Dolores
spędziła całą noc na planowaniu, jak najlepiej wykorzystać informacje na temat
Snape’a. Od kiedy Mistrz Eliksirów przyprowadził tego piekielnego jastrzębia na
kolację, miała pretensje dla czarnowłosego mężczyzny o to, że posiada
zwierzaka, który upokorzył ją i o to, że patrzył na nią i krytykował ją bez
wypowiadania ani jednego słowa. Pragnęła zobaczyć, jak dumny Opiekun Domu
Slytherina staje się pokorny jej, która kiedyś była Krukonką, choć
wykorzystywała swoją inteligencję egoistycznie, by realizować własne plany, i
która miała wielkie uprzedzenia względem pół-ludzi i każdego, kto nie pasował
do jej wąskiego światopoglądu. Wierzyła, że zwierzęta są gorsze od ludzi, stąd
jej niechęć i pogarda dla ptaków, psów, kotów i im podobnych – uważała pół-ludzi
za podgatunek, ponieważ „skazili się” mieszając czystą ludzką krew z krwią
podrzędnych, paskudnych zwierząt. Z tego samego powodu nienawidziła ludzi półkrwi
i mugolaków.
Nikt
o tym nie wiedział, ale w tajemnicy zgadzała się z kampanią Voldemorta, mającą wyeliminować
mugolaków, sądząc, że świat będzie lepszym miejscem po oczyszczeniu z tak
niepożądanych osób. Wierzyła też, że osoby półkrwi, jak Snape, powinny być
rejestrowane i powinno im się zabronić rozmnażania z jakimikolwiek ocalałymi
osobami czystej krwi. Jej pomysł idealnego świata wyglądał tak, że osoby
czystej krwi byłyby przy władzy, a pół-ludzie wyjętymi spod prawa.
Oblizała
wargi, czytając raport podany przez Dawlisha, dowiadując się, że młody Snape
miał postawione zarzuty, ale nie przeszły, ponieważ dzięki Dumbledore’owi
został uniewinniony, bo przesłuchał młodego mężczyznę pod wpływem Veritaserum z
aurorem Moodym jako świadkiem. A Moody był uznawany za szalonego przez tortury
zafundowane mu z rąk śmierciożerców, dlatego jego zeznania były podejrzane, a
teraz również zeznania Dumbledore’a, biorąc pod uwagę to, o co oskarżył go
Minister. Twoja ochrona jest już nie
ważna, starcze, a przy odrobinie wysiłku, pozbędę się na dobre Snape’a. Żałosny
półkrwi!
A
jednak wiedziała, że jej wyrok może być kwestionowany, ponieważ połowa
czarodziejskiego społeczeństwa wciąż szanuje Dumbledore’a, a co za tym idzie,
również tego, kogo wziął pod swoje skrzydła. Więc musiała uczynić jego upadek
bardziej skandaliczny, pociągnąć ludzi na swoją stronę. W zamyśleniu postukała
się palcem w usta. No, co mogę wymyślić,
żeby ludzie chcieli wyciągnąć Snape’a za te jego tłuste kłaki?
Uniosła
wydanie Proroka, które zostawił jej Korneliusz. Na pierwszej stronie były
słowa: Harry Potter Zaginiony! A Może
Porwany?
-
Aha. Porwany? Idealnie.
Zagwizdała
radośnie. Wszystkie kawałki ułożyły się na miejsce. Jednym zamachem pozbędzie
się żałosnych członków kadry, a potem będzie rządziła niezwyciężona.
Severusie Snape, nadszedł
twój czas. Tak samo jak twojego przeklętego chowańca.
Ostrożnie
wsunęła teczkę i kawałek papieru do torby, a potem ubrała się i wślizgnęła do
łóżka, zasypiając na swojej różowej poduszce z monogramem zaledwie sekundę
później z lekkim uśmiechem na twarzy.
Freedom
obudził się tuż przed świtem, drżąc. Ale jego sen nie był starym koszmarem o
umierającym Cedricu, ani o tnącym go Pettigrew i używającym jego krwi, by
sprowadzić Voldemorta. Nie, to był nowy sen, w którym to obserwował bezradnie,
jak Severus jest zaciągany to Azkabanu, trzymany w areszcie przez Umbridge, a
potem jak ropucha wzywa dementorów i każe Freedomowi patrzeć, jak całują
Mistrza Eliksirów.
Obudził
się drżąc i dysząc, a jego oczy latały dookoła. Był na swojej żerdzi w salonie,
ale nie mógł zmieść pozostania na niej, więc wystartował i wleciał do sypialni
Severusa, gdzie wtulił się w poduszkę obok głowy Severusa i próbował ponownie
zasnąć.
To nie jest prawdziwe, Harry.
To był tylko głupi sen! Teraz wracaj do snu. Śpij. Skoncentrował się na oddechu
czarodzieja, nieświadomie dopasowując do niego swój, póki w końcu nie odpłynął.
Severus
obudził się o zwykłej godzinie i dostrzegł, że Freedom zdaje się dziwnie do
niego lepić, ale jastrząb twierdził, że nic się nie stało, gdy został o to
zapytany. Więc po prostu przypisał to nastrojowi i więcej o tym nie myślał. Była
to środa, co oznaczało, że nie miał zajęć aż do późnego popołudnia, ale był
zobowiązany przez Umbridge jeść śniadanie w sali z resztą kadry, ku jego
wielkiej irytacji. Cieszył się swoimi samotnymi, cichymi śniadaniami z
Freedomem.
Ale
wiedział, że w przypadku Wielkiej Inkwizytor stąpał po cienkim lodzie, więc
poszedł do sali na śniadanie jak posłuszny truteń, z Freedomem na swoim
ramieniu.
O
dziwo, Umbridge nie było przy stole, a jej zwykłe różowe szaty były widoczne z
odległości pięciu metrów, pomyślał szyderczo Snape. Ale może bez jej bacznych
spojrzeń przy stole, będzie w stanie przełknąć więcej niż kilka kęsów
śniadania. Tylko spojrzenie na jej obwisłą twarz sprawiała, że tracił apetyt.
Podszedł do swojego zwykłego miejsca i usiadł
między Minervą a Wilherminą, mówiąc zdawkowe dzień dobry, po czym wybrał jakieś
tosty posmarowane masłem, plasterek szynki i jajka w koszulce. Szybko nałożył
szynkę na tost, na to jajka, a potem wezwał Twixie, żeby przyniosła mu sos
holenderski do skropienia jajek.
Wilhelmina
spojrzała na niego i zapytała:
-
Cóż to jesz, Severusie?
-
Jajka Benedykta, Wilhelmino. Mugolski przepis. Całkiem dobre, powinnaś
spróbować. – I z tymi słowami, uniósł widelec i nóż, po czym zaczął jeść.
Freedom
obserwował go i przypomniał sobie, że wuj Vernon też je lubił, więc bardzo
dobrze nauczył się, jak je robić zanim osiągnął dziewięć lat. „Zawsze chciałem ich spróbować, ale nigdy nie
zostało ich na tyle dużo, żeby mógł spróbować”, pomyślał z tęsknotą. „Może jednak któregoś dnia, jeśli kiedykolwiek
wrócę do postaci człowieka, mogę poprosić o nie skrzaty domowe.”
-
Gdzie jest Dolores? – zapytał Snape, po skończeniu większości śniadania.
-
Miała jakieś ważne spotkanie z Ministrem – odparła Minerva, dodając kilka
więcej bananów do swojej owsianki. – Powinna wrócić po śniadaniu, jak sądzę.
Severus
skinął głową i poprawił ułożenie filiżanki, popijając z niej spokojnie i
kończąc swoje jajka. To było niezwykłe, jak poprawiła się atmosfera, gdy
Umbridge była nieobecna. Rzucała na wszystkich trującą chmurę, pomyślał
szyderczo.
Po
skończonym śniadaniu, Mistrz Eliksirów wstał i miał zamiar zejść do
laboratorium, by zacząć warzyć kilka dodatkowych eliksirów pomniejszających.
Miał jutro zajęcia z drugim rokiem, który miał pracować nad eliksirem
rozdymającym, a od czasu zajęć Pottera z eksplodującym kociołkiem, Snape
uznawał za konieczne mieć dodatkową dawkę pod ręką, tak na wszelki wypadek. Ale
zanim mógł wyjść z sali, pojawiła się obok niego Mrużka i powiedziała
nieśmiało:
-
Profesorze Snape, pani Umbridge żąda natychmiastowej pana obecności w jej
biurze.
Severus
zmarszczył brwi, patrząc na skrzatkę, która wzdrygnęła się.
-
Czy to kwestia życia i śmierci? Mam do uwarzenia eliksiry na zajęcia.
-
Och, tak, proszę pana, to ważne! Bardzo ważne, profesorze Snape! – Mrużka
zaczęła wykręcać ręce. – Nie jest dobrze kazać pani czekać. Pani tego nie lubi.
Pani ukarze Mrużkę, jeśli pan Snape wkrótce się nie zjawi.
-
Typowe – mruknął Severus. – Dobrze. Powiedz „pani Umbridge”, że bezpośrednio
tam pójdę.
-
Och, dziękuję panu. – Skrzatka wyglądała, jakby miała mu zacząć całować buty,
ale zamiast tego zniknęła, ku wielkiej uldze Snape’a.
-
Ciekawe, co tym razem chce ten cholerny wrzód na tyłku? – burknął złowieszczo
Snape do Freedoma. – Znów zmienić mój program nauczania? Cholerna marudna
wiedźma! Należy jej się potężne rozwolnienie. Przysięgam, jeśli ponownie mnie
zmusi do zmiany zajęć, dodam kilka kropel eliksiru na zaparcia do jej
popołudniowej herbaty i zobaczymy, czy to nie wyleczy jej potrzeby zmiany
harmonogramów co tydzień.
Na
jego ramieniu, Freedom zatrząsł się od niemego śmiechu. Och, Sev, to byłoby zabawne! Naprawdę byś to zrobił?
Snape
rzucił mu przebiegły uśmiech.
-
W mgnieniu oka. Nikt nie zasługuje na to bardziej niż ona. – Podszedł do
kamiennego gargulca i powiedział: – Różowy goździk.
Gargulec
usunął się na bok i wtedy mężczyzna wszedł na obrotowe schody.
Nie zna piekło straszliwszej
furii nad wściekłością Mistrza Eliksirów, zaćwierkał jastrząb, wciąż chichocząc w duchu.
-
Dokładnie. Lepiej o tym pamiętaj, pisklaku – drażnił się z nim Severus.
Z
jakiegoś powodu, Freedom przypomniał sobie wczorajszy koszmar, gdy wspinali się
po klatce schodowej i mimowolnie wzdrygnął się. „Nie bądź śmieszny. To był tylko sen, nie przepowiednia. Nie jesteś
jasnowidzem, Potter. To pewnie tylko ten królik, którego zjadłeś. Z jakiego
powodu Umbridge miałaby zesłać Severusa do Azkabanu? Nie złamał prawa.”
Nawet
jeśli, jastrząb był niespokojny. Umbridge traktowała beztrosko protokół, gdy
jej to pasowało. Severusie, uważaj. Nie
ufam jej.
-
Ja też nie. Ufam jej tak bardzo jak Czarnemu Panu.
Dotarli
do rzeźbionych, dębowych drzwi, Snape położył dłoń na klamce, po czym zamarł.
-
Ufam, że ty pamiętasz o manierach,
pisklaku?
Tak, Severusie. No chyba że
cię skrzywdzi. Wtedy będę miał pewne prawo rozerwać jej tyłek.
-
A gdzie to jest zapisane?
To część Kodeksu Chowańców, odpowiedział gładko Freedom.
Jeśli ktokolwiek skrzywdzi twojego
czarodzieja, możesz go bronić w każdy konieczny sposób.
Snape
uniósł brew.
-
Będę miał to na uwadze. Choć myślę, że mógłbym ją pobić w pojedynku.
Walczy nieczysto.
-
Ja też, jeśli to konieczne – przyznał Snape, po czym przekręcił gałką i wszedł
do biura.
Umbridge
siedziała za swoim mahoniowym biurkiem, a jej twarz wyrażała podekscytowanie,
gdy usłyszała otwierające się drzwi. Kolorowe kotki na ścianach miauczały
irytująco, jakby były zirytowane obecnością Snape’a. Severus wszedł do
pomieszczenia, patrząc pytająco na Umbridge.
Tuż
obok okna, przy boku biurka, stali Dawlish i Savage, młody mężczyzna o
szczupłej wygłodniałej twarzy szakala.
-
Chciała mnie pani widzieć? – zapytał Snape tonem chłodnej uprzejmości.
Freedom
spojrzał ostrzegawczo na pozostałych czarodziei, choć żaden z nich nie zwracał
na niego uwagi.
Umbridge
spojrzała na wysokiego mężczyznę, a jej nos zadrgał z podnieceniem, jak ogon
psa, który wyczuł zdobycz.
-
Profesorze Snape, ostatnio dotarłam do pewnego listu od anonimowej osoby
zwanej… - Tu przeszukała teczkę na biurku, po czym wyciągnęła list. - … Łapą, w
którym pisze, że był pan związany z poplecznikami Sam Wiesz Kogo. Czy to
prawda?
W
głębi duszy, Severus przeklął, nazywając Blacka każdym znanym mu przezwiskiem.
Ale jego zachowanie pozostało spokojne i niewzruszone. Odrzekł wiedźmie
spokojnie:
-
Jako młody człowiek, postępowałem zgodnie z zasadami tego, którego imienia nie
wolno wymawiać, przez około pół roku. Po tym czasie zorientowałem się, czym one
są i wyrzekłem się tego na zawsze.
„Nie! Och, Syriuszu, coś ty
narobił?” –
pomyślał Freedom z przerażeniem.
-
Doprawdy? Został pan ułaskawiony przez Albusa Dumbledore’a, czyż nie?
-
Prawda. Wyznałem mu wszystko, wysłuchał mojego świadectwa, tak samo jak auror
Moody – odpowiedział Severus wściekły, że musi omawiać to z nią ze wszystkich
ludzi.
Umbridge
zmrużyła oczy.
-
Wyznał pan, co, dokładnie? Torturowanie mugoli? Skalanie młodych dziewczynek?
Morderstwo?
Szczęka
Snape’a zacisnęła się, a mięśnie na skroni zapulsowały.
-
Nie, Wielka Inkwizytor. Nigdy nie zrobiłem czegoś takiego. Jako nowy rekrut,
wykonywałem inne zadania dla sami wiecie kogo. W większości warzyłem eliksiry.
Prowadziłem badania nad mrocznymi klątwami i zaklęciami. Inne… zajęcia, o
których pani wspominała, były zarezerwowane dla tych z Wewnętrznego Kręgu. Nie
byłem jednym z nich. – Choć teraz jestem,
dodał w duchu z gorzkim wykrzywieniem ust.
-
Jednak nosi pan Znak, czyż nie?
Snape
skinął głową.
-
Jak wszyscy, którzy kiedykolwiek byli jego poplecznikami.
Umbridge
wydawała się z tego powodu zadowolona.
-
Wiesz, Severusie, wierzę w drugie szanse. Uważam, że zawsze należy dawać
ludziom przywilej wątpliwości na korzyść oskarżonego. To dlatego, kiedy
pierwszy raz dowiedziałam się o twoich… powiedzmy… więziach z Sam Wiesz Kim…
nie podążyłam za pierwszym impulsem i nie wydaliłam cię od zaraz. Zamiast tego,
obserwowałam cię uważnie i muszę przyznać, że jesteś dobry, Snape. Niemal mnie
wykiwałeś.
-
W jaki sposób, madame?
-
Niemal zaczęłam myśleć, tak jak biedny, głupi Dumbledore, że się zmieniłeś. Ale
wtedy usłyszałam plotki. Plotki, że nienawidził pan młodego pana Pottera. Że
chciał pan, żeby chłopca wydalono z Hogwartu. Powiedział pan to Dumbledore’owi,
gdy tylko chłopak przybył na swój drugi rok. Zaprzeczy pan temu?
-
Nie. Powiedziałem, że Potter powinien zostać wydalony, ponieważ z powodu tego
incydentu z latającym autem, naraził nasz świat na ryzyko. To było lekkomyślne
i nieodpowiedzialne, więc chłopiec powinien ponieść konsekwencje swoich czynów.
-
Dokładnie. Z tego, co słyszałam, Potter zawsze łamał zasady i lekceważył
nauczycieli. Mnie też ignorował. To bardzo bezczelne. – Umbridge pociągnęła nosem.
– Ale jednak… nawet ja nie uciekłabym się do porwania, profesorze Snape.
-
Porwania? Nie mam najmniejszego pojęcia, o co pani chodzi.
-
Ach tak? – zamruczała Umbridge, a w jej oczach rozbłysła straszliwa
satysfakcja. – Gdzie byłeś w nocy, gdy zniknął Harry Potter, Snape?
-
Nie rozumiem, dlaczego miałaby to być pani sprawa.
-
Wszystko, co dzieje się w tej szkole jest moją sprawą, Snape. Z polecenia
Ministerstwa Magii, żądam odpowiedzi na moje pytanie. Gdzie byłeś w noc
zaginięcia Harry’ego Pottera?
Snape
wyglądał na znudzonego, ale Freedom widział niewielki strumyczek potu za jego
lewym uchem.
-
Chyba chodziłem wtedy po błoniach, jak zwykle po zajęciach, gdyż to ułatwia mi
oczyścić umysł.
-
Czy ktoś z tobą był?
-
Nie.
-
Więc nie masz alibi.
-
O co dokładnie mnie pani oskarża?
-
O porwanie i prawdopodobne morderstwo Harry’ego Pottera.
Snape
popatrzył na nią.
-
Jesteś szalona!
-
Ach tak? Nie sądzę. Ty, były śmierciożerca, uniewinniony przez starca, którego
zdolności umysłowe są wątpliwe, całkiem swobodnie mi się przyznałeś, że nie
lubiłeś pana Pottera i chciałeś, żeby zniknął z tej szkoły. Tylko ty nie masz
alibi na noc jego zniknięcia. Miał pan motyw i sposobność, profesorze.
Oszołomiłeś chłopca i gdzieś go ukryłeś.
-
Żeby co z nim zrobić? Zagrać w „sto pytań do”?
-
Proszę ze mnie nie kpić! – krzyknęła Umbridge, uderzając dłonią o biurko. –
Jesteś winny spisku i bez wątpienia wykorzystałeś to, czego nauczyłeś się od
przyjaciół śmierciożerców, by torturować i może nawet zabić bezbronne dziecko!
-
To śmieszne!
-
Nie z mojego punktu widzenia, Snape. Już udowodniłeś, że nie dbasz o
bezpieczeństwo uczniów, patrząc na twojego chowańca… tego okrutnego ptaka,
który atakuje dzieci bez prowokacji z ich strony.
To brudne kłamstwo, wiedźmo!
-
O, widzicie! Paskudna bestia, dokładnie jak jego pan. Severusie Snape, oskarżam
cię o zranienie i porwanie chłopca, który przeżył. To przez ciebie zaginął. Nie będę trzymała
mieszańca kryminalisty w mojej kadrze. Niniejszym zwalniam cię z twojego
stanowiska i przekazuję cię pod pieczę aurorów. – Odwróciła się do aurorów. –
Aresztujcie go! Zobaczymy, czy jakiś czas w Azkabanie nie rozwiąże jego języka.
Różdżka
Severusa znalazła się w jego dłoni.
-
Od kiedy aresztuje się kogoś bez dowodu przestępstwa?
-
Nie muszę ci się tłumaczyć. Wcześniej się wywinąłeś, bo miałeś potężnego
obrońcę. Ale Dumbledore jest skończony, więc teraz zapłacisz za swoje występki,
Snape! Gdy tylko znajdziesz się w Azkabanie, wyciągniemy z ciebie prawdę. –
Skinęła dłonią, a dwójka aurorów ruszyła w kierunku mężczyzny.
-
Dawlish, nie możesz jej wierzyć – zaczął Snape. – Nigdy bym nie skrzywdził
Pottera. Przysiągłem go chronić.
Umbridge
roześmiała się wysoko i przenikliwie.
-
Kolejne kłamstwo, Snape? Ty i Dumbledore razem spiskowaliście. Zamierzał zrobić
siebie Ministrem, a ty chciałeś zemścić się na Potterze, więc sprawiłeś, że
zniknął.
-
Wezmę Veritaserum i udowodnię ci, że się mylisz, kobieto!
-
Znam się na tym lepiej, niż ty, Snape. Śmierciożercy byli trenowani, by stawiać
opór temu eliksirowi. Nie stawiaj się, Severusie. Poddaj się, a zaoszczędzisz
sobie bólu.
Snape
obnażył zęby.
-
Jeśli chcesz mnie zabrać, suko, będziesz musiała walczyć.
Dawlish
rzucił zaklęcie oszałamiające, ale Snape uchylił się.
Freedom
wzbił się z jego ramienia, skrzecząc ze złości. Zostaw go W SPOKOJU! Nikt nie
skrzywdzi mojego czarodzieja!
Zanurkował
w kierunki aurora, jego szpony błysnęły i mocno uderzyły w mężczyznę,
potrząsając jego głową w przód i tył.
Dawlish
krzyknął i chwycił się za głowę, upuszczając różdżkę.
Savage
wywarczał zaklęcie usztywniające.
-
Locomotor mortis!
Ale
Snape był zbyt szybki i klątwa przeleciała obok niego nieszkodliwie, odbijając
się od ściany.
-
Przeklęty jastrząb! – krzyknęła Umbridge, po czym wskazała w niego różdżką i
wrzasnęła: – Incendio!
Strumień
ognia wystrzelił z jej różdżki, niemal przypalając pióra na ogonie Freedoma.
Kilka
portretów krzyknęło z przerażenia, gdy prawie zajęły się ogniem.
Severus
odwrócił się na pięcie, a jego oczy płonęły straszliwą furią.
-
Śmiałaś…?
Umbridge
zamarła, gdyż w tym momencie ujrzała zbliżającą się śmierć.
Freedom
również ją zobaczył. Widział, że Snape kołysał się na krawędzi zniszczenia i to
przesądziło o jego wyborze.
Severusie, nie! Nie rób tego! – krzyknął. Przestańcie, wszyscy! Wbił się między
Mistrza Eliksirów i Umbridge, i nagle poczuł, jak pod jego powiekami narasta
straszliwy ucisk. Przed jego oczami pojawiły się iskry, a ogień strawił jego
kończyny.
Czarodzieje
patrzyli ze zdumieniem, jak postać jastrzębia zamazała się, a potem
zdeformowała… w kształt piętnastoletniego chłopca z burzą ciemnych włosów,
okularami i blizną w kształcie błyskawicy. Jego różdżka była zaciśnięta w
dłoni, gdy warknął na Umbridge:
-
Nie dotykaj go, parszywa ropucho! Chcesz wiedzieć, gdzie jest Harry Potter?
Cóż, tu jestem, a jeśli chcesz skrzywdzić Severusa, musisz najpierw skrzywdzić
mnie.
Wszyscy
zamarli.
Oczy
Harry’ego wwierciły się w Umbridge ze szmaragdową intensywnością tak bardzo, że
wiedźma wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
-
A-Ale jak… to możliwe…? Byłeś tym czymś cały czas…?
-
Tak. Jednej nocy przemieniłem się w animaga przez przypadek, wyleciałem przez
okno i rozbiłem się, złamałem skrzydła i straciłem pamięć. Znalazł mnie
profesor Snape i uzdrowił. Nie wiedział, że byłem animagiem. Nikt nie wiedział.
Nie porwał mnie ani nie skrzywdził. Uratował mi życie. A teraz proszę odwołać
swoje psy, pani profesor.
Umbridge
wybełkotała coś, ale machnęła dłonią na Dawlisha i Savage’a. Potem zebrała się
w sobie i powiedziała:
-
To może być podstęp. Zaklęcie kameleona. Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? –
Skierowała różdżkę na Harry’ego. – Finite!
Nic
się nie stało. Naburmuszona, warknęła:
-
Dawlish, daj mi Veritaserum.
-
Przykro mi, proszę pani. To nielegalne. Jest nieletni – wycedził auror. – A
poza tym, wystarczy spojrzeć na Snape’a, a zobaczy pani, że dzieciak nie
kłamie. – Skinął głową na Mistrza Eliksirów.
Umbridge
uniosła wzrok, a Harry odwrócił się powoli, przełykając ciężko ślinę.
Był
przygotowany zobaczyć gniew, pogardę albo szok w oczach swojego profesora.
Zamiast
tego zobaczył poczucie zdrady, zmieszane z niedowierzaniem.
Harry
wzdrygnął się i cofnął o krok.
-
Nic o tym nie wiedziałeś, Snape? – zapytała Umbridge, brzmiąc jak dziecko,
które właśnie pozbawiono wycieczki do sklepu z zabawkami.
-
Nie. Sądziłem… był tylko moim jastrzębiem. Moim chowańcem…
-
Wygląda na to, że dzieciak wpadł w lekkie kłopoty przez swoje pochopne
działanie – powiedział Savage. – Zdarza się. Ponieważ oczywiście Snape nie jest
winny, to oznacza, że będzie pani musiała odwołać swoje zarzuty, Wielka
Inkwizytor.
-
Och, dobrze! Choć wciąż uważam, że był z chłopcem w zmowie!
-
Nie – upierał się stanowczo Harry. – Nie wiedział o niczym. Przysięgam na moją
różdżkę, na jakąkolwiek przysięgę pani chce, ale to prawda.
-
Wierzę mu – powiedział Savage.
-
Ja też – zgodził się Dawlish, trzymając szmatkę przy krwawiącej skórze głowy i
piorunując Harry’ego wzrokiem.
Dolores
prychnęła, po czym powiedziała:
-
Świetnie! Zarzuty zostaną oddalone. Możecie iść, panowie. Sama sobie poradzę z
wagarami pana Pottera.
Dwójka
aurorów pokiwała głowami, po czym przenieśli się siecią Fiuu z powrotem do
Kwatery Głównej aurorów, zostawiając Harry’ego samego z wściekle nadętą
Umbridge i oszołomionym, zdenerwowanym Snapem.
Młody
czarodziej spojrzał między tą dwójką i zastanowił się, czy nie byłby bezpieczniejszy
w Azkabanie.
nareszcie ten moment jak mogłaś urwać w tym miejscu czytam każdy rozdział czekam na kolejny z utęsknieniem jesteś wielka kocham cię Gosia
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, o nie, ta reakcja Severusa to poczucie zdrady, Sev powiniem jakiś paskudny eliksir podać umbridge...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia