głowę i rzuca ją gdzieś w ukryty w cieniach eter, który pochłonął już wcześniej ubranie Harry'ego.
- No tak.
Dwie pary rąk i stopa - Pottera - pomagają Severusowi wydostać się ze spodni od piżamy. Harry nagle wybucha śmiechem, przełamując ciszę.
- Co? - warczy pytająco Snape. Chłopak miał być krótkowidzem, a na dokładkę jest ciemno - więc ile może dostrzec?
Harry potrząsa głową i uśmiecha się.
- Jesteśmy nadzy.
- Ile ty masz lat? - pyta Severus. Chciałby włożyć w to pytanie więcej sarkazmu, ale Potter rozprasza go, oblizując palec, a następnie drażniąc nim jeden z sutków mistrza eliksirów.
- Lubię, kiedy śpisz na plecach. Mogę wtedy patrzeć na ciebie, a przynajmniej na połowę ciebie - twój profil.
- To przede wszystkim nos - odpowiada. Na moment zachłystuje się własnym oddechem. Opuszka palca kreśli kółka wokół jego sutka, aż zmienia się on w stwardniałą grudkę, po czym wymierza mu małego prztyczka.
- Podoba mi się. Er... Mógłbym... mogę cię o coś zapytać?
- Dawaj. Nie mam cierpliwości świętego. - Na tym etapie Snape jest pewien, że mógłby wbijać gwoździe.
- Jak ty... chcesz to... bo jeśli nie będziemy... a nie sądzę, żebym mógł... powinienem się poło... moje plecy - kończy, z niecierpliwością ocierając się kroczem o brzuch Snape'a.
- Na miłość Merlina... to nie Owutem z numerologii... nawet Mugolom udaje się... znaleźć wygodną pozycję... i my też od tego zaczniemy.
Potter kiwa głową i przekręca się na bok, moszcząc się na materacu, po czym przyciąga Snape'a do siebie, aż leżą jeden przy drugim - prawie tak, jak zwykle śpią. Tyle tylko, że tym razem Harry łaskocze bok Severusa lekkością swojego dotyku, a Snape wychyla się, by przylgnąć ustami do zagłębienia u podstawy szyi Pottera.
- Pieprzyć... - mruczy Severus i przyciąga śliskie, wijące się ciało Harry'ego do swojego. Dłoń wędruje między nimi, po chwili druga... i w momencie, gdy Severus czuje, że znalazł się w potrzasku rąk Pottera, jego własne palce zaciskają się wokół erekcji młodego mężczyzny. Gładzi jedwabistą skórę powolnymi ruchami, przesuwając się od nasady aż po sam czubek, drażniąc wilgotną główkę.
- Powiedz to jeszcze raz - błaga Harry.
- Pieprzyć - warczy gardłowo, wbijając się w zaciśniętą pięść Harry'ego. Ich pozycja jest może nieco niezdarna, ale za to pozwala mu całować i gryźć, i dotykać, i gładzić...
- Pieprzyć. - Severus zauważa, że ma ona również tę dodatkową zaletę, iż nie wywołuje u Pottera bólu pleców, ani też nie drażni jego własnego kolana.
Harry jęczy i odrzuca głowę do tyłu. Kruczoczarne włosy rozsypują się na poduszce.
- Umh... ja... - I to już jest wszystko, co udaje mu się wykrztusić, zanim zaczyna desperacko rzucać biodrami. Wszelka spójność wymowy opuszcza ich obu, a pokój wypełniają dźwięki pocierania skóry o skórę. Severus zauważa, że Potter preferuje cichy okrzyk, wysoki i z głębi gardła, podczas gdy on sam woli drżące skomlenie.
- Sev-er-us - jęczy, oddzielając pchnięciem każdą sylabę.
- Tak - charczy. Twój głos jest piękny, nie mówi Severus i przykrywa usta Pottera swoimi - po prostu dlatego, że może.
Potter zasysa jego język, łapie haustami powietrze i oferuje szyję w sposób tak oczywisty, że Snape właściwie nie ma wyboru, czy zacisnąć zęby na jasnej skórze, czy też nie. Gdy gryzie, młody czarodziej rozchyla usta w niemym krzyku i cicho szczytuje, rozlewając się na brzuchu Snape'a.
Severus, żeby nie dać się przegonić - zwłaszcza Potterowi - odpowiada, wytryskując w dłoni Harry'ego tylko kilka sekund później. Młodszy mężczyzna bredzi coś pod nosem i całuje go w skroń.
Było warto.
Jakaś niewielka część Snape'a nie może przestać się zastanawiać, jak bardzo źle się to wszystko skończy. To chyba dlatego jego pożądanie zawsze jest podszyte strachem - wszystko, czego Severus pragnie, przychodzi mu za ogromną cenę.
Potter się śmieje.
- O radości, radości, radości, radości... życie jest bodaj snem... - śpiewa słabym i pozbawionym praktyki głosem.
Snape'owi nie przychodzi do głowy żadna odpowiedź.
Po kilku minutach Potter wstaje. Idzie do łazienki, przynosi ściereczkę i wyciera nią swoją rękę. Podsuwa ściereczkę Severusowi, ale że ten nie może się ruszyć, Potter sam go wyciera. Potem odnosi ściereczkę do łazienki, wskakuje do łóżka, wślizguje się pod kołdrę po swojej stronie, składa na ustach Snape'a pocałunek właściciela, zwija się w kłębek obok niego i zasypia.
Godzinę później Severus odzywa się do ścian i pogrążonego we śnie czarodzieja:
- Jesteście bardzo irytujący. Wiecie o tym, prawda?

*****

Kontynuuje rutynę.
Snape budzi się pierwszy, ściąga z kołka swoje ubrania, skrada się do łazienki, gdzie korzysta z toalety, myje ręce i twarz, ubiera się, myje zęby, przygląda się krytycznie swojemu odbiciu w lustrze przez kilka minut (krzywiąc się na widok stanu swoich włosów, zębów i - tak, dziękuję bardzo - nosa), odczekuje kolejne kilka minut, zbiera się na odwagę, wychodzi z łazienki i zostaje przyparty do ściany przez zaspane zielone spojrzenie. Nie jest w stanie powiedzieć, jak Potter dostaje się do łazienki - po prostu nagle drzwi się zamykają. Severus, żeby opanować drżenie rąk, ścieli łóżko.
Łóżko cuchnące seksem.
Harry wychodzi z łazienki po kilku minutach - tak samo nagi, jak do niej wszedł.
- Brr - stwierdza. Snape myśli sobie, że pościelone łóżko chyba musiało mu zepsuć plany, bo zmienia biegi i wkłada piżamę, nie przejmując się jej żałosnym stanem po całej nocy leżenia na podłodze.
Snape stoi w kącie, czując się taką samą sierotą, jak na pierwszym szkolnym balu.
- Jest zimno - odzywa się Potter.
- Owszem...
- Naprawdę, bardzo zimno.
- Tak.
- Czy... nie miałbyś nic przeciwko...
- Chcesz...
- Pościelę później, przysięgam...
- Nie... nie krępuj się... ja właśnie...
- Po prostu, jest tak strasznie zimno.
- Tak.
Potter gramoli się z powrotem do łóżka.
- To znaczy... i tak nie dokonalibyśmy niczego szczególnego przed śniadaniem, jak by nie patrzeć.
- Prawda.
- Chcesz... wejść?
Severus czuje zimno ściany na swoim krzyżu.
- Już... - Przełyka ślinę i próbuje od nowa. - Już się ubrałem.
- Och, racja. Cóż... Jesteś pewien, że nie jest ci zimno? Później będzie cieplej...
- Potter, skąd to nagłe ględzenie o temperaturze, co? - Snape w ostatniej chwili powstrzymuje się przed dreptaniem w kółko. Ten pokój jest czasem taki mały...
- Jest zimno, to wszystko. Nie musisz na mnie warczeć.
- Nie warczę na ciebie! - warczy Snape. - Och, do ciężkiej...- Opada na krzesło. - To był zły pomyśl.
- Co, wychodzenie z łóżka? - Harry bezskutecznie sili się na łagodny ton.
- Wiesz, o czym mówię. Zniesmaczający bachor. - Kuca na krześle, krzyżując ramiona na piersi.
-, Więc, kim dla ciebie jestem, Snape? Dzieckiem czy mężczyzną? A może to chłopięcość cię tak podnieca?
Severus spogląda na półleżącego na łóżku Pottera. Na twarzy wypisaną ma nieufność podszytą buntem. Maska na pole bitwy. Snape opiera się pokusie, by pójść po swoją różdżkę.
- Tak, Potter, zauważalny brak doświadczenia to jest *to* - zmienia mnie w dzikie zwierzę.
- Pierdol się. O, zaraz, czekaj, nie pierdoliłbyś się ze mną... jestem tak zajebiście delikatny... A może... tak, właśnie. Co, jeśli udam, że jestem nieprzytomny? - Potter pada plackiem na łóżko i zamyka oczy. - Tego chcesz?
- Czego chcę, Potter, to kogoś, kto, na brodę Merlina, *sam* wie, czego chce! Mam po dziurki w nosie cholernych uczniaków!
- Wybierasz jednego z każdego roku? Czy są jednorazowi, jak chusteczki higieniczne? Który z kolei ja jestem? Dziesiąty? Niżej? Sporo czasu zabrało ci, żeby się do mnie dobrać... czyżbym coś robił źle? A może to dlatego, że wolisz blondynów? Może za każdym razem, gdy leżałem nieprzytomny skrzydle szpitalnym, obliviate'owałeś panią Pomfrey i rzucałeś się na mnie...
- Panie Potter - warczy. - Zanim zaczniesz wysuwać daleko posunięte insynuacje, może przypomnę ci, że ktoś, kto znajduje się w domu ze szkła, *nie powinien wpełzać na swojego profesora i błagać o numerek*!
- Sam tego chciałeś! Stanął ci, kiedy tylko cię obudziłem!
- Nie rzuciłem się na ciebie, Potter! - krzyczy Severus, a jego kolana obijają się o brzeg łóżka. Znajduje się nos w nos z zielonookim potworem, który podnosi się na kolana i parska na niego wściekle. - Nie zmusiłem cię! - Uwierz mi, Albusie. - Sam się o to prosiłeś! Przyznaj to!
- Przyznaj, że chciałeś tego i że ci się podobało!
Severus zgrzyta zębami i ledwie zauważalnie kiwa głową.
- Niech ci będzie! Teraz ty.
- Prosiłem o to - odpowiada spokojnie. - Chciałem tego, i chcę nadal. A teraz - Potter wyciąga rękę - chodź tutaj, jesteś ciepły.
Snape otwiera szeroko oczy.

*****

- Ale... dlaczego?
- Bo tak. Zamknij się.
- Kompletnie zbzikowałeś.
- Możliwe. Bądź cicho.
- Zmuś mnie, Potter.
- Sam się o to prosiłeś.

*****

- Nie za bardzo jest, na co patrzeć, jeśli o mnie chodzi... Nie mogłeś tego nie zauważyć. - Mimo tych słów ręce Severusa błądzą już w poszukiwaniu zapięcia jego spodni.
- Phi. Ja też nie jestem jakimś modelem... - odpowiada Harry. - Ugryziesz mnie znowu?
- Pamiętaj: sam się o to prosiłeś.

*****

Rutyna nadal obowiązuje - nawet, jeśli nieco zmodyfikowana.
Ćwiczenia wciąż się zdarzają, podobnie jak czytanie starego niedzielnego wydania "Proroka Codziennego". Śniadania upływają w rozleniwionej atmosferze. Zaczynają ze sobą rozmawiać, starannie wybierając neutralne tematy, jak pogoda, słownictwo, debaty o Quidditchu, ich szacowne, dokuczliwe kontuzje, poziom przesolenia jajek, ulubione jedzenie, portrety w Hogwarcie, czy też w końcu zagadka pojawiania się dżemu jeżynowo-malinowego co trzeci dzień. Severus stara się powstrzymywać od sarkazmu, Potter zaś unika przeskakiwania w tryb defensywny.
Zazwyczaj trzymają się z daleka od tematów osobistych.

*****

Potter wychodzi z siebie, oferując sól, pieprz i masło. Severus amputuje kromce chleba skórkę.
- Mogę cię o coś zapytać? I wiesz, nic się nie stanie, jeżeli będziesz przy tym miły... - zastrzega Harry. - Dobry jestem?
Severus mruga.
- Dobry? W czym?
- No wiesz... w tym. No wiesz.
Jedna brew wędruje do góry.
- OK, nie patrz tak na mnie... dobra, cofam pytanie.
- Ujmijmy to w ten sposób. Gdybym był zmuszony przydzielać stopnie... zdałbyś.
- Och. - Harry uśmiecha się. Snape'owi wydaje się, że dostrzega cień rumieńca. - Dziękuję.

*****

- Jestem - naprawdę - raczej brzydkim mężczyzną.
- Nie, nie jesteś.
Severus krzyżuje ramiona na piersi.
- Nie jesteś. W tej kwestii się nie poddam - upiera się Harry, wytykając na niego język.
- Lepiej znajdź jakieś lepsze zastosowanie dla tych ust.
- Sam się o to prosiłeś.
To sformułowanie stało się czymś w rodzaju żartu między nimi.

*****

- Chyba powinniśmy się wykąpać.
- Czyja to kolej?
- Nie wiem - dyszy Harry, uśmiechając się szeroko. Jego skóra jest wilgotna od potu. - Jeśli pójdziesz pierwszy, to czy mogę popatrzyć?
- Mogę popatrzeć.
- Jasne, że możesz. Więc jestem pierwszy, tak?

*****

Severus usiłuje wmówić sobie, że to dobrze, że Potter odkrył nowy sposób na poradzenie sobie z całą tą sytuacją. Tak konkretnie - seks. To z pewnością nie jest zdrowa metoda na zmaganie się z żalem i samotnością... nie może taką być - nie wtedy, gdy twoim partnerem jest lubieżny, przetłuszczony, starszy od ciebie o dwadzieścia lat mistrz eliksirów.
Nie jest dobrym człowiekiem. Nie mógłby być dobrym człowiekiem i jednocześnie radować się z możliwości wykorzystywania słabości Pottera. Zaczyna nienawidzić swojego odbicia w lustrze.
Czasami leży obok Pottera i wyobraża sobie, jak by to było, gdyby to Lupin został tu przysłany zamiast niego... Gdyby okoliczności były inne, jak dużo czasu by upłynęło, zanim Harry owinąłby się wokół wyliniałego wilkołaka? Rzecz jasna, pomysł sam w sobie jest niedorzeczny - kiedy tylko nadeszłaby pełnia, Lupin albo rozszarpałby chłopaka na kawałki, albo przemienił go w stworzenie mroku.
Teraz, gdy przydarzają mu się koszmary, Harry budzi go i całuje.
Pokój wydaje się bardzo mały.
Trafniejsze epitety jakoś nie przychodzą Severusowi do głowy. Ostatnimi czasy nie potrafi zdecydować, czy wybrać "przytulny", czy "dławiący".

*****

- Nie gap się na mnie.
- ...
- Ja nie żartuję, Potter. Znajdź sobie, z łaski swojej, jakiś inny obiekt do obserwacji.
- ...
- Co? Czego chcesz? No dobra. O co chodzi? O czym powinniśmy porozmawiać? - Severus upuszcza widelec, który odbija się dźwięcznie od talerza. Odrobina jajecznicy spada na podłogę. Potter nadal gapi się jak zaczarowany. - Wyobrażam sobie, że zn...
- Co myślisz o roztopionym maśle? - Harry wchodzi mu w słowo.
- Co? - zatrzymuje się Snape.
- Jako lubrykant. Roztopione masło. - Potter wskazuje maselniczkę na tacy ze śniadaniem. - Przychodzi każdego ranka.
Snape mruga.
- Codziennie od pierwszego dnia.
- Nom.
- Ależ z nas kompletne półgłówki.

*****

Severus jest teraz non stop na krawędzi, zwłaszcza ostatnio, od kiedy Potter zaczął robić takie rzeczy, jak na przykład przypieranie go do ściany, rozpinanie mu koszuli i drażnienie palcem jego sutka - bez żadnego konkretnego powodu.
To musi być jakiś dziwaczny, powolny rodzaj tortur.

*****

Harry budzi go około czwartej, zamykając drzwi do łazienki.
- Zły sen? - pyta Severus, gdy Harry wchodzi z powrotem do łóżka.
Harry nie od razu odpowiada; układa się i wzdycha.
- Nie, nie miałem koszmaru. Po prostu rozmyślałem.
Przełyka ślinę. Zwykle nie rozmawiają o takich rzeczach.
- O czym?
- Sam nie wiem... Jak najlepiej dać komuś do zrozumienia, jak bardzo ci przykro, że spowodowałeś u tego kogoś kalectwo?
- Hmm, może pomóc jakoś stanąć na nogi?
Harry dobywa z siebie gardłowe warknięcie.
- Zły dobór słów.
- Och... Nie chciałem... - Głos Snape'a jest wciąż zachrypnięty od snu.
- Wiem.
- Czy mam cię zapewnić, że to nie twoja wina?
- Nie.
- Nie powinna była w ogóle brać udziału w tym ataku... Granger zawsze była bardziej typem stratega, niż żołnierza. Przypuszczam, że dopasują jej protezę i spędzi resztę wojny na przesuwaniu figurek czarodziejów z miejsca na miejsce, siedząc w pokoju pełnym map.
- Mówisz tak tylko po to, żebym się lepiej poczuł. Nawet ci to za dobrze nie wychodzi. Nikt nie nauczył cię empatii?
- Potter. Gdy Albusowi psują się zabawki, oddaje je do naprawy. Spójrz tylko na nas.
Harry jest przez chwilę cicho.
- Ale... ty nie wyglądasz, jakbyś wymagał naprawy.
- Potter, uwierz mi lub nie, ale nie jesteś jedyną osobą, która dokonała w życiu paru durnych wyborów. - Spojrzenie Harry'ego wędruje w kierunku Mrocznego Znaku, mimo że Severus miał na myśli coś zupełnie innego.
- Boli?
- Tak.
- Cały czas?
- Nie. Przychodzi i odchodzi.
- Tak jak u mnie. - Harry wskazuje na bliznę w kształcie błyskawicy. - On wciąż gdzieś tam jest. To chyba znaczy, że wojna nadal wrze.
- Tak sądzę. - Wygląda na to, że to koniec rozmowy. Severus opuszcza właśnie powieki, gdy Harry znowu się odzywa.
- Cieszę się, że to ciebie przysłali. Na początku byłem wściekły. Ale teraz... nie mógłbym wyobrazić sobie tutaj nikogo innego.
-, Ale pomyśl tylko, Potter, gdyby przysłali Tonks, każdej nocy mógłbyś być z kimś innym.
Harry wali go poduszką.

*****

-, Czemu się do nich przyłączyłeś?
Severus rozciąga się na łóżku. Kropla potu spływa mu z powrotem we włosy.
-, Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Jestem ciekaw. Chcę wiedzieć o tobie więcej, niż to, jak lubisz doprawiać sobie jajecznicę.
Jego nogi przyjmują konsystencję jeżynowo-malinowego dżemu.
- Niech ci będzie, Potter. Chcesz rozwlekłą, naiwną, banalną wersję, którą wcisnąłem Albusowi, czy prawdę?
- A... mogę usłyszeć obie?
Przesuwa się troszkę.
- W gruncie rzeczy powiedziałem Albusowi, że zrobiłem to dla sławy, władzy, pieniędzy, zemsty, z powodu presji rodziny, rówieśników, itepe, itede.
- A to nieprawda?
- To kolekcja prawdopodobnych motywów, ale nie prawdziwy powód.
Harry podpełza bliżej pod kołdrą.
-, Więc jaki był prawdziwy powód?
- Poprosili.

*****

- Nienawidzę Syriusza za to, że umarł... Nienawidzę go, bo obiecał mi coś, a potem wyrwał mi to z ręki.
- Ja też go nienawidzę.
- ...
- No co?

*****

- Albus szprycuje swoje cukierki.
- Nie!
Severus kiwa głową znad krawędzi gazety.
- Um-hm. Dropsy cytrynowe... wystarczy powiedzieć, że niereaktywny eliksir uspokajający i odrobina Veritaserum już nie raz mu się przydały.
- Żartujesz, prawda?
- A wiesz, co robi z herbatnikami czekoladowymi?
- Ej, jadłem je!

*****

Snape zawsze uważał się za tego na górze. Nie był nigdy Casanovą, rzecz jasna, ale w oparciu o doświadczenia postanowił ujawnić swoje preferencje.
Za bardzo się pospieszył.
- Gotowy? - pyta Harry, gładząc stwardniałymi dłońmi luminescencyjnie bladą skórę.
- No, dalej.
- Sam się o to... - Potter przesuwa dwoma śliskimi palcami wzdłuż szczeliny między pośladkami starszego czarodzieja. - ...prosiłeś. - Dotyk jest tak lekki, że aż łaskocze.
- Nie marnuj masła.
- Szszsz. Zakłócisz moją koncentrację. - Potter daje klapsa jednemu z wyeksponowanych pośladków.
Severus drży, zaciskając mocniej dłonie na oparciu. Z nogami po obu stronach cholernego mebla, może opierać swój ciężar na dobrym kolanie, z drugim ułożonym wygodnie po przeciwnej stronie, tak, żeby Harry mógł wziąć go od tyłu bez powodowania bólu u żadnego z nich.
Nie, żeby Potter nie chciał tego robić twarzą w twarz - owszem, chciał - ale Severus nieźle się namęczył, starając się wyjaśnić temu tłukowi, dlaczego nie ma szczególnej ochoty patrzeć, jak Harry patrzy.
- Za mocno cię klepnąłem?
- Nie... ale nie zapominaj się.
Palce kreślą kółka wokół jego otworu, by już wkrótce zacząć wślizgiwać się do środka.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło.
Severus słyszy rozbawienie w jego głosie, i wie już, że od dziś będzie padał ofiarą paru klapsów od czasu do czasu. Jego ciało stało się obiektem studiów, niczym dyscyplina naukowa - i to nie eliksiry czy Oklumencja, ale jeden z tych głupich, pokazowych przedmiotów, do których Harry zwykł wykazywać talent. Każdy jęk jest odnotowywany i katalogowany; manewry, które wywołują właściwą reakcję, powtarzają się. To dziwne uczucie, być przedmiotem takich badań. Severusowi kojarzy się to z czasami szpiegowania, gdy w obawie przed przypadkowym ujawnieniem czegoś osobistego musiał być świadomy każdego swojego ruchu.
- Odpłynąłeś gdzieś daleko.
- Zrób to, Potter, wystarczy już tej gry wstępnej - cedzi przez zęby. Palce wycofują się tak samo wolno, jak wchodziły. - Przestań mnie drażnić i rusz się.
Harry otacza go w pasie ramieniem i przyciska się do niego, pocierając członkiem o skórę jego pośladków.
- Dlaczego choć raz nie możemy zrobić tego powoli?
- Powoli to robią to kochankowie, a nie ludzie, którzy chcą tylko rozładować napięcie. - Bolesny docinek, mimo że niezaplanowany. Snape wypycha biodra do tyłu, gdy czuje przy swoim wejściu tępo zakończony kształt.
- Chciałbym, żebyś mnie lubił - jęczy Harry gardłowo, wsuwając się po sam trzon. - Chciałbym, żebyś lubił mnie wystarczająco, żeby o to poprosić, żebym to ja nie musiał ciągle prosić ciebie. - Stęka i zaczyna się poruszać. - Pozwoliłbym ci się przelecieć, gdybyś chciał... jeśli chcesz, po prostu powiedz... było dobrze za pierwszym razem... obciągnę ci... tylko powiedz... nawet nie pytaj, po prostu weź mnie, pokaż mi, czego chcesz, a zrobię to... - Zwiększa tempo pchnięć, aż nóżki fotela zaczynają uderzać rytmicznie o podłogę.
- Właśnie... to... teraz... robisz... ty... dur...och, pieprz mnie - udaje się Severusowi wykrztusić. Potter wjeżdża coraz głębiej, jego młody, gruby penis przyćmiewa wszystko inne. Snape opiera czoło na ramieniu i trwa tak, pozwalając przypuszczać szturm na swoje ciało. Jego powieki unoszą się i opadają, przed oczami miga mu co chwila Mroczny Znak.

*****

Kiedy tu wchodził, zegar wskazywał trzecią nad ranem. Severus zgaduje, że teraz jest pewnie koło piątej.
Żeby udowodnić, że nie jest tak stuknięty jak Potter, nie napełnił wanny lodowatą wodą. W ogóle jej nie napełnił.
Kilka chwil sam na sam.
*Jest* zimno.
No i jego ciało pachnie masłem. Nie znaczy to, że nie jest już do tego przyzwyczajony.
Severus przyciąga kolana do piersi i opiera na nich podbródek. Stracił czucie w palcach. Wmawia sobie, że bezcelowym byłoby próbować zadusić Pottera na śmierć, aż znowu nie będzie im ciepło. Siedzi w tej pozycji przez jakiś czas, wydający się wiecznością. Jest to pewnie jakieś piętnaście minut.
Gdy wreszcie podnosi głowę, zauważa, że Potter stoi w drzwiach łazienki, wpatrując się w niego. Gryfońskozłota piżama jest pognieciona i nagle budzi w nim skojarzenia z żółcią.
- Wszystko w porządku...? Snape?
Unosi górną wargę, pokazując zęby.
- Chciałbyś, żebym cię lubił? - parska, papugując po Harrym. - Chciałbyś, żebym cię *lubił*? Gdybym cię nie lubił, Potter, czy śmierdziałbym teraz jak bar mleczny? Gdybym cię nie lubił, czy ratowałbym ci życie? Gdybym cię nie lubił, nie zgodziłbym się na to wszystko... gdybym cię nie lubił, nie *molestowałbym cię we śnie*.
- Wciąż cię to gryzie?
- Czy mógłbyś się, z łaski swojej, odpierdolić, Potter?
- Nie. Nie mogę zasnąć. Łóżko zrobiło się za zimne.
Wpatrują się w siebie. Snape wystawia nogi poza krawędź wanny i krzyżuje je w kostkach. Układa ręce na piersi, tworząc piramidkę z palców wskazujących.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, co się stanie, gdy zorientują się, że wykorzystuję Chłopca, Który Przeżył...
- Po pierwsze - nikogo nie wykorzystujesz, a po drugie - nie jestem chłopcem. Już to przerabialiśmy. Obaj jesteśmy zainteresowani i to, co robimy, jest na pewno lepsze niż dogadzanie sobie ręką w ukryciu. Chodź do łóżka. - Harry wyciąga rękę, żeby pomoc mu wstać.
- Nie byłem z nikim od czternastu lat - wyrzuca nagle z siebie Severus.
- Słucham...?
- Przerwałeś okres bardzo długiej suszy.
- Cz-czternaście lat...?
- Prawie połowa twojego życia, Potter. Już bardziej trzy piąte. Nie byłem z nikim od czternastu lat, zanim...
Potter opiera się o umywalkę i bierze głęboki oddech.
- W duchu spowiedzi...
- Boże, nie mów - prycha Severus. - Nawet nie zawracaj sobie głowy. Wiem.
- To było aż tak oczywiste?
- Powiedzmy, że miałem wyraźne podejrzenia. Jednym z moich życiowych zadań było dobrze się orientować w twoich poczynaniach. Szczerze wątpię, zwłaszcza odnośnie ostatnich lat, abyś miał szansę wymknąć się z kimkolwiek poza Weasleyem, Shackleboltem albo Lupinem.
- Ron jest hetero, Kingsley świata nie widzi poza swoją różdżką, a Lupin jest... prawie jak mój tata.
- No właśnie. - Znowu podciąga kolana pod brodę. - Merlinie, dopomóż. Jestem odpowiedzialny za rozprawiczenie Chol...
- Jeśli nazwiesz mnie "Cholernym Harrym Potterem", to cię przeklnę.
- Sam się przeklnij.
- Odwal się.
- Pierdol się.
- Tłusta gnida.
- Głupi dzieciak.
Skończył im się jad. Harry znowu oferuje pomocną dłoń. Snape przez chwilę patrzy na nią, potem na Pottera.
- Nie dam rady zbyt długo... Muszą po nas przyjść. Muszą.
- Przyjdą. Niedługo - mówi Potter z cieniem uśmiechu.
- Kiedy?
- Niedługo.
- Ale z ciebie kłamca...
- Ech, sam się o to prosiłeś. No, chodź.
Severus chwyta wyciągniętą dłoń, podnosi się z wanny i idzie za Harrym do łóżka.

*****

Pewnego wieczora siłują się na ręce.
Potter kładzie go cztery razy, a potem obciąga mu na przeprosiny.
Snape nie może się powstrzymać od mówienia mu, że to jedyny penis, jakiego kiedykolwiek zapragnie. Nie potrafi też przestać myśleć o tym, to jedyny, jaki Potter kiedykolwiek miał.

*****

- Czternaście lat, hę? Co doprowadza mężczyznę do tego, żeby czekał czternaście lat?
- Nic zgodnego z moją wizją bajki na dobranoc.
-, Jeśli chcesz wstać, żeby mi opowiedzieć, nie krępuj się. Ale jest lodowato.
Snape poddaje się i opowiada niektóre z mniej paskudnych szczegółów. Ich czeka to samo. Zostaną odkryci, rozdzieleni, Severus będzie traktowany jak trędowaty. Wie o tym.
- Och - odpowiada Harry, ziewając. - Przykro mi.
Severus głaszcze jego potarganą czuprynę.

*****

Harry zaczyna mówić, nie czekając, aż padnie pytanie.
- W jego gabinecie było dziesięć osób. Wszyscy mówili o mnie. Leżał na środku biurka, podniosłem go i włożyłem do kieszeni. Nikt nie zauważył.
- Nie było mnie tam.
- Nie. Byłeś na jakiejś misji. Gdybyś tam był, obszukałbyś mnie i wyzwał od złodziei przed całym Zakonem.
- Niepr... - Snape przewraca oczami. - No, być może. W końcu zasłużyłbyś sobie na to.
- Och, możliwe... Chciałem po prostu coś zrobić, wiesz? Zgadzam się, żeby robić za cel, ale pod warunkiem, że będzie to cel ruchomy... Ludzie umierają - może nawet w tym momencie - umierają gdzieś tam, daleko stąd. To ja miałem być tym, który to zakończy... tyle tylko, że nikt nie chce mi powiedzieć jak, kiedy ani dlaczego... wiesz, nieważne, nie chcę teraz o tym mówić. Porozmawiajmy o czymś innym. Albo zróbmy coś.
- Na przykład?
- Nie wiem. Zagrajmy w coś.
- Na przykład?
- No, nie wiem, w cokolwiek. Kurczę, mógłbyś mnie nawet czegoś nauczyć. Tylko nie eliksirów - zastrzega.
Dwie godziny później Potter umie już zaśpiewać "Finnegan's Wake" co do słowa... choć linia melodyczna trochę mu umyka. W pubie i tak nie miałoby to znaczenia.
Jeżeli kiedykolwiek jeszcze zobaczą jakiś pub.


Kolejne rozdziały będą się pojawiały mniej więcej co dzień lub dwa ;)

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, no no cudownie zbliżyli się do siebie, już nie jest między nami tak jak na początku, a z tego bardzo się cieszę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń