Poppy
nalegała, żeby Severus został w łóżku przez cały weekend i do poniedziałku,
więc musiał odwołać swoje popołudniowe zajęcia z piątym rokiem Ślizgonów i
Gryfonów, nie żeby bardzo miał coś przeciwko temu, ponieważ te konkretne
zajęcia czasami doprowadzały go na skraj szaleństwa, ale nigdy nie pozwoliłby
jej się o tym dowiedzieć. Burczał i zachowywał się tak, jakby dla niego wielkim
nadużycie jego uprzejmości było utknięcie w łóżku, odpoczynek i nie manie
niczego do roboty, poza nadrobieniem rekreacyjnej lektury i rozmowy z
Freedomem, którego skrzydła już niemal zostały wyleczone.
Poppy
zignorowała jego protesty, mówiąc surowo:
-
Zrobisz, co mówię, Severusie Snape, i pogódź się z tym, bo doskonale wiesz, że
mam rację i sam zrobiłbyś to samo uczniowi pod twoją opieką.
No i tu
go miała, bo jako że sam był medykiem, przepisałby to samo leczenie –
odpoczynek, zdrowe jedzenie z dużą dawką białka i warzyw, mieszaninę eliksirów
przeciwbólowych i wzmacniających i zalecił chęć współpracy z Uzdrowicielem.
- Mogę
cię zmusić do wszystkich tych rzeczy, poza jedną, panie Snape. Pana podejście
pozostawia wiele do życzenia – skarciła go lekko Poppy.
Z pewnością! Zawsze miał okropną postawę
wobec innych ludzi, powiedział bezczelnie Freedom.
- Pilnuj
swojego nosa, ptaku – warknął pod nosem Severus, po czym odwrócił się z
powrotem do uzdrowicielki. – Jeśli muszę zostać w tym przeklętym łóżku, zrobię
to, i nie musi mi pani posyłać takiego spojrzenia,
madame, nie jestem dłużej pierwszoroczniakiem.
- Mam
twoje słowo?
Profesor
westchnął cierpiętniczo.
- Tak.
Poppy
uśmiechnęła się.
- Dobrze.
Teraz weź to, pomoże z drżeniem rąk. – Wyciągnęła fiolkę z białym płynem –
uzdrawiającym eliksirem przepisywanym do powstrzymywania drgawek i wstrząsów
wynikających z udarów czy innych urazów.
Severus
spojrzał na nią z niesmakiem, ale przełknął płyn. Drżenia były następstwem
klątwy torturującej i czasami mijał tydzień lub dwa zanim kompletnie zniknęły –
to był kolejny powód, dlaczego w sekrecie cieszył się, że nie wróci na zajęcia
aż do wtorkowego ranka. Drżenie dłoni były przeszkodą, na którą nie mógł sobie
pozwolić z nieprzewidywalnym piątym rokiem.
Potem
Poppy zostawiła go samego, więc Severus przywołał książkę z szafki i zaczął
czytać. Była to jego stara ulubiona Opowieść
o Dwóch Miastach, bo pomimo tego, co myśleli jego uczniowie, nie zawsze
czytał o eliksirach albo o sposobach doprowadzania uczniów do szaleństwa, a za
to lubił czytać klasyczną mugolską literaturę, jak również jakieś pełne
tajemnic powieści.
Freedom
siedział na wezgłowiu, co było jego nawykiem, gdy Severus odpoczywał w łóżku.
Dobra książka?
- Tak,
choć muszę przyznać, że nie czytałem jej, od kiedy miałem piętnaście lat. Lily,
która była moją przyjaciółką w szkole, i jest matką Pottera, dała mi ją w
prezencie urodzinowym – powiedział Severus, otwierając na pierwszej stronie.
Miałbyś coś przeciwko, żeby poczytać na głos? – zapytał jastrząb płaczliwym tonem.
-
Dlaczego?
Umm… bo lubię brzmienie twojego głosu, przyznał jastrząb.
Severus
posłał ptakowi dziwne spojrzenie.
- Lubisz
brzmienie mojego głosu?
Uch, tak. Jest jak jedwab… bardzo łagodny.
Ale nie musisz,
dodał jastrząb, nagle zawstydzony. Gdyby był człowiekiem, zrobiłby się czerwony
jak wiśnia.
- Jesteś
bardzo dziwnym ptakiem – zachichotał czarodziej. – No dobrze. To zabawne, ale
Lily też kiedyś lubiła czytać na głos… - Odchrząknął i zaczął. – Była to najlepsza i najgorsza z epok*…
I tak
minął mu czas na czytaniu na głos Dickensa, a potem Tolkiena swojemu chowańcu,
który słuchał uważnie i wtrącał swoje własne błyskotliwe opinie.
Przeszli
od: Ktoś powinien wydłubać oczy tej
wiedźmy madame DeFarge, do Orły są
tak przeceniane, Tolkien powinien stworzyć rasę olbrzymich jastrzębi, żeby
uratować Gandalfa ze szczytu Isengardu,
my byśmy skopali dupsko Sarumana.
-
Merlinie, ale ty jesteś krwiożerczą bestią! Gdzie usłyszałeś takie słowa?
Od ciebie. Ty powiedziałeś Hagridowi, co
chcesz zrobić Czarnemu Panu. I nie jestem krwiożerczy, jestem jastrzębiem. Poluję,
żeby przeżyć. Czego się spodziewałeś?
Severus
nie odpowiedział, bo po prawdzie, nie był już pewny. Był czas, że czasami
zapominał, że rozmawia ze zwierzęciem, a nie człowiekiem, póki Freedom nie
przypominał mu o tym fakcie pewnymi komentarzami.
Hagrid,
Poppy i dyrektor odwiedzili go od czasu do czasu w weekend. Freedom był chłodno
uprzejmy dla Albusa, nie wydawał żadnych niegrzecznych odgłosów ani nie
próbował ugryźć starszego czarodzieja, ponieważ obiecał Severusowi, że będzie
się zachowywał.
Albus był
zaskoczony widocznym chłodem ptaka i powiedział:
-
Zabawne, ale zwierzęta zwykle mnie lubią.
Severus
westchnął.
- Jest
temperamentny, Albusie. Tak jak większość jastrzębi. Przylegają do jednej osoby
i tyle. Wszystkich innych mogą znosić albo zostawiać.
-
Rozumiem. Cóż, przyniosłem ci najnowszy egzemplarz gazety, Severusie. I pudełko
czekoladek. Ja zawsze czuję się lepiej po czekoladzie, gdy jestem chory.
Severus
grzecznie podziękował dyrektorowi, czekając, aż starszy czarodziej wyjdzie,
zanim jakąś zje.
I to nie
była jedyna niespodzianka. Kilku Ślizgonów zwietrzyło, że jest chory – Poppy
powiedziała kilku osobom, że Snape cierpi na poważny przypadek magicznej grypy,
więc uczniowie, w większości dziewczęta, posłały mu kartki z życzeniami powrotu
do zdrowia i słodycze. Ktoś miał nawet czelność wysłać mu paczkę lizaków
befsztykowych.
Severus
prychnął.
- Ach.
Wygląda na to, że stara plotka, że jestem wampirem, żyje i ma się dobrze.
Dlaczego mieliby tak sądzić? – zapytał jego chowaniec, pielęgnując swoje
szpony.
- Bo
zwykle wolę ubierać się na czarno, jestem blady, często włóczę się po nocy i
mam ostry charakter – powiedział Severus ze złośliwym uśmieszkiem. – Niektórzy
uczniowie się mnie boją, tak jak boi się wampirów.
Ale to śmieszne! Czy wampiry nie piją krwi? A
przecież wszyscy widzą, jak jesz przy stole nauczycielskim i wychodzisz na
słońce. To nie ma sensu.
- Plotki
nie są oparte na logice, Freedom, i to dlatego są plotkami – powiedział mu
Severus. – Nie martw się, do tej jednej jestem przyzwyczajony. Razem z tłustym
dupkiem i nietoperzem z lochów. To pomaga mojej osobie, jako rzekomemu
śmierciożercy.
Och, powiedział ptak, po czym wrócił do
czyszczenia się, ale słowa Severusa zasmuciły go. Mętnie przypomniał sobie inny
moment, gdy rudowłosy chłopak wskazał na Severusa, gdy był odwrócony plecami i
zaśmiał się:
- Szkoda,
że Snape nie może nam zrobić przysługi, cholerny tłusty dupek, i jakiejś nocy
paść trupem do swojego kociołka!
Z
jakiegoś powodu, mógł sobie przypomnieć, jak niemal zgadzał się z drugim
chłopcem, a to naprawdę go zaniepokoiło, bo Severus uratował mu życie, był dla
niego miły i nigdy nie krzyczał, ani nie próbował go zranić w sposób, w jaki
robił to głośny mężczyzna albo gruby chłopak z jego snów.
Później,
jego sny stawały się coraz bardziej niepokojące, ale robił wszystko, by odsunąć
je na bok, bo teraz potrzebował siły, by jego skrzydła całkowicie się uleczyły.
Szarpnął
delikatnie za bandaże, które owinięte były wokół jego skrzydeł i natychmiast
został skarcony przez Severusa.
-
Freedom! Wiesz, że muszą zostać jeszcze kolejne pięć dni! Zostaw je, i to już.
Dobrze! Nie zamierzałem ich zwyczajnie
zerwać. Ale tak strasznie chcę iść polatać, Severusie! Czuję się jak… jak
szczur, gdy się tak skradam po ziemi. Potrzebuję nieba.
W tonie
ptaka niezaprzeczalnie brzmiała tęsknota.
Severus
przywołał do siebie jastrzębia.
- Chodź
tu. – Freedom zeskoczył na jego ramię, starając się zrobić to ostrożnie,
ponieważ Severus nosił tylko bawełnianą piżamę. Ręka o długich palcach
pogładziła pierś jastrzębia. – Wiem, ale jeszcze trochę musisz być cierpliwy,
mój przyjacielu. Znowu zawładniesz niebem. Tylko poczekaj.
To jest trudne. Czasami czuję się tak, jakbym
miał oszaleć.
- Wiem,
jak się czujesz. Uwięzienie na trzy dni w tym łóżku też nie jest przyjemne, bez
względu na to, co czytam albo ilu mam gości – powiedział czarodziej ze
współczującym dźwiękiem w głosie. – Ale takie jest życie. Możemy tylko zacisnąć
zęby i to jakoś znieść. – Kontynuował gładzenie ptaka, póki jastrząb nie
obniżył głowy i zaczął leniwie drzemać. – Wkrótce zdejmiemy szyny, zbuntowany
podlotku, a potem będziemy mogli zacząć krótki trening latania za przynętą,
żebyś je rozprostował, zanim naprawdę polecisz wolno.
Nie mogę się doczekać, wymamrotał sennie jastrząb, przytulając się
do głowy Severusa.
- Ja też
nie – przyznał Snape, bo od małego chciał zobaczyć lot myszołowa.
Jeszcze
pięć dni i czekanie w końcu się skończy.
Severus
również odpłynął, a kiedy Twixie przyszła zobaczyć, czy chce coś na obiad,
odkryła, że jej pan i jego chowaniec zasnęli, śniąc o locie nad wiatrem.
Ale w
końcu Severus poczuł się na tyle dobrze, by wrócić do nauczycielskich
obowiązków, więc pozwolił Hagridowi zabrać Freedoma na krótki wypad na
zewnątrz, podczas gdy on uczył, ponownie przyzwyczajając ptaka do powietrza,
otwartego nieba i słońca. Freedom chłonął słońce i poczucie wiatru w piórach, a
jego tęsknota za lataniem wzrosła dziesięciokrotnie.
Zaczął
się niecierpliwić i jeść łapczywie, a jego apetyt wzrósł na obietnicę lotu –
Severus teraz karmił go połową królika na posiłek, dwoma myszami lub ćwiercią
kaczki. Każdego ranka dręczył Mistrza Eliksirów tymi samymi pytaniami: Zdejmiesz dzisiaj szyny? Mogę już latać?
I każdego
dnia odpowiedź była:
- Nie.
Aż do
słonecznego sobotniego poranka pod koniec stycznia. Severus rzucił na ptaka
zaklęcie diagnostyczne, w taki sam sposób, jak robił każdego poranka.
No i? Mogę dzisiaj latać?
- Tak. A
teraz nie ruszaj się, bo będę zdejmował zaklęcie przylepca z twoich skrzydeł –
nakazał Severus, machając różdżką.
Bandaże
opadły, a szyny uderzyły o stół.
Freedom wydał
z siebie cichy okrzyk radości. Moje
skrzydła! Znowu mogę nimi RUSZAĆ!
Rozłożył
je do połowy, krzycząc głośno z radości.
Severus
chwycił paski.
-
Spokojnie. Nigdzie się nie wybieraj. Najpierw zerknę na twoje skrzydła. –
Delikatnie rozwinął pierwsze skrzydło, a potem drugie, upewniając się, że pióra
jastrzębia są całe, żadnego nie brakuje ani nie jest złamane.
Freedom
prychnął i przygryzł jego rękę. Nic im
nie jest. Tylko swędzą.
- Cicho.
– Severus postukał je delikatnie, sprawdzając, czy są całe.
Freedom
zaczął energicznie je pielęgnować.
Kiedy ptak
zakończył czyszczenie skrzydeł, Severus zabrał go na ramię, chwycił przynętę i
gwizdek sokolnika, torbę małych kawałków mięsa oraz linę o długości
pięćdziesięciu stóp, po czym powiedział:
- Idziemy
na zewnątrz i pozwolę ci polecieć na krótki dystans na linie, a potem do mnie
wrócisz. Musisz wypracować siłę, zanim pozwolę ci samemu lecieć na tych
skrzydłach.
Ej, ale Severusie! Nie jestem psem. Nie
potrzebuję smyczy.
- Teraz
potrzebujesz. Ta lina jest tak dla mnie, jak dla ciebie. Jeśli zaczniesz
słabnąć, mogę ci pomóc, zanim spadniesz.
Moje skrzydła są zdrowe, więc dlaczego
miałbym spaść?
- Nie do
końca. A teraz przestań narzekać. Chodźmy na zewnątrz.
Severus
przeszedł szybkim krokiem przez sekretny tunel obok swoich kwater i stamtąd na
tajną polanę, której używał jako schronienia podczas swoich szkolnych lat. Niewielka
polana wciąż była ta sama, otoczona przez zasłonę winorośli po jednej stronie i
dęby, ale poza tym było tam otwarte niebo.
Freedom
zadrżał na nadgarstku Mistrza Eliksirów, jego skrzydła rozwinęły się lekko.
Były ciemnobrązowe z kremowobiałym spodem i wykończone czernią. Wiatr leniwie
wirował między drzewami i jastrząb pochylił głowę, pierwszy raz od dwóch
tygodni pozwalając dzikiej chęci latania zawrzeć w jego krwi. Severus, kiedy mogę polecieć?
-
Poczekaj troszkę – powiedział Severus, przyczepiając długą linę do okrągłych
zatrzasków przy linkach. Potem zawiesił gwizdek na szyi – sokolnicy zwykle
używali gwizdka, by zawołać swojego ptaka albo żeby wzmocnić pewne pozytywne
zachowania. – Chcę, żebyś mnie dokładnie posłuchał. Sądzę, że na początek latanie
przez piętnaście minut będzie wystarczające, bo chyba nie chcesz za mocno
obciążyć mięśni skrzydeł, a kiedy dwa razy dmuchnę w gwizdek, chcę, żebyś
wrócił i wylądował na moim nadgarstku. Wtedy cię przebadam i jeśli będzie się
wydawało wszystko w porządku, wrócisz w powietrze na kolejne piętnaście minut.
W porządku?
Freedom
rozważył to, po czym skinął głową. Okej.
Mogę teraz polecieć, Severusie?
W
odpowiedzi Severus uniósł ramię i podrzucił Freedoma w powietrze.
Jastrząb
instynktownie rozpostarł skrzydła i w następnej sekundzie złapał pęd pod
skrzydła i poleciał prosto w niebo, wydając z siebie charakterystyczne dla
myszołowa kree-eear zachwytu.
Severus
poczuł, że jego usta wykręcają się do góry w uśmiechu na widok czystej
niezaprzeczalnej przyjemności ptaka i ostrożnie rozwijał smycz – maksymalnie
miała długość pięćdziesięciu stóp, a Severus miał nadzieję, że tyle właśnie
Freedom poleci tego dnia.
Jastrząb
ledwie poświęcił linie jakąkolwiek uwagę, poza zauważeniem, że tam w ogóle jest
– był zbyt zajęty odczuwaniem wiatru pod swoimi skrzydłami i doświadczeniem
przepływu adrenaliny, która zawsze nadchodziła, gdy leciał. Jego szerokie
skrzydła były stworzone do nurkowania, szybowania i leniwego krążenia nad
prądami powietrza ponad ofiarą.
Jego
bursztynowe oczy widziały wszystko, co działo się pod nim na polanie –
szczególnie mysz, która skradała się ze swojej nory za Severusem i obgryzała
żołędzia, nie zdając sobie sprawy, że drapieżnik czai się tuż na nim. Freedom stężał.
Chociaż
młody jastrząb nigdy na nic nie polował, jego instynkt, by to uczynić, był w
nim tak silny, że krążył i obserwował mysz przez niekończące się dwie minuty,
podczas gdy pragnienie ataku rosło w jego piersi, aż nie mógł go już dłużej
zignorować.
Runął z
nieba z wyciągniętymi szponami w tak niesamowicie szybkim nurkowaniu, że
Severus niemal to przegapił.
-
Freedom! – krzyknął Mistrz Eliksirów z przerażeniem, sądząc w pierwszym
momencie, że jastrząb spada, wirując w panice, tylko by sobie uświadomić, że
jastrząb nie jest w niebezpieczeństwie, ale poluje.
Mysz
zapiszczała i próbowała ukryć się, ale niewiele rzeczy mogło dorównać
nurkującemu myszołowowi i szpony Freedoma wkrótce zakończyły życie głupiutkiej
myszy.
Freedom
stanął nad martwą myszą, uniósł jeden szpon i zaskrzeczał tryumfalnie. Udało mi się! Sam zabiłem mysz! Widziałeś
to, Severusie?
- Dobra
robota! – pochwalił Mistrz Eliksirów, podchodząc i uśmiechając się lekko do
ptaka. – Chcesz ją teraz zjeść czy wolisz ją zatrzymać na potem, jako przekąskę?
Freedom
rozważył pytanie przez jakieś dwie sekundy, zanim zaczął rozdzierać mysz na
kawałki. Lot, mimo że krótki, uczynił go bardzo głodnym i był całkiem z siebie
dumny, że zdołał samodzielnie złapać swój posiłek. Umiem polować! Umiem latać! Dokładnie jak prawdziwy jastrząb,
pomyślał z satysfakcją, przełykając ciepłe mięso.
W kilka
minut dokończył mysz, po czym wyczyścił szpony i dziób na pobliskim dębie.
Potem
znów wzleciał w powietrze i przeleciał nad głową Severusa zachwycającymi
kręgami, póki Mistrz Eliksirów nie gwizdnął dwa razy w gwizdek.
Chociaż
nie chciał opuszczać nieba, Freedom posłuchał gwizdka, ponieważ czuł, że jego
skrzydła zaczynają robić się ciężkie. Zleciał w dół małymi spiralami, póki nie
wylądował z lekkim uderzeniem na wyciągniętej pięści Mistrza Eliksirów.
Ale
krawędź jego szponu złapała się w skórzaną rękawicę i niemal spadł. Zatrzepotał
mocno skrzydłami i Severus złapał go drugą ręką, zanim zdążył mieć wypadek,
popychając go delikatnie do góry, aż zdołał usadowić się prawidłowo na
rękawicy.
-
Spokojnie. Nie spiesz się tak.
Jastrząb
wyglądał na nieco zakłopotanego, pochylając lekko głowę. Merlinie, ale to było głupie! – syknął. Szpon mi się zaczepił.
- Wiem.
Mimo wszystko, jak na pierwszy raz, dobrze się spisałeś. – Severus rzucił
zaklęcie diagnozujące, po czym powiedział Freedomowi, że wszystko jest uleczone
i w normie. Freedom zadrżał ze szczęścia.
Czy to oznacza, że mogę teraz latać
kiedykolwiek chcę?
- Nie do
końca, mój przyjacielu. Musisz na nowo zbudować siłę w skrzydłach, zanim
pozwolę ci samotnie latać. Dlatego mam sprzęt do sokolnictwa, żebym mógł ci
pomóc ćwiczyć takie podstawy.
Severus
delikatnie pomacał całe skrzydła, starając się wyczuć, czy pojawiły się jakieś
obrzęki wzdłuż stawów, ale z mięśniami wszystko było w porządku.
- Każdego
dnia będziemy organizować takie krótkie loty jak dzisiaj, może najlepiej będzie
wczesnym rankiem, co powinno odbudować
twoje napięcie mięśniowe, które straciłeś, gdy zostałeś ranny.
Jak długo? – zapytał Freedom. Po ponownym odkryciu nieba,
nie był chętny, by znowu z niego zrezygnować, nawet jeśli to, co mówił Snape,
miało sens.
- Tydzień
powinien wystarczyć – nadeszła odpowiedź czarodzieja.
Freedom
kłapnął z irytacją dziobem, ale nie protestował. Wiedział, że lepiej nie jęczeć
na temat jednego z nakazów Snape’a – profesor nie znosił jęczenia. W porządku. Póki będę mógł trochę latać,
sądzę, że mogę poczekać tak długi czas.
Snape
uniósł brew.
-
Dziękuję, Wasza Wysokość, za pańską zgodę – powiedział sarkastycznie. – Nie
żebym jej potrzebował. Jako twój sokolnik i opiekun, jestem odpowiedzialny za
twoje zdrowie i nie będę ryzykował, że zedrzesz szpony, dlatego że jesteś zbyt
niecierpliwy, by dać skrzydłom czas na przystosowanie się do latania.
Jastrząb
prychnął. Powiedziałem, że będę ostrożny,
Severusie. Nie musisz robić się tak bardzo nadopiekuńczy.
- Nie
jestem nadopiekuńczy, tylko stwierdzam fakty – powiedział nagle Severus.
Oczywiście, że tak.
Severus
zignorował ten komentarz, po czym zdecydował, że opowie Freedomowi nieco więcej
o polanie, mając nadzieję, że to jakoś zajmie jastrzębia. Spojrzał w kierunku
nieba.
- Ta
polanka jest dla mnie specjalna. Podczas szkoły była to dla mnie bezpieczna przystań,
kiedy byłem celem moich prześladowców, jak również dzieliłem ją z moją
najlepszą przyjaciółką, Lily. Przychodziliśmy tu, żeby się uczyć i zawsze
przychodziłem tutaj, gdy byłem zdenerwowany – siedzenie tutaj zwyczajnie
sprawiało, że czułem się lepiej. W tym miejscu jest coś pogodnego i
uspokajającego i to nie zmieniło się, od kiedy byłem chłopcem – zauważył Mistrz
Eliksirów, siadając na miękkiej trawie.
Freedom
odprężył się, pozwalając, by dziwny spokój wypełnił jego duszę, wciąż mając w
niej czystą wolę polowania, i przysnął w słońcu, pozwalając promieniom
przeniknąć przez jego pióra, aż do mięśni.
Severus
patrzył na jastrzębia z krzywym uśmiechem na twarzy, w głębi duszy zadowolony,
że ptak był w stanie ponownie wzbić się w niebo. Kiedy pierwszy raz wyrzucił
jastrzębia z pięści, cicho modlił się, by ptak był w stanie utrzymać się w
górze, i ku jego nieustającej satysfakcji, Freedomowi się udało. Był to jeden z
niewielu przypadków, kiedy Snape mógł sobie przypomnieć, że był z siebie dumny.
Urodził się perfekcjonistą i był swoim własnym najgorszym krytykiem. W jego
sercu było ziarno wątpliwości, obawiał się, że wydarzy się coś niespodziewanego
i Freedom nie będzie w stanie latać prawidłowo, albo wcale. Ale zapierający
dech w piersiach wzlot jastrzębia raz na zawsze rozwiał jego wątpliwości, a
Severus cichutko pozwolił sobie na niewielki uśmiech triumfu.
Uratowanie
komuś życia było całkiem dobrym uczuciem, zamiast obserwowanie, jak ten ktoś
ginie. Choć raz ciężar poczucia winy stał się lżejszy i miał nadzieję, że tej
nocy będzie śnił o latającym Freedomie, zamiast o tych wszystkich, których nie
udało mu się uratować ze szponów Czarnego Pana.
Podczas
następnego tygodnia, podczas gdy piątoroczni przygotowywali się do
nadchodzących SUMów, a także pojawiły się setki plotek na temat miejsca pobytu
zaginionego Harry’ego Pottera, każdego ranka Severus zabierał Freedoma na
polanę i latał z nim przez krótki czas, choć gdy minął tydzień, pozwolił
jastrzębiowi na dłuższe loty. Czasami Hagrid towarzyszył mu podczas tych
wycieczek, zachwycony wyzdrowieniem jastrzębia.
Nauczył
Severusa, jak używać przynęty, by skłonić szybującego jastrzębia do powrotu na
ziemię. Przynętą był długi skórzany sznurek, do którego końca było przyczepione
nieco drewna z piórami. Hagrid przywiązał do niego również nieco surowego mięsa
i nakłonił jastrzębia do zbadania tego, kręcąc nim dookoła, ponieważ drapieżne
ptaki polowały, obserwując ruch na ziemi.
- Zawsze
powinieneś go nakarmić przed lotem, ale nie za bardzo. Niech będzie nieco
głodny, więc przyjdzie do przynęty i będzie zadowolony z przysmaku, który dasz
mu w nagrodę.
Najważniejsze,
żeby jastrząb otrzymał pozytywną nagrodę za każdym razem, gdy odpowiedział na
gwizdek Severusa albo przynętę, bo jastrząb, w przeciwieństwie do psa, nigdy
nie pozostawał tam, gdzie nie był chciany albo gdzie był źle traktowany. Nie
żeby Severus kiedykolwiek myślał o złym traktowaniu swojego chowańca. Podczas
tygodni, gdy zdobył ptaka, niezwykle polubił jastrzębia, aż nie odkrył, że
trudno mu sobie przypomnieć, jak to było, zanim Freedom wkroczył w jego życie.
Był samotny i zgorzkniały, pomyślał, a następnie odepchnął od siebie tą
introspekcję, woląc skoncentrować się na nauce, jak oswoić Freedoma, jak
sokolnicy mówili, gdy przyzwyczaili i wytrenowali ptaka, by dla nich polował.
Z powodu
więzi i eliksiru Jastrzębiej Mowy, którym ciągle poił się Severus, Freedom
szybko nauczył się wszystkiego, co mężczyźni chcieli go nauczyć. Uwielbiał
przekąski z królika, gołębia i kurczaka, ale odkrył, że aprobata Severusa
cieszy go nawet bardziej niż jedzenie. Ciche słowa czarodzieja: „Dobrze!” i
„Dobra robota!” albo czułe potarcie jego piersi lub grzbietu wypełniało pewne
nienazwane głęboko ukryte w nim uczucie – tęsknotę, której nawet do tej pory
nie znał.
Przed Severusem, nikt nigdy nie zauważał, czy
dobrze się spisałem, czy nie, a jeśli to robili, nie mogę sobie tego
przypomnieć.
A w snach, mógł sobie przypomnieć, jak do głośnego mężczyzny dołącza jazgocząca
kobieta i marudny, gruby chłopak, i zawsze krzyczą na niego i mówią, że był nic
nie wartym dziwakiem, który zasługuje na śmierć. Niepewnie podzielił się jednym
z epizodów ze swoim magicznym mistrzem, a Severus przypuszczał, że ci ludzie
mogli być dawnymi właścicielami Freedoma, a jeśli tak było, Freedom powinien
się cieszyć, że już dłużej nie był pod ich opieką.
- I całe
szczęście, że nie wiem, kim są ani gdzie mieszkają, bo w innym przypadku,
mogliby szybko odkryć, co się dzieje z prymitywnymi potwornymi wałkoniami,
którzy źle traktują mojego chowańca – powiedział ponuro Severus, a jego oczy
wypluwały lodowatą pogardę oraz mroczną furię. Jastrząb był zadowolony, że nie
był wrogiem Snape’a.
Freedom
nauczył się „warować” nad Severusem, co oznaczało, że krążył nad czarodziejem,
czekając na jego gwizdek, by zaatakować przynętę, a potem Severus wykorzysta to
zachowanie, podczas polowania na żywą zdobycz, przyzwyczajając młodego
tropiciela do cierpliwości i nie uderzania zbyt szybko na zdobycz, co zapewnia
udane polowanie. Większość jastrzębi łapała zdobycz dwa lub trzy razy na pięć
prób, ale stosunek ten wzrastał, gdy ptak pracował z sokolnikiem.
Freedom
uwielbiał latać za przynętą, chwytając się jej mocno, a potem pożerając kęs na
jej końcu. Czasami Severus rzucał ją szeroko, wymagając, by Freedom wzniósł się
wysoko, a następnie zanurkował lub zbliżył się do niego, zmuszając jastrzębia,
by szybował i krążył bardziej precyzyjnie. Kilka razy na początku tygodnia,
Freedom ominąłby przynętę, będąc zbyt niecierpliwym, ale pod koniec tygodnia,
jastrząb nurkował do przynęty jak strzała i uderzał w nią za każdym razem.
Severus
zrobił z tego pewien rodzaj gry, używając dłuższej przynęty i oglądając, ile
razy wciągu dziesięciu minut jastrząb był w stanie ją złapać, podczas gdy
obracał ją szybko lub wolno, dalej i bliżej. Dokładność Freedoma była
zdumiewająca – jastrząb zdołał nawet kilka razy złapać przynętę w powietrzu,
sprawiając, że Hagrid wyszczerzył się.
- Masz
tutaj przebiegłego łowcę, Severusie. Niewiele jastrzębi może zrobić to w locie,
takich młodych, jak on.
Severus
poczuł niezwykłe ukłucie dumy na słowa Hagrida, niemal jak rodzic, kiedy
słyszy, jak ktoś chwali jego dziecko, że świetnie radzi sobie w sporcie.
- Tak,
jest świetnym lotnikiem. Sądzę, że jest niemal gotów na puszczenie go luzem.
Freedom
sunął leniwie ponad nimi, czekając aż Severus rzuci przynętę. Powtarzające się
ćwiczenia i świeże powietrze spowodowały, że jastrząb przybrał na wadze, a jego
ciemnobrązowe pióra były błyszczące i lśniące od dobrego zdrowia.
Hagrid
uniósł wzrok na jastrzębia i skinął głową.
- Tak.
Pięknie rozkwitnął. Przeszedł długą drogę, Severusie.
- To
prawda – zgodził się czarodziej, spoglądając na drapieżnika z czułością. –
Bardzo długą drogę od na wpół martwej kupki piór, którą znalazłem w trawie
tamtego wieczora.
Hej! Przestań gadać i rzuć to już, Sev!
- Nie
pusz się tak – odkrzyknął Severus, przewracając oczami. Zaczął obracać przynętę
dookoła głowy, a następnie w dół, w kierunku ziemi. Ptak teraz nazywał go
Sevem, od kiedy Mistrz Eliksirów pewnego leniwego poranka wyznał, że Lily
kiedyś tak go nazywała. Minęły lata, odkąd się do niego tak zwracano, ale
Severus odkrył, że nie ma nic przeciwko, by ptak używał skróconej formy,
ponieważ uważał Freedoma bardziej za przyjaciela, niż kiedykolwiek Lily.
Zadął w
gwizdek, sygnalizując, że Freedom może nurkować.
Jastrząb
zamknął skrzydła i zanurkował, otwierając je natychmiast, zanim sięgnął
pierzastej przynęty i chwycił ją mocno swoimi szponami. Ha! Znowu ją dorwałem! Szybko schylił głowę i zjadł kęs surowego
mięsa z kurczaka na końcu przynęty – swoją nagrodę za trafienie w cel.
Hagrid i
Severus wymienili spojrzenia. Tak, młody samiec jastrzębia był gotowy do
samotnego lotu.
- Jutro –
ogłosił Severus. – Jutro go puszczę. – Zmarszczył brwi. – Mam tylko nadzieję,
że zdecyduje się na powrót, zamiast odlecieć.
- Och,
wróci do ciebie, Severusie. Ten ptak ma z tobą najściślejszą więź, jaką
kiedykolwiek widziałem.
- Skąd
wiesz? Nigdy nie miałem chowańca i nikt stąd nie miał nigdy jastrzębia.
Hagrid
wzruszył ramionami.
- Nie
wiem. Ale kiszki mi mówią, że Freedom cię nie zostawi. Nawet dla otwartego
nieba. Może odlecieć, ale zawsze wróci. Jego dom jest tutaj, z tobą.
Severus
miał nadzieję, że Hagrid miał rację.
Tej nocy
Snape spał niespokojnie, śpiąc o zdejmowaniu linki i dawaniu jastrzębiowi jego
wolności, tylko po to, by obserwować, jak ptak odlatuje, nigdy więcej nie
widziany. Widzisz? – wyśmiewał go
niepewny głos. Nie ma znaczenia, ile
czasu i wysiłku włożysz w coś albo kogoś, wszyscy ostatecznie cię zostawiają.
Eileen, Lily, a teraz Freedom. A potem jesteś sam, jak zawsze, Severusie Snape.
Obudził
się z poczuciem mdłości, ale szybkie spojrzenie na ptaka, leżącego koło jego
głowy szybko przywróciło mu równowagę. Odkąd odzyskał swoje skrzydła, Freedom
zwykle w nocy wybierał spanie blisko Severusa, zamiast na swojej żerdzi w
salonie. Zwykle ptak sypiał na wezgłowiu ponad nim, ale od czasu do czasu Snape
znajdował go na dodatkowej poduszce obok jego głowy, jak kura na grzędzie.
Leżenie
nie było czymś, co jastrząb zwykle robił, ale kiedy ptakom się zdarzało,
oznaczało to, że są całkiem zrelaksowane i spokojne oraz całkowicie ufali, że
są bezpieczne i prawdopodobnie nie zostaną zaatakowane.
Widząc
taki pokaz zaufania u ptaka, wkrótce Snape odpędził motyle w brzuchu i kilka
minut później ponownie zasnął.
Jastrząb
i czarodziej obudzili się dokładnie w tej samej chwili, więc Severus powitał
swojego chowańca serdecznym:
- Dzień
dobry. Jesteś gotów, by w końcu polecieć wolno?
Freedom
otrząsnął się, rozciągając skrzydło i nogę po tej samej stronie, po czym po
przeciwnej, zanim odpowiedział: Byłem na
to gotowy tygodnie temu, Sev! Pospiesz się i się ubierz, niebo wzywa.
Severus
zdołał uśmiechnąć się lekko na widok entuzjazmu ptaka i choć raz posłuchał
chowańca.
Freedom
zjadł kawałki bażanta, które dał mu Severus, po czym szybko przeszedł na jego
pięść i usiadł cicho.
- Założę
ci kaptur, tylko na wypadek, gdyby coś cię zaskoczyło. Nie chcę, żebyś wleciał
w ścianę – powiedział Severus, zdejmując kaptur z jego miejsca na szafce nad
żerdzią.
Nigdy nie wleciałbym w ścianę celowo!
Myślisz, że czym jestem, głupcem?
- Nie,
ale ostatnio Irytek lubił się czaić i uznał za zabawne wydawanie głośnych
dźwięków i straszenie zasmarkanych pierwszaków. Oraz innych niczego nie
spodziewających się ludzi i ptaków.
Humph! Nie boję się żadnego ducha! – oznajmił z oburzeniem Freedom, po czym
poddał się surowemu spojrzeniu Snape’a, pokornie opuszczając głowę i pozwalając
profesorowi założyć kaptur.
Akt
zakapturzenia jastrzębia dał Severusowi czas, by się uspokoić, ponieważ
ponownie zaczął czuć nerwy, ale zmusił się do wyjścia z kwater i zejścia drogą
na polankę.
Było
całkiem wcześnie rano, pierwsze promienie słońca ledwo malowały niebo na różany
kolor, powietrze było rześkie i nieco chłodne. Snape owinął się swoim czarnym
płaszczem i ruszył żwawo na centrum polanki.
- No i
jesteśmy – poinformował cicho jastrzębia.
Potem
zsunął kaptur i Freedom mógł się rozejrzeć.
Drżenie
tęsknoty przebiegło przez niezwiązanego jastrzębia. Mogę polecieć, Severusie?
Snape
przełknął ciężko. To był moment prawdy.
Wyrzucił
jastrzębia z pięści.
Freedom
wzbił się w olbrzymie sklepienie nieba, wyżej i wyżej, aż nie zniknął w
drzewach.
Mistrz
Eliksirów sapnął, gdyż obserwowanie lotu jastrzębia wyglądało jak zobaczenie
odlatującego kawałka jego duszy. Zapierało dech w piersiach, upokarzało i
przerażało w tym samym czasie, bo teraz jastrząb mógł zrobić, co tylko będzie
chciał.
Severus
osłonił ręką oczy, ale nie mógł zobaczyć, gdzie zniknął myszołów. Poczuł, jak
żołądek przewraca mu się na drugą stronę i nagle pożałował, że zgodził się
spuścić jastrzębia z liny. Co jeśli Hagrid się mylił i więź nie była
wystarczająca, by zawołać z powrotem ptaka? Severus nie mógł zrobić nic, jeśli
jastrząb wybierze nie wracać. Chwycił przynętę odrętwiałymi palcami i
powstrzymał się od krążenia po polanie.
Trzydzieści minut. Dam mu trzydzieści minut,
zanim go zawołam. A potem zobaczymy, co jest dla niego ważniejsze – moja
przyjaźń czy latanie. Jego dłoń zacisnęła się na skórzanym pasku. Dałem słowo i nie mogę się go teraz wyprzeć. Mogę tylko czekać.
Freedom
złapał pęd powietrza i poleciał prosto w stronę serca słońca, a przynajmniej
tak się wydawało. Latanie zwyczajnie tak wysoko i tak szybko, jak tylko chciał
i to, że nie musiał być do niczego przywiązany, było czystą błogością. Liczył
się tylko wiatr i pozwolił sobie stać się jego częścią, tańcząc i wirując wokół
niego, co powodowało u niego zawroty głowy.
Krążył i
szybował, ciesząc się uczuciem wolności, bo mógł iść, gdzie tylko chciał i nikt
go nie wezwie. Spojrzał w dół i zobaczył daleko pod sobą Hogwart, a kropka,
którą było Czarne Jezioro otaczała poranna mgła. Zamek wyglądał na tak malutki
z góry, a jezioro było zaledwie kropeczką na zielonym krajobrazie. Wszystko
było nieruchome, skowronki, wróble i rudziki zatrzymały się i zamarły, kiedy
odlatywał, a teraz jedynym dźwiękiem, który go otaczał, był cichy szept wiatru
i uderzenia wody o brzeg, gdy powiewy targały powierzchnię jeziora.
Myszołów
rdzawosterny zaczął krążyć nad jeziorem, jego bystre oczy dostrzegły cień macki
nad powierzchnią, gdy olbrzymia kałamarnica obudziła się, by wygrzewać się w
słońcu. W piersi Freedoma drgnęła chęć psoty, więc jastrząb obliczył w głowie,
jak szybki musiałby być, by klepnąć kałamarnicę, zanim ta znajdzie się ponownie
pod wodą.
Krążył
wyżej, po czym zaczął lecieć tak szybko, jak się odważył przy ukośnej
trajektorii lotu.
Musnął ciemną wodę - jego szpony ledwie podrapały powierzchnię –
wydając z siebie jastrzębi okrzyk ostrzeżenia, a potem wzniósł się w powietrze
jak smuga światła, a jego szpony zacisnęły się bardzo delikatnie na macce
kałamarnicy.
Mam cię! Niespodzianka!
Kałamarnica roztrysnęła wodę w szoku, wskakując pod jej powierzchnię.
Freedom wydał z siebie piskliwy okrzyk zwycięstwa i ponownie wspiął się
w niebo – jego skrzydła lśniły jak jakieś magiczne stworzenie, gdy słońce
odbiło się od kropel wody pod nim.
Kreee-aar!
Wiedział, że głupotą jest ogłaszanie w taki sposób swojej obecności –
ostrzegłby całą swoją zdobycz w promieniu dziesięciu metrów, że myszołów gdzieś
się w pobliżu czai, ale nie mógł się oprzeć.
Był tak pełen radości, że niemożliwym było utrzymanie spokoju, a jakoś
nigdy nie był tym poważnym.
Leciał coraz wyżej w oszałamiająco rozentazjuzmowanej spirali - jego serce
waliło w rytm uderzeń jego skrzydeł – umiejętnie ujeżdżając wiatr. Nie
wiedział, skąd wie, jak to robić, ale pozwolił świadomemu umysłowi odejść na
chwilę, a potem przejął nad nim władzę instynkt i nagle wiatr był na jego
rozkazy.
Robił pętle i nurkował, zaskakując stado gęsi migrujących na południe –
zagęgniły na niego z dezaprobatą, nazywając niegrzecznym smarkaczem, ale on
tylko machnął ogonem w ich stronę i wystrzelił, śmiejąc się bezczelnie.
Jestem Freedom i potrafię latać
szybciej niż którykolwiek z was! Złapcie mnie, jeśli potraficie!
Rozmazał się, lecąc z największą prędkością, która bliska była
pięćdziesięciu pięciu mil na godzinę, ponieważ był animagiem – mógł latać
szybciej niż zwyczajny jastrząb, bo był ukształtowany przez magię, jak również
był nieco silniejszy.
Wystrzelił jak z procy dookoła szarego, górskiego szczytu, a potem
skierował się z powrotem w stronę zamku, zerkając uważnie na wszystko, co
poruszało się po ziemi.
Nagle jego oczy wyłapały ruch, więc skierował się w jego kierunku.
To był królik, który właśnie wynurzał się z nory – jego różowy nosek
drgał.
Freedom powoli zniżył tor lotu, krążąc w milczeniu.
Królik pociągnął nosem, po czym zaczął ostrożnie skakać, skubiąc nieco
gorzkiej trawy.
Freedom, przypominając sobie lekcje z Severusem, uniósł się, pozwalając
królikowi oddalić się od domu, po czym zanurkował.
Ale królik był szybszy niż przynęta i skręcił.
Szpony Freedoma tylko musnęły jego grzbiet, odrywając kępkę futra, po
czym zwierzak zniknął, pędząc z powrotem w kierunku króliczej nory.
Ach, kurczę! Nie trafiłem!
Ptak uderzył mocno skrzydłami, wlatując z powrotem na wysokość jakiś
trzydziestu stóp, nieco rozczarowany, że został przechytrzony przez królika,
ale jego radość z tego, że potrafił latać wkrótce wyparła to uczucie.
Zrobił pętlę wokół wież Gryffindoru i Ravenclawu, przemknął koło
Sowiarni, budząc kilka sów, które zahukały na niego gniewnie, żeby odleciał i
bawił się gdzieś indziej, cholerny utrapieniec!
Freedom zignorował je – były tylko marudnymi złośnikami i nie doceniały
piękna dnia.
Zwolnił, płynąc leniwie, nagle zmęczony od szaleńczego sprintu po
niebie. Słońce cudownie ocieplało jego plecy, więc unosił się, pozwalając, by
przeniknęło do jego kości. Czuł się cudownie zrelaksowany i spokojny, choć jego
żołądek lekko burczał.
Potem przenikliwy gwizd, niemal zbyt przenikliwy, by był słyszalny dla
ludzkiego ucha, rozdarł powietrze.
Freedom drgnął i gwałtownie odwrócił się w przeciwną stronę.
Huh? To brzmiało jak Severus.
Dopiero wtedy przypomniał sobie, że zostawił ubranego na czarno
czarodzieja samego na polanie.
Wspiął się wyżej, kierując się w stronę ciemnozielonej plamy, którą był
Zakazany Las.
Severus przyłożył gwizdek do ust i dmuchnął.
Czekał minutę, jego oczy skanowały niebo.
Nie ma Freedoma.
Niebo było puste, poza kilkoma sporadycznymi chmurami.
Severus poczuł, że jego serce staje.
Jastrzębia nie było.
Dmuchnął ponownie.
Wciąż nic.
Minęły dwie minuty.
Ogarnęło go gorzkie rozczarowanie, powodując, że jego żołądek się
zwinął.
Powinienem był wiedzieć, że to
jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Nie wróci. Jest mile stąd, lecąc wolno,
tak jak powinien i zapomniał o mnie. Nie potrzebuje mnie, może polować samodzielnie, znajdzie
dzikiego jastrzębia, który zostanie jego towarzyszem i nigdy nie wspomni
głupiego czarodzieja, który uleczył jego skrzydła, choć może pewnego dnia
opowie o mnie swoim pisklakom…
Snape potrząsnął głową, zaciskając szczękę. Byłem głupcem, mając nadzieję, że ze mną zostanie.
Rzucił ponowne spojrzenie w górę, bo pewna jego część wciąż ośmielała
się mieć nadzieję…
A potem pojawił się Freedom, jego skrzydła zalśniły pięknie w słońcu.
Severus okręcił wabik nad głową, modląc się, by jastrząb pamiętał jego
treningi i to, co dzielili.
Myszołów zaczął krążyć.
Potem zanurkował, nacierając na przynętę, by następnie zacisnąć się na
pięści Severusa z hukiem skrzydeł.
Cześć, Sev! Miałem niesamowity
poranek! To było wspaniałe, absolutnie wspaniałe.
Severus patrzył na jastrzębia, czując zbyt wielką ulgę, by coś
powiedzieć.
Freedom odwrócił głowę, patrząc Mistrzowi Eliksirów prosto w oczy.
Uch, Severus? Wszystko w
porządku? Masz okropnie dziwny wyraz twarzy.
- Ty… wróciłeś.
Oczywiście. Dlaczego miałbym
nie wrócić? Należę tutaj, do ciebie. Freedom przechylił głowę ze zdziwieniem. Umieram z głodu! Masz jakiegoś królika?
Snape zamrugał w osłupieniu, a nagłe odkrycie sprawiło, że był lekko
oszołomiony. Freedom wrócił do niego. Więź się utrzymała. Jastrząb wybrał jego
zamiast wolności. Był prawdziwym chowańcem Snape’a.
Severus! Halo! Masz jakiegoś
królika albo kurczaka w tym swoim woreczku? Bo to całe latanie pobudza apetyt,
a czuję ochoty, by teraz polować, więc mógłbyś mi trochę dać? Zanim zejdę z
głodu?
Severus pogrzebał w sakiewce przy jego pasie, w końcu wyjmując kilka dużych kawałków kurczaka. Podał je głodnemu
jastrzębiowi, a potem zrobił coś, co robił rzadko, coś, co pewnie oszołomiłoby
połowę uczniów Hogwartu.
Severus spojrzał na swojego chowańca i uśmiechnął się szeroko, a to
zmieniło jego cyniczną twarz w taką, która, na chwilę, była radosna i niewinna,
tak jak dawno temu, gdy kochał pewną rudowłosą czarownicę.
Uderzenie serca później ten wyraz twarzy zniknął i sarkastyczna maska
powróciła na swoje miejsce, ale Freedom widział to i zapamięta ze zdziwieniem,
choć nie zrozumie dlaczego, aż nie miną dwa tygodnie.
*Karol Dickens „Opowieść o dwóch miastach”, tłumaczenie
Tadeusz J. Dehnel
Witam po dość długiej przerwie od tłumaczeń. Mam nadzieję, że się kolejne tłumaczenie uda mi się dodać za niecały tydzień, a będzie to prawdopodobnie rozdział Ciężaru Przeznaczenia.
Zaczęłam teraz pracować na dwunastki i czasem są to nocki, więc w nocy pracuję, a w dzień odsypiam, więc nie mam za wiele czasu dla siebie na cokolwiek, więc prawdopodobnie stanie się tak, że jednak nie będę w stanie ani pisać, ani tłumaczyć. (Swoją drogą rozdział HPiPDP mam już prawie skończony, ale jakoś nie umiem się zabrać do ostatniej części, którą do niego zaplanowałam... -_- Może jeszcze dzisiaj to skończę, ale nic nie obiecuję.)
Bardzo podobały mi się wszystkie loty Freedoma. Czekam też na pdp. Dalej czuj wenę pozdrowienia Agnieszka 😀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Freedom bardzo ufa Severusowi, więź przetrwała tak Severus bardzo źle się poczuł na myśl, że jednak jastrząb odleciał... wybrał wolność niż jego ale wrócił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia