Następnego
wieczora Harry znalazł się sam w Pokoju Życzeń. Nowa grupa naukowa Hermiony już
się tworzyła, co wywoływało u niego nerwowość, więc musiał znaleźć sposób, by
dać jej ujście. Naprawdę nie chciał o niczym myśleć, Harry zakrył oczy opaską i
zaatakował wypełnione piaskiem worki, wiszące spod sufitu. To zmuszało
Harry’ego do utrzymania czystego umysłu, żeby mógł usłyszeć dźwięk zlatujących
worków.
Pokój
zdawał się rozumieć, czego chciał; zrzucał worki z piaskiem, gdy najmniej się
tego spodziewał. Harry poruszał się instynktownie, wykorzystując sztylet sai,
żeby zaatakować wory, jakby były
przeciwnikami. Wkrótce podłoga wokół niego pokryła się piaskiem, co utrudniało
mu szybkie ruchy bez utraty równowagi. Opadając na kolano, Harry schylił się,
by uniknąć uderzenia przez kolejny spadający worek. Ułożył inaczej sai do
swojej prawej ręki, przekręcając się na plecy i zrywając na nogi, jednocześnie
rozcinając worek. Słysząc kolejny nadchodzący z lewej, Harry podskoczył,
okręcając się w powietrzu, aż jego stopa spotkała się z workiem, odsyłając ją w
tył. To dało mu czas na pewne wylądowanie na nogi, nim odwrócił się szybko, by
mógł uderzyć torbę w chwili, gdy znajdzie się w jego zasięgu.
Odgłos
piasku spadającego na podłogę wypełnił jego uszy, jak również skrzypnięcia
niemal pustych teraz worków. Nagle usłyszał szum i wiedział, że kolejny worek
nadchodzi z prawej. Przerzucając sai do lewej, Harry rzucił do w worek,
wysyłając go w przeciwnym kierunku. Wymamrotał Finite, po czym sięgnął do opaski, zatrzymując się w połowie
działania, gdy nagle poczuł, że jest obserwowany.
Jego
ciało natychmiast spięło się i mocno ścisnął w dłoni pozostałe sai. Nikt poza
Ronem i Hermioną nie wiedział o tym miejscu, może poza kadrą nauczycielską. Ale to nie oznacza, że nikt inny nie mógł
znaleźć tego miejsca. Instynkt przejął kontrolę, więc Harry szybko odwrócił
się i rzucił zachowany sai w stronę zagrożenia, ściągając opaskę i odwracając
się do miejsca, gdzie zostawił różdżkę. Rozległo się głośne szczęknięcie,
ostrzegając Harry’ego, że sai uderzył w coś twardego. Wyciągnąwszy rękę, Harry
cicho przywołał kawałek drewna z rdzeniem z pióra feniksa i całkowicie odwrócił
się do zagrożenia…
…
i natychmiast jęknął, gdy zobaczył dużą grupę zamazanych uczniów w drzwiach, a
rzucony przez niego sai wbił się w ścianę tuż nad głową Rona (włosy Rona były
nie do pomylenia). Naprawdę powinienem
zamknąć drzwi. Do rana będę na ustach całej szkoły. Nie mówiąc ani słowa,
Harry podszedł do małego stolika, wziął okulary i nałożył je. Następnie chwycił
kaburę na różdżkę i również ją założył, po czym odwrócił się do tłumu, patrząc
bezpośrednio na Hermionę, która tym razem wyglądała na nerwową.
-
Jeśli chciałaś wykorzystać pokój, Hermiono, powinnaś mi była powiedzieć –
powiedział spokojnie.
Hermiona
wyjęła różdżkę i nerwowo rzuciła Finite
Incantatem.
-
Cóż, um… pamiętasz grupę, o której ci mówiłam, prawda, Harry? – zapytała
niepewnie. – No, myślałam, że skoro już tu jesteś, moglibyśmy omówić kilka
spraw… jeśli ci to nie przeszkadza.
Harry
spojrzał na Hermionę sceptycznie. To, że musiała przerwać zaklęcie, było
dowodem, że Hermiona miała coś w zanadrzu.
-
Naprawdę? – zapytał, chowając różdżkę. – I dlatego rzuciłaś zaklęcie
wyciszające, żebym nie mógł cię słyszeć? Nie sądzę. Może tym razem powiesz
prawdę?
-
To jest prawda, Harry – nalegał Ron. – Nie chcieliśmy cię rozpraszać.
Powiedziałeś nam, że idziesz tu oczyścić umysł. Nie sądziliśmy, że będziesz
robić… eee… cóż… cokolwiek robiłeś. Co robiłeś? Wiesz, że prawie uderzyłeś mnie
tym… tym czymś?
-
Szkoda, że nie trafił – wymamrotał Fred do George’a, przez co kilka osób
zachichotało.
Harry
tylko potrząsnął głową i zamknął oczy, koncentrując się na miejscu, w którym
byłoby dostatecznie dużo miejsca siedzącego dla wszystkich. Kilka sapnięć
sprawiło, że Harry otworzył oczy i zobaczył, że jest teraz na środku
przytulnego pokoju, który mocno przypominał pokój wspólny Gryfonów.
Chrząknięcie Hermiony ocaliło Harry’ego przed mówieniem czegokolwiek.
-
Zajmijcie wszyscy miejsca, a będziemy mogli zacząć – powiedziała Hermiona, brzmiąc
na lekko nerwową. Wszyscy podeszli do foteli i sof, cicho do siebie szepcząc.
Hermiona przeszła do środka pokoju, podczas gdy Harry odsunął się do tyłu, z
dala od spojrzeń innych.
Rozejrzawszy
się po pokoju, Harry zauważył Neville’a, Deana, Seamusa, Lavender, Parvati,
Ginny, Colina i Dennisa Creevey, Lee Jordana razem z gryfońską drużyną
Quidditcha, , Padma Patil (bliźniacza siostra Parvati), Cho z kilkoma jej
zwykłymi przyjaciółkami, dziewczynę z włosami koloru brudnego blond sięgającymi
niemal pasa, którą widział kilka razy z Ginny, Terry’ego Boota, Anthony’ego
Goldsteina, Michaela Cornera z Rawenclawu oraz Ernie’ego Macmillana, Justina
Finch-Fletchleya, Hanneh Abbott i kilku innych z Hufflepuffu, których Harry nie
rozpoznawał. Wyglądało na to, że Hermiona była bardzo zajęta.
Hermiona
spojrzała na Harry’ego, po czym odchrząknęła.
-
Cóż, jesteście tu wszyscy, ponieważ chcecie się właściwie bronić – zaczęła. –
Niezależnie od tego, w co wierzymy, to, co się stało w pociągu jest dowodem, że
gdzieś tam jest więcej niż jedno zagrożenie. Bzdury, których uczy nas profesor
Umbridge nie są tym, czego potrzebujemy. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce.
Kilka
osób przytaknęło.
-
Więc Harry będzie nas uczył, jak walczyć, prawda? – zapytał Michael Corner.
Harry
natychmiast spojrzał na Hermionę z uniesioną brwią, zakładając ramiona na
klatce piersiowej. Co ona, do licha, wszystkim mówiła? Powiedział jasno, że
pomoże, jeśli będzie potrzebny, ale nie mógł przewodzić grupie, którą stworzyła
Hermiona. Nie mógł sobie teraz pozwolić na bycie kimś więcej.
-
Harry pomoże nam w uczeniu się zaklęć
obronnych – poprawiła go Hermiona. – Nie nazwałabym tego „walczeniem”…
-
Więc nie będziemy robić tego, co on właśnie robił? – zapytał blondwłosy Puchon
z irytującym głosem. – Jaki jest sens, żeby nas uczył, jeśli nie możemy nauczyć
się czegoś zabawnego?
-
A ty jesteś? – zapytał bez ogródek Ron.
-
Zachariasz Smith – powiedział Puchon, siadając prosto, – i chyba mamy prawo
wiedzieć, co się naprawdę stało…
Harry
odetchnął gwałtownie, a kilku uczniów skoczyło na równe nogi w tym Ron, drużyna
Quidditcha i Cho.
-
Nie, nie masz żadnego prawa –
powiedział defensywnie Ron. – Harry nie jest tu, by zaspokoić twoją ciekawość, Smith. Jeśli masz z tym problem, możesz
wyjść.
-
Ale Cedric…
-
… był moim przyjacielem – przerwał Smithowi Harry spokojnym głosem, ale wszyscy
słyszeli, że próbuje trzymać emocje na wodzy. – Ci, którzy znali Cedrica,
wiedzą, że bardzo chronił tych, o których dbał. Chroniliśmy siebie nawzajem
podczas Turnieju. Nie obchodziło nas, kto wygra, póki był to ktoś z Hogwartu.
Cedric był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałem. Ci, którzy mają
rodzeństwo, niech pomyślą, jak by się czuli, obserwując, jak ktoś ich morduje,
a nic nie możecie zrobić, by to powstrzymać.
Harry
odetchnął głęboko, patrząc zwężonymi oczami na Zachariasza Smitha. Właśnie
dlatego w pierwszej kolejności nie chciał tego robić.
-
Nie masz żadnego prawa czegokolwiek ode mnie żądać – powiedział spokojnie. –
Nie jestem tu, by was czegoś uczyć. Zostałem poproszony, żeby wam pomóc,
ponieważ mam największe szkolenie w tej dziedzinie. Teraz widzę, że to był
błąd. Nie jestem tu, żeby was zabawiać historiami o koszmarach, z którymi
musiałem się mierzyć w moim krótkim życiu. Naprawdę myślicie, że nie wiem, co
zrobicie w chwili, gdy wyjdziecie z tego pokoju? Powiecie przyjaciołom, co
słyszeliście. Powiecie im, że musiałem oglądać, jak zmusili Cedrica, żeby przed
nimi ukląkł, nim uderzyła w niego zabójcza klątwa. Powiecie im, że byłem
świadkiem odrodzenia Voldemorta… - kilka osób wzdrygnęło się i sapnęło z
zaskoczenia, – a potem musiałem walczyć o swoje życie, które niemal straciłem.
Ron
i Hermiona podeszli do boków Harry’ego. Ron położył ochronnie rękę na ramieniu
Harry’ego, podczas gdy Hermiona położyła dłoń na jego ręce.
-
W chwili, gdy usłyszy to Umbridge, poinformuje o tym Ministerstwo, które obwini
profesora Dumbledore’a albo moich opiekunów za szerzenie plotek, które mają
dyskryminować Ministerstwo i stworzyć panikę. Mam zbyt wiele do stracenia, żeby
tak ryzykować.
-
Harry podejmuje wielkie ryzyko
pomagając nam – dodała Hermiona. – To dlatego wszystko, co mówimy, pozostaje
tutaj. Czy którykolwiek z was jest w stanie stworzyć cielesnego Patronusa tylko
o nim czytając? Musimy ćwiczyć; musimy się uczyć, zanim coś się stanie… albo
będziemy mieli testy… w klasie czy w prawdziwym świecie. Jak wielu z was jest
na tyle pewnych swoich umiejętności, żeby zmierzyć się ze śmierciożercą?
Nikt
nie powiedział ani słowa. Harry widział, jak wszyscy powoli zaczynają patrzeć
na niego z podziwem, czego naprawdę nie chciał.
-
Posłuchajcie, wiem, że ci z rodzin magicznych mogą myśleć, że fizyczna część
mojego treningu jest pociągająca, ale tak naprawdę to tylko ostatnia z
możliwych opcji – powiedział szczerze. – Musiałem polegać na sztukach walki
tylko dlatego, że upuściłem różdżkę. Walka wręcz sprawia, że jesteśmy zbyt
blisko wroga. Jest niewiele czasu na reakcję. Utrzymując dystans, który daje
nam używanie różdżki, jest większa szansa na ucieczkę.
Cisza
wypełniła pokój, a wszyscy wciąż wpatrywali się w Harry’ego, co zaczęło
sprawiać, że piętnastolatek czuł się strasznie niekomfortowo.
-
Cóż – powiedział Fred, przerywając ciszę. – To odpowiada na pytanie.
Zgodziliśmy się, żeby Harry pomagał
nam z obroną. Musimy zdecydować się na czas spotkań, który nie będzie kolidował
z naszymi treningami Quidditcha.
-
Na razie myślę, że raz na tydzień będzie odpowiednio – powiedziała Hermiona. –
Damy wam znać o dniu i godzinie. Będziemy się spotykać w tym miejscu. Chyba
wszyscy widzimy, że jest bardziej niż wystarczające. – Sięgnęła do torby i
wyciągnęła pióro oraz pergamin. – Musicie wszyscy spisać swoje nazwiska,
żebyśmy wiedzieli, z kim się kontaktować. Pamiętajcie, że nie chcemy, żeby to
się rozniosło, zwłaszcza żeby nie dotarło do Umbridge. Jest całkowicie
przeciwna jakiejkolwiek praktycznej nauce.
Gryfoni
natychmiast podpisali się, razem z większością Krukonów i Puchonów. Jedynymi,
którzy się wahali byli Zachariasz Smith, Michael Corner i Ernie Macmillian.
Ernie podpisał się po zerknięciu na przyjaciela Justina, który pokiwał
zachęcająco głową, podczas gdy Smith i Corner niemal niechętnie wpisali swoje
nazwiska. Chociaż nic nie powiedzieli, jasne było, że Zachariasz Smith wciąż
nie jest zadowolony z tego, że Harry nie jest chętny nauczyć wszystkich, jak
walczyć.
Po
skończonym spotkaniu, wszyscy powoli zaczęli wychodzić, żeby nie przyciągać
uwagi. Harry czekał cierpliwie, aż zostanie sam z Ronem i Hermioną, po czym
natychmiast odwrócił się do niej ze zmrużonym spojrzeniem. Wiedziała, że nie
chciał uwagi, a jednak zebrała dużą grupę ludzi i zaangażowała spotkanie za
jego plecami. Nie miało znaczenia to, co Hermiona sądziła, że robi. Faktem było
to, że wykorzystała sytuację.
Hermiona
wzdrygnęła się na spojrzenie Harry’ego.
-
Posłuchaj, Harry – powiedziała nerwowo. – Naprawdę mi przykro. Nie chciałam…
-
Ależ chciałaś – przerwał jej Harry. – Nie
jestem nauczycielem! Powiedziałem ci to! Teraz wszyscy chcą się uczyć tego, co
mi zajęło ponad dwa lata, żeby to ledwie liznąć! Zmanipulowałaś wszystkimi w
pokoju, ponieważ ty chcesz się
nauczyć tego, co wymagane jest do zdania twoich sumów! Naprawdę sądziłaś, że
ludzie nie będą chcieli wiedzieć, co się stało Cedricowi, gdy zobaczą, jak
trenuję?
-
Harry…
Harry
uciszył Rona wściekłym spojrzeniem, nim skupił uwagę z powrotem na Hermionie.
-
Czy mam ci przypomnieć, Hermiono, że potrzebujesz
mnie do pomocy? – zapytał retorycznie. – Sądziłem, że rozumiesz moją potrzebę
prywatności. Po czterech latach przyjaźni, myślałem, że mnie zrozumiesz, ale
chyba się myliłem. Kogo obchodzi to, czego potrzebuję, kiedy to nie pokrywa się
z tym, czego chce Hermiona Granger?
Łzy
spływały po twarzy Hermiony, gdy próbowała powstrzymać szloch przed ucieczką z
jej ust. Trudno było się zorientować, czy to dlatego, że czuła się zraniona
rzeczami, które powiedział Harry czy w końcu zrozumiała, co robiła. Harry
wiedział, że pewnie zachował się nieodpowiednio, ale nic nie mógł na to
poradzić. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że został zraniony. Jego trening miał
być tajemnicą, aby uniknąć konfrontacji i tego, że Voldemort się o nim dowie.
Ron
wyraźnie nie wiedział, co sądzić, gdy nerwowo położył dłoń na ramieniu
Harry’ego.
-
Posłuchaj, Harry, wiemy, że sknociliśmy – powiedział. – Najpierw powinniśmy
wejść i powiedzieć ci, żeby cię nie widzieli. Wiem, że spotkanie nie poszło
tak, jak planowaliśmy, ale nie sądzę, by ktokolwiek próbował to znów wyciągać.
Harry
strząsnął rękę Rona i cofnął się, by mógł spojrzeć na dwójkę jednocześnie.
-
Jeśli którykolwiek z was znów spróbuje zrobić coś takiego jak dzisiaj, nigdy
wam nie wybaczę – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Złamaliście moje
zaufanie. Powodzenia w naprawianiu tego.
Harry
bez słowa opuścił Pokój Życzeń, by iść do wieży Gryffindoru. Wykorzystał każdą
uncję powściągliwości, by utrzymać gniew pod kontrolą, ale teraz, idąc cichym
korytarzem, Harry czuł się tak, jakby miał wybuchnąć. Nigdy wcześniej nie czuł
się tak zdradzony. Hermiona zawsze wydawała się tak współczująca, gdy chodziło
o to, przez co przechodził. Rozumiał, że chciała się nauczyć obrony, skoro z
takim trudem jej to przychodziło an zajęciach. Hermiona próbowała pomóc innym,
to było jasne, ale sposób, w jaki to robiła, sprawił, że Harry czuł się
wykorzystywany.
Harry
niemal dotarł do wieży, gdy znajomy słodki głos dotarł do niego zza pleców,
przerywając jego myśli.
-
Panie Potter, trochę jest późno na błądzenie po korytarzach, czyż nie? –
zapytała profesor Umbridge.
Biorąc
głęboki oddech, Harry szybko spróbował się uspokoić i odwrócił się. To z
pewnością była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował.
-
Właśnie wracałem z biblioteki – powiedział spokojnie Harry, po czym spojrzał na
wiedźmę. – Wciąż mam kilka minut przed ciszą nocną…
-
Skoro był pan w bibliotece, gdzie są pana książki? – zapytała z zaciekawieniem
profesor Umbridge.
-
Nie mogłem znaleźć tej, której potrzebowałem – powiedział niewinnie Harry,
mając mimo wszystko nadzieję, że Umbridge kupi kłamstwo. – Ktoś inny już ją
wypożyczył. A teraz jeśli mi pani wybaczy, pani profesor, mam do skończenia
zadania przed jutrzejszymi zajęciami.
Uśmiech
profesor Umbridge poszerzył się.
-
Och, nie sądzę, panie Potter – powiedziała. – Ze wszystkich ludzi, akurat pan
powinien wiedzieć, że są kary za kłamstwa. Sądzę, że zaproponuję szlaban ze mną
jutro o piątej. Sugeruję, żeby przybył pan na czas. A teraz może pan iść.
Gryząc
się w język, Harry skinął głową i poszedł szybko do wieży Gryffindoru. Właśnie,
gdy myślał, że dzień nie może skończyć się gorzej, akurat musiał wpaść na
Umbridge, by dała mu szlaban, który zmuszał go do ominięcia jutrzejszego
treningu Quidditcha. Angelina nie będzie zadowolona, to było pewne. Było
oczywiste, że profesor Umbridge zwyczajnie szukała wymówki, by dać mu szlaban,
czekała na to od pierwszych zajęć. Tylko dlatego Harry nie protestował
przeciwko niesprawiedliwej decyzji. Tylko dałaby mu kolejny.
Wchodząc
do wieży, Harry zauważył, że pokój wspólny jest raczej pełny. Rozejrzał się i
zobaczył Angelinę w dalszym kącie pokoju, rozmawiającą z Alicją i Katie. Zdając
sobie sprawę, że najlepiej mieć to z głowy, Harry odetchnął głęboko i podszedł
do koleżanek z drużyny. Katie Bell zauważyła go pierwsza i uśmiechnęła się, ale
Harry nie odwzajemnił gestu. Naprawdę nie mógł się do tego zmusić.
-
Harry, co się stało? – zapytała Katie, gdy Alicja i Angelina odwróciły się do
niego. – Nie jesteś zdenerwowany, że zobaczyliśmy, jak trenujesz, prawda?
Harry
spojrzał bezpośrednio na Angelinę, ignorując pytanie Katie.
-
Chciałem ci powiedzieć, że nie będę w stanie uczestniczyć w jutrzejszym
treningu. Mam szlaban z profesor Umbridge na piątą – powiedział automatycznie.
Angelina
spojrzała na Katie i Alicję, nim pociągnęła Harry’ego do najbliższego fotela i
zachęciła go, by usiadł. Potem uklękła przed nim i wcięła go za ręce.
-
Co się stało? – zapytała łagodnie. – Jak, do licha, zdobyłeś szlaban?
Harry
wzruszył ramionami, nagle czując, jak opadł na niego ciężar całego dnia.
-
Znalazła mnie na korytarzu i spytała, gdzie byłem – powiedział takim samym
tonem. – Skłamałem, powiedziałem, że wracam z biblioteki i dała mi za to
szlaban.
Angelina
pociągnęła Harry’ego do uścisku, spoglądając na Katie i Alicję bezradnie.
-
Chyba nie żartowałeś z tym, że Umbridge się na ciebie uwzięła – powiedziała
łagodnie. – Nie martw się, Harry. Wiem, że to nie twoja wina. – Odsuwając się,
Angelina spojrzała Harry’emu w oczy i uśmiechnęła się uspokajająco. – Wyglądasz
na wyczerpanego. Chyba powinieneś iść już spać.
Harry
skinął głową i wyszedł do dormitorium. Wydawało się, że jego mózg całkowicie
się wyłączył, każąc mu działać z przyzwyczajenia. Przebrał się, rzucił kilka
zaklęć wyciszających wokół łóżka i wsunął się do środka. Był tak nieobecny, że
nawet nie zauważył, kiedy Ron i Hermiona przyszli sprawdzić, co z nim, zaledwie
dziesięć minut po tym jak odpłynął, bo wieść o jego niesprawiedliwym szlabanie
już rozeszła się po całym pokoju wspólnym.
^^^
Następnego
dnia zajęcia zdawały się strasznie ciągnąć. Historia magii była niewyobrażalnie
nudna jak zwykle, a co pogorszyło sprawę, profesor Umbridge obserwowała zajęcia
eliksirów, które były nie do zniesienia same w sobie. Wciąż pracowali nad
eliksirem dodającym wigoru, kolejnym, który Harry postanowił uwarzyć poprawnie.
Z pewnością nie potrzebował dostać szlabanu od profesora Snape’a tuż przed
profesor Umbridge.
Gdy
zajęcia się zaczęły, Harry wpadł w rutynę i zignorował profesor Umbridge
piszącą coś na swojej podkładce. Był tak zajęty podążaniem za planem warzenia,
który miał na pergaminie przed sobą, że nie zauważył, jak pół godziny później
Umbridge zaczyna zadawać pytania. Zaczęła od profesora Snape’a, po czym
przeniosła się do Pansy Parkinson i Millicenty Bulstrode, starając się unikać
wszystkich Gryfonów.
Cały
poranek Harry unikał Rona i Hermiony jak ognia. Próbowali przyprzeć go do muru
w Wielkiej Sali, ale Harry wyszedł bez słowa. Usiadł z Nevillem na historii
magii i na eliksirach, co wydawało się bardziej przeszkadzać Hermionie niż
Ronowi. Z pewnością nie podobało jej się to, jak Harry zniknął po eliksirach,
żeby skończyć zadanie z eliksirów, by nie musiał martwić się tym w nocy po
szlabanie, co usłyszała od Neville’a przed wróżbiarstwem.
Podczas
wróżbiarstwa Harry dowiedział się o tym, że profesor Trelawney została zawieszona
przez Umbridge. Trelawney była tak zrozpaczona, że opuściła klasę, by
interpretowali własne sny. Parvati i Lavender były kompletnie oburzone, że
profesor Umbridge zrobiła coś takiego ich ulubionej nauczycielce, podczas gdy
wszyscy inni milcząco zgadzali się z nauczycielką obrony, ale musieli odczuć
współczucie z powodu tego, jak profesor Trelawney przyjęła wiadomość.
Zajęcia
obrony były nudne jak zwykle i polegały tylko na czytaniu książki i nie
rozmawianiu. Chętny, by zakończyć zajęcia tak szybko, jak to tylko możliwe,
Harry zwyczajnie zrobił, co mu kazano. W chwili, gdy lekcja się skończyła,
Harry zjadł szybki obiad, po czym pobiegł do klasy obrony w celu szlabanu.
Dotarł do drzwi mając pięć minut w zapasie i zapukał, nie chcąc, by Umbridge
dała mu kolejny szlaban za spóźnienie.
-
Wejść – zawołała słodkim głosem profesor Umbridge, przekonując Harry’ego do
otwarcia drzwi i stanięcia z nią twarzą w twarz.
Wchodząc
do biura, Harry natychmiast sobie przypomniał wszystkie te momenty, gdy był tu
podczas swojego trzeciego roku, gdy nauczał Remus. Wtedy to było sanktuarium,
ale już nie. Niegdyś konserwatywny pokój został całkowicie zmieniony w coś, co
opisałby jako dziewczęce. Były tam koronkowe okrycia i ciuchy pokrywające
wszystko, wazony z kwiatami, a na każdej ze ścian wisiała kolekcja ozdobnych
talerzy, z których na każdym widniał wielki kociak noszący kokardkę wokół szyi.
Sam widok pomieszczenia sprawiał, że Harry chciał zwymiotować.
-
Dobry wieczór, panie Potter – powiedziała słodko profesor Umbridge.
-
Dobry wieczór, profesor Umbridge – odpowiedział uprzejmie Harry.
Profesor
Umbridge uśmiechnęła się szeroko.
-
Proszę usiąść, panie Potter – powiedziała, wskazując na mały stolik obok niej,
gdzie leżał kawałek pustego pergaminu. Harry posłuchał, siadając na krześle
przy biureczku i położył szkolną torbę na podłodze. – Chyba oboje wiemy, jak
szkodliwe jest kłamstwo, panie Potter. Napisze pan dla mnie kilka linijek tym
bardzo specjalnym piórem. – Podała mu długie i cienkie czarne pióro z niezwykle
ostrą końcówką. – Napisze pan: „Nie będę opowiadać kłamstw”, póki nie wsiąknie.
Sugeruję, żeby pan zaczął.
Harry
obserwował, jak Umbridge siada za swoim biurkiem i zaczyna atakować wielki stos
pergaminów, nim spojrzał na swoje pióro. Zauważył, że nie ma atramentu, ale
pomyślał, że to pewnie ten rodzaj zawierający w sobie atrament, więc nie
kwestionował tego. Wzdychając, Harry przyłożył pióro do pergaminu i napisał: Nie będę opowiadać kłamstw.
Nagle
na wierzchu jego prawej dłoni wybuchł ból, sprawiając, że Harry sapnął. Słowa
pojawiły się na pergaminie napisane czerwonym tuszem, takie same jak na
wierzchu prawej dłoni Harry’ego, które na moment wyryły się na jego skórze, nim
się zagoiła. Teraz jego dłoń wyglądała na podrażnioną, ale nie było śladu tego,
co właśnie zobaczył. Zamykając na moment oczy, Harry wypuścił uspokajający
oddech, nim wrócił do swojego zadania. Im wcześniej skończy, tym lepiej.
Powracając
wzrokiem na pergamin, Harry ponownie napisał Nie będę opowiadać kłamstw i ponownie poczuł kujący ból pochodzący
z wierzchu dłoni, gdy słowa wyryły się na jego skórze, po czym zaleczyły po
chwili. Tortura trwała; Harry obserwował, jak jego własna krew pojawia się na
pergaminie, a słowa na wierzchu jego dłoni. Powoli nauczył się odcinać od bólu.
Teraz był stały, podobny jak ten, który czuł podczas lata, nim Syriusz uratował
go od Dursleyów. Dawno temu nauczył się milczeć, żeby uniknąć surowszej kary. Tego
właśnie nauczył się przez te lata z jego krewnymi.
Zapadła
ciemność, ale Harry wciąż pisał. Nie zauważył, że profesor Umbridge
zrezygnowała z oceniania esejów i uważnie mu się przyglądała. W końcu podniosła
się ze swojego miejsca i podeszła do piętnastolatka. Był tak skupiony na swoim
zadaniu, że nie zauważył, jak stanęła przed nim, póki nie wyciągnęła pióra z
jego dłoni, po czym chwyciła jego prawą
rękę i przyjrzała jej się uważnie.
-
Chyba nie nauczył się pan jeszcze swojej lekcji, prawda? – zapytała profesor
Umbridge z uśmiechem. – Wygląda na to, że będziemy musieli spróbować ponownie
jutro wieczorem, o tej samej godzinie. Może pan odejść, panie Potter.
Harry
chwycił szkolną torbę i wyszedł szybko, kierując się do wieży Gryffindoru. Jego
ręka pulsowała bólem, a wciąż miał zadanie domowe do odrobienia. Nie wiedział,
jak długo pisał linijki, ale z pewnością było po północy, co oznaczało, że
pewnie nie będzie spał przez resztę nocy. Spoglądając na zaognioną prawą dłoń,
Harry musiał się zastanowić, co zrobił, by zasłużyć na takie traktowanie.
Chciał
komuś powiedzieć, ale wiedział, że to tylko wpędzi kogoś w kłopoty. Umbridge
nie zrobi niczego bez aprobaty Knota. Syriusz i Remus pewnie zaatakują Umbridge,
Knota i Dumbledore’a za to, że stało się coś takiego, a to było ostatnią
rzeczą, jakiej Harry chciał. Poprzysiągł, że w tym roku nie będzie sprawiał
kłopotów i miał zamiar się tego trzymać. Te szlabany były niczym w porównaniu z
tym, co się działo pod koniec poprzedniego semestru. Na razie będzie milczał.
Musiał to robić, by chronić tych, których kochał.